[Anna]: Obudziłam sie jak zwykle, po szóstej, nawet bez budzika. No tak - mozna jeszcze by pospać, dzis nie ide do pracy. Żadna strata, osiem godzin gapienia sie na ludzi rysujących kwadtraty czy stawiających krzyżyki w testach i liczenie niekończących się wyników to nie jest najciekawszy sposób spędzania dnia. Nie znaczy to, ze cieszy mnie zmarnowanie przedostatniego wolnego dnia w tym miesiącu - i na co? Żeby popatrzyć na trumnę nieznajomego... Hm... Choc z drugiej strony moze to pacjent jakis (pamięc do twarzy nie rekompensuje kompletnej sklerozy nazwisk niestety), ktorego nie kojarzę... głupio trochę - oby rodziny nie było. Ech - i tak juz nie dospię.
Wstałam, klapnęłam do kompa - może w katalogu z opiniami bedzie to nazwisko - i zaczełam sie zastanawiać, co zrobic z tak pięknie rozpoczetym dniem. Choć wiele czasu na myslenie nie miałam - zwierzaki bezblędnie wyczuły, ze juz wstałam (a spacer za poł godziny dopiero) i juz mi sie na kolana pakują. Mozna to znieść przy lekkiej kotce (aczkolwiek woli sie wspinac ga głowe niż kolana) ale jak prawie trzydziestokilowy wilczur pakuje ci sie na kolana o szóstej rano, traci to juz na uroku (lepiej, niż do łózka aczkolwiek). Ej, szczeniak juz nie jestes - mruknełam spychając go z kolan. Rzucilam mu smycz - niech sie odczepi - wyjrzałam przez okno i z westchnieniem zaczelam szukac jakisch brudnych jeansow i bluzy. W taka pogode lepiej być przygotowanym na radosne wyznania miłosne Mroka, ktore w pionie sięga mi do twarzy. |