Czworo strażników zeszło razem ze wzgórza, nie zamieniając ze sobą nawet słowa. Każdy z nich był zły na samego siebie, że musi w tym uczestniczyc. Teraz musieli się udac do legowiska czerwonego smoka, wiele kilometrów z tąd. Towarzysze rozłożyli skrzydła i unieśli się nad ziemię kierujac się na północ w stronę leża bestii. Po 3 godzinach ciągłego lotu nad bohaterami pojawiły się burzowe chmury. Każdy skrzydlaty wiedział, że latanie w czasie burzy to pewna śmierc. Wylądowali na skałach szukając sobie schronienia. Każdy z nich nie był skłonny do dzielenia się miejscem z innymi, lecz udało im się znaleśc bardzo obszerną jaskinie, w której zmieściło by się jeszcze dziesięciu skrzydlatych. Burza nie chciała ustąpic trwała tak jeszcze przez 2 godziny. Ujżawszy pierwsze promienie słońca wyruszyli w dalszą drogę.
Jakieś 3 godziny później, gdy słońce szykowało się do zmieszchu dolecieli do celu. Weszli nie pewnie do pieczary bestii zauważyli, że go tam nie ma. Wiedzieli, że gdy bestia wróci i zasta ich w środku pomyśle, że są to żłodzieje okradający go ze skarbów. Zaczeli się cofac, jednak bło już za późno. Kilkunasto metrowy potwór stał w wejściu do jaskini. -Czego wy tu szukacie-Odezwał się smok bardzo niskim, spokojnym, lecz przerażającym głosem.-Kolejni śmiałkowie którzy chcą przywłaszczyc sobie moje skarby?-Zaśmiał się złowieszczo-Czterech skrzydlatych... Każdy inny, cóż to będzie za uczta.-Zaśmiał się ponownie.
Sytuacja była beznadziejna, nie było drogi ucieczki. |