Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-10-2012, 10:59   #21
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Przytulona do ramienia Doktorka obserwowała dyskretnie sytuację na Bednarskiej. Miała nadzieję, że Beniaminek z nowym szczęśliwie nawiali tak jak oni.

Nienawidziła tego co robili. Tej całej konspiracji, tego ciągłego strachu i działania w niebezpieczeństwie, niepewności. Jednocześnie wiedziała, że nie potrafi ukrywać się jak szczur, licząc na to, że przeżyje, że szkopy się nią nie zainteresują. Marzyła o zwykłym, nudnym życiu sprzed wojny, ale nic na chwilę obecną nie było pewne. Nie mieli przyszłości dopóty, dopóki sami jej sobie nie zapewnią. Dlatego wstając codziennie z łóżka zagryzała wargę prawie do krwi i robiła to, czego od niej oczekiwała ojczyzna.

Po tym jak w końcu opuścili cuchnący tunel odetchnęła wilgotnym powietrzem z prawdziwą przyjemnością. Adrenalina odpuściła na dobre i teraz czuła jak bolą ją wszystkie mięśnie. Ukryci w tunelu, zapędzeni przez szwabów jak zwierzęta na polowaniu siedzieli w napięciu, gotowi bronić swojego życia nawet gołymi rękoma. Kiedy z ciemności wyłoniło się to dziecko, Tunia przez chwilę była przekonana, że widzi ducha. Przez moment nawet chciała się zerwać i pobiec za małą w głąb, jak za jakimś przewodnikiem z zaświatów. Tylko zdrowy rozsądek podpowiadał jej, żeby się nie ruszać. Wiedziała, że ludzie, którzy ich ukryli ryzykowali własnym życiem.

Doktorek natomiast zdawał się nie tracić energii. Postanowili oboje, że sprawdzą sytuację w nagranym przez Tarczę miejscu. Trzeba było zdobyć te cholerne dokumenty, tak żeby fryce nie dostali ich w swoje łapska. No i upewnić się co z resztą grupy.
Nawet nie pamiętała drogi. Szli szybko, obmywani przez deszcz. Pogoda na szczęście sprzyjała ich planom. Niemcom nie chciało się wyściubiać nosa w taką aurę. Niemal zachichotała, kiedy mijali jakiś zagubiony patrol słysząc jak jeden ze szkopów klnie pod nosem jak szewc.
Przystanęli w docelowej ulicy żeby się rozejrzeć. Udawała, że poprawia kołnierzyk w koszuli Doktorka, jednocześnie szukając oczami właściwego numeru. To Doktorek ich pierwszy wypatrzył. Ukryli się w jednej z sąsiednich bram. Prawie podskoczyła z radości jak małe dziecko. Skinęła jednak tylko głową do towarzysza. Dopiero kiedy dotarli do kolegów pozwoliła sobie na uśmiech.

- Nawet nie wiecie jak się cieszę, że tu dotarliście cało i zdrowo. To jak? Bierzemy się do roboty?
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
Stary 06-10-2012, 19:00   #22
 
Szamexus's Avatar
 
Reputacja: 1 Szamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znany
TUNIA, BENIAMINEK, STRYJ, DOKTOREK

Po chwili byli w komplecie, Stryj wszedł w bramę prawie niezauważony. Przywitali się jeszcze raz, szybko i rzeczowo jako że pierwsze spotkanie zostało tak niespodziewanie przerwane.
- Myślę, że najlepiej będzie jak ja z Beniaminkiem zorganizujemy dywersję, a wy wejdziecie do spalonego mieszkania. Może spróbujemy podać się za hydraulików i pod pretekstem, że gdzieś rura przecieka zapukać do tego szpicla.
Zaproponował jako pierwszy plan działania. Jakiś, ale trzeba było się spieszyć. Spojrzeli po sobie, wyrażając ogólną aprobatę.
- Doktorek Ty na czujce, oko na ulicę i podwórze, Tunia - szybciutko wchodzisz do lokalu, namierzasz dokumenty i schodzisz na dół. Konstanty, klucz, potrzebujemy kluczy do spalonego lokalu. Potrzebujemy pomocy stróża Dudzińskiego, albo, albo musimy drzwi otworzyć siłą .. żeby Tunia mogła wejść.
Doświadczenie Beniaminka szybko się ujawniło … planowanie to podstawa.
- Musicie zneutralizować szpicla. Musimy mieć plan w 100% wykonalny. Nie możemy liczyć na to że drzwi będą otwarte, albo że stóż na pewno ma i da klucze. Tunia sama nie wyważy drzwi. … Głośno myślał Doktorek ….
Stryj, zmarszczył brwi słysząc “zneutralizować” - nie zabił jeszcze człowieka i nie ….
- Tak, za małe mamy w tej chwili zasoby możliwości, tak zrobimy. Przerwał myśl Stryja Beniaminek stanowczym stwierdzeniem. Tunia słuchała z uwagą w milczeniu.
- Tunia jak zdobędziesz dokumenty wychodzisz i po drodze pukasz do drzwi na przeciwko. Nie zatrzymujesz się, schodzisz na dół i nas nie ma. Kontynuował Beniaminek. - Potencjalne drogi ucieczki w zależności od sytuacji - przez klatkę schodową na drugą stronę kamienicy, kanalizacja - jest studzienka blisko bramy w podwórzu, też od ulicy lub do nieba, zażartował, - czyli dachem.
- To najbardziej rozsądny plan, jak na tę sytuację. - powiedziała Tunia marszcząc brwi w zamyśleniu. - Jak nas ostrzeżesz jeśli coś poszłoby nie tak ? - spytała jeszcze Doktorka
- Standardowo zagwiżdżę , uchylcie okna jak tylko wejdziecie do mieszkań. W sytuacji gdy uznam że musimy pędzić na dach to ja dołączę do Was. W innym wypadku spotykamy się piorunem na dole. Odparł Zygmunt.
- W porządku - Tunia szybko kodowała w głowie plan działań.
Odczekali chwilę i zaraz jak przejechał patrol ruszyli do akcji.

BROŃ:
beniaminek: Vis wz.35
doktorek: Vis wz. 35
 
__________________
Pro 3:3 bt "(3) Niech miłość i wierność cię strzeże; przymocuj je sobie do szyi, na tablicy serca je zapisz"

Ostatnio edytowane przez Szamexus : 06-10-2012 o 19:16. Powód: studzienka również na ulicy
Szamexus jest offline  
Stary 06-10-2012, 21:36   #23
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
SPRZĘGŁO


Babcia Elizy okazała się niemłodą, ale nadal urodziwą kobietą. Tylko jej oczy zdradzały znużenie życiem. Nie było w tym jednak nic dziwnego. Kto bowiem w tych wojennych czasach nie miał tego cienia w oczach?

