Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Rekrutacje do sesji RPG > Archiwum rekrutacji
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum rekrutacji Wszelkie rekrutacje, które zostały zakończone.


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-02-2007, 21:05   #21
Banned
 
Reputacja: 1 Rhamona nie jest za bardzo znany
Czekam na resztę postaci do jutra do 8:30-9:00, potem zaczynamy sesje
Przypuszczam, że Arango będzie jutro z rana a z Khalidą nie wiem :/ Najwyżej zagramy w 9 osób, chyba że jeszcze się ktoś inny znajdzie

Ci, którzy mają już postacie, mogą wstawiać obrazki i opis w kartę postaci w przygodzie ---> http://www.lastinn.info/mafia_silber...how-t3465.html
 
Rhamona jest offline  
Stary 18-02-2007, 21:19   #22
 
Junior's Avatar
 
Reputacja: 1 Junior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputację
Imie: Ziegfried Gunter von Weaselberg
Rasa: Człowiek
Płeć: M
Zawód: Skryba

O postaci:
Ziegfried to starzejący się już skryba. To że jest skrybą definiuje całe jego życie. Jest dokładny, skrupulatny i rzeczowy we wszystkim co robi. Według jego planu dnia można nastawiac klepsydry. Zawsze wiadomo o której uda się na codzienny spacer, wiadomo co kupi w drodze do pracy i o której się tam zjawi. Nawet trójka jego dzieci zawsze rodziła się w 4 miesiącu roku. Można na tej podstawie wysnuć kolejne wnioski na jego temat...
Prócz tego jest cichym introwertykiem. Nie lubi hałasu. Sam nie odzywa się kiedy nie musi. Zachowuje olbrzymią dyscyplinę w koło siebie. Należy dodać że jest pracoholikiem i traktuje swe zadania diablo poważnie. Nie posiada innych hobby czy zainteresowań.
 
__________________
To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce.
Junior jest offline  
Stary 18-02-2007, 22:46   #23
 
Khalida's Avatar
 
Reputacja: 1 Khalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnie
Imię: Agatha.
Rasa: Halfling.
Płeć: Kobieta.
Zawód: Kucharka w karczmie Maksa.
O postaci: Do Silberberg przybyła przed pierwszym atakiem armii Chaosu. Zdążyła sie tu zadomowić, jak i zdobyć uznanie mieszkańców swoim kunsztem kucharskim. Jest zresztą na jego punkcie bardzo czuła, za każdym razem, gdy ktoś śmie skrytykować jej potrawy, staje sie nieprzyjemna i złośliwa. Na codzień jest jednakże bardzo przyjacielska i otwarta. Nie jest uprzedzona do żadnych ras, wydaje sie zaś darzyć szczególnym szacunkiem elfy, co usprawiedliwia tym, iż podziwia ich szacunek do natury, etc.



////
Straszliwie przepraszam za zwłokę.
 
__________________
Każdy powinien mieć motto.
Nawet jeśli jest dziwne:
"I'm greedy, not stupid..."
Widzicie?
Khalida jest offline  
Stary 18-02-2007, 23:30   #24
Banned
 
Reputacja: 1 Rhamona nie jest za bardzo znany
O ile mnie pamięć nie myli w Warhammerze nie ma Niziołków ;> Ale postać przyjmuje.
Arango - wciąż czekam
 
Rhamona jest offline  
Stary 19-02-2007, 01:08   #25
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Johann Raabe
weteran
M

Johann był wachmistrzem w jednej z kompanii Ostlandzkich Rajtarów przybyłych na odsiecz miasteczku. Podczas ciężkiej walki ze zwierzoludzmi został ranny w nogę.
Zalanego krwią i nieprzytomnego zniesiono z pola bitwy. Ostrze pomiotu Chaosu było zatrute i nogę trzeba było amputować w kolanie. Rehabilitacja trwała długo, a tymczasem jego oddział był już daleko. Zresztą jaki pożytek z kawalerzysty bez nogi ?
Rad, nierad został więc i zajął sie tym co robił w młodości - ciesielką i stolarką. Popyt na jego usługi był duży, stąd też powodzi mu sie całkiem niezle. Kroczy więc teraz dumnie ulicami miasteczka stukając drewnianą protezą, przez wszystkich witany z szacunkiem i po przyjacielsku...

Tak wygląda :
 
Arango jest offline  
Stary 19-02-2007, 08:04   #26
 
Khalida's Avatar
 
Reputacja: 1 Khalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnie
Rhamona, zmieniłam na nazwę angielską, jeżeli o to ci dokładnie chodziło. Użyłam określenia niziołek z najzwyklejszego przyzwyczajenia.
 
