Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-07-2015, 02:58   #1
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
WoD - Czas zagłady

Wyspa Oak Island leżąca leżąca w południowo-zachodniej części Jeziora Górnego, stała się swoistą ostoją dla kilku ocalałych nadnaturali. Praktycznie dzika i odcięta od świata, stanowiła doskonałą kryjówkę dla tropionej zwierzyny, jaką stali się w ciągu ostatnich lat kainici. Nie były tutaj, co prawda wygód i luksusów, ale panowało względne bezpieczeństwo. A to w dzisiejszych czasach liczyło się najbardziej.
Populację Oak Island ograniczała się tylko do kilku osób. Okoliczności zewnętrzne zmusiły ich do współpracy mimo, że większość nie pałała do siebie miłością. Wszyscy mieli jednak świadomość, że są od siebie zależni i tylko jedność i zaufanie pomoże im przetrwać. Bez tego mogli sami zgłosić się do eksterminacji.

Tego wieczora to Lucius pełnił wartę i obserwował przeciwległy brzeg. Zazwyczaj była to nudna robota, którą trzeba było odbębnić dla dobra ich małej społeczności. Dlatego też widząc zbliżającą się do wyspy łódź, Lucius omal nie oszalał ze strachu.
Zszedł ze swojego punktu obserwacyjnego i ostrożnie zbliżył się do plaży. Zastanawiał się, czy już nie podnieść alarmu, ale wygrała ciekawość.
Ku jego zaskoczeniu, a jednocześnie radości na łodzi nie znajdowali się żołnierze Świętego Korpusu, a jeden siwy mężczyzna.
Lucius znał go i sam nie wiedział, czy ma się cieszyć, czy obawiać tego, że do ich wyspy przybywa były książę Minneapolis, Bertold Wayloom.

***

Cała populacja Oak Island zebrała się na polanie, zwanej przez Walthera “Okruchem Duszy”
Tego typu zebrania odbywały się rzadko i zazwyczaj tylko z dwóch powodów. Pierwszym z nich było przybycie na wyspę kogoś nowego. Drugim zaś wspólne zagrożenie. Tym razem spotkanie dotyczyło jednocześnie ich obu.
Lucius pełniący tej nocy straż przyprowadził przed oblicze społeczności nowego uciekiniera. Okazał się nim znany przed laty Kainita, Bertold Wayloom były książę Minneapolis.
Siedzący na ściętym pniu Walther odezwał się swym potężnym barytonem:
- Powtórz zatem jeszcze raz Kainito, co powiedziałeś naszemu bratu.
Wampir stojący pośrodku kręgu złożonego z różnych nadnaturali, wyraźnie nie czuł się zbyt pewnie. Dla tych, którzy znali go przed dniem “Rozdarcia Zasłony” był to niecodzienny widok. Wayloom słynął z twardych rządów i bardzo brutalnego obchodzenia się ze swoimi wrogami. Mówiono nawet, że dla utrzymania swej władzy mocno zbliżył do członków Sabatu. Teraz nie miało to większego znaczenia, ale jeszcze kilka lat temu był to temat głośnych plotek.
- Szanowny Gurahlu - zaczął wampir czyniąc pełen kurtuazji gest w stronę Walthera - Przybywam do was z Duluth. Żyłem tam przez ostatnie miesiące, po ucieczce z Minneapolis. W Duluth odnalazł wspólnotę podobną do waszej. Grupa nadnaturalnych żyła razem w porzuconych kanałach. Miejsce może nie było luksusowe, ale za to bezpieczne. Niestety, jak się okazało do czasu. Dwa tygodnie temu zaatakował nas zupełnie niespodziewanie szwadron Świętego Korpusu. To była rzeź. Ledwo uszedłem z życiem…
- Ta… z życiem - burknęła młoda kobieta o bujnych rudych włosach.
- Cicho! - ryknął Walther.
- Ledwo uszedłem z życiem - powtórzył Wayloom mocno akcentując słowa - Ja i jeszcze jeden Kainita. On niestety został ciężko ranny. Dostał pociskiem z Entropiny i jasne było, że jego godziny są policzone. Cudem wydostaliśmy się z miasta. Jeff, bo tak nazywał się ten Kainita, tuż przed śmiercią opowiedział mi o waszej wspólnocie. Miałem uciekać do Kanady, ale stwierdziłem, że to zbyt ryzykowne w pojedynkę.
- Rozumiem - przerwał mu Walther - A teraz powiedz, co wiesz o obławie.
- W drodze do was spotkałem jedną watahę. Same wilkołaki, nie znam się na tych waszych plemionach, więc nie wiem kim byli. Mówili, że są wędrowną watahą. Wiedziałem, że nie będzie mi z nimi po drodze. Spędziłem z nimi tylko jedną noc. Wymieniliśmy się informacjami i to od nich wiem, że Święty Korpus zamierza uderzyć na wyspy parku narodowego The Apostle Islands. Mówili, że poza waszą są tu jeszcze co najmniej dwie wspólnoty. To jednak jest mniej istotne niż to, że ponoć wśród was szpieg. Jeden gość z watahy mówił, że to osoba która działa już od dawna. To wszystko wiedzą od złapanego żołnierza Świętego Korpusu. Przed śmiercią nie zdążył jednak wyjawić tożsamości zdrajcy.
Tyle wiem.
- Hmmm - mruknął Walther - Jestem zobowiązany za przekazane informacje. Czego oczekujesz kainito?
- Będą wdzięczny jeżeli przyjmiecie mnie do waszej wspólnoty.
- To jest możliwe. - odparł niedźwiedziołak - Mamy jednak tutaj dość rygorystyczne zasady.
- Jakie?
- Na bok odkładamy dawne animozje. Nie musimy się kochać, ale nasze bezpieczeństwo i przeżycie zależy od współpracy. To po pierwsze. Dwa - krwiopijcy tacy, jak ty muszą się ograniczyć do zaspokajania głodu tylko krwią zwierząt obecnych na wyspie. Trzy - bez zgody wspólnoty nie opuszczamy wyspy. To nam zapewnia bezpieczeństwo. Jeżeli samowolnie ktoś opuści wyspę, wyklucza się tym samym ze wspólnoty. To najważniejsze. Są jeszcze drobniejsze zasady, ale o tych dowiesz się jak wejdziesz w nasze szeregi.
- To dość powszechne zasady, zapewniam cię szanowny Gurahlu. Akceptuje je i mam nadzieję, że będę mógł wam pomóc.
- Na dzisiaj to tyle - ogłosił Walther wstając z pniaka.
- Jak to koniec? - sprzeciwił się Bojan, wysoki i chudy wampir o długiej brodzie. - Należałoby chyba omówić te informacje. Trzeba coś postanowić. Wysłać zwiad. Przygotować się, a przede wszystkim sprawdzić te wiadomości.
- Bojanie! - ryknął Walther, który nie lubił gdy mu się sprzeciwiano - Dobrze wiesz, że to zrobimy. Na dzisiaj to jednak koniec. Rozumiesz?
Bojan zmierzył surowym spojrzeniem niedźwiedziołaka, ale nic nie powiedział. Najwyraźniej nie zamierzał podważać przywództwa potężnego Gurahla. Jeszcze nie tym razem.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
Stary 05-07-2015, 16:27   #2
 
Komiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Komiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetny
Cichy Skowyt uważnie przysłuchiwał się dyskusji toczonej przez przywódców zgromadzenia, a jednocześnie bacznie obserwował pozostałych zebranych. Podczas rozmowy wspomniano o zdrajcy. Czy ktoś jakoś zareaguje? Uniesie brew? Pobladnie? Nerwowo zacznie palić papierosa za papierosem? A może po prostu ucieknie? Kojot starał się doszukać najmniejszego śladu zdradzieckości wymalowanego na twarzach zebranych. Z drugiej strony zdawał sobie sprawę, że w przypadku nieumarłych wampirów, może to być trudne. Co prawda pijawki zachowywały się tak jakby miały emocje, ale miał wrażenie, że jedynie udają. Ich gniew, radość, smutek, musiały być ostatnimi podrygami ich dawnej, konającej osobowości, zupełnie jak podrygujące odnóża, rozgniecionego kapciem pająka.
Rozmyślając tak na tym wszystkim, siedział sobie okrakiem na grubej gałęzi pobliskiego drzewa, tak, że mógł swobodnie machać sobie nogami, z których każda zwisała po innej stronie konara, znajdował się jakieś trzy metry nad ziemią. Był pół nagi, na szyi zawieszony miał krzyżyk na łańcuszku, który był jedynym okryciem jego górnych partii ciała. Poniżej miał na sobie krótkie spodenki, w czarno szarych barwach moro, i nieokreślonego koloru adidasy, umorusane błotem, lub gównem, z daleka ciężko było określić co to właściwie było. Kiedy niedźwiedziołak ogłosił zakończenie tematu, Cichy postanowił, że warto wtrącić swoje trzy grosze. Odchrząknął więc głośno.
- Chyba wiem kto jest szpiegiem.... -
Zamrugał powiekami i ponownie przesunął wzrokiem po zebranych, jakby nie był pewien, czy ktokolwiek zwróci na niego uwagę, a potem kontynuował.
- Podejrzenia, które się nasuwają są oczywiste... To Monica, albo Lucius! -
Zakrzyknął oskarżycielsko, nie mogąc jednak powstrzymać wesołego uśmiechu i wymierzając przy tym wskazujący palec swojej prawej dłoni najpierw w lisołaczkę, a później w Malkavianina.
- Tylko oni są tutaj rudzi! Ale skłaniałbym się bardziej w stronę Luciusa... W przeciwieństwie do Monici, starał się to przed nami ukryć. Ogolił się na łyso, chcąc odsunąć od siebie nasze podejrzenia. Ale zdrajca nie był taki sprytny jak mu się wydawało, bowiem zapomniał o jednym. Nie zgolił brody! -
Kojot odkąd przybył na wyspę nie mógł powstrzymać się od dokuczania wampirom. Zdawał sobie sprawę, że szanse na to, że Walther rozszarpie Luciusa za to, że tamten jest rudy są bliskie zeru, ale chęć dopieczenia krwiopijcom, przysłowiowo wyssał z mlekiem matki i nie mógł powstrzymać się od tego typu spekulacji. Kiedy już wreszcie zamilkł, przeniósł spojrzenie na Monicę i posłał jej przepraszający uśmiech, jakby chciał jej przekazać by nie traktowała oskarżenia o zdradę osobiście.
 

Ostatnio edytowane przez Komiko : 05-07-2015 o 16:32.
Komiko jest offline  
Stary 05-07-2015, 17:05   #3
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Monica i Lucius szykowali się do wyartykułowania swoje wściekłości, ale nie zdążyli.
- Skowyt! - ryknął Walther, a jego głos niósł się gromki echem po całej wyspie, a być może i po całym jeziorze. - Marny żart kojocie. Bardzo marny. Stać cię na więcej.
- Gdyby nie nasze prawa - syknął Lucius - Wyssałbym cię do cna. Jestem jednak wariatem, więc czasami zapominam o panujących zasadach. Pilnuj zatem swojej kity kojocie, bo nigdy nie wiadomo kiedy spotkamy się w ciemnych kniejach.
- Lucius! - ponownie ryknął niedźwiedzilak - Pilnuj się!
Monica stała tymczasem z rękami założonymi na piersiach i wpatrywała się w kojota.
Stary Tzimisce także patrzył na Nuwisha, aby po chwili przesunąć spojrzenie w kierunku Walthera.
- Powtarzam spokój! Spotkamy się jutro o tej samej porze i omówimy wszystko, co się tutaj stało - zakończył niedźwiedziołak ostatecznie kończąc zebranie. Przynajmniej taką miał nadzieję.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
Stary 05-07-2015, 18:30   #4
 