Starsza kobieta siedziała na bujanym fotelu, szczelnie opatulona kraciastym kocem. Zmierzyła Alberta uważnym, taksującym spojrzeniem. Nic nie mówiła. To Wilga przywitał się pierwszy, jak międzywojenny gentleman.

To wywołało uśmiech na twarzy seniorki. Piękny uśmiech, który na chwilę rozweselił nawet jej ciemne, zachmurzone oczy.

- Zje pan z nami zupę.

To nie było pytanie i już po chwili całą trójką siedzieli przy zasłanym czystym obrusem stole w dużym pokoju.

Podczas posiłku, na który składała się zupa jarzynowa i chleb, rozmawiali niewiele, ale Sprzęgło dowiedział się, że babcia Elizy nazywała się Anna i przed wojną była bibliotekarką.

Za dużo informacji. Zbyt wiele danych. Ta wylewność kobiety poruszyła jakąś strunę niepokoju w umyśle żołnierza podziemia. Jakąś nutkę ... podejrzliwości. Sam nie wiedział, skąd budził się ten niepokój, bo obie kobiety zachowywały się uprzejmie, jak damy. Nie pytały o nic. Nie drążyły niczego. Ale ...

Właśnie. Ale. Ale coś było nie tak i jakiś pierwotny instynkt podpowiadał Albertowi Wildze, że coś jest nie tak.

Skończył swoją porcję, kiedy rozległo się niespodziewanie pukanie do drzwi.

Obie kobiety spojrzały na siebie zaniepokojone. Szczególnie wzburzona była Eliza.

- Niech pan się schowa – powiedziała. – Ja otworzę.

Pukanie powtórzyło się. Głośniej. Bardziej natarczywie.

- Już idę – zawołała dziewczyna i wstała od stołu wpatrując się w gościa z przestrachem i błaganiem w oczach. – Proszę chwilkę poczekać!


POETA


Dla Poety czas był najważniejszy. To wiedział.

Łowicki już pewnie trafił na Szucha. Pewnie zaczynali pierwsze przesłuchania. Ile czasu potrzeba, by starszy mężczyzna został złamany? Kiedy wyda swój kontakt.

Niemcy nie byli głupi. Jak tylko dowiedzą się o listonoszu, przyjdą na pocztę. Ustalą, kto bywał u Łowickiego. Prędzej czy później.

No chyba, że stary Łowicki okaże się twardy i nic, nikomu nie powie.
Ale na to Sebastian liczyć nie mógł.

Spakował się szybko.

Miał kilku znajomych, u których mógł zatrzymać się na jeden dzień. Więcej nie mógł ich narażać.

Do porannej mszy został jeszcze niemal cały dzień. To szmat czasu. Musiał jednak uzbroić się w cierpliwość.

Wybór padł na Mateusza Skalnika. Dobrego kolegę. Również listonosza. Z tego, co wiedział Poeta Mateusz też był a Armii Krajowej. Raz nawet pracowali razem.

Sebastian zebrała swoje skromne rzeczy i udał się na przystanek tramwaju. Przestało padać ale na ulicach zalegały kałuże.

Przed przystankiem ulicznik sprzedawał gazety oczekującym na tramwaj ludziom.

- Kuuurier Warszawski – krzyczał młodziak przeciągając pierwszy wyraz w zabawny, kojarzący się z kresami sposób. – Kuuurier Warszawski.

Niedaleko przejechał jakiś samochód.

I wtedy Sebastian ujrzał znajomą twarz. To był „Fryzjer”. Chłopak, który razem z nim składał przysięgę żołnierską.

Ujrzał kogoś jeszcze. Nie znał tej dziewczyny, ale musiała być łączniczką. Zapewne ustalonym gestem poprawiła apaszkę na szyi i ruszyła w stronę najbliższej bramy. Zza zakrętu wyjechał samochód osobowy. A „Fryzjer” zamrugał nerwowo chowając ręce pod długi płaszcz.

„Poeta” był pewien, że na ulicy jest więcej żołnierzy AK, nie tylko „Fryzjer” i że za chwilę ktoś w samochodzie osobowym będzie miał problemy.

A na ulicy rozpęta się piekło.


BENIAMINEK, STRYJ


Ruszyli wykonać swoje zadanie. Plan był dość ryzykowny. Wiedzieli o tym. Ale podjęli to ryzyko.

Stryj zagadał z Dudzińskim, który – dość niechętnie, – ale przekazał mu klucze, nakazując jednak wyrzucić z okna na podwórze gdyby coś poszło nie tak, lub oddać mu osobiście. Widać było, że mężczyzna się boi, lecz że jest dumny z tego, że może pomóc. Nie był głupcem. Domyślił się. Ale w tej chwili Konstanty był pewny stróża, jak samego siebie. Prawdziwy Polak. Patriota.

Najpierw szpicel.

Torba z narzędziami miała posłużyć jako kamuflaż. Tunia czekała niżej. Miała wejść do „spalonego mieszkania” dopiero wtedy, kiedy oni załatwią problem, który czaił się naprzeciwko.

Doktorek został „na czujce”.

Zapukali do drzwi. Wyczuli czyjąś obecność po drugiej stronie.

- Kto tam? – zapytał męski głos.

- Hydraulicy – powiedzieli prawie jednocześnie.

Starali się być opanowani i sprawiać wrażenie nie zainteresowanych robotą. Jak każdy szanujący się hydraulik.

- Jest jakiś problem – powiedział Beniaminek potrząsając torbą z narzędziami, aby uwiarygodnić ich rolę.

- Rurka gdzieś pierdykła, panie szanowny – dodał Stryj przywołując cały swój kunszt wyniesiony z teatru.

- Możliwe, że gdzieś u pana w domu – dodał młodzieniec, wyczuwając chwilę wahania po drugiej stronie.

Szczęknęły odsuwane rygle. Ale nie tylko one. To ostatnie usłyszał Beniaminek. Za drzwiami ktoś przeładował broń.

Nie miał czasu na wahanie. Kiedy tylko drzwi uchyliły się lekko stary wiarus naparł na nie już z bronią w ręku. Strzelił dwa razy przez szczelinę. Tłumik wyciszył strzały, ale nie wyciszył krzyku trafianego szpicla. Na szczęście ten nie wrzasnął głośno.

Beniaminek i Stryj wpadli do środka, szybko zatrzaskując za sobą drzwi. Trzeci strzał – prosto w głowę – uciszył agonię niemieckiego agenta. Z ręki szpicla wypadł niemiecki pistolet.

