Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Rekrutacje do sesji RPG > Archiwum rekrutacji
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum rekrutacji Wszelkie rekrutacje, które zostały zakończone.


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-08-2010, 10:54   #1
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
[rekrutacja] Smok, Spadająca Gwiazda i Klejnot Dusz - cz. I - Poszukiwanie Artefaktu

Witam w rekrutacji do mojej sesji osadzonej w wymyślonym (można powiedzieć - autorskim) świecie fantasy. Ponieważ rekrutacja jest dość obszerna, na wstępie napiszę kilka słów o samej sesji, aby osoby, które okażą się nią niezainteresowane, nie musiały przedzierać się przez taką ilość tekstu, aby się o tym przekonać. Przede wszystkim zaznaczam, że jest to czysty storytelling, nie ma tu żadnej mechaniki, liczy się czysta siła wyobraźni i klarownego opisu.

Jak można zauważyć, podzieliłam sesję na części. Na forum najlepiej sprawdzają się krótsze scenariusze, dlatego jeśli uda nam się przejść przez pierwszą część, dopiero przejdziemy do kolejnego etapu. W ten sposób jest większa szansa, że uda nam się zakończyć chociaż jedną sesję.

Smok, Spadająca Gwiazda i Klejnot Dusz, jest w zamierzeniu sesją heroic fantasy, ale ze sporą domieszką mroku. Nie będzie więc radosnego rzezania orków i wszechpotężnych bohaterów, ratujących księżniczki. Będzie za to intryga i świat pogrążony w mroku niekończącej się, krwawej wojny, zmęczony brutalnością, przesiąknięty śmiercią. Jedynym ratunkiem dla niego i zamieszkujących go ludzi, jest odnalezienie tajemniczego Artefaktu, zwanego Klejnotem Dusz. Kilka pokoleń wcześniej usiłowało tego dokonać kilku śmiałków, ale słuch o nich zaginął (patrz: Sesja wolna FANTASY oraz Sesja FANTASY#2 - Północne Miasto i Południowe Miasto), uznano więc, że nie jest to możliwe. Lecz później pojawiła się nadzieja. Znalazła się przepowiednia mówiąca, że z niebieskiego firmamentu przybędzie Gwiazda, która odnajdzie Klejnot i zakończy krwawą wojnę. Nie wszystko jednak idzie zgodnie z przepowiednią. Nie wszyscy także życzą sobie, by Gwiazda została odnaleziona, ani żeby wojna się zakończyła. Niektórzy wręcz życzyliby sobie, aby potężny, tajemniczy Artefakt znalazł się w innych rękach, jeśli już miałby zostać odnaleziony. Dlatego właśnie potrzebnych jest kolejnych kilku śmiałków, którzy odważyliby się wyruszyć po śladach domniemanej Gwiazdy i przypilnować, by sytuacja nie wymknęła się spod kontroli. Ich pierwszym zadaniem będzie przejście przez mrożący krew w żyłach i osławiony złą legendą "Czarny Trakt"...

Dalej w rekrutacji znajdziesz:
  • Trzy części wprowadzającego opowiadania (zamieszczone w "cytatach")
  • Opis, mapę i historię świata
  • Moje wymagania co do tworzenia bohaterów i brania udziału w sesji
* * *

Cytat:
Nad Owczym Polem powoli zapadał zmrok. Ostatnie promienie słońca otulały całą okolicę w ciepłe, rubinowe kolory. Na północnym wschodzie budzący się srebrzysty okrąg zapowiadał nadejście ciepłego, wiosennego wieczoru. Pierzaste chmurki, które zebrały się nad horyzontem, układały się w fantazyjne kształty, zmieniając się co chwilę to w smoka o rozpostartych skrzydłach, to znów w królika z nadgryzionym uchem, to w zagniewaną twarz brodatego mężczyzny. Szczególnie ta ostatnia chmura o czymś przypominała młodemu pastuchowi, który siedział nad brzegiem jeziorka i rozmarzonym wzrokiem wpatrywał się w niebo. Owce niespokojnie meczały czując zbliżającą się noc i niebezpieczeństwo, jakie czaiło się na nie w lesie, po zmroku. Nawet majestatycznie wznosząca się w pełnej krasie bogini Księżyca, Luned, nie uspokajała nerwowego hałasu stada.

Zanim pastuch zdążył skojarzyć sobie, że brodaty krzykacz z chmurki jest całkiem podobny do jego ojca, który wrzeszczy, gdy chłopak zbyt późno zagania stado do domu albo gdy zgubi jedną z owieczek w lesie, wydarzyło się coś nieoczekiwanego. Jedna z Gwiazd, które zaczęły się już pojawiać na niebie, oderwała się od niebieskiego firmamentu i majestatycznie, oślepiając pastucha długim, jasnym ogonem, runęła na ziemię, wprost do Północnych Lasów. Chłopak wytrzeszczył oczy i przetarł je brudnymi knykciami, jednak srebrzysty pył, który pozostał po Gwieździe wciąż opadał z nieba w ślad za swoją właścicielką. Nim minęły trzy uderzenia serca, chłopak zamknął rozdziawioną buzię, obrócił się na pięcie i zostawiając na pastwę losu zdziwione i zdenerwowane owce, pognał w stronę majaczących w oddali chat, jak gdyby sam diabeł pędził za nim i dźgał go w pośladki ostrymi widłami.

Gdy chłopiec przebiegł obok pierwszych zabudowań Owczego Pola omal nie potrącając brzemiennej kobiety i przeskakując nad małą owieczką, która nagle znalazła się na jego drodze, dostrzegł wreszcie brodate, zagniewane oblicze ojca. Przez myśl przeleciało mu, że może trzeba było zabrać ze sobą stado, ale zaraz potem pocieszył się, że przecież wieść, którą niesie ważniejsza jest niż największe nawet stado owiec.

- Tatko! Tatko! - wrzeszczał zbliżając się do ojca i dwóch najstarszych braci. - Tatko! Co za nowina! Co za nowina!

Gdy tylko znalazł się w zasięgu ojcowych rąk natychmiast poczuł ból - dłoń wielka jak niedźwiedzia łapa zacisnęła się na jego uchu.

- Ty nicponiu! Ty gałganie jeden! Gdzieś moje owce postradał, co?! - wrzeszczał czerwony ze wściekłości brodacz.

- Pewnie wilcom na pożarcie zostawił, a sam uciekł, taki z niego pastuch, tfu! - splunął jeden z braci, Jemiołek, ten, który za kilka dni miał się żenić z najpiękniejszą dziewczyną we wsi.

- Daj ociec, zaraz go prześwięcę jaką lagą, to mi wszystko wyśpiewa, ptaszyna parszywa! - dodał drugi, Wituś, wielki jak dąb i silny jak dwa byki.

Pastucha oblał zimny pot na myśl o laniu, jakie może dostać, więc żeby zdążyć uratować skórę nim ojciec i bracia postąpią według swej odwiecznej dewizy: „najpierw zlać, potem posłuchać”, wrzasnął na całe gardło:

- Gwiazda!!! Gwiazda spadła! Tatko nie lej, Gwiazda spadła! - i zaniósł się rykiem tak pełnym przerażenia, że aż go ojciec puścił wystraszony.

Wokół rodzinnej sprzeczki już zebrał się spory tłum ciekawskich dzieciaków i bab wracających z pola, a kiedy tylko usłyszeli o Gwieździe, ludzie zaczęli się schodzić i każdy przez każdego powtarzał tylko to, co powiedział młody pastuch. Ten, onieśmielony tyloma twarzami w niego wpatrzonymi, tyloma pytaniami, jakimi go zasypali, wciąż jeszcze wystraszony bicia, jakie mu Wituś obiecał, skulił się w sobie i chlipał.

