Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Rekrutacje do sesji RPG > Archiwum rekrutacji
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum rekrutacji Wszelkie rekrutacje, które zostały zakończone.


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-02-2011, 21:21   #1
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
[DnD 3,5 Zapomniane Krainy] (SESJA DLA POCZĄTKUJĄCYCH) Zakon Tajemnic


Zakon Tajemnic

Wrota Baldura. Jedno z ważniejszych miast Wybrzeża Mieczy, miasto legenda. Wielu sławnych poszukiwaczy przygód zaczynało tu swoje awanturnicze życie, a jeszcze więcej chwalebnych czynów tu dokonano. Oczywiście tak było kiedyś. Ustrój w mieście się zmienił. Oghren III był istnym mistrzem siania propagandy. Wpajał ludziom do głów największe idiotyzmy, tak zgrabnie ubrane w płaszcz złożonych zakłamań i przekupstwa, że ciężko było mu nie wierzyć. Tak więc większość ludzi mu wierzyła. Zaś Ci którzy próbowali go obalić, lub rzekli przeciw niemu złe słowo, nagle okazywali się poszukiwanym od paru miesięcy mordercą, gwałcicielem i nekromantą-demonem w jednym. Jednak dopóki ich wieszano, stawiano przed gilotyną, łamano kołem, ciągnięto ich za wozem przez całe miasto z wyprutymi bebechami, nikt się nie skarżył i niczego nie podejrzewał.

Władca ten był jednak niewiarygodnie chciwy. Szykował sobie armię, pod pretekstem obrony. Chociaż może rzeczywiście w jego szalonym umyśle pojawiła się myśl, że ktoś chce zaatakować świetnie przygotowane do obrony Wrota Baldura. Tak czy siak zwiększał straże, wojsko, budował więcej katapult, balist, zatrudniał magów znających się najbardziej na domenie wywołania i zaklęciach ognia, bo to one siał największe spustoszenie na polu wielkiej bitwy. Sam stary ludzki władca był niegdyś wojownikiem o niezwykłej potędze. Działał w obronie słabszych i uciśnionych, tak oczywiście mówili podżegacze, wysyłani przez biuro władcy. Co więc mu się stało?
- Nic, wciąż jest honorowym, uczciwym i dobrym człowiekiem. A i władza mu do głowy nie uderzyła. - Tak odpowiada na to pytanie większość mieszkańców, oraz dzieci na tyle bogate by chodzić do szkół, które uczą historii tylko Wrót Baldura i okolic.

***

Świątynia Mystry była naprawdę duża i imponująca. To tam mieli zebrać się wszyscy, którzy chcieli przystąpić do niedawno powstałego Zakonu Tajemnic. Czy była to kolejna propagandowa sztuczka mająca służyć tylko Oghrenowi, czy też w końcu leżała mu na sercu nauka i bezpieczeństwo mieszkańców. Wiadomo, że podczas szukania specyfików, ksiąg, mikstur, zaklęć i wszelkich innych form pomocy, które okażą się przydatne w walce mogą wystąpić pewne trudności. Na przykład przypadkiem Oghrenowi odbije i wykorzysta całą wiedzę zdobytą przez zakład do swoich celów.

Jednak nikt z tych którzy się stawili przed świątynią nie miał takich podejrzliwych, szpiegowskich myśli. Niektórzy przystanęli przed świątynią i podziwiali jej piękno. Złocone, kuliste kolumny, podpierające świecący się czerwonymi odblaskami magi, dwuspadowy dach, wystający mocno nad długie i szerokie schodu, który dawał cień przechodzącym po tej stronie chodnika z kocich łbów. Przed świątynią, w powietrzu unosiła się fontanna na której Mystra lała z dzbana wodę. Zaprawdę świetnie ukazano wdzięki pięknej bogini, a magiczna studnia już sama w sobie mówiła, czego bogini jest patronką. Ciężko znaleźć maga, który, nigdy nie modlił się do niej.
Wielkie wrota otworzyły się i pojawił się w nich ten sam mężczyzna co na egzekucji.

Chrząknął i tym samym uciszył spory tłum zebrany przed świątynią.
- Proszę ustawić się w kolejce, nikt nie wchodzi do świątyni nie proszony, nie chcemy byście coś zwędzili, zniszczyli, czy by zapanował w niej ogólny chaos.

Dziesięć minut zeszło zanim uformowała się kolejka. Wielcy barbarzyńcy odpychali magów, a ci zaraz rzucali w nich magiczne pociski i inne słabsze zaklęcia. Chociaż znalazł się też taki co użył słowa mocy: giń, ale zaraz został zaszlachtowany przez skrytobójcę. Strażnicy pojmali skrytobójcę, zabrali zwłoki arcymaga, paru osiłków, jeszcze słabych magów i tak kolejka się uformowała.

Johann Urgen, w końcu poruszył się i już nie stał pośrodku otwartych bram, tylko postąpił krok na przód. Poprosił pierwszą osobę, całą posiniaczoną ludzką kobietę, która była co chwilę wywalano z początku przez mężczyzn, w końcu jednak to ona znalazła się na przedzie, korzystając z nieuwagi spierających się mężów.

Przez godzinę, każda osoba która wchodziła do wnętrza, wychodziła po minucie, albo paru sekundach. Jak się okazało większość chętnych to mężowie znudzeni swoimi żonami, którzy szukali przygód podczas których poznaliby elfią ślicznotkę, oczywiście wiecznie chętną na zaloty ludzkiego, mieszczanina.

Jednak zła passa się przełamała. Gdy przez drzwi przeszedł krasnolud, jego imię brzmiało Ulfgar, Johann się uśmiechnął i odetchnął, bo jednak, będzie przynajmniej jedna rozsądna osoba.
Krasnoluda pytano o wiele rzeczy, głównie o przeszłość, doświadczenie i to co może im zaoferować. Mag wieszczenia stał obok i weryfikował wszystko co krasnal powiedział. W końcu powiedziano mu żeby udał się do pokoju obok i tam czekał na resztę wybranych. Johann uścisnął mu rękę, pogratulował i osobiście wskazał krzesło w drugim, zdobionych pokoju ze stołem pośrodku, na którym czekał poczęstunek, woda i trochę wina. Ulfgarowi jedna myśl przeszła przez głowę.
~Tą fontannę na zewnątrz mogliby napełnić piwem. Hehe.~

Humor minął Johannowi gdy przywitał kolejnych wieśniaków podających się za szlachciców z Wrót. Może i paru rzeczywiście było szlachcicami, ale to szlachta często miewiała gorsze maniery.

Kolejnym obiecującym uczestnikiem był kapłan Tymory Mordimer. Przyjęto go jeszcze szybciej niż krasnoluda, naprzeciwko którego siedział.

Kolejne bezwartościowe osoby i w końcu ktoś kto się nadawał. Ostin Berton, był sympatyczny i Johann od razu go polubił, ale samemu psionowi nie spodobał się mag wieszczenia, który wpijał się w jego mózg. Taką już miał naturę. Jednak po minucie dołączył do kapłana i krasnoluda.

Przez świątynię przewinęło się paru debili, idiotów i Johannowi nerwy już puszczały. Jednak otrzeźwiał gdy do świątyni jego bogini wszedł niejaki Edgar Malvitz. Coś mignęło w jego głowie, coś było nie tak, mag wieszczenia podzielił się obawami z Johannem. Magia śmierci. Jednak nie był pewien czy miał z nią do czynienia pośrednio, czy się nią posługiwał. Gość był bardziej lekarzem nadzwyczaj interesującym się przeprowadzaniem sekcji zwłok. Johann Ugren przetarł oczy ze zmęczenia. Ile to już osób? Sto? I trzy przeszły.
- Zapraszam do pokoju obok- Wskazał Edgarowi drzwi, za którymi znużeni czekali jego trzej przyszli towarzysze.

Ugren nie był aż tak zdesperowany by przyjmować tak bezwartościowe osoby jak te które przewinęły się po rzekomym nekromancie. Instynktownie chwycił swój sztylet gdy wszedł Groun. Jednak odnalazł w nim mieszańca orka z człowiekiem, a nie pełnokrwistego świniaka na dwóch nogach i z dwuręcznym toporem wyznającym Grumssha.
~Skoro przetrwał cztery godziny w kolejce z tym plebsem, to musi coś znaczyć~
Podsumował swoje myśli po przesłuchaniu. W końcu półork wszedł do pokoju gdzie wzbudził lekkie i chwilowe zamieszanie.

