|
Archiwum rekrutacji Wszelkie rekrutacje, które zostały zakończone. |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
12-11-2009, 02:44 | #1 |
Reputacja: 1 | [Słowianie] Dłoń upiora (18+) Ścieżka prowadziła w górę niewielkiego leśnego wzgórza, biegnąc niemal prosto pomiędzy szumiącymi na wietrze bukami, jaworami i jodłami. Korzenie drzew co kilka stóp przecinały wąską dróżkę, tworząc coś na kształt nieregularnych i krzywych, ale wyglądających na wygodne, stopni. Mimo jednak pozoru przemyślenia, schody i cały okoliczny bór były nietknięte przez człowieka. Na ścieżce próżno też było szukać śladów ludzkich stóp - na wilgotnej glebie widać było jedynie ślady jelenich i dziczych, lub może tylko wyglądających na zwierzęce, racic. Nagle powietrze w lesie jakby zgęstniało. Wieczorne ptasie śpiewy urwały się jak ucięte nożem, wiatr zadął silniej raz i drugi, szumiąc gniewnie wśród liści, a potem ustał, gdzieś w głębi lasu rozległ się trzask łamanych przez uciekającego zwierza gałęzi. Po kilku długich chwilach na ścieżce pojawił się człowiek. Był wysoki, postawny, ale od razu znać było, że lata młodości zostawił już za sobą. Szedł, podpierając się długim może na sążeń kosturem, wyraźnie utykał na lewą nogę i garbił się nieco. Opadającą na piersi popielatą brodę zebraną miał brązową obręczą, nieco niżej, na żelaznym łańcuchu kołysał się objęty w metal bursztyn wielkości kurzego jajka. Większość twarzy człowieka ocieniał kaptur powłóczystej szaty, jaką miał na sobie. Starzec kroczył powoli, ale pewnie, pomimo zapadającego już zmierzchu bez trudu omijając poskręcane korzenie. Zatrzymał się dopiero przed leżącym obok dróżki sporym otoczakiem. Kamień, zaryty w ziemię dobre parę kroków od ścieżki, otoczony pasem niezarośniętej ziemi, jakby las bał zbliżyć się do niego, zdawał się jakąś złowrogą mocą zagradzać człowiekowi dalszą drogę. Starzec, wyraźnie unikając wzrokiem głazu, pochylił głowę i wspierając się na kosturze padł na kolana. - Dobre bogi, leśni stróżowie - począł szeptać nieco drżącym głosem. - Borowy, lasu gospodzinie, niedźwiedzi przewodzinie, Mokoszy, krasna wszego świata matko i życia ludzkiego prządko, dozwólcie mnie, lichemu człeczynie, po waszej stąpać dziedzinie. Com wziął kiedy z hojności waszej, zwracam teraz w ofierze prawej. Po tych słowach mężczyzna wyciągnął zza pasa nóż i podciągnął rękawy szaty. Zmrużywszy powieki przeciągnął ostrzem po wewnętrznej stronie lewej dłoni, ledwo zauważalnie się krzywiąc. Następnie wstał i, już bez pomocy laski, zbliżył się do kamienia, roztarł na nim zebraną na dłoni krew. Ciemnoczerwona smuga zakryła, choć nie zupełnie, dawniejsze rdzawe ślady. Oderwawszy rękę od kamienia starzec odetchnął z ulgą, poczuł, jak niechętna mu siła zelżała. Pełna napięcia cisza jednak wciąż zalegała okolicę. Kiedy się odwrócił, zamarł. Przed nim, w miejscu, w którym przed chwilą klęczał, stał człowiek, choć nikt nie miał prawa podążyć za nim. Młody mężczyzna, na oko liczący sobie mniej niż dwadzieścia wiosen, wysoki, ale jeszcze nieco chłopięcej postury. Spod opadających na czoło jasnożółtych loków dwoje niebieskich oczu wpatrywało się z nienawiścią w starca. Czaił się w nich gniew i jakaś straszna, nieludzka dzikość. Widząc zaskoczoną minę starca, młodzieniec zaśmiał się. - Gorazd oniemiały - to ci dopiero niespodzianka! Nie wiesz, co powiedzieć? Nie świerzbi cię język? Słucham, mów. - Lutmirze, co ty tu...? Nie wolno ci tu przychodzić, to ściąga nieszczęście - odparł roztrzęsiony starzec. Poznał chłopaka. Syn Jaromira, wodza ich wioski, miał powód, żeby nie darzyć go przyjaźnią, a to, co widział w jego twarzy, nie wróżyło nic dobrego. - Póki co, to ty ściągasz na mnie nieszczęścia - wycedził młodzieniec. - Myślałeś, że nie dowiem się, kto doniósł ojcu o mnie i Dobrawie? Liczyłeś, że ojciec wygna mnie, a ty będziesz mógł jeszcze bardziej rozpanoszyć się we wiosce? Zatem pomyliłeś się, staruchu. - Milcz, wyrostku! - zawołał Gorazd. Jego głos był tym razem silny i pewny, poniósł się echem między drzewami. - Ty i twoja kochanica nie powinniście chodzić do tej wiedźmy. Nie masz pojęcia, co mogło stać się z waszym dzieckiem. A teraz jeszcze przychodzisz tutaj! Odejdź stąd, zanim ziemia sama się pod tobą nie rozstąpi! - starzec podniósł zakrwawioną dłoń w ostrzegawczym geście, drugą kładąc na kamieniu. Bursztyn w jego naszyjniku schwycił zbłąkany promień słońca i rozbłysnął ogniście. Lutmir przez chwilę wyglądał, jakby rzeczywiści miał zamiar uciec, ale dalej stał w miejscu. Opuścił wzrok pod nogi i z powrotem przeniósł go na starca. - A więc rację miała czarownica - nie bogów tyś kapłanem, ale biesom przychodzisz tu krew ofiarować, żeby ludzi móc opętywać! Taki z ciebie wołchwa, tu się z leszymi spotykasz i bezeceństwa odprawiasz! - krzyczał chłopak, coraz bardziej rozedrganym głosem. Wyrzucał w stronę starca całą swoją gorycz i wstyd za to, że odrzucił go ojciec dziewczyny z sąsiedniej wioski, za to, że musiał iść do wiedźmy żeby pozbyć się dziecka. - Nie bluźnij! Tu władza twojego ojca nie sięga, nie ocali cię od klątwy za twoje słowa! - krzyknął kapłan. - Na wszystkich bogów i na ród twój, niech... - Zamilcz! - przerwał mu Lutmir. Młodzieniec schylił się, podniósł leżącą u jego stóp lagę i zamachnął się nią na Gorazda. Starcowi udało się odtrącić rękę przeciwnika i wytrącić z niej kostur. Mimo to chłopak nie odstąpił od wołchwy i gołymi rękami chwycił go za szyję. Gorazd próbował wyrwać się z coraz silniejszego uścisku młodzieńca, ale ułomna noga nie dawała mu żadnego oparcia. Z każdą chwilą charczał coraz ciszej, a jego ręce coraz słabiej młóciły powietrze dookoła. W pewnym momencie jego dłoń trafiła na rękojeść zatkniętego za pas noża. Drżącym z desperacji ruchem starzec wydobył ostrze i dźgnął nim na oślep w górę, trafiając w rękę Lutmira. Chłopak wybuchnął rozdzierającym krzykiem i rozluźnił nieco chwyt, ale nie puścił starca. Ten ponownie ciął w to samo miejsce, tym razem z odrażającym chrzęstem przecinając nadgarstek i odcinając dłoń. Lutmir zawył z bólu i upadł na kolana. - Potworze... chcesz zgładzić nas wszystkich... zabójco, upiorze... - dyszał, zwijając się na ziemi. Stalowoszare oczy stojącego nad nim kapłana były zimne i pozbawione emocji. - Szczenię, które kąsa zbyt wiele, zawczasu trzeba zgładzić, żeby nie zagryzło całego miotu - powiedział chrapliwym głosem. - Na zbyt wiele sobie pozwoliłeś i nie ma już dla ciebie miejsca pośród ludzi. Wołchwa pochylił się nad przerażonym chłopakiem i jedną ręką przydusił go do ziemi, w drugiej ściskając zakrwawiony nóż. Lutmir wyrywał się i szamotał pod