Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-09-2022, 14:30   #8
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Wyskoczyli z nadświetlnej, gdy komputer wskazał, że to już maksymalna bliskość do portu kosmicznego Amytus XIV. Ze swojego doświadczenia, osoby odwiedzającej przede wszystkim te bardziej rozrywkowe porty, Kitty mogła powiedzieć, że ten zdecydowanie nie wyglądał tak, jak była do tego przyzwyczajona… Górowała w nim przede wszystkim chłodnie skalkulowana praktyczność, bryły poszczególnych elementów stacji nie miały w sobie za złamany unikredyt polotu.
Statków jednak w obie strony ruszało całkiem sporo, chyba przede wszystkim handlowych. Chociaż zdarzały się i wyglądające na typowo bojowe. Stateczek Kitty wyróżniał się na tle pozostałych, ale nie był jedynym w tym stylu. Zwłaszcza mogła to zobaczyć, gdy została skierowana na lądowisko przeznaczone do jej podobnych statków, gdzie widać było też całkiem sporo ruchu.
- Hej Bob, słuchaj uważnie. To może być bardzo niemiłe miejsce, więc pilnuj statku porządnie - Powiedziała Kitty, lądując - Jest tu wielu "przyjemniaczków", którzy by chcieli nam gwizdnąć nasz mały złomik…
- Oczywiście Kitty! - Odezwał się o dziwo dość żywiołowo Bob. - Będę walczył o nasz statek do swojego ostatniego sprawnego kabelka!

Kitty tymczasem zauważyła, że w dość swobodnej pozie, niedaleko statku, stoi jeden z Quimbian, co jakiś czas zerkając w stronę drzwi wyjściowych stateczku Kitty, a czasem skubiąc coś w swoim datapadzie.
- To trzymaj się - Poklepała Boba po głowie - Wracam jak najszybciej!

Zwyczajowy kombinezonik, butki, pas, komputerek i pistolecik przy nim… ruszyła po lądowisku, niby w kierunku jaszczura, ale w rzeczywistości go minęła, idąc do wyjścia z hangarów. Mijając go, zauważyła, że Quimbian ogonem przytrzymuje tacę z… babeczką oraz dymiącą herbatką.



