[Horror 18+] DOM MARZEŃ I KOSZMARÓW Ostatnie dni dla przyszłych uczestników nowej edycji „DOMU MARZEŃ I KOSZMARÓW” były naprawdę pełne wrażeń. Wszystko było dla nich pierwsze. Pierwsze spotkanie z Reżyserem i Koordynatorem projektu. Spotkanie, na które jechali wypasionymi samochodami, podróżowali prywatnymi samolotami i nocowali w najlepszym hotelu, w Los Angeles. Pierwsza konferencja prasowa, na której mogli się powygłupiać, pokazać przyszłym widzom, powiedzieć parę pierdół do mikrofonu. Wszystko głośne, kolorowe, rozwrzeszczane, w świetle jupiterów i kamer, na oczach napalonych widzów. Przedsmak tego, jak będzie wyglądało życie zwycięzcy i tej grupki, która dostanie się do ścisłego finału. Pierwsze przyjęcie, z wystawnymi trunkami, z kacem gigantem kolejnego dnia. Pierwsze cześć, jestem ten i ten i zdawkowe uwagi wymienione z innymi uczestnikami. A potem pakowanie – zgodnie z regułami teleturnieju wszyscy uczestnicy zgadzali się na szczegółową rewizję bagażu. Zakazane było posiadanie jakichkolwiek niebezpiecznych przedmiotów, urządzeń mogących nawiązywać łączność ze światem (telefonów, tabletów, laptopów). Żadnych substancji chemicznych, poza niezbędnymi lekarstwami o ile wypisane były przez lekarza. W bagażach powinny znaleźć się: bielizna, własne ubrania, drobne przedmioty osobiste i kosmetyki. Resztę miał zapewnić DOM. Ubrania, jedzenie, alkohol, środki i przybory do mycia – zgodnie z życzeniem uczestników. DOM to prawdziwy pałac, przystosowany do reality show o największej oglądalności w USA. Czekał ich miesiąc w DOMU. To znaczy miesiąc dla tych, którzy dotrwają do KOŃCOWEGO WYZWANIA. Bo reguły gry były nieubłagane. Kiedy MISTRZ GRY, którego nigdy nie poznali, zdecyduje zaczyna się NOMINOWANIE. Grupa wyznacza kogoś z siebie, kto najmniej się jej przydał, zawalił, wkurzył innych i w tajnym głosowaniu wskazuje tego, kto ma opuścić DOM przez WROTA PORAŻKI, WROTA WSTYDU i kończy swój udział w show. Dlatego warto żyć dobrze z innymi Uczestnikami. Udawać przyjaciół. Grać. Zwodzić. Oceniać zagrożenie, bo przecież 2 MILIONY DOLARÓW są TYLKO DLA JEDNEJ OSOBY! Zasady proste, jak większość widzów tego show. Wszyscy znali reguły. I wiedzieli, że muszą się do nich stosować. Podobnie, jak muszą przestrzegać obowiązującego prawa – chociaż każdy z nich podpisał stosowne oświadczenia, w których zrzekł się możliwości procesowania przeciwko twórcom programu. Dalej jednak mógł wytoczyć proces innym uczestnikom za np. pobicie czy inne akty bezprawia. Powinno się też pamiętać, że złamanie reguł w jakiś drastyczny sposób (np. pobicie kogoś ze skutkiem hospitalizacji) kończyło się NOMINOWANIEM przez samego MISTRZA GRY i opuszczenie turnieju. W końcu nadszedł dzień, w którym mieli udać się do DOMU MARZEŃ I KOSZMARÓW. Ich bagaże znajdowały się już na pokładzie luksusowego samolotu, którego szyby zostały zasłonięte ekranami, na których wyświetlano filmy. Start – prywatny pas w Los Angeles. Lądowanie – nikt nie miał pojęcia gdzie. Położenie DOMU było największym sekretem Producentów. W świetle fleszy reporterów i skandowania rodzin, przyjaciół i widzów, wybrani uczestnicy wchodzili na pokład samolotu. Lot trwał cztery godziny. Wnętrze było naprawdę na bogato – a obsługa w postaci dwóch miłych stewardów i dwóch miłych stewardes dbała o to, aby uczestnikom