Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Rekrutacje do sesji RPG > Archiwum rekrutacji
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum rekrutacji Wszelkie rekrutacje, które zostały zakończone.


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-11-2009, 22:32   #1
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
[D&D 3,5][Planescape][18+] Księga Satyrów



Śmierdziało cyjanowodorem, jednym z tych chemikaliów, które przyniósł z pierwszej, choć moce wiedzą, z jakiego świata pochodził ten zapach gorzkich migdałów. Zresztą, nie był to jedyny smród unoszący się w małym, zaimprowizowanym laboratorium. Większość i tak pochodziła z części ciał zabitych przez niego istot – serce baatezu, skrzydło tanar'ri, kości yuan-ti czy nawet świetnie zachowany szkielet nagi. Nieudolnie próbujące wydostać się zapachy pochowane w szklanych i obsydianowych butlach, alembikach, fiolach czy pelikanach. Niektóre z osobliwych słoi były zapieczętowane woskiem, drugie słynnym philosophici lutum, trzecie esencją z kamiennego golema. Pomimo tego, śmierdziało.
W Sigil pełno było takich miejsc. Czasem dabusy zamurowywały całe uliczki, wraz z niczego nie podejrzewającymi mieszkańcami. Ulice nachodziły na siebie jak pokręcone labirynty Pani, bruk nagle wydostawał się na horyzont, robił rondo i znowu znajdował się w tym samym miejscu.
Tu dodatkowo bił mały wir pochodzący ze sfery elementu wody. Strumyczek wydostawał się z spomiędzy chaszczów ostrorośli i znowu niknął pomiędzy pęknięciami. Za to woda – woda z niego smakowała tak, jak tylko może smakować woda pochodząca z jednej ze sfer wewnętrznych – czysta, krystaliczna i nieskażona przez żadnego trepa.
Krzak ostrorośli ożył nagle, kolczaste powoje rozdwoiły się, tworząc małe przejście. Wszedł prędko, niosąc truchło w worku. Na ten ruch coś ożyło w jednym ze słojów.
- Idiota! Idiota! Szpicowany skurl! - krzyknął homunkulus. - Jak zwykle myśli po swojemu!
- Zamknij się – uciął tamten.
Dotychczas zanurzone w formalinie, brzydkie niemowlę o kaprawym wzroku szturchnęło denko słoika, który potoczył się po drewnianym stole. Rozpostarł nietoperze skrzydła.
-Były Prochy? - zapytał.
-Nie było. Ja byłem szybszy.
-Szybszy, szybszy! - mały uniósł wargi w złośliwym grymasie. - Szybszy jak ta suka od biesów, kiedy znalazła się w cieniu Pani!
Zmilczał. Odgarnął pył z ołtarza, podczas gdy homunkulus przyglądał mu się z ciekawością. Pacnął go w skrzydło, gdy brał ze swoich przyrządów magiczną kredę i ingrediencje.
-Ten jest jeszcze świeży – podjął. - Dopiero co wystąpił rigor mortis. To był jakiś Szyfr, który zapomniał się, kiedy przeszukiwał grobowce.
-Grobowce-śmowce
– mruknął tamten, ale nadstawił ciekawie uszu.
-Szukałeś tego, co ci powiedziałem? - powiedział, kreśląc kredą symbole na podłodze.
-Nikt tego nie może znaleźć! - siąknął nosem. - Nawet umarli nie wiedzą, gdzie to jest!
-A może po prostu jesteś zbyt leniwy, żeby ruszyć się ze słoja.
-Byłem u Athar!
- zarzekł się. - I u Czuciowców! Mówią o wszystkim, ale nie o tym śpiewka!
-Dość
– podniósł rękę. - I tak wiem, że nic nie znalazłeś. Nie w Sigil. To musi być na innych sferach.
-Na pierwszej?
- Może i na pierwszej. Mówi się, że satyry dostały dwanaście kawałków, a te kawałki podarły na parę tysięcy.

