Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Rekrutacje do sesji RPG > Archiwum rekrutacji
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum rekrutacji Wszelkie rekrutacje, które zostały zakończone.


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-04-2012, 00:48   #1
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
[DnD - Fantasy] Północna Rubież II

Północna Rubież II



Mapa jest cząstką mapy Actana z zupełnie nie znanego mi forum The Tangled Web - Online Pen and Paper Roleplaying - Play Pen and Paper Games Online

Poprawioną przez Mike, nadwornego kartografa.


==============================================



- Davosie Grimm, zostałeś skazany za czczenie demonów, uprawianie czarnej magii, obcowanie z wiedźmami, faunami i elfami, głoszenie fałszywych świadectw oraz inne inkryminia. Z rozkazu Lorda Edelberta Hunstafa, barona Criche, pana Wybrzeża, lorda protektora Galgatrice zostaniesz spalony, by twa oczyszczona z grzechów dusza mogła połączyć się z Jedynym, odkupiona cierpieniem ciała w doczesnym świecie. - głos mnicha brzmiał skrzekliwie, jednak nikt nie zwrócił na to uwagi. Nikt też zdawał się nie robić sobie nic z protestów Davosa, iż zarzucane mu czyny są kłamstwem, potwarzą i bajędą nie potwierdzoną żadnym dowodem. Ba, że i samego Lorda na oczy nie widział. Jak miał być przezeń skazany, skoro nawet go na oczy nie widział? To wszystko było wierutną bzdurą. Bzdura jednak zawierała ziarno prawdy. Prawdziwy był stos który otaczał wbity w rynek pal, prawdziwy był otaczający pal tłum, który pełnym dezaprobaty pomrukiem ogłaszał wszem i wobec, że mieszkańcy Criche potępiają takiego jak Davos grzesznika. Prawdziwe w końcu były łańcuchy którymi przykuto Davosa do pala. Jego los był przypieczętowany...



Od chwili przybycia do Criche minęło ledwie dni pięć. Zbyt mało, by Davos zdążył polubić to miejsce. Wystarczająco wiele by dotychczasowi kompani się ulotnili pozostawiając go samego. No, przynajmniej w chwili, kiedy Grimm wpadł w problemy przez elfa. Elf bowiem w mieście nie pasował zupełnie. Powinien go sprzedać na targu albo zamknąć w klatkach, gdzie rozsądniejsi wędrowcy trzymali inwentarz. Powinien był tak zrobić a nie włóczyć go ze sobą niczym psa jakiego. Powinien...


Powinien uczynić wiele. Nie uczynił jednak nic z rzeczy, które powinny nastąpić. Teraz zaś stał na drewnianym pomoście, przykuty do pala obłożonego polanami suchego drewna, spoglądając na wściekły, żądny jego śmierci tłum. Po raz pierwszy w życiu tracąc wiarę w to, czy widma przyszłości spełnią się czy zostaną ostatnią mrzonką szaleńca, którym po badaniu Mistrzów Inkwizytorium się stał.


... Pochodnia ciśnięta pewną ręką mnicha trafiła na suche, choć stos układano tak, by męka była najdłuższa. Davos zawył przerażony. Wraz z nim, radośnie, zawył tłum...





==========================================




[Cóż, to solówka Akwusa, choć sesja ma charakter otwarty. Jako, że dla niego, nie ma obawy, będzie gorzej...]
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon

Ostatnio edytowane przez Bielon : 07-04-2012 o 00:52.
Bielon jest offline  
Stary 07-04-2012, 18:53   #2
 
Akwus's Avatar
 
Reputacja: 1 Akwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie coś
- Pierdolenie o Owenie - myślał Davos słuchając słów mnicha, lecz po prawdzie nie miało znaczenia ile mowa świętego braciszka miały wspólnego z rzeczywistości. Tu i teraz liczyło się to, że kat, który ustawiał stos znał się na sprawie i po tempie w jakim pomarańczowo czerwone języki oczyszczającego ognia przeskakiwały z dolnych na coraz wyższe brewiona Grimm szacował, że pozostało mu co najwyżej kilka minut nim chciał nie chciał rozpocznie się jego droga do pojednania z Jedynym, lub z jakimkolwiek innym tworem, który stał ponad wszelkim stworzeniem - jego ewentualna tożsamość była mu już jednak najzupełniej obojętna...