Znaleźli się w korytarzu.

Bezpieczni. Z trupem i ścianą zachlapaną krwią.

W ostatniej chwili, kątem oka Beniaminek zobaczył jakiś ruch na końcu korytarza. Szpicel nie był sam. Drugi mężczyzna unosił właśnie broń do strzału.

Beniaminek był szybszy. I celny, jak sama śmierć. Kula trafiła przeciwnika w gardło, rozrywając je na strzępy. Mężczyzna osunął się po ścianie korytarza, znacząc ją krwią i zrzucił na ziemię jakiś wazon stojący na małej komódce w korytarzu.


TUNIA


Tunia nie traciła czasu. Jak tylko drzwi zatrzasnęły się za jej towarzyszami broni popędziła po schodach w stronę „spalonego” lokalu.

Na drzwiach naklejono taśmy niemieckie, ale to nie miało teraz znaczenia.

Zerwała je szybko i korzystając ze zdobytego przez Stryja klucza, otworzyła drzwi i wparowała do środka.

Pierwsze, co poczuła, to dziwny zapach. Jakby zepsutego mleka lub sera. Ciężki. Duszący. Prawie zmuszający do wymiotów.

Powstrzymując odrazę ruszyła wprost do łazienki, po drodze jednak otwierając okno na ulicę, tak aby usłyszeć gwizdanie Doktorka.

Serce tłukło się w jej piersi jak szalone. Była wręcz pewna, że zaraz zemdleje.

Skrytka, według słów Tarczy, była w łazience. Ale gdzie dokładnie? Tego oficer im nie powiedział.

Już otwierając okno widziała, że naziści przeszukali lokal. Świadczyły o tym połamane meble i ogólny rozgardiasz, jaki panował w mieszkaniu. Czy jednak znaleźli to, czego szukali? Czy ona to znajdzie? Liczyła na swoją czujność i bystry umysł logistyka. Łącznie faktów było ważne w jej pracy.

Ile miała czasu? Nie wiedziała. Ale musiała się pośpieszyć.

Łazienka nie była duża. Betonowa podłoga. Wanna – solidna, żeliwna i niezbyt czysta, stojąca na nóżkach. Pod nią dziura odpływu. Toaleta, też niezbyt czysta, ze standardową, podwieszaną spłuczką. Dwie wiszące szafki z oderwanymi drzwiczkami, kosz na brudy – wywalony i przeszukany. Stłuczone lustro nad metalową umywalką, pod którą stało do połowy pełne wody wiadro. Małe, wąskie okienko zamalowane na biało, zapewne z wyjściem na oficynę, zabite gwoźdźmi. Rury biegnące przy ścianie, owinięte szmatami.

Typowa łazienka w warszawskich kamienicach. Gdzie w niej mógł ukryć cenne informacje sprytny członek podziemnej armii? Gdzie?!


DOKTOREK



Niektórzy mogliby by powiedzieć, że człowiek stojący na czujce ma najlepiej. Że się nie naraża. Że w razie czego może uciec. Zaszyć się gdzieś. Przeżyć.

Nie wiedzą jednak, jak wyczerpująca psychicznie jest ta funkcja. Ile nerwów ze sobą niesie.

Taki obserwator musi być czujny. Musi mieć oczy naokoło głowy. I musi być sprytny. By ktoś nie zawrócił za szybko uwagi na jego działania. Nie zawiadomił granatowych czy od razu Niemców. Na każdego uczciwego Polaka przypadało równie wielu takich, co zdradziliby własną matkę za marki, niemiecką protekcję czy ze zwyczajnego, ludzkiego skurczysyństwa.

Doktorek był dość dobrym obserwatorem. Przyjął rolę kochanka czekającego z niecierpliwością na swoją wybrankę.

Bez trudu zauważył, że w ich docelowym mieszkaniu otworzyło się okno. Serce zabiło mu szybciej, kiedy zrozumiał, jaki mogli popełnić błąd. Jeżeli Niemcy pozostawili jeszcze innych obserwatorów, poza tymi w lokalu naprzeciwko mogli mieć poważne kłopoty.

Teraz było jednak już za późno. Machina ruszyła w ruch.

Obok niego przejechał ciemny samochód, za nim – w bezpiecznej odległości – jechał motocykl z przyczepką prowadzony przez niemieckich żołnierzy. Wyglądał jak eskorta kogoś ważnego.

Pojazdy skręciły za róg, znikając za budynkami. Nic się nie działo. Nic, poza jednym mężczyzną, który właśnie opuścił bramę naprzeciwko i wyraźnie, szybkim tempem, kierował się w stronę ich bramy. Za nim, nie kryjąc się specjalnie, wybiegało dwóch kolejnych ludzi. Cała trójka nosiła długie, ciemne płaszcze. I zachowywała się, jak żołnierze w przebraniu.

Kocioł! To był kocioł!

Serce Doktora przez chwilę zdawało się przestać bić.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 06-10-2012 o 21:42.
Armiel jest offline  
Stary 07-10-2012, 13:25   #24
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
To co się wydarzyło było... było nieprawdopodobne. Jak gdyby nigdy nic zapukali do mieszkania szpicla, a po chwili.. Po chwili w przedpokoju leżały dwa trupy. Konstanty omal nie krzyknął. Wiedział, że gdyby Beniaminek pewnie to on leżał, by teraz na ziemi.
Krew i zapach śmierci obezwładniły go i sprawiły, że stał przerażony.
Przerażony nie tylko zabójstwem, jakiego właśnie dokonał jego kompan, ale przede wszystkim konsekwencjami jakie za sobą to pociągnie.
Z otwartymi ustami wpatrywał się w leżące na podłodze ciała. Nie miał siły, by cokolwiek powiedzieć. Gdy wychodził rano z domu był pełen optymizmu i radości, że w końcu dostanie odpowiedzialne zadnia. A teraz nie dość, że otarł się o śmierć, gdy uciekali z transformatorowni, to jeszcze teraz to.
W tej chwili najchętniej uciekłby stąd co sił w nogach i schował się w jakimś bezpiecznym miejscu i starał się zapomnieć o tym, co się stało. Wojna trwała już na tyle długo, że Konstanty widział już śmierć. Jednak nigdy z tak bliska i nigdy nie był, choćby nawet pośrednio jej sprawcą.
- To była moja wina - pomyślał - To ja wpadłem na ten głupi pomysł.
Z coraz większą grozą i przerażeniem myślał o tym co będzie z mieszkańcami kamienicy przy Bednarskiej. Co będzie z panem Witold. Niemcy pewnie jego jako pierwszego wezmą na przesłuchanie. Musi go ostrzec. Pan Dudziński być może jest i prawym obywatelem i dobrym Polakiem, ale na pewno nie wytrzyma tortur na Szucha.
- O Boże! - wyjęczał w końcu do Beniaminka - Cośmy zrobili. Muszę ostrzec pana Dudzińskiego. On musi uciekać i to jak najszybciej. Ostrzegę też Tunię co się stało. Dobrze?
Stryj był zdenerwowany i blady. Z szeroko otwartymi oczami oczekiwał zgody, czy też jakiegoś planu, rozkazu od swego starszego kolegi.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline  
Stary 10-10-2012, 00:06   #25
 