Skończył, wysypał jeszcze tylko krąg z soli. A potem odwrócił się i otworzył kredens, skąd wyjął zawinięty w szmaty sztylet.
- Kiedy zamierzasz znaleźć Księgę, panie?
- Może i nie znajdę jej nigdy.

Stęknął, gdy usadził zwłoki na kamiennym ołtarzu. Ktoś, kogo tutaj przyniósł, był nieprzyzwoicie wręcz wysoki – nogi wystawały na dobre paręnaście centymetrów poza kamienne lico. Zajęło mu sporo, by odwinąć go z zaimprowizowanego całunu, a gdy tylko odrzucił wilgotne skrawki ubrań w kąt, jego oczom ukazało się wcale nienadżarte rozkładem oblicze.
Był to człowiek, prawdopodobnie jeszcze jeden z tych tępych skurli, którzy zapuścili się do PodSigil. Na pierwszy rzut oka było jasne, co spowodowało śmierć, bowiem całe jego ciało było pokryte licznymi ukąszeniami wargulców, zaś z jego głowy już zaczęły wypadać włosy, tylko po to, by po parunastu godzinach odfrunąć jako oderwana od ciała, potworna głowa. Znalazł go prawie pozbawionym swoich rzeczy, co skłoniło go do zastanowienia się, z kim naprawdę podróżował.
Teraz to i tak nie miało większego znaczenia.
Dał sobie czas, by się skoncentrować. Każde zaklęcie, które rzucał tym sztyletem, pożerało rok jego życia. Nie liczył, ile razy rzucał właśnie ten czar tym właśnie sztyletem, który, gdy tylko go podniósł, natychmiast przywarł ciasno do jego spoconej dłoni. Sztylet miał czarne ostrze, jednak było ono tępe. Gdy zaczął szeptać inkantację wstępną, z rękojeści natychmiast wypełzło parę macek zakończonych ostrymi ssawkami, które wgryzły się w jego arterię, ciągnąc krew.
- Ath! Kher'ye nagal! Neryah! Nelah-verol-niryao, vela, ieh! Ia!
Parę cieni zachichotało w kątach, parę rąk w słojach drgnęło, powietrze stężało, gdy przeszedł przez nie promień. Nibydym z prędkością błyskawicy osiadł na trupie; jego sylwetka zamazała się i zalśniła lekkim, widmowym światłem. Mag odetchnął i zrobił w tył zwrot. Szukał czegoś w kredensie.
- Mów – rzucił zza pleców.
Zimne usta otwarły się lekko, jak u groteskowej lalki.
- Imię me Roderyk Wielki, jeden z markizów świata granicznego, który portal w swoim ukochanym mieście otworzywszy, za zgodą króla i książąt, w czeluść wkroczyłem, bowiem powierzono mi misję, jakiej nie podjąłby się żaden z mieszkańców Wieloświata. Miłościwy mój pan, który usłyszał, że rzekomo w podziemiach Miasta Drzwi znajduje się potężny artefakt, który samą swoją jeno bytnością wielki wstręt mocom czynił, tak, że, jak powiedział jeden z naszych magów, wielki Zeus, bóg w sferze Arborei, ze złości nań podarł go, aby nikt nigdy go nie znalazł, a dwanaście strzępów podał Hermesowi, ojcowi satyrów i menad, aby te schowały jej niezliczone kawałki na wszystkich sferach. Ten artefakt znany zaś jest jako...
- Księga Satyrów – wymówił półprzytomnie mag.
- ...księga owa – mówił niewzruszenie martwy Roderyk – miała posiadać rozmaite moce, jakoby czytanie jej paczyło umysł z powodu wielkiej wiedzy, jaką w niej zawarto. Myśmy nie wiedzieli, kto napisał Księgę, ale była to podobno jedna z Wiedzących, wiedźmami się zwącymi. Jedni mówią, że była to Medea, morderczyni swych synów, albo też Kirke, wielka czarodziejka. Inni też mówią, że była to Hekate, potomkini tytanów, co by wstręty gromowładnemu miała nieść...
