Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-08-2022, 09:18   #3
Jenny
 
Reputacja: 1 Jenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputację
Następne 11 godzin spędzili w podróży, zasuwając stateczkiem w nadświetlnej… I kochali się jeszcze dwa razy. W różnych miejscach, i w różnych pozycjach. Oboje byli bardzo zadowoleni z takiej podróży, z obcowania ze sobą, i… z licznych orgazmów. A później, zasnęli wtuleni w siebie, na łóżku, póki ich nie obudził alarm zbliżeniowy…

Dotarli do planety Yoluvis, której orbita była podobnie zanieczyszczona, jak Thezuno. Jednak z zupełnie innych powodów, można było powiedzieć, że przemysł na planecie "kwitł".
Metaliczny głos odpowiedział na wezwanie do wyznaczenia miejsca do lądowania i krok po kroku, zgodnie z instrukcją, wykonywał kolejne czynności sprawdzające statek. W końcu dostali zgodę i przebili się przez potężne chmurzyska, z których leciał lekko zielonkawy deszcz. Bob wyraził nadzieję, że lądowisko będzie pod dachem, bo w innym wypadku deszcz może wywołać nawet jakieś szkody "Jastrzębiowi".
Obserwując przez okna stolicę planety, w której znajdował się port kosmiczny, zobaczyła dość smutne miasto. Nawet tutaj były wszechobecne kanciaste, brzydkie hale, z wysokimi kominami, emitującymi sporo dymu. Zauważyła właściwie tylko jedno skupisko wielu neonów na budynkach, świadczących o jakimś weselszym życiu na Yoluvis.
- Kurde, ale syf… - Mruknęła pod nosem Kitty, gdy lądowali. No a po chwili, zwyczajowo, gadka-szmatka na lądowisku, nie, w statku nie trzeba nic uzupełniać, blabla, symboliczna opłata za skorzystanie z portu, no i tyle. Mogli robić(teoretycznie) co chcieli.
- Bob, zostajesz i pilnujesz. Aiden, idziemy poszukać jakiejś siedziby twojej firmy, albo porządnego holonetu, żebyś z nimi pogadał? No i tam… - Wskazała mniej więcej paluszkiem kierunek - Tam chyba było coś mniej przygnębiająco-metalicznego, może warto zobaczyć? - Założyła na swój zwyczajowy strój kurteczkę, gotowa do drogi.
- Tuuut! - Bob przybliżył się do boku Kitty, tego z której strony nie stał Aiden. - Kitty, jesteś pewna, że możesz zostać sam na sam na tej planecie… i to jeszcze z nim? - Zapytał niby szeptem, ale tak, że Aiden wszystko usłyszał.
- Ja tam jestem gotowy… - Odpowiedział lekko naburmuszony mężczyzna, pozornie uznając, że nie słyszał słów robota.
- To chodźmy! - Uśmiechnięta Kitty, wzięła Aidena pod ramię, i ruszyli płytą lądowiska, ku… nieznanemu.