Szamexus's Avatar
 
Reputacja: 1 Szamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znany
Zygmunt stał dyskretnie przy bramie, starał się najbardziej jak można, realistycznie udawać zakochanego, niecierpliwie czekającego na ukochaną młodego kawalera. Poprawiał płaszcz niejako upewniając się, że dobrze wygląda, dyskretnie strzepywał krople wody z rękawa ... Jednak w rzeczywistości z czujnością sokoła wypatrywał zbliżającego się niebezpieczeństwa. Czuł ogromną odpowiedzialność za przyjaciół, wiedział, że życie i bezpieczeństwo tych ludzi gdzieś będących teraz w mieszkaniu zależy od jego umiejętności oceny zagrożenia. Od kiedy przyjechał do Agaty do Warszawy i został przyjęty, uczestniczył już kilkukrotnie w podobnych akcjach, jednak nadal serce waliło jak oszalałe ... napięcie było ogromne, konsekwencje porażki oczywiste ... a może nie do końca ... konsekwencje znał, jednak te które ponosili ci co zostali na wolności, co i jak się dzieje z tymi pojmanymi pozostawało tylko w wyobraźni i wiedzy z opowieści ... lęk raczej odsuwał chęć myślenia o tym a nawet mógł paraliżować. Myśli kłębiły się w głowie, skąd może nadejść niebezpieczeństwo, jakie, którędy ... nic się nie dzieje a tyle emocji, czujność potrafi tak wyczerpywać, gotowość ile zabiera uderzeń serca ...

Okno się otworzyło .. są w środku ... stał oparty o róg bramy, przejechali Niemcy, serce waliło mocniej ale wytrzymał i dobrze ... fałszywy alarm, zbliżali się, minęli, oddalili się, zniknęli za zakrętem ... odetchnął.

Jednak już za chwilę poczuł ucisk w klatce piersiowej, ludzkie ciało reagowało natychmiast, świadomość tak szybko wysyłała informacje do członków ... o Jahwe!, westchnął w duszy jak czynił to jego Ojciec. Tych trzech mężczyzn kieruje się tu, do bramy, a jednak! Starał się zachować najbardziej spokojnie jak umiał, co zrobić- oceń trzeźwo sytuację (odzywał się pragmatyzm Ojca), niedobrze- nerwy, trzech- tylko - aż, cholera!, nie ma umundurowanych, nie wiedzą co się dzieje, nie są pewni, idą sprawdzić, decyzja natychmiastowa- zlikwidują ich, żeby tylko Beniaminek się zorientował i zdążył!


Odwrócił się i zdecydowanym krokiem wszedł do bramy, zagwizdał głośno raz ale głośno, już jak się obrócił, żeby nie widzieli ... wszedł i popchnął drugie skrzydło drzwi bramy tak, aby się otworzyło na tyle żeby za nim stanąć. W bramie panował półmrok, ciągle pochmurne mroczne niebo być może było dla Doktorka zbawienne ... sam wcisnął się w ciemny kąt i czekał, jak wejdzie trzeci z mężczyzn, a liczył że w bramę wejdą wszyscy trzej szybkim krokiem to zaatakuje, nie zawaha się zabić!, nie, już nie ... nie teraz kiedy zamordowali Agatę i robią to z innymi .. nie ma wyjścia!

Decyzję podjął, ostatniego jak tylko wejdzie chwyci lewą ręką od tyłu za szyję, znienacka, dusząc utrzyma go tą chwilę żeby prawą ręką strzelić do drugiego, będzie zamieszanie, będzie osłonięty ciałem tego duszonego - miał nadzieję, duszonego rąbnie kolbą pistoletu w głowę, jak uczyli, jak trenował ... a potem, a potem kolejnego! i kolejnego! Uspokój się, przestań się trząść! skarcił się, starając opanować Beniaminek - On już będzie na dole i pomoże i uciekniemy wszyscy razem ...

broń: Vis wz.35
 
__________________
Pro 3:3 bt "(3) Niech miłość i wierność cię strzeże; przymocuj je sobie do szyi, na tablicy serca je zapisz"

Ostatnio edytowane przez Szamexus : 10-10-2012 o 09:54. Powód: broń wpisałem
Szamexus jest offline  
Stary 10-10-2012, 15:18   #26
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
Mazur z pistoletem wyciągniętym przed siebie przekroczył nad trupem i zajrzał kolejno do wszystkich pomieszczeń. Nie potrzebowali więcej niespodzianek.

- O Boże! Cośmy zrobili. Muszę ostrzec pana Dudzińskiego. On musi uciekać i to jak najszybciej. Ostrzegę też Tunię co się stało. Dobrze?

- Wizjer. Obserwuj klatkę. - Uciął szorstką komendą, wskazując drzwi, po czym zaopiekował się parabelkami szpicli. Chłopak nie wyglądał na przekonanego, ale wykonał polecenie. Piotr poczuł się paskudnie, ale jedyne co mógł teraz "Stryjowi" odpowiedzieć to "zaufaj mi, musimy trzymać się planu". Już otwierał usta, gdy dobiegło ich gwizdnięcie. Cholernie znajome, charakterystyczne, które nigdy nie zwiastowało nic dobrego.

- Szlag. - "Beniaminek" rzucił się do ściany przy oknie i ostrożnie zajrzał za zasłonę. - Spieprzaj dachem. Żadnego cudowania: po ławie kominiarskiej na sąsiedni strych i inną bramą do kanałów. - pospiesznie szepcząc instruktaż wcisnął Konstantemu torbę z narzędziami i jeden z niemieckich pistoletów. - Kropidło na wypadek, jakby jakieś drzwi były zamknięte, nie szarżuj z nim, potem gdzieś schowaj. Skrzynka dla stróża. Leć!

- A co z panem Dudzińskim? Jego też trzeba ostrzec - powiedział wylękniony "Stryj". Widać było, że wydarzenia ostatnich chwil zrobiły na nim duże wrażenie.