__________________
Każdy powinien mieć motto.
Nawet jeśli jest dziwne:
"I'm greedy, not stupid..."
Widzicie?
Khalida jest offline  
Stary 19-02-2007, 15:28   #27
 
Lorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Lorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputację
Imię i Nazwisko: Eik Vangalar
Wiek: 25 lat
Urodzony: 17 Jahrdrunga
Płeć: Mężczyzna
Rasa: Człowiek
Profesja: Weteran

Eik jest postawnym mężczyzną mierzącym 6 stóp i jeden cal wzrostu, co przy wadze prawie 95 funtów czyni z niego dość dobrze prezentującego się osiłka. Jest szatynem o ziolonych oczach odziedziczonych po matce.

Eik nosi zawsze przy pasie dwa długie miecze i dwa sztylety. Pod skórzaną kurtką pobrzękuje Altdorfska kolczuga. Na skórazne spodnie zakłada stalowe nagolenniki ze znakiem Sigmara. Kiedy pada lub zanosi się na niepogodę wdziewa na siebie brązową pelerynę z kapturem, a pod szyją wiąże czerwoną chustę.

Przybył do Silberberga wraz z oddziałem Ostlandzkich Rajtarów, gdzie służył jako Najemnik i przelał krew w odbijaniu miasta. Po bitwie postanowił nie szukać dalej swojej drogi i zdecydował się osiąść tu na stałe. Zamieszkał w opuszczonym domu łucznika Jerbena, w warsztacie przy domu, będzie mógł kontynuować jego pracę i produkowac łuki i strzały, bo jak twierdzi zna się na tym.

Któregoś dnia popił trochę piwa w karczmie Maksa Gressefrugena i pociągnięty za język opowiedział w skócie goszczącym tam wówczas mieszkańcom miasta, swoją historię. A było to tak:

Urodziłem się w Altdorfie, w dzielnicy rzemieślników. Ojciec Johann cieszył się dobrą reputacją weterana od małego wpajając mi sztukę władania orężem. Matka – Ellen, z domu Vitter, od dzieciństwa związana z gildią pracowała w warsztacie swojego ojca przy wyrobie łuków i strzał, którą to umiejętność przekazywano w jej rodzinie od pokoleń. Odkąd jej brat Zygfryd poległ bezpotomnie w jednej z bitew na ziemiach Reiklandu, cała odpowiedzialność za edukację następnego pokolenia spadła właśnie na nią. Wyrastałem wraz z dwójką braci, starszym o dwa lata Jane i młodszym o trzy Noelem, w przeznaczeniu do żołnierskiego rzemiosła.
Mając ukończone 20 lat wyruszyłem z ojcem i starszym bratem na swoją pierwszą zbrojną potyczkę. Dowodził nami kapitan Albrecht Mitzer, był z niego kawał drania i twarda cholera, ale ludzie szli za nim jak w ogień. Miał coś takiego piekielnik w sobie, że bali się go wszyscy i szanowali zarazem. Ponad to wiedział jak rozmawiać z żołnierzami. Raz jeden słyszałem tylko, że ktoś mu się sprzeciwił, Stary Borys, głupek, nigdy nie potrafił podobno utrzymać języka za zębami. Od tego czasu o Borysie ludzie mawiali wyłącznie w czasie przeszłym, ale nikt nie mówił dlaczego. Pognaliśmy wtedy do wioski Heiligen, na południe, nigdy nie zapomnę tej nazwy, gdzie podobno wieśniacy wzniecili zamieszki i spalili strażnicę. Jednak ku naszemu zaskoczeniu, gdy przekroczyliśmy palisadę starając się przeszukać pozornie opustoszałą wieś, z chat wysypała się na nas banda szczuroludzi. Wtedy właśnie kapitan nas uratował, dzięki niemu utrzymaliśmy linię obrony i nie uciekliśmy w panice. Większość z nas po raz pierwszy widziała takie szczury, to miał być spokojny patrol dla pierwszaków. Młodzieniec, który trzymał linie po mojej prawej został trafiony jakimś pociskiem prosto w pierś, upadł na ziemię i nim zdążyłem zobaczyć co mu dokładnie się stało, jego ciało pokryło się rdzawym nalotem i rozsypało się w proch podobnej barwy. Poczułem się tak jakby sam Sigmar powiedział mi do ucha – Jeżeli czegoś zaraz nie zrobisz, to będziesz następny. Szczur z dziwnym przedmiotem w łapach, z daleka wydawałoby się podobnym do arkebuza, wył właśnie w swej szczurzej, parszywej radości. Odbiłem kolejny cios mieczem i markując ripostę zrobiłem dwa kroki do tyłu wpuszczając kogoś z towarzyszy na swoje miejsce. Zdjąłem szybko łuk z pleców i całując jedną ze swoich czerwonych strzał posłałem prosto w czerep chichoczącego jeszcze stwora. Ze strzałą w oku jeszcze nikt się nie śmiał. Sierżant walczący bliżej mnie chyba zauważył mój talent do łuku, bo pozwolił mi się wystrzelać, więc szyłem do nich tak szybko jak tylko mogłem. Kilka razy strzelając ryzykownie pomiędzy głowami naszych ratowałem pierwszą linię, gdzie zaczynaliśmy dostawać w kość. Innym razem kładąc trupem dwa szczury po kolei, próbujące podnieść i przeładować ową tajemniczą broń. Strzały w reszcie skończyły mi się i ponownie sięgnąłem po miecze, kiedy właśnie kapitan widząc, że szczury osłabiły swoją pozycję, wydał komendę pełnego ataku. Linia obrony szczuroludzi załamała się a te rzuciły się do ucieczki. Wypuściłem się za daleko w głąb walczących i jeden z uciekających szczurów przebiegając obok ciął mnie swoim zagiętym mieczem. Zobaczyłem wroga w ostatniej chwili i w ostatniej chwili osłoniłem swoją szyję przedramieniem.

