Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Rekrutacje do sesji RPG > Archiwum rekrutacji
Zarejestruj się Użytkownicy Oznacz fora jako przeczytane

Archiwum rekrutacji Wszelkie rekrutacje, które zostały zakończone.


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-04-2013, 16:23   #1
 
Glyswen's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodze
[D&D 3.5 + FR] Okruchy Imperium

“Nim nastanie brzasku pora,
Mrok pochłonie cień sokoła.

Ciemność skryje śmierci krok -
która wydrze strachu ryk,
stłamsi serca cichy krzyk,
spije gorzki życia sok -
I sprowadzi czaszki rok.

Wraz ze świtem wstanie gniew,
Z nieba tryśnie ognia kłos ,
Bólu zabrzmi słodki śpiew,
I zapłonie odium stos.

By zakonczyć braci los...

Kiedy zgaśnie S Ł O Ń C A blask,
Świat spowije Krwawy Płaszcz...”


Proroctwo Thayd’a



Jak co dzień wiatr zawodził potępieńczo, targając wzburzonym morzem piasków. Jak co dzień jego ponura pieśń rozbrzmiewała wśród zgliszczy przeszłości, niknąc gdzieś w gąszczu wydm. Jak co dzień również, zdradliwa pustynia tonęła w żarze górującego słońca i ochoczo rozpościerała ramiona, by pochłonąć szaleńczych śmiałków, którzy odważyli się rzucić w jej objęcia. Jednak na swój osobliwy sposób ten dzień był wyjątkowy. A może nawet przełomowy? W końcu lata poszukiwań zrodziły pierwsze owoce. Jeden z nich spoczywał właśnie na łęku siodła, tuż przy drżących dłoniach starca przewodzącego kolumnie jeźdźców ospale sunącej na zachód...

Wielbłądy i konie parskały niezadowolone, gdy kolejne podmuchy gorącego powietrza bezlitośnie chłostały ich spienione boki. Nieszczęśnicy, którym przyszło wziąć udział w tej koszmarnej wyprawie, wespół ze swymi wierzchowcami przeklinali kaprysy losu. Tylko Kethot Sepret trwał w ponurym milczeniu, całkowicie zaabsorbowany kontemplacją niedawnego znaleziska - czarnej skrzyneczki. Setki misternych hieroglifów, które gęsto pokrywały jej metaliczną fakturę, tworzyły niemal hipnotyczny wzór, od którego nie sposób było oderwać spojrzenia. Jednak to nie one stanowiły o niezwykłości przedmiotu. Najważniejsza była zawartość...

Oczy starca zaszły łzami. Szkliste smugi wiły się po kościstym policzku, drążąc blade pasma w połaciach zaschniętego brudu, a następnie znikały wśród licznych zmarszczek, spod których wyglądały lata znojów i trudów. A były to łzy szczęścia Wiedział, że odniósł sukces. Wykonał część powierzonej mu misji. Teraz miał pewność. Został wybrańcem. To on miał odmienić plugawe oblicze tego świata, przywrócić dawny porządek, wskazać właściwą ścieżkę. Ludzie zbyt długo trwali w cieniu swej ułomnej natury, nie mogąc w pełni pojąć boskiej transcendencji. Z biegiem czasu coraz bardziej oddalali się od pierwotnych ideałów, błądząc gdzieś w labiryncie meandrów swego umysłu, wypaczonego trywialnym, ziemskim życiem.

I gdzie w zgiełku codzienności miejsce dla Wielkich Demiurgów? Czy ktokolwiek jeszcze odczuwa potrzebę dążenia ku doskonałości?

Świat niechybnie chyli się ku zatraceniu, wprost ku zagładzie. Ale każdy zasługuje na drugą szansę. Jeszcze nie jest za późno. Rwące potoki można zawrócić, chwasty w porę wyplewić... I on tego dokona. W pojedynkę. Sam. Bogowie go wspierają. Nie zawiedzie ich.

-Kapłanie! - zdyszany głos przebił się przez ponure zawodzenie wiatru. Jeden z jeźdźców wysunął się na czoło kolumny, drżącą ręką wskazując odległy punkt z tyłu, gdzieś na wschodzie. - Tam! Burza piaskowa! Ogromna! Seth się gniewa!
Niszczycielska fala pyłu błyskawicznie przewalała się przez złote piaski, siejąc spustoszenie na swej drodze. Mroczny całun pochłonął niebo.
-Nie traćcie wiary. - głos Sepreta zagrzmiał wśród wszechobecnej wrzawy. - Wytrwajcie. Nikt nie mówił, że nasza droga będzia łatwa.
Starzec odwrócił głowę w stronę nadciągającego chaosu.
-Nie burza jest straszliwsza, a to co ze sobą niesie. Oto początek nowej ery. Skromna ofiara na rzecz ludzkości.
Wyprostował się dumnie w siodle, po czym rozpostarł szeroko ramiona w serdecznym geście.
- Przybywajcie!


Pierwsze promienie słońca nieśmiało tańczyły wśród nieprzeniknionego mroku wypełzającego zza otwartych okiennic domostw. Ot zwykłe, ponure światło pozbawione piękna i wszelkiego połysku. Zresztą jak wszystko w tej parszywej dzielnicy. Trudno byłoby nazwać to świtem, niemniej jednak wschód słońca powoli stawał się faktem. Płaszcz nocy, jakim szczelnie otulone było miasteczko wił się wśród kolejnych alejek, umykając ku najciemniejszym zakamarkom. Majestat dnia miał ponownie zatriumfować. Nawet tu - w zaścianku mulhorandzkiego piekła. W tej niezwykłej, wątłej chwili, na styku dwóch przeciwnych światów, królestwo swe znalazły cisza i spokój, niepodzielnie panując na gruzach codziennego zgiełku. Wraz z błotem i smrodem gówna przeplatanym nutką zgnilizny okolica na swój osobliwy sposób mogła przywodzić na myśl cmentarzysko. I zapewne wiele byłoby w tym prawdy, jeśliby zajrzeć do rynsztoków wciśniętych między kolejne rzędy chaotycznej zabudowy.

Delikatny wietrzyk przetoczył się przez smętne ulice, by w końcu dotrzeć do najgorszej możliwej speluny w okolicy - karczmy pod Łbem sahuagina. Fala zimna objęła w swe panowanie całą gospodę, uwalniając istną nawałnicę orzeźwiających, lodowatych cierni, muskających i namiętnie pieszczących rumiane twarze klienteli upojonej hektolitrami alkoholu. Podczas gdy wszyscy słodko drzemali zatraceni w objęciach swej największej miłości, wataha szczurów urządzała sobie ucztę na rzygach i resztkach jedzenia, jakimi gęsto usłana była podłoga. Stłumione, podekscytowane piski w cyklicznych odstępach rozdzierały zasłonę milczenia, sygnalizując walkę o co lepsze kęsy kilkakrotnie przetrawionego pożywienia.

