lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/)
-   -   [Old WOD] Jaki tu spokój... - Michał Mieczkowski (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/15874-old-wod-jaki-tu-spokoj-michal-mieczkowski.html)

Leoncoeur 02-02-2016 15:35

[Old WOD] Jaki tu spokój... - Michał Mieczkowski
 
Blok "Freda", Praga-Południe, ul. Grochowska, wieczór
Gdy przyjechali na miejsce zauważyli, że chyba nikogo nie było ani pod numerem 86 ani pod 88 bo światła w tych mieszkaniach były wygaszone zarówno od podwórka, jak i od strony ulicy. Zaczął padać deszcz, a oni sterczeli tam do dziesiątej kiedy to pod 86 na parterze zapaliło się światło. Przemoknięci i zmarznięci spojrzeli po sobie. Jerycho skinął głową, rozumieli się bez słów. Cyrus wsadził rękę do kieszeni kurtki zaciskając dłoń na swoim glocku i spod kaptura czujnie lustrował okolicę.
Jego towarzysz podszedł do domofonu wciskając pierwszy przycisk, chwilę swoje odczekał.
- Halo? - rozległ się zniekształcony domofonem głos jakiejś staruszki.
- Ja do Freda. Krzyśka znaczy.
- Nie ma, szlaja się gdzieś - kobieta odpowiedziała z wyrzutem.
- A kiedy go zastanę?
- A Bóg jeden wie kiedy ten huncwot wróci. Z nim to nigdy nie wiadomo.
- A numer telefonu do niego można?
- A Pan szanowny to skąd i po co mu numer? - Staruszce coś zatrybiło. - Przeca jak znajomy to winien numer mieć. A jak nieznajomy to czego szuka, a?
Jerycho myślał intensywnie.
- Telefon zgubiłem, na niej miałem numer do Krzysia. Pani szanowna, ja przecież wszystkich numerów na pamięć nie znam. Toż dlatego w deszczu tu przylazłem bo nie miałem jak przedzwonić do mordeczki.
- No dobrze synku, dobrze. Łba mi pewnie nie urwie. Masz pan co do pisania?
- Mam - mruknął wyciągając komórkę.

Chwilę później zmierzał do Cyrusa zaczajonego na tyłach budynku mieszczącego pralnię, salon meblowy i bawialnię dla dzieci a na piętrze fitness. Miał stąd doskonały widok na tyły budynku i rząd klatek, a ta interesująca ich była od tej strony najbliżej. Wąski chodnik pomiędzy budynkiem a kolejnym blokiem był nieoświetlony. Idealne miejsce na obserwację.
- I co? - spytał Amerykanin.
- Nie ma go, nie wiadomo kiedy wróci, ale mam numer.
- Dzwonimy?
- Trzeba pokombinować wpierw. Gnojek nie wie, że mamy jego trop, coś nie pójdzie podczas gadki to dowie się, że mamy jego numer i wiemy gdzie mieszka. - Czarnecki zamyślił się. - Nocą gość może sobie szaleć, ale wróci, wpadniemy z samego rana jak będzie odsypiał.
Cyrus pokiwał głową. Dla swej siostry spędziłby tę noc choćby i w piekle, ale… stać bez sensu na deszczu?
Ruszyli na przystanek, dojazd nad Wisłę był stąd prosty jak drut, ale i tak uznali, że rozejrzą się za jakimś samochodem.


* * *

Most Ponatowskiego, Powiśle, al. Jerozolimskie, późny wieczór
Gdy schodzili po schodkach na poziom Wybrzeża Kościuszkowskiego i Wisłostrady zobaczyli pod “Aldoną i Anitą” kilka radiowozów na migających światłach.
Spojrzeli po sobie.
- Ogarnąłeś zwłoki? - spytał Jerycho.
- Kiedy do cholery? Wrzuciłem do szafy, plamę krwi przykryłem gazetą, zaraz przybiegłeś i kazałeś mi popieprzać za tym Fredem.
Cyrus rzekł jak faktycznie było.
Miasta nie znał, ale Jerycho nie chciał wystawiać się na oczy patrolowi jaki go przegonił z pościgu za Stecem.
- Może to nie do nas? - Cyrus chwytał się nadziei.
Krzyki, ciche strzały, rozwalona szyba, dziury w poszyciu stateczku robiącego za hostel. Gdy Cyrus wrócił wybiegli szukać Freda na Grochowska…*
Który zamykał drzwi?
Wyszło im że żaden.
Szemrane towarzystwo hostelu mogło wyczuć okazję by przetrzepać pokój sąsiadom, a jak znaleźli trupa.
- Jezus Maria - Jerycho przeciągnął ręką po twarzy.
- Wynajem był na twój paszport? - Cyrus spytał, ale odpowiedź była oczywista, Jerycho nawet nie wysilił się by odpowiedzieć.
- Gorzej, że jestem notowany - rzucił przez zęby. Cyrus tylko uniósł pytająco brwi.
- Zanim pojechałem do Stanów z matką, zanim was poznałem. Cóż, Nowa Huta w Krakowie definiuje pewne rzeczy. Mają mnie w systemach. Jutro będą mnie mieć na listach gończych.
- No ja pierdolę! - Cyrus strzelił z kopa barierkę schodów. - Mnie też ktoś mógł widzieć w mieszkaniu tego gnoja co się bawił benzyną. Jarało się tam ostro. Niby miałem kaptur... - rozłożył bezradnie ręce.

Czarnecki przez chwilę rozmyślał zaciskając zęby i szczękę.
- Musimy się rozdzielić - rzekł po chwili.
- Pojebało cię?! - Cyrus spojrzał ostro na przyjaciela. - Ja tu nikogo nie znam, pierwszy raz w tym mieście. Cholera, ja znam raptem kilka słów po polsku!
- Będą mnie ścigać! - Jerycho był wkurzony, jeszcze brakowało by się tu pobili. Położył rękę na karku przyjaciela i zbliżył jego twarz do swojej. Oparli się czołami. Cyrus się uspokajał.
- Bracie... Jerycho kontynuował - będę miał na ogonie policję, tak się przecież nie da. A złapią nas razem to Sara… - nie dokończył. - Kontakt przez net, zabierzemy się do sukinsynów osobno, z dwóch stron. Jak mnie dopadną gliny ty zawsze będziesz mógł kontynuować.
- Jerycho, ty może nie słyszałeś. NIKOGO TU CHOLERA NIE ZNAM.
- Opowiadałeś kiedyś o tym Polaku z Iraku co się z nim zaprzyjaźniłeś jak ci tyłek ocalił. Mówiłeś, że chłopak z Warszawy. Skontaktuj się z nim, może on da ci namiar na jakichś swoich znajomków.
- Jerry…
- Cyrus, przecież wiesz jak to się skończy gdy obaj będziemy jednocześnie tropić mafię i uciekać przed policją.


* * *

Mieszkanie Michała, Powisle, ul. Dobra, ranek
- Nie polecam - mówił Andrzej, znajomy z liceum do jakiego Mieczkowski zadzwonił po poradę. - Tylko tak wygląda, że firma uber bo wszędzie masz ich loga. Znajomy robił u nich w ochronie, lecą sobie w wała. Skreśl ich.
- Dzięki, masz u mnie piwo - odpowiedział Michał i się rozłączył.
Był zły. 6 lat w Iraku i Afganie nie licząc służby jeszcze w Polsce. A roboty nie ma po demobilu. Znaczy była: “Powiększony Big Mac, coś do tego? Polecam McMuffiny”. Zrobiło mu się niedobrze. Na bramkach w dyskotekach pracowali znajomi znajomych, a często i gliniarze po godzinach, zresztą to była ostateczność. Stawki w firmach ochroniarskich mizerne, same te firmy niepewne. Dno. Kasa na koncie jeszcze była, ale ile tak można, przecież nie usiądzie na kasie w Biedronce. Wykształcenia niet. “Co pan umie robić?” - “Strzelać kurwa” - “Oddzwonimy do Pana”.
Już zaczął rozmyślać o Ukrainie. Nawet go to grzało po której stronie, za Donbas płacili nieźle. Albo może z innej strony to ugryźć? Palce na klawiaturze wpisały w googla “Blackwater”...
Kątem oka zobaczył jakąś notyfikację na facebooku, kliknął w zakładkę firefoxa na której miał odpalony portal społecznościowy, wiadomość.
Cyrys Farrel?
Uśmiechnął się, na żywo widzieli się...? Ło matko ile to już minęło!
A ani Amerykanin ani Polak nie byli fanami pogaduszek dla pogaduszek, czy stukania w klawiaturę aby dowiedzieć się "co tam u ciebie".
Sprawa musiała być poważna.
Przeleciał wzrokiem po tekście.
Oczywiście Cyrus pisał po angielsku.

Cytat:

Od [FB] Cyrus: Michal, masz może jakichś znajomków w Warszawie? Pewnych. W dupie jestem, potrzebuję pomocy, a Ty mówiłeś, że z tego miasta. Dałbyś na kogoś namiar?
Od [FB] Michał: Cyrys jesteś w Wawie? Ja tu siedzę od jakiegoś czasu. Może spotkanie przy kawie czy herbiacie ;)
Ciekawe jakie problemy mogą męczyć Cyrysa? “Pewnych” napisał. Znaczy wdepnął w coś. Zapewne dowie się podczas spotkania. Może sam będzie mógł pomóc kumplowi. Zawsze jakieś zajęcie. Leprze od uganianiem się za robotą, którą ciężko znaleźć.
Wtem usłyszał charakterystyczny dźwięk przyjścia wiadomości.

Cytat:

Od [FB] Cyrys: Oooo, nie jesteś w Afganie? Stary wiadomość dnia! Tak, jestem w Warszawie. Możemy się spotkać? Tylko nie wiem gdzie, nie znam miasta.
Od [FB] Michał: Gdzie teraz jesteś?
Od [FB] Cyrys: Nad Wisłą niedaleko pomnika jakiejś nagiej laski z ogonem ryby.
Od [FB] Michał: To czekaj tam. Za 7 minut będę.
Ukończywszy pisać wstał wyszedł do przedpokoju założył buty i kurtkę i ruszył na spotkanie.


* * *





Okolice Mostu Świętokrzyskiego, Powiśle, Wybrzeże Kościuszkowskie, ranek
Michał szedł dziarskim krokiem ku pomnikowi Syrenki Warszawskiej na spotkanie z przyjacielem z misji pokojowych. Przy Syrence był w 6 minut 57 sekund. Nie lubił się spóźniać i nie lubił tego u innych. przespacerował się wokół pomnika i skarpy szukając Amerykanina. Zauważył go siedzącego na ławeczce niedaleko wejścia do metra, choć nie od razu. Amerykanin miał kaptur od bluzy założony na głowę i ciemne okulary zakrywające oczy. Mieczkowski poznał go raczej po sylwetce, nerwowości ruchów, ciągłym patrzeniu na zegarek. Podszedł ku niemu z uśmiechem na twarzy.
- Siemka Cyrys. - Wyciągnął rękę na przywitanie. Przyjaciel wstał odwzajemnił uścisk dłoni. Były żołnierz przyuważył jak Cyrys nerwowo się zachowuje.
- Co się dzieje Cyrys? - od razu zaczął były sierżant.
- Wolałbym tu nie rozmawiać. Masz jakieś dyskretniejsze miejsce? - Cyrys rozejrzał się po okolicy.
- Jasne. Tu niedaleko mieszkam. Zapraszam. - Kiwnął głową w kierunku skąd nadszedł.
Ruszyli w górę Tamki i po chwili skręcili w Dobrą. W sumie po 7 minutach byli już pod furką przy budynku. Michał wklikał kod do wejścia i dali się do windy. Milczeli cały czas. Amerykanin spięty odprężył się wreszcie w windzie, ale nie zaczął rozmowy. Michał nie naciskał. Weszli do mieszkania. Zamknął drzwi za nimi podszedł do lodówki.
- Piwa? Wódki? Whiski? - rzucił do stojącego Cyrysa. - I rozgość się jak u siebie.
- Piwo na razie - odparł Farrel i ściągnął kurtkę i wszedł do dużego pokoju.
Michał po chwili przyniósł piwo i kufel, oraz Wódkę i energetyka. Usiedli przy stole.
- Co jest Cyrys? - Rozpoczął Mieczkowski.
- Pamiętasz Sarę? Moją siostrę?
- Tak. Jak mógłbym nie pamiętać. - Uśmiechnął się Michał i zmieszał drinka.
- No to mają ją wasi Ruscy - odpowiedział Amerykanin. - “Wasi” w sensie tutejsza warszawska mafia Rosjan. Lada dzień albo oddadzą ja Amerykańskiej Yakuzie. Albo ze skosami się nie dogadają i umieszczą w jakimś swoim burdelu. - Wzrok miał ciężki, ton głosu grobowy.
Uśmiech Michała tak szybko zniknął jak się pojawił. To już wiedział co Cyrys robi w stolicy Polski. Napił się kilka łyków drinka i SPYTAŁ poważnie, tonem służbowym:
- Co mam robić? Bo samego z tą sprawą Ciebie nie zostawię.
Amerykanin wychylił szklankę, nalał sobie czystej.

Przez dłuższą chwilę opowiadał co zaszło ostatnio od kiedy z kumplem wylądowali w Warszawie.
- Tak to wygląda Michał - zakończył historię. - Sara i Jerycho się kochają, Yakuza chce dopaść jego ale jego niełatwo, dobry jest. To chcą ją by sam na kolanach do nich przyszedł. Tu skosy ze Stanów nie mają zaplecza, więc zlecili tutejszym ruskim pewnie też poprzez łącznika w postaci jakiejś mafijki towariszczy za oceanem. Coś im w negocjacjach nie halo, przecież Wasze ruski nie robią tego for free. No tak to chyba wygląda.
- Jeśli nie masz gdzie się ulokować moje mieszkanie jest do Twojej dyspozycji. To na początek. Nie mam zbyt wielu znajomych tu. Dopiero co tu osiadłem po sześciu latach w Iraku i Afganie. Ale wiedz, że macie już towarzysza niedoli.Teraz bez roboty jestem i mam mnóstwo czasu i żadnych innych zobowiązań.
- Stary… - w oczach Cyrusa coś lekko zalśniło. Twardy żołnierz w Iraku potrafił wiele, tu był blisko rozsypki. - Ja tu ani nikogo nie znam, ani po Polsku, no bez Ciebie to ja mogę cholera w łeb sobie palnąć najlepiej. Mam ten numer i adres gnojka, tego Freda. Nic więcej. I nawet nie mam pomysłu jak to ugryźć, ja nawet tutejszej mentalności… - urwał.
- Palniesz w łeb skurwielom, nie sobie. Tłumacza i przewodnika już znalazłeś. Broń jakoś skombinuję jeszcze mam jakieś możliwości. Trzeba zatem odwiedzić tego Freda ponownie. Mówiłeś, że może nad ranem wróci. To trochę czasu już powinien być w...
- Czasu dużo cholera nie mamy - przerwał Michałowi zrywając się. Po chwili klapnął z powrotem. - Ok, sorry, wiesz lepiej, jesteś stąd. Ja po prostu zaczynam chyba wariować.
- Jak się czujesz? Może odpoczniesz u mnie a jak pojadę skurwiela popilnuję lub pośledzę a ty dojedziesz? Czy wolisz od razu jechać i załatwić te odwiedziny?
- Problem w tym, że nie wiem czy mogę. - Cyrus rozłożył ręce w geście bezsilności. - Za Jerychem to pewnie już latają jak kot z pęcherzem. Trup w tej pieprzonej łodzi udającej motel, jego dane w dokumentacji najmu. A ja nie wiem, czy mnie kto nie opisał jak byłem w Rembertowie, gdzie ten tym bawił się benzyną. XXI wiek mamy cholera, starczy że kto sieknął ze smartfona. Nawet nie wiem czy mogę na spokojnie swoim ryjem iść w ulicę.
- OK ok ok. Uspokój się Cyrys. Masz zdjęcie tego typa lub umiesz opisać go? Ja pojadę i pogadam z nim ty się nie wychylaj z chaty. Regeneruj się tu.
Michał zawsze wolał sam działać więc taki obrót spraw wcale go nie zniechęcał.
- Daj adres, opis typa i jadę. Bądź pod telefonem jak coś. Będę Ciebie informował jak coś.
- Jerycho go widział, ja nie. - Amerykanin rozejrzał się - Masz kartkę i długopis?
- Trzymaj. - Polak zdjął notatnik z długopisem z parapetu przy kompie.

Cyrus zapisał nr telefonu i adres Freda.


Post by Hakon & Leon
* nawiązanie do/wynik działań i opisów Arvelusa w szczątkowych pracach nad postem, który się nie ukazał.
Wątek jest kontynuacją przygody Jerycha Czarneckiego

Hakon 04-02-2016 00:12

Mieszkanie Michała. ul.Dobra. Powiśle. Późny ranek.

Michał wklepał nr. Freda do telefonu następnie wstał i usiadł przy kompie wchodząc w googlemaps by zobaczyć okoliczny teren przy nieruchomości podanej przez Cyrusa.
Upewniwszy się jak to wygląda sprawdził własność budynku i do jakiej parafii należał. Kiedy zakończył przygotowywać wstępny plan rozpoczął przygotowywać się na akcję. Założył na bluzkę szelki z kaburą do której wsunął WIST 94 i dwa zapasowe magazynki. Nóż wojskowy wz.92 także znalazł miejsce przy szelkach. Na to polak nałożył czarną skórzaną kurtkę. Do kieszeni wsadził notatnik i długopis.
-Korzystaj z lodówki jak u siebie. A i chodź Cyrys na chwilę.-
Michał wszedł do łazienki i kucnął przy kabinie wanno-prysznicowej. Zdjął płytki z zabudowy kabiny i wskazał wnękę amerykaninowi. W środku w folię był zawinięty AKS za dwoma magazynkami, dwa pudełka amunicji i drewniane pudło z dziesięcioma granatami.
-Pokazuję gdzie to mam jakby były problemy.
Cyrus z uznaniem kiwnął głową i wrócił do salonu by nalać sobie jeszcze jedną szklankę wódki. Michał odprowadził go wzrokiem po czym wziął kluczyki od auta i ruszył na miasto.
-Na razie Cyrys. Zamknij drzwi za mną.
Michał upewnił się, czy zapasowe klucze wiszą na haczyku przy domofonie.
-Tu masz klucze zapasowe.
Zjechał windą i wsiadł do swojej Astry. Odpalił bez problemów. Paręnaście godzin grzebania w silniku, świecach zrobiły swoje. Otworzył z pilota bramę i ruszył przez most Świętokrzyski na Pragę i na Grochowską pod wskazany adres.

***

Dom “Freda”. Grochowska. Praga Południe. Przedpołudnie.

Mieczkowski zaparkował niedaleko adresu. Miejsc było dużo o tej porze. Większość samochodów wraz z właścicielami udała się ku miejscom pracy. Zaparkował tak, by w razie problemów móc dość szybko do niego dotrzeć a zarazem, jakby tłok się zrobił pod budynkiem mógł swobodnie opuścić okolicę, nie natrafiając na kontrolę.
Michał obszedł budynek wokoło starając nie rzucać się w oczy. Oceniał stan budynku czy do remontu. Okna, parapety czy rynny. Także droga czy ucieczki po oknach i rynnach stanowiła problem. Poczekał pod drzwiami kilka chwil udając, że rozmawia przez telefon i kiedy młoda dziewczyna wychodziła z klatki ruszył ku drzwiom zanim one się zatrzasną. Starał się zasłonić twarz ręką z telefonem. Przezorny zawsze ubezpieczony. Wszedł na klatkę i sprawdził czy jest wywieszka z lokatorami. Była, w starych domach często były, a pod adresem z kartki widniało nazwisko Stec Po czym udał się pod drzwi do lokalu. Wyjął notatnik i długopis. Nacisnął dzwonek.
- Kto tam? - usłyszał głos jakiejś starszej kobiety.
-Dobry. Stan liczników chciałbym spisać.- Powiedział Michał nasłuchując dźwięków z mieszkania.
- Pan z gazowni? - rzekła kobieta uchyliła drzwi, ale mierzyła wzrokiem Mieczkowskiego bardzo nieufnie.
- W rzeczy samej droga Pani.- Michał uśmiechnął się do kobiety gotowy na szybką reakcję.
Po kobiecie było widać, że raczej nie uwierzyła.
Michał gwałtownie uderzył barkiem całą swoją siłą w drzwi, dosłownie wbijając się do środka powalając kobietę na dywan w przedpokoju. Szybko zamknął drzwi i doskoczył do kobiety chcąc ją ogłuszyć. Kobiecie widzącej pochylającego się nad nią wyrwał się krzyk, który urwał się z chwilą zetknięcia się pięści Mieczkowskiego z potylicą kobiety. Staruszka osunęła się bezwładnie na dywan. Były żołnierz zamienił się w słuch. Ręką sprawdzając puls kobiety a drugą rękę trzymał na pistolecie gotowy wyjąć ją.
Nikogo w mieszkaniu nie było ale Michał usłyszał skrzyp drzwi na korytarzu i po chwili pukanie do lokalu w którym się znalazł.
- Pani Stecowa? wszystko w porządku?
Mieczkowski przeklął w myślach choć z pewną ulgą, że puls wyczuł u starszej kobiety. Poderwał się do judasza.
Zobaczył tam mężczyznę pod pięćdziesiatkę.
- Pani Stecowa! - zabębnił raz jeszcze. - Słyszałem krzyki.
Michał gwałtownie otworzył drzwi i wciągnął mężczyznę do środka rzucając go na podłogę i próbując ogłuszyć go mocnym uderzeniem pięści w potylice.
Ręka omsknęła sie po głowie, mężczyzna wrzasnął.
- Raaaatuunkuuuu!
-Zamknij jadaczkę.- Syknął i jeszcze raz wymierzył cios z zamiarem ogłuszenia sąsiada.
Drugi już staranniejszy cios trafił mężczyznę w skroń, jęknął i opadł na podłogę obok nieprzytomnej. Jęczał cicho, półprzytomny ale co rabanu narobił to narobił.
Michał zakneblował szalikiem zdjętym z wieszaka i rozpoczął związywanie leżących chustami i szalikami. Zasłonił też oczy mężczyźnie. Podczas tych czynności ciągle nasłuchiwał co się dzieje na klatce i na ulicy. Skończywszy dość szybko zaczął przeszukiwać mieszkanie pozorując napad rabunkowy. Wyrzucał z szuflad ubrania, książki itp. Zbierał kosztowności małych rozmiarów, ale głównie szukał przedmiotów należących do Freda. Zerkał cały czas na zegarek. odliczając dziesięć minut od hałasów. Szukał komputera, zdjęcia Freda, notatnika i czegoś co pomoże mu w namierzeniu jego, bądź kogoś z mafii. Sprawdził wiszącą torebkę kobiety i zabrał pieniądze z portfela. Także przeszukanie mężczyzny nastąpiło chwilę później, ale niedbale.Nic ciekawego nie znalazł. W końcu wyszedł z mieszkania do sąsiadki. Chodziło o pozory. Kiedy 10 minut już dobiegało ku końcowi wyjrzał przez judasza i upewniwszy się, że nikogo nie ma. Wziął laptopa pod kurtkę i zdjął czarny szalik z wieszaka owinął twarz od nosa w dół i ruszył na zewnątrz udając przeziębionego. Kiedy opuścił budynek i zmierzał jak najszybciej poza zasięg okien mieszkańców, zobaczył radiowóz wjeżdżający od strony ul. Kordeckiego i zatrzymujący się przed klatką. Dwóch policjantów wyskoczyło z niego na zewnątrz. Michał szedł dalej starając się nie rzucać w oczy dalej poza zasięg miejsca zdarzenia. Nasłuchiwał czy aby ktoś go nie wskazuje i czy policjanci nie ruszyli za nim. Kiedy już oddalił się wystarczająco daleko by czuć się bezpiecznie skierował kroki do auta nie wchodząc w rejon akcji. Kiedy dochodził do wozu sprawdził czy nie jest aby śledzony. Na szczęście w porę usunął się i nie był obserwowany. Podszedł do Astry otworzył ją i po spoczęciu za kierownicą odpalił silnik i udał się na Powiśle. Jadąc zerkał czy aby nie ma ogona. Starał się nie łamać przepisów i dojechawszy, z pilota otworzył bramę i wjechał na podwórko. Zabrał laptopa i udał się do mieszkania, w którym spodziewał się ochłonąć i przeanalizować sytuacje z Cyrusem.