Kael. Kolejny nekro. Czyżby sami interesujący się śmiercią magowie pozostali we Wrotach? Jednak było w nim coś tak niezwykle interesującego. Półelf przeszedł dalej.

Pierwsza kobieta która dostała się jako pełnoprawny członek Zakonu, miała na imię Lilith. Piękna ludzka dziewczyna nie musiała nawet zaczynać grać na lutni, wystarczył uśmiech, lekki ukłon i szybkie przedstawienie doświadczenia w poszukiwaniu przygód. Tak to już było z młodymi bardkami. Nawet mag składający śluby taki jak Johann nie mógł jej odmówić.

Gdy minęło pół godziny, Urgen dostarczył Kaelowi powodu do... gniewu? A może zażenowania? Otóż wpuszczenie Leily do tego samego pokoju co jej brata, którego znała od paru godzin i zdecydowanie już go nie lubiła, nie było dobrym pomysłem. Mimo, że tropicielka była jeszcze w szale bojowym po gniewnym rozstaniu, to przyjęto ją bez problemu. Ciężko wyobrazić sobie jej zdziwienie gdy zobaczyła tam syna jej matki i jakiegoś człowieczka.

Wieczór był już dobrze zadomowiony w świecie, a Urgen miał zamykać wrota, jednak usłyszał głos.
- Chwila! Jeszcze ja! - Krzyknął Venryll, pół elf wojownik, który właśnie rozstał się z resztą dawnych kumpli.
- Eh, umiesz posługiwać się tym mieczem, który masz przy pasie?
- No tak.
- No to witam w Zakonie Tajemnic.

Pół elf wszedł do pokoju w którym były osoby naprawdę różnego pokroju, z czego dwie były chyba od krok od zabicia się, pół elf i jego nowa siostra. Wtedy też Venryll dostrzegł kobietę, która tak mocno przypominała jego dawną przyjaciółkę.

***

Niektórzy rozmawiali, inni się kłócili, jeszcze inni się podśmiewali z tych co się kłócili, a pozostali nudzili się.
Johann musiał ochłonąć pół godziny. W końcu wszedł do pokoju. Z poczęstunku nie zostało nic, wino opróżnione zostało gdy tylko wszedł Ulfgar.

~Pięknie dobrałeś drużynę. Rewelacja.~
- Moi drodzy. Muszę wam objaśnić czym będziecie się zajmować. Otóż będziecie szukać magicznych sposobów na polepszenie sprawności bojowej wojska i straży tego miasta. Może to być zarówno nieznana mikstura, księga, maść, cokolwiek. Będę się z wami kontaktował zarówno przez kurierów, posłańców, jak i telepatią. Do mnie należy znajdowanie miejsc, osób i innych rzeczy dzięki którym spełnicie swoje zadanie. - Przełknął ślinę o odetchnął po tych słowach. Zajęło mu to dużo czasu a proces był taki dokładny i staranny jakby poświęcał temu całą swoją uwagę - Najpierw ruszycie do wioski Sher. Trzydzieści mieszkańców, a od szesnastu dekad opierają się goblinom, orkom i podobno wielu oszalałym dzikim zwierzętom. Przekleństwo okolicy. Podobno pod nimi jest ukryty pierwszy topór Grummsha, boga orków. To tydzień drogi stąd. Dostaniecie pożywienie na dwa miesiące, bo od wioski natychmiast ruszacie dalej. Tak więc zbadajcie jak bronią się przed hordami wrogów od tylu lat, mimo tak małej liczby.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^

Ostatnio edytowane przez Fearqin : 03-02-2011 o 00:41.
Fearqin jest offline  
Stary 03-02-2011, 01:55   #2
 
Donki's Avatar
 
Reputacja: 1 Donki nie jest za bardzo znanyDonki nie jest za bardzo znany
Do sali wkroczył szczupły mężczyzna średniego wzrostu, o ostro zarysowanych kościach policzkowych. Na nosie zatknięte miał okulary z cienkimi, szarymi oprawkami. Potargane blond włosy przyprószone siwizną, wraz z twarzą poznaczoną drobnymi zmarszczkami, dawały obraz doświadczonego trzydziestolatka. Jednak zebrani w świątyni Mystry nie mieli pojęcia, że ów człowiek jest o wiele młodszy. Na ozdobną, białą koszulę miał zarzucony kaftan wykonany z czarnej skóry. Spodnie zrobione z wysokiej jakości materiału i czarne wysokie buty ze srebrnymi klamerkami nadawały osobnikowi zamożny wygląd. Ponadto, mężczyzna miał zarzuconą na ramię wielką skórzaną torbę.


Kiedy Edgar wszedł do sali gdzie znajdowali się „wybrańcy” Zakonu Tajemnic było tam tylko kilka osób. W pierwszej kolejności uwagę medyka przyciągną krasnolud, którego funkcja w nowopowstałej instytucji była oczywista. Ktoś jednak musi zająć się tępym machaniem toporem, mieczem, czy innym żelastwem, aby ludzie rzeczywiście wartościowi, zajęli się bardziej podniosłymi czynami. Taki jest już porządek rzeczy. Edgar uznał jednak, że nie będzie na ten temat rozmawiał z krasnoludem, gdyż ten mógłby opatrznie zrozumieć jego słowa, a wówczas z pomyślnej współpracy nici. Kolejną osobą znajdującą się w pomieszczeniu był dość hmm… sympatyczny(?) człowiek. Czarodziej właściwie nie wiedział jaką funkcje mógłby on spełniać w organizacji, ale wydawał się on Malvitzowi w jakiś sposób interesujący. Ostatnią osobą w pokoju był z całą pewnością kapłan. Śmierdziało od niego kapłanem na kilometr, a medyk nie lubił tych rozmodlonych pyszałków bezgranicznie oddanych swojemu bóstwu. Zwłaszcza, że ludzie ufali magii objawień bardziej niż pewnej ręce chirurga. Zdaniem Edgara większość z tych klechów to szarlatani chcący wyłudzić ostatnie pieniądze ciemnemu ludowi.
Mag bez cienia uśmiechu na twarzy skinął towarzystwu głową i zajął miejsce w pewnej odległości od reszty. Na stole przed nim ostał się jeszcze jeden dzban wina, którego nie zdążył opróżnić krasnolud. Nalał sobie kieliszek i począł sączyć, oczekując przyjścia reszty „wybrańców”.

Przez próg świątyni przechodzili kolejno różni ludzie i nieludzie. Był półork ~Że też takie coś wpuszczają za mury miasta… Jaką reputacje chce mieć Zakon Tajemnic, skoro w swoje szeregi przyjmują bezmózgie monstra?~ pomyślał czarodziej, ale nie dał po sobie poznać jakie ma zdanie o nowoprzybyłym. Kiwnął mu tylko głową na powitanie i dalej sączył swój trunek.
Edgar pewnie i cały dzień przesiedziałby w milczeniu, ale ożywiło go nadejście kolejnego osobnika. Dało się od niego wyczuć znajomą magię. Medyk wstał teraz z krzesła i ruszył w stronę (był tego pewien) nekromanty.
- Witam kolegę po fachu- zaczął Malvitz- nie sądziłem, że wejdzie do tego pomieszczenia ktoś o podobnych preferencjach magicznych.- na poważnej do tej pory twarzy maga pojawił się wymuszony uśmiech, który przypominał bardziej grymas.- Nazywam się Edgar deValle. Proszę, niech Pan usiądzie obok mnie. Zachował się jeden dzban wina, chyba pozostali go jeszcze nie zauważyli- to mówiąc, lekarz odsunął krzesło na którym miał usiąść jego rozmówca i uśmiechnął się już teraz nieco bardziej naturalnie. Edgar celowo nie użył swojego prawdziwego nazwiska. Nie chciał być rozpoznany. A poza tym to właśnie deValle widniało na dyplomie ukończenia szkoły medycznej.

