Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-07-2016, 22:46   #71
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Elin

Tymczasem volva głos słyszała co ponaglał ją ku czemuś:
- Szybciej, szybko… tu w lewo!
- Uważaj, tam dół!
- W prawo! Szybciej, szybciej!

Niecierpliwość jej nowego przewodnika dała się odczuć uniesieniem się włosków i zimnymi muśnięciami na skórze wampirzycy.
W końcu, gdy całkiem straciła drogę w ciemnym borze, który z rzadka oświetlany był światłem księżyca, zobaczyła niewielką przesiekę.
- [i]Tam! Tam! Przed Tobą![i] - nakazywał pośpiesznie ochrypły głos.
Być może kompletnie oszalała ale jeśli istniał cień szansy, że odnajdzie w ten sposób choćby wskazówkę co czynić dalej powinni, to będzie brnęła w to dalej. Wyciągnęła grudkę srebra i najostrożniej jak umiała wychyliła się, by rozejrzeć po przesiece.
W oddalonym końcu coś leżało na ściółce. Duże, ciemne, nieruchome, niemalże zlewało się z ciemną linią lasu na horyzoncie.
Najciszej jak umiała zaczęła powoli zbliżać się do kształtu rozglądając przy tym dookoła, by nie zostać zaskoczoną. Bryłke ściskała mocno w lewej dłoni.
Krok za krokiem zbliżała się powoli, powoluśku ku leżącemu na brzuchu kształtowi.
- No, rusz się - mruczał jej do ucha przewodnik.
Kilkanaście kroków bliżej pozwoliło zobaczyć więcej szczegółów. Ciemne futro posklejane gdzieniegdzie, wielka człekopodoba postać i smród zgnilizny roztaczający się wokół intensywnie. Kolejny krok i w dłoni odrzuconego bezwładnie ramienia coś się poruszyło. Oko wpatrzyło się w nadchodzącą volvę.
Cofnęła się o krok wypatrując najmniejszego drgnięcia wielkiego cielska i sięgając po moc swej krwi.
- I co ja mam z tym zrobić? - Szepnęła nie wiadomo do kogo. Pamiętała ból tej istoty. Najlepiej byłoby zakończyć jej cierpienia ale czy po to przyprowadził ją tu głos?
- Pomóc - głos niemalże fuknął gniewnie.
Tymczasem leżący stwór ryknął głośno i podnosić się zaczął kłapiąc paszczą. Podpierał się ciężko na zaciśniętej pięści i powoli podwijać pod siebie nogi. Wygiął grzbiet w łuk i znowu ryknął przerażająco.
Przerażenie jednak odeszło volvę i spokój ją jakiś opanował jakby ktoś rękawicę na nią nałożył.
Przez krwiożercze przed chwilą ryki, nagłą falę innych uczuć odnalazła. Ból, przerażenie, rozpacz rozdzierającą niemal każdy fragment ciała. I wściekłość. Co kazała bestii siły znajdować tam gdzie ich nie było. Wilkołak odwrócił się ku volvie z wolna.
- Spokojnie…. Pomóc chcę… - Zaczęła mówił łagodnym głosem jak do narowistego konia ale krok w tył kolejny zrobiła. - Ciii…. Pomogę… pozwól mi…
Kojące słowa i gesty nie podziałały. Wilkołak wpatrywał się upiornymi dłońmi w wampirzycę i powoli, ciężko zbliżać się począł.
Aftergangerka natomiast zamiast dalej się wycofywać stanęła w miejscu i śpiewać kołysankę niewprawnym ale łagodnym głosem zaczęła.


Bestia wciąż idąc w kierunku volvy, stąpała ciężko, z wysiłkiem. Wciąż pysk szczerząc, wciąż przerażenie chcąc wzbudzić Z rany na szyi ciemne posocze się snuło wąskim strumieniem. Zapach śmierci owiewać zaczął volvę. Gdyby oddychała jeszcze, dławić by ją odór począł.
Mimo, że bestia ranną się zdawała, jej splugawienie odrazę bezbrzeżną wzbudzić jeno mogła. Elin nadzieję tracić mogła gdy potwór szedł nieprzerwanie, uparcie, ramiona wyciągając ku volvie. Gdyby nie widok oczu bestii Elin zwątpić by mogła.
Oczu tak przepełnionych bólem i rozpaczą, że nie potrafiła myśleć o stworzeniu inaczej niż jakby pomocy potrzebowało. A ona najwyraźniej mogła mu pomóc.
Trzy, cztery kroki - nie dalej - potwór był gdy z paszczy zamiast ryku przerażajacego coś jeszcze się dobyło. Gdy ostatnie tony głos sięgał, Elin przysiąc by mogła, że głos człeka słyszała udręczonego ponad wszelką możliwość.
- Pozwól mi pomóc… - Błagała cicho, gdy pieśń skończyła śpiewać patrząc w te udręczone, przerążające ślepia. - Ból minie… pomogę…
Bestia wstrzymała krok, porykując nieco się pochyliła jakby łeb przerażający chciała złożyć do ukojenia.
Lecz zza pleców Elin, warczenie niskie dobiegło i szelest, chrupot. Czarna wilczyca zawyła bojowo.