Eleishar's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
Skaczący w Ogień obserwował całą sprawę z niedalekiego ubocza. Wielki, biały tygrys wylegiwał się pod jednym z drzew (innym niż to na którym siedział Śmieszek, jak nazywał kojotołaka) i nerwowo merdał ogonem. Miał silny wstręt do krwiopijców i wszyscy o tym wiedzieli, warczał głucho co chwila, gdy wampirzy ex-"książę" ~Co za megalomania... się wypowiadał. Wchodzi taki na teren ich enklawy i pierwsze co robi to szerzy ferment opowiadając o jakimś nieznanym zdrajcy, zapewne by osiągnąć jakieś korzyści w zasianym chaosie. Może nawet zająć pozycję przywódcy enklawy.
~Mają rozmach skurwysyny. - pomyślał pogardliwie, na poły o łowcach, na poły o wampirach.
Jego uważne oczy cały czas śledziły zgromadzonych, jeśli faktycznie był wśród nich zdrajca, to właśnie w tym momencie mógł się zdekonspirować. A przezorny zawsze ubezpieczony, zwłaszcza przezorny komandos.
Śmieszek oczywiście nie byłby sobą, gdyby nie próbował narobić kwasu, jak to nuwisha...
Khan w ostatniej chwili położył przezornie uszy, bo po chwili Walther rozdarł się na całe gardło ganiąc dowcipnisia, a dla jego czułego, kociego słuchu to mogłoby być naprawdę bolesne. Co jak co, ale stary niedźwiedź miał rację, dowcipy o rudych były starsze niż te krwiopijcze skamieliny, które musieli tolerować w swoim azylu.
Otarł się kilka razy o drzewo, ale było mu mało, ktoś musiał go podrapać... Faceci go nie interesowali, a kobiet jak na lekarstwo. Podszedł do Moniki, poruszał się tak cicho i płynnie, że można by pomyśleć iż nie dotyka łapami ziemi. Przysiadł przy niej i trącił jej rękę głową, po czym miauknął, a raczej spróbował i spojrzał na nią z miną a'la kot ze Shreka, co musiało wyglądać przekomicznie, biorąc pod uwagę że ten kot mierzył około 3m długości i łapą mógł przewrócić małe drzewko.
Czuł że jeśli Jamak go obserwuje, to właśnie trzęsie się ze śmiechu, albo kiwa z uznaniem głową temu niezwykle kociemu zachowaniu. Sam też podśmiewał się w duchu z tej sytuacji, ale czy była lepsza metoda by zachować niezbędną pogodę ducha w tych mrocznych czasach?
 
Eleishar jest offline  
Stary 05-07-2015, 19:04   #5
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Cała ta zasada zbierania się w kupie za każdym razem jak jakaś łódeczka przypływała (nie ważne z kim lub bez kogo), był dla Mohini o kant tyłka potłuc. Właśnie w takich sytuacjach byli najbardziej narażeni na atak. Nie ona jednak rządziła, ba! nawet nie miała ochoty zabierać głosu w toczących się dyskusjach. Od tego są mężczyźni.
Cierpliwie wysłuchując historii nowego, kiwała od czasu do czasu głową, dźwięcząc przy tym kolczykami. Na wzmiankę o szpiegu, kobieta przez chwilę myślała, że mówią o niej, gdyż nie nawykła do życia w USA, w których za życia miała niby równe prawa a jednak była pogardzaną mniejszością. Gdy dotarło do niej, że nie o takie szpiegostwo chodzi rozmówcom, lekko się rozluźniła i nawet uroczo uśmiechnęła do samej siebie.
Nie mniej, obiecała sobie mieć oczy szeroko otwarte i w razie co rozszarpać każdego, kto będzie chciał jej zagrozić.

Na oskarżenia wykrzyczane przez Cichy Skowyt wampirzyca przekręciła lekko głowę w bok nie rozumiejąc o co mu chodzi. Rudzi, rudzi… no rudzi i co w tym dziwnego? Ona jest czarna. Wzruszając ramionami, odwróciła się na pięcie chcąc udać się do „swojego” hoteliku. Każdy jej krok wywoływał ciche dzwonienie bransoletek na kostkach oraz dzwoneczków, powszywanych w rozłożystą pomarańczową spódnicę. Niby wyspa „obrodziła” w nowego Kainitę ale Mohini wiedziała, że nie ma co liczyć na towarzystwo. Umarlaki czy nie, wszyscy tutaj byli zakompleksionymi sztywniakami udającymi, że jakiekolwiek urazy lub zwady między rasowe w tych czasach mają jeszcze jakieś znaczenie.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 05-07-2015, 19:30   #6
 
Smirrnov's Avatar
 
Reputacja: 1 Smirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znany
Uciekający kainici, watahy milczących wędrowców i pseudo-milczących wędrowców, zwiększona czujność w obliczu nieznajomych. Taak, świat zdecydowanie schodził na koty (nie obrażajmy przecież szlachetnych psowatych). Dla Arthura nie było to jednak nic niezwykłego. Od zawsze był nieufny. Zawsze spakowany, gotowy do zniknięcia z trasy potencjalnego konfliktu. Również tutaj, na Oak Island, miał przygotowane racje żywnościowe na tydzień i spory zapas wody dotroczony do dużego bagażu. Dlatego złe wieści podsumował w myślach jednym słowem „przeprowadzka”.
Wyspę znał już niemal tak dobrze jak ruda lisica, to jego fach i życie, znać teren i go wykorzystać. Ponieść jak najmniejsze straty (bo te zawsze są) i oddalić się gdy kłopoty przeważają. Opuszczenie jej w grupie bądź samemu, nie będzie problemem.

Dlatego szczerze i całym sobą zgadzał się z reakcją Bojana. Pomimo gadziej duszy krwiopijcy wampir mówił z sensem. Z resztą, aktualna sytuacja mieszała wszystko co do tej pory śpiewano w Litaniach przekazujących klanowe mądrości. Świat stanął na głowie, a Tkaczka, Żmij i Dzikun starli się w ostatecznej rozgrywce. A przynajmniej tak napomknęli starsi, nim zginęli od kul z płynnym srebrem.