- Nie zgub jego torby, a będzie miał szanse. - Syknął "Beniaminek" wypychając "Stryja" na klatkę. - Ruszaj. To rozkaz!

Konstanty pobiegł na górę, Piotr błyskawicznie znalazł się na półpiętrze, wciśnięty w narożnik z lufą wycelowaną w duszę schodów i przejście łączące ulicę z podwórkiem. Nie widział przebiegającego "Doktorka", czyżby został? Okaże się za parę sekund, tymczasem musi utrzymać pozycję i dać "Tuni" czas na zgarnięcie dokumentów i ucieczkę.

Co z panem Dudzińskim? Dobre pytanie, żołnierzu. Co do ostrzeżenia, cóż, nadchodząca strzelanina powinna być aż nadto jasnym sygnałem. Nie było czasu na wyjaśnianie szczegółów, teraz priorytetem było osłonięcie akcji przejęcia dokumentów. Jeśli będzie miał choć ułamek sekundy między zlikwidowaniem nadchodzących, a zjawieniem się kolejnych kłopotów, "Beniaminek" wywali drzwi do feralnego lokalu kopniakiem, lub pośle dwie kulki w zamek. "Tunia" miała pozbyć się kluczy przez okno, "Stryj" narzędzia stróża wyniesie daleko poza trefny obszar. Po usunięciu śladów jego udziału w zajściu poczciwy Dudziński nie powinien być wystawiony na większe niebezpieczeństwo niż jakikolwiek inny mieszkaniec kamienicy. Czyli całkiem spore, ale jest szansa, że nie śmiertelne. Tyle byli mu winni, reszta była w jego własnych rękach.
 
__________________
Show must go on!

Ostatnio edytowane przez Gryf : 10-10-2012 o 15:39.
Gryf jest offline  
Stary 13-10-2012, 15:36   #27
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Przyłożyła do ust chusteczkę, żeby nie zwymiotować. Odór w mieszkaniu był trudny do zniesienia.
Oddychała płytko i przez usta, żeby nie wdychać zbyt wiele cuchnącego powietrza. Opanowała się na tyle żeby móc się poruszać i skupić. Bo miała do wykonania zadanie. Musiała znaleźć coś, co warte było życia wielu ludzi. Niemcy wcześniej też tutaj ryli. Zostawili straszliwy bałagan i poniszczone meble . Te zwykłe przedmioty, które ktoś skrupulatnie gromadził w mieszkaniu, żeby je wyposażyć, na które pracował może całe życie, oni teraz zbezcześcili i zniszczyli zostawiając jak kupę śmieci ! Czy szukali w łazience? Pewnie tak, ale na logikę raczej niczego nie znaleźli inaczej mieszkanie nie byłoby obserwowane.
Tylko czy ona, Tunia sobie poradzi? Czuła ogromna presję, niemal panikę. A co jeśli zawiedzie? Nie miała pojęcia ile czasu może poświęcić na przeszukanie.

Mała łazienka urosła do rozmiarów boiska, kiedy przypatrywała się dokładnie możliwym do wykonania skrytki miejscom. Podłogę wykluczyła od razu. Beton nie pozostawiał wielu możliwości.
Lustro? Pęknięte i pewnie już obracane.
Wyposażenie było skromne i już dokładnie przekopane przez Fryców . Nieeee, to nie był właściwy trop. Zaczęła sobie wyobrażać siebie, szukającą dobrego miejsca na schowek.

Spłuczka. Kto lubi grzebać w wodzie? A paczuszkę można świetnie ukryć w woreczku i zabezpieczyć przed zalaniem. Ledwie ta myśl przemknęła jej przez głowę, Tunia już była w drodze po krzesło, z którego mogłaby dosięgnąć porcelanki . Nie było łatwo. Pokrywa spłuczki była ciężka, ale w końcu dziewczynie udało się ją unieść. Sięgnęła dłonią w głąb, a serce biło jej jak szalone…..
Pudło! W spłuczce nie było nic. Cholera! To było jedyne słowo, które cisnęło jej się na usta. Przełknęła rozczarowanie. Musiała szukać dalej.

Szyb wentylacyjny. Wzrok dziewczyny szybko ogarnął rogi łazienki, jednocześnie omiatając okno. Jest! Może to tam członek podziemia ukrył swój skarb? I nagle mały błysk w głowie. Wróć! Wróć, coś tutaj nie pasuje. Małe, wąskie okienko, zamalowane na biało, a pod nim okazały parapet! Po co ktoś montował parapet pod takim oknem jak to?

Zeskoczyła z krzesła i podeszła bliżej. Parapet był drewniany, dość gruby i czysty. Nie stały na nim ani kwiatki, ani nie leżały przedmioty. Tunia ostrożnie zaczęła go obmacywać. Wstrzymała oddech, a w myślach modliła się żeby to było właśnie to. Po krótkiej chwili znalazła obluzowaną deskę. Była sprytnie ukryta i nie do odnalezienia na pierwszy rzut oka. A pod nią, w schowku leżał niezbyt duży notatnik! To było TO. To tego szukali. Niemalże wrzasnęła z radości, kiedy nagle, z zewnątrz usłyszała TEN gwizd!

To? Doktorek ostrzegał przed niebezpieczeństwem. Nie traciła czasu. Szybko ukryła notatnik pod bluzką, wsadzając za spódnicę taka by nie wypadł i rzuciła się do drzwi. Uciekać! Chłopaki na pewno już działali. Na dach, potem do sąsiednich kamienic i przez podwórko, albo kanalizację jak najdalej stąd ? Tak jak ustalali. Ale najpierw schodami do góry!
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
Stary 14-10-2012, 03:18   #28
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Wychodząc z kuchni puścił Elizę przodem, by poprowadziła go do właściwego pokoju. Wszedł jako drugi nadziewając się na bystre spojrzenie babcinych oczu. Jej wzrok emanował smutnym spokojem pozbawiającym przytłumioną zieleń charakterystycznego blasku zaangażowania w życie.

Smutek zamiast radości, marazm zamiast życia, zmęczenie zamiast napędzającej złości, zmęczenie zamiast energii.

Niemcy-pomyślał pogardliwie czując wzbierającą falę irytacji. Szczęście wylewało się z każdego domu pod skrzydłami ich jaśnie panujących miłościwych opiekunów. Domownicy niemalże topili się w tym szczęściu, dławili i umierali z jego nadmiaru. Przecież było tak wspaniale!
Jeno źli Polacy rękami i nogami zapierali się przed krainą obfitości, a także oczyszczeniem ze ścierwa innych, pełnoprawnych obywateli, by doskonałością mógł kierować wąsaty kurdupel o głosie zarzynanej świni zaczesany jak ciota.