Gudrunn prowadząca ich przez las, zamarła na ryk wściekły, ryk wyzwania. Szczekiem pogoniła towarzyszy i ruszyła nie czekając już na nich w kierunku, z którego ochrypłe grożenie dochodziło.
“Pierwszy miecza nie wyciągnę”
Skald wspomniał obietnice daną volvie, toteż teraz jedynie klnąc pod nosem, z tarcza zawieszoną na plecach a orężem schowanym na razie w pochwie z gołymi rękoma biegł w kierunku strasznego ryku, za czarna wilczyca.
Volva odwróciła się ręce rozkładając jakby chciała bronić bestii za nią.
- Nie. - Odrzekła mocnym głosem ale ciągle starając się go nie podnosić ze względu na stworzenie za nią. - Mogę mu pomóc. - Zerknęła szybko przez ramię jednocześnie czy uskakiwać nie będzie musiała.
Potworność sylwetki porażała. Volund racje miał, że w pojedynke z tym walczyć nie lza.
Freyvind zdał sobie sprawę, że bestia jest za blisko Elin niżby tego chciał. Stał jak wrośnięty w ziemię.
Wszak opcja “najpierw spróbujmy rozmawiać…” dotyczyła wilków, nie tego!
Cały spięty ręke przesunął bliżej rękojeści miecza, lecz nie wyciągał go wciąż, volva była za blisko niego, broń w ręku mogła wywołać atak.
- Elin… - skald starał się mówić spokojnie, lecz bez większego rezultatu. - Cofaj się powoli… Pomóc temu?!
Wilczyca wciąż gotowa do ataku, naprężona, obchodziła wampirzycę, szukając dobrego momentu do ataku. Bestia zaś paszczę rozwarła ryk wydając tuż nad głową Elin, smolista strużka śliny skapnęła na ramię volvy.
- Gudrunn, odstąp, Ty i tak nie możesz z tym walczyć. Wspomnij słowa Volunda. Krew jego śmiercią jest. - Wciąż spięty skald krzyknął do szalejącej wilczycy.
Wilczyca na zadzie przysiadła przednimi łapami drobiąc w miejscu z ujadaniem.
Volva widząc, że chwilowo nie będą atakować stworzenia odwróciła się cała ponownie do niego i znów zaczęła mówić łagodnym głosem, choć spięta była i gotowa do odskoczenia w razie czego.
- To przyjaciele… cii… Martwią się o mnie… - Szeptem zaś dodała. - Przydałaby się pomoc, by go uspokoić….
- Mrok nie może zwyciężyć mroku. Jeno światło. - niewidzialny przewodnik porady udzielił.
Bestia stała przed Elin dysząc ciężko, kłapiąc kłami i ...słabnąc. Zachybotała się nieco. I znowu, chwiejąc z rykiem przechodzącym w wycie runęła na Elin.
Volva znów po moc krwi sięgając, grudkę srebra upuściła i złapać stworzenie spróbowała jakby w objęcia zapragnęła je wziąć. Uważała przy tym, by krew bestii nie skapnęła jej na twarz. Ciężar bestii sprawił, że nieco przygięło ją do ziemi w pierwszym momencie, lecz wzmożona siła pozwoliła utrzymać monstrum. Wciąż nie sięgając po miecz skald odruchowo wręcz kilka kroków do przodu poczynił. Widząc jednak że to nie atak, a po prostu upadek wyczerpanego potwora wstrzymał się spięty na ugiętych nogach.
- Elin, na miłość Frigg! - syknął patrząc na to wszystko zupełnie zagubionym wzrokiem.
Pogrobiec zaś stał tylko, wycofany, za jednym z drzew poskręcanych, tak że pół tylko sylwetki wychynął by jednym tylko okiem szkarłatnym scenę bacząc. Nieporuszony.
Wieszczka najdelikatniej jak umiała bestię ułożyła na ziemi i głaszcząc po łbie wielkim zaczęła monotonny śpiew wyciągając z zakamarków pamięci starą modlitwę. Sławiła Sol i wyrażała tęsknotę za nią i podziękę, iż światło Manwe oglądać ciągle może. Błagała Go, by dziecku jego ukochanej Sol udzielił wsparcia i ocalił przed okrutnym losem. W śpiew wplotła również modlitwę do Eir Uzdrowicielki, by jej zręczne dłonie i łagodne serce ulitowało się nad spaczonym stworzeniem i mu pomogło i do Freyi, którą patronką tej wyprawy uczynili, by magią swą wspomogła i odwróciła przekleństwo, które na dzielnego woja spadło. Nie miała pojęcia czy to zadziała ale całe swe jestestwo włożyła w błaganie do Bogów, by uratowali to nieszczęsne stworzenie. Dłoń delikatnie runy leczące na ciele bestii poczęła kreślić podczas śpiewu.
Pokraczna, wypaczona postać wilkołaka zasłuchała się w zaśpiew volvy, powolny i chrapliwy oddech unosił powoli jego klatkę piersiową.
Gudrunn węsząc podeszła do wampirzycy i monstrum, niepewna i nastroszona. Szczeknęła raz i drugi. Ramię bestii uniosło się by spojrzeć na nią. Chrapliwy warkot wydobył się z gardła, gdy wilkołak odstraszyć chciał Gudrunn.
- Ciii… - Volva Gangrelkę i bestię uspokoiła. Pogłaskała wielki łeb i cicho do monstrum rzekła. - Muszę runy narysować wokół Ciebie, dobrze? - Zaczęła wstawać powolutku nie chcąc zdenerwować monstrum.
Bestia niewiele zrobiła, bo zrobić dużo nie mogła. Z chrapliwym jękiem w niebo się wpatrzyła. Gudrunn poddenerwowana drobiła wokół i wilkołaka i Elin.
Wieszczka najpierw jednak rozdarła suknię, by uzyskać materiał do zawiązania rany na szyi bestii, by w końcu wstać. Poszukała kija, oczyściła przestrzeń dookoła wilkołaka i rozpoczęła rycie run. Zaczęła od symbolów Sol nad głową bestii, pod nogami i po obu bokach, później wróciła do głowy.
- Pieśni, znam, której nie zna małżonka władcy
Ni syn człowieczy,
Pomoc zwię sie pierwsza, a pomoże w troskach i w kłótniach
I wszelich chorobach.
- Mówiła pewnym głosem rysując pierwszy znak, a gdy skończyła odeszła kawałek zgodnie z ruchem Słońca po niebie i ryć kolejny symbol poczęła recytując
Znam inną, której ludzie potrzebują
Gdy chcą jako uzdrowiciele działać.
I kolejny:
Trzecią pieśń znam, gdy zajdzie konieczność
Opętania nieprzyjaciół;
Ostrza tępie mym wrogom,
Nie chwyci im ni miecz, ni podstęp. -

Czwartą pieśń znam, jeśliby mnie w kajdany zakuto,
Śpiewam tak, że iść mogę wolny,
Spadają mi z nóg kajdany
A z rąk więzy.


Znam piątą pieśń, gdy wrogi oszczep
Rzucony leci w walczących tłum,
Nie pędzi on tak hardo, bym go nie zatrzymał,
Gdy wzrok mój go dosięgnie.

Pieśń szóstą znam, jeśli mię zrani ktoś
Drzewa korzeniem świeżym,
Człowiek, co nienawiść ma wzniecić
Szkodę niech większą od mojej poniesie.


Siódma znam: gdybym ujrzał płomień wysoki
Nad towarzyszami w sali,
Nie płonie tak szeroko, bym go nie ugasił;
Taką pieśń umiem śpiewać.

Ósmą znam pieśń, co wszystkim jest
Pożyteczna:
Gdy zawiść powstanie sród władcy synów,
Umiem ją wraz uśmierzyć.


Dziewiątą znam: gdy muszę ratować
Ma łódź pędzoną po morzu,
Wicher uspokoję na fali
I uśpię całą wodę.

