lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum rekrutacji (http://lastinn.info/archiwum-rekrutacji/)
-   -   [REKRUTACJA] Warsztaty Storytellingu (http://lastinn.info/archiwum-rekrutacji/4371-rekrutacja-warsztaty-storytellingu.html)

dziobon 23-10-2007 23:00

Wiek: 15 lat - rok siedzę w rpg-ach.

Problemy: Głównym problem jest taki, że często nie potrafie celnie oddać wykreowanemu w mojej głowie zdarzeniu, postaci. Często mam wspaniały zarys wszystkiego czego chcę zapisać, w wyobraźni, ale kiedy siadam pisać wszystko mi się miesza, nie potrafię tego ulepić w jedną całość. Szczególnie trudno jest dla mnie zbudować opowiadanie z wieloma interesującymi szczegółami. A co idzie za tym wszystko, to, że pisze zdania, które są źle składniowe zbudowane.

Moty przewodni: Chciałbym aby motywem przewodnim była psychika człowieka. Chodzi o to aby wgłębić się w jego zachowanie, bazując na jego psychice, obserwując i opisując zachowanie w różnych sytuacjach, od straszliwych do wspaniałych. Wspaniale jest zagłębiać się w mroczną stronę ludzkiego stworzenia, pisanie bardzo brutalnej prawdy o człowieku, a czasami straszliwej, sytuacji, gdzie bohater wzmaga się z zaburzeniami na tle fantastycznym z dużą dawką horroru (jeżeli zrozumieliście co napisałem to dobrze) - wampiryzm, wilkołaki, duchy. Ogólnie rzecz biorąc chodzi mi tutaj o zaburzenia psychiczne, choć nie tylko, bo i o zdarzenia nie mające realnego wytłumaczenia. Wytłumaczenia, które nie można poprzeć zasadami nauki. (nie mówię, że musi być to współczesność, nawet wolę średniowieczne klimaty, jak np. Dark Ages ze świata mroku, choć nie miałem okazji grać to główny zamysł rpg-a bardzo mi się podoba).


Opowiadanie: Zamysł miałem już dawno ale dopiero teraz była okazja aby napisać. Myślę, że się spodoba. A oto moje dzieło:


Donald wychodząc ze swojego samochodu, zamykając drzwi nie zwracając nawet uwagi na to z jaką siła je popchał, uderzyły z wielkim hukiem aż podskoczył. Oderwał wtedy w końcu myśli o dniu dzisiejszym, wczorajszym i jeszcze wcześniejszym. Zatrzymał się i próbował sobie przypomnieć czy przekręcił kluczyk w drzwiach samochodowych czy nie. W końcu postanowił wrócić się do swojego Opla i sprawdzić, bo nie zaszkodzi. Taki był nieuważny, że nie przejmował się prostymi rzeczami, a przecież te były najważniejsze. Po pomyślnym sprawdzeniu klamki od czarnego auta ruszył w końcu w stronę furtki. Znajdowała się po lewej stronie płotu, do którego dom był skierowany frontem. Niedaleko znajdowała się pierwsza ściana pomalowana na biało, a po prawej mała przybudówka, która stanowiła swojego rodzaju przedsionek dla suteryny w, której mieszkał jego wuj. Nadal nie wiedział dlaczego wuj nie przeprowadził się piętro wyżej, gdzie było wygodniej, może po prostu z przyzwyczajenia. Zaś mieszkanie Donalda znajdowało się wyżej, trzy piętra wyżej. Dom wcześniej należał do jego babci oraz dziadka, do którego wprowadzili się rodzice i on sam, kiedy był jeszcze mały. Tak pozostało. Mijając okna od mieszkania wuja Marka wspominał jak wujek pierwszy raz dał mu do ręki książkę. To on wzniecił w nim płomyk zachęty, a nawet skrajnej wariacji do książek, które pozostał do dziś. O, rzeczywiście Donald kochał książki. A to wszystko dzięki wujowi, do którego odczuwa teraz żal, bo nie trzyma się on najlepiej, a nie pozwala sobie pomóc. Stary, już zrzędliwy, pokryty wieloma zmarszczkami, bliznami żył sobie ostatnie dni swojego szarego życia. Doszedł, mijając ostatnie wujkowe okno do końca ściana, przy której skręcając w prawo były jeszcze jedne drzwi do mieszkania wujka Marka, a dalej schody. Wznosiły się tylko parę stopni, kończąc się na wprzód były białe, pokryte błotem, niewymyte, białe drzwi od mieszkania Donalda. Po prawej były drzwi do pomieszczenia zamieszkującego dawniej przez jego dziadków, po których miał mieszane wspomnienia. Często odczuwał, że dobrze byłoby mieć większą swobodę, którą zawsze oni blokowali ale w prawdzie to często też czuł się samotny z powodu braku ich w jego życiu. Ruszył na wprost otwierając drzwi, ściągając okrycie oraz obuwie, aby wyjść jeszcze raz po schodach który były równoległe do poprzednich ale zwrócone w drugą stronę. Wychodząc po nich na pierwsze oko rzuca się następny, któryś już w tym domu, układ schodów. Nie wpatrując się już w schody Donald westchnął z ulgą wpatrując się tym razem w kuchnio-jadalnie, jeżeli dało się to w ogóle jakoś określić, o pomieszczeniu, którym nie jest typowo zamknięte w czterech ścianach, mające w wyposażeniu duży telewizor, stół, gdzie jadał, przybory kuchenne, tam spędzał większość wolnego czasu. Pierwsza myśl Donalda - kawa. Obowiązkowo. To był jedną z niewielu przyjemności jaką mógł zaznać po powrocie z pracy. Nastawił staromodny czajnik, wyciągnął z półki kubek, a następne kawę oraz śmietankę do kawy, po czym znów wróciły wspomnienia. Przypominał sobie, kiedy jako dziecko szczęśliwe, podjadał ojcu taką samą śmietanką i zjadał ją, chociaż dziwne to było, to i tak bardzo mu smakowało. Wtedy oczywiście. Dzisiaj już nie. Nie miał nic więcej do robienia dlatego przy piciu kawy dalej wspominał. Wspominał piękne dziewczyny, z którymi kiedy żył, myślał o szczęśliwych latach jakie spędził w gronie przyjaciół w szkole. Przypomniał mu się nawet jego pies, któremu już nie widział cztery lata, bo pochował go gdzieś w miejscowym lasku. Bardzo poprawił mu się humor. Kiedy już skończył pić musiał dokończyć swój dzienny rytuał włączając komputer, sprawdzając najnowsze wiadomości oraz pocztę na Internecie. Wchodząc do pokoju, którego drzwi schowane były pomiędzy wejściem do kuchni a sypialnia, zaraz po otworzeniu drzwi