Mieszkanie Mieczkowskiego. Dobra. Powiśle. Przedpołudnie.

Michał wszedł do mieszkania skupiony.W głowie zaczął przeklinać swoją natarczywość i że zachował się jak w Afganistanie. Siłowo bez większych prób przygotowania.
*Czemu nie sprawdziłem czy jest w mieszkaniu.* Zarzucał sobie w myślach.Zamykając drzwi popatrzył na zrywającego się Cyrusa i bez słowa podał mu laptopa. Sam rozebrał się z kurtki i odwiesił na wieszak w korytarzu. Cyrus patrzył z wyczekiwaniem ale wziął komputer od Michała. Nie przerywał ciszy bo wiedział, że Michał sam zacznie.
Polak podszedł do lodówki i wyjął butelkę coli poszedł do salonu i usiadł.
- Freda w mieszkaniu nie było. Natknąłem się na jego babkę chyba.- Michał łyknął z butelki i kontynuował.
- Moja próba dostania się w pokojowy sposób nie udała się. Wbiłem się na siłę. Niestety sąsiad usłyszał i się wtrącił. Jego też unieszkodliwiłem. Przeszukałem mieszkanie i zdobyłem ten laptop.- Michał prawie jednym tchem zdał relację i na koniec wskazał laptopa w rękach Cyrusa i wziął znowu łyka coli. Potem treściwie opisał całą akcję i odpowiedział na Cyrysowe pytania.
Mieczkowski wziął kopa i usiadł za stołem by pogrzebać w nim. Po chwili okazało się, że założono hasło by wejść do Windowsa. Polak nie był mistrzem w komputerach. Umiał obsługiwać pakiet office, przeglądarkę internetową ale o łamaniu haseł to nie miał pojęcia. Wpisał kilka przypadkowych, takich jak : freed, grochowska. Nic nie dało. Rozsiadł się i popatrzył na Cyrysa. Wziął następnego łyka coli.
- Jadę obserwować mieszkanie. Zjawi się to dobrze. Jak nie to kicha.- Cyrys siedział przybity i tylko kiwał głową.
- Jeśli się nie zjawi to zadzwonię do Freda i postraszę go, że włam nie był przypadkowy.- Michał czekał na aprobatę lub naganę pomysłu.
- Jeśli nie ma innego wyjścia i ten gnojek się nie pojawi rób jak uważasz. Ale nie strać naszego jedynego tropu. Tu chodzi o moją siostrę.- Cyrys wypowiadając te słowa patrzył błagalnie na Michała.
- No to jadę. Jak coś dam znać.- Wstał i przyszykował się do drogi. Zmienił częściowo ubranie by się nie rzucać w oczy. Bluza dresowa, czapka z daszkiem i buty w których biegał. Następnie wyszedł z bloku udał się na drugą stronę ulicy i kupił butelkę coli i parę marsów na głód oraz ulubionego Blacka (energetyka). Poszedł na podwórko i ruszył z powrotem na Grochowską. Po drodze rozważał co zrobi jak go dopadnie. Gdzie go przesłucha. Musiał się rozejrzeć po okolicy budynku.

***

Okolice mieszkania Freda. Grochowska. Praga Południe. Południe

Michał zajechał od strony Wspólnej Drogi i wjechał w Kordeckiego. Zaparkował przy wjeździe do garaży. Było sporo drzew ale o tej porze roku już bez liści i było widać wejście do bloku dość dobrze. Michał przygotował lornetkę by mieć ją pod ręką. Następnie ruszył na obchód wypatrując policji i ludzi, którzy by się mu przyglądali itd. Szukał także miejsc na ewentualne przesłuchanie. Śmietnik, garaż może jakiś nie zabezpieczony. Samego Freda wypatrywał, jak i kobiety oraz mężczyzny których napadł. Patrolował tak okolicę wracając do auta co jakiś czas by sobie coś przekąsić lub napić się.
Około dwóch godzin później Mieczkowski zobaczył Freda. Niestety w towarzystwie dwóch kolesi. Michał spokojnie znalazł miejsce dobre do obserwacji i patrzył i analizował. Fred wszedł do klatki a kolesie zostali przed. Jeden z nich otworzył puszkę piwa. Zaczęli rozmawiać i się śmiać. Michał wziął telefon i zablokował nr. Wybrał Freda i wcisnął zieloną słuchawkę. Patrzył cały czas na blok i na gości.
- Freed’s here - usłyszał po zaledwie jednym sygnale. - Kto tam?
- Witaj Fred. Mam z Tobą parę spraw do omówienia. Jeśli nie chcesz by następny włam do mieszkania skończył się ofiarami to radzę samemu zjawić się za pół godziny na Olszynce Grochowskiej na pętli. - Spokojnie mówił Mieczkowski. - Lepiej nie informuj kolegów spod klatki ni innych bo komuś może się też stać krzywda.-
- Co kurwa? - głos miał taki jakby go lekko zamurowało.
- To co słyszałeś. Sam za pół godziny na pętli na Olszynce. Jasne?- Spokojnie potwierdził Michał.
- To ty skurwysynu miałeś wspólnego coś z najebaniem mojej babki? - w głosie słychać było wściekłość
- Wspaniała dedukcja. Nie zrozumiałem czy zrozumiałeś co powiedziałem.
- Zrozumiałem. Zajebię cię gnoju. Już nie żyjesz.
- Cwaniakujesz. Niedobrze. Jeśli się nie posłuchasz i coś się stanie nie po mojemu. Kwestia czasu kiedy Nawet nie będziesz musiał na okazanie zwłok się ruszyć.- Michał mówił spokojnie i poważnie.
- Będę za pół godziny. A ty obmyślaj miejsce na swój grób. - Fred rozłączył się.
Michał wybrał Cyrysa nr. i wcisnął zielona słuchawkę.
-Hi Mike.- Usłyszał po sygnale.
-Za pół godziny róg Chłopickiego i Boremlowska Cyrys. Ustawiłem się w Fredem. Weź torbę z szafy i weź kałacha. Nie wierzę by był sam.- Michał powiedział zwięźle.
-Już się zbieram i jadę.- Odparł amerykanin.
Michał się rozłączył i obserwował dalej wejście do bloku. Po chwili Freed wyszedł. Widać po nim było, że humor mu nie dopisuje. Coś burknął do kolesi i udali się w kierunku ul. Garwolińskiej. Michał ruszył ul. Kordeckiego by po wyjściu na Garwolińską widzieć czy grupa się na niej pojawia. Niestety nie zobaczył. Udał się na Grochowską cały czas czujnie szukając ich ale nie rzucając się w oczy. Też ich nie było. Michał wrócił do auta. Wsiadł i ruszył na miejsce spotkania z Cyrysem.

***

Róg Chłopickiego i Boremlowskiej. Praga Południe. Popołudnie.

Michał zaparkował na Boremlowskiej i czekał w aucie na przyjaciela. Przez szybę zerkał co chwilę ku pętli czy nie widać Freeda. Po dwudziestu minutach zajechała taksówka i wysiadł z niej Cyrys. Polak wyszedł z Opla i podszedł do Amerykanina.
-Masz wszystko?- Powiedział Mieczkowski do stojącego już przed nim z torbą.
-Kazałem mu być na pętli za dziesięć minut. Myślę, że pokieruję go na tereny kolejowe gdzie się spotka z Tobą. Ja upewnię się, że nikt z nim nie jest i będę ubezpieczał.
Cyrus pokiwał głową rozglądając się. Kałacha miał w torbie podróżnej jaką znalazł na pawlaczu ale choć nie wiedział czego i gdzie (prócz pokazanego mu karabinu w skrytce) szukać, uwinął się szybko. Jankes był widać mocno zdeterminowany..
- Stanę od torów, będę miał lepsze pole i w razie czego będziesz mógł łatwiej cofać się do mnie - przez chwilę obaj poczuli się jak w Iraku.
-Ok. Chcę go zaciągnąć w głąb. Zadzwonię do niego i będę go kierował przez słuchawkowy. W głębi terenów jest sporo zieleni i tam go przesłuchamy. Ok?- Powiedział Michał i odwrócił się do pętli by zobaczyć czy ktoś już tam jest.
- Mam nadzieję, że wiesz co robisz. - Cyrus podniósł torbę i szybkim tempem ruszył w kierunku terenów PKP.

Hakon 08-02-2016 15:44


Przejazd kolejowy na Olszynce Grochowskiej. Praga Południe.

Mniej więcej w wyznaczonym czasie mężczyzna w jakim Mieczkowski rozpoznał Freda, zaczął zbliżać się do wyznaczonego miejsca idąc wzdłuż Chłopickiego od strony Placu Szembeka. Michał poczekał aż mężczyzna odejdzie na odpowiednią odległość i sprawdził czy nikt za nim nie podąża. Następnie odpalił auto i pojechał na drugą stronę przejazdu kolejowego sprawdzając czy nie widać towarzyszy Freda. Od razu za nim był parking przed stołówką kolejarską. Wyszedł, zamknął wóz i ruszył na kładkę. Szedł spokojnie udając, że przez telefon rozmawia. rozglądał się za Fredem i jego obstawą.
Zobaczył go jak ten siedzi na przystanku i rozmawia przez komórkę.
Michał rozejrzał się też za Cyrysem, którego zobaczył pod samym wejściem na kładkę. Amerykanin torbę miał pod nogami i wyglądał jak zwykły podróżny wolący czekać tu a nie na peronie na swój pociąg. Michał zadzwonił do Freda. Niestety usłyszał sygnał zajętej linii.
Mieczkowski wybrał nr. Cyrysa.
- Co jest? - Usłyszał w słuchawce.
- Ten koleś na przystanku gadający przez telefon to Fred. Jak skończy gadać zadzwonię i pokieruję go na wschód Makowską wzdłuż torów. - Przedstawił swój plan. Miał już miejsce gdzie chciał go przesłuchać. Za myjnią dla pociągów rozpościerały się gęste zarośla. Nikt o nie nie dbał i mało kto tam uczęszczał. Szarówa się powoli robiła, to i postronni ludzie raczej się nie kręcili.
- Idź zatem już ku miejscu. Prosto Makowska. Ona się kończy i przechodzi za szlabanem w ścieżkę dla pieszych. Po jakiejś chwili będą stare pozostałości po kolei i tam przejdź na drugą stronę torów. Przygotuj się tam. Ja go tam nakieruję i sam przyjdę. Ty zabezpieczysz rejon. Potem podejdziesz do nas i porozmawiamy z Fredem. OK? - Poczekał na potwierdzenie Cyrysa, po czym się rozłączył.
Polak poczekał aż Fred zakończy swoją rozmowę telefoniczną, po czym wybrał ponownie jego numer. Po sygnale usłyszał Freda.
- Tak? - Głoś był napięty i słychać był zdenerwowanie.
- Na pogaduszki się Tobie zebrało?- Ozwał się Michał.
- Szpadel załatwiałem na Twój grób frajerze. Wybrałeś już miejsce? - Odpowiedział zadziornym głosem.
- To teraz podnieś tyłek i idź Makowską na wschód. Za szlabanem idź dalej. Odezwę się. Aaa Lepiej się od teraz ze mną tylko kontaktuj. - Michał się rozłączył.
Mieczkowski zerkał na Freda, który wykonywał polecenie i ruszył Makowską. Michał zerknął na tory i po chwili zobaczył przechodzącego przez nie Cyrysa z torbą podróżną. Amerykanin zniknął za myjnią dla pociągów. Michał ruszył ku pętli bacznie szukając obstawy Freda ale nie dając się rozpoznać, że się rozgląda, cwaniaka ciągle miał w zasięgu wzroku. Kiedy już zszedł Fred był tuż przed szlabanem Michał ruszył za nim upewniwszy się, że nikt ich nie obserwuje. Kiedy grochowski cwaniaczek był za szlabanem w kieszeni wybrał zieloną słuchawkę by zadzwonić do ostatnio wybieranego numeru. Zobaczył, że śledzony wyciąga z kieszeni telefon i po chwili usłyszał jego głos.
- Czego śmieciu? - Warknął.



- Za kilkanaście metrów… - zaczął Michał, ale Fred się rozłączył.
Mieczkowski właśnie przechodził przez Chłopickiego na drugą stronę od kładki kiedy kątem oka zauważył czterech blokersów wybiegających w jego kierunku zza krzewów rosnących przy z Makowskiej od zachodniej strony pętli. Michał przeklął pod nosem, chyba Fred był lepiej przygotowany niż się spodziewał. Ruszył Makowską kiedy to zauważył, że z Lubieszowskiej wyjeżdża na pełnym gazie BMW i pruje w kierunku Freda, który zawrócił i podążał im na spotkanie. Osaczony weteran ocenił odległość jego od celu i osobówki. Nie miał szans ich dorwać. W głowie pojawiało się mnóstwo alternatywnych rozwiązań:
*Udam przechodnia. Będzie ciężko się wytłumaczyć. Sprawdzą telefon i po sprawie. A znalezienie broni przy nim potwierdzi. Może tu wskoczyć i ogródkami ich jakoś zgubić? Nie. pewnie ich jest więcej. No to przez tory i na Cyrysa ich naprowadzić. Wybić ich jak w Iraku. Może języka da się zdobyć. Ale strzelanina? To Polska. Państwo w środku Europy nie ogarnięty wojną jak Irak czy Afganistan.
* - Jaki miał wybór? *
Stwierdził, że tereny kolejowe będą najbezpieczniejsze. Autami ich nie będą mogli ścigać, a opuścić je można w wielu miejscach, tereny te były rozległe. Wszystkiego nie zabezpieczą. A co z Fredem? Wiedział gdzie mieszka i babka jego mogła jeszcze odegrać jakąś rolę.
Mieczkowski upewniwszy się, że to on jest na celowniku ruszył pędem Makowską. Podczas biegu kiedy to już zbliżała się bejca z Fredem i z dwoma kolesiami wbiegł na skarpę przy torach. Mężczyzna w kominiarce siedzący na miejscu dla pasażera wychylił się i zaczął strzelać, a Michał wychwyciwszy to kątem oka rzucił się szczupakiem lekko w bok, równolegle do nasypu. Wylądował ciężko i zaparł się by się nie sturlać. Udo płonęło żywym ogniem ale kula na szczęście tylko drasnęła go. I na szczęście tylko jedna. BMW zatrzymało się, gdy Michał ciężko zbierał się z ziemi by przeskakiwać nasyp, oni wysiadali z samochodu. Fred dołączył do nich poprawiając założoną kominiarkę, on też miał gnata w ręku. Michał biegiem ruszył ku płotu betonowemu, który rozdzielał torowisko. Kiedy przeskakiwał zobaczył blokersów podążających za nim i ładujących się na tory od strony pętli, ekipa BMW wraz z Fredem wbiegła na nasyp. Ten który do niego wcześniej strzelał puścił się biegiem równolegle do torów w kierunku myjni by Michała oflankować zapewne zamykając pułapkę. Wszak od zachodu Pickup zaczął na wstecznym wracać na drugą stronę porzejazdu aby odciąć ich od północy na terenach PKP.
Ale Fred i kierowca BMW nie biegli za nim.
Otworzyli ogień ze swoich pistoletów.
Kula gwizdnęła Michałowi nad głową, druga trafiła w płot odłupując kawał betonu, trzecią poczuł na przedramieniu, poczuł rozdzierający ból na szczęście znów tylko draśnięcie.

Nie zatrzymując się były żołnierz skupił się na biegu po torowisku ku pozycji Cyrysa lekko schodząc ku ścieżce prowadzącej do myjni. Będąc przy niej zerknął za siebie i zaklął, banda leciała za nim, a Freed z kierowcą bejcy tylko czekali aż Michał wychyli się zza płotu dając im okazję do strzału. Musiał jak najszybciej wbić się w krzaczory albo liczyć na cud. Tam miał przewagę dzięki wyszkoleniu i doświadczeniu w przedzieraniu się przez trudny teren. No i Cyrys. Miał nadzieję, że go zauważy i zareaguje odpowiednio.

Wtedy właśnie usłyszał prucie z kałacha. Byli w mieście, choć tu to raczej na obrzeżach. Ale ciągle w mieście. Cyruś był jednak zdesperowany, otworzył ogień osłaniając kumpla.
Pruł ogniem ciągłym skupiając go na tych co strzelali do Michała z nasypu. Strzelał korzystając z zaskoczenia sukinsynów, bo Fred z kumplami nie spodziewał się wsparcia Mieczkowskiego z kałachem, więc zanim rzucili się na ziemię kule zdążyły pojazgotać im wokół głów. Fred cudem uniknął trafienia, podobnie jak pasażer BMW biegnący wzdłuż Makowskiej. Kierowca nie zdążył, dostał w pierś spadając z nasypu.
Michał odruchowo padł na ziemię. Wyciągnął VIST-a i szukał celu. Blokersi zaskoczeni ukryli się za betonowym płotem. Freda i pasażera BMW nie widział, ale wiedział, że jak tylko wychyli głowę może oberwać. Był za bardzo na otwartej przestrzeni więc zaczął wycofywać się do Amerykanina gotowy do strzału. Mieczkowski dotarł do krzaków niedaleko myjni przy akompaniamencie niecelnych strzałów Freda i pasażera BMW. Do niego doskoczył Cyrys z przeładowanym już kałachem. Michał zauważył jak blokersi za murkiem czają się zdezorientowani kanonadą ale wciąż tam są gotowi sprawiać problemy, a pasażer z BMW szybkim biegiem zbliżał do myjni od strony Makowskiej. Nie było możliwości go powstrzymać by na strzał od Freda się narazić.
- Cyrys. Zajmij ich. Od tyłu jedzie pickup z trzema typami. Idę ich powstrzymać. - Powiedział Polak i ruszył pod osłoną krzaków na spotkanie “chłopakom z miasta” jadącym Chłopickiego wokół terenów PKP.

Kiedy Mieczkowski wyszedł już za zakrętu zobaczył pędzącego wprost na niego pickupa z dwoma bandziorami.
*Gdzie jest trzeci* Przeleciało przez myśl Michałowi, wszak wcześniej był pewien, że widział sylwetkę na tylnym siedzeniu samochodu. Nie było jednak czasu na takie rozkminy, przymierzył celując w kierowcę i podpuszczając samochód bliżej, widział jak pasażer unosi broń by strzelać podczas jazdy.
Michał wypalił z WIST-a.



Jeden soczysty strzał, który przeleciał przez przednią szybę i trafił w szyję kierowcy. Na okno, kierownicę i deskę rozdzielczą chlapnęła krew. Michał zobaczył jak kierowca pochylił się na fotelu i lądując na kierownicy pociągnął ją. Pickup gwałtownie skręcił w lewo driftując przez chwilę by po chwili zahaczyć jakąś dziurę i zacząć malowniczo dachować.
Kiedy samochód przestał wirować spoczął na dachu, Michał usłyszał strzały za sobą. Krótkie serie z kałacha przetykane palbą z pistoletu, to Cyrys musiał wymieniać ogień z napastnikami. Polak wrócił myślami do swojej sytuacji. Pickup leżał na dachu. Kierowca wisiał w pasach martwy. Pasażer poturbowany próbował się wydostać z wraku. Były żołnierz podszedł cały czas sprawdzając teren, nie chciał by zaskoczył go drugi pasażer jaki zniknął podczas owijki wzdłuż Chłopickiego. Kiedy już był przy wydostającym się z auta jednym mocnym ciosem ogłuszył petenta, a następnie ruszył wesprzeć Amerykanina. Kiedy dobiegł zobaczył, że kumpel wycofał się za jeden z budynków stojących na północ od myjni, widocznie pasażer BMW przycisnął go ogniem pistoletu bardziej poręcznym niż kałach w przypadku ostrzeliwania się zza załomu budynku. Sytuacji nie poprawiał fakt, że Cyrus jest ranny w rękę. Blokersi wciąż kryli się za murkiem. Fred odciągał kierowcę BMW poza zasięg strzelaniny. Natomiast Pasażer BMW stanowiący aktualnie zagrożenie numer jeden, wciąż czaił się przy ścianie myjni kolejowej szukając okazji do poczęstowania kulką Amerykanina lub Mieczkowskiego jaki nieoczekiwanie pojawił się dając mu wsparcie. Michał chciał go odstrzelić ale kiedy zaczął celować usłyszał dziką kanonadę dochodzącą z krzewów od północy.

Kule zaczęły walić o scianę, strzelec pruł pełnym magazynkiem tak jak wcześniej Cyrus i tak jak wcześniej Amerykanin totalnie zaskoczył przeciwnika. Jednak zamiast podejść bliżej i po prostu rozstrzelać Polaka i Amerykanina z kilku metrów kilkoma krótkimi seriami, dał się ponieść emocjom i rozpoczął prucie ze swojego Kałasznikowa zbyt wcześnie. Bez przygotowania, z większej odległości, chaotycznie, licząc że lawina kul i tak zmiecie wrogów.

- Znalazł się trzeci - Michał jęknął pod nosem i padł na ziemię odruchem wyuczonym w Iraku i Afganie. Kule latały im nad głowami, czasem trafiając z ścianę budynku, murek czy inne rzeczy stojące na drodze. Na szczęście on i Cyrys nie oberwali. Chyba jedynie cudem
- Dobra. Lepiej wynośmy się stąd. Dawaj w las Cyrys. - Michał wskazał drzewa, które mieli od wschodu. - Jeszcze do Pickupa muszę. Może telefon lub coś znajdziemy. Osłaniaj mnie - dorzucił.
Ruszyli pod osłoną budynku ku Chłopickiemu wykorzystując fakt, iż typ z kałachem zmieniał właśnie magazynek. Ścigający nie zareagowali od razu. W powietrzu zaczął unosić się dźwięk pierwszej syreny policyjnej, a za nią następnych. Michał dopadł ogłuszonego mężczyzny wpół wystającego z rozbitego okna drzwi pickupa i zaczął szukać telefonu. Cyrys kucnął przy aucie z kałachem przygotowanym do strzału. Wtem z krzewów wyłonił się kolo z karabinem do którego Amerykanin od razu puścił krótką serię. Jedna z kul trafiła w bark bandyty ale ten zdążył już sam nacisnąć spust po raz kolejny prując do oporu. Wyszkoleni żołnierze wiedzą, że najlepszy system ostrzału to krótkie serie, ogień ciągły jest dobry tylko jako efekt psychologiczny. Cyngiel ruskiej mafii nie był dobrze wyszkolonym wojskowym, pruł ile bozia mu w magazynku dała. Pasażer z BMW zaczął też strzelać wyłoniwszy się w tej samej chwili co Kałach. Mieczkowski tylko skulił się pod osłoną pickupa. Kule nafaszerowały wrak ołowiem ale na szczęście nic nikomu nie zrobiły.
- Chodu.- Syknął Polak do przyjaciela. Skoczyli ku krzakom. Michał w biegu strzelił ku pasażerowi by osłonić odwrót.
PUF, PUF, klik.- Wydobyło się z pistoletu. *Zaciął się* Michał pomyślał z rozpaczą, stał się bezbronny. I ostrzeliwany, bo “Pasażer BMW” również wykorzystał tą chwilę.
Oddał strzał do biegnącego Michała zwróconego do niego jeszcze twarzą i uniesioną bronią, w tej samej chwili w której rozległ się “KLIK”. Kula dobrze dość wymierzona trafiła w skroń biegnącego, rozrywając skórę i ciało na czaszce aż do kości poleciała dalej. Gdyby Michał ustawiony był bokiem głowy do strzelca…
Mieczkowski jęknął. Chociaż głębokie draśnięcie to srogo zabolało. Wpadli w zarośla z Cyrysem i udali się szybko na wschód. Michał chciał przekroczyć zakręt torów i po drugiej stronie przyczaić się na goniących. Próbował odblokować zacięty pistolet kiedy już byli na pozycjach dobrych do ostrzału.
Nikt się nie pojawił. *Odpuścili*.

Mapki orientacyjne: KLIK, KLIK

Leoncoeur 09-02-2016 10:28



Rezerwat Olszynka Grochowska, Praga Południe, Popołudnie
Michał odetchnął z ulgą, pościgu nie było. Ale Freda też nie dorwali. Teraz trzeba było się ewakuować jak najszybciej stąd, póki policja nie zacznie szukać śladów po okolicy. Mieczkowski raczej po ulicy w takim stanie nie miał szans spokojnie pochodzić, ale Cyrys? Ranny w rękę może udać, że ma w gipsie lub coś. Z naciskiem na "coś". Ale co mieli robić, trzeba się było stąd wydostać
- Cyrys. Wynośmy się stąd - rzucił do Jankesa.
Ruszyli przez las trochę spokojniej. Krew ciekła Michałowi po policzku i szyi więc zatrzymał się i rozerwał dolną część t-shirta spod bluzy dresu, aby pasem materiału obwiązać głowę. Potrzebny był lepszy opatrunek, ale jedna apteczka spoczywała w samochodzie, a druga w domu. Do sklepu czy apteki nie było mowy aby iść.