Brud, syf, burdel. Te trzy słowa wyznaczałały standard w tym przybytku. Istna mogiła ludzkości. A pośrodku ON. Niegdyś wielki wojownik. Przyboczny Jego Majestatu! A teraz? Zgorzkniały nieudacznik? Największa sierota Mulhorandu? Jedna z wielu ofiar bezwzględnych trybików biurokratycznego systemu? Symbol upadku moralnego? Zbrukany, wypruty ze wszelkich ideałów?

~ Spodnie z dup! Fanfary na cześć Ramosa Nathandera! ~


Siedział sam, w najdalszym kącie, w najciemniejszym rogu. Nigdy nie rzucał się w oczy. Choć po prawdzie tu i teraz wszelkie próby kamuflażu wydawały się co najmniej zbędne. Banda pijusów, schlanych w trupa leżała nieprzytomna, rozrzucona po całej karczmie, żyjąc jeszcze wczorajszą popijawą. On sam nie spał. Nie mógł. Nie potrafił od wielu lat. Zamiast tego nocami wpatrywał się w wiecznie pełen kufel najgorszych szczyn, na jakie było go stać. Jego własne oblicze majaczące na dnie cuchnącego, wodnistego wina - to wszystko co pozostało mu z przeszłości. Garbaty, szeroki nos, masywna broda, przetłuszczone włosy, podpuchnięte, wiecznie przekrwione, beznamiętne oczy. Cały on, zamknięty w szponach cienia dawnej chwały. Dokładne odbicie tego na co zasługiwał.

Zabawne. Kim jest teraz? Gdzie skończył?
Czy to w miejscach takich jak te rodzili się najwięksi skurwiele tego świata?


Banda gryzoni przetoczyła się pod jego nogami radośnie wyjąc, jakby chciała wykrzyczeć:
- Hej! Patrzcie! Toż to ta piskliwa cipa! Nathander we własnej osobie!
Cały świat zdawał się drwić z jego osoby. Doprawdy żałosne...
Stare, sosnowe drzwi zaskrzypiały ponuro, na moment płosząc harcujące szkodniki. Kolejna fala przejmującego zimna rozlała się po lokalu.
~ Chwila wytchnienia od wszelkich szykan i oszczerstw. Ale one wrócą. Zawsze wracają. ~
W progu rozwartych wrót stanęła niewyraźnie zarysowana, ludzka sylwetka wtulona w ciemne szaty. Ślady błota na butach oraz liczne brunatne, zaschnięte rozbryzgi na starym, zniszczonym, acz kosztownym płaszczu zdradzały długą i wyczerpującą podróż. Nieznajomy postąpił kilka niepewnych kroków w głąb karczmy, po czym rozejrzał się, jakby czegoś szukając. Szare, przenikliwe oczy spoczęły na Ramosie. Rozbrzmiały echa podkutych, jeździeckich butów.

Nadchodził. Zmierzał w jego stronę.

Mrok ustąpił miejsca wątłemu promykowi światła wpadającemu przez otwarte drzwi. Z każdą chwilą rysy twarzy gościa stawały się wyraźniejsze. Mężczyzna w kwiecie wieku. Gęste, ciemne loki, upstrzone pasmami siwizny, spoglądające spod czarnego turbanu. Równo przystrzyżona bródka. Mulan.


- My się chyba skądś znamy. - głos słodki niczym czekoladowa polewa rozbrzmiał z ust przybysza, który rozsiadł się wygodnie na przeciwległej ławie - Ta skwaszona mina, przeszywające spojrzenie i wymowne milczenie. Toż to nikt inny jak sam Nathander!
~ Brawo tępa pało! W nagrodę możesz wybrać policzek w który zaraz ci przypierdolę. ~
- Czy tak kończą byli gwardziści Jego Majestatu?
~ Nie. Tylko ci, których udupił kaprys losu. I Faraona. Z większym naciskiem na tego drugiego. ~
- Doprawdy smutne. Albo żałosne? Ile minęło już lat? Trzy? Cztery?
- 5 lat i 136 dni.
Potrafił wyliczyć ten czas co do godziny, co do sekundy. To wiele mówiło o tej pokracznej namiastce życia, jaką wiódł od tamtego pamiętnego dnia.
- Och... Zawsze z ciebie taki wygadany drab? Pewno nie musisz narzekać na powodzenie u kobiet. - kontynuował przybysz - Ale ja nie o tym chciałem... - pochylił się w stronę Ramosa - Mam dla ciebie pewną propozycję...
~ Nie, dziękuję. Od tego mam prawą rękę... ~
- Potrzebujemy kogoś kto zna się na rzeczy...
~ Poszukaj w burdelach. W tej okolicy, na zadupiu Imperium jest ich sporo. ~
- Więc cóż... Ramosie Nathander najwidoczniej wracasz do łask korony. Winszuję.
- Co? - Piskliwy, wręcz dziecięcy głosik wyrwał się z ust zaskoczonego, dotychczas milczącego mężczyzny.
- Ale po kolei...


Dziewięć dni wcześniej...





Okolice Messemprar


Smród męskiego potu tonął w potoku najdroższych perfum i wykwintnych słów. Śmietanka towarzystwa, która szczelnie wypełniała przestrzeń namiotu biesiadnego, bawiła się w najlepsze, tkając sieć swych wyszukanych intryg i udając przy tym posłusznych, dobrych poddanych. Wszyscy uśmiechnięci, weseli jak nigdy. Przed obliczem Jego Majestatu. W tym gnieździe żmij nierozsądnym było ukazywanie swych słabości. Im bliżej tronu, tym większe i bardziej bezwzględne przepychanki do złotego koryta. Ci, którzy nie potrafili pojąć tej nauki, szybko tracili grunt pod nogami. Dosłownie i w przenośni.


Wyjątek stanowili tacy ludzie jak choćby Inhotep Hebret - przyodziani w wypolerowaną zbroję ze złotym płaszczem, majestatycznie opadającym z ramiom i lśniącym mieczem przytroczonym do pasa. Te trzy elementy, zarezerwowane dla najlepszych z najlepszych, stanowiły o przynależności do dumnej, wiekowej formacji, jaką jest Gwardia Jego Majestatu. Przybocznymi faraona mogli zostać wyłącznie najwierniejsi i najwaleczniejsi spośród Mulan. Tradycją jest, że tylko dwunastu z całego imperium dostąpi tegoż zaszczytu. Niegdyś to potężne, śmiertelne wcielenia bogów dobierały sobie zaufanych, ludzkich obrońców. Z czasem zwyczaj ten począł przybierać różne, mniej lub bardziej wyrafinowane, formy. I tak pasowanie na Gwardzistę poprzedzały mordercze walki na arenie, często kończące się ku uciesze zarówno publiczności, jak i samego faraona, krwawą śmiercią nieszczęsnego kandydata. Ewentualnie, jak w czasach największego zepsucia i upadku moralnego, najzwyklejszymi licytacjami; wygrywał ten, który zaoferował więcej na rzecz korony... Czegoż nie robi się dla sławy i prestiżu?