Wyszli z lądowiska, na którym znajdowało się oprócz statku Kitty, kilka transportowych, klocowatych promów. Gdy weszli do korytarza, z boku dobiegł ich metaliczny dźwięk z głośnika.
- Proszę podać cel podróży! - Zawołał najprawdopodobniej jakiś cyborg przez interkom. Aiden otworzył już usta, ale spojrzał na Kitty i je zamknął, dając jej pierwszeństwo w odpowiedzi.
- "Gówienko cię to obchodzi" - Chciała już odpowiedzieć dziewczyna, wiedziała jednak, iż byłaby to zła odpowiedź. Dlatego też, nieco zapoznana z obyczajami panującymi w wielu cywilizowanych światach, powiedziała… - Handel. Dyrektywa 8.
- Analiza rozpoczęta - odpowiedział głos z głośnika, a Aiden patrzył na Kitty z podziwem. - Thorus, czy my mamy jakieś dyrektywy w… - Kontynuował głos z głośnika, znacznie ciszej, jakby… nie mówił do mikrofonu.
- Wyłącz interkom idioto! - Odpowiedział mu donośnie drugi, metaliczny głos, po czym rzeczywiście głośnik się wyłączył.
- Wesoło tam mają. - Skomentował Aiden, lekko się zaśmiewając, ale zaraz ponownie zacharczał głośnik, zwiastując ponowne jego włączenie.
- W międzyplanetarnym porcie kosmicznym Yoluvis nie obowiązują żadne… ee… Dyrektywy! Ale przyznany zostaje pobyt w celach handlowych. Numer 427 i 428. - Powiedział, po czym z dziury w ścianie wyskoczyły dwie blaszane przepustki, a Kitty poruszyła zabawnie, i specyficznie brewkami, do Aidena.
- No! - Powiedziała wielce łaskawym tonem do głośnika - Bo już chciałam prosić o rozmowę z Imperatorem… miłego dnia chłopaki!
- Zażalenia proszę składać na… - Zaczął jeden głos, ale nagle można było dosłyszeć trzaśnięcie i głośnik się wyłączył. Kitty z Aidenem ruszyli dalej, w stronę hali głównej portu. Tam było dość surowo i nieprzyjemnie. Gdzieniegdzie przechadzały się jakieś cyborgi, najczęściej zajęte przenoszeniem jakichś ładunków, czy przeklikiwaniem czegoś w tutejszych portalach obsługowych. Widać było jednak jedno okienko, z napisem we wspólnym języku “Informacja”, za którym siedział przestarzały cyborg.
- Dzień doberek! - Powiedziała głośno Kitty z wielkim uśmiechem - Centrum Rozrywek?
- Dz… ień dooobry… - Powolnie odpowiedział cyborg, jakby dopiero się budził do życia. - Jestem oficjalną informacją międzyplanetarnego portu kosmicznego Yoluvis. W czym mogę pomóc? - Cyborg dopiero teraz podniósł wzrok swoich świecących, zielonych oczu na Kitty. Jedno oko świeciło się w miarę normalnie, drugie ciągle migało i było bardzo blade. A dziewczyna przewróciła ślipkami.
- Centrum rozrywki?? - Powtórzyła. Cyborg jeszcze chwilę się nie odzywał, a włączył jakby jakiś skaner w stronę nowo przybyłych. Nagle jego kolor oczu przeskoczył na niebieski, choć również jedno oko migało.
- Mordownia czy dla leszczy? - Zapytał nieco bardziej ludzkim tonem.
- Coś na poziomie - Odparła Kitty.
- Z tym chuderlakiem lepiej nie do Quasiqs… - Cyborg jakby ciągle coś analizował, aż nagle przerwał. - To… Chariot. To chyba będzie dla was najodpowiedniejsze. Gdzie przesłać koordynaty?

Fioletowowłosa pokazała mu swój osobisty mini-komputerek…
- Dajesz, dziadek - Powiedziała. Momentalnie na nim pojawiło się jakieś powiadomienie.
- Proszę przyjąć wiadomość. Wszystko będzie tam podane. - Odparł cyborg-informacja.
- Dzięki. Jesteś cacy! - Kitty głośno cmoknęła, posyłając cyborgowi "powietrznego" całusa - Taaaxiiii!

