lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/)
-   -   [WoD-esque] Szron, śnieg i łzy (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/16634-wod-esque-szron-snieg-i-lzy.html)

Highlander 21-11-2016 11:57

[WoD-esque] Szron, śnieg i łzy
 
Szron, śnieg i łzy


For the listener, who listens in the snow,
And, nothing himself, beholds
Nothing that is not there and the nothing that is.

― Wallace Stevens


Głuchy strzał pośrodku metalowych kontenerów. Utrata równowagi wywołana siłą pocisku. Upadek na cienką warstwę lodu, która znajdowała się pod belkami mola. Sekwencja tych trzech wydarzeń sugerowała, że należy spodziewać się już tylko ciemności, ale otaczający dziewczynę świat cechował dziwny, nasycony kontrastem dualizm kolorów - z jednej strony tłamszący granat podprzystannej brei, z drugiej zbrązowiała czerwień, która wlewała jej się do mózgu razem z solą morską. Jak się tu znalazła? Kim była? Czy Cubs faktycznie zasługiwali na tytuł najgorszego zespołu w historii amerykańskiego baseballu? Ilość pytań rojących się jej w głowie narastała. Z kolei zdolność do logicznego sklejania myśli, mocno już naruszona przez kawałek ołowiu, zdawała się przygasać jeszcze szybciej niż mętne światło latarni docierające z powierzchni. Lily. Nazywała się Lily i szła na dno. Czucie w rękach i nogach straciła niemal natychmiast po przebiciu się przez taflę wody, a mięśnie odbierały jej zdesperowane próby ruchu jako nic więcej niż mało przekonujące sugestie.

Nemo 21-11-2016 12:14

To było bardzo proste zadanie. Właściwie nawet nie zadanie. To miał być...pokaz siły.
Henry robił się już stary, a jego pozycja w skomplikowanej hierarchii lokalnych przestępczości pozornie była niezachwiana, ale w rzeczywistości wcale nie była tak mocna jakby sie zdawała. Dlatego stary lis musiał przypomnieć wszystkim kto tutaj rządzi…
...ale też wyciągnąć rękę ku nowym. Bo tak jak zawsze twierdził - przecież właśnie dlatego próbował ją zwerbować jeszcze kiedy była nastolatką! - przyszłość tkwiła w rękach młodych. Zostając przyjacielem małych i ambitnych, gromadził kapitał i siłę by stawiać czoła starym i okopanym.
Dlatego gdy pojawiła się okazja, nie zwlekał i wysłał Lily by pomogła z...porachunkami Gangu. To miała być wiadomość, to miał być przekaz; nie zadzieraj z moimi przyjaciółmi, bo wyśle na Ciebie popierdoloną azjatkę która przemieli cię na mielone sushi straciatella.
To nie tylko przerazi wrogów, ale też zasieje lojalność i podziw w sojusznikach, prawda?


...dlaczego w takim razie to ona dostała kulkę w łeb? Lily absolutnie nie mogła dodać dwóch do czterech. Zdążyła chyba jeszcze dźgnąć jednego, może dwóch…? Nóż. Ach, nóż.
Byli sprytni. Po rzezi na idiotach którzy byli ich targetem, zostawili sobie dwóch kolesi żywych. To mimo wszystko miała być nauczka; nauczka że na terenie Henrego nie wciska się dzieciom ciężkich dragów, ani nie alfonsi licealistkom. Może byli przestępcami, ale powinni być przestępcami z zasadami, do cholery! Jak inaczej mogliby razem pić, razem jeść, razem żyć? Aufanie potrzebne by pokazać komuś swoje plecy wymagało zasad. Tego, by wszyscy byli przewidywalni. Nie strzelasz lejtnantce grubej ryby w potylice, bo to niegrzeczne. Bo to nieludzkie. Bo to niecywilizowane. Oraz, bo kurwa przyjdą i spalą Twojego psa, a ty będziesz patrzeć.
...mniej więcej coś takiego właśnie mieli robić gdy dostała kulkę. Tak. Miała im pokazać, jak dać lekcje tym narkopatałachom. A lekcje są dla żywych, od żywych, przez żywych, bo martwi niczego się nie uczą.