nie zabrakło alkoholu i przekąsek. Podróż, chociaż bez okien, przebiegła w atmosferze dzikiej zabawy i podniecenia. Uczestnicy z niecierpliwością oczekiwali na lądowanie. I w końcu, po czterech godzinach, wylądowali na miejscu. Opuścili pokład samolotu gdzie czekały na nich trzy duże limuzyny – każda na dziesięć osób. Była ciepła noc. Wokół widzieli palmy i rozgwieżdżone niebo. Wydawało im się, że muszą być na jakiejś egzotycznej wyspie, ale zmęczenie fizyczne i alkoholowe sprowadzało ich potrzeby do prysznica i snu. Limuzyny z zablokowanymi szybami, a jakże przyciemnianymi, zawiozły ich dalej i pół godziny później znaleźli się TAM! W DOMU MARZEŃ I KOSZMARÓW. Oświetlony, piękny, budzący nadzieję na zwycięstwo oraz dobrą zabawę. Teraz czekali na GŁOS MISTRZA GRY. Pierwsze informacje, przydział do drużyn – NIEBIESKIEJ lub CZERWONEJ i pierwsze zadanie. Gra zaczynała się…. Kiedy tylko opuścili limuzyny ich kierowcy opuścili teren DOMU przez solidne, zamykane wrota. Za nimi był świat, który na czas teleturnieju przestał istnieć dla Uczestników. Opuszczali go, aby zanurzyć się w wir rywalizacji, przygody i emocji, jakie miał zgotować show! Nagły huk i świst wypełnił przestrzeń hałasami, od których rozbolały ich uszy. Oczy poraziła fala świateł. To fajerwerki! Rozpościerały się nad nimi kulami czerwieni, złota, zieleni – barwami, które wyglądały jak urzeczywistniony sen. Z ust części uczestników wyrwał się radosny, niepotrzymany okrzyk – emocje znalazły ujście przez gardła! Wykrzyczane w niebo, w stronę kamer, których było tutaj co niemiara. Wiedzieli od tym. Od tej pory kamery miały im towarzyszyć na każdym kroku – poza wyznaczoną strefą w toaletach i w dwóch łazienkach. Reszta – łącznie z pozostałymi łazienkami, była na stałym podglądzie. Punkty! Walczyli o punktu od publiczności. O tak zwaną ZŁOTĄ TARCZĘ – którą otrzymywał jedne z Uczestników każdego dnia – ten, którego wybierała publiczność. Wtedy, nawet nominowany przez innych Uczestników, nie mógł opuścić programu. Co więcej, mógł wyznaczyć innego Uczestnika, który miał opuścić studio. Więc uznanie publiczności i jej sympatia była równie ważna, co opinia pozostałych Uczestników. Zaczęło się! Kolorowe światła szperaczy złapały ich w swoje snopy, a z głośników popłynął zmodyfikowany elektronicznie głos MISTRZA GRY. Ich jedynego boga na czas udziału w turnieju. - Witam was uczestnicy! Odważni gladiatorzy współczesnego świata! Dzielni i nieustraszeni pogromcy nudy! Ulubieńcy tłumu! Mistrzowie, którzy będą musieli zmierzyć się ze swoimi lękami, słabościami i rywalami. Którzy rzucili wyzwanie - czemu? - Domowi Marzeń i Koszmarów! – wykrzyczała część uczestników nie szczędząc gardeł. Pokazać ludziom i publiczności zaangażowanie w program! Pokazać jacy cool i wyluzowani są! jak skłonni do wygrania. A najgłośniej chyba krzyczał Adrian Sommer, który kazał nazywać się Tornado! Teraz zdjął koszulkę pokazując światu i kamerom doskonale wyrzeźbione ciało. Tornado dał się poznać już na pierwszych spotkaniach, jako pewny siebie, prawie arogancki dupek. Sprawny i przekonany o swojej wyższości stanowił poważnego rywala. Nieco ciszej krzyczała Irmina Wacken. Mogli ją poznać z teleturniejów „Wyspa przetrwania” i „Piekielna kuchnia” gdzie radziła sobie całkiem dobrze. Miała doświadczenie, wole walki i wielką chęć na dwa miliony dolców! - Jesteście zmęczeni? - NIEEEE! - Gotowi do zabawy? - TAAAKKKKK! - Zatem zacznijmy podział! Zostaniecie teraz przydzieleni do dwóch drużyn. Czerwonej i Niebieskiej. Potem możecie udać się do swoich pokoi. Mamy cztery sypialnie – dla niebieskich mężczyzn, czerwonych mężczyzn, niebieskich lasek i czerwonych dziewczyn! Ale niech was ani kolor ani płeć nie powstrzymuje! Kim jesteśmy, by stawać na drodze prawdziwej miłości! Ale jeszcze nie teraz i nie dzisiaj! Dzisiaj musicie trzymać się ściśle przydzielonych Drużyn i pokoi dla uczestników. - Hahahaha – śmiechy i krzyki – Wow! Ukradkowe spojrzenia samców alfa na co ładniejsze dziewczyny. Punkty! Publiczność! Widzowie lubią takie dzikie i spontaniczne akcje! - A teraz zacznijmy poooodział! - Drużyna Czerwonych to: mistrz drinków i melanżu Phil Young, piękna Alicja Winter - do której wzdychają i nie tylko wzdychają rzesze nastolatków,mniej piękny ale na pewno nie mniej wspaniały David Hasselhoff do którego wzdychają i nie tylko wzdychają wszystkie podstarzałe MILF-y w USA, Jack Sullivan przy którym nie radzimy łamać prawa, Mark Bufett – wiecznego studenta który złamał serce niejednej laski, naszą pomponiarę -Kelly McClendon, panowie przyznać się, który chce aby Kelly pobawiła się ich pomponami, Frank Moore – chyba każdy widział filmik jak ten koleś zjada w lesie wiewiórkę! Serio! Koleś! Wiewiórkę?! Fuj! Jerome Samboro – nasz czarny koń, ze tak państwo wybaczą niepolityczny żart! Irmina Wacken – nasza mistrzyni teleturniejów i przetrwania. Faith J. Allen - piękna i uzdolniona pani mechanik. Pewnie jest wielu takich, co chciałoby abyś pobawiła się ich kluczem. Spokojnie panowie! Z wiadomych źródeł wiem, że nasza Faith lubi tylko wieeeelkie rozmiary! Witamy w drużynie Czerwonych! - Hurrrra! - Pozostali, wy stanowicie drużynę niebieskich! Gdybyście jeszcze nie załapali! Mamy w niej: April Wednesday, która jest bardziej niegrzeczna niż wygląda. Ale my tutaj lubimy niegrzeczne dziewczynki! Dixie Banks – naszą piękną ratowniczkę medyczną. Oby twoje umiejętności zawodowe Dixie nie okazały się potrzebne! Ale przecież nasza publiczność potrafi być wredna i za to ich kochamy! Rhys O'Sullivan – nasz przystojny trener osobisty! Brzuchacze! Macie okazję poćwiczyć pod jego czujnym okiem! Tak do ciebie mówię Sullivan. W drużynie niebieskich jest też Leonard "Kurt" Hottrain – mam nadzieję Kurt, że tylko twoja gitara jest stara! Bethany Payne – zwykła urzędniczka, która pragnie zrobić niezwykłe rzeczy! Nie chciała jednak powiedzieć z kim, chociaż myślę, ze najdzie tutaj kilku chętnych. Madueke Nwakego – nasz kociczka, która nie lubi jak się ją tak nazywa. Wybacz, laska, ale będę mówił na was tak, jak tylko będzie mi się chciało! Patrick White – nasz mistrz lodu, loda, no śmigania na łyżwie. He, He He. Ciekawe, czy znajdzie tutaj jakąś łyżwę do pojeżdżenia. Tony Brandon o którym mogę tylko powiedzieć tyle, że lubi przebieranki! I robi to na oczach dzieci! A ich rodzice jeszcze mu za to płacą! Dokąd zmierzasz Disneylandzie! Kenneth Griffin – komik, artysta i śmieszek. Ciekawe, czy uda mu się rozśmieszyć drużynę przeciwną jakimś spektakularnym kiksem! Adrian Sommer - mistrz zapasów w collegu, mister mięśni i posiadacz największego penisa w całym Utah. Tak przynajmniej wynika z