Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-10-2016, 21:45   #21
 
cyjanek's Avatar
 
Reputacja: 1 cyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputację
Zamurowało go. Oblizał wargi nie wyczuwając nic niezwykłego. Może trochę spierzchnięte, lecz śladu zionięcia ogniem. “Co kurwa… od kiedy jestem żywym miotaczem ognia?!” nie mógł ogarnąć tego co się zdarzyło. Wilk, ogień, włócznia, nieznajomy, który niby go znał. Na pewno ściemniał. Uniósł flaszkę i zajrzał do środka, szukając w niej odpowiedzi. Oczywiście nie stał się od tego mądrzejszy. Spojrzał na nieznajomego i otworzył usta tak, jakby chciał coś powiedzieć, lecz ostatecznie pociągnął łyka. Nabrał powietrza i z całej siły wypchnął przez usta alkohol. Pomimo tego, że wzorował się na sztuczkach, które widział w telewizji, to zamiast plunąć strugą ognia, tylko napluł na krzaki. Skrzywił się, że zmarnował dobry trunek, a po chwili zastanowienia pociągnął drugiego łyka.
- Ufff, to było niezłe. Dzięki, naprawdę dzięki - otrząsnął się i podszedł do przyszpilonej do ziemi bestii. Położył rękę na dzidzie i spróbował wyciągnąć ją z trupa. Wbiła się naprawdę mocno. Nie miał chęci się z nią szarpać, więc zaraz odpuścił - Masz niezłą rękę - skomplementował - I czemu mówisz, że mnie znasz, skoro ja nie znam ciebie?
 
cyjanek jest offline  
Stary 03-10-2016, 11:46   #22
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Kryjąc się w krzakach czuł się głupio, a uczucie to tylko spotęgowała łatwe wykrycie go przez nieznajomą. Z pewnością nie pochodziła z tej bajki, widząc jej nietypowy ubiór, jak również słysząc starodawne maniery, był coraz bliższy uwierzenia, iż ktoś sobie z nim pogrywa. Bardzo paskudnie drwi. Nie znał jednak zbyt wiele osób, które chciałyby aż tak się fatygować. Większość z jego znajomych pewnie po prostu strzeliłoby mu w pysk, gdyby coś do niego miało. Nikt nie robiłby sobie żartów w takim stylu. Może Kevin, to były jego klimaty, lecz po co miałby przejmować się aż tak staruszkiem.

Zdecydował się wyjść z ukrycia ponaglany przez nieznajomą. Stanął w pewnej odległości, buty zapadały mu się w błocie. Spojrzał kobiecie w oczy.

- Mój syn powiedziałby chyba, że to niezły cosplay - rzucił, bo faktycznie kojarzyła mu się średniowieczem albo Władcą Pierścieni. Kiedyś był na tym filmie z Kevem, ale szybko przysnął. - Może wiesz, co się tu u licha ciężkiego dzieje? I co to za tanie przebranie?

- Porozmawiamy w drodze, Kent Vall. Nie mamy czasu do stracenia, ruszże się. - Nic nie robiąc sobie z jego pytań ponaglała go, zachowując przy tym stoicki spokój, w przeciwieństwie do gotującego w środku Percivala.

- Skąd wiesz jak się nazywam? - spytał zaciskając pięści aż bielały mu palce - Gdzie my w ogóle jesteśmy?! - Czuł, że ona coś wie, a miał już serdecznie dość tego pogrywania.

Dostrzegł lukę w jej kamiennej, spokojnej twarzy, na ułamek sekundy jej oczy zalśniły ukazując prawdziwe zdziwienie. - Kent Vall... Czy... czy ty, nie pamiętasz mnie? - Jej głos zdradzał pierwsze emocje, żal. - Jestem Aenn. Aenn Luenn. - Ton jej głosu mówił jasno, tajemnicza kobieta sądziła, że jej słowa wszystko wyjaśniają.

Kent jednak nie miał pojęcia kim jest Aenn Luenn, nigdy o niej nie słyszał, za to ona najwyraźniej wiedziała sporo o nim. Rozluźnił dłonie i cofnął się nieco speszony, po chwili jednak z nową zawziętością rzucił spojrzeniem wyzwanie rozmówczyni.

- Nie, nie znam cię. - Zaprzeczył ruchem głowy. - Powiedz mi po prostu, co tu się dzieje? Przed kim, niby, uciekasz? - Tym razem mówił spokojnym, nieco zrezygnowanym tonem.

- Nie ja uciekam - stwierdziła sucho ponownie zamykając się w twardej skorupie ukrywającej wszelkie uczucia - Ty powinieneś Kent Vall. I to rychło. Nie traćże czasu. Nie powstrzymam go. Ty również nie. Nie oszukujże się. Wskakujże na siodło!

- Jeśli to zrobię, zabierzesz mnie… - Westchnął. - do cywilizacji?

- Takiż mam zamiar. Tylko musimy dotrzeć do tunelu szybciej, niż łowca nas znajdzie. Nie marnujże więcej naszego czas, Kentcie Vall! Zaufajże mi, zaklinam cię na uczucie, które kiedyś nas łączyło.

- Boże, co ja robię? - spytał sam siebie po czym podszedł do kobiety z zamiarem wskoczenia na jej konia. - Czemu Vall? I kto mnie ściga, he? - wydukał.

- Maska i jego łowcy. Zawsze jest to Maska.

Kiedy mówiła Kent był już w siodle, teraz dopiero uderzył go jej naturalny, uspokajający zapach. Była to przyjemna woń ziemi i kwiatów. Aenn Luenn była jak las, w którym się znaleźli. Tajemnicza, intrygująca, być może niebezpieczna.

Była też bardzo sprawnym jeźdźcem, spięła swojego konia, a on wystrzelił niczym wypuszczona z łuku strzała. Mknął między drzewami, lekko, zwinnie i niesamowicie szybko.

- Maszże syna? Którąż kobietę unieszczęśliwiłeś Kentcie Vall? - zapytała.

- Nie twój interes - odparł - nawet nie wiem kim jesteś. Raczyłabyś mnie może oświecić, jaśnie pani? - zadrwił.

