Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-04-2014, 19:44   #1
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
[Mag:Wstąpienie] Powrót Czarnej Wołgi

W Łodzi listopad choć zimny nie przyniósł ze sobą oczekiwanych opadów śniegu. I to chyba jedyny powód dla którego komunikacja miejska działała według rozkładu, czasami tylko tramwaje denerwowały ludzi odjeżdżając z przystanku kilka minut przed czasem. Tak było i w przypadku transportu na który czekał, jednak profesor Franciszek - bo takie imię nosił obecnie - był człowiekiem nieskończonej cierpliwości. Być może właśnie za to lubili go jego studenci, choć nikt tak naprawdę nie potrafił powiedzieć jaką katedrę piastuje ów starszy, szpakowaty jegomość. Spojrzał na stary mechaniczny zegarek. mimo wieku mechanizm był niezawodny a zdobienia lśniły nowością. Już niedługo będzie kolejny tramwaj, może poczekać, nie jest w końcu tak zimno.
Do przystanku zbliżał się szybko czarny samochód, dość niezwykłej, jak na Polskę obecnych czasów, marki. Z jego wnętrza dolatywała glośna muzyka, co nie było niczym nowym. Jednak już to jakiej melodii słuchał kierowca było conajmniej niezwykłe.


Nie mniej zaskoczony niż inni tym niecodziennym zjawiskiem, przyjrzał się mu przez dym z fajki którą tak namiętnie paił a jego oblicze zbladło.
- Znowu. - Wyszeptał cicho, tylko do siebie.
Gdy tylko powrócił do swego mieszkania nie tracił czasu. Wyjął z szuflady biurka starą zdobioną talię taroka i zaczął wróżbę.
- Niewielu. - Stwierdził ze smutkiem. - Może jednak wystarczą.
Pozostawiwszy karty stanął na środku pokoju twarzą w kierunku wschodu. Sprawdził godzinę, szybko dokonał kilku obliczeń w notatniku po czym uroczyście nakreślił pieczęć i wezwał imię anioła, strażnika wschodu. Podobną czynność powtórzył dla północy, zachodu i południa.
Tak przygotowany rozpoczął długą recytację inwokacji anielskich. Głos jego wznosił się niemal do ekstatycznego krzyku w momencie gdy moc przepłynęła jego ciałem. Opadł bez sił, starość dawała mu się we znaki znacznie bardziej niżby chciał, zwłaszcza w takich chwilach kiedy opuszczała go moc którą podtrzymywał swoją witalność. Cel jednak był ważniejszy, posłańcy gotowi.
- Lećcie! - Rozkazał resztką sił i opadł bezwładnie na dywan.

Staś Jabłecki
Juz drugi dzień spędzał sam w mieszkaniu Izy i Maćka, przyjaciół którzy prosili go o opiekę nad ich lokum i kudłatą ferajną. Właśnie ta ferajna teraz dawała mu się we znaki, zwierzęta szybko zaakceptowały nowego członka ich stadka i postanowiły chyba przetestować jego wytrzymałość i pokłady cierpliwości. Ich zabawa trwała od rano do wieczora niestrudzenie szarpały, łasiły się, szczekały, miałczały, podrzucały zabawki i ogólnie starały się jak mogły by Staś nie miał ani chwili wolnej. W dodatku dwa psy jako jedyne z gromadki pragnęły spacerów, najlepiej długich i dalekich. Zaś po powrocie władzę nad Stasiem obejmował kocur, wielki kudłaty pół-pers - według właścicieli w drugiej połowie był tyranem - domagając się pieszczot i kolacji. Pomimo braku chwili dla siebie Staś nie narzekał, odpowiadało mu towarzystwo rozbrykanej gromadki i wiedział, że w końcu znudzą się nową zabawką a wtedy będzie miał czas na wszystko. Przygotowywał właśnie kolacje dla siebie i podopiecznych kiedy usłyszał stukanie w okno kuchenne. Za nim na parapecie siedział kruk, spory nawet jak na tego ptaka, w dziobie zaś trzymał dwie złote koperty. Kiedy Staś uchylił okno kruk jedynie położył przed nim koperty po czym zakrakał i odleciał w sobie wiadomym kierunku.
Obie były zaadresowane pięknym kaligraficznym pismem, adresy zaś głosiły.
“Sz. P. Stanisław Jabłecki" na drugiej natomiast. “Sz. P. Andrzej Wojski”
Już miał otworzyć kopertę zaadresowaną do niego kiedy słyszał dźwięk dzwonka do drzwi.

Andrzej “Natenczas” Wojski
Droga z dworca “Łódź Kaliska” była w sumie prosta, jednak dla kogoś kto w Łodzi wcześniej nie był okazała się ponad dwu godzinną przeprawą. Zima zaś dawała się we znaki, w dodatku trochę ciążył mu bagaż zaś Iza, według przemiłej pani której głos słyszał w słuchawce, znajdowała się obecnie poza zasięgiem. Został mu więc jedynie adres spisany na karteczce, trochę już wymiętej. Sprawdził go raz jeszcze, zgadzał się, to było to mieszkanie. Za drzwi zaś dobiegał odgłos bawiących się zwierząt. Iza wspominała coś, ze ma kudłatą ferajnę więc to musiało być to miejsce, nie ma wątpliwości. Zadzwonił. Od razu usłyszał radosne szczekanie i szuranie psich łap biegnących w stronę drzwi. Niedługo potem drzwi się otworzyły i ku szczeremu rozczarowaniu Andrzeja ukazał się w nich mężczyzna…

Ariana
Przesłuchanie w filharmonii Łódzkiej właśnie dobiegało końca. Ariana choć nieoficjalnie, wiedziała jednak, że dla niej zakończyło się pełnym sukcesem. Pakowała właśnie swoje rzeczy kiedy zobaczyła kontem oka coś co zwróciło jej wagę. Odruchowo spojrzała w tamtym kierunku by zobaczyć dużego kruka trzymającego w dziobie złotą kopertę zaadresowaną do niej. Położył ja przed Arianą po czym głośno zakrakał. To z kolei zwróciło uwagę innych osób.
- Tu nie wolno wprowadzać zwierząt, proszę go natychmiast wyprowadzić! - Niewysoki łysiejący mężczyzna wygłosił formułkę dziwnie piskliwym głosem, sam chyba zaskoczony niecodziennym gościem.
Z ludźmi pokroju tego mikrusa nie dało się dyskutować w żaden sposób o czym Ariana wiedziała bardzo dobrze. Zwinęła kruka pod pachę - ten zaś nie protestował przeciw takiemu traktowaniu - i czym prędzej opuściła budynek. Ptak niemal natychmiast zaczął się szamotać i kiedy w końcu się uwolnił odleciał znikając dziewczynie z oczu.

Wróciwszy do domu mogła w końcu przeczytać wiadomość. Ta zaś zawierała jedynie jedno słowo. “Przybądź.” po przeczytaniu którego Ariana poczuła przez chwilę obowiązek stawienia się na wezwanie jak i znała dokładny adres pod którym miała się stawić. Przymus po chwili zniknął, niemal całkowicie, pozostawiając po sobie jedynie nikłe echo które bez problemu mogła zignorować.

