Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-05-2018, 20:29   #101
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
(OPIEKUNA DZIAŁU HORROR PRZEPRASZAM ZA POST POD POSTEM - JEŻELI UZNA, ŻE MUSZĘ GO SCALIĆ NIECH TO ZROBI, ALBO DA MI ZNAĆ ALBO ZROBI TO SAM. CHCIAŁEM, ŻEBY POST ZOSTAŁ ZAUWAŻONY)

Mniej radosny nastrój był w drużynie Niebieskiej. Oni musieli wybrać, kto wylatuje. A reszta graczy czekała na ten werdykt z zapartym tchem.
Piwko, jedzenie, luzik.

Tym zajmowały się ekipy. Ktoś grał na konsoli. Ktoś oglądał, jakiś film. Ktoś oddawał się rozpuście. Każdy zajmował się tym, co lubił i na co miał w tej chwili ochotę.

Za oknami zrobiło się ciemno. Gęste chmury zwiastowały burzę i ulewę. Taką, jak się wydawało, tropikalną.

Zbliżała się pora kolacji. Tym razem, jak poinformował ich Mistrz Gry, musieli zrobić ją sobie sami z tego, co było w lodówce: jajek, mleka, serów, wędliny, salami, masła, piwa, mocniejszych alkoholi, gazowanych napojów w różnym typie, serków do smarowania i szafkach: płatków śniadaniowych, dżemów, masła orzechowego, nutelli, chleba ciemnego, pszennego, owocach w puszkach, budyniach błyskawicznych i mieszanek orzechowych.

W końcu przyszła pora na podsumowanie głosowania. Tym razem Mistrz Gry nie bawił się w dramatyzowanie.

- Po dzisiejszym dniu Dom Marzeń i Koszmarów opuści Tony Brandon. Tony. Za pół godziny zamelduj się pod Wrotami Porażki i Wstydu.

Rudzielec zebrał swoje rzeczy i zniknął za drzwiami, które zamknęły się za nim z łoskotem.

- Jednego baranka mniej – zaśmiał się Mistrz Gry. – Radzę się wszystkim dzisiaj położyć bardzo wcześnie. Bo jutro czeka na was naprawdę trudne wyzwanie. Muszę przyznać, że nasza publiczność to nieźli sadyści. Pobudkę zafundujemy wam przed piątą.

Przed piątą!

Masakra. Tym bardziej, że dzisiejszy dzień i wczorajsze pijaństwo nałożyły się bagażem zmęczenia na większość uczestników.

Po zachodzie słońca na Dom zwaliła się dzika nawałnica. Burza z piorunami, które uderzały jeden za drugim, z dzikim szaleństwem. Wyładowania były tak potężne, że grzmoty brzmiały niczym huk działa a rozbłyski, niczym wybuchy bomb fosforowych. Przerażająca choreografia, jak w apokaliptycznej wizji zagłady świata. Jakby ktoś próbował podpalić nieboskłon. Gęste, skłębione chmury, wyglądały tak, jakby ktoś toczył w nich zaciekłą bitwę.

Szaleństwo natury powodowało, że co chwila zanikał prąd, spadki napięcia
Nawałnica przycichła dopiero koło północy. Nie oznaczało to jednak końca burzy. Niebo nadal przesłaniały te czarne, ciężkie chmury, a wiatr tak, jakby chciał zdmuchnąć Dom z powierzchni ziemi.

Dla niektórych była to najgorsza burza, jaką przeżyli w nocy.

Druga czterdzieści siedem w nocy obudził wszystkich potworny huk. Ziemia zatrzęsła się gwałtownie, a szyby w oknach omal nie wypadły.

Znów padało. Na domiar złego nie działała elektryczność. Jednak wyraźnie, z okien sypialni, widzieli basen.

Woda w nim kotłowała się, dymiła i świeciła, jakby pod jej powierzchnią ktoś rozpalił wielki reflektor. Mieli wrażeni, chociaż było to przecież niemożliwe, że coś doprowadziło wodę do wrzenia.

Na niebie czarne, burzowe chmury podświetlały dziwne, przerażające, zielone światła. Gdzieś, z daleka, dobiegał do nich dziwny, trudny do zidentyfikowania, przeciągły, jękliwy dźwięk. Nie kojarzył się z niczym co znali – ani z dźwiękami syreny, ani z lądującego czy startującego samolotu, był niczym zawodzenie jakiegoś zwierzęcia, tylko dużo, dużo głośniejsze. Nawet odległy powodował, że włosy stawały im dęba.

Po chwili zobaczyli, że przy basenie ktoś jest. To była Irmina. Cała mokra, wyglądała tak, jakby nie położyła się jeszcze spać i spacerowała w ubraniu na zewnątrz pomimo ulewy. Jej zachowanie było dość dziwne. Chwiała się i gibała, jakby była nawalona jak szpadel. Dziewczyna nie zwracała uwagi na przyklejonych do szyb, ledwie przebudzonych współzawodników. Podeszła do krawędzi basenu i pochyliła się nad nim. Ledwie widzieli ją przez unoszące się nad basenem opary.

Nagle mgła zafalowała gwałtownie i Irmina zniknęła im z oczu.

- Cholera! – wrzasnął „Tornado” i tak, jak się obudził – w samych bokserkach – ruszył pędem na zewnętrz, by udzielić pomocy Irminie. – Ruszcie dupy! – krzyknął jeszcze do nocujących w pokoju mężczyzn z drużyny Niebieskich i już go nie było.

Po chwili, jako pierwszy, znalazł się przed domem.

Niebo płonęło zieloną, fosforyczną łuną. Raz za razem przecinały je wyładowania błyskawic w podobnym kolorze, jakby niebo postanowiło rozszarpać ziemię. Lał deszcz, a nad bulgoczącą, rozświetloną wodą w basenie unosiły się niesamowite, fascynujące i przerażające zarazem kłęby dymu. A na dodatek gdzieś z bardzo daleka dobiegał ten niepokojący, jękliwy dźwięk, który budził w nich coraz bardziej atawistyczne lęki.

Tylko idiota w takich warunkach wybiegłby na zewnętrz ratować Irminę. Albo prawdziwy bohater.

Pytanie, do której kategorii należał Tornado?
 
Armiel jest offline  
Stary 13-05-2018, 22:01   #102
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Frank Moore - optymistyczny surwiwalowiec



Wygrali! A jednak wygrali! Frank gdy usłyszał wynik zaczął skakać i drzeć się jak opętany. Wygrali! A jednak wygrali! Yeeaahhh! Podczas walki wcale nie był tego taki pewny. Oberwał zaraz na początku walki więc musiał zejść jako "zabity". Z napięciem czekał na wynik i okazało się, że jednak wygrali! A przez moment powiało grozą gdy resztka grupki niebieskich wypadła z kręgielni z flagą czerwonych. Serce mu prawie stanęło ale na szczęście pozostali w grze czerwoni dogonili kulkami ostatniego niebieskiego zanim zdążył dobiec do własnej bazy. Wygrali! Walka była zacięta, i zawzięta, Frank czuł jak adrenalina i endorfiny buzują mu w żyłach a ciało napędza koktajl pozywywnej agresji. Taka która dawała powera i kopa, pobudzała do życia.Więc gdy jeszcze okazało się, że wygrali wydarł się i zaczął wrzeszczeć i klepać po ramionach, plecach, ściskać się z innymi czerwonymi.

- Nieźle wam poszło. Też daliście nieźle czadu. - zwrócił się do niebieskich gdy obie grupki już się wymieszały. Co by nie mówić fajna impreza była z tym strzelaniem. I kombinowanie, i adrenalina, i zdrowa konkurencja i atmosfera też kojarzyła mu się całkiem pozytywnie. Ale co jak co, fajnie było, że mimo wszystko to nie jego grupa musi typować kogoś do odejścia.

O powiększonej nagrodzie nie był pewny co myśleć. Jasne, że go ucieszyło, zwłaszcza to, że teraz były trzy zwycięskie bilety a nie jeden. Ale same sumy, kilkumilionowe sumy, były dla niego czystą abstrakcją. Nigdy nie miał do czynienia z takimi pieniędzmi. To coś jak próbować wyobrażać sobie te tysiące kilometrów do Księżyca czy do Słońca. Taka skala abstrakcji, że brakło mu wyobraźni. No ale zwiększało to szansę na załapanie się na jeden z tych trzech biletów i to go cieszyło. Tak samo jak to, że nie odpadł pierwszy.


---



Frank gdy zeszła z niego adrenalina był znacznie spokojniejszy, humor mu dopisywał a zrobienie sobie kolacji przy tak bogatych zasobach wydawało mu się dziecinnie proste. W końcu nie trzeba było zastawiać sideł, na szamę czy patroszyć i oczyszczać przez obróbką termiczną. Nawet tą burzą się z początku niezbyt przejął. Skitrał sobie co prawda latarkę a do pokoju jedną ze znalezionych lamp. Ale choć doceniał i szanował potęgę natury to pod wpływem zwycięstwa sądził, że w cywilizowanych warunkach po prostu spędzą ten wieczór w świetle, z tv, muzą i w ogóle właśnie w cywilizowanych warunkach. A jednak nie do końca.

Doświadczenie przyrodnika i surwiwalowca szybko ukłuło go ostrzegawczo w kark gdy kolejna fala ulewy, wiatru i błyskawic zaatakowała okna albo grzmiało i błyskało jakby epicentrum było całkiem blisko. Oj nie dobrze. Przypomniało mu się, że właściwie nie znali swojej lokacji więc np. nie byli pewni czy nie stoją gdzieś w pasie działania tornad. Zresztą burza coś nie wyglądała na taką co ma przejść bokiem. Zrobiło się więc "trochę poważnie". Zastanawiał się zerkając po oknach i suficie. Wytrzymają? Cholera o ile to nie huragan to chyba powinny. A oglądalność czy nie to chyba jednak przerwano by program jakby stali na trasie huraganu prawda?

Chyba nie. Chyba nie byli na trasie huraganu bo nie było tu żadnego schronu przeciwtornadowego ani nawet poważniejszej piwnicy która by mogła robić za ewentualne schronienie. Ale po kilku wieczornych godzinach huragan nie uderzył a w zamian była "zwykła" burza. Wewnątrz domu nie było jeszcze aż tak źle. Dobrze, że nie był gdzieś w terenie pod namiotem bo by było niewesoło. Na wszelki wypadek jednak spakował swój plecak, naszykował kurtkę, dołożył trochę znalezionych w lodówkach zapasów, butelki wody, latarkę na wypadek gdyby jednak trzeba było się ewakuować. Nie miał pojęcia po co no ale...

Zastanawiał się czy przy takiej pogodzie Wielki Brat dalej będzie obstawał przy tym queście "przed piątą". To o której mieli zamiar ich obudzić? O 4:30? O 4:00? Przecież to jeszcze ciemno będzie. Tak czy siak postanowił położyć się spać chociaż przez te trzaski i huk aury nie było mu łatwo. Leżał w łóżku jak na szpilkach. Na pewno będzie dobrze. Zastanawiał się czy anten im nie zerwie czy co. Jakby tak było to mogli mieć utrudnioną łączność z Wielkim Bratem albo i w ogóle. Wtedy przynajmniej ta pobudka przed piątą by im się upiekła i pewnie musieliby przysłać kogoś by ponaprawiał co trzeba. Bo bez tego żadnego show na żywo nie będzie a bez tego nie będzie programu. Zmęczony tymi rozmyślaniami i niepokojami w końcu zasnął.

Huk obudził go w środku nocy. Walnęło jakby... No aż brakło mu słów ale gdy poderwał się i trzepnął lamkę obok okazało się, że nie działa. Więc chwycił po latarkę. Zawahał się czy łapać za buty i plecak czy nie robić z siebie idioty. Zresztą jak uciekać to musiał wiedzieć dokąd a więc zlokalizować zagrożenie i zawijać się z przeciwną. A z okien było widać basen iii... Kurwa?! Świecił się?! Gotował?! - Kurwa to jakiś meteor? - wyglądało jakby coś tam wpadło, świeciło i podgrzewało wodę w basenie. I te niebo. No nie, za cholerę to nie wyglądało na "zwykłą burzę". Co to miało być? Zorza polarna? Na tej szerokości? Musiałby być jakiś mega silny rozbłysk na Słońcu. Chyba, że to nie zorza. Ale wtedy kończyły się Frankowi pomysły co to by mogło być. I dalej lało i w ogóle nie zachęcało by wyłazić na zewnątrz a do basenu zwłaszcza. I te wycie. Co to kurwa było?! Moore w ogóle nie wiedział jak to zakwalifikować.

Ale wszystko to zeszło na dalszy plan gdy zobaczył sylwetkę przy basenie. Irmina! Chyba była ogłuszona czy coś? Co ona robiła na zewnątrz w taką pogodę?! Dlaczego wyszła na zewnątrz?! I po grzyba pochylała się by zajrzeć do środka?! Frank otworzył okno i krzyknął ale nie był pewny czy dziewczyna go w ogóle usłyszała. Tak przez pogodę, te wycie jak i chyba jakieś oszołomienie. Może oberwała falą uderzeniową jak ten meteor czy co, wpadł do basenu? A potem po prostu ją zmyło do tego basenu.

- O kurwa! - syknął Frank widząc jak laska przed momentem klęczała przy basenie a teraz jej tam nie było. Wpadła! Odwrócił się do swojego łóżka i zerwał z niego koc i swoją kurtkę. A potem podobnie jak Tornado wybył na zewnątrz. Tyle, że przez okno. Bał, się, że woda będzie gorąca. Jakby była aż tak gorąca jak w gorących źródłach to słabo widział szanse Irminy a i wyciągnięcie jej by było nie takie łatwe. Ale może sie uda. Może obwinie ramiona kurtką i starczy by osłabić działanie wody. Może nie będzie aż tak gorąca. Może jest tylko ciepła. Może nawet dziewczyna jest na tyle tomna by złapać kurtkę czy koc. A przy basenie gdzieś chyba była ta siatka do wyławiania syfów. Miał latarkę. - Tornado! Nie wskakuj do wody! - wydarł się gdy zobaczył wybiegającego niebieskiego. Nie stracić głowy i robić swoje. Na pewno się uda. Wyciągną Irminę na koc, i zaniosą ją do domu. Tam Dixie ją obejrzy. Tak, brzmiało jak plan.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 14-05-2018, 19:32   #103
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Walka była krótka, chociaż trup ścielił się po obu stronach. W końcu jednak taktyka zatriumfowała nad brutalną siłą. Mark mógł być zadowolony, bowiem to jego pomysł przyczynił się do zwycięstwa. A może zdołałby ustawić wszystko jeszcze lepiej, gdyby nie musiał się użerać z mister Prawo i Porządek, który nie potrafił pojąć, jaka jest różnica między "na" a "w".
Najważniejszy jednak był ostateczny efekt, a po zwycięstwie można było zapomnieć o wcześniejszej różnicy poglądów i iść razem na piwo.

Radość z wygranej i perspektywa wspólnego świętowania została nieco zakłócona przez parszywy głos parszywego Mistrza Gry.
Piąta rano?
To było chore.
Ale rezygnacja z zabawy? To dopiero by było chore.

* * *

Brak prądu?
Mark był pewien, że w podziemiach, głęboko, ukryte są awaryjne generatory na taką właśnie okazję. Wszak widzowie nie mogą stracić ani minuty, zaś kamery z pewnością działały też na podczerwień. A to, że uczestnicy gry będą cierpieć odrobinę niewygody...? Kogo to obchodziło, skoro dostarczało to tylko i wyłącznie rozrywki.
Gdy światło po raz kolejny przygasło Mark zabrał się za przeszukiwanie szafek. Dowcipy dowcipami, ale on nie był ani kretem, ani nietoperzem. Elfem też nie i w ciemnościach nie widział nic, a że nie zamierzał obijać się o meble, to zaopatrzył się w latarkę, bez której nigdzie się nie ruszał. I którą schował pod poduszkę, gdy wreszcie poszedł spać.

* * *


Pobudka nastąpiła dużo wcześniej, niż to oglosił Mistrz.
"Kolejna głupia niespodzianka?" pomyślał, gdy zegarek ogłosił drugą z minutami zamiast piątej. Chociaż... nie dało się ukryć, że było to zdecydowanie przed piątą.
- Wysadzili coś? - powiedział, podnosząc się z łóżka. - Budzik mogli sobie kupić...
Widok za oknem sugerował, iż niespodzianka, jaką przyszykował im Mistrz, była, można by rzec, wybuchowa.
- Niezłe efekty - dodał. - Postarali się nad podziw.
Jednak zachowanie Irminy jakoś nie pasowało do przedstawienia. No chyba że dziewczyna była po prostu podstawiona.
- Niech to szlag trafi! - rzucił, gdy dziewczyna zniknęła. - Co tam się dzieje?
W ślad za Frankiem wyskoczył przez okno, chcąc sprawdzić, co się dzieje nad basenem.
Ale kąpać się nie zamierzał.
 
Kerm jest offline  
Stary 14-05-2018, 21:36   #104
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Adrenalina buzowała i w dupę wziął cały misterny plan. Zamiast czekać aż wróg wejdzie do obiektu i wziąwszy go w kleszcze zaatakować go z tyłu, to palec pociągnął za cyngiel gdy tylko pojawili się w celowniku. Organizm zadziałał sam, nie czekając na komendę z mózgu. I po chuj komu ta strategia?
A później już poszło. Zobaczywszy flagę wykradzioną z bazy, niewiele myśląc zeskoczyła z dachu i odrzuciwszy broń pobiegła za dziewczyną gotowa wyrwać, bić, gryźć i drapać. Rozczarowana, że to już koniec - odpuściła.

Finalnie nie wyszło źle. Ba... Wyszło bardzo dobrze. Dlaczego więc czuła niedosyt?

***

Szalony bębniarz nie zrobił na niej wrażenia. Mimo, że migały flesze. Gdy jednak dom zajęczał niby zarzynane zwierzę była już na nogach z bijącym sercem. Kolejna porcja adrenaliny wpompowana w żyły. Niebieski perkusista wygrywał grubymi kroplami deszczu na werblu, dodając od czasu do czasu rytm na bębnie basowym. Goście od efektów specjalnych rzucili z basenu jakieś światło.

Scenarzyści dawali radę. Bo to, że to był spektakl i dalszy ciąg gry April była przekonana. Przecież to kolejne zadanie. Tylko jaki jest cel?

Zadziałała nie zastanawiając się wiele. Tak jak wtedy na poligonie. Wyskoczyła za okno tuż za chłopakami łapiąc ze stojącej przy łóżku szafce pierwsze co jej wpadło do ręki. Wpadając na Buffeta. Wyskoczyła tak jak spała. W kusej koszulce na ramiączkach, ledwie zasłaniającej jej nagie, chude pośladki. Z szerokim, skórzanym pasem w dłoni z masywną klamrą, który rzuciła przed spaniem na mebel. Przemokła w jednej chwili. Koszulka oblepiła jej nagie ciało. Zarysowała małe piersi i sterczące sutki.

- Piękne - westchnęła do ucha Markowi patrząc na niecodzienne zjawisko.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 15-05-2018, 20:57   #105
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Całe te strzelanie w sumie nawet jej się podobało. Była to wielka mieszanka euforii, podniety oraz strachu, co wpłynęło niezwykle dobrze na samopoczucie Kelly. Zanim z kolei ją ustrzelono, sama chyba nawet zdołała wyeliminować jakiegoś Niebieskiego. Do tego wszystkiego, po tej wielkiej strzelaninie, okazało się, iż Team Red w końcu wygrał! O tak, blondi była zdecydowanie w o wiele, wiele przepszym humorku niż parę godzin temu.

- Ow yeah! Ow yeah! - Zaczęła radośnie, po ogłoszeniu wyników przez Mistrza Gry. Zdjęła w końcu maskę, okulary ochronne, po czym... zaczęła taniec zwycięstwa - To było cool, my jesteśmy cool, ow yeah! Ow yeah!

Przebierała nogami w miejscu, tańczyła, machała nieco energicznie rękami, kręciła pupcią, a w końcu odwaliła najprawdziwszego na świecie Moon Walkera.

- Zaaaaajeeeefaaaajny dzieeeeeń! - Wypiszczała głośnie, podskakując i klaszcząc w dłonie niczym uradowane dziecko, po czym wszystkim w jej najbliższej okolicy pokazała uniesiony w górę kciuk. Tak, i tym z Team Blue też, należało się każdemu!

- Wypijemy piwko! Wszyscy razem! Ok? Ok? - Panienka Mcclendon uśmiechała się z typowym dla niej rogalem do pozostałych.

***

Po kolejnym prysznicu, i kolejnym przebraniu się, Cheerleaderka miała ochotę na coś słodkiego... przez chwilę więc grzebała w lodówce i okolicznych szafkach, by w końcu zdecydować się najpierw na chłodzony, popularny sok pomarańczowy(reklama producenta), do tego nasypała sobie do miseczki płatków czekoladowych z logo królika(reklama producenta), a zalała je mlekiem sojowym(bo od normalnego bolał ją brzuszek).

Wyszukała również sobie gdzieś Najnowsze Hity Bravo, po czym puściła nieco głośniej muzykę, zajadając przekąskę, i nieco kręcąc tyłkiem. Gdy zaś w końcu wszystko zjadła, zaczęła kręcić 4 literami naprawdę mocno. Kelly chyba miała ochotę poimprezować...

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=4SQcamwGLM8[/MEDIA]


***

- Nauczy mnie ktoś jak się w to gra? - Blondyneczka pochwyciła w dłonie jeden z kijów bilardowych, nie bardzo wiedząc co dalej - Ja już tyyyle razy widziałam, ale sama tylko raz próbowałam, to mnie chłopaki wyśmiały... - Zrobiła na moment niewinną-rozbrajającą-zawiedzioną minkę numer 2, mającą na celu zmiękczenie wszelkich serc samców w jej najbliższym otoczeniu.





***

Noc była okropna. Wiało, lało, i do tego jeszcze mocna burza. Te błyski rozświetlające pokój, i głośne grzmoty, nie pozwalały Kelly zasnąć. Wierciła się w łóżku z prawej na lewą, co chwilę naciągając koc na głowę. Bała się, najzwyczajniej w świecie się bała.

....

A później było jeszcze gorzej. Gdy w końcu jakoś usnęła, tak trzasnęło, tak zatrzęsło, że na chwilę aż jej serce stanęło. Wyrwana ze snu, nieco skołowana, dla odmiany z dudniącym w szalonym tempie serduszkiem w piersi, zauważyła, iż dziewczyny z którymi przyszło jej nocować, obserwowały coś przez okna. Powoli więc, wciąż bojąc się burzy, sama również wyjrzała przez szybę jednego z nich.

To co zauważyła odnośnie basenu, wywołało u niej już naprawdę mocny stan przerażenia. Gdy coś się stało z Irminą, a na dworze pojawił się Tornado, a po chwili i April wychodząca prosto w żywioł przez okno, Kelly przytknęła obie dłonie do ust, a w jej oczach pojawiły się zły.

- O nie, o nie, o nie... - Powtarzała na granicy słyszalności, trzęsąc się na całym ciele.




.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 15-05-2018 o 21:02.
Buka jest offline  
Stary 15-05-2018, 21:21   #106
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
https://www.youtube.com/watch?v=04foIOLkDiY

Po przegranej walce Bethany postanowiła wszem i wobec, że "trzeba sobie jakoś upokorzenie przegranej odbić". Złapała kulejącego Patricka White'a pod ramię i dostosowując się do jego tempa powiodła ich spacerkiem niemal romantycznym w połać sterylnie czystej kuchni gdzie zrzuciła wierzchni ubłocony mundur, umyła ręce i otworzyła podwoje chromowanej dwuskrzydłowej lodówki.
- Co sobie pan życzy na kolację, panie White? - zapytała tonem kelnerki doradzającej stałym gościom w pięciogwiazdkowej restauracji z udawanym i żartobliwie przerysowanym francuskim akcentem. - Dzisiejsza specjalność zakładu to omlet z jednego jaja i chleb tostowy liźnięty świeżym masłem.

- Jako podkładka nie zaszkodzi. Muszę się napić. - mruknął ostentacyjnym gestem ścierając czerwoną farbę z ramienia, w efekcie rozmazując ją po uniformie jeszcze bardziej.

Behany opuściła okulary na nos i obrzuciła go spojrzeniem bibliotekarki upominającej, że obowiązuje cisza.

- Wino - poszła na ustępstwo i wyciągnęła karton z jajkami.

Dłuższą chwilę trzaskała szafkami i rondlami aż wreszcie znalazła wszystkie potrzebne jej pomoce i zabrała się za pichcenie. Znad patelni doleciał przyjemny zapach rozpuszczającego się masła.

- To jak to się stało? - Bethany wskazała nożem na kolano White'a.


- Wywaliłem się na wrotkach. - odparł zdejmując kamizelkę wraz z całą uwaloną farbą górę munduru i przepoconą koszulką. Uderzenie kulki z farbą zostawiło niewielkiego siniaka pod obojczykiem. Przez chwilę przyglądał się dziewczynie jak przybyszowi z innej planety. - Serio nie wiesz? Vancouver 2010 się stało. Powiedzmy że wylądowałem trochę dalej od podium niż planowałem.


- Wybacz, nie chciałam cię urazić ale nie śledzę zbyt wnikliwie konkursów łyżwiarstwa figurowego. Chociaż czasem, jak już trafię pilotem na występ na lodzie to oglądam. Macie takie fikuśne... – Bethany wyszczerzyła białe ząbki i zamachała drewnianą łyżką od okolic dekoltu po biodra – cekiniasto falbaniaste stroje kąpielowe.

- Tego dnia miałem czarno-seledynowy, z rozcięciem o tu... - Patrick opisywał kreację dobre parę minut i żadne ze słów nijak nie pasowało do wypowiadającego je żylastego faceta siedzącego w samych spodniach i ciężkich wojskowych buciorach, z nieodłącznym petem w zębach. Znał nazwę każdego koloru, elementu garderoby, a nawet nazwisko projektanta, które Bethany mętnie kojarzyło się z pokazami mody dla snobów i dobrze oświetlonymi wystawami sklepów do których nawet nie było sensu wchodzić. - Gdzieś jeszcze go mam. - zakończył długo zaciągając się papierosem i spoglądając gdzieś w okno.


- To niesamowite, ja ubieram się głównie w Mark&Spencer. Do pracy nieciekawe garsonki, na co dzień chcę wyglądać po prostu prosto i schludnie. Prostota jest ponadczasowa, prawda? - spojrzała na niego by znaleźć potwierdzenie na jego twarzy. - Niestety nie odziedziczyłam ani wyjątkowych talentów ani fortuny. Gdyby było inaczej też bym się ubierała w Dolce&Gabanna albo u Prady – Bethany wyjęła talerze i zaczęła wykładać na nie jedzenie z chirurgiczną precyzją. Omlety miały idealnie okrągły kształt, trójkąty podpieczonych grzanek wzbogaconych kolorowymi akcentami warzyw wyglądały jak wzory z kalejdoskopu, wymierzone co do milimetra i symetryczne.
- Nic wyszukanego – postawiła przed Whitem posiłek i wyczyściła sztućce papierowym ręcznikiem.


- Prostota jest ponadczasowa. - zgodził się po pierwszym kęsie omleta. Komplement albo mętna ogólna refleksja, chyba komplement. - Poznałem Gabbanę. - Podjął. - Straszna pierdoła, niewiele straciłaś.

Jedli w milczeniu ale nie krępującym, po prostu chyba oboje nie byli miłośnikami paplania z pełnymi ustami. Gdy Bethany przełknęła ostatni kęs odsunęła talerz i zaczęła sączyć wino z pękatego kieliszka.
- Po co tu jesteś? - zapytała spokojnie. - Wydajesz się dorosłym i poukładanym facetem.

Wzruszył ramionami.
- W łyżwiarstwie nie ma rozgrywek dla kulawych oldboyów, a rachunki same się nie zapłacą. - White uzupełnił kieliszek, chyba drugi raz.


- Zrozumiałe – Bethany zdjęła okulary, przetarła szkła świeżym listkiem papierowego ręcznika i dopiła wino. Potem zebrała talerze do zmywarki i przetarła stół wilgotną szmatką.


- Będzie dziś lało jak sam skurwysyn. - Stwierdził White wgapiony w okno tym samym melancholijnym tonem jakim przed chwilą opisywał strój z dni swojej świetności.


Bethany przykryła dłonią usta.
- Czy my właśnie rozprawiamy o pogodzie? – stłumiła śmiech. - Kurwa, żadne z nas tego nie wygra.
 
__________________
Show must go on!

Ostatnio edytowane przez Gryf : 15-05-2018 o 21:30.
Gryf jest offline  
Stary 16-05-2018, 18:04   #107
 
Rozyczka's Avatar
 
Reputacja: 1 Rozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputację
***Po meczu***
Wygrali! Może i niewiele brakowało do utraty flagi, ale wygrali! To było warte wypicia jednego czy dwóch kieliszków. Jakoś trzeba będzie uczcić te kolejne upokorzenia prowadzące do milionów. A skoro o milionach mowa, trzeba było też uczcić większą nagrodę. No i łatwiejszą do zdobycia, skoro drugie i trzecie miejsce również były teraz nagradzane. Taki sponsor w ostatniej chwili był może i nieco podejrzany, ale przecież nie wylądują przez to w slasherze czy coś.

***Podczas burzy***
Już pierwsze gromy zwróciły uwagę Phila. Może i nie wiedział dokładnie gdzie są, jednak domyślał się, że to jakaś tropikalna wyspa. A jak wiadomo, burze w tropikach są potężne jak jasna cholera. Postanowił więc siedzieć w sypialni czerwonych i spróbować przespać noc, zwłaszcza że miała ich czekać pobudka o piątej.
Jednak okazało się, że jego plany były z grubsza bezużyteczne. Gdy usłyszał huk, zerwał się z łóżka, czując, że niewiele brakowało do tego, aby zszedł na zawał. To była jakaś bomba, piorun czy co? W każdym razie było zdecydowanie zbyt blisko… Niestety, to nie był jedyny niepokojący dźwięk. Była jeszcze ta syrena, a raczej coś podobnego do syreny. No i grzmoty, ale tych przynajmniej można się było spodziewać.
A ponieważ nieszczęścia lubią chodzić parami, Irmina była na tyle tępa, aby wyjść w tę pogodę na zewnątrz. To nie mogło skończyć się dobrze… Na jej szczęście szybko znalazło się kilku “bohaterów”, którzy ruszyli na pomoc. On został w domu, usiłując jakoś przypomnieć obsłudze Domu, że to powinno być ich zadaniem.
 
Rozyczka jest offline  
Stary 17-05-2018, 01:36   #108
 
Trollka's Avatar
 
Reputacja: 1 Trollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputację
Pierdolona burza! Jakby przegranie z bandą białasów nie było wystarczająco uwłaczające godności, to jeszcze gromy i błyskawice sypiące się z nieba. Madueke nienawidziła burzy prawie tak jak szowinistycznego patriarchatu, tłamszącego jej rasę od zarania dziejów.
Była zła… nie, wróć.

Była wściekła, zarówno na zjebanego przebierania z łoniakami pod nosem, jak i cały wojskowy, durny turniej, który ostatecznie przegrali. Tyle dobrego, że z wypadł rudy. Mógł wrócić skąd wypełzł - jeden przeciwnik mniej.

Sama nominacja zdziwiła Nwakego. Myślała, że padnie na nią, ale rudych chyba reszta zbieraniny nienawidziła bardziej… ich problem. Problemem Murzynki zostało teraz coś kompletnie innego.

Błyski… pieprzone błyski upiornych fleszy, warkoty piorunów i huki gromów. Za każdym razem, gdy walnęło, Madueke się trzęsła. Wiedziała że musi spać, ale nie mogła. Leżała jak sparaliżowana, z kołdrą naciągniętą na głowę i mocno zaciskała powieki, czekając aż chaos pogodowy przeminie, bo każda pieprzona burza kiedyś się kończyła. Wychodziło słońce, na niebie pojawiała się tęcza i świat wracał do normy… ale nie teraz.

Teraz było ciemno, deszcz walił o dach i ściany domu zupełnie jakby miał zamiar zmieść go z powierzchni ziemi. Do tego wiatr trzaskający okiennicami i wyjący niczym Kesha na żywo.
Już Nwakego myślała, że gorzej nie będzie… ale jak zwykle sie przeliczyła.

Krzyki, hałasy, nawoływania. Ktoś wołał tą laskę od Czerwonych. Irminę… coś się działo. Coś złego… bo pierdolona burza po nocy to za mało.
Do ogólnego hałasu dołączył tupot nóg i echo trzaskania drzwiami, Madueke szczelniej narzuciła kołdrę na głowę, udając że twardo śpi.
Wstałaby, choćby po to żeby się pośmiać z białasów… tylko ta burza.
Nocą, gdy każdy strach miał dwa razy większe ślepia.
To było za dużo.
 
__________________
I see a red door and I want it painted black
No colors anymore I want them to turn black.
Trollka jest offline  
Stary 17-05-2018, 01:48   #109
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Jack próbował spać mimo burzy, ale okazało się to niemożliwe. Sporo balował wieczorem, przecież po jego sukcesach w piciu i strzelaniu było co oblewać. Czuł, że jak nie na 1 nagrodę, to na 2 albo trzecią ma szansę, oby tak dalej. Pamiętał, że starł się z którymiś z gówniarzy, co to nie umieli okazywać szacunku starszym i lepszym od siebie. W końcu położył się przerażony perspektywą pobudki. Co jakiś czas próbował zasypiać podczas tej cholernej burzy, aż w końcu hałasy i wstrząsy stały się nie do zniesienia.

Wyjrzał przez okno, nie dowierzając własnym oczom. Czy to był element gry? Chyba tak, te dziwaczne dźwięki nie brzmiały naturalnie. Co Irmina robiła przy basenie przy takiej nienaturalnej pogodzie? Kiedy wpadła do wody, a Tornado szaleńczo rzucił się na jej ratunek, przetarł oczy ze zdumienia. Pomyślał, że pewnie Mistrz Gry ma to pod kontrolą i używa jakiś efektów specjalnych żeby bawić się z nimi w pieprzony horror. Ale mimo tego ciarki przeszły mu po plecach.

Kolejne osoby wybiegły z pokoju na ratunek. Przynajmniej Mark wydawał się mieć jakiś plan. W sumie jak myślał o wygranej to też powinien dołączyć do bohaterów i zdobyć punkty u publiczności, ale miał wrażenie że coś tu nie gra. Nie przeżył by prawie trzydziestu lat w policji gdyby nie nauczył się ufać swoim instynktom. Niech gówniarze lecą na 1 ogień....

-Trzeba znaleźć jakieś źródło światła albo kogoś z obsługi! - Zawołał do tych, co od razu nie wybiegli. -Jakaś latarka, świeca, albo zapasowy agregat, coś to musi być! - Zaczął rozglądać się dookoła.

 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 17-05-2018 o 01:55.
Lord Melkor jest offline  
Stary 17-05-2018, 01:56   #110
Adr
RPG - Ogólnie
 
Adr's Avatar
 
Reputacja: 1 Adr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputację
Frank - Hoff - Mark - Kurt - Jack

No to mieli już to za sobą. Frank był w świetnym humorze bo nie dość, że jego drużyna wygrała to jeszcze do tego kupa radochy z tego była. Fajnie było to powtórzyć chociaż bez tej cholernej presji jaka naciskała na nich mniej lub bardziej świadomie z elektronicznych oczu kamer. Ale ej! Wygrali! I kupa zabawy do tego było! Poza tym zdawał sobie sprawę, że co prawda czerwoni wygrali ale niewiele brakowało. Okazało się, że ostatnią z tych niebieskich co tak śmignęła z ich flagą była Dixie. Tego się nie spodziewał. Chociaż w końcu mógł to przecież być ktokolwiek. W każdym razie “teraz” czyli przy kolacji, stał w kuchni i przygotowywał sobie szamę. Właściwie nie tylko sobie. Nie był pewny czy gdzieś tu widział jakiś alk ale jakiś browar czy nawet szampan by się przydał.

- Hej, hej! - krzyknął stając w drzwiach kuchni by przyciągnąć uwagę kogo się dało. - Poza tym co zawsze powtarzam, że ten program jest źle zarządzany to olać niebieskich, olać czerwonych i co jak co ale dzisiaj daliśmy czadu! No i za to zdrówko! - powiedział wznosząc do góry szklankę z sokiem.


Siedzący w fotelu Hoff, raczył się obecnie colą z puszki. Dla niego cała ta przeprawa wojskowa była deczko męcząca. I na alkohol nie miał jeszcze ochoty. Może później. Na razie rozkoszował się zwycięstwem i faktem, że nie musieli nominować. Tym razem… w ich “bunkrze” nie poszło mu tak dobrze. Cieszył się, więc że był bezpieczny.
- Na zdrowie wszystkim zwycięzcom. Na pohybel durnym pomysłom na zadania.- wtrącił od siebie unosząc trunek w górę.


- Zdrowie wszystkich, co walczyli i padli w boju. - Mark, podobnie jak Hoff, trzymał puszkę z colą. - I tych, co do końca wytrwali. - Uniósł puszkę i wypił spory łyk.

Kurt był niezadowolony po części wywiadowczej, gdzie wyraźnie zawalił sprawę. Ale podczas strzelania szło mu znacznie lepiej. Nie sądził, że to bieganie z karabinem i strzelanie farbą może być takie ekscytujące. W zasadzie to w młodości nie cierpiał żołnierzyków i militariów. Był pacyfistycznie nastawionym młodym muzykiem, uczestniczył w manifestacjach i koncertach antywojennych w czasie Wojen Bałkańskich. Ale te ideały młodości nie przetrwały próby czasu. Teraz Hottrain nie był już radykałem, mało tego godził się na znacznie więcej niż mógłby przypuszczać.

Nie poszło mu może tak dobrze jak Dixie, za którą Kurt rozglądał się po Domu. A mówią, że to nie jest zabawa dla dziewczynek. Chyba niesłusznie, przeszło mu przez myśl. W strzelaniu farbą załatwił słynnego Davida H. teraz mając to na uwadze przysiadł się do niego. W ręku trzymał tykwę z yerba mate i pociągał wywar małymi łyczkami. Obok postawił litrowy czajniczek z gorącą wodą na dolewkę.



- David nie masz żalu, że Cię zdjąłem na poligonie? - Kurt rozwarł palce wskazujący i kciuk imitując pistolet. - Jak Ci się wiedzie w interesach? Zobaczymy Cię w jakichś nowych produkcjach filmowych. Pracujesz nad czymś poza naszym show?

- Nie mam żalu. Taka jest wojna. Raz ty trafisz, raz trafią ciebie.- odparł Hasselhoff uśmiechając się pobłażliwie. I dodał. - Interesy idą ok.
Mimo że ostatnio szły fatalnie. Hoff podrapał się po podbródku.
- Na razie nie mam konkretnych planów, ale mój agent szuka dla mnie nowych ról. Nowych okazji. - Jak dotąd bezskutecznie. Dla aktorów z takim bagażem ról jak David, czas był wyjątkowo bezlitosnym wrogiem.

- Dla takich dinozaurów jak my jeszcze jest miejsce w show biznesie. - powiedział Kurt uśmiechając się do Davida. - Jak myślę nad ambitnym projektem koncertu - spektaklu, tobie też pewnie się powiedzie. - Kurt chciał brzmieć jak optymista z uwagi na to, że oglądały ich tysiące telewidzów.
- Widziałeś może Birdmana?

- Tak. Widziałem. Liczyłem że kinowy Patrol będzie takim Birdmanem dla mnie - stwierdził po namyśle Hoff. Upił coli dodając niechętnie. - Nie był.

- Zdarza się najlepszym. - skomentował Kurt. - A słuchaj lubisz śpiewać, czy to tylko media puścili plotkę, że pasjonujesz się śpiewaniem?


Schyłek kariery? Mark dołączyłby się do tej rozmowy, jednak miał o tym wiedzę na poziomie zera. Czy ta wymiana zdań pomoże tym dwóm weteranom filmu i estrady w powrocie w blasku sławy? Nie był pewien. Miał wrażenie, że tłumy wolały gwiazdy u szczytu sławy, a nie obchodził ich los tych, którym podwinęła się noga. No ale on się nie znał na show biznesie. Podobnie jak na wielu innych sprawach.
- W takim razie za sławę! - powiedział. - Jesteście wielcy.


- Sława. To tak bezosobowe pojęcie. Nie lubię pić za idee nawet jeśli to tylko yerba. - wtrącił się Kurt.

- Ideologie prowadzą do wojen. Wolę pić za zdrowie ludzi. Za artystów. Widzisz Mark opowiem Ci coś o artystach. Artysta jest jak to - wskazał tykwę do yerba mate - naczynie, w które wlewa się sztukę. A same naczynia bywają różne. Plastik, porcelana, błyszczące nowością, ale cóż jeden ruch ręką i rozbijają się o podłogę. Bywają i szlachetniejsze odmiany naczyń. Palo Santo, święte drewno. Trzeba je dobrze konserwować, poświęcić mu sporo uwagi, ale potem czuć prawdziwy smak. A kwestia smaku jest fundamentalna. Bywa, że drewno z czasem zaczyna przeciekać. Wtedy obciąża się je metalem, nowym kostiumem i można zaczynać pić od nowa.

- W nas - wskazał Davida. - pływały już niejedne fusy. Wiesz o czym mówię? - Zwrócił się do Davida.


- Próbowałem kariery muzycznej, ale jako wokalista. Nie jestem ani kompozytorem, ani tekściarzem. - Hoff potwierdził przypuszczenia Kurta. - A i kariera muzyczna poszła… nie za dobrze. Aktorstwo to mój żywioł, nie muzyka.
Mark poczuł, że od wywodów Kurta zaczyna boleć go głowa. To zdecydowanie nie były jego klimaty, ale nie wypadło powiedzieć, że tamten bredzi trzy po trzy. A nuż Kurt miał rację? Mark ograniczył więc swój udział w dyskusji do milczącej obecności.

Wyglądający na bardzo zadowolonego z siebie Jack przysiadł się piwkiem w ręku do Marka i przebrzmiałych sław.
-No, nie ma co narzekać. Ja też myślałem, że czasy kiedy byłem kimś minęły a tu proszę--- myślę, że jeszcze trochę posiedzimy w tym programie a znajdziesz jakaś niezłą rolę Hoff, a tobie Kurt przybędzie słuchaczy, co nie?

- Miejmy nadzieję, że tak będzie. A Ty Jack co zrobisz jak zgarniesz główną nagrodę. Masz jakieś plany?

-Ha, pieniądze będzie na co wydać...myślę, że wezmę dzieciaki na jakieś wakacje życia, przez tę jędzę która była moją żoną ostatnio rzadko je widuje. - Zadumał się były glina.

- Nie ty jeden masz problem z kobietami. - Kurt przyznał rację Jack’owi. - Ja mam kilka dzieci, ale zaniedbałem sprawy za młodu. Głupi byłem, co koncert to inna dziewczyna. Teraz utrzymuje kontakt tylko z jednym synem z Salt Lake City. Reszta nie chce mnie widzieć na oczy. Kto wie, czy któreś z tych młodych nie jest moje. - wskazał ręką młodszych uczestników show.
 
Adr jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172