Arthur przeniósł ciężar ciała na drugą nogę. Stał na całym spotkaniu, zresztą jak na każdym innym na którym nie czuł się bezpiecznie. Podpadająca pod paranoję czujność garou doprowadziła do tego, że od wielu miesięcy nie usiadł. Zawsze stał, zawsze szedł, zawsze obserwował i nigdy nie spał głęboko. Nie zdziwiło go więc, że bezwiednie wszedł w glabro na najmniejszą oznakę niebezpieczeństwa. Odruch tak wyuczony, że stał się niemal bezwarunkowym. Na szczęście uwaga skupiła się na kimś innym. Kojocie który robił z siebie błazna ściągając zagrożenie. Zbeształ się w myślach i powrócił z warknięciem do ludzkiej postaci. Oczy znów stały się niebieskie, a włosy pozbyły się przebarwień. Wilk zapadł w czujną drzemkę, czekając pod skórą na sygnał działania. Oj jeszcze wpadną w poważne tarapaty przez Skowyta. Garou skupił się, już mniej spięty niż sekundy wcześniej, na obserwacji innych.
Wybuch Walthera zignorował przyzwyczaiwszy się do gwałtownego charakteru miśka. Wielki kot.. „na Mac Lira, kot! Kto wpuścił na wyspę kota!? Już i tak mieli dość zgrzytów to jeszcze kot? Wśród psowatych?! Do tego biały!? To może jeszcze ognisko rozpalą!?” … próbował się łasić do lisicy udając małe niewinne kociątko. „Lis, psowaty, może kotów nie goni ale jednak, z psa krew...” A czarna chodząca dzwonnica mająca równie dźwięczne „ubarwienie” stroju co biała sierść tygrysa, postanowiła z dygnięciem funkąć i wyjść.

Za chwile wszyscy powinni się rozejść, a Arthur chciałby jeszcze pogadać z Tzimisce. Diabeł był dla niego wstrętny i splugawiony, ale niektóre pomysły miał dobre. Nie ufał mu. Na wszystkie fae, jak bardzo mu nie ufał, więc tym bardziej chciał mieć krwiopijce na oku.
Poprawił pasek sai, włożył ręce w bojówki i spokojnym krokiem, nie wzbudzając podejrzeń nikogo kto bezpośrednio ich nie szukał, zbliżył się do Bojana.
- Mały obchód? - spytał spoglądając na brodacza i nie licząc zbytnio na odpowiedź. Zwykłe skinienie głowy pewnie będzie musiało wystarczyć.
 
__________________
Kto lubi czytać, ten dokonuje wymiany godzin nudy, które są nieuchronne w życiu, na godziny rozkoszy.
Smirrnov jest offline  
Stary 05-07-2015, 22:12   #7
 
Okaryna's Avatar
 
Reputacja: 1 Okaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputację
Rosjanin przygladal sie wszystkiemu z odpowiedniego dystansu, ciągle zadając sobie pytanie co on właściwie tutaj robił. Zbiegowisko cyrkowców. Na matkę Rosję. A ten kainita... to na pewno był jakiś Polski pachołek. Wszystko co złe na tym świecie to byli Polacy i Żydzi. Powoli przyjrzał się każdemu z członków wspólnoty zza swoich lustrzanych okularów przeciwsłonecznych. Szpieg, szpieg i szpieg. Wszyscy szpiedzy. No, i jeden czarny złodziej. On to wiedział, nie potrzebował żadnego gadania jakiś byłych ważnych czy też dowcipkowania głupkowatego psowatego. Dalej stał pod drzewem niewzruszony, oparty plecami o szorstką korę z rękoma założonymi na szerokiej piersi. Niech się rozejdą, on poczeka, nie lubił mieć kogoś za plecami kiedy wracał do swojego leża. Za dobrze pamiętał swoje zlecenia, a tym plchlarzom łażącym po świetle nie ufał za grosz.

Arinf zaklał szpetnie po rosyjsku widząc jakiegoś grubego białego kota ocierającego się o rudą lisice. Był poirytowany. Co to? Przedszkole? Te futrzaki naprawdę pozamieniały się łbami ze swoimi zwierzęcymi odpowiednikami. Odwrócił wzrok, aby nie patrzeć na żenującą scenkę. W końcu i tak musiał poczekać na odejście wszystkich ze wspólnoty.
Kątem oka dostrzegł swojego złodzieja. Gdzież ta kupka blaszanych śmieci mogła iść. Arnif już wiedział, że Mohini udaje się na swoje grabieże. Zdenerwowało go to tylko bardziej, musiał w końcu pilnować tego cygańskiego nasienia, bo a nuż kogoś okradnie, a szczególnie jego samego. Na Rosję! Jego skrzętnie przechowywana flaga! W tych brudnych łapach! Poruszył się, przemógł. Bezszelestnie począł śledzić boguducha winną Mohini, mając w głowie już katastrofalne wizje tego co ta czarna złodziejka mogłaby uczynić z jego, zakopanymi po kątach klitki, skarbami.
 
__________________
Once upon a time...
Okaryna jest offline  
Stary 06-07-2015, 08:08   #8
 
Komiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Komiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetny
Michael i Skowyt

