| Orczyca była dobrze zbudowana, wysoka nawet jak na ludzkiego mężczyznę i umięśniona. Mimo przynależności do rasy innej niż człowiek, łatwo było dostrzec że jest jeszcze młoda. Młoda, ale dorosła. Ubrana była w lekko wzmocniona metalem i wzbogacone futrem skórzany zestaw pancerza, na które składały się napierśnik, wysokie buty i karwasze. Dochodziły do niego także mocna skórzana spódnica, naramienniki z kolcami, oraz stalowy hełm na głowie. Nosiła też tarczę na plecach. Oprócz obrony, jej wyposażenie jasno jednak świadczyło że stawiała także na atak. W skórzanych pokrowcach przy pasie nosiła długi miecz i naprawdę duży nóż, zaś na plecach dodatkowo topór i kuszę. Miała wprawę w dźwiganiu całego tego arsenału, do tego stopnia że na jej barkach znalazło się nawet miejsce na plecak. Całość prezentowała się całkiem profesjonalnie i schludnie.
Nazywała się Burda i jej ostatnie zadanie zostało wykonane.
Parę dni temu podjęła się pracy, jaką było eskortowanie na szlaku w miarę zamożnego jegomościa i jego wozu z towarami. Umowa zdawała się być uczciwa - pięć sztuk złota, a jeśli orczyca będzie musiała z kimś walczyć to jeszcze dziesięć. Ponieważ jednak nikt ich nie zaczepiał i obeszło się bez przemocy, zarobek był mniejszy, ale za to przyszedł w miarę łatwo. Dziwnym jednak okazało się miejsce docelowe do którego dotarli i Burda nie rozumiała jak kupiec chciał handlować w wiosce o tak bardzo ograniczonej liczbie mieszkańców. Szybko się jednak okazało, że miał on się tu spotkać z kolegami po fachu i potem mieli gdzieś razem pojechać. Burda oczywiście miała zamiar ponownie zatrudnić się jako eskorta, ale napotkani koledzy jej ostatniego pracodawcy mieli już swoich ludzi i jej usługi były zbędne - żeby nie powiedzieć niepożądane.
Coś tam zarobiła, ale znalazła się nie wiadomo gdzie. Oczywiście wiedziała że trafi z powrotem, wszak szlak był wyraźny i dość dobrze zapamiętała trasę. Był jednak pewien problem, a mianowicie pogarszająca się pogoda. Strasznie padało od samego rana, a teraz do tego zaczynało się już ściemniać.
Wtedy to, okazując zaradność, Burda odnalazła miejsce spotkań i wkroczyła do środka... Powitanie nie było zbyt gościnne, ale tego mogła się w sumie spodziewać. Zdarzało jej się. I nawet jeśli w walce na pięści dałaby radę każdemu podpitemu kolesiowi w sali - z naciskiem na "jeśli" - to miała świadomość, że wszystkim z całą pewnością nie da rady. Oczywiście nie miała w zwyczaju szukać kłopotów, więc i tym razem wcale jej nie korciło i trzymała dłonie z dala od broni.
Zagadała o strawę i nocleg. Jedzenie było, ale łóżko już nie. Była to za mała wioska, aby jej mieszkańcy przewidywali ugaszczanie obcych. - A tu na ławach nie można spać? - spytała, gdyż miejsce wydawało się suche i ciepłe. - Nie można, bo to przeszkadza klientom - odparł ponuro karczmarz, podając jej zapłacone pajdę chleba z kiełbasą i kufelek piwa. - Szukam tylko dachu nad głową, na jedną noc, bo pada - kontynuowała orczyca, ale karczmarz zdawał się jej już nie słuchać.
Zabrała swój talerz i kufelek i zasiadła do stolika który się zwolnił. Stawiając tarczę i plecak na podłodze, powoli zabrała się do jedzenia. Myślała nad tym gdzie będzie spać, zdając sobie sprawę, że żadne drzewo czy wóz nie osłoni jej przed deszczem i potrzebny jest solidny dach. - Widzę zielona, że masz pieniądze - zagadał do niej jeden z obecnych na sali ludzi, podchodząc nieco bliżej. - Trochę mam. A masz wolne miejsce do spania? - spytała, przyglądając się rozmówcy, który wyglądał dość przeciętnie. - Zostaw Augiasz, bo Elida cię zatłucze - dodał ktoś z tyłu i cała gromada osób zarechotała rozbawiona, wliczając w to samego Augiasza. - Do domu cię nie wpuszczę bo żona, ale za srebrną monetę w stajni znajdzie się dla ciebie miejsce. Koń nie narzeka - powiedział rozradowany.
I tak Budra załatwiła sobie nocleg... Tylko niestety z uwagi na paskudną pogodę, zmuszona była siedzieć po próżnicy cały dzień i przedłużać umowę o kolejną noc. Oczywiście nie bała się zmoknąć, ale zdawała sobie sprawę że długa wędrówka w tak paskudny deszcz nie będzie należała do udanych i lepiej będzie się jej nie podejmować.
Pół biedy, że drugiego dnia okazało się, że nie była jedyną osobą którą ulewa zatrzymała w tej wiosce. Dzięki temu Burda nie była sama w nieciekawej sytuacji, no i miała do kogo otworzyć usta. |