Jeden miał patrzeć, a drugi miał być...ekspresją artystyczną. Nie lubila tej roboty, ale na szczęście potrafiła wyjść z siebie, schować się w jaskini swojego serca, i pracować z dystansem. “Gdzie go naciąć?” “Jak bardzo ma wrzeszczeć?” “Pamiętaj o tym by nie wykrwawił się za szybko”, “zrób dobre wrażenie na juniorach!”...te wszystkie myśli pochłonęly ją tak bardzo, że zupełnie zapomniała o tym, że za nią stoi banda uzbrojonych Nowych W Mieście. Była trochę zbyt ufna, może zbyt pewna siebie; wyuczone instynkty zostały powstrzymane przez głupie zaufanie i przekonanie o lojalności kolegów. Charakterystyczne wrażenie towarzyszące komuś właśnie próbującemu cię zabić...w pierwszej chwili naiwnie pomyślała, że może jakiś dupek się ostał i próbuje obhatersko uratować kolegów. W drugim uderzeniu serca, już cięła jednego z Nowych. W trzeciej, gość skończył ciągnąc za spust.




A Lily, już wchodząc w swój chłodny tryb zabijania, właśnie powoli zdawała sobie sprawę że...nie, nie że umiera. Że jeśli małe rybki mają odwagę ugryźć wielkiego rekina, to znaczy tyle, że albo nie są to małe rybki...albo mają jeszcze większego rekina schowanego w krzakach.


Jeśli ktoś postarał się spuścić wpierdol jej, to znaczyło, że cała jej Rodzina była w niebezpieczeństwie. Wujek Henry, Papa Mors, jej kumple…
Kurwa.

Highlander 21-11-2016 12:37

Płuca dziewczyny wypełniała mieszanka palących żyletek i igieł, a ciężar wszystkich kończyn przywodził na myśl historie o betonowych bucikach, które zwykł przy kominku opowiadać wujek Henry. Z trudem uniosła lewą dłoń na wysokość oka i... uświadomiła sobie, że brak jej palca grzecznościowego. Jak? Kiedy? Biorąc pod uwagę beznadziejność jej sytuacji, to i tak nie miało znaczenia. Niewielkie, zabarwione różem bańki powietrza wymykały się krawędzią jej ust i mknęły ku spróchniałemu pomostowi. Kontury tego ostatniego zaczęły się powoli rozmazywać, światło stało się towarem deficytowym. Takie scenariusze z reguły wyglądały odwrotnie - ludzie szli w stronę światła. Ale ona zawsze była na bakier z utartymi normami. W końcu ciemność zalała ją zupełnie. Że (drugie) oko wykol. Lily nie straciła jednak przytomności. Głównie przez to, że ból dobiegający z jej przemienionego w czerwoną mgłę palca zaczynał przyćmiewać sobą doznania napływające z płuc oraz głowy. Ponownie spojrzała na kikut. Miejsce rozerwanego mięsa i falującej skóry zajmowała teraz warstwa lodu. Wokół jej krawędzi falowały małe, pulsujące intensywnym błękitem drobiny. Owe iskierki tańczyły na niewielkim lodowisku niczym anioły na główce od szpilki. Wodny bulgot w uszach tonącej zmienił barwę i natężenie. Zelżał. Teraz było mu bliżej do szumiącego pomruku.
- Umierasz? Umierasz. Chyba umierasz... - szept zmienił się w ponure, acz trafne, słowa, którym towarzyszyło słabe echo. Lily kiedyś o tym czytała. Jej mózg, nagle i niespodziewanie pozbawiony tlenu, zaczynał produkować rozmaite urojenia.

