Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-08-2018, 16:05   #281
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Dopiero teraz, we względnym bezruchu, Triple Kay poczuł, że jest zmęczony. Walka z Tornadem i kukłami. Bieg przełajowy do hotelu i plaży. W końcu młócenie wody w ucieczce przed kukłami, a potem rekinem jebańcem... Wszystko to dało rozleniwionemu bibami ciału wrestlera w kość i teraz poparskując słoną wodą, dyszał już ciężko jadąc na czystej adrenalinie. Co się jednak liczyło to fakt, że chwilowo nic się nim nie interesowało i mógł odetchnąć kołysany falami. Szarzejące jednak powoli niebo dawało do zrozumienia, że długo to ta chwila nie potrwa. I jeśli się stąd nie ruszy, to ze swoimi białymi bokserkami będzie tu niedługo cholernie widoczny.

Przyglądał się przez chwilę ludzkim sznurkom, które wznosiły się do wielkiego statku. Gdzie jest armia??? Czemu to się w ogóle dzieję??? Gdzie te wszystkie jebane Tomy Cruisy i Bruce Willisy kiedy ich trzeba?
Przypomniał sobie z opóźnieniem obrazy, których był świadkiem wcześniej. Rozbłyski powietrznych starć. Eksplozja chyba kurwa atomowa. Ryki silników... Armia tu była. Tylko dostała w dupę.
Kurwa!

Odetchnął. Rozluźnił się i dla choć symbolicznego poprawienia sobie samopoczucia, rozluźnił pęcherz oddając mocz prosto do wody. Westchnął z ulgą. "I tyle ode mnie pierdolone rekiny. Na krew się będziecie musiały postarać."

Po czym zaczął powoli płynąć na brzuchu, odpychając się co i rusz rękoma, bądź nogami od płycizny, wzdłuż plaży w kierunku przeciwnym do hotelu. Nie wiedział na co liczył. Ale Brad Pitt na tym filmie o zombich mówił, że bycie w ruchu jest najważniejsze. A w zakresie przetrwania jedynym źródłem wiedzy Triple Kaya były produkcje Hollywood. Postanowił więc iść za tym głosem. Kto wie? Może będzie tu jakiś zacumowany jachcik pełen nieświadomych niczego naspawanych do nieprzytomności lasek?
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 28-08-2018, 00:16   #282
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Frank Moore - optymistyczny surwiwalowiec


- BWP... Cholerny BWP... - zamamrotał youtuber gdy zaczęło do niego docierać gdzie i z kim się znajduje. Dotarło też do niego, że jego plan nie wypalił. Pomylił się, źle oszacował sytuację a może po prostu to coś dysponowało taką mocą przerobową, że to i tak nie miało znaczenia. Jak BWP na zwykłego człeczynę. Pewnie, że dało się pokonać Bojowy Wóz Piechoty. Czołg nawet. Ale w odpowiednich okolicznościach. Przynajmniej jeśli nie miało się odpowiedniego sprzętu. A teraz no raczej nie mieli. Zostawały więc inne opcje. Czyli ucieczka albo ukrycie się. Tyle, że ukryć się przed zalesionymi wzgórzami nie było gdzie. Zresztą ten cholerny mackowaty BWP miał swoje skanery i drony. A do tego jedno i drugie było szybsze nawet jakby dał radę biegać. Czyli nie. Nie ukryję się ani nie ucieknie. Czyli...

- Nie dam... Nie dam się tak przerobić... - zatrzymał się i odwrócił zerkając na los jaki spotkał sympatyczną paramedyczkę. To coś jej robiło. Tak samo jak tam przy basenie z Tornado i tą laską... Jak jej było... No tej od łuku i kickboxingu... Tak mówiła przynajmniej... Spojrzał na pistolet jaki znalazł przy zwłokach ojca tej małej. Szkoda jej. Blondzi też szkoda... Ale jeszcze... Jeszcze była ostatnia, desperacka szansa... Te świecące coś w tym mackowatym czymś... Może to jakiś mózg albo skaner? Może go to oślepi? Zastopuje? Cholera wie... Bo w całość sylwetki to było jak strzelanie właśnie do BWP z czegoś co nie było przeznaczone do rozwalania BWP... Czyli grochem o ścianę... No ale było to świecące coś...

