lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum rekrutacji (http://lastinn.info/archiwum-rekrutacji/)
-   -   Dodatkowa rekrutacja [D&D i Długi] (http://lastinn.info/archiwum-rekrutacji/11071-dodatkowa-rekrutacja-d-and-d-i-dlugi.html)

Garzzakhz 26-02-2012 13:13

Dodatkowa rekrutacja [D&D i Długi]
 
Poszukuję dwóch graczy do dwóch różnych sesji:

D&D Śladami Kruka (http://lastinn.info/sesje-rpg-dnd/99...i-kruka.html):

Luv:

Historia i opis:

Ludzie... najbardziej fałszywe stworzenia na świecie. Zresztą, co za różnica jaka rasa? Elf, krasnolud, ork... wszyscy reprezentują fałszywość.
Nikt nie jest w stanie być prawdziwy, być sobą. Drobne klamstwa używane dzień w dzień "Ślicznie dziś wyglądasz kochanie", te poważne machlojki, ogólnie jedno wielkie bagno.
Jeszcze nie narodził się ktoś kto byl by w stanie to ogarnąc swym umyslem, ktoś kto móglby nad tym zapanować. Bo i po co? Wszystko jest narzucone z góry. Nikt niczego nie zmieni.
Dlatego Luv odrzucil bogactwa spoleczeństwa. Zrezygnowal z miękkiego loża w domu swoich rodziców, odrzucil pokusy zaklamanego świata.
Chcial stać się kimś lepszym, kimś kto będzie mógl wstać z rana z czystym sumieniem i powiedzieć sobie "Jestem dobrą osobą".
Idąc tą filozofią już od malego. Nie krzyczal na innych, nie grozil, nie klamal, byl serdeczny, cierpliwy i cichy. Wolal sluchać innych i pomóc im w ramach swoich możliwości.
Zawsze z wyciągniętą ręką do drugiej osoby. I to go przekonalo do jednego. Nie możesz być dobry, będąc w spoleczeństwie. Mimo tego, że dzielisz się ostatnią kromką chleba,
mimo to, że podzielisz się pieniędzmi, zawsze jesteś tym gorszym. Nie jesteś na tyle dobry, żeby bawić się z innymi. Nie na tyle zdolny, żeby ojciec mógl być z Ciebie dumny.
Masz spiczaste uszy, więc musisz być dostojny.
Czy to jest filozofia, która ma szerzyć dobro w świecie? To jest sposób na pogodzenie się ze wszystkimi? Po co są te ciągle klótnie, wyzwiska? Umowy podpisywany prze magów, kupców i senatorów?
Wszystko to jest kruche, wszystko to rozpada się. Skąd się wzięla zawiść?

Mimo że Luv byl maly, mimo że mial wszystko czego chcial. Jego rodzice byli wplywowymi Elfami, z dlugą tradycją kupiecką. Luv mial przejąć caly ten interes po ojcu, mial zaopiekować się rodzinnym dobytkiem.
Mial oszukiwać ludzi, mial kombinować, kantować, kupować za taniej, sprzedawać za drożej. Mieć w dupie tych co wolają o pomoc, nogą odtrącając tych którzy pelzną do Ciebie. Bo Ty masz, a oni nie.
Bo możesz, ale nie chcesz się podzielić.
Nie mówię, że Luv plakal po kątach, widząc cierpienie innych ludzi. Dobrze zdawal sobie sprawę z tego, że wielu z nich sami zgotowali sobie taki los. Zadlużając się, uprawiając hazard itd.
Nie wspólczul im. Nie mieszal się w ich sprawy. Może dlatego, że kiedyś wykradl dla ojca calkiem ladną sakiewkę z monetami. Wieczorem wykradl się z domu i chcial im pomóc.
Najpierw odwiedzil samotną matkę, z paro letnim dzieckiem. Nie żalowal jej grosza. Ona miala lzy w oczach, dziękowala mu, calując go po stopach. Mimo zaklopotania, czul się dobrze.
Wiedzial że pomógl i chcial robić to dalej. Zaglebiając się w kolejne uliczki, wkońcu się doigral... Paru opryszków, a raczej żebraków uzbrojonych w palki i jakieś noże, pobili go dotkliwie i zabrali wszystko co mial.
Plakal leżąc na ziemi, plakal gdy deszcz w nocy rozpadal się na dobre i zagluszyl jego krzyki o pomoc. Plakal ostatni raz w życiu. Z zlamaną nogą, zwichniętym barkiem i paroma glębokimi ranami na twarzy i plecach, wyczoglal się wkońcu na glowną ulicę.
Znalazl go patrol straży, który automatycznie poinformowal medyków oraz ojca Luv'a.
Heh, zapewne normalny, kochający ojciec, przytulil by syna i rozplakal się widząc jego stan. Niestety... ojciec Luv'a byl inny. Nie czuly, bez emocji i sumienia.
Kazal dla medyków zabrać go z jego oczu, nazywając go zlodziejem. Chlopak zemdlal, a cisza która zapadla odbila się echem na psychice naszego bohatera.
Poskladali go do kupy. Dalej ma lekkie problemy z barkiem. Przy większym wysilku odczuwa ból. Jego twarz? Jest cala... raczej. Widoczna blizna idąca od potylicy, przez ucho, kończąca się na policzku, wystarczająco szpecila jego twarz.
Uśmiech zniknąl z twarzy chlopca. Na zawsze. Tak samo jak na zawsze już ból w barku, blizna na twarzy i kilkanaście innych na plecach będzie mu skutecznie przypominać o tym, co ludzie potrafią zrobić dla innej osoby.
Nie, nie znienawidzil ich. Rozumial. Bieda i rozpacz może doprowadzić kogoś do oblędu. Bogactwo i dobrobyt, może kogoś doprowadzić do znieczulicy.

