Trochę ją irytowało to bagatelizowanie sprawy przez Luke'a. Przecież gdyby zobaczył kota, to nie spadłby z drabiny. Wiadomo, że nie chciał Rylee martwić, ale jego obecne podejście do sprawy bardziej ją wkurzało, niż uspokajało. Nie zdążyli dobrze pogadać, gdy przed domem pojawił się samochód szeryfa. Blondynka aż otworzyła usta z wrażenia, gdy usłyszała, co było powodem wizyty Dwyera. - Jest tak, jak mówi Luke - powiedziała. - Hastings przyszła do mnie dzisiaj przed południem, zaczęła mi grozić, że odpowiem za krzywdy, które wyrządziła jej moja babka. Bart Davies może to potwierdzić, był wtedy ze mną w sklepie i ją w końcu wyprosił. Zamknęłam wcześniej i poszłam do niej, żeby powiedziała mi, o co jej dokładnie chodzi, a ta wariatka poszczuła mnie swoim psem. - Rylee prychnęła. - Rozumiem... - odrzekł Dwyer. - Na wszelki wypadek nie zbliżaj się do niej. Nie chcę, żeby wydarzyło się coś złego. - Oczywiście, nie mam zamiaru. - Carpenter przejechała dłonią po potylicy. - Jakieś postępy w śledztwie Penny? - Wtrącił się Luke. - Niestety nie. Jesteśmy w ślepej uliczce. Nie mamy zupełnie nic. Może zabrzmi to brutalnie, ale wygląda na to, że musimy czekać na jego kolejny ruch, być może teraz zostawi jakieś ślady - powiedział szeryf. - Rzeczywiście brutalnie. - Harmon uniósł brwi. - Robimy, co możemy, ale wiele nie możemy. Samemu ciężko mi to mówić, ale gość był naprawdę świetnie przygotowany i nie zostawił nawet mikrośladu, który mógłby nam w czymkolwiek pomóc. - Dwyer zmarszczył brwi. - Dzisiaj widziałam podejrzanego faceta w centrum - rzuciła Rylee. - Nie widziałam go tu wcześniej. Chyba za mną szedł.
- Naprawdę? - Dwyer postawił oczy i sięgnął do kieszeni kurtki po notes i długopis. - Możesz go opisać? - Chyba tak, był bardzo charakterystyczny, no i na ulicy nikogo wtedy nie było... - odpowiedziała Rylee i szybko opisała wygląd podejrzanego mężczyzny.
Szeryf zanotował wszystko dokładnie i popukał się notesem po otwartej dłoni. - Dziękuję, Rylee, to może być jakiś trop. Dam zaraz chłopakom znać przez radio, żeby mieli oko na ponad dwumetrowego typa w płaszczu. Jeśli się pojawi. - Spojrzał jej w oczy. - A na razie staraj się nie wychodzić nigdzie po zmroku i jeśli zobaczysz coś podejrzanego, dzwoń do mnie od razu.
- Niech się pan nie martwi, szeryfie, jest pod dobrą opieką. - Luke uśmiechnął się i przytulił blondynkę, głaszcząc ją dłonią po ramieniu. - Nie wątpię, ale zróbcie, jak mówię.
- Tak jest. - Luke zasalutował niezgrabnie, a szeryf pokręcił tylko głową i ruszył w kierunku wozu. - Dobrego popołudnia.
- Panu również - odparła Rylee.
Gestem uniesionych rąk pożegnali odjeżdżającego szeryfa i zabrali się za dokończenie ozdabiania domu. Powoli zapadała szarówka i musieli się sprężyć, ale efekt ogólnie wypadł całkiem pozytywnie - udekorowali front i bok domostwa a także werandę, która prezentowała się bardzo ciepło i zapraszająco. - Wnętrze domu zrobimy jutro, dzisiaj trzeba już sobie dać na luz - rzucił Luke, podziwiając z uśmiechem na ustach efekty ich pracy. - Zgadzam się. Mam ochotę na ciepłą herbatę i wieczór przy serialach z ukochanym mężczyzną - powiedziała Carpenter. - A potem na małe co nieco? - Mężczyzna poruszał miarowo brwiami. - To się jeszcze zobaczy. - Kobieta pokazała mu język.
Rozmawiając o głupotach weszli do domu, zamykając drzwi na klucz, w końcu nie planowali już dzisiaj nigdzie jechać. Poza tym pogoda zaczęła się psuć, w powietrzu wisiała nieprzyjemna, delikatna mgiełka, która rozmywała kontury okolicy, nadając im ponury ton.
Zrobili sobie pizzę z mrożonki, do której idealnie pasował zimny Budweiser, po czym zasiedli do telewizora, by obejrzeć kolejne odcinki "Gry o Tron".
To był jeden z tych wieczorów, które mogłyby się nie kończyć. Śmiali się, żartowali, rozmawiali na przeróżne tematy i właściwie nie bardzo nadążali za fabułą serialu i w sumie niewiele się tym przejmowali. Rylee się rozpogodziła i rozluźniła a oprócz dobrego towarzystwa, wpływ na to miał na pewno złocisty trunek, którego wypiła dwie butelki i już czuła się wstawiona. A gdy tylko się wstawiała, nachodziła ją nieodparta ochota na dziki seks, zatem zaciągnęła Luke'a na piętro, całując go namiętnie i ściągając z niego koszulkę, spodnie i bokserki. Niedługo później wylądowali pod prysznicem a potem w łóżku, pieszcząc się i celebrując doznania.
Przez dłuższą chwilę masowała jego żylastego, wielkiego penisa, a potem wspięła się na niego. Wciąż trzymając silnie w dłoni członek Luke'a, wsunęła go między swoje uda. Drażniła się przez chwilę, przesuwając jego czubkiem po wargach sromowych i nie wpuszczając go do środka - a potem nagle usiadła na nim i wsunął się w nią tak głęboko, jak mógł. Zamknęła oczy, czując w sobie gorącego fallusa. Rylee pochyliła się do przodu i pocałowała ukochanego w usta. - To jest piękne - wyszeptała.
Poruszała się w górę i w dół z powolną płynnością, która sprawiała, że czuła się coraz bardziej podniecona, ale wzbierało to niezbyt szybko i wydawało jej się, że minęły całe godziny, zanim poczuła to niemożliwe do opanowania stężenie w podbrzuszu, które oznaczało zbliżanie się do szczytu. Blondynka zaczęła dyszeć, a Luke w tym czasie bawił się jej dwoma spoconymi piersiami o twardych, ciemnych sutkach. W końcu przyspieszył, tak, że jego jądra uderzały ją w pośladki, aż w końcu pociągnął je mocniej w dół, a Rylee poczuła, jak uwolnił w niej swoje życiodajne soki.
Brała tabletki, więc nie było mowy o tym, by zaszła w ciążę, ale nawet jeśli, to przecież i tak zamierzali spędzić resztę życia razem. Luke zrzucił ją z siebie, rozłożył jej nogi i językiem zaczął pieścić nabrzmiałą łechtaczkę kobiety, aż do eksplozji niezapomnianych doznań od których Rylee aż wiła się na łóżku, dławiąc w gardle krzyk.
Dysząc ciężko, zdołała jedynie przekręcić się na bok, przykrywając kołdrą i ramieniem ukochanego, który przylgnął do niej jak idealnie dopasowany kawałek. Jeszcze przez chwilę czuła jego wciąż pobudzonego penisa na pośladkach, a potem odpłynęła w błogi, spokojny sen... |