Karczma pod Czarną Perłą - wieczór przed dwoma dniami

Mimo iż karczma niemal pękała w szwach, Grimm mógł właściwie śmiało wyciągnąć się na swojej ławie, na stole zaś miejsca wystarczyło by rozstawić talie obu arkanów. Powodem iż nikt nie miał ochoty się do niego dosiadać była zapewne nie tyle jego aparycja, bo w Criche widywało się i większych odmieńców, co towarzystwo dzikiego elfa, z którym siedział przy stole traktując go niemal jak równego sobie. Tak ekscentryczne zachowanie uszłoby może w innych kręgach, ale nie w Czarnej, której klientela składała się z ludzi, gotowych szybciej przygarnąć do swojego boku świnię niż ten dziki relikt przeszłości. Dziesiątki oczu co i raz spoglądały więc na mężczyznę i jego nieludzkiego towarzysza starając się mocą samego spojrzenia pozbyć się ich z przybytku.
Gospodarz Czarnej do aż tak szybki do wyrzucania ich jedna nie był, jako że Davos płacił szczodrze i tym samym plasował się w tych ciężkich czasach w górnych szeregach klientów, którym wiele trzeba wybaczyć. Niezadowolenie innych gości i wisząca w powietrzu zadyma nie były jednocześnie niczym niecodziennym, towarzystwo potrzebowała jak co dzień tematu do rozmów, narzekań i złorzeczenia, widać dziś miał to być dziwak z elfem. Z elfem i złotem...

Rynek miejski

Palenie na stosie zdawało się czasem być w Criche substytutem teatru dla miejskiego motłochu. Widowisko było wszak publiczne, darmowe a w dodatku pozwalało na co dzień nieszczęśliwym z życia mieszczuchom odczuć, że inni mają jeszcze gorzej. Davos doświadczał tego, iż na skazańcu odreagowywano frustracje i dziękował opatrzności, że większość z nich miała postać przygniłych warzyw a nie kamieni. Świadomość bycia celem wyzwisk i improwizowanych pocisków miała jednak znaczenie wyłącznie tak długo jak długo mnich ciągnął swoją tyradę. Gdy ciśnięta na stos pochodnia zapoczątkowała koniec, nic innego nie miało już znaczenia.
Zebrany tłum zawył szaleńczo promieniując wręcz radością, a zasiadający w honorowej loży możni dostojnie przyglądali się jak człek, na którego mogli zrzucić wszelkie niepowodzenia w interesach, czy zarządzaniu miastem zamienić miał się w kupkę popiło.
Znalezienie czarownika zawsze okazywało się bardzo wygodnym wyjściem, wszak wytłumaczenie, że splugawił on zapasy pszenicy, a na żyto wpuścił stada myszy, było bardziej prawdopodobne niż fakt, że Starszy nad Ziarnem nie dopatrzył obowiązków i pożałował złota na odpowiednie zabezpieczenie spichlerzy. Problemy z magazynami nie były wszak jedynymi z jakimi borykała się rada miejska, nie mogło więc dziwić, że naciski na Inkwizytorium były znaczne i doprowadzić w końcu musiały do znalezienia sprawcy.

Czarna Perła

Grimm podniósł niechętnie głowę spoglądając na grupkę mężczyzn, która otoczyła jego oraz elfa. Licząca niemal tuzin ludzi kompania w jednolitych uniformach nie mogła oznaczać niczego dobrego i na nic dobrego Davos nie zamierzał też liczyć.
- Davos Grimm?
Wieszcz spojrzał na elfa pytająco, po czym zwrócił się do tego, który zadał mu pytanie - A wiecie, że nie znam nawet jego imienia, może i Davos.
Żołdak położył ciężko dłoń na rękojeści miecza. Kolejne słowa padły już znacznie ostrzej.
- Z rozkazu Lorda Edelberta Hunstafa jesteś aresztowany i mamy dostarczyć cię do siedziby Oficjum!
Kolejne miecze zgrzytnęły wyciągane z jaszczurów, tak by z miejsca stłumić jakiekolwiek myśli o próbie siłowego rozwiązania sprawy. Pokaz był jednak o tyle bezzasadny, że Grmm nie miał zamiaru stawiać oporu, działo się dokładnie to co miało się stać i głupotą byłoby spierać się z losem.

Unosząc dłonie w geście poddania wstał od stołu i obróciwszy się do dowódcy zbrojnych uśmiechnął się do niego szeroko ukazując pożółkłe zęby.
- Zatem prowadźcie panie oficerze gdzie trzeba, jeśli taka wola lorda.
Zbrojni zaskoczeni przez chwilę łatwością z jaką przyszło im pojmanie człowieka, przed którym przestrzegali ich kolejni przekazujący rozkazy, szybko odzyskali rezon i z nad wyraz godną podziwu starannością spętali obu biesiadników, obstawili z każdej strony i wyprowadzili z Czarnej.

Siedząca przy drzwiach czarnowłosa dziewczyna w podróżnym stroju i ze spojrzeniem urodzonej awanturniczki złowiła ukradkowe skinięcie Davosa odczytując w nim wszystko na co liczyła. Wydarzenia układały się zgodnie z przewidywaniami i teraz całość miała nabierać rozpędu z każdą chwilą.