- Pani Landallister? Można na moment? - Zapytał uprzejmym, choć gardłowym głosem jaszczur.
- Kto? A gdzieee tam… to nie ja… - Kitty błysnęła ząbkami, trochę tylko zwalniając kroku.
- Przepraszam, niestety nie może to być pomyłka… pod tym nazwiskiem zarejestrowała się pani na naszym porcie. A my zanotowaliśmy, że to pani pierwsza wizyta u nas, dlatego mamy poczęstunek oraz usługę przewodnika po porcie przez pierwsze dwie godziny zupełnie za darmo! Oczywiście, rozumiemy uprzedzenia do naszej rasy, mamy dostępnych też przewodników z innych ras. Jeśli pani sobie życzy, poślemy po kogoś za mnie, natomiast może to wydłużyć czas oczekiwania… - Mówił dość szybkim tempem, idąc za Kitty.
- Ech… - Dziewczyna się w końcu zatrzymała. Najwyższy już czas, żeby sobie kupiła jakiś fałszywy transponder statku, albo coś…
- Ummm, no… ten… ale ja tu jestem… "prywatnie", więc proszę nie rozgłaszać wszem i wobec, kim jestem? A co do poczęstunku… na diecie jestem! Ale ty się poczęstuj, czemu nie? - Mrugnęła do niego - Nikomu nie powiem…
- Domyślam się, o co pani chodzi… - Powiedział, po czym ugryzł spory kawałek babeczki i popił go solidnym łykiem herbaty, po czym odstawił poczęstunek na tacę. - Jeśli woli się pani poruszać sama, oczywiście nie nalegamy.
- A ty będziesz moim przewodnikiem? - Spytała.
- Tak, chyba, że życzy pani sobie zmiany. - Quimbian lekko się ukłonił.
- Mów mi Kitty… i chodź. A ty to…?
- Anthapus - Ponownie ukłonił się jaszczuropodobny. - Miło mi, że zdecydowałaś się Kitty skorzystać z mojej pomocy. Czy szukasz tu jakiegoś konkretnego miejsca, czy mam opowiedzieć lub oprowadzić po całości?
- Jeśli chodzi o zbieranie informacji, to najlepiej jakaś knajpa? - Powiedziała, patrząc mu w gadzi pysk.
- Jeśli chodzi o jakieś podstawowe informacje, to tak… jeśli o coś bardziej specjalistycznego, to raczej doradzałbym bezpośrednio handlarzy informacjami lub w przypadku bardziej chęci zasłyszenia czegoś… okolice miejsc, w których oni je sprzedają. - Odpowiedział Anthapus, nie mając problemu z utrzymaniem kontaktu wzrokowego, a jego twarz wyrażała lekkie zamyślenie, ale ciągle zachowywała dość uprzejmy wyraz.
- Jakoś tak dziwnie na mnie patrzysz? - Zdziwiła się dziewczyna.
- Przepraszam… nie mamy danych na temat pani gatunku w naszej bazie i staram się dostosować swoje zachowanie do twojego, Kitty. - Przepraszająco ukłonił się Anthapus. - Wszelkie uwagi mile widziane. Jeśli pozwolisz, to ominiemy formalności administracyjne, bowiem skorzystanie z przewodnika umożliwia pominięcie tego kroku i oszczędzenie czasu. Zgadzasz się, Kitty? - Zapytał, gdy wkraczali do głównego punktu hali portu, gdzie znajdowało się znacznie więcej okienek z urzędnikami, którzy obsługiwali petentów przybyłych na stację. W większości obsługa była Quimbiańska, aczkolwiek dało się spotkać kilku przedstawicieli innych ras.
- Humanoidalne rasy są z reguły do siebie podobne. Dwie nogi, dwie ręce, głowa… no i samiczki, i samce, jak u was? A tam, że ogon, rogi, płetwy, albo inne takie, to już drobnica… - Uśmiechnęła się przelotnie - Urzędasów omijamy, jasne. Mogę ci mówić "Anth"?
- Jasne Kitty, mów do mnie jak chcesz. - Uśmiechnął się na jaszczur, na chwilę patrząc jej w oczy, ale zaraz patrzył znów przed siebie. - Anatomicznie… są drobne różnice w budowie narządów rozrodczych między naszą rasą, a humanoidalnymi, ale generalnie sprowadzają się do tego samego… Nasze samice już od dziesiątek tysięcy lat nie składają jaj. A obie płcie potrafią… czuć też pociąg seksualny do innych ras, w tym humanoidalnych, choć póki co nie ma szans na potomstwo między nimi.
- A czemu nie składają jaj? - Zaciekawiła się Kitty, gdy przechodzili obok okienek, i szli dalej…
- Ewolucyjnie… okazało się to bardziej korzystne dla naszej rasy, gdy zostaliśmy wygnani z naszej pierwotnej planety. Na nowej planecie… dużo ciężej było zachować odpowiednią temperaturę jaj, byliśmy właściwie już blisko wyginięcia… ale udało się znaleźć sposób, jak przenieść ciążę z jaj do brzuchów matek. To pozwoliło nam powoli odbudować nasz gatunek. - Tłumaczył w spokojny sposób Anth, ale widać było, że mówienie o tym sprawia mu lekki ból.
- Prężnie się rozwijacie, więc ogon do góry! - Powiedziała weselszym tonem Kitty - Każda rasa ma wzloty i upadki… a dawne… eee, nie ważne. Rozwijacie się, budujecie, dobrze będzie! - Odpowiedziała.
- Dziękuję Kitty, takie słowa wiele dla nas znaczą. - Znów lekko pokłonił się Anth, po czym wyszli już z głównej hali na zewnątrz. - To gdzie chciałabyś się skierować?
- Potrzebuję pewnych, dosyć specyficznych informacji… które chyba i są… nielegalne - Dziewczyna ostatnie słowo szepnęła, obserwując reakcję Antha.
- Rozumiem… - Odpowiedział Anth, z początku wyglądając na nieco speszonego i zaskoczonego, ale zmarszczył za chwilę brwi, jakby intensywnie myślał, następnie, dość cichym tonem kontynuował. - Oczywiście, działamy jak każda rasa i jak wspomniałem, są u nas osoby… specjalizujące się w różnego rodzaju informacjach. Myślę, że… wiem, kto może być odpowiednią osobą. Udało jej się pomóc już paru… innym istotom, które oprowadzałem. On… ma swoje… biuro w jednym z tutejszych klubów, zresztą zorganizowanym całkiem na kształt tych od humanoidalnych istot. Więc myślę, że będziesz się tam dobrze czuła.
- Jasne! To prowadź! - Przytaknęła Kitty.
- Oczywiście Kitty! - Odpowiedział, wzorem Kitty, także wykazując w tym nieco zapału.

