Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Åšwiat Mroku > Archiwum sesji RPG z dziaÅ‚u Horror i Åšwiat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-04-2012, 15:47   #101
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Kolejne przydatne przedmioty spadały z nieba zrzucane przez Natashę. Sally oglądała skrupulatnie każdą rzecz a ponieważ nikt specjalnie nie wykłócał się o ekwipunek wzięła dla siebie jedną sztukę granatu i wojskowy nóż.
Sakamae opatrywała Rolanda a Sally tęsknym wzrokiem wodziła po koronie drzewa, na którym nadal wisiał feralny żołnierz.

- Przydałyby się jego buty - spojrzała na swoje bose poranione stopy i ponownie zadarła głowę z wyrazem zacięcia malującym się na pokiereszowanej twarzy. - I ubranie.
Jej łachmany, nie dość, że cienkie i postrzępione, oblepiała teraz warstwa błota. Żołnierski mundur musiał być czysty i o niebo lepiej chroniłby przed deszczem i chłodem. Nie mogła przeboleć, że Natasha nie zdążyła zrzucić ciała ale dobrze chociaż, że nie skręciła sobie karku podczas upadku.

Sally złapała jedną z wojskowych racji żywnościowych. Mimo całej udręki związanej z ucieczką głód i pragnienie pozostawały dominującymi uczuciami. Piła oszczędnie, bo manierka musiała wystarczyć dla wszystkich. Jadła już bardziej łapczywie ale kiedy pochłonęła równą połowę, drugą oddała już opatrzonemu Rolandowi.

- Kiepsko wyglądasz, Sally. Mogę Cię obejrzeć? Wszystkie rany i otarcia powinny zostać zdezynfekowane i opatrzone. Zrobię to, jeśli mi pozwolisz...

Dean na tą deklarację otworzyła szeroko oczy i ciaśniej oplotła się łachmanami.
- Ja... - zaczęła lekko się jąkając - jestem brudna. Może kiedy znajdziemy źródło wody? Tak - nerwowo pokiwała głową. - Umyję się i wtedy mnie opatrzysz. Na razie nie zobaczysz nic spod warstwy brudu... - widać było, że propozycja wywołała w niej konsternację, może nawet lęk.

- Dziękuję. Później, dobrze? - jeszcze kilka razy potaknęła. - Później...

Odszukała w krzakach hełm żołnierza, który wcześniej Michelle cisnęła w zarośla. Założyła go na głowę bo dźwiganie go w ręce wydawało się zbędnym marnowaniem sił. Sally nie do końca chodziło o to aby ochraniać głowę przed ewentualnym ostrzałem ale jeśli znów zacznie padać to hełm mógł okazać się doskonałym sposobem do łapania deszczówki i pozyskania pitnej wody. Tej w tej chwili potrzebowali chyba najbardziej.

Minęło trochę czasu, zdążyła jako tako odpocząć. Miała zamiar jeszcze raz zmierzyć się z drzewem. Jeśli na starcie zauważy, że to nie na jej siły to odpuści. Ale mundur i buty tak bardzo by jej się przydały...
 
liliel jest offline  
Stary 23-04-2012, 16:32   #102
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Szli powoli i ostrożnie, nie tylko dlatego, że Blackjack stękał z wysiłku dźwigając sierżanta. W przeklętej dżungli ciężko się poruszać nawet bez dodatkowego bagażu. Uznali jednak, że ktoś musi iść na szpicy i pilnować by nie weszli wprost na zaczajonych żółtków, a nie da się tego robić ciągnąc pod ramię bezwładnego marine. Główną przyczyną ostrożności była nagła cisza. Boone nie przypuszczał, żeby chłopaków wystrzelano do ostatniego, ale nic nie można było wziąć za pewnik.
W końcu doszli w okolice miejsca obozu. Pat zatrzymał się i dał znak żeby doc ostrożnie położył nieprzytomnego na ziemi. Sam zaś ruszył przekradając się ostrożnie skokami od zasłony do zasłony. Cisza. Myślał że go ktoś okrzyknie, że dostrzeże chłopaków i da im znać błyskiem latarki, że wracają tak by nie zarobić kulki od swoich, ale na miejscu nikogo po prostu nie było. Wrócił po medyka i razem już podeszli by zacząć się zastanawiać co dalej.
Blackjack wypatrzył rannego kapitana. Zostawili go? Oberwali na tyle mocno że musieli się wycofać w pośpiechu? No ale gdzie wtedy są ciała? Gdzie inni ranni i zabici?

