Maski Nyarlathotepa Poniedziałek, 12 stycznia 1925 John Connor właśnie parzył poranną kawę w malutkiej kuchni swojego mieszkania na Bronksie. Poprzez chrapanie swojego sublokatora dobiegającego z jedynej sypialni prawie nie dosłyszał pukania do drzwi. Z kubkiem gorącej kawy, która miała służyć jako pobudzenia jak również improwizowana broń, poszedł zobaczyć kogo sprowadzałi o tego poranka. Za drzwiami stał posłaniec w liberii World-wide Telegraph Service. Po powkitowaniu odbioru i wysupłaniu z kieszeni pięciocentówki (chłopakowi należał się suty napiwek za udanie się w te okolice), dziennikarz rozwinął świstek papieru: |
Chłopak nie krył zachwytu otrzymaną wiadomością. Dopiero co John dostał kolejną odmowę z branżowego pisma o koniach, a tu taka miła niespodzianka. Nie żeby znał się na koniach, ale lepsze pisanie o tym niż o partiach szachowych z lokalnym biuletynie. - Więc jednak karma się odwróciła - szepnął cicho pod nosem Od dawna chciał spotkać się z Eliasem w sprawie Prospero Press. Może z jego rekomendacją udało by mu się nakłonić ich wydawców do wydania któregoś z jego artykułów. Czy może Elias pozwolił by mu na łamach owej gazety opisać jedną z jego wypraw. To by było dopiero osiągnięcie. Rodzice w końcu może przestali by go namawiać do powrotu na rolę. Ekscytacja Johna była z każdą chwilą coraz większa gdy coraz głębiej zapadł się w swoich myślach. - 3 dnia na zebranie ludzie chętnych na wyprawę - rozmyślał dalej, słysząc współlokatora którego prawdopodobnie obudziły hałasy w kuchni i lekkie podskoki radości Johna. Chyba, że jednak w cale nie były takie małe i ciche jak chłopak myślał. |
- Ah, witaj John - Hans przyjaźnie uśmiechnął się do przyjaciela - Piękny dziś dzień, nieprawdaż? Czyżbyś był tu w tym samym celu co ja? - spytał, patrząc na Johna badawczo spod okularów. |
-Witam, tak sądzę- John uśmiechnął się serdecznie wyciągając do profesora dłoń w powitalnym geście. -Interesuje mnie temat pewnej wyprawy. Jeśli jest to również Pański cel, to owszem, temat rozmowy z Panem Thompsonen będzie wspólny. W takim wypadku ciekawi mnie czy również otrzymał Pan podobną wiadomość do mnie |
- Oj, nie - Hans uśmiechnął się - Jestem tu na herbatce z dobrym znajomym. Zechcesz do nas dołączyć? Jest naprawdę pyszna, importowana prosto z Anglii. |
-Z chęcią z kosztuje. Nie mogę jednak ukrywać, że z niecierpliwością czekam na owego znajomego by omówić temat wyprawy. Może i Pana ten temat zaciekawi. Nie chce jednak też Panom przerywać jeśli zajmowaliście się czymś ważniejszym od herbaty aktualnie. Mogę poczekać, przynajmniej jeszcze chwilę- John z trudem ukrywał ekscytację faktem, że zaraz będzie mógł omówić otrzymany telegram i, że najpewniej już niedługo będzie miał idealny materiał na swój artykuł. |
- Oh, wierz mi, nie przeszkadzasz nam w niczym ważnym. Mogę spytać jaka sprawa Ciebie tu ściągnęła? - spytał Hans, popijając swoją herbatkę. |
-Z chęcią gdy tylko Thompson do nas dołączy tak byśmy mogli spokojnie porozmawiać, z radością omówię całą sytuację.- Uśmiechnął się ponownie, po czym zasiadł przy stoliku gdzie obaj raczyli się herbatą. |
John Thompson nie przejmował się ani najazdem niespodziewanych gości, ani faktem, że owi goście rujnują zapasy jego najlepszej angielskiej herbaty. Dopilnował, by jego goście mieli czym uraczyć ciało, po czym usiadł przy stole. - Prawie że znalazłem się wśród tych zaginionych - powiedział, pokazując odpowiedni wycinek - a później zamordowanych. - I chociaż chciałbym wiedzieć, co się tam naprawdę stało - dodał - to trudno mi uwierzyć, żeby ktokolwiek potrafił powiedzieć coś więcej o tej tragedii. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:06. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0