lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/)
-   -   [18+ Horror] Sella Nevea (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/10796-18-horror-sella-nevea.html)

Kirholm 04-01-2012 20:05

Po chwili główną nawę kościoła oświetliły flesze aparatów policyjnych techników. Mężczyźni poczęli zbierać odciski palców z miejsca zbrodni oraz zabezpieczyli świecznik. Komisarz nadzorował pracę kolegów, spoglądał na ciało z trudem powstrzymując emocje wypisujące się na jego twarzy. Niestety, mimo gruntownego przeszukania konfesjonału i okolic wciąż nie udało się złapać jakiegokolwiek tropu. Morderca miał wyjątkowe szczęście albo był po prostu profesjonalistą. Na ciele księdza zarejestrowano jedynie jego własne odciski palców, zaś na konfesjonale znajdowało się ich bardzo wiele, większość wiernych mogło się bowiem opierać na nim podczas spowiedzi.



- Nic z tego – powiedział komisarz spoglądając zrezygnowany na zafrasowanego proboszcza stukającego koniuszkami palców o ścianę – Musimy zabrać ciało do kostnicy, być może patolog będzie wstanie nakierować nas na jakiś trop. Póki co, nie potrafię powiązać poszlak, o ile tak naprawdę jakiekolwiek posiadamy. Zebraliśmy dane osobowe od osób zebranych w świątyni, a jako iż technicy stwierdzili że zgon nastąpił niedawno to są szanse, że morderca jest wśród podejrzanych. Będziemy dalej prowadzić śledztwo i wezwiemy świadków na komisariat w celu dogłębnego przesłuchania – położył rękę na ramieniu duchownego i spojrzał mu głęboko w oczy – dorwiemy tego skurwysyna, póki co musimy się uzbroić w cierpliwość.

Technicy załadowali zmasakrowane ciało do czarnej, plastikowej folii i zebrawszy narzędzia poczęli kierować się ku wyjściu z kościoła. Komisarz stanął jeszcze przy mównicy na ołtarzu i włączywszy mikrofon i po angielsku począł mówić do zebranych ludzi.

- Mamy od Państwa dane osobowe oraz numery telefonów, skontaktujemy sie z Państwem w ciągu kilku godzin. Jeśli nie jesteście stąd prosimy o pozostanie w Sella Nevea do przesłuchania, jeśli ktoś ma w planach szybkie opuszczenie miasteczka niech zgłosi się na komisariat, zostanie przesłuchany w pierwszej kolejności. Przykro mi, że utrudniamy Państwu pobyt, aczkolwiek sprawa jest najwyższej wagi, a jeśli nie mają Państwo nic na sumieniu to będzie to tylko jednorazowa wizyta na komisariacie. Obiecuję ze swojej strony, że dopilnuję aby wszelkie procedury potrwały jak najkrócej, aczkolwiek zaznaczam także, że jako iż znałem księdza Alfredo osobiście to postaram się by morderca został jak najdotkliwiej skazany, dlatego jeśli morderca znajduję się wciąż na sali, niechaj jak najszybciej uda się na komisariat i przyzna do winy, a może wymiar kary będzie mniejszy. Żegnam Państwa.

Komisarz zszedł z ołtarza i dołączył do udających się do wyjścia techników. Pociągnął za klamkę, aczkolwiek ku swemu zdziwieniu zorientował się, że są one zamknięte.

- Co jest, kurwa... - szepnął spoglądając na techników, na twarzach których również malowało się zdziwienie. Jeszcze raz szarpnął za klamkę, aczkolwiek efekt jego działań był niezmienny. Wtem rozległ się dźwięk policyjnych syren dobiegający z zewnątrz. Natychmiast było jasne, iż przed świątynią zgromadziło się co najmniej kilka radiowozów i sporo ludzi, bowiem bez trudu dało się usłyszeć liczne rozmowy.

- Proszę odsunąć się od drzwi! - nagle rozległ się głos wspomagany przez skrzeczący megafon – Proszę odsunąć się od drzwi i pod żadnym pozorem nie opuszczać budynku! Świątynia jest otoczona przez jednostki policji i snajperów! Powtarzam, proszę nie opuszczać budynku i pozostać cierpliwymi!

- Chyba kurwa żarty, mam obiad rodzinny, dosyć tego kabaretu – powiedział osiwiały, lekko wyłysiały mężczyzna po pięćdziesiątce. Wstał natychmiast z ławki, wyprostował brązową marynarkę i pognał ku jedynemu z trzech nisko położonych okien wypełnionych kolorowymi witrażami. W amoku chwycił za metalowy świecznik i z impetem miotnął nim, rozbijając szkło w drobnym mak – Wychodzimy stąd – krzyknął do reszty odwracając głowę. Wtem zaś rozległ się strzał. Głuchy huk. Ciało wspinającego się mężczyzny spadło z trzaskiem na ołtarz na którym znajdowało się kilkadziesiąt zapalonych świec.