Szczury uciekły, wioska była wybita, cześć mieszkańców zniknęła w ogóle. Nie zdecydowaliśmy się wejść za szczurami pod ziemię, wróciliśmy do miasta. Nie zapomnę tego powrotu, wracałem jako bohater. My ludzie nazywamy to szczęściem początkującego, ale ponad połowa tych, którzy stanęli wtedy do walki po raz pierwszy, spoczywa dziś na polach Morra w stolicy w zborowej mogile o nazwie Heiligen. Z ubitych szczurzych ścierw wyciągnąłem 9 na 14 wystrzelonych, czerwonych strzał, dziesiątego zabiłem mieczem w końcowym ataku. Nie ustrzeliłbym jednak ani jednego, gdyby ktoś nie ochraniał mojego tyłka własną piersią.

Cały swój żołd i część oszczędności wydałem na uleczenie rany odniesionej w tej walce, przez cały rok paprała się i ropiała, nie mogąc się zagoić. Ustąpiła dopiero przed siłą modlitw kapłanek Shalyi, niech im Sigma błogosławi. W reszcie mogłem zacząć zarabiać na życie i pospłacać zaciągnięte w rodzinie długi.
W czasie rekonwalescencji razem z dziadkiem Mateusem i Noelem pomagaliśmy matce w pracowni, a wieczorami dorabiałem jako ochroniarz u jednego szlachetki. Na szczęście od urodzenia byłem oburęczny więc władałem mieczem lewą ręką tak samo dobrze jak prawą. Ów szlachetka okazał się być strasznym lumpem i pijanicą. W jeden rok przy nim zwiedziłem więcej knajp, niż przez całe swoje dotychczasowe życie. Nazywał się Joachim Ziberheltzl, miał zaledwie 22 lata, więc był moim rówieśnikiem i jak głosiła plotka, opijał właśnie odziedziczony niedaleko po babce spadek. Po roku kiedy synek był już ledwie żywą ofiarą butelki wódki, ciało jego nękały przeróżne choroby źródłem z zamtuza, zabawa się skończyła. Ojczulek posłał do stolicy szóstkę ludzi pod bronią i po zaledwie paru dniach odnaleźli napuchłego od wódki skowroneczka. To był jedyny dzień w moim życiu kiedy pracowałem za frajer, bo wywlekli hultaja tak szybko i w takim stanie, że choćby chciał nie dałby rady mi zapłacić.
Trudno się mówi, dobre czasy się skończyły. Śmieć był z niego straszny, ale przynajmniej dobrze płacił. Po pierwszej butelce co dzień nadchodziły moje cudowne godziny, bo imbecyl nie mógł już odróżnić srebra od złota.
Opływając w dostatek popłaciłem wszystkie długi, uleczyłem prawą rękę i coś jeszcze mi zostało.