- No gadajże nicponiu, coś ty widział?! - Zdenerwowany Jemiołek potrząsnął chłopcem i postawił go na równe nogi. - Co ty za brednie wygadujesz, ludzi kłamiesz! Pewnie ci skóry szkoda i wymyślasz głupoty, co?

- Patrzcie! - odezwał się nagle ktoś z tłumu. - Patrzcie na niebo! Chłopak mówi prawdę, nie ma jednej Gwiazdy!

Wszystkie głowy jak na rozkaz odwróciły się i wlepiły zdumione spojrzenia w górę. W tłumie powstało zamieszanie, jeden przekrzykiwał się przez drugiego, każdy pokazywał palcem w stronę granatowego już nieba. Tam, gdzie zwykle znajdowała się jedna z pięknie błyszczących Gwiazd, widniała czarna dziura, a Pani Wszystkich Gwiazd, Luned, wisiała wysoko nad nimi i świeciła tak pięknym blaskiem, jak jeszcze nigdy. Ludzie nie wiedzieli co mają ze sobą począć. Legenda o dniu, w którym spadnie Gwiazda przekazywana była z pokolenia na pokolenie, niczym cenny skarb, ale w czasach, kiedy świat wydawał się być zapomniany przez bogów nikt nie wierzył, że może to kiedyś nastąpić. Czekali na ten moment przez całe swoje życie. Czekali na to ich ojcowie i ich dziadkowie. Czekali wszyscy przodkowie, przekazując sobie nadzieję z pokolenia na pokolenie, nie mając pojęcia czym jest prawdziwe zło, o którym mówiła legenda. Kiedy jednak nadeszły mroczne czasy, a wojna ogarnęła cały świat, ludzie zdawali się zapomnieć o legendzie, traktując ją jak bajkę dla dzieci, która dawała im nadzieję, na lepsze życie. A teraz stało się, przepowiednia się wypełniła.

Nikt nie wiedział co począć dalej. Niektórzy kręcili głowami i twierdzili, że to niemożliwe, inni wykrzykiwali słowa radości strasząc owce i inne zwierzęta, jeszcze inni patrzeli w niebo z szeroko otwartymi ustami, niedowierzając, że mogło ich to spotkać. Tylko jeden z nich, mądrzejszy niż inni, silniejszy niż inni, bardziej doświadczony od innych, którego nie bez powodu wybrali swoim wodzem, już wiedział, co trzeba czynić. Zawołał swoich dwóch najstarszych synów, Jemiołka i Witusia, zebrał co mądrzejszych i silniejszych spośród wioskowych mężczyzn i z miejsca kazał im ruszyć w drogę. Nie było chwili do stracenia. Drużynę żegnała cała wioska - mężczyźni oddawali im swoją najlepszą broń, kobiety wręczały im chleb, ser i suszone mięso, dziewczyny całowały w usta życząc szczęśliwego, szybkiego powrotu, a dzieciaki biegły za nimi jeszcze długo, eskortując tak daleko w las, jak tylko pozwalała im na to odwaga.

Gdy najlepsi wojownicy wyruszyli już w drogę, wódz nie zapomniał również o swoim młodszym synu. Zabrał go do swego domu, umył, nakarmił i podarował mu świeże ubranie. Pastuch był wystraszony tą dobrocią ojca, nie wiedział jeszcze co go czeka i na wszelki wypadek wolał przygotować się na najgorsze. Nie przyprowadził ze sobą stada, ojciec nawet nie pozwolił mu później po nie iść, wolał wysłać jednego z wiejskich chłopców. Pastuch oczekiwał, że w każdej chwili może na niego spaść grad obelg albo ciosów silnej ręki ojca. Co gorsza - ta chwilowa dobroć mogła też oznaczać wygnanie z Owczego Pola i wieczną tułaczkę po ogarniętym wojną świecie.

Widząc, że jego syn zachowuje się jak złapane w pułapkę małe zwierzątko, Wit uśmiechał się pod wąsem i mruczał coś do siebie, czym wywoływał jeszcze większe przerażenie u chłopca. Wreszcie postanowił, że nie ma powodu dłużej straszyć chłopca.

- Dzisiaj udowodniłeś, że jesteś krwią z mojej krwi - odezwał się obdarzając pastucha łagodnym spojrzeniem. - Jesteś moim synem. Od dziś będziesz spał tu, między mężczyznami, dostaniesz do ręki miecz, nauczysz się walczyć i zostaniesz jednym z nas. Zanim jednak to się stanie, czeka cię długa droga, mój chłopcze. Będziesz musiał jeszcze wiele razy udowadniać, żeś mężczyzną, nie pastuchem nicponiem. Całe twoje życie się zmieni. Wszystko, co do tej pory robiłeś nie będzie się już liczyć. Nie będzie leniuchowania całymi dniami na łące i udawania, że pilnujesz stado. Będziesz uczył się posługiwać mieczem, walczyć, być dzielnym i znosić największy ból. Czy wiesz teraz, co cię będzie czekać? Jesteś na to gotowy, synu?

- Tak ojcze - odpowiedział mu łamiącym się głosem próbując powstrzymać napływające do oczu, piekące łzy. Wit przyjął odpowiedź z uśmiechem na twarzy.

- Teraz idź spać. A jutro zajmiemy się twoim wychowaniem. I przede wszystkim musimy dać ci jakieś imię.

Jeszcze długo w nocy chłopiec nie mógł zasnąć. Gorączka paliła jego ciało, a ciepłe i miękkie skóry, tak różne od szeleszczącej i kłującej słomy, na jakiej przywykł spać, jeszcze bardziej podsycały płomień w jego ciele. Dzień, w którym spadła Gwiazda, okazał się być najważniejszym i najpiękniejszym dniem jego życia. Od tej pory cały jego świat miał się zmienić, a chłopiec nie przypuszczał nawet jak wielkie będą to zmiany. Wiedział tylko, że musi złożyć i dotrzymać jednego przyrzeczenia - całe swoje życie poświęci Spadającej Gwieździe i dla niej będzie walczył, póki zwycięży lub zginie.

A mówili, że gapieniem się w niebo daleko nie zajdę - pomyślał tuż przed zapadnięciem w sen.
Jeśli przebrnąłeś lub przebrnęłaś przez pierwsze, wprowadzające opowiadanie, to znak, że jesteś bardziej zainteresowany(a), niż większość użytkowników otwierających tę rekrutację. Gratuluję uporu! Jeśli tak lubisz czytać, w nagrodę dam Ci kolejny tekst. Tym razem będzie to opis i historia świata - Lunitarii - czyli wszystko to, co Twój bohater musi wiedzieć, jeśli urodził się na tych ziemiach. Do opisu dołączona jest piękna, odręcznie malowana w paincie mapka.

Zaczynajmy!