Mein Fuhrer-pomyślał jadowicie, lecz od razu go zemdliło.
Sprzęgło wiedział, iż nigdy nie może spotkać się z Adolfem twarzą w twarz, jeśli ten mały gremlin nie chce mieć na sobie Albertowego posiłku spożytego przed spotkaniem.

Otulona kraciastym kocem starowinka musiała urodzić się kilkanaście lat wcześniej niż jego matka, acz nie na tyle wcześnie, by urodzić się w wolnym kraju.
Ponowne zniewolenie musiało być dla niej straszne. Dano jej posmakować wolności tylko po to, by ponownie ją zabrać.

Reakcje na kolejną okupację bywały różne. Od ślepej furii po strzał w głowę ze łzami w oczach. Jedno i drugie było nieskończenie głupie, gdyż oznaczało szał berserkera lub całkowitą rezygnację.
Babcia Elizy bliższa była drugiemu stanowi, jednakże nie dziwił się temu. Ponowne wtargnięcie obcych sił podkopało nadzieje wielu ludzi.

Niemniej na wielu twarzach widział również coś, co powinno Niemców nawiedzać w najciemniejsze noce. Ponurą zaciętość i twórczą złość - czarny klejnot w koronie determinacji.

Albert podszedł do bujanego fotela zajmowanego przez babcię. Z lekkim uśmiechem zastosował najbardziej eleganckie powitanie w stosunku do kobiety, jakie tylko znał. Nauka jego dziadka przekazana przez najstarszego brata.
Cofnął się o kilka kroków na swą poprzednią pozycję. Dostrzegł szczery uśmiech obejmujący całe oblicze niemalże pozbawione zmarszczek. Przynajmniej tyle mógł dać.

-Zje pan z nami zupę-postanowiła, jakby w ramach rekompensaty za poprzednie przerwania potwierdzenia propozycji.
Przez całe zamieszanie spowodowane jego przybyciem obiad zdążył już się ugotować. Wystarczyło jedynie położyć obrus, nalać na talerz i rozdać łyżki.

Bardzo szybko znalazł się przy stole jedząc wspaniale pachnącą zupę jarzynową zagryzając ją chlebem.
W tym czasie babcia Elizy zdradziła, iż ma na imię Anna i przed wojną była bibliotekarką, lecz nie wiedział w której z bibliotek. Był jej wdzięczny za wszelkie niedoprecyzowania, jakie pojawiły się w jej wypowiedzi.

Albert nie chciał wiedzieć niczego. Nie pytał o to. Najchętniej przerwałby gospodyni i poprosił, by niczego więcej nie mówiła, lecz nie chciał być nieuprzejmy dla gospodyń.

Niemniej coś nie dawało mu spokoju. Dlaczego babcia Elizy mu to mówiła? Żadna z nich, w ocenie Wilgi nie zachowywała się ani trochę podejrzanie, przeciwnie. Były bardzo uprzejme, niczego nie chciały wiedzieć.
A jednak mimo wszystko coś było nie w porządku.

Były w zmowie z Niemcami? Chciały go sprawdzić? Może jest po prostu przewrażliwiony?

Nic nie mówiąc przełknął ostatnią łyżkę zupy.
Nagle podniósł głowę, gdy rozległo się pukanie. Czekały na kogoś? Przedniósł wzrok na kobiety, lecz obie wyglądały na zaniepokojone, a w szczególności młodsza z nich.
Prócz niespodziewanego najścia wszystko wydawało się być w porządku.

Szybko rozejrzał się po pokoju cicho wstając od stołu. Możliwości ukrycia się było niewiele.

Stół, pod którym mógł próbować się skryć natychmiast sklasyfikowany został jako najgorszy pomysł. Tam zajrzą w pierwszej kolejności, a może nawet nie potrzebowaliby zaglądać, gdyby zauważyli stopy.

Wydostanie się przez okno też było jakimś wyjściem, ale ocenił, iż Niemcy mogli postawić czujkę alarmującą o wychodzących. Wpadłby w pułapkę, z której najprawdopodobniej nie zdołał się wydostać.




Trzecią możliwością była szafa. Czuł, że jest to zły pomysł, aczkolwiek lepszego nie posiadał.

-Niech pan się schowa. Ja otworzę-powiedziała, zaś Albertowi nie trzeba było dwa razy powtarzać.
Uprzednio wsuwając krzesło, by wyglądało jak reszta nieużywanych podbiegł na palcach do mebla z jedynymi śladami jego obecności - talerzem i łyżką.

-Już idę! Proszę chwilkę poczekać!-zawołała, patrząc na Sprzęgło ze strachem.

Pospiesznie uchylił drzwi, rzucając talerz na jedną półkę z ubraniami, a sztuciec na drugą, by uniknąć brzęków, po czym sam wszedł zamykając za sobą drzwi. W środku było mało miejsca ze względu na nisko zawieszoną rurę podtrzymującą wieszak z paltami.
Skrywały uciekiniera za wyjątkiem stóp. Niewiele myśląc Wilga zrzucił jeden z płaszczy tak, by wyglądał na rzucony. Wieszak ukrył razem z własnymi nogami.
Drugą ręką wyszarpnął pistolet zza pasa.

Przezornie zapamiętał usytuowanie okna, a teraz nasłuchiwał gotowy do strzału oraz ucieczki.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 14-10-2012 o 11:55. Powód: Grafika
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 14-10-2012, 20:21   #29
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Nie miał rozkazu im pomagać. Wiedział, że nawet jakby chciał nie spotkałoby się to z żadną pochwałą. Dodatkowy i nieprzewidziany członek akcji to dodatkowy cel do osłaniania. Wszystko z pewnością było dobrze zaplanowane i każdy szczegół był dopracowany w stu procentach. Sebstian czekał na tramwaj, który nie nadjeżdżał.

Podbiegł do niego chłopak z gazetą. Sebastian zapłacił za Kuriera i zasłonił się dziennikiem. Starał się oderwać myślami od tego co zaraz się tu może stać. Nerwy go zżerały. Nie mógł się skupić na czytaniu.

Te minuty oczekiwania dłużyły się. Nie chciał zostać przypadkiem wciągnięty do być może egzekucji, czy też odbijania jakiegoś więźnia. Nie był żołnierzem regularnego wojska, ale obowiązywała go taka sama, o ile nie większa dyscyplina.

Starał się zachować spokój. Westchnął zerkając na torowisko gdzie wkrótce powinien pojawić się tramwaj.
~ Przyjedź w końcu. Przyjedź! - ponaglał, jakby miało to coś dać.