Nemo 21-11-2016 12:43

Nigdy nie była okazem zdrowia psychicznego. Zdawała sobie z tego doskonale sprawę; nie miała zbyt wielu wspomnień z dzieciństwa, tego pre-morsiego dzieciństwa. Głównie pamiętała zapach...krwi. Instynkt przetrwania? Jakaś forma psychopatii?
Czasami mówiła do siebie, głównie po to, by nadawać tempo swoim akcjom. Wizualizacja i tak dalej. Ale nigdy...nie w ten sposób. To nie był jej własny głos, to nie było…
...czy ważne czym to *nie* było? Może nie być wszystkim, ale jest jedną rzeczą.
Umieram. Prawda.
Nie widziała nic złego we wdaniu się w małą, schizofreniczną rozmowę na skraju życia.
- Dlaczego? Czemu? Czy dlatego, że jesteś niekompletna? Niepełna. Jest niepełna.
Z każdym nierozgarniętym pytaniem światło krążące wokół oblodzonego palca Lily falowało - to w górę, to znów na dół. Stawało się bardziej i mniej pulsujące, wirując ciekawością.
- Oni przepadają pod wodą. Nie możecie istnieć pod wodą. Przemijacie z powodu zimna? Nie znoszą zimna. Co tu robi? W takim razie czemu jesteś wśród nas? - głos zyskał na podejrzliwości. Brzmiał teraz ostrzej. Bębnił jak kulki gradu stukające o szybę jej umysłu.


Nie miała nic przeciwko małej, schizofrenicznej rozmowie na skraju życia jeśli ta miała chociaż sekundę dłużej pomóc jej utrzymać poczucie swojego własnego ja w obliczu głębin śmierci i bezosobowości. Skąd w niej...takie pytania? Czy uważała się za niekompletną? Zawsze żałowała, że nigdy nie odkryła swojego dziedzictwa - nie poznała języków swoich przodków, nie brała udziału w obrządkach swojej kultury...ale to nie dlatego że jej się nie chciało! Nigdy nawet nie wiedziała, gdzie zacząć szukać!

-Umieram, bo byłam naiwna. Hej, ja z przyszłego życia...nigdy nie obracaj się plecami do gości, którzy z tobą nie krwawili. A jeśli już będziesz musiała, ehehe, niech Johnny przypilnuje ci plecy. Pieprzony Johnny i jego pieprzona randka, miał iść dzisiaj ze mną…!-


Głos zamilkł. Cisza sugerowała problemy z przyswojeniem lawiny otrzymanych informacji. Iskry zwolniły, po czym zatrzymały się zupełnie i ruszyły tańcząc w przeciwnym kierunku.
- Johny? Johny. Nie rozumiemy. Kim jest Johny? Goście. Tacy jak ty? Czy przychodzą w gości tak jak ty odwiedziłaś nas? Interesujące. Chcemy zrozumieć. Chcielibyśmy wiedzieć.
Zlodowacona narośl na jej kikucie właśnie zyskała jakieś pół centymetra.
- Pomożemy Ci. Pomożemy? Nie za darmo. Darmo? Zawrzemy pakt? Umowę.


To było coraz bardziej konfudujące, ale...strzał w głowę. Głowa. Cioteczka Mary zawsze mówiła, “możesz strzelać Żydowi w twarz, w nogę, a najlepiej w klatę, ale na miłość boską, nygus nie nygus, nie strzelaj szmaciarzowi w głowę! Strzał w głowe, w czoło, to najgorsze co możesz zrobić, bo kula weźmie, pieprznie mu w czoło, a potem spłynie bokiem. Nygus nie nygus, z czaszką nie ma żartów!”
...Cioteczka Mary była trochę rasistowska, ale miała dobre serce i jeszcze lepszy prawy sierpowy. Ale, nie, musiała sie skupić, nie odpływać!
Głowa. Może dostała w czoło, kula zjechała po kości, i teraz to wszystko to była jej wewnętrzna walka o życie? Taka metafora? Było coś takiego w filmie, który oglądała ostatnio z Marcelem. Jezu, jeśli zrobią zasadzkę na Marcela, nawet nie zdąży się ogarnąć, że go biją!

- Ale..ja...umowę, jestem dobra w umowach. Papa mnie nauczył...że jeśli dotrzymasz swojego, oni też dotrzymają swojego. Umowa dżentelmenów...tak...ja też chce zrozumieć.