Przedzierali się przez las ku wschodowi, zaczynało szarzeć, lada chwila miał zapaść zmrok tak wcześnie nadchodzący o tej porze roku. Bezpieczeństwo i spokój pośród drzew, oraz nadchodząca ciemnosć dawały złudne poczucie bezpieczeństwa. Dźwięk syren policyjnych powoli ucichał w oddali, gdy w końcu końcu dotarli do Podhalańskiej będącej niczym innym jak po prostu wymarłą przecinką w lasku. Ruszyli na południe i przeszli przez tory uważając by na nikogo się nie natknąć. Niby sprzymierzeńcem był już zmrok, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Michałowi przemknęło przez myśl, że przeciez to nie pierwsza strzelanina tutaj, wszak to w tym lesieniecałe dwa wieki temu Czwartacy gęsto ostrzeliwali się z Rosjanami w jednej z największych bitew tego kraju. Mafijni kumple Freda to były Ruski, były żołnierz uśmiechnął się na ten chichot historii. Cyrus nie wiedział o tym nic, zresztą nawet gdyby dysponował taką wiedzą to pewnie i tak miałby to w dupie.
Kiedy przeszli już na drugą stronę Michał rozejrzał się po okolicy czy nikt nie idzie, po czym znalazł miejsce gdzie tymczasowo ukryje karabin. Znów byli na Makowskiej, choć na samym końcu tej feralnej ulicy, nikogo tu nie było, a między nią a torami rosły gęste krzaki. Idealne miejsce by się przyczaić jak również schować broń. Zasypał swój AK liśćmi i zwrócił się do Cyrysa.
- Słuchaj. Ja na ulicy się w takim stanie nie pokażę, ale Ty schowasz rękę i jakoś będzie. Wrócisz po samochód. Widziałeś gdzie stoi? Podjedź po mnie tu na to rondo. - Michał głową pokazał kierunek a sam wyjął z kieszeni telefon i wszedł w googlemaps i pokazał gdzie są, gdzie stoi Opel i o które rondo mu chodzi.
- Mhm, powinienem trafić bez problemu. - Cyrus zadumał się. - Martwi mnie to "jakoś będzie
Ręka Amerykanina zwisała bezwładnie, przestrzelone ramie krwawiło, z dłoni na ziemię kapała krew, a rękaw skórzanej kurtki był przemoczony posoką.
- Niby po ciemku ludzie mogą nie ogarnąć...
- W pól godziny dasz radę. Jak nie to zadzwoń. Jak nie będzie Ciebie, lub znaku od Ciebie to stąd sam pryskam jakoś. OK?
Cyrys słuchał przygnębiony nieudaną akcją. Jego siostra oddalała się coraz bardziej. Wiedział, że nie może się poddać. Ona ma tylko jego. Jest zawsze jakaś szansa, że Jerycho... ale on miał na łbie policję. Michał miał jednak telefon zbira z pickupa to może coś wymodzi. Przytaknął Michałowi potwierdzając, że rozumie i ruszył w drogę ulicą Szaserów..
Michał zaczął szukać dobrego miejsca na ukrycie się z możliwością obserwacji ronda i miejsca schowania AK. Kiedy się już ukrył zaczął odblokowywać WIST-a i przeładowując go. Obwiązał resztką t-shirta te rany które mógł i czekał. Często zerkał w stronę torów czy aby nie ma pościgu.


* * *

BMW Mafii, Grochów, ul. Garwolińska, Popołudnie
Fred wpakował nieprzytomnego i ciężko rannego Aleksandra na siedzenie pasażera i sam wsiadając za kółko ruszył Makowską w kierunku zachodnim gdy strzelanina jeszcze trwała w okolicach myjni kolejowej. Policja mogła być tu lada moment, blokersi niby pruli wzdłuż murku oddzielającego tory ale raczej by spieprzać w okolice blokowiska przy Podhajeckiej niż wspomóc Andrija i ekipę jaka pickupem miała zamknąć okrążenie.

Klął.
Jeszcze przed skrętem w Garwolińską ściągnął kominiarkę sobie i ciężko rannemu Rosjaninowi.
- Ty zdierżyisz Saszka - odezwał się do niego łamanym rosyjskim, bo Aleksandr nie kumał po Polsku. - Ne umierajut mi tu, budiet haraszo, ty mołodiec.... - trzymał jęczącego kompana za rękę, drugą kierując samochodem.

Rozległ się dzwonek mms, Fred puścił rękę postrzelonego i odebrał raczej odruchowo starając przy tym skupić się też na drodze.


Cytat:

Od: Słaby [SMS]: Zrobiłem mu fotę jak skurwiel cieszył japę gdy jego kumpel rozstrzeliwał ciebie i Olka. Mamy tez filmik, prześlę ci na @

Fred schował telefon.
- No to teraz potańczymy skurwysynu - warknął ze wściekłością.


* * *

Róg Chłopickiego i Boremlowskiej. Praga Południe. Popołudnie.
Chłopickiego w kierunku przejazdu kolejowego była zamknięta a wokół kręciła się policja. Cyrus wcześniej zagryzając zęby zdjął skórzaną kurtkę uważając by nie upaprać krwią bluzy. Na czarnych spodniach plamy nie odznaczały się w ciemności, ale śliski od krwi rękaw skóry to inna kwestia. Wywinął go 'do środka i zarzucił kurtkę na prawy bark osłaniając zakrwawione ramię.
Samochód Michała zobaczył od razu, ale stał radiowóz. Nie było czasu, szczególnie, że policjant nie sprawiał wrażenia jakby miał zamiar zmienić miejsce postoju. Amerykanin zagryzł żeby i uspokoił oddech, za załomem budynku obejrzał się jeszcze raz, krytycznie. Prawie wyjąc z bólu zacisnął lekko lewą dłoń na podszewce kurtki, by choć przez chwilę z niej nie kapało.
Nie doszedł do auta.
- Dokumenty - rozległo się od strony radiowozu. Policjant wychylał się kiwając na Cyrusa dłonią.
- Yes? - spytał. - I don't understand - dodał choć rozumiał o co może chodzić gliniarzowi.
Mundurowy zrobił ruch jakby chciał wysiąść, przez co poza wozem miałby lepszy ogląd na Amerykanina, więc ten klnąc w duchu zbliżył się gmerając tylną ręką w kieszeni spodni.
Wyciągnął paszport.
Policjant zerknął tylko z dwóch metrów na dumnie rozpostartego orła bielika na książeczce.
Machnął ręką, nie przebiegło mu przez myśl, że U.S. Fagas mógłby mieć coś wspólnego ze strzelaniną w okolicy.

Cyrus dziękując wszelkim bogom wszechświata wsiadł do samochodu i odpalił. W Chwilę później ustawił komórkę z odpalonym GPS w mocowaniu telefonów przy desce rozdzielczej. Skierował wóz w stronę Szaserów i dalej - do Michała.


Hakon 11-02-2016 12:51

Rondo Makowskiej z Szaserów. Praga Południe. Wieczór.

Michał czekał Już jakiś czas. Zimno już dawał się we znaki, a z upływu krwi sił witalnych, oraz z braku adrenaliny powoli już kończyny drętwiały mu z zimna.
Czekając aż Cyrus nadjedzie zaobserwował, że Makowską czasami ktoś przechodził. Głównie z psem na spacerze. Raz nawet jakaś kobieta z owczarkiem niemieckim zatrzymała się niedaleko kałacha bo pies zaczął węszyć. Kobieta chyba nie miała jednak zamiaru dawać psu szukać, obawiając się najpewniej może starego żarcia lub innych rzeczy, które pies mógł zjeść i się od tego rozchorować. Odeszła po pewnym czasie. Także jego zapach nie był chyba wyczuwalny przez psy, widocznie wiatr wiał na niego. Michał miał nadzieję, że policja nie ściągnęła psów, gdyż w takim wypadku nie zostało by mu wiele czasu. Pomodlił się w duchu by Cyrus zjawił się czym prędzej.

Jego modlitwa została wysłuchana bo po 26 minutach zobaczył swoją astrę zajeżdżającą na rondo i parkującą w cieniu, z dala od świateł latarni. Michał sprawdził czy nikt się nie kręci w okolicy i podszedł do wozu. Otworzył bagażnik i wyjął koc termiczny, który służył do przykrywania poszkodowanych podczas wypadków, a zarazem by nie ciągnęło w przypadku przysiądnięcia na trawie w chłodniejsze dni. Poszedł z kocem po kałacha, owinął go i zabrał do bagażnika, rozglądając się przy tym by nikt nie przeszkodził w konspiracji. Wyjął z bagażnika apteczkę, zamknął klapę, usiadł na siedzeniu pasażera i spojrzał na Cyrusia. Amerykanin był blady i słaby.
- Słabo wyglądasz. Przesiądźmy się i się opatrz. Ja poprowadzę. - Mieczkowski zwrócił się do jankesa, który kiepsko wyglądał. W końcu z krwawiącą ręką szedł kawałek drogi i trochę krwi stracił, a nie opatrzył się wcześniej. Polak czekając na niego zadbał o to by się nie wykrwawić, a jego postrzały były draśnięciami. Zapewne miał więcej siły niż przyjaciel.
- Ok. To przesiadka. - Zamienili się miejscami. Michał już za kierownicą obwiązał wcześniej wytartą z grubsza twarz bandażem.
Kierowca odpalił opla i ruszył w drogę na Powiśle. Kierował się Biskupią do Grochowskiej i wyjechał przy pętli tramwajowej. Opuścił zasłonkę przeciw słońcu by w kamerach nie było zbyt dobrze widać opatrunków.
Cyrys obwiązał rękę wcześniej ją oczyszczając. Milczał całą drogę. Michał także milczał, ale cały czas układał sobie co robić dalej. Fred miał na wsparcie mafiozów. Nie ułatwiało to sprawy. Jedyne było w tym dobre to, że potwierdziło iż mają dobry trop. Rosyjska mafia ma siostrę Cyrysa, a za Fredem stali jej członkowie.

Mieszkanie Michała, Powiśle, ul. Dobra, wieczór.

W końcu wjechali na podwórko na Dobrej, Michał zaparkował w głębi.
Wyszli z auta zamykając je i udali się do mieszkania, starając się nie trafić na sąsiadów. Na wszelki wypadek poszli schodami by uniknąć spotkania w windzie. Dopiero w mieszkaniu odetchnęli z ulgą.
Gospodarz udał się po alkohol do barku w salonie i z Cyrysem w łazience kończyli opatrywanie ran. Korzystali także z domowej apteczki to jest: ze świeżych bandaży, plastrów i innych potrzebnych medykamentów. Wzięli także nici by zszyć co większe rany, choć nie mieli należytych środków przeciwbólowych na takie medyczne akrobacje. Po zakończeniu Michał poszedł przygotować coś do zjedzenia i zmieniając się w łazience wzięli kąpiele. Czyści i po uzupełnieniu kalorii wspólnie rozważali co robić.

Po rozmowie Polak zaczął przeglądać telefon wzięty z pickupa. Spisał kontakty i interesujące rzecz z niego. Następnie wyłączył telefon i wyjął kartę i zniszczył ją. Aparat zawinął w folię aluminiową i schował.

Następnie zastrzegł numer swojego telefonu/upewnił się czy jest zastrzeżony. Wybrał Freda i nacisnął zieloną słuchawkę.
- Halo? - chłopak odebrał po kilku sygnałach, głos miał zmęczony.
- Witam kłamco - spokojnie powiedział Michał.
- Nie żyjesz skurwysynu! - Fred krzyknął do słuchawki. - Jesteś trupem, odsikam ci się do szyi!
- Widzę, że babcie masz gdzieś. Więc pożegnać się będziesz musiał. A i obiecałem, że wszyscy, którzy się z Tobą pojawią pójdą na tamten świat. Kwestia czasu, chociaż mogę dać ci ostatnią szansę. Chcesz? - Spokojnie uświadamiał bandziora.
- Po babci mieszkanie ja dziedziczę zjebie. A teraz powiem ci co będzie. - Fred uspokoił się lekko. Michał usłyszał zapalaną zapalniczkę. - To, że wpadłeś tam gdzie pomieszkuję znaczy, że skądś wziąłeś mój adres meldunkowy. Jakbyś wiedział o mnie więcej to wpadłbyś do mojej dziewczyny. A więc chuja na mnie masz skurwysynu i teraz to ja ciebie poszukam. Mam twoją gębę, a moi kumple mają dostęp do takich akt i takich techno, że po ciebie to ja przyjdę na końcu. Po ostatnim pogrzebie na jakim będziesz płakał. Masz 24 godziny by z tym drugim sukinsynem przyjechać do mnie i podejść na kolanach. Potem moi znajomi zaczną działać. Czy to dla ciebie jasne?
- Wiesz. Cały czas obiecujesz i wyzywasz. Jesteś leszczem dla mnie, ale niestety muszę z Tobą pogadać. Już dawno bym Ciebie się pozbył za kłamstwa. Ale nie mogę. Więc słuchaj. Ja się twoich kolegów nie boję. Dziewczynę mam gdzieś, to nie rodzina jak nie tą to inną będziesz miał więc sam sobie odpowiedz po co za nią mam się brać? Twoi rosyjscy przyjaciele też mnie nie interesują ale, że nie lubię ruskich więc zacznij odliczać ich ubywanie.
- Będziesz się bał. Oj będziesz… - rozłączył się.

- Rozłączył się. - Odpowiedział na nieme pytanie Cyrysa.
Michał rozmyślał przez chwilę. Wstał i zaczął krążyć po mieszkaniu. Po chwili natrafił na komputer Freda i wpadł na pomysł.
Usiadł za swoim kompem i zaczął zagadywać na FB znajomych czy zna ktoś dyskretnego informatyka. Zaczął od kumpla z ławki z liceum. Akurat był dostępny. Następnie coraz dalej do mniej znanych osób.
Cytat:

Od Michał [FB]: Cześć Andrzej. Jak po ostatnim spotkaniu? Kacyk długo męczył?
Po krótkiej chwili usłyszał dźwięk informujący o przychodzącej odpowiedzi.
Cytat:

Od Andrzej [FB]: No siemka. Do 14 zdychałem. A jak z Tobą?
Od Michał [FB]: Dałem radę o 10 wygramolić się z wyrka. Chociaż trochę szumiało jeszcze. Mam pytanie. Masz kogoś kto na kompach się zna i jest dyskretny?
Od Andrzej [FB]: A o co chodzi? Jak dobrze ma się znać?
Od Michał [FB]: By umiał się dostać do kompa zabezpieczonego.
Od Andrzej [FB]: Hakerów nie znam niestety.
Od Michał [FB]: Dzięki. Do usłyszenia.
Mieczkowski zaczął przeglądać profile znajomych szukając czy ktoś pracuje lub studiował gdzieś na pielęgniarstwie czy medycynie lub na informatyce.
W końcu wypatrzył: Grzegorz Marcych. W Iraku robił w szpitalu polowym więc o takich ranach jak ich znać się musiał, ale czy się zgodzi pomóc i nie poinformuje władz? Cóż, kto nie ryzykuje nie żyje.
Cytat:

Od Michał [FB]: Siemka towarzyszu broni i niedoli.
Od Grzegorz [FB]: No, siemka. Sporo czasu. Ty nie na misji?
Od Michał [FB]: Nie w Wawie od jakiegoś czasu przy NATO robiłem. Teraz ogarniam prywatne sprawy. Ty też w mieście jak widzę?
Od Grzegorz [FB]: Tak w Wawie. Odpoczywam puki czegoś nowego nie przydzielą.
Od Michał [FB]: Może jakieś spotkanko. Jest u mnie w odwiedziny Cyrys. Może pamiętasz? Z Amerykańskiego kontyngentu z Marins.
Od Grzegorz [FB]: W sumie mam teraz wolne. Można coś wychylić. Co proponujesz?
Od Michał [FB]: Ja na Powiślu teraz, a Ty? Można u mnie coś na początek a potem na miasto wyskoczyć.
Od Grzegorz [FB]: Czemu nie :) Daj namiar i o około 20?
Od Michał [FB]: Dobra 18/20 ….. tel: 507…..
Od Grzegorz [FB]: Ok puszczam teraz strzałę.
Michał poczuł wibrację telefonu. Wyjął z kieszeni i sprawdził.
Od Michał [FB]: 600…….?
Od Grzegorz [FB]: Tak. To o 20 i jesteśmy w kontakcie. Na razie.
- Mamy spotkanie z kumplem z Iraku. W szpitalu polowym robił. Na kilka głębszych go wyciągam. Może jak nas zobaczy lepiej się nami zajmie - powiedział do Cyrysa Michał. Amerykanin popatrzył na niego lekko otępiałym wzrokiem.
- Miejmy nadzieję. Na zabawę nie mam ochoty najmniejszej - odparł w końcu.
- Jeśli chcesz by ktoś zobaczył Twoją rękę, lepiej byś wykrztusił z siebie trochę krzepy - powiedział Mieczkowski. - Dobra. Idź ubierz coś czystego i bardziej na wyjście a ja szukam informatyka. - dodał.
- Po co Tobie informatyk? - Zdziwił się Cyrys.
- Do komputera Freda. To jeden z nielicznych tropów. - Odparł mu Michał już wpatrzony w ekran swego kompa.
Szukał po znajomych kogoś z informatycznym wykształceniem lub pracą. Rozmawiał z wybranymi w podobny sposób co z poprzednikami. Po jakiejś godzinie zagadał do kolegi z klasy liceum, który zawsze uchodził za cwaniaka i znającego ludzi z towarem.
Cytat:

Od Michał [FB]: Siema Pele. Co u Ciebie? Co porabiasz?
Od Pele [FB]: O popatrzcie kto to się odzywa...
Od Michał [FB]: Trochę czasu minęło. Nie było mnie w kraju trochę. Wiesz robota. Teraz już w Wawie.
Od Pele [FB]: Robota, strzelanie do Arabów to nie robota, to przyjemność. No co tam, jak tam?
Od Michał [FB]: O ile oni nie chcą Ciebie zabić ;)
Od Pele [FB]: :)
Od Michał [FB]: Mam pytanie. Może znasz kogoś kto lubi przeglądać kompy? Nie zawsze za zgodą właściciela?
Od Pele [FB]: Hm... ja nie, ale mój kumpel ma laskę na Informatyce na UW. A co?
Od Michał [FB]: A no potrzebny mi ktoś taki dyskretny i godny zaufania. A pamiętam, że na Tobie polegać można było w przysługach no i znajomości zawsze miałeś.
Od Pele [FB]: Hehe, a jak z przysługami w drugą stronę? :)
Od Michał [FB]: Jak pamiętasz honorowo podchodziłem do tych spraw. Nic się nie zmieniło na tą chwilę.
Od Pele [FB]: To zróbmy tak. Obijesz jeden ryj, a ja Ci dam namiar na taką jedną. Pasi?
Od Michał [FB]: Pewna? By z władzą potem się nie ganiać.
Od Pele [FB]: Ja laski nie znam, ale słyszałem 5/10 że sama miała problemy z sądami. Więc nie sypnie. Obiecaj, że obijesz jeden ryj i dam Ci na nią… no namiar to w sumie nie. Nie znam jej jak pisałem. Ale ta laska mojego kumpla co jest na Informatyce UW studiuje z nią. Więc jak?
Od Michał [FB]: Chyba dobry układ. A kogóż to facjata będzie bolała?
Od Pele [FB]: Do mojej lali jeden typ się dobija, ja jak wiesz średnio na pięściach stoję, jednego znajomego wysłałem to go obił. A ty chłopak z Afganu, dla ciebie to betka. Wytłumaczysz panu że zajęta, bo chyba ciężko to kmini.
Od Michał [FB]: Taka przysługa to przyjemność. Sam bym takiemu dowalił gdyby się do kumpla laski przy mnie przystawiał. Więc masz załatwione. Kto to taki?
Od Pele [FB]: 503…… dziewczyna nazywa się Ania, jak powiesz o kogo ci chodzi, że pewna i nie sypnie, to będzie wiedziała kogo polecić. A potem grzecznie skasuj ten nr tel. i nie kombinuj, bo to laska kumpla :P
Od Michał [FB]: Powołać się na Ciebie? Że od Ciebie namiar mam? Nie kombinuję z zajętymi. Szczególnie kumpli. Nawet kumpli kumpli.
Od Pele [FB]: Powiedz że ode mnie, zna mnie, ale ona i tak kontakt w kontakt, wiec wiesz. To niech ta jej kumpela Ci zaufa, że nie jesteś prowokatorem psów, tym się lepiej martw.
Od Michał [FB]: Ok. Kapuję. A co z Tym typem do obicia? Jakiś namiar? Profil? Jak wygląda itd?
Od Pele [FB]: Odezwę się do ciebie w tej sprawie. Kolesia nie da się namierzyć, zrobię małą pułapeczkę z Marty, uprzedzę.
Od Michał [FB]: Ok. Uprzedź trochę wcześniej bo mogę załatwiać inne sprawy. Bym się wyrobił. Pozdro i dzięki.
Michał po rozmowie oderwał się od klawiatury. Wziął szklankę coli i się napił.
- Chyba jest szansa na informatyka ale muszę potem wyświadczyć przysługę - powiedział po chwili do Cyrysa, który już wrócił w świeżym ubraniu i z nowym opatrunkiem.
- Spoko. Za godzinę ma być Gshzgosh więc też się ogarnij.- Odparł mu jankes. Jego wymowa imienia Grześka lekko rozbawiła Michała. Wstał i poszedł do drugiego pokoju gdzie przygotował czyste ubranie (to bardziej wyjściowe) i poszedł do łazienki zabierając jeszcze raz apteczkę. Tam zmienił opatrunki na świeższe i sprawdził czy aby nie krwawi zbyt mocno. W międzyczasie wziął kąpiel jeszcze raz w letniej wodzie by złagodzić ból i obrzęk. Ubrał się, ogolił i zaczął przygotowywać trunki, szklanki itp. na spotkanie. Po kwadransie ozwał się domofon. Michał nerwowo złapał za WIST-a wiszącego w kaburze na haczyku na kurtki. Szybko otrzeźwiał i zakrył jakąś kurtką szelki z kaburą. Podszedł do domofonu i odebrał.
- Tak?
- Michał? To ja Grzesiek.
- A cześć. Właź na trzecie piętro i w lewo za windę.