***

Edgarowi coraz bardziej się podobało to co mówi Johann Urgen. Z jego wypowiedzi wynikało, że Zakon będzie zajmował się praktycznie tylko badaniami! Cóż za wspaniała nowina, nie trzeba będzie walczyć bezpośrednio z wrogami Wrót Baldura, tylko przez zdobywanie informacji będzie się im podrzucać kłody pod nogi. Z całą pewnością wiele wiadomości które uda się zebrać drużynie, przysłużą się dobru nauki i pomogą medykowi w jego eksperymentach. Malvitz musiał przyznać, że taka perspektywa niezwykle go pociągała. Zanim tutaj przyszedł, traktował Zakon Tajemnic jako etap przejściowy między ucieczką, a złożeniem własnego gabinetu, ale teraz chyba zmieni zdanie. Miał wrażenie, iż otwierają się przed nim szerokie perspektywy i był bardzo podekscytowany. Nie dał jednak tego po sobie poznać. Twarz miał zamyśloną i chciał wyglądać na skupionego tylko na słowach dowódcy. Kiedy Johann skończył mówić, mag jako pierwszy zabrał głos.
- Uważam, że wielce nieprawdopodobnym jest, by legenda o toporze jakiegoś bożka, miała jakikolwiek związek z zachowaniem wieśniaków. To przecież tylko bajka. Moim zdaniem są dwie opcje dlaczego chłopi mogą tak długo odpierać ataki: albo to wybujała fantazja skaldów uczyniła z mieszkańców tej wioski herosów, a w rzeczywistości żadne ataki nie miały miejsca, lub nie były bardzo spektakularne; albo rośnie tam roślina, żyje zwierzę , obojętne, w każdym razie jest tam coś, co wieśniacy zjadają, uważając to za naturalny element posiłku, a tak naprawdę jest to składnik mikstury siły tytana, czy czegoś podobnego. Zrozumieli mnie państwo? – to pytanie było akurat skierowane w głównej mierze do półorka- Co państwo o tym sądzą?
 

Ostatnio edytowane przez Donki : 03-02-2011 o 02:00.
Donki jest offline  
Stary 03-02-2011, 14:29   #3
 
daamian87's Avatar
 
Reputacja: 1 daamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znany
Ostin stał w kolejce spokojnie, przyglądając się z rozbawieniem walczącym. Zawsze było to jakieś urozmaicenie w nudnym oczekiwaniu. Starał się ocenić, kto ma szanse dostać się do tworzonej grupy. Tłum składał się z najróżniejszych typów. W kolejce stali przedstawiciele wszystkich możliwych klas. Od wojowników, wyposażonych w najróżniejszą broń, przez magów popisujących się swoimi sztuczkami po zabójcę, który szybko jednak został pojmany.

W końcu przyszła kolej na młodego mężczyznę. Wszedł do wnętrza budynku. Jego buty, w połączeniu z posadzką w świątyni wydawały stukot, który roznosił się po całym pomieszczeniu. Mężczyzna, ubrany z czarne spodnie z grubym, skórzanym pasem ze srebrną klamrą, szarą koszulę z podwiniętym rękawem i czarną kamizelką na niej, uśmiechał się pogodnie do zebranych osób. Czarne buty ze srebrnymi wykończeniami lśniły czystością, mimo błota, jakie panowało na zewnątrz. Mężczyzna przeczesał swoje długie, jasne włosy, odgarniając je na tył głowy. W oczach widać było żywiołowość i radość z życia. Przeskakiwały z poszczególnych osób, pozwalając Ostinowi zapamiętać kto jest kim. Obie ręce zwisały swobodnie wzdłuż ciała, lewa była przyozdobiona dziwnym tatuażem.

Po krótkim procesie rekrutacyjnym, który Ostin przeszedł bez większych problemów, udał się do pomieszczenia obok, w którym znajdował się krasnolud i jakiś mężczyzna. Mężczyzna, opuszczając salę, zanotował w myślach, aby uważać na wieszczącego maga. Nie miał nic do ukrycia, jednak nie podobało mu się szperanie w jego umyśle.

Ostin stanął niedaleko siedzącego mężczyzny. Przyglądał się mu przez moment, tak jak i reszcie grupy, po czym zbliżył się do niego i zagaił.
- Widzę, że mamy niezłą zbieraninę różnych osobowości. -
- Zbieraninę...
- powtórzył w zamyśleniu kapłan. - Niewątpliwie, ale tak to już bywa gdy obrońców porządku zbiera się na ulicach - zaśmiał się swobodnie i obrzucił ciekawym spojrzeniem swojego rozmówcę. - Mordimer z Vast, pokorny sługa Naszej Uśmiechniętej Pani, bogini Tymory. - wyciągnął dłoń do mężczyzny.
Mężczyzna uścisnął wyciągniętą dłoń.
- Ostin Berton.- powiedział tylko z uśmiechem, nie zdradzając nic więcej.
- Obawiam się, że będą z niektórymi problemy. - mówiąc to popatrzył na magów parających się nekromancją i krasnoluda.
- Problemy problemami, ale też i miłego towarzystwa podczas podróży nam nie zabraknie. - kapłan zerknął w stronę bardki. - Co do krasnoluda to nie powiedziałbym, że jest problemem, a raczej ważnym wsparciem. Jego lud słynie ze znakomitych wojowników. Sam miałem okazję poznać i docenić ich wartość bojową.
- O ile nie jest to kolejny bezmyślny barbarzyńca, który najpierw rzuca się z toporem na kogoś, a dopiero potem pyta się czego chciał.- odparł.
- Owszem, jest to wojownicza rasa. - dodał po chwili namysłu.
- W kwestii barbarzyństwa bardziej stawiałbym na półorka, jednak nie oceniajmy nikogo po dziedzictwie, lecz po jego czynach. Najwyżej niektórzy z nas będą musieli przyjąć na siebie rolę głosu rozsądku. - wesoły uśmiech i pozytywne nastawienie jakoś nie potrafiło opuścić młodego kapłana.
Ostin zaśmiał się na słowa Mordimera.
- Miejmy nadzieję, że będą potrafili racjonalnie myśleć. Pozostaje też kwestia dowodzenia grupą..
- Dowodzenia grupą najemników, którzy nie koniecznie przybyli tu bezinteresownie? Raczej wątpliwe. Co najwyżej ktoś z nas będzie mógł pełnić funkcję reprezentatywną, a inni ograniczą się do machania bronią, gdy zajdzie potrzeba.
- Dobrze by było, gdyby nasi pracodawcy wyznaczyli jednak kogoś, kto będzie miał pieczę nad resztą. Inaczej może dojść do kłótni o wybór karczmy czy tego, co mamy zjeść na kolację.
- Czyżbyście pragnęli kandydować na owego dowódcę, panie Berton?

Ostin ponownie zaśmiał się.
- W żadnym wypadku. Współczuć będę natomiast temu, kto będzie musiał utrzymać w ryzach ich wszystkich. - pokazał ręką na pozostałych.
- Sami magowie będą stanowić problem, z reguły są to indywidualiści, a jeśli lubią bawić się śmiercią, mogą mieć interesy grupy tam, gdzie słońca się nie widuje, szukając tylko swoich korzyści. - podsumował.
- Ich wszystkich i nas. - kapłan ponownie się zaśmiał. - Nekromanci... tak wielkie indywidua, o wielkich ambicjach. Umarli powinni zaznać spoczynku i powinien on zostać uszanowany, a nie służyć celom czarodziejów. Nie uważacie?
- Nekromancja kojarzy mi się wyłącznie z ponurymi zamczyskami, zombie i tego typu sprawami, mam tylko nadzieję że nie będą sprawiać nam problemów.
- Jeśli będą współpracować i nie będą bezcześcić bez potrzeby majestatu śmierci, nie będzie dla mnie problemów.
- Bezczeszczenie majestatu śmierci leży w ich naturze.-
odparł Ostin, przyglądając się czarodziejom, zastanawiając się, czy będą z nimi problemy, czy obawy obu mężczyzn są niepotrzebne.
- I jest sprzeczne z samą naturą.
- Miejmy jednak nadzieję, że nie dojdzie do otwartego konfliktu w grupie. Posłuchajmy zatem, co maja do powiedzenia nasi pracodawcy. -
powiedział z uśmiechem.
- Konflikty będziemy łagodzić. - kapłan mrugnął do rozmówcy i zwrócił się w kierunku wchodzącego Johanna.

Mężczyzna podszedł do stołu, nalał sobie wina i powrócił na swoje miejsce. Mimo, iż nie był to trunek pierwszej jakości, nie odmówił sobie dolewki, na tym jednak poprzestał. Nie miał problemu z alkoholem, uznał jednak za niestosowne picie w większej ilości.
Gdy w pomieszczeniu znaleźli się już wszyscy, którzy mieli się w nim znaleźć, przemowę swoją rozpoczął Johann. Ostin przysłuchiwał się mu z uwagą, zapamiętując wszystko, co było istotne. Rozpoczęły się pytania. Blondyn przyglądał się tylko tym, którzy je zadawali, starając się zbudować jakąś opinię na ich temat. Sam nie wtrącał się do rozmowy, przynajmniej do momentu, gdy inni mówili. Jeśli oni nie zadadzą pytań, które będą istotne, wtedy on to zrobi. Póki co jednak czekał.
 