ciężarem starca, ale na próżno - ten tylko wzmocnił uchwyt, przygniatając chłopaka kolanem, wyrywając z jego piersi ostatni rozpaczliwy oddech. A potem pchnął go prosto w serce i nie puszczał, aż ciało młodzieńca nie przestało drgać. - Sam ściągnął na siebie ten los. Welesie, przyjmij duszę tego człowieka, by nigdy nie wracał między żywych i nie zakłócał ich spokoju - wyszeptał, ale sam nie wierzył w skuteczność modlitwy za bluźniercę. Po tych słowach wstał, podniósł leżący na ziemi kostur i z trudem odciągnął trupa między drzewa. Znalazłszy jamę między korzeniami wysokiego buku wrzucił w nią ciało i zasypał cienką warstwą ziemi. Kiedy skończył, było już niemal zupełnie ciemno, ale przed północą musiał zdążyć jeszcze na szczyt wzgórza, gdzie miał odnowić coroczną ofiarę dla bóstw puszczy. Złowroga cisza jednak, nawet po dopełnieniu rytuału i odejściu kapłana, aż do samego świtu nie opuściła tego miejsca. *** Od tamtego wrześniowego wieczora minęło już ponad sześć miesięcy. Gorazd powiedział Jaromirowi, że jego syn nierozsądnie zapuścił się do świętego gaju, za co został ukarany przez bogów i rozszarpany przez dwa wielkie wilki. Wołchwa dodawał, że nie mógł sam ich odpędzić i że bestie porwały ciało chłopaka gdzieś w niedostępne mateczniki. Wódz wioski Strzebogi z razu nie umiał pogodzić się ze stratą. Na pewien czas zamknął się w sobie, nie pokazując się nikomu na oczy. W końcu jednak, dzień po dniu, zaakceptował swoje nieszczęście. Życie toczyło się swoim rytmem. Aż do pewnego kwietniowego dnia, w którym Bracław - myśliwy z wioski, odnalazł w lesie odciętą, poczerniałą dłoń trupa z Lutmirowym pierścieniem na palcu. *** - Mój syn, to na pewno jego! - zawołał wódz, kiedy pokazano mu dłoń z pierścieniem. - Leży tam gdzieś bez grobu, a to wiadomość od niego: „Ojcze, pochowaj mnie, bo moje kości bieleją w lesie jak u zwierza!” O wszyscy bogowie! Mój syn, jak... jak wyklęty, jak wygnany! Mój syn, mój syn! - Jaromir przysiadł z powrotem na zydlu, mając przed sobą poczerniałą dłoń dziecka. Cała żałość, jaka tkwiła w nim od pół roku, którą powstrzymał w sobie dzielnie, jak na męża przystało, odżywała w nim na nowo, jak płomień buchający z ledwie żarzących się węgli. Przez długą chwilę siedział z głową opartą na rękach i wpatrywał się w straszne znalezisko leżące na stole. Obok Jaromira przyklękła jego żona, Bogumiła, łkając niemal bezgłośnie i powtarzając za mężem słabym głosem: - Mój syn, mój syn... Stojący na środku izby Gorazd patrzył bez ruchu na szloch rodziców. Obok niego, choć bardzo był z tego nierad, stała Czębicha - wioskowa wiedźma. Przysadzista, wykręcona wiekiem i chorobami starucha łypała na niego zawistnym spojrzeniem, od zawsze bowiem ci dwoje wadzili się ze sobą, jako że jedno drugie uważało za wroga i przeniewiercę. Za nimi, niemal w samym wejściu stało jeszcze z tuzin, może więcej ludzi, którzy przybiegli za krzykiem i zamieszaniem, a także Bracław, który nie wiedział, co ma ze sobą zrobić, a bał się, że na nim może skrupić się gniew wodza, jako że to on był posłańcem złej nowiny. - Gdzie... gdzie to znalazłeś? - zapytał wódz myśliwego, mimo wszystko spokojnym głosem. - To nie ja - zaczął od razu Bracław, ale po chwili opanował rozgorączkowanie. - Pies znalazł gdzieś koło Dobrohczych Górek. Wnyki w lesie