Zaczął oglądać uważnie ślady, choć to byłą domena Barrowa. Zorientować się nie było trudno że... oni odeszli w ich kierunku. Poszli na wrak! Więc w jaki sposób minęli się skoro dawał sobie głowę uciąć że poza... poza widziadłami nikogo innego nie napotkali?
- Coś jest nie tak. – wrócił do medyka. – Powinniśmy ich zobaczyć po drodze, szli w naszą stronę. Wyraźny ślad nie rozgałęzia się nigdzie. Prosto na nas. Co z nim?
Był ranny w głowę, to dość łatwo poznać po zakrwawionej twarzy, ale jednocześnie nie zauważył nigdzie broni i wyposażenia. Coś tu było bardzo nie tak. Rozejrzał się uważnie, trzymając broń w pogotowiu.
 
Harard jest offline  
Stary 23-04-2012, 17:54   #103
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
Rozkaz sierżanta zastał Luke'a w połowie pośpiesznego zrzutu balastu. Zanim przebrzmiały ostatnie słowa, plecak i BAR powinny już leżeć na ziemi, a on sam dochodzić wariackim sprintem truchtającego pociesznie Francuzika – nisko pochylony, gotowy do malowniczego szczupaka i brutalnego przechwytu w najlepszej futbolowej tradycji, absolutnie bez poszanowania jego stanu. W końcu kto może sobie radośnie hasać po dżungli i drzeć w najlepsze mordę, może też znieść jak mężczyzna szarżę w pełnym pędzie.

Zrezygnował, widząc, że Tongue się odwraca. On miał największą szansę zatrzymać narwańca. I powinien to zrobić. Choćby dlatego, że był najbliżej tych cholernych ruin, które wyglądały naprawdę paskudnie, idealnie wręcz na zasadzkę. A bez względu na to, co się Viggonowi we łbie przestawiło, raczej nie sprawiał wrażenia kogoś, kto zwracał uwagę na byle drobiazgi. Cienkie druty, naruszone kamienie, takie rzeczy. Wylatując w powietrze z połową budowli, właśnie jemu zrobiłby najbrzydszego psikusa. Poza sobą. A jednak skośnooki kapral go przepuścił. Może zobaczył więcej niż inni. Tak jak Summers ostatnim razem.

Zaklął, splunął, podniósł broń do ramienia. Jak dotąd nic nie wybuchło, nikt też nie zaczął strzelać. Trzeba więc było pomyśleć o wdrożeniu planu Collinsa. Jako wsparcie, miał przynajmniej ten komfort, że nie wchodził pierwszy.
 
Betterman jest offline  
Stary 23-04-2012, 19:29   #104
Cas
 
Cas's Avatar
 
Reputacja: 1 Cas jest na bardzo dobrej drodzeCas jest na bardzo dobrej drodzeCas jest na bardzo dobrej drodzeCas jest na bardzo dobrej drodzeCas jest na bardzo dobrej drodzeCas jest na bardzo dobrej drodzeCas jest na bardzo dobrej drodzeCas jest na bardzo dobrej drodze
Zdejmując sierżanta ze swego barku poczuł się tak lekko, że przy jednym podskoku, mógłby polecieć w górę niczym balon z helem. Przynajmniej tak mu się wydawało. Kiedy człowiek wpada w bagno choćby i z zasady nie może się wyrwać, a większego bagna nie widział jak długo żyje. Dlatego pomimo całkiem przyjemnego wrażenia, nie odmówił sobie wyciągnięciem pistoletu z kabury. Wolał nie ryzykować, że Japończycy wyślą kilku swoich, by sprawdzić co zostawili po sobie Amerykanie.