Coś na zewnątrz na głośne zawołanie zatrąbiło. Gdy Kitty i Aiden wyszli na zewnątrz, przed samym budynkiem stał wielki, klocowaty transporter. Jednak nie wyglądał na tani, bo miał bardzo solidne, pancerne wręcz blachy. Ze środka wysunęła się głowa cyborga w czapce dżokejce.
- Tylko we dwójkę? I gdzie? - Zapytał cyborg tradycyjnie metalicznym głosem, ale i dość ciekawskim tonem.
- A co, stada się spodziewałeś? - Parsknęła Kitty - Do tego… Quasiqs!
- Najczęściej wożę… stada nowych pracowników od razu do fabryk. Ale dobrze mieć odmianę. Siadajcie. Mam nadzieję, że wam wygodnie? Skąd pochodzicie? - Przy wypowiadaniu tych wszystkich słów, jednocześnie taksówkarz powoli włączał silnik. A Kitty rozsiadła się baardzo wygodnie w środku, zarzucając nóżki na kolana Aidena. który chętnie je miał na sobie, dodatkowo delikatnie je gładząc, niczym siedzącego na kolanach kotka. - Nie twój interes! - Zachichotała - Misja… dyplomatyczna! Planeta Prxtttts 6! - Znowu zełgała, na całego.
- Pytam, żeby zapewnić wam najwyższy komfort obsługi, dostosowując warunki pojazdu do preferowanych na waszej planecie! - Cyborg zdążył już ruszyć we wskazanym kierunku. - Niestety… nie mam planety Prxtttts 6 w swojej bazie… czy mogą mi państwo powiedzieć o niej coś więcej, bym wprowadził ją do swojej bazy?
- Oooooj, to musisz sobie zrobić upgrade… to jest Muntonia System. Ale nie przejmuj się, tak jak teraz, jest dobrze…
- Dziękuję za sugestię. Informuję, że dotrzemy do celu, za… trzy minuty, dwadzieścia osiem sekund. W czym mogę jeszcze służyć? Jestem do państwa dyspozycji. - Skończył mówić cyborg, a Aiden cały czas był zaskoczony tym, o czym mówiła Kitty, co mocno było widać po jego twarzy. Dziewczyna zaś do niego mrugnęła, po czym przystawiła paluszek do swoich ust…

W końcu wysiedli przed budynkiem. Raczej znajdował się kawałek od tych wszystkich neonowych, świecących, bo nie było widać nigdzie w okolicy neonu. A ten, swoją nazwę miał w postaci wyciętych, dużych liter na szyldzie, z jakiegoś materiału, który kompletnie inaczej odbijał światło niż wszystko dookoła, co stanowiło dość ciekawy efekt. Sam budynek, był jednak nudnym, wielkim klocem, do którego prowadziły drzwi prawie jak od jakiegoś magazynu.
- Ummm… pozory mylą? - Powiedziała Kitty, z moocną nadzieją w głosie - No to siup do środka?
- Jasne… ale może lepiej na wszelki wypadek ja przodem… - Powiedział Aiden, choć sam wyglądał dość niepewnie. Sięgnął za klamkę drzwi i pociągnął. Ale ta ledwo drgnęła. Spróbował drugi raz, otworzył ją na jakieś dwadzieścia centymetrów, ale ta znowu się zatrzasnęła. Gdy po chwili spróbował trzeci raz, coś pchnęło drzwi od środka, aż go odrzuciło do tyłu, musiał przyklęknąć łapiąc równowagę.


- Czego!? - Ze środka wylazł czarnoskóry cyborg z cygarem w ustach, spoglądający to na Kitty, to na Aidena, który łapał oddech.
- Wilka złego! - Odkrzyknęła Kitty, i głośno się roześmiała. Obejrzała sobie jednak typka z góry do dołu… - Wow! Aleś ty tfardy! No… bawić się chcemy, nie? - Błysnęła ząbkami.
- Ty… - Chwilę jeszcze ocenił Kitty z góry do dołu, w mechaniczny sposób. - Możesz wejść. Lubimy tu takie pyskate. Ale ten? W co on w ogóle kurwa jest ubrany? - Zwrócił uwagę na strój Aidena, którym były awaryjne ciuchy z kapsuły. Właściwie, to rzeczywiście wyglądał, jakby miał zaraz operować dźwigiem, a nie wchodzić do klubu.
- Oj misiu nie bądź taki… - Kitty zrobiła słodziutką minkę nr.3 - Mój lovellas ostatnio sporo przeszedł… wiesz, bitwa kosmiczna, wybuchy, rozwalane statki… on też jest tfardy, serio. Ubranie mu zjarało, ale załatwił drani na cacy. Będziesz słodziak? - Dziewczyna pięknie ścisnęła ramionkami ułożonymi w dół ciałka swoje cycuszki, uwypuklając swój dekolcik.
- Twardy? - Cyborg na chwilę się zastanowił. - Nawet drzwi nie umiał otworzyć. Zaraz ktoś się będzie chciał z nim napierdalać i będziesz chłopaka wynosić na noszach. O ile tobą też się jakoś nie zajmą. Nie chcę tu problemów.
- Godzinę temu miał flaki na wierzchu! Błeeech, wiesz… a teraz patrz, śmiga jak ta lala. Dochodzi do siebie… no weź no nie rób jaj… - Kitty nieco zbliżyła się do cyborga, po czym przejechała paluszkiem po jego torsie, wpatrując się w jego twarz - Żadnych problemów nie będzie…
- No dobra, macie szczęście, bo… jakby to powiedzieć… - Cyborg podrapał się po brodzie. - Lubię patrzeć na frajerów, jak ich laski robią mi loda.
- Taki chuj, jak Vanty nos! - Kitty stanęła na paluszkach(choć i tak jej sporo brakowało), by zrównać się z twarzą gościa, a w jej oczkach coś błysnęło.
- Co ty odpierdalasz Osmod, masz mi wpuścić tą duperkę! - Odezwała się nagle krótkofalówka u boku cyborga.
- Ale szefie, ona jest z jakimś frajerem! - Odpowiedział czarnoskóry osiłek, który ewidentnie zmiękł pod wpływem usłyszenia głosu przełożonego.
- No to go kurwa wpuść! Co my wolnych miejsc nie mamy? Ile mam ci tłumaczyć, że to żadna metropolia, żeby selekcjonować jak skurwysyn! Koniec tematu. - Krótkofalówka rozłączyła się, a Osmod przybrał poważną minę.
- Włazić. - Powiedział, przytrzymując drzwi i przybierając zupełnie neutralną minę.