- Jezus Maria! Boże, ratuj nas! - wrzasnęła starsza kobieta znajdująca się najbliżej ołtarzyku. Głowa postrzelonego opadła na pierś, a zebranym w świątyni ludziom ukazał się iście paskudny widok. Kula przeszła przez oko i utkwiła gdzieś w głębi czaszki mężczyzny, którego twarz pokryła się teraz szkarłatną cieczą.



Śmierć mężczyzny wywołało olbrzymie poruszenie. Kobiety zaczęły piszczeć na całą świątynię, do tej pory rozbawieni Niemcy poczęli biegać w tą i z powrotem krzycząc jak małe dzieci, rodzina Wietnamczyków, która miała zamiar kłócić się o zniszczony aparat, otworzyła drzwi do klasztornej części kościoła i poczęła uciekać w tamtą stronę. Komisarz energicznym ruchem wyciągnął gnata i począł skulony, powolnym krokiem kierować się do okna i rozbitej szyby. Teraz doskonale słychać było, iż na zewnątrz znajduje się kilkanaście radiowozów i wiele ludzi. Gdy policjant znajdował sie już blisko leżącego ciała znów rozległ się skrzeczący megafon:

- Proszę nie podchodzić do okien i pod żadnym pozorem nie opuszczać budynku!

Shavitrah 08-01-2012 14:18

Od jakiegoś czasu nie pozostawała szczególnie skupiona na rozmowie z napotkaną przed chwilą osobą; jej uwagę przykuła grupka azjatyckich turystów, którzy teraz najwyraźniej domagali się, by ktoś zrobił im zdjęcie. Dość dziwne zachowanie, zważywszy na okoliczności w jakich teraz wszyscy się znajdowali, to musiała przyznać. Nie mogła się jednak dziwić reakcji mężczyzny poproszonego przez nich o pomoc. Odwróciła wzrok, gdy do jej uszu dotarł odgłos aparatu ciskanego o kamienną posadzkę. W głębi duszy była może i nawet ciekawa reakcji jego właściciela, teraz jednak jej myśli zaczęły obracać się wokół bardziej istotnych w tym momencie rzeczy.

Siedziała co prawda zbyt daleko, by móc dokładnie przyjrzeć się pracy policyjnych techników, jednak łuna pochodząca z lampy błyskowej była dla niej widoczna. Gdy ciało księdza zostało załadowane do folii, mimowolnie zaczęła się zastanawiać nad czasem potrzebnym policji, by schwytać winnego... O ile w ogóle im się to uda. Nie, żeby jakoś szczególnie wątpiła w siły mundurowych, jednak wzbierająca w niej irytacja musiała gdzieś znaleźć swoje ujście. Z lekką rezygnacją przysłuchiwała się słowom wypowiadanym przez komisarza stojącego teraz przy mikrofonie.

„Jeśli nie jesteście stąd prosimy o pozostanie w Sella Nevea do przesłuchania...”
A więc jeszcze przesłuchanie? Cudownie. Doprawdy, perspektywa spędzania kolejnych godzin na powtarzaniu pozostałym oficerom dokładnie tego samego, co powiedziała podczas rozmowy z komisarzem była bardzo pociągająca. Wręcz szalenie.

„(…) jeśli morderca znajduję się wciąż na sali, niechaj jak najszybciej uda się na komisariat...”
Morderca. Mimowolnie wzdrygnęła się na to słowo, gdy dopiero do niej dotarło, że tak właściwie może on nawet siedzieć obok niej bądź być kimś, kto zajmuje sąsiednią ławkę. Słowo „jeśli” wskazywało, że policja zdaje sobie sprawę z tego, że mógł on już dawno być daleko, jednak...

Jej rozmyślania przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Czy też raczej – dźwięk drzwi, które próbują być otwarte, który to zaraz został zagłuszony przez świdrujący odgłos policyjnych syren. Środki ostrożności, jasne, ale czy nie jest to już aby przesada? Prawdę mówiąc, Dainę bardziej od zebranych na zewnątrz radiowozów niepokoił fakt, że nawet teraz są takie problemy z wyjściem. Ile, do cholery, mieli tu jeszcze siedzieć?