__________________
"Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku". - Janusz Leon Wiśniewski
daamian87 jest offline  
Stary 03-02-2011, 14:30   #4
 
Tohma's Avatar
 
Reputacja: 1 Tohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie coś
Gdy przeszedł przez wielkie wrota pierwszym, co rzuciło mu się w oczy był monumentalny posąg bogini umieszczony na sporej fontannie. Wszystko pięknie wykute, zapewnie krasnoludzka robota. Zapatrzył się na dzieło sztuki przez chwilę i pomyślał z obrzydzeniem: ~ma znienawidzona bogini. Spotykamy się w twym przybytku, jak na ironię~. Oderwał w końcu wzrok od Mystry i począł przedzierać się przez tłum postaci w kierunku głównej kolejki.
Stanąwszy gdzieś na końcu westchnął przeciągle i poprawił płaszcz spływający mu po plecach. Zastanowił się przez moment, czy jest odpowiednio ubrany na takie zebranie. W myślach zlustrował swój wygląd. Brązowe długie włosy otulające jego twarz i kończące się gdzieś za szyją. Swoje wyraźnie elfie cechy, długą twarz z pociągłym nosem i złote oczy, jak kot. Odciągnął niesforny kosmyk za lekko spiczaste ucho, będące dowodem jego elfiej natury, i obrzucił krytycznym spojrzeniem białą koszulę, zapiętą pod szyją srebrną broszką, którą dostał w prezencie od ojca. Podobno nieźle można było ją wycenić. Westchnął już któryś raz tej godziny i począł sobie wmawiać, że wcale nie jest nieodpowiednio ubrany. Poprawiwszy torbę z ekwipunkiem na plecach przesunął się o krok do przodu. ~Czuję, że trochę tutaj postoję~.
Po kilku minutach, które ciągnęły się jak wieczność usłyszał za sobą szamotaninę. Odwrócił się lekko i zobaczył wielkiego mężczyznę, któremu widocznie znudziło się czekać grzecznie w kolejne i zaczął przedzierać się siłą do przodu. Kael spojrzał nerwowo na straż, gdyż barbarzyńca, tak mniemał, był już wystarczająco blisko niego, a pół-elf nie chciał mieć z nim do czynienia. Odwrócił się szybko i oczekiwał co się wydarzy. Nie minęła minuta a poczuł jak ktoś szturcha go niecierpliwie za ramię. Skierował twarz w kierunku nieproszonego gościa a ten rzekł:
- Hej ty, elfia panna, zejdź mi z drogi i pozwól przejść silniejszemu. - W tym momencie Kael poczuł jak jego mięśnie cierpną w niemałym gniewie. Kolejna osoba pomyliła go z kobietą. Przezwyciężył jednak to uczucie i zadarł głowę wysoko, by spojrzeć na intruza. Zmrużył oczy i przybrał najpiękniejszy uśmiech na jaki go było stać, odrzucając włosy do tyłu. Nie minęła chwila a mężczyzna po prostu obszedł pół-elfa a ten wgapiał się z bezsensownym uśmiechem w powietrze. Opuścił wzrok i natrafił na gnomią kobietę, która wpatrywała się w niego z zafascynowaniem. Odchrząknął nerwowo i obrócił się do przodu. Zobaczywszy ile przed nim jeszcze drogi zgarbił się nieznacznie i westchnął po raz kolejny. ~Dlaczego ja?!~.

***

Kiedy już uporał się z segregacją i został przepuszczony do sali, gdzie miał poznać swoich kompanów podróży, zaczął odczuwać znajomą magię. Uśmiechał się przebiegle przekraczając drzwi pokoju i szybko zlustrował wzrokiem znajdujące się tam osoby. Był krasnolud, lekko już podchmielony, ujrzawszy którego Kael uśmiechnął się mimowolnie. Zawsze doceniał instynkt i kunszt tej rasy. Po chwili jednak uśmiech na jego twarzy zbladł leciutko, gdy jego wzrok padł na uśmiechniętego mężczyznę, bez wątpienia kapłana. Przymknął oczy i uśmiechnął się w odpowiedzi szeroko. ~Niech gra muzyka~. Kolejną osobą w pomieszczeniu był... pół-ork. Wąska brew pół-elfa powędrowała do góry w niemałym zdziwieniu. Nie był uprzedzony, ale słyszał legendy o tej rasie i im podobnych. Rzucił też okiem na maga, który praktycznie nie zainteresował się jego przybyciem. To nie od niego jednak pochodziła cudowna woń magii śmierci. Obejrzał jeszcze raz pomieszczenie i skierował się do stolika, przy którym siedział domniemany nekromanta. Osobnik wstał z krzesła i zaprosił go uprzejmie do spoczynku. Rozmowa minęła im dość przyjemnie, Kael przedstawił się z uśmiechem patrząc na starania towarzysza, by powtórzyć jego gest. Zakończyło się to jednak krzywym grymasem jaki zakwitł na twarzy Edgara. W miarę jak rozmowa mijała pół-elf coraz bardziej począł odczuwać zawód. Nekromanta okazał się jedynie jakimś pokręconym naukowcem, co wywnioskował z jego wielkiej torby, typowej dla tego zawodu, niespotykanego wyglądu lekko zbzikowanego maga oraz słów, które wypowiadał mimochodem.

Czas płynął, a do pomieszczenia weszła tylko jeszcze jedna kobieta, uśmiechnięta od ucha do ucha, jakby wygrała nagrodę na loterii. Po instrumencie, jaki ze sobą niosła, domyślił się, że jest bardem. No pięknie. Skinął jej lekko głową i powrócił do sączenia wina, które zaoferował mu Edgar.
Zapatrzył się w zamyśleniu na wrota, przez które tutaj wszedł i rozpoczął rozmyślania nad celem jego przybycia tutaj. Jednym z nich na pewno była nuda. Nie wytrzymałby kolejnego roku spędzonego w laboratorium ojca, który usilnie starał się go namówić na bycie wytwórcą różdżek. ~Po moim trupie~. Kolejnym powodem była chęć zgłębiania wiedzy o tajnikach życia i śmierci. Jakaż to cieniutka granica dzieli te dwa stany. Kael od zawsze zastanawiał się jakby to było umrzeć, nie miał zamiaru jednak na razie testować tej myśli. No i jego finalny cel. Cienisty splot. Uśmiechnął się szeroko do pucharu z winem i upił kolejny łyk bordowego trunku.
- Ty! - Pół-elf oderwał wzrok od naczynia i skierował go na wrota, skąd dochodził znajomy mu głos. Przepełniony złością i niedowierzeniem. Kiedy jego oczy ujrzały postać jego siostry począł krztusić się mimowolnie, czuł jak wino dostaje się do jego płuc i pali ogromnym bólem. Kiedy atak kaszlu minął odłożył szybko puchar na stolik i spojrzał z niedowierzeniem na postać zbliżającą się powoli w jego stronę.
- Czy Ty za mną łazisz?! - syknął gniewnie z przyjemnością odnotowując jak jej oczy mrużą się we wściekłości.
- No jasne, bo nie mam nic lepszego do roboty niż łażenie za jakimś opóźnionym pół-elfem! - wykrzyknęła szybko i omiotła spojrzeniem wgapiające się w nią towarzystwo. - A wy na co się gapicie?! Nigdy nie widzieliście kłótni pomiędzy rodzeństwem?!
Brązowowłosy złapał się za skronie i począł sobie wmawiać, że to nie dzieje się naprawdę. Najpierw po dwudziestu latach wreszcie poznaje swoją matkę, która jak się okazuje ma już uroczą córeczkę. A Teraz ta córeczka powzięła sobie za cel dręczyć go do czasu aż zemrze. Był tego pewny. Spojrzał jeszcze raz na dumną postać Leili, wyzywająco patrzącą w jego stronę i postanowił nie wszczynać więcej kłótni.
- Skoro mamy być w jednej grupie proponuję zakopać topór wojenny. Przynajmniej na razie, siostro - ostatnie słowo wypowiedział ze szczególnym jadem, uśmiechając się przy tym arogancko.
- O, jednak potrafisz czasem powiedzieć coś mądrego, BRACISZKU!- Kael odwrócił się ostentacyjnie od siostry i ujrzał, iż wszyscy się na nich gapią.
- Wprost cudowne rozpoczęcie misji... - westchnął ze złością.
- Nie jest tak źle, nie narzekaj. Zawsze mogliśmy mieć w drużynie naszą mamusię.- Uśmiechnął się lekko na wspomnienie tchórzliwej elfki, która nie chciała się nawet przyznać, że jest jego matką. ~Może jednak nie będzie tak źle~.