Nim w ogóle Boone zaczął mówić Blackwood zdążył rozeznać się w sytuacji. Pocięte kulami zarośla po drugiej po drugiej stronie zdecydowanie musiały paść ofiarą jakiegoś maniaka, któremu ktoś chyba tylko w akcje desperacji wręczył broń ciężką. Summers ...

Dzięki temu mógł przynajmniej dojść skąd nadszedł atak Japończyków. Fakt wart tyle co nic, ale zawsze to jakiś sposób by uspokoić skołatane myśli. Tym bardziej, że jeden rzut oka na ciało ich jeszcze widocznie nie takiego niedoszłego dowódcy pozwalał przeczuwać najgorsze.

Kapralowi odpowiedział tylko wzruszeniem ramion. Nie zdążył jeszcze zacząć martwić się, gdzie podziali się jego koledzy. Poza tym naprawdę wolał nie myśleć w tej chwili o dziwacznie rozmieszczonych śladach. Teraz miał ważniejsze sprawy na głowie.

- Gdziekolwiek się nie podziali nadal powinni być całkiem liczni. Dodatkowo prawdopodobnie z kilkoma rannymi i brakiem umiejętności w poruszaniu się po takim terenie. Mniejszej grupie zawsze łatwiej znaleźć większą. Najpierw zajmijmy się rannym, potem możemy szukać reszty.

Jak powiedział, tak też uczynił. Zbliżył się powoli do kapitana, odbezpieczając jednocześnie broń. Wolał nie ryzykować. Widział w swoim życiu jak dziwnie potrafi zareagować ciało po takiej ranie. Układ nerwowy bez wsparcia mózgu jakby nie mógł uświadomić sobie, że życie uleciało już dawno temu. Pozostały więc tylko impulsy, miotające zwłokami w potrafiących przerazić nawet najtwardszych konwulsjach.

Była też druga możliwość, ta bardziej przerażająca. W jego myślach pojawiła się postać ślepego Japończyka, który pomimo śmiertelnych ran nadal parł ku trójce żołnierzy. Nie życzyłby kapitanowi takiego końca, ale nawet gdyby chciał, nie potrafił wykluczyć tej alternatywy. Dlatego zatrzymał się dobry metr od Sandersa.

- Kapitanie, tu Blackjack, słyszy mnie kapitan?

Stał tak przez chwilę, próbując ze swego miejsca dokładnie ocenić ranę w głowie przełożonego. Na ile to możliwe chciał wiedzieć, czy ten miał w ogóle szansę przeżyć taki postrzał.
 
Cas jest offline  
Stary 23-04-2012, 19:33   #105
 
Hesus's Avatar
 
Reputacja: 1 Hesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnie
Jeszcze przed chwilą zastanawiał się czy nie wdrapać się na drzewo i nie zdjąć wisielca.
Teraz siedział znów pod drzewem a Japonka opatrywała mu ranę. Umysł płatał mu figle, jego poczucie czasu musiało być zakłócone skoro uciekały mu całe minuty.

- Morfina? Nie, nie ma potrzeby - Uśmiechał się do Sakamae kiedy ta zajmował się jego raną. - Chwycił ją za rękę - Robisz naprawdę dobrą robotę. Dziękuję.

Podźwignął się na nogi. Opatrunek był świetnie założony, nie krępował ruchu i ból, nie był już taki dokuczliwy. Poczekał na swoją kolej i dorwał się do manierki. Wraz z wodą do jego duszy wlała się odrobina nadziei, pierwszy raz od miesięcy poczuł coś, że chyba jest sens jeszcze trochę się pomęczyć.

- Wezmę ten karabin jeśli nie jest Ci potrzebny - wyciągnął ręce po znalezisko, w końcu był tu jedynym mężczyzną i mimo, że nie było tot akie oczywiste chyba powinien zająć się bezpieczeństwem kobiet.
 