badań lekarskich. I jeszcze nasz mistrz wagi ciężkiej, Triple Kay. Jeśli Adrian myśli, że ma wielkiego ptaka, to przy naszym zawodniku bedzie zmuszony zrewidować swoje poglądy. Ale, ale, panowie - przy Faith nie macie szans. Woli jeeeszcze większe klucze. Ha, ha, ha! Witam w drużynie Niebieskich. Światła przygasły kierując się na wypasiony dom. - A teraz biegnijcie do pokojów. Zajmijcie swoje miejsca. Drużyna Czerwona zajmuje prawe skrzydło. Drużyna Niebieskich – lewe. Biegiem! Przed Wami pierwsze zadanie! Która drużyna pierwsza zajmie swoje łóżka – wygrywa! Spojrzeli na siebie niespokojnie. Czy to już? Czy to zadanie wyeliminuje któregoś z uczestników. W pierwszej edycji pierwszy dzień był na luziku. Raczej nie powinno, ale różnie z tym bywa. Dom Marzeń i Koszmarów to nieprzewidywalny teleturniej! - Czas start! |
Mark Buffet w najmniejszym nawet stopniu nie poczuwał się do roli wiecznego studenta, chociaż tak właśnie przedstawił go mistrz gry. Był dużo, dużo za młody na ten zaszczytny tytuł (chociaż przyznać musiał, że studiował tu i tam, a nawet w paru innych miejscach również). Nie zamierzał jednak nikogo z tego błędnego mniemania wyprowadzać. Podczas samej prezentacji nie powiedział o sobie ani słowa. Nie przechwalał się, nie dyskryminował przeciwników. Życzył tylko widzom wielu godzin przyjemnej rozrywki. Na powitalnej imprezie nie mówił o sobie zbyt wiele, a współzabawowicze mogli przypuszczać, że podczas studiów dorabia pracując w klubach, bo demonstrował szeroką wiedzę - tak praktyczną, jak i teoretyczną - w zakresie przyrządzania drinków. Poza tym niczym w zasadzie się nie wyróżniał - prócz fryzury, tudzież sposobu poruszania się, który sugerował, że w tych klubach nie tylko stał za barem. Czy wyglądał na takiego, który mógł zgarnąć dwa miliony dolarów? Przynajmniej nie na pierwszy rzut oka. * * * - Panie przodem - powiedział, gdy odrzutowy Jet otworzył przed nimi swe wnętrze. Przez moment zastanawiał się, dokąd wyślą ich organizatorzy - na środek pustyni, czy bezludną wysepkę na Karaibach, a potem postarał się nie nudzić podczas czterogodzinnej podróży. Rozrywki były różnorakie, a on miał zamiar korzystać z nich jak długo się dało. A przy okazji poznawać konkurencję. * * * - Ale chata - mruknął na widok domku, w którym mieli spędzić trochę czasu. Uprzejmość się Marka skończyła się w chwili, gdy padło magiczne słowo START. Z bagażem się nie rozstawał, więc stracił tylko sekundę, by pchnąć do przodu stojącą obok Kelly i zmotywować ją słowem "Dalej!", po czym biegiem ruszył w stronę domu. Ostatnich gryzą psy... Nie rozglądał się na boki, jako że doszedł do wniosku, że na podziwianie wystroju wnętrz będzie jszcze czas. Wpadł do czerwonego męskiego pokoju jako pierwszy. Rzucił torbę i usiadł na stojącym przy drzwiach łóżku, po czym uniósł dłoń w triumfalnym geście. |
Dzięki przechwałkom Phila i jego wywodom na temat tego, co zrobi z wygraną, już w czasie konferencji prasowej dało się poznać jego wysokie mniemanie o sobie. Jednak nie gardził też gotówką, dzięki czemu był w stanie przymknąć oko na to, że uczestnictwo w tym turnieju wiąże się z niedogodnościami pokroju jedzenia robactwa. Koniec końców dwa miliony piechotą nie chodzą. |