Kojot odpowiedział Luciusowi na jego pogróżki, jedynie pokazując mu swój jęzor, potem odczekał na drzewie, aż ten oddali się na bezpieczną odległość, tak samo jak Walther, którego w złym humorze należało co najmniej omijać. Pozostali też zaczeli się zbierać, większość wampirów nie odezwała się ani słowem, nie licząc jednego, który mówił coś do siebie w nieznanym języku. Potem, wreszcie zrobiło się bezpiecznie i mógł zeskoczyć na ziemię.
-Nie znają się na żartach… -
Mruknął pod nosem i podszedł bliżej leżącego na ziemi kotołaka, który łasił się do Monici. Popatrzył na niego przez chwilę jakby zastanawiał się jak zacząć rozmowę.
-Podobno służyłeś w wojsku… Coś mi mówi, że tamci zjawią się tu prędzej czy później, niezależnie czy mamy tu szpiega czy nie… Nie myślałeś nad zaminowaniem plaży, albo czymś w tym rodzaju? -
Tygrys przez chwilę w ogóle nie odpowiadał, skupiając się na lisicy drapiącej go za uszami i mrucząc z przyjemności, aż było czuć wibracje.* Jednakże przez wzgląd na dobre wychowanie nie mógł ot tak zignorować próby zagajenia rozmowy. Pomruk przestał się wydobywać, zamiast tego z gardła Khana popłynął ludzki głos.
-Saper ze mnie żaden niestety, podkładanie ładunków to nie moja broszka. Przywykłem do działań na terenie wroga, w nieprzyjaznych warunkach, nie zaś do czekania aż wróg sam do mnie przyjdzie. - mówił z najwyższym wysiłkiem, bo przyjemność płynąca z czułości zdecydowanie nie zachęcała do myślenia o czymkolwiek. Monica niestety nie mogła poświęcić tej aktywności tyle czasu, ile Michael by chciał i po dłuższej chwili oddaliła się.
- Rozumiem… - Odparł z zamyśleniem pół indianin, pół irlandczyk i zaczął zaciekle przygryzać swoją dolną wargę, jakby intensywnie nad czymś rozmyślając.
- A może… Oglądałeś Rambo? Pamiętasz te pułapki robione z naostrzonych patyków? W filmie sprawdzały się nieźle… Miny to faktycznie słaby pomysł, i tak nie mamy tu takiego sprzętu… - Westchnął zastanawiając się czy faktycznie jest sens w budowaniu jakichkolwiek fortyfikacji, nie mniej widać było po nim, że nie zamierza tylko bezczynnie czekać na śmierć.
Nie mogąc dłużej cieszyć się urokami drapania za uszami Skaczący w Ogień wyprostował się przybierając ludzką postać.
-Założyć sidła można, oczywiście. Niekoniecznie takie jak w filmach, ale na pewno skuteczne. No i wykopanie paru wilczych dołów też nie jest rzeczą niemożliwą. - odpowiedział - Nawet jeśli nie da to miażdżącej przewagi, na pewno pozwoli zneutralizować paru łowców. - dorzucił jakby czytał w myślach kojota. Takie rozważania były typowe dla ludzi którzy nie służyli w oddziałach specjalnych, tam każdy żołnierz wroga mniej, zbliżał do sukcesu.
Nuwisha uśmiechnął się z wyraźną satysfakcją, tak jakby właśnie zainspirował Khana do działań, mających niemalże zbawić świat.
-Doły kopać umiem… To z chęcią ci w tym pomogę. Ale jest jeszcze coś, co mnie intryguje. - Zrobił krótką przerwę, niczym narrator stopniowo dawkujący napięcie. -Ten cały książe wspominał o tym, że na naszym archipelagu są dwie inne grupy ocalałych, to niezły zbieg okoliczności. Myślisz, że Walther o tym wie i jesteśmy częścią większego planu? Bo jeśli o tym nie wiedział, to może trzeba by się jakoś z tamtymi skontaktować? A tak w ogóle, futrzasty jesteś milszy dla oczu. - Zmieniając na chwilę temat, krytycznie przyjrzał się ludzkiej twarzy swojego wojowniczego kompana i po chwili, zaśmiał się cicho pod nosem
-Takie rozdzielanie obowiązków zostawmy na jutro, jeszcze by się Walther zirytował, że podejmujemy działania bez jego zgody. Seline chroń, mogliby pomyśleć że któryś z nas jest zdrajcą. A skończyłoby się znacznie, znacznie gorzej niż naganą werbalną. - zrobił krótką pauzę - Nie ufam pijawom, w najmniejszym stopniu, jeszcze większe z nich mąciwody, niż z Ciebie. - zakończył złośliwie
Kojot pokiwał głową ze zrozumieniem, chociaż nie zaśmiał się po złośliwym żarcie dotyczącym jego własnej złośliwości, znacznie bardziej bawiły go sytuacje kiedy to on komuś dokuczał.
- Gdyby pozwolili to sprawdzić, to chyba mam plan. Przed przejęciem władzy przez Radę Regencyjną mieszkali tu zwykli ludzie, znalazłem miejsce, gdzie była wypożyczalnia kajaków. Wyspy są niezbyt daleko od siebie, jakby dobrze poszło, w kilka osób opłynęlibyśmy wszystkie w jeden dzień. W większej grupie, łatwiej byłoby się nam obronić, albo kontratakować, prawda?-
-Większa grupa jest też niestety łatwiejsza do wykrycia i wolniej się przemieszcza. Na czym jak na czym, ale na partyzantce, to się znasz jak świnia na balecie. - w tym komentarzu nie dało się wyczuć cienia złośliwości, ot zwykłe stwierdzenie okraszone adekwatnym porównaniem.
- Nie lekceważ świń. - Odparł wesoło Kojot, tym razem rozbawiony jakby na przekór intencjom swojego rozmówcy. Następnie wsunął dłonie do kieszeni swoich spodni i rozejrzał się po pustej polance.
- Zawsze podróżowaliśmy z bratem, tylko we dwóch. Nigdy nie zastanawiałem się jak to jest dowodzić dużą grupą, ale gdybym miał czterdziestu takich jak on, zawojowalibyśmy świat, hehe. -
-Impergium w wersji ludzkiej nam się zalęgło. Teraz my jesteśmy zwierzyną zapędzoną w kozi róg, jak kiedyś ludzie. - westchnął - Ale jakoś trzeba sobie z tym poradzić. Najpierw przetrwanie, potem podbój świata. - zażartował
Księżycowy oszust uniósł wyżej swoje brwi, kiedy tygrys zaczął opoiadać o Impregium, co było w wielu sferach tematem tabu, a przynajmniej nie mile wspominanym.
- Pamiętaj, że kiedy Garou znudzili się polowaniem na ludzi, zwrócili się przeciwko innym dzieciom Gai… Nam kojotom się upiekło, bo kretyni nie za bardzo potrafili nas odróżnić od samych siebie, ale wiesz zapewne ilu twoich pobratymców zginęło… I może to jest właśnie klucz do sukcesu, w przyszłości… Ludzie prędzej czy później zwrócą się przeciwko sobie. Gdybyśmy nie musieli się tu chować, moglibyśmy uwolnić tych, których nowy porządek wsadził do więzień, albo tych których zamknięto jeszcze wcześniej, na przykład terrorystów z Guantanamo, ludzie pozabijaliby się między sobą, heh. Mają to w naturze tak samo jak my przyjacielu. - Chłopak przerwał na chwilę, spojrzał na księżyc i znów uśmiechnął się głupkowato, jakby ta chwilowa powaga w jego słowach była objawem czegoś w rodzaju podwójnej osobowości.
- Gdybyś mnie szukał, uwiłem sobie legowisko na placu zabaw. Wcisnąłem śpiwór do rury od zjeżdżalni, wyobrażasz sobie? Jest ciepło i nie wieje. Pójdę już. Jutro pokopiemy doły? -
Kojot roześmiał się wesoło i puścił tygrysowi oczko na pożegnanie, po czym, nie wyjmując rąk z kieszeni zaczął, kierować się w głąb wyspy.
-Takich pomysłów nawet nie podsuwaj. Szuje z Guantanamo rzuciłyby się na swoich wybawców chwilę po otwarciu celi. - odpowiedział - Do jutra.
- Zawsze możemy namówić Luciusa, żeby je otworzył! Hahaha! - Kojot odkrzyknął jeszcze tuż przed tym zanim zniknął za linia drzew.
 