__________________
Nikt nie jest nieśmiertelny.ODWAGI!
Hesus jest offline  
Stary 23-04-2012, 20:51   #106
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację



WSZYSCY


W brzasku poranka w dżungli robiło się coraz jaśniej. Powoli pojawiały się pierwsze barwy, poza szarością i ciemnością. Zieleń. Zgniła zieleń, szara i jakby wyblakła. Widzieli plamy pleśni na pniach drzew i cętki szarego liszaja trawiącego szerokie liście poszycia.

Paleta barw stawała się coraz wyraźniejsza. Pojawiały się brązy i żółcie w rozmaitych odcieniach oraz kolejne rodzaje zieleni.

Robiło się coraz jaśniej, a z ziemi zaczęła unosić się mgła. Sine pasma szarej, lepkiej, cuchnące substancji. Jak zepsuty oddech jakiegoś zapomnianego stwora. Duszący nie tylko płuca, ale również zmysły ludzi.



W takiej mgle dźwięki wydawały się być stłumione, obrazy zniekształcone, a myśli ... myśli same kierowały się w stronę tego, co mogło skrywać się za tymi smrodliwymi oparami.

A coś się kryło. Wszyscy zagubieni na tej wyspie ludzie wyczuwali to przez skórę.

Każde poruszenie w coraz gęstszym tumanie powodowało, że ich serca biły w przyśpieszonym rytmie.






Boone, Blackwood


Mgła.

Mieli wrażenie, jakby podniosła się razem z promieniami słońca. Jakby dzienna gwiazda i te opary były ze sobą w ścisłym, upiornym związku.

W jednej dosłownie chwili.

Sanitariusz zawołał oficera po nazwisku.

Sanders usłyszał goi zaczął się odwracać. Powoli, jakoś dziwnie niezgrabnie.

Nie wiadomo dlaczego, ale ruch ten wydawał się obu żołnierzom dziwnie nienaturalny. Jakby zakrwawiony mężczyzna uczył się ciała na nowo.

Przez chwilę spoglądał na obu podkomendnych tępo, a potem .... potem rozdziawił gębę i wrzasnął.
Wrzasnął z głębi płuc, wrzaskiem tak strasznym, że nawet nawykli do wojennych okropieństw marines poczuli jak zimne macki strachu zapuszczają się do ich serc.

Tak nie mógł wrzasnąć nikt normalny. Żaden człowiek.

Najgorsze jednak miało się dopiero zdarzyć.

Nim przebrzmiał krzyk kapitana poszatkowane pociskami krzaki poruszyły się gwałtownie i ktoś lub coś z nich odpowiedziało tak samo przeraźliwym krzykiem.

Kapitan ruszył w ich stronę. A oni wyraźnie widzieli ... jak coś czarnego i lśniącego poruszyło mu się w nadal rozdziawionych szeroko ustach.





Dempsey, Dean, Yoshinobu, Wickham, Webber


Sakamae faktycznie spisała się doskonale. Świeży opatrunek zrobiony z pomocy medycznych z prawdziwego zdarzenia został założony z godną podziwu wprawą. Ronald poczuł się znacznie lepiej, kiedy Japonka skończyła udzielania pierwszej pomocy. Oczywiście nadal musiał uważać na gwałtowne ruchy, ale raczej nie groziło mu ani zakażenie krwi, ani wykrwawienie się. Yoshinobu była mistrzynią bandaża a w jej spokojnych, opanowanych ruchach widać było wielką wprawę.

- Nie żartuj sobie, jesteś blady jak ściana i się wykrwawiasz. - Na propozycję oddania karabinu Webber zareagowała przeczącym ruchem głowy. - Wystarczająco pomożesz, jeśli będziemy mogli ruszyć dalej. Trzeba znaleźć miejsce, w którym Sakamae poskłada cię do kupy i odpoczniemy.