Kilkadziesiąt lat przed wydarzeniami, w jakich uczestniczyć będą nasi bohaterowie, Lunitaria była niemal spokojnym kontynentem, gdzie ani zło, ani dobro nie przeważało na szali, panowała tam względna równowaga. W zasadzie wtedy nie wiedziano jeszcze, że Lunitaria jest kontynentem, uważano, że jest jedynym światem, oblanym ze wszystkich stron morzem. Na tronie zasiadał wówczas Przebróg, dość mądry władca, choć nieco zbyt porywczy. Lunitaria podzielona była na lenna, które posiadały swoich własnych władców, wszyscy jednak byli bezpośrednio podlegli Przebrógowi. Każdy lennik zasiadał w Wielkiej Radzie, na której czele stał król i razem rządzili całym krajem. Spokój i względna harmonia trwały dość długo. Co prawda zdarzały się kłótnie, czy roszczenia któregoś z lenników, zawsze jednak udało się zapanować nad sytuacją i nie dopuścić do wojny domowej. Każdy z lenników zamieszkiwał w jednym z potężnych zamków, zwanych Twierdzami i zajmował się odpowiednim dla danej Twierdzy zajęciem (np. Kryształowa Twierdza odpowiedzialna była za wydobycie górskiego kryształu i jego obróbkę, natomiast Twierdza Straceńców pełniła rolę ogromnego więzienia dla różnej maści złoczyńców).

Pewnego razu do Lunitarii przybył zza morza statek. To właśnie wtedy okazało się, że Lunitaria nie jest jedynym państwem na tym świecie. Odkrycie nowego kontynentu - Nalhagen, zwanego również "Zamorzem" - niosło za sobą nowe możliwości. Ale i niebezpieczeństwa.

Dietrich Czwarty, zwany Pogodnym - władca Nalhagen - zainwestował w dalekomorskie wyprawy i przybył do Lunitarii z zamiarem utrzymywania z nowym lądem przyjaznych stosunków i wymiany towarów. Przez wiele lat oba kontynenty cieszyły się przyjaźnią i obopólnymi korzyściami z handlu. Zarówno Przebróg jak i Dietrich mieli ze sobą bliski kontakt, wymieniali częstą korespondencję i łączyła ich głęboka przyjaźń. Taką samą przyjaźnią cieszyły się ich dzieci.

Tuż przed śmiercią Dietricha jego najstarszy syn, Raghard, oraz jedyna córka Przebroga, Atanna, postanowili przypieczętować łączącą ich sekretną miłość i poprosili króla Lunitarii o błogosławieństwo. Przebróg absolutnie się na to nie zgodził i obiecał wydać córkę za jednego ze swych wasali, aby bardziej zjednoczyć podzielone na lenna królestwo. Przyjaźń z Zamorzem nie wymagała ślubu dla podtrzymywania doskonałych stosunków, natomiast sytuacja na kontynencie zmuszała króla do zdecydowanych działań i zacieśniania więzów z własnymi wasalami-książętami.

Raghard, głęboko rozczarowany decyzją Przebroga nie mógł pogodzić się z tak postawioną sprawą. Również Atanna, która bardzo kochała księcia Zamorza, była zdecydowana za wszelką cenę być tylko z nim i nie chciała zgodzić się na mariaż z przymusu. Zdesperowani kochankowie posunęli się do ostateczności - Raghard uprowadził Atannę za jej zgodą i poparciem, wywiózł ją i ukrył w Nalhagen. W tym samym czasie zmarł bardzo niedołężny już Dietrich, a Raghard jako najstarszy z czterech jego synów został koronowany na króla.

Lunitaria ostro zareagowała na uprowadzenie księżniczki - wasale gotowi byli wszcząć bunt przeciwko królowi, stosunki w państwie znacznie się pogorszyły, natomiast sam Przebróg zaczął grozić wojną z Zamorzem i apelował do braci Ragharda o wydanie mu jego jedynej córki. Ponieważ Raghard nie miał z rodzeństwem najlepszego kontaktu i po prawdzie każdy z nich chętnie widziałby siebie na tronie Nalhagen, Atanna nie mogła zostać prawowitą królową i choć ich małżeństwo stało się faktem, księżniczka wciąż pozostawała w ukryciu.
Stosunki między Lunitarium a Zamorzem coraz bardziej się pogarszały, tak samo jak nastroje ludności, zarówno po jednej jak i po drugiej stronie. Widząc w tym szansę na obalenie Ragharda, jego bracia uknuli spisek - za ogromną sumę czystego złota porwali Atannę i zwrócili ją ojcu, a następnie próbowali zrobić przewrót i zrzucić oszalałego z rozpaczy króla Zamorza z tronu. Jednak również i między nimi nie mogło dojść do zgody o to, kto przejmie władzę i jak rozdzielą wpływy pomiędzy siebie, tak więc przewrót okazał się fiaskiem. Sam Raghard nie wiedział kto stoi za spiskiem, domyślał się jedynie, że bracia chcą pozbawić go korony. Natychmiast jednak jego myśli zwróciły się ku Lunitarii i zapłonęła w nim chęć zemsty. Również jego poddani, pozbawieni wpływów z handlu i pragnący wreszcie władzy silnej ręki zwrócili się przeciwko Przebrogowi, obwiniając go o wszystko, co złe. Całe Nalhagen szykowało się do wojny.

Sytuacja na drugim kontynencie wcale nie była korzystniejsza po powrocie księżniczki. Chorą z rozpaczy Atannę, która próbowała targnąć się na życie ojca, a potem na swoje, zamknięto w wieży. Jedynie nieliczni, którzy mieli z nią wtedy kontakt, wiedzieli, że jest w ciąży. Atanna całkowicie straciła wolę życia i jedynie opieka kapłanek Luned oraz magów sprawiła, że księżniczka donosiła ciążę i urodziła dziecko. Żyła przez cały czas jak roślina, zmuszana do tego, żeby oddychać. W niedługim czasie po porodzie zmarła, ku wielkiej rozpaczy ojca, który naprawdę bardzo kochał swoje jedyne dziecko. Nowo narodzona dziewczynka wedle rozkazu króla miała zostać utopiona, ponieważ była pierwszym i jedynym potomkiem Ragharda. Jednak ani kapłanki, ani magowie nie zgodzili się wykonać okrutnego wyroku, wiedząc, że został podyktowany głębokim żalem i nienawiścią. Poza tym, księżniczka pozostała jedyną spadkobierczynią tronu, na wypadek śmierci Przebroga. Malutka Opatka została ukryta przed światem i złością starego króla, w sekretnym miejscu, znanym jedynie najwyższej kapłance Luned i arcymagowi Lunitarii.

Wasale Przebroga nadal buntowali się przeciwko królowi, nie na tyle jednak, by w chwili poważnego zagrożenia, jakim był najazd armii z Zamorza, nie zwrócić się przeciwko wrogowi. Wojna wybuchła na dobre, na szczęście książęta jak i król od dawna się jej spodziewając, zdołali zebrać tyle wojska, ile się dało. Rozpoczęła się wieloletnia batalia na oręż i magię, walka o każdy skrawek ziemi, niezwykle okrutna i krwawa. W niedługim czasie nikt nie wiedział już o co tak naprawdę ta wojna wybuchła. Uprowadzona księżniczka uleciała z pamięci umęczonego ludu, pozostawiając w niej jedynie miejsce na szczególnie okrutne bitwy, palone wsie, ludobójstwo, i krwawe żniwo, jakie zbierała armia Ragharda. Król Zamorza stał się dla ludu wcielonym demonem, żądnym krwi i ziemi niewinnych. Z kolei dla ludzi z Nalhagen Lunitaria kojarzyła się jedynie z szalonym, starym królem, który odciął ich od bogactwa, jakie płynęło z handlu między państwami, a także z niesprawiedliwymi i krzywdzącymi rządami. Wojna tak pochłonęła wszystkich, że nie zauważyli jak bardzo zatracili się w walce.