Nieporównywalnie bardziej zaniepokoiły ją w dodatku słowa nieco zniekształcone przez megafon, które usłyszała kilka sekund później. Siedziała wystarczająco blisko drzwi, by widzieć zdziwienie widniejące na twarzy szarpiącego za klamkę komisarza. Przez myśl błyskawicznie przemknęło jej, że on, jako osoba w pewnym sensie nadzorująca całe to wydarzenie powinien być poinformowany o takiej ewentualności. Bo jeśli on nie jest, to kto ma być? Dodatkowe jednostki policji co prawda umiała jeszcze zrozumieć, jednak obecność snajperów wyszła już poza granie jej pojmowania. Wyglądało na to, że służby robią wszystko, by uniemożliwić im choćby chwilowe opuszczenie kościoła. Odruchowo sięgnęła po komórkę, choć nie miała nawet pomysłu, do kogo mogłaby zadzwonić i w czym by to jej pomogło. A zakaz używania telefonów w kościołach? Uznała, że nadzwyczajne okoliczności zwalniają ją z obowiązku przestrzegania go. Sama świadomość, że ma kontakt ze „światem zewnętrznym” mogła jednak być dla niej w tej chwili mocno pokrzepiająca. Doskonale widoczny na białym tle napis „brak zasięgu” skutecznie rozwiał te nadzieje. Mogła jedynie prosić w myślach, by telefon jakoś zdołał go odzyskać.


Aktualnie przyglądała się siwemu mężczyźnie rozbijającemu jeden z witraży; wstała i już nawet myślała nad udaniem się w jego kierunku, gdy ten zachęcił pozostałych do wyjścia. Co prawda, jak to ujął komisarz - „nie miała nic na sumieniu” - jednak pobyt w tym budynku był dla niej z każdą chwilą coraz trudniejszy do zniesienia. Nie dość, że znajdowała się od dłuższego czasu w skrupulatnie zamkniętym pomieszczeniu, otaczała ją w dodatku gromada całkowicie nieznanych jej ludzi, z których właściwie każdy mógł być potencjalnym poszukiwanym.

Odgłos wystrzału sprawił, że natychmiast ponownie usiadła na miejscu. Stłumiła w sobie krzyk, jaki zapragnął wyrwać się z jej piersi gdy spostrzegła zakrwawione ciało wpadające z impetem na ołtarz, a w dodatku przez kościół rozniósł się spotęgowany przez akustykę budynku wrzask jakiejś kobiety.

To wszystko wydało jej się w jednej chwili zbyt nierealne i przypominające kiepski thriller, by mogło zdarzyć się naprawdę – a zwłaszcza, by ona sama mogła w tym wszystkich w pewien sposób uczestniczyć. Bez wątpienia realny był natomiast chaos, jaki wybuchł po wystrzale. Podobnie jak swoistego rodzaju rozkaz, który zebrani w środku usłyszeli przez megafon chwilę później.

MTM 08-01-2012 16:40

Lucas niemal odpłynął od świata realnego, zanurzony w aromacie niebiańskiego wywaru. Przymknął oczy dając się porwać marzeniom. Oto stał na pustynnej skale, wkoło otaczając go morze piasku. Miał na głowie jak zwykle swój ulubiony kapelusz. Pod głazem znajdowała się dość głęboka i szeroka dziura, promienie słoneczne rozświetlały jej zawartość. Na dnie można było się dopatrzyć kamiennego sarkofagu. Wierzchnią cześć pokrywała rzeźba, któregoś faraona. Po bokach widniały dziwne znaki, które zapewne tylko Lucas był w stanie odszyfrować. Pan Davis dumnie podnosił podbródek pozując do zdjęć. Bo właśnie przed nim stało dziesiątki fotografów, wszyscy podnieceni, chcieli zrobić jak najlepsze zdjęcia do najsławniejszych gazet.

I wtedy to, coś wyrwało jego umysł z przepięknej alternatywy. Nie był jeszcze w stanie zidentyfikować źródło powstałego zamieszania. Jednak na pierwszy rzut oka dostrzegł parę zmian w obrazie otoczenia z przed jego półsnu. Część ludzkich twarzy skierowana była w jedno miejsce, z kolei inna część schowała się miedzy kolana lub pod ławki. Krzyki i płacz przeplatał się z chwilami groźnej ciszy.
Po chwili dopatrzył się sylwetki funkcjonariusza policji dzierżącego w dłoni broń. Skradał się. Zastanawiające po co policjant miałby się skradać.
To czego asystent archeologa nie dostrzegł od razu było dopełnieniem obrazu. Ciało z którego wypływała stróżka krwi. Czerwona, taka gniewa, wydawała się jakby była zła na to, że musiała opuścić ciepłe i ciemne żyły.
Bez zastanowienia srebrny termos wylądował w plecaku. Wrodzona ciekawość kazała mu podejść do ciała, zbadać je, nie zważając na to, że w pobliżu okna czyha śmierć.
Lucas padł na ziemię, powoli czołgając się w stronę trupa. W jego oczach pobłyskiwały żądne iskierki. Zatrzymał się dopiero, kiedy zobaczył znaki ręką wydawane przez policjanta i jego groźne spojrzenie. Wtedy to pan Davis się otrząsnął. Dotarło do niego co tak naprawdę się stało. Człowiek nie żyje. Człowiek nie żyje, a on pragnie mu się przyjrzeć by zaspokoić ciekawość! Pacnął się w czoło. To już był szczyt jego egoizmu. Po krótkim namyśle dobył z plecaka futerał oznaczony krzyżem.