sprawdzałem, aż nagle pies się zerwał... - Starczy Bracławie - przerwał mu wołchwa, bo łowczy już zaczynał zapamiętywać się w opowieści. Mężczyzna spuścił wzrok i cofnął się między ludzi. Czębicha tymczasem podeszła do stołu i zbliżyła niedowidzące oczy do dłoni Lutmira. Gorazd zadrżał, ale nie zdążył nic począć, kiedy czarownica rzekła: - Dziw tylko, panie, że ręka ta tyle w lesie przeleżała - wódz podniósł na nią nierozumiejące oczy. Wśród zebranych w izbie podniosły się niespokojne szepty. - I że tak równo od ramienia została odjęta. Spójrzcie tutaj, kość potrzaskana, ale... - Zamilcz, wiedźmo! - wpadł jej w słowo Gorazd. Jego głos zabrzmiał nieco bardziej stanowczo, niż by tego chciał. - Czy ty nawet po śmierci ludzi nie szanujesz? Nie widzisz, że ojciec cierpi i jeszcze mu nową mękę sprawiasz? - kontynuował już spokojniejszym tonem. - Dajmy spokój tym dociekaniom. Widząc, że zniechęcił swoimi słowami czarownicę, wołchwa odetchnął z ulgą. Jaromir jednak nie odrywał oczu od dłoni syna. - Nie, Gorazdzie, poczekaj - odezwał się cicho. - Czy nie mówiłeś, że Lutmira wilki rozszarpały? Skąd zatem taka równa rana? Wiedźmie oczy aż zalśniły na taką okazję, żeby pogrążyć rywala. - Właśnie, tyś go chyba ostatni widział? - wysyczała. - Nie od dziś wiadomo, żeś chłopaka chciał omotać, by tobie służył, może ci się jednak nie poddał, co? Może to ty go... - Cicho! - zganił ją Jaromir. - Nie odzywaj się nie pytana, czarownico. Nikt nie będzie nikomu ubliżał pod moim dachem. Kapłanie, co powiesz? Nie wiesz, skąd to cięcie? Gorazd głęboko odetchnął i pokręcił głową. - Nie wiem panie. Nie mnie dociekać, jaka kara spotkała waszego syna za świętokradztwo. Ale... - nagle wołchwa odwrócił głowę w stronę stojących za nim ludzi. Myśl, jak wyratować się z opresji nagle zaświeciła mu w głowie. - Może to Bracław odciął rękę od ciała? Chciał pierścień zagarnąć dla siebie, ale strach go w drodze zdjął i teraz niewinnego udaje - rzucił oskarżycielskim tonem. Łowczy padł na kolana, jak rażony piorunem. - Panie, co też mówicie?! - zawołał przerażonym głosem. Wszyscy we wiosce wiedzieli, że Jaromir liczył się ze słowami kapłana, jak z niczyimi innymi. - Ja, pierścień zagrabić? A na co mi by on przyszedł? Poza tym panie, rana stara, nadgniła już, jakże ja mógłbym rękę odciąć? Niestety, myśliwy miał rację, a tą próbą zrzucenia winy Gorazd tylko pogorszył swoją sytuację. - Zobaczcie tylko, jak się wołchwa wykręca - zawołała na te słowa Czębicha. - To on, mówię wam! Bożą służbą tylko wszystkim oczy myli, a co innego mu w głowie... - A może to ty, wiedźmo?! - odgryzł się jej Gorazd. - Sam widziałem, jak Lutmir do niej chodził, jak swoje uroki nad nim i jego kochanicą odprawiała. To ona ściągnęła zgubę na chłopaka, to przez nią zginął syn wasz, Jaromirze! Czarownica już nabierała tchu, żeby odrzec coś kapłanowi, ale nie zdążyła, bo Jaromir huknął obiema rękami w stojący przed nim stół. - Milczcie! Rzekłem już - nikt nikogo nie będzie w moim domostwie obmawiał. Dziś wieczorem, zbierze się tu prawowity sąd - niech przyjdzie z wioski, kto zechce, a i z innych siół, jeśli tylko taka będzie potrzeba. Do tego czasu ani słowa przy mnie, nie nękajcie już bardziej ojcowskiej głowy. Po zachodzie ustalimy, kto tu zawinił i co począć z winowajcą. *** Witam w mojej pierwszej