Ciemna alejka w dokach - dzień przed wydarzeniami z Czarnej Perły a tym samym na trzy przed tymi z rynku

Trzy postacie okryte całunami ciemnych płaszczy nerwowo rozglądało się na wszystkie strony. Późna godzina i okolica, w której większość nie chciałaby pokazać się w świetle dnia nie były dla nich żadną nowością, niepokój budził zaś osobnik, z którym mieli się spotkać i żadne z nich nie miało pewności, czy poczynione środki ostrożności wystarczą, gdyby cokolwiek nie poszło jednak po ich myśli.
- Greteer - odezwał się najniższy z nich - jesteś pewien, że przyjdzie?
- Tak.
Krótkie i rzeczowe odpowiedzi, pozbawione emocji cechowały od zawsze ich przywódcę. Z całej trójki tylko on jeden nie obawiał się spotkania, bo też tylko dla niego jednego, ten z którym miało się ono odbyć nie był nieznajomym. Rodzaj związanych z nim wspomnień choć nie należał do najprzyjemniejszych, pozwalał zakładać, że wieszcz nie będzie w żaden sposób im zagrażał.
- Greteer - ponownie zaczął Konus - Po kiego chuja chcesz z nim gadać, przecież możemy to załatwić naszymi ludźmi.
- Tak postanowiłem.
- No kurwa, ale go nawet nie znamy.
- Ty go nie znasz.
- Nikt go nie zna!
Szybki złośliwy śmiech dochodzący spomiędzy skrzyń przerwał dalszą rozmowę, cała trójka jak na komendę odwróciła się w stronę z której dochodził i sięgnęła po swoje ostrza. Nikt jednak nie wysunął ich spod płaszczy by refleks księżycowej poświaty nie ostrzegł nieznajomego.
Przez kilka chwil słyszeli tylko uderzenia własnych serc zastanawiając się, czy całej trójce nie przesłyszało się i czy nie zaczynają działać nieracjonalnie.

Grimm ostrożnie wysunął głowę pomiędzy Greteerem i Konusem, wpatrując się w skrzynie z której pozostali nie spuszczali wzroku. Dopiero gdy oblizał się z głośnym mlaśnięciem zorientowali się, że stoi między nim. Odskoczyli niczym oparzeni tym razem pozwalając sztyletom błysnąć blaskiem w ciemnościach nocy. Trójka otoczyła Davosa w bezpiecznej odległości obserwując najmniejszy ruch jego ciała.
- Ryzykownie tak się skradać - zaczął Greteer.
- Ryzykownie byłoby gdybym liczył, że macie złe zamiary.
- Gdybyśmy mieli, już byś leżał z ostrzem w bebechach! - szybko skomentował Konus.
- Milcz.
Przywódca zganił swojego człowieka, po czym rozluźniając mięśnie wsunął demonstracyjnie ostrze z powrotem pod połę. Pozostała dwójka ociągając się uczyniła to samo.
- Dziękuję, że się zjawiłeś.
- Jakże mógłbym odmówić. Wszak mamy stare zobowiązania.
Greteer skrzywił się na wspomnienie które przywołały słowa wieszcza, nie zamierzał jednak pozwolić mu na przejęcie inicjatywy.
- Potrzebuję przysługi...
- Wiem - przerwał Grimm.
- Nie wiesz jednak jakiej.
- To również wiem.
- Tak?
- I znając ją, wiem, że nie możesz o tym mówić przy tej dwójce.
W spiskach i ciemnych interesach zawsze najgorsze było to, gdy ktoś kto wiedzieć nie powinien, wiedział. Greteer skrzywił się po raz kolejny po czym ruchem głowy nakazał pozostałej dwójce oddalić się pozostawiając ich samych.
Pozostała dwójka nie była przekonana do pomysłu swojego szefa i mężczyzna musiał powtórzyć polecenie słownie. Nawet wtedy odsunęli się wyraźnie ociągając.

Choć byli szkoleni byli w wychwytywaniu nawet najdelikatniejszych dźwięków, z odległości kilkunastu kroków nie słyszeli ani słowa z rozmowy. Widać było, że wypowiadane frazy nie miały trafić do nieporządanych uszu...

Rynek miejski

Tłum wiwatował z niemalejącym entuzjazmem a miejscy rajcy spuszczali z płuc powietrze ulgi zastanawiając się jednocześnie jakie znajdą wytłumaczenie na swoje problemy za miesiąc. Grimm odliczał kolejne sekundy zastanawiając się, czy ogień będzie pełzł do niego wystarczająco długo, by reszta planu spiskowców mogła się powieść. Z każdą kolejną coraz silniej dochodziło do niego, że wystarczyło by ktoś pomylił się o kawałek w obliczeniach, bądź by w jego wizjach ponownie nie wszystko zgadzało się z faktami. Na nieszczęście ani alchemia, ani wieszczenia nie należały do tematów szczególnie precyzyjnych.