Raghard nie wiedział o istnieniu swej córki. Wiedział jedynie, że szalony starzec, który kiedyś był ojcem jego ukochanej Atanny, zamknął swoją córkę w wieży skazując na powolną śmierć w męczarniach, aby ukarać ją za nieposłuszeństwo, jakiego dopuściła się uciekając do Zamorza. Myśl o tym jeszcze bardziej rozpalała szaleńczą nienawiść w Raghardzie, spalającą go od środka i zjadającą niczym rak. Król Nalhagen - król jedynie z nazwy, gdyż w Zamorzu nieudolnie rządzili jego bracia wciąż kłócąc się o koronę - wybudował na jednej z wysp niedaleko Lunitarium ogromną twierdzę, z której zaczął dowodzić najazdem. Twierdza Burz stała się wkrótce synonimem wszelkiego zła, a ponadto była budowlą nie do zdobycia przez żadnego człowieka. Póki istniała, nadzieja na zniszczenie Ragharda i wygranie wojny była nikła. Kawałek po kawałku Raghard zdobywał ziemie, które były lennem Przebroga. Palił i równał z ziemią wsie, wycinał w pień mniejsze miasta przekazując je swoim ludziom, a z większych miast robił twierdze obronne. Pozwalał żyć jedynie tym, którzy przyrzekli mu bezwzględne posłuszeństwo, wysyłając ich w większości na front. Krok po kroku zdobył niemal wszystkie ziemie lenne. Choć wiele razy próbowano z nim paktować, nie chce nawet słyszeć o pokoju. Jego jedynym marzeniem i celem jest zrównanie całego kraju z ziemią i wycięcie każdego jego mieszkańca.

Przebróg w niczym już nie przypominał dawnego króla pałającego chęcią zemsty. Był już bardzo stary, a to, co dotknęło go w ciągu ostatnich lat odebrało i jemu chęć do życia. Wojną, jak i całym krajem, zajmowali się jego doradcy, generałowie, Rada Magów i Rada Kapłanek. Trudno powiedzieć o czym tak naprawdę myśli i jaka jest jego wola, bo od wielu, wielu miesięcy nie wypowiedział ani słowa. Był już w środku zupełnie martwy, kwestią czasu było, kiedy jego śmierć stanie się faktem dokonanym. Biada wtedy całemu królestwu, gdyż nikt nie wie, co się stanie, gdy poddani nagle stracą króla, a książęta, którzy przeżyli najazd, zaczną dochodzić swoich praw. Czy Rada Kapłanek i Rada Magów zdecydują się wtedy ujawnić istnienie Opatki, która w tym czasie zdążyła już dorosnąć?





Objaśnienia:
Szara linia przez środek wyznacza granicę, do której doszedł Raghard ze swoim wojskiem. Północ jest stopniowo najeżdżana, ale wciąż wolna. Na zachodzie znajdują się również ziemie niczyje, na których żyją plemiona koczownicze (starają się nie mieszać do wojny, choć same lubią sobie napaść jakieś przygraniczne wioski).

Tak przedstawia się sytuacja w momencie, w którym z nieba postanowiła urwać się Gwiazda i spadła na ziemię...

* * *

Cytat:
Pierwsze promienie słońca przedarły się przez gęstą zasłonę liści i dosięgły twarzy dziewczyny, łaskocząc i tańcząc na jej policzku. Zabłąkana kropla rosy, która jeszcze nie zdążyła rozwiać się wraz z poranną mgłą, spłynęła po łuku małego listka i spadła wprost na piegowaty nos, tuż obok radośnie tańczących promieni słonecznych. Alicja uznała, że to wystarczający dowód na to, że trzeba już wstać, tym bardziej, że cała była skostniała z zimna. Nim jeszcze otworzyła oczy, zdążyła zbesztać w myślach tego, kto zabrał jej w nocy śpiwór i skazał na to przenikliwe zimno. Przekręciła się na bok i skuliła, próbując rozgrzać zmarznięte ciało. Pomyślała, że skoro jest jeszcze tak cicho i zimno, to musi być bardzo wcześnie rano. Pierwsze „ranne ptaszki” wstają w ich obozie już o szóstej i nie dają się wyspać tłukąc garnkami i rozmawiając. Myśli wciąż przeplatały się w jej głowie ze snami, które nie chciały jeszcze odejść, racząc duszę dziewczyny dziwnymi, na pół realnymi obrazami.

Alicja wreszcie otworzyła powoli oczy. Zobaczyła zwalony pień drzewa z korzeniami sięgającymi ku niebu, świeżo rozoraną ziemię. Jak gdyby coś uderzyło w nocy tuż obok i wyrwało drzewo. Dziewczyna zamknęła oczy. Nie wiedziała, czy uznać to jeszcze za senne widziadło, czy jej zaspane oczy jednak zarejestrowały prawdziwy obraz. Aby się upewnić raz jeszcze spojrzała przed siebie.

Uznała, że to nie był najlepszy dowcip. To był bardzo zły dowcip. Wynosić kogoś śpiącego w nocy do lasu, to już nie jest zabawne, to po prostu jest przegięcie!

Alicja zerwała się na równe nogi i wrzasnęła. Coś właśnie przebiegło jej po twarzy, coś miękkiego, włochatego i o dużej ilości nóżek. Skacząc i otrzepując się wściekle bardzo szybko się rozgrzała. Kiedy wytrzepała już z ubrania wszystkie mrówki, pająki, żuczki i inne paskudne, małe stworzonka, rozejrzała się uważnie po okolicy. Zwalonych drzew dookoła było więcej, jednak reszta lasu wyglądała tak soczyście zielono i dziewiczo, że Alicji trudno było uwierzyć, że to ten sam las, w którym kilka dni temu rozbili swój obóz. Ogromne, wysokie liściaste drzewa sięgały koronami chyba aż do samego nieba. Leśne poszycie było grubo zasłane miękkim mchem, a dookoła rosły ogromne paprocie, sięgające Alicji aż do pasa. Las wyglądał na bardzo gęsty i szczelnie zarośnięty.

- No dobra, wycięliście mi niezły numer! – Dziewczyna krzyknęła w stronę drzew. – Możecie już wyjść, zabawa skończona! Alek! Wiking?! Aśka?! – Wzbierał w niej coraz większy gniew, bo to już przestawało być śmieszne. Wszystko ma swoje granice, zrobili jej dowcip, udało im się, ale teraz powinni odprowadzić ją do obozu, w końcu ona sama nie ma pojęcia gdzie się znajduje.

- Hop, hop! Chłopaki gdzie jesteście? Hej!?

Alicja usiadła na ziemi i policzyła do pięciu. Potem jeszcze raz. Uspokoiła się trochę i zaczęła racjonalnie myśleć, chociaż złość na przyjaciół ciągle buzowała jej w żyłach. Kiedy była małą dziewczynką zgubiła się na kilka godzin w lesie i musiała starać się nie umrzeć ze strachu, kiedy zapadł zmrok, a nikogo dorosłego wciąż nie było widać. Od tamtej pory nie chodziła sama do lasu, nawet, jeśli znała teren.

Teraz była sama, w środku jakiegoś buszu i do tego nie wiedziała, w którą stronę iść. Nie pozwoliła sobie jednak na chwile słabości. Wstała, poprawiła spodenki i podkoszulkę, zapięła dobrze sandały i poszła się rozejrzeć po okolicy. Nie znalazła żadnych śladów świadczących o tym, że koledzy tędy właśnie ją nieśli. Wysokie paprocie rosły tak, jakby od wieków nikt tędy nie chodził. Dziewczyna nie miała pojęcia skąd jej przyjaciele znali to miejsce i jak ją przenieśli, żeby niczego nie poczuła. Starała się przypomnieć sobie jakiś charakterystyczny punkt, który pomógłby jej dotrzeć do obozu. Nic takiego jednak nie znalazła, mimo iż chodziła w kółko dobre pół godziny. Ustawiła się więc twarzą do wschodzącego słońca – ich obóz był rozbity na skraju lasu tak, że wschód zawsze oglądali nad polami. Kiedy będzie szła w tamtym kierunku, prędzej czy później wyjdzie z lasu, możliwe nawet, że trafi wprost na namioty. Niesiona szaleńczym gniewem ruszyła dziarsko przed siebie rozglądając się za jakąś drogą albo ścieżką.