Ojciec z Jane i resztą oddziału na zlecenie gildii kupców tropili właśnie w tym czasie bandę rabusiów łupiących karawany na trakcie z Nuln. Po kilku miesiącach odkryli wioskę, w której ukrywali się przestępcy. Walka trwała kilka godzin, bandyci bronili się na palisadzie, lecz w końcu po śmierci herszta, zdziesiątkowani poddali się. Po spętaniu wszystkich mężczyzn i przeszukaniu kilku domów, znaleziono duże ilości alkoholu, który szybko polał się szerokimi strumieniami. Pijany kapitan dał żołnierzom wolną rękę, by mogli rabować do woli i gwałcić jak w czasie wojny. Ci którzy nie mieli rodzin w większości nie mieli żadnych zahamowań, ale Jane i ojciec mimo, iż byli mocno upici nie zamienili się w zdziczałe zwierzęta. Przynajmniej chcę w to wierzyć i ufam ich słowom. Jeden z tych, którzy pijani nie oparli się chuci, powiedział przy Jane głośno następnego dnia, że nasz ojciec też nie był lepszy. Jane nie mógł znieść takiej obelgi, wyciągnął miecz i w gniewie zabił to kłamliwe ścierwo. Gdybym tam był, pewnie zrobiłbym to samo. Jednak kapitanowi nie spodobał się ten samosąd i kazał wychłostać Jane tak mocno, że ledwie to przeżył, a następnie wyrzucił go z oddziału. Na szczęście łupy zostały już podzielone, więc ojciec mógł zabrać go i ich dolę do domu, gdzie mogliśmy się nim zaopiekować.
Za te pieniądze Jane i jego nowo założona rodzina mogliby żyć spokojnie do końca roku, lecz brat nie czekał aż te się skończą, gdy tylko poczuł się lepiej zaczął, podobnie jak ja wtedy, pracować jako ochroniarz. Jego umiejętności miecza i tarczy były bardzo dobre i pracę dostał bez trudu. Gdyby nie bliska znajomość naszego sierżanta z kapitanem już dawno mógłby go zastąpić, podobnie jak nasz ojciec. Wtedy nikt w oddziale nie śmiałby napluć mu w twarz, nawet w głupich żartach.
Po kilku dniach przyjaciel ojca z oddziału Sigismund Hohl, przyniósł wiadomość od kapitana, zachęcającą ojca do wzięcia udziału w następnej kampanii, tym razem przeciwko banitom z Reiklandu. Zleceniodawcom miał być podobno sam cesarz Dieter. Przy okazji Sigismund podzielił się informacją o losach ocalałych zbójów i ich żon. Między innymi powiedział ojcu na osobności, że ta wieśniaczka, która rzekomo miała mieć z nim czyn, wtedy w wiosce, została osądzona przez samych łowców czarownic i skazana na stos za oddawanie czci jakiemuś mrocznemu bóstwu nierządu. Dowiedziałem się o tym po latach, gdy ojciec w chwili słabości otworzył przede mną swe serce. Dalej jednak twierdził i zaklinał się na Sigmara, że nie był z nią tamtej nocy. Wierzyłem mu.
W kilka dni po odwiedzinach Sigismunda, gdy Jane wstał już na nogi i pierwsza fala złości minęła, ojciec zgodził się na propozycję kapitana i wyjechał z oddziałem. Przez pół roku nie było o nich słychać, a kiedy wrócili, ojciec był już trwale okaleczony. Kość źle się zrosła i kulał na lewą nogę. Ich oddział dostał się w pułapkę orków, sierżant i wielu znanych druhów poległo, reszta uratowała się ucieczką. A nasz kapitan… wiadomo, złego licho nie bierze, oczywiście wyszedł z tego bez szwanku. Czort.
Ojciec dziękował Sigmarowi, że Jane już z nim nie było. Po śmierci sierżanta zastąpił go na kilka tygodni, ale długa kariera wyraźnie nie była mu pisana. Gdy zwerbowali po raz kolejny młode mięso w swoje szeregi mieli małą potyczkę z poszukiwanymi od dawna banitami i wtedy zbłąkana strzała przeszyła ojcu stopę i zgruchotała kość. To był najbardziej parszywy dzień w jego życiu, odtąd zawsze tak powtarzał.