- Nieważne!
- wykrzyknął tamten, czując, że moc upływa. - Gdzie zamierzaliście jej szukać? Gdzie!?
- ...ponoć jedna z tych części znajduje się w rękach jednego z Panów Limbo.
Którego!? Odpowiadaj, na sfery!
- krzyczał, dźgając szpicem sztyletu w pierś. - Gdzie jest kolejny fragment!?
Trup zaśmiał się ponurym głosem.
- Szukasz li Księgi Satyrów? Och, zatem nie martw się, ona znajdzie ciebie pierwsza. Wystarczy wypowiedzieć życzenie... Jedno słowo...
Moc upływała z Milczącego niczym woda z gąbki.
- Gdzie!? Gdzie!? - wrzeszczał, patrząc, jak umarły zamienia się w to, czym był na samym początku – zbitką mięsa i kości, która murszała coraz bardziej.
Gdy stwierdził, że trup zesztywniał na powrót, spojrzał na swoją rękę – małe, czarne rany były kompletnie wysuszone, a jego ręka coraz bardziej przypominała szpony tego innego, leżącego parę metrów dalej na ołtarzu.
Ten homunkulus jest mocny w gębie tylko, pomyślał, patrząc na skurczone w słoju ciało dziecka z doprawionymi nietoperzymi skrzydłami. I tak pewnie nie wychodził stąd.
Oprócz zwykłych, codziennych zaklęć, które zawsze mamrotał o poranku – i nie kończył, tak, by mógł je rzucić zaledwie paroma słowami – miał swój jeden rytuał, który lubił najbardziej. Ten rytuał zawsze pojawiał się wtedy, gdy już miał odnieść kolejne zwłoki do Grabarzy. Wtedy zawsze podchodził do kredensu, wyjmował zawsze tę samą, czarną szkatułkę zdobną w motywy roślinne i sięgał po ten mały kawałek. Słyszał o mniejszych kawałkach, które były tylko pojedynczymi literami wyrwanymi z całej strony. On natomiast miał szczęście. Miał na tyle szczęścia, że zdobył spory kawał okładki zrobionej z demoniej skóry. Kto by pomyślał, że to właśnie był jego skarb – kto by pomyślał, że właśnie to chował najgłębiej w kredensie, tak, żeby nikt nigdy nie zdobył tego, czego on chciał. Nie miał żadnych wątpliwości, że to był właśnie kawałek JEJ. Czasem tylko, gdy prawie tracił siły, paranoja przebijała się przez jego myśli i sądził, że ten kawałek okładki jest tylko stosem szmat zszytych ze skórą demona.
Ale nie teraz, gdy gładził czarną skórę z pewnym siebie uśmiechem. Ostatecznie, trup coś powiedział. Choć była to tylko okładka, mógł poczuć jej moc – wtedy zawsze stawał w promykach światła i patrzył na swój cień, cień, który urastał do karykaturalnych rozmiarów, zawsze wtedy, gdy trzymał w swoich dłoniach ten strzęp Księgi Satyrów -
Z początku przypominał tylko zwykły cień. Później, minimalnie, głowa cienia lekko się rozpływała i rozmywała, jak ameba. Proces postępował coraz dalej, a cień stawał się coraz bardziej rozchwiany, coraz mniej było w nim cienia. Tu i ówdzie wyrastały małe dłonie, z ramion, niczym nabrzmiałe cysty, wyrastały główki, o wiele mniejsze od jego samej, a z małych głów jeszcze mniejsze. Cień rozstępował się, mieszał, przybierał różne kształty na podobieństwo fraktala. A co najzabawniejsze – śmiał się na samą myśl o tym – te kształty w dziwny, wykręcony sposób przypominały mu jego samego. Jego myśli, słowa, czyny, w zdeformowany i okrutny sposób.
Odjął strzęp od siebie i schował do szkatuły.