Komiko jest offline  
Stary 06-07-2015, 17:08   #9
 
Smirrnov's Avatar
 
Reputacja: 1 Smirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znany
Bojan ruszył za wilkołakiem i gdy obaj oddalili się od polany powiedział.
- Chodźmy na plażę, tam pogadamy spokojnie.

Gdy Arthur się zgodził obaj mężczyźni ruszyli w kierunku skraju wyspy.
Po kilku minutach stali na kamienistej plaży wpatrując się w kontynent majaczący na horyzoncie kontynent.

- Widzę wilku, że znowu myślisz podobnie jak ja. To cieszy. Mimo wszystkich różnic, czuję w tobie bratnią duszę. Kurwa, jak to brzmi - Bojan zganił sam siebie - Walther coś wie i to mnie martwi. Znam tego całego księcia i nie jest to ktoś z kim chciałbym się bratać. Jednak to mogą być moje przeczulenia i nieuzasadnione obiekcje. Pewne jest tylko to, że spokój dla naszego azylu się skończył dzisiejszego wieczoru. Mam nadzieję, że jutro nie będzie za późno, żeby o tym rozmawiać.

-Nie wiem czy myślimy podobnie. Właściwie to nawet ci nie ufam. Prawdą jednak jest to, że gdybym nie sprawdzał zagrożeń od razu gdy się pojawią nie stałbym tu teraz i nie rozmawiał w spokoju z wampirem i to z klanu cieszącego się szczególnie wysoką niesławą, nawet wśród waszej społeczności. - Arthur stał w odległości kilku kroków od pijawki, walcząc co chwilkę ze swoim wilkiem, każącym mu wpaść w szał i rozerwać rozmówcę na strzępy. Cóż, na szczęście nie miał w sobie tego aż tyle, by nad tym nie panować.

- Tak, nie patrz na mnie dziwnie, odrobiłem lekcje no i pomógł mi taki jeden z was śmierdzący psem. Musimy zmusić się do współpracy, najchętniej otwarłbym ci czaszkę i wyjął twój zdechły mózg by upewnić się, że nie zagrażasz Naturze. Ale skoro potrafimy dogadywać się z Faeriami które uważają Fomorian za konieczne zło, to i z Tobą się dogadam. No i jestem typem pacyfisty, tak sądzę. A na pewno nie lubię sprzeczek.

- I dobrze, łatwiej będzie się dogadać, jak dojdzie co do czego. A te opowieści o moim klanie to włożyłbym między bajki. Są grubo, ale to grubo przesadzone. Może w średniowieczu, bywało to i tamto, ale i tak współcześni wiele podkoloryzowali.
Dzisiaj w nocy musimy być ostrożni. Lucius to dobry zwiadowca, ale wolałbym aby dzisiaj kto inny stał na warcie. A biorąc pod uwagę dzisiejsze rewelacje, to wystawiłbym też wartownika od drugiej strony jeziora. Co o tym myślisz?

- I tak nie zasnę. Od miesiąca sypiam ledwie dwie godziny więc dodatkowa warta nie zrobi mi różnicy. Wiem, że niektórzy z was mają kłopot, ale dajesz radę z komórkami prawda? - ku zdziwieniu Bojana na twarzy Arthura zagościł nieco przychylny uśmiech. Noc była gwieździsta a księżyc przyświecał więc garou nie musiał posiłkować się niezbyt stabilną przy wampirach postacią Glabro by widzieć w ciemności.

- Komórki? Mówisz o telefonie? - zapytał lekko skonsternowany Bojan - Używanie ich nie jest zbyt rozsądnym pomysłem. Zwłaszcza tutaj. Walther ma do nich bardzo negatywny stosunek. Jeśli masz telefon przy sobie, to lepiej uważaj.

- Dobrze wiedzieć. Ale nie jestem aż tak głupi i nieuważny, jak na razie mam kilka jednorazówek. Powinna wystarczyć w razie większych kłopotów. Z mniejszymi dam radę. Tak czy inaczej, pilnuj obozu , ja popatroluję teren. Tylko daj chwilkę to skoczę po łuk.

- Widzę, że niewiele wiesz o świecie, jaki obecnie nasz otacza. Wszelka technologia, to pułapka na nas. Ludzie kontrolują wszystko. Telewizję, radio, internet, Wszystko. W naszej sytuacji lepiej porzucić te wynalazki i skupić się na budowaniu stabilnych przyczółków.