Jednak dziś, w najbardziej burzliwym, a zarazem chwalebnym, okresie w dziejach Nieśmiertelnego Mulhorandu potrzebni byli wojownicy z prawdziwego zdarzenia. Lojalni i nieugięci. Skuteczni. Gotowi oddać życie za potomka bogów. Hebret z dumą mógł przyznać, że był jednym z nich. Odpowiedni człowiek na właściwym stanowisku. Marzył o tym od chwili, gdy po raz pierwszy pochwycił w dłonie miecz ojca. Tylko dzięki ciężkiej pracy i poświęceniu został zauważony przez obecnie panującego Horusepta III i doszedł tak wysoko. Dziś, tu i teraz, podczas uroczystej uczty stał na straży tuż obok majestatycznego tronu, na którym zasiadał boski faraon. To wielkie wyróżnienie stanowiło o wartości człowieka. Gdyby tylko jego ojciec dożył tych chwil... Byłby z niego dumny!

Cóż jednak powiedzieliby przodkowie o tej zbieraninie, poniekąd zwanej dworem Jego Majestatu, zasiadającej w ławach półokręgiem u podnóża królewskiego stolca?

Meremre Fezim. Tęgi, rubaszny mężczyzna w kwiecie wieku. Wiecznie zarumieniony od nadmiaru wina. Jak większość szlachetnie urodzonych Mulan łysy i gładko ogolony. Tylko tatuaże, jakie gęsto zdobiły jego lśniący czerep, zdradzałyby przynależność do kleru Horusa-Re. Któż jednak pomyślałby, że ów człek to wielki arcykapłan boga-sokoła? Albo cały czas uśmiechnięty, rozgadany i serdeczny Osorkon Pianchi? O jego słabościach do kobiet krążyły już niestworzone legendy. Równie łysy jak jego poprzednik, jednak tym razem dla wyjątku chorobliwie chudy, o niezdrowo wyglądającej, białej cerze. O ile arcykapłana Ozyrysa w stanie agonalnym mógł przypominać, o tyle skrytego, nadwornego mistrza szeptaczy... już nie za bardzo.

Inny ewenement to choćby zajadający jagnięce paszteciki So-kehur Padibastet. Najbogatsza osoba w Imperium. Chojny sponsor trwającej właśnie kampanii wojennej przeciwko Untherowi. Efekty działań militarnych można zresztą podziwiać przez szparę w płachcie tegoż ogromnego namiotu. Oblężone Messemprar, zamknięte w kleszczach mulhorandzkiej armii zaledwie o rzut kamienia stąd, dogorywa na tle skrzącego się tysiącami ognisk, skąpanego w mroku nocy krajobrazu. Wedle oficjalnych zapowiedzi ostateczne natarcie przewidziane jest na południe następnego dnia. Po roku wyczerpujących walk, blokadzie morskiej i odcięciu miasta od świata, opór obrońców w końcu zostanie przełamany... Nareszcie. Jednak ucztujący, a już szczególnie sam Padibastet, niewiele robili sobie z perspektywy jutrzejszego rozlewu krwi. Śmierć zdawała się ich nie dotyczyć. Może to i prawda? W bitwach giną niewolnicy i plebs. Możni tego świata biorą jeno na swe barki odpowiedzialność za setki istnień, które zapłaciły najwyższą cenę za wierną służbę. I najpewniej nie przejmie ich to bardziej niż dzisiejsze gówno, które opuści jaśniepańskie trzewia zaraz po tej wieczerzy.

Hebret nigdy nie był w stanie pogodzić się z takim stanem rzeczy. Dlaczego mający tak wielki udział w rządach kraju, są tak bardzo... nieodpowiedzialni i zepsuci?

Chociaż zdarzają się wyjątki, takie jak dumny i honorowy generał Merihathor Anskuld lub nieugięty, buntowniczy Wielki Zaklinacz Tchaazar, to głupota i wyrafinowane prostactwo nadal są sztandarowymi cechami możnych. Obaj wymienieni mężczyźni, choć wzajemnie za sobą nie przepadają i zasiadają teraz po przeciwnych krańcach ław, to na swój sposób poświęcają się jakimś ideom. Ten pierwszy bezgranicznie oddaje się służbie ojczyźnie, drugi zaś usiłuje bronić praw magów w Mulhorandzie i doprowadzić tym samym do uniezależnienia ich od wszędobylskiego duchowieństwa. Od kilkuset lat bowiem, odkąd krwawy bunt mistrzów sztuki tajemnej doprowadził do powstania niezależnego państwa na płaskowyżu Thay, w granicach Imperium wszelka magia traktowana jest z wielką nieufnością. Dlatego właśnie powstał Zakon Magów - instytucja przymusowo zrzeszająca ludzi naznaczonych piętnem Thota, ściśle nadzorowana przez kapłanów. Wszelkie korzystanie ze Splotu na własną rękę jest więc surowo zabronione. Wyjątek stanowi Tchaazar, który dzięki mecenatowi samego faraona, wyrwał się z kajdan kleru.

Choć władca Mulhorandu - Horusept III - jest wyjątkowo młody, to nie można zarzucić mu głupoty i lekkomyślności. Doskonale wiedział, jakimi ludźmi musi się otaczać, by podnieść kraj z ruiny po nieudolnych rządach swego schorowanego ojca Sechmechta. Chwalebne dni wielkiego Imperium powrócą. Już wkrótce. A to napawało serce Hebreta jeszcze większą radością. Bezpieczeństwo Jego Majestatu spoczywało w rękach Gwardzistów. Nie zawiedzie pokładanego w nim zaufania. Nigdy.

Zasiadający na górującym tronie nagle powstał, a w namiocie zapanowała przejmująca cisza, przerywana jedynie wyciem gorącego, wschodniego wiatru i hałasem z obozowiska ulokowanego u podnóża wzgórza. Inhotep i drugi z przybocznych stojący po przeciwnej stronie wyprostowali się, dumnie prezentując swoje lśniące, pozłacane napierśniki.
- Dziękuję wam wszystkim za przybycie na dzisiejszą wieczerzę. - głos faraona brzmiał pewnie i donośnie - Jak niegdyś nasi wielcy, starożytni przodkowie ucztujemy dziś przed jutrzejszą batalią, która rozstrzygnie o losach Imperium. Stoimy bowiem u progu wiekopomnej chwili. Tysiące lat naszego panowania zapisały już miliony stronic w księdze historii. Jednak przed nami nadal znajdują się puste karty, czekające na kolejne dokonania. Wraz z najbliższym świtem, głowy wszystkich ludzi zwrócone będą na Messemprar. Nie zawiedźcie bogów, mnie i waszych walecznych pradziadów! Niechaj Unther i Mulhorand na zawsze połączą braterskie więzy, a dobrobyt, pokój i zgoda zapanują w nieśmiertelnym Imperium po wsze czasy!
Salwa radosnych okrzyków wystrzeliła wprost ku nieboskłonowi zakrytemu połaciami jedwabiu. Jednak władca nie przejmował się wiwatami i mimo to kontynuował swym niesamowitym basem.
- Oby łaska bogów nas nie opuściła. O Izis, łaskawa pani, miej w opiece nasze żony, dzieci i domy. Sprawiedliwy Ozyrysie! Czuwaj nad naszymi plonami, w twe ręce powierzamy bowiem swe nieśmiertelne dusze. Niepokonany Horusie, wcieleniu potężnego Re! Daj nam siłę, by wrogowie pełzali u stóp naszych. Módlmy się...