- Język, panie Kent Vall Perci. - Ostro przywróciła go do porządku, ponowie się odsłoniła, pokazała wrogość. - To, ze nie pojmujesz, kimże jestem, nie zwalniaże cię od zachowania należnego mi szacunku. Jestem Aenn Luenn, jużżem wspomniała. Dziecię starszej krwi, któremuś skradł serce wiele lat temu. Myślałamże, iż to coś znaczy. Myliłamże się, Kenctie. Azaliż to magia Maski czy inne siły pozbawiły cię rozsądku, instynktu przetrwania i manier?

- Nic mi to nie mówi - odpowiedział szczerze, zmień też znowu ton na spokojniejszy, zaczął grać wedle jej zasad. - Wybacz. Dokąd.. zmierzamy?

- Jak najdalej, aż do Tunelu. A teraz zamknijże się i trzymaj mocno!

Zakończyła rozmowę i zmusiła konia do większego wysiłku. Zwierzę zarżało, przeszło w cwał, a Kenta uderzył coraz silniejszy pęd powietrza. Początkowo normalna dla konia prędkość przeradzała się w wręcz przerażającą szybkość. Kent musiał się skupić, by nie wypaść z siodła, gdy koń niemal zamienił się w Lamborghini.

Może jednak być naćpany... Nie miał czasu się nad tym zastanowić, podobnie jak nad ich nowym celem czy brakiem odpowiedzi o tajemnicze słowo Vall, użyte wielokrotnie przez kobietę. Nie zapomniał jednak o tym.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline  
Stary 06-10-2016, 09:30   #23
 
Morri's Avatar
 
Reputacja: 1 Morri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłość
- Szalona Do… co? Ale… - zaczęła nieporadnie. Celne, to było naprawdę celne. A ile ludzi by się zgodziło z takim określeniem. - Kim jesteś, o co tu do cholery chodzi?
Tricia zaczęła biec za dziwnym ‘człowieczkiem’, stwierdzając, że albo naprawdę oszalała i trzeba z tym płynąć, albo ktoś robi sobie tu naprawdę niezły i wyszukany dowcip.
Biegła obok małego mężczyzny, patrząc na niego z ukosa, raz po raz patrząc przed siebie.
- To jakiś pieprzony strój? - dorzuciła jeszcze, między wdechem, a wydechem. Tak, żałowała w tej chwili, że nigdy nie lubiła biegać, mając nadzieję, że biust nie wyskoczy jej ze stanika.
Stworek nie odpowiadał. Przebierał dziko krótkimi nogami dysząc chyba bardziej niż ona.
- Macierz.... w dupsztal.... je...bana - wyrzęził po chwili. - Na kuźkę ... mego ... dziadygi...Nie ... pobiegnę.... dalej....
Zatrzymał się gwałtownie pośród sterty rozwalonych kamieni. Klapnął na zadek sapiąc, niczym astmatyk po wyścigu.
- Nie... pobiegnę....choćby ... Maska ... miał mnie... nabić ... na palik.... Ni ...chuja....
Spojrzał na nią zaszklonymi, załzawionymi oczami wielkimi, jak filiżanki.
- Oddech.... Szalona.... Dox. Oszczędzaj....kuźwa.... oddech.... na ..... skurwiałego .... łowcę... Maski.

Patricia zatrzymała się o krok dalej niż mały mężczyzna i zgięła się wpół, opierając dłonie na udach. Łapała powietrze otwartymi ustami, czując, że gardło robi się suche i bolesne.
- Łowcę? - zaczęła powoli, próbując przełknąć ślinę. - O czym ty gadasz? Miałam wypadek samochodowy chyba. Spieprzyłeś z jakiegoś przyjęcia? - Ruchem głowy wskazała na jego “strój”.
- Czy jechałeś z kierowcą TIR-a? - No bo przecież nie mógł być kierowcą. Mógł? - A może prowadziłeś? - Tricia chciała odpowiedzi. I najlepiej papierosa. I znaleźć swojego pickupa i pojechać do domu. I wziąć prysznic, bo od tego całego biegania czuła, że kolejne stróżki potu spływają jej po plecach.

- Szalona Dox, jak zawsze szalona. Ha ha ha. Nie rozumiem połowy słów jakie do mnie mówisz. Ale ja jestem głupi, jak bucior w gównie. Głupi, jak średnio rozgarnięta ropucha. Łowca Maski. Pojmujesz. Jest niedaleko. Maska dowiedział się, że Róża znów krwawi i rozesłał swoje parszywe sług by wyłapały Odmienionych. Teraz pojmujesz, Szalona Madox. Dominium znów staje nad krawędzią, a ja wolę być u twego boku, jak zawsze, nim rozpęta się koszmar zabijania i krwi. Bo rozpęta się na pewno. Tego jestem pewien. Jak chuj.

Dobra, a może uciekł z jakiegoś pieprzonego wariatkowa?
- Dobra. Jesteś eee… Vigor, tak? Ja też nie rozumiem. Czyli, że gdzie jesteśmy? W Teksasie, tak? Jechałeś eee… TIR-em? CIĘ-ŻA-RÓW-KĄ? - Przesylabizowała powoli, patrząc uważnie na człowieczka. Wyprostowała się wreszcie, uspokoiwszy już odech.
- Poza tym jakie zabijanie? Krew? Dominium? Nic nie rozumiem. Masz przy sobie komórkę? - zapytała grzecznie.

