Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Rekrutacje do sesji RPG > Archiwum rekrutacji
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum rekrutacji Wszelkie rekrutacje, które zostały zakończone.


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-01-2007, 05:08   #51
 
Esco's Avatar
 
Reputacja: 1 Esco ma wyłączoną reputację
Chciałeś, to masz!

Dla odmiany postanowiłem zagrać kimś miłym. Postanowiłem że zanim jednak nastąpi magyiczne przebudzenie, mój bohater będzie musiał najpierw przebudzić się jako śmiertelnik z własnego koszmaru, który sam wybudował sobie własną próżnością i chciwością, jadąc na pieniądzach i nazwisku bardzo sławnego taty. Zanim stanie się prawdziwym magiem, zostanie prawdziwym człowiekiem.

Przedstawiam Wam moją pierwszą postac do Maga:
[center:8ee4118ddd]


Leonard Martin Luther King[/center:8ee4118ddd]

Imię: Leo :P
Esencja: Pattern
Natura: Architect
Postawa: Martyr (będzie bolało)
Tradycja: Celestial Chorus
Rola: Filantrop

WYGLĄD
Leonard ma zawsze gładko ogoloną głowę, a lekki zarost na twarzy jest zazwyczaj nienagannie utrzymany. Jest raczej wysokiego wzrostu i dobrej postury, choć czas spędzony w szpitalu z pewnością nie wpłynął ani na rozwój jego muskulatury, z drugiej strony nie ma też nadwagi. Na co dzień ubiera się w czarne, dobrze skrojone sportowe garnitury (ale bez oficjalnego krawata) i nosi ciemne okulary przeciwsłoneczne. Pali wonne cygara, pomimo ostrzeżeń lekarzy. W czasie działań charytatywnych zmienia strój na kamuflarz wojskowy, który reprezentuje jego walkę, jaką toczy przeciwko głodowi, ubóstwie, chorobom, przestępczości, narkotykom i alkoholowi.

USPOSOBIENIE
Ma elegancki i wesoły sposób bycia (choć nie zawsze tak było). Ma bardzo dużo pieniędzy i nie zawaha się ich użyć. Głęboko wierzy w to, że można i trzeba zmieniać życie innych na lepsze. Uważa, że wszyscy ludzie są w pewien sposób jednakowi i stara się wszystkich traktować na równi. Tak samo jak pieniądze, ważne są dla niego dobre relacje z innymi ludźmi i dzięki nim także stara się prowadzić swoją krucjatę. Dużo się uśmiecha i jest dla każdego miły. Jest doskonałym słuchaczem, jeśli chodzi o problemy innych ludzi. Posiada niesłychaną pewność siebie i pogodę ducha, którą czerpie z poczucia, że nie tylko on ma wspaniałe życie, ale może też uczynić lepszym życie innych.

HISTORIA

[center:8ee4118ddd]I Have a Dream…[/center:8ee4118ddd]

Wielki sen zaczął się pierwszego dnia grudnia 1951 roku. Rosa weszła powoli po schodkach do miejskiego autobusu. Usiadła na pierwszym wolnym miejscu. Ciężkie siatki z zakupami, niemal nie mieściły jej się na kolanach. Po 12 godzinach nieprzerwanej pracy w szwalni, kobieta była ledwie przytomna.
- Ej, zjeżdżaj stąd! Nie możesz tu siedzieć! Miejsca dla czarnuchów są na końcu autobusu! – ryknął do niej kierowca.
Odmówiła przeniesienia się na tylne miejsce. Rosa Parks została aresztowana, a zdarzenie zapoczątkowało wybuch masowych protestów i wielomiesięczny bojkot transportu publicznego. Trwał on 382 dni. Wtedy po raz pierwszy świat usłyszał to imię - Martin Luther King.

Przez całe życie żyłem w cieniu dokonań mojego ojca i chyba nic nigdy już tego nie zmieni.
Mój ojciec, który był wybitnym teologiem oraz pastorem kościoła baptystów w Alabamie, nosi dziś miano największego przywódcy afroamerykańskiego na Południu. Doprowadził do tego, iż Najwyższy Sąd Stanów Zjednoczonych ogłosił delegalizację segregacji rasowej i zapewnił prawo do głosowania i równe prawa obywatelskie czarnoskórym mieszkańcom. To on poprowadził marsz na Waszyngton, w którym wzięło udział 250 tysięcy osób różnych ras. W rok później otrzymał pokojową nagrodę Nobla. Myślę o tym zawsze, gdy mogę zająć dowolne miejsce w autobusie, usiąść przy dowolnym stoliku w restauracji czy skorzystać z toalety na stacji benzynowej, nie narażając się na areszt.