Ruszył w stronę taksówek, gdzie pokazując Quimbiańskiemu kierowcy jakąś plakietkę, ten mu odpowiedział, że przewóz za darmo, gdziekolwiek w obrębie stacji, na co Anth głośno podał mu adres, by dosłyszała go także wyraźnie Kitty. Kierowca dość szybko zmienił muzykę z ultra-heavy-electro-metalu na coś łagodniejszego, elektronicznego, spoglądając w lusterku na to, kim jest jego pasażerka. Choć po tym praktycznie wcale się na nią nie patrzył. Po około dziesięciu minutach, jadąc szerokim korytarzem-ulicą, obok głównie marketów handlowych i magazynów, w końcu pojawiły się po boku szerokie i wysokie drzwi, z nazwą “Obelisk” nad nimi. Już z zewnątrz słychać było dudniącą, elektroniczną muzykę.
- Chcesz od razu spróbować skontaktować się z informatorem, czy najpierw się rozejrzeć? - Zapytał Anth tuż po tym, gdy wysiedli z taksówki.
- Najpierw drinka może? Napijesz się ze mną, czy nie możesz, bo pracujesz? - Spojrzała na przewodnika Kitty, miło się uśmiechając - Ja stawiam!
- Niestety, alkoholu muszę odmówić, jesteśmy ściśle kontrolowani pod kątem braku stosowania jakichkolwiek używek w pracy. - Odparł ze smutną miną Anth. - Ale… chodźmy.

Zaprowadził Kitty do środka. Nie było tu bramkarza, można było wejść tak po prostu, chociaż w środku przypominało to typowy klub ludzi, czy chociażby ten, który odwiedziła na Yoluvis. W środku było łącznie z obsługą ze sto istot, z czego większość stanowili Quimbianie. Jedyną różnicą było to, że póki co główną atrakcją była…



… w ponętny sposób, w rytm muzyki, kąpiąca się jaszczurzyca na scenie. Anth rzucił w jej stronę wzrokiem i mocno się zaczerwienił, odwracając go w stronę Kitty. A ta… powoli… zrobiła wyszczerz.
- Wooohoooo!! - Wydarła się nagle, bijąc brawo, do panienki na scenie - Więcej piany! Więcej bąbelków!! Użyj gąbki!!