Ojciec dołączył do pracujących w warsztacie, bo walka z niesprawną nogą prędzej czy później oznaczałaby śmierć. Ja z braku miejsca przeszedłem na sklep, żeby obsługiwać klientów. Wtedy właśnie poznałem pewną dziewczynę, no może poznałem to nie najlepsze słowo, przyszła parę razy do naszego sklepu i osobiście sprzedałem jej kilka luków i kołczanów pełnych strzał. Broń spodobała się jej dowódcy i za jakiś czas przysłał ją po następną partię. Zdążyłem się tylko dowiedzieć od niej jak się nazywa jej kapitan, ale nie miałem śmiałości, by ot tak zapytać o jej imię. Zamieniłem z nią zaledwie kilkanaście zdań, raptem może z 10 minut rozmowy, ale jakoś nie potrafiłem przestać o niej myśleć. Liczyłem dni, a ona nie przychodziła. W reszcie kiedy straciłem już wszelką nadzieję, pojawiła się chcąc kupić nowe strzały. Spytałem się czy przypadkiem nie potrzebują nowych rekrutów do oddziału, a ona potwierdziła moje przypuszczenia. Powiedziała mi gdzie stacjonują i do kogo mam się zwrócić w tej sprawie. Zaciągnąłem się chcąc być bliżej niej, żeby ją lepiej poznać. Było w niej coś takiego co mnie intrygowało i pociągało. Ręka od dłuższego czasu była już sprawna, więc nadszedł najwyższy czas, żeby ją wypróbować. Trenowałem ją od jakiegoś czasu, żeby nie osłabła, bo i tak zamierzałem się zaciągnąć, a do starego kapitana nie chciałem wracać. Zbyt dużo przykrych wspomnień pokutowało na tym oddziale.
Mój nowy Kapitan nazywał się Otto Bamhauer i podobnie jak ja pochodził z Altdorfu, kiedyś o nim słyszałem co nieco i na szczęście nic złego. Nie pochodził z tych co to wdrapują się na stanowiska po czyichś plecach lub dostają prezenty od losu. Wszystko co osiągnął było wyłącznie jego zasługą. Miał szacunek u swoich ludzi, ale nie był on wywołany strachem.
Wspólnie stoczyliśmy wiele walk i choć z reguły były to mniejsze bitwy, zawsze komuś nie udawało się wrócić szczęśliwie do domu. Lena, okazało się, że tak właśnie ma na imię obiekt mojej cichej adoracji, mimo iż próbowałem dawać jej dyskretnie do zrozumienia, że lubię spędzać czas w jej towarzystwie, unikała mnie. Czasem wymieniała ze mną kilka słów, ale gdy rozmowa zaczęła schodzic na prywatny temat, robiła w tył zwrot i przepraszała mnie, wykręcając się obowiązkami. Dopiero po roku wyszło na jaw, że jest córką naszego sierżanta Markusa. Może gdyby czasem raczył się ogolić podobieństwo mogłoby być zauważalne.
Nie przejmowałem się jednak tym i dalej toczyłem swoją grę popisując się przed nią w walce lub starając się zwrócić w inny sposób jej uwagę. Wszystko jednak było na próżno. Była jak z kamienia. Nie rozumiałem dlaczego tak postępuje, przecież nie była ślepa. Raz nawet wygadałem się, że celowo zaciągnąłem się do tego oddziału, bo byłem ciekaw jak radzi sobie z mieczem. Była wystarczająco inteligentna, by zrozumieć, co chciałem przez to powiedzieć.
Po ponad dwóch latach wspólnej służby, kiedy byłem już weteranem, widząc, że nie zamierzam z niej zrezygnować w reszcie przyszła do mnie i sama jak nigdy zaczęła rozmowę o prywacie. Czułem, że zaraz nastąpi jakiś przełom między nami i w reszcie otworzy się przede mną. Przez pół godziny rozmawiało nam się bardzo miło, zdobyła się nawet na to, by zaśmiać się kilka razy. Po godzinie rozmawialiśmy już jak starzy przyjaciele i wtedy zdobyła się na to, żeby mi wszystko powiedzieć. Wyczułem tą chwilę, bo słowa nie przychodziły jej łatwo. Wtedy wyznała mi w reszcie, ze bardzo mnie lubi, ale jej ręka została już komuś obiecana, nie umiała mi tego powiedzieć wcześniej, myślała ,że mi samo przejdzie, ale teraz wie, że nie powinna czynić więcej mi nadziei na cokolwiek.
Ten ciężar był większy, niż byłem w stanie przyjąć i co gorsza zupełnie mnie zaskoczył. Przeprosiłem ją mówiąc, żeby mi wybaczyła, bo wzywają mnie pilne obowiązki. Następnego dnia nie podając kapitanowi żadnego, wyraźnego powodu opuściłem oddział nie odebrawszy swojego żołdu. Wracałem do domu, ale nie do Altdorfu, tylko do miasta, gdzie będę mógł osiąść na dobre i żyć spokojnie. Wracałem do siebie, miałem tak wracać bardzo długo.
 
Lorn jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:54.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172