Mój ojciec był odważnym człowiekiem. I wielkim mistrzem Magyi. Sprzeciwiał się potężnym siłom i z czasem sytuacja stała się bardzo napięta. Dochodziło do starć pomiędzy nim, a próbującymi utrzymać status quo białymi magami Technokracji. Podczas jednej z takich konfrontacji cała nasza rodzina o mało nie zginęła. W gazetach napisali, że w domu pastora została podłożona bomba. W 1966 roku mój ojciec podjął nieudaną próbę likwidacji slumsów w Chicago. Wtedy już jego całe życie obracało się wokół pomagania Śniącym braciom. To przysporzyło mu jeszcze więcej wrogów. Wrogów zbyt potężnych, nawet jak dla niego…

Zginął 4 kwietnia 1968 roku, w Memphis. W raporcie koronera napisano, że został zastrzelony. Jako najmłodszy z piątki jego dzieci, miałem wtedy dwa lata, i nie pamiętam zupełnie niczego z tych wydarzeń. Kilkanaście filmów dokumentalnych, tony pierwszych stron z gazet, kilka prac doktorskich, książka biograficzna oraz zdjęcia z rodzinnego albumu – od tamtej pory to musiało zastąpić mi ojca.

[center:8ee4118ddd]I Have a Dream…[/center:8ee4118ddd]

Poza tą tragedią młodość minęła mi niezwykle gładko, niczym sen. Pieniądze i rozgłos, które zostawił mi ojciec wystarczyły abym kupił swoją edukację, swój stopień naukowy, łatwą posadę oraz bilet wstępu do najwyższych sfer społeczeństwa. Kupiłem tym przyjaciół, wpływy i prestiż. Młodość spędzona na rozwrzeszczanym, zatłoczonym parkiecie Wall Street, przyniosła mi jeszcze więcej pieniędzy, przyjaciół i prestiżu. Niestety ani pieniądze, ani rozgłos nie były w stanie kupić mi szczęścia.

Katastrofa nastąpiła gdy byłem już nieco po 30-tce. Śmierć pierwszej żony w katastrofie lotniczej i nieudane małżeństwo z drugą, które rozpadło się po roku czasu, z powodu mojego obsesyjnego pracoholizmu. Załamanie gospodarki spowodowane pęknięciem bańki spekulacyjnej i krach na Wall Street w 2000 roku o mały włos nie uczyniły ze mnie bankruta. Mój syn, moje jedyne dziecko z pierwszego małżeństwa, trafił w śpiączce do szpitala po przedawkowaniu jakiś niezidentyfikowanych narkotyków. Lekarze nie zdążyli go odratować, a mnie nie było przy nim gdy skonał - byłem wtedy na zamknięciu notowań giełdy. Wciąż miałem tyle pieniędzy, że gdybym chciał znaleźć się na pierwszej stronie gazety, po prostu kupił bym całę wydawnictwo. Lecz żadna ilość pieniędzy nie była już w tedy w stanie mnie uratować. Nawet to, że opłaciłem najemnika, który wytropił i schwytał mordercę mojego syna nie dało mi żadnej satysfakcji. Zacząłem pić na umór i wkrótce moje życie zmieniło się w niewyobrażalne piekło.

I wtedy nastąpiło coś, co zapoczątkowało moje nowe życie. Miałem sen, w którym przyśnił mi się rozgniewany ojciec. Następnego dnia sprzedałem wszystkie akcje, jakie zostały w moim posiadaniu i wykupiłem bilet do Somalii. Pierwszy rok spędziłem jako wolontariusz pomagając prowadzić program żywieniowy dla głodujących w Somalii. Kolejne dwa – prowadząc księgowość dla niewielkiego szpitala dla chorych na HIV w Nigerii. Następny rok – wraz z zaprzyjaźnionym pastorem otworzyliśmy fundację zwalczającą alkoholizm trawiący społeczność Aborygenów w Australii. Widziałem najgorsze, co ludzkość ma do zaoferowania. Wszystkie te lata pozwoliły mi przestać rozczulać się nad sobą samym i odzyskać radość życia płynącą z pomagania innym. Czułem, że była to już ostatnia i zarazem najcenniejsza rzecz, jaką zostawił mi w spadku mój ojciec. Myliłem się jednak. Zostawił mi on coś jeszcze…

[center:8ee4118ddd] [/center:8ee4118ddd]