Sebastianowi nie było nic wiadomo o akcji. Wniosek z tego był taki, że nie powinien się do tego mieszać. Widział, że Fryzjer chował ręce pod długi płaszcz.
~ MP40 - pomyślał, zaraz będzie się działo.

Z drugiej strony co jakby coś się nie powiodło? Może powinien zostać i pomóc? Niemcy jednak zorientowaliby się. Nikt normalny nie stoi na przystanku patrząc jak kilku “verfluchten polnische partisanen” strzela do okupanta.

Podjął decyzję. Niech zadecyduje los. Jeśli podjedzie tramwaj to wsiądze do niego, jak nie... to zostanie ukrywając się gdzieś.
 
Aeshadiv jest offline  
Stary 16-10-2012, 22:27   #30
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
DOKTOREK


„Doktorek” zaryzykował konfrontację z trzema niemieckimi tajniakami, bo jak inaczej nazwać próbę walki z trzema ludźmi na raz. Owszem, przeszedł przez pewne szkolenie i strach oraz adrenalina szalejąca w jego żyłach dodawała mu skuteczności, ale czy to wystarczy, by wprowadzić plan w życie? Za chwilę miał się przekonać. Nie było już odwrotu. Nie było czasu na ucieczkę.

Tupot buciorów, chlupot rozbryźniętej wody z kałuży, świszczące oddechy. Są! Wpadają do bramy. Pierwszy, drugi i trzeci. Wszyscy. Mijają „Doktora”, nie zwracając uwagi na przypadkowego przechodnia wchodzącego do bramy. Błąd. Duży błąd.
Ciało „Doktorka” spina się, mięśnie reagują w wyuczony przez szkolenie sposób. Doskok. Chwyt za gardło jedną ręką zaskoczonego Niemca, druga ręka wyciąga broń. Dość trudno strzela się w takiej pozycji, z szamoczącą się, charczącą ofiarą przyciskaną do ciała, ale strzał w plecy z takiej odległości też do trudnych nie należy. Huk wystrzału zlewa się w jedno z krzykiem zaskoczonego Niemca.

Schwytany za gardło Szwab wyrywa się. Komplikacja w planach. Łokieć tajniaka wali Doktorka w żebra. Niezbyt boleśnie, ale jednak wyrywa z ust bojownika o wolność niechciany protest.

Krew dudni w skroniach. Zdaje się rozsadzać bębenki w uszach. „Doktorek” wyprowadza uderzenie w tył głowy Niemca. Za wolno, za lekko. Musi poprawić! Traci cenne ułamki sekund na szamotaninę. Huk strzału. Tym razem to nie on strzela.

Złapany wcześniej za gardło Szwab pada na ziemię. Ale to nie kula go trafiła, lecz cios „Doktorka”. Kula nie trafiła nikogo. Pierwszy biegnący Niemiec, bo to on strzelał, pospieszył się za bardzo. Zawiodły go nerwy. Pocisk przeznaczony dla Zygmunta trafia w ścianę obok niego. „Doktorek” działa odruchowo widząc, że okupant nadal jest groźny. Naciska spust unosząc lufę w stronę wroga, niemal w tej samej chwili kiedy i strzela powtórnie.

Huk dwóch strzałów zlewa się w jeden przeciągły grzmot. Niemiec obrywa w brzuch. Nisko. Zgina się w pół, z przeciągłym jękiem „szaaaajseee”.

A „Doktorek” …. On czuje, jakby ktoś wbił mu rozżarzony pręt w lewe ramię. Przez chwilę nic nie ma znaczenia. Strzelanina, wojna, okupacja. Jednak, kiedy pierwszy szok mija,
Doktorek rzuca się do ucieczki. Wie, że nie ma za wiele czasu. Że ranny, musi szybko zapaść do jednej z awaryjnych kryjówek AK. Na szczęście Bóg chyba nad nim czuwa. Żyje. A czas … ponoć … leczy rany.

BENIAMINEK


Piotr zajął pozycję na schodach, gotów rozwalić każdego, kto będzie Niemieckim żołnierzem biegnącym na górę. Już ich słyszy. Pewne siebie buciory. Tak charakterystyczne tempo nazistowskich siepaczy. Kiedy pada pierwszy strzał z dołu instynktownie kuli się w sobie.

Potem jednak padają kolejne strzały. Gdzieś, piętro wyżej ktoś otwiera drzwi. Jakiś męski głos każe się komuś szybko ukryć.

- Szaaaajseeee – z dołu słychać jękliwe, głośne wycie. – Mein Gott.

Niemiec. Przynajmniej tyle.

Ile mają czasu? Niewiele. Taka kanonada na pewno ściągnie tutaj granatowych lub jakiś patrol. Trzeba zwiewać.

Drzwi do „spalonego” mieszkania otwierają się gwałtownie. Stanęła w nich blada, przestraszona Tunia. Szybka wymiana spojrzeń i za chwilę dziewczyna biegnie na górę. Kolejny wystrzał z pistoletu przeciął przestrzeń w kamienicy. Dochodzi z góry, z miejsca, gdzie „Beniaminek” posłał „Stryja”.

- Ty pierwsza! – rzucił zmęczony weteran w stronę „Tuni”.

Po części kazał jej biec pierwszej dlatego, by osłaniać tyły, gdyby jednak Niemcy szli ich tropem. Po drugie, dlatego, że nie chciał, aby dziewczyna widziała, jak bardzo zmęczy go ta wspinaczka po schodach. Jak wiele wysiłku będzie kosztowała Piotra.

TUNIA


Kanonada z dołu zastała „Tunię” przy drzwiach. Szarpnęła nimi gwałtownie wychodząc na zewnątrz, ku swojej uldze widząc „Beniaminka” z pistoletem w rękach. Żołnierz kazał jej ruszać w górę. Więc ruszyła, modląc się, aby strzał nie oznaczał, że i od góry czekają na nich Szwaby. Przebierała nogami pędząc najszybciej jak potrafiła. Na drugim piętrze, w półotwartych drzwiach zobaczyła twarz jakiejś młodej kobiety. Niewiele starszej niż ona sama. Oczy „Tuni” i nieznajomej spotkały się przez chwilę. Czy i oczy Natalii mają w sobie tyle strachu, co tamtej?

- Mówiłem ci, byś nie wychodziła! – w drzwiach stanął jakiś mężczyzna w sile wieku i pociągnął gwałtownie nieznajomą obserwatorkę do środka. Kiedy „Tunia” była pół piętra wyżej drzwi zatrzasnęły się za nią z hukiem.

