Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Horror i Świat Mroku Zmierzch rozlewa atrament rodząc upiorny nocny pejzaż, a wszelki cień staje schronieniem dla przeróżnych stworzeń nocy. Wielkie miasta drzemią, nieświadome mrocznych sekretów skrytych w ich labiryntowych zakamarkach. Ciche i odludne tereny stają się repozytorium przedwiecznych tajemnic i azylem dla niepojętych koszmarów. Zajrzyj za zasłonę, wkrocz w cień spoczywający między wymiarami, odkryj co spoczywa w ciemnych zakątkach świata.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-07-2021, 20:48   #1
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
[Mag: Wstąpienie] Connect away

Connect away



Mervi miała dość, po prostu dość. Patrzyła martwym wzrokiem na notatki, nie mogąc skupić się skupi na niczym. We się dziewczyno w garść – szeptała pod nosem, a odpowiadała jej tylko zimna biel ścian jej pokoju.
Była dopiero na pierwszym semestrze architektury, nie mogła tego zawalić. Nie w tej sytuacji. Nie gdy jej ojciec wypruwał sobie żyły aby trzymać tą rodzinę w kupie, zarówno emocjonalnie jak i materialnie. Po prostu nie mogła sobie pozwoli na porażkę.
Nie mogła też myśleć. Jakby w głowie miała gniazdo szerszeni, każdy jeden żądlił coraz bardziej absurdalnymi myślami. Co stanie się gdy zmieszam sodę oczyszczoną z perhydrolem w towarzystwie silnego promieniowania jonizującego? Czy wampiry chorują na jakąś formę hemofilii? Dlaczego burmistrz miasta przejmuje łapówki? Wiewiórki rządzą światem…
Chwyciła rękami się za głowę. Co za absurdalne koncepcje? Jakby ktoś wlewał jej do środka głowy scenariusz przedstawienia teatralnego reprezentującego postmodernizm.
Jenak chyba wolała to od innej kategorii myśli. Rozpamiętywania wspomnień. Wydarzenia ostatnich tygodni, dziwne zbiegi okoliczności, jeśli ktoś miał na tyle szerokie horyzonty, że nazwałby to zbiegiem okoliczności. Automat z napojami wariował przy dziewczynie. Za każdym razem. Padające piksele w matrycach telewizorów i komputerów, tworząc wielobarwną mieszankę. Neony. Widziała też barwy na ścianach, czarno-białe grafii które mijała od dziecka nagle było kolorowe. Najgorsze było to, że nie wszyscy to widzieli… Nie oszalała, była pewna, gdyż niektórzy z jej znajomych też, lecz nigdy wszyscy naraz, nie było też ani jednej osoby która doświadczyłaby tych wszystkich fenomenów.
Za wyjątkiem jednej. Jej samej.

***

Musiała wyjść, przejść się. Świeże, chłodne powietrze parku miało pomóc jej odzyskać skupienie i pozbierać myśli. Niestety, było jeszcze gorzej. Rozpikowane, wielobarwne niebo zdawało się walić jej na głowę.
Usiadła zamroczona ma zimnej, mokrej od topniejącego śniegu ławce. Oddychała ciężko, dla pewności spojrzała w górę. Niebo dalej wyglądało jak problem… który wkrótce potem zasłoniła pomarszczona twarz. Blady mężczyzna, blondyn, bliżej sześćdziesiątego roku życia niż pięćdziesiątego, wpatrywał się w oblicze Mervi. Skądś go kojarzyła… chyba nawet do niej mówił, lecz teraz nie słuchała, zajęta natłokiem bitwy myśli między tym jaka jest moc skuteczna czasu oraz czy miłość mierzy się w kilotonach.
- Mervi, wszystko w porządku?
Znał jej imię. Zmrużyła oczy, jakby rażona nagłym blaskiem światła – chociaż oświecenie było tutaj przenośnią. To był jej wykładowca od historii. Podobno na wyższych latach prowadził specjalizowana historię sztuki i architektury. Jak każdy dobry, ciekawski student, dziewczyna sprawdzała dorobek naukowy. Doktoryzował się z wpływów masońskich w architekturze sakralnej. Był lubianym wykładową, z gatunku tych, których zapamiętuje się na długo. Szczególnie gdy mowa o takim ekscentryku. Prowadził ćwiczenia samodzielnie, prosząc, aby wszyscy zwracali się podczas nich do siebie po imieniu. Żartował, że ma już tyle lat, może naginać reguły.
Reguły.
Teraz ta myśl zabrzmiała w głowie dziewczyny jak grzmot. Serce zabiło jej szybciej.
Naginać reguły.

 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.

Ostatnio edytowane przez Johan Watherman : 04-07-2021 o 21:03.
Johan Watherman jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 07-07-2021, 20:52   #2
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację



Nie od razu była w stanie zrozumieć co się dzieje... a nawet podjąć próby zrozumienia. Mervi czuła się... Nie, ona nie umiała określić jak. Wiedziała, że to musiało ją irytować... prawda? Chyba zawsze irytowało do tej pory. Na pewno.
Patrzyła tym pustym wzrokiem na pochylającego się nad nią wykładowcę. Zmrużyła oczy w próbie zrozumienia czegoś, ale próba wyślizgnęła się jej myślom. Jak wiewiórki. Przechyliła głowę, aby spojrzeć na niebo.
- Reguły... - powtórzyła szeptem za sobą obserwując rozpikselowane niebo - Ono jest problemem. - odezwała się w końcu prawdopodobnie do wykładowcy, choć nie mogła na dłużej oderwać wzroku od kolorowych pikseli - Czemu? - mruknęła przecierając oczy, które nie powinny tego widzieć, chyba że...
- Ja nic nie bralam! - jęknęła chowając twarz w dłoniach.

Wykładowca kucnął przy dziewczynie, tak, że jego twarz znajdowała się odrobinę niżej od jej. Uśmiechnął się w jej stronę, położył dłoń na ramieniu, dotyk innego człowieka był jak kotwica trzymająca Mervi w realności.
- Oczywiście, że nic nie brałaś - zapewnił ją twardo i zdecydowanie, ciepłym, mocnym głosem.
Dziewczyna czuła, że drży jak z zimna, a tak naprawdę powodem był stres. Dotyk wykładowcy był iskrą spokoju, której potrzebowała.
- To musi być... przemęczenie. Tak. - dziewczyna z całych sił próbowała trzymać się tego wyjaśnienia, do którego i sama chciała się przekonać - Za mało... snu.
- Każdy ma ciężkie dni - mężczyzna powiedział łagodnie - kolokwium możesz zdać w innym terminie - dodał łagodnie.

Zauważyła, iż wyciągnął z kieszeni zegarek, staromodny, na srebrnym łańcuszku, otwierany. Mervi widziała go setki razy, lecz teraz jakby jej percepcja… Była inna. Z trudem przeszło jej przez gardło określenie “dokładniejsza” biorąc pod uwagę piksele na niebie, ale jednak dostrzegała pominięte wcześniej detale. Na zewnętrznej części pokrywy zegarka wygrawerowano cirkiel i ekierkę, wpisane w kołó i kwadrat. To widziała już wcześniej, ale teraz dostrzegała drobniejsze grawerunki. Jakieś znaki, pismo chyba? Opisywały ramiona figur geometrycznych, kąty, krawędzie pokrywki. Na moment zalśniły jej przed oczami wielobarwnie.
Rzeczywistość zwolniła, gdy profesor otworzył zegarek. W środku pokrywki były kolejne grawerunki, pentagram, wpisany w trzy okręgi, inne figury geometryczne po obwodzie. Tarcza zegara pozbawiona była cyfr.
Zakuło ją pod wątrobą. Profesor Skaldespillar był dziwakiem czy też był prawdziwym masonem?

- Ja... - próbowała uchwycić myśli -... mogę jak każdy... Nie potrzeba ulgowego traktowania... - chciała nadać pewności słowom, jednak efekt był smutnie słaby - Czy ten zegarek... Zawsze taki był? - wskazała na zegarek profesora - I te litery... Pismo... Co tam jest napisane? - wzrok Mervi skakał po całym czasomierzu.
- Przekażę moim asystentom i tak - powiedział powoli, upewniając się, że Mervi go rozumie - nie zależy mi aby was uwalić, tylko abyście zrozumieli, małe poślizgi nie robią różnicy.
“Wobec wieczności” - natrętna myśl uderzyła Mervi ze zdwojoną mocą.
- A to - spojrzał na zegarek - nic takiego. Zawsze był taki, ale nie każdy zwraca uwagi na szczegóły, prawdę mówiąc, nie robi tego prawie nikt. Litery trzeba różnie czytać. Jeśli chodzisz na wykłady, może pamiętasz jak przy okazji wspomniałem o tekstach mających różne znaczenie w zależności jak je czytać, popularne pośród różnego tajnych bractw, czarnoksiężników i innych szarlatanerii - końcówka brzmiała mocno autoironicznie, Mervi nawet nie zreflektowała się, że wcześniej chyba nie podjąłby takiej subtelności w głosie mężczyzny.
Upił łyk kawy z plastikowego kubka. Skąd go miał? Nie przypominała sobie. Usiadł obok niej i podał jej, wyciągnięty zza kurtki, drugi kubek.
- Miałem przeczucie kupując dwie - powiedział podając jej napój - dobrze ci zrobi, a na tym mrozie nie ma co siedzieć bez ruchu i ciepłego picia.
Oczy Skaldespillara zapatrzyły się gdzieś w dal.
Mervi zapatrzyła się w otrzymany kubek z kawą, który właśnie został wyjęty zza kurtki...
-... nie poparzyłeś się, profesorze? - spojrzała nieufnie na gorącą zawartość kubka - Kawa jest... gorąca... i... - po chwili milczenia upiła z kubka, jakby z nadzieją, że to ją ocuci i tak faktycznie było. Momentalnie poczuła przyjemne ciepło rozpływające się po ciele, a myśli, chociaż dalej napływały, nie przytłumiały jej własnego myślenia, nie aż tak bardzo.
Lecz niebo wciąż było kolorowe.

Mervi odetchnęła głęboko
- Więc... Nie poparzyłeś się? Samo ciepło mogłoby...
- Owinąłem kubek w kurtkę - mężczyzna powiedział lekko - żałuję, że dopiero teraz coś zauważyłem, Mervi. Masz pewien potencjał, który mógłby się podobać pewnym ludziom. Wpływowym i tajemniczym.
Czyli jednak mason? Nie, to wydawało się głębsze.
- Niestety nie mam za dużo czasu, jaka szkoda - upił kawy - mógłbym dać ci pewne hasło.
Finka nie wiedziała czy jej się podoba to wszystko.
- Jakie hasło? - zapytała nie mogąc się powstrzymać - Do czego?
- Do bardzo wpływowych ludzi. Potem powiedzą ci co i jak - wyjął zza pazuchy kartkę na której zanotował adres i podał go Mervi. Był aż w Danii.
- Hasło to “Hominem quaero”. Ujmę to tak, między innymi jeden z założycieli tego klubu maczał palce w planach budowy katedry św. Ansgara w Kopenhadze, mają bardzo głębokie tradycje, również architektoniczne. Potraktuj to jako specjalne, nieformalne stypendium, ten kontakt.
Westchnął.
- Najpewniej nie będę miał już z wami zajęć. Poza tym…

Zobaczyli dwójkę ludzi w garniturach zbliżających się do nich. Byli bardzo daleko, dla Mervi widok jak widok, ot zwykli ludzie trochę nieadekwatnie ubrani do pogody, z kaczym chodem jakby trzymali w okrężnicy metrowę tyczkę, lecz profesora widocznie to zaskoczyło.
- ...wygląda na to, że sprawy przybrały szybszy obrót - powiedział odstawiając swój kubek na ławkę, nie wypił wszystkiego.
Dziewczyna zwróciła zaskoczone spojrzenie na profesora.
- Co się dzieje? O co chodzi? - Mervi czuła się zdezorientowana... ciągle - Jakie sprawy, czemu akurat mną ktoś ma być zainteresowany?
- Dużo się wyjaśni w trakcie najbliższych dni, może godzin. Tymczasem - profesor wstał - miło było poznać.

Ruszył powolnym krokiem w stronę formalnie ubranych jegomości. Mervi czuła, że chwilę po tym zbawczy, uspokajający wpływ kawy przestał być obecny, i nawet kolejny łyk, przy którym prawie by się nie poparzyła, nic nie dał.
Obserwowała z daleka jak profesor i ci ludzie rozmawiali. Jeden z pary przyglądał się jej uważnie.
Dziewczyna patrzyła za profesorem nie wiedząc co teraz począć i w ogóle co się dzieje. Spojrzenie, jakim obdarzał ją ten jeden w garniturze było niepokojące... z jakiegoś powodu. Mervi zwróciła na siebie uwagę nieznajomych osób, a to nigdy nie wróżyło niczego dobrego. Może... może to były takie osoby, o których wspominał profesor? Tylko... czy tak by na nich reagował?
Dziewczyna wciąż była zestresowana, gdy odeszło działanie kawy, ale jednocześnie nie chciała odejść, jakby sądziła, że nic profesorowi nieprzyjemnego nie będzie grozić, gdy ktoś zostanie obserwować scenę.
Zdecydowała się wstać z ławki, odstawiając na nią kubek, żeby stanąć pod lepszym kątem i…


…łatwiej móc… zareagować…?

Zakręciło się w głowie od nagłej zmiany pozycji. Profesor coś tłumaczył mężczyznom, a raczej jednemu. Drugi ciągle na nią patrzył. Czuła ciarki na plecach. Myśli, myśli o tym czy androidy śnią o elektrycznych owcach, czy król Artur istniał, jaki metal zatrzymuje pychę, czy rtęć wywołuje zgagę…
Jeden z przybyszy ruszył w jej stronę, drugi szarpnął profesora. Dostrzegła wybuch kolorów, to chyba były kolory, trudno było jej nazwać to co teraz widziała. Tak jakby cała rzeczywistość, każdy jej aspekt uległ zmianie, trochę jak ze starej gry komputerowej, a trochę jakby jej własny umysł szukał czegoś, jakiegoś punktu zaczepienia aby pokazać jej w znajomy sposób coś, czego pokazać się nie da. Skaldespillar lśnił błękitem. Jeden z agentów upadł na ziemię jak lalka której podcięto sznurki. Trzaski elektrycznych iskier połączone z sykiem palącej się skóry, nozdrza dziewczyny podrażnił nieprzyjemny, syntetyczny zapach. Cyborg - teraz widziała gdy płaty skóry odpadały z metalowego szkieletu - drgał kompulsywnie, a jego prawe ramię na przemian próbowało otworzyć jakieś wewnętrzne mechanizmy, lecz nie mogło porażone.

Wolałaby tego nie widzieć, wolałaby zapomnieć, wyprzeć, odrzucić, nie być tu. Lecz czuła, że nie może.
Jakby przekroczyła pewne drzwi, które się za nią zatrzasnęły.

Wystrzały pistoletu, profesor mocował się z drugim agentem… chociaż nie, chciała się sama oszukać, że to zwykłe mocowanie, szarpanina przy pomocy broni palnej. Tak naprawdę widziała co się dzieje, jak grunt pod agentem pęka, jak strzelają kostki brukowe śmiercionośnymi odłamkami, jak odłamki odbija tarcza kinetyczna, jak krwawiący profesor wypowiada zaklęcia, jak rzeczywistość trzeszczy naginana w posadach.

Dość.
Dość.
Dość.

Jej prośby były wysłuchane.


Stała w absolutnej czerni, spokojna, dziwnie spokojna. Przed nią majaczył neonowy, ludzki kontur. Za nim stały inne postacie, niczym nieskończony szereg odbić w szybie, jedna mniej abstrakcyjne, niektóre ludzkie, inne bardziej zwierzęce, dziwne, jedna z ostatnich które dostrzegała przypominała jej jakiegoś dawnego, nordyckiego boga, inna zwariowaną maszynę, inna jeszcze diabła, błazna, inna anioła, kilku ludzi, kształt. Szereg ciągnął się w nieskończoność.
Pierwszy z szeregu, neonowa postać pomachała do niej ręką.