- Szalona Dox szalona jak obłąkany szuk-szuk - zarechotał przebieraniec klepiąc się po udach. Ręce miał duże, brązowe, z nieproporcjonalnie długimi paluchami. - Jesteśmy na Wrzosowisku Szalonego Księżyca. W Dominium. I nie, Szalona Dox, nie noszę komórki przy sobie. Z oczywistych powodów. Za bardzo bym wtedy przypominał żółwia. Wyrośniętego żółwia na dwóch nogach z drewnianą skorupą na plecach. Śmieszne, że aż chuj! Ha, ha, ha, ha.
Spoważniał nagle. Przymknął wielkie, ciemne ślepia.
- Jasne, kurwa, jasne… - rzucił w powietrze gwałtownie gestykulując rękami, jakby rozmawiał z kimś niewidocznym. - Sama mogłaś tutaj się ruszyć, A nie, kurwa, dałaś się zabić! To cię nie zwalnia od przysięgi, Marro. Nie zwalnia! Ehh. Wiem. Łowca. Ale nie dam rady biec dalej. Tak?! To szalone. No ale rozsądne.
Spojrzał na Patricię..
- Biegnij ile siłw nogach przed siebie, aż dobiegniesz do rzeki. Potem idź w dół. Przed siebie i nie oglądaj się na mnie. A jak dotrzesz do wioski odszukaj Lothara i powiedz, że kazałem ci pomóc. Tylko nikomu nie mów, kim jesteś. Maska … nie odpuści. Powiedz Lotharowi że ma wskazać ci Tunel do Ogrodu Zjaw. Zapamiętaj i nie pokręć, Szalona Dox.
Patricia była zbyt zdziwiona, żeby się sprzeczać, czy cokolwiek jeszcze kwestionować. Ale stwierdziła, że na pewno byłoby łatwiej mieć kogoś, kto ma jakiekolwiek odpowiedzi, nawet jeśli gada głupoty. Może po prostu sobie przyćpał i jak zejdzie ze swoich narkotycznych wysokości, to zacznie mówić do rzeczy.
- Dobra, stary, zapamiętałam, ale możemy razem. Chodź żesz, pobiegniemy razem - mówiąc to, podeszła do niego i zaczęła szarpać za ramię, próbując jakby zarzucić sobie to właśnie ramię na swoje, co wyglądało nieco komicznie, zważając na wzrost mężczyzny. - Dobra, w pasie mnie obejmij i raz, raz, przebieraj tymi kulasami.
 
__________________
"First in, last out."
Bridgeburners
Morri jest offline  
Stary 06-10-2016, 11:58   #24
 
Szkuner's Avatar
 
Reputacja: 1 Szkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputację
- Moorghul? - wypowiedziała nazwę puszczy trochę nieprawidłowo i z lekkim rozbawieniem. - Jesteśmy w tolkienowskim przybytku, czy jak? - Kiedy zauważyła, że rudzielec nie reaguje na żart i jest dziwacznie poważny, ona również się powstrzymała, szczególnie od dalszych, "śmiesznych" uwag. - Skąd mnie znasz i ty... jesteś krasnalem? - zapytała z prostą ciekawością. - Nie wyśmiewam się, o nie! Ja szczerze wierzę w wasze istnienie, w końcu jestem córką Islandii! Ale pewnie i to już wiesz niecodzienny mędrcze. Lepiej powiedz mi co to wszystko ma znaczyć i o jakich ścieżkach mówisz. Mam nieodparte wrażenie, że pomieszało mi się w głowie. Zbyt realistyczne to wszystko, aby miało być tylko głupim snem. - Powolnym gestem poczochrała blond czuprynę i pogrążyła się w jakiejś nieznanej myśli. - No, gadaj rudzielcu, mimo mojej drobnej budowy potrafię sobie poradzić. Ty jesteś mniejszy, więc szybko, czekam na wyjaśnienie! Mieszkasz sobie na brzegu tego wyimaginowanego jeziorka, stąpasz co dzień po starych kościach, gadasz o jakiejś magicznej puszczy - więc kurewsko dużo masz w głowie!
 
Szkuner jest offline  
Stary 06-10-2016, 21:15   #25
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
DOMINIUM

Jest w Dominium Studnia, która wydaje się nie mieć dna. Wokół Studni zgromadzili się Milczący. Pradawny lud, który nie odzywał się przez stulecia kontemplując ciszę i magię w niej zawartą. Lud, który porozumiewał się gestami, dotykiem, smakiem, barwą. Bezdźwięczni. Niezmienni Milczący. Strażnicy Słów.

Czasami jednak w którymś z Milczących zbierało Słowo. Czuł, że rodzi się w jego myślach, wędruje przez płuca, przez gardło, na krtań, na język, na struny głosowe, kotłuje się w nozdrzach i na końcu rozczepionego języka. Wtedy Milczący idzie nad krawędź Studni. Pochyla się nad nią i wykrzykuje Słowo prosto jej gardziel. A Studnia pożera Słowo i Słowo przestaje istnieć.
Milczący pochyla się jeszcze bardziej, aż w końcu środek ciężkości ciągnie go do Studni, za Słowem, w dół. I wtedy Milczący i Słowo zostają zapomniane.

Tak właśnie bywa. I dlatego Milczący są Strażnikami Słów.

Chcą żyć. Podobnie jak Słowa. Więc Milczą by Słowa nie zostały zapomniane.

Takie jest Dominium. Pełne magii i grozy. Ale też pełne miłości i piękna. O ile żaden Milczący jeszcze go nie wykrzyczał w czeluść Studni Bez Dna.

CELINE CENIS

Szybko złapała lekką zadyszkę. Co prawda nie było to nic takiego, co powstrzymało by ją przed dalszym biegiem ale musiała zwolnić tempo. I wtedy usłyszała za sobą przeraźliwy wrzask, a potem coś, co brzmiało jak szczęk żelaza zderzającego się z żelazem. Przypominało to filmy historyczne inscenizujące średniowieczne bitwy tylko, że na mniejszą skalę.
Tam, za nią, trwała walka. Była tego pewna.

Las zaczął się przerzedzać, aż zmienił we wzniesienia porośnięte pojedynczymi drzewami. Kiedy wybiegła z puszczy uderzył w nią wiatr i wcisnął jej powietrze w płuca dodatkowo utrudniając bieg.
Przebiegła jeszcze kawałek i musiała zwolnić. Dostosować tempo do słabnącego ciała. Po chwili zorientowała się, że odgłosy walki ucichły. Nie wiedziała czy to dobrze, czy źle i nie miała czasu się nad tym zastanawiać bo teren przed nią stał się nierówny, zdradziecki, poprzecinany szczelinami i jakimiś wykrotami i zaczął ostro się wypiętrzać. Przemieszczała się w przód zgięta niemal w pół nie raz i nie dwa pomagając sobie rękami aż dotarła na sam szczyt wzniesienia.

W dole, całkiem blisko, ujrzała rzekę.

Niezbyt głęboką o dość łagodnym nurcie, przelewającą się dość szerokim korytem przez tereny zalesione. Widok mógłby jej nawet sprawić przyjemność, gdyby nie niecodzienna sytuacja.