Nacisnął przycisk otwierający drzwi do klatki.
- To Grzesiek - rzucił do Amerykanina. Ten wyrwał się z zamyślenia prostując się w fotelu.
- Oprzytomnij Cyrys. Trochę wigoru pokaż i wyluzuj na trochę.
Po kilku minutach usłyszeli dzwonek do drzwi. Michał wyjrzał przez judasza i rozpoznał medyka. Otworzył drzwi wpuszczając gościa.
- Właź Grzesiek - powiedział zapraszając przybyłego.
Grzesiek wszedł i widać po nim było, że humor ma przedni, lecz...
- Rozgość się. Cyrys jest w salonie.- Dodał i po zamknięciu drzwi podał Grześkowi rękę.
… tenże przedni humor Grześka prysł jak bańka mydlana gdy zobaczył prowizoryczny opatrunek pod bandażem jaki Michał zrobił sobie na skroni.
- Towarzyskie spotkanie, co? - wycedził.
- Prawdę mówiąc i tak niebawem chciałem się odezwać ale trochę się przyspieszyło. - Mieczkowski spochmurniał i przybrał minę lekko winnego.
Pod spojrzeniem gościa jakiego znał z Iraku, do jakiego nie odzywał się długi czas i wyrwał na “spotkanko przy piwie” aby ogarnął ich rany… mina Michała z lekko winnej zmieniła się w minę lewicującego Kanadyjczyka przy poruszanym temacie eksterminacji Indian. Uciekał wzrokiem.
- Daj mi jeden powód, abym stąd nie wyszedł Michał. Jeden. - odezwał się w końcu Grzegorz.
- No naprawdę mamy piwo. A tak na serio nie mamy do kogo się zwrócić o porządnych umiejętnościach. Za pomoc będę na długo Twoim dłużnikiem - mówił skruszony Mieczkowski.
- Co się stało?
- Nie będę ściemniał Grzesiek, ale wejdź i usiądź.
- Wskazał pokój i miejsce dla niego. - Nalać coś Tobie? - zapytał i usiadł naprzeciwko.
- Whiskey - odpowiedział gość siadając na fotelu. - I słucham.
Gospodarz wziął butelkę z barku i nalał Grześkowi, zapytał wzrokiem Cyrysa czy też chce. Ten kiwnął głową na potwierdzenie. Nalał i jemu, po czym zaczął tłumaczyć siadając:
- Mieliśmy przykry incydent z ludźmi z bronią. Chcieliśmy dowiedzieć się paru informacji od jednego gościa ale niestety okazało się, że on nie chce rozmawiać tylko strzelać. No i oberwaliśmy trochę. - Wskazał na swoją skroń.
- Ta strzelanina dzisiaj, o której trąbią na wszystkich stacjach? - Grzesiek uniósł głowę, był tyleż zdziwiony co zdenerwowany. - To wy?
Michał przytaknął.
- Mam nadzieję, że pomożesz? Wiem, że dużo oczekuję, ale sam wiesz, że innej pomocy nie ma rady wziąć.
- POJEBAŁO CIĘ!!!? -
Krzyknął Grzegorz. - Nie odzywasz się przez tyle czasu, ściągasz mnie pod przykrywką piwa, bo czegoś potrzebujesz - no to jeszcze okey! Ale chcesz mnie wpierdolić w strzelaninę gdy policja w całym mieście przez te atrakcje dostała pierdolca?!?!
- Nie chcę byś się w to mieszał tylko nam pomógł. A że się nie odzywałem... to z Afgana niedawno wróciłem i dopiero co się urządzałem. Będę Twym dozgonnym dłużnikiem, a wiesz, że nie rzucam słów na wiatr -
powiedział zdenerwowany Michał. Martwił się, że kumpel może nie przystać na prośbę.
Grzesiek spojrzał na niego jakby miał mu przypierdolić.
- Posłuchaj mnie sukinsynu - rzucił twardo. - Od dziś, żadnych kontaktów prywatnych, a ja trzymam cie za jaja. Będę czegoś potrzebował to będę miał jednego skurwiela, co mnie chciał wciągnąć w gówno. Od dziś nie ma “nas” Michał, przegiąłeś pałę.
Wstał i ruszył w kierunku przedpokoju. Zatrzymał się przed wejściem do łazienki otwierając drzwi do niej. - Przygotuj cokolwiek masz do tego bym mógł oczyścić rany i zrobić opatrunki. - Kończąc trzasnął drzwiami.
Michał wstał i przygotował co miał i o co prosił Grzesiek. Apteczkę, spirytus z barku i zestaw do szycia. W między czasie zdawkowo tłumaczył Cyrysowi co zaszło.
Mając wszystko zapukał do łazienki.
Grzesiek wyszedł z niej wciąż ze złością na twarzy.
- Który pierwszy? - warknął.
Michał wszedł i Grzegorz zaczął oglądać i zabezpieczać obrażenia nabyte podczas potyczki z Fredem i jego zbirami. Następnie do łazienki poszedł Cyrys. Po niecałej godzinie wyszedł z ręką na bandażu. Po chwili wyszedł medyk, rzucił wzrokiem po dwóch awanturnikach i zaczął wychodzić.
- Pamiętaj, masz solidny dług - powiedział przed otworzeniem drzwi.
Kiedy Marcych wyszedł Michał wszedł do łazienki posprzątać, a gdy skończył, wrzucił wszystkie resztki zakrwawionych bandaży, plastrów i innych śmieci do worka.
Wrócił do pokoju i zrobił sobie drinka. Godzina była późna. Grubo po 22 więc dziś już nie zadzwoni do Anny. Postanowił, że porozmawia z nią z rana. Zjedli z Cyrysem jakąś kolację i dobrze zamykając dom i przygotowując broń na jakieś niepożądane akcje poszli spać.

Mieszkanie Michała, Powiśle, ul. Dobra, ranek.

Mieczkowski obudził się pierwszy. Zrobił sobie herbatę i sprawdził która godzina. Była chwilę po 8. Odblokował swój numer i wybrał podany namiar do Anny. Po dwóch sygnałach usłyszał kobiecy głos.
- Halo?
- Witam. Nazywam się Mieczkowski i dostałem Pani numer od Pelego. Dzwonie w pewnej sprawie związaną z pomocą informatyczną.
- Pelego znajomym Pan jest?
- Tak.
- A o co chodzi? Jaka to sprawa?
- Rzecz ma się tak, że potrzebuję osoby dyskretnej by dostać się do komputera. Niekoniecznie za wiedza i zgodą jego właściciela. Pele powiedział, że może Pani zna kogoś kto może pomóc.
- Może znam, ale skąd mam wiedzieć, że nie będzie z tego kłopotów?
- Podejrzewam, że Pele nie dałby mi Pani numeru gdyby wiedział, że mogę zaszkodzić i być powiązanym z władzami.
- Niby ma Pan rację. No mogę spytać się kogoś czy by był zainteresowany współpracą i pomocą, ale to zajmie trochę czasu i nic nie obiecuję.
- Wielce wdzięczny bym był za kontakt. Mój numer się u Pani wyświetlił i nazywam się Michał Mieczkowski. Prosiłbym kontakt jakby się udało. Będę zobowiązany.
- Ok. Ale nie obiecuję. Jak coś się uda skontaktuje się z Panem.
- Jeszcze raz dziękuję i miłego dnia życzę.
- Do widzenia.

Dziewczyna się rozłączyła. Michał odłożył telefon w zasięgu słuchu i zaczął się ogarniać. W między czasie obudził się Amerykanin. Michał wyszedł po zakupy na śniadanie i ogólnie na cały dzień. Poszedł do Biedronki na Tamce a wracając do piekarni pod blokiem.

Hakon 17-02-2016 21:17

Mieszkanie Michała. Ul.Dobra. Powiśle. Przedpołudnie.

Po powrocie z zakupów i bacznym obserwowaniem okolicy, czy ktoś nie śledzi lub nie obserwuje go dotarł do mieszkania. Amerykanin właśnie kończył poranna toaletę i zmieniał opatrunki według wskazówek Grześka, który poinstruował go podczas opatrywania.
Po śniadaniu usiedli i włączyli TV by zobaczyć co trąbią o ich strzelaninie. TVP Warszawa i TVP Info powinno wszystko pokazać. Mówili o strzelaninie na Olszynce Grochowskiej, że to niby porachunki mafii lub band zorganizowanych. Nic o trupach i rannych nie mówili zasłaniając się dobrem śledztwa.
Nagle rozległ się dzwonek telefonu Mieczkowskiego, numer prywatny.
Polak zastanowił się kto mógł dzwonić. Chyba nie Fred lub jego znajomek. Może ten informatyk od Pelego i Ani. Odebrał wychodząc do sąsiedniego pokoju.
-Halo. Słucham?- Powiedział do słuchawki spokojnym głosem wyczekując znajomego głosu.
- Hejka. - Głos który odezwał się w słuchawce raczej nie należał do znajomych. Był dziewczęcy i miły dla ucha. - Rozmawiam z Michałem?
-Tak. Mieczkowski przy telefonie.- Lekko zaskoczony Michał odparł.
-Pani od Pani Ani?- Zapytał.
- Jasne. Ania mówiła, że ma Pan jakiś problem. Oczywiście służę pomocą. Nie sprecyzowała o co dokładnie chodzi, może Pan zechciałby wyjaśnić?
-Ależ oczywiście. Jestem w posiadaniu komputera i muszę się do niego dostać i znaleźć parę rzeczy. Obawiam się, że bez pomocy kogoś obeznanego nic nie wskóram. Właściciel raczej nie pomoże.- Wyjaśnił szybko.
- Hasło? Windows? Która wersja? - Padły pytania, jedno za drugim.
-Eee. Właśnie nie mam hasła. Windows 7. Wersja? Eee. Chyba lepiej jakby Pani sama zobaczyła. Zresztą w środku też mogą być za hasłowane jakieś informacje.
- Spoczko. To gdzie i kiedy? No i mógłby Pan przygotować stówkę, albo dwie, zależy co tam będzie trzeba dokładnie, hm? - W tle w słuchawce dało się słyszeć odgłos jadących w oddali aut, jakby osoba z którą rozmawiał wyszła z cichego pomieszczenia gdzieś na zewnątrz. Po tym rozległ się odgłos zapalanej zapalniczki.
-Ja jestem otwarty na propozycję miejsca. Można u mnie na Powiślu. Jeśli chodzi o czas to czym prędzej. Muszę kogoś wyprzedzić w zdobywaniu danych.- Mówił dalej spokojnie i opanowanie.
- Okej. Proszę podać adres… będę za jakieś hmmm… 40 minut.
-Dobra 18/20 mieszkania… Budynek z pocztą. -
- Mhm. Do zobaczenia.
- Rozłączyła się.
Michał wrócił do pokoju gdzie był telewizor.
-Cyrys. Informatyczka będzie za jakieś czterdzieści minut.- Klepnął w ramię przyjaciela i zaczął ogarniać mieszkanie. Po 20 minutach było zakończone sprzątanie. Przygotował miejsce do pracy przy stole i czekał na dźwięk dzwonka.

45 minut później… bo w końcu każda porządna kobieta powinna chociaż trochę pozwolić na siebie poczekać… rozległ się dźwięk dzwonka do domofonu.
Michał podszedł i podniósł słuchawkę.
-Tak?-
- No cześć. Byliśmy umówieni, ja od Anny. -
Usłyszał znany mu już głos.
-Zapraszam trzecie piętro- Nacisnął guzik otwierający drzwi.
Po kilku chwilach pukanie do drzwi oznajmiło, że gość już jest pod drzwiami. Michał wyjrzał przez judasza i zobaczył wpatrujące się w niego niebieskie oko z delikatnym makijażem, a więc na pewno należało do jakiejś dziewczyny.
Michał odetchnął i otworzył drzwi wpuszczając dziewczynę, jak się okazało o całkiem ciekawej aparycji - różowe włosy, dużo kolorowych kolczyków, bransoletek, podarte spodnie itp. mimo, że głos miała “dziewczęcy” wyglądała na nie mniej niż 20 lat.
-Zapraszam.- ustępując z drogi i po wejściu różowowłosej wyjrzał na klatkę po czym zamknął z zamek drzwi. Odwiesił kurtkę na haczyk i wskazał drogę do pokoju.
W środku siedzący Cyrys wstał momentalnie by przywitać gościa.
- Jestem Lulu. - Przywitała się i z jednym i z drugim.
-Ja Michał a to Cyrys.- Wskazał kompana. - Niestety po polsku nie porozmawia.
-Napie się Pani czegoś? Woda, herbata, kawa, cola?- Cyrus uważnie staksował dziewczynę wzrokiem, przy przedstawianiu uśmiechnął się olśniewająco. To znaczy w jego mniemaniu.
- Może trochę wody. - Dziewczyna rozejrzała się po pomieszczeniu, wzrok zawieszając na komputerach - Który z nich to mój “pacjent”? - Uśmiechnęła się lekko, a jednocześnie tak jakby Panowie zaprosili ją właśnie na zabawę.
Michał z lekka się uśmiechnął.
-Ten ACER. Proszę się rozgościć a ja przyjdę z wodą.- Odsunął krzesło na wprost komputera i kiedy usiadła dosunął i sam udał się do kuchni by nalać wody.
Cyrys usiadł na przeciw dziewczyny i wciąż się uśmiechał gdy spojrzenia ich się spotykały.
Grażynka rozsiadła się swobodnie na krześle. Włączyła wskazany komputer na początek po to by sprawdzić jaki faktycznie ma system. Gdy ukazał się ekran powitalny proszący o zalogowanie się, na początek sprawdziła czy w ogóle wymagane jest hasło… w końcu najprostsze rozwiązania to to co zwykle lubi umykać. Na ekranie ukazał się czerwony komunikat “hasło niepoprawne”... wtedy dopiero Lulu wyłączyła komputer. Ze swojego plecaka ustawionego obok niej wyjęła małą różową świnkę. Gdy pociągnęła ją za główkę, ta rozłączyła się z resztą świnki ukazując pendrive.
Michał wszedł niosąc szklankę i butelkę wody. Postawił przy dziewczynie i nalał.
-Widzę, że Pani zabrała się do roboty tak szybko.- Zerknął na komputer i na świnkę w rękach Lulu.
-W czymś jeszcze mogę pomóc?- Zapytał uprzejmie.
Różowowłosa pokiwała przecząco głową, a jej różowe włosy zatańczyły w rytm tego ruchu.
- Na razie nie. Dzięki. Tylko nie musisz mi Paniować, jestem Lulu. - Wzruszyła ramionami. Oderwała wzrok od Michała i wróciła do laptopa. Włożyła świnkę w wolne gniazdko USB.
-Ok Lulu. Jakbyś chciała zapalić nie było by problemu na balkonie? Niestety nie trawię ich.- Oznajmił gospodarz Niezbyt zręcznie.
Dziewczyna akurat włączała komputer, naciskając któryś z klawiszy opatrzonych z przodu literką “F”, zaskoczona spojrzała znów na Michała. Oderwała dłoń od klawiatury i powąchała ją.
- Cholera, śmierdzi ode mnie fajami? Spoko, będę palić na balkonie jak co. Masz tam jakąś popielniczkę? - Wróciła wzrokiem do komputera, wybierając w BIOS by uruchomił się z jej pendrive.
-Ależ nie śmierdzi. Tylko podczas rozmowy słyszałem, że palisz i chciałem przed zagłębieniem się w pracę uprzedzić by nie przeszkadzać.- Uśmiechnął się szczerze Michał. Dawno już na jego twarzy nie widniał taki. Szybko przestał się uśmiechać i syknął prawie niezauważenie z bólu wywołanym raną na skroni.
-Już nie przeszkadzam.- Spuścił głowę i usiadł na narożniku przed TV i czekał.
- Spoko. - Odpowiedziała mu jeszcze zanim poszedł.
Komputer uruchomił się po chwili ukazując różowy pulpit Linuxa Lulu. Po chwili zastąpiony czarnym okienkiem z białymi literkami. W pokoju rozległ się dźwięk stukotu klawiszy, palce Lulu zgrabnie przesuwały się po niej w szybkim tempie.
Cyrus nie poszedł przed telewizor z Michałem siedząc tam gdzie siedział, jakby się zbierał i nie bardzo wiedział jak rozpocząć rozmowę.
- Do You speak english? - spytał w końcu z głupia frant, choć było to dla niego kluczowe na samym starcie.
- Of course. - Odpowiedziała na chwilę unosząc wzrok znad komputera. Przyglądała się przez chwilę Cyrusowi.
- Hakerka co? - mrugnął. - Czyli nie dość, że piękna to i inteligentna, masz jeszcze jakieś zalety? - kontynuował po angielsku.
Grażynka na początek w odpowiedzi uśmiechnęła się nieco zaczepnie.
- Te dwie, które wymieniłeś tworzą i tak wybuchowe połączenie, na prawdę chciałbyś znać ich więcej? - Przy pytaniu uniosła lekko brwi. Zaraz jednak jej wzrok padł znów na ekran komputera. Dzięki zalogowaniu się przez Linuxa była w stanie zmienić w plikach systemowych Windowsa hasła logowania użytkowników.
- Jasne! - Amerykanin jedynie udawał, że śledzi to co robi dziewczyna. - Wszystkie. Co powiesz by zacząć poznawać je przy kawie gdzieś na mieście?
Pokręciła przecząco głową. - Nieeee dzięki. Wolę piwo i dobrą dyskotekę. - Dziewczyna wyłączyła komputer. Wysunęła z niego świnkę i założyła jej główkę. Ponownie włączyła komputer, tym razem pozwalając mu na start Windowsa.
- To świetnie, bo ja też! - Wyszczerzył się. Choć sprawiał wrażenie, że gdyby Grażynka powiedziała, że woli herbatę przy dobrej książce, to zacząłby udowadniać, że uwielbia chodzić do biblioteki.
- Mamy trochę roboty teraz, ale może dasz mi swój numer? Umówilibyśmy się na poznawanie zalet, pokazałabyś mi miasto…
Tadam...tadam…
Usłyszeli charakterystyczną muzyczkę Windowsa, świadczącą o zalogowaniu się.
- Wielka szkoda… - uśmiechnęła się lekko do Cyrusa, wydawało się, że całkiem na luzie podchodzi do próby umówienia się z nią, a przynajmniej ani nie krępowało to jej, ani nie pałała do tego widocznym entuzjazmem - … ale mam swoisty talent do gubienia telefonów. - Odwróciła się zerkając w stronę Michała. - Gotowe. Nowe hasło to Lululula123 pisane z dużej litery. - Faktycznie komputer był włączony i zalogowany do Windowsa. Pulpit był nieco zaśmiecony różnymi plikami, zaś jego tło pochodziło najwyraźniej z czasopisma Playboy… Grażynka łyknęła sobie wody.
- To może mail? - Cyrus poczuł, że jest spławiany. Ale nie chciał odpuścić zbyt łatwo.
Michał wstał i poszedł do Lulu i komputera.
-Chyba musimy zająć się najpierw problemami. Czyż nie Cyrys?- Popatrzył na Amerykanina wzrokiem uspokajającym.
-Wiesz, ze siostry nie odpuszczę, ale potem się umówić na ka… na piwko. - Były Marines uśmiechnął się.
-Lulu. Eee. Widzę, że w małym palcu masz pracę z komputerem. Czy nie przeszkadza Tobie, że bez zgody właściciela przeglądasz kompa?- Mieczkowski zapytał wyczekując, że dziewczyna da do zrozumienia jemu czy można zagłębić się w problem infiltracji Freda i reszty bandy.
- Anna mówiła, że jesteście z zaufanego źródła. - Wzruszyła lekko ramionami. - Czego szukamy na tym kompie?
Michał popatrzył na Cyrysa. Westchnął i zaczął siadając obok dziewczyny.
-Właściciel tego kompa należy do pewnej grupy, która jest zamieszana w pewną sprawę związaną z Cyrysem.- Wskazał na Zapatrzonego w Lulu przyjaciela.
-Słyszę, że po angielsku możemy rozmawiać, gdyż Cyrysa ta sprawa najbardziej dotyczy.- Michał zaczął w angielskim.
-Chciałbym znaleźć jakiś namiar na mocodawców Freda, znaczy właściciela kompa.- Popatrzył na różowowłosą.
-Musimy się dowiedzieć gdzie trzymają pewną osobę. Niestety ostatnia próba zakończyła się fiaskiem i został nam tylko trop komputera.
Grażynka uniosła na moment brwi słysząc te nowości. Skierowała wzrok znów na Cyrysa, tym razem wyglądało to trochę jakby go… analizowała. W każdym razie, trwało to dość krótko.
Ale jemu to krótko wystarczyło. Amerykanin mrugnął do dziewczyny jej zainteresowanie odczytując jako być może zachętę do dalszych podchodów.
Grażynka przesunęła wzrokiem po monitorze - ikonkach zaśmiecających pulpit i pasek narzędzi. Na początek sprawdziła Chroma z którego najwyraźniej Fredzio korzystał. Przeklęła cicho widząc, że ustawił czyszczenie historii po każdej sesji. Komp wyglądało na to, że jest raczej pod gry i nic ciekawego na nim nie ma. Widocznie jak kolo siedział u babci to lubił popykać sobie w Skyrima. Sporo filmów, muzyki, głównie hip-hop. Sporo zdjęć. Grażynka zaczęła przeglądać zdjęcia.
Michał zobaczył przez ramię, że dziewczyna przegląda zdjęcia i przyszło mu do głowy, że ma FB Freda. Może Lulu uda się przez niego do maila dostać?
-Lulu. Fred ma FB. Poczekaj, dam namiary na niego. Oczywiście do podglądu dla znajomych, ale może?- Zwrócił się do Grażyny.
- Okej. Ale wolałabym najpierw sprawdzić na dobre kompa. Sam mówiłeś, że to Wasz jedyny trop póki co. Szukanie następnych polecam gdy ten na 100% będzie spalony. - Mrugnęła do Michała jednym okiem. - Mam jeszcze kilka pomysłów. - Nie wyglądała na taką, która bierze się do roboty i szybko traci optymizm gdy z początku nie wychodzi.
Wśród przeglądanych przez nią zdjęć mógł zauważyć wśród srogiego bałaganu w nich, kilka folderów “Tajlandia”, “Maroko”, “Turcja” i inne wyjazdy po świecie. Lulu pobieżnie sprawdzała czy foldery faktycznie zawierają zdjęcia Freda… Gdzieś tam mignął inny syf w stylu zdjęcia z trybun stadionu Legii, popijawy przy jakimś ognisku. Grażynka zwolniła przeglądanie ich by pokazać mordy ze zdjęć Michałowi.
Mieczkowski nachylił się nad kompem i przyglądał się fotkom. Może znajdzie dziewczynę Freda? Może kolegów po fachu? Niestety nic mu nie dało przeglądanie zdjęć. Nie znał jego znajomych i nie wiedział kogo szukać. Może jakieś miejsca? Z dziewczyną pod jej blokiem lub na balkonie z widokiem na coś charakterystycznego?
-Chyba nic ciekawego tu nie ma. Chyba ślepy trop ten komputer.- Lekko zrezygnowany Michał wyprostował się i chciał nalać coli.
-Napijesz się czegoś? Może zjesz coś?- Wstrzymał się przed nalaniem czarnego płynu do swojej szklanki.
Grażynka zaniechała przeglądania zdjęć. Było ich duuuużo, zapowiadało się na godziny przeglądania. Pokręciła przecząco głową i uniosła w odpowiedzi szklankę pełną wody. Upiła łyka. Nie odpowiadając Michałowi zaczęła sprawdzać inne przeglądarki. Mógł zauważyć jak wchodzi w historię Internet Explorer… aby odkryć, że została użyta tylko raz. Przykładnie, aby zainstalować Google Chrome.