Pod wieczór, kiedy nogi Alicji odmówiły jej posłuszeństwa, usiadła na spróchniałym pniu drzewa i ostatkiem sił starała się nie rozpłakać. Brzuch bolał ją z głodu, a nogi od marszu i zadrapań, od przedzierania się przez zarośla, od przeskakiwania leśnych strumyków i wspinania się na strome pagórki. Nie wiedziała już gdzie jest wschód, a gdzie inne kierunki świata. Nie miała pojęcia gdzie jest, ani gdzie są jej przyjaciele. Nie miała już siły ani złościć się, ani iść dalej. Chciała po prostu wrócić do domu, zjeść ciepły posiłek i położyć się do wygodnego, miękkiego łóżka.

Gdzieś z boku rozległ się tupot i szelest, odgłos rozmowy i kroków. Dziewczyna odwróciła głowę, pewna, że zobaczy zadowolone twarze przyjaciół. Zamiast tego w oddali dostrzegła przedzierających się przez zarośla pięciu jeźdźców na koniach. Jednego wierzchowca prowadzili luzem. Alicja nie bała się, nie miała na to siły, ucieszyła się za to, bo każda ludzka istota była jej milsza niż samotny, coraz bardziej mroczny i ciemny las. Kiedy jeźdźcy ją zobaczyli, zatrzymali się zdziwieni i zsiedli z koni. Podeszli bliżej, przyglądając jej się nieco podejrzliwie. Alicja odwzajemniała podejrzenia i równie wnikliwie starała się ich wybadać, choć zmęczenie i rozpacz odcisnęły już na niej swoje piętno. Wszyscy mężczyźni byli młodzi, mieli długie włosy i ogorzałe od słońca twarze. Dwóch z nich – ci, którzy stali na czele - miało bardzo gęsty zarost. Byli ubrani w zszarzałe i lekko brudne, płóciennie koszule, zszywane grubymi nićmi i skórzane spodnie sznurowane po bokach rzemieniami. Do tego wysokie, miękkie buty, a przy pasach sztylety lub miecze. Jeden z nich na plecach miał łuk, drugi do konia przytroczył toporek.

Alicja wstała i uśmiechnęła się. Przyszło jej do głowy, że są to członkowie jakiegoś tutejszego bractwa rycerskiego. I tej myśli na razie się trzymała, bo to oznaczało, że nie ma się czego bać i że ci mężczyźni z pewnością pomogą jej i wyprowadzą z tego piekielnego lasu.

- Dobry wieczór – odezwała się – Jak miło was widzieć. Cieszę się, że się akurat na panów natknęłam, bo mam małe kłopoty. Właściwie to... zgubiłam się w lesie.

Alicja próbowała wyglądać jak najsympatyczniej i miło się uśmiechać, bo mężczyźni na koniach wyglądali, jakby nie byli do końca pewni jak mają się zachować i co zrobić. Jeden z brodaczy spojrzał na drugiego pytająco. Trzej, którzy stali z tyłu czekali najwyraźniej na to, co się wydarzy.

- Jemiołek i co myślisz? – odezwał się drugi brodacz, wielki jak dąb i z pewnością bardzo silny.

- Jak co? Na kolana pachołki! – krzyknął do pozostałych mężczyzn i sam klęknął, po czym skłonił głowę. – Kłaniać się przed naszą panią, przed Spadającą Gwiazdą!

Wszyscy natychmiast skłonili się przed Alicją. Dziewczyna nie wiedziała, co powiedzieć i co zrobić, zaśmiała się więc nerwowo i stała jak wryta. Po krótkiej chwili milczenia znowu odezwał się mężczyzna zwany Jemiołkiem.

- Pani, wybacz żeśmy tyle czasu cię szukali, ale po drodze napadli na nas zbóje tego przeklętego pańczyka – tfu, niech mu dzieci pomór zbierze! - i musieliśmy się bronić. Jeden z nas ubity, poległ dla ciebie. Teraz musimy się spieszyć. Złe plemiona już pewno są na tropie, a pańczyk i pewnie swoich wojów wysłał i wojsko się tu panoszy. I smoki się w okolicy pokazały, szukają ciebie. A tu niedaleko bitka była. Musimy jechać!

- Eemm... No pewnie. Wystarczy, że mnie zabierzecie z tego lasu, albo odwieziecie do moich przyjaciół. – Lekko zmieszała się Alicja, a po chwili wahania dodała: - To jakaś gra terenowa, prawda? Kumple wkręcili mnie w grę, dlatego obudziłam się w środku lasu i nikogo nie było? Miałam tam czekać na was?

Mężczyźni nie odpowiedzieli, tylko podnieśli się z kolan i dosiedli swoich koni. Alicja uznała, że ich milczenie oznacza, że miała rację, ale reguły gry zabraniają rozmowy na ten temat, każdy ma grać swoją rolę. Jemiołek pomógł jej wejść na szóstego, wolnego konia. Dziewczyna jeszcze nigdy nie jeździła konno i perspektywa szybkiej jazdy wcale jej nie zadowalała. Mężczyzna jeszcze włożył w jej ręce kawałek zapleśniałego sera i trochę chleba, pokazał gdzie jest przytroczony bukłak z wodą i sam wskoczył na konia.

Mimo wszystko zepsuty ser i twardy jak skała chleb zdołał jakoś złagodzić głód. Gorzej było z jazdą konną. Póki przedzierali się przez zarośla i gęsty las, póty Alicja jakoś sobie radziła, utrzymywała się w siodle i jeszcze jadła skromny posiłek. Kiedy drzewa przerzedziły się i zaczęli szybciej się posuwać, jej koń przestał się słuchać, stawał kiedy chciał, chodził gdzie chciał i zrozpaczona dziewczyna omal z niego nie spadła. Zdziwieni jej brakiem zdolności jeździeckich mężczyźni popatrzeli znowu po sobie i przywiązali wodze jej wierzchowca do siodła jednego z nich, smagłego i szczupłego łucznika o imieniu Artek. Im dalej się poruszali, tym częściej słyszała zadawane szeptem pytania „Czy to aby ona?”, „A co jeśli przywieziemy Witowi nie Gwiazdę, a jaką podstawioną dziewczynę?”, „Skoro jest naszą Gwiazdą, to czemu nie przeniesie nas machnięciem ręki do naszej wioski?”. Wszystkie te ciche pytania Jemiołek gromił krótkimi warknięciami „Zamknąć się!” albo „Jechać!”. Sam jednak często spoglądał na Alicję i uważnie badał ją spojrzeniem.

Alicja z kolei zaczynała czuć się trochę nieswojo. Nigdy nie brała udziału w grze terenowej, ale ci faceci byli świetni, nie dali nawet ani jednym gestem poznać, że to zabawa. Biorą ją całkiem poważnie. Nawet te szepty wydały się Alicji świetnie zagrane. Aż za świetnie. Dlatego zaczęła czuć się dziwnie, jak gdyby przez przypadek trafiła do nie tej opowieści, co trzeba. Może rzeczywiście przeszkodziła jakiemuś bractwu i zabrali ją zamiast jakiejś innej dziewczyny?