Towarzyszący jej Anth nieco się zawstydził, ale kilku męskich jaszczurów podchwyciło okrzyki Kitty, uznając to za całkiem fajną zabawę. Quimbianka w wannie puściła w jej stronę całusa i wyrzuciła w górę nieco więcej piany, na żądanie Kitty i kilku innych gości.
- Haha, nie-Quimbianka i to jeszcze samica, a tak rozkręca imprezę! Wstyd nam! - Rzucił gdzieś w tłumie jeden z gości wesoło, stukając się z partnerami przy stoliku piwem w co najmniej litrowym kuflu.
- Dopiero zaczynam - Powiedziała Kitty, szczerząc ząbki, po czym posłała powietrznego całuska kąpiącej się, przykładając dłoń do ust, i wypuszczając go w jej stronę… a potem pognała do baru.
- Piwkoooooo! - Rozdziawiła gębulkę do barmana.
- Już podaję! - Zakrzyknął z lekką werwą barman, jakby atmosfera całego lokalu nieco mu się udzieliła. Sięgnął po taki sam, wielki kufel, jaki widziała u Quimbiana i chwilę nalewał do pełna.
- Dla mnie sok z trenchii. - Dodał Anth, na co barman skinął mu głową, zaraz podając oba zamówione trunki, chociaż ten dla przewodnika Kitty podany był w malutkiej szklaneczce, w porównaniu z jej kuflem.

Kitty wpatrywała się przez chwilę w piwsko w kuflu ze szklącymi się wprost oczkami. Był w nich zachwyt. Chwyciła go w obie dłonie, i "gul,gul,gul,gul.." wypiła ćwiartkę zawartości.
- Łuuuaaach! Nie ma nic lepszego we wszechświecie, niż zimny browar! - Powiedziała, ocierając usteczka z piany, i zaśmiała się. Spojrzała na przewodnika i jego szklaneczkę soczku.
- Awww, wybacz Anth! Hihi… - Okręciła się na stołku przy barze, odwracając ku scenie, i podziwiała dalej występ jaszczurzycy, sama lekko się wyginając w rytm muzyczki, górną połową ciałka…
- Nie przepraszaj, najbardziej mnie cieszy, że dobrze się bawisz. - Odpowiedział Anth lekko się uśmiechając, chociaż Kitty nawet na niego nie patrzyła.

Quimbiańska striptizerka aktualnie zanurzyła się głową i plecami w balii, wysoko wyciągając nogi, zalotnie nimi ocierając o siebie. Co jakiś czas sięgała nóżką po nieco piany i posyłała ją w okolicę najbliższej widowni, ku śmiechom i radości tam siedzących. Po chwili wynurzyła się, zwinnie okręcając się brzuchem do dołu i wypinając swój pokryty mocno pianą tyłeczek, który zaczął się kręcić w różne strony… a Kitty zagwizdała "fiuuu-fiuuu!" na palcach, i roześmiała się.
- Hej Anth! Im się daje jakieś napiwki?? - Spytała przewodnika, zerkając na niego.
- Och, bardzo dobrze, że czujnie zapytałaś… - Zafrasował się nieco Anth. - Ogólnie nasze kobiety nie odbierają tego za dobrze… więc lepiej tego unikać. Oczywiście, zdajemy sobie tutaj sprawę, że jest to klub na stacji kosmicznej i obce rasy nie muszą o tym wiedzieć, więc jeśli ktoś jednak wręczy, to nic się nie stanie. Większą formą uznania jednak są… gardłowe ryki, gdy skończy występ. Ewentualnie napiwki… można zostawić u barmana, ale mówiąc, że przeznaczone są na rodzinę występującej.
- Masz to jak w banku… - Powiedziała Kitty, po czym znowu upiła nieco piwa. Choć już mniej, i nie tak łapczywie…

Wkrótce jaszczurzyca zakończyła swoje wodne wygibasy, i nastąpił koniec jej występu. A wtedy, wiele osób na sali… zaczęło porykiwać.
- Ar! Ar! Arrr!!