Kitty złapała jedną ręką Aidena, ciągnąc za sobą, a drugą… pokazała "fakalca" gościowi, szczerząc ząbki. No i weszli…
W przedsionku nie było jakiejś szatni, gdzie można było zostawić wierzchnie okrycie, pewnie dlatego, że większość cyborgów go nie potrzebowała. Na siłę były zrobione jakieś zwykłe, podłe wieszaki, ale raczej żal byłoby wieszać na nich swoją kurteczkę.
Aiden ruszył przed Kitty i otworzył jej kolejne drzwi, tym razem już bez większych problemów, otwierając bramy do środka klubu. Zarazem dźwięk mocno elektronicznej łupanko-muzyki dobiegł ich uszu.


W środku mimo wszystko było sporo osób. Większość stanowiły cyborgi, ale sporo osób, jak np. część tancerek, zdawała się być innych ras.
- Dz-dzięki. - Powiedział Aiden, chociaż widać było, że dotknęła go rozmowa z bramkarzem. - To jaki plan?
- Chelejeeemyyy! - Roześmiała się Kitty, ściągając kurteczkę - A serio… poszukaj Holołącza, daj swoim znać… - Ucałowała Aidena w policzek - Ja zasięgnę języka… aha, nie zapomnij im powiedzieć o nagrodzie, za uratowanie cię? - Pokazała mu języczek, po czym ruszyła do baru.
- M-myślisz, że bezpiecznie się podłączać w takim miejscu? - Zapytał zdziwiony Aiden, po chwili jednak zmienił wyraz twarzy. - Zresztą, po co pytam, jesteś strażniczką kosmosu… musisz wiedzieć, co mówisz…

Po tym Aiden skierował się w swoją stronę, starając się mocno wymijać miejscowych. Kitty zaś ruszyła do baru, gdzie obsługiwał już nawet nie cyborg, co zwykły droid. Na jej widok jednak zaświeciło mu się kilka lampek i od razu zagadał.
- Szef polecił mi podarować pani i pani towarzyszowi dowolnego drinka w zamian za niedogodności przy wejściu. - Wskazał na jeden ze stolików, w rogu pomieszczenia, gdzie siedział cyborg w otoczeniu kilku kobiet.


