Glorim stał spokojnie, opierając się jedną ręką na swoim obosiecznym toporze, a drugi oparł rękojeścią o swój lewy bark. Wyglądał dość strasznie, jego tors, ręce i głowa były naznaczone licznymi bliznami oraz tajemniczymi tatuażami. Jego czerep zdobił czerwony, tłusty irokez, a równie czerwona broda, razem ze wplecionymi weń małymi czaszkami rozdzielające warkocze od reszty, swobodnie opadała mu na klatkę piersiową. Był ubrany jedynie do połowy, na nogach miał bawełniane spodnie, czarne w czerwony pionowe paski. U pasa dyndał mu swobodnie skórzany mieszek, a za nim miał pordzewiałą manierkę, w której zapewne trzymał alkohol. Wypisz, wymaluj, krasnoludki zabójca potworów, a przy tym ochlapus oraz karczemny zabawiaka. Jednak na jego starej twarzy można było zobaczyć coś rzadkiego, wręcz nieuchwytnego. Była to jego krasnoludzka duma, objawiające się w każdym jego spojrzeniu, geście. Od zawsze pamiętał o swoim honorze, który splamił różnymi występkami, ale tylko on nadaje mu w życiu drogę i wytrwale nią kroczy. Zresztą widzieliście kiedyś niehonorowego krasnoluda?
Zamek, jak zamek, miał bronić przed najeźdźcami, czyli musiał być praktyczny. Trochę zbił Glorima z tropu ten fakt, ale raczej mógł to zaliczyć na korzyść hrabiego. „Prawie krasnoludzka robota, a prawie robi wielką różnicę. Pewnie pochował ważniejsze skarby, aby mu niczego nie rozkradli…” i pewnie słusznie. Nie wiadomo mu jeszcze, z kim przyjdzie mu pracować. Sami ludzie, i jeden niziołek. „Czego oni u Morra szukają, pieniędzy, przygody? Po co im ta ziemia? I tak pewnie im nic nie da, jestem tu jedynie po to, aby zgarnąć łeb tego człowieka, a potem… potem się pomyśli.” – uśmiechnął się. Za dużo alkoholu jak na jeden raz, niestety będzie trzeba pieniądze zostawić w gildii. Gdzie wtedy pójdzie? Z powrotem do Nuln? Nie bardzo mu się chciało, wolał zostać tutaj… martwiła go powoli perspektywa spokojnej śmierci, to by oznaczało, że poniósł porażkę, a jego dusza będzie potępiona na wieki. Miał w końcu ponad sto lat, kilka razy więcej niż ci ludzie, zgromadzeni w tej sali…
Stał sobie i słuchał, co każdy z nich ma do powiedzenia. Nie wiele go to interesowało zresztą, pragnął jak najszybciej ruszyć na szlak i spotkać na nim swoje przeznaczenie... |