dostał niewiarygodnego szału. Obudził dziką, nieznaną, niemającą prawu bytu w jego świadomości zwierzę. Ukazał swoją nieludzką postać, dostarczając adrenaliny do każdej cząsteczki swojego ciała, wynurzając spod głębokiego oceanu, jakim jest ludzki mózg, swoją drugą, inną postać. Nie wiedział, nie miał tej świadomości co się stało, jedno o drugim nie wiedziało, a drugie o pierwszym nawet nie wspomniało. A oto co zobaczył: książki, pełno książek, jego książek, a nad nimi przewalona półka. Porozrzucany po całym biurze zbiór jego życia, który kochał! Nie wiedział i nie musiał wiedzieć czemu tak się stało, kto zawinił. Nie pomniejszał swojej złości wykładając pięściami o ścianę. Widząc już strużki krwi na kostkach nabuzował się jeszcze bardziej wrzeszcząc przeraźliwie, jak tylko nieludzko może rozrywać swoje gardło bestia. Krzyki w przestrzeń wyklinając wszystko i wszystkich dookoła. Stąpał wolno, robiąc wielkie kroki ku kuchni, ku sztućcom. Wybrał ten największy i najostrzejszy nóż. Wrócił do pokoju. Jeszcze raz popatrzył, polała się struga łzy po czerwonej od wściekłości twarzy. Uniósł nóż, ciął szybko w swoją stronę. Padł na niebieski dywan, wylewając litry krwi z gardła, z krtani, z wnętrza. Ciemno czarna krew połączyła się spływając z białymi kartkami książek.

EDIT: Poprawienie okropnych błędów.

TwoHandedSword 26-10-2007 20:40

Wiek: 16 lat

Problemy: Piszę trochę chaotycznie, nie do końca potrafię pisać tak, żeby dokładnie przekazać czytelnikowi to o czym myślałem, żeby odebrał tekst tak jak bym chciał żeby go odebrał. Robię błędy interpunkcyjne, czasem logiczne, zmieniam style pisania, czasem piszę za dużo zdań prostych, czasem jedno złożone zajmujące kilka linijek. Ogólnie rzecz biorąc nie piszę jednolicie i robię trochę błędów wszelkiego rodzaju. Mam też problemy z dokładnym wczuciem się w postać, opisaniem jej wrażeń, uczuć. Moje opisy są trochę zbyt ubogie, nie używam jakiegoś szczególnie bogatego słownictwa. Czasem za dużo miejsca poświęcam opisom tła, mniej istotnym rzeczom, a za mało głównym sprawom, opisom akcji. Chciałbym nauczyć się pisać dłuższe, klimatyczne posty, pisać "erpegowo", dokładnie wczuwać się w postać, pisać tak, żeby czytelnik miał wyraźne wyobrażenie o przedstawionej przeze mnie sytuacji. Chciałbym też pisać tak, żeby zgrywać się z innymi graczami, z mistrzem gry, żeby z naszych wypowiedzi powstawał składny, spójny tekst.

Motyw przewodni Warsztatów: Konspiracja, rebelia, bunt. Postacie działające niezgodnie z prawem, w tajemnicy, wbrew woli jakichś organizacji, jakichś jednostek. Coś na dużą skalę, z udziałem większej liczby organizacji, jednostek, za swoją działalność postaciom grozi wysoka, może nawet najwyższa kara. Chcą obalić władzę, nie dopuścić do osiągnięcia przez nią jakiegoś celu, lub robią coś, co jest zakazane, nie na rękę władzom czy innym grupom/jednostkom, po prostu są jakimiś antagonistami. Myślę, że jest to dość uniwersalny motyw, postacie mogą być kimś na kształt rebeliantów z Gwiezdnych Wojen czy członków Zakonu Feniksa z Harry'ego Pottera. Jeżeli chodzi o realia to preferowałbym raczej fantasy.

Opowiadanie:
Jedne z moich (chyba) bardziej udanych postów na LI:
Cytat:

Napisał TwoHandedSword (Post 90895)
Farin wysłuchał towarzyszy i Falsquora z kamienną twarzą. Jedynie podczas przemowy mnicha kiwną z uznaniem głową. Przez cały czas uważnie przyglądał się więźniowi ale nie mógł odgadnąć czy mówi on prawdę, czy zwyczajnie chce się wymigać od kary. Cała sprawa wydawała się krasnoludowi dość skomplikowana, więc warto byłoby się czegoś dowiedzieć od tego desperata, tym bardziej, że czasu było coraz mniej.
- Czary, bestie z innych planów... po kolei człowieku. - krasnolud zaczął mówić do więźnia podchodząc coraz bliżej i przeszywając go wzrokiem - Dlaczego uważasz Krunng'Hara za zdrajcę a jego magię za zakazaną? Co takiego uczynił czarodziej? Mówiłeś też o jakimś dowodzie - Farin zatrzymał się tuż przy Falsquorze i wbił w niego wzrok - Jakiż to straszliwy los czeka według ciebie Atlantydę i nas tu obecnych?

