Terenbach ze uwagą słuchał słów Brooksa. Jego mina świadczyła, że jest autentycznie zainteresowany i przejęty. - Naprawdę bardzo mi przykro - rzekł masując zmęczone oczy - Jedyne, co mogę zrobić w tej sytuacji, to zaoferować mój dom w gościnę dla wszystkich państwa. Prawo w tej kwestii jest jednoznaczne. Znałem dobrze Malvina i jak chyba państwo wiecie był to człowiek dość specyficzny, wyjątkowy. Można, by rzecz niedzisiejszy. Miał on swoje przyzwyczajenia, nawyki i zainteresowania. Jako jego wieloletni znajomy nie mogę pozwolić, aby jego ostatnia wola została podeptana. To się nie godzi. Już mniejsza o prawo, ale obyczaje i zasady. Tak naprawdę, nie można. |
Szklankę whisky wypiła jednym haustem i skrzywiła się z obrzydzeniem. Jak można było gustować w tym trunku? A jednak w tym momencie niczego nie potrzebowała bardziej, niż procentów rozgrzewających gardło i rozluźniających umysł. Kiedy prawnik odmówił Elisabeth przekazania kluczy, w oczach Olivii pojawiła się iskierka złości, jednak wyrazem twarzy dość dobrze ją maskowała. Słuchała w skupieniu i szczerze liczyła na to, że Terenbach ugnie się pod słowami Brooksa. Liczyła, ale nie oczekiwała. Zbyt dobrze znała takie sytuacje. Jeśli ktoś dostrzegł wcześniej jej zirytowanie, zdziwić go mogły jej słowa: - Oczywiście ma pan rację. Wolę zmarłego należy uszanować i żadne z nas nie powinno mieć o to do pana pretensji. To wszystko bardzo skomplikowane, ale wierzę, że z pańską pomocą uda nam się to jeszcze jakoś rozwiązać. Myślę, że nie będziemy panu dodatkowo zawracać głowy naszą obecnością w pańskim domu, ale pański gest jest naprawdę ujmujący - powiedziała z wdzięcznością i zrozumieniem. Wstała z miejsca. - Uważam, że w tej chwili nic więcej nie możemy zrobić, więc jeśli wszyscy państwo pozwolą... - wyciągnęła rękę do uścisku w stronę starszego mężczyzny. W kilka chwil potem czekała przy aucie, a gdy już wszyscy w nim zasiedli, odezwała się zdecydowanym tonem: - Chyba nie muszę was przekonywać, że musimy dostać się do domu Malvina - twojego ojca - sprostowała, patrząc na Elisabeth. - Skoro nie możemy liczyć na łaskawość losu, trzeba skorzystać z tego, że dom jest na uboczu i nikt raczej nie powinien zwrócić uwagi na to, że torujemy sobie drogę na siłę. Jakkolwiek przyłapanie mnie na włamaniu zniszczy mi życie, to nie zamierzam siedzieć tu bezczynnie do końca swoich dni. - Spojrzenie Olivii doskonale wyrażało, że jest pewna swoich słów. Ech, stare, dobre whisky. |
Gdy wszyscy znaleźli się w aucie Olivia prawie natychmiast powiedziała o planie, jakie rodził się w czasie rozmowy z adwokatem. Elizabeth przez kilka chwil analizowała słowa przyjaciółki jej zmarłego ojca. Obserwowała ulicę oraz wpatrywała się w okno gabinetu Terenbacha. - Oczywiście - powiedziała w końcu - Tylko musimy zrobić to w nocy. Coś czuję, że ktoś może obserwować nasz dom. Musimy się jakoś wymknąć i spotkać dzisiaj o północy. Trzeba to jednak dobrze zaplanować. |