Zygmunt Czarnecki
Ziemia była twarda, zmrożona i kopiąc musiał się nieźle napracować. Niestety miejsce wiecznego spoczynku tego nieboszczyka było w starszej części cmentarza gdzie nie sposób było użyć sprzętu innego niż łopata. Ciężka praca rozgrzewała a i koledzy przynieśli własne eliksiry podnoszące na duchu i ciało rozgrzewające. Wiec już po kilku chwilach pracowali bez okryć wierzchnich. Żarty przy takich okazjach jak zwykle były makabryczne z dużą dozą czarnego humoru i nieraz z puentą moralną. Zeszło im do wieczora, choć o tej porze wieczór nadchodził dość wcześnie.
Zygmunt wracając do swojego lokum jak często miał w zwyczaju zapalił znicz na grobie w którym spoczywały drogie mu osoby. Oboje obok siebie, już na zawsze. Przy nich czekało jeszcze jedno miejsce. Wiedział, że niedługo sam spocznie w tym grobie, czas jednak jeszcze nie nadszedł. Zmówił modlitwę za zmarłych. Niedaleko starszy mężczyzna w szarym płaszczu przysiadł na ławeczce, dłoni wsparł na lasce zaś spod przymkniętych oczu - Zygmunt widział to dobrze - popłynęła samotna, tęskna łza. Obok mężczyzny siedziała śliczna młoda dziewczyna w letniej sukience, położyła mu głowę na ramieniu przytulając się do staruszka. Zygmunt widział podobne sceny dość często i nie po raz pierwszy pożałował, że jedynymi zmarłymi których nie potrafił nigdy dostrzec byli jego żona i syn. Zapewne była to kara za ich śmierć, trudno musiał czekać.
Tuż za grabarzem rozległo się głośne krakanie przerywając melancholijny nastrój. Zygmunt odwrócił się by zobaczyć jak duży kruk upuszcza tuż przed nim złotą kopertę zaadresowaną do niego.

Jagoda Rubińska
Dziś miała wolne. Zestawiała razem różne części krajobrazu odrzucając to czego nie potrzebowała. Dwa księżyce znakomicie komponowały się ze srebrną taflą jeziora poniżej, w dali ośnieżone szczyty i słodki zapach traw. Oddawała się temu zajęciu bez reszty, całkowicie zapominając - przynajmniej na chwile - o świecie i jego problemach. Tu w rzeczywistości 2.0 miała władzę niemal absolutną. Tym bardziej zaskoczona była kiedy pojawiły się elementy obce. Posępne martwe drzewo z siedzącym na nim krukiem, ten zaś miał w dziobie złota kopertę. Uznawszy to za żart innego adepta czym prędzej podjęła próbę usunięcia niechcianego elementu. Srodze się jednak zawiodła gdyż uparty element krajobrazu nie poddawał się jej woli. Powietrze przeszyło wzmocnione echem krakanie a kruk wzbił się w powietrze i upuścił złota kopertę wprost do jej dłoni. Otworzyła ją czym prędzej gnana ciekawością. W środku był list zawierający jedno jedyne słowo. “Przybądź!” Po przeczytaniu którego znała adres jak i poczuła chwilowy przymus aby postąpić zgodnie z wolą autora listu. Przymus po chwili zniknął niemal zupełnie pozostawiając jedynie słabe echo. łatwe do zignorowania.

Jagoda zdjęła gogle VR i zdziwiła się bardzo widząc przed sobą na biurku otwartą złotą kopertę i list, ten sam który miała już w rękach.

Nessei
Budzik zadzwonił po raz kolejny i po raz kolejny zignorowała jego ponaglenia nakrywając głowę poduszką. To co, że była piętnasta, wczoraj miała naprawdę ciężką noc. Jakby na komendę pamięć podsunęła jej nocne sceny, a może należało by powiedzieć poranne?

Pamiętała wyraźnie twarz potężnego mężczyzny który właśnie odkrył, że jego serce nie wytrzymało spotkania z palącym wzrokiem tej dziewczyny. No bo skąd mógł wiedzieć, że nie będzie to kolejna ofiara która grzecznie odda swój portfel i na dokładkę wyśpiewa pin kart płatniczych? Nie mógł i teraz bardzo gorzko żałował, że nie zajął się jednak czymś mniej ryzykownym. Oczy wychodziły mu z orbit gdy błagalnym wzrokiem patrzył na nią chwytając się za pierś. Nie miała dla niego litości, zbyt mocno jego działania zniewalały rozwój tych którzy mogli zmienić rzeczywistość.

Otrząsnęła się ze wspomnień w chwili gdy usłyszała dźwięk którego się tu nie spodziewała, jednak jakże bardzo pasował do charakteru jej pracy. Głośne krakanie rozległo się po raz kolejny domagając się uwagi. Wystawiła głowę spod poduszki. Kruk jak na komendę położył tuż przed nią złotą kopertę zaadresowaną do niej. Zatrzepotał skrzydłami i przeleciał do sąsiedniego pokoju skąd podejrzanie ciągnęło chłodem. Zawinięta w kołdrę przebiegła do kuchni gdzie zaparzyła kawę. Teraz popijając gorący gorzki napój mogła w spokoju przeczytać wiadomość i zadzwonić po fachowca od wymiany szyb… “cholerni kibole”.

Siergiej Bykow
Odkąd otworzył oczy obserwował dużego kruka przechadzającego się miedzy papierami na biurku. Ptak trzymał w dziobie złotą kopertę. “Delirium? W tak młodym wieku?” Pomyślał przez chwilę, jednak coś wewnątrz mówiło mu, że jednak to jeszcze nie ten czas. A to znaczyło, że w jego pokoju naprawdę łaził po stole kruk z kopertą w dziobie. Chwilę jeszcze zajęło Siergiejowi przemyślenie całej sprawy i przypomnienie sobie kilku faktów. Po pierwsze, pił, zdecydowanie za dużo. No ale kto mógł przypuszczać, że towarzystwo z Koluszek potrafi pić lepiej od ruskich. Po drugie, kac to nie delirium więc skoro ten kruk tak strasznie tupie… I w końcu po trzecie, znajomi których nabył ostatnimi laty nie mieli by przecież problemu aby wysłać mu wiadomość krukiem. Tylko kto i po co by to robił skoro można zwyczajnie zadzwonić?

Ptak widząc, że adresat odzyskuje przytomność zakrakał donośnie. Dźwięk ten uderzył wprost w mózg Siergieja, pomijając tak wygodną drogę jak drgania powietrza, uszy i nerw słuchowy. Zwalił Rosjanina z nóg, czy raczej z fotela na którym zasnął. Chwilę trwało nim Siergiej pozbierał się na tyle by wspiąć się z powrotem na siedzisko, a kiedy już to zrobił znalazł na biurku złotą, zaadresowaną do siebie kopertę.