Doki

Greteer skinął na dwójkę towarzyszy zezwalając im w końcu na zbliżenie się.
- Wszystko ustawione - oznajmił jak zawsze krótko i rzeczowo.
Grimm uśmiechnął się tylko szeroko do pozostałej dwójki potwierdzając słowa ich przywódcy.
Spojrzeli po sobie, nie do końca wiedząc, czy powinni coś powiedzieć, cichy śmiech Davosa nadawał wydarzeniu groteskowego charakteru.
- Sari - Greteer wezwał swoją towarzyszkę nie spuszczając wzroku z Grimma. - Ona będzie twoim kontaktem, będzie też dbała by przez następne dni nic ci się nie stało.
Davos otrząsnął się niczym pies po wyjściu z wody, po czym przytaknął wyrażając swoją aprobatę.
Kobieta, skryta do tej pory pod kapturem spiskowca miała spojrzenie drapieżnika gotowego w każdej chwili zaatakować. Bez wątpienia życie awanturniczki, wyrobiło w niej instynkty, które zmuszały do darzenia jej odpowiednim respektem gdy tylko napotkało się jej wzrok. Uwolnione spod ciężkiego materiału krucze włosy opadły na ramiona kaskadowymi lokami, wąskie białe pasmo kręcące się pomiędzy nimi przykuło uwagę wieszcza na zbyt długa chwilę. Dziewczyna skrzywiła się i bez słowa zrobiła krok wstecz ponownie narzucając kaptur.
- Wyśpij się i bądź spokojny, wszystko pójdzie zgodnie z planem.
Davos skłonił się dużo głębiej niż było to konieczne nadając pożegnaniu przesadnie oficjalny charakter. Że wszystko pójdzie zgodnie z planem wiedział, a przynajmniej ufał temu co miała przynieść przyszłość.

Rynek

Kolejne sekundy miały w odgłosach zadowolonej tłuszczy, a każda kolejna podczas której ogień zbliżał się do stóp Grimma potwierdzała, że przepowiadanie przeszłości, to bardziej sztuka dopatrywania się w niej tego co wieszczący chciałby się dopatrzeć a nie studiowanie twardych danych. Wysoki stos ustawiony był tak, by widowisko było doskonale widoczne z każdego miejsca placu, co znaczyło, że skazaniec znajdował się mniej więcej na wysokości głów zgromadzonych ludzi, wszystko poniżej było ogromną ilością drewna, która miała zamienić całe jego ciało w popiół nie pozostawiając nawet skrawka plugawej części czarownika.

Grimm kaszlnął zaczynając krztusić się dymem, który spowijał go już tak gęsto, że nie było strony, w którą mógłby odwrócić głowę, by zaczerpnąć powietrza. Sytuacja na rynku nie miała nic wspólnego, z tą którą przepowiedział i pomimo iż z dołu uderzały w niego fale gorąca na czole jedna po drugiej pojawiały się krople zimnego potu. Pierwsze języki ognia musnęły jego nogawice z taką intensywnością, że przygotowany na ból
mężczyzna rozwarł szeroko usta nie mogąc wydać uwięzionego w gardle dźwięku. Szare obłoki świerkowego dymu bez litości wdarły się w rozwarte usta i gdy Davos rozpaczliwie próbował łapać powietrze w jednym mrugnięciu oka wypełniając płuca. Ogień strawił już znaczną część wątłego podestu przytrzymującego go na wysokości jednocześnie obejmując otaczające go wiązki chrustu. W tej samej chwili w której osłabiony podest ustąpił pod ciężarem mężczyzny, płomienie dookoła stosu buchnęły w górę skrywając na jedno uderzenie serca postać mężczyzn. Grimm poczuł jak cały jego ciężar opiera się na krępujących go łańcuchach, a gorąc bijący z jego rozgrzanych ogniw pali nieosłoniętą skórę.

Tłum zakrzyknął głośniej gdy oczyszczające potępieńca płomienie strzeliły do góry. Rajcy siedzący wygodnie w swojej loży uśmiechnęli się do siebie, gratulując sobie planu. Wtedy się zaczęło...

Czarna Perła

By nie wzbudzać podejrzeń Sari odczekała chwilę po tym jak żołdacy wyprowadzili Davosa oraz elfa. Wstała, rzuciła na stół kilka monet po czym szybkim krokiem ruszyła na spotkanie swoich kamratów.

Konusa znalazła dokładnie tam skąd miał ubezpieczać wydarzenia w karczmie, przykucniętego z naładowanymi kuszami, skrytego za kupieckim wozem.
- Zabrali go - rzuciła krótko.
- Widziałem.
- Myślisz, że się uda?
- Myślę, że wykończą go na torturach i o żadnym stosie nie będzie mowy.
Sari zamyśliła się przez chwilę pomagając swojemu towarzyszowi zapakować kusze.
- Czemu Greteer nalegał właśnie na niego?
- Bo nie chciał poświęcać nikogo z naszych?
- Nie sądzę - dziewczyna spojrzała w stronę w którą przed paroma chwilami zbrojni odeskortowali tego cudacznego mężczyznę. - Oni się chyba znają, Greteer wie o tym dziwaku coś więcej.
- Gówno mnie to obchodzi. Nie lubię dziwolągów i tyle. Nie ufam im.
- Może masz rację.
Upewnili się, że cały ich ekwipunek jest dokładnie otulony w plecakach i spokojnym krokiem ruszyli w stronę Zaułka - kwadratu ulic w podłej dzielnicy miasta, który był ich domem.
- Olejnik zdąży na czas? - zapytała kobieta przechodząc już myślami do kolejnej części planu.
- Już jest. Dziesięć słoi czeka zabezpieczonych w piwniczce.
- Nic im się nie stanie od wilgoci?
- Chuj z tym, stos będzie tak gorący, że wyschną nawet gdybyśmy wrzucili je teraz do wody.