Na te słowa Arthur splunął. - Fae by to. Traktuj je jak nieistniejące. Już wiem jak mnie znaleźli na południu. Nawet jednorazówki, nie do pomyślenia. Dobra, pozostaje pieśń. Nie znasz ich na pewno, ale ta będzie brzmieć mniej więcej tak - garou zaintonował cicho kakofonię dźwięków przeszywających bębenki. Na szczęście bardzo, bardzo cicho. - Jak się nie pojawi, nikogo lub zagrożenie zneutralizowane, jak się pojawi, poległem lub niewiele mi brakuje do śmierci. To ja idę - klepnął Tsimice na pożegnanie i spokojnym truchtem pobiegł do swego namiotu.

Zwyczajem nabytym przez długą ucieczkę rozbił swój dobytek pomiędzy drzewami. Musiał się trochę namęczyć by wdrapać, jednak pozwalało mu to uniknąć niepowołanych oczu, które raczej nie pomyślą o poszukiwaniu potencjalnych kempingów ponad ziemią. Namiot poza tym miał solidne maskowanie i dodatkowy "płaszcz" z lokalnego listowia. Zeskakując, już z łukiem w ręce i kilkoma strzałami za paskiem zniknął pomiędzy zaroślami.
Kierował się orientacją w terenie, zwierzęcą intuicją, a także pamięcią, którą wykorzystał by poznać najmniejsze zagłębienie czy pagórek wokół swego leża. Na skraj wyspy dotarł już po 10ciu minutach cichego i czujnego truchtu. Nie wiedział czego się spodziewać. Nigdy nie miał bezpośrednio do czynienia z tym całym Korpusem czy Legionem. Najczęściej obce mu dźwięki i smród człowieka omijał szeroko przez co nie musiał na nikogo się napotykać. Przynajmniej na nikogo kto wbiłby mu tą całą Endorpinę "Co za pojebana nazwa nie do wymówienia" czy srebro pod żebra z samego faktu, że jest bardziej owłosiony.
Dotarłszy na wyznaczony obszar odświeżył kilka kryjówek. Wykorzystał to co rozmieścił po całej wyspie każdego dnia od swego przybycia tutaj. Trwało to nieco dłużej niż normalnie, zwłaszcza że musiał zachowywać się na tyle cicho, by żaden nieprzyjaciel czy przyjaciel go nie usłyszał. Wszakże nikt nie miał się dowiedzieć od dodatkowej warcie. A przynajmniej nie dziś w nocy. Zastawił kilka sideł na króliki. Niby nic wielkiego ale lekka modyfikacja i mogły posłużyć za potykacza, który zaalarmuje Arthura o większej i przeklinającej „zwierzynie”. Chociaż aktualnie to oni na wyspie są zwierzyną do odstrzału.

Wspiął się na drzewo i przygotował łuk zwiększając naciąg na bloczkach. Wolał go nie używać ale nigdy nic nie wiadomo. Z rozwagą wszedł w Glabro, licząc na liście drzew ukrywające w cieniu jego futro przejmujące dominację nad owłosieniem Homida. Siedział i czekał odliczając w duchu kolejne sekundy do świtu. Miał nadzieję, że przy spokojnym terenie tutaj, będzie mógł zmienić kryjówkę. Postanowił zmieniać je regularnie by w ciągu całej nocy mieć na oku większość tego skrawka wyspy.
 
__________________
Kto lubi czytać, ten dokonuje wymiany godzin nudy, które są nieuchronne w życiu, na godziny rozkoszy.

Ostatnio edytowane przez Smirrnov : 06-07-2015 o 18:29. Powód: Kolą w oczy drobne drzazgi...
Smirrnov jest offline  
Stary 07-07-2015, 18:58   #10
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Mohini kołyszącym krokiem kierowała się w kierunku hotelu. Każdy jej krok odbijał się orientalnym dźwiękiem dzwoneczków i bransolet. Mimo wszystko, wampirzyca, szła bardzo cicho jak na taką ilość biżuterii na ciele.
Znowu za mną leziesz popaprańcu? - syknęła pod nosem, zatrzymując się i odwracając głowę w w tył.

Arinf był pod niebywałym wrażeniem zdolności wampirzycy. W końcu sam poruszał się niemal bezdźwięcznie pomimo usianego grubo suchym listowiem podłoża. Nie dał się jednak zbić z pantałyku. Przystanął w cieniu, aby zaraz jednak z niego wyleźć nauczony doświadczeniem.
- Dobrze, jak na złodzieja zresztą przystało - odpowiedział z kpiącym uśmieszkiem.

Kobieta prychnęła poirytowana i ponownie ruszyła z cichym dźwięczeniem.
Wyspa doczekała się kolejnego Kainity… - rzuciła jakby sama do siebie.

Assamita ruszył za nią odruchowo, naturalnie. Mohini była jednak jedyną istotą na tym głupim wygnaniu do której się odezwał. Bądź co bądź oboje w równym stopniu kaleczyli język angielski i jako jedynych nie irytowało to wzajemnie. Milczał słysząc głos Hinduski i wydawałoby się, że nie uraczy jej swoją odpowiedzią.
- Kolejna morda do wykarmienia, jak tak dalej pójdzie to sami się wzajemnie pozabijamy o jakąś wiewiórkę czy innego szczura - odpowiedział w końcu spokojnie.

- Co racja, to racja… ja już raz pokłułam sobie łapska jak łapałam jeża na kolację. - odparła w zadumie, zadzierając głowę do góry jakby chciała dostrzec przez konary drzew gwiazdy na nieboskłonie.
- Martwi mnie jednak sprawa zdrajcy… nie chcę się stąd przenosić, zwłaszcza, że nie ma gdzie - odezwała się już swoim normalnym, melodyjnym i ciepłym głosem.

A tak, zdrajca, coś o tym przebąkiwali na zebraniu, tak był zaaferowany doklejaniem łatek do każdego w zasięgu wzroku, że nie skupił się na tym problemie jako realnym. Jedyne co było gorsze od polaka to był właśnie szpicel. Splunął gdzieś w bok podburzony.
- Psia jego mać! Ale co taki miałby zyskać? Sprzedać nas w oczekiwaniu, że to akurat jego ludzie oszczędzą? Kretynizm. Nie potrafię sobie wyobrazić motywu działania takiego palanta - warknął wściekle.