Krzysztof “Mahomet” Kownacki
Zaproszony do Łodzi na wygłoszenie wykładów zgodził się niemal natychmiast, wszak były to tylko trzy tygodnie podczas których miał zapewnione zakwaterowanie, wyżywienie i dobrą pensję. Mógł się poświęcić by spędzić część zimy w Łodzi.
Przygotowywał się właśnie do wykładu w niewielkim pokoju na uniwersytecie Łódzkim kiedy usłyszał pukanie do okna. Odwrócił się lekko zaskoczony bowiem pokój znajdował się na trzecim piętrze. W oknie zaś zobaczył dużego czarnego kruka ze złota koperta w dziobie. Widok na tyle niezwykły by sprawić, ze podszedł do okna. “Wszak kruk często był posłańcem w mitologiach więc nie ma się czemu tak bardzo dziwić.” Tłumaczył sam sobie.
Namęczył się dobre dziesięć minut z próbami otwarcia przymarzniętego okna lecz w końcu mu się udało i ptak złożył na parapecie przed nim kopertę z jego imieniem i nazwiskiem. Nie wydawszy z siebie żadnego dźwięku odleciał natychmiast, zaś Krzysztofowi pozostała koperta i problem jak teraz zamknąć okno przez które leciało mroźne powietrze.
 

Ostatnio edytowane przez Googolplex : 16-04-2014 o 15:18.
Googolplex jest offline  
Stary 19-04-2014, 11:10   #2
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Krzysztof obrócił kopertę parę razy pomiędzy palcami. Jeszcze parę miesięcy aż by chodził po pokoju z chorobliwego podniecenia, drżącymi rękoma rozdzierając papier koperty by dotrzeć do tajemniczej zawartości. Koperty dostarczonej przez czarnopiórego kruka! Symbol znany od dawien dawna. Jeszcze w starożytności służył jako nośnik wiedzy, proroctw jak i wiary w opatrzność boską, by potem powoli tracić swój boski charakter, osuwając się ostatecznie w zapowiedź nieszczęścia i śmierci. W końcu to kruk „Nevermore” odwiedził mężczyznę w poemacie Edgarda Poe obwieszczając jego szaleństwo. Także teraz Krzysztof w niemym przerażeniu wymieszanym z ekscytacją czekał czy dostąpi zaszczytu usłyszeć głos kruka. To jednak nie nastąpiło. Ptak bez dźwięku odwrócił się i w swoim ptasim zwyczaju poszybował nad ulicami miasta. Mężczyzna wychylił się za nim, spoglądając czy ktoś jeszcze nie zauważył tego, bądź co bądź, niesamowitego zjawiska. Niestety, mrowie ludzi na ulicy śpieszyło w sobie tylko znanych kierunkach, nie widząc więcej niż pozwalały poły płaszczy.
„ To takie typowe” – pomyślał, po czym schował zziębniętą głowę do środka. Zamknięcie okna nastręczyło już więcej problemów. Po kilkunastu minutach siłowania się, wieszania na zamknięciu i ogólnego wysiłku udało mu się ponownie uszczelnić pokój. Wkrótce temperatura zaczęła wracać do odpowiedniego poziomu. Rozcierając zmarznięte knykcie, przyglądał się odłożonej kopercie. Przecież nie musiała należeć do kogoś mu życzliwego. W środku mogło znajdować się coś przy czym wąglik wydawał się prostą zabawką. Co prawda i tak zamierzał ją otworzyć, ale w ten sposób powstrzymywał się od zbyt szybkiego zakończenia tego przyjemnego uczucia w brzuchu, ducha przygody. Gdy krew z powrotem napłynęła do palców, wziął głęboki oddech, by uspokoić drżenie rąk i powoli, wręcz z namaszczeniem otworzył kopertę.
Zawartość rozczarowała go. Przez chwilę, krótką sekundę, poczuł żal, że tak łatwo dał się złapać w coś co wyglądało na kiepski dowcip. Dopiero potem poczuł tę sensacje, jak rozkaż rozbrzmiewający w czaszce, przekazując dokładne dane. Nie trwało to długo, ale Krzysztof musiał złapać się blatu stołu z powodu zawrotów głowy. Nadal nie przywykł do ingerencji w jego myśli. Zresztą zawsze był słaby fizycznie. Usiadł na kanapie by opanować drżenie nóg. Niedługo miał dalszą część wykładów. Uwielbiał wykładać, ale teraz chętnie wykręciłby się z tego i czym prędzej popędził na miejsce wezwania. Nie miał jednak 16-stu lat, chociaż czasami tego żałował.
„Adresat listu będzie musiał cierpliwie poczekać te kilka godzin” – pomyślał ubierając płaszcz oraz wciskając porozrzucane folie do teczki. Miał jakieś dziwne wrażenie, że ciężko będzie mu się skupić na temacie dzisiejszego wykładu.
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline  
Stary 19-04-2014, 15:33   #3
 
Aves's Avatar
 
Reputacja: 1 Aves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie coś
Pięćdziesięcioletni mężczyzna ubrany w skórzaną kurtkę oraz brudne znoszone jeansy przysiadł na chwilę na cmentarnej ławce, łopatę położył położył na ziemi i patrzył w płomień znicza, później zauważył duchy. Uśmiechnął się do nich smutno. Nazywał się Zygmunt Czarnecki i pracował jako grabarz od paru miesięcy, lubił tą pracę i ludzi z którymi pracował.
Dodatkowo miał własne lokum więc nic więcej nie było mu potrzebne do normalności, bo przecież szczęściem tego nie mógł nazwać. Dłoń automatycznie zaczęła głaskać biało-szarą brodę. Ten nawyk zawsze pojawiał się kiedy Zygmunt rozmyślał. Przypominał sobie właśnie jak do tego wszystkiego doszło.
Pod wpływem alkoholu spowodował wypadek w którym zginęła jego żona i córka on sam nie wiedząc dlaczego obudził się w grobie i sam z niego wyszedł za sprawą tajemniczej zjawy.

Później działy się dziwniejsze rzeczy zaczynał widzieć duchy, czas odmierzany był do tyłu, bardziej czuł swoje narządy jakby zmysł czucia wewnętrznego został wzmocniony, co automatycznie przekładało się na dotkliwsze odczuwanie bólu.
Krakanie sprawiło, że odwrócił się natychmiast i chwycił swoją łopatę, ostatnio jego życie składało się z pasma dziwnych wypadków, a jeszcze na domiar złego grabarze gadali między sobą o jakiś satanistach wałęsających się po cmentarzu nocą i rozwalających i rozkopujących groby. Na szczęście nie był to nikt z miejscowych chuliganów a Duży czarny kruk.
Zwierzę zerwało się do lotu upuszczając małą złotą kopertę. Zygmunt podszedł do niej
schylił się i podniósł ją z ziemi była zaadresowana do niego.
Schował ją więc w kieszeni kurtki i udał się do pobliskiego sklepu i później do domu.

Będąc już w swojej małej chatce odłożył łopatę na miejsce, postawił torbę z zakupami na stoliku, dwa Harnasie zastukały o siebie radośnie.
Włączył światło oraz stare pamiętające czasy PRL-u radio i wyciągnął schłodzone piwo oraz pęto kiełbasy z siatki.
Otworzył butelkę i z ulgą przyjął pierwszy łyk chłodnego napoju i zagryzł kiełbasą.
Później przypomniał sobie o liście wyciągnął go z kieszeni rozerwał kopertę i wyciągnął list zostawiając na papierze ślady ziemi zaczął czytać co jakiś czas popijając piwo.