Odruchowo odwróciła się za siebie i zamarła. Na skraju lasu, z którego wybiegła kilka minut temu pojawiła się jakaś sylwetka. Pokraczna. Paskudna. Złowieszcza. Rogata bestia znacznie większa, na ile mogła to oszacować, od człowieka.

Przycupnęła przy ziemi jakby węsząc, a potem gwałtownie zadarła rogaty łeb w górę i skierowała go dokładnie w stronę Celine, by po chwili ruszyć do przodu, pokonując przestrzeń jak rogaty małpolud – w biegu kreatura odpychała się łapskami od ziemi.


LIDIA HRYSZENKO

- Nie!!! – wykrzyknął centaur na widok kryształu, który Lidia trzymała w dłoni lecz było już za późno.

Przez jej dłoń przemknął dziwny impuls, jakby nagle ktoś uderzył w nią wiązką prądu. Zabolało a przed oczami eksplodowały jej … obrazy.
Stała pośród płonących drzew, w samym środku gorzejącej puszczy. Widziała wysokie drzewa trawione przez ogromne, żarłoczne płomienie. Czuła ich żar na twarzy i duszący, gesty dym wdzierający się jej w płuca.
I ujrzała ciało przybite do jednego z pni czarną włócznią, wielką jak rohatyna. Płonąca postać – mężczyzna czy kobieta, nie potrafiła ocenić – wyła z bólu, kiedy płomienie pożerały jej skórę, stapiały mięśnie, paliły ciało do kości zmieniając je w poczerniały, zwęglony ochłap. Płonący człowiek wył potępieńczo z bólu, a z jego ust wydobywały się kłęby dymu, czerwonego jak … wstęgi krwi.

Najgorsze w tym pogorzelcu były jednak oczy, których jakimś cudem nie imały się płomienie. Oczy wielkie. Niebieskie. Wypełnione cierpieniem, którego nie były w stanie wyrazić żadne słowa.

Lidia upadła. Kryształ wyleciał jej z ręki, prosto pod kopyta centaura, który odsunął się gwałtownie.

Leżała na ziemi czując nadal w ustach smak strachu i popiołów z płonących drzew. Ciało miała rozgrzane, jakby faktycznie stała przez chwilę na ogarniętej pożarem polanie.

- Widziałaś coś, Niebieskowłosa. Prawda? – powiedział centaur.

Nie była w stanie nic powiedzieć. Wykrztusić przez ściśnięte gardło.

Hurrkh pokręcił głową. Jego szeroką, pół zwierzęcą, pół ludzką twarz wykrzywił dziwny, trudny do odczytania grymas.

- Nie możemy tutaj zostać – podjął jakąś decyzję. – Muszę cię zabrać jak najdalej stąd. Znaleźć Tunel. Wyprowadzić sprzed nosa Łowcy. Potrzebuję jeszcze chwili. Mów do mnie. Pytaj. Potem znów pobiegniemy, dobrze, Niebieskowłosa?


MEGAN HILL

Pierwsi uciekli żołnierze. Tak po prostu. W jednej chwili stali, w drugiej odwrócili się i zwiali, nie oglądając się na dowódcę. Ten przez chwilę nie zorientował się w sytuacji, ale gdy nikt nie odpowiedział na jego wezwanie do ataku spojrzał w tył i zauważył, co się stało.

W chwilę później zwiewał w ślad za swoimi kompanami, wywrzaskując coś gardłowo – obelgi lub rozkazy – w nieznanym Megan języku.

Zostały we dwie. Ona i Starucha.

Ta druga znieruchomiała. Wręcz zesztywniała. Pod dziwacznym strojem nie drgnęła żadna kończyna. Pod welonem nie poruszył się żaden mięsień.

- Zostałyśmy we dwie, Me’Ghan – powiedziała Starucha, gdy żołdacy zniknęli za kurhanami. – Tylko ty i ja. Me’Ghan ze Wzgórza i Ag’Hata z Kurhanów.

Wiatr zaszeleścił suchą trawą, zajęczał żałobnie pomiędzy zerodowanymi kamieniami. Megan poczuła, jak drżą jej nogi w kolanach. Adrenalina przestawała buzować w żyłach i stres zaczynał dawać o sobie znać.

- Wiem, że postąpiłam podle, Me’Ghan ze Wzgórza. Zdradziłam ciebie.
Megan chciała coś powiedzieć, ale ściśnięte strachem gardło przez chwilę nie pozwalało przejąć kontroli nad rozmową.

- Maska ma mój lumen. Dlatego zrobiłam, co zrobiłam. Dlatego zdradziłam naszą przyjaźń. Pewnie ty na moim miejscu zrobiłabyś to samo. A może nie? Zawsze byłaś ta lepsza, ta silniejsza, ta mądrzejsza.

W końcu Ag’Hata drgnęła. Opuściła ręce.

- Zabijesz mnie za moją zdradę, Me’Ghan ze Wzgórza? Zasłużyłam na śmierć. Po wielokroć na nią zasłużyłam.

Welon poruszył się pod wpływem jej oddechu. Czekała.

ADAM ENOCH

Wojownik podszedł do włóczni i wyszarpnął ją bez większych problemów.

- Enoch. Enoch Nar Adar. Nie poznajesz mnie, ognisty popierdoleńcu czy to jakaś zgrywa.

Twarz Graw Nar Grawa zwróciła się w jego stronę.

- Nie znasz mnie! Nie znasz mnie! Graw Nar Grawa! Ty, który dymałeś moją siostrę, Dorotę ?! Któremu zrodziła najcudowniejszego syna pod słońcami? Ty, który poprowadziłeś lud Nar przeciwko Masce podczas, gdy Róża spłynęła krwią po raz pierwszy. Enochu Nar Adar! Wycofaj swe słowa albo powiedz cokolwiek!

Gdzieś z głębi lasu dobiegło ich wycie. Dziwne. Wibrujące. Potężne.

- Ale nie teraz, ognisty obłąkańcze. Teraz musimy spierdalać! Do domu. Mam nadzieję, że pamiętasz jeszcze jak się biega? Co Enochu Nar Adar, któryś dymał moją siostrę?! Pamiętasz! Czy wolisz, by Łowca Maski odgryzł ci dupę!?