Rynek

Ukryte u podstawy stosu słoje okazały się jednak bardziej zawilgotniałe niż przewidzieli to spiskowcy i nim żar stopił osłaniający wyloty wosk upłynęło więcej czasu niż znajdujący się półtora metra nad nimi Davos zakładał wytrzymać. Ogień jest jednak konsekwentny, a ilość opału zgromadzonego tego dnia na rynku zgodnie ze słowami Konusa musiała koniec końców wystarczyć.
Tego co wydarzyło się tego dnia na rynku miasto miało nie zapomnieć przez wiele lat. Ilość śmierci i towarzyszącej jej fali nieszczęść przekroczyła nawet oczekiwania samych spiskowców. Siedem języków ognia strzelało jeden po drugim rozchodząc się promieniście od podstawy stosu i oblewając płomieniami tłoczącą się gawiedź. Krzyk zebranych przerodził się w jednej chwili z wiwatu w paniczną rozpacz. Stłoczeni na rynku mieszczanie dociskani do usytuowanego w samym środku miejsca kaźni przez stojących z tyłu nie mieli szans na ucieczkę nawet widząc jak płomienie ogarniały stojących tuż obok. Jeden po drugim dzbany wyrzucały z siebie strugi ognia żywcem podpalając kolejnych niczemu winnych ludzi.

Osłabiony kolejnymi podmuchami stos osunął się odsłaniając pozbawionego już przytomności skazańca. Chrust opadł aż do metalowej podstawy pala rozrzucając wiązki chrustu w stronę pierwszych szeregów ludzi pokrytych już krwią i łzami...


Greteer przyglądał się wydarzeniem na placu skryty za wykuszem jednej z okalających plac kamienic. Nie wszystko szło zgodnie z planem. Początkowa zwłoka powodowała iż obawiał się pełnego fiasku, gdy jednak dzbany zaczęły strzelać a języki ognia upewniały go, że zostały umocowane dokładnie tak jak powinny liczył już tylko zniszczenia czekając na te najważniejsze.

Zaklął widząc rozpadający się stos po zaledwie siedmiu wystrzałach, trzy najważniejsze nie zdążyły wystrzelić i rajcy, w których były wycelowane dwa z nich w eskorcie straży miejskiej opuszczali już swoją lożę. Zamach spowodował mnóstwo śmierci, lecz najbardziej upragnieni prześladowcy uchodzili z życiem.
Sari położyła dłoń na ramieniu przywódcy - Pora na nas, za chwilę zjawi się tu więcej straży.
Odtrącił jej rękę wciąż wpatrzony w dogasające resztki stosu z nadzieją, że jednak żaru wystarczy i ostatnie słoje zdołają jeszcze zadziałać. Nic takiego nie miało jednak miejsca.

- Jak zamierzasz go teraz wyciągnąć? - Konus musiał niemal zmuszać się by zapytać przywódcy o los Grimma.
- Nie zamierzam.
- Ale nie taka była umowa.
- Tyś ją zawierał?! - krzyknął mu z odległości kilkunastu centymetrów w twarz Greteer - Więc się nie wpierdalaj! Wiedział na co się pisze, nie udało się, nie zabiliśmy wszystkich, za dużo straży tam jest byśmy mogli go zdjąć.
Żadne z nich nie widziało jeszcze swojego szefa w takiej złości, nie zmierzali się z nim spierać, szczególnie, że skazaniec nie był im nie bratem ni swatem. Konus poczuł nawet ulgę pozbywając się ze swojego życia dziwoląga. Tylko Sari nie mogła zrozumieć czemu odwracają się od człowieka, który chciał pomóc ich sprawie. Greteer zaś modlił się w duchu, by straż lub Inkwizycja zabili go nie zadając pytań, nie bał się, że Davos cokolwiek może zdradzić, bał się, że jeśli przeżyje może się dowiedzieć, że jeden ze słoi, które nie wystrzeliły był skierowany pionowo do góry...
 
Akwus jest offline  
Stary 09-04-2012, 12:46   #3
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Stary rycerz widział już zbyt wiele by dziwić się fanaberiom swego pana, ale i tak brwi zauważalnie mu drgnęły. Seneszal wzdrygnął się cały, jak pies strzepujący mokre futro. Błazen dalej tłukł kością o posadzkę próbując wybudzić ze snu przeżartego ogara. Yordan słuchał stojąc. Tylko po nim nie dało się niczego poznać.

- Wasza lordowska mość życzy sobie, bym zabił wszystkich rajców. Kiedy?

- Jest mi to serdecznie obojętne. Byle rychle. Nie mamy dużo czasu. Ja nie mam. Czyli ty również.