Alicja zaczęła się poważnie denerwować, gdy po kilku godzinach jazdy jej wybawcy nie kwapili się do tego, żeby się zatrzymać. Przecież to nie jest możliwe, żeby miejsce, do którego jechali było aż tak daleko! Konie poruszały się dość szybko, pokonywali w ciągu godziny wiele kilometrów, oddalali się od jej przyjaciół i od jej obozu. To nie wyglądało dobrze i Alicja zaczęła się obawiać, że wplątała się w coś naprawdę niedobrego.

Kiedy cicho zapytała o cel podróży, Jemiołek – najwyraźniej dowódca tej grupy – odpowiedział jednym prostym zdaniem, ucinając wszelkie dyskusje:

- Jedziemy do Owczego Pola, koło zmierzchu powinnimy być na miejscu.

Alicja nie chciała już dyskutować, bo jeszcze gotowi byli zostawić ją w środku lasu, w zupełnie już nieznanym miejscu. Postanowiła, że przeczeka tę podróż i wszystko wyjaśni w tym Owczym Polu. Tam przynajmniej powinni być jacyś inni ludzie, z którymi będzie dało się porozmawiać, wytłumaczyć im, co się stało. Alicja zniosła więc wszystko – ogromne zmęczenie, ból nóg i pośladków, szaleńcze tępo jazdy i prawie dwadzieścia cztery godziny bez snu. Niestety, choć dziewczyna bardzo się starała, jej organizm był na skraju wycieńczenia. Drużyna Jemiołka zdawała się być niczym nie poruszona. Jechali bez ustanku, robiąc przerwy jedynie co kilka godzin, aby napoić konie i dać im wytchnąć przez kilka minut. Dla Alicji było to nawet za mało, aby zejść z siodła i rozprostować nogi, czy ugasić pragnienie. Dopiero, kiedy tuż przed świtem głośny łomot upadającego na ziemię ciała i rżenie konia zwróciły uwagę jeźdźców, że muszą zrobić dłuższy postój. Jedyne, co dziewczyna pamiętała z tego zajścia, to jej usilne starania, żeby utrzymać się w siodle i nie zasnąć. Potem na kilka sekund ocknęła się, żeby stwierdzić, że chyba leci w dół, a po chwili nagły ból głowy i błysk przed oczami pozbawił ją przytomności na kilka godzin.

Słońce stało wysoko na niebie, kiedy ogromna postać pochyliła się nad drobnym ciałem dziewczyny i ochlapała jej twarz wodą. Alicja krzyknęła i zaczęła wymachiwać na oślep rękami, aby obronić się przed napastnikiem, ale wielki mężczyzna, którego nazywano Witusiem, bez wysiłku obezwładnił dziewczynę i poczekał, aż na dobre się obudzi.

Alicja na początku nie mogła przypomnieć sobie gdzie jest i co się dzieje, bo senne mary wciąż przeplatały jej się z rzeczywistością. Stwierdziła, że tego ranka miło byłoby gdyby obudziła się w swoim śpiworze, pod swoim namiotem i stwierdziła, że miała szalony sen, w którym błądziła po wielkim lesie i jeździła konno z bandą wojowników. Tak się jednak niestety nie stało i Alicja musiała przyjąć do wiadomości fakt, że czeka ją kolejny dzień wycieńczającej jazdy konnej. Każdy mięsień i każda kość bolały ją na wspomnienie całonocnego rajdu po lesie. Szczególnie źle było z jej udami, pośladkami i kręgosłupem. Pulsujący ból głowy przypominał jej dodatkowo o upadku, który do tej pory również wydawał się częścią snu. Alicji znowu wezbrały łzy w oczach.

- Pani – starał się łagodnie przemówić do niej Wituś. – Wybacz, że nie zatrzymaliśmy się wcześniej, ale w tym lesie czeka na nas wiele niebezpieczeństw. Wiele jest złych stworzeń, które czyhają tylko na to, żeby nam cię odebrać. Chcieliśmy cię bronić. Jeśli dożyjemy do nocy, będziemy już bezpieczni.

Cała ta gra przestała się Alicji podobać. Bała się jednak odezwać, bo coś w tych mężczyznach mówiło jej, że gotowi byli ją zostawić na pastwę losu, gdyby tylko przestała być dla nich panią. Przełknęła więc kolejną skromną porcję twardego chleba i nieświeżego sera, pozwoliła się wsadzić na konia i ruszyli dalej.

W drodze jej towarzysze niewiele się odzywali. Nie rozmawiali ani z nią, ani między sobą. Po południu wyjechali już z najgęstszego lasu i dojechali do niewielkiej rzeki wijącej się między wzgórzami. I dopiero w tym momencie Alicja zauważyła, że w okolicy, w jakiej się zatrzymała razem z przyjaciółmi pod namiotami, nie było liściastych lasów, a jedynie same iglaste. Jednak w tym momencie ta informacja nie była jej już do niczego potrzebna. Byli zbyt daleko od miejsca, w którym się obudziła, no i w zasadzie i tak nie mogła niczego zrobić, bo na nic nie miała wpływu.

Jeźdźcy posuwali się z biegiem rzeki, po otwartym terenie, dość krótko. W tym czasie Jemiołek i jego drużyna wykazywali niezwykłą czujność i rozglądali się uważnie na wszystkie strony. Alicja skupiała się zaś na ruchach swojego wierzchowca. Już zaczynała się wczuwać w jego chód, przewidywać jego kolejne kroki i dostosowywać do nich tak, żeby było im obojgu jak najwygodniej. Obserwowała też sposób, w jaki jej towarzysze poruszają się na koniach i to pomagało jej lepiej utrzymywać się w siodle i wkładać mniej wysiłku w to, żeby nie spaść.

Po kolejnych kilku godzinach spędzonych w lesie, tuż przed zachodem słońca, wyjechali na otwartą przestrzeń. Widoki, jakie się przed nimi rozpostarły - zachodzące słońce nad malowniczą doliną, otoczoną lasami i niezliczonymi hektarami łąk, przeciętą błękitną wstęgą rzeki - z pewnością mogły zaprzeć dech w piersiach. Mogły, jednak zamiast tego zmroziły krew w żyłach, gdyż w skąpanej w blasku słońca dolinie tliły się jeszcze zgliszcza niewielkiej wsi.

Jemiołek zatrzymał się na skraju skarpy i ponuro spojrzał na rozpościerający się na dole widok. Alicja patrzała szeroko otwartymi oczami i nie wierzyła w to, co widziała. Jak to możliwe, że tam na dole spłonęła cała wieś, wszystkie domy? Te kruki latające nad zgliszczami, ten swąd spalenizny, ta przenikliwa cisza...

- Byli tu dziś. Szukali ciebie, pani. – Artek zrównał swojego konia z Alicją.

- Ale kto...

- To nie smoki, widać by je było – wtrącił się Wituś. – Ani nie plemiona, one przecie nie palą wiosek. To wojsko jak nic, pańczyk widać też szuka Gwiazdy. Bogini Luned czuwa nad nami, udało nam się znaleźć cię przed nimi.

- Ale jak to...

- Dość gadania! Jazda! – przerwał wciąż zaszokowanej Alicji Jemiołek – Jak mamy dotrzeć do wioski przed nocą, to musimy się spieszyć.
Kolejny etap za nami. Po przeczytaniu tego fragmentu opowiadania już chyba zaczynasz się domyślać o co chodzi, prawda? Przynajmniej mam taką nadzieję. W podziękowaniu za ten wysiłek, tym razem opowiem Ci nieco o moich wymaganiach co do tworzenia bohatera.