- Rusz trochę głową… jak to co mógłby zyskać? A krew? Świeża, ludzka krew? Gdybym ja dostała taką propozycję, na pewno bym się długo nie zastanawiała… piłeś kiedyś juchę kreta? - wzdrygnęła się na samo wspomnienie - Słyszałam kiedyś… jeszcze przed “rozdarciem”, że z klanu Venture za nic nie tkną zwierzęcych krwinek a tak się składa, że… - starała się nakłonić Ruska do myślenia i dokończenia jej myśli.

Pokręcił głową z dezaprobatą na wywód hinduski.
- Mohini, ty czarny pusty łbie. Może i paniczyki nie tkną krwi kota czy sroki, ale po co miałby przybijać do miejsca przyszłej egzekucji? To bez se…

- BO PODRÓŻUJE! Z miejsca do miejsca ty durna kupo mięśni… zdradza wszystkich co ostali jeszcze przy życiu!

- Widziałaś ty w czym te sabaki z Korpusu łażą? Jak miałby ten chuderlak w żabociku dorwać się do któregokolwiek z nich? Jeśli napadnie za to jakiegoś postronnego prostaczka to i tak go namierzą i unicestwią! To miałoby sens jakbyśmy walczyli między sobą o krew ludzi, a nie chowali się po kątach! Mniejsza konkurencja w dostępie do vitae, to miałoby sens, a tak co? Nas wyrżną, a tamten tanecznym krokiem ucieknie zaśmiewając się do rozpuku z przekonaniem, że jest bezpieczny? Chcą nas wybić. WSZYSTKICH - odpowiedział zdrowo podirytowany.

- Nie krzycz bo jak ci przywalę w ten blond ryj to się nie pozbierasz… w takim razie jak nie ON to może któryś ze zwierzaków? Tam na zewnątrz nie mam szans… nie mogę pozwolić by się tu dostali - podniosła ręce w górę jakby składała się do żarliwych modłów - Maim kyom? - zapytała bezradnie cichych koron drzew. Choć nigdy nie żałowała swojej przemiany to właśnie teraz poczuła się ukarana jak za nie swoje grzechy popełnione przez setki potępionych. Zwiesiła smutno głowę mamrocząc coś w ojczystym języku.

Zamilkł i przystanął w miejscu w zamyśleniu. No tak, strach. Strach napędza wszystko, nawet tak wymyślne pomysły jak to co przed chwilą przedstawiła Mohini. Może i Ventrue nie tknie krwi innej niż ludzka, dla niego to nawet i lepiej, niech pozdychają z głodu. Ale skoro żołnierze Korpusu już wiedzą gdzie się zabunkrowali to na pewno ktoś musiał uprzejmie im donieść o kryjówce.
- A co z tymi innymi społecznościami? - zapytał już spokojniej.

Dziewczyna wzruszyła ramionami, nie wiedząc jak odpowiedzieć na pytanie.
Sama nie wiem… może są ale nie tu bo tak Monica trafiłaby na ich ślad. Hm, hm tak sądzę. - pokiwała głową jakby przytakując swoim myślom. - Oby jedzenia nie zabrakło.

W sumie to nie spodziewał się usłyszeć czegoś ponad to od hinduski, ale zmienił temat na szybko, aby ta nie wydrapała mu oczu kiedy podważał jej teorie.
- Oby.. - odparł krótko, ale doskonale wiedział, że to wszystko nie potrwa długo. W końcu zwierzyna nie nadąży się mnożyć, aby sprostać ich potężnym potrzebom konsumpcyjnym.
- Być może brzmię jak skończony szaleniec, ale... można podpytać innych? Futrzaki?

- To się pytaj. Ja się do nich nie będę zbliżać. Widziałeś jak na nas patrzą? Głupie bydło myśli, że w tych czasem konwenanse jeszcze coś znaczą i strugają wyniosłych paniczyków. MY, PIJAWKI, NIE JESTEŚMY GODNI ROZMOWY Z NIMI - niemalże zapluła się ze wściekłości. Nigdy nie miała wielkiej styczności ze zmiennokształtyni przed “rozdarciem kurtyny” i nawet nie wiedziała, że każdy każdego nienawidzi równie mocno co ona swojego zmarłego męża.

- Ale uspokój cycki narwana kobieto - westchnął z rezygnacją. Najpierw dziwne teorie teraz to, co kolejne? Okres?
- I jak nie ty to kto ma pogadać? Może ja? Jaaaa? Jaaaaa?!
Rozwścieczona odwróciła się do rozmówcy z wyrazem krwiożerczej meduzy na twarzy.

- Cyckiem to ja ci zaraz mogę przywalić - syknęła jadowicie, wwiercając w niego mordercze spojrzenie. - Jeśli wszyscy Assamici to takie debile jak ty, to nic dziwnego, że Kainici dostają baty od ciepłokrwistych. I to wy nazywacie się najwaleczniejszym i najsilniejszym klanem? - odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę legowiska - Nawet nie myśl się do mnie odzywać bo ci wychleje całą krew podczas snu.

Cudem opanował wybuch śmiechu. Tak, Mohini wyglądała przekomicznie kiedy doprowadzało się ją do białej gorączki z wściekłości, ale wytrwał, wyraz twarzy był niewzruszony.
- To może ograsz ich w karty?! - zawołał za hinduską.

Wampirzyca nie odwracając się, pokazała mężczyźnie środkowy palec, po czym zniknęła za drzewami, zostawiając Assamitę samego.

Wzruszył na to tylko ramionami i ruszył bez czajenia się za czarną. Nie bał się kobiety ani trochę, nie czuł z jej strony nawet najmniejszego zagrożenia. Ba! Większy niepokój odczuwał w pokoju ze szczeniakiem. Wrócił więc do siebie uparcie pogwizdując i specjalnie kalecząc jedną z najczęściej śpiewanych przez hinduskę piosenek. Miał zamiar spać dzisiaj bez najmniejszych obaw.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:27.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172