[MEDIA]http://crackd.fileave.com/03%20-%20swidryga%20i%20midryga.mp3[/MEDIA]

Półplan królestwa Naag-lyuth, świata stworzonego paręset lat temu jako po prostu kieszeń astralna przez pewnego czarodzieja, teraz tętnił życiem. Naturalnie, półplan, w przeciwieństwie do planu, miał granice, dlatego sama powierzchnia królestwa przypominała spory, nieregularny kontynent, którego granice tonęły w Wodach Chaosu, jak nazywała je tutejsza mitologia. O samym twórcy półplanu nie pamiętano, jak gdyby nigdy nie istniał, a mieszkańcy Naag kronik nie prowadzili, więc właściwie nie pamiętali, skąd przybyli ani kim byli ci, którzy otworzyli portale. Sam plan, prawem przyciągania, dryfował gdzieś opodal Arborei i nie szczycił się czymkolwiek bardziej osobliwym, co bardziej zasługiwałoby na uwagę. Płaski jak dysk półplan był oświetlany cieńcem, to jest słońcem, które po upływie dwunastu godzin z wolna zaczęło przygasać dopóki, dopóty jego promienie nie przypominały iskry, a nad ziemią zapadała nibynoc, choć w zimnej oddali zawsze świeciła mała, gotowa rozbłysnąć ponownie gwiazda. W nocy, była to jedyna gwiazda. Poza tym niebo było czarne jak atrament, z paroma planetami, które leniwie przesuwały się po swoich krótkich orbitach.
W każdym razie, był dzień. Było to nieco większe miasto, choć, naturalnie, kto raz ujrzał Sigil, dla tego wszystkie miasta nagle stawały się po prostu mrowiskami. To samo tyczyło się Kirke.
Spocony zadek żaka z magisterium magii unosił się i opadał, a czarodziejka zastanawiała się, ile ogłupiony chłopak widzi przez urok. Jedyne, co znała, to tylko efekty swoich zaklęć. Nigdy nie rzucała zaklęcia na siebie, w obawie, że poryw dzikiej magii usmaży ją jak oddech smoka. Dlatego młodzik znajdujący się za jej rozkraczonymi nogami był... Interesujący. Jego zauroczony umysł dodawał wigoru reszcie jego ciała.
Kirke, oparta o drewniany stół, oprócz oczywistej rozkoszy pomiędzy udami, odczuwała także zaciekawienie. Brał ją od tyłu, więc mogła bez większych przeszkód wyglądać z kamienicy na rynek, gdzie zebrała się pokaźna gromada.
Było to chyba święto błaznów, bo wszyscy byli poprzebierani w kolorowe stroje. Tak najłatwiej było trafić na jeszcze jeden kawałek, choć nie miała pojęcia, czy będzie to po prostu jedna litera, zdanie czy może nawet kartka. Gdziekolwiek się pojawiała, zawsze pojawiały się święta błaznów i dni, które wyprowadzały wszystko z porządku.
Na początku na naprędce skleconą scenę wyskoczyli grajkowie. Wcześniej wybrany król błaznów już był na scenie, skakał, robił salta, przewroty, połykał ogień, chodził na rękach. Tamci natychmiast zaczęli tańczyć wokół niego. Rozbrzmiały flety, lutnie i cytry. Ludzie, elfy, parę krasnoludów z pierwszej i bariaury skakali, klaskali i tańczyli, umalowani we wszystkie barwy.