Pieśń dziesiątą znam: gdy czarownice ujrzę
Lecące w powietrzu,
Wtedy tak uczynię, że się zabłąkają,
Postaci swej nie odnajdą,
I nie odnajdą swej duszy.

Jedenastą znam: gdy mam na bój
Druhów wieść,
Śpiewam w tarcze, a oni siłą naprzód pędza,
Zdrowi do boju
I zdrowi z boju,
Żadna ich szkoda nie spotka.

Dwunastą pieśń znam: gdy widzę wisielca
Na drzewie kołyszącego,
Tak rysuję runy,
Że człowiek zstępuje
I ze mną mówi.

Pieśń znam trzynastą, gdy chłopca małego
Pokropię wodą:
Nie zginie on, choć w bitwie się znajdzie,
Nie padnie pod ostrzem miecza.

Czternastą znam, umiem ludziom
Wyliczyć rozmaitych bogów,
Wiem wszystko o Asach i Alfach,
Mało kto pośród mądrych to wie.

Pietnastą pieśń, którą Thjodroerir karzeł
Śpiewał przed drzwiami Delling:
Siłę przepowiadał Asom, powodzenie Alfom,
Jasny umysł Hroptatyrowi.

Szesnastą znam pieśń, gdy uczciwej dziewczyny
Miłość chcę mieć, i rozkosz,
Omamię jej zmysł - śnieżne ma ramiona -
I przemienię wszystką jej wolę.

Pieśń siedemnastą znam: wiem, ze mi nie umknie
Młodziutkie dziewczę.

Pieśni tych, zapewne, Loddfafnir,
Długo brak odczuwałeś,
Wyjdzie ci na dobre, jeśli przyjmiesz,
Pożytek będziesz miał, jeśli weźmiesz,
Porzebę zaspokoisz, gdy odbierzesz.

Pieśń osiemnastą znam, której nigdy nie zdradzę
Żadnej dziewczynie - ni innej niewieście -
Tajemnica jest zachowana, gdy tylko jeden wie,
To rzec chce kończąc pieśni
Tylko tej jednej, która mnie zamknie w ramionach,
Lub może - mej siostrze.*

Przy samym końcu znów stanęła przy głowie Bestii. Odrzuciła patyk, obeszła jeszcze raz sprawdzając czy wszystkie runy są dobrze narysowane i stanęła na północy kręgu wyciągając ramiona ku górze.
- Na moc runicznego kręgu, wzywam o pomóc Asów i Wanów, by oczyścili to co splugawione i przywrócili właściwy początek! - Zakrzyknęła i stanęła na wschodzie kręgu. - Na moc runicznego kręgu, wzywam wszystkie cztery żywioły by oczyściły to nieszczęsne stworzenie i przywróciły właściwy porządek. - Kolejne kilka kroków i stanęła na południu. - Na moc runicznego kręgu wzywam Sol, by dziecię swe uratowała! - I znów kilka kroków. - Na moc runicznego kręgu wzywam Hell, by plugastwo zabrała tam gdzie jego miejsce lecząc niesczęśnika, do którego przylgnęło! - Powróciła na północ kręgu i padła na kolana ciągle wyciągając ręce ku górze. - Wysłuchajcie błagania służki Waszej. Niechaj tak się stanie!
- Patrz, patrz! - głos ponaglił volvę.
Na drzewie nad wieszczką i bestią wylądował ptak. I zaraz po nim drugi.
Jeden z nich kraknął gromko. Drugi odpowiedział mu tym samym.
- Widzisz, dziecko mroku? - dopytywał nadal ochryple szept.
- Widzę i dziękuję. - Szepnęła jedynie nie potrafiąc słów więcej odnaleźć na to co działo się przed jej oczami.
Kruki sfrunęły z drzewa tuż w okolice wieszczki. Tam gdzie wylądowały dwóch mężczyzn się pojawiło.


Kruczoczarne wlosy splątane, posplatane, zmierzwione opadały im na ogorzałe twarze, z wydatnymi nosami. Ubrani byli w liche szmaty poprzecierane tu i ówdzie, gdzieniegdzie mając jednak bogate zdobienia. Każdy za to ozdób świecących miał na sobie multum. Na boso byli.

- Hugin, Munin… - wyszeptał Freyvind słabym głosem. Oczy szeroko otwarte miał chłonąc tę scenę. Chyba nawet nie wzrokiem a całym sobą. - Odyn Cię wysłychał Elin! - rzekł głośniej i z mocą.
Był przejęty, obcował właśnie z krukami Najwyższego. Myśl i Pamięć, dwa boskie ptaki przez dzień zbierające wieści ze świata, a po zmierzchu szepczący je Jednookiemu.
Huginn ok Muninn fliúga hverian dag
iörmungrund yfir;
óomk ek of Huginn, at hann aptr ne komit,
þó siámk meirr um Muninn.
Recytował Grimnismál, urzeczony, wpatrzony, prawie skamieniały z przejęcia.