Wyciągnął go przed siebie, pokazując funkcjonariuszowi, ten tylko przecząco kiwnął głową.
- No tak, po co martwemu apteczka? – mruknął pod nosem. Schował więc ją ponownie. Zaraz też zawrócił do swojej ławki. Tam zaczął obmyślać plan, jak się stąd wydostać. Może nie zależało mu aż tak na opuszczeniu tego miejsca w tym momencie, ale wolał mieć plan na przyszłość.
Zdjął swój kapelusz, od dawki wrażeń podniosła się mu temperatura. Silnie głowił się z wszelkimi możliwościami, jednak nie wpadł jeszcze na nic konkretnego. Poza tym, kombinowanie drogi ucieczki odwodziło jego myśli od teraźniejszych, nieprawdopodobnych zdarzeń.

deMaus 09-01-2012 22:37

Scena wydała mu się nierealna, gotów byłby przysiąc, że coś takiego nie ma prawa się wydarzyć.
Po pierwsze policja była już na miejscu, a po drugie i najważniejsze, jacy maniacy strzelają do kogoś, kto wybił szybę. Jan znał się na broni, tyle co z gier komputerowych, ale wiedział, że ten strzał nie był przypadkowy.
Strzelał zawodowiec, a taki, mógł spokojnie trafić w nogę, albo rękę, skutecznie powstrzymując, ale nie zabijając.

Ruszył w kierunku ambony, a kiedy tam dotarł, uruchomił mikrofon, jak to wcześniej zrobił komisarz i powiedział po angielsku, będąc świadom mikrofonów także na zewnątrz.
- Zachowajcie spokój, skupcie się, w centrum kościoła, to jedyne co możemy zrobić. - po chwili dodał - Zwracam się do was na zewnątrz. Kim jesteście?, czemu nas zamknęliście, tutejsza policja jest na miejscu. Jakim prawem nas więzicie i jakim prawem zastrzeliliście naszego brata. Z hałasu można by pomyśleć, że jesteście z policji, ale żadna policja, która ma chronić, nie zabiłaby z zimną krwią niewinnego. Dlatego pytam jeszcze raz, kim jesteście? -

Lomir 12-01-2012 13:09

Mike nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. To, że wszyscy zostali przesłuchani, a nikt nie został przeszukany mógł uznać szanse daną mu przez los, której nie chciał zmarnować. Nie zważał na awanturujących się właścicieli zniszczonego aparatu ani na szarpaninę z drzwiami. Jedyne co zaprzątało jego myśli to pozbycie się zawartości kieszeni. Cały czas zmierzał we wcześniej zaplanowane miejsce, gdzie miał zamiar ukryć przedmiot.

Gdy padł strzał Mike zrobił nieświadomy unik, pochylając się i zakrywając głowę ręką. Był pewny, że to do niego został otworzony ogień, że został przejrzany, ale gdy po chwili nie poczuł bólu ani nie usłyszał kolejnych strzałów podniósł się i wyjrzał zza kolumny. Dostrzegł jakieś zamieszanie przy oknie. Wybity witraż, komisarz i dwójka leżących ludzi. Jeden w kapeluszu, a drugi był starszym mężczyzną. Wokół tego drugiego narastała szkarłatna kałuża. Mike wiedział już do kogo strzelano, ale nie wiedział dlaczego.
Ta sytuacja wyrwała go z amoku, dał sobie spokój z zaplanowanymi działaniami i zaczął analizować sytuację.
Zostali tu zamknięci. Nie wiedział dlaczego ani nie wiedział przez kogo. Wiedział, że nie żartują i mają mocne argumenty.
Wysłuchał co miał do powiedzenia gość, który wyszedł na ambonę gdzie wcześniej przemawiał komisarz. Przez chwilę przemknęło mu przez myśl, że cała ta sytuacja jest jego winą, że to co stało się w hotelu to prawda. Jednak to, że policjanci są zamknięci tutaj razem z nim, a co więcej zginął niewinny człowiek pozwalało mu odrzucić taką przyczynę zajścia.
Jedynym sensownym wyjściem wydało mu się nie zwracanie na siebie uwagi i obserwowanie co stanie się dalej. Mike wycofał się w głąb kościoła i stanął obok kolumny, z dala od większości osób w kościele.