Tak naprawdę masz zupełną dowolność w kreowaniu postaci i jej opisie. Możesz to zrobić w taki sposób, jaki Ci odpowiada, w każdej formie i każdej ilości. Postać po prostu musi mi się spodobać, musi mieć "to coś". Niestety, jest to czysto subiektywny wybór. Oczywiście mam kilka zastrzeżeń.

Po pierwsze - postać musi być zgodna z opisanym światem. Nie życzę sobie żadnego marines ani ak-47 W grę nie wchodzą żadni przybysze z innych planet ani wymiarów. Poruszamy się po jednym świecie, tak będzie nam wygodniej.

Po drugie - w opisie świata i w opowiadaniu nie ma mowy o innych rasach, niż człowiek. Jeśli chcesz, możesz stworzyć sobie dowolną rasę, ale w tym wypadku masz utrudnione zadanie - musisz ją opisać, najlepiej nie posługując się stereotypami. Miejsca na mapie jest dość, by wymyślić różne rzeczy. Byle wszystko się ze sobą kleiło. Mogą to być również przybysze zza morza, być może w Nalhagen mieszkają jakieś elfy czy krasnoludy. Albo na innym, tajemniczym kontynencie. Prosiłabym tylko wszystko z umiarem.
Aha, jest jedno ważne zastrzeżenie. Nie wolno wymyślać sobie żadnego smoka! Smoki istnieją w tym świecie, zamieszkują Smocze Góry i niechętnie bratają się z ludźmi, nie życzą sobie odwiedzin w ich królestwie, nie mieszają się w żadne wojny. Przeciętny człowiek wie, że smoki są jak wielkie jaszczurki ze skrzydłami, zieją ogniem, zjadają niegrzeczne dzieci i lepiej ich unikać. Co mądrzejsi słyszeli gdzieś, że smoki potrafią przybierać różne postacie i władają potężną magią.

Po trzecie - po części wspominałam to w poprzednim punkcie - można dowolnie wymyślać inne miasta, wsie itp. niż wymienione na mapie. Rozumiem, że nie utrudnieniem może być brak dokładnych opisów poszczególnych miast, ale postanowiłam, że i to zrobimy razem. Jeśli coś nie będzie mi się zgadzało, to skorygujemy to wspólnie.

Po czwarte - profesje dowolne. W tym świecie istnieją magowie i kapłanki, jak zauważyliście. Pierwotnie postanowiłam, że magami mogą być tylko mężczyźni, a kapłankami kobiety. Jeśli wyjaśnisz to w odpowiedni sposób, możemy zrobić wyjątek.
Magowie są standardowymi czarodziejami, którzy rodzą się z pewnymi zdolnościami, ale rozwijają je w szkołach. Największa szkoła czarodziei znajduje się w Czorcim Grodzie.
Kapłanki to w ogromnej większości wyznawczynie Luned - bogini księżyca, opiekunki Lunitarii. Inne bóstwa są tu w mniejszości, najczęściej to jacyś mroczni bogowie. Działa tu także zasada na świetny pomysł i opis, czyli jeśli coś wymyślisz i będzie fajne, to zaakceptuję takie bóstwo/wyznanie/kapłankę/kapłana.

Po piąte i chyba ostatnie - postacie muszą być zrobione zgodnie z pewnym założeniem. Każda z nich będzie musiała z jakiegoś powodu lub w jakimś celu zgłosić się do tajnej wyprawy, której celem będzie poszukiwanie Artefaktu. Dlaczego i jak do tego doszło - to już Twoja w tym głowa. Chodzi mi o jakieś motywy przewodnie, dobry powód.

I jeszcze po szóste - wstępnie rekrutacja będzie trwać dwa tygodnie i chciałabym wybrać cztery postacie bohaterów. Ewentualne zmiany wprowadzę, gdy liczba świetnych postaci się zwiększy, lub ktoś będzie potrzebował więcej czasu na jej stworzenie.

* * *

Cytat:
Światła pochodni rozświetlały duży plac na samym środku Owczego Pola. Właściwie samo ogromne ognisko, które płonęło pośrodku, wystarczało, aby oświetlić cały teren, jednak mieszkańcy wsi chcieli, aby w tę noc było jasno niczym w dzień. Sam plac był miejscem szczególnym - tutaj ludzie spotykali się po skończonej pracy, tutaj odbywały się wszelkie targi, święta, zgromadzenia, zaślubiny i wesela, tutaj znajdowała się studnia, z której czerpali prawie wszyscy mieszkańcy wioski, tutaj młodzi spotykali się ze sobą, zakochiwali w sobie i tutaj pokazywali swoje potomstwo zaraz po narodzinach. Tuż obok placu stała chata Wita, najdzielniejszego i najmądrzejszego spośród mieszkańców wioski. W niej zaś odbywały się zgromadzenia rady wioski, której postanowienia obwieszczano wszystkim właśnie na placu.

Już od dwóch dni płonęło ogromne ognisko, któremu nie pozwalano ani na chwilę zgasnąć, czy nawet zmniejszyć nieco płomienie. Przez cały czas mężczyźni, kobiety, chłopcy, dziewczęta, starcy i dzieci gromadzili się wokół ognia i dziękowali Gwiazdom i Pani Luned za dar, jaki na nich zesłały. Przez dwa dni Owcze Pole świętowało, składało ofiary i przygotowywało się na powitanie Spadającej Gwiazdy. Nikomu nawet przez myśl nie przeszło, aby zwątpić w powodzenie wyprawy, jaka ruszyła aby odnaleźć dar bogów. W końcu w drużynie był nie byle kto - synowie Wita i czterech najlepszych spośród młodych wojowników. Nieustannym dyskusjom nie podlegało więc czy młodzieńcom się uda, tylko to, kiedy wrócą razem ze Spadającą Gwiazdą.

Najbardziej chyba podekscytowany i zdenerwowany oczekiwaniem na Panią z Nieboskłonu był Uwe. Chłopiec, który jeszcze dwa dni temu był pastuchem i jego jedynym zmartwieniem było troszczenie się o stadko owiec, stał się nagle niemal wioskowym bohaterem. Szczególnie dla zazdrosnych rówieśników i wpatrzonych w niego jak w obrazek młodszych dzieci. Każdy chłopiec marzył o tym, żeby kiedyś móc zamieszkać w chacie Wita, jadać przy stole z wojami i aby najpiękniejsze dziewczyny z Owczego Pola wzdychały do niego w bezsenne noce. A przydarzyło się to właśnie jemu.

Uwe bardzo szybko przyzwyczaił się do swojego nowego imienia. Tak, jakby nosił je od zawsze, tylko nie używał za często. Był z niego bardzo dumny, gdyż prawdziwe imiona mogli nosić jedynie prawdziwi mężczyźni. Ojciec nadał mu je następnego ranka, tuż po tym gdy zaprosił go do swojej chaty i obiecał, że zrobi z niego wojownika. Chociaż przez dwa dni umiejętności Uwe we władaniu mieczem ani trochę się nie poprawiły, to jednak już czuł się jak wspaniały i dumny wojownik. W końcu to on pierwszy dostrzegł Spadającą Gwiazdę! Gdyby nie on, z pewnością już pojmałyby ją okrutne smoki albo zbóje Rębacza - tego przebrzydłego pańczyka - zdrajcy - już dawno uwięziliby ją w Twierdzy Burz!