- Odejdź teraz. - zaskrzeczał jeden z nich do Elin.
- Daleko - dorzucił drugi.
- Dziękuję… - wyszeptała pokłaniając głowę i wstała szybko, by się wycofać. - Chodźmy stąd - rzekła do wilczycy, co obok niej stała zdezorientowana.
Razem podeszły do skalda i skierowały kuchowającemu się między drzewami bersekera.
Zza pleców volvy zaś zaczęły dobiegać zaśpiewy, w języku którego nie znała, jednak któren struny jej duszy szarpał jak palce skaldów szarpią struny lutni.
Wyczuwała narastającą energię, budzącą się do życia, kłującą skórę twarzy i ramion. Wilczyca chyba też to odczuła bo uszy płasko po sobie położyła i z ogonem podwiniętym nura dała pomiędzy drzewa.
- Szybciej. - Ponagliła wszystkich volva biegnąc już niemal. Może i poczuła na sobie wzrok Freyvinda podążającego za nią, lecz zbyt wiele się działo by nań spojrzeć. On ze smutkiem, ale i złością wynikającą z zazdrości na wieszczkę spoglądal, choć zawiść to jeszcze nie była.
W jednym zza pnia widocznym oku Pogrobca, co szkarłatem całą scenę mierzył jak oczarowany, volva zobaczyła coś dziwnego. Przypatrywał się kruczym postaciom bez jednego słowa, ani drgnąwszy.
- Volundzie! - Krzyknęła Elin podbiegając do niego i ciągnąc go za rękę. - Musimy iść.
Nim słowa jej przebrzmiały przesiekę zalało jaskrawe światło słoneczne. Ciepłe, skrzące od barwy życia, pachnące niemalże istnieniem. Wadera pisnęła lekko i przyspieszyła biegu by poza zasięgiem śmierć niosącego światła się znaleźć, takoż i skald uczynił. On jednak wstrzymał się po kilku krokach i odwrócił patrząc na szokującą scenę jaka między drzewami się odbywała. Pogrobiec byłby może też stał i patrzył dalej jak w lunatycznym transie, jak często zdawał się na świat patrzeć. Patrzył na scenę wzrokiem, jakim patrzy się nie na rzeczywistość, lecz na to, co umysł jawi w tych chwilach. Głos volvy jednak jak gdyby barierę jakąś przebił. Nagle Volund zdał sobie sprawę, że Elin jest tuż obok. Za rękę ją do siebie przyciągnął by zasłonić drzewem i sobą samym jeśli zdoła.
Krąg światła przesączał się przez drzewa i krzewy, topił śnieg. W promieniach Sol, dwaj mężczyźni nad bestią się pochyliwszy szybkim ruchem dłoni zakończyli jej żywot. Każdy z nich z szacunkiem uchwycił ramię spaczonego wilkołaka i wpatrywał się ciekawie. Jeden z nich ponownie krukiem się stał i nad lewą dłonią monstrum się pochylił. Szybko mocny dziób wbił w sam środek i coś wyciągnął… co zadyndało przez chwilę jak obrzydliwa zabawka. Podrzucił wyrwany ochłap w powietrze i złapał w otwarty dziób. Spuszyły się pióra wielkiego, czarnego ptaka. Gardłowe krakanie poszybowało w powietrzu.
Drugi zaś uchwycił nieżywą potworę i przez chwilę się siłując, począł znikać. Jego towarzysz odczekał aż całkiem drugi świat ich przyjmie i pofrunął za nimi. Przesieka pusta została, choć słońcem nadal wypełniona.
Słońce nie dawało ciepła w zimę, a w lato skrzyło goracem tak, że człowiek rozpływał się w kolczudze. W słońcu nie było widać palonych domostw tak pieknie jak po zmierzchu. To w zimowe noce ludzie w langhusach siadali przy świecach i opowiadali sobie sagi, to po zmierzchu biesiady dochodziły zawsze do najlepszych części. Frey wolał noc jeszcze jako śmiertelnik, ale tu teraz prawie łza krawa mu po policzku pociekła. Od pół wieku nie widział takiej żywej jasności. Ot czasem jedynie poblask jutrzenki rozjaśniającej niebo na wschodzie, gdy jak w Ribe w ostatniej chwili schronienia szukał. Widzieć promienie słońca i nie czuć od nich palącego bólu… Skald oderwać oczu nie mógł, wiedząc że może nie tyle pierwszy raz od półwiecza, co ostatni raz w swym nieżyciu to widzi.
- Chodźmy stąd… - Szepnęła wieszczka ciągle w ramionach Volunda bojąc się głowę unieść i spojrzeć na to co czyniły Kruki Odyna.
Pogrobiec rękoma Elin do siebie tulił, jakby skryć ją przed światłem zamierzał. Z jego oczu szkarłat odszedł, gdy spojrzenie skierował na światło. Oglądał je, gdy Bestia w nim się szarpała wysiłkiem woli, blesnym prawie i całkiem pustym. Twarzy umarłego nie mógł nikt dostrzec, tedy i dostrzec nie było dane, że gdyby żył, byłaby to twarz w tej chwili obmyta łzami.
Krok po kroku, volvy nie puszczając, począł od słońca odchodzić, jak w tańcu niemal. Chciał skryć Widzącą przed światłem, które prawie nań czerwony lęk znowu sprowadziło… sam nie mógł przestać patrzeć.
Elin z kolei patrzeć nie chciała. Wiedziała, że wzbudziłoby to zbyt wielką tęsknotę za czymś co dawno już jej zabrano. Wystarczało to, że niemal czuła promienie i ich energię na skórze. Szła powoli z Volundem uparcie nie podnosząc wzroku. Freyvind niechętnie za nimi się udał. Ku światłu nie odwrócił sie już ani razu.
Oddalili się choć blask dnia za nocy wciąż wyraźnie widać było, gdy Pogrobiec nachylił się ku uchu volvy, wciąż nie odrywając spojrzenia od cudu.
- Jeśli chcesz zobaczyć… trzymam cię. - szepnął z jakąś dziwną tęsknotą w głosie.
Westchnęła cichutko i niepewnie głowę uniosła patrząc na odległy blask. Z jedynego oka łza krwawa spłynęła i szybko odwróciła głowę.
- Dziękuję. - Powiedziała jedynie.
Po tym cofnęli się dalej, aż blask dnia był tylko odległą łuną. Gdy Volund sam już nie odczuwał Bestii próbującej jak klatkę rozerwać okowy jego umysłu, zdjął ramiona z Elin, puścił kobietę. Sam jeszcze stał wpatrzony w odległe miejsce.
Stanęła przy jego boku kładąc delikatnie dłoń na jego ramieniu jakby wesprzeć go chciała i również w łunę się wpatrzyła.
Czarny pysk rękę Volunda ucapił i pociągnął.
Wadera uchwyt zębów odpuściła i ruszyła w las ocierając się o skalda, który szedł w stanie podobnym w jakim wczoraj z lasu wracał. Przejęty, zasmucony, na volve wciąż zazdrością zerkając. Cichy i z gniewu zdało by się całkiem wypruty..
Volva zamyślona i zdawałoby się również zasmucona szła za wszystkimi niewiele na otoczenie zważając.



__________________________________________________ ___________
*Havamal
 
Blaithinn jest offline  
Stary 28-07-2016, 23:05   #72
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Powrót do Jelling

Niedługo przed świtaniem zarysy chat Jelling ujrzeli.
Mieszkańcy osady już pierwsze prace rozpoczynający przyglądali się im. Niektórzy z uśmiechem, niektórzy łypiąc spod oka. Młodzi "hirdmani" co ich Jarl Bezdroży na straży mieszkańców ostawił, opadli go z krzykiem, domagając się opowieści. Jorika i Jensa z nimi nie było, za to wyspani i pełni energii Knut i Ragnar nadrabiali ich nieobecność.
- I so? I so? Opowiadaj, wocu, opowiadaj!
Skald jednak zamyślony, jakby we własnym świecie pozostawał i nie zwracał większej uwagi na to co wokół niego.
Za to Gudrunn warknęła na nich kilka razy ale jakoś bez przekonania, kierując się do halli, gdzie i Frey podążył, jako również Volund i Elin.