***

Kael z uwagą słuchał słów Johanna. Troszkę zawiódł się na wiadomość, że na razie nie zapowiada się na walkę. Chociaż informację, które uda im się zdobyć, mogą mu się przydać w pogłębianiu wiedzy. Spojrzał tylko na Edgara, którego zaczął się obawiać, bo porządnie mógł zniwelować jego plany. Nekromanta wyglądał jednak na skupionego przemową ich pracodawcy i nic więcej. Pozostałych postaci raczej się nie obawiał. Wszyscy wydawali się tacy praworządni i uśmiechnięci... Jednak był pewien, że każdy z osobna nie przyszedł tutaj tylko po to, by pomóc Wrotom. Mieli swój własny cel, który chcieli zrealizować przy okazji wykonywania misji. Jego wzrok padł na postać kapłana, no może nie wszyscy.
Po wysłuchaniu przemowy Urgena jego uszu doszedł głos nekromanty. Mówił on o braku prawdopodobieństwa znajdywania się tam tego artefaktu. Kael zastanowił się przez chwilę. Zdawał sobie sprawę, że taki przedmiot może istnieć. Ojciec wielokrotnie opowiadał mu o magicznych przedmiotach dotkniętych mocą bogów. Wątpliwe było jednak, by tak potężna moc ukryta była gdzieś pod jakąś zapadła dziurą... Po chwili przypomniał sobie jak Edgar nazywa Grummsha "jakimś bożkiem". Zaczął chichotać cicho mając nadzieję, że nikt nie zwróci na niego uwagi.
 
__________________
There is no room for '2' in the world of 1's and 0's, no place for 'mayhap' in a house of trues and falses, and no 'green with envy' in a black and white world.

Ostatnio edytowane przez Tohma : 03-02-2011 o 14:42.
Tohma jest offline  
Stary 03-02-2011, 16:20   #5
 
Ziutek's Avatar
 
Reputacja: 1 Ziutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie coś
Ubrany w zszyte razem skóry zwierząt i skórzaną, nabijaną ćwiekami, zbroję Groun stał gdzieś w środku kolejki. Ludzie szarpali się, bili, popychali, wyzywali. Wstyd. Pół-ork wiedział, że ludzie są silni i odważni kiedy mają kogoś za plecami. W tym przekonaniu utrwaliła go sytuacja kiedy pewien mężczyzna popchnięty przez kogoś dosłownie wbił się w plecy Grouna. Ten odwrócił się, a chłop, który udawał wcześniej wielkiego wojownika skulił się, zaczął piszczeć i jęczeć aby Groun go oszczędził. Pół-Ork poirytowany wziął biedaka pod pachy i ustawił na nogach mówiąc:
- Groun pomaga. Zabija kiedy zła istota chce skrzywdzić Grouna.
Chłop zaniemówił. Nie wiedział czy odmieniec żartuje ale na wszelki wypadek zamienił się miejscem z jakimś krasnoludem. Groun sieje strach swoim wyglądem. Jego postura i umięśnienie, czarny warkocz na ogolonej głowie, kły choć nie są tak duże jak u orków czystej krwi to dodają dzikości. Grouna spośród prawdziwych orków wyróżnia jedno - szare oczy, które czy w słońcu i księżycu czy w świetle pochodni uwalniają blask, który ukazuje, że w tym ciele orka znajduje się krzta człowieczeństwa, ukazuje, że potrafi współczuć, potrafi kochać, że nie jest kolejnym orkiem dzikusem, który tylko obcina głowy i nabija je na drewniany pal.

Wszedł do wielkiego pomieszczenia. Przed oczami miał monstrualny posąg. Groun z zaciekawieniem i podnieceniem rozglądał się na lewo i prawo, w górę i dół aby podziwiać złote kolumny, posąg i inne niezwykłe dla dzikusa rzeczy. W końcu nadeszła jego kolej. Na widok obszarpańca z twarzą orka Urgen sięgnął po sztylet. Groun wpatrzył się jego rękę aby w razie czego móc zareagować lecz mężczyzna się opamiętał. Mieszkaniec dziczy nie mógł zrozumieć dlaczego każdy na jego widok albo ucieka albo jęczy albo dobywa broni. Przyzwyczaił się do tego. Między innymi dlatego wybrał pustkowie jako schronienie. Zaczęły się pytania. Kazano mu mówić czy urodził się u Orków czy u ludzi. Nieufność w stosunku do niego naprawdę mu doskwierała. Potem pytanie o religię, o posługiwanie się bronią i jakieś przydatne umiejętności. Pewny był, że takich pytań nie zadawano "nieodmieńcom" Odpowiadał w miarę sprawnie i zrozumiale jak na dzikusa. Potem wskazano mu drzwi. Otworzył je i niepewnym krokiem wszedł do środka. Głowy siedzących już automatycznie zwrócił się w kierunku nowo przybyłego. Groun czekał na jakieś złośliwe zdanie o nim lecz nic takiego nie usłyszał ale był pewny, że przeklinają go w myślach. Widać było to po niektórych twarzach. Starając się nie patrzeć na nikogo usiadł na ziemi. Stolik z poczęstunkiem zajęty był przez innych więc Groun nie chciał tam podchodzić. Poza tym nie lubił wina ani tych przekąsek szlachty. Dla niego najlepsza był świeżo upieczone udo dzika, a popitek z wody i soku z owoców. Pomieszczenie powoli się zapełniało i w końcu wszedł Johann. Przemawiał długo, a szepty niektórych wyprowadzało Grouna z koncentracji do słuchania. Śmieli się z Grummsha, boga orków. Dla niego ten zły bożek był nikim w porównaniu do Korda, którego obdarzał szacunkiem.
 

Ostatnio edytowane przez Ziutek : 04-02-2011 o 23:31. Powód: Zapomniałem dać opisu wyglądu postaci... Ekhhmm...
Ziutek jest offline  
Stary 04-02-2011, 19:33   #6
 