Graw Nar Graw ruszył w las z prędkością, która mogła zaimponować.
Wycie przybliżyło się!

- Ruszaj się, mój ognisty popierdolony przyjacielu!


PERCIVAL KENT

Pędzili na złamanie karku przez las, który rozmywał się w zielono-czarne smugi. Pęd wyciskał z oczu Kenta łzy i wywiewał myśli z głowy. Po pewnym czasie nie wiedział gdzie są i dokąd gnają.

Nagle poczuł, że jakaś siła wysadza ich z siodła. Aaen Luenn stęknęła głucho. Kent poczuł, że leci w powietrzu a potem brutalnie wyrżnął plecami o coś twardego – ziemię i chyba jakieś korzenie. Dziwna przewodniczka odbiła się od niego i bezwładnie potoczyła w bok. Znieruchomiała, chociaż Percival widział, jak z trudem łapie oddech. Podobnie zresztą jak on.

Rozmazanym wzrok powrócił do normy i Kent ujrzał, jak spomiędzy drzew wybiegają jakieś pokraczne postaci odziane w poszarpane, ziemiste łachmany. Niewysokie, przygarbione stwory jakby żywcem wyciągnięte z filmów fantasy. Nawet w takim stylu uzbrojone – w jakieś szpiczaste miecze.

Jeden z nich niezgrabnie pokusztykał w stronę Kenta, który w końcu miał siłę by usiąść i wtedy Percival ujrzał jego twarz.
Zieloną, wredną, złą i szpetną.

Z ust potworka wydobył się rechotliwy odgłos, który był śmiechem.
Z lasu wybiegło jeszcze pięciu jego kompanów. Czterech doskoczyło do bezwładnej Aaen Luenn.

- Gupi elf! Gupi! Lina między dszewa i leszy.
- Dobre mienso! Dobre mienso!
- Można zjeźć.
- I wyruchadź.

Gadali, jedno przez drugiego. Dziwacznie wymawiając słowa.

- A ten to chyba to, to gufno, co to łowczyk kce.
- Dla Maski. Zostaw. Bierz.
- Jego tesz można wyruchadź!
- I zjeźć.
- Zjeźć nie! Maska go chcieć!
- Może renkem tylko!
- Albo nogem!
- Nie!

Stwory kłóciły się miedzy sobą. Kent zobaczył, jak jeden z nich koślawym paluchem ściera coś z ust nieprzytomnej dziewczyny. Coś niebieskiego czy bardziej błękitnego. Krew? Drugi przyłożył jej zakapturzoną głowę w miejsce między nogami wąchając, jak zwierzę i rechocząc paskudnie. Dwaj nad nim kłócili się, czy będzie można go zjeść, chociaż kawałek, czy też nie. I wtedy Kent zobaczył, że obok niego, dosłownie o wyciągnięcie ręki leży … sztylet, który musiał wypaść Aen Luenn gdy wpadli w zasadzkę przyczajonych kreatur.

- Dobra. Nie jemy! – stwory doszły do porozumienia. – W łep i do łowczyka!


PATRICIA MADDOX

- Umrzemy, kurwa, wszyscy umrzemy - mamrotał stwór ale dał się prowadzić Patrici. – Ja umrę, Szalona Dox umrze. Ty, kurwa nie umrzesz, bo już nie żyjesz!

Stwór był ciężki jak na swój wzrost.

- Ty tutaj powinnaś być, Marro, nie ja! To było twoje zadanie, nie moje! A przez to, że dałaś się zabić jak głupia cipa, wszyscy teraz umrzemy. Ja umrę! Szalona Dox umrze. I chuj jeden wie, kto jeszcze, ale pewnie wielu!

Przez chwilę milczał, przebierając krótkimi nogami. Naglę jęknął i szarpnął Patricię za ubranie z siłą, która rozdarła płótno.

- Spójrz, Szalona Dox. Spójrz co narobiłaś ty i ta pizda Marra!

Spojrzała i zamarła.

Tuż za nimi, na tle czerni nieba i tarczy dziwnego, bladego księżyca pojawiła się postać. Blisko. Bardzo blisko. Przerażająca postać. Czarny kształt, ciemniejszy niż czerń nocy. Masywny. Rogaty łeb. Z ciała wydobywające się coś na kształt dymu. I ślepia. Gorejące niczym piekielne ognie.

- Jebany w dupę łowca Maski.

Bestia ruszyła w ich stronę. Pewna siebie.

- Uciekaj, Szalona Dox. Ratuj swą obłąkaną dupę. Zatrzymam go tyle ile zdołam. Pożałuje, posraniec obmierzły i ruchany przez stada przegniłych goblinów, że spotkał na swej drodze wielkiego Vigora Varrę. Chuj z tym, Szalona Dox! Nie trzymaj mnie! To mu już nie pomoże! Puść mnie, a nasram mu w te rozżarzone ślepia! Naszczam do pustego łba! A z jego pochujałych rogów zrobię sobie, zrobię sobie .... Kurwa, coś wymyślę, co sobie zrobię, bo teraz nie mam czasu. Muszę zajebać gnidę! A ty, Szalona Dox wypierdalaj stąd, najdalej jak ci mówiłem! Już! Nie czekaj, by być świadkiem sławy Vigora Varry.

Wyrwał się jej i spojrzał na nią wielkimi, przerażonymi i smutnymi oczami.

- Uciekaj, Szalona Dox! Zaszczytem było cię poznać, obłąkana cipko! Nie chcesz tego oglądać! Ale ty, Marro, zostajesz! Pizdo jedna!


BJARNLAUG JÓNSDÓTTIR

- Nie krasnalem, Córo Jónsa, lecz karłem! – żachnął się rudzielec. – I to nie byle jakim karłem, o nie. Lecz strażnikiem Tunelu. Zwę się Aderbregan.

Wypiął dumnie masywną pierś.

- Myślałem, że przybyłaś tutaj bym wskazał ci właściwy Tunel? Że przypomniałaś sobie o swojej powinności, Córko Jónsa zwana również Krwawręką. Że chcesz ominąć Puszczę Moor’Ghul. Ale może się mylę. Może wróciłaś, bo chcesz znów usłyszeć głos Drzewa? Sam już nie wiem. Pewnie ty sama też nie wiesz? Bo wydajesz się … jakaś inna. Jakby ty, ale nie ty.