Highlander 21-11-2016 20:47

- Tak? Tak. Dże-nte-lmen-ów - powtórzył głos, który tym razem miał nieco chwiejny ton. Jakby za chwilę zamierzał rozszczepić się na kilka mniejszych. Ostatnie słowo brzmiało jak zlepek sylab wymamrotanych przez dziecko chcące zaimponować nowo zdobytą “wiedzą” swojemu rodzicowi. Albo przez osobę starającą się sprawiać wrażenie obeznanej w tematyce dyplomacji wszelakiej. Blask wirujących kulek zaczął narastać. Stał się niestabilny, ale otulona nim Lily nie odczuwała lęku. Z jakiegoś powodu miała przeczucie, że może zaufać swojemu rozmówcy. Było w nim (w niej? W nich?) coś kojącego, niemal opiekuńczego. Dając kredyt zaufania, przymknęła swoje oczy i pozwoliła nieznanej sile czynić swoją magię.

***

Kiedy ponownie otworzyła powieki, naprzeciw jej oczom wyszedł zielonkawy sufit. Podobny do fal, pod którymi jeszcze parę chwil temu się znajdowała, ale ze znacznie stabilniejszą konsystencją. Jeśli nie liczyć pleśni, rzecz jasna. Opuszkami palców czuła miękkość materaca, a stopy dotykały ramy łóżka. Wystawiło pobieżne spojrzenie na otoczenie żeby uzmysłowić sobie, że nie znała tego miejsca. Ściany zdobiły plakaty z kapelami, których pierwsze single zadebiutowały jeszcze przed jej urodzinami. Asia. Rush. Men at Work. Angel Witch. W rogu pokoju stało biurko z krzywo zamontowanymi, spróchniałymi szufladami. Na nim spoczywał telefon, książka adresowa i coś przypominającego notatnik. Były też drewniane drzwi ze srebrną klamką i parę pustych pudełek po pizzy. Ktokolwiek tu mieszkał, higieną nie grzeszył. Pociągając nosem, dziewczyna wyczuła stęchliznę wymieszaną z lekką nutką rastamańskiej zieleniny. Irytujący bukiet zapachów sprawił, że...

Nemo 21-11-2016 21:04

Lily mimowolnie skrzywiła się. Była stosunkowo tolerancyjna i starała się akceptować...hm, może to złe słowo...rozumieć ludzi takimi jakimi są i wybaczać im ich przywary, ale higiena miejsca życia i pracy to było coś na co była szczególnie wrażliwa. Pewnie dlatego że jeśli jej Papa miałby tam syf, to jego klienci skończyliby z zakażeniem czy inną gangreną, a gdyby ona zapomniała o BHP, to prokurator szybko znalazłby sposób by ją zakratkować. Wyrzucanie śmieci było w jej naturze. Wujek Henry po prostu pomógł jej poszerzyć horyzonty, więc czasami w definicje śmiecia trafiali też ludzie. Na przykład ci cholerni dilerzy spod szkół. W sumie to śmieszne, bo nawet o tym nie pomyślała gdy zapach trawki wślizgnął się do jej umysłu; wedle kanonu henrykańskiego, trawka była OK. Może nie dla nastolatków, ale hej, nie jedna impreza akademicka korzystała z ich towaru. To nie był rodzaj towaru który sprowadzał kłopoty ani psuł życia. Normalnie jej umysł skupiłby się na mimowolnym składaniu poszlak w jakiś prowizoryczny obraz tego, jak może wyglądać właściciel tego miejsca, teraz jednak jej moce kognitywne były okupowane czymś bardziej natrętnym.


Nie nastał żaden nagły natłok wspomnień, bo wcześniejsze wydarzenia nie opuściły jej umysłu. Dokładnie pamiętała swoją niespodziewaną kąpiel w zatoce oraz nietypowy dialog, który odbyła w jej trakcie. Podniosła do góry dłoń i zliczyła palce. Był to dla niej standardowy nawyk, nie mający wiele wspólnego z przystannymi atrakcjami - ludzie wiodący jej styl życia często nie zdawali sobie sprawy, że stracili coś istotnego dokąd nie opadła adrenalina. Wszystkie palce znajdowały się na swoim miejscu. Każdym też mogła poruszyć, a brak czucia nijak jej nie dolegał. Pojawił się tylko jeden problem... zupełna drobnostka. Najmniejsze zakończenie ręki było niemal przeźroczyste. Mogła nawet zobaczyć przezeń bordowy odcień pościeli.