Po wykuruwaniu się i odzyskaniu już pelnej sprawności fizycznej, odszedl z domu. Nie bylo pompatycznego monologu z ojcem, nie bylo placzu matki. Nikt nie wybiegal za nim, próbując go zatrzymać.
Zabral co mial. Szkicownik, gdzie kochal rysować, ubrania, trochę zaoszczędzonych pieniędzy, oraz... coś czego nie powinien zabierać. Każdy z następnych dziedziców
kupieckiej fortuny, wraz z nią, dostawal medalion. Tradycja ta sięga już kilka pokoleń, a same świecidelko jest czymś w rodzaju artefaktu. Ma on przynosić szczęście oraz spokój ducha.
Luv pamięta jak jeszcze dziadek opowiadal historię medalionu i opowiadal o przodkach którzy nosili go z dumą, przy czym byli wzorowymi obywatelami. Co ważniejsze byli dobzi.
Co można przez to rozumieć? Honor? Wspólczucie? Posiadanie sumienia? Nie być obojętnym na cierpienie innych? Możliwe... wlaśnie dlatego ojciec Luv'a nie zaslugiwal na niego.

Chlopak nie wiedzial gdzie ma ruszyć, nie wiedzial w ktorą stronę ma kierować swoje kroki. Po prostu szedl. Wychodząc z miasta uslyszal skomlączącego szczeniaka.
Ujrzal go, leżącego, brudnego i z oczami mającymi tyle cierpienia w sobie, że nie mial serca go zostawić. Kucnąl nie opodal niego. Szczeniak bal się. Trzęsl się, ale jego instynkt podpowiadal mu co ma robić.
Szczerzyl kly, odstraszającego chlopca, który z uśmiechem patrzyl sie na niego. Nie krzyczal, nie wyganial, nie bil. Po prostu patrzyl się. Po chwili sięgnąl za pazuche, a szczeniak podniósl się na lapy,
wyczuwając niebezpieczeństwo. Zdziwienie jego bylo wielkie, gdy okazalo się że zamiast palki wyciągnąl kawalek suchego mięsa i rzucil w stronę psa. Chwila trwala dlugo,
zanim szczeniak zaufal na tyle chlopcu, by szybko chwycić pokarm i oddalić się na parę kroków, dalej niepewnie patrząc na niego.
Minęlo tak pare minut, podchodów między chlopcem a psem. Wkońcu ten drugi zaufal na tyle temu pierwszemu, że spokojnie jadl mu z ręki.
I tak ruszyli. Obok siebie, gdzieś. O tam. W stronę tego czegoś, co widać, tam daleko.