Jednak apogeum miało jeszcze nadejść. Nucąc głupkowato, nadchodziła królowa błaznów, tym razem ubrana całkiem przyzwoicie, gdyby nie fakt, że suknię wcześniej wytarzała w błocie. Impreza ściągnęła parunastu Chaosytów: Czterech z nich ułożyło się na barkach każdego, tak, że stworzyli chyboczącą się wieżę. Ten na szczycie powiewał flagą frakcji. W Sigil, takie występki w dzielnicy rządowej zostałyby natychmiast ukrócone przez Harmonium, natomiast tutaj, w jakimś zapadłym półplanie, który nawet nie był planetą, nie było nigdzie widać Twardogłowych, choć z wielkiej oddali dwóch Łaskobójców przyglądało się niechętnym okiem na dziwaczny jarmark, który jeszcze dobrze się nie rozpoczął, a już zaczął wyskakiwać z zawiasów.
W tym momencie przyspieszył, tak, że Kirke musiała mocniej chwycić się framugi. Jedyne, co ceniła w mężczyznach, to fakt, że mogli jej dać tą przyjemność. Obsceniczny dźwięk spoconej skóry był zagłuszany przez to, co wyprawiało się na zewnątrz.
Apoteoza chaosu dopiero się wydarzała. Zanim doszła na scenę, porwał ją tłum ciekawskich rąk. Każdy chciał dotknąć złotobrudnej sukni kretyńskiej królowej, tak, że dobre parę razy okrążyła scenę, zanim w końcu wlazła na nią. Tłum zaszumiał z ciekawości: Wyjęła szkatułę, zaś król w podskokach doszedł do niej. Oświadczył się; aplauzem przyjęto obrączkę zrobioną z ostu. Gdzieś upadła ludzka wieża, Chaosyci wznosili następną. Jeden z Łaskobójców podrapał się po brodzie, wskazał na jednego z Chaosów, i poszedł w stronę rozwrzeszczanego tłumu, podczas gdy drugi wskoczył w astral.
Chaos panował coraz bardziej, roztaczał się, rozwijał, jak sploty węża. Tknięta nagłym szałem Kirke także rozpuściła włosy, zmitygowała tamtego, który posłusznie ułożył się na pierzynie. Wskoczyła i zaczęła ujeżdżać jego postawioną męskość. Nie dbała o fakt, że jej oczy zwęziły się w ciemne oczy żmii. Pomimo ekstazy, zdołała zachować resztki zdrowego rozsądku i rzuciła ostatnie zaklęcie.
Pstryknięciem przywołała dwa mefity dymu, które wyskoczyły z gęstwiny jej czarnych włosów. Zasyczała:
- Po fragment... Fragment tej przeklętej księgi!
Zmieniwszy się w opary, mefity uleciały, a Kirke przeniosła swoje wężowe oczy na niedokończoną robotę. I kontynuowała.
Tamci zdążyli już stłuc ponad pięć setek flasz z winem. Chaos, niczym dżuma, szybko roznosił się po całym mieście. Ludzie wyskakiwali z okien z opętańczym śmiechem, tylko po to, by, stłukłszy sobie stopy, biegać nago po ulicach. Eksplodował składzik z prochem strzelniczym, zapaliła się też gorzelnia. Podczas gdy pożar rósł, skoczyli do rzeźni, nabili na haki mięso, przybiegli z powrotem i smażyli pieczyste na coraz bardziej zwęglonych ścianach. Pozostała beczka z prochem z piskiem uleciała w powietrze, wreszcie eksplodowała na tle kompletnie czarnego nieba.
Wkroczyli Łaskobójcy, razem z Harmonium, którzy teleportowali się paręnaście kroków od rynku. W porównaniu z rzeszą, która falowała w mieście, stanowili nieliczną zaledwie grupę. Mimo to, Twardogłowi naparli. Pierwsza padła trójka Chaosytów, których zakute w czerwone pancerze postacie kropnęły w parujące od wina łby. Dopomogli Łaskobójcy. Ktoś krzyczał o zaprowadzaniu porządku. Te płonne próby zaprowadzenia jakiegokolwiek porządku dopisały po prostu jeszcze jeden element do wszechobecnego szaleństwa.