- ...? -
To...nie było naturalne. Czy piła coś? Któryś z narkokoktajlów Boyda? Zawsze pilnowała by pościć od wszelkich używek dzień wcześniej akcją, więc nie, to było niemożliwe, chyba że nie było żadnej akcji…? Ale nigdy nie miała tak żywych, tak namacalnych, tak zgrabnych wspomnień “po”. Brak poczucia odrealnienia który powinien jej towarzyszyć był prawie przerażający. Podobnie jak brak jakieś intensywnej reakcji emocjonalnej. “Zginęłam” powinno wywołać w niej uczucia, strach, krzyk, a wygenerowało tylko “huh”. Huh. Metodycznie sprawdziła stan swojej głowy, twarzy i…
Dziura wylotowa, kaliber zgadzałby się z tym z czym śmigały te małe gnidy. I co istotniejsze, wlot tam, gdzie powinna mieć oko, a miała...chłód. Twardy, zimny chłód.
Nie poczuła ukłucia przerażenia, przynajmniej nie w klasycznym jego ujęciu; w jej umysł wdarło się poczucie wielkiego dyskomfortu wynikającego z tego, że nie ma kontroli nad sytuacją, ani właściwie NIE WIE, CO JEST SYTUACJĄ. Czyli jej własna marka strachu.


- ... -
Czy ktoś się nią zajął? Była w stanie uwierzyć, że przeżyła ten strzał - Papa Mors nie takich stawiał na nogi. Zaskakująco niewiele mózgu potrzebowano by żyć, tak długo jak było się gotowym negocjować granice “komfortowego życia”. Ona sama podejrzewała, że jeszcze zanim Papa został jej Papą doznała jakiegoś solidnego uszkodzenia swojego międzyuszia i stąd jej różne...róznice indywidualne.


- Rewaloryzacja aksjologiczna południowowschodnioazjatycka…hm.


Przemówiła, kontrolnie sprawdzając swoją sprawność. Rozwiało to chłodną potencjalną wizję przyszłości w której orientuje się że jej zdolności wypowiedzi zostały bezlitośnie wykastrowane. Hmm...może milimetrowy kosiarz nie odebrał jej niczego istotnego. Miała tylko nadzieję, że nie cieszy się przedwcześnie; trybut dla ponurego żniwiarza mógł mieć formę chociażby jej zdolności do trzymania moczu albo utrzymania równowagi, albo życia emocjonalnego…


Nie mogła leżeć w nieskończoność. Postanowiła sprawdzić swoje zdolności psychomotoryczne, zdobyć jakieś wskazówki odnośnie tego gdzie się znajduje i czyja to gawra, oraz znaleźć jakąś powierzchnię lustrzaną która pomogłaby jej rozwiązać zagadkę “czym zapchali mój oczodół i jak bardzo to sanitarne”?

Highlander 21-11-2016 21:43

- Nogi? Zgadza się. Dziwne to uczucie... chodzenie na dwóch kończynach. Takie nienaturalne. Prawda? Jak oni to znoszą? Ale ten materiał jest bardzo miły w dotyku. Dy-wan? Puszysty jak śnieg! Istotnie - wymiana zdań w głowie dziewczyny na chwilę zachwiała jej równowagą, ale nie na tyle żeby posłać ją ponownie na materac. Łypnęła sprawnym ślepiem na parkiet. Pod jej stopami faktycznie znajdował się dywan, ale co do jego stanu wolała się nie wypowiadać. Na lemonkowym nakryciu desek spoczywało tyle nadgniłych pozostałości jedzenia, że ten był bliski rozpoczęcia egzystencji na własny rachunek. A skoro mowa już o niezależnych bytach, to trójka z nich nadal kontynuowała szemranie nad uchem Lily.
- Gdzie jesteśmy? W czymś, co ludzie nazywają mie-szka-niem. Schronieniem? Mhm. Bezpieczną przystanią. “Przystań”. To słowo znam... ale jak tu trafiliśmy? - rozmowa sugerowała, że nowi znajomi Lily także nie mają bladego pojęcia odnośnie zaistniałych okoliczności, ale ich spokojne, promieniujące pozytywnością nastawienie nie zdradzało ani grama zaniepokojenia. Chcieli tylko dalej odkrywać nowy świat. Jego wszechobecna brzydota, nie ograniczająca się bynajmniej do tego lokum, jakoś im umykała.