Cytat:

Napisał TwoHandedSword (Post 87927)
Mervil przysłuchiwał się wszystkiemu ze zdziwieniem. Jakoś nie chciało mu się wierzyć, że jego drużyna spokojnie rozmawia sobie z więźniem, kiedy nad ich głowami kolosalne pająki zajadają się mięsem jakiegoś ptaka. Owszem, warto byłoby dowiedzieć się czegoś od przykutego łańcuchami obcego ale w tej sytuacji nie był to priorytet. Czerwonooki musi poczekać.
- A wy co, będziecie tak tu sobie stać i gawędzić z tym typem, kiedy te cholerne monstra wiszą nad waszymi głowami? - elf warkną do towarzyszy wskazując głową w stronę insektów.
- Mam nadzieję, że kolega nie ucieknie, jeśli na chwilę zostawimy go samego - zwrócił się do więźnia.
- Mavik, Soulustil, wy chyba nie będziecie spokojnie czekać aż te pająki uznają za stosowne rzucić się na nas i zeżreć, prawda? No chyba, że nosicie te wielkie toporzyska jedynie dla ozdoby.
Mervil nie czekając na resztę wyciągnął zza placów miecz, doskoczył do najbliższego z insektów i zwijając się w piruecie ciął głęboko przez olbrzymi odwłok aż do głowy, po czym, najszybciej jak potrafił, odskoczył, żeby przygotować się do obrony.

Opowiadanko napisane na potrzeby warsztatów:

To była noc jak każda inna. Mervil wracał właśnie do domu po dwutygodniowym eskortowaniu karawany. Był najemnikiem. Nigdy nie widział siebie uprawiającego ziemię albo jeżdżącego od jednej wsi do drugiej i pokazującego festyniarskie sztuczki akrobatyczne paru dzieciakom, zawsze chciał od życia czegoś więcej. Może dlatego, że był elfem, może dlatego, że jego najlepszy przyjaciel od ponad półtora roku podróżował po świecie i zarabiał na chleb swoim mieczem, od czasu do czasu tylko odwiedzając rodzinę i przyjaciół w Ranidorze.

Shiverrin, tak miał na imię najlepszy przyjaciel chłopaka, po kilkumiesięcznej nieobecności przybył z wizytą do rodzinnej wioski.Tej nocy i Mervil postanowił odwiedzić rodziców, którzy pewnie zamartwiali się na śmierć, rozmyślając o tym co też może dziać się z ich jedynym synem. Mervil chciał zrobić im wszystkim niespodziankę, pojawiając się niespodziewanie w środku nocy. Ktoś go jednak uprzedził. Kiedy elf był zaledwie kilkaset metrów od Ranidoru, w najróżniejszych miejscach wioski zaczęły pojawiać się świetliste kręgi, z których wychodzili zamaskowani magowie. Byli dosłownie wszędzie: na dachach domów, w zaniedbanej karczmie, na środku opustoszałego jarmarku. Kiedy świetliste kręgi zaczęły się rozmywać i powoli znikać, magowie uderzyli. Kule ognia, magiczne błyskawice, wyrastające z pod ziemi kolczaste pnącza atakujące nieświadomych niczego wieśniaków, to wszystko pojawiło się w zaledwie kilka sekund. Jednak wystarczyło żeby obudzić mieszkańców Ranidoru i uświadomić im, że muszą się bronić przed nieznanym napastnikiem. Chwytali za widły, kosy, siekiery i rzucali się na magów w z góry skazanej na porażkę szarży. Cała bitwa nie trwała długo. Chłopi, ich żony i dzieci zostały zmasakrowane. Z wioski zostały tylko płonące zgliszcza, pod żadnym względem nie przypominające domów i warsztatów, którymi kiedyś były. Jedynymi żywymi w Ranidorze zostali ciężko ranny Shiverr i szaleńczo pędzący na ratunek Mervil. Kiedy chłopak już prawie dobiegł na miejsce, jeden z magów pozbawił życia jego najlepszego przyjaciela rzucając, jakby od niechcenia, ostatnią błyskawicę. Napastnicy zaczęli znikać w pojawiających się ponownie tajemniczych świetlistych kręgach, zostawiając Mervila samego pośród zwłok wszystkich tych, których kochał. Widocznie go nie zauważyli, inaczej i on zginąłby od magicznego pioruna.

Elf długo nie mógł się pozbierać po stracie najbliższych. Ogień, krzyk, krew i śmierć towarzyszyły mu w wielu snach. Strata rodziny i przyjaciela była najgłębszą raną jaką otrzymał w ciągu swojego krótkiego stażu jako najemnika. Po jakichś dwóch miesiącach, kiedy jako tako się trzymał, odwiedził pewnego elfickiego wróżbitę. Chciał dowiedzieć się od niego kim byli magowie, którzy zniszczyli Ranidor. Wróżbita nic nie mówiąc rozsypał w powietrzu jakiś dziwny, iskrzący się proszek, wykonał kilka magicznych gestów i spojrzał Mervilowi bardzo, bardzo głęboko w oczy.

Ognista kula zamieniająca karczmę w płonącą kupę drewna. Błyskawica porażająca chłopa biegnącego z wyciągniętymi widłami w stronę maga. Kolczasty bluszcz rozdzierający na strzępy dwójkę przerażonych dzieci, ukrywających się za drzewem. Sprawcą tych wydarzeń był Bunree. To on kazał zniszczyć wioskę Mervila, tak jak kazał zniszczyć wiele innych. Chciał zastraszyć króla, pozbawiając go dostaw żywności z okolicznych wsi. W ten sposób miał uniezależnić od siebie królestwo i przejąć w niedługim czasie władzę. Wieśniacy nie byli godnymi przeciwnikami dla magów Bunree, plan był doskonały.

Mervil dowiedział się kto zaatakował Ranidor. Wyruszył żeby znaleźć Bunree. Miał niezawodnych informatorów, według których mag samotnie zabawiał się w pewnej karczmie. Nikt nie podejrzewałby przecież rozrywkowego maga o spisek przeciw królowi.

Mervil wpadł do karczmy i podszedł powoli do Bunree wyciągając miecz.
- To ty kazałeś zniszczyć Ranidor? - zapytał wypranym z emocji tonem - To ciebie nazywają Bunree?
- Pierwszy raz słyszę to imię. - skłamał mag widząc, że elf nie ma przyjaznych zamiarów. Trzeba go będzie uciszyć, tak jak tych tutaj, w karczmie. Czarodziej już wyciągał różdżkę, już zaczynał inkantację, kiedy Mervil zaatakował. Ciął w dłoń Bunree, odrąbując ją wraz z trzymanym magicznym przedmiotem i przerywając śmiertelne zaklęcie. Bunree był kompletnie nieprzygotowany na to, że ktoś go zaatakuje tej nocy, ktoś, przeciw komu nie będzie miał możliwości obrony.