Kolejne na celowniku Lulu znalazły się gry Freda a tym nazwy kont i e-maile użyte do ich utworzenia. Chwilę później miała już gotową listę.
Fred
Fredmaster
Kruger
Napierdalator
Wszystkie zarejestrowane z e-maila jesteukokseu276@o2.pl
Dziewczyna sięgnęła do swojego plecaka. Wyciągnęła z niego swojego laptopa - o dziwo, nie był różowy.
Michał nalał sobie coli i usiadł na oparciu narożnika by móc zaglądać w monitor. Cicho pił i patrzył co Lulu wyczynia na dwa komputery.
Włączyła swój komputer. Wybrała logowanie do systemu Linux. Przez chwilę widać było obrazek przedstawiający truskawkę. Dziewczyna wpisała hasło tak szybko, że trudno byłoby wychwycić chociaż jedną literkę. Różowy pulpit. Chwilę później odpalony jakiś program “PassCat” jak oznajmiał pasek nazwy. Wpisała w odpowiednie pole e-mail Freda a komputer zaczął pracować, w szalonym tempie ukazując zmieniające się napisy pod wpisanym e-mailem. W tym czasie Lulu przeniosła swoją uwagę znów na Fredowy komputer. Sprawdziła czy ten nie korzystał z programów pocztowych. Czy dysk nie posiada więcej partycji, w tym jakiś ukrytych. Zastukała palcami o klawiaturę, po czym włączyła wyszukiwanie plików z rozszerzeniem *.csv. Po otrzymaniu wyników gestem przywołała Michała.
- Spójrz. W pobranych ma coś co wygląda jak grafik do pracy. Jest w nim ujęty Fred - pokazała palcem w którym miejscu - oraz trzy inne osoby. Bajo, Kapiszon, Malczewski. Najwyraźniej z kilku miesięcy. Kilka razy to nadpisał, zamiast usunąć. - Mówiła cały czas po angielsku by jakże chwilowo spokojny towarzysz Michała mógł ich rozumieć.
Gospodarz przyjrzał się temu co pokazuje Lulu. Przyjrzał się datom przy nazwiskach, miejsc spotkań nie było.
-Grafik pracy jest. Ale jakieś miejsca? I kim jest ta trójka? Da się jakoś sprawdzić Lulu?- Michał lekko się pobudził i trochę poprawił mu się humor.
Dziewczyna wzruszyła ramionami. Bajo, Kapiszon, Malczewski mówiło jej tyle samo co “Lulu”. W zamyśleniu weszła w folder Pobrane i pobieżnie zerknęła co tam jest. Włączyła jeden z plików wideo przez chwilkę przyglądając się lecącemu porno. Nie wyłączając go, zerknęła na Michała.
- Jak ten Wasz Fred ma na imię i na nazwisko?
Polak zdębiał z lekka kiedy Lulu odpaliła pornosa na kompie Freda. Zerknęła na niego i zaczął się czerwienić. Po pytaniu opanował się.
-Krzysztof Stec.- Powiedział do Lulu.
Dziewczyna wyłączyła pornosa lecącego w tle. Zerkała co jest jeszcze w pobranych, tym samym włączając kilka dość interesujących “wiadomych” zdjęć. W końcu wyłączyła go, a zamiast niego oczom Michała ukazała się zawartość folderu Kosz. Grażynka przez chwilę przeglądała go, gdy wszyscy usłyszeli piknięcie dobiegające z jej laptopa. Odsunęła od siebie laptop Freda przybliżając swój własny.
- O. Mam hasło do e-maila.
Michał nie wiedział co powiedzieć, co robić gdy na kompie leciał film. Kiedy dziewczyna wyłączyła go odeszło z niego spięcie. Dźwięk z kompa Lulu zaskoczył lekko Polaka.
-Super. Może wreszcie coś będziemy mieli więcej.- Ucieszył się Michał.
Lulu wlazła na e-maila Freda. W pomieszczeniu zapadła cisza przerywana stukotem klawiszy i reklamami lecącymi we włączonym TV.
- Cholera. To spam konto. Nie ma tu nic ciekawego.
Odpaliła przeglądarkę włączając FB. Wpisała Krzysztof Stec. Widziała już tyle zdjęć Freda, że nawet nie pytała który to on. Sprawdziła czy e-mail na który założył swoje konto nie jest ukryty.
- Przydałby się chociaż numer telefonu… - mruknęła w tym czasie jakby sama do siebie.
Michał usłyszał mruknięcie Lulu i od razu wyjął telefon i wyszukał numer do Freda.
-Proszę.- Mieczkowski położył telefon na którego wyświetlaczu był telefon Steca.
Dziewczyna ze stoickim spokojem w oczach wpatrywała się przez moment w ekran telefonu Michała.
- Aha…
Oznajmiła elokwentnie. Po tym, odpaliła na swoim komputerze program który nazywał się kate_search_new_1.exe… wpisała w odpowiednie okienko numer telefonu, który najwyraźniej zdążyła już zapamiętać.
- Sprawdzenie jego kompa… pobieżnie, wynika że używał go głównie do gierek i przechowywania zdjęć z wakacji. Wątpię byśmy tu coś znaleźli. Mogłabym go przejrzeć od A do Z… ale to zajmie mi trochę czasu. W takim wypadku wolałabym go wziąć do siebie i poświęcać na to wole chwile… Macie jego imię, nazwisko, numer telefonu, jeszcze jakieś informacje dotyczące danych osobowych? - Stuknęła się lekko palcem w czoło. - A mam jeszcze kilka pomysłów… - urwała i już miała z nowym zapałem zacząć stukać coś na klawiaturze, ale przeniosła wzrok na Michała. Czekała grzecznie na odpowiedź.
-Jego babcia mieszka na Grochowskiej …. Poza tym nic nie wiemy o nim. Handluje dragami i ma powiązania.-Odparł Michał. Nagle pomyślał nad czymś.
-Komputer weź. Jeśli coś to da. Mam jeszcze jedną prośbę. Widzę, że wiesz co robisz. Czy jest jakiś sposób by ukryć w necie dane np. o mnie?.- Mieczkowski mówiąc to patrzył w Lulu przenikliwie oceniając czy jest jakaś szansa.
- Laptop Michał to niech u nas zostanie, ja bym te zdjęcia uważniej przejrzał - Cyrus był sceptyczny. - Zresztą to jedyne co mamy.
- Cyrys. Ok. Jeśli chcesz się przyjrzeć. Lulu mam też telefon ruska jednego co współpracuje z Fredem. Może by się udało namierzyć jakieś miejsce gdzie się logowały często? Może to być baza ich lub coś?- Przytaknął Cyrysowi i zapytał Lulu.
- Spoko, sprawdzę co się da. Najpierw niech przemieli jego tel. - Skinęła głową na swój komputer - Ostrzegam tylko, że mam innowatorskie, autorskie oprogramowanie. Nie miałam czasu go rozwinąć. - Niebieskie oczy dziewczyny zwróciły się teraz na Cyrysa. - Jak wolisz sam, to nawet lepiej. Nie będę traciła swojego czasu. Przy okazji możesz przejrzeć też dokładnie rejestr, zwróć uwagę na schowek systemowy, pliki tymczasowe, poznasz je po rozszerzeniach tmp i raporty log, ostatnio otwierane dokumenty i uruchomione programy chociaż to ostatnie spodziewam się co będzie, no ale… to po prostu czasochłonne. - Uniosła lekko brwi.
Cyrus przełknął ślinę.
- .tmp… jasna sprawa. - Zerknął na Michała desperacko prosząc o pomoc. - schowek systemowy sprawdzić: też wiadomo - pokiwał głową. Widać było, że zna się na tym nie gorzej od Michała. Ale i nie lepiej, co przeglądanie kompa na tak profesjonalnym poziomie stawiało poza zakresem możliwości byłego Marines.
-Cyrys. Ty podejmuj decyzję. Na mnie nie patrz. Ja się znam na kompie tak jak na hodowli bydła.- Zwrócił się do Cyrysa.
-Czyli na obecną chwilę z kompa nic nie wydobędziemy bez czasu? To może te telefony? Lub tuszowanie moich danych w necie? To drugie podejrzewam, że niebawem będzie niepotrzebne. A powiedz Lulu, czy da się namierzyć kogoś kto szuka danych o mnie na podstawie zdjęć?- Kontynuował już dalej do Różowowłosej.
- Sprawdzę jeszcze, czy na kompie nie ma plików lub folderów związanych z Bajo, Kapiszonem, Malczewskim. Inne sprawy to szukanie igły w stogu siana… w sensie, trzeba by wszystko powoli i dokładnie przejrzeć… zwłaszcza ostatnią aktywność na kompie. Telefony sprawdzimy. Wszystkie e-maile jakie znajdę aa… i znajomych na FB. - Mówiąc to włączyła zakładkę “znajomi” na FB Freda… szukając czy nie ma wśród nich wspomnianej trójki… co zakończyło się uznaniem, że Fred ma zabezpieczone nawet to, skubany
- Jakie dane o sobie chcesz ukryć? Od razu mówię, że z urzędem miasta czy skarbowym nie będzie większego problemu, ale jak chodzi o jakieś dane policyjne… - ze zwątpieniem pokręciła głową.
-Jakbyś miała moje zdjęcie tylko, to gdzie byś szukała? Ja notowany nie jestem. Jedynie w dokumentacji wojskowej i urzędy. Większość ostatniego czasu na misjach spędziłem. Chodzi mi o to żeby mi na chatę nie wparowali jak będę spał.- Michał mówił przejęty. Popił coli.
- To może zrobimy tak, że my poprzeglądamy te foty, może znajdziemy jakiś klucz, jakieś miejsca cokolwiek. A jak nie to Ty królewno wpadniesz do nas poszukać logów w schowkach? - zaproponował Amerykanin. Perspektywa częstszego widywania dziewczyny wyraźnie go korciła. - Albo nawet nie musiałabyś przyjeżdżać, mógłbym z laptopem nawet wpaść do ciebie…
- Jak wolisz… ale zapomnij o wpadaniu do mnie… - urwała zerkając na to co wyczynia jej komputer. Zmarszczyła czoło. - Najpierw poszłabym po najmniejszej linii oporu i poszukałabym w wyszukiwarce obrazów google. Dzięki temu czy masz jakieś konta społecznościowe, lub ktoś gdzieś Cie dodał… by znaleźć imię i nazwisko.
-FB mam. No tak. Po tym już mnie mają.- Zmartwił się Michał.
- To usuńmy z niego co się da. - Wzruszyła lekko ramionami.
-W sumie.- Michał wziął swój komputer i zaczął działać.
-Aaa. Dam Tobie ten telefon. Może z połączeniem Fredowego coś się uda.- Michał wstał i poszedł do pokoju obok i przyniósł aparat i listę z kontaktami.
-Proszę o to co mam po tym drugim. Niestety kartę zniszczyłem.-
Dziewczyna przejrzała dokładnie telefon w poszukiwaniu informacji jakie mógł zawierać. Sprawdziła czy ma włączonego GPSa i z jakim kontem e-mail jest powiązany. Chciała zaimportować kontakty...ale Michał mówił o zniszczonej karcie SIM. Sprawdziła dokładnie czy jakiś nie wkradł się w pamięć telefonu. W każdym razie, robiła to wszystko w milczeniu co jakiś czas zerkając na swój komputer, który wciąż wyświetlał nowe komunikaty… w między czasie na komputerze Freda uruchomiła wyszukiwanie plików i folderów zawierających słowa “Baj”, w osobnym okienku “Kapi” i kolejnym osobnym “Malcz”... widocznie nie chciała marnować czasu. Kobieca podzielność uwagi nie jednego zwaliłaby z nóg.
Michał pousuwał zdjęcia i powstawiał rysunki i zastrzegł dostęp dla przyjaciół. Skasował także dostęp do telefonu i maila.
W tym czasie Grażynka na chwilę straciła zainteresowanie telefonem i swoim komputerem gorączkowo przeglądając coś na komputerze Freda. Wyszukiwanie słowa “Baj” dało sporo efektów jako część słowa… ale w jednym przypadku wyniki pokrywały się ze słowami “Kapiszon” i “Malczy”. W folderze Europa Universalis 3… okazało się, że był to save gry. Fredzio najwyraźniej stworzył sobie liderów wojskowych z ksywami kumpli. Dziewczyna przeklęła cicho pod nosem.
Zerknęła na działania Michała z FB.
Mieczkowski zmienił co się dało w FB i szukał innych łatwo dostępnych informacji przez net o sobie. Znalazł NK. W liceum miał kiedyś ale od 10 lat nie używał. Zalogował się by skasować całkowicie konto.
Przerwała sprawdzanie numeru telefonu Freda. Przełączyła programy wracając do poprzedniego który używała. Wpisała w odpowiednie okienko adres e-mail Vitalij Koniev, kalashnikov347@mail.ru - właściciela telefonu który dostała do ręki.
- Na telefonie nie ma kontaktów. Wszystkie były na SIM. Mam e-maila. Sprawdzę go. Z tymi telefonami nie pójdzie tak szybko… chyba muszę zostawić włączonego kompa na noc, tak byłoby najlepiej. Idę zapalić. - Zaczęła wstawać.
Michał poderwał się i ustąpił z drogi dziewczynie. Podszedł do balkonu i otworzył je poczym przymknął za nią.
-Cyrys. Ja chcę by pracowała jak najwydajniej. A nie umizgiwała się z Tobą. Z reszta słyszałeś, że całą noc może jej to zabrać. Niech weźmie kompa itd. Zresztą może weźmie go za robotę. Chyba, że masz większą kasę.- Wracając do kompa zwrócił się do Amerykanina.
-Michał, ale ta laska mi się podoba i ucieka mi przez to powód do spotkań.- Odparł poirytowany Cyrys. - A jak komputer w nocy jej będzie mielił, to będzie raczej wolna...
-Chcesz odzyskać siostrę czy uganiać się za Lulu i jej przeszkadzać?-
-Wiesz dobrze czego chcę, ale to by mnie rozluźniło.- Powiedział siadając ciężko.
-Chcę by została naszym Hakerem i oczami internetowymi i chce jej ułatwić to i nie narażać zbytnio, że odmówi. Jak się będziesz jej naprzykrzał stwierdzi, że za wiele zachodu i pożegna się. Uważam, że jest nam jej pomoc bardzo, ale to bardzo potrzebna. My potrafimy strzelać i zabijać. Szpiegować, znajdywać dane to nie nasz działka. Chyba, że Ty się na tym znasz czego ja nie wiem.-
-Ok. Niech będzie. Ale i tak nie odpuszczę. Może po całej sprawie się uda. Ona naprawdę mi wpadła w oko.- Zakończył Cyrys rozmowę w chwili wejścia Lulu z balkonu.
Wchodząc na powrót do mieszkania z balkonu, Lulu spojrzała najpierw na Cyrysa, później na Michała… bez słowa usiadła znów na swoim miejscu, a właściwie rozsiadła się zupełnie na luzie. Przysunęła do siebie swój komputer zerkając jak pracuje nad złamaniem hasła do e-meila Vitalija. Zastukała palcami o klawiaturę. Odsunęła go kawałek dalej i przysunęła Fredowy komputer. Zaczęła przeglądać dziennik zdarzeń… raczej od niechcenia, w oczekiwaniu aż jej komp skończy pracę.
Mieczkowski usiadło obok Lulu i dopił swój napój.
-Ustaliłem, że jeśli byś mogła i chciała, to zależało by mi na współpracy z Tobą. Chodzi o pomoc w namierzeniu tych gości. Co Ty na to Lulu?-
- Spoko, z chęcią pobawię się w poszukanie ich. Tylko sam wiesz, to wymaga trochę czasu mam dobrego kompa, ale tylko jednego i czasami wolno myśli. - Uśmiechnęła się lekko. - Sprawdzę jeszcze tego e-maila. Telefony za długo będą się mielić. Zrobię to już u siebie, okej? Jego i tego Vitalija. Porównam. Mogę jeszcze dokładnie przeszukać tego kompa i sprawdzić go w urzędach po nazwisku, albo tą jego….eee babcię? Masz jeszcze coś o czym nie wiem, a może się przydać? - Urwała na krótką chwilę, na tyle krótką by żaden z mężczyzn nie miał szansy się odezwać.
- Pozostaje jeszcze kwestia mojego wynagrodzenia. Sorka, ale mam swoje potrzeby… a to wszystko sami wiecie, nie jest do końca legalne, no nie?
-Co byś powiedziała na komputer Freda? Miała byś już dwa do pracy a on raczej z tych lepszych?- Zasugerował Michał.
Uniosła lekko brwi próbując zachować kamienną twarz, ale w oczach coś lekko błysnęło. Ujęła komputer w dłonie i obejrzała, szczególną uwagę poświęcając modelowi.
- To dobry komp. Nawet lepszy niż mój. Może być.
-Cieszę się, że zgadzasz się. Pomyślałem, że sam komp jak kupował to może na dziewczynę lub firmę itd. Jakiś trop? A i chyba mamy do czynienia z Ruską Mafią jak się nie mylę.-
Michał popatrzył na Lulu potem na Cyrysa.
-Nie chcę byś się narażała, ale pomoc każdą potrzebujemy.- Michał wyczekiwał reakcji Lulu.
- O…- Zaczęła coś mówić, w tym momencie jej komputer wydał charakterystyczne pik, pik. - O, jest. Mam hasło do e-maila tego Ruska. - Przysunęła bliżej swój komputer. Po chwili cała trójka oglądać mogła zawartość poczty Vitalija pisaną w całości… po rosyjsku. Grażynka uruchomiła tłumacza stron google.
- Sprawdzę co będę mogła. A zdjęcia jak chcecie wrzucę na flickr, będziecie mogli sami poprzeglądać też może wychwycicie coś czego ja nie wychwycę. Macie zdjęcie siostry?
-Cyrys ma na sto procent. - Michał spojrzał na Amerykanina.
Cyrys wyjął portfel i podał Lulu zdjęcie jego siostry.
Grażynka najpierw się przyjrzała, później cyknęła swoim telefonem fotkę zdjęcia siostry Cyrysa. Oddała mu. Amerykanin schował zdjęcie z powrotem do portfela.
-To jak Lulu? Pomożesz nam namierzyć tym ludzi?- Wtrącił się Michał, jeszcze raz się upewniając.
Przeniosła wzrok z komputera na Michała.
- Mówiłam już, że tak. - Uśmiechnęła się lekko do niego. - Nie zmieniłam zdania w przeciągu minuty. Co prawda możesz mieć tylko moje słowo, że sprawdzę wszystko co jestem w stanie sprawdzić… - rozłożyła lekko ręce - … ale nic innego póki co nie mogę Ci dać.- Wskazała gestem głowy komputer z otworzonym e-mailem. Jakby chciała zwrócić uwagę Michała na to co ma przed sobą.
Michał popatrzył w monitor, który wskazała Lulu.
-Cieszę się. Możesz liczyć na dług wdzięczności z mojej strony poza tym.
- Tłumacz sobie z tym kiepsko radzi. -
Lulu pokazała Michałowi list do brata z zapytaniem o stan zdrowia ojca oraz odpowiedź w odebranych informującą o tym, że lepiej. Inne e-maile wyglądały na bzdury na tyle na ile udało je się odszyfrować. Dziewczyna sprawdziła jeszcze książkę adresową i e-maile z których przychodziły i na które wychodziły wiadomości, szukając jakiś PL… ale nic z tego. Znalazła około dwudziestu rosyjskich i nic po za tym.
- No dobra… słuchajcie, ja będę powoli spadać. Nic tu po mnie. Na chacie uruchomię sprawdzanie na dwa kompy. Dam znać jak będę miała cokolwiek. Daj mi e-maila swojego to wyślę Ci dane do flickr’a.
Michał popatrzył na Cyrysa po czym na kartce z kontaktami napisał swój mail.
-Może podwieźć Ciebie gdzieś?- Zapytał Mieczkowski wręczając kartkę dziewczynie.
Grażynka zabrała kartkę i umieściła ją w kieszeni jeansów.
- Dziękuję. - Odpowiedziała wpatrując się w Michała z szerokim serdecznym uśmiechem. W oczach miała lekkie rozbawienie. Na Cyrysa nie spojrzała… - Na prawdę to miło z Twojej strony, że to proponujesz, ale tak się składa, że przyjechałam swoim motorem. Masz jeszcze jedną kartkę? Napiszę CI kontakt do mnie. - I znów obdarzyła go ładnym uśmiechem.
-Zapiszę od razu w telefonie.- Michał wyjął Nokie i wpisał podany mail w książce swojej poczty. Lulu spakowała obydwa kompy zerkając kątem oka na reakcję Cyrysa. Chwilę później była gotowa do wyjścia
-No to do usłyszenia. Mam nadzieję, że nasze drogi spotkają się w spokojniejszych chwilach.- Michał odwzajemnił uśmiech i odprowadził do drzwi różowowłosą.
- Do zobaczyska. - Pomachała do jednego i drugiego i tyle jej było.

Post stworzony przez Hakon&Wila&Leoncoeur.

Hakon 20-02-2016 23:10

Mieszkanie Michała. Ul. Dobra. Powiśle. Południe.

Kiedy Lulu wyszła, Michał zamknął drzwi na zasuwę. Wrócił do pokoju gdzie siedział rozanielony Cyrus. Wyszedł na balkon by posprzątać kiepy po dziewczynie. Wyjżał przez balkon szukając różowowłosej i jej motocykla. Zatrzymała motor pod samą klatką. Chwilę czekał i zobaczył jak Lulu wychodzi z klatki zakłada kask i wsiada na motor. Chwilę później już skręcała z Dobrej w Tamkę w kierunku mostu Świętokrzyskiemu. Zabrał śmiecie i wywalił z popielniczki wszystko do kibla i spuścił wodę. Kiedy wrócił Amerykanin nadal był w obłokach. Michał usiadł przed swoim kompem i dalej porządkował dane i ukrywał co się dało na necie.

Po mniej więcej godzinie chyba wprowadził większość środków ostrożności sugerowanych mu przez hakerkę. Cyrusa nosiło strasznie i nie wiedział co ze sobą zrobić.
Na szczęście urocza różowowłosa dość szybko uporała się z uploadem zdjęć, Michał odebrał maila

Cytat:

Od Lulu [E-mail]
Temat: Focie
Treść: Na tej stronie: https://www.flickr.com/
Login: ciagnijfreda
Hasło: Lululula123
Gdy wszedł na tę stronę i zalogował się zobaczył zdjęcia z laptopa Krzysztofa Steca, choć bajzel w nich był wciąż ten sam… Co najciekawsze - przybywało ich. Widocznie różowowłosa uploadowała je aktualnie. Mogło to potrwać, bo było ich przecież naprawdę sporo. Ale można było przeglądać już te jakie Lulu zdążyła zamieszczać w serwisie. Z każdą minutą coraz więcej. Michał zawołał Cyrysa i usiedli obaj przed kompem i zaczęli przeglądać zdjęcia. Szukali Freda z dziewczyną, która mogła być partnerką jego. Szukali także jakiś miejsc i ludzi, którzy mogli wskazywać, że to ruskie/mafia lub miejsce spotkań takowych.
Zaczęli od najnowszych. Zdjęcia ze stadionu Legii na pierwszy plan przeglądania poszły. Michał nie był fanem piłkarskich rozgrywek, a przynajmniej na etapie ligowym. Jeśli już coś oglądał to rozgrywki kadry narodowej i mecze finałów Europy czy Świata. Rozpoznał, że trybuny to “żyleta”, Gdzie najwięcej popaprańców siadywało. Ludzie z którymi przebywał raczej ci sami, ale nie wybijający się poza innych bywalców “Żylety”. Michał po każdym zdjęciu katalogował w odpowiednio stworzonym na bieżąco folderze. Michał liczył, że szybciej coś da się znaleźć, ale nie było łatwo. W końcu ku uldze Cyrusa tymczasowo załączyły się zdjęcia ze stadionu. Trafili wreszcie ku uciesze Amerykanina na szereg zdjęć Fredowej laski. Nie trzeba było specjalnie znać się na ludziach by stwierdzić, że blachara do potęgi.
-Ale bym z taką szmatą potańczył- Urwało się Cyrusowi.
-Proszę. Jak chcesz ja pójdę się odlać więc masz chwilkę.-Odpowiedział uszczypliwie Michał i się wrednie uśmiechnął.
-Nie dzięki.- Zniesmaczony żartem kolegi Cyrus prychnął.
Oglądając zdjęcia dalej uznali, że nic konkretnego nie ustalą po nich. Jedynie, że sporo zdjęć było w jakimś pubie, który się przewijał dość często.
-No w mordę. Ile jeszcze tego gówna!- Warknął Amerykanin widząc znowu zdjęcia z Warszawskiej Legii.
-Ty to oglądaj. Jak będziesz miał następne zawołaj.- Cyrus wyszedł do kibla.
Michał odprowadził go wzrokiem po czym wrócił do zdjęć. Na tych Też nic ciekawego. Tylko Kolesie z szalikami, flary itp. Kiedy byli znowu we dwóch przy kompie zabrali się za następną partię zdjęć. Tu wraz z blokersami podobnymi co widział pod blokiem na Grochowskiej i późnej idących po niego na Chłopickiego, odpalali piwka i dobrze się bawili w jakimś parku. Zdjęcia były z różnych pór roku jak się okazało po paru godzinach, ale miejsce zazwyczaj degustacji pozostawało nie zmienne. Były też inne zdjęcia, ale w końcu jedne zwróciły Michała uwagę. Wszystkie z 11 listopada, ale z różnym rocznikiem. Marsze Niepodległościowe. Widać było, że był stałym uczestnikiem tychże marszy. Zazwyczaj selfie robił w szaliku czy w komine.
-Który dziś?- Rzucił nagle Michał i nie czekając na odpowiedź sprawdził datę na kompie.
-10 Listopada dziś mamy.- Wyprostował się i zwrócił do Cyrusa.
-No i co z tego?- Skrzywił się.
-Jutro jest Marsz. Fred nie odpuści go. Będzie na nim. Można to wykorzystać.- Popatrzył wyczekująco w Cyrusa.
-Niby jak? Chcesz go dorwać jak będzie obstawiony setkami jemu podobnych?-
-Dlatego trzeba coś wymyślić. Sprawdzę którędy będzie przebiegał ten marsz.- Michał zabrał się za szukanie po necie informacji o marszu.
-Idź zrób coś do żarcia i usiądziemy obmyślimy plan.- Powiedział do towarzysz. Ten wstał z niechceniem i poszedł do kuchni. Mieczkowski w googlach znalazł plan na tegoroczny marsz. W google maps przejrzał całą trasę szukając miejsc gdzie można by było się zasadzić. Ale to nie jedna osoba ale dziesiątki tysięcy maszerujących. Co wymyślić.
Po chwili wszedł z dwoma talerzami ze spaghetti Cyrus.
Obydwaj usiedli i zjedli w milczeniu. Polak cały czas analizował co się dowiedział. Kiedy zjedli przyjrzeli się planom i danym o marszu. Michał musiał tłumaczyć na bieżąco koledze na angielski.
- Czyli mamy pub, który nie wiemy gdzie jest. Park, który nie wiemy gdzie jest. Jakąś blacharę, co nie wiemy gdzie mieszka. Trybunę na meczach gdzie przychodzi po 5 tysięcy ludzi i jakis wasz marszyk, gdzie rok w rok lata kilkadziesiąt tysięcy. FUUUCK! - Cyrus dał wyraz frustracji.
-Ten marszyk to marsz niepodległości. Trochę szacunku dla mnie i mojego kraju. Ja o Amerykańskim dniu niepodległości źle się nie wyrażam.- Skarcił Cyrusa słowem.
-Marsz jest jutro. Podczas niego łatwo między nimi będzie się ukryć. No przynajmniej mni,e bo polsku gadam. Kominiarka itd. Jak go namierzyć? Może Lulu pomoże określić położenie telefonu jego lub coś. Nie wiem. Jego w kominiarce raczej nie rozpoznam.- Zamyślił się Polak.
-Park i wysoki budynek na Grochowie musi zapewne być. A wysoki budynek jakoś znajdziemy jeśli tym tropem pójdziemy. W sumie może tam się spotkać z kompanami przed marszem. I będzie ich mniej.- Rozmyślał Michał.
-Chyba poszukajmy parków jakie na Pradze są.- Zakończył rozmyślania Michał i przygotował sobie czarny napój gazowany sprowadzony z US. Usiadł przed kompem i w googlach wpisał “park praga południe”. Wyskoczyło nawet sporo miejsc. Pierwszy na liście był Park Skaryszewski. Zaczął przeglądać przez google maps ale stwierdził, że za wielki więc trzeba chyba osobiście się przejść po nim. Zresztą Fredzio mógł balować właśnie z kolegami więc może się uda dziś go złapać. Spisał w pamięć mapy kilka innych parków jak Armii Krajowej czy Polińskiego.
-Chcesz iść na spacer?- Rzucił do krzątającego się Amerykanina.
-Przeszukalibyśmy praskie parki i ustalili, który to z nich.-
-No z chęcią się przejdę. Już mam dość siedzenia w chacie.-

-Ok. To zbieraj się.- Michał wyłączył kompa sprawdził czy aby Cyrus gaz zakręcił i przyszykował się do drogi. Założył szelki z kaburami na VIST-a i Nóż. Na to założył Granatową bluzę z kapturem a na to kurtkę skórzaną, bojówki oraz trepy. Był gotowy jak i Cyrus. Kiedy wychodzili wziął jeszcze torbę wojskową by kałacha schować jakby trzeba było go przenieść. Po tych przygotowaniach zamknął drzwi na Gerde i ruszyli windą na parter i do Astry. Ruszyli przez most Świętokrzyski.