- Czy zrealizuje pani zamówienie od razu? - Dodał droid-barman.
- Uuuu, słodko… - Mruknęła Kitty - To ten… "Arktycznego drinka"!(wódka, likier z mandarynek, pomarańczka, biała czekolada, wiśnia, listek mięty)


Po otrzymaniu zaś drinka, Kitty spojrzała w kierunku "szefa", kiwnęła mu głową, po czym wzniosła ku niemu toast, i się napiła… smakowało dobrze. Kilka razy poruszyła się w takt muzyki, po czym rzuciła droidowi-barmanowi swoją kurteczkę.
- Przypilnuj…

Droid na chwilę się zawiesił, ale za moment podniósł kurtkę, swoimi sześcioma ramionami bardzo sprawnie i starannie ją złożył i umieścił głęboko pod ladą.
- Zrobione. - Rzucił krótko i uprzejmie. - Czy pani towarzysz życzy sobie tego samego drinka?
- Hmmm? A tak, jasne, taaak… - Powiedziała i wychlała już całego swojego - Zaniosę mu… - Ściemniła.
- Rozumiem. - Po chwili pracy przy ladzie, droid podał drink. - Pani towarzysz z moich ust na pewno się nie dowie, że przydzielony mu był darmowy drink.

Kitty była na moment zaskoczona… a potem się roześmiała.
- Ty wiesz więcej, niż na takiego wyglądasz - Powiedziała, kiwając mu paluszkiem, po czym zgarnęła kolejnego drinka - Dobre robisz…

Ruszyła prosto do "szefa". Po drodze upiła pół drinka, i rozpięła odrobinkę bardziej strój, ukazując cycuszki. W jednej ręce lampka, druga na bioderkach… kołyszących się wśród kroczków.
- Hiiii - Powiedziała bardzo słodko, podchodząc do stolika. Jedna z dziewczyn stojących za mężczyzną zachichotała, odrywając go od wczytywania się w dane na datapadzie.
- Cześć skarbie, jak się bawisz? - Zapytał od razu uprzejmym tonem, dodatkowo brzmiącym niemal jak człowieczy głos. Dłonią wskazał na miejsce na wygodnym fotelu naprzeciwko siebie. Kitty usiadła, zakładając nóżkę na nóżkę.
- Bardzo fajnie… muza super, drinki też. Barman zdecydowanie powinien dostać podwyżkę… dziękuję za drinka - Ponownie wzniosła toast ku gospodarzowi, i upiła nieco alkoholu - Wspaniałe miejsce panie…?
- Perseus. - Wstał, wyciągając ludzką dłoń w jej stronę. - A ty, skarbie?
- Kitty - Uścisnęła mu łapkę, słodko świecąc ząbkami. Czuć było, że ma sporą siłę, jednak jego uścisk był bardzo delikatny. Dość szybko puścił jej dłoń i ponownie usiadł.
- Więc co cię do mnie sprowadza, Kitty? - Zapytał, zerkając na jedną ze swoich panienek, która momentalnie w dłoń podała mu parujący napój w wysokiej szklance.
- W sumie… ach… smutne okoliczności… - Kitty zrobiła smutną minkę i wychlała resztkę drinka - …czy dziewczynki nie mogłyby przypudrować sobie noski? - Spytała z nadzieją w głosie.
- Nie wiem no, one same o sobie decydują. - Spojrzał po nich, te następnie zerknęły po sobie, puściły sobie uśmieszki, po czym odeszły. Jedna z nich, przeszła tuż koło Kitty i dłonią delikatnie smyrnęła jej ramię, lekko chichocząc przy tym. Kitty spojrzała na nią i uśmiechnęła się…

- Słyszałam, że jeśli ktoś, to ty, może mi pomóc - Zwróciła się do Perseusa, z poważną już minką - Pochodzę z planety Thezuno. Została ona zaatakowana w ciągu ostatnich 24h. Zginęło wiele osób… wiele. A my nie wiemy kto. Pomożesz? - Migoczące oczka, skierowała z rozmówcy w swoją pustą lampkę po drinku, i zaczęła mocno nerwowo wyginać sobie paluszki dłoni…
- Przykre. - Nachylił się do stołu i ze swojej szklanki przelał trochę do kieliszka Kitty. - Zostawiłabyś dziewczyny, to pewnie nalałyby czegoś lepszego. Ale za zabitych na Thezuno! - Podniósł swoją szklankę w geście toastu, po czym jednym haustem wypił do końca. Ona uczyniła podobnie, jednym haustem, na ślepo… Zawartość przypominała mocny, ziołowy likier, wymieszany z mocno gorzką, czarną herbatą… na dodatek wszystko było gorące.