Ogień, krew, wrzask. Shiverrin kona porażony błyskawicą.

- Nie rób mi krzywdy!

Kolczaste pnącza owijające bezsilną kobietę i rozrywające ją na strzępy.

- Błagam cię, nie zabijaj mnie! Nic nie wiem o żadnym Ranidorze!

Samotny elf klęczy pośrodku dopalających się ścian swojego byłego domu, trzymając na ramionach zakrwawione zwłoki matki.

Pośród wrzasków czołgającego się do tyłu mężczyzny z krwawiącą ręką i huku przewracanych przez niego krzeseł i stolików klinga miecza z głośnym świstem przecina powietrze. Dźwięk zmienia się na nieprzyjemny chrzęst. Głowa mężczyzny upada na podłogę. Elf, który ją odciął wpatruje się przez chwilę w ścierwo, po czym wychodzi z karczmy.

Pojawia się tajemnicza, zasłaniająca wszystko mgła. Po chwili znika, ukazując pędzącą w stronę uciekających wieśniaków kulę ognia. Giną w okropnych mękach. Tak samo jak wielu innych tej nocy.
- To ty kazałeś zniszczyć Ranidor? To ciebie nazywają Bunree?
- Pierwszy raz słyszę to imię.
Elf podchodzi powoli do mężczyzny wyciągającego z kieszeni szaty różdżkę, chcącego rzucić jakąś klątwę i odcina mu dłoń. Mężczyzna błaga o litość, cofa się do tyłu przerażony. Elf podchodzi do niego i zamachuje się mieczem. Klinga przecina powietrze i zatrzymuje się na jego potylicy. Mężczyzna mdleje od uderzenia w głowę płazem ciężkiego, dwuręcznego miecza. Elf podnosi nieprzytomnego i ciągnie go za sobą do budynku straży miejskiej.

Pojawia się tajemnicza mgła. Powoli zaczyna znikać, odsłaniając Mervilowi elfickiego wróżbitę.
- Straciłeś dom, rodzinę, przyjaciela. Wielu by się poddało, wielu szukałoby zemsty, ale to pierwszy krok do upadku. Szukaj prawdy, dobra. Wybieraj to co słuszne, nie to co łatwe. Pamiętaj, że każdy twój wybór niesie za sobą pewne konsekwencje, kształtuje to kim się stajesz. Nie wybieraj pochopnie, nie kieruj się ślepą nienawiścią.
- Teraz idź i zrób użytek ze swojej wiedzy, ale pamiętaj, musisz uważać na to kim się stajesz. Każdy wybór ma swoje konsekwencje.

Saemus 27-10-2007 16:51

Wiek : 22

Problemy :

Jeszcze ich nie znam. Niewątpliwie się one pojawią i będzie ich sporo. Wcześniej uczestniczyłem w licznych sesjach, jednak jako gracz. Nie mogę zatem porównywać tego do obowiązków MG. Zgłaszam się, gdyż chciałbym się doskonalić, nauczyć. Samemu nie widzi się bowiem swoich błędów. Ponadto, nie mam doświadczenia i zielonego pojęcia jak zacząć i co z tego wyjdzie. Bardzo bym prosił o pomoc w nauce. No to biorę się do pracy.

Motyw przewodni :

Akcja rozgrywa się w krainie Gildhal. Średniej wielkości miasto Feraik otoczone potężnym, przystosowanym do odpierania ataku murem. Od północy graniczące z morzem. Od wschodu i zachodu ograniczone potężnym masywem górskim. Jedyną drogą łączącą miasto Feraik z resztą kontynentu, jest magiczny most, wiszący nad przepaścią, nie mającą końca. Krążące w tej okolicy legendy mówią, że jest on tworem najczystszej i najpotężniejszej magii, którą parali się pradawni. Byli oni ojcami obecnych ras zamieszkujących ziemię.
W tej też okolicy miejsce mają przedziwne zdarzenia. Na obrzeżach miast coraz częściej znajduję się skórę ludzką. Kręgosłup i organy znikają. Znikają istoty różnych ras, niezależnie od ich stanu majątkowego i wyznania.
Od kilku miesięcy nie przybyła żadna karawana, co niepokoi księcia Cyika władającego Feraik. Zapasów żywności starczy na rok. Sześcioosobowy oddział wybrany spośród najznakomitszych mieczników stacjonujących w mieście wyruszył 2 miesiące temu, a ślad po nich zaginął.
W akcie desperacji książę wysłał posłańca z listem na okręt żeglujący do oddalonego o tygodnie drogi Sylmoth. W liście tym oferował 500 sztuk złota za przybycie i następne 500 po rozwiązaniu nękającego Feraik problemu .............

Opowiadanie :

Kilka tygodni później ...................

- Książę Cyik zezwala na zabranie 4 śmiałków.
● zatem nie powinno być z tym problemu.
- kiedy możemy wyruszyć ? Czas jest na wagę złota !
● będziemy tu nim się ściemni. Musimy bowiem się wyekwipować.
- mym obowiązkiem jest uprzedzić, iż Feraik ...
● już tam byliśmy, dziękuje. Do zobaczenia.

Tygodnie mijały. Szybki, lekki statek z powiewającą flagą księcia Cyika powracał do Feraik.
Ta ostatnia noc na dziwnie niespokojnym morzu, rozpoczęła walkę z czasem i pełną niebezpieczeństw przygodę najemników.

Tego samego dnia, nocą, na kilka godzin przed dotarciem do Feraik ............