W tym czasie Sally Dean podjęła się kolejnej próby rozszabrowywania zwłok nieszczęsnego spadochroniarza. Jednak po sforsowaniu kilku gałęzi zakręciło się jej w głowie i dziewczyna musiała szybko zejść na dół, by nie spaść. Była za bardzo osłabiona, aby ryzykować takie manewry. Jeszcze.

Mgła.

To, że się podniosła zauważyli z pewnym opóźnieniem. Jakby wypłynęła z mokrej od deszczu ziemi w jakiś niesamowity, szybki sposób.

Opar miał w sobie coś upiornego. Jakąś ... złą aurę. Jakby mgła była drapieżnikiem polującym na zagubionych w dziczy ludzi. Albo .. skrywała takiego napastnika.

Do uszu ocalonej piątki rozbitków dotarł z boku jakiś dziwny dźwięk. Odległy, z kierunku trudnego do określenia przez mgłę. Jakby .... dziki wrzask. Albo raczej krzyk jakiegoś drapieżnika.

Wszystkim byłym więźniom przed oczami stanęły nagle skrzydlate stwory z plaży.

Nim serca zdążyły mocno przyśpieszyć złowili kolejny dźwięk.

Tym razem bardziej normalny.

Silnik samochodu. Gdzieś, niedaleko od nich przez dżunglę jechał jakiś pojazd.
Sądząc po odgłosach, terenowy jeep, może nawet jakaś ciężarówka. Mgła tłumiła jednak dźwięki i poza prawdopodobnym kierunkiem, gdzie znajdował się samochód, nic więcej nie potrafili powiedzieć.





Harikawa

Harikawa ruszył ostrożnie w stronę złowieszczych ruin, widząc jak Viggon znika w ich wnętrzu. Jak na tak poważnie rannego Francuzik poruszał się nadzwyczaj szybko.

Kątem oka upewnił się tylko, że reszta oddziału podnosi się i szykiem ubezpieczonym rusza w stronę ruin.

To dodało Yametsu odwagi i pewności siebie. Z bronią gotową do strzału, powoli i ostrożnie zanurzył się w mrok wypełniający wnętrze budowli.

Sama ruina wydawała się niezbyt duża. Stożek na planie koła o średnicy góra dwudziestu metrów. Wysoka na jakieś dziesięć metrów. Paskudna. Zrobiona z ciemnego, najpewniej wulkanicznego kamienia.

W środku jednak, przez nie rozproszoną jeszcze ciemność budynek zdawał się by ć o wiele większy. Bardziej obszerny.

O nie. Harikawa nie był głupcem. Zatrzymał się w wejściu. Wsłuchał w ciemność. Spróbował dojrzeć cokolwiek w gęstym mroku budowli. Bez rezultatu. Zmysł wzroku był prawie kompletnie nieprzydatny.

Zmysł słuchu jednak przydał się bardziej.

Niestety.

Amerykanin japońskiego pochodzenia usłyszał, bowiem jakieś dziwne, jękliwe słowa dochodzące z ciemności. Dobiegały gdzieś mniej więcej ze środkowej części wnętrza budowli. W dziwnym rytmie. Kilka niezrozumiałych słów, następnie jakiś mlaszczący, nieco obrzydliwy odgłos, po nich kolejne kilka słów i znów ten odrażający, lepkawy dźwięk.

Yametsu nie miał pojęcia, co skrywa ciemność, ale nagle zapragnął oddalić się od niej najszybciej, jak tylko zdoła.





Collins, Noltan, White, Summers

- Idziemy tam, marszem ubezpieczonym - powiedział Collins, a reszta oddziału podniosła się niechętnie z miejsc.

Niedźwiadek podniósł się z miejsca. Jego szczera twarz zwróciła się w stronę Collinsa.

- Niech ktoś pomoże mi targać Sandsa – zaproponował.

- Ja pomogę – odpowiedział Noltan.

Ruszyli, zatem powoli.

Collins, White i Summers nieco z przodu, a Berenger i Noltan kilka kroków za nimi.

Nim dotarli jednak do celu wydarzyło się coś, co pokrzyżowało im nieco szyki.