- Rozumiem.
- chyba tylko Yordan rozumiał z tego cokolwiek. Lord Edelbert Hunstaf był wszak udzielnym panem Criche i mógł wiele, bardzo wiele, ale nawet jemu zabicie wszystkich miejskich notabli nie mogło ujść na sucho. Stary rycerz, który widział już kilka wojen, więcej jeszcze wojenek i prawdziwą masę większych bądź większych buntów pewnym był, że coś takiego skończyło by się w mieście krwawą jatką. Zwłaszcza teraz, kiedy nadano im tak rozległe prawa. Spoglądając na nieprzeniknione oblicze szpiega stary rycerz wiedział jednak, że szpieg nie rozumie nic. I nie było w tym nic dziwnego.

- Gówno rozumiesz. - lord jednym słowem też znał swego szpiega jak łysą szkapę. Przełknął łyk czerwonego wina i splunął na kamienną posadzkę. To było trzecie wino, które dziś nie podeszło władcy. Z wiekiem coraz trudniej mu było dogodzić.

- Panie, jeśli mi wolno... zwrócić ci uwagę, to wywoła zamieszki. Wszyscy mieszczanie przecież wiedzą, że wy Panie w sporze jesteście z rajcami. To wam na podstawie nowej Karty Praw Miejskich odmówili urządzenia turnieju a nawet udziału w Radzie. Ludzie bunt podniosą, jak rozejdzie się, że ktoś zabija rajców. Wszyscy wiedzieć będą, że to wy Panie. Gdybym miał... - seneszal znał lorda od małego. Nie potrzebował więc słów, by dostrzec, że lord ma dość. Zamilkł w pół słowa i skłoniwszy się cofnął o krok.

- Nie powiedziałem, że masz latać po mieście i zarzynać ich jak prosięta. Chcę by zginęli wszyscy. Na raz. Zgromadzisz ich w jednym miejscu. Na okręcie jakim co zatonie, polowaniu, nie wiem. Gdziekolwiek. Pomyśl. Za to ci płacę. I tam ma ich spotkać nieszczęście. Myślisz że sobie z tym poradzisz?

- Tak Panie...

- Więc pospiesz się. Chcę by zginęli przed kolejnym nowiem. Łyczkowie muszą zrozumieć, że w Criche jest tylko jeden pan!

- Tak będzie, mój Panie...


- Nie zawiedź mnie...


***


- Mówią, że ma złe oko. Tak mówią. I czasem jak coś powie..., wiecie tak powie, że wie człek iż prawdę mówi. Albo gorzej jeszcze, że jak coś powiedział, to się... prawdą stanie. - pomocnik karczmarza rzadko obnażał sekrety gości gospody w której pracował. Kto by chciał gościć się gdzieś, gdzie wiedział by, że wnet będą o nim pletli przy każdym stole.

- Czyli czarownik? Może by się nadał... - zarośnięty rozmówca pomocnika karczmarza przypił doń uderzając drewnianym kubiem dzierżonym w sękatej dłoni w jego kubek. Mieli chwilę spokoju, bo pomocnik miał przerwę. Siedzieli z tyłu, za oberżą, zajmując dwie puste, czekające na odbiór w dniu jutrzejszym beczki. Znali się nie od dziś.

- A ja wiem? - pomocnik splunął i zaciągnął się fajką. To była ta chwila w czasie której wolałby być sam. Chwila odpoczynku od słyszanego gwaru dochodzącego z oberży. - Ale elfa ma. Miast jak psa zostawić go w oborze wlecze go ze sobą do karczmy i jak człeka sadza przy stole.

- Hmmm...
- zarośnięty drab zasępił się. Myślał. To był trzeci kandydat. Nie trwało to długo. Elf przeważył. - Nada się zatem. Obsłuż go...

Pomocnik skinął głową. Splunął po raz wtóry. Tym razem po to by odpędzić zły urok. Nie musiał nic więcej słyszeć a drab nie mówił nic więcej. Miast tego rzucił na wierzch beczki solidną sakiewkę. Pobrzękującą przyjemnie...



***


- Jak zamierzasz go teraz wyciągnąć? - Konus musiał niemal zmuszać się by zapytać przywódcy o los Grimma.

- Nie zamierzam.

- Ale nie taka była umowa.

- Tyś ją zawierał?!
- krzyknął mu z odległości kilkunastu centymetrów w twarz Greteer - Więc się nie wpierdalaj! Wiedział na co się pisze, nie udało się, nie zabiliśmy wszystkich, za dużo straży tam jest byśmy mogli go zdjąć...

Davos załzawionymi oczyma rozglądał się wkoło zastanawiając się, kiedy go uwolnią. Kiedy będzie mógł dołączyć do powstania, które właśnie gromkim hukiem rozpoczęło się na głównym rynku w Criche.

- Wolność dla ludu! - krzyknął Grimm czując podniosły nastrój chwili. Podniosły tym bardziej, że stos rozniosło na kwartale niemal całym a on sam przykuty łańcuchem do pala wciąż żył.