Gwałtowne tchnienie wiatru przyniosło ze sobą ryk setek gardeł. Zza płóciennych ścian dało się usłyszeć metaliczny zgrzyt zwalnianych ramion potężnych trebuszy, które jak do tej pory niewzruszenie zdobiły wysokie mury oblężonego miasta. Obaj gwardziści popatrzyli po sobie pytająco, a towarzysz Hebreta pokusił się o zdziwiony szept:
- Będą prowadzić ostrzał po zmroku?
Faraon nie stracił jednak rezonu. Z uśmiechem na ustach zwrócił się spokojnym głosem do zebranych:
-Bez obaw. Jesteśmy daleko poza zasięgiem ich katapult. Nad naszym bezpieczeństwem czuwają zarówno niezawodna Gwardia, jak i nasi najlepsi zaklinacze...

Jak na zawołanie podmuch gorącego powietrza wdarł się do namiotu, poprzedzając kulę ognia, która z hukiem wbiła się w jedną z pobliskich, sposobionych do szturmu wież oblężniczych. Ziemia zadrżała, a ryk kilkudziesięciu palonych żywcem żołnierzy rozniósł się po okolicy, mrożąc krew w żyłach. Na jednej ze ścian, niczym na wielkim ekranie, odbijały się iście dantejskie sceny, rozświetlone żarem niepohamowanego ognia, trawiącego drewniane machiny. Jeden z możnych nie wytrzymał. Zarzygał część stołu. Na ten widok co wrażliwsi poszli w ślady prekursora. Wśród ucztujących wybuchła panika. Nikt jednak nie odważył się opuścić namiotu, w którym przebywał faraon. Blade oblicza wykrzywione strachem spoglądały błagalnie na górującego władcę, jakby blask jego świetności miał uchronić od wszelkich nieszczęść.
- Aoth! - Horusept zwrócił się do Gwardzisty stojącego po jego lewicy - Sprawdź, co tam się dzieje i oceń straty. Nie dopuść, by ogień się rozprzestrzenił. I opanuj tamten burdel! Mistrzu Tchaazarze! Bądźcie tak mili i wesprzyjcie w staraniach mego przybocznego.
Mag z dotychczas skwaszoną miną nagle się rozpromienił. Wolał działać, niż bezczynnie obserwować. Wojownik ukłonił się nisko, po czym w akompaniamencie szeleszczącej zbroi i niezrozumiałych inkantacji zaklinacza wybiegł na zewnątrz.

Przez moment wszyscy odprowadzali wzrokiem mulhorandzkiego czempiona i towarzyszącego mu maga. Zapadła niezręczna cisza.
- Nie ma powodu do paniki. Zaraz zaradzimy tym chwilowym niedogodnościom. Teraz korzystajmy z życia i ucztujmy. Jutro może nie być okazji.
Hebret z uśmiechem na ustach spojrzał na zaświnione blaty stołów, z których ściekały resztki zwróconego jedzenia.
~ Smacznego. ~ pomyślał.
Poprawił pas z mieczem, strzyknął karkiem i, maskując zdenerwowanie, przeniósł ciężar ciała z nogi na nogę. Nie zdążył jednak zbyt długo nacieszyć się spokojem. Z trwogą, kątem oka spostrzegł jak z klatki piersiowej otyłego ministra gospodarki - Priabeha Ankheba wysunęło się smukłe ostrze, a następnie z obfitą fontanną krwi odpadła jego pulchna głowa.

Odcięty czerep potoczył się po ziemi, pozostawiając za sobą szkarłatny ślad. Zdziwione oczy nieszczęśnika ciągle mrugały jakby chciały zapytać zgromadzonych: "Czy mam coś na twarzy?". Ciężkie cielsko ministra opadło na bok, obryzgując szkarłatem szaty pobliskich osób. Panika przybrała na sile, tym razem przyjmując bardziej otwarty i bezpośredni charakter. Histeryczne krzyki zagłuszyły wrzawę panującą na zewnątrz. Wykwintne pieczenie, pasztety, owoce, ryby oraz wino wylądowały na kaszmirowych dywanach. Prawie wszyscy skoczyli do wyjścia, taranując i tratując siebie nawzajem. Z tłumu wyłoniła się tajemnicza sylwetka - zakapturzona postać z maską na twarzy, dzierżąca dwa smukłe, zakrzywione ostrza ociekające lepką posoką. Czarny płaszcz skrywający ciemne, obcisłe, skórzane odzienie, załopotał w powietrzu, gdy nieznajomy rzucił się przed siebie, przeskakując nad powalonym stołem.

Inhotep nie myślał. Działał. Brutalnie popchnął Horusepta za siebie, po czym w locie wyszarpując miecz z pochwy, skrzyżował klingę z nadciągającym napastnikiem. Przez moment trwali złączeni w żelaznym uścisku. Ciemne oczy obu zbrojnych pałały czystą przemocą. Sekundy niewidocznej konfrontacji. Swoista gra wstępna, podczas której zostaje odkryte prawdziwe oblicze przeciwnika. W walce na śmierć i życie tkwi swego rodzaju szczerość. Bezlitosna stal nie zna kłamstwa. Pierwszy cios sparował, drugi odbił zbrojną rękawicą. Uchylił się i ciął z półobrotu prosto w odsłonięty bok wroga...

Klinga przecięła powietrze.

Garda. Błyskawiczny odskok. Piruet. Kolejne uderzenie znad głowy. Zabójca był przerażająco szybki. Wił się pod kolejnymi ciosami, zwinnie unikając obrażeń. Taniec śmierci trwał jeszcze przez kilka uderzeń serca, nim jedno z ostrzy wbiło się i zaklinowało w żebrach Hebreta. Gwardzista stęknął z bólu, z ledwością ustając na drżących kolanach, a nieznajomy zaklął po mulhorandzku, porzucając broń. Hebret stracił inicjatywę. Wiedział, że nie wytrzyma już długo. Resztkami sił sparował kolejny atak i odskoczył przed następnym, z trudem wyszarpując zimny metal ze swego ciała. Zbroja nie zdała testu... Z kotłującego się tłumu wyskoczył generał Anskuld ze swym obnażonym sejmitarem. Co sił w nogach ruszył w stronę walczących, w porę odbijając cięcie wymierzone w na wpół przytomnego przybocznego.