Rozmowa z Terenbachem pozornie niewiele dała. Ale Charles upewnił się że jest on jedną z nielicznych, jeśli nie jedyną osobą w okolicy która zechce im pomóc. Przez to całe mówienie ledwo zamoczył usta w whiskey. Choć może to i dobrze, chyba będzie musiał jeszcze dzisiaj prowadzić. Ale jeszcze będzie okazja napić się z adwokatem. Chciał mu na spokojnie zadać parę pytań. Gdy byli już w aucie odetchnął głęboko. Zaczynał robić się głodny, nie pamiętał dokładnie kiedy ostatnio coś jadł, ale było to dawno. - Oczywiście pomysł Olivii ma swoje wady, a nawet całkiem sporo ale potrzebujemy jakiegokolwiek punktu zaczepienia dla naszego śledztwa. Starał się żeby ta ocena była neutralna. Nie chciał ani aprobować ani negować tego pomysłu. - Również uważam że powinniśmy zacząć od wizyty na posterunku. A nuż dowiemy się czegoś. Tak jak wszyscy, Charles ze zdziwieniem wymieszanym z obawą obserwował atak jego przyjaciela. Lecz szybko ukrył te uczucia i zdawał się nie zwracać uwagi na to co się stało gdy Władimir wrócił do samochodu. Nie zdawał sobie sprawy że ich zainteresowanie z czasów studiów miało na niego aż taki wpływ. A raczej była to tylko składowa większego problemu. - Nic Ci nie jest? Zapytał i nie czekając na odpowiedź kontynuował. [i]- Chyba wszyscy musimy usiąść i odpocząć. Postanowił zmienić temat. - Wydaje mi się również że powinniśmy skorzystać z zaproszenia pana Terenbacha. Chyba jest on najbardziej otwartą i przychylnie nam nastawioną osobą w okolicy. Być może dowiemy się od niego czegoś ciekawego, a i sam chciałbym zadać mu parę pytań. Po tych słowach dało się słyszeć ciche lecz przeciągłe burczenie. Ewidentnie dobiegało ono od Charlesa. - Nie wiem jak Wy ale ja jestem głodny jak pies... Powiedział bezpośrednio. - Ciekawe co pani Matylda przygotowała na obiad. I czy w ogóle nam coś zrobiła... nasza wczorajsza rozmowa nie zakończyła się najlepiej. Ale nie było też tak źle żeby nie mogło być gorzej, czyż nie? Zażartował. Odpalił silnik i powoli ruszył w stronę pensjonatu. Nie było to daleko ale siąpiący deszcz nie każdemu mógł odpowiadać jako dodatek do spaceru. - Władimirze, zatrzymać się przy sklepie? Chyba chciałeś kupić fajki. |
- Jak chcesz Charles... jak chcesz. - Wladimir siedział z tyłu samochodu wpatrując się w szybę. Myślami był daleko stąd, przed oczami jawiły mu się sceny z jego dawnego życia. Finansowo niezależny student z bogatej rosyjskiej rodziny spędzający dzień na nauce, wieczór na rozrywce, a noc na … Obraz był niepełny i zamglony, przypominał sobie zaledwie garstkę z tego kim był i co robił, ale podświadomie czuł, że to dopiero początek, że ruszył proces, który aktywował lawinę wspomnień. Nie mógł bowiem przestać szperać w myślach, bo wszystko co znajdował było dla niego niczym zatopiona Atlantyda – tajemnicze i zapomniane. Obrazy nakładały się na siebie tworząc bardziej zrozumiałe kreacje. Wraz z upływającymi minutami zmieniała się koncepcja siebie, którą Wladimir budował i utrwalał odkąd wrócił z Ameryki. Jego myśli błądziły w sposób coraz mniej przypadkowy, już wiedział czego ma szukać: metod – technik – narzędzi, czegokolwiek i wszystkiego czego umiejętność nabył w przeszłości, a co pozwoliło mu czuć się pozornie bezpiecznym. - Proponuję jechać porozmawiać z Szeryfem – zaczął powoli i ostrożnie spoglądał na przyjaciół – a później wrócić do Pensjonatu, zjeźdź coś, przemyśleć wszystko i zamordować Matyldę... z tym ostatnim żartowałem. - Wladimir puścił oko w stronę Olivii. |