Park Skaryszewski. Praga Południe. Ul. Lubelska. Popołudnie.

Przejechali obok Stadiony Narodowego i wjechali w Grochowską skręcając za Wedlem w prawo w Lubelską. O tej porze dnia jeszcze sporo było miejsca na zaparkowanie auta. Wyszli i ruszyli ku parkowi. Teren, który mieli obejść był znaczny i czasochłonny do przejścia. Obeszli jeziorko idąc aleją Wedla oglądając bloki po lewej. Mijali ludzi z psami, parki zakochanych, czy jogingujących amatorów. Kiedy doszli do Międzynarodowej, która przedzielała park na dwie części rozdzielili się.
-Ja obejdę tą cześć idąc Międzynarodową do Waszyngtona a Ty Cyrus idź do Kinowej i obejdź park tamtędy. Spotkamy się tu. Chyba, że któryś coś wypatrzy.- Michał zwrócił się do przyjaciela. Amerykanin tylko kiwnął głową i ruszył dalej.
Michał rozejrzał się po okolicy. Nic nie zauważył godnego uwagi tylko budynki klubu “Drukarza”. Ruszył Międzynarodową. Tu nie było co szukać budynków więc się skupił na mijanych ludziach. *Może Blachare lub Freda rozpoznam* Pomyślał. Szedł spokojnym krokiem już po kilku metrach zaciągnął kaptur przezornie i zarazem dla ciepła. Widział ja kręcą się młode chłopaczki idące na trening na “Drukarza” w koszulkach swoich idoli jak Messi, Lewandowski czy Neymar. Kiedy przechodził koło zaparkowanych aut przyglądał się im czy aby wśród nich nie ma BMW, którym zwiał Fred. Doszedł do Waszyngtona i rozejrzawszy się skręcił w prawo. Szedł wzdłuż torów tramwajowych. Niestety ni budynki ni to ludzie nie pasowali do poszukiwanych. Przy Saskiej zauważył grupkę blokersów więc zwolnił tempa by z nimi nie skrzyżować drogi. Przyglądał się dyskretnie nim, ale okazali się za młodzi. Nie rozpoznał wśród nich nikogo. *Może pośledzić ich?*pomyślał, ale zdał sobie sprawę, że nie wszyscy są od Freda i poszedł w dalszą drogę. Kiedy doszedł do ronda zadzwonił do Cyrusa.
-No co tam? Masz coś?- Spytał jak tylko usłyszał głos kumpla.
-Nie nic. Ale właśnie dochodzę do jakiś ogródków więc na tej ulicy z tramwajami nic nie ma.- Odparł Amerykanin.
-Dobra. U mnie też lipa. Stadion po jednej a po drugiej park. Spotykamy się przy aucie.-
-OK.-
Rozłączyli się.
Mieczkowski ruszył ku Lubelskiej idąc przez park. Rozglądał się za blokersami i laskami na spacerze. Nagle zauważył siedzącą dziewczynę zamyśloną nad czymś.


*Może podejść?* pomyślał. Dziewczyna była ładna i z miłą aparycją, już chciał podejść i zagaić rozmową gdy przypomniał sobie po co tu właściwie jest. Westchną i ruszył dalej. Mijał ludzi z psami i rodziny z dziećmi. Kiedy doszedł do końca parku zobaczył idącego Cyrusa w oddali. Poczekał i ruszyli do wozu.

Park Obwodu Praga Armii Krajowej. Ul. Podskarbińska. Popołudnie.

Kiedy dojechali do następnego parku zaparkowali na Podskarbińskiej. Wyszli i przechodząc przez bramę szli według wskazówek zegara. Ten park był o niebo mniejszy i ludzi oraz miejsc znacznie mniej. Tu głównie psiarze ze swoimi pupilami się kręcili. Rozglądali się wokół za budynkiem ze zdjęcia. Niestety i w tym parku nie było im dane znaleźć celu poszukiwań więc udali się z powrotem do Opla.

Park J. Polińskiego. Ul. Szaserów. Popołudnie.

-Następny jest park przy szpitalu wojskowym- oznajmił Michał skręcając w Dwernickiego.
-Na szczęście on też mały więc szybko pójdzie.- Zwrócił się do pasażera.
-Mam nadzieję, że ten bo już mi się z tą łapą nie chce łazić.- Cyrus się poskarżył.
Michał tylko uśmiechnął się pod nosem. W Iraku marines potrafił iść w ciężkim słońcu po pustyni, tutaj w listopadowej aurze 3 park już był na nie. No ale ręka faktycznie mogła go rwać. Mieczkowski sam czuł bóle głowy i pulsowanie pod opatrunkiem na skroni, a lekkie draśnięcia w udo i ramię też sytuację kreowały jako daleką od komfortu.
Z Dwernickiego skręcił w Wiatraczną, odruchowo, za przystankiem na Szaserów stał radiowóz, jeden gliniarz spisywał jakiegoś pechowca co ciął na przejściu podczas “czerwonego sygnału świetlnego” jak miało się znaleźć na mandacie. Drugi w wozie ze znudzoną miną rozglądał się po okolicy. Michał wolał dmuchać na zimne.
Pod park zajechali od Prochowej, przy kościele było sporo miejsca by zaparkować.
Wyszli z auta rozglądając się po okolicy, szarówka powoli przechodziła w początek zmroku, a w parku nie było dużo ludzi.

Ruszyli asfaltową ścieżką przecinającą zieleniec ‘na skos’ dochodząc prawie do skrzyżowania Szaserów i Garwolińskiej, ale wciąż nie widzieli nic co określałoby Park im. Polińskiego jako ten ze zdjęć z laptopa Freda, przeszli w inną alejkę wzdłuż orlika składającego się z boisk do ‘nogi’ i do ‘kosza’. Mimo początku listopada oba były zajęte, dzieciaki i młodzież są niezmordowane gdy dać im możliwości, a tu sztuczne oświetlenie i w miarę nowiutkie zaplecze do gier takie możliwości dawało. Szli jeszcze jakiś czas, gdy Michał zauważył pierwszy.
Spomiędzy drzew wyłoniła się majestatyczna i wielka (choć nie bardzo wysoka) sylwetka Szpitala Wojskowego, po drugiej stronie szaserów. Jeśli to nie był ten budynek jaki majaczył w tle zdjęć z piwnych, parkowych party blokersów na zdjęciach, to Michał był skłonny zjeść własne ucho.
-Chyba znaleźliśmy właściwy park.- Rzucił do Cyrusa.
-Teraz tylko musimy liczyć na łut szczęścia, że się pojawi Fred przed marszem.- Dodał po chwili. Amerykanin potwierdził kiwnięciem głowy.
-No i musimy być na baczność. Fred mówił, że mają moje foto więc lepiej twarzą w twarz nie stanąć z blokersami zbyt wcześnie.- Mówiąc to rozejrzał się za omawianymi typami.

Pogoda była bardzo ładna, choć było trochę chłodno. Dawało to jednak pewne szanse, że Fred może wyskoczy dziś na piwko z kumplami. Ale jak duże? Łut szczęścia mógł nie wystarczyć. A nawet gdyby sukinsyn wybrał się tu z kilkoma ‘mordeczkami’, to nie można było przewidzieć czy za godzinę czy za osiem godzin.
-Jak myślisz. A gdyby go zgarnąć jak będzie szedł tu na spotkanie? Jego chata jest na końcu tej ulicy.- Wskazał Garwolińską. -Wsadzilibyśmy go do wozu i wywieźli.-
-Jeśli nie boisz się, że spalisz tym swój samochód to czemu nie? Tu ludzie są a po rejestracji o ile jej nie zmienisz namierzą Ciebie.- Odparł pochmurnie towarzysz Michała.
-To zaparkujmy tu.- Wskazał dogodne miejsce do obserwacji. -Poobserwujemy i jak się pojawi zadziałamy. Co jakiś czas zrobimy spacer czy aby nie przyszli z innej strony. Może się uda.- Podsumował Mieczkowski i ruszył ku Astrze.
Czas mijał ale nic się nie działo, młodzież pokrzykiwała w czasie gry w piłkę, gdzieniegdzie przemykały pojedyncze sylwetki. To ktoś skracał sobie drogę przez park, to znów ktoś wyprowadzał psa. Ogródek dla dzieci z huśtawkami był pusty już o tej porze.
Sterczeli tak godzinę, dwie… w końcu wychwycili jak dwóch typków w bluzach z kapturami chyba (ciężko było stwierdzić po ciemku) odpala piwo na ławce.
-Widzisz tych gości na ławeczce?- Zwrócił się do kolegi.
-Trzeba sprawdzić czy to nie nasz Fred. Ty idź sprawdź a ja przypilnuję czy aby nikt się nie dołącza do nich. Ustawmy telefony na wibrację. Jak coś będzie nie tak puszczajmy znaka. By odstąpić.- Cyrus pokiwał głową i ustawili tylko wibracje w telefonach po czym wyszli. Cyrus ku ławeczce ale tak by nie wzbudzić niepokoju a Michał w kapturze stanął w ukrytym miejscu przy drzewie tak by móc obserwować okolice.
Amerykanin przeszedł się dla niepoznaki udając, że gada przez komórkę i po minięciu dwóch typków zawracając. Mówił coś podniesionym głosem. Wyglądało to dość naturalnie jakby szedł i po drodze dowiedział się od rozmówcy, że spotkanie odwołane? Zobaczą się w innym miejscu? Dwaj blokersi spojrzeli na niego ale chyba nie wzbudził w nich czujności, raczej zaciekawienie, wszak obcokrajowiec.
- Nie rozpoznałem w żadnym Freda. Ciemno trochę, kaptury na łbach, ale wątpię. Prawie pewny jestem, że żaden z nich to ta menda.
-Eh.- Westchnął do słuchawki Michał.
-Może jak oni są to i Fred niebawem przyjdzie.- Pomyślał na głos Mieczkowski. Rozejrzał się po okolicy czy może ktoś nie nadchodzi i udał się do wozu by dalej obserwować.
Czas mijał, do dwóch siedzących dołączyli dwaj kolejni. Szli od strony wiatracznej i mijali samochód Michała, który odruchowo przypatrzył się im. Wydawało mu się, że jeden z nich był wczoraj… na Olszynce.
-Ptaszyny się zbierają.- Michał powiedział po odejściu na bezpieczną odległość.
-Jednego widziałem na Olszynce wczoraj.- Zasępił się Michał.
-Zaczyna być tłoczno. Chyba zaryzykuję i wyjdę na przeciw Freda.- Stwierdził.
-Jak dam znać podjedź po nas i wywieziemy go z dala od tych blokersów.- Powiedziawszy to Mieczkowski wyszedł z auta i ruszył z kapturem na głowie Garwolińską ku Grochowskiej. Przygotował wcześniej VIST-a w kieszeni. Idąc starał się wybierać tak drogę by móc skręcić w lewo bądź w prawo.

Doszedł do skrzyżowania z Kobielską przypatrując się przechodniom, jednak Freda nie zobaczył. Zaczął wędrować w okolicy Kobielskiej i Garwolińskiej. *Nie ma nawet pieprzonego miejsca gdzie się przyczaić* powoli wściekał się Polak. Michał wrócił do auta i postanowił.
-Cyrus. Muszę rejestracje jakieś założyć inne. Ty tu pilnuj i daj znać jak coś ja idę zdobyć jakieś.-Amerykanin przytaknął a Michał ruszył na poszukiwania. Szukał ciemnego miejsca gdzie stał jakiś samochód by mieć możliwość zdjęcia jego blach. Jednak nie znalazł takiego. Samochody stały przy ulicach, wokół kręcili się wciąż jacyś przechodnie.
*Qrwa* Przeklął pod nosem, chociaż to była rzadkość kiedy używał takiego słownictwa.
Wrócił do Astry i dowiedziawszy się, że nikt do zgromadzenia biesiadników nie doszedł do auta usiadł i czekał dalej na Freda. Był już mocno wkurzony.
Siedzieli tak dostając już grubego pierdolca, w międzyczasie Cyrus wyszedł się przejść w kierunku kościoła z dala od wzroku “chłopaków z Grochowa” rezydujących przy ławeczce. Nie chciał drugi raz wchodzić im w oczy, bo to mogłoby już wydać się im dziwne. Wrócił po jakimś czasie z paczką chipsów, dzięki którym zajmował czymś ręce. Obaj na Bliskim Wschodzie czasem czekali po parę godzin w zasadzkach, lub po prostu długo obserwowali teren - wszak pójść gdzieś tam bez rozpoznania było proszeniem się o kulkę ze strony irackich rebeliantów. Chyba tylko dlatego wytrzymywali piekielne męki bezczynności. Ale byli zdeterminowani. Całkiem ładna pogodna, wieczór, następnego dnia ta banda w szalikach pół zakrywających im twarze miała pewnie maszerować z racami i achtungami w rekach. Michał nie wyobrażał sobie lepszego czasu na obgadanie jutrzejszego dnia w pochodzie kilkudziesięciu tysięcy ludzi. Oczywiście gdyby był na miejscu Freda. I oczywiście jeżeli Fred nie siedział akurat ze znajomkami w pubie. Drugim z tropów-miejsc gdzie sukinsyn dość często rezydował.
W końcu Cyrus coś wskazał, Jakby nie był pewny. Do czwórki typków doszedł ktoś nowy ale z tej odległości i przy tym oświetleniu nie dało się wypatrzeć twarzy by uznać czy to Fred, czy nie.
-Trzeba gościa sprawdzić. Ty już spalony a ja tym bardziej.- Podsumował Michał.
-Mam pomysł. Zadzwonię do niego a Ty patrz czy ten nowy odbiera telefon.-
Mieczkowski wyjął komórkę, zastrzegł swój nr. i kucnął w aucie by nie było go widać ze świecącym aparatem przy gębie. Zadzwonił.
-Jak to on daj znać a się rozłączę.- Dodał w chwili połączenia.
- Halo? - odebrał znajomy głos. Cyrus kiwnął głową, “nowy” uniósł komórkę do ucha.
Mieczkowski rozłączył się momentalnie.
-No to chyba mamy Freda.- Wyprostował się chowając telefon do kieszeni.
-Masz pomysł jakiś jak go ściągnąć? Czy na pałę na nich czy czekamy aż się rozdzielą?- Zapytał Cyrusa. Amerykanin miał nietęgą minę. Widać, że planowanie nie było jego mocną stroną, nie wspominając o kreatywności.
- Nie mam pojęcia. Ale jak na pałę to nie wiem jak z bronią. - Amerykanin zerknął po okolicy. Ludzi w parku wciąż nie było przesadnie mało, wciąż kilka osób kręciło się w zasięgu wzroku. Młodzież wciąż okupowała orlika, choć raczej już niedobitki, jakie zmieniły poprzedników zmęczonych już kopaniem w gałę. Dookoła parku budynki. Mógł (choć nie musiał) być tu gdzieś monitoring.
Do tego ten teren był zapewne częściej w zasięgu radiowozów, a naprzeciwko parku… szpital wojskowy.
Cyrus miał chyba rację. Mordobicia po tej stronie Wisły odchodziły podobno (wedle standardowej wiedzy Michała-Warszawiaka o Pradze) całkiem często, ale machanie bronią lub co gorsza strzały?
-Poczekamy aż się rozejdą. Może będzie też ich mniej. Podjedziemy do niego i grożąc bronią każemy wsiąść. A jak będzie z kumplami no to na bieżąco co wymyślimy.- Posumował Michał. Niestety znowu musieli czekać i tracić czas. Ale już spokojniejsi. Cel był widoczny.
Czekali już mniej zdenerwowani, wszak gnojek był przed ich oczyma.
Po jakimś czasie faktycznie rozdzielili się. Dwóch typków ruszyło w kierunku kościoła i przejścia na Kobielską, a dwóch z Fredem w kierunku Garwolińskiej.
-No to się zaczyna. Poczekamy aż się rozdzielą te dwie grupki i jedziemy za Fredem. Michał uważał czy aby do domu babci się nie udaje. Michał ruszył z buta śledząc Freda a Cyrus wykręcał samochód. Kiedy wyszli z parku Fred z kumplami władowali się do zaparkowanego tam auta. Michał poczekał, aż Amerykanin podjedzie i wsiadł do Astry.
-Jedziemy za nimi.- Wskazał na samochód do którego uprzednio władowała się trójca.
- Ok - Cyrus nie dawał sobie tego dwa razy powtarzać.

Jechali za błękitnym Lanosem wyjeżdżającym w kierunku Grochowskiej. Cyrus musiał zrobić szybką zawijkę by nie zgubić samochodu z Fredem na pokładzie, bo skręcając z Kobielskiej w Garwolińską klasycznie minął się z Lanosem. Ale musiał przecież zabrać Michała podążającego ku niemu od strony parku. Wyjechali w Grochowską widząc ścigany samochód głęboko z przodu i puścili się za nim ku rondu na Wiatracznej, wkrótce pędzili za celem Aleją Stanów Zjednoczonych i Trasą Łazienkowską. O tej porze korki były raczej w drugą stronę, od centrum w kierunku Pragi, więc ruch nie był dla nich problemem. Minęli most, Torwar i zobaczyli jak Lanos przystaje na przystanku autobusowym “Plac na Rozdrożu”. Fred z jednym kumplem wysiedli kierując się schodami na górę, na wysokość alei Ujazdowskich, a samochód popruł dalej ku Polu Mokotowskiemu.
-Zatrzymaj się na przystanku. Wysiądę i dam przez komórkę znać gdzie jestem.- Powiedział Mieczkowski do kierowcy. Cyrus zatrzymał się z wolna na przystanku tak by Fred zdążył już przejść jakąś odległość.
Michał wysiadł założył kaptur i udał się za dwójką śledzonych. Będąc już na wiadukcie zobaczył jak Fred z kumplem przez pasy kierują się w kierunku al. Szucha. Tam zeszli w dół po schodach. Mieczkowski ruszył za nimi i ledwo zdążył na zielone światło się załapać. Kiedy ruszył schodami zauważył ja śledzeni wchodzą do “Pubu Przejście”.

Leoncoeur 22-02-2016 10:28



Pub Przejście, Śródmieście, pl. Na Rozdrożu, wieczór
Dawne przejście podziemne pod aleją Szucha zaadaptowane zostało w pub do którego wejścia prowadziły od placu na Rozdrożu i deptaka dla pierwszych prowadzącego wzdłuż trasy Łazienkowskiej w kierunku Marszałkowskiej. Pub jak pub, nawet bardzo sympatyczny i z ciekawym klimatem, dart, piłkarzyki, telewizory dla tych co chcieli obejrzeć mecz, a weekendy można było tu nawet potańczyć. Pseudoparkiet na sali pubowej czasami osiągał stan odróżniający go od klubów tylko powierzchnią. Karaoke? Proszę bardzo, czasem nawet jakiś niewielki koncercik. Prócz wielu zalet "Przejście" było pubem z kategorii kibol-friendly, a w centralnym miejscu sali dumnie rozwijał się herb warszawskiej Legii. Co prawda najbardziej "kumaci", osoby decyzyjne, a także członkowie bojówek i ultrasi zwykle zbierali się w "Źródełku" na niedalekiej Myśliwieckiej... ale Przejście było jednym z tych Pubów na mapie Warszawy gdzie jak się klimatów kibolskich nie lubiło, to się nie szło na wieczór gdzie Legia grała mecz wyjazdowy. Dziś żadnego meczu nie było, jednak jutrzejszy marsz rozbudzał zmysły osób jakie co roku uważały, że najlepszym stylem na celebrowanie narodowego święta jest napierdalanie kamieniami w policję. Gromadzili się w różnych miejscach warszawy obgadując plany na jutrzejszy marsz. Między innymi... tutaj.



Michał zrozumiał to gdy z zaciągniętym kapturem przeszedł obok pubu zerkając dyskretnie w dół schodów, gdzie stało kilku "łebków" kopcąc szlugi. Epatowali oni dość mocno dzisiejszym profilem klienteli knajpy. To tutaj zniknął Fred z kumplem po skończeniu 'startera' wieczoru w grochowskim parku.
Minął zejście i poszedł dalej wyjmując telefon i wybierając numer Cyrusa.
Po chwili usłyszał głos kumpla.
- Halo?
- No ta ja. Gdzie jesteś? - Michał zapytał.
- Nie mam cholera pojęcia! - Znajomość miasta przez Amerykanina była tragiczna. Puszczony samopas po wysadzeniu Mieczkowskiego mógł na Rondzie Jazdy Polskiej albo wykręcić na Waryńskiego czy w kierunku pl. Konstytucji, albo i radośnie pruć już koło GUS-u w kierunku Ochoty. - Jadę właśnie… No ja pierdole!...
- Co jest? co się stało? - Lekko spiął się Polak.
- Radiowóz. Kolo mi daje znać by zjechać. Co jest cholera? Prędkości nie przekroczyłem.
- W Polsce nie można za kółkiem gadać. Wykpij się tym, że nie wiedziałeś i oddzwoń. - Michał się rozłączył. Teraz nie wiedział gdzie jest transport. Obstawić wyjścia z przejścia samemu było by ciężko ale co miał zrobić w tej sytuacji? Do pubu nie wejdzie bo pewnie mnóstwo kumpli Freda tam siedzi a jego zdjęcie już wszyscy na świeżo znają. Musiał czekać, aż Fred będzie wracał z tego przeklętego miejsca i go zgarnąć. Teraz musi znaleźć dobre miejsce na obserwację tak by nowi goście go nie rozpoznali o wychodzących nie wspominając. Ale może choć lekko zajrzeć?