Faurin 12-01-2012 18:33

Pospieszne odejście od zagrożenia, jakim mogliby być turyści, którym dopiero co zniszczył aparat, było zbawienne. Marco cieszył się, w tym nieszczęściu co prawda, że może w spokoju, względnym, pomodlić się i zawierzyć Bogu zmarłego tragicznie księdza. W jego dłoniach znalazł się na nowo różaniec, który wcześniej wylądował w kieszeni. Przewijane paciorki pozwoliły mu na odnalezienie spokoju, co było niezmiernie ciężkie w tych okolicznościach.

Właśnie te momenty Marco kochał i był wdzięczny za nie, że jest katolikiem, osobą szczerze wierzącą w jedynego i prawdziwego Stwórcę. Podczas radości i smutku, chwil uniesień oraz tych, które powodują doła mógł zawsze porozmawiać z kochającym Bogiem. Te momenty odróżniały go, a przynajmniej tak sądził, od zwierząt, albo innowierców. Były jego oazą spokoju. Kto by jednak pomyślał, że ta oaza zostanie po raz wtóry dzisiejszego dnia wystawiona na szwank?

Zaniepokoiła go sytuacja na zewnątrz. Syreny i jakiś facet gadający przez megafon. Wiedział jednak, że trzeba przeczekać, a Bóg mu w tym pomagał.

Moment, który sprawił, że jego różaniec kolejny raz wylądował na posadzce był dla niego wstrząsem. Jakiś facet, chyba turysta, próbował wyjść alternatywną drogą z kościoła. Prawię się mu to udało, ale... no właśnie. Prawie. Dostał szybką, wręcz zawodową, kulkę w łeb. I diabelnie precyzyjną, niosącą szybką, ale nie zasłużoną śmierć. What the?

Marco widział jeszcze opadające kryształki potłuczonego szkła, które wraz z krwią upadającego mężczyzny tworzyły obłędny efekt. A raczej tworzyłyby, gdyby Marco nie wiedziałby, że to nie żaden ketchup, farba, bądź inny efekt uzyskany chociażby w Photoshopie, ale krew człowieka, który właśnie stracił życie.

Wiele osób krzyczało, inni siedzieli w swoich ławkach skuleni obok najbliższych. To wszystko wyglądało niczym w jakiś taniej klasy filmach dramatycznych. Tylko... działy się kościele! To już nie dramat. To horror.

Żadne głosy nie dochodziły do Marco. Tylko jakiś koleś występujący na ambonę, kierujący pytania w stronę... oprawców? No właśnie... Kogo? Włoch zdziwił się, że mówca potrafił zachować zimną krew. Członki Marco najpierw dygotały, a potem zamarły.

Najlepszym rozwiązaniem, jakie wpadło do głowy Marco było schowanie się gdzieś między innymi. Podniósł różaniec i usiadł nieopodal jakiejś ładnej, młodej kobiety. Tylko jej uroda nie obchodziła go wcale. Jego wzrok skupił się na krzyżu widniejącym na ścianie za ołtarzem. Nie potrafił nigdzie indziej patrzeć. Bał się, że zobaczy w innych strach. Nie chciał tego, bo czuł, że mógłby się rozpłakać.

rumcajs666 13-01-2012 10:00

Za policjantami zamknęły się drzwi. Skoro i tak nie mógł wyjść na zewnątrz, Paweł wzruszył ramionami i schował się z powrotem w zakrystii. Nawet tutaj było dobrze słychać przemówienie komisarza. Ksiądz nie przychodził już dosyć długo i Paweł zaczynał się niepokoić. Nadal jednak czekał w pomieszczeniu.
Naraz usłyszał straszny huk. Prawie spadł z fotela, na którym siedział, tak bardzo niespodziewany był to hałas. Było to jakiś huk pomieszany z brzękiem tłuczonego szkła. Po chwili doszedł do tego krzyk wielu, bardzo wielu ludzi. Będąc zupełnie zdezorientowanym, odczekał chwilę w fotelu, żeby uspokoić oddech. Kiedy już to zrobił wyjrzał przez drzwi. Zobaczył kotłujący się tłum, płaczących ludzi, ciało leżące na ołtarzu.
- Sodomia i Gomoria - wymamrotał pod nosem do siebie, przypominając sobie powiedzenie koleżanki ze studiów.
W głowie Pawła zaczęły przewijać się sceny z filmów które oglądał dawnymi czasy. Był fanem horrów, a ta sytuacja zaczynała przypominać niejeden z nich. Zaczął odliczać kolejne sceny z filmów, dopasowując je do sytuacji.
- Najpierw ginie najodważniejszy, następnie ktoś kto chce się najbardziej przekonać co się stało. Później ten co się chowa w panice. Hm, stosunkowo najbezpieczniej będzie gdzieś w tłumie, ale z drugiej strony grasuje tutaj morderca. Także tamto schronienie odpada. Kurdę, sam nie wiem. Trzeba jeszcze unikać okien. Tutaj nie chcę sam być, boję się. Dobra już wiem.
Po gorączkowych rozmyślaniach Paweł powziął decyzję. Wyszedł z zakrystii, zamykając za sobą drzwi. Następnie skierował się w kąt kościoła, gdzie nie było zbyt wielu ludzi ani okien.