Kiedy skończył posiłek oraz dopił piwo odłożył list i zastanawiał się nad jego treścią.
Na wszelki wypadek podszedł do szafki w której trzymał swój rewolwer sprawdził czy jest naładowany i schował go pod poduszką. Pozamykał wszystkie drzwi i okna. Rozebrał się zgasił światło wyłączył Radio i poszedł spać. Jutro czekali na niego kolejni goście do "zakwaterowania".
 

Ostatnio edytowane przez Aves : 19-04-2014 o 21:00.
Aves jest offline  
Stary 19-04-2014, 19:29   #4
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
“Just move to the Internet, its great here. We get to live inside where the weather is always awesome.”
― John Green

Jagoda dawała się pochłonąć Rzeczywistości 2.0 i czerpała z wolności, jaką ta jej dawała. Tutaj czuła się na miejscu, a kreowanie jej przestrzeni wedle własnego projektu sprawiało, że w momentach takich jak ten, kiedy tworzyła, nie myślała o tej zabugowanej rzeczywistości, którą ludzie zwykli określać jako realną. Faworyzowali niedopracowaną wersję zupełnie jakby była exclusive edition z darmowymi DLC.
Ale czasem zdarzały się niespodzianki dla twórcy.
Pojawienie się elementu, który uparcie wczepił się w osnowę tego miejsca bynajmniej nie było zaplanowane. Równie, a może nawet bardziej, nieoczekiwane było, że owy element przyniósł ze sobą coś jeszcze, specjalnie dla niej, a przymus, który pojawił się po jego przeczytaniu zupełnie nie był spodziewany. Jagoda szybko otrząsnęła się z niego, jako że pozostało po nim jedynie nikłe echo. Do zignorowania.
Ciekawe...

User arch1TEC has logged out

Powróciła do “normalności” zostawiając za sobą swój projekt, ale wciąż w myślach miała wiadomość w złotej kopercie. Nawet nie przypuszczała, że przedostanie się ona do tej rzeczywistości i to w stopniu idealnym. Odłożyła gogle VR i wzięła do ręki list oglądając go ze wszystkich stron. Sam w sobie nie wyglądał na nic, ponad zwykłą wiadomość, ale Jagoda wiedziała czego doświadczyła przed chwilą. Ktoś chciał, aby zjawiła się w pewnym miejscu i chciał tego na tyle mocno, że zadał sobie tyle trudu, aby uczynić go bardziej… przekonującym. Z drugiej strony jednocześnie wydawało się, że nie miał zamiaru wywierać ostatecznego wpływu na czytającym, a jedynie chciał zaznaczyć jak bardzo mu zależy.
Dziewczyna odłożyła list na biurko, ale wciąż się w niego wpatrywała. Wzięła do ręki piórko od tabletu i zaczęła obracać je w palcach zastanawiając się. Nie wiedziała czy to jakiś pomysłowy żart, co było całkiem prawdopodobne, ale… No właśnie, ale. Jeżeli to był żart to aż żal byłoby, aby się zmarnował. Jeżeli to nie był żart to tym bardziej należało sprawdzić o co chodzi. Oczywiście zawsze istniała możliwość, że to pewnego rodzaju pułapka i może być niebezpiecznie.
Postukała piórkiem o list i przesunęła nim po jego powierzchni kreśląc prosty kształ. Och, oczywiście, że to mogło być niebezpieczne. Oczywiście, że to mogła być pułapka. Oczywiście.
Tak, ale co w związku?
jagoda uśmiechnęła się do siebie patrzac na wiadomość. Odłożyła piórko i wstała od biurka, po czym wzięła się za pakowanie rzeczy w swoją pojemną torbę na laptopa. Czuła ekscytację, która zawsze jej towarzyszyła, kiedy miała wkroczyć w nieznane. Cóż, żart czy nie, pułapka czy nie wypadało zobaczyć o co tak naprawdę chodziło… prawda?
Znała drogę, a teraz wystarczyło nią tylko podążać, aby przekonać się co znajdzie na jej końcu.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline  
Stary 19-04-2014, 20:43   #5
 
Quelnatham's Avatar
 
Reputacja: 1 Quelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetny
-Słucham? - zapytał otwierający drzwi mężczyzna. Był średniego wzrostu, z dredami do ramion. Miał na sobie sprany, pomarańczowy sweter oblepiony czarną, białą i szarą sierścią oraz wypłowiałe bojówki. W ręce trzymał dwie złote koperty.
- Dobry -Facet zza drzwi był średniego wzrostu blondasem w skórzanej motocyklowej kurtce narzuconej na biały podkoszulek. Kilkudniowy zarost wyglądał na efekt lekkiego zaniedbania, niż wabik na laski. Nie dał po sobie poznać zdziwienia - Zastałem Izę?
- Cicho tam! - ryknął za siebie gospodarz. Szczekanie psów zagłuszało wszystko na klatce.
- Hę? Izę? Nie, przykro mi. Wyjechała razem z Maćkiem do Tadżykistanu.
Szczęka delikatnie opadła blondynowi, lecz z cichym trzaskiem wróciła na miejsce. - Jak to do Tadżykistanu? - Andrzej odrzucił tytaniczny wysiłek przypomnienia sobie, gdzie leży to zadupie - Przecież… miałem się z nią spotkać… - Zastanowił się chwilę. - Jaki Maciek?
- Jej chłopak. Wyjechali razem na wakacje. Na miesiąc wspinać się w Ałtaju. - wyjaśnił spokojnie Staszek. Wytężał pamięć, czy Iza nie mówiła mu o jakimś facecie, który ma przyjechać. - Przepraszam, jak się nazywasz? Może mi się przypomni…

- Wojski. Natenczas. Ten od rogu. - oparł się o framugę i założył ręce. - Coś mi tu nie gra, ziom. A ty, co tu robisz? Psów pilnujesz?
- No - odparł z uśmiechem. - I kota. W ogóle pilnuję mieszkania. Staś jestem - wyciągnął rękę.
- Chwila moment, nie przez próg panie kolego. Mogę wejść?
- Jasne, psów się nie bój, są całkiem przyjacielskie - szerokim gestem zaprosił gościa.
- No, to formalności mamy za sobą… Masz jakiś browar? Suszy mnie.
- Ee… chyba niestety nie. Może herbaty, kawy? - odpowiedział “gospodarz” zmierzając do kuchni. Jednak zanim przeszedł przez drzwi zatrzymał się nagle i uważnie przyjrzał dwóm kopertom. - Wojski? Zabawne. Przed chwilą kruk przyniósł mi dwa listy. Jeden do ciebie - powiedział wręczając gościowi kopertę.
-Super - odpieczętował kopertę i przez chwile zamyślił się - Co? Kruk? - schylił się, udając że rozsznurowuje glana, w którego cholewie miał ukrytą niespodziankę.
- No. Nie wiedziałem, że w Łodzi tak witają. Normalnie w złotku zaproszenie. To chcesz coś? Zaraz mi powiesz co za numer wykręciła Iza. Walizkę zostaw tutaj. - Poinstruował Stasiek.