Zmrużył nagle oczy i zadarł głowę w niebo przyglądając się szybko zbliżającej się chmurze.

- Ciekawe … - mruknął. – To chyba sługa Maski. Jego Łowca. Co oznacza, że Maska już wie, że tutaj jesteś. A to oznacza, że Róża krwawi i czeka nas wojna.

Pokręcił głową.

- Tunel czy puszcza? Szybko decyduj, Córo Jónsa, jeśli nie chcesz stawiać czoła Łowcy.
 
Armiel jest offline  
Stary 10-10-2016, 14:45   #26
Adi
Keelah Se'lai
 
Adi's Avatar
 
Reputacja: 1 Adi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputację
Celine biegła szybko jak na miarę swoich możliwości, ale po kilkudziesięciu metrach odczuwała lekkie zmęczenie, które jednak pozwalało biec dalej. Wtedy do jej uszu dobiegł jakiś wrzask i szczęk żelaza, jakby ktoś odgrywał jakąś inscenizację historyczną. Jedno było pewne, ktoś tam się ostro bił, ale amerykanka niezbyt przejęła się odgłosami walki. Ruszyła dalej w stronę rzeki wspomnianej przez Drag Nar Draga. Brzęk stali ucichł co spowodowało lekkie zaniepokojenie na twarzy Cenis. Wybiegła z lasu, bardziej truchtając niż biec, a z naprzeciwka uderzył ją miły acz mocny powiew wiatru zabierając dech w płucach, a co za tym szło trudniej się biegło. Oparła dłonie na kolanach dając sobie chwilkę czasu na odpoczynek.
Przede mną małe wzniesienie - pomyślała blondynka odgarniając grzywkę. Odetchnęła głęboko i ruszyła do przodu. Powoli na pół zgięta wchodziła na wzniesienie, nie raz i nie dwa podpierając się rękoma by nie spaść. W końcu dotarła na szczyt, gdzie ujrzała piękny widok, a mianowicie rzekę, o której wspomniał mężczyzna. Tereny zalesione dalej były piękne, ale nie było czasu na podziwianie widoków, w tej sytuacji, w której się znalazła. Odwróciła się za siebie patrząc lekko odruchowo, czy aby nikt za nią nie szedł, nic bardziej mylnego. Ujrzała rogatą bestię, to można było dostrzec na pierwszy rzut oka. Potwór węszył, węszył i wywęszył amerykankę, która jęknęła sobie cicho widząc jak bestia mknie w jej stronę. Zanim bestia ją zauważyła to chciała sobie kucnąć by potwór jej nie zauważył, ale nie bo po co. Ciemnota z niej była. Ruszyła szybko i ostrożnie w dół wzniesienia by pobiec w stronę rzeki i do niej wskoczyć, by zgubić ślad węszenia rogatej bestii. To nic, że będzie cała mokra, ale chciała ujść z tej sytuacji w jednym kawałku.
 
__________________
I am a Gamer. Not, because i don't have a life. But because i choose to have Many.
Discord: Adi#1036

Ostatnio edytowane przez Adi : 10-10-2016 o 23:34.
Adi jest offline  
Stary 11-10-2016, 14:39   #27
 
cyjanek's Avatar
 
Reputacja: 1 cyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputację
Wciągnął w płuca powietrze by coś odpowiedzieć, lecz ostatecznie bez słowa ruszył za Grawem. To wycie z lasu, dziwne i niepokojące, kupiło mu czas na przemyślenie sytuacji, lecz nie chciał się z nim sam mierzyć. “Kurwa o co chodzi” zapytał sam siebie kolejny raz. Wybijając szybkie tempo nogami, mijając pnie i nisko wiszące gałęzie pędził za nieznanym mu przecież mężczyzną. Gdyby sytuacja była normalna, miasto, knajpa, chlanie, każde słowo tego popaprańca by wyśmiał, tak były niedorzeczne. Przecież zawsze używał gumki. Wstrząsnęło nim bardziej niż od wycia domniemanej bestii.

Facet był wielki - przyglądał się mknącej przed nim sylwetce. Węźlaste mięśnie rozrastały się na plecach i ramionach świadcząc o potężnej sile. No i ta lekkość - gość zasuwał po nierównym terenie niczym łania. Póki co nadążał, lecz już żałował tych paru łyków, które wcześniej pociągnął z piersiówki. Gdyby wiedział, że czeka go maraton, uniknąłby tej słabości, która - dobrze to wiedział - zrodzi następne. “Myśleć, myśleć!” warknął na siebie. “Chuj jak facet biega, lecz o co mu kurwa chodzi?”. Jakiś zakład, zgrywy, do tego by mu pasowała ta sytuacja, gdyby nie jeden mały szczegół. Te cholerne, odjechane zianie ogniem - świadectwo nie do podważenia, Ta struga ognia wylewająca się rzeką z jego ust. Nie potrafił tego ogarnąć, więc biegł jak głupi za gościem który uważał się za jego szwagra.

Graw Nar Grawa - brzmiało niczym szczekanie i z niczym mu się nie kojarzyło. Dorota… mimo slalomu pomiędzy pniami ohydnych drzew zacisnął powieki szukając jakiegoś skojarzenia… też z niczym. Podniósł powieki w porę by zdążyć uskoczyć przed nagle wyrosłym przed nim drzewem. “Blondynka, czy brunetka?” ugryzł się w język nim zadał pytanie, które chyba by wcale nie pomogło. “Nic nie wymyślę” zdał sobie sprawę, że jest zdany na… Grawa? Nara? Nic nie rozumiał, nic nie wiedział i nie miał pojęcia co się dzieje. Życie nauczyło go, żeby w takich sytuacjach albo dawać wpierdol, albo się nie wychylać.