rekrutacji! W temacie "Najchętniej zagrałbym w..." jakiś czas temu ktoś wspominał, że zagrałby w sesję osadzoną w klimacie słowiańskim. Złożyło się tak, że ja również miałem chęć na coś podobnego, a że akurat przyszedł mi do głowy pewien pomysł... gramy To znaczy, chciałbym, żebyśmy zagrali. Jak już zaznaczyłem, to moja pierwsza rekrutacja, a jeśli wszystko pójdzie dobrze - również pierwsza prowadzona przeze mnie sesja, tak więc proszę o odrobinę wyrozumiałości No, ale nie przynudzam już dłużej, przejdźmy do rzeczy: Poszukuję od 4 do 6 graczy chętnych zagłębić się w tajemniczą, miejscami mroczną i przerażającą przygodę rozgrywającą się w realiach dawnej Słowiańszczyzny, z mitami, przesądami i biesami w tle. Na sesji nie zabraknie posępnych zagadek do rozwiązania i demonów (głównie tych własnych, wewnętrznych) do pokonania. Gdzie i kiedy gramy? Akcja rozgrywać się będzie około wieku VIII, na terenie obecnej Polski, a konkretnie u podnóża Gór Świętokrzyskich, w okolicy wioski Strzebogi. Czas rozpoczęcia przygody to początek kwietnia. Czego wymagam od graczy? Po pierwsze - choćby pobieżnej znajomości realiów historycznych, w jakich będzie rozgrywać się przygoda, a także orientacji w świecie wierzeń słowiańskich. Sam posiadam jedynie wiedzę dostępną w wikipedii, posiłkowałem się też nieco podręcznikiem do „Arkony”, zatem nic więcej nie będę oczekiwał od graczy, niemniej jednak dobrze by było, gdyby ci byli trochę zaznajomieni ze „światem przedstawionym”. Od razu napiszę też może o języku - postacie niekoniecznie muszą wypowiadać się w języku starosłowiańskim czy nawet staropolskim, ale kilka archaizmów i unikanie zbyt współczesnych wyrażeń będzie bardzo wskazane - to samo tyczy się narracji. Myślę, że to nieuniknione dla zachowania klimatu sesji. Druga sprawa to regularność - przewiduję odpisywanie w tempie 1-2 posty na dwa tygodnie. Moim zdaniem to nie za dużo, żeby każdy zdążył dopracować posta, i nie za wolno, żeby sesja nie rozpadła się po dwóch stronach. Posty preferowałbym przy tym w miarę treściwe - przynajmniej ze dwie linijki dłuższe niż wysokość standardowego awatara. Co chciałbym znaleźć w Waszych KP? Na wstępie zaznaczam, że gramy tylko i wyłącznie ludźmi. Mimo, że sporo inspiracji czerpałem z „Arkony”, nie dopuszczę postaci dziwożon, stolemów czy nimf. Postacie powinny być w miarę normalnymi mieszkańcami wioski lub jej okolic. Postaci nieco potężniejszych (zaprawiony w bojach woj czy posiadająca niezwykłe zdolności zielarka) mogę dopuścić najwyżej dwie, ale tylko jeśli karta będzie na prawdę ładna. Na początek - historia. Jako że wasze postacie nie muszą (choć nikt nie powiedział, że nie mogą) posiadać bagażu doświadczeń z dalekich podróży, nie musi być długa - wystarczy krótka informacja o rodzinie, przyjaciołach, ewentualnych wrogach i wykonywanym zajęciu. Do tego w miarę szczegółowy opis charakteru i wyglądu - łącznie - nie więcej jak trzy strony spokojnie wystarczą. Dodatkową kwestią, jaką chcę, żebyście opisali, jest zdanie waszej postaci na temat przedstawionego we wprowadzeniu sporu - jesteście gotowi obstawać za kapłanem czy też za czarownicą? W domyśle postacie będą miały zabrać głos w tej sprawie na sądzie zarządzonym przez wodza lub też jakoś inaczej zająć stanowisko w tej kwestii. Na koniec