Oszalała. Po prostu oszalała. Musiała.
Czy szaleniec wie, że postradał zmysły? Czy gdzieś w głębi siebie widzi niemożliwość postrzeganej rzeczywistości?
- Nie tak. To nie tak.
Czy umarła? Czy tak czujesz śmierć?
- Nie chcę tego widzieć…

Mervi skuliła się, obejmując się rękoma. Wydawało jej się, że zaraz zwróci obiad…
Niech to odejdzie.
- Nie oszalałaś - usłyszała głos który był jakby jej własnym.
- Tego nie ma! Nie dzieje się! Nie może być!
Wraz z kolejnym słowem wykrzykiwanym przez dziewczynę po prostu czuła, rozumiała, że kłamie. Mogła okłamać wszystkich wokół, mogła im wmawiać, że tego nie ma, lecz nie mogła wystarczająco skutecznie okłamać samej siebie. Mogła co najwyżej krzyczeć dalej jak wypierające się dziecko, które dobrze wiedziało, że zjadło cukierki.
I to było straszne, straszniejsze niż to, że oszalała. Straszniejsza była właśnie rzeczywistość.
-Umrę… - Mervi nie wiedziała czy tego chce - Przestanę istnieć… Przecież i taka rzeczywistość nie powinna istnieć… Przeczy prawom… Logice… - zakryła oczy, gdy poczuła, że zaczynają wilgotnieć - Rozumowi…
Chociaż neonowa postać była tylko konturem, czuła jak uśmiecha się do niej lekko, z pobłażaniem, lecz nie odpowiada.
- Nie wiem co robić… - głos łamał się dziewczynie, gdy uniosła wzrok na neonową postać - Nie wiem czy świat może tak istnieć… gdy nie powinien.

Zza pleców neonowej postaci powstały szumy, jakby tysiące głosów prowadziło ze sobą rozmowę.
- Czym jesteś aby mówić światu, czym jest? Jest dokładnie tym, czym jest.
- Jego prawa są inne… Mają ustalony przebieg, niezmienny. Nie można zanegować istnienia grawitacji, bo ona jest. - zapatrzyła się w swoje kolana, które obejmowała.

- Widziałaś.
Jedno słowo. Przypomnienie. Nie zwidów, nie myśli, głosów, lecz tych wszystkich pomniejszych wydarzeń które dostrzegała, tych nieprawidłowości w świecie, niemożliwości i zaprzeczeń tego co normalne. Postać więcej się nie odezwała, czekając, jakby miała dla niej tyle czasu, ile potrzebuje.
Mervi nie odzywała się. Nie wiedziała jak długo milczała, ile trwał ten pusty stan w którym jedyne co istniało, to zimno samotności. Niezrozumienie. Może nawet strach. Zmiana reguł była niebezpieczna. Ale… co można było na to poradzić jak już zmiana się dokonała? Poznać nowe reguły? Zrozumieć…
- ...jak sprawić, by zadziałał świat?
- Nie ma prostych odpowiedzi. Ani krótkich.
- Chcę ją poznać, wiedzieć… - szepnęła - Zrozumieć mechanizmy, wiedzieć jak można nagiąć…
- Ja jestem odpowiedzią.
Dziewczyna spojrzała na neonowego człowieka, próbując złapać umykający sens jego słów.
- Kim jesteś?


Światem
Uniwersum


Bogiem
Drogą
Tajemnicą


Spójnią
Prawdą


Jednością
Zmianą



Początkiem
Końcem


Losem
Rzeczywistością


Szaleństwem
Geniuszem


Przyczyną


Wszystkim


Wskazał palcem na nią.
- Jestem również Tobą. -

- To… - uniosła spojrzenie - …teraz brzmi prawdziwie… - spojrzała w przestrzeń - Uratujmy profesora przed… tym…
- Poświęcił się. Nie za ciebie, nie do końca - głos był spokojny - i tak był już przyparty do ściany. Na koniec próbował zrobić coś dobrego.
Postać podała Mervi rękę.

Poświęcił się.
Poświęcił.


Mervi prawie bezwiednie przyjęła rękę.

Zrobić coś dobrego.
Na koniec.

Koniec...


Obudziła się wychłodzona. Słyszała dobiegające z dala syreny. Ledwo wstała z ziemi, park wyglądał jak pobojowisko, z centrum w postaci kilku kraterów, spalonych drzew i zwłok. Ciało profesora było na wpół spalone. Agenci stanowili karykaturę rozgniecionych, metalowych humanoidów z metalu i jednak, w przypadku drugiego - ciała.

Nie, nie, nie!
Wszystko nie tak!

Podchodziła powoli w stronę martwego profesora, drżąc jak w febrze, a im bliżej była Skaldespillara, tym wolniejsze wykonywała ruchy, jakby samo jej ciało odmawiało współpracy, podświadomie chcąc jej oszczędzić dalszego przeżywania traumy.
Zatrzymała się, czując jak mięśnie i ścięgna nóg napinają się, nie pozwalając zrobić ni kroku bliżej mężczyzny, który najwyraźniej ją rozumiał i chciał pomóc, z którym poczuła się na miejscu w tej rzeczywistości.
Została pozostawiona w świecie, którego działania nie rozumiała, bez kogokolwiek kto by jej wytłumaczył rzeczywistość.

Przeniosła wzrok na rozgniecione szczątki humanoidów i na nich skupiła bezsilną złość. To oni byli powodem jej bólu, żalu, strachu, osamotnienia. Czemu? Dlaczego to się stało? Czemu zabrali wszystko, co mogło nadać sens nowemu istnieniu? Czy Skaldespillar był winny czemuś, o czym Mervi nawet nie miała pojęcia? Czy i ona stała się winna przebywając w obszarze jego zainteresowania?

Dlaczego!

Kopnęła ziemię, której pył poleciał w stronę rozgniecionego metalowego robactwa.

Dlaczego!

Mervi chwyciła się za głowę zatykając uszy, nie mogąc znieść dźwięków syren zbliżających się niczym wygłodniała sfora. Nigdy wcześniej ten odgłos nie był dla niej takim jazgotem, zapowiedzią nadchodzącego niebezpieczeństwa, a teraz...
Objęła całą głowę ramionami.

Dlaczego...

Spojrzała w tył, nie mogąc dłużej patrzeć w stronę martwej nadziei.
Wzrok Mervi zatrzymał się na ławce, gdzie wciąż stały oba plastikowe kubki, z których tak niedawno oboje z profesorem pili kawę. Oczy dziewczyny otworzyły się szerzej, gdy krew szaleńczo zaczęła krążyć w jej ciele.

Mervi rzuciła się biegiem w objęcia niepojętej rzeczywistości, byle z dala od dźwięków pogoni i obrazu straty, które pozostawiła za sobą.


Biegła drogami, które prędzej czy później miały doprowadzić Mervi do domu. Nie próbowała tym krętym torem zgubić nikogo... może prócz siebie samej. Chciała jedynie oddalić się od przeszłości, zamknąć oczy na jej bieg i konsekwencje, których zgubić nie mogła. Ich dech palił ją w kark nie dając zapomnieć o poczuciu bezpieczeństwa oferowanego przez kojący uśmiech Skaldespillara. Widziała go pijącego kawę, tak spokojnego, wyrozumiałego. Rozumiejącego?
Nie mogła też zapomnieć jego na wpół spalonego ciała leżącego na ziemi niczym niepotrzebny nikomu gałgan.
Poświęcił się.

Pękający bruk w nuty inkantacji.
Zapach płonącej elektroniki.
Śmierć.
Czlowieka.
Śmierć.
Maszyny.

A ty nie pomogłaś.
Jesteś winna.
Winna.

Pośliznęła się, gdy noga natrafiła na lód skryty pod śniegiem. Jej ręka pierwsza napotkała opór płytki chodnikowej, która nie zamierzała poddać się wobec tak mikrego przeciwnika.
Mervi uniosła się na lewej ręce, a będąc na klęczkach, zaczęła ostrożnie poruszać obitą kończyną.
Bolała, ale czynności ruchowe nie powodowały bólu niemożliwego do wytrzymania.

Dziewczyna otrzepała policzek ze śniegu, a towarzyszyło temu nieprzyjemne szczypanie skóry. Pewnie zdała naskórek, gdy zahaczając o grunt, przesunęła nim po szorskim śniegu.

Bruk nie ustąpił przed Mervi, jak przed Skaldespillarem.
Przed tym, co wezwał.
Przed inkantacją.
Magią.




Kap, kap.

Co się stało, gdzie byłaś?


Kap.

Jesteś ranna? Mów do mnie!


Kap, kap.


Nie zrozumiesz, nawet jeżeli bym ci powiedziała. Wiedza tylko sprawi ci ból, a ja nie chcę byś cierpiał.

Mervi...


Nawet nie wiem jak miałabym ci to przekazać... byś nie wpadł w obłęd.

Żeby nie załamał się przed tobą świat, jaki znasz.





Samotność.

Wciąż pamiętała to ciepłe uczucie bezpieczeństwa zakotwiczające ją w rzeczywistości, zdającej się uciekać jej spod nóg.
Teraz go nie było; pozostała pustka.
Mervi chciała wyć z wewnętrznego bólu.

Na podłodze pokoju walały się arkusze zarysowane rysunkami przygotowanymi na zaliczenie zajęć. Pracowała nad nimi tak ciężko, tyle trudu i czasu włożyła w ich przygotowanie, a teraz leżały na podłodze, rozrzucone przez nią samą, w tej niemej rozpaczy, której nawet nie umiała uzewnętrznić. Na półce nad łóżkiem stała szklanka z niedopitą wodą, a obok niej było, wsparte o książki historii architektury, pudełko z ziołowymi lekami na uspokojenie. Czemu to brała? Te zioła nie pomagały wcześniej, gdy bała się przechodzić obok automatów z napojami, nie pomogły i teraz.

Nie było już szans na powrót na studia. Nigdy.

Ojciec skrył przed nią wszystko, co miałoby w sobie, choć wspomnienie alkoholu, gdy zobaczył córkę wchodzącą bez życia do mieszkania. Nie chciał ryzykować, a desperacja, która czaiła się w martwych oczach dziewczyny, zmusiła go do powzięcia kroków. Nie wiedział co spowodowało taki stan u Mervi - nie odezwała się do niego ni słowem - ale zakładał, że cokolwiek to było, może ona szukać ukojenia w alkoholu. Chory ojciec nie wiedział o lekach ziołowych (pewnie i to by zabrał, może dając tylko kontrolowaną ilość), ale ten brak wiedzy był błogosławieństwem dla jego spokoju. Drugim błogosławieństwem była niewiedza o schowanym w biurku nożu, używanym przez Mervi do konstruowania modeli, które musiała przyciąć.

Czasem lepiej trzymać innych w nieświadomości dla ich własnego dobra.

Leżała na łóżku, otoczona ciemnością, którą burzyła jedynie przytłumiona przez zasłony mierna poświata latarni. Patrzyła w sufit, równie nudny jak nudne były nagie ściany pokoju i bez życia, jak popiół trzymany w zaciśniętej pięści.
Popiół martwego adresu, którego istnienia znieść już nie mogła.

Gdy sama konała wraz ze swoją rzeczywistością.


 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 08-07-2021 o 07:42.
Zell jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 10-07-2021, 22:28   #3
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Poranek był dla Mervi traumatyczny, tak samo jak dla jej ojca. Gdy staruszek zobaczył parę policjantów, zażartował, z kim tym razem razem jego córka się biła i czy chociaż raz to ona wygrała. Atmosfera stężała gdy za policją wszedł ubrany w garnitur agent Suojelupoliisi.
Tego, jak przebiegało wahanie nastrojów ojca nie mogla wiedzieć. Z jej punktu widzenia sytuacja wyglądała tak, że policja i agent wpadli do jej pokoju, kiedy jeszcze leżała w łóżku, odśpiewali standardową formułę zatrzymania, wszystkie pytania jej i ojca zbywali brakiem upoważnienia do dalszego informowania w sprawie. Nawet nie wyśpiewali jej w jakiej sprawie jest zatrzymana, a na ile znała system prawny swego kraju, zwykle oznaczało to poważniejsze, skomplikowane przewinienia.
Służbom nie można było odmówić profesjonalizmu. Po wylegitymowaniu, dali jej ojcu kilka numerów kontaktowych oraz adres posterunku z aresztem śledczym, do którego zbierają Mervi. Nie pozwolili dziewczynie się umyć, poza myciem zębów. Nawet przy ubieraniu był przy niej policjant, a konkretnie policjantka, co trochę minimalizowało wstyd. Gdzieś w głębi siebie czuła, że to standardowe podejście, w niekontrolowanym środowisku – jak dom zatrzymanego – nie można spuścić go z oczu, aby nie uciekł czy też nie zrobił sobie krzywdy. To, że pozwolili się jej przebrać zamiast wywlec ją w pidżamie było nawet gestem dobrej woli.
A potem założyli jej kajdanki.