Plan im się udał, co samo w sobie zakrawało na cud. Nikt przy zdrowych zmysłach nie mógłby założyć, że w jednej chwili niemal wszyscy rajcy miejscy mogą wyzionąć ducha. Z ocalałych Bernard Murhe, starszy nad cechem złotników, leżał w kałuży krwi z niedowierzaniem obserwując wypływającą z urwanego ramienia posokę. Anonus Glum miotał się próbując otrzeć krew z twarzy krzycząc, że nic nie widzi. Nie mógł widzieć. Nie miał oczu bo całą twarz jego znaczyły rany z siekańca. Hugo Hern i Jonas Birbian pełzli na czworakach, byle dalej od miejsca kaźni. Znacznie więcej było jednak ciał. Ciał, które otaczały pal z każdej strony. Od strony zamku dał się słyszeć narastający łoskot końskich kopyt.

Grimm nie musiał być znawcą, by się domyślić, że jadą zbrojni. Szczęk pancerza mieszał się z krzykiem ludzi. Stojący jednak na środku miejskiego rynku w Criche Davos Grimm miał znacznie większy problem, niż zbliżający się oddział zbrojnych. Kiedy bowiem spojrzał w dół, na podstawę stosu zastanawiając się, że nie nadpalił się na tyle, by wyłamać go, przewrócić i zdjąć okowy, którymi umocowano go do drewnianego pala, dostrzegł trzy nie odpalone słoje. Trzy bombardy, które roznieść miały rajców, wciąż jeszcze czekały na swój czas. Tlące się lonty, które znikały u podstawy słoja, jarzyły się słabym blaskiem wskazując na to, że lada moment zaplanowana eksplozja będzie miała miejsce.

W sumie nie było w tym nic, czego by Davos spodziewać się nie mógł. No może poza tym, że jeden ze słojów, który lada chwila miał eksplodować, wycelowany jest dokładnie w jego dupę...


.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline  
Stary 11-04-2012, 12:20   #4
 
Akwus's Avatar
 
Reputacja: 1 Akwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie coś
Tępe dudnienie w głowie pochodziło, jak się domyślał, od pancernej rękawicy dowodzącego konnicą młodzika, którą ten przywitał Grimma gdy tylko poznali się na rynku. Dziwna reakcja na uśmiech jakim Davos obdarzył jeźdźca, lecz ludzie nigdy nie słynęli z rozsądku. Rozchodzące się po czaszce uczucie nie pozwalało skupić się na niczym, przekreślając wszelkie szanse na spojrzenie w przyszłość. Grimmowi pozostawało więc czekać na dalszy rozwój zdarzeń licząc, że tym razem będzie on korzystniejszy niż rano.

Światło dnia wpadające przez wąski świetlik umieszczony wysoko pod sufitem niczym boski palec padało dokładnie w miejsce w którym leżał więzień, dając tym samym sposobność strażnikom przyglądać się przez otwór w niskich dębowych drzwiach skulonemu dziwakowi, którego Jortmund przywiódł kilka godzin temu po masakrze jaka miała miejsce podczas egzekucji.
- Czarodziej jaki ponoć.
Rzekł dowódca zmiany zatrzaskując judasza. Poprawił sumiastego wąsa po czym dla pewności splunął kilkukrotnie przez lewe ramię i obrócił się przeciwnie do wschodzącego słońca.
- I nam go przywiedli?
W głosie chłopaka słychać było wyraźnie obawę, nie było zresztą tajemnicą, że dawał ujście uczuciom, które targały całą siedzącą w małej izdebce zmianą warty. Pozostali woleli się jednak nie odzywać, by nie dać poznać, że tak samo jak temu smarkaczowi, nie w smak im goszczenie tu czarownika.
- Jortmund powinien ubić go tam na rynku, a nie targać ze sobą - ozwał się kolejny.
- Głupiś - skwitował dowódca nie przestając kręcić wąsa - wtedy niczego by nie było wiadomo, a tak będzie szansa cudaka wypytać.
- Co się stało, to wiadomo przecie - Ramesz, bo tak zwał się najmłodszy z wartowników aż trząsł się, by podzielić się wiedzą z pozostałymi - jatka okrutna, bomby spiskowcy podłożyli, rynek cały w płomieniach, rannych i martwych wynosili setkami z placu.
- Tysiącami kurwa, milionami niemal - Bars z Karnowa zwykle nie odzywał się wcale, ale wydarzenia ostatnich godzin i rosnące wokół nich coraz nowsze plotki i domysły zaczynały już irytować starego wiarusa. - I tak dajecie wiare wszystkiemu co plebs gada? Jak sialiśmy czerwonego kura podczas wojny, to baby na wsiach gadały, że smoki się zleciały, to też kurwa niby prawda była?
- Smoki istnieją - cicho wtrącił Ramesz, reszta zignorowała go jednak zupełnie skupiając się na Barsie, bo widać było, że ten małomówny wój uraczy ich za chwilę jedną ze swoich nader rzadkich opowieści...

