Gra, na którą w sumie mało kto czekał. Jedynie znawcy gatunku i osoby zajmujące się grami na co dzień. Gra, która wtargnęła w moje życie kilka dni temu w postaci dema oraz rozmowy z kumplem w czasie czekania na egzamin. Zaczęło się od kilku recenzji. Prawie wszędzie Bioshock dostaje oceny 10/10. Wszyscy ją wychwalali. Później zaczął mi opowiadać o niej kumpel, mówiąc, że przeszedł demo 3 razy. Później sam zainstalowałem demo i przeszedłem dwa razy. 21 września, dzień premiery polskiej i już wiedziałem co będę robił przez następne dni.
Gra jest należy do gatunku FPS. Niby nic nadzwyczajnego. Sam w nim nie gustuję (do tej pory, jedynym shooterem, który przeszedłem był HL2).
Co my tu mamy. Gra zaczyna się katastrofą samolotu. Lądujemy w morzu i widzimy wierzę na jego środku. Wchodzimy do środka... I tu się zaczyna. Zaczyna sie budowanie klimatu. "Co to właściwie jest?" Gra zachęca do czytania wszystkich napisów. Do przyglądania się dekoracjom. Powolutku tłumaczy graczowi co się stało w Rapture,
w podwodnym mieście mającym być rodzajem Utopii. A dużo się działo oj dużo. Nie chcę za dużo mówić, bo zabiera to frajdę z gry. Każdy napis, każdy posąg, nagrania radiowe. Po drodze zbieramy także nagrania na dyktafonie. Ludzie nagrywali swoje wypowiedzi i przemyślenia na temat zmian w Rapture. Na temat ich samych, ich otoczenia. Klimat, klimat, klimat. Wszechobecna psychodela. Już prawie na samym początku widzimy kobietę, mówiącą do dziecka w wózku, po czym okazuje się, że w tym wózku był... pistolet. Wiadomo jak w każdym FPSie chodzi o eksterminację kolejnych przeciwników. Jednak osobiście przechodzę grę powoli. Wsłuchuję się w to dźwięki, w powtarzane w kółko przez mieszkańców zdania, mówiące nam o tym co robiły przed postradaniem zmysłów. O tym co spowodowało ich "przekręt".
Na swojej drodze spotykamy przeważnie zmutowanych mieszkańców Rapture. Wartościami bojowymi się różnią nieznacznie. Jednak większość z nich ma swoją... historię. Są trudni. Wyskakują w różnych momentach. Starają sie chować, zachodzić od tyłu itp.
Najciekawszym przeciwnikiem są... Główni bohaterowie gry. Czyli
małe siostrzyczki i wielcy tatusiowie. Małe dziewczynki, na których przeprowadzano eksperymenty, które są z punktu widzenia każdego mieszkańca Rapture bardzo wartościowe (dlaczego? nie chcę psuć gry) oraz ich tatusiowie. Czyli ochroniarze. Wielkie i cholernie twarde typy. Żeby ubić jednego trzeba się naprawdę nieźle napocić i nakombinować ( Oj nie, nie. Przyjmując ich na klatę nic nie zdziałamy. Zginiemy zanim stracą 1/3 życia ) ale nagroda jest zawsze wielka. I to jakie wrażenie robią. Mała dziewczynka z błyszczącymi oczkami i bydlak za nią, przy którego każdym kroku trzęsie się ziemia i który ryczy niczym wieloryb ( i te siostrzyczki mówiące "chodź panie Bubbles. wyglądasz na smutnego. Może odpoczniemy? Czas na spanie." itp. itd. Klimat, klimat, klimat)
Wracając do klimatu. Wszystko się dzieje w realiach
końcówki lat 50. Dekoracje, muzyka, pukawki. Muzyczka lecąca w radiu, stylizacja wnętrz, ubrania.
Wszystko okraszone świetną grafiką opartą na silniku Unreal 3. Gra świateł i cieni to istny majstersztyk. No i efekt wody (której tutaj nie brakuje) jest świetny.
Do tego budowa poziomów. Coś niesamowitego. Zwiedzamy kolejne części miasta i każda z nich jest zupełnie inna. Niesamowicie dokładnie zaprojektowane. Nic nie jest przypadkowe.
Jeszcze jedno. Oprócz broni towarzyszą nam.. hmmm moce. Skąd się biorą i jak je rozwijamy nie będę zdradzał bo szkoda frajdy ale są ciekawe. Możemy podpalać, używać telekinezy, zamrażać, powodować, że wrogowie atakują swoich i dużo, dużo innych. Na raz możemy korzystać i ciągle mamy dylemat, które z nich weźmiemy tym razem.
I jeszcze dochodzi jeden przyjemny motyw. Kamery ochrony, automaty dostawcze (tak. Automaty. Zbieramy pieniądze po drodze i za nie zaopatrujemy się w automatach. Są automaty z amunicją (ozdobione meksykanami i odtwarzające "Arriba arriba!"), automaty z zaopatrzeniem (ozdobione klownami i grające muzyczkę z cyrku) i dwa automaty do zarządzania mocami).
No i te automaty, można hackować. Polega to na tym, że przenosi nas do minigry, w której odkrywamy kwadraciki, pod którymi są ukryte fragmenty rur (kolanka, proste kawałki) płynie w nich woda i musimy ułożyć rurę z punktu A do punktu B. Miłe, łatwe i przyjemne.
No dobra to tyle. Chciałem po prostu wszystkich zachęcić do gry, bo tak klimatycznej gry nie było od bardzo dawna.
Fabuła, koncepcja i historia wciągają tak, że człowiek nie wie kiedy czas zlatuje.
Do sklepów i gramy ludziska!
Oficjalna strona.
Demo gry (1,8 GB)