Nemo 21-11-2016 22:16

Jej standardowa procedura została przerwana nieoczekiwanym elementem, ale i na to miała protokół. Protokół ten brzmiał “złapać najbliższy przedmiot o potencjale bojowym” (nóż kuchenny błyskawicznie wyrwany z pudełka po pizzy) i “zająć pozycje o maksymalnej przewadze taktycznej, kontrolując sytuacje”.
Problem polegał na tym, że ciężko było zastosować jej skrypt do przeciwnika rezydującego w jej własnej głowie.
-...? Czy ja śnię?
...czuła się jak idiotka przykładając sobie nóż do skroni, więc szybko go od niej zabrała. No to chyba miała swój uraz mózgu i przypisane do niego odkształcenia.


- Nie. Chyba nie? Spałaś przez długi czas, ale... o niczym nie śniłaś. Wiedzielibyśmy gdyby bylo inaczej. Sny są nam bliskie. Znamy je... jak to się mówi? Od podszewki - uszy dziewczyny zalała mieszanka chichotliwych szmerów, ale te ustały kiedy chwyciła za nóż.
- Już? Tak szybko chcesz zakończyć nasz kontrakt? Ma do tego prawo. Ma, owszem, ale wolelibyśmy zobaczyć jeszcze inne rzeczy, które ma do zaoferowania świat ludzi.
Lily słyszała co nieco o opętaniach, ale wiedza ta pochodziła głównie ze starych filmów i powieści. Nijak nie pokrywała się ze swobodnym temperamentem jej rozmówców. Głosy nie zdawały się na tyle despotyczne, by chcieć zawłaszczyć sobie jej ciało.


Stąpając po kruchym lodzie, kluczem było znaleźć swoją równowagę i zrozumieć gdzie można się poruszyć a gdzie nie. Podobnie było z negocjacjami - i z dilerami, i z samobójcami. Jej deluzje...albo nielegalni imigranci...nie mogły być dużo odmienne. Jeśli to jej fantasmagorie, powinny czerpać ze wzorców w jej pękniętym umyśle, prawda?
Usiadła na łóżku, obserwując drzwi (czuła wielki dyskomfort nie mogąc obserwować lodowej trójcy) i czując nieprzyjemne drapanie na końcu paznokci. Nie lubiła być w takiej pozycji. Nie umiała nazwać tego uczucia.


Kontrakt, kontrakt...ah. Mam mówić na głos, czy…?
Czuła się naprawdę głupio.
Jestem jeszcze zaskoczona i nie do końca rozumiem to co się dzieje. Możecie mi to wyłożyć, kawa na ławę?
Gdy czegoś nie wiesz, możesz albo powiedzieć o tym wprost, albo udawać że wiesz i spróbować uzupełnić swoje luki w wiedzy zanim się to wyda. Ta druga opcja pomagała zachować twarz, ale chyba nie przeciwko czemuś co najwyraźniej ma dostęp do jej myśli.

Highlander 25-11-2016 11:56

- Kawa. Ława? Nie widzimy związku. Bezpośredniość, tak? Czy o to chodzi? Chyba tak. Nie musisz używać ludzkiego języka. Słyszymy Twoje myśli. Jeśli kierujesz je do nas, rzecz jasna. Nasz pakt jest... prosty. Prosty i uczciwy. My utrzymujemy twoją esencję, Ty pokazujesz nam świat. Ludzki świat. Wszystko to, co w nim ciekawe i nowe. Dawno tu nie gościliśmy. Chcemy zobaczyć jakie zmiany zaszły w waszym królestwie. W Jego królestwie? Tak.
Cały wywód sprowadzał się dla niej do prostych wniosków - po nieplanowanej kąpieli była w bardzo kiepskim stanie, a byty w jej głowie funkcjonowały jako szwy powstrzymujące ją przed zupełnym rozleceniem się na kawałki. Nie zanosiło się też na to, aby planowały zmienić ją w swoją marionetkę i zdesekrować pobliski cmentarz. Ignorując zagadnienia metafizyczne, na które i tak nie mogła teraz znaleźć jednoznacznej odpowiedzi, największym problemem zdawało się obecnie określenie jej bieżącej lokalizacji. Podeszła do jednego z dwóch okien i wyjrzała na zewnątrz. Kuląc głowy między ramionami, ludzie dwa piętra niżej czmychali przed wyjącym wiatrem. Nieumiejętnie uchylali się przed zawirowaniami śniegu i granulkami gradu. Tu i ówdzie majaczyły jednorodzinne domki i pogrążone w śnie drzewa. Posypana piaskiem ulica owijała się wokół nich. Jej pomniejsze odnogi prowadziły do podjazdów i garaży, a drugi koniec znikał gdzieś za pokrytym bielą wzgórzem. Co niektórzy z opatulonych ludzi ściskali kolorowe pakunki. Inni próbowali nie złamać karku montując lampki i ustawiając ogrodowe dekoracje. Przygotowywali się na Boże Narodzenie... ale to oznaczało, że z życiorysu Lily wyparowały przynajmniej trzy tygodnie! Nie taki prezent spodziewała się zastać pod choinką.

Nemo 25-11-2016 12:14

Jego? Lily skrzywiła się. Nie była szczególną fanką bożka ani żadnej jego wariacji, więc niejako pośrednie potwierdzenie jego egzystencji zepsuło jej humor prawie tak bardzo, jak pocisk w głowie. Rozchmurzyła ją tylko myśl, że jak uczyło ją jej własne środowisko, Gruba Ryba prędzej czy później trafi na wigilijny stół, ustepując miejsca komuś innemu. W gruncie rzeczy mogła więc zignorować dowód na istnienie boga i traktować go jako defacto martwego, bo była to tylko kwestia czasu.
Jeśli dobrze rozumiała uklad, był on zaskakująco uczciwy. W sumie w stylu tych, którymi operował Wujek Henry. Jasne, z przewagą dla wychodzącej z inicjatywą strony, i może nawet nie do odrzucenia, ale też nie zupełnie jednostronny. Henry z doświadczenia wiedział, że ustawienie które jest zwyczajnie nie fair nie buduje lojalności i prędzej czy później zasiewa ziarna goryczy i chęci wyrwania się, a stąd już tylko dystans okazji do zdrady.
...cóż, jednak ta metoda Wujka nie była bezbłędna, bo inaczej nie znalazłaby się w sytuacji w której jest.
...Trzy tygodnie. Ten koncept wypełnił ją chłodnym uczuciem niepokoju. Był to czas niezagospodarowany, podczas którego mogło zajść wszystko co najlepsze i wszystko co najgorsze. Henry mógł poradzić sobie z ambitnymi rywalami i przywrócić status quo, okupione straszną ceną jej śmierci. Wtedy mogłaby wbić na imprezę gwiazdkową przebrana za Świętego Mikołaja, robiąc “hoł hoł hoł” i przynosząc swojemu ojcu i wujkowi najlepszy prezent, czyli “niespodzianka sukinsyny, ja żyję!”
To byłoby miłe.


Inną opcją było to, że Henry nadal tłukł swoich wrogów. Tutaj było kilka możliwych ustawień, najlepsze niewiele różniące się od opcji “i wszyscy żyli długo i szczęśliwie”, a może nawet trochę lepsze, bo wtedy będzie mogła sama się za siebie zemścić. Miała ochotę zapalić, ale nie mogła; raz, bo nie ufała czemukolwiek co by znalazła w tym pokoju; dwa, bo obiecała papie że nie będzie wdychała nowotworu w swoje płuca po tym, jak mieli sporo kłótnię gdy jeszcze studiowała.


...zaraz, zemsta. Właściwie to istniała opcja, że jej egzekucje udało się zamaskować jako wypadek przy pracy, i nikt jeszcze za nikogo się nie mścił. Łajno mogło dopiero być celowane w wentylator. Całkiem możliwe, że ktoś dopiero szykował się do strzału, kryjąc się za kurtyną i używając głupich młodych jako marionetek. Samobójczych marionetek. Bez wsparcia już dobrze zakorzenionej rodziny przestępczej, małe gangi po prostu nie mogłyby dosięgnąć Henryego. Ale Lily była w stanie sobie wyobrazić kogoś używającego ich by osłabić pozycje Wujka, a potem uderzyć...tak. To miałoby sens. Drapała się nerwowo po nadgarstku. Zabiłaby za papierosa.
W takim wypadku dobrze by było dla niej wykorzystać swoją śmierć by pracować incognito, ogarnąć kto ciągnie za sznurki i zdeptać łeb żmiji zanim skrzywdzi jej rodzinę. Miała...talent do zabijania, więc przewaga liczebna nie powinna być problemem. Szczególnie jeśli udałoby się jej dogadać…


Ale to była nadal optymistyczna opcja. Ta mniej optymistyczna wyglądała tak, że miasto mogło być teraz w środku wojny gangów, a to jedna z najgorszych możliwych rzeczy jaka mogłaby się zdarzyć. Dlatego wszyscy chcieli jej uniknąć. Nikt nie chciał tak bardzo ryzykować...poza ambitnymi gnojami myslącymi że tak ustawili planszę, że nie ma innej opcji by wygrali. Pewnie znalazłoby się kilku takich...sojusz…


Najgorsza opcja byłaby taka, że po jej śmierci dokonano precyzyjnego ataku i idąc za ciosem, złamano siłę jej rodziny. Nie chciała o tym myśleć, ale Henry i Mors mogli już nie żyć; było to mało prawdopodobne, ale możliwe. Prędzej spodziewałaby się złamania kręgosłupa “militarnego” swojej organizacji - dało się to zrobić. Na taki wypadek mieli stosowne protokoły bezpieczeństwa, które zagwarantowałyby Morsowi, Henryemu i kilku innym witalnym personom bezpieczeństwo w ukryciu…
Problem był taki, że jeśli do teg
o doszło, to miała mniej więcej taką samą szansę ich znaleźć, co ich wróg. Taki urok bezpiecznych protokołów; nie było jej przy odpalaniu operacji ukrywania, nie wie co kto i gdzie, może sobie szukać igły w stogu siana. Niech to szlag.
W takim układzie najlepszą opcją dla niej byłoby wykorzystanie tego, że ktokolwiek chciał ją martwą, mysli że JEST martwa, i działać z ciemności. Wojna asymetryczna i te sprawy.
Musiała ogarnąc sytuację...i zapewnić sobie dostęp do jak najlepszych zasobów. A jesli o tym mowa…
Hej. Zmarszczyła brwi, “kierując swoje myśli” do gości gości. Okej. Czyli jesteście...turystami, a ja jestem waszym przewodnikiem i autokarem w jednym. Chyba rozumiem. Jeśli tak, to zgadzam się, wasza propozycja jest prosta i uczciwa. Serio była. Słyszała o gorszych cenach za drugie życie. Nawet w filmach familijnych. Nerwowy dołek ścisnął ją w żołądku. Miała nadzieje, że z Papą wszystko było dobrze. Emmm, wiem że to głupie, bo pewnie i tak już to wiecie, ale mi będzie trochę bardziej komfortowo... Nie mogła się wysłowić...wymyślić? Jestem Lily, mam 24 lata i, hmm, pracuje w sumie jako profesjonalny przestępca. Brzmiało to...dziwnie. Bawiło ją to troche, jednocześnie nie podobając się. Na pewno można było to nazwać lepiej. Nie, to niedobrze. Jestem Lily i pilnuje, by rodzina moja i Wujka Henryego miała zapewnione wszystko, czego potrzebuje, i by nikt z nią nie zadzierał. Tak, to ją bardziej satysfakcjonowało. Nie było takie...oceniające. Pejoratywne. Lubię króliki, burgery u Joszuy i Sommersby. Miło mi was poznać. Jak się do was zwracać?
Hej, może była wariatką. Może to były tylko figmenty jej wyobraźni. Może to wszystko było bogatą fantasmagorią umierającego mózgu.
Istniała szansa, że będzie musiała wejść na wojenną ścieżkę. Co jej szkodziło spróbować? Nic nie traciła.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:52.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172