To dziwne, że dopiero tuż przed zbliżającym się niebezpieczeństwem, nieważne czy świadomie, czy też nie, dopiero wtedy zauważamy piękno nas otaczające. Tak też było ze mną. Spokojne, gwieździste niebo, w jednej chwili pokryły ciemne burzowe chmury. Na całym nieboskłonie widoczne były rozładowania. Od czasu do czasu pionowa błyskawica uderzała w taflę wody. Dziwne, było to, że nie słychać było niczego. Dosłownie niczego !
Wiatr targał włosy i odzienie. Był silny i zimny, lecz bez zapachu ! Fale coraz częściej i śmielej uderzały o kadłub. Jasne deski statku skrzypiały pod naporem żywiołu. Załoga nerwowo krzątała się po pokładzie.

- Jeden na bocianie gniazdo i meldować o sytuacji.

Rozległ się głos bosmana.

W chwilę później, na pokładzie zapanował chaos, a w powietrzu unosił się zapach strachu i napięcia. W dali chmury zaczęły opadać niżej, tworząc swego rodzaju kopułę. Wiatr ustał, krainę ogarnęły ciemności.


W tej samej chwili w komnacie księcia Cyika ........

Drzwi otworzyły się z trzaskiem, a do komnaty wpadł czarodziej. Nie czekając na przyzwolenie wpatrzonego w nieboskłon księcia rzekł :

- statek jeszcze nie dotarł. Trzeba spodziewać się najgorszego. Panie ! Zostaliśmy odcięci od reszty krainy. Nasi zwiadowcy donoszą, że bariera jest nie do sforsowania. Nie można przez nią przejść, żadna magia również nie skutkuje.

Cyik, powoli się obrócił, na jego twarzy malowało się przerażenie.

■ prowadźcie do zarządcy świątyni. Czas otworzyć wejście do katakumb.

- Panie !!!

■ Wezwać najlepszych szermierzy, będą pełnić warte przy wejściu świątyni. Za 2 dni wejdą głąb ! To nie podlega negocjacjom

- jak rozkażesz Panie


Kilka godzin później na statku :

no to wiosła w dłoń i do brzegu panowie ..............

Morfik 27-10-2007 19:36

Jak to mówią, raz się żyje. Spróbuję.
Wiek: 17
Problemy: Chaotyczne pisanie, problemy z jakimś większym opisywaniem świata widzianego oczami mojego bohatera. Mam nadzieje, że nauczę się barwniej opisywać osoby, miejsca, charakter postaci itp.
Motyw przewodni: Mafia lub inaczej: zorganizowana grupa przęstępcza. Historia osadzone może nie w czasach współczesnych byle tylko z zachowaniem hierarchii: don, cappo, consigliere itd. Porachunki między rodzinami(organizacjami) mafijnymi. Zdrada, kłamstwa, przemoc, brutalność. Postacie to zwykli żołnierze(soldatti) mający swoje kłopoty. Możliwość awansu na wyższe stanowiska oprócz dona. Interesy "rodziny" zaczynają ingerować co raz bardziej w życie rodzin każdego z żołnierzy.
Opowiadanie:
Nowy York rok 1933r.
Edward Braham prosto po służbie udał się do swojego ulubionego klubu "Maddy Day". Wyszedł z posterunku już dobrze po ósmej. Na szczęście, dla niego, nie miał do kogo wracać do domu. Przez ostatnie dni Braham cieszył się jak dziecko. Powodem tej wielkiej radości było zniesienie dokładnie trzy dni wcześniej prohibicji w całych Stanach Zjednoczonych. Policjant bardzo cieszył się z odzyskania swobody picia swojego ulubionego trunku. Jako policjant nie mógł w sumie narzekać na brak alkoholu. Praktycznie codziennie konfiskowali nielegalny transport whisky. Wystarczyło tylko ukradkiem zabrać flaszeczkę i delektować się. Ale teraz można było to robić bez zbytniego krycia się.

Gdy wyszedł z posterunku, zatrzymał się na chwile by zapalić papierosa. Wiatr był silny więc, zmarnował kilka zapałek. Okrył się bardziej płaszczem i ruszył przed siebie. Starał sie omijać kałurze, w końcu założył dzisiaj nowe buty.

Klub był niedaleko posterunku. Czerwony neon "Maddy Day" wiszący nad drzwiami oświetlał wygoloną twarz bramkarza, przez co wyglądał on dosyć groźnie. Edward zgasił peta i udał się w kierunku wejścia. -Stój chłopcze! Za wejście się płaci.- powiedział niezbyt miło ochroniarz. -Chłopcze! TY chyba nie wiesz do kogo mówisz!- odpowiedział lekko poddenerwowany policjant. Ta góra mięśni zatrzymuje go, przez co traci on swój cenny czas. Wyciągnął z kieszeni odznakę i pokazał ją bramkarzowi. -Najmocniej przepraszam. Proszę niech pan wejdzie.- powiedział lekko przestraszony bramkarz i wskazał ręką wejście. Edward wszedł szybko do lokalu. Od wejścia uderzył go ostry zapach papierosów. Zostawił płaszcz w szatni i udał się do głównej sali. Od razu podszedł do niego kelner i wskazał wolny stolik. Policjant poszedł za nim i usiadł na wyznaczonym miejscu. W sali było dosyć ciemno, delikatne lampki palące się na każdym ze stolików dawały trochę światła. Na mocno oświetlonej scenie z przodu sali śpiewała jakaś młoda dziewczyna. Śpiewała delikatnie przy dźwiękach jazzu. To wszystko nadawało knajpce niesamowitego uroku. Braham zapalił kolejnego papierosa i zamówił butelkę whisky. To był jego ulubiony sposób spędzania wolnego czasu. Szklaneczka dobrej whisky i jazz. Podziwiając urodę piosenkarki Braham zauważył, że blisko sceny jest wolny stolik na cztery osoby. *Dziwne*- pomyślał - *wieczorem zawsze było dużo osób.* Nagle wyjaśnienie tej dziwnej sytuacji weszło do lokalu. Byli to czterej mężczyźni. Jeden, pokaźnie zbudowany, idący z przodu, tuż za nim mniejszy i trochę grubszy człowiek w drogim garniturze. Braham rozpoznał tego człowieka natychmiast. Był to szef świata podziemnego, sam don Giovanni Baltore. Pozostałej dwójki osób policjant nie znał. Wiedział tylko, że jeżeli spotykają się tutaj, to musi tu chodzić o jakieś lewe interesy. Podeszli do tego wolnego stolika blisko sceny. Ochroniarz dona omiótł wzrokiem całą salę i usiadł. Brahamowi wydawało się, że na nim zatrzymał się chwilkę. Ale może było to tylko złudzenie. Na razie wrócił do picia whisky.