Ostatni rok podróży – Indie, 2005, obóz ratowniczy ONZ, Maharaszta. Niesłychane nawet jak na tą część świata opady atmosferyczne spowodowały powodzie, które odcięły od świata całe wielkie miasta. Tysiąc ludzi poniosło śmierć a wiele innych straciło dach nad głową. Był ranek 26 lipca, nikt jeszcze nie spodziewał się, że będzie to dzień największych opadów. Właśnie skończyliśmy układać zaporę z worków z piaskiem i zabieraliśmy się do ewakuacji pobliskiej wioski. Brodziliśmy po kolana w brudnej, mulistej wodzie. Wszędzie dryfowały jakieś meble, przedmioty codziennego użytku, oraz napompowane trupy utopionego bydła i zwierząt domowych. Było parno i duszno, a smród rozkładających się ciał i brudnej wody powodował u każdego zawroty głowy. Pamiętam, że tego dnia dla pewności wziąłem podwójną dawkę tabletek przeciwmalarycznych. Burza rozpoczęła się niespodziewanie i z niespotykaną siłą.

Wiedziałem już wtedy że nasz śmigłowiec nie wystartuje w taką wichurę i nie zabierze stamtąd ani nas, ani ewakuowanych mieszkańców. Strugi deszczu lały tak, jakby w niebiosach otworzył się nad nami wodospad. Rwąca woda sięgała mi już do pasa gdy ostatnia z osób znalazła się na pontonie. Wtedy przez krzyki ludzi, wycie wichury i chlupot wody usłyszałem czyjś płacz. Przebrnąłem kilkanaście metrów w tamtą stronę, pomimo zapewnień kumpli, że nic nie słyszeli i ponagleń, abym wrócił do szalupy. Usłyszałem ją dokładnie – to była młoda dziewczyna, była uwięziona w jednej z na wpół zawalonych, wybudowanych na wysokich bambusowych palach, drewnianych chat. Wszedłem po drabince na górę i znalazłem ją. Hinduska dziewczyna, miała może z 15 lat. Nie wiedzieć czemu rodzice zostawili ją tutaj samą na pastwę żywiołu, a może już nie żyli? Rozglądała się w panice niczym jakieś zaszczute dzikie zwierzątko. Ujrzała mnie i wyciągnęła ręce w moją stronę. Wziąłem ją na ręce i wyszedłem z nią na werandę. Rozszalała nawałnica omal nie zdmuchnęła mnie na dół. Nie było już widać nic – szalupy, przyjaciół z ekipy ratowniczej, innych domów, niczego. Byłem już tylko ja, ta mała, biedna dziewczyna i dwa metry rwącego potoku błota w dole poniżej. Wtedy dom wydał z siebie ostatni jęk, przechylił się na bok i runął wraz z nami rozsypując się na kawałki. Myślałem, że nastąpi koniec, że znajdziemy oboje śmierć w zimnym, mokrym, gęstym grobie, tego rozszalałego potoku brei.

W jednej chwili jednak cały świat zniknął a zamiast niego zobaczyłem lśniące niesamowitym blaskiem nici, z których utkana była otaczająca mnie rzeczywistość. Nici, które mogłem dotykać, zmieniać, kształtować… Materia, czas, przestrzeń, jakiekolwiek poczucie odległości – wszystko zdawało się idealnie ze sobą korespondować, a ja poczułem, że mogę mieć wpływ na te relacje. W jednej chwili, w ułamku sekundy, w jakiś niewytłumaczalny sposób przebyłem kilkunastokilometrowy dystans i znalazłem się w namiocie medycznym, w środku naszego obozowiska na wzgórzu. Pomyślałbym, że to sen, gdyby nie to, że byłem cały od góry do dołu pokryty błotem. I gdyby nie wtulona w moje ramiona dziewczyna. Wyglądała na skrajnie przerażoną tym, co się stało, a ja tylko zdołałem położyć ją na łóżku polowym, po czym straciłem przytomność. Miałem zwidy, w których jakieś duchy-monstra chciały wyrwać mi serce.

[center:8ee4118ddd]I Have a Dream…[/center:8ee4118ddd]

Ze śpiączki obudziłem się po miesiącu, w szpitalu, w Los Angeles, z fabrycznie nowiutkim rozrusznikiem serca. Lekarze powiedzieli mi, że to skrajne wyczerpanie i kazali zaprzestać aktualnego trybu życia, a zwłaszcza odradzili podróży w klimaty tropikalne. Dochodziłem potem do siebie przez ponad rok czasu. Ale byłem szczęśliwy jak nigdy – w końcu mogło być znacznie gorzej. Mogłem urodzić się przecież w somalijskiej wiosce, w Indiach czy w Nigerii. A tak muszę unikać tylko kuchenek mikrofalowych.