Przestawił się od razu na inny tryb. Przywykł już, że wiele dziwne rzeczy to sprawka przebudzonych, dlatego kruk, listy i nagła wizyta nie zrobiła na nim wielkiego wrażenia. Otworzył swój list. W którym jedno jedynie słowo było napisane. “Przybądź!” Po którego przeczytaniu poczuł natychmiast nieodpartą potrzebę zastosowania się to tej prośby, poznał też miejsce w którym był oczekiwany. Po chwili przymus zniknął niemal całkowicie, zostawiając jedynie łatwe do zignorowania echo.
 
Quelnatham jest offline  
Stary 19-04-2014, 22:04   #6
 
Narib's Avatar
 
Reputacja: 1 Narib nie jest za bardzo znanyNarib nie jest za bardzo znanyNarib nie jest za bardzo znanyNarib nie jest za bardzo znanyNarib nie jest za bardzo znany
- Nie - wyjął z walizki Żołądkową Gorzką - po prostu będziemy walić z grubej rury - nóż motylkowy wrócił do cholewy glana. - Świat na trzeźwo jest nie do przyjęcia.
Stasiek westchnął ciężko. Niektórzy nie dają sobie pomóc… - szkoda, herbata dobrze by ci zrobiła. Zapraszam - powiedział otwierając drzwi do dużego pokoju. Od razu wypadły zeń dwa psy na przemian szczekając i łasząc się do przybysza. - Nie zwracaj na nie uwagi. Jak zaczniesz głaskać białą nigdy się od ciebie nie odczepi. Siadaj. Opowiedz w końcu tę całą historię.
- Co tu do opowiadania - otworzył kopertę i popatrzył - Wiesz, gorączka sobotniej nocy, to tamto, kwiat paproci i tak dalej. Czaisz? Normalnie, nie wiedziałem jak się nazywam, i niemal nic nie pamiętam. Dostałem adres, żebym wpadł, i cześć. - Odbezpieczył gorzkie lekarstwo na chujozę rzeczywistości i polał.
- A no spoko. Dali mi chałupę w zarząd, więc wiesz możesz się przekimać. Z daleka przyjechałeś?
- Ze Wrocka. Byłeś na Ślęży, Staszek? - popił piątą kolejkę wygrzebanym z torby sokiem pomarańczowym. - Poza tym, skąd ty jesteś? Tutejszy?
- No, byłem kiedyś. - odpowiedział drapiąc za uchem, którąś z suk. - Ja z Krakowa, dwa dni temu przyjechałem. W ogóle może warto się przejść gdzie nas proszą, hę?*
- Dopijmy najpierw, a potem idźmy.
Jak powiedział, tak zrobił.
 
Narib jest offline  
Stary 20-04-2014, 18:49   #7
 
Nimitz's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumny
Dziewczyna stała tak przez chwilę wpatrując się w miejsce gdzie czarna kulka będąca krukiem zniknęła jej z oczu. Po czym ruszyła spokojnie w stronę parkingu stukając swoimi obcasami i w zamyśleniu kręcąc na palcu kluczykiem od Małej Czerwonej Smoczycy, uwieszonym na kółeczku od żółtego breloczka ozdobionego w założeniu zabawnym napisem: „FOLLOW THIS CAR, I'M C.I.A. CUTE INCREDIBLE ATTRACTIVE" .

Schowała kartkę przyniesioną przez ptaka do kieszeni swojego szarego płaszcza i ułożyła ostrożnie skrzypce na tylnym siedzeniu auta. Przecież miała czas. Przekręciła klucz w stacyjce słuchając cichego rozkosznego pomruku swojego małego wehikułu.
– Cześć, jak tam mijał dzień? Poderwałaś jakieś przyjazne BMW ? - zapytała z uśmiechem głaszcząc delikatnie kierownicę. Mówiła do auta tylko jak jechała sama, zdając sobie sprawę, że wywołałoby to co najwyżej pobłażliwe uśmiechy, choć jej samej jakby zawsze poprawiało nastrój.
Auto jak zawsze nie przejmowało się odpowiedzią, więc schyliła się do schowka ulokowanego po stronie pasażera i otworzyła go odsłaniając przed światem jego zawartość, widząc którą, jeden z jej znajomych stwierdził : „Wiesz.... jeżeli twoje auto jest kobietą, to to zapewne jest jej torebka. Bez kompasu i liny nie zamierzam się tam zapuszczać. That thing is evil!”, zachichotała przerzucając papiery i płyty upchane wraz z apteczką i wyciągnęła jeden z błyszczących krążków nie opatrzony żadnym podpisem.
Wolała dać się muzyce zaskoczyć. Tak też, gdy tylko zabrzmiały pierwsze nuty planetarnego dzieła Holsta poświęcone Merkuremu, uśmiechnęła się z niejaką satysfakcją.

– No, posłaniec już był, zobaczymy co będzie dalej.- 1 - ruszyła spokojnie w stronę domu, zatrzymując się po drodze skuszona przez knajpkę opatrzoną dużych rozmiarów napisem „SUSHI”, by wziąć na wynos jakiś zestaw dla dwojga.

Wchodząc na najwyższe piętro budynku obdarzyła na schodach uśmiechem jakiegoś chłopaka. Zamek zachrzęścił witając ją radośnie i otworzyła drzwi skromnej kawalerki w całości utrzymanej w PGR-owskim stylu. No prawie w całości, nie mogła się powstrzymać aby nie przywieźć ze sobą dużego telewizora wraz z zestawem kina domowego.
Ale nie zamierzała narzekać, zwłaszcza, że znalazła mieszkanie zaledwie w tydzień, do tego w całkiem przyzwoitej cenie.
Na parapecie okna, tuż przy wyjściu balkonowym w typowym łóżeczku „dla kota” leżało zwinięte w kłębek stworzenie pokryte łuską i leniwym wzrokiem ledwo uchylonych oczu spoglądało w 40 cali telewizora LG, który dostała rok temu na święta od rodziców. Kanały zmieniały się samoistnie, jedynie chwilami pozostając na jednym, jakby „w zamyśleniu”. Gdy tylko weszła do domu, pionowa źrenica drgnęła rozszerzając się na chwilę i zwróciła w jej stronę.


„Długo Cię nie było, fille.” - usłyszała ciepły mruczący głos w swojej głowie, gdy smok zeskoczył z parapetu przeciągając się leniwie na podłodze.
Podniosła torbę z jedzeniem, które kupiła po drodze do góry aby lepiej ją zobaczył.

- Masz ochotę na rybkę? Zajechałam i wzięłam dla naszej dwójki.- ruszyła spokojnie w stronę kuchni, gdzie postawiła sprawunki na małym stoliku. Zdjęła płaszcz i rzuciła go niechlujnie na oparcie krzesła, po czym zaczęła rozstawiać jedzenie na talerzykach. Usłyszała, jak w pokoju telewizor zatrzymuje się na jakimś programie dotyczącym planet i hipotez dotyczących kosmosu.
„Prawdopodobnie Discovery” - pomyślała uśmiechnąwszy się do siebie znając upodobania swojego chowańca, który lubił wiedzieć wszystko.
Odgłos pazurów na drewnianej klepce, którą wyłożona była podłoga zdradził, że wizja smacznego posiłku skusiła go do dotrzymania jej towarzystwa.
Błoniaste skrzydła smoka rozłożyły się, gdy wskakiwał na stół w pobliże swojego talerza.