Ja ci dam czarnego konia pierdolony rasisto, pomyślał Jerome i nerwowo przegryzł wargę. Może i nie był jakimś tam inteluk...intelektu...no, nie był kurwa myślicielem, ale swój rozum miał. Wyglądało na to, że ważniaki z telewizji chcieli tu urządzać orgie a ich traktowali jak ogierów i klacze rozpłodowe. W telewizji wydawało się to zabawne, ale tu w samym środku akcji poczuł się jak dziwka wystawiona klientom na pokaz. Jerome postanowił schować dumę do kieszeni. Wiedział przecież na co się pisze. Dwa miliony baksów ustawiły by go do końca życia. A nawet jak nie wygra programu, ktoś go zauważy i da jakąś robotę, chociaż by na promocji serów w Wall-Marcie. Na razie nie szło mu najlepiej. Podczas konferencji prasowej w LA praktycznie wogóle się nie odzywał, na pytania dziennikarzy odpowiadał "tak" albo "nie" a podczas imprez powstrzymywał się przed chlaniem. Wóda i jego wybuchowy charakter to nie było najlepsze połączenie. Liczył, że w trakcie programu się jednak rozkręci i pokaże widzom swoje lepsze oblicze. Z niechęcią spojrzał po twarzach swoich rywali. Prawie same białasy. Szczególnie podpadł mu ten blondynek, Sommer. Najgłośniej darł mordę podczas prezentacji i na każdym kroku podkreślał swoją wyjątkowość. Tego Jerome nie mógł zdzierżyć. Taki leszcz, takie nic… W więzieniu ten cały Tornado chodziłby na spacerniak trzymając go za kieszeń. Chcieliście mieć show, będziecie je mieli… Kiedy Mistrz Gry kazał biec im do pokojów, Jerome niewiele myśląc ruszył w kierunku Sommera i osób, które stały obok niego. Rozkrzyżował ręce i nogi blokując lewe skrzydło, gdzie znajdowała się sypialnia niebieskich. - Ruszać kurwa swoje białe dupska! – ryknął do czerwonych starając się jak najdłużej zatrzymać swoich przeciwników. Kiedy upewnił się, że wszyscy czerwoni są w sypialni pędem ruszył za nimi, żeby zająć łóżko. |
Ubrana w czarne, skórzane ubranie nabijane ćwiekami, wysokie glany, z kolczastą obrożą na szyi i takąż bransoletą na lewej ręce, wykolczykowana, anorektyczna dziewczyna mizernego wzrostu samą swoją postawą krzyczała "zostawcie mnie", "nie zbliżaj się". Z natury małomówna, trzymała się obok rozwrzeszczanego towarzystwa przyglądając się całemu kolorowemu cyrkowi ze stoickim spokojem. Na pytania reporterów odpowiadała śmiało, bez jednak sztucznej potrzeby przypodobania się publiczności. Prawdę mówiąc miała w dupie nagrodę i całe to przedstawienie ale jej psycholog... popapraniec... Pewnie i tak wyrzucą ją jako pierwszą. Jedno trzeba przyznać, przedsięwzięcie miało rozmach. Lecąc samolotem korzystała z baru i gdy dolecieli na miejsce była już nieźle wstawiona. Po brawurowej prezentacji drużyn "niegrzeczna dziewczynka" ruszyła w stronę wejścia dla niebieskich "przypadkowo" wpadając na Hasselhoffa i popychając go na Alicję Winter, blondynę, która wpadła jej w oko. Podszedłszy spokojnie do czarnego, przewyższającego ją znacznie wzrostem, który torował przejście spojrzała w górę, na jego twarz i nie mówiąc nic złapała nagle za krocze, stojącego w rozkroku mężczyzny, ściskając "czule" klejnoty. |