Dwa piętra wyżej dobiegła na strych. Drzwi stały otworem. Zamek był przestrzelony, ale nikogo nie było. Dziewczyna wbiegła na strych. Ruszyła w stronę najbliższego wyjścia na dach, a po chwili owiało ją chłodne, pachnące deszczem powietrze.
Ostrożnie wyszła na śliski dach.

STRYJ


Stryj miał zadanie. Wbiegał po schodach, szaleńczo przebierając nogami. Rozdygotany, ale zdeterminowany. Jakieś drzwi otworzyły się za jego plecami, ale chłopak nie zatrzymywał się. Pędził, aż dobiegł na gorę.

Wejście na strych blokowały drzwi zamkniętą na kłódkę. Z dołu padły strzały. Stryj nie wahał się dłużej. Złożył się do strzału i przestrzelił kłódkę. Ruszył na strych, znalazł okienko na dach i otworzył je silnym pchnięciem.

Poczuł zapach deszczu. Ulewa spowodowała, że dach na pewno będzie śliski. Ale z drugiej strony to dobrze. Łatwiej zgubić pościg. Lecz łatwiej też spaść z czwartego piętra na brukowaną ulicę na dole.

Stryj ruszył. Nie czekał na resztę. Miał zamiar utorować im drogę.

Ostrożnie, by nie znaleźć się na ulicy, dotarł do dachu drugiej kamienicy. I wtedy coś zobaczył. Coś, co spowodowało, że zatrzymał się na chwilę niemal przecierając czy ze zdumienia.

Na sąsiednim dachu, nad krawędzią, siedział jakiś mężczyzna. W stroju, który przypominał sutannę księdza. Z jasnymi, prawie białymi włosami. Mężczyzna spojrzał w stronę Stryja. przez chwilę oczy chłopaka i nieznajomego spotkały się ze sobą, a potem ... potem ów człowiek skoczył w dół, poza krawędź dachu.

Stryj wychylił się ostrożnie, spojrzał w dół. Ale jedyne, co zobaczył to podwórze zalane deszczówką. Nikogo i niczego więcej.

Ujrzał, jak z otworu wyłania się Tunia. Nie było reszty, ale dal znak dziewczynie i szybko zajął się forsowaniem drogi na kolejny strych. Jeszcze nie mogli pozwolić sobie na opieszałość.

SPRZĘGŁO


Ukryty w szafie „Sprzęgło” nasłuchiwał tego, co dzieje się na zewnątrz. Dźwięki docierały do niego niezbyt wyraźne, ale jakoś dawał radę zorientować się w sytuacji.

- To ty, Józiek – słyszał głos Elizy. – Aleś mnie nastraszył! Co..

Nie dokończyła.

- Szkopy wiedzą o tej dziupli! – wzbudzony, dyszący głos nazwanego Jóźkiem dotarł do ukrytego Alberta. – Musisz uciekać z babcią! Już! Natychmiast.

- Skąd, Józiek, skąd niby mają ...

- Eliza, na miłość boską, dziewczyno! – mężczyzna nie dał jej dokończyć. – Lis wpadał. Jak myślisz, co powie najpierw?! Ogarnij się, spakuj co tylko dasz radę i uciekaj.

- Dokąd?

W glosie dziewczyny Sprzęgło usłyszał wyraźnie nutkę przerażenia.

- Do Grzyba, albo do Tadka. Gdziekolwiek! Ale tutaj nie możesz pozostać.

- Nie ... – głos Elizy wahał się.

- A papiery? – Do rozmowy wtrąciła się babcia. – Zameldowanie?

- Tym będziemy martwić się później – Józiek nie dawał za wygraną.

- Boże! – Eliza krzyknęła głośno. – Niemcy!

- Szybko. Pani Jadwigo. Eliza.

- Ja zostaję. Wy uciekajcie. I zabierzcie tego partyzanta.

- Jakiego partyzanta?

POETA


Zaczęło się. Kiedy padły pierwsze strzały ludzie zaczęli krzyczeć i rozbiegać się na wszystkie strony. To „Fryzjer” pierwszy otworzył ogień. Serią z MP 40 – Poeta nie pomylił się co do broni – pociągnął po przedniej szybie przejeżdżającego samochodu.

Kierowca musiał oberwać, bo samochód wpadł w poślizg i walnął o pobliski słup z ogłoszeniami.

Na ulicy zapanował popłoch. Każdy, kto żyw, zwiewał gdzie tylko się dało. Fala paniki przetoczyła się przez przechodniów i rozlewała dalej.

Dwóch innych ludzi z bojówki ostrzelało motocykl, który asystował samochodowi. Z równie śmiertelnym skutkiem. Żaden z Niemców nie zdążył użyć swojej broni. Poeta podjął decyzję, o zwiewaniu, podobnie jak większość przypadkowych przechodniów. W tłumie najwyraźniej nie było tajniaków, chociaż jakiś kapuś gdzieś wrzeszczał na alarm.

Fryzjer doskoczył do samochodu i przeciągnął kontrolnie serią po pasażerach. Kończąc wyrok. Potem popędził w bok, wskoczył na podjeżdżającą rikszę, która pędem pojechała w stronę najbliższej ulicy. Jego ludzie, biorący udział w zamachu, również wmieszali się w tłum, ukrywając broń.

Cała akacja została przeprowadzona naprawdę wzorcowo. Gdyby nie jeden mały szczegół. Z jednej z bocznych ulic wyłaniała się właśnie niemiecka półciężarówka pełna żołnierzy.
Czy była tutaj przypadkiem, czy też stanowiła część konwoju, teraz nie miało to już znaczenia. Była tutaj, na miejscu ataku polskiego podziemia i za chwilę żołnierze zaczną obławę na świadków. Dla Poety lepiej by było, gdyby ulotnił się nim zdołają odciąć ulicę, zamknąć łapankę.

TUNIA, BENIAMINEK, STRYJ, DOKTOREK


Działali zgodnie z ustalonym planem i spotkali się przy studzience do kanałów. Całą czwórką. Stryj dotarł na miejsce jako pierwszy, za nim Tunia. Na Doktora musieli chwilę poczekać, a kiedy go zobaczyli, jasnym się stało, – czemu. Ich kumpel oberwał. Płaszcz na ramieniu zdążył przesiąknąć krwią, a ranny bojownik ruchu oporu był blady i chyba w lekkim szoku. Na końcu dołączył do nich wyraźnie zmęczony Beniaminek i w końcu, całą grupą, znaleźli się w miejscu z daleka od wielkomiejskiego ruchu, od ciekawskich spojrzeń.

Udało się. Mieli to, po co wysłał ich Tarcza. Pytanie. Co dalej.
 
Armiel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172