Jak wygląda Luv? Teraz, jest dość wysokim elfem, z czarnymi wlosami, spadającymi swobodnie na plecy. Oczy jego, ciemne, zimno i spokojnie patrzą na świat. Sylwetka?
Normalna. A co go wyróżnia? To, że się nie wyróżnia. A przynajmniej stara się to robić. Nosi bandamke na glowie, żeby zakryć uszy. Nie chce, żeby ludzie traktowali go jako Elfa.
Nie chce, żeby ktokolwiek ocenial go na podstawie tego jakiej rasy jest przedstawicielem. Zdaje sobie sprawę, że budowa twarzy, również może wyróżniać go, więc nosi pelerynę z wysokim kolnierzem, zakrywającą jego twarz do polowy.
Po to, żeby zakryć bliznę i owalne ksztalty twarzy. Co może symbolizować blizna? On sam zawsze traktowal takich ludzi jako bandziorów, a raczej kogoś, kto nie jest spokojną duszą.
Wolal nie wywolywać negatywnych emocji samym swoim wyglądem.

A kim jest? Kimś, kto zacząl wierzyć. Nie w ludzi, nie w zloto. W naturę. W zwierzęta, lasy, góry. To daje spokój, to daje ukojenie.
Natura nie oszukuje, tak samo zwierzęta. Jeżeli są zle, okazują to, jeżeli są szczęśliwe, merdają ogonem. Bez sztuczek i podstępów.
Okażesz im uczucia, one zapamiętają to na dlugo i będą Ci wierne do końca. Dlatego przez już jakiś czas, zawsze obok Luv'a, można zobaczyć sporego psa, z siwą sierścią, z nieufnym spojrzeniem i dystansem do wszystkich.
Nie musieli ze sobą rozmawiać. Dobrze się rozumieli, a każdy ruch odczytywali doskonale. Dzięki temu żyją, jakoś. Unikają gwarnych miast. Wolą spokój i ciszę polanki.

Jak go nazwać? Druid? Niektórzy tak nazywają takich ludzi. On sam? Mówi na siebie, że jest dyplomatą wiatru. Spowiednikiem slońca i przyjacielem nocy. A konkretniej podróżnikiem.
Nie mówi na siebie "Druid", bo go szufladkuje do wąskiej grupy spolecznej, która jest z góry oceniana. A tego on unika jak ognia. Nie ocenia ludzi po pozorach, zresztą... nie wiele ma z nimi wspólnego.
Oczywiście, technicznie, jest druidem. Na początku swojej wędrówki spotkal jednego "maga natury" w odleglym lesie, od rodzinnego miasta. On nauczyl go czerpać silę z ziemi.
Pokazal jak przeżyć, jak modlić się i do kogo. Jak rozmawiać ze swoim pieszczochem, jak odgadywać jego myśli. Razem spędzili parę lat, a doświadczony "podróżnik" nauczyl wszystkiego co wiedzial Luv'a.
Dzięki niemu, Luv, zostal oświecony. Można tak powiedzieć. Zaufal w wiarę. Zacząl wierzyć, a dzięki temu nauczyl poslugiwać się magią. Zajęlo to jednak trochę czasu, ale oplacilo sie poświęcic na to czas.

oraz Długi (http://lastinn.info/sesje-rpg-inne/1...i-dlugi.html):

Peter Cooley już od początku swojego dorosłego życia miał dokładnie wyznaczony cel, czy to mu się podobało, czy nie. Wywodził się bowiem z iralndzkiej rodziny z tradycjami: wielu jego krewnych. Cooley'owie byli na liście płac takich rodzin, jak Maggia, Cezare, czy Gambino. Znani byli ze swojej lojalności w stosunku do szefostwa: nie mieli żadnych niebezpiecznych aspiracji. Czasami robili coś samodzielnie, ale nigdy żaden z nich nie zaszkodził interesom zwierzchników. Często ich działania nawet w pewnym sensie były na rękę... Zresztą, nawet nie mogli - Syndykat krwawo rozprawiał się z irandzkimi gangsterami, którzy stanowili, lub mogli stanowić w przyszłości konkurencję.