Mgła wokół nich zgęstniała w jednej chwili. Dosłownie.

Tak jakby ktoś rzucił przy nich świecę dymną.

A potem ....

Potem zakłębiła się gwałtownie układając w przeraźliwy, wyraźny kształt demonicznej, zniekształconej twarzy z otwartymi dzikim wrzasku ustami.



Sands krzyknął. Niedźwiadek również puszczając ramię niesionego kolegi, który teraz całym ciężarem oparł się na Noltanie.

Zed zachował zimną krew, ale kosztowało go to niemało wysiłku. White wrzasnął i skoczył w bok nie wypuszczając jednak broni i hamując po dwóch, trzech krokach. Jeszcze chwila i zniknie we mgle. Noltan jęknął, nie bardzo dowierzając temu, co widzą jego oczy. A Summers zamarł, przejęty grozą. Tylko na chwilę. Na krótką chwilę.

A potem wszyscy usłyszeli ... japońskie rozkazy wykrzykiwane gdzieś za ich plecami. We mgle.

Czyżby patrol, z którym strzelali się jakiś czas temu wrócił z posiłkami i zaszedł ich od tyłu? To było bardzo prawdopodobne.
 
Armiel jest offline  
Stary 24-04-2012, 08:44   #107
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Zaskoczyła ją reakcja Ronalda. Już od dawna nikt nie trzymał jej dłoni w swojej. Ten gest wydawał się jej tak intymny, że z trudem opanowała się na tyle, żeby nie wyrwać ręki i kontynuować zakładanie opatrunku. Powtarzała sobie, że to nic, oni mają inne podejście, w tym geście nic nie było... a jednak w twarzy rannego ujrzała twarz innego mężczyzny, również cierpiącego, również ciepłym dotykiem dziękującego za opiekę... choć jej wysiłki poszły na marne. Jedyny człowiek, którego kochała, który dał jej szczęście na tak krótko... Sakamae powstrzymała łzy i schowała się za ochronnym pancerzem profesjonalizmu. Nie czas i nie miejsce na wspomnienia. Opłakała męża lata temu, nie powinna wracać do żałoby. Nie należy myśleć o martwych, gdy żywi potrzebują pomocy...

Jednak jeszcze bardziej zaskoczyła ją reakcja Sally. Kobieta faktycznie była brudna, ale miejscowo można było oczyścić skórę choćby odrobiną wody z manierki albo wodą zebraną z liści kawałkiem bandaża. Później... Widać było, że ją skrzywdzono...

Pół porcji jedzenia i kilka łyków wody to było i tak więcej, niż Japonka mogła zmieścić w skurczonym żołądku. Próbowała sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz jadła - i nie potrafiła. Żuła bardzo powoli i starannie, w tych warunkach nie mogła sobie pozwolić na marnotrawstwo ani kęsa.

Mgła, która podniosła się po wschodzie słońca nie byłaby niczym niezwykłym, gdyby nie smród, który jej towarzyszył. Niby w pobliżu mogły być bagna, ale coś jej mówiło, że to nie jest jedyne wytłumaczenie. Z oparów emanowało jakieś pierwotne zło... Niemal podskoczyła w miejscu, gdy w lepkiej ciszy rozległ się upiorny skowyt. Raz... I nie powtórzył się więcej. Wyobraźnia podsuwała najbardziej fantastyczne obrazy, widziane w książkach, chowanych na najwyższych półkach, żeby dzieci ich nie oglądały. A przecież to mógł być zwykły drapieżnik, zwierzę żyjące spokojnie w tropikalnym lesie. Mógłby...

Jednak to odgłos jadącego samochodu poderwał kobietę na nogi. Nie miała wątpliwości, że stanowił zagrożenie. Na tej wyspie tylko armia cesarska mogła mieć pojazd, a oni byli zbiegłymi jeńcami. Powinni uciekać, albo się schować... a może oni pojadą bokiem? Lepiej było nigdzie się nie ruszać i modlić, żeby nie zostali znalezieni? Co w takim razie z jedzeniem? Jakoś przeszła jej ochota, żeby we mgle szukać roślin zdatnych do jedzenia. Może jednak lepiej byłoby pójść w tym samym kierunku, w którym jechał samochód? Tyle że w ten sposób mogli się błąkać jeszcze długo...