Przeszedł na drugą stronę alei Szucha by ogarnąć drugie wejście do knajpki, gdzie akurat przy stoliku ustawionym dla palaczy siedział tylko jakiś typek z dziewczyną zupełnie nie zwracając uwagi na to co dzieje się wokół. Michał zszedł po schodkach ciekawie zerkając do środka. Pub był definitywnie tym ze zdjęć. Nie było ścisku choć było tam już sporo ludzi, a sporą ich część stanowili młodzi mężczyźni zachowujący się głośno i agresywnie. Od tej strony grupka cięła w piłkarzyki. Kilka plakatów i innych szczegółów wystroju wnętrza potwierdzało wrażenie jakby właściciel był zadeklarowanym kibicem jednego z piłkarskich klubów. I to bynajmniej nie tego z Nowego Miasta/Muranowa. Zawahawszy się w drzwiach i patrząc na zgromadzonych gości w lokalu, Michał nie mógł nacelować Freda wzrokiem.
Odpuścił, nie wchodził.

Zaczął ogarniać sobie miejscówkę do obserwacji obu wyjść, choć było to dość trudne.




Okolice Skry, Śródmieście, ul Wawelska, wieczór.
Policja nakierowała Cyrusa na mały parking przed Liceum im. Słowackiego, a Amerykanin spiął się widząc wysiadajacego gliniarza. Zastanawiał się po kiego diabła Mieczkowski brał kałasznikowa na rekonesans w parkach. Broń leżała sobie grzecznie w bagarzniku co mogło stanowić niewielki problem. Ok. Może nie niewielki, nawet dość spory.
Otworzył okno.
- Pana to zakaz rozmów przez komórkę w samochodzie nie obowiązuje, a? - rzekł mundurowy patrząc kpiąco. - Prawo jazdy, dowód rejestracyjny...
- N'rsumiec. I don't understand. - Cyrus rozłożył ręce. - Do You speak english?
Policjant spojrzał na niego jakby oceniał czy nie jest robiony w konia.
- Dokumenty - warknął. - Paszport, dowód? Ten, no ajdi card? Prawo... divera licencję? I samochodu ajdi też. car papiery. Znaczy car ajdi pejpers. - Orłem z angielskiego to ten człowiek nie był, tyle co na filmach się osłuchał.
Cyrus posłusznie wyjął Paszport i prawo jazdy, przez chwilę panicznie kombinował nad dowodem rejestracyjnym wozu i wybrał sprawdzenie schowka, gdzie indziej Michał mógł to wozić? Na szczęście papiery tam były.
Policjant był rozczarowany. Myślał, że robi się go w konia starając się wziąć go "na cudzoziemca" aby machnął ręką, pouczył i puścił. Już kombinował jak przeczołga spryciarza gdy ten poproszony o dokumenty będzie zmuszony do odkrycia szwindlu legitymując się polskim dowodem osobistym
A tu niespodzianka, a on ni w ząb angielskiego.
- Heniek weź no pozwól tu na chwilę...
Drugi z policjantów wyszedł z radiowozu zbliżając się do kolegi.
- No?
- Ty po angielsku średnio ablasz nie? - pierwszy z mundurowych pokazał mu paszport i amerykańskie prawko.
- No średnio...

Cyrus nie komentował, siedział grzecznie modląc się by nie robili rewizji samochodu.
- Może go puścić, co tam że przez komórkę rozmawiał.
- No tak, ale patrz, prawko ma jankeskie bez wyrobienia jego ważności w Polsce. Drugi mandat na pięć stów jak w ryj strzelił. Pasów to nawet nie dotknął, kolejny mandacik, a szef i tak ciśnie byśmy okładali mandatami hurtem by plan wyrobić. I te papiery samochodu...
- No chyba cię lochło, przyleciał ze stanów by kraść ten złom? Weź ty się jebnij w czoło Mirek, dobra?
- Mieczkowski, hu for ju? - spytał "Mirek" błyszcząc angielskim jak latarnia morska.
- Friend, he give me car because he drunk three beers. I'm going to...
- Ciii, dobra. - "Heniek" go uciszył, akcent Cyrusa dołożył swoje do nieznajomości języka.
- Bierzemy go na Politechnikę? - Mirek spojrzał na kolegę mówiąc o niewielkiej komendzie w stacji metra. - Jadzia po angielsku śmiga.
- A o to ci chodzi... - mruknął Heniek. - Koniec służby przy herbatce tam spędzić i małą odwiedzić, co? A on to pretekst? - roześmiał się.
- Do wyrobienia planu mandaciki wpadną, z godzinkę przed fajrantem posiedzisz na Poli, a się Jankesowi nosa przytrze. Za często nasze chłopaki machają rękami na drobne wykroczenia jak paszport widzą.
- A dobra, zawijaj go i jedziemy.
- Może mu auto przewiskać?
- Mirek kurwa, weź ty się oganij do kurwy nędzy. Może za ta komórkę i brak potwierdzenia prawka jeszcze gumowe rękawiczki założysz i...
- Dobra już dobra... - Pierwszy z gliniarzy prawie się obraził na kolegę i zwrócił się do Cyrusa, jaki z napięciem przysłuchiwał się dyskusji choć nic z niej nie rozumiał.
- Ju goł łit my, z nami. As, łit as Ty goł. - Zachęcił Amerykanina do wyjścia z wozu pomagając sobie przy tym gestami.
Cyrusa ogarneła panika, szczególnie gdy widział jak drugi z policjantów otwiera tylne drzwi radiowozu. Zrobił błyskawiczny rachunek sumienia. Mogli go rozpoznać na komendzie za akcję na Chruściela, choć szanse małe. Kanonada i strefa wojny na Olszynce? Tu chyba bez szans. Nic więcej za uszami nie miał. A jakby zaczął się stawiać, mogli zacząć wiskać samochód.
Kiwnął głową i korzystając, że zadowolony z udanej komunikacji policjant odwrócił się na moment, szybko wrzucił pistolet pod siedzenia. Podkręcił w górę szybę, otworzył drzwi, wysiadł i zamknął auto Mieczkowskiego.
W chwilę później siedział w radiowozie jadąc na komisariat.





Posterunek Policji, Śródmieście, stacja Metro Politechnika, wieczór.
Na miejscu okazało się, że jest lekki tłok, a Jadzia, urocza blondynka obsobaczyła obu krawężników za dokładanie pracy. Ale już w czasie jazdy Mirek zaczął wypełniać mandaty aby poszły na ich konto tedy ot tak puścić amerykańca nie szło. Przed Cyrusem było dwóch typów jacy pobili się na stacji, oraz typek co pił piwo na Polu Mokotowskim a był bez dokumentów i trzeba było potwierdzić dane. Wszystko wskazywało na to, że Cyrus posiedzi tu dłużej.
Zdecydował się wysłać sms Michałowi:


Cytat:

Do Mieczkowski [SMS]Policja zgarnęła mnie na komisariat. Nie wiem o co im chodzi ale nie sprawiają wrażenia jakby coś mocnego. Kolejka tu i jakiś burdel, nie wiem ile będę tu siedział.


Pub Przejście, Śródmieście, pl. Na Rozdrożu, wieczór
Michał odebrał sms i zaklął w duchu. Choć z wiadomości wyglądało na to, że ani kałacha policja nie odkryła, ani nie wiązali Amerykanina z czymś grubszym. Ale wsparcie odpadało, znał biurokrację i to ile takie rzeczy mogły trwać, gdy na komisariacie był "burdel". Stał tam i obserwował oba wejścia nerwowo patrząc na komórkę. Śledził czas i miał nadzieję na telefon od Cyrusa.
Minęła godzina, wciaż nic.
Półtorej, zaczął już się mocno irytować sytuacją...

... gdy zobaczył Freda z tym samym kumplem z którym typek przyjechał tu z Grochowa. Obaj wyszli schodkami od strony placu. Kierowali się ku zejściu na przystanek autobusowy w kierunku Pragi-Południe.



Hakon 25-02-2016 00:30

Pub Przejście, Śródmieście, pl. Na Rozdrożu, wieczór

Mieczkowski z jednej strony odetchnął, że wreszcie się może ruszyć bo listopadowe noce może w tym roku były ciepłe ale nie na siedzenie godzinami na dworzu. Z drugiej strony był sam i bez transportu. Teraz musiał ze śródmieścia w bardziej odludne miejsce się udać by dorwać Freda. Ale gdzie? W komunikacji lipa. Zresztą jak ogóle ma ich śledzić? W jednym autobusie z Fredem i jego kumplem? Prawie na 100% zwrócą uwagę na niego.
Fred udał się ze znajomkiem na przystanek pod wiaduktem w kierunku Pragi. Stali i czekali na jakiś autobus. Michał nie wiedział co zrobić. Zejść i narazić się na rozpoznanie czy czekać na górze aż autobus podjedzie?
Nagle Michał rozejrzał się za jakąś taksówką. To chyba jedyne, chociaż kosztowne rozwiązanie aby śledzić. Pytanie następne czy jechać za autobusem? Pewnie na końcu będą stali w szybie i zobaczą jadącą i zatrzymującą się co przystanek taryfę. Od razu zwróci uwagę śledzonych. Nie chciał polegać na umiejętnościach taksówkarza w dyskretnym śledzeniu Trasą Łazienkowską. Może założyć, że do babki jedzie. Jeszcze została opcja do tej dziewczyny ze zdjęć. Może chce się naładować lub wyładować przed jutrem. Czy tak, czy tak beznadzieja. Michał myślał i przygotował telefon by zapisać nr. autobusu którym odjedzie. Potem może uda mu się dogonić go na trasie w taryfie.

Fred z kumplem jak zdawało się Mieczkowskiemu wsiadł do autobusu linii 188, który podjechał chyba jako pierwszy od kiedy zeszli na poziom trasy Łazienkowskiej. Michał rzucił się do taksówki jaka stała czekając na zmianę świateł. Michał dopadł do drzwi o otworzył je.
-Wolny Pan?- Rzucił szybko i nie czekając na odpowiedź zasiadł na tylnej kanapie.
-Tak. Wolny. Gdzie jedziemy?- Zapytał z lekka zaskoczony taksówkarz.
-Na trasę Łazienkowską w kierunku Pragi jeśli łaska. Dalej pokieruję.-
Musieli zrobić zawijkę zjeżdżając w dół na trasę, przez co dogonili go dopiero gdy odjeżdżał z przystanku Rozbrat. Mieczkowski przejeżdżając zobaczył dwóch typów, chyba Freda ze swoim ziomkiem, jacy szli w kierunku schodów z poziomu trasy (i przystanku) na dół po odjeździe autobusu. Nie był przekonany do końca, wydawało mu się jednak, że to oni.
-Panie. Niech się Pan tu zatrzyma.- Michał wskazał przystanek z którego jak mniemał zeszli Fred z kumplem. Taryfiarz przeklął i dał po hamulcach zgrabnie wjeżdżając na koniec podjazdu zwolnionego przez “188” jaki wyjechał już na wiadukt w kierunku Pragi.
- Tośmy sobie pojeździli - był zły, bo kurs krótki a teraz musiał robić pusty przelot co najmniej do saskiej. - 7,60 się należy.
Michał wyjął z portfela 10zł. Podał kierowcy i zaczął wychodzić z taksówki pilnując by nie rzucić się w oczy Freda. Zamknął drzwi za sobą i udał się do schodów by zobaczyć gdzie Fred.

Zeszli w dół, na rondo pod wiaduktem i szli Rozbratem w kierunku północnym. W mijanym sklepie vis a vis liceum im. Żeromskiego kumpel Freda zniknął na chwilę. On sam palił szluga czekając aż tamten wróci. Michał zszedł po schodach i stanął nie rzucając się w oczy Freda i wychodzących gości sklepu.
Po raptem minucie ziomek gnojka wyszedł z dwoma piwami w ręku i sam zapalił. Jedno podał Fredowi i ruszyli Rozbratem dalej. Rozglądali się bacznie przez chwile, po czym otworzyli puszki pijąc w trakcie podążania w głąb Rozbratu. Nachyleni lekko do siebie rozmawiali o czymś cicho.
W pewnym momencie podali sobie ręce i kumpel Freda skręcił w bramę na Jezierskiego, a sam Fred poszedł Rozbratem dalej.
Mieczkowski wyczuł, że coś się szykuje. Michał się uśmiechnął i gotowy do walki zbliżył się do bramy i gotowy na atak wyjrzał szukając ziomka. Typ faktycznie tam był i faktycznie czekał, spodziewał się, że Michał pójdzie za Fredem, a on wtedy spadnie mu na plecy. Czujne wyjrzenie Mieczkowskiego za załom ściany zaskoczyło go lekko ale tylko na tyle że nie wykorzystał przewagi wynikającej z przygotowania. Michał momentalnie doskoczył do gościa i zaczął obezwładniać typa nie przebierając w środkach.

Jego pierwszy cios od dołu trafił blokersa w żołądek zginając go wpół, jednak Mieczkowski w tym samym momencie poczuł cios w szczękę, aż nim obróciło. Pięść kumpla Freda omsknęła się jednak wskutek trafienia go w brzuch, tak soczysty strzał w pysk gdyby doszedł czysty zapewne złamałby Michałowi szczękę.
W oczach pokazały mu się gwiazdy, lecz wiedział, że Fred z pewnością już tu biegnie, musiał załatwić jak najszybciej tego sukinsyna zanim gnojek nadleci lejąc go z boku. Michał odsunął się lekko w lewo, prawą ręką zamierzając poprawić strzałem w szczękę. Tymczasem przeciwnik wyglądał jakby miał zwymiotować po mocnym ciosie w żywot, jednak kibol zaprawiony w takich bójkach choć targany torsjami to głowy do końca nie stracił. Takie łebki rzadko walczyły jeden na jeden ufając kooperacji w grupie, zazwyczaj podskakując w kilku na kilku lub kilku na jednego jak teraz. Wciąż zgięty i z mroczkami przed oczyma blokers pieprznął łbem na oślep chcąc trafić głową w brzuch Michała. Ale to nie był jego cel stricte. Rozczapierzonymi rękami wpił się w jego talię ogarniając Mieczkowskiego prawą ręką pomimo jego uniku. Chwycił w momencie, gdy pięść byłego żołnierza spadła mu na głowę. Tego było już za wiele chłopak opadł w bok pociągając za sobą Michała, który nie ustał tego łapiąc dopiero równowagę po próbie odskoku. Obaj ciężko wylądowali na ziemi choć kibol jakby nie bardzo przejawiał chęć do jakiegokolwiek ruchu. Był jeszcze przytomny ale zdecydowanie jego umysł odleciał gdzieś dwa metry do tyłu. Zwymiotował przy tym nawet nie próbując się zbierać.
Lecz wtedy do akcji wszedł nadbiegający Fred...

Fred rozpędził się i chciał potraktować głowę Michała jak zawodnicy rugby owalną piłkę przy wykopie na bramkę. Mieczkowski odruchowo chciał się przeturlać, jednak typ jakiego punktował wciąż wstrząsany torsjami częściowo leżał na jego nogach. Były żołnierz wybrał więc raczej sparowanie solidnego kopniaka z rozpędu jaki się szykował. Diler w pędzie strzelił soczysty strzał jakby strzelał karnego a Michał uniósł gardę. Kop był tak mocny, że mimo przyjęcia go na przedramiona osłaniające głowę wstrząsnęło nim, łeb odleciał mu do tyłu i zobaczył tylko czerń. Jednocześnie udało mu się złapać Freda za kostkę w przelocie, wywinął go i chłopak z krzykiem poleciał na chodnik coś lekko trzasnęło. Mieczkowski widział potrójnie, nie bardzo mógł się zebrać w sobie, przed oczyma latały mu czarne plamy. Widział tylko jak Fred odbiega gdzieś kuśtykając i trzymając się za obwisłą rękę. Chciał wstać. Ale nie potrafił. Obok znokautowany typek też próbował i też mu to szło nieskładnie. Obaj raczej odruchowo próbowali się prać po mordach póki Mieczkowski w końcu nie usiadł na nim i nie założył mu dźwigni. Fred tymczasem kuśtykając zdążył spieprzyć. Michał wygiął się do tyłu unosząc blokersem i całym ciężarem walnął jego twarzą o chodnik. Widząc, że koleś już nie stawia oporu. Wstał chwiejąc się i opierając o ścianę. Rozejrzał się wokół, zaciągnął kaptur i ruszył starając się równo trzymać na nogach w kierunku, w którym umknął diler. Po chwili stwierdził, że raczej już tu nie wróci więc cofnął się i przeszukał blokersa. Zabrał portfel, telefon i ruszył tam gdzie ostatnio widział Freda. Szedł słaniając się i modląc w duchu by żaden radiowóz nie jechał. Kiedy doszedł do Górnośląskiej wszedł w park. Starał się wypatrzeć gdzieś Freda, chociaż wiedział, że to nie miało szans na powodzenie. Diler pewnie już ukrył się na klatce lub gdzieś. Mieczkowski odszedł jeszcze trochę i znalazł ustronną ławkę na której przysiadł by odetchnąć. Cały czas się rozglądał za Fredem, jego kumplami czy patrolem. Po jakimś czasie kiedy już lekko otrzeźwiał ruszył w drogę do domu. W takim stanie nic już nie zdziała a może natknąć się na typków od Freda. Parkiem doszedł aż do mostu Poniatowskiego i ruszył Czerwonego Krzyża ku Dobrej. Skręcając w dobrą poczekał chwilę by odetchnąć i zobaczyć czy nikt go nie śledzi. Na szczęście droga wolna była i wrócił na mieszkanie.

Mieszkanie Michała. ul. Dobra. Powiśle. późny wieczór.

Michał kiedy wszedł do domu od razu zrzucił upaprane ciuchy do kosza na brudną odzież, wyjmując wcześnie zawartość kieszeni. Odwiesił szelki z bronią. Nakrył ją kurtką na deszcz wyjętą z szafy. *To już drugi komplet ciuchów* Wkurzył się Polak i poszedł obmyć się z brudu, zadrapań i coś zimnego do przyszłych sińców. Kiedy już skończył otworzył blecka i napisał maila do Lulu z kompa.

Cytat:

Od Mieczkowski
Temat: Mam coś jeszcze.
Treść: Witaj. Udało mi się zdobyć telefon i dokumenty jednego z kumpli Freda. Jeśli chcesz je przejrzeć lub w czymś pomogą daj znać a przekaże Tobie. Pozdrawiam.
Michał.
Po wypitym energetyku udał się przed TV odpocząć na kanapie i zobaczyć co w wiadomościach mówią. Cały kraj żył jutrzejszym marszem, wszyscy zastanawiali się czy będzie jak co roku i kolejna zadyma na miliony strat, czy wobec zmiany władzy będzie spokojnie, a policja po raz pierwszy od lat 11 listopada nie będzie się czuć jak w strefie wojny.

Gdy przeglądał kanały rozległ się dzwonek telefonu. Cyrus.
- Wypuścili mnie. - Amerykanin był wściekły. - Nic na mnie nie mieli tylko mandaty za komórkę, brak pasów i niepotwierdzone prawko. A trzymali parę godzin. To jakiś absurd!
-Widocznie trafiłeś na nieprzepadających za jankesami. Ja już w domu możesz przyjechać.- Michał spokojnym, zmęczonym głosem mówił.
- Przypomnij mi adres, wezmę taksówkę.-
-Dobra 18/20 m… -Podał Cyrusowi przez telefon.


Po zaledwie piętnastu minutach Cyrus niewąsko wkurwiony był już w mieszkaniu.
- Co za burdel tu macie to ja wymiękam - powiedział. - A ty w domu bo Freda zgubiłeś?
- Miałem kilka rund z nim i jego kumplem. Niestety Fred zwiał lekko połamany.- Michał odwrócił się do Amerykanina by ten zobaczył opuchniętą japę.
- Nie byłem wstanie go znaleźć, ale złamaną ma rękę i chyba skręcona nogę. A ten drugi raczej w marszu nie weźmie udziału.- Michał wskazał leżący telefon i portfel blokersa.
- To co znalazłem przy blokersie. Lulu już dałem znać, że mam to.- Mieczkowski popił sobie energetyka. - Jeśli chcesz Freda, a masz szczęście to urazówka jest w szpitalu na Solcu na ten region. To ten szpital zaraz nas. - Dorzucił odstawiając pustą już puszkę.
- Można by sprawdzić, ale przecież na ostrym dyżurze wszystko szybko idzie, z pewnością już go opatrzyli i go tam nie ma. - zasępił się Cyrus.
- To jest Polska. Burdel wszędzie jest. Czy na komendzie czy w szpitalu. - Uśmiechnął się lekko Polak.
- Pojebane to wszystko macie. - Skrzywił się i warknął Cyrus.
- Może masz rację i tak nic w domu nie zdziałam. - Amerykanin podszedł do barku i nalał do szklanki Whiski. Szybko wychylił ją i postanowił pójść na spacer. Michał powoli ze zmęczenia odpływał. Czacha mu jeszcze pulsowała i ogólnie słabo się czuł. Może jak się przekima będzie lepiej.
Kiedy Cyrus wychodził Mieczkowski się ocknął i rzucił
- Dzwoń jak coś.


Mieszkanie Mieczkowskiego, Powiśle, ul. Dobra, ranek

Michał odpłynął nie rejestrując nawet powrotu Amerykanina ze spaceru. Nad ranem łeb bolał go jak po ciężkim piciu a rana postrzałowa na skroni pulsowała irytująco. Niemniej czuł się lepiej, zawrotów głowy po kopie Freda i ciosie jego kumpla już nie czuł. Ot po prostu bolało ale Mieczkowski choć raczej spokojnej natury nie raz i nie dwa w pysk zarwał w różnych (czasem przyjacielskich) utarczkach. Gęby ze szkła nie miał, mięczaki z Iraku wracali do domu w trumnach lub z papierami od felczera stawiającymi pod znakiem zapytania ich dalszą służbę “ku chwale ojczyzny”.
Było koło 9.00, sprawdził maila lecz Lulu wciąż nie odpisywała na jego info.
Jeszcze raz zerknął do portfela: Aleksander Kiełbicz, rocznik 1990, zameldowany na Igańskiej 34 w jednym z mieszkań tego bloku. Karta bankomatowa, karta kibica, jakaś karta zniżkowa do pizzerii, koło 5 dych gotówką, zdjęcie jakiejś dziewczyny, nic specjalnego.
Cyrus spał jeszcze, nie wiadomo o której wrócił.
Michał wstał z narożnika. Może i trochę lepiej mu było po obiciu i ranach, ale spanie całą noc w pozycji półsiedzącej doprowadziło do bólu pleców. Michał zastanowił się nad Marszem dzisiejszym. Ze złamaną ręką i kuśtykając Fred raczej nie pojawi się na tych demolkach. A jak się pojawi? Michał nie miał sił by znowu potykać się z jakimiś kolesiami.
Lulu nie dawała żadnego znaku. Widocznie do bani trop miał lub była mocno zajęta. Najgorszy był ten przeklęty czas, który uciekał. W każdej chwili Sarę mogli wywieść gdzieś dalej a on i Cyrus nawet o krok się nie zbliżyli do niej. W armii było lepiej. Odpowiednie służby namierzały i wysyłały ich na akcję. A tu co? Samemu trzeba było robić za wywiad, rozpoznanie itd. Jakby już chciał po staremu wbić się ze szturmówką w oporządzeniu na akcje w miejsce przetrzymywania siory Cyrusa i zrobić porządny rozpierdol. By pieprzeni ruscy pomyśleli następnym razem nad zadzieraniem z Polakami. Teraz był bezsilny, ale co robić? Michał postanowił ściągnąć samochód na podwórko bo jeszcze go odholują i przeszukają. Poszedł do drugiego pokoju obudził Cyrusa.
-Gdzie zostawiłeś Opla? Chce go ściągnąć zanim ktoś się nim nie zainteresuje.-
Cyrus z początku nie wiedział co się dzieje ale wytłumaczył którędy jechał i gdzie się zatzymał. Michał jeździł po Warszawie i domyślił się miejsca pozostawienia auta.
-Ok. Jadę po niego. Jak coś dzwoń.-
Michał ubrał się w nowe czyste ubranie i zarzucił na szelki z bronią swoją ulubioną skórzaną kurtkę. Zjechał na parter i udał się po samochód.



Okolice Skry, Śródmieście, ul Wawelska, przedpołudnie

Samochód stał tam gdzie Amerykanin go zostawił, widocznie nikt nie zainteresował się oplem stojącym tam raptem pół doby. Michał podszedł do auta i wsiadł do środka. Odpalił i ruszył na Powiśle ku domowi.