- Ale nie wiem, jak mogę ci pomóc. Ktoś, kto wskazał mnie, jako mogącego pomóc, się pomylił. - Odpowiedział bardzo spokojnie.
- Informacje? Na pewno masz wielu takich, co wiedzą to i owo, na bieżąco? - Kitty zsunęła się z fotela, przed stolikiem, na kolanka. Podniosła wzrok na Perseusa.

Zbierające się łezki w oczach.
- Proszę…?
- Co możesz zaoferować? - Zapytał, dolewając sobie z dużego dzbanka tego samego drinka. Następnie pochylił też dzbanek w stronę kieliszka Kitty, ale nie nalał, tylko czekał, jak zareaguje.
- Co… zechcesz…? - Powiedziała łamliwym głosikiem.
- Nie, co ja zechcę, tylko co zechcą ludzie od informacji. - Odstawił dzbanek na bok, uznając, że Kitty nie chce więcej tego pić. - Więc co masz?
- Mam całą planetę! - Powiedziała Kitty, i złapała za dzbanek, po czym zaczęła łapczywie z niego pić, aż spływało jej po brodzie, i po obfitym dekolcie.
- Planetę? - Z lekkim zdegustowaniem spojrzał na Kitty Perseus, widząc, co robi z alkoholem. - I wszyscy tam tak chleją jak świnie? A ten chłopak, z którym przyszłaś, to wiesz, że już leży pobity w kiblu? - Pierwszy raz okazał jakieś zdenerwowanie w głosie.

Kitty odstawiła gwałtownie dzbanek na stół.
- 18 miliardów kredytów, dochodu rocznego z upraw rolniczych. Dostaniesz 0,1%. A więc 18 milionów. Mało ci? To spierdalaj - Powiedziała już całkiem serio, z łezkami spływającymi po jej policzkach - I lepiej wezwij gliny… - Wyszarpnęła pistolecik laserowy z kabury.
- Jednak ten pierdolony Osmod miał rację… - Odparł Perseus łapiąc się za skronie. - Schowaj ten pistolecik, to cię nie oddam w jego ręce, jak skończymy.
Kitty gwałtownie wstała, waląc kolanami o stół, czego w sumie na chwilę obecną nie zarejestrowała…
- Więc??? - Warknęła. Mimo sporych emocji, wyczuła trochę ruchu za sobą, jakieś skrzypnięcie jakby broni… mimo tego, że ktoś starał się być bardzo cicho.
- Kurwa mać, z babami tak zawsze… - Powiedział głośno, rozkładając szeroko ramiona, w geście jakby poddania się. - Co ci w ogóle daje grożenie mi? Rozmawiałem z tobą, dogadywałem się, co jest nie tak? Że chłopak pobity? Ten kto go pobił, też już pobity, przez moich ludzi. Ale lepiej od razu histeryzować.
- Błagałam cię o pomoc na kolanach, ale chuj z tym… targujesz się jak cipa na… targu… czego ty kurwa chcesz… - Kitty rozpłakała się na całego, i rzuciła pistoletem na stół, zbijając wiele szkła, i znowu opadła na kolanka, i skryła twarz w dłoniach, szlochając na całego.
- Myślę, analizuję, a ty ciągle odstawiasz te szopki… - Perseus strząsnął ręką trochę szkła, które poleciało na jego metalowe nogi. - Są dwie opcje. Właściwie dwóch informatorów, którzy mogą spróbować coś się dowiedzieć. Do obu mogę cię umówić, na własne polecenie, finanse biorę na siebie. Ale… i on i ona, mogą chcieć czegoś więcej. To wariaci. Ona chyba nawet większa, niż on. Chociaż chyba będziecie pasować do siebie…
- Kutasie… - Szepnęła Kitty, przez łzy. Powoli, wśród luf, skierowanych w jej skromną osóbkę, podała mu swój mini- komp. A później, równie wolno, sięgnęła po swój pistolecik, i schowała go do kabury.
 
Jenny jest offline