Jeden z Twardogłowych ścigał bandę starców, którzy, strojąc miny, rzucali w innych strażników Harmonium ogryzkami. Krzepcy starcy wspięli się na dogodnie rosnącego buka, chichotali, oglądając na ogłupiałego strażnika. Wkrótce poczęli rzucać w niego żołędziami, na co tamten próbował się wspiąć w pełnej płytowej na drzewo, co poskutkowało tylko złamaniem gałęzi i głośnym rechotem starych, którzy skorzystali z okazji i zeskoczyli na ziemię. Obtańczyli go i obszczali, dopóki nie zostali przepędzeni przez nadchodzącą pomoc.
W tłumie znalazło się paru kuglarzy, którzy rzucili zaklęcia, a okolica eksplodowała feerią barw. Jakiś nekromanta zaszedł na cmentarz i wkrótce powrócił, niesiony przez paręnaście szkieletów, które przyłączyły się do zabawy.
Centrum tego wszystkiego znajdowało się tam, gdzie się zaczęło: Na scenie, która pozostała nienaruszona, niby jakiś ołtarz.
I na minutę, na jedną jedyną minutę, wszystko ustało, wszystko było zdziwione i wszystko wpatrywało się w ten jeden punkt. Cała jedna stronica lśniła w pełnym słońcu, a każdy w stronicy zobaczył to, czym był.
Doszedł. Z ust Kirke wyszedł cichy chichot, gdy wylał się w nią, wypisz wymaluj, jak jajo kurze podrzucone wężowi, tak samo nasienie ludzkie zagościło w łonie węża. I, być może, według bajki, z tego samego jaja wylęgnie się bazyliszek. W tym samym momencie, na zewnątrz usłyszała wrzask – nie wrzask – zawodzenie, wycie tysięcy ust, które sprzęgły się w pokręcony wir, który za swoje oko wziął fragment Księgi. Fragment, do którego szybkim lotem pędziły dwa mefity.
Wiedziała, że nie może pozwolić mu żyć, nie po tym, co się właśnie stało, dlatego – zaśmiała się w duchu na samą myśl – musiała go zjeść.
Ugryzła policzek.
Mefity pochwyciły szponami stronice i uniosły w górę. Wycie znowu się rozwrzeszczało, a dłonie setek powędrowały w powietrze.
Tak właściwie, to nic nie czuł, a nawet jeśli czuł, to nic o to nie dbała. Gdy odgryzła już twarz, jej
usta rozszerzyły się, a kły zatopiły się w kości i zdruzgotały czaszkę.
- Tam jest! - krzyknął jeden z Harmonium. - Lecą do tej kamienicy! Prędzej! Prędzej! Tam musi być!
Ktokolwiek tam być miał, dość, że usłyszała ich reszta. Niektórych zdeptał tłum, inni, o dziwo, wybiegli przed krzyczący tłum, pełny różnokolorowych masek, szmatek i roześmianych, błazeńskich pysków. Wiedzeni przeczuciem bardziej, dostali się na samą górę i zoczyli jedyne drzwi, które były otwarte, podczas gdy tłum wlewał się jak żywa fala do budynku, wciskali się po parudziesięciu do małych pomieszczeń, całkiem postradawszy zmysły.
Nie zdążyła zjeść do końca. Prędko odgryzła głowę i przełknęła w całości, a gdy w oknie pokazały się dwa mefity, wyszarpnęła kartkę spomiędzy szponów, a mefity schowały się w jej włosach.
Harmonium i Łaskobójcy już tutaj byli.
Staćcosięstałocośtyzajednaczytotyjesteśodpowi edzialnazatowszystkojesteśaresztowanawimieniuHerm oniummaszsięwytłumaczyćpodróżmiędzyplanarnaz akazanagadajcośtyzajedna.
Podniosła się. Odgryziona głowa wolno pełzła w jej przełyku.
Zobaczyli. Wężowe oczy, biała cera, małe piersi.
Roześmiała się. Zanuciła wiersz, gdy znikała w gęstym dymie.