Wkroczyli do domostwa, do którego promienie słońca się nie przebijały. Każde odczuwało już skutki świtu w każdym kroku. Każde myślało o śmierci na czas dnia. Skrzynie czekały w langhausie, co zbyt mały był by to miano nosić.
Pogrobiec raz jeszcze wzrokiem pozostałych afterganger obdarzył. Spostrzegł, że volva nieco mniej jęta magią, klątwą, darem i sennością od niego teraz, gdy nienawistne słońce nad horyzontem wstawało. Nie mając dość sił by podejść nawet, tak do niej rzekł:
- Elin… jeśli zdołasz. Śmiertelnym nakaż, by trumnę mą gdy tam legnę zabili, zastawili. - Wzrok przemęczony oczu martwych ku trumnie skierował. - Przede mną się zbudzicie… wówczas… nim mego głosu nie usłyszycie, nie otwierajcie.
I odpowiedzi nawet nie czekając, z ulgą wkroczył do skrzyni przeznaczonej mu jeszcze na wozach i do snu na wznak, z dłoniami na piersi złożonymi zaległ prawie natychmiast.
Podchodząc do swojego drewnianego schronienia na te noc, Frey na nikogo wzroku nie podnosiłł, do nikogo głosu nie wydobył. Położył się tylko i tak jak po przebudzeniu tak teraz na powałą patrzył, nim dzienna niemoc go nie chwyciła i oczu mu nie zamknęła.

Wieszczka głową skinęła i za Gangrelką poczęła się rozglądać. Gdy ta ubrana już w ludzkiej postaci się pojawiła podeszła do niej.
- Volund, chciałby żeby skrzynie jego zabito i otworzono dopiero, gdy da znać.
Lodowooka spojrzeniem jej smutnym rzuciła.
- Rzeknij tam, Egilowi. On przypilnuje.
Skinęła głową.
- Jeszcze rzecz jedna Gudrunn… - powiedziała zmęczonym głosem. - Myślisz, że ludzi można by na polanę wysłać, by tam te ciała popalili?
Wilczyca z Jelling skrzywiła się.
- Śladów powracających nie było. Ale to nadal ryzyko. Mogę spytać - dodała po namyśle - Może ktoś będzie chętny. - Ruszyła się z legowiska w skórach. - Jeśli ruszać tam mają to w ciągu dnia.
- Oczywiście, w nocy to my byśmy mogli się tym zająć… ale jeśli zrobią to w pod Sol światłem będzie miało większą moc. Jak uważasz, możemy sami w noc nastepną.

Gudrunn ruszyła do starszego męża by rozkazy wydać:
- … ludzi znajdź i wyślij by polanę oczyścili z trupów. Starszych wojów i dwóch młodych. - Klepnęła Egila w ramię zmęczona, gdy o skrzynię Volunda i życzenie Elin zadbała.
Sługa nieco zadziwiony rozkazem nawet zbyt nie protestował. Jakiś cień po obliczu mu przemknął. Skłonił się Pani na Jelling i volvie by odejść.
- Dziękuję. Nie przeszkadzam Ci już. - Skinęła głową i do swojego schronienia się skierowała. Nim jednak oczy zamknęła modlitwę dziękczynną wypowiedziała i drugą w trosce o Agvindura.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 31-07-2016, 15:51   #73
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Jelling - następny wieczór
Elin jak zwykle pierwsza się zbudziła i po ludziach poczęła się rozglądać, czy Egila gdzieś nie dostrzeże, gdy w halli go nie dostrzegła podeszła do jednej z kobiet.
- Gdzie Egila znaleźć mogę?
- W chacie swej, tej narożnej, pewnie śpi, dopiero co na spoczynek poszedł.
- odpowiedziała jedna z kobiet przy palenisku.
- To budzić go nie będę, czy ktoś ruszył na polanę za dnia? - Zapytała.
- Juści, poszli. - pokiwała głową - wrócili przed zmierzchem.
- Wszystko dobrze poszło?
- Nic nie mówili, żeby nie… cali wrócili. Znaczy, dobrze.

Skinęła głową z ulgą.
- Jak dziewczyna się czuje?
- To trzeba by Anni pytać. Ona nią się zajęła.
- Nie śpi jeszcze?
- Powinna w chacie być z nią tam. Nie odstępowała od niej cały dzień i wczorajszą noc.
- Dziękuję.
- Skinęła głową i chciała ruszyć w stronę chaty gdzie zaniesiono Chlo ale głód już tak wielki ją dręczył, że najpierw ruszyła ku stajni. Wół wczorajszy wieczór przeżył miała się więc na czym pożywić.
Każdy krok był jednak coraz trudniejszy i gdy stanęła przy zwierzęciu drżała cała. Była głodna, potwornie głodna, a bestia od walki na polanie stała się czujniejsza. Musiała się napić, po prostu musiała. Walka z samą sobą trwała tym razem znacznie dłużej ale w końcu volva się przemogła i zatopiła kły w wole. Czuła obrzydzenie do siebie ale życiodajny płyn przełykała łapczywie i powoli, powoli odzyskiwała siły, podczas gdy zwierze je traciło. W końcu potężny wół padł, a ona cicho zaszlochała. Wyszła zataczając się lekko i poinformowała o martwym wole pierwszą napotkaną osobę, po czym ruszyła ku chatce, w której spała Chlotchild.