Uniósł pistolet i wycelował. Tamten jakby go kusił znęcając się nad konającą albo już tylko nad ciałem Dixie. Ostatni strzał. Jak się uda to jeszcze mają szansę. Oderwą się. Złapią oddech. Ukryją. Odpoczną. Nabiorą sił. Pomyślą co dalej. A jak się nie uda... ~ To i tak chuj z tym... ~ postanowił, że jak nie da rady zatrzymać tego czegoś to ostatni nabój zachowa dla siebie. Może dla Alice. Jeśli będzie chciała. I dla małej. Ale nie. Nie miał zamiaru brać udziału w tym co się tu działo dookoła.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 28-08-2018, 18:46   #283
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Łup...
Chrup...
Trup...

Kolejny świst, trzask i deszcz drewnianych igieł zniechęcił Marka do odwracania się.
A potem był bieg, na oślep. A gdy pod nogami skończyła mu się ziemia, nie miał najmniejszych nawet szans, by się zatrzymać. Aż dziw, że nie połamał sobie niczego.

Dopiero po dłuższej chwili opanował się na tyle, że mógł zacząć w miarę logicznie myśleć. I postanowił nie nadwyrężać już dalej swego szczęścia.

Znalazł bardziej zarośnięty kawałek brzegu i ostrożnie, nie wysuwając głowy spomiędzy krzaków, przesunął się wyżej, i jeszcze trochę, aż wreszcie mógł rozejrzeć się dokoła.
W pobliżu panowała cisza i spokój. Wreszcie można było przemyśleć, co robić dalej.

Faktem było, iż możliwości miał niewiele.
Hotel był "nawiedzony" i można było się spodziewać, że zjawienie się w jego okolicach spowoduje opłakane skutki. Przynajmniej jeśli chodzi o Marka.
Podobna sytuacja mogła panować i w innych bardziej ludnych miejscach. Mark, na miejscu kosmitów, rozwinąłby działaność na szeroką skalę, a nie polował na pojedyncze osoby.
Innymi słowy - w lesie było bezpieczniej.
Pozostawało jeszcze bez odpowiedzi pytanie, czy mackowate potwory przyleciały na stałe i mają zamiar zaanektować Ziemię i przerobić ją na swoje łowisko, czy też jest to jednorazowa wizyta, a dzielna armia zdoła intruzów przepędzić (gdy wreszcie porządnie zabierze się do dzieła). Bez względu na to, jak brzmiała odpowiedź, w tym momencie Mark mógł zrobić tylko jedno - schować się gdzieś w głębokim lesie i czekać - na odlot kosmitów, na pojawienie się wojskowej pomocy, na cud.

Kierowany tą myślą ruszył dalej, w las.
 
Kerm jest offline  
Stary 28-08-2018, 19:02   #284
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Kopnęła trupa z namysłem. Sekator sterczący z klatki piersiowej wskazywał na to, że mężczyznę musiał zabić inny człowiek. Nie te pacynki sterowane przez to coś co przybyło z kosmosu, żeby ją zabić, lecz przez żywego, rozumnego człowieka. Może wybrał dla niego inny los niż papkę dla mackowatych? Lepszy?
Ten rodzaj śmierci nie był w stylu kukieł i lalkarzy.
To oznaczało, że nie wszyscy dali się ponieść wibracjom dochodzącym z konstruktu sterczącego pośrodku miasta. To oznaczało, że nie wszyscy na jebanej wyspie postradali rozum. To oznaczało... no właśnie... co to kurwa oznaczało?
Łeb zaczynał ją od tego wszystkiego boleć. Musiała pomyśleć na spokojnie.
Budynki mieszkalne, które znajdowały się kawałek dalej wyglądały obiecująco. Tam na pewno znajdzie jakiś prowiant i wodę. Zaopatrzy się, odpocznie a później pomyśli co dalej. Nadzieja umiera ostatnia.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 01-09-2018, 11:54   #285
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
No i ich pierdolone szczęście się skończyło. W sumie i tak wątpił by mieli paliwo by uciec z wyspy, ale liczył, że te potwory będą zbyt zajęte by ścigać ich po wodzie. Teraz to coś co do nich strzelało raczej nie odpuści, a było szybkie. Desperacko przebiegł wzrokiem dookoła.

- Tam, na skały, potrzebujemy osłony! - Zawołał do Faith. Lepiej było rozbić się na skalistej plaży niż zginąć tutaj lub co gorsza dać się pojmać tym stworom. Skręcił skuterem, starając schować się za jakąś skałą i zeskoczyć z pojazdu.
 