Kirholm 20-01-2012 12:54

- Zachowajcie spokój, skupcie się, w centrum kościoła, to jedyne co możemy zrobić. - po chwili dodał - Zwracam się do was na zewnątrz. Kim jesteście?, czemu nas zamknęliście, tutejsza policja jest na miejscu. Jakim prawem nas więzicie i jakim prawem zastrzeliliście naszego brata. Z hałasu można by pomyśleć, że jesteście z policji, ale żadna policja, która ma chronić, nie zabiłaby z zimną krwią niewinnego. Dlatego pytam jeszcze raz, kim jesteście?

Głos księdza poniósł się echem po całej świątyni, niewątpliwie dotarł również do zgrupowanej przed budynkiem policji. Na chwilę zapanowała przerażająca cisza przerywana jedynie szuraniem o podłogę czołgających się ludzi bądź ledwo słyszalnymi szeptami. Po wystrzale z karabinu snajperskiego większość ludzi wpadła w kompletną panikę, jedynie część wykazała się zdrowym rozsądkiem chowając się za filarami, pomiędzy ławkami lub po prostu kładąc się z dala od okien.



Wszyscy zebrani w świątyni niecierpliwie czekali na odzew ze strony policji, licząc że to wszystko to jakaś perfekcyjnie zorganizowana akcja, że tak naprawdę nikt nie zginął. A może ustrzelony mężczyzna został już zidentyfikowany jako morderca księdza Alfredo i policja zdecydowała się wyeliminować cel nim spróbuje uciec?

Wreszcie dało się usłyszeć ponownie charczący głos z policyjnego megafonu, jednakże wypowiedziane słowa jedynie pogrążyły zebranych w świątyni. Policjant wyraźnie, powoli jakby bez krztyny nerwów czy przejęcia wydawało by się ekstremalną sytuacją powiedział: "Proszę nie zbliżać się do okien i nie próbować opuścić świątyni! Powtarzam, proszę nie zbliżać się do okien i nie próbować opuścić świątyni."

Nim ksiądz spróbował powiedzieć jeszcze cokolwiek do mikrofonu nagle dało się usłyszeć krótki syk, a zapalone w niektórych miejscach lampy natychmiast zgasły, a mikrofon po prostu się wyłączył. Wyłączono prąd, w świątyni zapanowała niemalże kompletna ciemność rozjaśniana gdzieniegdzie jedynie malutkimi świeczkami porozstawianymi głównie w bocznych nawach.

W pewnym momencie z miejsca zerwał się lekko otyły mężczyzna w okularach, który pod osłoną ciemności spróbował przemknąć na drugą stronę sali. Natychmiast dołączyło do niego kilku ludzi. Plan wydawał się być prosty. Ktoś dostrzegł po drugiej stronie sali drabinę przystawioną bezpośrednio do otworzonego okna. Najwidoczniej mieli jeszcze trochę szczęścia.

Grupka złożona z sześciu osób czołgając się w ciszy szybko dotarła do drabiny. Policjant gestem dłoni wskazał im by zostali na miejscach, jednakże nie zamierzali bezczynnie czekać aż snajper wybierze sobie kolejną ofiarę. Otyły facet podniósł się lekko i zgasiwszy świeczkę znajdującą się obok zamknął na chwilę oczy świadomy iż za chwilę z jego głowy może zostać jedynie krwawa miazga. Jednakże w kościele wciąż panowała cisza, mężczyzna więc powoli zaczął wchodzić na drabinę. Gdy znalazł się w połowie dołączyła do niego reszta grupki.

W tym momencie znów ciszę przerwał głuchy huk i trzask rozbijanego szkła. Bezwładne ciało grubasa rąbnęło o ziemię, a po chwili padły kolejne strzały, tym razem zapewne pochodzące od różnych strzelców. W sali zapanował kompletny chaos, ludzie poderwali się z miejsc, strzały wypełniły całą główną nawę.

Daina zapewne cudem uniknęła śmierci odruchowo zniżając głowę, lecz gdy nagle poczuła na twarzy oprysk ciepłej cieczy serce nagle jej stanęło. Odwróciła się powoli by ujrzeć nieruchome ciało swej przyjaciółki z dziurą po kuli z tyłu głowy.