Po krótkiej naradzie postanowiono plany wypadu do domu Malvina omówić na spokojnie, po wizycie na komisariacie. Ta wydawała się wszystkim najważniejsza w tej chwili. To tam mogli zdobyć informacje, które mogą rzucić więcej światła na całą sprawę zniknięcia ciała ich przyjaciela. Terenowy samochód Elizabeth prowadzony przez Charlesa ruszył na powrót w stronę Raccoon Creek. Miasteczko skąpane w strugach deszczu było jeszcze bardziej ponure i przygnębiające niż rano. Na dodatek cała czwórka szybko zauważyła, że w żadnym domu nie pali się światło. Jedynym budynkiem z którego bił blask elektrycznego światła był właśnie komisariat. Po wejściu do środka całą grupę czekało na nie lada zaskoczenie. Nie dość, że na posterunku był prąd, to jeszcze na dodatek nie przypominał on pod żadnym pozorem wyobrażenia o wiejskim komisariacie. Równo poustawiane biurka na których stały dumnie najnowsze komputery Apple’a. Na ścianach mapy okolicy oraz na niesione różne punkty, które zapewne oznaczyły miejsca różnych toczących się spraw. A za kontuarem miła policjantka czekała, aby udzielić informacji. Jedyną rzeczą świadcząca o tym, że nadal znajdują się na wsi w Alabamie była fizjonomia dwóch funkcjonariuszy, którzy pełnili służbę oraz postać otyłego szeryfa o okrągłej, jak pączek twarzy i z resztkami włosów na głowie. Posterunkowa Lidia Swallow wypytała ich w jakiej przybyli sprawie, po czym skierowała do gabinetu szeryfa. Szeryf Zachariasz Willson miał aparycje jowialnego grubaska, ale gdy tylko się odezwał widać było, że to glina z prawdziwego zdarzenia, który na tym zawodzie zjadł zęby. Na pytanie Elizabeth, jak wygląda sprawa zaginięcia zwłok jej ojca, szeryf odparł krótko i merytorycznie. - Panno Badock, ta sprawa w obecnej chwili, to dla nas priorytet. Taka bezprecedensowa zbrodnia w naszym mieście, musi zostać szybko i przykładnie ukarana. Ten bluźnierczy i haniebny czyn zasługuje na potępienie i surową karę. Niestety to trudna sprawa. W kostnicy nie mam monitoringu, choć na radzie miasta nie raz poruszałem tę sprawę i nalegałem na to, że tego typu zabezpieczenie jest nam konieczne. Dodatkowo jedyny świadek jakiego mamy jest absolutnie i kategorycznie niewiarygodny. Zna pani Henry’ego Hendersona. Niestety nadal pije i często rzeczywistość miesza mu się z jego zwidami. Poza tym za flaszkę wina Henry zrobi wszystko, więc bardzo możliwe, że to on wpuścił hieny do kostnicy. Niestety nie możemy mu nic udowodnić. Musimy więc opierać się na poszlakach i skąpych śladach jakie mamy. To będzie trudne śledztwo, ale zapewniam że dołożę wszelkich starań, aby je jak najprędzej rozwiązać. Wiem, że to dla państwa trudne, ale proszę o cierpliwość. Będę oczywiście udzielał na bieżąco informacji o stanie śledztwa. Jeżeli macie państwo jakieś pytania, to oczywiście w miarę możliwości udzielę odpowiedzi. |
To, co działo się z Władimirem, zszokowało Oliwię. Zastanawiała się, czy powinni go zatrzymywać w miasteczku, czy może kazać wracać do domu. W końcu było to niebezpieczne nie tylko dla niego, ale mogło też w jakiś sposób zagrozić im – nie wiedziała do końca jak, ale czuła się nieswojo. Jak znajdą chwilę, będzie musiała o tym porozmawiać z przyjacielem. Komisariat zapowiadał najlepsze, a jednak w obliczu tak okropnych wydarzeń, nie potrafiła mieć już nadziei na łatwe i szybkie rozwiązanie sprawy. Komplikacje – tego oczekiwała. Kiedy gruby policjant skończył mówić, spytała: - Mógłby pan przybliżyć nam słowa pana Hendersona? Jakie zwidy mieszają mu się z rzeczywistością? – Nie puściła mimo uszu tego ciekawego stwierdzenia. Może to alkohol uwolnił jej wyobraźnię, a może naprawdę zaczynała wierzyć, że historia z Malvinem wychodzi poza ramy normalności i poznanego świata. Charles również widział w lesie coś dziwnego – czy zwidy były tutaj zjawiskiem zbiorowym? Kogo jak kogo, ale Brooksa o postradanie zmysłów oskarżać nie chciała. |