***

Rutyna na posterunku przebiegła szybko, odciski palców, kilka zdjęć, oraz – co kompletnie zmieszało Mervi, próbka krwi i skan siatkówki, wykonane przez agenta Suojelupoliisi, dość futurystycznym urządzeniem przypominającym nowoczesną wersję starych komputerów typu palmtop. Potem zamknęli ją do pokoju przesłuchań.
Minęło może pół godziny, podczas których Mervi mogła obserwować łagodnie przeskakujące na ścianach piksele, gdy wszedł do niej agent. Teraz miała okazję mu się lepiej przyjrzeć. Czarny garnitur, czarny krawat, kabura nie wystawała nigdzie, najpewniej była dobrze zamaskowana pod ramieniem lub na plecach. Ostre rysy twarzy grały z zimnym spojrzeniem bladoniebieskich oczu. Włosy nosił krótkie, jasny blond, gładko ogolony. Trudno było dziewczynie dokładnie określić jego wiek. Teraz dotarło do niej czemu wcześniej nie zwróciła uwagi na spojrzenie agenta, nosił uprzednio czarne, lustrzane okulary.
- Wiesz czemu cię zabraliśmy – to nie było pytanie lecz stwierdzenie w jej stronę, wyrażone stanowczym, może nawet lekko agresywnym głosem.
Przez cały czas Mervi zachowywała się dość apatycznie, jakby to wszystko jej mocno nie obchodziło. Miała w końcu istotniejsze myśli dnia poprzedniego.
- Bo wam za to płacą. - dziewczyna odezwała się flegmatycznie, patrząc na agenta jakby od niechcenia.
Agent wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki szkic aktu zatrzymania i podsunął Mervi na stole. W większości był to bełkot, ale odczytała kilka istotnych haseł, nazwisko profesora, próba zamachu w parku, śmierć dwóch funkcjonariuszy państwowych, organizacja terrorystyczna… i jej udział w niej.
- Terroryzm? O to mnie jeszcze nie oskarżano. - odparła pozbawionym barwy głosem - I funkcjonariuszy nie pamiętam, tylko....
Dziewczyna ledwo spostrzegła, jak mężczyzna lekko wstaje z miejsca, aby sięgnąć ją obiema dłońmi za głowę i mocno, z silnym echem uderzyć jej czołem o blat. Zakręciło się jej w głowie, lecz mimo szoku, zdawało się jej, że jej umysł pracuje nad szczegółami dużo intensywniej niż przed feralnymi wydarzeniami, niż przed wizją… Może nie wyłapywała wszystkiego, lecz gdy zrozumiała, że nie dostała ani w nos, ani zęby, jasne było, iż agent potrafił tak bić, aby nie pozostawiać zbędnych śladów.
Mężczyzna rozluźnił się na krześle gdy ona dochodziła do siebie.
- Tutaj nie ma rumakowania. Kiedy poznałaś Skaldespillara?
Mervi rozcierała uderzenie na czole, a gdy wyszła z pierwszego szoku, rzuciła automatem wściekle: "jebany skurwielu, w dupę kopany!".
- Co ja, mam za was robić research? - prychnęła.
A scenariusz się powtórzył, tym razem wydawało się jej, że prawie zauważyła ruchy mężczyzny, może temu, iż siedział w luźnej, swobodnej postawie. Najpierw znowu zebrała głową o blat, a potem na dokładkę zebrała ciosem z otwartej dłoni, co ciekawe nie w policzek, w okolice żuchwy i ucha… i dając retoryką jej myśli, to dopiero bolało jak skurwysyn.
- Następnym razem złamię ci nos albo wybiję zęby. Masz wybór, będziesz grzeczna, odpowiadasz na pytania bez zbędnego ociągania się, a po tej całej sprawie, z wyrokiem lub nie wyjdziesz w miarę nieruszona. Możesz również doświadczyć nieprzyjemności, które będą się ciągnąć za tobą całe życie.
Nie dał jej czasu tego przemyśleć.
- Kiedy pierwszy raz poznałaś Skaldespillara.
- Bić skutego. Jebany tchórz... - prychnęła - Poproś, a może ci powiem.
Mężczyzna wstał, powoli i jakby przechadzając się, kopnął w nogę krzesła Mervi, powodując jej wywrócenie.
- My już wszystko wiemy - powiedział nie bacząc na to jak z impetem dziewczyna gruchnęła na ziemię - wiemy, że planowałaś z nim zasadzkę na ścigających go ludzi. Wiemy o korespondencji między wami. Zastanawia mnie tylko jedno, jak inna kobieta mogła pozwolić, aby grupa terrorystyczna, w której się znalazła, mogła sprzedawać młode dziewczyny do burdelu w Danii. A może nie wiedziałaś, bo sama byłaś na liście do wysyłki?
Ten upadek nie należał do czegoś oczekiwanego. Serce podeszło jej do gardła, gdy straciła równowagę i nie dość, że nie mogła jej odzyskać, to jeszcze skute za plecami ręce dodawały do strachu przed upadkiem. To, co później mówił agent... zupełnie jej się nie składało.
- To raczej wasi ludzie chcieli nas pozabijać... o ile człowiekiem nazwać kawał złomu. I ciała.
- Od jak dawna wiesz?
- Co wiem? - przekręciła się na bok, aby dać wygiętym ramionom ulgę.
Mężczyzna stanął nad nią, co instynktownie wywołało u Mervi chęć skulenia się, jakby przed nagłym kopniakiem. Ciągle milczał jednak, oczekując odpowiedzi.
Mervi patrzyła z dołu na agenta.
- Że łażą po mieście takie niedorobione tostery z przeceny? Odkąd wczoraj w parku rozpadły się na kawałki. - odparła, nie za bardzo wiedząc, czy o to chodzi.
Drzwi do pokoju przesłuchań uchyliły się z lekkim, acz dość wyraźnym skrzypieniem. Weszła do niego kobieta, brunetka z dłuższymi, upiętymi w kok włosami. Blada, biska, acz wyglądała na dość dość atletycznie zbudowaną, mimo wzrostu i raczej drobnej postawy, przypominała twardo ociosany kawałek drewna przystrojony w garnitur. W okularach, lustrzankach Mervi na moment zobaczyła swoje odbicie.
Mężczyzna obrócił się powoli, nie odzywając się, w sam raz aby wejść na ścieżkę kolizyjną z pięścią kobiety. Potężny sierpowy zachwiał nim, zmuszając do podparcia się o ścianę. Pękła mu warga, a delikatne krople krwi zaczęły centkować mu koszulę.
- No tak, oskarżona ci przypieprzyła - agentka stwierdziła ponuro w stronę skołowanego mężczyzny - widać niektórzy potrafią się bronić. Idź doprowadź się do porządku i uprzątnij papier na alfę jeden. Tip-top.
Agent patrzył jeszcze chwilę na przybyłą z zimną złością, po czym wyszedł z pokoju bez słowa, zamykając za sobą drzwi. W tym czasie kobieta podniosła Mervi z ziemi, niezbyt delikatnie, przypominało to trochę wojskowy dryg. Rozpięła jej też kajdanki i wskazała krzesło. Sama zajęła miejsce przesłuchującego. Zdjęła okulary, pokazując piwne oczy.
- Jestem Ella, przepraszam cię za… to co zaszło…
Dziewczyna otrząsnęła głowę i odsunęła włosy z oczu. Była dość skołowana tą zmianą, ale kto by narzekał. Spodziewała się chwilę temu, że zaraz mężczyzna znowu ją uderzy, ale teraz...
- Mogę już wracać do domu? Nie opuszczę miasta. - odezwała się do kobiety.
- Za jakieś pół godziny, może godzinę wrócisz - kobieta wyjaśniła jej spokojnie - muszę cię tylko przesłuchać, jako świadka, nie sprawcę, oskarżonego czy cokolwiek innego. Mój poprzednik dostał błędne dane, a jak widzisz, to straszny cymbał, nie skojarzył nawet w trakcie - Ella westchnęła ciężko - przepraszam cię najmocniej. Przynajmniej wiesz jak od kulis rządy traktują międzynarodowych przestępców… no, niektórzy agenci - Ella powiedziała to dość gorzko, jabby się się nie zgadzała z tą postawa.
- Zawołać kogoś po coś do picia?
- Wodę z tabletką na ból głowy. - mruknęła - Jest teraz gorszy niż przed spotkaniem z twoim kolegą.
Agentka wyjęła z marynarki opakowanie popularnego środka przeciwbólowego i po prostu podała dziewczynie.
- Śledziliśmy profesora od dłuższego czasu. Jak rozumiem, znalazłaś się w nieodpowiednim miejscu i czasie, a to był tylko twój wykładowa, tak?
- Tak, historia architektury. Poszłam na spacer, przewietrzyć się... Uspokoić myśli, bo uczyć się nie mogłam.
- Zapis z monitoringu mówi, że straciłaś przytomność - agentka podsumowała - wiem, że rozmawiałaś z nim. Nie próbował ci niczego podrzucić?
- Zobaczył, że jestem... no... źle się czuję. - nie wiedziała jak to ubrać w słowa - Pomagał mi się uspokoić... ale podrzucać? Jak narkotyki na lotnisku? Nie, tylko kawę dał... - wyraźnie Mervi miała problem z tym, skąd ją miał - Ale pomogło... na chwilę.
- Możliwe, że chciał cię zrekrutować - agentka podpowiedziała dziewczynie - ciekawe tylko czy jako członka organizacji czy jako źródło dochodu - zamyśliła się jakby sama do siebie - ale chyba to pierwsze.
- Do czego niby zrekrutować? - zdziwiła się, chcąc więcej zrozumieć - I czemu mnie?
- Z braku lepszych określeń, mówi się o organizacjach terrorystycznych, chociaż temat jest szerszy. Tak jakby IRA czy Al-Ka’ida w przerwach między zamachami zajmowały się handlem narkotykami, przemytem i prostytucją aby z tego finansować swoją działalność - agentka wyjaśniła dając Mervi czas na przetrawienie tego.
- On... Profesor... - próbowała poukładać sobie scenariusz w myślach, po czym pokręciła głową - Nie mógł taki być.
- Widziałaś skutki tego, do czego był zdolny. Poza tym, zajmował się finansami - agentka cierpliwie jej wyjaśniła - a dlaczego zainteresował się tobą, to jest dość skomplikowana kwestia - Ella zapauzowała na moment - dasz radę się skupić aby to zrozumieć czy wolisz abym jutro przyjechała do ciebie, do domu i porozmawiamy o tym?
- Czy mój ojciec będzie przy tym?
- To od ciebie zależy - agentka powiedziała szczerze - chociaż uważam, że początkową część powinnaś najpierw wysłuchać sama, a na rozmowę z twoim tatą przyślemy kogoś, kto nie jest agentem - Ella uśmiechnęła się lekko, a nawet chyba zaśmiała oszczędnie - przepraszam, zaczynam mówić zagadkami, a tu nie ma nic do ukrycia. Lepiej będzie, jak zaczniemy teraz, łatwiej będzie nam przedyskutować co dalej.
Mervi zapatrzyła się chwilę w ścianę obok agentki, nerwowym ruchem palców przesuwając po blacie stołu.
- Najpierw niech dadzą mi wodę, żebym łyknęła lek, bo mnie ta migrena zabija.
Agentka sama wyszła na chwilę, aby po chwili wrócić z dwoma plastikowymi kubkami zimnej wody. Sama też upiła.
Mervi nie czekała, aby łyknąć tabletkę. Chciała tylko, żeby to dudnienie we łbie przeszło...
- Więc... - spojrzała pytająco na agentkę.
- Zastanawiałaś się kiedyś nad istotą geniuszu? NIe mam na myśli wyłącznie tego, co potocznie rozumie się przez geniusz, pamięć, talent literacki, matematyczny, teorie fizyczne. Mam na myśli geniusz ujęty szerzej, odpowiedni talent połączony z wolą, aby go realizować, nie utonąć w małych grach politycznych, aby koncertować na salonach i publikować prace matematyczne do końca życia, odkrywając przed ludźmi to, co nie znane, zamiast skończyć jak Galois.
Mervi poczuła się zaskoczona. Rządowy agent był ostatnią osobą, od której spodziewałaby się wzmianki o wybitnym matematyku.
- Sądzisz, że jest coś, co łączy takich ludzi i co ważniejsze, możliwe jest do jasnego, systematycznego ocenienia, kategoryzowania i wykrycia?
Finka spojrzała skonfundowana tym nieoczekiwanym tematem, bardzo od czapy w tej sytuacji.
- Czy... to w jakiś pokrętny sposób łączy się z... tym? - rozejrzała się na boki, jakby mówiąc o całej sytuacji, w jakiej się znalazła - Bo profesor uczył historii, a nie filozofii…
- Jest takie powiedzenie, że trudno czasem odróżnić obłęd od geniuszu. Ludzie genialni nauczyli się tego, że trzeba czasem ukryć się w cieniu. Juliusz Cezar był na świeczniku, i nóż w jego trzewia zatopił mu przyjaciel. Jesteś wyjątkowa Mervi. To czego doświadczałaś ostatnie czasy, to jest forma łagodnej psychozy podczas której reorganizują się pewne struktury w mózgu. Personifikację tego stanu, zgodnie z badaniami Freuda czy Junga, jest właśnie Geniusz, psychiczny obraz będący indywidualnym wcieleniem intelektu ludzkości.
Agentka złożyła ręce w piramidkę.
- Wiem, że to dla ciebie dużo. Nie musisz od razu wszystkiego rozumieć, a ja nie jestem zbyt dobra w wyjaśnieniu takich spraw. Dostaniesz książki, kilka dodatkowych kursów i wszystko stanie się jaśniejsze, jest to dość zaawansowana psychologia, biologia, socjologia oraz szczególne badania z gruntu specjalizowanych dziedzin jak genetyka czy kognistywika. Ale pewnie nasuwa ci się pytanie, co to znaczy dla ciebie. Na razie obejmiemy cię miękkim programem ochrony świadków. Dostaniesz też stypendium dla szczególnie uzdolnionych, nie są to duże pieniądze, ale starczą aby wygodniej ci się studiowało. Całkiem możliwe, że po pierwszym roku wyślemy cię do Harvardu czy Yale. Będą też specjalne kursy… Widziałaś metalowych ludzi. Pewnie podejrzewałaś, że wojsko zawsze ma technologię lepszą niż cywilie. Cóż, my - powiedziała to w taki sposób, iż Mervi również poczuła się częścią “my” - mamy jeszcze lepszą.
Mervi patrzyła na agentkę z niezdrowym miksem fascynacji i rozbawienia, opierając brodę o pięść.
- Teraz ty mnie uderzysz jak zapytam, ale co tam... - przechyliła głowę bardziej na bok - Co brałaś i czy też mogę?
Agentka zaśmiała się lekko, naprawdę serdecznie.
- Tylko prochy przeciwbólowe, babskie sprawy - powiedziała szczerze - sama się przekonasz co do prawdziwości tego. Widziałaś szczątki cyborgów. Łatwiej ci w nie uwierzyć niż w organizację szczególnie uzdolnionych ludzi, do których teraz i ty należysz?
- W sumie tak... Tamten złom był namacalny... - odparła ostrożnie - Profesor mówił coś o byciu szczególnym... i tak samo jak jemu - i tu nie wierzę na słowo, a jeżeli to prawda... to czemu nie ma szkół dla takich, jak w X-Manach? I czemu te cyborgi zabiły profesora? - ton głosu trochę podupadł na to wspomnienie - Oni kategorycznie nie mieli przyjaznych intencji…
- Profesor był przestępcą, mieli za zadanie ująć go żywcem. Postanowił się wysadzić… powiedzmy. Jeśli zainteresowała cię chemia i fizyka nuklearna, powiem, aby jutro podrzucli ci opis działania tej technologii, oczywiście to tajne - agentka mruknęła.
- Co do szkół, nigdy nie wiadomo kiedy ktoś zacznie przejawiać swoją niezwykłość, są to ludzie różnego wieku, pozycji, nie do wszystkich udaje się dotrzeć od razu. Temu też organizujemy programy edukacyjne zazwyczaj zakotwiczone w istniejących strukturach. No i oczywiście - uśmiechnęła się lekko - to tajne. Przypomnij, co opowiadałem Ci o Cezarze. Jawność jest niebezpieczna.
- Zawsze znajdzie się ktoś, kto nie zrozumie, uhm, pomysłu jaki jest przedstawiany, i zechce go ubić w zarodku? - zaryzykowała - Lub uzna, że sam zrobi lepiej, choć nie ma żadnej wiedzy…
- Droga wolna - agentka powiedziała jakby to była oczywistość - chociaż nie widzę podstaw aby tak postępować. Za darmo dostaliśmy, za darmo dajemy.
Mervi potarła oczy
- Szczerze... Czy ja mam schizofrenię, inne urojenia?
- Nic z tych rzeczy - Ella powiedziała cierpliwie - stan łagodnej psychozy może okresowo występować, lecz ciągle to ty masz kontrolę. Pomówmy lepiej o przyszłości. Wolałabym jutro nie jechać do ciebie, nawet po cywilnemu, nie chcę stresować twego ojca, a i nie jestem dobra w tych kwestiach. Powiedzmy, że w najbliższej przyszłości jestem twoją opiekunką. Jutro postaram się wysłać psychologa od nas, przywiezie ci kilka książek oraz przedstawi tobie i ojcu wizję stypendium. Będziesz mogła także z nim rozmawiać. Przedstaw to rodzinie jako zupełnie nie związane z tą sprawą - uśmiechnęła się lekko.
- Ojciec nie wie o tym, co wczoraj się stało... Prócz tego co zobaczył, jak wróciłam. Nic mu nie mówiłam, nic nie wyjaśniałam. Po co? Nie było ważne, aby wiedział.
- Byłaś świadkiem nieudanego zamachu, spanikowałaś - agentka podsumiowała - to też będzie w zeznaniach, zaraz dam ci je do podpisu jak przeczytasz. Mam wysłać do ojca też psychologa policyjnego?
- Przyda się... - odparła ostrożnie - W sumie... Ładnie to rozrysowałaś przede mną, ale... to nie może być za darmo. Nie tak świat działa.
- Ale to my staramy się decydować jak ma działać - agentka wyjaśniła - głupio byłoby nie zaczynać od siebie. Uszy do góry - powiedziała lekko.
- Zapytam inaczej... Co będzie mnie to kosztować, chociażby w przyszłości? Co oczekujecie ode mnie? - zapytała podejrzliwie.
- Niczego czego sama byś nie chciała - Ella stwierdziła prosto - pomyśl o tym jak o grupie ludzi którzy razem dochodzą do logicznych wniosków. Nie zgadzanie się jest elementem dyskusji.
- Na pewno bym chciała, aby mi dupy nie zawracano. - odparła zadziwiająco lekkim tonem - Nie jestem socjalna i chyba nie każdy mnie wytrzyma. Doświadczenie.
- Nie znam twoich talentów, więc trudno mi się wypowiedzieć - Ella stwierdziła po zastanowieniu się - równie dobrze możesz dostać środki na badania naukowe tak samo jak mecenas sztuki. Trudno mi mówi bez danych.
Agentka podała Mervi swoją wizytówkę. Tylko imię, i numer telefonu.
- Zachowaj to i dzwoń do mnie w razie jakichkolwiek kłopotów. Mnie za to możesz zawracać dupę.
- Po północy też? -dziewczyna obejrzała wizytówkę, uśmiechając się pod nosem.
- Tak, najwyżej przy następnym spotkaniu będę nadąsana - zażartowała.
- Więc mam czekać na... stuff jutro? Bo i nie widzi mi się powrót na studia... - mruknęła - ...nie tu. Nie... po jego śmierci. - Mervi najwyraźniej wciąż odczuwała ból z powodu tej straty.
- Tak, jutro przyjedzie nasz człowiek. Z nim porozmawiasz też o kwestii studiów.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 28-07-2021, 17:12   #4
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację

Ojciec stanął przed drzwiami do pokoju Mervi nim ta zdążyła go wyminąć.
- Nie unikaj mnie znowu. - odezwał się jako pierwszy, tym razem nie mając zamiaru odpuszczać.
Mervi patrzyła na niego nic nie mówiąc, jakby chciała przeczekać jego opór.
- Wczoraj nic nie chciałaś mówić, nie naciskałem, ale dziś to samo? Mervi, co ty znowu zrobiłaś...
- Czemu od razu zakładasz, że coś zrobiłam! - maska obojętności pękła bez ostrzeżenia - Czemu szukacie zawsze we mnie winy?! - mimo wyraźnej złości, przebijał się wewnętrzny ból dziewczyny.
Ojciec patrzył uważnie na rozbitą córkę. Wiedział, że nie jest w stanie utrzymać długo srogiej postawy wobec dziewczyny... Cholera z tym!
- Czemu dziś zainteresowało się tobą Suojelupoliisi?
- Zaszła pomyłka w papierach... - mruknęła, patrząc w podłogę, obejmując się rękoma.
- Pomyłka w papierach? - mężczyzna wyraźnie nie wierzył w to, co słyszy - Mervi! Wywlekli cię z domu jak groźnego przestępcę!
- Isä... Dajmy temu spokój....
- A ty chcesz to tak zostawić? - ojciec westchnął - I ten agent w okularkach. Przecież można to zaskarżyć, szczególnie skoro cię uderzył! - wspomniał słowa córki, które wymamrotała przyciśnięta.
- Nie przesadzaj, to takie nic było... Gdybym nie miała skutych rąk to bym...
- To nie była bijatyka na boisku szkolnym! - przetarł oczy i bez oczekiwania na reakcję przytulił córkę do siebie - Opowiedz mi wszystko.
Mervi w milczeniu uniosła wzrok na ojca.


Nie zrozumiałby wszystkiego, a nawet większości.
Mógłby cierpieć przez niezrozumiałą rzeczywistość, której i Mervi nie umiała wciąż ogarnąć.
Więc zataiła, co wiedzieć nie powinien.

- Byłam świadkiem nieudanego zamachu.

Podnosiła zza łóżka ostatnią kartę ze szkicem na zajęcia, aby móc ją ułożyć wraz z innymi w ustalonym porządku tuż obok szafeczki z drewnianymi przegródkami na teczki z notatkami, jakie jeszcze w czasach podstawówki ojciec zrobił jej, jak prosiła.
Wszystko trafiło na swoje miejsce.

- Spanikowałam, uciekłam... Musieli mnie zobaczyć na zapisie z kamery.

Położyła ręce na blacie biurka nagle czując się osłabiona, jakby ostatnie wydarzenia pozostawiły wciąż jątrzącą się ranę.

- Musieli mnie wziąć za kogoś innego przez to...

Na linii wzroku znalazły się trzy książki ułożone na sobie, a najwyższa z nich nie leżała w równym porządku, minimalnie wystawała w bok. Położyła dłoń na niesfornej i zawahała się.

- Wszystko jest już dobrze, wyjaśniono zajście...

Patrzyła dłuższą chwilę na swoją dłoń, na książkę, po czym przesunęła ją tak, aby leżała na innych na skos.

- Nie, nie podali mi więcej informacji o zajściu.

Równie szybko, jak zaburzyła porządek, przywróciła go z irytacją na ten bezsensowny bałagan, który zrobiła, pewnie z rozbicia... wszystkim.

- Jest już dobrze. Dobrze. Nie martw się.


Południem, tak jak Mervi się spodziewała, do jej drzwi zapukała zapowiedziana osoba, w postaci niskiej brunetki w okularach, o sympatycznym, rumianym, pełnym obliczu, i równie pełnych, niemal rubensowskich kształtach. Udała niezmiernie zdziwioną, że Mervi nie uprzedziła ojca o wizycie przedstawiciela ministerialnego programu stypendialnego.
Mervi za to udała, że przez wszystko, co ostatnio się działo, ten fakt pominęła w natłoku innych spraw. Sama czuła się zagubiona w tej sytuacji, próbując jednak zakryć swoją niepewność przed ojcem, by znowu go nie umęczyć. Szybko znaleźli się w pokoju Mervi, a jej ojciec dostał rządową ulotkę informującą o programie.
- Gdzie mogę usiąść?
Kobieta zapytała Mervi rozglądając się po jej pokoju.
- Już, już. - speszona dziewczyna odsunęła krzesło komputerowe od biurka - proszę tutaj. - Sama usiadła na łóżku, jako że innego miejsca nie było.
Kobieta siadła, układając na ziemi, po stronie swej prawej nogi, ciężką torbę. Uśmiechnęła się lekko.

- Możesz mi mówić Bob - powiedziała serdecznie - jak się trzymasz?
- Niezbyt... - próbowała stan ująć w słowa - ...pewnie? I moje imię na pewno znasz, nie mam... Żadnych dodatkowych…
- Uszy do góry - Bob wyszczerzyła się ukazując rząd nienaturalnie symetrycznych zębów - będzie dobrze - mrugnęła - mam dla ciebie na początek kilka rzeczy, potem omówimy plan twej integracji.
Wyjęła z torby… książki. Głównie książki. Po kolei rzuciła je Mervi na biurko.
- To na początek, podstawy psychologii - rzuciła małą książką - a potem to - kolejna pozycja z zakresu kulturoznawstwa i psychologii miała chyba ponad tysiąc stron - a potem trochę o futurologii - podała jej trzy mniejsze książki będące przeglądami myśli futurologicznej - oraz filozofii i nauk o społeczeństwie - rzuciła kolejną, dużą książką będącą kolejnym zestawem prac naukowych, chyba bardziej naukowym przeglądem, może monografią niż czym popularnonaukowym.
Bob zaśmiała się lekko do dziewczyny zasłaniając usta.
- Najlepiej czytać w tej kolejności co ci podałam. Pierwsze musisz koniecznie przerobić, w dalszych to co będzie cię interesować. No i jeszcze to, gdzie ja to posiałam…
Po chwili wygrzebała z bocznej, wewnętrznej kieszeni torby zapakowany czytnik ebooków.
- Tak naprawdę już go otwierałam, ale ludzie lubią dostawać pudełka - przyznała się Mervi z lekką ironią - pamięci starzy też na twoje rzeczy, ale wgrałam tam również nasze wewnętrzne publikacje, ściśle tajne - mrugnęła nie tracąc humoru - większośc jest zaszyfrowana. Nic nie stanie się jeśli je rozkodujesz, ale sądzę, że stracisz na to tyle samo czasu, a nawet więcej niż aby dostać hasła. Po prostu najpierw zapoznaj się z tym co nie ma szyfru, potem dostaniesz dostęp do kolejnych. Są to ideowe opisy kilku wynalazków, trochę matematyki, informatyki, genetyki, jeszcze więcej o psychologii, ale pisane prostym językiem, ale z twardymi faktami. Możesz do tego zaglądać w międzyczasie jak będziesz czytać papierowe książki.
Podała jej pudełko z czytnikiem wyciągając dłoń.

Mervi przyjęła czytnik z miną kogoś, kto czuje się absolutnie nie na miejscu w tej sytuacji.
- Dziękuję...? - finka nie była przyzwyczajona do takich prezentów - Znaczy... Jak rozumiem znajomość tej literatury zostanie sprawdzona? - zaparzyła się w czytnik - Kiedy? I jak długo będę miała ten sprzęt?
- Nie, nie nie - Bob cmoknęła w usta i pokręciła palcem przecząc. Mervi zdążyła zauważyć, iż gruba kobieta dość dużo gestykulowała.
- Ma ci to pomóc zrozumieć co się stało wokół ciebie i z tobą - kobieta powiedziała z uśmiechem - to jest dla ciebie, nie dla nas. Acz między nami powiem ci, że jak kompletnie to zignorujesz, to po prostu kilku naszych specjalistów z którymi będziesz potem rozmawiać będzie miało więcej pracy, a ty mniej z tych rozmów wyniesiesz, zamiast rozmawiać o konkretach, mając pewną bazę podstaw, będą ci tłumaczyli podstawy. Tylko tyle, nie ma przymusu, nie ma terminów, nie ma wymogów. Sprzęt masz na zawsze, zresztą - spojrzała na komputer - to początek. Ale o tym może za chwile, mamy jeszcze do omówienia rzeczy związane z tym rozwojem, prawda?
- Nie martw się, nie mam zamiaru tego olać... Chcę wiedzieć, znać przyczyny, czemu to się dzieje... - objęła się rękoma - Bo to sobie nie pójdzie, prawda? Nie mogę po prostu zapomnieć i żyć dalej jakby nic się nie stało?
Mimo pytania, wątpliwe było jakoby Mervi naprawdę sądziła, że to jest takie łatwe.
- Nie można tego... cofnąć?

- Nie, nie można - kobieta przyznała - wypieranie tego jest prostą drogą na oddział zamknięty. Wiesz, jak każde wyparcie jakiejś części rzeczywistości.
Dziewczyna westchnęła.
- Patrząc na wszystko, co się działo ostatni czas... Te dziwne zdarzenia... - spojrzała na podłogę - To... Tak sobie wyobrażam jak ktoś szalony widzi świat... Ale te wydarzenia... - pokręciła głową - Inni też widzieli, że ten cholerny automat z piciem przy mnie umiera! Zawsze przy mnie i tylko!
- Echo percepcji - Bob wyjaśniła - tak naprawdę… - szukała słów - widziałaś kiedyś takie obrazki, na których dzieci widzą tylko zwyczajne treści, a dorośli poza nimi również akty? To działa na podobnej zasadzie, dostrzegasz więcej szczegółów i powiązań niż reszta ludzi.
- Ale jaki to ma związek z działaniem automatu? To przecież nie moja percepcja, tylko jego... sposób funkcjonowania przy mnie? To było bardzo... irytujące... jak działanie przypadku, który zdarza się zawsze.
- W jednym z dokumentów wszystko powinno być opisane, to jest mechanizm skupienia percepcji. Widzisz, ludzie tego nie dostrzegają, a ty tylko w jednym przypadku, podczas gdy w rzeczywistości takich powiązań są miliony - Bob powiedziała rzeczowo - rachunek prawdopodobieństwa, który zna współczesna matematyka, ma kilka naszych korekcji.

Mervi ponownie spojrzała na podłogę.
- Wtedy... W parku... - zaczęła powoli - Jak profesor i złomiaki zaczęli robić... rzeczy... - niepewność w jej głosie była aż namacalna - Nie wiem... Zupełnie jakbym dostała udaru, bo ciężko mi to nazwać zwykłą utratą przytomności... A później... - zamknęła oczy - Chyba śniłam... o... różnych istotach…
- To normalne - kobieta powiedziała poważnie - gdy mnie dotknęło przebudzenie, spotkałam jamnika. Do tej pory mi towarzyszy, w snach. To jest moja psychika, myśli których inaczej bym nie wyraziła, może się ich bała, a może były zbyt mądre na mnie, wyczekują się głównie w snach. W części książek masz to opisane, ja mogę mówić tylko tyle, że przeżyłam podobne rzeczy co ty - uśmiechnęła się lekko.
- Ta istota... To była jakby... sylwetka z neonu, ale w tle inne też były. - spojrzała na kobietą - Pytanie: czy wyprowadzasz jamnika na spacer?
Bob zaśmiała się.
- Zawsze gdy o tym opowiadam dostaję podobne pytania. Najlepsze było gdy stwierdzono, że skoro jestem mała i grupa to mój geniusz jest też mały ale długi - powiedziała z uśmiechem - nie, na spacer nie, nie lubię spacerować, wolę auto. Inne postacie to też typowy widok. Symbol związku z całym kontekstem kulturowym oraz genetycznym. Nikt nie urodził się na samotnej wyspie.

Kobieta na moment zamilkła.
- Kiedy wracasz na studia?
Humor Mervi podupadł.
- To jest... Problem. - przyznała - Na samą myśl, że miałabym tam wrócić, chodzić na zajęcia z historii jakby nic się nie stało, słuchać rewelacji innych o śmierci profesora... Niedobrze mi się robi.
- Moim zdaniem, powinnaś wrócić. Jeśli tylko zajęcia z historii są problemem, możemy coś zaradzić. Docelowo chcielibyśmy… oferowalibyśmy abyś pierwszy rok skończyła tutaj, ogarnęła swoją nową sytuację, natomiast na drugi czekałby cię wyjazd na stypendium. Gdzie to temat otwarty. Przy okazji, poza zwykłymi studiami, poznałabyś więcej naprawdę ważnych i ciekawych rzeczy. Nie wszędzie mamy placówki i laboratoria, nie wszystkie z nich są też odpowiednio wyposażone, stąd sugestia tymczasowej relokacji związanej ze studiami. Wiesz, super technologia, poczujesz się jak w filmie SF!
- Uwierzę, jak zobaczę. - Mervi zmusiła się do uśmiechu - W to SF. Alienów nie będzie?
- Mamy kosmicznych marines, aby bronili nas przed obcymi - Bob powiedziała z błyskiem w oku - informacje o tym odblokujesz w trzecim progu zaszyfrowanych książek, wybacz spoiler - mruknęła i zaczęła szukać czegoś w torbie.
- Trzecim progu? Znaczy, tam jest więcej tego? Tak dużo więcej?
- Dwanaście, pierwszy nie jest zaszyfrowany - powiedziała wyjmując z torby notatnik - przeczytasz pierwszy, piszesz do mnie email, podaję hasło do kolejnej partii, czytasz drugi, i tak dalej, i tak dalej, dopóki jesteś ciekawa. Przy okazji, bym zapomniała - kobieta podała Mervi oszczędną wizytówkę, a w zasadzie dwie, oficjalną z fundacji, oraz zawierającą jedynie “Bob”, email, telefon i dwa rzędy nic nie mówiących jej cyfr i liter - tutaj masz dane kontaktowe do mnie.

Mervi przyjrzała się rzędom cyfr i liter.
- A... to co? - zapytała zaciekawiona.
- Identyfikatory wewnętrzne, jeden jest też skrótem klucza publicznego. Wewnętrzne systemy, też takie dostaniesz za jakiś czas. Skoro przy kluczach jesteśmy, mam tutaj - zajrzała do notatek - trochę o tobie. Czemu nie studiujesz informatyki? Z tego co widzę, jesteś w tym bardzo dobra, oraz trochę mniej, ale dalej ze smykałka do matematyki.
- Skąd to zainteresowanie? - Mervi nie spodziewała się tego pytania - Matematyka też w architekturze istotna, a informatyka... raczej to zainteresowanie. Nie mam kasy, aby na sprzęt mocniej wydawać. Architektura pochodzi z chęci stworzenia czegoś dla pożytku innych, co nie zawiedzie, zwalając im się na głowy. O katastrofach z winy architektów czy złego finansowania słyszy się zbyt często, niż się powinno.
- Musimy opracować ramowy plan twojego rozwoju. Moją pierwszą myślą było, abyś skończyła obecne studia, chociaż do pierwszego stopnia. Jednocześnie zapewnimy ci wewnętrzne kursy związane z komputerami i otaczającą technologią. Taka informatyka na sterydach. Masz jakieś uwagi, potencjalne modyfikacje planu?
- Uhm, a masz jakieś zamysły, w których wiedza informatyczna by się przydała? Bo to.. w sumie wygląda jak obieranie innego kierunku.
- Masz potencjał aby być wszechstronna… Chociaz jednym z nich jest między innymi, tak zwana Pajęczyna. Ale czym jest to ci nie powiem - Bob ze śmiechem, trochę po kumplowsku pokazała Mervi… język - też na trzecim progu o tym przeczytasz.

- Wygląda, że ten trzeci próg zawiera naprawdę kuszące informacje. - nie mogła ukryć ciekawości.
- Mój ulubiony to piątka i siódemka - Bob przyznała - więcej praktyki. Na piątce zaczynają się schematy prostych instrumentów oraz kod. Na siódemce trochę podobnych, bardziej subtelnych rzeczy, zakres nauk humanistycznych. Jest wyżej bo trudniej to na początek pojąć. Ale właśnie - spojrzała na komputer Mervi - ciężko się na tym pracuje?
- Z NASA tatek tego nie kupił po znajomości. - uśmiechnęła się - To stara sztuka z jakiejś aukcji internetowej. Wolne, czasem przycina.
- Nie przelewa się u was - technokratka stwierdziła ze smutkiem w głosie - ale na to znajdziemy rozwiązanie. Wszak jesteś stypendystką. Masz jutro zajęcia do której?
- Do szóstej... A braki finansowe wiążą się ze zmniejszaniem możliwości ojca do częstej pracy. Da się przywyknąć. - wzruszyła ramionami.
- O pracy i zdrowiu twojego taty jeszcze pomyślimy. Do szóstej… - Bob się zamyśliła - dobrze, to pod uczelnie przyślę do ciebie sympatyka zajmującego się sprawami finansowymi, pójdziecie na zakupy i omówicie kilka kwestii. Z tego co wiem, jak to się odbywa, dostaniesz kartę i konto, zwykle jest to tysiąc dolarów miesięcznie, czasem bywa więcej, czasem mniej. Na pierwszym spotkaniu asystent też pomoże ci kupić i wybrać rzeczy których potrzebujesz na teraz, komputer, telefon i takie tam. Ludzie ze służb często wybierają prywatne gnaty - Bob zaśmiała się - pewnie też omówicie prawo jazdy, jeśli za rok masz wylecieć na inną uczelnię, to będzie potrzebne, może kursy językowe, ale z tego co mam w notatkach, radzisz sobie dobrze na tyle, iż to jest do pominięcia.

Mervi spojrzała z podejrzliwością.
- Skąd masz te wszystkie informacje o mnie? Nie używałam social networku, mały kontakt z innymi mam.
- Social network jest dla lamusów, kochana - Bob cmoknęła - big data. Samomodyfikujące się algorytmy zapytań. Nawet jeśli dane nie są podłączone do dużych baz danych, algorytm sam opracowuje metodę ich pozyskania, składa wnioski, używa kluczy kuratorów oświaty. Potem porównanie z resztą klasy, sieci neuronowe uczą się rozpoznawać poziom szkół, oszacowanie ogólnego poziomu, oceny są tylko początkiem. Mogłabyś pracować przy podobnych rozwiązaniach…
Dziewczyna wyglądała na zaskoczoną i dość zdezorientowaną.
- Do tego trzeba więcej niż mocnego kompa... Serwery...
- Tak - Bob zaśmiała się - trzeba geniuszu. Czy może Geniusza - mruknęła.
- Musiałabym się nad tym zastanowić...
- Na początek masz literaturę, w przeciągu najbliższych miesięcy odbędziesz kilka spotkań z eskspertami. Zobaczę ile uda się zorganizować.
- Wytłumacz mi, jaki macie end-goal tego ze mną?
- Pomóc ci przystosować się do tego kim jesteś i wdrożyć w organizację. To jakiej pracy się podejmiesz zależy wyłącznie od ciebie. Mamy zespoły pracujące nad lekami, agentów polowych, ludzi wdrażających wynalazki w miękki sposób dla reszty mniej uzdolnionej ze społeczeństwa, dyplomantów, negocjatorów i szpiegów zapobiegających trzeciej wojnie światowej. No i oczywiście kosmicznych marines - dodała to w sposób żartobliwy.

-... przeskoczyłyśmy kilka etapów... - dziewczyna otworzyła szerzej oczy - To... Ja mam być w tej organizacji? Kiedy to się pojawiło?
- Nie być - Bob doprecyzowała - a tworzyć. Siłą rzeczy, nawet gdybyś zrezygnowała, a możesz w każdej chwili, dalej jesteś z nami. Po prostu jesteś wybrana, więc siłą rzeczy zaprosilibyśmy cię do rozmowy, a i jestem pewna, że ani jedna rzecz której podjęłabyś się prywatnie, nie byłaby zwyczajna. Tak po prostu jest.
Kobieta westchnęła.
- Rozumiem, że możesz czuć się przytłoczona. Gdy ja przez to przechodziłam, czułam się jak Alicja zmierzająca do króliczej nory, tylko zamiast królika goniłam psa…
- Ma sens. Jamniki polują na króliki. - mimo żartobliwych słów, wyglądała na zaniepokojoną - Kim jesteście "wy", skoro jestem z wami?
- Już pierwsze dokumenty na czytniku zawierają dobrą historię. Nazywamy się Unia Technokratyczna - Bob powiedziała luźno - i oczywiście ta nazwa jest poufna. Tak samo jak nazwy konwencji zjednoczonych w Unii. Ja należę do NWO… tak, to ten sam skrót który może znasz z wielu głupich teorii spiskowych. Dość dobrze maskuje prawdziwą naturę rzeczy, skoro w NWO wierzą wariaci, nikt rozsądny nie może przyznać, że jednak istniejemy. Ale nie jesteśmy ogólnoświatowym spiskiem, a raczej jego zbawcami i pasterzami. Zaczynaliśmy w ramach Kościoła… chyba już zaczynasz rozumieć ten mindset, etos opieki nad słabszymi.
- Brzmi... naprawdę ciekawie, jeżeli ten światowy spisek jest spiskiem dla pomocy słabszym. - uśmiechnęła się lekko - Sama mogłam bić bullies, ale nie każdy mógł... - przechyliła głowę - Zajmujecie się też wyplenianiem kryminalnego elementu jak morderców, zabójców, grup hackerskich czy kręgów pedofilskich?
- I tak, i nie. To skomplikowane. Widzisz, ogólnym celem jest naprawianie społeczeństwa. Nikt u nas nie ślini się na myśl o tym, że zamknie lub zastrzeli seryjnego zabójcę. Chcemy doprowadzać do sytuacji zmniejszania się współczynnika przestępstw poprzez lepszą edukację, wpływ na czynniki społeczne powodujące powstawanie slumsów, poprawienie sytuacji ekonomicznej grup źródłowych. W drugiej kolejności staramy się globalnie, systemowo wspierać organy ścigania, tak jest najefektywniej, poza tym pozostawiamy potomnym dobrze nastrojony zegarek. Własnoręczne ściganie jest zarezerwowane dla naprawdę szczególnych przypadków, często agent po prostu wspomaga śledztwo lub używa big data - mrugnęła okiem - i podsyła policji wyniki. Są jednak pewne kategorie niebezpieczeństw które wymagają naszej interwencji. Obcy, ukryte potwory czy terroryści dysponujący technologii podobną do naszej.

- Temu... chcieliście zabić profesora Skaldespillara?
- Nie - Bob powiedziała dziwnie twardo - nie zabić. Zatrzymać jak przestępcę i najpewniej, po uczciwym, wewnętrznym procesie, uwięzić z możliwością reedukacji. Oczywiście nikt nie łudził się, że zatrzymanie przebiegnie łatwo… Wiesz, jeden z agentów który umarł, był człowiekiem. Ulepszonym, ale człowiekiem, i to naprawdę dobrym, miałam z nim częsty kontakt.
- Mnie chyba też chcieli... zatrzymać? - westchnęła - Ale kim w takim razie był profesor? Nie był od was, a mówił, że są osoby, które by się mną zainteresowały... chyba że o was mówił?
- Jeśli dobrze zrozumiałam akta, bo nie jestem w sprawie na bieżąco, to nawet pomimo twego stanu, najpewniej pod jego skrzydłami czekałaby cię burdel. Przepraszam… - Bob speszyła się - za dosadność. Ale Skaldespillar też miał geniusza. W każdym gronie trafią się ludzie niegodni, mordercy, oszuści, gwałciiele, pedofile i terroryści. Siłą rzeczy nie wspominałam o tej alternatywie, bo hej - Bob powiedziała luźno - jakby to brzmiało. Mervi, możesz być wynalazcą albo mordercą? No właśnie… - Bob machnęła ręką - wiem, że to całe wydarzenie było dla ciebie szokiem. Jedna z książek na czytniku zawiera informacje o technikach manipulacji i jak się przed nimi bronić aby takie wilki w owczej skórze były ci niegroźne.

- Czyli jest dużo więcej takich osób z Geniuszem? - zapytała zaskoczona - Organizacje jak wasza?
- Nie, osobiście uważam, że moralność pochodzi z intelektu, zatem mało kto z nas ma skrzywienie aby zostać przestępcą. Właśnie - pstryknęła palcami - grupy przestępcze to lepszy termin. Rozdrobnione, czasem współpracujące, częściej ze sobą walczące.
- To czemu ktokolwiek by wybrał taką grupę przestępczą na początku? Ilu ich jest?
- A dlaczego ludzie zostają przestępcami? Powody są takie same. Nie znam dokładnej liczebności, promil naszych zasobów.
Mervi spochmurniała.
- Czyli... Są zagrożeniem dla zwykłych ludzi.
- W większości, tak. Czasem niektóre wybitne jednostki przejmują kartele narkotykowe lub tworzą grupy terrorystyczne. Pamiętasz 11 września? Z Osamą współpracowało czterech, byli mózgami operacji. I tak dobrze, że udało się nam zminimalizować szkody - Bob westchnęła - możesz popytać naszych analityków jaki był to cud.
Finka utkwiła wzrok w swoich dłoniach.
- Wybacz, ale... - zaczęła - ...wiesz... Mam problem z uwierzeniem, że to wszystko mi dajecie ot tak, za darmo, całkiem charytatywnie. Świat nauczył mnie, że tak słodko życie nie wygląda i nie pojawi się nagle wróżka, aby zabrać cię do Nibylandii, bo jesteś Chosen One.
- Ale dlaczego charytatywnie - Bob uśmiechnęła się - pomagamy sobie podobnym. W gruncie rzeczy jest to takie same działanie jak inwestowanie w edukację sportowców. Nie dajemy ci super drogiego samochodu czy innych zbytków, zapewniamy tylko dostęp do rzeczy, które mają ci pomóc komfortowo zrozumieć twój potencjał.
- Z założeniem, że ten potencjał później zostanie wykorzystany dla dobra Unii, tak? To w końcu jak pracodawca płaci za szkolenie pracownika, co?
- Myśl o tym raczej jako o spółdzielni pracy, nie ma jednego, wysokiego szefa - Bob stwierdziła pogodnie.
- Korporacja? - uśmiechnęła się słodko.
- Spółdzielnia pracy - Bob powtórzyła - nie znasz tego konceptu?
- Znam, ale... Ciężko sobie wyobrazić, że to nie posiada hierarchii...
- Spółdzielnie pracy posiadają hierarchię - Bob wyjaśniła - przepraszam - zaśmiała się - pytając o znajomość konceptu nie chodziło mi o intuicyjne zrozumienie, tylko faktyczne prace, badania, przykłady organizacji i tak dalej. Widzisz, w Unii musisz przyzwyczajać się do dyskusji co do działania społeczeństwa w sposób bardziej fachowy - mrugnęła.
- Ale chyba zwykły łepek nie będzie tak wysłuchany jak ktoś ze stażem i doświadczeniem, nie?
- Mieszasz dwie rzeczy. Ktoś, kto ma większą wiedzę nie musi tyle argumentować, ale nie promujemy tak zwanych dupolat - Bob zaśmiała się - chyba cię nie uraziłam tym określeniem. Nie ważne jest ile ktoś przesiedział na tyłku w danej rzeczy, tylko to, co sobą reprezentuje. Ludzie genialni siłą rzeczy mają różne tempo rozwoju. Dodatkowo… Twój geniusz aktywował się teraz, ale czasem może być to w późniejszym wieku. Jeśli będziesz działać u nas, to za trzy lata ty będziesz bardziej doświadczona czy pięćdziesięciolatek który odkrył swój potencjał dwa dni temu?

Mervi wyglądała na zagubioną w tym.
- Muszę... Zobaczyć to, aby odczuć jak działa.
- Masz czas, na razie zacznij od książek i dokumentów. Jest tam też opis procedur organizacyjnych - Bob dodała - jeśli masz pytania z zakresu administracyjnego, dzwoń czy pisz do mnie.
- Czy to będzie - zamyśliła się nad określeniem - jak stała praca dla mnie? I mówiłaś o rezygnacji... To często się zdarza?
- Bardziej hobby które pozwala ci naprawdę dobrze żyć - Bob stwierdziła z pewnym przekonaniem - mniej niż - szukała w pamięci - może pół procenta? Musiałabym poszukać.
- Za mała pensja, zbyt krótki urlop?
- Konflikty personalne, w małym stopniu też ludzie o… preferencjach których nie można tolerować. Niestety - westchnęła - kiedy kolega zza biurka po nocach morduje kobiety to ujęcie tego jako odejście jest bardzo delikatne.
Dziewczyna zamilkła chwilowo.
- Powiedz mi, co dla ciebie jest największą bolączką w byciu w Unii?
Bob wyglądała na gotową na to pytanie. Pokręciła ręka powietrzu w jednym z wielu gestów jakie wykonywała.
- Odpowiedzialność. Jak nawalę, to mam świadomość, że nikt tego za mnie nie zrobi, bo ludzi gotowych podjąć trud nie ma tak wielu. Oczywiście, to jest tylko moja wewnętrzna motywacja, nikt tej odpowiedzialności na mnie nie narzuca poza faktem, że jestem tym kim jestem, że przeżyłam to co ty. Rozumiesz, prawda? Gdy jedyna masz broń zdolną obronić ludzi możesz iść dalej, nikt nie wydaje ci rozkazu “broń!” ale wiesz, że tylko ty możesz to robić i całe masy wokół ciebie są bezbronne.
Mervi w sumie podobało się to, co powiedziała Bob, ale...
- Nie jestem najlepsza w bronieniu siebie, nie
mówiąc o innych... - westchnęła z bólem - Nie tak, że unikam walki, ale... jeszcze żadnej
bijatyki nigdy nie wygrałam. Co najwyżej mogę być bardziej irytująca dla agresora, by atakował mnie, drugiego zostawił... - wyjaśniła wyraźnie zirytowana - I tak bym tego agenta nakopała... - mruknęła.
- Miałam na myśli mniej oczywistą obronę - Bob przyznała - na przykład zwalczanie chorób.
- Och, to też. - zamyśliła się - A czy jakieś konsekwencje Unia wyciąga, jak nagana w pracy? Bo chyba nie zwalniacie dyscyplinarnie...
- Nie znam takich przypadków aby ktokolwiek czuł potrzebę formalnego karania kogokolwiek - kobieta zaśmiała się - jak coś schrzanisz to krzywo spojrzają się na ciebie przy kawie.
- Pluszowo. - stwierdziła zaskoczona - I w sumie... Czy te wszystkie informacje o mnie zebraliście w kilkanaście godzin?
- Mniej - Bob przyznała - kilka godzin to zajęło mi przygotowanie ram twego wdrożenia i kontakt z resztą. Jesteś młoda, dużo o tobie być nie może, zatem nawet nie prosiłam analityków, sama poprosiłam centrale obliczeniową o raport, komputer pewnie procesował to kilka sekund jeśli nie mniej.
- Sekund? - otworzyła szerzej oczy - Przez IBM to przeszło?
- Ich superkomputery są słabe - Bob stwierdziła szczerze.
- ...co?
Mervi wyraźnie była zdziwiona słowami Bob.
- Mamy własne farmy obliczeniowe. Wysyłamy program, zapytanie, zadanie, zależnie od zastosowania i to działa. Nie będę ci już więcej o cudach nauki opowiadała bo nie zaśniesz - zaśmiała się.


Mervi siedziała na porannych zajęciach w ostatnim rzędzie sali wykładowej, pierwszy raz w swoim życiu nie przysłuchując się temu co mówi prowadzący. Od dziecka wsłuchiwała się w każde słowo, oddawała całość swej uwagi i poświęcała pracę tylko na to, czego od niej wymagano... a jednak teraz robiła właśnie tak, jak niezainteresowana nauką dzieciarnia.
No, prócz tego, że tym razem pod zeszytami z notatkami nie ukrywała komórki, a uśpiony ebook jaki wczoraj podrzuciliła jej Bob, ale także książkę z zakresu kulturoznawstwa i psychologii.
Więcej książek od gościa z Unii miała w plecaku. Po prostu nie mogła sobie odmówić poznania ofiarowanej jej wiedzy. To tylko noc... i zajęcia... Najwyżej będzie musiała sama kuć do egzaminu. Mała strata.
Ważniejsze było, aby Bob nie zwlekała z odpowiedzią na maila i wysłała kod do następnej zaszyfrowanej zawartości urządzenia.

Oraz żeby ten "sympatyk od spraw finansowych" (korposzczur z banku pewnie) nie zwlekał i pojawił się o omówionym czasie. Na pewno nie wcześniej oraz kategorycznie nie później.