Inhotep nie zwlekał, pomimo potwornego bólu natarł ponownie. Przysięgał chronić życia suzerena, a w razie konieczności złożyć swoje własne na ołtarzu śmierci. Nie zhańbi honoru rodziny. Nim zamachowiec zdołał odzyskać rezon, zaczął kulić się przed morderczym kontratakiem z dwóch stron.

Unik. Finta, by zamarkować następny cios i... blok.

Cichy jęk wyrwał się zza upiornej, hebanowej maski. Nieznajomy uskoczył przed mocarnym uderzeniem znad głowy. Jednak przed następnym uchylić się już nie zdążył. Cios generała odciął wolną dłoń zabójcy. Gwardzista wykorzystał chwilę nieuwagi i sztychem wbił klingę aż po samą rękojeść w brzuch wroga. Anskuld poprawił z lewej, tnąc na odlew w zamaskowaną twarz. Napastnik wypuścił zakrzywione ostrze, ssunął się z miecza Hebreta i upadł na ziemię. Przedśmiertne drgawki wstrząsnęły ciałem, które w chwilę potem zesztywniało.

Namiot praktycznie opustoszał. Horusept dopiero teraz wstający z czworaka, z rozdziawionymi ustami przyglądał się trupowi. Dwójka bohaterskich obrońców ciężko dyszała, powoli uspokajając dziki rytm serca. Arcykapłan Fezim nagle pojawił się przy tronie, pomagając dojść zszokowanemu władcy do siebie.
- Co to, kurwa, było?! - faraon chwiejnym krokiem podszedł do truchła - To... to... niemożliwe. Nie zapomnę wam tego. Ten... rzeźnik zaszlach... - Schylił się, by zdjąć maskę z twarzy niedoszłego zabójcy, jednak zesztywniał gdy ujrzał skrywane oblicze. -[i] Na bogów... toż to...



- Severin Nehpet! - zawył generał.
Przerażony Fezim wybiegł na zewnątrz, rycząc na całe gardło:
- ZDRADA! ZDRADA! ZDRADA!


Kilka godzin później...



Niebiański rydwan Horusa-Re powoli wznosił się nad horyzont, przeganiając mrok. Dzień miał tchnąć żar w okolicę, jak co dnia niosąc spiekotę mieszkańcom Mulhorandu. Jednak o świcie można było cieszyć się jeszcze przez chwilę ulotnym chłodem nocy i obserwować świat wyłaniający się z ciemności z kolejnymi dotknięciami pierwszych promieni słońca. Była to ulubiona pora Kendary. Chwila na wzięcie oddechu, na obserwację świata wracającego do życia. Krótki, przelotny moment, w którym zachodzi widoczna zmiana na świecie. A ona lubiła zmiany. Do niedawna jeszcze liczyła na to, że będą spokojne i płynne. Dzisiejszy atak pokazał jednak, że będzie zupełnie inaczej.

Kobieta opuściła dłoń, pozwalając zasłonie opaść. Wnętrze namiotu pogrążyło się w półmroku nieśmiało jeszcze rozświetlanym przez budzący się dzień. Kendara odwróciła się ku zaimprowizowanemu salonikowi. Była piękną kobietą o wyrazistych, złocistych oczach, pełnych ustach i ciemnej karnacji. Czarne włosy nosiła krótko ścięte z kilkoma dłuższymi pasmami opadającymi na kark, pozostawionymi dla ozdoby. Jako kapitan Złotych Mieczy, chessentckich najemników w służbie Mulhorandu, sprawnością mogła konkurować z samą Gwardią Jego Majestatu. Przynajmniej do niedawna... Obecnie, będąc w zaawansowanej ciąży, musiała zrezygnować z czynnej służby i dbać przede wszystkim o dobro swoje i nienarodzonego jeszcze dziecka.


Niestety w obliczu wieczornych wydarzeń wszelkie plany brały w łeb, a przyszłość stawała pod znakiem zapytania. Nieudany zamach nadal pozostawał próbą zamordowania faraona, awatara bogów. A wszystko tu, niemal pod murami oblężanego i prawie już upadłego miasta, w którym Kendara i Horusept III mieli wyprawić ślub. Kobieta zacisnęła dłoń w pięść. Zbliżające się macierzyństwo cieszyło ją co niemiara, jednak stała się przez to bezsilna i - tak jak teraz - mogła jedynie czekać na powrót narzeczonego.

Na zewnątrz rozległy się kroki i dało się słyszeć głosy. Kobieta spojrzała ku wejściu, gdy klapa tworząca wejście do namiotu odchyliła się. Przez chwilę widziała profil stróżującego Aotha, który przejął wartę, gdyż Inhotep po starciu z zamachowcem był w poważnym szoku. Zlecono kapłanom opiekę na nim i odesłano na odpoczynek.
- Zatem to naprawdę był on? Severin Nehpet? Jeden z Twoich wspaniałych Gwardzistów targanął się na twoje życie? - odezwał się brat faraona, wkraczający wraz z nim do pomieszczenia.

Dżeser był młodszym synem Sechmechta wychowanym przez arcykapłana Merenre Fezima. Wysoki, szczupły, o ciemnej karnacji i orzechowych oczach, zgodnie z tradycją golący głowę na łyso. Na twarzy ma charakterystyczny, czarny tatuaż, otaczający lewe oko. W przeciwieństwie do Horusepta III i Kendary, którzy zarówno teraz, jak i na co dzień nosili się skromnie, bacząc na tradycję, uwielbiał przepych. Jego szaty były przesycone pięknymi haftami i zdobieniami. Być może był to pewien sposób dowartościowania się w obliczu starszego i zawsze lepszego we wszystkim brata. Bowiem Dżeser od dziecka dorastał w cieniu Horusepta III. Mimo że ojciec na obu w równej mierze nie zwracał uwagi, to jednak Horuseptowi, jako przyszłemu faraonowi, nigdy niczego nie brakowało. Kosztem brata właśnie.
- Tak. - odpowiedział krótko faraon, podchodząc do ukochanej i otaczając ją ramieniem.