one_worm's Avatar
 
Reputacja: 1 one_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputację
Venn podszedł do kobiety, która stała tyłem i... ku zaskoczeniu wszystkich "sprzedał" jej kuksańca, kobieta sie odwróciła... spojrzała na niego gwałtownie jakby wybudzona z zamyślenia, przez chwilę patrzyła w jego oczy, jak dobrze je znała
-Venn... Bogowie, Venn, to ty? - nie dowierzała, nagle nie zastanawiając się dłużej rzuciła mu się na szyję. Venn zrobił krok w tył trzymając ją w uścisku, zatoczył pełen okrąg:
-Myślałem, że nie pamiętasz o mnie i założyłaś rodzinę... czemu nie szukałaś mnie na trasie? Przecież dałem pełną rozpiskę gdzie i kiedy będę- te ostatnie słowa powiedział z lekką irytacją w głosie.
- Jaką...rozpiskę...? - dopiero po chwili dotarł do niej sens słów - Chwileczkę, przecież nie pisałeś, nie dostałam od ciebie ani jednego listu, a obiecałeś, miałeś się odezwać! - w jej głosie słyszalny był wyrzut mimo to nie puszczała go
-Jak to jaką, tę którą nadałem jak zaciągnąłem się do Czarnej Kompanii, pilnowałem karawan... Jeździłem regularnymi trasami i bez problemu można było mnie znaleźć. I pisałem, wysłałem list do Ciebie z tą właśnie rozpiską -Był wkurzony, zwyczajnie wkurzony.- Myślałem, że założyłaś gdzieś rodzinę, że coś ci się stało... że nie żyjesz - dodał po chwili i przytulił ją mocniej.
- Ja...nie dostałam ani jednego listu i byłam pewna, że... - zacisnęła mocniej dłonie na jego ramionach - Szukałam cię, chodziłam od miasta do miasta... - urwała i nagle odsunęła się lekko, położyła z uśmiechem swoją dłoń na jego policzku - Gdzieś ty się chował? Jak zwykle tylko mu psoty w głowie - powiedziała przesadnie poważnym tonem niczym matka karcąca dziecko. Venn miał skonsternowaną minę tak nie pasującą do tej twarzy ze wspomnień. Widać było, że nad czymś intensywnie myśli.Pogładził Lil po policzku, delikatnie i z wyczuciem.
-Już myślałem, że ten medalion będzie jedyną pamiątką po Tobie jaką będę miał... Jak już mówiłem, byłem na regularnej trasie kursowałem między Wotami Baldura, Waterdeep, a Candlekeep. Na tej trasie przez te wszystkie lata. Myślałem, że list dotarł i...-przerwał w połowie zdania- Tak mi Ciebie brakowało- po tych słowach nachylił się ku niej i przytulił z powrotem i szepnął do ucha- Tak za Tobą tęskniłem, nie widziałem Ciebie sześć lat... Każdego dnia o Tobie myślałem, każdego...
Nie odpowiedziała nic, przytuliła się do niego tylko mocniej, ciepłe łzy, których już dłużej nie potrafiła powstrzymywać popłynęły po jej policzkach - Powiedz, że już nigdy więcej to się nie powtórzy Venn - załkała cicho, ledwie dosłyszalnie, drżała lekko...
-Nigdy, teraz będziemy się trzymać razem, zawsze... Tak jak kiedyś... Zawsze będziemy razem, tak jak wtedy na strychu, będziemy...- głos mu się lekko załamywał- Jak tylko zatrzymamy się w karczmie musimy porozmawiać... na osobności- spojrzał jej się wymownie w oczy i delikatnie wskazał głową na resztę ludzi tutaj zebranych. Po kilku chwilach splecionych w spólnym uścisku, które minęły za szybko, poczuł jak Lil puszcza go i oplata się w okół ręki, spojrzał uśmiechała się, tak szczęśliwie... On także się uśmiechnął, zapytał się jej:
-A ty? Gdzieś chałturzyła, jak Ciebie nie było - na jego twarzy pojawił się stary łobuzerski dobrze jej znany uśmiech.
- Nie słyszałeś o występach najlepszej bardki w okolicy, to niemożliwe - teatralnym gestem odrzuciła na plecy długie, kasztanowe włosy i roześmiała się radośnie - Nie ma o czym mówić, grałam to tu, to tam, jakoś musiałam sobie radzić, a to znacznie mi pomagało - poklepała lutnię - Co do rozmowy... nocy nie starczy by wszystko sobie wyjaśnić, mam ci tyle do opowiedzenia, a jeszcze więcej ty musisz opowiedzieć mi. No - klasnęła w dłonie - Przyznaj się, taki przystojniak jak ty musi się otaczać gronem mdlejących kobiet, co? - zaczepny uśmiech przemknął jej po twarzy
-Bardzo, na łańcuchu, chyba... Na szlaku nie ma zbyt wielu kobiet, a te co są raczej nie są zainteresowane amorami. A czy jakaś zemdlała na mój widok? Nie wiem, aż taki brzydki nie jestem, żeby mdlały od razu- i puścił do niej oko- Raczej też nie miałem do tego głowy, z kilku powodów. Może nie jest to miejsce na ich wyjawianie ale nie złożyło się. Poza tym nie trwoniłem pieniędzy, tylko zbierałem sztukę złota do sztuki złota. Ot i tyle. Ty za to pewnie miałaś adoratorów, bo te rzęsy, jędrne piersi...no nie wierzę, że nie miałaś adoratorów- ponownie wyszczerzył zęby
- Venn - trzepnęła go lekko w ramię z udawaną obrazą - Uważaj, bo jak się zdenerwuję to ucieknę w nocy i się już więcej nie zobaczymy, nie będziesz uwieczniony w moich pieśniach - zagroziła mu palcem, lecz widząc jego niedowierzający wyraz twarzy parsknęła śmiechem - Tęskniłam za tobą łobuzie, jak ja za tobą tęskniłam! Nic się nie zmieniłeś, tyle lat, a ja dalej... - szybko powstrzymała słowa, jakby wiedziała, że zbyt dużo powiedziała - Może wina? - zaproponowała i skinęła głową w stronę stołu. Venn przytaknął:
-Chętnie, nie wiem czy dla nas to nie za mało, za dużo by tematów do rozmowy i za mało wina, osuszyć jedne, nawet cały dzban to i tak za mało. Mogłem słać więcej tych listów. Pewnie jak znam życie, to właśnie dostarczają go do Ciebie w Neverwinter. Na starość pewnie wróci z adnotacją, że Ciebie tam już nie ma. - podeszli do stołu i Venn nalał najpierw Lil, a później sobie wina do kielicha.- Pamiętam, jak pierwszy raz piłem, jeszcze razem byliśmy, nie chciałaś się skusić. Nie wiem ale wtedy lepiej się mi rozmawiało tam na strychu. Wiesz, szkoda, że wcześniej się nie spotkaliśmy, byśmy mogli razem podróżować. Ty byś grała na lutni, ja bym siepał mieczem. To byłoby coś - zaśmiał się.- Wyobraź to sobie. Śpiewasz w karczmie, wybucha walka, a ja własną piersią zasłaniam Ciebie przed ciosami i wyprowadzam z karczmy. Oczywiście karczmarz chciałby połowę pieniędzy za przerwany występ ale nas by już dawno tam nie było. Pamiętam też jak spadłaś z drzewa. Skąd w ogóle wyrwałaś tę lutnię? Z tego co pamiętam to dość długo doprowadzałaś rękę do stanu używalności... no i jakoś nigdy nie widziałem Ciebie grającej?
- Ta lutnia... Nie wiem, powiedzieli mi, że znaleźli ją w ruinach, że, gdy ten mężczyzna mnie przywiózł to dał też skrzynię z tym co zostało...po nich...i ona tam była - posmutniała nieco, musnęła kielich ustami - Bardzo dobre - stwierdziła patrząc ciągle gdzieś przed siebie - Często myślałam o tym jak byliśmy mali, ileż oni mieli z nami kłopotu - zaśmiała się, lecz nie był to gest szczery, raczej wymuszony, zbyt dobrze ją znał, by tego nie rozpoznać - Lepiej utkwiły mi w pamięci pewne urodziny - oprawiła czerwony szal, który lekko zawiązany na szyi dodatkowo dodawał jej specyficznej elegancji - A jeśli chodzi o rękę... to nie była tylko moja wina, mogłeś przekreślić moją karierę przez jeden wisiorek! - tym razem jej uśmiech był już naturalniejszy - Masz go jeszcze? - dotknęła delikatnie jego piersi
Venn odchylił głowę do tyłu i wyciągnął go. Był tam ten sam na tym samym łańcuszku.
-Mam. Mam go jeszcze tutaj jest - po czym uśmiechnął się- noszę go odkąd mi go podarowałaś. Nie sądziłem, że się z nim kiedykolwiek rozstaniesz....Tak... jak byliśmy mali. - też posmutniał ale tylko na chwilę- Ale to było wieki temu, teraz liczy się fakt, że znowu możemy psuć razem, a nie samemu bo to nie ta sama zabawa - ponownie puścił do niej oko- Widziałaś jakieś ciekawe miejsca? Byłaś w jakiś większych miastach? Jak się podobały występy, może było coś zabawnego? -teraz już pytał z ciekawością, poznała to po jego głosie. Kiedy był nie zainteresowany czymś to zadawał pytanie szybko i bez jakichkolwiek emocji, a tutaj aż go nosiło, żeby powiedziała mu jak najwięcej.
 
__________________
Do szczęścia potrzebuję tylko dwóch rzeczy. Władzy nad światem i jakiejś przekąski.
one_worm jest offline  
Stary 04-02-2011, 21:59   #7
 
Erissa's Avatar
 
Reputacja: 1 Erissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputację
Kolejka ciągnęła się w nieskończoność, tak jej się przynajmniej wydawało patrząc na przepychający się tłum ~Co mnie podkusiło, by tu przychodzić?~ przebiegło jej tylko przez myśl, ale nim zrobiła krok w tył jeszcze raz popatrzyła na świątynię; tak czy inaczej nie ma planów na najbliższy czas, miała wyruszyć dalej, zagrać w kilku karczmach, ale to przecież nigdzie nie ucieknie, a tak…może jest to szansa na nowa przygodę? Podobno dobre ballady pisze się tylko będąc w centrum wydarzeń i poznając bohaterów osobiście, a jeśli dodatkowo płacą za to złotem… Teraz była już pewna, korzystając z chwili zamieszania (ktoś się pobił?)przecisnęła się do przodu i zadowolona wmieszała się w tłum co chwilę sprawdzając czy nie czai się na jej skromny dobytek jakiś kieszonkowiec, którym mógł być teoretycznie każdy. Wreszcie znudzona bezowocnym czekaniem zdjęła z pleców lutnię i uderzyła struny placami sprawdzając czy brzmienie jest dostatecznie czyste, zaintonowała cicho melodię, która wmieszała się w ogólny gwar i hałas, nikt nie zwracał na nią większej uwagi, ale za to czas biegł szybciej.