Po przebudzeniu skald również skierował się ku chacie w której ostawił swe sługi, a na ich straży Jensa i Jorika. Kolczugę poszarpaną dwie noce temu przez Volunda i wilki po drodze rozerwał aż kółka strzeliły na wszystkie strony. Rzucił ją gdzieś ku zagrodzie świń. Minę miał zaciętą choć wciąż jakimś bólem podbitą, wzrok zaś czujny.
Chłopcy na kroki wchodzącego zerwali się z rumorem.
- Jarlu! - obaj powitali Freya z ulgą i radością. - Jak wyprawa poszła?
Bjarki spał obok Chlo skulony pod skórą niedźwiedzia. Franka wyglądała wciąż blado, ale dychała jakby spokojniej.
- Wilków i rodzin ich nie zoczyliśmy, uszli. Jeno potwór z najgorszych koszmarów… ale on już Jelling nie zagrozi. - Skald odrzekł nie patrząc na chłopców, a jedynie na twarzyczkę dziewczyny i na surowe jednookie oblicze Grima. W końcu obrócił wzrok na młodzików. - Jens, Jorik. Dziękuję Wam.
Obaj głowami skinęli, a Jorik wpatrywał się niemal natarczywie w skalda.
- Budziła się w nocy?
- Kilka razy… ale godi nią się opiekował… majaczyła coś w gorączce.
- Co mówiła?
- Nie po naszemu...
- Obaj zrobili nieco przepraszające miny, Jens po czuprynie się podrapał niepewnie. - Ale Lokiego imię się pojawiało… - dodał ciszej.
Freyvind zacisnął szczęki.
Franka nie wierzyła w Asów i Vanów cześć oddając wrogowi Ukrzyżowanego. To co do głowy mu przyszło…
- Bratu mówiłeś? - Spojrzał na Jorika z zaciśniętymi zębami.
Jorik pokiwał łbem.
- Mówiłem. Brata naszego nie zostawi samego, żeby z nami ruszyć…
- A oni za młodzi by się zająć sami. Niech idzie, jeśli go weźmiesz i na hirdmana wyszkolić się zgodzisz. Mocny jest.
- Jens walnął młodszego brata między łopatkami aż zadudniło.
- Ty, Joriku, do rana masz czas, lub do mego wyjazdu, gdybym wcześniej ruszał. - Skald zacięte, gniewne spojrzenie skierował na chłopca. - Czas by przemyśleć nie to czy ruszyć chcesz ze mną, ale to czemu miałbym cię zabrać. Nie utrafisz. Zostaniesz. Ty zaś Jens… - spojrzał na starszego. - Gryząc dumę zostałeś na ma prośbę by bronić potrzebujących. Teraz wolisz zostać, by chronić tych, co opieki wymagają. Dobry Karl Jelling kiedyś z Ciebie będzie.
Jens otworzył usta, lecz nic nie powiedział zaskoczonym będąc na słowa Freya.
Jorik spojrzał niepewnie to na brata to na wampira i skinął głową.
- W halli mam Cię szukać jarlu? - chciał odpowiedź swą przemyśleć.
- Znajdziesz. - Skald kiwnął im wskazując, by się oddalili.
Wzrok ku otwieranym drzwiom obrócił i do Elin podszedł, która wchodziła właśnie do chatki w ciągle podartej sukni i rozczochranych włosach.
- Lepiej wygląda, budziła się w nocy, dobry to znak, nie uważasz?
Skinęła lekko głową.
- Musisz być cierpliwy, tą bestię co ujrzała na polanie. Pewnie czasu potrzebuje by dojść do siebie - powiedziała łagodnie. - Ale jeśli się budziła, to już jakaś poprawa jest… - Zamilkła na chwilę, by kontynuować zaraz. - Ludzie spalili ciała na polanie - rzekła.
Nie wyglądał jakby spalenie szczątków jakoś go obeszło.
- Wedle słów Volunda to nie ona bestię widziała, chyba że gdy złe na wierzch wychodzi, ona wciąż… ale nie pamiętała przecież za wiele z ucieczki w las nad Engelsholm. - Urwał i zastanowił się nad czymś.
W końcu podjął:
- Ona myślą nieprzyjacielowi Ukrzyżowanego służy. Naszym bogom czci nie oddaje, a chłopcy mówili mi, że budząc się Lokiego imię wzywała. Masz na to wytłumaczenie, Elin? - zagryzł szczeki jakby desperacko chciał by miała.
Zastanowiła się chwilę.
- Może Pan Kłamstw za nieprzyjaciela syna Maryi się podaje? - odpowiedziała z namysłem. - Mi czasami Chryst Baldra przypomina, w niektórych słowach. Może dlatego? - Spojrzała na Freya z namysłem.
- Zachłanny Odyna, Maryja Frigg - pokiwał głową. - Wiele podobieństw. Elin… - Ból wspomnień na twarzy mu sie pojawił. - Pamiętasz jak w Ribe Ci mówiłem, żem przez Lokiego przeklęty? Mówiłaś, że historię tę znasz. Śmiertelnikiem jeszcze wtedy byłem…
- Pamiętam.
- Czekała spokojnie na ciąg dalszy z łagodnym spojrzeniem błękitnego ślepka.
- Gdym ubił morderce czempiona Pana Kłamstwa, któren sam się nim stał po tym jak poprzedniego zarżnął, poczułem coś. Coś chciało w myśli mi się wedrzeć, przejąć nade mną władzę. Silnym, nie dałem się. Możliwe to by pół wieku później…? - Nie dokończył, spojrzał jedynie wymownie na śpiącą Chlotchild.
- Tylko czemu by reagował na krześcijańskie modły? - Westchnęła cicho. - Jeśli pragniesz, zapytać run mogę. Może udzielą odpowiedzi.
- Może Zachłannego nie ma, a głupcy z południa tak Odyna wyznają. Może legenda o Ukrzyżowanym to bzdura, a oni cześć Baldrowi… Tedy Lokiego swym szatanem widzą. Bogu za jedno jaki język kto wymawia.
- Frey definitywnie przechodził jakiś kryzys.
- Obawiam się, że Zachłanny jednak jest, może u nas ludzi mamią podobieństwami jeno, by łatwiej było złapać ich w jego sidła. Widziałam przyszłość na polanie, Freyvindzie. Jeśli nic nie zrobimy, to przyjdą słudzy Chrysta i to miejsce swoim uczynią. Oczyszczą je ale energia nie będzie mogła swobodnie płynać, bo jej na to nie pozwolą… Nasi Bogowie nie pozwoliliby na coś takiego.
- Cała Dania lada dzień rozgorzeje wojną. Po tym co zrobilismy, gdy wilki się skrzykną i zemstę zaplanują, wszędy na einherjar uderzą. A tamci wejdą
- mówił to z mieszaniną furii i rozpaczy na twarzy - dobiją tych co zostaną. Bośmy tu porażki zaznali.
Ujęła twarz skalda w dłonie swoje zmuszając go by spojrzał jej tym samym w oko.
- Czy to coś wczoraj widział, to porażką było? - Zapytała cicho. - Bogowie jeszcze się od nas nie odwrócili. Jeszcze mamy szansę. - Głos jej stwardniał.