- To okropne. Było tyle krwi... - odezwał się z odrazą Dżeser, wzdrygając się nieznacznie na wspomnienie uczty.
Kendara rzuciła mu kose spojrzenie, unosząc lekko brew.
- Czy Severin nie powinien był zostać w stolicy? - zapytała, opierając głowę o ramię władcy - Podobno zdrowie nie pozwolało mu chronić cię odpowiednio.
- Powinien. A jednak znalazł się tutaj, niezauważony i dopuszczony tak blisko. - Dżeser spoglądał powątpiewająco na parę - Przeprowadzony ostrzał uszkodził dwie wieże i zabił blisko pięćdziesiąt osób. - poinformował Kendarę, gdyż faraon był powiadomiony o stratach w pierwszej kolejności - Nie wiemy nic. Ani czyje to polecenie, ani kto to zrobił... Co teraz? - młodszy brat władcy był blisko paniki.
- Magowie musieli mieć z tym coś wspólnego. Po pierwsze oba wydarzenia były świetnie zgrane w czasie. Po drugie pocisk nie mógł dolecieć tak daleko bez wspomagania. A po trzecie... Nasi czarodzieje odczuwali wtedy jakiegoś rodzaju zakłócenia Splotu. Tak to nazwali... - wyliczało dziecię bogów na palcach wolnej ręki.
- Poleć magom wzmocnienie ochrony wokół ciebie. - zaproponowała narzeczona.
- Nie. Nie okażę wrogowi strachu. Jutro zaatakujemy i to wszystko się skończy.
Dżeser spoglądał na brata z mieszaniną niedowierzania i niepokoju.
- Jednak chcesz poprowadzić ten szturm?
Faraon skinął głową.
- Pójdę więc przygotować naradę wojenną... Do zobaczenia za kilka godzin. - stwierdził z rezygnacją, ukłonił się parze i wyszedł z namiotu.

Horusept III zasiadł na fotelu, ciągnąc za rękę Kendarę, by usiadła mu na kolanach. Objął ją czule i pogładził wypukły brzuch.
- Nie powinniście przeprowadzać tego szturmu. Nie teraz. Może właśnie tego chcą? Może to była tylko prowokacja? - odezwała się kobieta z wyraźnie słyszalnym w głosie strachem.
- Czy do prowokacji zadawaliby sobie trudu wykorzystania mojego Gwardzisty? Teraz cała Gwardia będzie pod lupą... - faraon zdawał się bardziej przejęty swymi przybocznymi niż własnym bezpieczeństwem - Nie możemy wycofać się z ataku, nie teraz, kiedy jesteśmy już pod murami Messempraru. Zdobędziemy go i weźmiemy ten ślub. - uśmiechnął się uspokajająco.
Drugą dłoń oparł na karku Kendary, pieszcząc go miękkim dotykiem.
- Wiem, że zależy ci na posłuchu wśród ludzi i uznaniu obywateli kraju. - westchnęła, rozluźniając się - Ale to nie rozwiąże problemu głodu, braku rąk do pracy czy sytuacji kobiet...
- Tak, słońce mego życia. Ale pozwoli mi poczynić odpowiednie kroki. Na południe stąd żołnierze zbierają już plony. Co do równouprawnienia i sukcesji... Wydałem już odpowiednie dekrety.
Urodziwa twarz Kendary rozpromieniła się na te słowa.
- Wiedziałam, że podejmiesz słuszną decyzję. - złożyła na ustach Horusepta czuły pocałunek.
- Wprowadzimy też amnestię dla Untherczyków. Ale najpierw musimy z sukcesem przeprowadzić ten szturm. Żałuję, że nie możesz iść z nami. Cenię sobie twoje umiejętności walki i planowania...
- Wolałabym, żeby to się w ogóle nie odbyło.
- W tej kwestii nie mogę cię wysłuchać, wybacz. Ale nie martw się. Ten atak poniekąd przyniósł nam też ostrzeżenie. Wszystko będzie dobrze.
Nie wierzyła, ale uciszyła zwątpienie namiętnym pocałunkiem.


Delikatna mgiełka snuła się beztrosko po śpiącym obozie. Tysiące namiotów, proporców i sztandarów rozstawionych w równych rzędach stękało pod kolejnymi smagnięciami lodowatego, północnego wiatru. Kojący chłód nocy pieszczotliwie muskał zastygłe w sennym grymasie oblicza.Większość żołnierzy smacznie drzemała, wypoczywając przed dzisiejszą bitwą i morderczym skwarem popołudnia. Pierwsze promyki słońca leniwie wynurzały się z morza piasków, powoli zrzucając zasłonę mroku, który otulał okolicę. Świetliste smugi pokrzepione zwiastunem nadchodzącego poranka, poczęły tańczyć na niezliczonych, stalowych grotach włóczni wbitych na sztorc tuż obok wygasających ognisk. Klinga obnażonego miecza zabłysnęła groźne, sposobiąc się do nadchodzącej walki.


Markus Jakobher w ponurym milczeniu obserwował ruchy swego przeciwnika, który nieubłaganie skracał dzielący ich dystans. Płócienne ściany górujących namiotów zdawały się niknąć w starciu z nadciągającą sylwetką. Wszystko zatracało sens i znaczenie. Świat wirował w szalonym rytmie serca. Złoty płaszcz adwersarza załopotał na wietrze, a obłoki kurzu buchnęły spod jego ciężkich, żołnierskich butów. Markus wciągnął powietrze nosem. Powoli. Bez pośpiechu. Kropla potu spadła na twardą, piaszczystą ziemię.

Skoczyli ku sobie z dzikim impetem, niczym namiętni kochankowie. Markus pewnie sparował pierwszy cios. Ostrza skrzyżowały się, rozpoczynając swoisty taniec stali. Zamaszystym ruchem ręki odtrącił wrogi oręż, by w mgnieniu oka wyprowadzić krótkie, szybkie cięcie. Błyskawicznie ponowił natarcie. Zamarkował uderzenie w głowę, sztychem pchnął w drugi bok. Nie ponowił jednak ataku. Próbował odzyskać dech. Bądź co bądź młodym i jurnym młodzieńcem już nie był. Pokornie pozwolił oponentowi na wykonanie serii zabójczo szybkich cięć. Przeciwnik przejął inicjatywę. Raz za razem uderzał w miecz Markusa, zmuszając go do mozolnego odwrotu. W tej nawałnicy ciosów nie było miejsca na kontrę. Wojownik mógł tylko bezsilnie podziwiać zwinność i biegłość mężczyzny odzianego w złoty płaszcz. Nie mogąc znieść narzuconego rygoru odskoczył w bok i płynnie wyprowadził proste pchnięcie. Adwersarz przyjął je na gardę, po czym przejechał ostrzem po jego klindze i szybkim ruchem nadgarstka wybił broń z jego dłoni. Buchnął triumfalnym śmiechem widząc minę Jakobhera.

- Starzejesz się! - warknął, ponownie nacierając.
Markus nie zwlekał. Pozbawiony broni zanurkował przed kolejnym ciosem. W biegu pochwycił rękę wroga i założył na nią dźwignię. Gwałtownym pociągnięciem wybił miecz wysoko w powietrze, a przeciwnika z hukiem posłał na ziemię. W locie złapał spadające ostrze, zakręcił nim młynek i skierował sztychem w gardło leżącego. Mimo woli uśmiechnął się serdecznie.
- Za to ty już nie żyjesz. - wbił miecz w ziemię tuż obok pokonanego, a następnie podał mu dłoń. - Merihathorze Nikare.
- Lordzie dowódco. - młodzieniec przyjął rękę i z pomocą Markusa stanął na równe nogi. Jego surowe, wściekłe rysy ustąpiły miejsca szczerej radości. Nawet koszmarna blizna ciągnąca się od czoła aż po policzek zdawała się wprost kipieć od pozytywnych emocji. - Tym razem niewiele brakowało.