Sakamae zacisnęła usta w wąską kreskę w nardzo charakterystycznym już grymasie. Biła się z myślami, niezdolna do podjęcia decyzji. Ostatecznie decyzje podejmowano za nią, ona miała rzetelnie wykonywać polecenia... Nie przyzwyczaiła się jeszcze do nowo uzyskanej wolności.
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein
Viviaen jest offline  
Stary 24-04-2012, 21:47   #108
 
Bogdan's Avatar
 
Reputacja: 1 Bogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie coś
UCIEKAAAAJ!!!

Instynkt nie myśli. Nie rozumuje. Działa. Dwie proste możliwości. Walcz albo uciekaj! Nagły skok adrenaliny i reakcja organizmu. Ta sama od tysiącleci. Ta sama, dzięki której włochate małpy przetrwały jako gatunek. Skoczył w bok i zaczął przebierać nogami zanim jeszcze świadomość przeanalizowała rodzaj i stopień zagrożenia. Uciekł. Bo tak dyktowała potrzeba przetrwania. Bo coś, czego nie rozumiał, a co budziło grozę pojawiło się nagle i w niezaprzeczalny, choć nieodgadniony sposób wzbudziło poczucie zagrożenia i panikę.

Fala paniki chlasnęła w twarz zwierzęcym strachem, ale to co ludzkie wydarło się na wierzch. Analiza. Wciąż na granicy gęstniejącego tumanu i decyzji co dalej White zatrzymał się po kilku krokach.
Zdołał się otrząsnąć. Mózg się bronił. Pracował na wysokich obrotach i mielił informacje…
….pozostali zostali z tyłu….
….nikt więcej nie biegł….
….poza mamiącym oczy mgielnym tumanem cała reszta pozostawała taka jak przedtem….
Słuch łowił jeszcze nierozpoznawalne odgłosy japońskich słów.
….a bezpieczeństwo tkwi w mnogości… sardynki wiedzą o tym doskonale…. nawet tuńczyki….
….nie uciekaj….
….sam zginiesz….
….zgubisz się, a potem umrzesz…. ranny, pozbawiony pomocy….
….cofnij się…. powróć do swoich….
….chroń w grupie….
Tkwił wciąż na granicy podczas gdy strach przed TYM walczył z obawą przed TAMTYM.
…w końcu to co wiedział o wojnie? – myślał gorączkowo – Tej prawdziwej. Prowadzonej przez Japończyków? Niewiele, prawie nic. W wojsku był od roku. Na linii frontu zaledwie od kilku godzin. Nie miał zielonego pojęcia o nowych broniach tych żółtków. Tych nieznanych. A jak się zastanowić, to niedalekie pojedyncze japońskie słowa można było skojarzyć z… tą emanacją! Jakoś nie potrafił znaleźć określenia dla tego, czego był przed chwilą świadkiem. Ale… mogło to mieć związek z ich tajemniczym zadaniem. Tym, którego celu nie zdążył poznać. Tak… to mogła być nowa wunderwaffe japsów…. straszna , paraliżująca zmysły… ale ludzka… - mózg wciąż gorączkowo bronił się przed koszmarem – Opanuj się Benny. Uspokój chłopie…. Zawróć!

Wreszcie powoli, na wciąż drżących nogach wycofał się z mgły w kierunku oddziału. Ciągle blady jak trup, zawstydzony, ale w sumie nawet trochę dumny z siebie. Opanował się. Przemógł strach! Do dupy ta wasza broń parchate japsy…. Nie ze starym Bennym takie sztuczki….
 