W szpitalu odwiedził mnie przyjaciel z ekipy ONZ z Indii. Okazało się iż był to stary przyjaciel mojego ojca. Wytłumaczył mi co się ze mną stało, po czym opowiedział jak uratował mnie wtedy w namiocie przed duchami które sprowadziłem na siebie efektem paradoksu. Nauczył mnie przez ten czas bardzo wiele na temat Magyi i tradycji Niebiańskiego Chóru. Ale o tym już kiedy indziej…

Pierwsze co postanowiłem po wyjściu ze szpitala to spróbować zejść się ponownie z moją byłą żoną. Byłem już wszak innym człowiekiem i kto wie, może zasłużyłem na to, abyśmy byli znowu razem? Pojechałem do jej mieszkania w Los Angeles, z nadzieją, że może po tych wszystkich latach uda mi się odbudować jej zaufanie. Miasto zmieniło się niesamowicie od tamtej pory. Jakieś bandy szalały na ulicach całe miasto wyglądało jakby było uwikłane w jakąś tajemniczą, wewnętrzną walkę.

Stałem przed drzwiami do jej mieszkania i wahałem się długo. W końcu nacisnąłem przycisk dzwonka. Usłyszałem dźwięk zamka i pojawiła się w drzwiach jej twarz. Nadal wyglądała prześlicznie. Nic się nie zmieniła od tamtej pory. Uśmiechnąłem się i właśnie miałem powiedzieć coś do niej, ale głos uwiązł mi w gardle.
Za jej plecami bowiem pojawił się jakiś doskonale zbudowany mężczyzna, o trudnym do określenia wieku, być może przed trzydziestką tylko z lekką siwizną, ubrany tylko w szlafrok i kapcie.
- Francis, kim jest u diabła ten gość? – w jego głosie dało się wyczuć nutkę groźby.
Wtedy coś zaświtało mi w głowie. Gdzieś już kiedyś spotkałem tego człowieka…

[center:8ee4118ddd]I Have a Dream [/center:8ee4118ddd]

POWIĄZANIE Z INNYMI POSTACIAMI:
Francis - pobrali się jakieś 8 lat temu. Małżeństwo było niewypałem i rozpadło się po roku czasu. Francis nie była w stanie znieść tego, że Leo nie poświęcał jej wogóle uwagi pochłonięty manią mnożenia swojego dorobku na Wall Street. Miała też za złe, że Leo nie zajmował się wcale swoim nastoletnim synem, a jej pasierbem, co pośrednio doprowadziło do narkomanii i w efekcie śmierci jego syna. Francis słyszała o pozytywnej zmianie i dokonaniach Leo (był on w końcu postacią medialną), ale nigdy nie rozmawiali ze sobą od czasu rozwodu.
John Rambo a.k.a Postać Bortasza- poznali sie, gdy odwiedzal Aleksandra w szpitalu.
Aleksander Schenker - poznali się w trakcie pobytu w szpitalu w Los Angeles. Uwielbiali wspólnie oglądać wyścigi NASCAR oraz ścigać się w Collin McRae Rally na konsoli do gier w szpitalnej świetlicy, pomimo iż to Aleksander zawsze wygrywał. Aleksander wyszedł po dwóch miesiącach, Leo pozostał w szpitalu jeszcze na kilka miesięcy.
Jeremy - brak powiązań.


Jeśli to pasuje, to możecie wprowadzić kosmetyczne zmiany do swoich HP, jeżeli nie, ja mogę coś zmienić.

Solfelin - nie boisz się przyjąć postaci, która jest sławna, ma dużo kasy i jego pikawka działa na baterie? :P

I jak? Kickin' flavour?
 
Esco jest offline  
Stary 22-01-2007, 09:01   #52
Banned
 
Reputacja: 1 Rhamona nie jest za bardzo znany


Zaczynasz mnie przerażać Esco :P

- Witaj Leo - powiedziała Francis, mało zdziwiona twoją obecnością na jej progu - Proszę, wejdź, właśnie zaparzyłam herbatę imbirową. Poznaj mojego lokatora Johna, czy wy się znacie?
 
Rhamona jest offline  
Stary 22-01-2007, 12:17   #53
Banned
 
Reputacja: 1 Rhamona nie jest za bardzo znany
[center:448e5ba59c]Elysian Park LA[/center:448e5ba59c]

[center:448e5ba59c][/center:448e5ba59c]

Dom Francis położony jest blisko tego parku na niewielkim osiedlu z masą różnokształtnych domków.