Wrzask. Panika. Ludzie wstali z miejsc i poczęli biegać po sali. Strzały dosięgnęły kolejne osoby. Co chwila słychać było kolejny rozbijany witraż, kule dziurawiły ławki, ściany, obrazy, płaskorzeźby, rozrywały ciała. Otworzony ogień pochodził już zapewne z broni automatycznej.

Jeden z księży podbiegł natychmiast do drzwi do korytarza prowadzącego do części klasztornej i otworzywszy je szeroko zawołał wszystkich ludzi. W tym momencie precyzyjny strzał rozerwał mu aortę, a krew prysnęła na ścianę oblewając obraz Najświętszej Marii Panny.



Kolejna śmierć nie zniechęciła ogarniętych paniką ludzi. Rodzina Wietnamczyków natychmiast wbiegła do korytarza, za nimi podążyli Niemcy i kilku Włochów, a także komisarz i technicy, którzy pozostawili ciało w plastikowej folii i tak już podziurawione po policyjnym ostrzale.

- Klapa! Klapa! - krzyczał ktoś z głębi kościoła. Daina i Michał Kozłowski ujrzeli mężczyznę otwierającego klapę w podłodze. Na pewno mieli tam bliżej niż do korytarza po drugiej stronie świątyni.

Shavitrah 21-01-2012 13:35

Mówi się, że istnieje pięć etapów psychologicznych, jakie przechodzi osoba dowiadująca się o bliskiej perspektywie własnej śmierci. Co jednak, jeśli śmierć ta dotyczy drugiej, bliskiej komuś osoby? Wyglądało na to, że pierwsza reakcje w obu przypadkach jest taka sama – zaprzeczenie.

Gdy rozległy się kolejne strzały, Daina nie zastanawiała się nawet nad tym, co zamierza zrobić; zadziałał tu instynkt, dzięki któremu odruchowo przygotowała się do padnięcia na ziemię i zniżenia głowy do możliwie jak najniższego poziomu; gdy wykonywała te ruchy, chwyciła jeszcze rękaw stojącej obok Adriany i pociągnęła ją za sobą. Za późno.

Zdążyła jeszcze poczuć nagły ruch powietrza i coś, czego krople spadły na jej twarz. Gdyby przetarła policzek dłonią i zechciała jej się przyjrzeć, prawie wszechobecne ciemności znacząco by jej to utrudniły, jednak... Nie musiała. Ten charakterystyczny, metaliczny zapach był zbyt łatwy do odróżnienia. Odwróciła się powoli, obawiając się wykonać jakiegokolwiek gwałtownego ruchu i dosłownie zamarła, gdy jej zszokowany wzrok padł na czyjeś ciało leżące obok twarzą do podłogi.


Wrzasnęła i mimowolnie odskoczyła odruchowo do tyłu gdy utwierdziła się w przekonaniu, że patrzy właśnie na swoją przyjaciółkę; pomyślała, że to nie możliwe, że przecież pocisk musiał dosięgnąć kogoś innego, ale nie akurat ją. Impulsywnie chciała przysunąć się bliżej – szok prawdopodobnie pomógł jej w przezwyciężeniu obrzydzenia – i odwrócić ją, mając nadzieję, że ujrzy całkowicie nieznajomą twarz, a te ubranie i włosy są tylko zbiegiem okoliczności, fatalnym zbiegiem okoliczności...

Nie dano jej jednak na to szansy; poczuła czyjeś ręce odciągające ją od ciała. Nie dbała o to, czyje są – czy jakiegoś zupełnie obcego człowieka, czy też może mężczyzny, który podszedł do nich jakiś czas temu, czy też jeszcze kogoś innego... Szarpnęła się, jednak i tak została wciągnięta w odsuwającą się stąd grupkę ludzi. W tym samym momencie usłyszała przebijające się przez pozostałe krzyki wołanie otwierającego drzwi księdza, jednak i jego niebawem dosięgnęła kolejna kula; tym razem nie zareagowała aż tak gwałtownie, niewątpliwie bardziej poruszający widok, który zobaczyła przed chwilą, musiał ją jakoś uodpornić. Nie widziała go również aż tak szczegółowo, jak Adriany.

Przedtem nie zastanawiała się zbyt poważnie nad pomysłem ucieczki, będąc przekonaną, że jeśli tylko uda się jej pozostać niezauważoną przez - no właśnie, przez kogo? Porywaczy? - to zdoła jakoś przetrwać, nie ryzykując zbliżaniem się do okien i wszelkimi próbami opuszczenia tego budynku wbrew ich woli. Teraz jednak zrozumiała, że właściwie tylko wydostając się stąd może uchronić się od podzielenia losu Adriany i innych; w tym samym momencie usłyszała kolejne nawoływanie, tym razem dobiegające ze znacznie bliższej odległości, niż poprzednie.