„Dostałaś partię?”- usłyszała myślowy przekaz gdy tylko zabrał się za jedzenie.

– Wyników jeszcze nie było, ale prawdopodobnie tak. - odpowiedziała siadając naprzeciwko niego. Przegryzła kilka kęsów i zawiedziona stwierdziła, że posiłek nie należy do najlepszych. Jej towarzyszowi również smak musiał nie dopasować, gdyż wpadł na jeden ze swoich szalonych pomysłów.

„Przygotuj mi Fugu, mein Kind” -usłyszała w myślach i prawie się zakrztusiła.

– Ta ryba nie jest dostępna w Polsce. Do tego mało kto umie ją przygotować. - odpowiedziała gdy tylko przełknęła swoje sushi.

„Oglądałem na ten temat program. Pokażę Ci jak. Przygotuj fugu.”– zobaczyła, że spogląda w jej stronę z naciskiem.
Westchnęła.
– Dobrze Baltazarze, przygotuję Ci fugu, ale może mi to trochę zabrać czasu. – chciała zakończyć na tym dyskusję, ale zatrzymała kolejny kęs w połowie drogi do ust – A , jeżeli myślę o czasie, to nie mówię, że przygotuję Ci ten posiłek dzisiaj czy jutro. – dodała wiedząc, że jej towarzysz gotów byłby się nastawić na posiłek „zaraz”, zwłaszcza, że jego pojęcie „czasu” wydawało się dosyć abstrakcyjne, nawet bardziej abstrakcyjne niż dla niej samej. Do tego, nie otrzymawszy obiektu swojej prośby bez dokładnego wyjaśnienia okoliczności mógłby poczuć się urażony, a Ariana zdecydowanie nie chciała go urazić.

Złote gadzie oczy spojrzały się na nią jakby lekko zawiedzione, ale mimo to odpowiedź musiała go usatysfakcjonować, gdyż powrócił do jedzenia swojego sushi, a gdy przyglądała się mu zdawało jej się przez chwilę, że jego posiłek był inny.
„Cwaniak” - przebiegło jej przez myśl.
„Słyszałem” - przyszła odpowiedź, i mogłaby przysiąc, że smok uśmiecha się kpiąco.
Wrzucając puste talerze do zlewu, z mocnym postanowieniem zmycia ich „jutro” przypomniała sobie o posłańcu.

Sięgnęła do kieszeni płaszcza i otworzyła wiadomość.

„Przybądź”

Przez chwilę w swoich myślach ujrzała obraz miejsca, do którego miała się udać, jednak magia, którą nasycona była kartka, bądź też sama wiadomość, zdawała się milknąć i ginąć w mroku niczym dogasająca świeca.
Przeszła do pokoju i położyła dokument na starej kanapie obok Baltazara, który powrócił do swojego ulubionego zajęcia jakim było przerzucanie kanałów i sięgnęła po laptop sprawdzając maila, próbując oszukać samą siebie co do tego, że „tylko sprawdza codzienny spam”.

„Już od dwóch tygodni nie byłaś na żadnej imprezie” - usłyszała w swojej głowie głos smoka, który tonem zdradzał jego rozbawienie.

– Nie chciało mi się. – Powiedziała spokojnie, wiedząc, że nie brzmi to zbyt szczerze. – Może dzisiaj na jakąś się wybiorę, nowe miasto... nowi ludzie...

„Mhmmm, oczywiście.” - odpowiedź jakiej udzielił w jej głowie zdawała się nosić znamiona sarkazmu.

Usłyszała, że kanał znów zatrzymał się w konkretnym miejscu, tym razem obraz przedstawiał jakiś program kulinarny.
„O, to już wiem skąd on bierze te wszystkie szalone pomysły dotyczące gotowania. Muszę zapamiętać aby odwołać subskrypcję tego kanału. „ - zamyśliła się

„Słyszałem!” - usłyszała po sekundzie odpowiedź smoka.

Westchnęła spoglądając na niego i widząc, że przygląda się wiadomości.

– Przyniósł mi ją kruk, tuż po przesłuchaniu. – stwierdziła

Mądre złote oczy ponownie podniosły się w jej stronę.

„Zamierzasz odpowiedzieć na wezwanie?” - zapytał przyglądając się kartce z zaciekawieniem.

– Sama nie wiem. Sądzę, że powinnam. -westchnęła ujmując kartkę w swoje długie zręczne palce.

„Oh, to chyba nici z imprezy..” - ponownie wyczuła w jego głosie sarkazm i jakby rozbawioną nutę.

– Jedno nie wyklucza drugiego, a co się odwlecze.. – ujęła koniec pyska smoka między palec środkowy i serdeczny i delikatnie ścisnęła, na co on w odpowiedzi uniósł podbródek oczekując drapania. – Czyli sprawdzamy, kto i po co, przyszykował wezwanie, a potem impreza. pieściła delikatnie palcami pokrytą łuską skórę przez jeszcze chwilę.
-Podejrzewam, że czas będzie dla nas łaskawy. – wstała i ruszyła pakując strój na zmianę do pokrowca. Gdy była gotowa ruszyła do smoczycy, w jednej dłoni dzierżąc pokrowiec ze strojem, w drugiej transporter dla kota, gdyż wiedziony ciekawością Baltazar uparł się na towarzyszenie jej, przynajmniej w jedną stronę.

– Tylko nie wciskaj czerwonego guzika – Powiedziała konspiracyjnie do Baltazara, kładąc transporter na siedzeniu pasażera i mocując pasy. Smok mimo, że zdarzało mu się już jechać autem zawsze był zafascynowany jego działaniem dlatego też na te słowa od razu wcisną zakazany guzik.

„Nic się nie stało” - poskarżył się jakby zawiedziony.

– Nah, włączyłeś światła awaryjne.. odparła wyłączając je .

„Jeżeli to było takie łatwe do opanowania, dlaczego kazałaś mi tego nie wciskać?” - zapytał.


– Bo jak mówią to w filmach dodaje to scenie dramatyzmu - wzruszyła ramionami i ruszyła w stronę, w którą ciągnęło ją wezwanie.