Peter Cooley - urodził się w 1975 w Chicago. Już od młodego mu pewną rzecz: to, że najpierw jest Irlandczykiem, dopiero później Amerykaninem. Powinien być wdzięczny Ameryce za to, że go przygarnęła, ale nigdy nie powinien wachać się, mówiąc o narodowości swojej i swoich przodków. I nie ma.
W wieku 17 lat rzucił szkołę, by w pełni zająć się tym zajęciem, do którego był wręcz stworzony. Rozboje, kradzieże, pobicia stały się jego chlebem powszechnym i jedynym źródłem zarobków. Jego mentorem Jackie-O, jeden z żołnierzy rodziny Maggia, jednej z mniejszych włoskich organizacji przestępczych w Chicago. On go wrążał w struktury mafijne i pokazywał mu jak łatwo wzbogacić się na nieszczęściu innych. Jego start był naprawdę trudny, ze względu na irlandzkie korzenie, ale szybko udowodnił, że jest równie dobry, co jego włoscy koledzy. A nieraz nawet lepszy. Wkrótce dorobił się odpowiedniej reputacji, by zasłużyć na funkcję żołnierza.
Wszystko zmieniło się w okolicach dwudziestych drugich urodzin. W ulicznej strzelanine z gangiem czarnoskórych gangsterów zginął Jackie-O i kilku kumpli Pete'a. On sam został postrzelony w brzuch, jednak nie przeszkodziło mu to w kontynuowaniu wymiany ognia. Tej nocy wiele matek płakało za swoimi synami. Peter sam by umarł, gdyby nie to, że... został aresztowany.
Został skazany na 20 lat pozbawienia wolności w więzieniu Joliet, jednak nie znaczy to, że jego kariera zatrzymała się w martwym punkcie. W więzieniu tym działał prężnie irlandzki gang pod przywódctwem Olivera O'Donnella, będący w stałej wojnie z gangiem afroamerykanów. Peter dał o sobie znać już trzeciego wieczora, gdy pod prysznicem próbował go zgwałcić jeden z współwięźniów. Irlandczyk nie dość, że się nie dał, to jeszcze złamał rękę i nos napastnika. Od tamtej pory pracował dla rodaków, zajmując się handlem "towarami luksusowymi", jak papierosy, czy narkotyki. Zajmował się też pobiciami i nieszczęśliwymi wypadkami, które spotykały współwięźniów. Ogólnie żył jak pączek w maśle. Warto wspomnieć, że w międzyczasie Maggia została unicestwiona poprzez wymordowanie zarządu głównego przez nieznaną konkurencję.
Po 15 latach został wypuszczony za "dobre sprawowanie". Zapewne nie bez znaczenia pozostaje fakt, że jego rodzina bardzo się zapożyczyła, by zapłacić łapówkę... Osobą pożyczającą był sam Wielki B. - jedyna osoba, która była skłonna pożyczyć taką sumę pieniędzy Irlandczykom.
Po wyjściu z więzienia Peter próbował chwytać się różnych legalnych zajęć, jak mechanik samochodu, czy pomocnik kuchenny. Nie zagrzał jednak dłużej miejsca - trochę mu brakowało dawnego życia. Znów wrócił do branży.
Tym razem działał jako wolny strzelec. Pracował dla każdego, kto był w stanie zapłacić, odkładając pieniądze na spłatę długu.
Działał tak aż do teraz, gdy nie otrzymał telefonu z Miasta Aniołów. Przyszła pora na spłatę pożyczki. Peter spakował więc swój niewielki dobytek(praktycznie wszystkie pieniądze trzymał na koncie, by być bardziej mobilnym) i wyruszył do Los Angeles.

Peter Cooley jest typowym przedstawicielem amerykańskiego streetpunku. Jeansy i koszulka z irlandzkimi motywami(albo z Jackiem Danielsem) były jego znakiem rozpoznawczym, tak samo jak tatuaże i tunele w uszach. Niezadko widywany był również w płaszczach. Nałogowy palacz, często też zagląda do kieliszka(mimo to nie jest alkoholikiem).
Prywatnie wygadany, pewny siebie i lubiący się zabawić. Zawodowo zimny profesjonalista, który lubi mieć wszystko zaplanowane.
Jest silnym i wytrzymałym człowiekiem, jednak do tępego osiłka wiele mu brakuje.

- jeździ: Volvo C70
- ulubiona broń: Colt M1911(zawsze posługuje się dwoma sztukami) albo karabin M4(do grubszych akcji)
- lat: 36
- znak rozpoznawczy: liczne tatuaże na ramionach, charakterystyczne dla Irlandczyków, tunele w uszach.

Poszukuję graczy odpowiedzialnych, którzy nie znikną nagle bez odzewu, lub przynajmniej poinformują mnie o tym że będą przez jakiś czas nieobecni.

Czas trwania rekrutacji: 2 tygodnie

Garzzakhz 29-02-2012 18:29

Rekrutacja na postać Luva już nie aktualna.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:12.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172