zaś element decydujący. Chciałbym, żebyście w krótkim opowiadaniu przedstawili jakieś niezwykłe przeżycie waszej postaci. Nie musi to być koniecznie walka ze smokiem, ale np. tajemniczy sen, wędrówka przez mroczny, straszny las czy dziwne wydarzenia rozgrywające się zaraz po śmierci nielubianego wuja - cokolwiek. Mogą się w nich również pojawić przedstawione przeze mnie postaci wołchwy czy też wiedźmy - obojętnie. Dzięki temu łatwiej będzie mi zdecydować, czy postać nadaje się do sesji, a także ocenić wasz styl pisania i wyobrażenie o świecie. Co zaś tyczy się magii i szeroko pojętej sfery nadnaturalnej w świecie sesji - mity i opowieści krążą wśród ludzi, spotykając się z mniejszą lub większą wiarą, a tym samym postacie przynajmniej częściowo oswojone są z powszechnie przyjętymi wierzeniami. Że mało kto widział skrzata, ducha czy upiora - to już inna kwestia. Prawdą jednak jest, że często nie idzie odróżnić czy to czy inne zdarzenie to zwykły przypadek, czy zamysł bogów. Albo czy to pies zjadł świeżo nagotowany obiad, czy może duch dziada, który zjawił się w listopadowy dzień pośród krewnych. Myślę, że to tyle. Wszystkie pytania proszę zadawać w tym temacie, na PW lub gg (1915326). Aha, rekrutację planuję zakończyć około 12 grudnia 2009, więc czasu jest dosyć dużo. Gotowe KP w formacie .doc lub .odt przesyłajcie na adres: makuleke.lastinn@gmail.com Owocnej pracy i dobrej zabawy. Sława! Ostatnio edytowane przez Makuleke : 12-11-2009 o 03:02. Powód: Dopiski, literówki, interpunkcja itp. |
12-11-2009, 14:30 | #2 |
Reputacja: 1 | Zgłaszam swoje zainteresowania sesją. Jest to pierwsza rekrutacja w takich realiach jaką widzę. Myślę że może być ciekawie. Aha! Kartę podeślę w ciągu jakoś dwóch tygodni. Pozdrawiam Sev EDIT Sorki,jednak nie dam rady wziąć udziału w sesji
__________________ "Czemu nosisz miecz na plecach?" "Bo wiosło mi ukradli" Ostatnio edytowane przez Sev : 17-11-2009 o 19:45. |
12-11-2009, 17:37 | #3 |
Reputacja: 1 | Witam. Temat bardzo ciekawy, muszę rozważyć ewentualny udział. Tak przy okazji mam pytanie - akcja w okolicach Gór Świętokrzyskich: tak po prostu, bo tam miejsca kultu - czy może autor sesji gdzieś sam nieopodal zamieszkuje?
__________________ MG: "Widzisz swoją rodzinną wioskę potwornie zniszczoną, chaty spalone, swoich znajomych, przyjaciół z dzieciństwa leżących we własnej krwi na uliczkach." Gracz: "Przeszukuję. " |
13-11-2009, 21:07 | #4 |
Reputacja: 1 | arm1tage: Dlaczego akcja akurat w okolicy Gór Świętokrzyskich? Dobre pytanie, sam nie wiem Chyba głównie dlatego, żeby odgrodzić się od wpływów Europy Zachodniej i zachować odpowiedni klimat rozgrywki, bez zabawy w rycerzy, misjonarzy, kupców itd. A z tymi miejscami kultu pewnie po części też masz rację, chociaż nie sądzę, żeby postacie dotarły aż na Łysą Górę |
22-11-2009, 16:09 | #5 |
Reputacja: 1 | Niecodzienny klimacik... fajnie, fajnie. Czy jest możliwość zagrania postacią pochodzącą spoza wioski? Nie chodzi mi o taką, która wychowała się gdzieś-tam-daleko, a do Strzebogi (Strzebogów? ) zawitała jakiś czas temu i jest traktowana prawie jak rdzenny mieszkaniec. Mam na myśli kogoś, kto jest w wiosce pierwszy raz. Oczywiście spreparuję odpowiednie uzasadnienie fabularne, chodzi tylko o to, czy taka postać nie kłóci się z założeniami sesji.