Miękkie kroki bosych stóp zawiadomiły wszystkich o przybyciu ich brata krwi. Spokojnie stanął w drzwiach chaty, ewidentnie słysząc ostatnie zdanie.
- Wielkie rzeczy są omawiane w tym skromnym miejscu.
- Ode mnie się odwró…
- urwał. Odpowiadał volvie w tym samym momencie gdy Pogrobiec wszedł.
Odruchowo skald cofnął się by być między berserkerem a łożem na którym spała Franka, spiął się widocznie.
- Witaj, Volundzie. - Płynnie przeszedł z tego co mówił do Elin, do powitania, choć w tonie miał niepokój i dzikie zdecydowanie.
- Witaj… Freyvindzie. - skald mógł przysiąc, że przez sekundę, jak raz gdzieś kiedyś jeszcze, kąciki ust Pogrobca uniosły się ledwo dostrzegalnie w uśmiechu niezrozumiałym, lecz równie dobrze przywidzenie do być mogło. Pogrobiec brunatną tkaniną jak peleryną nagie ciało okrywał, z ramionami pod spodem trzymając ściągnięty materiał. Bosostopy wkroczył do chatki, nieśpiesznie.
- Witaj i ty… Elin. - wyciągnął dłoń i położył na jej ramię na chwilę jeno, w poufałym geście, lecz wyminął ją, wzdłuż ściany idąc, na razie daleko od łoża chorej - naprzeciw niego całkiem - nie chcąc powodów do większego niepokoju jeszcze skaldowi przysporzyć. Skald obracał się osłaniając łoże w rytm kroków Pogrobca.
- Witaj, Volundzie. - Volva uśmiechnęła się ciepło do Gangrela. - Skorośmy wszyscy ustalić trzeba co robimy. - Powiedziała patrząc z lekkim uniesieniem brwi na poczynania obu aftergangerów. - Byłabym za tym by jeszcze raz na polanę wrócić.
- Odynowi wyprawę ofiarowaliśmy, dał nam śmierć i zwycięstwo smakujące popiołem. Freyi ofiarowaliśmy drugą, wzrok swój odwróciła. Może teraz Thorowi, a nuż burza będzie
- skald zakpił gorzko wciąż Volunda obserwując.
- Nie chciałem przeszkadzać w tak ważnej rozmowie. - rzekł Volund na to, jakby niechętnie i cicho się odzywając, jedną ręką trzymając tkaninę co się nią owinął - Zwłaszcza, że o przyszłość Danii się roztacza, czy z wilkami wojna czy pokój. - rzekł tylko. Wzrok z twarzyczki Chlo na Freyvinda przeniósł.
- I rację masz. Nie bogowie, lecz my musimy działać. Niegodnym zwycięstwa nie zapewnią.
- Prosiliśmy Odyna o pomyślność wyprawy by Sigrunn odzyskać. Na próżno. Dziś Hugin i Munin zstąpili aby wilcze ścierwo z okowów splugawienia ratować. Wszechojciec wilka wspomógł, nie swych einherjar. Łaskę Asgardu straciliśmy.
- Zatem czas własnymi siłami krystijany do ich boga odesłać, i przychylność Asgardu czynami ponownie ubłagać.
- mówił z pewnością siebie, lecz jakimś innym podejściem do bogów, Pogrobiec. Ewidentnie nie na Freyvinda jedynego ostatnia noc wpłynęła.
Elin wargę zagryzła gdy o Sigrunn Freyvind wspomniał.
- Zstąpili na moje modlitwy, więc jeszcze źle z nami nie jest… - Westchnęła cicho. - Może… może to też znak, że zdołamy z lupinami się porozumieć. Jeno znaleźć ich trzeba…
Frey ważył te słowa.
- Dziś raz jeszcze…? Spróbować? - spojrzał na oboje.
- Zanim wam odpowiem coś… - w głosie Pogrobca była jakaś… żółć. Chłodna niechęć? Irytacja? - Rzeknijcie mi, gdzież Sighvart, gdzież Agvindur?
Zdziwiona na Volunda pojrzała, w oku smutek błysnął na emocje zawarte w głosie Gangrela.
- W Ribe już zapewne… - Odpowiedziała cicho.
Pogrobiec zmrużył brwi w zdziwieniu, patrzył na nią to na skalda.
- Tak śpieszno…? Lecz… tej samej nocy mię ze stuporu… - nie rozumiał.
- Wyjdźmy. Im odpoczynku potrzeba. Jej szczególnie. Nam tu nie rozprawiać.
- Oczywiście. Masz rację.
- ściszył głos prawie do szeptu Volund. - Wybacz.
Skinęła głową zawstydzona i wyszła na zewnątrz.

Gdy owiał ich chłód nocy, Frey spojrzał na oboje. Ostatni wyszedł bacząc by opuścić chatę po Volunddzie cały czas osłaniając łoże od niego.
- Agvindur uparty, jak zawsze. Ludzi chce swych chronić, samemu ryzykując. Rozumiem go. Wsparcia od niego nie będzie.
- Pędzili co koń wyskoczy, Gudrunn mówiła, że drugiej nocy powinni być na miejscu.
- Odpowiedziała Volundowi na pytanie.
- O ile dzień przetrwali - gorzko dorzucił Frey.
- Wiedziałabym, gdyby coś mu się stało. - Wyrwało się Elin ze złością, szybko oczy spuściła. - Po prostu bym wiedziała…
Pogrobiec nie patrzył na żadne, a gdzie pomiędzy nich gdy wynikła krótka konwersacja.
- Lecz dlaczego…? - zadał pytanie, jakie mógł tylko berserker co kraje Greków odwiedził. Przypomnieć sobie mogli, że berserkera nie było, gdy stosy pierwszy raz zapłonęły, gdy volva Agvindurowi o Widzeniu swym doniosła.
- Tam… na polanie ujrzałam pięć wilków w okolicy Ribe. A potem… rozmawiałam z ich przywódcą, który wyraźnie powiedział, że Ribe zapłaci za to cośmy uczynili... Agvindur więc ruszył ratować, to co jeszcze zdoła ocalić…
Volund spojrzał na nią i delikatnie usta z wrażenia rozwarł na chwilę na niespodziewane wieści. Po chwili jednak znów kreską na pięknym obliczu były. Patrzył znowu na nie wiadomo jaki punkt.
- Pięć lupinów może Ribe samo puścić z dymem. Niemożliwym by zdążyli. Jeśli nawet… - umilkł.
- Nie - odparł skald. - Ludzie w kupie silni, odwagę czerpią od siebie. Gdy dość ich jest nie poddają się tak wielce przerażeniu, a gdy twardzi woje tym bardziej, lub gdy do stracenia nic nie mają. W Ribe tysiąc ich? Więcej? A te kurwie syny krwawią jak włócznię w nich czy bełt wrazić. Mogą rzeź uczynić, ale Ribe nie padnie.
- Nikt silny, gdy nocą zaskoczony.
- wyszeptał Pogrobiec - Woje włóczni w ciemności nie wrażą. Hird kupą jak lupin nie biegnie. Gniew… - odwrócił się i podszedł dwa kroki, by ciężko oprzeć o ścianę chaty - Daje wiele pomyślunku. A niewiele go potrzebują, by ogień Lokiego wzniecić… i ognia chronić dość długo, by dalej sam Ribe mógł strawić.
- Jednego z Pomiotu przy wyrąbanej ścianie Grim, Chlo i thrallka Karina wstrzymali. Słudzy krwi, a jakże. Tam o domostwa więcej będzie walczyć. Lub już walczyło. Nie lekceważ ludzi jak ród Ivara.
- Gdybyśmy mieli tysiąc Grimów, to i Zachłannego bym się nie lękał.
- powiedział zmęczony Volund - Nie lekceważę, bracie. Lecz… Widziałeś, ile uczynić mogą. Nie muszą szponami każdego woja ubić. Znajdą drogę, a Ribe nie ma kto ostrzec i… - zastanowił się.
- Pewnym, że jak szkodę swą uczynią… ku Jelling ruszą.
- Obawiam się, że atak na Ribe był tej samej nocy co nasz… Więc gdyby chcieli zaatakować Jelling pewnie już by to zrobili, a tymczasem ludzie spokojnie na polanę w środku dnia poszli i ciała spalili. Nie ma ich tutaj… przynajmniej narazie…
- Raz jeszcze próbujemy?


