Konto usunięte | [Horror] Cukierek albo psikus o była jedna z tych ponurych nocy, podczas których wiatr uderzał nachalnie o okiennice i wył posępnie między framugami, jakby próbował wedrzeć się do środka bezpiecznej przystani, jaką okazywało się łóżko i kołdra. Jakby konary drzew zmieniły się w szponiaste dłonie, chcące pochwycić ukrytego w pieleszach chłopca, którego wyobraźnia zaczynała podszeptywać straszne historie, gdy tylko mama wyłączyła lampkę nocną i zamknęła drzwi do pokoju. Toby Gardner, jedenastolatek o zbyt wybujałej wyobraźni, starał się nie wychylać spod kołdry i nie patrzeć w stronę okna. Odwrócony do ściany w końcu zasnął, jednak nawet sen nie przyniósł spokoju.
Otworzył oczy, czując przenikliwe zimno i aż stężał w sobie. Był na głównej ulicy Hollow Creek, owiewany przejmującym wiatrem. W żadnym z budynków po obu stronach ulicy nie paliło się światło, jedynie księżyc rzucał swój blady, mdły blask. I dopiero wtedy Toby zauważył, że coś jest nie tak. Wszystkie domy i sklepy pokryte były jakimś dziwnym, ciemnym pyłem, wyglądały na niezdrowe. Gnijące. Gardner czuł, jak zaciska mu się gardło i choć chciał zawołać rodziców, nie był w stanie. Przeszył go dreszcz przerażenia, gdy gdzieś w mroku usłyszał podzwanianie łańcuchów. Dźwięk z każdą chwilą zdawał się zbliżać, więc Toby począł się cofać, mając nadzieję, że uda mu się gdzieś schować. Niestety, obserwując miejsce, z którego potencjalnie miał wyjść posiadacz łańcucha, stawiał kroki bez rozwagi, przez co potknął się o coś i upadł na zimny beton.
Próbował się podnieść, jednak gdy tylko zerknął w stronę, z którego dochodziło brzęczenie, strach zupełnie go sparaliżował. Kilka metrów dalej, w księżycowej poświacie, dostrzegł stracha na wróble z metalową tabliczką na łańcuchu zwisającą mu z szyi. Poczwara poruszała się szybko i w dłoni dzierżyła ogromną kosę. Największą, jaką Toby widział w życiu. Chłopiec doskonale wiedział, jaki napis widnieje na tabliczce. Jack. To był strach na wróble pana Winstona, właściciela pola z dyniami, u którego zaopatrywało się całe miasteczko. Toby bał się go od dziecka i rzadko w ogóle przychodził na pole Winstona z przyjaciółmi. Teraz jego największy koszmar zmierzał ku niemu, a on nie mógł nic zrobić. Raz jeszcze spróbował się podnieść, jednak zamknięte w przerażeniu ciało nie słuchało umysłu.
Krzyczał. W końcu krzyczał najgłośniej, jak potrafił, ale nikt nie przychodził mu z pomocą. Jack natomiast był już zaledwie kilka kroków od niego. Uniósł swoją kosę, zamachnął się a Toby zdążył tylko unieść rękę, nim ostrze zamaszystym cięciem opadło na jego szyję. I wtedy się obudził. Zlany potem, jeszcze dłuższą chwilę siedział na łóżku, wpatrując się w skryte w mroku drzwi swego pokoju. To był tylko sen. Tylko sen, powtarzał sobie, dysząc ciężko. Opadł w końcu na poduszkę, biorąc głęboki wdech i przecierając mokre czoło przedramieniem. Będzie musiał opowiedzieć o tym koszmarze przyjaciołom, tak, jak opowiadał o każdym, które ostatnio często mu się śniły. Zerknął przelotnie na budzik stojący na biurku pod oknem - dochodziła trzecia rano.
Dziś Halloween, pomyślał. Będzie świetna zabawa.
__________________ [i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i] |