Gdy nadeszła jej kolej pewnym siebie krokiem weszła do świątyni, wydawało jej się, że wszyscy zebrani lustrowali ją od długich, sięgających za kolano czarnych butów, przez dopasowane spodnie z ozdobnym pasem, bordowy, podkreślający figurę kaftan, długie, beżowe rękawice i krwistoczerwony szal fantazyjnie oplatający smukłą szyję aż po opadające niesfornie na ramiona kasztanowe kosmyki okalające miłą twarz. Wiedziała, że wygląda dobrze, uśmiechnęła się tylko. Na pytania odpowiadała szybko, swoim zwykłym, wesołym tonem, nie liczyła, że się dostanie, ale potraktowała to jako próbę dla samej siebie, jakież było jej zdziwienie, gdy okazało się, że… została przyjęta!

Weszła do pomieszczenia i przebiegła spojrzeniem po przybyłych, już na pierwszy rzut oka wiedziała, że grupa została tak dobrana, by jej członkowie uzupełniali się umiejętnościami; byli wojownicy, uczeni…i była ona, czuła się dziwnie, wydawało jej się, że nie pasuje do obecnych, ale może jednak ma jakieś przydatne zdolności jeśli ją wybrali? Na chwilę zatrzymała wzrok na jasnowłosym mężczyźnie, zlustrowała jego tatuaż, zaintrygował ją, później przeniosła spojrzenie na pół – orka, może było to dziwne, ale jakoś nie wzbudzał w niej obaw, siedział sam, jakby izolował się od pozostałych, przypomniało się jej…no właśnie… spojrzała w bok na osobę, która w międzyczasie także do nich dołączyła i otworzyła oczy szeroko ze zdziwienia ~Nie, to nie może być on, to wciąż moje wspomnienia, tylko wspomnienia~ skarciła się w duchu i odetchnęła . Przeszła się jeszcze kawałek powoli, przystanęła i zapatrzyła się w siedzące przy stole postaci, gdy nagle poczuła, że ktoś…
- AŁA! Łapy przy sobie ty… - odwróciła się gwałtownie i zamarła patrząc prosto w zielone oczy mężczyzny stojącego przed nią - Venn... Bogowie, Venn, to ty? – tylko tyle udało jej się wykrztusić

Poczucie szczęścia oszołomiło ją zupełnie, a więc jednak, to było on, jak to możliwe? Tyle lat! Widziała oczami wyobraźni to wydarzenie setki razy, a teraz gdy straciła zupełnie nadzieję, że stanie się rzeczywistością ono jednak ją zaskoczyło. Wesołej rozmowie nie było końca, nigdy by się nie spodziewała, że spotkają się znowu w takich okolicznościach. Stali przy stole z pucharami napełnionymi winem, humor Venna wyraźnie poprawiał się z każdą chwilą
- Za spotkanie – stuknął delikatnie pucharem o jej i upił kilka łyków
Zaczęli wspominać, wychowali się przecież razem, znała go jak nikt, wiedziała o każdej jego psocie, była pierwszą osobą, której powierzał sekrety…kiedyś… teraz minęło 6 lat, 6 długich lat, które zbudowały przepaść, teraz nie wiedzieli o sobie nic, mieli tyle do powiedzenia…

***
Po wysłuchaniu mężczyzn Lilith przez myśl przebiegło tylko jedno~Wreszcie jakaś odmiana od codziennej rutyny~ Z zadowoleniem poprawiła rękawice, które założone miała za pas i odchrząknęła
- Kiedy mamy wyruszyć? Chyba najrozsądniej byłoby wyspać się i rozpocząć wyprawę o świcie, ale jeśli sprawa jest nagląca… Cóż, zostawiam decyzję wam panowie – skinęła lekko głową
 
Erissa jest offline  
Stary 05-02-2011, 13:11   #8
 
Arsene's Avatar
 
Reputacja: 1 Arsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwu
Wrota Baldura gościły krasnoluda już od trzech dni. Siedząc w karczmie pił za pieniądze ludzi, którzy łapczywie słuchali jego opowieści. Prostaczkowie zadowalali się opowiadaniem im o orkach czy goblinach, a co bardziej wyrafinowani słuchacze o smokach i wielkich bitwach. Oczywiście spora część tych opowieści ... a właściwie prawie wszystkie wyssane były, może nie tyle z palca, co na pewno z kufla pełnego piwa. Mimo to tutejsi ludzie wierzyli we wszystko, co tylko próbowano im wcisnąć. Byli już tak podatni na manipulację, jak Ulfgar wiele wiosen temu.

Rankiem dnia czwartego od przybycia khazada do miasta, wreszcie zaprzestał on spożywania tych parszywych, ludzkich trunków i udał się do tutejszej świątyni. O tym, że szukają tam poszukiwaczy przygód wiedział od jednego podejrzanego typa z karczmy. Wysoki, w czarnym płaszczu, z łysą czaszką, chciał robić z krasnoludem jakiś interes. Ten zbył go szybko, dowiadując się jedynie o jakimś Zakonie. Informacje te szybko potwierdził dobrze poinformowany karczmarz, najprawdopodobniej jedyna osoba nie wierząca w opowieści Ulfgara. I słusznie. Jemu to jednak nie przeszkadzało, póki ludzie płacili za pokój i piwo. Wreszcie dotarł do celu (mimo iż wcześniej pobłądził trochę), a mianowicie do świątyni Mystyry. Takie miejsca nie budziły w nim dobrych wspomnień. Pracował raz dla świątyni, i skończyło się to tym, że jest tu teraz.

Przez kilka chwil podziwiał kunszt dawnych architektów, którzy wznieśli tę, dla ludzi zapewne, wspaniałą budowlę. Nie umywała się ona co prawda do wielkiej świątyni Moradina w khazar-nar, lecz wyróżniała się wśród człeczych budynków. Pełno było tu magii i pozornego przepychu, który prostaczków mógł razić po oczach. I chyba raził, gdyż na placu przed świątynią było niemałe zamieszanie. Próba uformowania kolejki do świątyni była trochę nie udana ... nie, nie, zdecydowanie nie była udana. Rośli wojownicy przepychali się z magami, od czasu do czasu przeleciał jakiś guślarski pocisk, miecz przeciął powietrze i krew obryzgała zgromadzonych. Ulfgar próbował ustawić się w kolejce, kiedy wysoki na blisko dwa metry barbarzyńca wypchnął go rzucając coś o kurduplach. Czerwony ze złości, dumny krasnolud stanął za nim potulnie i gdy tylko ponownie wybuchła wrzawa, z całej siły przywalił mu w kolano zwieńczeniem topora. Kość niewątpliwie pękła jak zapałka, a wielki, nagrzany piwskiem wojownik padł na ziemię łkając. Krasnolud zrobił dwa kroki do przodu, udając że nic nie widział i nie słyszał. Straże szybko zabrały z placu tego gościa i nikt już nie próbował wypychać Ulfgara z kolejki.

Wreszcie, po godzinie stania w tej cuchnącej kolejce, wśród chłopstwa i drobnej szlachty, przyszła kolej na krasnoluda. Schody nie służyły mu za dobrze, lecz przywykł już do trudów na każdym kroku. W pełnej przepychu świątyni przywitała go grupka osób.

- Witam. Jestem pułkownik Ulfgar z rodu Thunderview, zapewne słyszeliście o mnie. Przybyłem tu, by zaszczycić ów organizację swą obecnością - język krasnoluda niewątpliwie ociekał aż dumą i przechwałkami.

Było to jednak zrozumiałe. Po tym co widział, spoglądając na tłum przed świątynią nie można mu się było dziwić. Przywitano go więc z otwartymi ramionami, zasypując ogromną liczbą pytań. Irytował go jedynie czarodziej, sprawdzający prawdziwość jego słów. Wreszcie jednak dane mu było przejść dalej, do sali z winem. Tak, wino dobrze robiło na znietrzeźwienie piwne. Osuszywszy kielich, potem drugi i trzeci, Ulfgar patrzył na nowo przybyłych do sali. Było sporo osób. Wkrótce rozmowy toczyły się już zawzięcie, a w powietrzu wisiała kłótnia. Krasnolud jednak nieszczególnie przejmował się ludzkim gderaniem, a co dopiero szwargotem elfów.

Wreszcie, kiedy drużyna była już w komplecie, Ulfgar podszedł do kapłana-rekrutanta i zadał niezwykle istotne pytanie

- Cóż, wszystko świetnie, wino dobre, tylko powiedz że no mi, mości kapłanie, ileż to nam zapłacicie za tę misję ?