[center:448e5ba59c] [/center:448e5ba59c]

Przed domem rośnie wielki jesion, który jest najbardziej charakterystyczną rzeczą w okolicy. Budynek jest dwupoziomowy i składa się jakby z trzech części. Garaż: znajduje się tu miejsce dla trzech samochodów. Część przeznaczona dla gości, a tak naprawdę dla lokatorów: Salon z kominkiem, trzy sypialnie i dwie łazienki. Część domu tylko i wyłącznie Francis: Salon z kominkiem, sypialnia, łazienka. Kuchnia połączona z jadalnią i mini barem jest oczywiście wspólna.

Cały dom jest urządzony mniej więcej w podobnym stylu - jasne drewno, rzeźbione ornamenty i kryształy. Dodatkowo, wszędzie pełno książek figurek i drobiazgów. Na ścianach pełno czarno-białych zdjęć przedstawiających Francis lub dziwnych widoków wschodów lub zachodów słońca. Wiszą też oprawione w szkło wielkie karty Tarota.
[center:448e5ba59c][/center:448e5ba59c]
Liczne są kwietniki przepełnione doniczkami pnących się pędów bluszczu oraz z innymi kwiatami. Na stole w jadalni obowiązkowo świeże cięte kwiaty, które Francis osobiście kupuje co kilka dni. Pokoje sprawiają wrażenie przytulnych i ciepłych, na sofach leży masa różnej wielkości poduszek, bez problemu można znaleźć leżący gdzieś koc. Niewiele tu jest sprzętu RTV/AGD. Zaledwie jeden telewizor w salonie lokatorów, radio w kuchni, mikrofala, lodówka i robot kuchenny.

W salonie Francis znajduje się jej warsztat pracy. Niewielki okrągły stolik z zawieszoną nad nim bursztynową lampką, wyszywaną serwetą i masą drobiazgów służących do wróżenia. To tu na beżowej kanapie, najczęściej można spotkać jej trzy koty.
[center:448e5ba59c][/center:448e5ba59c]
W domu nie ma żadnych tajemnic, każdy ma prawo wejść wszędzie. Przyjść pogadać lub pomarudzić. Choć jest duży, często wszyscy zwalają się do kogoś i spędzają wolny czas na pogaduchach. Często można tu spotkać zupełnie obce osoby, odwiedzające Francis lub Johna, Aleksandra i Jeremiego.

Za domem znajduje się ogród. Jest tam też weranda z bujaną ławką i ponownie sporo zasadzonego bluszczu.
 
Rhamona jest offline  
Stary 22-01-2007, 14:19   #54
 
Bortasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Bortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputację
Esco, Moja postaci nie przyjmuje zleceni. Nie jest płatnym zabójcą.
 
__________________
Właściwością człowieka jest błądzić, głupiego - w błędzie trwać.— Cyceron
Mędrzec jest mędrcem tylko dlatego, że kocha. Zaś głupiec jest głupcem, bo wydaje mu się, że miłość zrozumiał.— Paulo Coelho
Bortasz jest offline  
Stary 22-01-2007, 16:27   #55
 
Esco's Avatar
 
Reputacja: 1 Esco ma wyłączoną reputację
Gdy ukladalem koncepcje postaci, to Twoja postac zyla tylko z tego Ale spoko, juz zmienilem.
 
Esco jest offline  
Stary 22-01-2007, 16:30   #56
 
Bortasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Bortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputację
Moja postaci żyje z Emerytury i obrabiania Mafii i/lub syndykatu.
 
__________________
Właściwością człowieka jest błądzić, głupiego - w błędzie trwać.— Cyceron
Mędrzec jest mędrcem tylko dlatego, że kocha. Zaś głupiec jest głupcem, bo wydaje mu się, że miłość zrozumiał.— Paulo Coelho
Bortasz jest offline  
Stary 22-01-2007, 17:41   #57
Banned
 
Reputacja: 1 Rhamona nie jest za bardzo znany
No cóż, ja zakładałam, że Francis nie wyjdzie już za mąż, ale dla Esco zrobię wyjątek :P

 
Rhamona jest offline  
Stary 24-01-2007, 17:32   #58
 
Solfelin's Avatar
 
Reputacja: 1 Solfelin ma z czego być dumnySolfelin ma z czego być dumnySolfelin ma z czego być dumnySolfelin ma z czego być dumnySolfelin ma z czego być dumnySolfelin ma z czego być dumnySolfelin ma z czego być dumnySolfelin ma z czego być dumnySolfelin ma z czego być dumnySolfelin ma z czego być dumnySolfelin ma z czego być dumny
Prosiłbym moderatora o zamknięcie rekr.
Dalsze zgłoszenia postaci - PW.
 
__________________
Soulmates never die...
Solfelin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172