Utwór z cyklu suit „Planety” nosi pełną nazwę „Merkury: Uskrzydlony posłaniec”
 

Ostatnio edytowane przez Nimitz : 26-04-2014 o 23:23.
Nimitz jest offline  
Stary 21-04-2014, 17:24   #8
 
Leanali's Avatar
 
Reputacja: 1 Leanali nie jest za bardzo znanyLeanali nie jest za bardzo znany
Usiadła, a może bardziej padła na krzesło w stanie zbliżonym do reszty mebli: przedpotopowym. Taaaak. Trzeba będzie w najbliższym czasie skoczyc do Ikei. Szkoda tylko, że zapewne zdąży zapomniec o tej konieczności.
Odłożyła kopertę ma stolik i zastukała kilka razy czarnymi paznokciami w blat. Kto miałby chciec do niej pisac i wysyłac listy o tak barbarzyńskiej porze? Przykryła się szczelniej i westchnęła. Nieważne, jaki był temat wiadomości, czuła, że zostanie zmuszona do ruszenia się z domu, na co kompletnie nie miała ochoty. Otworzyła kopertę. Jej oczom ukazał się list zapisany staranną czcionką.
Westchnęła. Znowu. Ostatnio chyba zdarzało jej się to nazbyt często. Zazwyczaj nie reagowała na nic zbyt gwałtownie, ale za to uwielbiała narzekac, parskac, powarkiwac i wzdychac. Wzięła solidny łyk kawy, z impertem odstawiła kubek, odrzuciła od siebie kopertę, wstała i odłożyła kołdrę. Skoro mają zawracac jej głowę takimi pierdołami, to ona woli zadzwonic już załatwic sobie tę szybę. Zatrzymała się w połowie drogi. No tak, dwa dni temu telefon wpadł jej do studzienki kanalizacyjnej.
Zamiast tego przebrała się w czarny, rozciągnięty sweter i ciemne jeansy sprzed trzech dni. Rzuciła okiem na leżącą na komodzie szczotkę do włosów. Nie, na takie wyrzeczenie nie było jej stac. Spojrzała w stojące w pokoju już od zawsze lustro. Zobaczyła wpatrującą się w nią złym spojrzeniem postac o niezdrowo białej cerze, krótkich, czarnych włosach i cieniach pod oczami w podobnej barwie. A może jednak warto chwycic za szczotkę?
W tym momencie do jej uszu dobiegł pełen hardości i radości okrzyk "POOOLSKAA GOOOLA!". I już wiedziała, jak poprawic sobie humor. Otworzyła (te nie zepsute) okno na całą szerokośc, spojrzała na grupkę łysych gimnazjalistów, nabrała powietrza w płuca i najgłośniej, jak tylko mogła, wrzasnęła:
-MORDY!
Wrzaski ucichły, a dzielne chłopaczyska rozbiegły się niczym kury.
Czy to do niej pasowało? Zdecydowanie nie. Ale już wiedziała, że stawi czoła zawartości listu i jego konsekwencji ze zdecydowanie lepszym nastrojem.
 
__________________
"Religia to coś, co wbijają ludziom do łba od dziecka i co nigdy całkiem stamtąd nie wychodzi. Ponadto dostarcza ona motywacji, która daleko wykracza poza granice rozumu."
Leanali jest offline  
Stary 22-04-2014, 23:46   #9
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Kliknij w miniaturkę
Ariana

Godziny szczytu. Cała masa kretynów którzy koniecznie musieli być w domu przed innymi. Bo w końcu ich czas jest cenniejszy niż innych. W dodatku do tego wieczorny przymrozek sprawił, że nawierzchnia była niebezpiecznie śliska. Na szczęście Ariana nie miała problemu z refleksem, co uchroniło jej Smoczycę od nachalnych zalotów. Szczęśliwie pozwalając im obu dotrzeć na miejsce nie tylko w jednym kawału ale bez zbędnych opóźnień.
Ariana dzięki wiadomości wiedziała, że najlepiej będzie zaparkować na dziedzińcu kamienicy. Bez wahania więc wjechała przez bramę. Po zabezpieczeniu ulubionego środka transportu ruszyła wraz ze swym towarzyszem na pierwsze piętro. Ściany korytarza nie należały do najczystszych i w wielu miejscach poznaczone były bliznami niewiadomego pochodzenia, jednak drzwi docelowego mieszkania rozpoznała natychmiast. Co nie było wielką sztuką gdyż jako jedyne prezentowały się nadspodziewanie dobrze, bez ozdób z takim uporem tworzonych przez miejscowy element “artystyczny”. Zapukała raz, po chwili raz jeszcze. Odpowiedziało jej tylko skrzypienie zamka za plecami.
- Pani do profesora? Studentka? - Zapytała niziutka zasuszona staruszka. - Musi pani chwilę poczekać. Profesor zwykle wraca koło dziewiętnastej. - Otworzyła szerzej drzwi. - Proszę, na korytarzu zimno jeszcze się pani przeziębi. A ja lubię słuchać młodych ludzi. - Babcia uśmiechnęła się przyjaźnie. Po czym jej wzrok skierował się na schody.
- O, pani z koleżanką? Proszę, proszę obydwie panie możecie u mnie poczekać. Niema co tak stać na schodach.
Kliknij w miniaturkę
Nessei

Samotnie podążała drogą przez miasto. Ostatnie wydatki były zbyt duże aby jeszcze pozwolić sobie na marnowanie gotówki na bilety komunikacji miejskiej. Ale przecież taki spacer to tylko dla zdrowia dobry, czyż nie? Szła wiec dziwnie opustoszałymi chodnikami, mijając setki świateł samochodów. Najwyraźniej większość ludzi już zapomniała, że można też chodzić, do tego zdrowsze to i przede wszystkim tańsze. Słońce już zaszło kiedy dotarła do kamienicy.
Idąc przyjemnie ciepłym korytarzem usłyszała z góry rozmowę, a właściwie monolog lecz sądząc ze strzępków słów słowa te były do kogoś kierowane.
Ruszyła szybko w górę. W połowie schodów powitał ją ciepły choć nieco chrapliwy głos staruszki.
-O, Pani z koleżanką? Proszę, proszę obydwie panie możecie u mnie poczekać. Nie ma co tak stać na schodach.
Po czym staruszka otworzyła szerzej drzwi i gestem zaprosiła obie kobiety do środka.
Kliknij w miniaturkę
Jagoda

Od przystanku do miejsca przeznaczenia było dobrze ponad dwieście metrów po nieciekawej okolicy. O dziwo jednak do samej kamienicy nikt jej nie zaczepił i jedynie mroźne odrobinę przeszkadzało. Sama kamienica prezentowała się nadspodziewanie dobrze. Nawet napisy na murze były optymistyczne. Tym razem nie mówiły o przewedze Widzewa nad ŁKSem ani o tym jak wspaniali są kibice jednej z Łódzkich drużyn. Nie, napis wykonany zielonym sprayem głosił “Staraj się kochać”. A jakby podążając za nim w bramie stało trzech gładko ogolonych gentlemanów o posturze przywodzącej na myśl niewielki buldożer. Wymieniali opinie na tematy filozoficzne, raczyli się przy tym znakomitym winem wprost z wysokogatunkowego kartonu. Szybko jednak ucichli gdy tylko ich spojrzenia spoczęły na Jagodzie. I jak dobrze wychowani młodzi ludzie natychmiast poprawili czapki a także zaproponowali swą pomoc, sugerując jednocześnie iż nie przyjmą odmowy…
Kliknij w miniaturkę
Staś & Andrzej