No to i porykiwała roześmiana Kitty, zatykając sobie jednak na chwilę uszy paluszkami.
- Ar! Ar! Hihihi… - Dziewczyna bawiła się świetnie - Ej panie barman! Tu dla golutkiej-mokrutkiej! - I wyłożyła 50 kredytów.
- Oczywiście, przekażę. - Powiedział barman, choć spojrzał lekko niechętnie. Tymczasem jeden z jaszczurów obsługujących klub, podał dość spory ręcznik jaszczurzycy, która okryła się nim i wyszła z wody. Następnie wyszła kierując się w przeciwną stronę od baru, a pozostali rozstawali się na jej drodze, tworząc jej zupełnie bezpieczny do szczęścia szpaler, jedynie dalej rycząc przy jej przechodzeniu na zaplecze. Żaden z nich nie śmiał jej tknąć. Aż jednego z nich, wyjątkowo mocno ryczącego, tancerka dotknęła sama, dzięki czemu ten mógł pozwolić sobie na złapanie jej, podniesienie na swoją klatkę i okręcenie się z nią wokół siebie. Następnie dostał buziaka w policzek, odpowiedział klepnięciem w tyłek, a jaszczurzyca poszła dalej. Inne jaszczury ryczały dalej, zarówno do wychodzącej już tancerki, jak i wesoło w stronę szczęśliwca, który na chwilę mógł zaznać nieco jej względów.

Kitty pokiwała główką, a potem znowu łyknęła piwka.
- Coś mi się zdaje, że samice są dla was bardzo… ważne? Takie zachowanie wobec tancerki… wow. Serio, widać respekt! - Powiedziała do przewodnika uśmiechnięta Kitty, wyczekując, co jeszcze się tu wydarzy.
- Tak, odkąd samice uratowały nasz gatunek, pozwalając sobie na przyspieszenie ewolucji, by móc rodzić dzieci z brzucha… ich rola bardzo wzrosła, wraz z poważaniem. - Odpowiedział spokojnie Anth. - Skłamałbym, jeśli powiedziałbym, że tak jest zawsze… ale na pewno publiczne danie kobiecie dyskomfortu, to u nas prawie że przestępstwo. Tylko… dotyczy to jedynie kobiet naszej rasy… - Skrzywił się nieco, spoglądając spode łba na Kitty.
- Czyli… mam się trochę pilnować? - Dziewczyna zmarszczyła brewki - No ale ty ze mną jesteś? A co… jakbym powiedziała, że cię zwalniam? Wtedy gdzieś wracasz? Czy może możesz się w końcu napić? A mogę… godzinę korzystać z twoich usług, zrezygnować, a potem znowu godzinę? - Zaśmiała się.
- Nie, Quimbianom, zwłaszcza tutaj, na stacji kosmicznej, zależy, aby ukazać swoją gościnność wobec wszelkich obcych ras, by przełamać nasz niezbyt pozytywny stereotyp… Ale jest to również szczere, naprawdę nam zależy, byście się dobrze czuli wśród nas. Więc… nie mogę zapewnić na serce matki, że nic ci się nie stanie… ale przy zwykłym egzystowaniu wśród nas, nic ci nie grozi… - Starał się wyczerpująco odpowiedzieć na pierwsze pytanie. - A co do zrezygnowania ze mnie… musiałbym wrócić do portu i czekać na kolejne takie osoby, jak ty. A co do godziny… myślę, że dałoby się tak załatwić, żebyś dostała również drugą godzinę, ale wtedy przysłaliby jakiegoś oczekującego przewodnika.

Tymczasem w klubie dość niewiele się działo. Słychać było gwar rozmów, stukania szklanek i kufli, dość głośną muzykę, a na scenie kilku porządkowych zajmowało się sprzątaniem balii z wodą oraz wycieraniem mokrej podłogi.

- Hmmm… no spoko, rozumiem! - Powiedziała głośno Kitty, a widząc, że nic się nie dzieje w klubie… - To może zajmiemy się tym informatorem?
- Tak, oczywiście. - Anth rozejrzał się po górnych, przeszklonych rejonach klubu. - Khay jest dostępny w swojej loży, z tego, co widzę. Więc mogę od razu do niego cię zaprowadzić, Kitty.
- No to idziemy! - Dziewczyna wzięła swój kufel tak z połową jeszcze zawartości.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline