Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-08-2017, 01:06   #131
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Koszmar. Vesna tkwiła w koszmarze. Dusznym, lepkim na podobieństwo pajęczyny, upiornym śnie z którego nie mogła się obudzić. Mokrym od przelanej krwi, gryzącym odłamkami kości i zniszczonych marzeń, równie ostrych co okruchy potłuczonego lustra. Długie, trupio zimne kawałki szkła wbijały się w jej ciało, zwłaszcza w rozerwane rozpaczą serce, bijące już chyba tylko z przyzwyczajenia. Każde jego uderzenie sprawiało dziewczynie fizyczny wręcz ból. Czerwona, poszarpana dziura po lewej stronie klatki piersiowej, przypominająca o tym co w przeciągu kilku chwil straciła - niewinność, radość, nadzieję. Baya…

Ciało Chorwatki szło sztywno za pozostałymi ocalonymi, mechanicznie niczym zaprogramowany na ruch robot. Mózg zaś tonął w potoku obrazów, przewijających się przed oczami niczym w stworzonym przez szalonego artystę kalejdoskopie. Słyszała głosy żywych, lecz sens słów umykał otępiałemu umysłowi, pogrążonemu we własnym, osobistym piekle.
Zabiła go, może nie własnoręcznie, ale Silva zginął przez nią. Bo chciał jej pomóc, ratować. Do samego końca. Miast uciec i ratować życie, ciągnął za sobą kłopotliwy pakunek, co w rezultacie przypłacił losem jakiego dziewczyna nie życzyła najgorszemu wrogowi. Okazał dobroć, serce i troskę za co los odpłacił mu brutalnym, bolesnym i nieodwracalnym końcem.

Grupa uciekinierów mijała kolejne drzewa, kamienie i metry chropowatego asfaltu, a ona obijała się od lustrzanej klatki, na której bokach ciągle i ciągle pojawiały się nowe obrazy. Migały z częstotliwością stroboskopu, wywołując drżenie mięśni, a także wciskają piekące, słone drobiny w kąciki oczu.
Była … zmęczona. Tak bardzo zmęczona. Połknięta przez bestię dnia dzisiejszego, przeżuta dokładni i wypluta na brudną, cuchnącą zgniłym mięsem ziemię na podobieństwo zużytej gumy, nie potrafiąc pozbyć się jednej i tej samej myśli, bijącej blaskiem szkarłatnego neonu na drugiej stronie powiek, ilekroć przymknęła oczy.
To ona powinna tam leżeć, nie Byron…

Jeden krok, drugi… płytki, rwący się oddech świszczący w piersi i wydostający się przez nos. Czuła go, miała świadomość najdrobniejszego skurczu mięśni, szczypania zdartej kamieniami skóry i obitych stawów. Przerażającej pustki w miejscu, gdzie niegdyś znajdowało się serce… jeszcze nie tak dawno.
Jak niby miała żyć dalej… bez niego? Bez jego uśmiechu, zapachu i ciepła okazywanego w najdrobniejszych gestach? Bez tonu głosu i oczu patrzących czujnie, troskliwie…
To ona powinna tam leżeń, nie on… nie Bay.

Słyszała jak Sam i Danny rozmawiają… tak, chyba rozmawiali, lecz ona słyszała śmiech Silvy, jego burkliwy, lekko nosowy pomruk gdy próbowała wyciągać co znowu zrobił mu ojciec. Obrzydliwy, mokry dźwięk z jakim kawałki metalu zagłębiły się w jego czaszce… a potem ten dzikus. Śmierdzący, szalony. Opętany żądzą mordu.
Chciał ją zgwałcić, pamiętała aż za dobrze widok nabrzmiałego członka, zbliżającego się wraz z falą przyprawiającego o mdłości smrodu.

Ocknęła się dopiero, gdy Parker podała jej wodę, a właściwie wcisnęła siłą w ręce. Drgnęła, zamrugała zmieszana, zaś potok obrazów przelał się, zostawiając po sobie odrętwienie - te na szczęście powoli mijało. Jeśli śmierć Byrona miała nie iść na marne, powinni zrobić wszystko, by przetrwać. Uciec i żyć, także za niego.
- Dziękui - wychrypiała, próbując ułożyć usta w uśmiech, niestety mięśnie chyba zapomniały jak to się robi. Oraz o znaczy uśmiech…
Drugim bodźcem okazał się dotyk. Ciężar dłoni na ramieniu, kojące słowa. Ratunek, przeżycie. Dom… Papa i Simon. Powrót do normalności - głupia, infantylna wręcz wizja. Vesna aż za dobrze zdawała sobie sprawę z faktu, że nic nigdy nie będzie już normalne.
O ile uda się im przeżyć najbliższe godziny.
- Dani - zwróciła się do chłopaka, wlepiając w niego wzrok niebieskich oczu - My… schować się powinni, cjebie opaczić, abi ślijadów nje zostawjac’. Oni… o-oni są… - zatrzęsła się i potrzebowała dobrych trzeh oddechów oby ogarnąć się na tyle, by móc podjąć wątek - Zanim policja przyjedzi minie trochu… i domek. My przeszukać go powinni, ziebi… poczebui broni. Ochroni. - przykryła dłonią jego dłoń i zacisnęła, obracając twarz ku Sam. Widziała w niej cień, zimny i tkwiący w spiętej, bladej twarzy. Oddała jej wodę po czym złapała za rękę, potrząsając dla zwrócenia uwagi.
- Ty zrobila co musjala… uratowała mnie. Ja dzięuki, bez cjebie… nu ja mysliec’ nawet nie chce. Tak musjala zrobić, ty dobri człowiek. Nje zostawila mnie. Dziękui… Weźmy co sje nadai, co poczebni będzi. Zejdźmi z drogi. Oni mogu iść za nami… nie mogą nas zaskoczić. Już dośc’.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 20-08-2017, 02:05   #132
 
Gormogon's Avatar
 
Reputacja: 1 Gormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputację
Śmierć van Ophen zdziwiła go dość mocno, Blake spodziewał się, że to właśnie ona sobie poradzi i przeżyje tą popierdoloną rzeźnię. Było mu przykro z jej powodu, ale także z powodu innych zamordowanych przez tych pojebów.
Nikt nie powinien tak umierać, a tych sukinkotów powinno się rozjebać. Zamknął oczy i wziął kilka głębszych wdechów. Musiał coś zrobić, choć nie do końca wiedział co należało zrobić. Po otwarciu oczu już wiedział, że bezbronny nie da rady pomóc Claire i Dean'owi, więc zdecydował, że powoli i ostrożnie dojdzie do drogi i rzuci się biegiem w kierunku budki strażniczej. Tam powinna być jakaś broń. I telefon.
 
__________________
„Wiele pięknych pań zapłacze jutro w Petersburgu!”
Gormogon jest offline  
Stary 20-08-2017, 09:38   #133
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację

Kobieta po drugiej stronie łącza wysłuchała Danny'ego a następnie Kate i zapewniła, że pomoc pojawi się na miejscu w ciągu godziny, gdyż wysłane zostaną jednostki z Duluth, miasteczka znajdującego się najbliżej ośrodka. Pozostawało więc czekać.

A czekanie zdawało się dłużyć w nieskończoność. Nie udało im się znaleźć żadnej broni, ale też nie potrzebowali jej, gdyż nikt ich już nie atakował. I choć było spokojnie, cała czwórka pozostawała czujna.

Dopiero gdy od strony, z której przyjechali doszły ich policyjne syreny, a chwilę później ujrzeli masę zbliżających się radiowozów, odetchnęli z ulgą. Byli uratowani.



Dean zebrał się w sobie, zmobilizował wszystkie siły, by podpłynąć bliżej i uderzyć tasakiem w tylną część głowy mordercy. Łopatka paliła niesamowitym bólem, ale starał się nie zwracać na to uwagi, to nie było teraz ważne. Liczyła się Claire i wykonanie zadania, które sam sobie narzucił. Miał o tyle łatwiej, że Czerwona Koszula zupełnie się nim nie interesował, jakby za wszelką cenę chciał zamordować Claire. Dean nie mógł na to pozwolić. I nie pozwolił. Zamachnąwszy się, ostrze tasaka weszło z paskudnym trzaskiem w potylicę mężczyzny, a z rany wystrzeliła masa krwi, obryzgując Deana i wodę wokół.

Tamten zacharczał, zwalniając uścisk na szyi Lockhart. Dziewczyna pomimo obolałej krtani poczuła się teraz jak nowo narodzona - w końcu mogła oddychać, w końcu ciało otrzymywało tyle tlenu, ile potrzebowało. Wykorzystała ten moment na wprowadzenie w życie swego planu i dźgnęła zwyrodnialca prosto w oko. Ostrze noża weszło gładko w miękką tkankę, eksplodując krwią i wypływającą wodnistą cieczą zmieszaną z siatkówką. Przywódca dzikusów zabulgotał tylko, stężał w sobie i poszedł pod wodę, krwawiąc obficie z obu ran. Po chwili zupełnie zniknął obu nastolatkom z oczu.

Claire dopadła do Deana i przytuliła go, na tyle, ile mogła, nie wyrządzając mu większej krzywdy. Odwzajemnił uścisk, a potem zaczęli płynąć w stronę brzegu po drugiej stronie rzeki. Choć ranni i obolali, żyli. Poradzili sobie też z kimś, kto nie zasługiwał na miano człowieka. Największym zagrożeniem, jakie spotkali na swojej drodze w całym, krótkim życiu. Nikt za nimi nie płynął, nikt więcej nie chciał ich zabić.

Na brzegu musieli odsapnąć, a Claire przy okazji sprawdziła plecy Deana. Łopatka była spuchnięta, tworzył się też duży krwiak. Chłopak potrzebował specjalistycznej pomocy, gdyż wyglądało to groźnie. Nie mieli teraz jednak szans na takową. Po półgodzinnym wypoczynku ruszyli w dalszą drogę, co jakiś czas robiąc przerwy. W końcu (głównie dzięki świetnej orientacji w terenie Claire) dotarli do starego, opuszczonego domku w lesie, jednak... nie znaleźli tam żadnej radiostacji. Nie było nic, co pomogłoby im w kontakcie ze światem. Zmęczeni i głodni jak diabli, zostali na miejscu, by odpocząć i być może przenocować.

Nie wiedzieli, ile dokładnie czasu minęło, ale gdy usłyszeli zbliżający się w ich stronę huk silnika, wyskoczyli z domku, rozglądając się wokół. Zza drzew wyłonił się w końcu śmigłowiec, który zawisł nad niewielką polanką, a potem zaczął podchodzić do lądowania. Claire i Dean odetchnęli z ulgą - wiedzieli już, że Danny'emu i reszcie udało się wezwać pomoc. Że są uratowani.



Ruszył przez opustoszały, ponury ośrodek w stronę drogi wyjazdowej. Zdawał sobie sprawę, że pieszo zejdzie mu się z czterdzieści minut, zanim dotrze do budki, którą mijali na początku wycieczki. Nie miał jednak innego pomysłu, a pozostawanie na terenie, gdzie wciąż mogli kręcić się mordercy, nie było dobrym wyjściem.

Droga była spokojna, wyglądało na to, że żaden z dzikusów nie czaił się na niego w okolicznych krzakach. Zmęczony robił sobie co jakiś czas przerwy, a gdy w końcu wyszedł na prostą drogę prowadzącą do budki i zobaczył stojące przy niej policyjne wozy z migającymi światłami, poczuł jak wstępują w niego nowe siły. Udało się, wróci cały i zdrowy do domu!



Widział, jak Dean'owi i Claire udało się powstrzymać tego zwyrodnialca w Czerwonej Koszuli i jak oboje odpłynęli w stronę brzegu po drugiej stronie ośrodka. Nagle cała okolica pogrążyła się w nienaturalnej ciszy. Nie było już krzyków, odgłosów mordowania i pogoni za przerażonymi nastolatkami. Jerry jednak wolał pozostać w ukryciu, tak było bezpieczniej.

Chyba urwał mu się nawet film, bo ze snu wybudziły go odgłosy silników i jakieś krzyki. Zdjęty strachem, że mordercy jednak wciąż panoszą się po ośrodku, uniósł głowę, zerkając w stronę brzegu. Odetchnął z ulgą, gdy zobaczył policyjne wozy i umundurowanych mężczyzn krzątających się przy ciałach morderców na plaży. Nie ociągając się, postanowił ujawnić swą obecność.



Pomoc w końcu nadeszła, a okolica i serce ośrodka Beaver Creek zaroiło się od policjantów, techników kryminalistycznych i ratowników medycznych. Wszystkich żywych, których odnaleziono, przetransportowano do szpitala w Duluth, leżącego najbliżej miejsca zdarzenia. Dean'owi założono opatrunek Desaulta, by pozwolić goić się w spokoju pękniętej łopatce, głowa pani Marshall została zszyta, tak samo jak kilka większych cięć od szkła na ramionach i czole Danny'ego. Claire prześwietlono szyję, na której wykwitł obrzęk i gdy okazało się, że wszystko jest w porządku, dziewczyna otrzymała środki przeciwbólowe, które miały zminimalizować ból. Jerry nie potrafił spojrzeć pozostałym w oczy o tym, jak zostawił Claire, Deana i Kim na plaży. Wszystkich wstępnie przesłuchano oraz pozostawiono na obserwacji na kolejną dobę, a następnie przetransportowano do szpitala w St. Cloud, skąd zostali potem zwolnieni do domu.

Wydarzeniami z Beaver Creek Resort żyła cale Stany Zjednoczone, zalewane dramatycznymi newsami w największych stacjach telewizyjnych i gazetach, stan Minnesota a najbardziej oczywiście St. Cloud, miasteczko, z którego pochodziły ofiary. Z terenu ośrodka do lokalnej kostnicy przetransportowano ciała dziewięciu uczniów i trójki nauczycieli. Zwłokami napastników zajęła się policja stanowa, która dość szybko ustaliła, że podobne morderstwa miały miejsce w lasach nieopodal miasteczka Thunder Bay w prowincji Ontario w Kanadzie. Współpraca z tamtejszymi stróżami prawa doprowadziła do oczywistej konkluzji - mordercy wyczuwając, że kanadyjska policja depcze im po piętach, przekroczyli nielegalnie granicę, kryjąc się na terenie Parku Narodowego Superior, gdzie już wcześniej miały miejsca zaginięcia turystów, przeważnie kobiet. Nikt jednak nie powiązał tych spraw ze sobą. Aż do teraz. Śledztwo pozwoliło ustalić, że mordercy najpierw zabijali swoje ofiary, a następnie się nimi żywili. Temat współczesnego kanibalizmu po raz kolejny znalazł więc w mediach swój prime time.

Nie dla ocalałych jednak, którzy niemal cały czas byli nachodzeni przez wścibskich dziennikarzy szukających sensacji i przypominających o tragedii. Ostatecznie siódemka uczniów i nauczycielka, którzy przeżyli masakrę w ośrodku, otrzymali policyjną ochronę. Burmistrz St. Cloud, Natasha Blackwell wsparła finansowo i psychologicznie rodziny ofiar, jak i poszkodowanych, którzy wyszli z tego zdarzenia cało. I o ile Claire, Dean, Danny, Samantha, Vesna i Marty byli postrzegani w miasteczku jak bohaterowie i na każdym kroku czuli wsparcie oraz szacunek, Jerry nie mógł liczyć na to samo. Jakimś sposobem wieść o tym, że stchórzył, gdy przyszło wspomóc przyjaciół, rozniosła się po St. Cloud i Gbadamosi nie miał już tam życia. "Tchórzliwy czarnuch" to było jedno z najlżejszych określeń, jakie pojawiło się wymalowane farbą na domu rodzinnym chłopaka. Nie widząc innych możliwości, Jerry wyjechał z St. Cloud zaraz po zakończeniu roku szkolnego i odebraniu dyplomu gdzieś na zachód, do dalszej rodziny.


Na wspólnym pogrzebie pomordowanych uczniów i nauczycieli pojawiło się niemal całe miasteczko. Uroczystość była wzruszająca i wyciskała łzy z oczu. Wiele osób wciąż nie dowierzało w to, co się stało, rodzice nastolatków pełni byli bólu i cierpienia. Wiele matek nie potrafiło zapanować nad emocjami, najbardziej pani Hart, która rzuciła się na trumnę córki z błagalnymi prośbami, by otworzyć wieko i raz jeszcze dać jej spojrzeć na ukochane dziecko. I trudno było się dziwić, gdyż biorąc pod uwagę zniknięcie brata Kimberly, Hartowie zostali zupełnie sami.

Proboszcz Henry Matheson, który odprawiał nabożeństwo żałobne, prosił wszystkich o modlitwę za dusze tych, którzy zginęli.
- Módlmy się także do Bożego Miłosierdzia za dar życia - mówił wielebny nad trumnami pomordowanych. - Bo życie jest najwyższą wartością.
Zaznaczył przy tym w kazaniu, że dla wszystkich ludzi wierzących, śmierć nie jest końcem, tylko początkiem nowego życia. Marne to było jednak pocieszenie dla cierpiących po stracie. Po złożeniu ciał do grobów, ludzie jeszcze długo nie opuszczali cmentarza, modląc się i zostawiając kwiaty przy świeżo uformowanych mogiłach. W końcu nekropolia opustoszała a życie w St. Cloud toczyło się dalej. Miasteczko jeszcze przez kolejny tydzień żyło morderstwami, a potem wszystko zaczęło wracać do normy. Bo ludzie już tak mieli. Zapominali, skupiając się na własnych troskach, zwłaszcza, gdy czyjeś nie dotykały ich bezpośrednio.

Samantha, Vesna, Danny, Claire, Dean, Marty i Jerry również zajęli się realizacją swoich planów i marzeń, bo cóż innego mogli zrobić? Po masakrze, którą udało im się przeżyć, wiedzieli, że muszą wycisnąć z życia tyle, ile się da. I tylko powracające co jakiś czas koszmary senne i wspomnienia z Beaver Creek dawały im do zrozumienia, że nigdy nie zapomną tego, co się tam wydarzyło. Że to już zostanie z nimi na zawsze.

 
Tabasa jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:51.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172