- Graw! -Przyśpieszył i wrzasnął starając zrównać się ze szwagrem. - Powiedz o co chodzi, bo od kiedy oberwałem w łeb coś się stało z moją głową. - wybrał to drugie. Ostatnie słowa bardziej wydyszał niż wykrzyczał i zwolnił kroku.
 
cyjanek jest offline  
Stary 11-10-2016, 18:54   #28
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
- Wiesz co to jest i chyba nawet to, jak to działa? - spytała Lidia, wskazując na magiczny kamień. Jakoś nagle odechciało się jej trzymać go w rękach. - Jeśli tak, to wolę się dowiedzieć, co to jest, zanim mnie to coś zabije.
- Niebieskowłosa. Ja nie znam magii. Nie jestem czarownikiem. Tylko wojownikiem. To czarny kryształ, tylko tyle wiem. Pozwala komunikować się … jakoś… widzieć to co było… to co będzie.
- To czemu się go tak przestraszyłeś, chyba nawet bardziej niż Łowcy? - Lidia nie zdążyła się ugryźć w język przy drugiej części zdania. Obecnie żałowała, że dołożyła ją do pytania. Nieważne, czy było się w magicznym świecie, czy niemagicznym - wypowiedzianych słów nie dało się cofnąć.
- Em, znaczy się… - wygłupiła się. Czuła, jak poliki jej czerwienieją ze wstydu, a język zgubił się w tym momencie i chwilowo nie chciał wrócić. Albo Lidia po prostu nie należała do typów, którym wysławianie się nie sprawia żadnych problemów. - Wiesz, że po nim się coś widzi, tak przynajmniej zasygnalizowałeś, więc ten kamień nie jest ci taki obcy… myślałam sobie, może miałeś z nim styczność. - ze stresu gadała trzy po trzy, w swoim odczuciu. Wkrótce przestała mówić, zażenowana swoją beznadziejnością w rozmowach.
- Nie miałem, ale nasłuchałem się bardzo wiele o czarnych kamieniach i tym, jakie zagrożenie ze sobą niosą.
Chyba był zdenerwowany bo drobił kopytem ziemię.
- Tylko Wędrowcy i czarownicy mogą władać w pełni ich mocą. tylko oni. Dla reszt czarne kryształy to trucizna. Z wolna skazi duszę i przeciągnie nieszczęśnika w głębinę Odchłani. Brrr.
Wzdrygnął się.
Lidia zastanowiła się nad czymś. Nie chciała brać tego czarnego kryształu, wolała jakąś inną sposobnością wrócić do swojego wymiaru. I nie była pewna, czy na pewno ona wchodziła w skład Wędrowców, równie dobrze mogło chodzić o kogo innego.
- A Wędrowcy to którzy to? - zadała to pytanie, bo chciała się upewnić.
- Międzyświatowcy. jak ty, Niebieskowłosa. Żyją jednocześnie w Dominium i Wieloświatach.
Westchnęła w myślach. Zabrała magiczny kamyk z dala od centaura, jeśli miałoby to jakkolwiek pomóc - tym razem jednak starała się go wrzucić jak najszybciej do swojej torby. Przypomniało się jej o Łowcy. Trzeba było stąd wiać jak najszybciej, zwłaszcza, że uciekinierzy nie byli magami - Lidia nie wliczała się do tego towarzystwa; uznała, że im dalej czy czym mniej będzie się z tym towarzystwem trzymała, tym lepiej.
- Opowiedz mi o Masce i Łowcach - palnęła. - Później moglibyśmy się udać w dalszą drogę, chyba że… em, że będziesz potrzebował jeszcze odpocząć - dodała.
- O Masce? No przecież wszyscy wiedzą o Masce. To władca Dominium. Postrach wszystkiego, co mu służy i co z nim walczy. Zabójca Wiary i Ostateczny Rozjemca, znaczy Śmierć. A łowcy to jego sługusy. Ma ich całą armię. Niezliczone rzesze.
- Najwyraźniej jestem wyjątkiem od tej reguły - bąknęła i westchnęła. - Ech, nie wiem, o co tu chodzi, ale jestem za tym, aby ruszać dalej.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline  
Stary 11-10-2016, 20:11   #29
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
- Agata.. Ag’Hata - poprawiła się Megan i usiadła na jednym z kamieni.
Kolana jej drżały, musiała pilnować, żeby dygot nie objął całego ciała. Odetchnęła głęboko raz, i drugi, powoli uświadamiając sobie, co się właśnie zdarzyło.

Odparła atak gromady zbrojnych. Fakt, ze najwyższy sięgnął jej ledwie do podbródka , niczego nie zmieniał. Uciekli. Miała nadzieję, że nie po to, aby wrócić większą grupą. Jeśli nawet nie teraz – wieść o jej „powrocie” się rozejdzie. I kolejni spróbują ją dorwać i doprowadzić do Maski. Nie ją, Me’Ghan. Ale Me”Ghan to ona, w jakiś dziwny, pokręcony sposób. Ostatnie wydarzenie umocni legendę Me’Ghan. Tylko odwlecze to, co nieuniknione. Prędzej , czy później ją złapią, nie mogło być co do tego wątpliwości. Sztuczka z zastraszaniem nie zawsze będzie działać. Złapią i nie będą słuchać o jej prawdziwym życiu, klinice… Zginie. Czy wtedy wróci do siebie?
- "Ale się wpakowałam" – pomyślała i przeniosła spojrzenie na szarpaną wyrzutami sumienia i strachem kobietę. Skoro już zaczęła budować swoją własna legendę, powinna zacząć szukać sojuszników. W pojedynkę na dłuższą metę nie miała szans. Pewnie nawet z innymi nie miała szans, ale wolała działać, niż siedzieć o produkować czarne scenariusze.
- Nie mi cię oceniać, Ag’Hato – odezwała się w końcu, gdy uznała, ze uda się jej mówić bez drżenia w głosie. - . Nie wiem, co bym uczyniła na twoim miejscu. Dokonałaś swojego wyboru i będziesz musiała z nim żyć. Ja nie podniosę na ciebie ręki.
Odczekała chwilę.
- Ale – w imię przyjaźni, która nas kiedyś łączyła i jako zadośćuczynienie możesz ofiarować mi swoją pomoc. Przyjmę ją. Maska zabrał twój lumen, tak?
- Zabrała lub zabrał - potwierdziła ze smutkiem i żalem, chociaż zawój dokładnie ukrywał twarz. - Nie mam swojej mocy Me'Ghan ze Wzgórza. jestem niewiele więcej warta niż przeciętny goblin. Czym jest Władczyni bez swojej magii?
- Magię można odzyskać…- zasugerowała Megan. - Sama nie dam rady, potrzebuję spotkać innych. - poszukała słowa. - Innych obdarzonych mocą. Zabierzesz mnie do nich.
Poruszyła głową. wahając się. Welon poruszył się gwałtownie.
- Jestem ci to winna, Me'Ghan. zabiorę tylko kilka rzeczy i udamy się ... udamy się do Wzgórza. Tylko.. czy ... nie boisz się tego?
- “Czego?” - nasuwało się oczywiste pytanie, ale Megan nie mogła go zadać. Jeszcze nie teraz. Może potem coś powie o urazie głowy i spróbuje wyciągnąć nieco więcej informacji. Na razie musiały uciekać.
- Myślisz, że powinnam? - zapytała więc w zamian, wbijając spojrzenie w zasłoniętą welonem twarz kobiety.
- Tego, co tam zastaniesz. - westchnęła. - A czy powinnaś? nie wiem. Ty musisz zdecydować.
- Myślę, że jestem gotowa na konfrontację - odpowiedziała Megan, wstając. - Musimy iść, Ag’Hato. Normaci zaraz wrócą, strach maleje im bardziej oddalamy się od źródła zagrożenia. Nie możemy tu zostać.
- Zatem ruszajmy. Poprowadzę chyba że znasz jakiś Tunel?
- Nie - Megan pokręciła głową i zebrała swoje rzeczy. - Chodźmy.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 12-10-2016, 08:43   #30
 