Lord Melkor jest offline  
Stary 02-09-2018, 02:52   #286
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
To był koniec, tak po prostu i bez żadnych fajerwerków. Koniec ludzi na tropikalnej wyspie w tym Alicii. Widząc koszmar uwieszony u niebieskiej powały, nie szło poczuć gdzieś w głębi serca panicznego strachu, a zaraz po nim ciężkiej, dławiącej i czarnej rozpaczy.

Więc to koniec… nagły, bez zapowiedzi. wyjątkowo okrutny do kompletu. Nie uda się im uciec, nie mieli szans. Gdziekolwiek nie pójdą, wróg na niebie dopadnie ich wcześniej, czy później. Panna Winter zaś zawsze uważała się za realistkę, dlatego obstawiała pierwszą opcję.

Niebo skazało ich na zagładę, sytuacja na ziemi nie wyglądała lepiej. Potwór zaledwie dwa kroki, albo blondynce się tak zdawało. Strach zawsze miał wielkie oczy…
Całe jej ciało rwało się do ucieczki, choć widziała niczym w zwolnionym tempie Franka - jego ramię i broń. Wiedziała jedno: wypchnie dzieciaka jeżeli strzały nic nie dadzą. Zostawi głupiego gnojka za sobą.
Chciała żyć, choćby jeszcze te parę minut.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 02-09-2018, 05:18   #287
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację
Strzelali do nich? Serio? Po tym wszystkim jeszcze brali ich za kaczki na strzelnicy?! Nie mieli wystarczająco przerąbane i bez bycia żywymi tarczami?
A pomyśleć, że mogła siedzieć teraz w warsztacie i łatać czyjaś brykę za uczciwą dniówkę, a potem iść do pobliskiego baru i ją przepić. Może wtedy by nawet nie zauważyła końca świata. Niestety coś ostatnio Faith miała kosmicznego pecha... i to z mackami.

Zostali we dwoje - ona i Sullivan. Mechanik szemranej reputacji i eksglina z nadwagą. Brakowało tylko nostalgicznych skrzypiec w tle.
- Jak będzie źle skacz do wody! - odkrzyknęła nie wiedząc czy ta propozycja ma sens, czy nie... ale teraz chyba już nic nie miało sensu.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...
Zuzu jest offline  
Stary 02-09-2018, 12:07   #288
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
TRIPLE KAY

Płynął, czy też raczej brodził starając się utrzymać w rozsądnej odległości od linii brzegowej. Dwa razy przeleciał nad nim pojazd obcych, ale nie zwracał uwagi na unoszącego się na fali wrestlera. Dobrze. Bardzo dobrze.

Niestety. W zasięgu wzroku nie zauważył żadnej łodzi. Poza jedną, która dryfowała paląc się i kopcąc jakąś mile od niego. Wyraźnie kosmici walili d wszystkich pojazdów, które chciały opuścić wyspę ignorując – jak na razie – ludzi w wodzie.

Triple czekał ciesząc się, że Dom Marzeń i Koszmarów realizowano gdzieś w ciepłych krajach, gdzie woda była przyjemna i nie groziła mu hipotermia.
Nic się nie działo. Nic mu nie zagrażało a ludzie prowadzeni przez plażę w stronę wiszącego nad wyspą pojazdu zniknęli z jego oczu. Pozostała jedynie pusty, piaszczysty brzeg, na którym walały się resztki infrastruktury i leżały pojedyncze ciała tych, którzy zginęli podczas ucieczki. Reszta została poprowadzona w stronę wiszącego UFO.

W tym czasie, gdy Triple Kay brodził w wodzie, słońce wstało na dobre. Zaczął się nowy dzień odsłaniając dymy i pożary nad wyspą. Ciemne kłęby dymu unosiły się przynajmniej w kilkunastu miejscach nad okolicą, w tym nad hotelem i lasem, nad którym nadal kręciły się pojazdy kosmitów wyglądające jak latające, mechaniczne kalmary lub ośmiornice.

MARK

Mark zaszył się w lesie. Znalazł sobie kryjówkę i z niepokojem obserwował aktywność najeźdźców nad swoją głową. Co chwila jakiś mackowaty pojazd przelatywał nad dżunglą. Z niektórych kosmici coś wyrzucali, co spadało gdzieś w lesie. Mark nie miał pojęcia, co to takiego, ale wolał nie sprawdzać. Instynkt i rozsądek były ze sobą wyjątkowo zgodne – należało trzymać się z daleka od wszystkiego, co pochodziło od mackowatych obcych.