 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 02-08-2021, 22:42   #5
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Mervi mogła być zadowolona z nowej wiedzy, gdyby nie jeden, drobny detal. Ebook zawierający informacje o technikach manipulacji - w domyśle jak się przed nimi bronić - był kompletnie zglitchowany. Będzie musiała to zgłosić Bobowi…
Tymczasem po zajęciach powitał ją obiecany sympatyk. Powiedzieć, że był przystojny to było mało, co zresztą Mervi zaobserwowała widząc miny innych studentek. Wysoki, ciemnowłosy jegomość, o kręconych, lekko opadających za kark włosach przypominał swą urodą archetyp hiszpańskiego kochanka, a dziwny dryg, będący jednocześnie dość formalnym - co widziała po zapiętej pod szyję koszuli, teczce i części manier - mieszał się z dziwną swobodą i serdecznością.
Gej jak nic - pojawiła się jej w głowie myśl która tylko rozbrzmiała mocniej gdy Aleks przywitał się z nią lekko zniewieściałym głosem. Wyglądał na sympatycznego. Podał jej te dłoń.
- Uhm... Cześć? - Mervi przyjęła dłoń czując się dość niepewnie - Więc... Co teraz?
- Nie, nie tak - Aleks pokręcił nosem i ścisnął dłoń odrobinę mocniej - tak. Powinnaś mieć pewny uchwyt. Lekko podaje się do całowania, ale wtedy obracasz grzbietem - mężczyzna wyjaśnił i puszczając dłoń przyjrzał się włosom Mervi - do fryzjera też dziś poədziemy. Wskakuj - powiedział otwierając jej drzwi z samochodu w miejsce pasażera, z przodu.
- Do fryzjera? Czemu? I co to ma wspólnego z... no... sprawami... - finka spojrzała na drzwi do samochodu - Dziewczyna wchodząca do auta nieznajomego... To nie skończy się dobrze.
Ledwo Mervi zamknęła drzwi i zapięła pasy, a samochód ruszył.
- Jak to co, trzeba cię przyszykować. Jedziemy do centrum handlowego. Myślałaś już jaki telefon chcesz?
- Telefon? - zapytała trochę zbita z tropu - Znaczy... mój działa, więc nie myślałam, że będzie trzeba. Zobaczymy co będzie tanio, może na promocji. A przyszykować... Do czego w sumie? Żeby fryzjer był potrzebny?
- Musisz się odpowiednio prezentować, kopciuszku. Mamy styl, kodeks stroju, optymalne zasady które polepszają kwestie społeczne i fizyczne. Nie rzucę cię na głęboką wodę, spokojnie… a telefon - zakręcili w uliczkę - bo potrzeba ci czegoś nowoczesnego. Mam informacje, że trochę w komputerach siedzisz, to tym bardziej się przyda - stwierdził rzeczowo jakby była to rutyna jego pracy.
- Ale po co kupować komórkę, jak wydamy na komputer? I fryzjer... To może przebić...
- Ciiii - mężczyzna wtrącił się - ciii kopciuszku. Od finansów jestem tu ja, ty skup się na tym co naprawdę potrzebujesz, ok?
- Spróbuję... - spojrzała na swoje kolana - Jaki w sumie limit? I... To my - obco zabrzmiało jej to w ustach - mamy jakieś... zasady stylu...?
- Ja zajmuję się finansami - Aleks powiedział ciepło, powtarzając - nie przejmuj się cenami. Moim zadaniem jest, aby ceny były w porządku, nie za drogie, nie za tanie, ja ogarniam budżet. A co do stroju… tak, mamy - uśmiechnął się w sposób, który pomagał mu zapewne przyspieszać bicie serca innych dziewczyn.
- Po co jeden styl? - uniosła spojrzenie, nie będąc zniewolona aparycją Aleksa i kasą jaką trzymał - Myślałam, że Unia to tajemnica?
- Unifikacja procedur zwiększa drastycznie efektywność. Nie każdy musi się też znać na modzie, a odpowiedni strój zwiększa możliwości. Widziałaś naszych agentów, mogliby wyjąć legitymację dowolnych służb i większośc naprawdę by się nie zastanawiała czy do nich należą, tylko przyjęła to z marszu. Odpowiedni kobiecy strój dodaje autorytetu, powagi, aby inni, głupsi, słuchali co mówisz, aby nikt cię nie ignorował… Dłuuuga lista - wyjaśnił.
- Czyli.. - zmarszczyła brwi - Co jest nie tak w moim wyglądzie, hmm?
- Wszystko jest w porządku, trzeba tylko wzmocnić i polepszyć co w tobie najlepsze.
- Powiedzmy, że ci wierzę. - spojrzenie Mervi jednak jasno mówiło, że nie wierzy w gładkie słowa mężczyzny.
- Gdyby coś było nie tak, przygotowalibyśmy operację - Aleks powiedział z dziwną szczerością - tu chodzi tylko aby ładniej się ubrać i przystroić.

***

Gdy dotarli do centrum handlowego, mężczyzna poprowadził Mervi od razu do zakrętu gdzie znajdowało się kilka sklepów z elektroniką. Przyglądał się im z zastanowieniem.
- Najpierw telefon czy laptop?
- Uhm... Laptop. - wybrala.
Aleks poprowadził ją do jednego ze sklepów, chyba na początek, i poprosił aby przejrzała asortyment. Sam również przeglądał ofertę i… był szybszy od Mervi. Zawołał ją aby pokazać jej dość potężną, Mervi powiedziałaby, że “wypasioną” (co zresztą obrazowo oddawało gabaryty latopa) jednostkę. Nie był to najdroższy sprzęt, estetyka była dyskusyjna, ale należał do jednych z najdroższych, za to parametry miał zestawione naprawdę rozsądnie do ceny. Czyżby Aleks się na tym znał?
-... wow. - Mervi szepnęła, gdy dotarło do niej, że to może być jej komputer - Serio? - zerknęła na cenę - Ten? Naprawdę?
- Dysk może wydawać się mały - Aleks się zastanowił - ale większego wariantu tu nie dostaniemy, zresztą, mały, może mniejszy od tych - wskazał na inne maszynki - ale reszta jest lepsza. Chyba, że coś ci nie pasuje lub masz na oku inny?
On nie rozumiał...
- Po prostu... Nie idzie mi pojąć, że ktoś mógłby, i jednocześnie chciałby, taką maszynę mi zafundować.
- Masz się rozwijać - Aleks stwierdził szczerze - jak dostaniesz prototypy to dopiero zzieleniejesz, widziałem kiedyś jednego - uśmiechnął się na to wspomnienie - ale nie o tym. Skup się, mam ci pomóc, a nie szczypać cię co chwilę, że to nie sen. Poza tym, umówmy się, źle by wyglądało gdybym cię podszczypywał - mrugnął.
- Znasz się na tym? - zapytała poważnie, może trochę zaciekawiona, nie precyzując.
- Możesz mi mówić szczypawka - Aleks zmienił temat z uśmiechem - a co do komputerów, tyle o ile. Sam potrzebuję mocnej maszyny do pracy. Modele matematyczne i analizy. Wiesz, to jakby… grafik też wie jakie komputery są mocne chociaż nie jest techniczny pod tym względem, bo ich potrzebuje. Tak jest ze mną.
Mervi z tłumioną ekscytacją patrzyła na laptopa.
- A co robisz w pracy?
- Analizy finansowe i modele spółek - wyjaśnił - to co, ten czy szukamy dalej?
Mervi uśmiechnęła się potwierdzająco.
- Ten.
- Dobra, to jeszcze akcesoria… - Aleks stwierdził.

Poszukiwania akcesoriów do nowego laptopa było dalszym ciągiem tej nierealności. Czy to naprawdę się działo? Mervi wciąż w pewnym stopniu czuła się zagubiona w tej sytuacji, jednak odczuwała także rosnące podekscytowanie i radość.
Przy kasie ogarnęło ją zawstydzenie, gdy nazwano ją dziewczyną Aleksa.

Przy wyborze telefonu Mervi już wiedziała czego się spodziewać, więc nie została wzięta z zaskoczenia, gdy ekspedient określił ich parą. Było to nowe doznanie, ale w sumie przyjemne. Być z kimś w związku.
Dziewczyna nigdy nie miała chłopaka, tylko widziała związki innych, a teraz sądzono, iż Aleks jest jej chłopakiem! To było... dziwne.
A jednak postanowiła wtulić się w pierś mężczyzny na potwierdzenie teorii ekspedienta, gdy ten opowiadał o asortymencie na stanie.

***

Po zakupie pierwszej, najpotężniejszej elektroniki, a jednocześnie zakupach najbardziej emocjonujących z punktu widzenia Mervi, Aleks zarządził przerwę w kawiarni celem dopełniania formalności, dyskusji i… konsumpcji. Widząc, że Mervi czuje się dość nieswojo, nie zapytał jej co chce, tylko do kawy zamówił obojgu po ciastku.
- To przytulanie - podjął temat szukając papierów w aktówce - nie jest potrzebne. Czasem nie ma co przesadzać z pozorami, a poza tym, o ile dobrze się orientuję, jesteś jeszcze objęta pełną ochroną wywiadowczą - zamyślił się - chyba, że coś się zmieniło.
- Jaką ochroną? - zdziwiła się i spojrzała na ciastko - I wybacz, nie wiedziałam, że nie chcesz. Miałam nadzieję, iż spodoba ci się.
- Monitoring i takie tam, nie jestem w tym aspekcie ekspertem - Aleks powiedział szczerze - nie musisz robić rzeczy, które mi się spodobają. Jestem tutaj w pracy…. A skoro tak, tutaj mamy trochę formalności - podał dziewczynie plik dokumentów, w sumie kilka spiętych zszywaczem kompletów - podpisz na każdej stronie - podsunął długopis - nie śpiesz się też, jedzenie też jest ważne - mężczyzna mrugnął samemu próbując pierwszy kawałek deseru.

Mervi spojrzała na dokumenty, których było za dużo.
- Co to za cyrograf? Oddanie duszy? - również zajęła się pałaszowaniem.
- Głównie pierdoły, potwierdzenie otrzymania stypendium z fundacji i wzięcia udziału w programie dla uzdolnionych, numery kont, zgody na przetwarzanie danych osobowych i takie tam. Z mniej jasnych rzeczy, są to źródła finansowania. To dość skomplikowane - westchnął - gdybym umiał tylko dobrze wyjaśniać to bym został na uniwerku. Otwarcie kilku rachunków na twoje nazwisko, pozyskanie akcji zero day, kontrakty terminowe plus masa prawniczego bełkotu aby wszystko było zgodne z literą prawa i nikt nie przyczepił się. Widzisz, twoje finansowanie nie ma być poszlaką z kim współpracujesz i kim jesteś, stąd dywersyfikacja i utopienie tego w meandrach światowego systemu bankowego.
- To robi... - zamyśliła się - jak oni byli... Syndykat, nie? -zaczęła powoli przeglądać papierologię.
- Tak, dokładnie - mężczyzna przytaknął.
Tymczasem Mervi przekonała się, iż w dokumentach znajdowało się dokładnie to, o czym mówił Aleks, opisane również w sposób, w jaki zapowiadał, czyniąc część finansową kompletnie zagmatwaną i niezbyt jasną. Dość klarowne były “pokłady” pod fundację-krzak oraz napisana jasnym językiem informacja, iż będzie otrzymywać co miesiąc tysiąc dwieście osiemdziesiąt cztery euro oraz dwadzieścia jeden eurocentów stypendium naukowego. Nie wzbudziło to zaniepokojenia Mervi w tej chwili (chociaż po przemyśleniu - powinno) - widać adrenalina spełniała swoją ogłupiającą rolę.
Z rzeczy, które przykuły jej wzrok, były fragmenty o emisji papierów dłużnych, chociaż dociec kto emituje, dlaczego, jak wygląda ich skup i tak dalej dziewczyna nie mogła, To jest, oczywiście, że to było w papierach, lecz po prostu gubiła się w plątanine zapowiedzianych operacji finansowych.
- Ehm, o co chodzi z tymi "papierami dłużnymi"? - zapytała skonfundowana.
- Światowa gospodarka opiera się na procedurze emisji długu - Aleks wyjaśnił - kupują długi przedsiębiorstw, czy obligacje, będące de facto formą pożyczki, otrzymujemy zadowalającą stopę zwrotu.
- To będę musiała zapłacić później? Czym? - zapytała niepewnie.
- Nieeeeee - Aleks powiedział z uśmiechem - nie płacisz. Wygląda to tak, że twoje stypendium jest trochę wyższe niż to co masz dostawać na konto, ale jego część jest inwestowana w akcje i inne operacje finansowe spółek od nas zależnych. Skomplikowane - westchnął.

Mervi przeglądała dalej, szukając w tym bełkocie czegoś odnośnie warunków, jakie musi spełniać oraz jakie są konsekwencje za ich niedopełnienie, jednak nie znalazła ani jednego zapisu tego typu. W zasadzie nie było to niezwykłe, skoro przybierało to stypendium naukowego, było przyznawane na dany okres (w tym przypadku - trochę ponad rok) bez bezpośredniego rozliczania się, aż do kolejnej decyzji.
Miała nadzieję, że jest dobrze...
- A masz wiedzę o tym, z czym finansowo pozostawi się mojego ojca? - zapytała niepewnie.
- Mam za zadanie przygotować dla niego plany - Aleks przyznał - ale przyznam, że jeszcze nie przeglądałem kartoteki. Bob mówiła coś o leczeniu, więc chyba to najpierw, ale jak mówię, jeszcze tego tematu nie dotykałem.
- Mhm... - Mervi obracała w palcach długopis - Od jak dawna jesteś w Unii? - zapytała, zmieniając nagle temat.
- Trzy i pół roku - Aleks powiedział kończąc ciastko.
- Jak się tu znalazłeś? - zapytała z wyraźną ciekawością biorąc ostatni kęs - Też cię... no... Geniusz przetaszczył przez... traumę?
Aleks zaśmiał się.
- Ja jestem sympatykiem - użył terminu, który Mervi widziała już w dokumentach. Człowiek wspierający lub bezpośrednio pracujący dla Unii, lecz bez geniusza. Była tam też mniej pochlebna notka “ich praca zwykle wymaga nadzoru, przeznaczeni są do mniej wymagających zadań”.
- Ale z castingu cię nie wzięli. - wyraźnie chciała wiedzieć, skąd tacy się biorą w Unii.
- Trochę z castingu - powiedział z uśmiechem - podobno wpadłem w oko gdy dorabiałem na studiach w agencji modeli. Potem profilowanie, noty, uzdolnienia no i jestem. Właśnie - Aleks zamrugał - masz prawo jazdy?
- Nie, nie miałam samochodu, więc na nic mi. - wzruszyła ramionami.
- Zrobisz w stanach najpewniej, o ile wiem taki jest plan na potem - wtrącił - to co, teraz część stylizacji?
Sympatyk zapytał Mervi nie pośpieszając.
Mervi trochę zmalała na to.
- To serio konieczne? - zapytała ciszej.
- Możemy to przesunąć w czasie - powiedział po zastanowieniu - ale procedury mówią aby cię wdrożyć. Wiesz… to nie chodzi, aby wymagać od ciebie munduru. Po prostu masz tutaj, do końca pierwszego roku studiów czas swobodniej zaaklimatyzować do naszych regulacji, zamiast być rzucona na głęboką wodę.
- Nie chodzi, że czas mi nie leży, tylko... no... cała afera w robienie z siebie nie wiadomo czego. - westchnęła - I co do zaaklimatyzowania się ma ta stylizacja?
- Dress code, rozmawialiśmy o tym w samochodzie. Pamiętasz przykład agentów? Musisz się w tym czuć naturalnie.
- Ale do dress code'u nie trzeba fryzjera chyba.
- Jeśli nie chcesz fryzjera, to nie - wzruszył ramionami - chociaż zastanów się czy to, że go nie chcesz, nie świadczy o tym, że jednak go potrzebujesz?
- Co? - spojrzała zaskoczona - A to skąd ci się wzięło?
- Zrobimy tak, dziś zaryzykujesz, jak odrosną po staremu to zadecydujesz jak było lepiej i będę ci dłużny dobry obiad gdy będzie źle, ok?
- Ok... Tylko po tym chcę pójść i tak zjeść. - delikatny uśmieszek zawędrował na kącik ust dziewczyny.
- Moja strata - Aleks odpowiedział również z uśmiechem.