Bogdan jest offline  
Stary 25-04-2012, 08:51   #109
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Było ślisko jak diabli, a on akurat się rozglądał dookoła, zamiast uważać gdzie stawia stopy. Chwila nieuwagi i Mark poślizgnął się zjeżdżając po zboczu w dół, w ciemność. Starał się jakoś kontrolować upadek i nawet dobrze mu szło dopóki nie uderzył głową w pień. Potem … potem była ciemność.
A później krzyk, pisk, wizg. Wszystko na raz. Do świadomości nieprzytomnego mężczyzny przedarł się brutalnie dźwięk niepodobny do niczego innego. Świdrujący, nieznośny , wręcz bolesny.

Barrow gwałtownie otworzył oczy w następnej chwili nie mniej gwałtownie siadając. Odruchowo zatkał rękoma uszy i rozejrzał się całkiem już przytomnie by sprawdzić co tak wyje.
Wpierw dostrzegł mgłę, białą, gęstą, lepką, potem towarzyszy. Boone i Blackwood na coś się gapili. Spojrzał w tym samym kierunku i zamarł. Ku nim szedł ich kapitan. Zakrwawiony, poruszał się sztywno z rozdziawionymi ustami i czymś czarnym w środku. Mark zerwał się na równe nogi. Pamiętał tego Japońca i robale, które z niego wylazły. Paskudna śmierć.
- Dajcie mi karabin! – krzyknął zdenerwowany do towarzyszy.
W tej chwili w krzakach coś się poruszyło i usłyszeli kolejny wizg. Tym razem Selby nie zasłonił uszu, ale i tak poczuł jak ścierpła mu skóra, a twarz wykrzywiła mu się z bólu.
- Sir. Co się z Panem dzieje, Sir? – spytał zupełnie zdezorientowany.
Kapitan mu nie odpowiedział kontynuując marsz.
- Sir proszę się zatrzymać!
Sanders go nie słuchał.
- Boone, Blackwood jeśli kapitan Sanders zrobi jeszcze jeden krok macie postrzelić go w nogi. – powiedział wyraźnie.
- To rozkaz. – stwierdził mając w duchu nadzieję, że przełożony się jednak zatrzyma, albo przynajmniej coś powie.
 

Ostatnio edytowane przez Tom Atos : 25-04-2012 o 09:02.
Tom Atos jest offline  
Stary 25-04-2012, 15:28   #110
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
Japońskie poszczekiwanie za plecami otrzeźwiło go momentalnie. Potępieńcze wrzaski, krwiożerczy nudyści i upiorne kształty we mgle nie sprzyjają może dobremu samopoczuciu, ale nic tak nie psuje humoru jak kulka w dupie. Zdecydowanie nie uśmiechał mu się powrót do domu na stojąco, a już na pewno nie w skrzyni.
Ta wyspa robiła ich w wała od samego początku, mogła teraz grzecznie zaczekać z dziwactwami, aż wykażą się jej skośnoocy lokatorzy. A z nimi marines potrafili sobie radzić.

Odwrócił się i nie tracąc czasu na beznadziejne w takich warunkach poszukiwania sensownej osłony, po prostu położył płasko na ziemi. Postman powinien mieć dosyć rozumu, żeby nie wyleźć mu prosto pod lufę. Zresztą zwalistego Teksańczyka nawet w takiej śmietanie niełatwo byłoby pomylić z Azjatą. Niedźwiadka też. A Yvan nie za dobrze radził sobie z samodzielnym chodzeniem.
Każdy, kto nie pasował do tego profilu, powinien liczyć się z przyjacielską serią na dzień dobry.

Przynajmniej dopóki Collins nie wyryczy gdzieś z boku odmiennych rozkazów. Zechce pewnie przesunąć się ostrożnie do ruin i tam urządzić obronę z prawdziwego zdarzenia. Luke, owszem, doceniłby konkretny kawałek ściany za sobą, ale z pchaniem się do środka wolał zaczekać na efekty rozpoznania.
 
Betterman jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest WÅ‚.
Uśmieszki są Wł.
kod [IMG] jest WÅ‚.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
Pingbacks sÄ… WÅ‚.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:41.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172