Minęło pół godziny. Braham wypił całkiem niedużo. Nie chciał tak szybko się upić. Od czasu do czasu zyrkał na stolik gangsterów. Może to właśnie będzie sytuacja, która zmieni jego życie. Jakby to wyglądało na pierwszych stronach gazet: "Dzielny oficer policji aresztuje najgroźniejszego mafioso." Ile to przyjemności by sie z tym wiązało: awans, większe pieniądze, kobiety i najważniejsze, więcej alkoholu. *Może mi się udać, muszę ich tylko złapać na gorącym uczynku.* - pomyślał Edward. Nagle nadażyła się okazja. Czterej mężczyźnie wstali i zaczęli się kierować ku wyjściu. Braham wiedział, że jeżeli teraz zamarnuje szansę, to druga taka okazja już się nie zdarzy. *Jest ich czterech, bułka z masłem.*- pomyślał policjant. Wstał, rzucił zapłatę z napiwkiem na stół i powoli ruszył za grupką osób. Odebrał swój płaszcz i wyszedł na zewnątrz. Zauważył, że mężczyźni weszli w uliczkę miedzy blokami. Braham skulił się i ruszył szybkim krokiem w stronę uliczki. Oparł się o ścianę i i nadstawił ucha. -A więc myślę, że możemy od razu teraz sfinalizować naszą tranzakcję.- Braham rozpoznał głos. Należał on do samego dona. *Teraz jest moja szansa!*- pomyślał zadowolony Braham i wyskoczył zza ściany z bronią w ręku. -Ręcę do góry panowie! Macie się nie ...- nagle poczuł ostre ukłucie w brzuchu. Jak mógł popełnić taki straszny błąd. Był zbyt pewny, że gangsterów jest rzeczywiście czwórka. Niestety stały tam dwa samochody, jeden za drugim. Przy jednym stał don i osoby, które były z nim w restauracji. Przy drugim samochodzie stało czterech, bardzo dobrze zbudowanych ochroniarzy dona. -Proszę, proszę kogo my tu widzimy. Kolejny dzielny policjant.- powiedział spokojnie Giovanni - Jednak miałeś rację co do niego.- teraz zwrócił się do swojego ochroniarza z którym był w barze. -Słuchaj człowieczku nie możesz mi nic zrobić. Moi ludzie załatwią cię w pięć sekund. A z resztą sam zobacz.- powiedział. Braham zauważył jak pięciu ochroniarzy wyciąga swoje pistolety. Wiedział, że nie ma szans. Nawet jak zabije jednego to i tak zostanie reszta, która trafi w niego bez problemu. Braham opuścił broń. Giovanni skinął ręką na jednego z goryli a ten podszedł do policjanta i zabrał pistolet. -My pojedziemy do domu, załatwić resztę formalności a wy zajmijcie się naszym policjancikiem.- powiedział don Giovanni i wsiadł do samochodu razem z resztą towarzyszy. Ochroniarz stojący przy Edwardzie uderzył go w brzuch tak mocno, że ten stracił przytomność.

Gdy Braham obudził, dalej bolał go brzuch. Wiedział, że to jego koniec. Bał się śmierci. Powoli otworzył oczy. Było ciemno. On leżał na czymś miękkim. Nie wiedział za bardzo co to. Po chwili zapaliły się światła reflektorów samochodu. Światło oświetliło drzewa. Edward wiedział. Są w lesie. A więc tu przyjdzie mu zginąć. Starał się poruszyć. Niestety miał związane ręce i nogi. Podszedł do niego jeden z ochroniarzy. -Nie martw się, załatwimy to szybko.- powiedział chłodnym głosem. Podniósł nie co Brahama. -Klękaj!- krzyknał gangster. Policjant posłuchał. Za chwilę będzie po wszystkim. Bandzior przystawił mu lufę do skroni. Po chwili Braham zauważył jasne światło. Nie czuł już nic. Jasność ogarnęła go całego. Już nie żył.

Sumar 27-10-2007 19:36

Wiek: 16 - Tak, chyba należę do najliczniejszej grupy wiekowej zgłaszających się.

Problemy: Problemy sprawia mi poukładanie wszystkiego poklei "na papierze". W głowie coś tam jest, coś siedzi... ale czasem gubię się w zapisywaniu. Do tego chciałbym mieć wypowiedzi bardziej szczegółowe i pociągające. Ogólnie uważam siebie za średniego Storytelingowca, a chciałbym to robić lepiej.

Motyw przewodni Warsztatów: Świat typu Warhammer, Wiedźmin, D&D - Fantasy. Walka ze złem - przede wszystkim ze złem w sobie. (Trudno mi wytłuamczyć w dwóch słowach XD )

Opowiadanie:

Post z sesji "Inny Świat", który uważam za udany:

"Sumar Ghanbret bardzo zadowolony ze światła zaczął opowiadać jakąś historie z dzieciństwa, jak był jeszcze młody i wybrał się z Ojcem na jakieś stworki, coby zobaczył że świat "...to nie tylko macanie cycków i klepanie w rzyć, jeno także wiele wiencej...", jak to powiedział ojciec Sumara (który z resztą macanie i klepanie uważał za rzecz najistotniejszą w życiu Krasnala). No, w każdym razie historia traktowała o tym jak Sumar się zgubił i pierwszy raz musiał sobie poradzić bez światła... Opowiadając co jakiś czas sprawdzał, czy ma ze sobą swój topór.
W między czasie popatrzył na wilka... lubił wilki, bo jego przyjaciel był wielkim znawcą tych zwierząt, no to i on nieco o nich już wiedział...
Najogólniej rzecz biorąc Krasnoludowi język się rozplątał, jak po dobrych kilku piwach, chyba dlatego, że wszystko to, tak go przerosło, te sytuacje dziwne i niestworzone, że musiał po prostu odreagować. A że było do kogo gadać, to i gadał."