Mervi spodziewała się, że będzie absolutnie tragicznie, a prócz pewnego braku komfortu działania wyboru spośród jakiś odgórnie przedstawionych schematów... nie było aż tak źle. Tysiąc euro miesięcznie było warte tego poświęcenia.
Dziewczyna wyszła od fryzjera z nowym uczesaniem i ostrzyżeniem. Długie włosy zostały zaczesane w kok, a krótkie wpięte w leżące już idealnie na , zaczesane do tyłu. Niestety, część kosmyków nie chciała działać wedle reguł i niesfornie wyplatała się z tych więzów, wisząc na czole lub z boku twarzy.
- Pasuje? - odezwała się do Aleksa, gdy znaleźli się poza miejscem tortur dla włosów.
- Bellissimo - mężczyzna skomentował z podziwem.
Następnie zabrał ją do makijażystki, gdzie zrobiono Mervi prosty, oszczęðny, ale bardzo “biznesowy” makijaż, a sam Aleks od razu kupił dla niej kurs makijażu, cztery zajęcia w dowolnym terminie, nie pytają nawet czy potrzebuje i nie za bardzo dając pole do protestu. Był to dość szybki mijający epizod, po którym przeszli do rzeczy zdawało się ważniejszych - garderoby.
Trzeba było przyznać, że Aleks nie tylko i tutaj znał się na rzeczy, ale i miał dobre podejście do ludzi. Zamiast od razu zaatakować Mervi poradami na temat doboru koszul, spodni, garsonek i spódnic, zaczął od zakupu aktówki omawiają z dziewczyną jak profesjonalnie ją nosi, iż twarde rogi są lepsze, aby w kogoś nią wymachiwać zamiast torbą z laptopem, jak nosić i co ważniejsze - jak eksponować. Przypominało to trochę przyspieszony kurs z mowy ciała i prezencji w biznesie.
- To ja będę w biznesie czy coś...? - zapytała zaskoczona Mervi.
- Kto wie czego będziesz potrzebować - Aleks stwierdził - masz robić na ludziach dobre wrażenie.
Następne były już sklepy z ubraniami. Tutaj Aleks posługiwał się tabletem - chyba miał jakieś standardy stroju - i kazał Mervi mierzyć stroje. Często dziewczyna nawet nie musiała mówić, że w czymś nie czuje się zbyt komfortowo, aby sympatyk Unii to od razu zrozumiał. Tym sposobem co prawda nie obeszło się bez zakupu eleganckiej garsonki czy czarnej spódnicy, to oficjalny “proponowany schemat stroju” nosił kodową nazwę B-12 i opierał się na wariacjach spodni oraz koszu. Trzeba było przyznać, iż Unia miała to dość dobrze pomyślane, grupują wiele wariacji w ramach schematu, najbardziej oficjalny wariant składał się ze spodni w kant, koszuli oraz damskiego krawata, z bazowymi barwami czarno-białymi i opcjonalnymi schematami kolorów, zakładał nawet w razie potrzeby zmianę spodni na spódnicę, a mniej oficjalne dopuszczały po prostu ciemne dżinsy i odpowiedni krój koszuli (oraz znowu opcjonalny krawat, chyba temat przewodni). Dostała pięknego pdfa o nazwie b-12.pdf na telefon, aby potem zgrać na komputer. Szybkie spojrzenie na zawartość potwierdziło, iż to nim się Aleks kierował, wybierając z kilkunastu, może kilkudziesięciu innych schematów - do których Mervi nie dał wglądu. Była też mu wdzięczna, iż sekcję bielizny nie poruszał z nią, zostawiając w milczeniu, tylko gdy przechodzili od jednego sklepu do drugiego - w poszukiwaniu pasującego zegarka i okularów (oczywiście lustrzanek, nie był ich w schemacie stroju ale to chyba “firmowy” fetysz) - iż będzie musiała postem sama kupić rajstopy i resztę, ale tematu nie zagłębiał.
- Czemu wszyscy noszą lustrzanki? - zapytała w końcu - Faceci w Czerni za bardzo się spodobali?
- Ja nie noszę - Aleks odpowiedział - podobno większośc ma w nich wyświetlaze danych.
- To czy jest sens kupować takie zwykłe? - zaskoczenie malowało się na twarzy dziewczyny - To przecież nie ma nic wbudowanego, trzeba innych... - zastanowiła się.
- Podobno są też inne powody, z mojej działki, to łatwiej ukryć emocje, trudniej rozpoznać twarz w tego typu okularach czy zeskanować siatkówkę. A tak szczerze, to też sądzę, że to po prostu taki znak firmowy…
- Uhm... Jeszcze pocisnę temat z Bob. - zamyśliła się - W sumie, to ty tak sympatykujesz... z całością nas?
- Tak, ale pracuję dla Syndykatu - Aleks przyznał - każdy ma inną działkę do roboty.
- Czyli ty serio masz masę kasy. - Mervi uśmiechnęła się nadsłodko.
- Stosunkowo mało gotówki. Głównie też siedzę na budżetach - przyznał.
- Ile dla ciebie to zarabianie "mało"? - zainteresowała się.
- Dojdziesz dalej to sobie sprawisz - odciął jej z uśmiechem.
- Dupek. - prychnęła, biorąc w rękę zapakowane zakupy, a drugą dłonią złapała ramię Aleksa - Chodźmy coś zjeść!
- Zgodnie z życzeniem - mężczyzna kiwnął głową.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20-08-2021, 20:10   #6
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację

Na łóżku leżały stare ubrania, które nie miały wartości w nowym życiu. Oczywiście Mervi nie miała zamiaru się ich wyzbywać, nie będzie w tych nowych po domu chodziła, ale musiały one zajmować mniejszą część szafy. Może faktycznie nie powinna nosić publicznie tych koszulek z nadrukami? Nie była wszak dzieckiem, a teraz... teraz...



Usiadła ciężko obok wyjętej z szafy niechcianej przez Unię garderoby.
Kim się stała? Czy zawsze taka była?
Spojrzała w dół na trzymany na kolanach ciemnoszary sweter, część sugerowanego zestawu na zimne dni.

I ten... Geniusz. Jak jej umysł mógł wytworzyć taką postać? Czy to było naprawdę, czy po prostu zafiksowany mózg stworzył obrazy z elementów pamięci? Nie, Mervi wciąż nie mogła zrozumieć tej części swojego... istnienia... Musiała czekać na pomoc, jaką otrzyma od Unii w pojęciu siebie. Oni znali odpowiedzi. Okazali troskę i zajmują się, interesują dziewczyną, oczekując tak niewiele.

Unia ją ochroni.




Następne dni i tygodnie upływały Mervi pod znakiem oswojenia się z nowym trybem życia, gdyż, jak się wkrótce okazało, poza czytaniem, wlawirowaniem dziewczyny w powrót na studia, nauką rzeczy zwyczajnych i nadzwyczajnych, wymogów stroju i zachowania, do jej życia wszedł z butami harmonogram dodatkowych aktywności.
Najważniejszą były spotkania z Bob, początkowo dwa razy w tygodniu, potem, w skali całego roku, z różną częstotliwością, od jednego na tydzień, do bardziej intensywnych tygodni z kilkoma wizytami.
Czasami było przyjemnie, Bob prezentowała sobą mentalność “równej babki”, z którą Mervi się dobrze rozmawiało, a wkrótce zaczęła ją traktować trochę jako swoją powierniczkę czy też mentorkę w nowym świecie, starszą koleżankę bardziej ogarniętą w nowej rzeczywistości, w jakiej znalazła się dziewczyna.
Były też momenty mniej przyjemne. Bob potrafiła wpaść czasem bez zapowiedzi, a dwa miesiące, co trzy dni umawiała spotkania z samego rana, w letnie miesiące, aby wspólnie… pobiegać. Mervi była zaskoczona, że to ona dostawała zadyszki prędzej, a Bob… dopiero jakby orientowała się, że Mervi nie daje rady i sama pochylała się w prawdziwym zmęczeniu, nigdy jednak wcześniej. Dodatkowo, te godziny… Nie było to najlepsze co mogło ją spotkać. Chociaż może ją sprawdzali? Wszak testy też wypełniała…

Mervi nie wiedziała czemu niby w Unii Technokratycznej tak ważna miała być sprawność fizyczna, ale pomna na wszystko co otrzymała, uznała iż cierpienie poranków było niewielką ceną. Tylko raz zbuntowała się przeciw tej bezsensownej rutynie; po cięższej nocy pełnej rozpikselowanej faktury atomów wodoru w powietrzu... Opanowała emocje chwilę po wybuchu złości na Bob, przepraszając kobietę za to i tłumacząc co męczyło ją w nocy i czemu tak zareagowała. Nie miała zamiaru tego dnia pojawiać się na uczelni, a biegać... tym bardziej.

Nie zmieniało to faktu, iż Mervi wciąż nie do końca była w stanie ogarnąć co tak naprawdę znaczy być... tym kim się stała. Kimś z Geniuszem... członkiem Unii? Gdyby ojciec wiedział tyle, co ona, powiedziałby, że to pachnie mu sektą. Mervi nie wiedziała czym jej to pachnie, gdy jedynie czuła zapach pieniądza, jaki miał osładzać niewygody nowych zasad życia.
A robił to dość dobrze, więc nie narzekała. Może tylko czasem...
Bob co pewien czas upewniała się, że dziewczyna na pewno rozumie zawartość ebooka i papierowych materiałów, co okazało się dobrym krokiem. Czasem finka czuła się przytłoczona nowością i ilością wiedzy o nieznanej do tej pory rzeczywistości, więc wspomoc była potrzebna.
Najwyraźniej Konwencja i jej Metodologia miały być narzucone zgodnie z tymi testami... Może to i lepiej?

Testy psychologiczne były ciekawą aktywnością, która w sumie interesowała dziewczynę. Nie rozumiała co Bob z nich wyczytuje, ale nie była w końcu psychologiem. Z nadwagą. Co ma lepszą kondycję niż by się ją podejrzewało.
Huh.

Zastanawiające było czemu musiała przejść te wszystkie badania. Jakieś prześwietlenia, morfologię krwi i tak dalej... To ojciec potrzebował pomocy medycznej, nie ona!

Najciekawsza była jednak technologia, nazywana ultratechnologią lub po prostu oświeconą nauką. Mervi zaczęła, zgodnie z otrzymanymi planami, konstruować i programować pierwsze schematy urządzeń. Początkowo teoria była okrutnie ciężka, i nawet porady od Bob na niewiele się zdawały. Jednak już w połowie roku miała na swoim koncie rentgenowskie okulary, modyfikację telefonu z bardzo dokładnym czujnikiem ultradźwiękowym oraz wstęp do memetyki i nieśmiałe próby zrozumienia koncepcji samo-programowania z którym Mervi miała związany cel - miała to opanować na tyle dobrze aby nie być w tyle ze studiami oraz przyspieszyć naukę języka angielskiego gdyż Bob stwierdziła, że ma mówić jak lektor natywny. Na szczęście w tym drugim przypadku dostała też douszną słuchawkę zakładaną przez sen.

Sympatyk od finansów miał rację - technologia robiła wrażenie, i choć Mervi wątpiła, aby sam taką kiedyś zrobił, to efekty były imponujące! Czy naprawdę ludzkość mogła wytwarzać takie cuda, jakie znane były z sci-fi? Co więcej stało otworem? Napęd nadświetlny był już dostępny? Czy plecaki odrzutowe mogłyby już zostać wypuszczone? Miecze Świetlne to drobnostka?!
Na razie Mervi i tak była dumna jak paw, iż dała radę z tym rentgenem w okularach i czujnikiem w telefonie! Wydawało się niemożliwe, kilka razy Mervi miała dość prób i męczenia teorii, rzuciła książkę na podłogę, musiała kilka par okularów zmarnować... ale koniec końców była zbyt uparta, by odpuścić, nawet nie potrzebując zachęty Bob. Ba, zdarzało się nawet, iż nie chciała by jej przeszkadzano przez tydzień, w trakcie którego siedziała zamknięta w pokoju ze swoją pracą, otwierając drzwi, aby jedzenie czy wodę od taty przyjąć.
Wtedy była zapracowana, ze swoimi myślami i nie dajcie bogowie jej przeszkadzać!
Po tygodniowej izolacji wyszła triumfując.

A przy następnym spotkaniu z Bob sprawdziła, jak ta wygląda w prześwietleniu rentgenowskim.

Agentka wyglądała po prostu… tłusto. Jeden detal przykuł uwagę Mervi, kości Bob były o wiele lepiej zarysowane - jakby mocniej absorbujące - niż u przeciętnych ludzi.
- Masz dziwne kości. - Mervi odezwała się do Bob zdejmując okulary - Takie... bardziej.
- Cała jestem bardziej - Bob zaśmiała się w sposób, do jakiego Mervi się przyzwyczaiła, wskazując swoje ciało obdarzone ponadprzeciętną wagą.
- Och, nie o tuszy mowa. - finka nie chciała odpuścić tematu - Czemu twoje kości takie są? Mają... jakiś... metal?



Bob dotknęła Mervi w ramię, często to robiła podczas rozmowy, nachyliła się lekko do dziewczyny.
- Taka rada - powiedziała bardzo po przyjacielsku - nie zawsze opłaca się pytać wszystkich otwarcie. Ze mną możesz pogadać o wszystkim i o wszystko zapytać, ale niektórzy… Wiesz, pytanie o ciało to jakbyś pytała kogoś o rozmiar fiutka czy piersi pod pushupem. Taka etykieta - mruknęła - a ja mam kilka ulepszeń, w tym nanity w szpiku kostnym. Sukcesywnie wymieniają otoczki porów w kościach i cześć ich budulca - wyjaśniła Mervi.
Od czasu stworzenia swoich pierwszych "zabawek" Mervi wyraźnie była w znakomitym nastroju, a odpowiedź Bob ją bardzo podekscytowała.
- SERIO?! - zrozumiała, że mówi za głośno, więc na wszelki wypadek ściszyła głos, by nie niepokoić ludzi w trakcie lunchu - Serio? Można mieć taki stuff w sobie? Progenitorzy robią? Też dostanę?
- Nie tylko Progenitorzy, Iteracja ma większy udział, my też mamy kilku swoich od tego - Bob stwierdziła dziwnym tonem wymieniając Iterację - zależy od twoich predyspozycji i przydziału. Jeszcze nie mam pełnego raportu ewaluacji, ale raczej agentem operacyjnym nie będziesz.

Czuła jednak, przeglądając inne możliwości, iż najbardziej ciągnie ją do czasoprzestrzeni. Bob twierdziła, że są to trudne koncepty i lepiej zacząć od czegoś łatwiejszego i bardziej pożytecznego przy małej wprawie, poza tym “tak wygląda twoja struktura wrażenia”. Gdy usłyszała to po raz pięćdziesiąty, całe pomieszczenie zapełniły kolorowe piksele, aż Mervi puściła zupełnie nie kolorowego pawia.
A po nocach śniła o dzwonach kwazarów i soczewkach osobliwości na nieskończonym dystansie kosmosu.

Mervi czasami narzekała na niespodziewanie atakujące jej widzenie zaburzenia obrazu. Jakby piksele, artefakty, inny syf. Światła, neony, skrzypiące dźwięki jak ze starych urządzeń, ziarno... i to jak nie spała! Gdy spała potrafiło być bardziej tripy. Nigdy nie była naćpana, ale tak sobie mogła wyobrazić mocniejszy odjazd...
Wszystko to zrelacjonowała Bob, szukając w niej jakiegoś wsparcia, porady...
....bo czasem jej zdezorientowany umysł nie mógł pojąć, że czas ma ustaloną linię przebiegu…
Bob dość niechętnie przyjmowała zwierzenia Mervi na temat jej snów i wizji na jawie. Najlepsze co agentka miała do zaoferowania młodej przebudzonej w tym aspekcie było odesłanie jej do kolejnych książek opisujących psychologiczny aspekt Geniuszy. Dziewczyna dość szybko pojęła, iż za dużo Bob nie mogła jej powiedzieć, lecz w tych ramach, jakie były możliwe, dała jej dość jasno do zrozumienia, iż aspekt Geniusza zwany Eidolonem należało zachować dla siebie i nie było to mile widziane.
Bob zachęcała też Mervi do zwiększania jej aktywności społecznej. Pomiędzy kolejnymi wynalazkami, (chociażby apkami wspomagającymi proces nauki poprzez odpowiednie dźwięki w tle czy lampkami emitującymi poświaty niesamowicie uspokajające myśli) wypytywała ją czy ma kogoś na oku, jak wyglądają jej relacje z innymi studentami. Bob miała też personalne teczki studentów…

Mervi wyraźnie speszyła się na pytanie o to, czy ma kogoś na oku. Opuściła wzrok, nie wiedząc jak podejść do pytania.
- Może... Trochę... - utkwiła wzrok w swoich dłoniach - No bo... On jest już doktorem... I... No... - zamilkła, zupełnie nie wiedząc co z tym fantem zrobić.
- I nic z tym nie zrobisz? - Bob zapytała z wylewaną szczerością - jak się nazywa, co wykłada?
- Doktor Ensio Rantanen, Technologia Budownictwa z drugiego roku... - przeniosła wzrok na ścianę po boku - A... co mam robić? Miałam z nim ćwiczenia z matematyki przez pół roku... To tyle... - po tym dodała ciszej - Co w sumie robi się w takiej sytuacji…
Bob zamyśliła się chwilę, popijając drinka.
- Zorganizuję ci spotkanie na imprezie - dodała po chwili.
Mervi spojrzała na Bob szeroko otwartymi oczami.
- ...co? Ale... Po co... Znaczy... Czemu...
- A po co cię ciągam do barów - Bob zaśmiała się - trochę pewności nabierzesz. Albo coś wyjdzie i zyskasz, albo zbierzesz trochę informacji i przeanalizujemy czy doktor byłby dobrym sympatykiem - Bob stwierdziła rzeczowo.
Dziewczyna milczała dłuższą chwilę, tylko patrząc na Bob z taką... bojaźliwością.
- ..ale co miałoby.... Wyjść?
Bob pokręciła głową.
- A jaka jest spodziewana konkluzja posiadania kogoś na oku?
Mervi nie odpowiedziała, a jedynie skryła twarz w dłoniach.

