Nadzieja na ewentualne oddalenie się od ewentualnych wrogów zginęła wraz z kwikiem umierającego konia.
Bailey w myślach podziękował bogom za to, że nie ugrzązł pod martwym rumakiem. Bogom i tajemniczemu wilkowi, który ocalił go od noża elfa.
Ze zręcznością kota poderwał się z ziemi.... I zaklął w duchu, widząc przed sobą kilkanaście ciemnych sylwetek. Uzbrojonych w paskudnie wyglądającą broń o dwóch ostrzach..
Rzut oka do tyłu wystarczył, by wymazać wszelkie pomysły o odwrocie na z góry ustalone pozycje.
"Jatki tu będą proste" - złośliwa acz nader trafnie oddająca rzeczywistość myśl prześlizgnęła się wśród szarych komórek.
- Najlepszą obroną jest atak, prawda? - powiedział do swego jedynego towarzysza. Odpowiedzi nie oczekiwał...
Wyszczerzył zęby w wilczym uśmiechu i jak błyskawica ruszył na najbliżej stojącego wroga. Zadał cios mieczem i odskoczył, starając się uniknąć błyszczących w mroku ostrzy. |