Bethany Payne. Jak ją określały media podczas prezentacji - sympatyczna dziewczyna. Z taką mężczyźni mogli się, owszem, przyjaźnić ale nie daj boże spotykać. Nie brzydka ale zdecydowanie mało przebojowa. Dobry materiał na siostrę ewentualnie koleżankę, którą chętnie trzyma się przy boku bo na jej tle błyszczy się jeszcze jaśniej. Bethany mówiła tylko wtedy gdy miała coś do powiedzenia, nigdy nie podnosiła głosu. Gdy się denerwowała nieustannie poprawiała rogową oprawkę okularów i przygryzała dolną wargę co nadawało jej twarzy zabawnie dziecinny wygląd. Na imprezie integracyjnej sporo wypiła ale nie zaliczyła żadnej żenującej wpadki może poza piętnastominutową drzemką na blacie stołu, zktórej szybko się jednak ocknęła i, jak gdyby nigdy nic, kontynuowała imprezę. Co jakiś czas wymykała się na powietrze by zapalić. Całkiem nieźle sprawdzała się w roli słuchacza. Mówiący miał wtedy wrażenie, że sto procent uwagi Bathany jest skupiona na nim i podejmuje niesamowicie interesujące tematy. W samolocie panna Payne (bo była niezamężna) usiadła obok Patricka White'a, jak się dowiedziała przebrzmiałej gwiazdy łyżwiarstwa figurowego. Dobrze im się rozmawiało, choć głównie mówił Patrick a Bethany skwapliwie potakiwała mu głową. Kilka razy parsknęła nawet śmiechem. Gdy dotarli do domu ucieszyła się, że zostali z Whitem przydzieleni do tej samej drużyny. Na sygnał do startu podniosła sportową torbę i miała rzucić się do biegu ale się zmitygowała. Patrick nie bez powodu porzucił karierę. Kulał przez kontuzjowane kolano. Ujęła go pod ramię by mu pomóc biec. - Szybko - rzuciła ponaglająco. |
Kelly była głośna, i to od samego początku. Podczas pierwszej konferencji prasowej co chwilę się wygłupiała, machała, podskakiwała w miejscu wywijając pomponami, a nawet raz przeleciała przez scenę długą serią akrobatycznej gwiazdy bokiem. I te wieczne "hiiiiiii" i "wooo-hooo". I pozdrawia swoją rodzinę, i drużynę, i Cheerliderki, i uczelnię i blablabla.... A na imprezie powitalnej, to się mocno ubzdyngoliła, w jakiś sposób dopadając w swoje łapki alkohol, a przecież piła cały czas Colę? Po kilku wstydliwych momentach z kolei po prostu zaniemogła, padając najzwyczajniej w świecie od wypitych procentów. *** W samolocie było podobnie. Impreza na całego, darcie gębusi, zachwycanie się wszystkim i wszystkimi.... tu jednak trochę się pilnowała, by czasem znowu nie paść, a co gorsze, jeszcze przy wszystkich się zażygać. *** Limuzyny były cool, podobnie jak samolot. Okolica była cool, dom był cool. Było jej ciepło, dobrze, że nie miała na sobie zbyt dużo. Sztuczne ognie też były zajefajne... i w końcu się zaczęło. I kurcze, MISTRZ GRY przydzielił ją do grupy czerwonej. No co on, ślepy, nie widział jej stroju? Kelly się na chwilkę nadąsała, ale szybko na jej sweet buźce pojawił się uśmiech od ucha do ucha, i znowu zaczęła wywijać pomponami. - Go Czerwoni! Go Czerwoni! - Po cichu skandowała wypowiadanego każdego kolejnego po niej grupowicza. .... I w końcu się zaczęło, a po tym jak Mark ją popchnął do przodu, aż się zapowietrzyła! - Dalej! Powiedział jej dobitnie, ale panience McClendon zajęło aż sekundę zrozumienie, że to tak serio, serio już i że też ma biec! Odrzuciła więc niedbale w górę pompony, jakby ją nagle parzyły, po czym wystrzeliła do przodu. Tak, biec, do sypialni dla dziewczyn niebieskich... nie kurcze! Czerwonych! Czerwonych! Ona była u czerwonych! Biegła więc ile sił w nogach, a biegać to Kelly potrafiła... a malutki plecak jaki na sobie miała, zupełnie jej w tym nie przeszkadzał. |
|
|
|
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:54. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0