Mieszkanie Mieczkowskiego, Powiśle, ul. Dobra, przedpołudnie
Kiedy już wjechał na podwórko poszedł do bagażnika i sprawdzając czy nikt nie patrzy zapakował kałacha do uprzednio przygotowanej torby i zamykając gablotę udał się do mieszkania. Cyrus już był na nogach. Popijał kawę z kubka siedząc przy laptopie i przeglądając zdjęcia.
-Masz jakiś pomysł co dalej robimy? Fred ze złamaną ręką raczej na Marszu się nie pojawi a innego tropu nie mamy.- Powiedział zamykając drzwi za sobą Mieczkowski.
-Ewentualnie. Możemy wbić się znowu mu na chatę i tam go przesłuchać. Może tam odpoczywa?- Dodał odwieszając kurtkę i wchodząc do łazienki by schować torbę z karabinem.
Cyrus zamyślił się.
- Ciężko gnoja wyczuć… ale to zależy od tego czy cię rozpoznał wczoraj - powiedział po dłuższej chwili. - Bo jak tak to wie, ze na niego polujemy mocno. Najpierw to torowisko, wczoraj ty na ulicy. A wie, że my wiemy gdzie zameldowany. Na jego miejscu bym szukał cię aby cię udupić, ale z innego lokum.
-No tym wczorajszym na pewno się wścieknie i będzie chciał przyspieszyć i dorwać mnie. Pytanie czy Lulu zatuszowała jakieś namiary na mnie, czy tylko ja to porobiłem.- Zmartwił się Michał wchodząc do pokoju i siadając na narożniku.
-Myślę, że rozpoznał. Kiedy chcieli otworzyć piwsko rozejrzeli się uważnie i tylko policjant by zwrócił ich uwagę albo znajoma gęba. Na gliniarza nie zasadzaliby się poza tym.-
- Mogli po prostu zorientować się, że ktoś za nimi idzie… - Cyrus wahał się. - Wiesz, jak on rozpieprzona łapa i noga… Na ten ich marsz nie pójdzie a większość jego znajomków tak. I dziś po południu żaden znajomek z nim tam nie będzie jak wszyscy na to wasze święto. Może u tej jego szlaufiary się zadekował?
Michał zesztywniał i poczuł nową energię.
-Właśnie. Teraz bez kumpli będzie. Tylko gdzie ta panienka mieszka? O to jest pytanie- Mieczkowski wstał i ruszył ku komórce.
-Cholera- Syknął przez zęby. Nie miał telefonu do Lulu. On może by doszła do tej pannicy jakoś. Fred się krył ale panna taka jak ta na pewno na FB i innych portalach się afiszowała. Zrezygnowany usiadł przy kompie i zaczął szukać jakiś tropów do tej panny.

Z początku szło jak po grudzie, bo Fred miał zblokowany profil dla nie znajomych. Tylko naprawdę pojedyncze posty na wall z opcją “publiczne” były do przeglądu dla każdego. A były to ostre bzdury, jakieś Demoty, linkowanie artykułów o Legii i w klimatach nacjo. Jakieś testy facebookowe w formie pseudośmiesznych i tworzonych przez samych userów opcji wyboru typu:

Cytat:

Zimo, zimo, zimo… (dokończ zdanie):[list][*]piękna i biała nasza cała (235 użytkowników)[*]puszysta jak śnieżek jakim nas obdarzasz (199 użytkowników)[*]lubię placki (143 użytkowników)[*]”ogrzej się na parę chwil” iiii!!!, Kaczmarskiiii!!!1 :*:*<3 (121 użytkowników)[*]... wstań i wyjdź kurwa. (99 użytkowników w tym Krzysztof Stec)
(...)
Michała bolała wciąż głowa, przeglądając to dostawał palmy, ale w końcu trafił na wpisy z życzeniami urodzinowymi. Około 120 osób zdecydowało się pokazać jak bardzo lubi “Freda” składając mu mniej lub bardziej wyszukane życzenia.
Po dłuższym czasie Michał znalazł obiecujący wpis

Cytat:

Dla mojego miiiiiiiisia!

Patrycja Malec… profil też trochę przykryty ale parę info było. Co kluszowe na profilowym szczerzyła się dziewczyna ze zdjęć z laptopa Freda.
Zatrudniona w: “Szlachta nie pracuje!”

Michał zaklął szpetnie.
Ale…
Aktualne miejsce nauki: “Beauty-Art - Szkoła Wizażu Beaty Małachowskiej.”
Michał wyprostował się z uśmiechem zadowolenia.
-Patrz. Coś znalazłem.- Powiedział do Cyrusa.
Amerykanin podczas poszukiwań Michała zajął się szykowaniem czegoś na ząb. Cyrus podszedł i zerknął przez ramię Michała.
-No. Zdjęcie wytatuowanych cycków.- Skomentował.- Chcesz mi coś powiedzieć przez to?- Nastroszył się Amerykanin.
-Nie, nie.- Zaprzeczył Michał prawie się śmiejąc.
-To cycki Fredowej blachary. Znalazłem ją i wiem gdzie się uczy.- Uśmiechnął się do Cyrusa. -Jeżeli nie jest wagarowiczką możemy ją pośledzić i dotrzeć do jej chaty i może do Freda.- Popatrzył na reakcję kumpla.
Cyrus widać już w Lepszym nastroju przysiadł i zaczął oglądać to co znalazł Polak.
-Jak chcesz pojedź tam i namierz tę laskę - zaproponował Mieczkowski. - Popatrzysz sobie na młode dupy, które tam łażą a ja będę pod telefonem i dojadę. Chcę się pod kurować jeszcze.
- Nie znam miasta, nie znam języka, co ja tam do cholery mogę?- odpowiedział Amerykanin.
-Do patrzenia język nie potrzebny Tobie. A podejrzewam, że panienki jak usłyszą, że gadasz po angielsku wiele zrobią by się przymilić Tobie. Zresztą wiele z nich po angielsku nawija. Jeśli nie chcesz i się obawiasz to jedźmy razem.-
- Tu nie chodzi o obawianie - obruszył się Cyrus. - Ale jak ją zauważę, to jak mam ją śledzić w mieście jakiego w ząb nie znam. I jak mam cię kierować gdzie jesteśmy, żebyś dobił? - Rozłożył bezradnie ręce.
-A co GPS-a nie masz w telefonie? Nie umiesz czytać tabliczek na ścianach? To nie arabskie szlaczki a taki sam alfabet. Ok. No to się zbierajmy.-
- By was cholera z tym waszym językiem - gmerał Jankes pod nosem ni to do siebie ni to do Michała. - “ten sam alfabet”, jasne pierdolone cwaniaczki - marudził dalej. - A Ulicę wziętą od Bilskiego z tym “Zajoczkiem” to dwadzieścia minut taryfiarzowi tłumaczyłem… - Po chwili był jednak gotowy do wyjścia.
-Dobra jadę z Tobą.- Wstał Mieczkowski i założył szelki z bronią, kurtkę skórzaną i buty i razem z Cyrusem wyszli. Michał poszedł jeszcze po energetyka i cole i jakieś pochrupajki do sklepu na przeciwko i po siedmiu minutach wyjeżdżali z posesji.



Beauty-Art, Śródmieście, ul. Zgoda, wczesne popołudnie


Szkoła mieściła się w jednym bloku na tyłach Smyka, co ciekawe za rogiem był Gentelmen’s Nightclub obok którego przejeżdżali i Cyrus się trochę ożywił. Do budynku prowadziły drzwi z tabliczką nad nimi “Lokale użytkowe do wynajęcia” przeznaczenie budynku nie budziło zatem wątpliwości, sporo firm rezydowało w takich, może i przeznaczenie na blok mieszkalny… w dobie kapitalizmu w centrum? Nie mogło to trwać wiecznie. Michał szukał miejsca do zaparkowania jak najbliżej szkoły. Znalazł w końcu po jednym okrążeniu miejsce z którego można było obserwować wejście do szkoły.
-Ok. Jesteśmy. Ja tu blisko auta będę bo płatne parkowanie tu jest. Jakby strażnicy się pojawili muszę opłacić.- Oznajmił Michał kiedy opuszczali Astrę. Michał rozejrzał się po okolicy za strażnikami i patrzył gdzie wejście, gdzie można indziej wyjść.
-Masz tu 2zł i wrzuć jak zobaczysz, że sprawdzają strażnicy i włóż za szybę. Ja idę dowiedzieć się czy są zajęcia i może wymodzę czy dziś ma zajęcia lub coś.- Wytłumaczył Michał Cyrusowi gdzie parkometr, jak go obsłużyć po czym udał się do szkoły.

W środku obejrzał tabliczki sugerujące jaka firma rezyduje na którym piętrze i wjechał windą na górę. Wyglądało na to, że Beata Małachowska miała tu całe piętro gdyś już w hallu stała recepcja z uroczą brunetką chętną nieść pomoc. Tyle że dziewuchom chcącym zapisywać się na kursy czy zajęcia, ogólnie naukę choćby i roczny kurs porównywalny poziomem wykształcenia do prywatnych szkół policealnych. Widok dobrze zbudowanego mężczyzny trochę ją zaskoczył.
Spojrzała pytającym wzrokiem na Michała.
-Dzień dobry.- Miło ozwał się Michał lekko uśmiechając się do dziewczyny.
-Dzień dobry- Odpowiedziała powoli ale uprzejmie.- W czym mogę pomóc?- Zapytała po chwili.
-Moja kuzynka szuka szkoły w Warszawie i prosiła bym się rozejrzał nieco i zdobył trochę informacji z pierwszej ręki.- Michał podszedł i oparł się o ladę ale tak by nie zaburzać strefy bezpieczeństwa osobistego.
-Chciałbym wiedzieć jak jest z zajęciami? Czy w weekendy tylko czy może w dzień także. Ilu osobowe grupy i jak z praktykami. Ale tak rzetelnie bym chciał wiedzieć nie tak ogólnie jak w internecie.- Michał mówił do dziewczyny ale cały czas czujnie nasłuchiwał czy dochodzą jakieś dźwięki, które potwierdzą, że są zajęcia w chwili obecnej.
Gdzieś rozległ się głośny kobiecy śmiech ale ogólnie nie wychwytywał żadnych odgłosów jakich oczekiwał. Kobieta podała mu złożony prospekt w formacie ulotki.
- Zasadniczo jeżeli chce pan wiedzieć więcej to wszystko jest na naszej stronie internetowej - odpowiedziała z wystudiowanym uśmiechem.
-Ehe. Rozumiem.- Michał wziął ulotki od dziewczyny przejrzał je i schował do kieszeni.
Mieczkowski zastanowił się chwilę po czym powiedział.
-Dziękuję.- Kiwnął głową i z niepocieszoną miną wyszedł na zewnątrz do Cyrusa.
Kiedy był na dole udał się do Amerykanina.
-Byli strażnicy?- Zapytał Cyrusa, który zaprzeczył kiwnięciem głowy.
Michał wszedł do auta, odpalił przeglądarkę i zaczął szukać wiadomości o szkole. Czy w takie dni jak dziś są zajęcia czy nie. Kiedy skończył rozsiadł się i rozpoczął obserwację bacząc na strażników.

Czas mijał wychodziły różne dziewczyny… ale czy ze szkoły wizażu, czy recepcjonistki w innych firmach? A może mieszkanki bloku (wszak jeszcze sporo było tam ‘zwykłych’ mieszkań). Ciężko to było stwierdzić. Fredowej połowicy po godzinie nie stwierdzili. Musieli też opłacić parkometr, bo w międzyczasie plątał się patrol straży miejskiej. Michał po ostatnich przygodach miał już dość czatowania. Wspomniał znowu o wojsku i westchnął.
-Nie chce mi się tak tu czekać.- Oznajmił ni stąd ni zowąd do Cyrusa.
-A myślisz, że dla mnie to przyjemność siedzenie bez efektu?- Odburknął Amerykanin.
-W dupie to mam. Idę spytać się czy ta zdzira tam jest.- Mieczkowski wyprostował się i wyszedł z auta i udał się ponownie do szkoły. Kiedy już był przy recepcjonistce bez ogródek zapytał.
-Uczy się u Was Patrycja Malec. Chciałbym się dowiedzieć czy jest na uczelni czy nie.- Szybko powiedział do dziewczyny za ladą.
Dziewczyna wyglądała na zaskoczoną tak bezpośrednio zadanym pytaniem.
- Aale jak to… czemu Pan pyta? - wydukała.
-Mam coś do przekazania Pani Patrycji a już mnie terminy gonią z roboty i nie wiem ile jeszcze tu mam czekać na nią.- Powiedział lekko zdenerwowany Michał.
- To mogę przekaz… - urwała, rozumiejąc, że tym samym odpowiedziała na zadane pytanie.
- Miło z Pani strony. Ale nie za to mi płacą bym się wyręczał innymi.- Już trochę uspokojonym tonem zwrócił się do dziewczyny.
- Jakby była Pani miła i powiedziała mi czy jest i o której mam się zjawić byłbym zobowiązany.- Patrzył z wyczekiwaniem na kobietę.
- Nie ma, mówiła że musi w domu siedzieć, a jak zaraz pan się stąd nie wyniesie to zadzwonię po policję! - wyglądała na zdenerwowaną i intelektem nie grzeszyła za grosz.
-Nie można było powiedzieć, że nie ma? Od razu policją? Szczuto mnie już nie raz psami itd. Ale policją? Kuriera? - Michał wyprostował się i odwrócił do wyjścia.
- A. Dziękuję bardzo za pomoc.- Zatrzymał się w drzwiach na chwilę by podziękować .
- A skąd miałam wiedzieć że kurier - wyglądała na zirytowaną, ale odprężyła się nieco. -
- Nie będzie jej przez kilka dni, jej chłopak chory pisała mi na fejsie. Musi pan do niej do domu podjechać z przesyłką.- Michał zatrzymał się gdy rozmowa zmieniła tor. Odwrócił się do dziewczyny, popatrzył na siebie.
-No tak. Przecież nie mam uniformu.- Skrzywił się.
-Mam niestety dziwną pracę.- Wrócił wolno do lady by nie wystraszyć jej.
-Problem w tym, że dano mi tylko waszej szkoły namiar i nie mam osobistego.-
- Zaraz zaraz… -
w łepku jaki z pewnością nie był stworzony do wymyślania lekarstwa na raka czy choćby rozwiązywania sudoku jednak coś zabanglało. - A jak Pan kurier, to czemu wpierw pan pytał o ofertę i ani słowa o Paci? - spojrzała nieufnie.
- Chodzi o niespodziankę od zleceniodawcy. Jakby Pani przekazała Pani Patrycji, że kurier czeka nie było by niespodzianki. Mówiłem, że taką dziwną mam robotę. Zlecenia od adoratorów i innych. Zazwyczaj. - Starał się uspokoić dziewczynę i może uprzedzić fakt by nie informowała blachary.
Przez głowę ciemnowłosej recepcjonistki przeszła chyba kolejna myśl. To definitywnie musiał być jej dzień.
Błysk olśnienia w oku.
- Kłamca! - Roześmiała się. - W oczko Pati wpadła, a jej chłopak u niej to strach tam podjechać, co? A dziwne - przesunęła wzrokiem po muskulaturze Michała. - Bo Krzysiek to ci chyba mógłby najwyżej fiknąć - uśmiechnęła się, nie mając pojęcia że gdyby wczoraj Mieczkowski nie zrobił podwójnej gardy to Fred tym kopem mógłby go nawet zabić.
-Eee. No tak.- Michał się wyprostował i udał, że w lekkiej panice się rozgląda i przyłożył palec do ust na znak by ciszej się wyrażała.
- Chłopak, chłopakiem ale nie chcę bez pewności o szansę się wtrącać. Zresztą pewnie by nie chciała bójki pod domem.- Uśmiechnął się krzywo.
- Ale skoro jej dłuższy czas ma nie być to może ją na mieście spotkam jak będzie do sklepu czy gdzieś wychodzić.- Pomyślał na prendce i tak też powiedział.
- Ewa - przedstawiła się recepcjonistka patrząc na Michała ciekawie.
- Miło mi. Michał.- Uśmiechnął się do dziewczyny i kiwnął głową na przedstawienie.
- A po co ci ona Michał, pusta totalnie - Powiedziała, choć sama między uszami miała siano. - I na tego swojego zapatrzona równo. Mało innych? Co ja ci się nie podobam? - zmrużyła oczy z uśmiechem.
Michał lekko zbaraniał. Panienka od strachu we flirt przeszła szybciej niż nie jedna armia z ataku w defens.
- Podobasz się, a i owszem, bardzo. Ale nie sądziłem, że na mnie spojrzysz.- Michał nie wiedział co mówić. Gubił się. Peszył.
-A Patrycja. Ehh.- Mieczkowski się zawiesił.
- Chcesz to ganiaj za Pacią, ja kończę o ósmej… - przejechała wzrokiem po sylwetce Michała jakiej pozazdrościć mógłby mu niejeden zawodowy sportowiec.
- Ósma? Ok. To będę czekał na parkingu. Ok?- Stwierdził do Ewy.
- Czekaj Michałku czekaj. - Zrobiła lekko dumną minę, choć kiepsko grała. - A ja się zastanowię czy masz na co.
-Nie pozostaje mi nic innego niż zaufać Tobie.- Spojrzał na nią wyczekująco i zalotnie jak tylko potrafił.

Leoncoeur 25-02-2016 20:10



Beauty-Art, Śródmieście, ul. Zgoda, popołudnie
Gdy Mieczkowski zszedł do samochodu przez chwilę wymieniał się spostrzeżeniami z Cyrusem jaki urażony kiwał lekko głową na wieść o tym jak recepcjonistka w szkole wzięła Michała na celownik. Michał coś bąknął w stylu "a nie mówiłem", wskazując jego wcześniejszy plan by Amerykanin sam ogarnął temat "szkoły", choć bez przekonania.
Cyrus nie był ani tak dobrze zbudowany, ani wysportowany jak Michał, żylaste mięśnie i nie za wysoki wzrost mogły nie chwycić u dziewczyny, raczej tez nie aparycja. Wprawdzie casus obcokrajowca i dość agresywny styl podrywu mógł tu sporo zmienić, ale tez nie było wiadomo czy ciemnowłose głupiutkie dziewczę rozumie cokolwiek w języku Shakespeara. Zresztą Amerykaninowi nie wywietrzała jeszcze z głowy ta prześliczna hakerka, tedy uznali, że summa summarum źle nie wyszło.

Przenieśli się do "Gingera", pubo-restauracji mieszczącej się przy placyku pod budynkiem w jakim funkcjonowała szkoła. Zamówili po solidnym obiedzie obaj głodni jak wilki, Cyrus dobrał Heinekena nie chcąc odmawiać sobie podniesienia przyjemności z obiadu.
Zastanawiali się co dalej.
Może i sylwetka Michała i opatrunek na skroni (dający mu łatkę zdeklarowanego łobuza) działał na ten typ dziewuch. Do tego lekkie zagubienie i niespodziewana dla recepcjonistki drzemiąca w nim szarmanckość wzbudziły jeszcze większe zaciekawienie... Obaj jednak zdawali sobie sprawę iż taki 'czar' pryska szybciej niż bańka mydlana. Mieczkowski zaś zdawał sobie sprawę, że z podrywem to on nigdy za dobrze nie stał. W liceum imprez unikał, po maturze wojsko, w Iraku było ciężko o nawiązywanie jakichś relacji. Nieliczne koleżanki na misji albo były porządne i kazały się odpieprzać, albo nie trzeba było się o nie starać, ze dwie całkiem jawnie dorabiały do żołdu.

A Ewa zdawała się być aktualnie jedynym łącznikiem z "Pacią", a przez to z Fredem. Przynajmniej ani Michał ani Cyrus nie mieli pomysłu jak Steca ugryźć gdy na jakiś czas po bójce na Rozbracie zaszył się u swej dziewczyny.

Tymczasem centrum gęstniało od ludzi. Biało czerwonych flag było bez liku a podążający ku Placowi Defilad podnosili wzniosłe hasła. Jak zwykle w takich przypadkach więcej wzniosłości było tu w klimacie antymuzułmańskim (na fali inwazji uchodźców) i antyrosyjskim, antykomunistycznym, antyLGBT i tak dalej.
Cyrus prosił Michała aby ten tłumaczył niektóre okrzyki, a jako amerykański WASP chowany napopłuczynach zimnej wojny i tracący w Iraku kumpli z rąk Arabów wnet zaczął w drzwiach restauracji kibicować grupkom zmierzającym pod pałac kultury. Robił to rzecz jasna po angielsku tym bardziej budząc radość manifestantów.
Mieczkowski tylko wzniósł oczy do nieba.
Gdzieś po drugiej stronie Smyka zaczęły latać ahtungi oznajmiając głośnym hukiem, że w tym roku celebra będzie naprawdę godna i głośna.



Mieszkanie Michała, Powiśle, ul. Dobra, popołudnie
Nie było sensu gnić w restauracji, a w centrum zaczęło robić się tłoczno. I mocno mundurowo, a obaj woleli dmuchać na zimne. Zmierzchało już gdy wrócili do mieszkania Mieczkowskiego, gdzie zdecydowali przeczekać. Wszak nie mieli ani nic do roboty ani innych tropów.
No może prócz dokładniejszym przejrzeniem profilu dziewczyny Freda.
Starali się znaleźć jakieś inne punkty zaczepienia, lokacje gdzie często bywała, jednak nie mogli znaleźć specjalnego klucza. Owszem było trochę miejsc zameldowań, jednak czy "Pacia" rezydowała tam często czy była jednorazowo? Ot zagadka nie wiele posuwająca ich do przodu.
Michał zdrzemnął się by odpocząć, łeb bolał mniej, twardy żołnierz takie razy odchorowywał dość szybko.
Po 19:00 zaczął się szykować do wyjścia, gromiąc wzrokiem Cyrusa jaki ewidentnie robił sobie jaja z kumpla ciągnąc motyw randeczki.
"A może jednak sweterek zamiast bluzy"? "Spodnie nie w kancik, no sam nie wiem", "Dobre perfumy, w sam raz na pogrzeb".
W końcu jednak przymknął się, gdy zdenerwowany Michał warknął na niego ostrzej.
Jemu wszak nie chodziło o podrywkę. Takie dziewuchy to tylko problem. Tagowania na fejsbuniu, chwalenie się koleżankom... A Michała szukała ruska mafia. Wyrwać info o "Paci" i spuścić Ewę na grzyby, plan był prosty. Cyrus jaja robił sobie zupełnie nie na miejscu, szczególnie, że Mieczkowski robił to dla niego, w celu ratowania jego siostry.



Beauty-Art, Śródmieście, ul. Zgoda, popołudnie
W centrum było cicho i spokojnie, marsz chyba właśnie kończył się na błoniach Stadionu Narodowego. A może skończył się i godzinę temu? Michała to nie interesowało. Denerwował się jak uczniak przed pierwszą randką. Wszak tu nie chodziło o zwykły podryw, tylko o umiejętne połączenie go z wyciągnięciem informacji. Niby Cyrus sprzedał mu parę "hintów" jak gadać, ale Mieczkowski szybko spasował z tych 'lekcji'. Nawet jeżeli takie teksty działały (nie chciał nawet wierzyć, że tak), to on nie potrafiłby ich właściwie użyć. Mentalnie od Amerykanina różnił się w tych kwestiach więcej niż znacząco.
Stał pod budynkiem zerkając która godzina. Ewa wyszła kilka minut po 20:00.
Spojrzała na niego z zaciekawieniem.
- No proszę, proszę... - przekrzywiła głowę. - Pacia była jednak zbyt zajęta?



Mieszkanie Patrycji, Powiśle, ul. Śniegockiej, popołudnie
Fred rozmawiał przez telefon rozparty na łóżku.
- Dorwac go to mało, jaja wyrwać, spalić...
- Chłopaki go szukają, ale raczej za Michaiła. - Jego rozmówca był zły. - A ty to się tu nie pokazuj przez jakiś czas.
- Czemu?
- Bałałajka wkurwiona. Michaił w piachu, Saszka ledwo żyje... Akcji na Olszynce się przed nią ukryć nie dało w takim przypadku, bo jak? A nikt ją o zgodę nie pytał nie? - rozmówca rzucił z przekąsem. - Wpadłeś, to chłopaki pojechali pomóc, miało być szybkie wywiezienie frajera do lasu a wiesz co z tego wyszło. Jak cię szefowa dorwie to będziesz miał srogo. Radzę się zaszyć na dłużej. A tego sukinsyna to my już sobie znajdziemy.
Fred chciał coś jeszcze powiedzieć, ale rozmówca rozłączył się.




Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:11.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172