Rynek

Nawet bez rozdmuchania plotek przez pospólstwo trupy licząc z rannymi rynku faktycznie liczyć trzeba było w setkach i Jortmund miał pełne ręce roboty starając się zapanować nad tym bajzlem w jakikolwiek sposób. Ludzi jak zawsze miał za mało do wszystkiego co trzeba było czynić, lecz żadnego z zadań nie mógł odpuścić, czy nawet zostawić na później.
Pewnym wszak było, że tragedia tragedią, zamach zamachem, ale dla wielu ludzi spod ciemnego znaku, będzie to wymarzona okazja, by korzystając z ogólnego zamieszania dokonać cichych grabieży, dewastujących rozbojów, wyrównać rachunki, którym wydarzenia z rynku nadać mogły zupełnie innej wymowy niż gdyby poczynione były w zwykły dzień. Słowem wielu mogło chcieć skorzystać na sytuacji i Jortmund był zdeterminowany by ukrócić takie praktyki w zarodku.
Rada straciła połowę rajców, a kolejnych trzech leżało ciężko rannych, co oznaczało, że można było, nie łamiąc prawa, uznać ich za niezdolnych do decydowania i należało oddać to prawo w ręce Namiestnika.

Po latach wielu zastanawiało się jeszcze jakimi sposobami Lord przewidział, by wysłać Tomasza Trzy Palce do Criche wraz z silnym oddziałem konnicy w przeddzień pamiętnej egzekucji. Wtedy najważniejsze jednak było, że Namiestnik był na miejscu a wraz z nim ponad setka pancernych pod dowództwem Jormunda syna Jarata. Dwójka lojalnych lordowi żołnierzy, którzy gotowi byli oddać życie w jego imieniu.

Sale miejskiej rady zostały siłowo otwarte już w kilka minut po zamachu i przekwalifikowane na tymczasowe kwatery Namiestnika, Jortmund zaś był jego ręką i wolą rozchodzącą się promieniście z wychodzących na plac okien ratusza i wlewającą się jak i jego żołnierze w coraz węższe uliczki portowego miasta...

Wieża Błaznów

Bars ciągnął swoją opowieść już dobrze ponad pół godziny a pozostali słuchali niczym zaczarowani. W słowach wiarusa czuć było lata doświadczenia i płynących z nich życiowych mądrości.
- Dla tego mówię wam, że nie ufam ja ani temu Namiestnikowi, ani jego psu co przewodzi konnym.
Pozostali pokiwali głowami.
- Przyjechali tu na dzień przed zamachem, przypadek? Zjawili się na rynku w kilka chwil po wybuchach, w pełnym rynsztunku, przypadek? Przywlekli tu jedyną osobę, która mogła cokolwiek rzec o sprawie zamykając go i zabraniając kogokolwiek dopuszczać.
Każdy z oddziału przeniósł wzrok na drzwi za którymi znajdował się przywiedzeni przez konnych więzień.
- Otwieramy?
- Ano, sami dowiemy się co to za jeden.
- Mordę mu obiję a nie pytał będę!
- Wypatroszymy padalca jak nie zechce gadać. Kutasa do gęby wsadzimy, niech żre własne szczyny!
- Sza chuje! - dowódca uderzył silnie pięścią w stół studząc zapędy swoich ludzi. - Gówno wiemy i gówno nam do tego! To sprawa ważniejszych i wara Wam od krasnala!
Bars uniósł się powoli z ławy sięgając rosłemu i tak dowódcy ponad głowę spoglądając na niego wzrokiem nie akceptującym odmowy. Czuć było, że atmosfera w izbie gęstnieje na tyle, że za chwilę stal będzie z takim samym trudem ciąć powietrze co ludzkie mięso.
- Ależ panowie - lekko piskliwy głos niczym sztylet wbił się pomiędzy zwalistych mężczyzn. - Przecież można znaleźć kompromis, nieprawdaż.
Zakończone długimi zrogowaciałymi paznokciami dłonie Grimma oparły się na piersiach obu mężczyzn z niemałym trudem rozsunęły ich na bezpieczniejszą odległość. - Porozmawiać z czarownikiem możemy wszak przez drzwi, nie trza od razu iść do rękoczynów. Przykurcz był magikiem przy radzie, miał ich chronić jako i wy, więc może ujdzie się dogadać po dobroci, wszak mamy wspólne cele.
Gadał z sensem, to Namiestnik i jego ludzie byli w Criche intruzami, przedłużeniem rządów lorda, od którego miasto dopiero co uwolniło się choć w minimalnym stopniu, wszyscy znajdujący się w tym oraz sąsiednim pomieszczeniu ślubowali nie jemu a Radzie i nie należało zakładać, że ktokolwiek tej przysiędze się sprzeniewierzył póki nie mieli oczywistych dowodów. W jednej chwili wzrok zebranych zszedł jednak z drzwi za którymi zamknięty był krasnolud na stojącego pośrodku izby nieznajomego, który żadną siłą być tu nie powinien. Dźwięk wyciąganej stali wypełnił pomieszczenie...
 
Akwus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:57.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172