- Nie przeczę. Jeszcze kilka lat i wygryziesz mnie z posady. Nawet niepokonany lord dowódca w końcu musi ukorzyć się przed czasem. Dlatego lepiej zawczasu nauczyć się przegrywać.
- Dałeś mi fory? Udawałeś! - oskarżycielski paluch wskazał sylwetkę Jakobhera, a ten tylko parsknął śmiechem.
- Cztery lata temu robiłeś taką samą minę. Podczas naszej pierwszej walki. Pamiętasz?
- Nie za bardzo. Widziałem tylko skwaszone oblicze Severina, po tym jak pozbawiłem go kilku zębów.
- Ha! To ci były czasy! Przez ponad tydzień powtarzał, że wypruje z ciebie flaki. Choć po prawdzie szczerze cię podziwiał. Niewielu mogło się z nim mierzyć. Nawet ja miałbym problemy. Ach... Severin...

- Widziałeś jego zwłoki? - Merihathor zaczął otrzepywać kurz ze swej zbroi.
- Widziałem. Był potwornie blady... nawet jak na trupa. Dostał solidne cięcie w twarz. Ponoć od generała. Zginął na miejscu. Bogowie... Co tu się wyprawia...
- Czy to na pewno on?
- Na pewno. - Markus westchnął przeciągle, wymawiając ostatnie słowo z drżeniem w głosie - Przecież przysięgaliśmy...
- Wierzysz, że chciał zabić Horusepta?
- Nie... Chociaż... po tym co widziałem sam już nie wiem. Znam... Znałem Nehpeta od lat. Obaj jesteśmy najstarszymi z przybocznych. Nigdy nie podejrzewałbym go o coś takiego. Zawsze był wierny i lojalny. To może przez tę gorączkę?
- Albo plugawą magię?
- Świat schodzi na psy. Niechaj bogowie mają nas w swojej opiece.
Promienie słońca wychyliły się zza horyzontu, by w końcu ujrzeć swe lśniące odbicie w złotych napierśnikach gwardzistów.

- Już świta. - młodzieniec spojrzał ze smutkiem na swego przełożonego - Lada moment zaczną się przygotowania do szturmu. Wielu polegnie. Przybędzie wdów i sierot.
Markus pewnym krokiem podszedł do Merihathora i położył swą dłoń na jego ramieniu.
- Po prostu trzymaj się blisko mnie. Jakoś to będzie. - ręka dyskretnie powędrowała z ramienia na kark, a stamtąd na głowę, by w końcu czule pogładzić szczecinkę włosów - Za chwilę narada. Musimy iść po faraona.
- Zaczekaj...
Obaj mężczyźni w napięciu spoglądali na siebie, walcząc z kotłującymi się w nich emocjami. Zapadła przejmująca cisza, przerywana jedynie przyspieszonym biciem serca. Nie wytrzymali. Ich usta zbliżyły się ku sobie i zamknęły w namiętnym pocałunku.
 
Glyswen jest offline  
Stary 07-04-2013, 16:24   #2
 
Glyswen's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodze
Witajcie!

Wraz z wiosną i nowymi sezonami seriali na LI zawitała kolejna rekrutka do D&D. Sesja rozgrywać się będzie w gorącym Mulhorandzie i jego bliźniaczym Untherze. Propozycja w sam raz dla ludzi zmęczonych aurą panującą za oknem. W roli Mistrza Gry wystąpi niezastąpiona (ta, jasne... - przyp. Kayli) Kayla i oczywiście ja. Zatem kochani! Macie gwarancję ciągłości i regularności odpisów w przygodzie.

Ale o czym to wszystko będzie?

Wcielicie się w dumnych Gwardzistów Jego Majestatu. Dostępując takiego zaszczytu, zrzekliście się wszelkich koneksji, wpływów i bogactw. Waszą jedyną rodziną stał się faraon i inni noszący złote płaszcze. Całkowicie zerwaliście z przeszłością na rzecz boskiego Horusepta bądź jego zmarłego ojca Sechmechta. Ślubowaliście mu wierność i oddanie. Jako przedstawiciele Gwardii jesteście jednymi z najbliższych faraonowi osób. Ma do was pełne zaufanie, a każdy z was oddałby wszystko włącznie z życiem, by go chronić. Nie, nie ma tu miejsca na udawanie, intrygi, kłamstwa i podejście typu “jestem w Gwardii tylko dla swojego interesu, mam was wszystkich gdzieś” - Gwardziści autentycznie kochają boskiego władcę.

A jednak jeden z was dopuścił się czynu haniebnego i podniósł rękę na dziecko bogów. Przed wami szturm na Messemprar. Tymczasem ktoś, kto czyha na życie Horusepta III, wydaje się być bardzo blisko... Jeśli wróg zostanie zidentyfikowany, to, pierwszymi, którzy uderzą na tajemniczego wroga, będziecie właśnie wy.

Z technicznych spraw...

Karta postaci:
1. Część fabularna
2. Część mechaniczna
3. Awatar

Kwestia Fabularna:
- opis wyglądu;
- jedno z WAŻNIEJSZYCH - Odpowiedź na pytanie - Jak i dlaczego zostaliście gwardzistami?
- historia; (nie musi być długa, ma być porządna, trzymać się kupy, a mechanika ma ją odzwierciedlać - przyp. Kayli)
- charakter;
- hierarchia wartości, w której czołowe miejsce zajmuje postać Horusepta III;
- ewentualne lęki postaci.