Morri's Avatar
 
Reputacja: 1 Morri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłość
Gwałtowne ruchy niskiego mężczyzny rozdarły bluzę, za którą szarpnął. Pękła z cichym trzaskiem charakterystycznym dla drącego się materiału.
- Kurwa - zaczęła kobieta, ale nie miała czasu na dokończenie skargi. Widok istoty, która pojawiła się w ich polu widzenia niemal odjął jej mowę. Znowu gdzieś na dnie żołądka poczuła strach. Kiszki zagrały, a Tricia prawie straciła nad nimi panowanie.
- Kuuurwaaaa - zapiszczała, szarpiąc Vigora w ostatnim desperackim geście, a potem puściła go i cofając się w przeciwnym kierunku, potknęła, opadając ciężko na tyłek i kość ogonową. Przekręciła się na brudnej ziemi i na czworakach przesunęła pierwszych parę kroków, ostatecznie jednak wstając.
- Vigor biegnij, pierdolić bohaterstwo - wrzasnęła, jednak nie odwróciła się.
Nie wiedziała o co chodzi, nie wiedziała nadal gdzie jest, nie rozumiała niemal nic z tego, co człowieczek do niej wcześniej mówił, ale postanowiła usłuchać. Jego oraz swoich instynktów, które znowu pobudzone do działania krzyczały “uciekaj”.
Pobiegła, ale mały gaduła nie.
Nie oglądała się za siebie.
Strach był najlepszym dopingiem.
Gnała po nierównym terenie, po jakimś wzniesieniu za bardzo nie wiedząc gdzie w sumie biegnie.
Niby Vigor coś jej tam wyjaśnił, ale w sumie niewiele z tego jego gadania zrozumiała.
I nagle stanęła nad urwiskiem i ujrzała w dole rzekę.



A kawałek dalej wypiętrzające się góry!
Gdzieś za jej plecami huknęło, jakby w ziemię uderzył piorun lub ktoś zdetonował jakiś ładunek wybuchowy. Słyszała też sypiące się w dół kawałki kamieni.
- Ja pierdolę - oznajmiła sama sobie Tricia, rozglądając się po okolicy i szukając miejsca do w miarę bezpiecznego zejścia na dół.
Nie ujrzała niczego takiego poza kilkoma karkołomnymi osuwiskami, którymi - od biedy - dałoby się zsunąć w dół ryzykując połamanie nóg lub karku.
- Lewo, lewo - oznajmiła sobie, postanawiając biec wzdłuż urwiska, spodziewając się albo odnalezienia zejścia, albo natrafienia na most lub możliwość obejścia przepaści
Pędziła na złamanie karku, ale jej sytuacja nie polepszała się. Nadal wysokie urwisko, nadal niemal przepaść. W końcu jednak zauważyła coś. Schody! Karkołomne, zwietrzałe, przecinające sto i drzewa schody na końcu świata.


Ryki za jej plecami ucichły.Zrobiło się naprawdę cicho jeśli nie liczyć jej chrapliwego oddechu i dudniącej w skroniach krwi. No i serca, które waliło jaj niczym młotem, jakby chciało wyrwać się z klatki piersiowej. Wyraźnie odwykła od biegania na przełaj.
Patricia nie wiedziała, czy fakt, że dźwięki walki i wszelkie inne towarzyszące tym wydarzeniom odgłosy ucichły, to dobry, czy zły znak. Ale najrozsądniej, o ile w ogóle można było mówić TU o rozsądku, było założyć, że zły. Zatrzymała się więc tylko na chwilę, próbując złapać oddech oraz zignorować boleśnie kłująca kolkę w boku, na którym położyła rękę. Tak, tak, takie pobożne życzenia nic nie dawały. Kolka nie zniknie pod wpływem jej dotyku, a dziwne… stworzenie, które zaatakowało Vigora pewnie teraz pędzi zjeść ją. Zjeść albo zrobić cokolwiek, co takie cosie robiły swoim ofiarom.
Rzuciła za siebie rozpaczliwe spojrzenie i głośno wciągając powietrze, zaczęła schodzić ze schodów. Nie biegła jednak, obawiając się potknięcia, od czasu do czasu hamując i podpierając się o poprzednie stopnie w lekkim przysiadzie, kiedy jakieś kawałki stopni kruszyły się pod jej ciężarem. Jedyną nadzieję Tricia odnalazła w fakcie, że owe schody były zrobione ewidentnie ludzką ręką, a nie były jedynie dziełem natury. I może gdzieś prowadziły. Na razie wędrowała po prostu tak szybko, jak pozwalały jej możliwości. Coraz niżej… w dół i w dół.
 
__________________
"First in, last out."
Bridgeburners
Morri jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:23.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172