__________________ "Podróż się przeciąga, lecz ty panuj nad sobą Sprawdź, czy działa miecz, wracamy inną drogą" |
22-11-2009, 17:41 | #6 |
Reputacja: 1 | Chyba czas przypomnieć sobie stare, dobre słowiańskie mity. Sesja zapowiada się ciekawie, wstępnie zgłaszam chęć gry. KP postaram się podesłać najpóźniej do 7 grudnia ( masa pracy na studiach ). Pozdrawiam, Nessa
__________________ Nowa. |
22-11-2009, 23:02 | #7 | |
Reputacja: 1 | Cytat:
2. "(Postać) zawitała do Strzebogów" - "bogi" występują tu w liczbie mnogiej Nessa_88: Czekam na kartę. Rozpatrzę zgłoszenie nawet, jeśli przyjdzie wieczorem jedenastego. I powodzenia w nauce | |
27-11-2009, 19:06 | #8 |
Reputacja: 1 | Jeśli nie doświadczenie przesądza o przyjęciu, to jestem chętny do gry. Karta powstanie w przeciągu tygodnia.
__________________ Newton miał teorie, że piękno jest stanem umysłu. Szkoda, że ludziom już na tym nie zależy. |
27-11-2009, 19:30 | #9 |
Reputacja: 1 | Sesja wydaje się być klimatem zbliżona do "Stosów" Huanga, więc się wstępnie zgłaszam. Moja postać by była pogańską wiedźmą, jeśli taka koncepcja by Ci oczywiście pasowała. Mam tutaj na myśli - zielarka, medyczka, położna, kobieta mądra i powszechnie szanowana za swą wiedzę, osoba do której ludzie przychodzą, gdy mają jakiś problem (taki pierwszy psycholog). Stara się pomagać we wszystkim, tłumaczyć, dzieli się wiedzą. Rozwiązuje wiele problemów - od nieurodzaju na polach, po wysypkę czy kłopoty w łożu małżeńskim. Żeby nie było, że wzięłam to sobie z kosmosu, wrzucam linka, gdzie Wikipedia bardzo ładnie wyjaśnia termin wiedźmy. Wiedźma – Wikipedia, wolna encyklopedia Co do jakiegoś kodeksu moralnego i zasad, byłoby to wzorowane na dzisiejszych Wiccanach. I tutaj kolejny link, MG, byś mógł zerknąć na etykę mojej wiary. Wicca – Wikipedia, wolna encyklopedia Czy taka bohaterka by Ci pasowała? Jeśli nie, nie ma sensu, bym pisała kartę, bo może będzie się to mijać z Twoją wizją i założeniami sesji.
__________________ Jestem tu po to, żeby grać i miło spędzać czas – jeśli chcesz się kłócić, to zapraszam pod blok; tam z pewnością znajdziesz łysych gentlemanów w dresach, którzy z Tobą podyskutują. A potem zbieraj pieniążki na protezę :). |
28-11-2009, 13:25 | #10 | |
Reputacja: 1 | Cytat:
Ouzaru: Nie mówię "nie", ale wiedz, że od takiej postaci wymagałbym nieco więcej niż od przeciętnego śmiertelnika. Generalnie twoja koncepcja wymaga nieco więcej uwagi, więc dogadamy się jakoś na PW. Ostatnio edytowane przez Makuleke : 28-11-2009 o 13:28. | |