- Klapa! Klapa!

Ruszyła w tym kierunku, starając się pozostać wtopioną w grupę zmierzających tam osób. Nie wychylała się i nie stawała na ich przedzie; nie zostawała również na końcu. Jeśli i w ich stronę zostaną skierowane strzały... Jak wysokie są szanse, że ciała otaczających ją osób zdołają zatrzymać pocisk, lub przynajmniej zmienić jego tor? Nie wiedziała, jednak w tej chwili wydawało jej się to całkiem rozsądne. Spostrzegła jeszcze kogoś stojącego z dala od większości, gdzieś przy bocznych filarach. Niemal całą jej uwagę absorbowała jednak chęć dotarcia do kolejnego potencjalnego wyjścia, tym razem otwieranego przez jakiegoś mężczyznę. Podejrzewała, że i ono może być obstawione, dlatego też zamierzała pozwolić podejść innym znacznie bliżej i czekać na rezultat, będąc gotową wycofać się w każdej chwili i uskoczyć gdzieś na bok, schować się za czymś i przeczekać kolejną serię strzałów przecinających panującą wewnątrz ciemność.

Lomir 22-01-2012 10:53

Gasnące światła nie wróżyły niczego dobrego. Kościół pogrążony w półmroku, rozświetlanym jedynie blaskiem świec, wyglądał jeszcze bardziej złowrogo. Ze swojej pozycji Mike nie widział za dobrze nawy głównej, stał oparty o jeden z ostatnich filarów, praktycznie drugi od strony prezbiterium. W chwilę po zgaśnięciu światła wpadł mu do głowy idiotyczny pomysł. Postanowił wyciągnąć komórkę. Nie miał do kogo zadzwonić, chyba już nie miał, jeśli to co wydarzyło się przed tym jak znalazł się w kościele było prawdą. Chciał sprawdzić czy w ogóle jego telefon złapie zasięg, czy też ci, który ich otoczyli w jakiś sposób zagłuszają sygnał.

Wystarczyła chwila, żeby architekt uświadomił sobie dlaczego ten pomysł był idiotyczny. W momencie gdy w ciemności zaświecił jego telefon odezwały się strzały.
Mike nie mógł wiedzieć, że strzały nie były skierowane do niego, tylko do otyłego mężczyzny, który wspinał się na drabinę próbując uciec. Młody mężczyzna szybko schował komórkę do kieszeni i osunął się na ziemię, plecami opierając się o filar. Starał się nie ruszać, nie wzbudzać więcej zainteresowania, jeśli to do niego strzelano, może pomyślą, że nie żyje. Tym razem nie był to pojedynczy strzał. Temu jednemu, pierwszemu, towarzyszył ogrom innych wystrzałów, które dziurawiły ławy, ściany i co gorsza ludzi. Mike w przerażeniu zaczął wierzgać nogami, a rękami zakrył głowę. Sekundy wlekły mu się w nieskończoność. Miał wrażenie, że ostrzał trwa dobre parę godzin. Z zaciśniętymi powiekami i rękami zakrywającymi głowę wyglądał żałośnie, jak dziecko, które nie chce już słuchać strasznej opowieści starszego brata.

-Klapa, klapa! – dopiero ten głos, wyłowiony z pośród oceanu innych dźwięków, ten głos, pełen nadziei wyrwał go z tego stanu. Otworzył oczy i zobaczył mężczyznę unoszącego klapę obok prezbiterium. No tak, krypta. - napomniał siebie. Choć był pewny, że w romańskich kościołach nie było podziemi, ale teraz to nie miało znaczenia. Widział w tym okazję do schronienia się przed świstającymi, nad jego głową, kulami. Nie była to droga ucieczki, gdyż krypty pod kościołami stanowiły zamknięty obszar, w którym chowano dostojników kościelnych i świeckich. Tyle pamiętał z lekcji historii architektury, których osobiście nienawidził. Znajdowała się przed prezbiterium, ale klapa prowadząca do niej była trochę dalej. Mike podniósł się na nogi i przykucnął. W tym samym momencie zauważył grupkę ludzi biegnącą w kierunku klapy i uznał, że to oni przyciągną uwagę strzelców. Puścił się więc pędem w kierunku klapy, a gdy zbliżał się do niej wykonał wślizg jak zawodowy piłkarz.

Szybko podniósł się, pomógł mężczyźnie odrzucić klapę na bok i nie bacząc na nic i nikogo, sam wskoczył pierwszy do krypty, w zasadzie na schody prowadzące pod poziom posadzki i zbiegł szybkim krokiem na dół schodów.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:49.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172