Mechanika:
(stworzona w Myth-Weavers)
- system: D&D 3.5e (mechanika wybiórcza i elastyczna, jak nam się akurat zachce, tylko do głównych testów) - przyp. Kayli)
- poziom postaci: 10
- początkowe złoto: 44k
- point buy calculator: 32
- maksymalne PW (jak będziemy chcieli was zabić, to i tak zabijemy - przyp. Kayli) [Losowaliśmy zapałki na to, kto będzie zuym policjantem. Wypadło na Kaylę. - Glysiu]
- rasy: Preferowany człowiek, najlepiej Mulan. Aasimar bądź planokrwisty też przejdzie. W innych przypadkach... W Mulhorandzie elfa nikt na oczy nie widział. Jest to kraj wyjątkowo niegościnny dla obcych, pogrążony w głębokiej ksenofobii. Nie zrozumcie mnie źle. Z dobrą, wybitną wręcz, historią przejdzie każda rasa, jednak pamiętajcie, że im większe udziwnienia, tym większe utrudnienia natury fabularnej. (jeśli gracz chce grać inną płcią niż sam reprezentuje, to będzie miał przy mnie jeszcze gorzej niż najbardziej nietypowa rasa :3 - przyp. Kayli)
- preferowane klasy: Bycie gwardzistą narzuca wam pewne ograniczenia i specyficzny sposób życia. Dlatego najmilej widziane będą postaci pokroju łotrzyka, wojownika, tropiciela lub, od biedy, i paladyna. Czaromioci będą mieć nieco pod górkę. Kapłani są w najbardziej uprzywilejowanej pozycji. Czarodzieje i zaklinacze w najmniej. Bardowie w Mulhorandzie nie są znani. (polecam nie przeginać; a przy okazji każda, najbardziej zoptymalizowana i przepakerniona mieszanka czterech klas, z których każda daje coś tam i musimy pamiętać, że nie pozwala na coś tam, a przy okazji za każdym razem musimy myśleć o tym, że ona coś tam... to możecie się spodziewać, że nawet jeśli jakimś cudem dopuścimy takie coś do sesji, to nie przeszkodzi nam to w zrobieniu kuku takiemu bohatyrowi - przyp. Kayli)
- dopuszczone podręczniki: Wszystkie wydane po polsku + seria Complete. W przypadku atutów, bądź ekwipunku z książek innych niż w/w, piszcie na PW do mnie lub Kayli (a najlepiej od razu do obojga - przyp. Kayli). Na pewno jakoś się dogadamy

Awatar:
- niemangowy - Glyswen nie cierpi mangi (ale serio, ktoś chciałby mangowy awatar do takiej sesji? please... - przyp. Kayli);
- 200 px szerokości do panelu postaci w sesji.
- postarajcie się “wbić” w klimat i styl zaprezentowanych wyżej grafik.

Z kategorii inne:
- częstotliwość pisania: Zależna od momentów i możliwości graczy. W sytuacjach nazwijmy to “dynamicznych” - post dwa razy w tygodniu. W bardziej statycznych - raz.
- używanie docka: Jeśli istnieje taka potrzeba, bądź taki sposób będzie wygodniejszy, to jak najbardziej tak.
- liczba wolnych miejsc: 4-5. Jeśli jakimś cudem rekrutka wzbudzi większe zainteresowanie i napłynie sporo przyzwoitych kart, to możemy pomyśleć o zwiększeniu limitu graczy. Jednak będzie to ze sobą niosło pewne konsekwencje, o których wspomnimy, jeśli do takowej sytuacji faktycznie dojdzie.
- czas trwania rekrutacji: minimum 2 tygodnie, maksimum 3. Zależnie od zainteresowania. Zatem pierwszym terminem jest 21.04.13. Jeśli do tego czasu nie uzbieramy zadowalającej liczby kart, przedłużymy do 28.04.13.
- gotowe karty ślijcie na twoi.najlepsiejsi.mg@gmail.com
- początek sesji będzie mieć specyficzny charakter. Mam nadzieję, że dacie nam szansę i jakoś przez niego przebrniecie. Na pewno nie pożałujecie
 
Glyswen jest offline  
Stary 07-04-2013, 16:42   #3
 
Sierak's Avatar
 
Reputacja: 1 Sierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłość
Przez ścianę tekstu przebiję się za chwilkę, a że lubię pod górkę to będzie ode mnie czaromiot, konkretnie mistrz odrzucania (czyt. czarodziej-specjalista w szkole odrzucania).

Wierzę, że polubicie sześćdziesięcioletniego, sarkastycznego starego dziada, który przy okazji nie raz i dwa uratuje wam skórę jakimś zaklęciem .
 
__________________
- Alas, that won't be POSSIBLE. My father is DEAD.
- Oh... Sorry about that...
- I killed HIM :3!
Sierak jest offline  
Stary 07-04-2013, 16:50   #4
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
Jakby ktoś mnie jeszcze nie znał albo nie kojarzył, to Kayla to ja. Dzień dobry.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline  
Stary 07-04-2013, 16:59   #5
 
vanadu's Avatar
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
cóż, to ja się dorzucę wojownikiem, lat gdzieś ze trzydzieści - dość narwanym

ed: polecicie w jakim dodatku znajdę więcej o tym państwie?
 

Ostatnio edytowane przez vanadu : 07-04-2013 o 17:07.
vanadu jest offline  
Stary 07-04-2013, 17:20   #6
 
Glyswen's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodze
Cytat:
Napisał vanadu Zobacz post
cóż, to ja się dorzucę wojownikiem, lat gdzieś ze trzydzieści - dość narwanym

ed: polecicie w jakim dodatku znajdę więcej o tym państwie?
Zasadniczo bazowaliśmy na skąpych informacjach z Opisu Faerunu. Jednak w Rasach Faerunu znajdziecie może 3-4 strony traktujące o Mulanach. Zaś Wyznania i Panteony prezentują specyficzny (bo bazujący na egipskim) mulhorandzki panteon.

Uzbrojeni w taką wiedzę spokojnie możecie próbować sił w rekrutce. Jeśli ktoś ma problem ze zdobyciem wspomnianych powyżej podręczników, niech da znać PM'em. Jakoś temu zaradzimy.
 
Glyswen jest offline  
Stary 07-04-2013, 17:22   #7
 
Sierak's Avatar
 
Reputacja: 1 Sierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłość
Mulhorand - The Forgotten Realms Wiki - Books, races, classes, and more
 
__________________
- Alas, that won't be POSSIBLE. My father is DEAD.
- Oh... Sorry about that...
- I killed HIM :3!
Sierak jest offline  
Stary 07-04-2013, 17:25   #8
 
vanadu's Avatar
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
dzięki, mam na dysku mnóstwo podręczników ale tylko ich że wolałem spytać niż na oślep przeszukiwać spisy treści

pytanie drugie: czy jako gwardziści mamy jakieś przywileje, względnie osobny status prawny niż reszta wojsk czy ludzi?
 
vanadu jest offline  
Stary 07-04-2013, 17:41   #9
 
Glyswen's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodze
Cytat:
Napisał vanadu Zobacz post
pytanie drugie: czy jako gwardziści mamy jakieś przywileje, względnie osobny status prawny niż reszta wojsk czy ludzi?
Posada Gwardzisty jest bardzo prestiżowa. Jako zaufani faraona cieszycie się dużą swobodą. Odpowiadacie jedynie przed samym władcą. Z polecenia Horusepta możecie dostać się wszędzie. Wikt, jedzenie i wszelkie luksusy są wam zapewnione.

Drobna uwaga. Nie ograniczamy was jakimś konkretnym charakterem. Gwardzista nie musi być praworządny dobry. Wymagane są od niego jedynie wierność względem Horusepta i skuteczność.
 
Glyswen jest offline  
Stary 07-04-2013, 17:54   #10
 
vanadu's Avatar
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
to dobrze, bardzo dobrze .... to miałbym jedną sprawę do obgadania... na priwie najlepiej albo innym gg/docu
 
vanadu jest offline  
 


Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172