- W zależności od materiałów które dostarczycie, zostanie wyznaczone wynagrodzenie. Nie dostaniecie mniej niż tysiąc sztuk złota na głowę za jedną rzecz. - odpowiedź w pełni usatysfakcjonowała krasnoluda, który rozchmurzył się i nawet towarzystwo elfów jakby mniej mu przeszkadzało.

- Dobrze, kiedy więc wymarsz ? - krasnolud zapytał chcąc jak najszybciej opuścić to miejsce. W głowie trochę mu szumiało ...

- Z rana. Dzisiaj macie odpocząć i jutro ma was już nie być.


- Dobrze, pozwolisz więc zatem, że udam się do swego pokoju w karczmie i stawię się z samego rana na placu ?


- To zbyt zatłoczone miejsce. Proponuję byście zebrali się przed świątynią.

- Dobrze, niech i tak będzie. Żegnaj zatem, do jutrzejszego poranka!


- Żegnaj krasnoludzie!


Po krótkiej wymianie zdań, pozyskaniu niezbędnych informacji i zmierzeniu wzrokiem drużyny, khazad wyszedł ze świątyni, zmierzając do karczmy. Tym razem też pobłądził trochę, lecz koniec końców znalazł odpowiedni budynek. Do wieczora pił jeszcze, bawiąc gawiedź swymi opowieściami i rozsławiając swe imię na całe miasto, a niczego nie podejrzewający ludzie łykali wszystkie historyjki bez oporów. Wieczorem udał się na spoczynek, musiał przemyśleć jeszcze kilka rzeczy. Całą noc męczyły go wspomnienia pobudzone wizytą w świątyni. Dopiero kiedy przebudził się i przypomniał o nadchodzącym złocie, udało mu się w spokoju doczekać poranka.
 
__________________
Także tego
Arsene jest offline  
Stary 06-02-2011, 22:09   #9
 
Chester90's Avatar
 
Reputacja: 1 Chester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumny
Mordimer czekał przy wejściu do świątyni Mystry i obserwował toczącą się sprzeczkę dwóch osobników określających się mianem poszukiwaczy przygód, a wyglądem pasujących raczej do stałych bywalców tutejszych karczm. W końcu wymiana obelg najwyraźniej przestała im wystarczać i rzucili się na siebie z pięściami. Kapłan westchnął w duchu patrząc na zmierzającą w kierunku walczących straż miejską. Jak się okazywało rekrutacja przyszłych obrońców miasta na ulicach miała swoje plusy i minusy. Z jednej strony zapewniało to spory odzew, ale z drugiej owocowało pojawieniem się takich właśnie osób, szukających okazji do łatwego zarobku, a mających najwięcej wspólnego z miastem w odwiedzinach po tawernach i miejskich lochach.

W końcu przyszła jego kolej. Mordimer wygładził czarną koszulę wpuszczoną w spodnie i potarł o siebie wysokimi do połowy łydki skórzanymi butami. Po dłuższym namyśle postanowił nie zabierać ze sobą ani zbroi, ani broni. Był wszak w mieście, gdzie panował względny porządek. Poza tym wierzył, że jego bogini ześle mu niezbędną dawkę szczęścia by mógł uniknąć nieprzyjemnych zdarzeń. Przygładził ciemne włosy o granatowym połysku i wkroczył do świątyni Pani Magii mając nadzieję, że prezentuje się godnie, jak przystało na posłańca Tymory.

Proces rekrutacji okazał się dla kapłana niezwykle krótki. Po kilku pytaniach bez problemu dostał się do grupy przyszłych protektorów miasta i udał się do niewielkiej sali, w której zbierali się wybrańcy. Na miejscu zastał już krasnoluda, który zapewne miał być wsparciem bojowym przyszłej drużyny. Kapłan z uśmiechem skinął mu głową i usiadł nalewając sobie do jednego z kielichów wina.

Kolejna osoba, która weszła do sali okazała się przyjazna i z grubsza podzielała poglądy kapłana. Tak przynajmniej wywnioskował z przeprowadzonej z owym osobnikiem rozmowy, którą przerwał swoim wejściem Johann Urgen. Mordimer z uwagą wysłuchał jego słów, a potem jeszcze jednej z osób, która wyraziła swoje zdanie. Krasnolud natychmiast przeszedł do sedna sprawy zadając najbardziej przyziemne, a jednocześnie część najważniejszych pytań. Odpowiedzi usatysfakcjonowały kapłana, jednak nie był by sobą, gdyby nie wtrącił swoich trzech groszy odnosząc się do słów jednego z magów.

- Mi za to owa historia z toporem Grumsha nie wydaje się znowu taka nieprawdopodobna. Wszak bóg orków znany jest z wojowniczości, więc jeśli to faktycznie jego broń jest gdzieś w pobliżu miasteczka, mogła przejąć część jego aury. Na pewno zaś Jednooki nie jest „jakimś tam bożkiem”. To główne bóstwo orków, a lekceważenie boskiej obecności w naszej płaszczyźnie wydaje się nierozsądne, bowiem ich ingerencja przez artefakty i wyznawców jest faktem, który mogę sam potwierdzić. – kapłan przemówił z uśmiechem starając się nikogo nie urazić. – Jednak jak zwykle dowiemy się wszystkiego na miejscu, gdy już bliżej zbadamy sprawę. Widzimy się rano przed świątynią.

Po tych słowach Mordimer dopił wino i odstawił kielich z powrotem na stół. Wstał z krzesła zabierając się do wyjścia, by móc wrócić do karczmy, w której się zatrzymał i zabrać swoje rzeczy.
 
__________________
Mogę kameleona barwami prześcignąć,
kształty stosownie zmieniać jak Proteusz,
Machiavela, łotra, uczyć w szkole.
Chester90 jest offline  
Stary 06-02-2011, 22:13   #10
Patronaty i PR
 
Redone's Avatar
 
Reputacja: 1 Redone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputację
Półelfka sunęła przez ulice niczym taran u wrót. Wciąż buzowało w niej pełno emocji. Pożegnała matkę, co prawda może trochę zbyt ozięble, ale przecież matka wie, że ją kocha. Chyba. Te całe wydarzenia działy się zbyt szybko i z byt gwałtownie.

W końcu trafiła w odpowiednie miejsce, kolejka była już całkiem spora, i niezbyt zdyscyplinowana. Leila stanęła spokojnie w rządku czekając na swoją kolej. Szybko czekanie stało się niemiłosiernie nudne, ale cóż było począć.

Gdy w końcu dostałą się do środka nie mogła uwierzyć, że ją przyjęli, w głębi duszy myślała, że jej podziękują, jak 98% zebranych tu osób. A jednak postanowili dać jej szansę, a dziewczyna miała zamiar to wykorzystać. Kto wie gdzie ją to poprowadzi? Weszła na salę zadowolona z siebie, już chciała się z wszystkimi witać, aż tu nagle zobaczyła JEGO! Ten cały... jak mu tam... Kael! Więc chyba jednak bogowie ją opuścili.

Po soczystej wymianie zdań Leila siadła an stołku, założyła ręce i czekała. Była tak wściekła, że wolała się nie odzywać aby czasem kogoś nie obrazić. Ale słuchała uważnie, słuchała prowadzonych rozmów aby dowiedzieć się, z kim przyszło jej współpracować. Po tej całej awanturze na wstępie i tak nikt jej nie chciał zagadnąć. Cudowny start!

Po kolejnych niemiłosiernie ciągnących się minutach wszyscy byli już skompletowani, a niejaki Johann przybliżył im nieco cel ich misji. W każdym razie pierwszej z wielu. Na wstępie postanowiła odpowiedzieć Edgarovi:
- Myślę, że jest i więcej możliwości, ale zdecydowanie trzeba sprawdzić która jest właściwa. Do tej misji dobrze byłoby się rozdzielić. Część grupy wjechałaby do Sher, i byłaby to grupa składająca się z osób budzących zaufanie. Bez urazy, nie o wszystkich tu można to powiedzieć. Ta druga grupa więc przyczaiła by się w lesie i zadbała by w czasie pobytu pierwszej grupy w środku nastąpił atak orków. Jakoś ich rozjuszyć będzie trzeba, to raczej łatwe. A będąc w środku będzie można zobaczyć na własne oczy jak przebiega walka i dlaczego zawsze jest zwycięska dla wioski. Oczywiście to tylko moja wstępna propozycja, możecie ją rozważyć lub nie. Chyba że ma pan już jakiś gotowy plan panie Johann?
 
__________________
Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher
Redone jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172