Siadł więc, pod jakimś drzewem, zmęczony i nagle taki jakoś pozbawiony sił. Wiedział, że to spływa z niego adrenalina. Nadal był pobudzony, ale brak wrogów w pobliżu usypiał jego czujność, powodował, że organizm zbierał siły do kolejnego zrywu, chociaż Mark miał nadzieję, że już nie będzie zmuszony uciekać lub walczyć. Że kosmici zostawią w spokoju zagubioną w lesie ludzką jednostkę.

Chciało mu się pić i jeść, ale na razie te potrzeby musiały zostać zepchnięte na drugi plan.

Czekał, ukryty w lesie, na rozwój wydarzeń. A międzyczasie zrobiło się naprawdę jasno.

Obudził się nowy dzień.

APRIL

April przekradła się do pierwszego domostwa. Nie musiała się włamywać, bo drzwi były otwarte na pełną szerokość. W progu ujrzała krew, ale – gdy weszła ostrożnie do środka – niewielkie mieszkanie okazało się puste. Należało raczej do ubogiej rodziny. Ale miało dość dobrze zaopatrzoną lodówkę – znalazła w niej napoje gazowane w puszkach, wodę mineralną, mięso, ryby, owoce, warzywa, a w kuchni batoniki, makarony, ryż – zapasy na kilkuosobową rodzinę, na cały dzień. Mogła spokojnie zaspokoić pragnienie i głód. Chociaż na mięso nie miała ochoty czując smród krwi, który wypełnił powietrze nad miasteczkiem gdzie obcy zrzucali pozostałości po ludziach, którzy nadal unosili się w powietrze i znikali we wnętrzu pojazdu.

Usiadła na miejscu, które wydawało się jej najbezpieczniejsze, z bronią pod ręką i czekała obserwując dominujący nad okolicą pojazd kosmitów. „Matkę”, jak zaczęła nazywać go w myślach.

Zrobiło się jasno. Wstał nowy dzień.

PHIL

Phil nie miał sił aby wstać i chociażby oddalić się od świecącego „jaja” obcych. Przesunął się tylko tak, aby mieć obiekt na oku i być osłoniętym w razie, gdyby okazało się, że to bomba i siedział dalej w krzakach, zbierając siły, gdyby okazało się, że znów będzie musiał uciekać.

Kiedy zrobiło się już dość jasno ujrzał nagle, jak obiekt wydaje z siebie dziwny dźwięk a potem odpala jakieś silniki, czy inne gówno i …. wwierca się w ziemię. Jak jakiś robal, maskując za sobą wygrzebaną dziurę.

Phil przełknął ślinę przez wysuszone gardło i poczuł lekka ulgę, z drugiej jednak strony strach ściskał mu jądra zimnym dreszczem niepewności. Co to było? Bomba, która ma dostać się do serca planety? Sygnalizator? Detektor?

Czymkolwiek to było, w tym momencie przestało być ważne.

ALICJA i FRANK

Frank strzelił, mierząc drżącą ręką do stwora. Siła wystrzału o mało nie urwała mu ręki, a huk kuli opuszczającej lufę o mało nie rozerwał bębenków Alicji.
Frank celował w oko, ale osłabiona ręka nie utrzymała ciężaru broni i kula poleciała gdzieś w bok. W pole trzciny cukrowej lub w ziemię, to nie miało znaczenia.

Na oddanie drugiego strzału nie mieli już czas, a Frank nie miał już sił. Alicja szarpnęła go, ale po przejściu dwóch, trzech kroków, że Frank opóźnia ją nawet bardziej niż zapłakane, wyjące niemiłosiernie dziecko. Szybko przekalkulowała szanse i wyszło jej, że wlokąc na pół bezwładnego mężczyznę ma szanse mniejsze, niż gdy go teraz w tym momencie porzuci.

Zaryzykowała jeszcze kilka kroków. Frank w tym czasie uniósł dłoń ponownie, chociaż ręka trzęsła mu się jak w febrze i wtedy Alicja go puściła, widząc że mackowate bydle i co gorsza – przemienieni przez niego ludzie, w tym Dixie, są tuż obok nich.

Youtuber upadł na ziemię a internetowa modelka popędziła przed siebie, byle dalej od tego koszmaru i niechybnej śmierci. Zostawiła Franka i przyczepiona do jego nogi jak pijawka smarkulę.