Zebrali się do wyjścia, tym razem Staś wolał nie brać ze sobą psów choć te bardzo nalegały. Obaj z Andrzejem poznali drogę z listu ale żaden nie posiadał samochodu wiec zostawał im tylko tramwaj, w dodatku w łodzi znów były remonty i komunikacja miejska działała według rozkładów zastępczych.
Podróż tramwajem w środku zimy na drugi koniec miasta do przyjemnych nie należała. Na szczęście obaj byli zahartowani w górskich eskapadach, więc i Łódzka zima ie była im straszna. W koncu dotarli do ostatniego przystanku a stąd mieli już tylko kawałek na pieszo. W sam raz by poprawić krażenie w zastałych kończynach. Okolica jak zauważyli była nawet zimą niezwykle żywa. Andrzejowi rzuciła się w oczy gromadka bawiących się dzieci. Niezwykle słodki widok, zwłaszcza ten łuk bloczkowy i to z jakom determinacją celują do przechodniów.
Staś zwrócił zaś uwagę na rzecz zgoła inną. Oto bowiem trzech wyrośniętych drabów otoczyło przy bramie młodą dziewczynę. I najpewniej nie zamierzali pytać jej o opinie na temat ostatniego przedstawienia w Łódzkim teatrze.
Kliknij w miniaturkę
Krzysztof

Kiedy kończył pracę zapadał już wieczór. Pierwszym odruchem Krzysztofa było pojechać do domu, zjeść przyzwoity obiad i ruszyć do nadawcy listu, jednak szybko uświadomił sobie, że w ten sposób dotrze do miejsca przeznaczenia najwcześniej po dwudziestej pierwszej. Zmienił swoje plany kierując kroki do bufetu w którym jak słyszał również można kupić całkiem porządny posiłek.
Już w trakcie składania zamówienia poczuł na sobie czyjś wzrok, jednak kiedy się rozejrzał nie spostrzegł nikogo kto darzyłby go większą uwagą. W czasie posiłku uczucie powróciło jeszcze kilka razy. To samo w powtórzyło się w drodze tramwajem. Chcąc uniknąć niekomfortowej sytuacji przesiadł się na autobus jadący w tym samym kierunku. Tu uczucie obserwowania zniknęło. Pojawiło się natomiast znowu gdy tylko wysiadł na przystanku. Dotarły też do niego głosy trzech mężczyzn przechwalających się co to oni by nie zrobili dwu chuderlakom, gdyby nie to, że przy kobiecie tak jakoś głupio było ich bić.
W końcu dotarł do kamienicy ze swojej wizji. Wszedł na korytarz i natychmiast rozpoznał starszego mężczyznę sprawdzającego skrzynkę na listy. Widział go dość często na korytarzu uczelni i pamiętał, że to jeden z bardziej lubianych profesorów, lecz imienia jakoś nie mógł sobie przypomnieć.
Kliknij w miniaturkę
Zygmunt

Sen nie trwał zbyt długo. Obudziło go nachalne pukanie do drzwi. Raz za razem. Ktokolwiek to był musiał wiedzieć, że Zygmunt jest w środku. Pukanie rozległo się po raz kolejny. Tym razem jednak toważyszyło mu wezwanie werbalne.
- Policja, proszę otworzyć!
Policja czy nie, to było jedyne wejście a sądząc z cieni za oknami ktoś próbował zajrzeć do wnętrza starego budynku.
- Proszę otworzyć! No przecież widzę, że pan tam jest. Chcemy tylko porozmawiać. - Uspokajał głos, lecz robił to wyjątkowo nieudolnie. Zygmunt miał niemal pewność, że nie chodzi tylko o zwykła rozmowę. Coś musiało się stać i to raczej nic dobrego.
Chwilę mu zajęło nim resztki snu i strachu wywołanego nagła pobudką minęły. W tym też momencie Zygmunt odczuł inny rodzaj strachu, zrodzony tym razem z przenikliwej samotności której nie zaznał od kilku lat. Ostatnim razem kiedy trafił do miejsca niemal zupełnie odciętego od świata duchów. Tylko, że to było niemożliwe, to w końcu cmentarz, to granica powinna być niemal niewidoczna i aż roiło się od dusz zmarłych. Przynajmniej zazwyczaj…
Kliknij w miniaturkę
Siergiej

Kac mijał powoli a zapas domowych środków na tą przypadłość wyczerpał już po ostatniej imprezie. Nie pozostawało mu nic innego jak zebrać zwłoki które były jego ciałem i ruszyć na wyprawę godną całej nordyckiej sagi. Do sklepu po kiszone ogórki.
Dobre dwadzieścia minut próbował zmusić się by iść w miarę żwawym i prostym krokiem. Sklep na szczęście był niedaleko więc i upragniony lek udało się nabyć dość szybko. Kusiło go by od razu rozerwać foliową torebkę i wypić wodę zakąszając zawartością stała. No ale co by sobie sąsiedzi pomyśleli. Już teraz nie patrzyli na niego zbyt życzliwym okiem, nie podobał im się ruski sąsiad i już. Gdyby teraz widzieli jeszcze jak leczy kaca na ulicy było by znacznie gorzej. Zebrał się w sobie i ruszył do domu.
Po drodze działo się niewiele, choć zwrócił jego uwagę młody mężczyzna w idealnie skrojonym czarnym garniturze i okularach przeciwsłonecznych. Siergiej zamrugał kilka razy. Tak ten człowiek nosił okulary przeciwsłoneczne zimą, przy dużym zachmurzeniu. W dodatku prowadził za rękę może siedmioletnią dziewczynkę w różowej kurtce.
- Dokąd idziemy? - Zapytała mała zdradzając rodzącą się w niej panikę.
- Do mamy. - Odpowiedział jakby cytując z pamięci wyuczoną kwestię.
Jakby dopełniając obrazu sytuacji, przy końcu chodnika zatrzymał się czarny samochód z którego dolatywały dźwięki “Barki”.
 

Ostatnio edytowane przez Googolplex : 26-04-2014 o 13:05.
Googolplex jest offline  
Stary 26-04-2014, 20:17   #10
 
Aves's Avatar
 
Reputacja: 1 Aves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie coś
Zygmunt wstał powoli i ubrał się najszybciej jak mógł. Podszedł do drzwi przeklinając.
- Najpierw odznaka legitymacja tak abym widział przez judasza !- Krzyknął przez drzwi.

Nie chciał ich wpuszczać cała sytuacja była dziwna. Nigdy nie ufał policji, jeszcze bardziej nie ufał temu nagłemu uczuciu samotności. Chciał, aby to wszystko jak najszybciej się skończyło.
Poczekał, aż nierealna postać mignie mu w wizjerze kawałkiem plastiku.
Mężczyzna skupił się i zastanawiał czy zrobił coś nie tak. Z prostego rozrachunku sumienie wychodziło iż był czysty.
Podszedł jeszcze szybko do kuchni chwycił list i schował go do kieszeni spodni.
Na chwilę się skupił i starał się przewidzieć nici losu.W końcu zdecydował, że uchyli drzwi i zobaczy kto go męczy.
Otworzył drzwi i spowolnił upływ czasu, aby dokładniej przyjrzeć się „ policjantom”.
 

Ostatnio edytowane przez Aves : 26-04-2014 o 20:19.
Aves jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:55.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172