A to z sesji prowadzonej przeze mnie:

"- Nie żyją. Kate i Aranel nie żyją - te słowa uderzyły wasze umysły z takim łomotem, jak wielki kamienny golem zapadający z ogromnej góry, na każdym stopniu tracąc jakąś cześć swojego "ciała" powodując tym jeszcze większy łomot i przerażenie w umysłach.
- W stajni znalazłem ich ciała. Zostali zarżnięci jak świnie. - dokończył Bruno. Sami nie wiedzieliście co myśleć... Jak to? Czemu? O co w ogóle tu chodzi?
- O Boże... - wysapnęła córka karczmarza, po czym zemdlała.
Sam karczmarz nie wiedział co powiedzieć, jak z resztą większość z was.

Vintillian zaczął wychwytywać w myślach wszystko co mogło być z tym związane.
Było cicho... mijały wieki... "Wieki milczenia, które nie przestają drążyć w głowie pustki i przepełnienia..."

Nagle wasza trójka jednocześnie wyszeptała: "Vanessa". Dokładnie w tym samym momencie było słychać z zewnątrz czyjś krótki i głośny, ale bardzo przerażający krzyk. Wszyscy go usłyszeliście... jedynie karczmarz na to nie zareagował. Jednak wy go usłyszeliście dobrze... Nie był to zwykły krzyk. Taki krzyk od razu nasuwa na myśl ogromne cierpienie, ogromny ból i przerażenie.

Wszyscy wybiegliście z karczmy.
Było ciemno... jak w nocy, chociaż był ranek. Ogromne ciemne chmury zdawały się rozciągać aż do samej ziemi.

Wtedy zobaczyliście Vanessę. Trzymało ją za ramiona dwóch silnych mężczyzn, a trzeci patrzył się na was i trzymał przy szyi pólefki sztylet. Patrzył na was i śmiał się... śmiał się, ale nie wiedzieliście sami, czy śmiał się naprawdę, czy tylko wam się tak wydawało. Ale był to śmiech donośny i bardzo dobitny.
Ciemność nie pozwalała przyjrzeć się jego twarzy. Staliście 20 kroków od nich.
- Hie, hie... i co teraz? Dalej chcecie się dowiedzieć czegoś więcej o CZARNYM? - No tak! To był On! Teraz go rozpoznaliście... Mężczyzna, który teraz trzymał sztylet przy szyi waszej, bądź co bądź, towarzyszki, to był ten mężczyzna w czarnym płaszczu... ten sam co w wiosce.
- Wykruszacie się... Ona, już odwaliła za mnie robotę i dwóch waszych zabiła... hehe. Oddajcie kamyczki... naprawdę... Będzie łatwiej. Chyba że chcecie się pobawić. Ja się lubię bawić... - powiedział "czarny" a jego sztylet, rozjaśniał.

Vanessa:
Wyszłaś z koniem... podjechałaś zaledwie kawałek, gdy nagle coś cisnęło Tobą mocno o ziemię. Dwóch mężczyzn chwyciło cię mocno za ramiona i szarpnęło do góry. Pozornie nie było szans się wyrwać. Zaczęłaś się zastanawiać jakim cudem dałaś się tak łatwo złapać? Jak ktokolwiek mógł Cię zrzucić z konia?! To nie możliwe.

Za chwilę podszedł do Ciebie mężczyzna w czarnym długim płaszczu, z szaleńczym, wręcz nienormalnym uśmiechem. Podszedł do Ciebie, po czym wyciągnął sztylet. Twój sztylet! Jednak nawet Ciebie nie dotknął, posłużył się magią... To tak Cię zrzucił z konia... co jednak również było dziwne.
Nie krzyknęłaś.

Za chwile zobaczyłaś swoich "towarzyszy".

-Hie, hie... i co teraz? Dalej chce się dowiedzieć czegoś więcej o CZARNYM? - powiedział Ci koło ucha. Gdybyś mogła od razu byś oberżnęła mu ucho, ale nie mogłaś się nawet ruszyć. Nie mogłaś się nawet szarpnąć.
- Wykruszacie się... Ona, już odwaliła za mnie robotę i dwóch waszych zabiła... hehe. Oddajcie kamyczki... naprawdę... Będzie łatwiej. Chyba że chcecie się pobawić. Ja się lubię bawić... - Ten gość za dużo wiedział.

Mogłabyś spróbować szybko wyciągnąć nóż, albo rapier... jeżeli tylko uda ci się ruszyć. Dwóch mężczyzn, którzy trzymali Cię za ramiona nie było problemem... Tu trzymała Cię jeszcze jakaś siła... "


I może coś krótkiego ode mnie napisanego teraz tak po prostu. Bo niestety dziś dopiero zauważyłem tą rekrutację, a chciałbym bardzo wziąć udział, więc muszę wszystko na szybko. No to:

"Dellin popatrzył jeszcze raz na ta dziewczynę. "Kurcze, to rzeczywiście ona" pomyślał. Była to ta sama dziewczyna, którą poznał pewnego razu na obozie. Właściwie ona go chyba nie widziała, ale Dellin przyglądał jej się kiedy tylko i mógł i kiedy tylko ona nie widziała. Ale to było dobre 12 miesięcy temu. To kupa czasu, szczególnie dla 17-nastoletniego chłopaka. Wtedy nie miał w ogóle śmiałości podejść, jednak po tym roku który minął, zmieniło się trochę w jego życiu i po prostu podszedł do grupki dziewczyn, gdzie stała ta dziewczyna.
- Hej, nie wiecie może gdzie jest Ben? Taki wyższy ode mnie chłopak z blond włosami i taki w ogóle dziwny? - zapytał uśmiechając się do nich.
- Hej! To nie ty w zeszłym roku na obozie non stop wpatrywałeś się we mnie? - wypaliła owa dziewczyna.
- Jja? Heh... - zaśmiał się jakby niezręcznie Dellin - No może... Czekaj! Alicja, tak?
- Tak! Ha jednak pamiętasz? - uśmiechnęła się do niego dziewczyna nazwana Alicją.
- No Ciebie to pamiętam. - mówił chłopak drapiąc się po głowie probując udawać że nie pamięta wszystkiego. Jednocześnie spojrzał na biust dziewczyny, bądź co bądź całkiem spory."