Frank upadł, przewalił się – w tempie schorowanego żółwia na plecy i wymierzył w stronę pierwszej osoby, która do niego podeszła. To była Dixie. Z twarzą, którą oblepiała szara, zastygająca w skorupę maź, z oczami pokrytymi bielmem śmierci. Strzelił i tym razem trafił. Widział, jak kula wbija się w czaszkę dziewczyny i wyrywa z niej kości i tę biało-szarą masę. Dixie upadła, uwolniona od koszmaru niekończącej się agonii, a potem macka kosmity wbiła się w ciało Franka i ten wrzasnął z bólu i wypuścił broń z ręki.

Alicja usłyszała jego krzyk, ale nie obejrzała się za siebie. Dopadła do linii drzew i krzaków i czepiając się rekami ziemi, nie zważając na to, że zrywa sobie paznokcie wspięła się na wzgórze, zagłębiła w las. Na pół obłąkana z grozy, potknęła się i stoczyła w dół, wylądowała w jakiejś dziurze, poderwała z niej i pobiegła dalej. W rozpaczliwym, zwierzęcym pragnieniu ocalenia swojego życia.
W końcu zabrakło jej sił – padła gdzieś, w jakiś krzakach, dość blisko miasta nad którym górował okręt obcych. Ogromny statek kosmiczny na którego pokład jakaś siła zasysała ludzi, a potem wyrzucała ich szczątki w rzece krwi i niezmielonych resztek. Ten widok kaskady czerwieni wylewający się na nie tak odległe miasto wyłączył świadomość Alicji. Zastygła w krzakach, w których upadła, bezwiednie rozdzierając brudnymi dłońmi miękką ziemię, jak przerażone zwierzątko usiłujące wygrzebać sobie bezpieczną norę.

JACK, FAITH

Płynęli, wyduszając ze skuterów tyle, ile tylko się dało. Było jednak oczywiste, że nie uda się im zwiać przed polującym na nich pojazdem obcych. Pierwszy błąd popełnił Jack ale, jak się później okazało, błąd ten uratował mu życie. Przynajmniej na chwilę.

Prowadzony przez byłego gliniarza skuter trafił na ukrytą pod falami skałę, a mężczyzna wyleciał w powietrze i robiąc efektowne, ale całkiem przypadkowe salto, wpadł do wody. Faith nawet tego nie zauważyła, kontynuując ucieczkę. Kiedy smuga lasera zagotowała wodę przed nią, a dziewczyna wjechała w rozpyloną, gorącą ciecz, z bólu i szoku puściła kierownicę. Jej skuter rozbił się o przybrzeżne skały, a ona znalazła się pod wodą.

Przez chwilę oboje walczyli z morzem. Starając się nie utonąć w końcu wynurzyli na powierzchnię i popłynęli w stronę przybrzeżnych skał.

Ścigający ich kosmita zawrócił – może uznał, że zginęli, a może stracił nimi zainteresowanie – w sumie nie było to ważne. Wystarczyło, że mieli możliwość wydostania się na skalisty w tym miejscu brzeg gdzie mokrzy, zmęczeni, posiniaczeni i lekko poparzenie (w przypadku Faith) mogli złapać oddech.

I wtedy zobaczyli, że ogromy statek zawieszony nad miastem zalśnił jasno, jakby coś za chwilę miało się zmienić. Przerażeni, sami nie wiedzieli czemu, mieli tylko tyle sił, by spojrzeć w niebo i leżeć na brzegu.

WSZYSCY

Okręt „Matka” obcych unoszący się nad miastem zakończył załadunek. Ludzie zostali przetransportowani na jego pokład, a to, co z nich pozostało – wylane na miasto. Morze krwi i kawałków ciał zalało ulice, popłynęło rynsztokami, chodnikami, zamieniając niegdyś atrakcyjnie turystyczne miejsce w scenę rodem z horroru rzeźnika.

Pozostałe pojazdy „kalmary” i „ośmiornice” również zniknęły w jego wnętrzu, poza nielicznymi, które zaczęły wirować wokół „Matki”.

A potem, bez ostrzeżenia, UFO wystrzeliło w dół wiązkę skwierczącej, jaskrawej energii, która uderzyła w miasto pod nim.

Huknęło, jakby ktoś zrzucił bombę atomową. Niszczycielska fala uderzeniowa – ziemi, gruzu i energii – rozlała się w promieniu kilku kilometrów, burząc i rozrywając na kawałki tych, którym udało się przetrwać krwawe łowy.

April ukrywała się najbliżej UFO. Nie miała szans. Zmieniła się w kawałki mięsa, które przemieszane z innymi resztkami, pomknęły dalej.

Zginęła również Alicja, którą fala uderzeniowa dopadła dwie sekundy później, porywając z ziemi, unosząc ze sobą i roztrzaskując ciało przerażonej modelki o drzewa. Siła uderzenia dosłownie rozerwała piękną niegdyś kobietę na kawałki, a jej szczątki pomknęły dalej wraz z milionem innych śmieci – organicznych i nieorganicznych.

Triple Kay miał szczęście. Ocalał, chociaż zasypały go odłamki i śmieci, a fala uderzeniowa wcisnęła w dno. Prawie utonął, lecz kiedy się ocknął leżał na plaży, pośród resztek i szczątków miasta i wybrzeża – jakimś cudem żywy.

Przeżyli również ukryci w lesie Mark i Phil, chociaż kiedy obcy zniszczyli miasto i fala uderzeniowa dotarła do dżungli łamiąc drzewa jak zapałki, obaj myśleli, że umrą. Kuląc się, wrzeszczeli w rozpaczliwym odruchu przerażonego zwierzęcia, a gdy zabrakło im sił na krzyki a z nieba przestał opadać na nich deszcz mniejszych szczątków ludzi i domów, i kiedy otworzyli oczy zorientowali się, że znajdowali się pośród szczątków lasu, zasypanego kawałkami blach, kartonów, szmat, cegieł i gruzu, – z których jakimś cudem, żaden ich nie trafił. Żyli.

Także Faith i Jack przetrwali salwę, znajdowali się bowiem na tyle daleko od miejsca ataku, że falę uderzeniową poczuli jedynie jako ciepły, huczący wiatr, który przetoczył się nad nimi zarzucając drobnymi śmieciami, pyłem i czymś co mogło być skroploną krwią.

Okręt „Matka” poderwał się w niebo i z hukiem zniknął gdzieś, zapewne ulatując ponad atmosferę, a reszta mniejszych pojazdów podążyła za nim zostawiając na wyspie jedynie zgliszcza i grozę oraz nielicznych ocalonych – takich jak szczęściarze z Domu Marzeń i Koszmarów. Po największym mieście na wyspie pozostał jedynie krater o średnicy dwóch i pół kilometra, do którego wdzierała się z hukiem spienionych fal woda Morza Karaibskiego.

EPILOG

Spotkali się szukając pożywienia i wody w porozrzucanych po plaży barach i budynkach.

Atak na wyspę przetrwało zaledwie kilkudziesięciu ludzi – turystów, miejscowych i uczestników show.

Ocaleni zgromadzili się w niewielkim hotelu próbując zrozumieć, co się wydarzyło. Zagubieni i przerażeni z nadzieją wyczekiwali jakiś informacji ze świata i w końcu je otrzymali. Nie był to dobre informacje.

Atak obcych uderzył w całą Ziemię. W większe i mniejsze miasta. Ludność została zdziesiątkowana, zmasakrowana, a większość miast zburzono atakami podobnymi do tego, jaki unicestwił miasto na wyspie. Struktury państw, nawet mocarstw takich jak Stany Zjednoczone, zostały rozszarpane na strzępy.

Świat zmienił się nie do poznania, a nieliczni, którzy przeżyli koszmarne kilka godzin z przerażeniem wpatrywali się w niebo zastanawiając, czym były bestie, które sprowadziły zagładę, jakie były ich intencje i – najważniejsze – czy zamierzały wrócić.

Ale to były pytania, na które odpowiedź ci którzy przeżyli, a więc: Jack, Faith, Triple Kay, Mark, Phil i Kelly – jak na razie nie uzyskali odpowiedzi. I chyba woleli jej ni uzyskać.

Ziemia została zaatakowana i pokonana w ciągu kilku zaledwie godzin. A ludzie z panów świata stali się rozbitkami. Nikt tego nie wiedział, ale na Ziemi przeżyło zaledwie kilkanaście procent populacji, głównie mieszkańców prowincji i terenów słabiej zurbanizowanych. A gdzieś tam, w gwiazdach, okrutne istoty, być może, wpatrywały się w błękitną planetę jak … no właśnie kto? Hodowcy bydła rzeźnego? Konkwistadorzy? Myśliwi?

W gruncie rzeczy te pytania nie miały już znaczenia. Stały się czymś o czym lepiej było nie myśleć.

A odpowiedź na nie byłaby zupełnie inną opowieścią.


KONIEC PRZYGODY
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 02-09-2018 o 12:59.
Armiel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:51.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172