- Szanowna pani - odparł szeryf - Nie ma co sobie zaprzątać głowy fantazjami i pijackimi zwidami. Jego opowieści nie są warte funta kłaków i szkoda na nie czasu. Biedny to człowiek, bo nałóg zniszczył go całkowicie i odebrał rozmów. Ja rozumiem, że społeczność chciała mu pomóc zatrudniając go jako stróża, ale według mnie nic dobrego to nie przyniosło. A w obliczu tragedii, jaka miała miejsce tym bardziej widać, że to nie jest miejsce dla niego. Same z tego kłopoty. Szeryf skończył swoją odpowiedź i zaplótł ręce na piersi. Nim ktokolwiek zdołał coś powiedzieć, swoje odezwała się Elizabeth: - Nalegam, aby jednak powiedział pan co zeznał Henderson. Oczywiście o ile to nie jest tajemnica śledztwa. - Ehee - westchnął szeryf - Dobrze panno Badock, ale robię to tylko ze względu na panią. Stóż zeznał, że ludzie o psich pyskach skrępowali go, a potem zabrali ciało Malvina. - szeryf zrobił wymowną pauzę, po czym dodał - Uprzedzę pani pytanie, nie, Henderson nie ma na ciele śladów wiązania. |
Charlesowi od razu spodobał się pomysł rozmowy z szeryfem. Czemu on na to nie wpadł? Zepchnął uczucie głodu na skraj umysłu i ochoczo ruszył w stronę komisariatu. Dzień był szary i ponury. Nie zanosiło się na rozpogodzenie i chyba obecny deszcz będzie padał tak długo aż nie zostanie zastąpiony przez śnieg. Jednak w dużym mieście nie odczuwało się tak nadchodzącej zimy. Panował tam łagodniejszy klimat niż na prowincji. Brak świateł w domach znajdujących się przy drodze nie umknął jego uwadze. Nie wydawało się to normalne bo dzień był ciemny i dość ponury. Czyżby nastąpiła awaria elektryczności? Posterunek policji pewnie miał awaryjne albo niezależnie źródło zasilania co tłumaczyło obecność prądu. Wnętrze posterunku pozytywnie zaskoczyło chyba wszystkich. Było nowoczesne, schludne i profesjonalne. Przywitała ich bardzo miła Pani Swallow po czym skierowała do szeryfa, Zachariasza Willsona. Tęgiej osoby o dobrodusznej i trochę naiwnej aparycji. Lecz wygląd był mylący. Gdy tylko zaczął mówić poznać można było że doskonale zna się na swojej robocie i niejedno już widział. Charles zastanawiał się czy w młodości nie pracował jako policjant w jakimś większym mieście? Może we Flat Rock? Może nawet kiedyś nadaży się okazja żeby zadać to pytanie? - Chciałem zapytać o okoliczności śmierci Malvina. Zdaję sobie sprawę że może nie jest to najodpowiedniejsze pytanie, ale muszę je zadać. Zrobił krutką pauzę jakby układał sobie w myślach pytania. - Co dokładnie stało się mojemu przyjacielowi? Dowiedzieliśmy się że został zaatakowany przez dużego kota, pumę? Skąd wiadomo że to właśnie puma? Czy w okolicznych lasach występują te drapierzniki? Ktoś może widział albo zastrzelił takie zwierze ostatnio? Gdzie znaleziono jego ciało i w jakim było stanie? Charles maił wrażenie że o czymś zapomniał. Jakaś myśl kołatała mu się po głowie ale nie mógł sobie przypomnieć co to dokładnie było i był przez to trochę roztargniony. Być może brakowało mu informacji żeby sobie to uzmysłowić? Jakiegoś małego kawałka układanki który po wskoczeniu na swoje miejsce sprawia że wszystko inne zaczyna do siebie pasować? |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:38. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0