W kręgu satyry pląsają i wołają
Czy odpowiedź na pytanie mędrcy znają
Co wam milsze, wiedza czy życie?
Wszyscy odpowiedzieć się boją skrycie
W bajce odpowiedź – czy uwierzycie?



Przede wszystkim, wprowadzenie
Niniejszym uważam rekrutację do Księgi Satyrów za otwartą.

Temat: Karykatury i drwina, choć bynajmniej nie zanosi się na to, że sesja będzie humorystyczna. Wyśmiewanie ludzkich(i nie tylko) wad, chaos wszechświata, głupota, karta numer zero w tarocie, a także archetyp trikstera, etc.

Jak się domyślić można, fabuła będzie związana z tytułową Księgą Satyrów, samą grę rozgrywamy w settingu Planescape, dokładniej zaś mówiąc, w Gmachu Czuciowców, do czego przejdę za chwilę.

Maksymalna liczba graczy: 4 - 6
Maksymalny czas trwania sesji: Około roku lub dwóch
System i postacie: D&D 3E, przy czym odnośnie kart postaci:
Zastrzegam sobie, że karty postaci posługujące się magią objawień przyjmowane nie będą, wyjątkiem od tego są wszelkie postacie tropicieli lub paladynów(i o podobnej magii). Przyjmuję także klasy z Community 3E, przy czym muszą to być klasy albo zaklasyfikowane jako relic, albo classic. Same postacie powinny posiadać piąty poziom, zaś atrybuty pierwszego poziomu powinno się wykupić za 22 punkty i dalej rozwijać według podręcznika. Komu się liczyć nie chce, niech wklepie w Google point buy calculator. Dodatkowo, postacie dostają 50sz na zakupienie ekwipunku, jako że uważa się, że bohaterowie pięciopoziomowi już coś przeszli.
Dodatkowo, postać może(ale nie jest to wymagane) znać trzy postaci niezależne, które są opisywane przez gracza, a które są na podobnym poziomie, co ona. Poza tym, BN, który postać zna, jest Darius Writtenfall, pewien znudzony faktotum Stowarzyszenia Doznania.
Nie przyjmuję postaci złych.
Nie przyjmuję postaci czczących bóstwa z Greckiego panteonu.
Nie przyjmuję ras ze skrzydłami lub jakimikolwiek częściami ciała, które pozwalają im latać niemagicznie.

Podręczniki, literatura, inspiracje...: Bardzo dobrze by było, gdybyś znał PS: Torment, a także Strony Bólu i Wojny Krwi. Ideałem by było, gdybyś jeszcze do tego znał podręczniki podstawowe, wypuszczone jeszcze do AD&D 2.0, które opisują setting szczegółowo.
Co do mechaniki, korzystamy z Podręcznika Gracza, Mistrza Gry i Księgi Planów.
Dodatkowo, korzystamy ze Sferopedii i planewalker.com. I tyle. Więcej nie wymagam.

Kwestia tępaków w sesji, czyli skurli z pierwszej, a także frakcji: Tak, to prawda. Przyjmę postacie z pierwszej. Ale maksymalnie dwie. Sesja jest zorientowana bardziej na planarów, a co się z tym wiąże, także i frakcje. Oczywiście, ktoś, kto jest z pierwszej, frakcji brać nie musi, ale jest do tego zachęcany. Ktoś, kto startuje planarem, musi wybrać frakcję, przy czym jego stopień nie może być wyższy nad Imiennego. Frakcje są całkiem ładnie opisane w polskiej Sferopedii, więc kto nie wie, jak to ugryźć, proszę przejść tam, żeby zobaczyć, o co chodzi. Kiedy tylko frakcja zostanie wybrana, a postać zostanie do sesji przyjęta, opiszę zdolność czaropodobną związaną z frakcją.