Tylko tyle, bo czas nie pozwala.


Pozdrawiam, pa. :)

Bartolini 27-10-2007 22:41

Wiek:13

Problemy: Krótkie posty, krótkie opisy, słabe odgrywanie postaci.

Motyw przewodni Warsztatów: Magia i wojna. Najlepiej magia na wojnie.

Opowiadania


I (aktualnie nie miałem pomysłu na nic ciekawego):
-Opowiesz mi jak tu trafiłeś?
-Dobra opowiem. A więc obiecałem Ariadnie, że zabiję takiego potwora z labiryntu. Chciała dać mi jakiś sznurek, ale stwierdziłem, że bez niego sobie też poradzę. Dam głowę, że jakbym go wziął to potem pewnie miałbym plecak pełny głupot. Nie chciało mi się tam iść ale jak trzeba to trzeba, obiecałem jej to (tak swoją drogą nie wiem po co) więc wchodzę do tego labiryntu. Żeby znaleźć tego Minotaura trzeba się wczuć w niego. Więc z okrzykiem biegnę w przód. Po chwili uderzam o ścianę. Patrzę, na ścianie dwie dziury chyba od rogów. Tylko myślę gdzie dalej sobie skręcać. Idę na prawo, bo pewnie tak zrobiłby Minutaur (nie wiem co mi strzeliło wtedy do głowy, że niby miał pójść na prawo, może przesadziłem z winem) Trafiłem do komnaty. Jest pusta, gdyby nie liczyć kufra w rogu. Myślę sobie, że w nim coś będzie, bo moja babcia mówiła, że w bajkach (i co z tego, że durnych) zawsze w skrzyniach są skarby i inne potrzebne rzeczy. Znalazłem instrukcję obsługi sztyletu:
Wbijać w ofiarę, aż osiągnie się pożądany efekt.
Uwaga: nie dawać do ręki dzieciom i niesprawnym umysłowo.

Przeszedłem dalej i natknąłem się na Minotaura. Rzuciłem sztyletem i nie trafiłem. On podniósł go i podrzucił do góry. Sztylet wbił się biedaczkowi w głowę. Ale trudno, takie jest smutne życia potworów. Gdy wyszedłem z labiryntu Ariadna walnęła mnie mieczem w głowę. Upadłem na ziemię. I teraz widzisz jak trafiłem tu, do nieba.
- I widzisz, nie trzeba było się żenić, spadek dostała spory.
- Nawet mnie nie wnerwiaj. Już nigdy nie dopuszcze żeby jakaś baba cieszyła się moim złotem. Teraz twoja kolej, opowiadaj Achillesie.
- Eeeetam nie chce mi się. – mówi kolega biorąc kolejny łyk wina.


II
O nie, znowu – myśli Superbohater(naprawdę zwie się Zbychu) widząc kolejnego samobójcę, który chce skoczyć z okna wieżowca. Znudzony ziewa i czeka aż desperat będzie w powietrzu. No skacz baranie, bo przez ciebie zasnę i cię nie uratuję. – myśli umierając z nudów. Wpada na genialny pomysł i z pomocą siły woli zrzuca go z budynku. Potem już standardowo łapie go w locie i ucieka przed denerwującymi dziennikarzami. Nagle z za zakrętu zjawia się Doktor Zło(tak go zwą, ale naprawdę nazywa się Zenek, swoją drogą co mu strzeliło do głowy, żeby się tak nazwać) i wysyła falę BZC (bardzo złej choroby). Ludzie leżą. Superboharer krzyczy – Dawaj antidotum, bo zginiesz nędzny pomiocie zła. Kontynuuje po cichu – I jak Zenek, nieźle mi wyszło? A teraz dawaj to antidotum, dostaniesz połowę zysków.
Tydzień później w studiu telewizyjnym:
-Co chciałby pan powiedzieć do telewidzów?
-Pamiętajcie, Superbohater obroni was przed każdym złem – to, że moim to już inna sprawa – dodaje w myślach Zbychu

ps Jakbym miał jakiś pomysł napisałbym coś z sensem (żeby nie było że piszę tak zawsze).

Kutak 28-10-2007 00:00

Na scenie fanfary,
werble,
i staniki rzucane z tłumu!

Tak, tak- nadszedł czas na przedstawienie wyników rekrutacji! A z racji, że "mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna, a po tym, jak kończy" (jak mówił pewien Leszek M.), to ja zakończę rekrutację ;) Ale zanim to nastąpi... Parę słów.

Jestem trochę zawiedziony. Wyraźnie prosiłem o formę motywu w 3-4 słowach, a wy moje słowa- że tak powiem brzydko- olaliście. Fazę "3-4 słów" przerobimy na początku World Burningu z wybranymi już graczami, miejmy nadzieję, że współpraca pójdzie nam dużo lepiej. Bo póki co nie nastawiliście mnie pozytywnie.

Ale by zbędnie nie przedłużać- w Warsztatach Storytellingu MireXa i KutaXa (czy też KutaXa i MireXa) udział wezmą:

SG

Odyseja

Morfik

i

Lukadepaliuka

Wybrańcom gratulujemy, resztę zapraszamy do śledzenia rozgrywki- jeżeli bowiem jedno z miejsc się zwolni, zaprosimy któreś z was do gry! W końcu to warsztaty- zależy nam przede wszystkim na was- waszym stylu gry i umiejętnościach, które z naszą pomocą możecie wyćwiczyć. Zgodnie z tym, co pisała Mira, spóźnionych także zapraszamy- ale musicie liczyć się z tym, iż gracze z pierwszej rekrutacji mają pierwszeństwo.

Takie życie. ;)

Nie pozostało mi nic innego jak podziękować wszystkim za udział w rekrutacji i poprosić o trochę cierpliwości- jutro uruchamiam temat ze Światotworzeniem, zaś sama sesja zacznie się pewnie w drugiej połowie listopada.

Do zobaczenia w WASZYM świecie! ;)


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:28.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172