Rozmyślania chłopca przerwało poruszenie wśród zebranych wokół ognia. Tłum zafalował, a pomiędzy ludźmi zaczęły przeciskać się poruszone dzieciaki, piszcząc i przekrzykując się który pierwszy ujrzał Gwiezdną Panią. Serce Uwe zabiło bardzo głośno, aż wydawało mu się, że ojciec usłyszał jego łomot i zaraz zgani go za to, że nie może zapanować nad swoim strachem. Chłopiec bardzo bał się spotkania ze Spadającą Gwiazdą. Wiele razy wyobrażał sobie jak mogłyby wyglądać istoty pochodzące z nieba i zawsze dochodził do wniosku, że swoim pięknem i mocą muszą porażać zwykłych ludzi. Bał się, że dla tej boskiej istoty straci rozum, że nie będzie wiedział co zrobić, jak się zachować i co powiedzieć... Dlatego kiedy mieszkańcy Owczych Pól rozstępowali się przed jeźdźcami, kłaniając się, a nawet klękając, on wbił wzrok w ziemię i stał sztywno, dopóki nie zobaczył w pobliżu końskich kopyt i nie usłyszał powitania między swoim ojcem a braćmi. Dopiero wtedy bardzo powoli prześlizgnął wzrokiem po wszystkich postaciach i zatrzymał się na niej. To, co poczuł rzeczywiście graniczyło z szaleństwem - ogromne, nieograniczone rozczarowanie. Patrzył na bladą, przerażoną i wcale niezbyt piękną zwykłą dziewczynę. Rozglądała się dookoła okrągłymi ze zdziwienia, szaro-zielonymi oczami, ciemnoblond włosy miała w strasznym nieładzie, a piegi wyraźnie widoczne na białej twarzy i wąskie usta dopełniały tylko jej zwykłego, szarego wyglądu. Do tego dziwaczny strój - śmieszne, czarne gacie sięgające przed kolano i pozostawiające resztę nóg bez okrycia oraz koszulę o krótkich rękawach. Szyte w sposób, w jaki Uwe jeszcze nigdy nie widział. I chyba tylko to jej egzotyczne ubranie mogło wskazywać na to, że dziewczyna nie jest jedną z nich. To już nawet Skałka - przyszła żona Jemiołka, która teraz wylewnie witała się z narzeczonym - była dużo ładniejsza od niej.

Chłopak stał i jedynie biernie obserwował jak Artek pomaga zsiąść Gwieździe z konia; jak Wit kłania się przed nią (choć chyba nikt nigdy nie widział, żeby kłaniał się przed kimkolwiek!); jak Wituś tłumaczy coś żonie Szkoca, wojownika, który jako jedyny nie wrócił z wyprawy; jak Spadająca Gwiazda, coraz bardziej blada i przerażona patrzy nic nie rozumiejącym wzrokiem dookoła. Uwe widział to wszystko, ale jakby nic do niego nie docierało. Wiedział jedno - ona nie może być Gwiazdą, którą on jako pierwszy zobaczył. Jego Gwiazda nie wygląda jak zagubiona owca w ciemnym lesie. Jego Gwiazda jest piękna, posiada wielką potęgę, potrafi wszystko i uwolni cały świat od wojny i zła!

Nie mógł więcej patrzeć na to, co działo się wokół ogniska. Odwrócił się na pięcie i z sercem zatrutym złością i rozczarowaniem pobiegł w las. Wierzył, że jego ojciec jest mądry i od razu rozpozna oszustkę. I wyśle na poszukiwanie Pani z Niebios kolejną grupę, może tym razem on też będzie jej członkiem? Tylko on widział Gwiazdę, tylko on wie jak ona może wyglądać...

Wydawało mu się, że krąży po ciemnym lesie przez kilka godzin, bezradnie miotając się między chęcią samotnego wyruszenia na poszukiwanie Spadającej Gwiazdy, a strachem przed tym, co może go spotkać nocą z dala od Owczego Pola. Jednak kiedy wreszcie wrócił do chaty Wita okazało się, że minęło zaledwie kilkadziesiąt minut, w ciągu których nakarmiono i napojono dziewczynę, oddając jej niemal boską cześć. Uwe usiadł w kącie i znowu zamienił się w biernego obserwatora, zaciskając tylko szczęki ze złości na tych wszystkich głupców, którzy nie potrafią odróżnić zwykłej dziewuchy od bogini.

Wit właśnie wygłaszał wzruszającą i płomienistą przemowę w podziękowaniu za to, że Niebiosa zesłały światu tak wielki dar, roztaczał przed ludźmi wizję wiecznego pokoju, pokonania zła i pogrzebania na wieki Twierdzy Burz razem z mrocznym księciem Raghardem, największym potworem spośród ludzi, który zaprzedał duszę demonom i zdrajcą Rębaczem. Wszystko dokładnie tak, jak w przepowiedni. Dziewczyna tego wszystkiego z kamienną miną, jedynie jej oczy i nienaturalnie blada twarz wyrażały zrezygnowanie.

- Nie jestem tym, za kogo mnie macie - powiedziała po krótkiej chwili ciszy, kiedy wszystkie spojrzenia zgromadzonych spoczęły na niej domagając się od niej choć kilku słów - Mam na imię Alicja. I bardzo chcę wrócić do domu.

Po sali przeszedł szmer, który powoli przeradzał się w gwar. Ludzie patrzeli po sobie ze zdziwieniem, obrzucali wymownymi spojrzeniami Jemiołka i jego drużynę. Wreszcie gdy w pomieszczeniu zapanował prawdziwy hałas Wit trzasnął pięścią w stół.

- Nie nam rozsądzać, czy spadłaś Pani z Niebios, czy też przybyłaś z innego miejsca. Nasza próba została zakończona, moi synowie znaleźli Cię i przywieźli do nas. Jutro okaże się, czy słusznie jeden z nas oddał za ciebie życie. Czaroznawcy z Czorciego Grodu już na ciebie oczekują i tam, moja Pani, przejdziesz swoją próbę.

Uwe nie usłyszał już ostatnich słów swego ojca i nie widział reakcji dziewczyny. Był wtedy daleko za wioską, biegnąc jak oszalały przez mrok i noc, na oślep wybierając drogę i dźwigając sporo za duży jak dla niego miecz oraz kilka naprędce zabranych przedmiotów. Biegł, by odnaleźć swoją Panią, swoją Spadającą Gwiazdę, która teraz z pewnością czekała na niego w niedostępnych Północnych Lasach. Biegł, ponieważ święcie wierzył w to, że tylko on - ten, który pierwszy zobaczył Spadającą Gwiazdę - może ją odszukać i sprawić, by oczyściła świat z wojny i zła.
Kilka słów na koniec.

Dziękuję wszystkim, którzy zdołali przedrzeć się przez całą, przydługą rekrutację. Chciałam, żebyście poczuli klimat tego świata, a także zaznajomili się z moim stylem (dla tych, którzy go jeszcze nie znają). Mam nadzieję, że znajdą się chętni ze wspaniałymi postaciami i będziemy mogli wyruszyć w podróż obfitującą w wiele przygód i niezapomnianych chwil.

W razie wszelkich pytań i niedopowiedzeń, których pewnie jest bardzo dużo - piszcie śmiało, najlepiej tu w temacie.

Pozdrawiam i czekam na zgłoszenia!

KARTY POSTACI PROSZĘ PRZESYŁAĆ NA ADRES MAILOWY: Milly.lastinn.info@gmail.com
W TEMACIE PROSZĘ PODAĆ: REKRUTACJA - SPADAJĄCA GWIAZDA [NICK Z FORUM]
 
Milly jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:44.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172