O warunkach przyjęcia do sesji i o samej sesji: Może zanim powiem, kogo chcę do tej sesji, powiem o tym, kogo nie chcę. Przede wszystkim nie chcę ludzi, którzy mają problemy z rozróżnieniem postać – odgrywający postać. Brzmi to głupio, ale byłem świadkiem wielu sesji, które miały problemy z tego powodu, ponieważ jeden obraził się, bo drugi płazem miecza mu w potylicę walnął i wszyscy do MG, żeby spór rozwiązał. Nie chcę graczy, hm, niedojrzałych psychicznie, dlatego sesja jest od 18stu.

A kogo chcę? I czego chcę? Przede wszystkim, barwnej postaci. Nie jaskrawej, barwnej. Nie trzeba koncentrować się na historii, ważniejszy jest dla mnie charakter(choć, niewątpliwie, historia z charakterem się wiąże). Dobrej karty postaci. Czegoś, co mnie przekona, że właśnie ty, a nie ktoś inny zostanie przyjęty do tej sesji. Zatem, technicznie mówiąc, oprócz statystyk z D&D, przydałyby się jeszcze dwie sekcje: Charakter i historia. Poza tym, dobrze by było, gdyby gracz dodał, jaki jest cel postaci, przy czym cel nie mówi o sensie życia, ale o najbliższych celach(nihilizm też się liczy). Charakter i cele są ważne, ponieważ im lepiej postać będzie je odgrywać, tym więcej doświadczenia zbierze. Dlatego jeśli ktoś będzie praworządny dobry, to raczej nie będzie załatwiać swoich spraw przez zlecanie zabójstwa.

Rzecz druga, znacie mnie z Triarii: Die Mauer. Nawet jeszcze jest w dziale Horror. Kto tam grał, wie, że nie lubię prowadzić cukierkowych sesji i raczej tutaj także się na to nie zanosi. Owszem, Księga Satyrów będzie o drwinie i satyrze właśnie, ale myli się ten, kto sądzi, że to będzie sesja humorystyczna albo lekka w odbiorze. Dlatego z góry polecam, żeby sobie przejrzeć TM i przejrzeć jej styl, klimat i temu podobne. Unikniemy wielu rozczarowań.

Rzecz trzecia, wizualnie sesja będzie wyglądać jak storytelling, ponieważ wszelkie rzuty i mechanikę robię ja. O ile ruchy, akcje i wybory podejmuje gracz, kośćmi rzucam ja. Także walka będzie rozwiązywana bez tur. Wynika to z mojego osądu, że tury i kości strasznie krzaczą rozgrywkę, a sama sesja na parę miesięcy zamienia się po prostu w log bitewny. Nie stawiam na to, a bardziej na odgrywanie postaci i opowiedzenie ciekawej historii. Jeżeli chodzi o długość postów(moich), to nie gwarantuję, że będziemy osiągać te same szczyty, co w T+, ale z drugiej strony nierzadko nie mogę się powstrzymać od opisania jakiejś bardziej interesującej sceny.
Długość oczekiwania na gracza wynosi 4 dni, po tych 4 dniach akcje gracza będą ignorowane.

Miejsce startowe: Wspomniałem wcześniej o Gmachu Czuciowców. Zaczynamy właśnie tam, a tłem będzie Pokaz Masek, inspirowany przez opisanego wcześniej faktotuma, który zaprosił postacie graczy „na przednie doświadczenie!”. Poza tym, na Pokaz Masek zostali zaproszeni Chaosyci i... Parę satyrów.
Karty postaci można mi przysyłać na dwa adresy: antyiua@o2.pl lub PW.
Rekrutacja trwa miesiąc, czyli 13.12.09 kończymy. Ewentualnie, jeśli graczy będzie dużo, to skrócimy.
Pytania co do sesji w tym temacie.

 

Ostatnio edytowane przez Irrlicht : 22-11-2009 o 16:32.
Irrlicht jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172