Pogrobiec spojrzał na twarz Freyvinda i długo się przyglądał. Potem to samo uczynił, Elin się przypatrując. Na koniec pomiędzy nich, znowu w pustkę jakowąś był zapatrzon.
- Nie będzie pokoju z lupinami. Nigdy nie wybaczą.
- A jeśli zdołamy sposób na ocalenie źródła znaleźć? Wszak z bestią się udało...
- Rozpacz w głosie volvy się pojawiła.
- Też tak myślę. Nie wybaczą - Frey pokiwał głową patrząc na Volunda. - Ale wojna otwarta między Einherjar a Synami Lokiego w Danii, to śmierć dla nas z rak tych co z południa idą. Śmierć obyczajów, bogów. Spróbować to jedyne, co możemy.

Słowa jednak skalda, spokojne, mogły ucichnąć lub przejść ciszą, kończone akurat gdy Volund, niezmiernie prędce, z eksplozją tego co wcześniej volva dostrzegła - w sekundy ułamek, chyżością przecząc swej ospałości - był tuż przy niej.
- POMORDOWALIŚMY ICH BRACI! - potężny głos poniósł się aż po lesie - PRZEGNALIŚMY ICH RODZINY! - “rodziny” powtórzyło gdzieś echo. - [size=2]ZBESZCZEŚCILIŚMY ŚWIĘTE MIEJSCA![/size]
Ciężko było stwierdzić nawet, czy Gangrel bliski Bestii był, lecz tak właśnie to wyglądało, gdy przepiękne oblicze potwornie ściągnięte było, wykrzykując słowa Wieszczce w twarz.
- NIE WYBACZĄ! NIGDY!
Nigdy. Nigdy. Nigdy. Poniosło się echo.

Freyvind aż cofnął się, choć Volund nie na niego krzyczał.
Elin w pierwszej chwili skuliła się na tak niespodziewaną reakcję ale nagle… Spokój kompletny w jej oku zagościł. Brwi lekko zmarszczyła.
- Nie wybaczą, powiadasz? - Zapytała spokojnie Helleven. Pogrobiec stojący tak blisko niej mógł dostrzec niezwykłą przemianę w mimice i spojrzeniu volvy.
Echo wspominało słowa Volunda gdy we Freyvindzie na powrót rósł gniew.
Do tej pory bliski rezygnacji, bólu, spokojny rozpaczą, teraz wychodził z niego szał.
Spojrzał na Volunda przytomniej, z werwą, z błyskiem w oku. Krzyk berserkera obudził skalda, nie bestie.
- Wtedy…. Bracie przez krew, jak na tej polanie. Poniesiemy im smierć. Zniszczenie. Rzeź. - Postapił krok ku Volundowi. - Ich łby zatkniemy na palach. - Kolejny. - Ich serca zeżremy rzygając potem szatkowanym mięsem. - Kolejny krok. - Zostawimy w ich świętych miejscach to, co zostawiła bestia, jaką uwolnił demon siedzący w Chlo. - Stanął twarzą w twarz z Volundem. - Wyrżniemy wszystkich w Danii, choćby tylko Ty i ja, gdy w Hedeby kościoły będą stawiać. Ale choć spróbować, trzeba. Pokoju.
Pogrobiec ciężko dyszał, oczyma uważnie przyglądając się volvie. Nie był już tak ranny, jak przez ostatnie noce i nie trudem było mu dostrzec, co się poczyniło. Lecz myśli jego wypełniały słowa Freyvinda. Skald podchodził, przepowiadając jak gdyby sam Wieszczył, zaklinając, a słowa jego miało moc i mówiły prawdę, którą Pogrobiec znał.
- Tak - powiedział jeszcze oczy w oko z Helleven, poczem na pięcie cały się ku Freyvindowi zwrócił, już bez płachty materiału porzuconej, gdy zrywu swego dokonał. - Co zaczęli na thingu w Ribe… ich końcem będzie. - był jeszcze przez chwilę, litościwie krótką, jakiś ślad skręcającego się sumienia i człowieczeństwa świadomego, co oznacza ta zgoda, ta umowa, to bractwo dla wielu niewinnych… lecz chłodny rozum i żądza krwi berserkera wnet zadały temu koniec.
- ...i początkiem odporu dawania Ukrzyżowanemu.
Powoli, jak więdnięcie kwiatu, na twarzy berserkera pierwszy raz wykwitł trwały uśmiech. Okrutny. Żądny krwi. Widzący śmierć.
Pełen pychy.
Lecz oczy skalda uznaniem obarczały, volvę jak gdyby omijając, jej sumienie i dobroć wypierając w tej chwili.
- Jak nie wybaczą to ich zmusimy, by zechcieli zawrzeć pokój. - Odparła spokojnie wieszczka przyglądając się jej braciom krwi z zainteresowaniem. - Zdecydowane zatem. - Uśmiechnęła się leciutko.
- Pokój, albo krew i rzeź. I naszym i im - skald rzucił z błyszczącymi oczyma. - Pokój, albo Ragnarok.
Widać było w oczach Pogrobca, że poza zadowoleniem z Freyvinda, nadzieje jego… nie na porozumienie.
- Pokój… - powtórzył, prawie z rozkoszą wypowiadając słowa, jakby delektował się krwią jeszcze nie przelaną - Albo Ragnarok.
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!

Ostatnio edytowane przez corax : 31-07-2016 o 18:50. Powód: kursywa
-2- jest offline  
Stary 31-07-2016, 18:52   #74
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ
 
corax jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:16.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172