Jak można było się spodziewać, dla Mervi nie przyszło nic nowego z jej ulotnej miłostki, mimo szczerej pomocy Bob oraz aranżacji kilku pomyślnych sytuacji. Tym bardziej, gdy po kilku miesiącach Ensio opuścił uczelnie zmieniejać instytucję naukową. Bob twierdziła, że Unia nie miała z tym nic wspólnego.

Kawałek ciasta raz po raz dźgany był widelczykiem w złości.
- To musi być super dla was, co? - dźgnęła ponownie - Całość mojej uwagi wasza? -puściła widelczyk i położyła głowę na stoliku.
- Mogę próbować go sprowadzić - Bob powiedziała ze współczuciem - ale uważam, iż z tego nic dobrego by nie wyszło. Wiesz sama, że to się nie kleiło. Kiedyś podkochiwałam się w nauczycielu matematyki, i co, też miałabym obwiniać za to świat lub dążyć do tego po latach?
- Nigdy wcześniej tego nie czułam... - Mervi mruknęła rozchwianym głosem, nie podnosząc głowy skrytej w ramieniu.
- Nie ten, to następny. Ale, rozchmurz się, za tydzień dostanę feedback z centrali - Bob powiedziała z krzywym uśmiechem - a coś mi mówi, że masz naprawdę dobre wyniki.




To spotkanie było wyjątkowe. Mervi to czuła, a nawet gdyby jej intuicja nie podpowiedziała, to kolorowe piksele na skraju pola widzenia nie pozostawiły złudzeń.
Mogła iść na spotkanie z Bob rozważając na temat intuicji. Z tego co już się dowiedziała, Unia nie pochwalała intuicji, jeśli ktoś twierdził, iż ma przeczucia, to znaczy, iż nie uśwadomił sobie pełni procesów decyzyjnych.
Wszystko miało odbywać się w czystym, świadomym intelekcie.
Gdy to czytała, czuła niemal jej jej eliodion zanosi się ze śmiechu.
Nie chciała przyznać, iż i ją to bawiło…




Bob czekała w prawie pustej, nowej knajpie, wzięła stolik na boku.
Mervi omiotła wzrokiem zbyt pustą przestrzeń. Ciekawa miejscówka na spotkanie.
- Nie oceniaj swoich rozmiarów tak srogo. - dziewczyna podeszła do stolika, który zajęła Bob - Nie trzeba tyle miejsca, aby nas pomieścić. - wypaliła nim zdążyła przemyśleć co mówi - ...przepraszam. - usiadła naprzeciw kobiety.
Bob uśmiechnęła się lekko.
- Mam duże ego… i mam większe cycki - zażartowała do “płaskiej Mervi” - mam też twoje wyniki.
Mervi skrzywiła usta na słowa o biuście, ale ugryzła się w język nim za dużo powiedziała.
- Moje przynajmniej nie są z dodatkami. - spojrzała zaciekawiona - A wyniki? Jakie są wyniki? I kto w sumie to sprawdzał?
- Czekaj, czekaj, muszę zanotować, że nie chcesz implantów - Bob zaczęła pisać w notatniku ewidentnie drocząc z Mervi.
- Hej! Oczywiście, że chcę! - zaprotestowała finka - Dobry metal i inne nieożywione dodatki nie są złe.

Bob podsunęła Mervi papiery.
- Tutaj są skierowania i dokumenty, pilnuj ich do przeczytania, potem spal, wszystko jest i tak w bazach danych. Rozważano czy cię nie chcieć do Wieży z Kości Słoniowej...
Bob igrała z Mervi. Myśli zaczęły płynąć w głowie finki. Zatem NWO?
- ...ale zrezygnowali. Witam w Operatorach w funkcji analityka wywiadu.
Dziewczyna spojrzała to na Bob, na dokumenty i znowu na Bob.
- Och. - uśmiechnęła się - Czyli będziemy obie rządzić światem?
- Tu się nasza współpraca zakończy - Bob stwierdziła ze smutkiem - masz przydział do konstruktu w USA. Zorganizujemy stypendium, masz trafić do Yale. Tam też przyczusz się do właściwej pracy. Jest też plan terapii dla ojca - dodała wiedząc o czym Mervi myśli - z racji na rozłąkę przewidują miesiąc wakacji tutaj, do tego czasu tatko będzie zdrów jak ryba. Mamy terapię genetyczną, sama się zajęłam papierami - Bob dodała.
- Dzięki… Serio. - Mervi wyraźnie ulżyło, gdy ojciec został wspomniany - Czyli przyjadę do Finlandii na miesiąc? W sumie… Myślisz, że będę mogła przyjeżdżać co jakiś czas?
- Sądzę, że w dłuższej perspektywie, tak… Ale - Bob zamyśliła się - ...na początku licz na krótkie wizyty. Jak się dobrze otrzaskasz w strukturach, to uda ci się zakombinować, może bliższy konstrukt, może coś innego… Zobaczymy. Plan jest taki, iż masz jednocześnie kończyć studia i zacząć pracę operacyjną. Twoje pierwsze zadania będą raczej proste i rutynowe, jednocześnie więcej nauczysz się od innych analityków i operatorów. Chcieli Cię wrzucić jeszcze do Obserwatorów, ale twoje ślinienie się na myśl o implantach przeważyło - Bob zaśmiała się szczerze.
- A co, tutaj implanty będą? - dziewczyna wyglądała na zadowoloną z rysującej się przed nią sytuacji. Wszystko się układało!
- Na pewno zobaczysz ludzi z implantami, jak wiesz, Operatorzy pracują na polu, ty masz robić za ich zaplecze podczas akcji.
- Brzmi świetnie. - finka uśmiechnęła się prawdziwie zadowolona - No i pomożecie tacie, to najistotniejsze. - chwyciła dłonie Bob - Naprawdę zrobiłaś dla mnie dużo, nie zapomnę.
- Nawet nie wiesz ile - Bob burknęła cicho pod nosem - masz w papierach kartę dostępu z ID. Jutro podjadę do ciebie z chipem, trzeba ci zastrzyku. Dostaniesz od razu z nim drobną korektę genową, nie będziesz mieć tych problemów co ojciec w przyszłości.
- A w sumie co będzie robił ten chip? Nie mów tylko “pływał w krwi”. - zapytała.
- Lokalizacja i identyfikacja.

- Więc… Kiedy będę miała opuścić Finlandię?
- Jak tylko zamkniesz sesję, załatwimy i bilety i lokum.
- To mam czekać po prostu aż do mnie przyjdziesz?
- Zadzwonię - Bob powiedziała - teraz będziemy w kontakcie. Potrzebujesz pomocy z wytłumaczeniem tego ojcu?
- Byłoby nie najgorzej. - odparła - Och, matka nawet nie wie co straciła odchodząc!
- Próbowałaś już pisać kody memetyczne poziomu drugiego?
- Uhm… -speszyła się - Nie… Wtopiłam się w pierwszy poziom, aby łatwiej poszło z nauką języka i takich tam… - wolała nie mówić o pomocy w studiach, to by było jeszcze widziane jako oszustwo!
- Szkoda, to ja ci pomogę. Chciałam zasugerować, abyś trochę uspokoiła odpowiedź behawioralną ojca na najbliższe tygodnie.
- Pokazałabyś mi jak to zrobić? - zainteresowała się - Bo to zawsze może się przydać, co?
- Nauczą Cię w USA, ja używam innego zestawu procedur od tego, z którym ty zaczęłaś - Bob powiedziała szczerze.
- A to nie działa tak samo? Przy różnych procedurach? - zapytała.
- Możesz rzeźbić kamień dłutem laserowym lub sonicznym, różnie się je obsługuje - Bob wyjaśniła.
- Jasne.

Mervi wzięła dokumenty i schowała do teczki. Ciągle czuła się trochę dziwnie z tym stylem, ale zaczynała się przyzwyczajać.
- Zapoznam się i usunę. Jutro zastrzyk. - skinęła głową na znak zrozumienia i wstała z miejsca - Więc… To tyle, co? - westchnęła odstawiając teczkę na ziemię. Zawahawszy się sekundę po prostu podeszła do Bob i przytuliła kobietę z uczuciem - Dziękuję… Patronie.
Bob odwzajemniła uścisk, jakby sama planując zrobić to samo co Mervi. Poklepała Mervi serdecznie po plecach. Gdy się rozłączyły, kobieta trzymała chwilę Mervi za ręcę, z lekkim uśmiechem, lecz dziewczyna czuła, iż jest w tym coś poważnego. Bob patrzyła jej w oczy.
- Jeszcze jedna, krótka lekcja. Poza procedurami. Zapamiętaj to uważnie, nie daj się im tam zjeść. Nie każdy jest taki jak ja. Rób swoje i zawsze miej plan - powiedziała na odchodne i wyszła. Nigdy nie wróciły do tego tematu.



- Przecież zobaczymy się za jakiś czas.
Ojciec zatroskanym wzrokiem patrzył na córkę. Mimo zadowolenia z rozpościerających się przed nią sukcesów, czuł zaniepokojenie. To wszystko wyszło tak nagle... Czy Mervi była gotowa na takie zmiany? Nigdy nie lubiła na długo opuszczać domu, a tu nagle musi polecieć za ocean... chociaż może jego ojcowska troska jest na wyrost? W końcu to już nie dziecko, ale...
- Będziesz zdrowy, gdy się znów zobaczymy! Wierzę w to!
Niepokój już ogarnął go, gdy Mervi nieoczekiwanie zmieniła styl. Nie była może wcześniej wyluzowanym nastolatkiem, ale teraz wyglądała i zachowywała się... jakby już została wchłonięta przez biurokratyczną maszynę.
Nie, nie wiedział jak powinien się z tym czuć, ale coś w nim spinało się z niepewności.
- Nie martw się, będzie dobrze, nie rozstajemy się na zawsze, a ja dam radę, obiecuję!
Może i przesadza. Może to naprawdę wielka szansa, której nie wolno zmarnować.
- Poszukaj kogoś w tym Yale, co? Nie chcę byś była tam sama.
Chciał zatrzymać ją na zawsze przy sobie, utulić dziewczynę na wieczność, nigdy już nie puszczać. Gdy Mervi przytulała go, czuł skrywany smutek, bo wiedział, że zaraz to straci. Zacząłby próbować ją przekonać do zmiany zdania, ostrzegać ją, ale...
- W końcu chciałbym zostać dziadkiem.
...zaczął się droczyć z dziewczyną rozładowując napięcie.


 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 21-08-2021 o 20:51.
Zell jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 29-08-2021, 18:05   #7
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Pośród morza dusznej, technokratycznej atmosfery wypełniającej szczelnie pomieszczenia biurowej ostatnich pięter nowojorskiego wieżowca, znajdowała się niepozorna wyspa kwaśnych żartów, sarkazmu oraz odrobiny absurdalnego humoru wymieszanej ze zwykłymi, biurowymi pogawędkami.
Znajdowała się w małym, współdzielonym gabinecie dwójki analityków Wieży z Kości Słoniowej.


Franklin wyciągnął się na krześle patrząc z niechęcią na pusty kubek. Nie chciało się mu iść znowu po kawę. Powinni zamówić prywatny ekspres. To był dobry pomysł, pomysł, którym będzie musiał się podzielić…
...z tym, kto właśnie wyrwał go z zamyślenia. Współpracownik, Jon. Zawsze wiedział kiedy nawiązać rozmowę. Może temu zawdzięczał to kim jest i gdzie jest, mimo całkiem przeciętnych zdolności czysto technicznych.
- ...a ty w sumie patrzyłeś na wyniki tej młodej? - podumał Jon.
- Taaak – Franlin zaczął flegmatycznie – nic ciekawego, kolejna młoda, naiwna duszyczka pragnąca bezpieczeństwa. Już ją chyba odznaczyłeś?
- Czyli guzik czytałeś.
Bezczelna odpowiedź współpracownika była powiedziana z tradycyjnym, lekkim tonem, wobec którego starszy analityk Franlikn nie mógł się uśmiechnąć do młodszego kolegi i własnych myśli. Miał rację, niezbyt dokładnie czytał. Przewertował strony swojego umysłu.
- Masz mnie, straciłem czujność. Podobieństwo do NWO, prawdopodobieństwo dezercji do hermetyków i ekstazy, tradycyjna krzywa liniowa w stronę wirtualnych. Jednak czytałem.
- Przejrzałeś – Jon popił kawy – raaany, to jest dołujące. Każdy element potencjalnie chwiejny propaguje w stronę naszych byłych konwencji. Gdybyśmy zlikwidowali wirtualnych, po czasie spędzonym z nami, nie mieliby już gdzie pójść.
- Właśnie to robimy… Ale masz rację. Myślałem też nad Progenitorami, ale ta skłonność do uzależnień wedle komputera nie współgra ze stymulantami. Co on tam wie – straszy analityk wykrzywił się.
- Wie – młodszy westchnął – wysoka niestabilność Geniusza, silne manifestacja Eilodiona…
- Ty mi tu nie cytuj raportu, nie takich wyprowadzało się na ludzi.
- Ale ona miała zostać przydzielona do Iteracji X…
Jon uśmiechnął się krzywo, czekając na reakcję starszego kolegi. Ten lekko odwrócił się w stronę komputera, wystukując zapytania do bazy danych. Ze zmarszczonymi brwiami przeglądał dane.
- Na wierzchu nic nie widzę. Ktoś grzebał głębiej?
- Tak, edycja O4 z blokadą odczytu historii do O5. Komputer twierdzi, że należy wysłać do Iteracji X, szprycować przejściową chemią, a potem rozpocząć procedury cyborgizacji na niższego cyborga, z naciskiem na zmianę i usunięcie kłopotliwych funkcji mentalnych… Tradycje metalowe warzywo.
Atmosfera w pokoju stężała, przykryta tylko wierzchnią warstwą iluzji i złudzeń swobodnego tonu Jona. Tego typu rozmowy były niebezpieczne, Frank zakładał, iż jego współpracownik nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo. Sam kiedyś był w podobnej sytuacji, dopiero widok kilku worków na ciała nauczył go większej ostrożności.
- Nie zapytam jak się do tego dobrałeś – starszy analityk powiedział cicho.
- Nie musisz – Jon stwierdził poważniejąc – dostałem dostęp od Bob. To jej robota, prosiła nas abyśmy nie powtarzali analizy. Była dość przekonująca, jeśli wiesz co mam na myśli.
- To czemu odezwała się do ciebie?
- Jesteś na monitorowanym… myślałem, że wiesz.
- Cholera – Frank pokręcił głową – powiedziała właściwe co kombinuje? Znowu te jej nieregulaminowe gierki?
- Trochę tak, więcej wnioskuję. Dziewczyna łykała wszystkie standardowe techniki wpływu emocjonalnego jak pelikan, potulna jak baranek. Za kilka baksów na miesiąc można było ją po prostu kupić… Nawet nie ogarnęła, że Bob zaczęła przy jej pomocy infiltrować środowisko akademickie. Oczywiście, za bardzo to nie wyszło…
- Zatem co myślisz, Jon?
- Bob chce podrzucić zgniłe jajo nielubianemu konstruktowi.
- Masz rację – Franklin powiedział kiwają głową – a my morda w kubeł.
Starszy analityk wracając do pracy krążył myślami wokół agentki szkoleniowej. Nie chciał wyprowadzać młodego z błędnego przekonania, byłoby to niebezpieczne.
Sądził, iż Bob po prostu wierzyła równie mocno w Unią jak i w ludzi, a przez odpowiednich ludzi przywróci człowieka za sterami Maszyny.
On już w to nie wierzył.

***


Mervi miała dość. Będąc jeszcze pod wpływem jet laga, na drugi dzień po przylocie do USA i zakwaterowaniu w tymczasowym mieszkaniu, już kazano się jej stawić do centrali. Nawet rzeczy które wydawałyby się jej w innych okolicznościach „cool” jak duży kompleks własnych budynków pod przykrywą biur agencji medialnych i IT, skaner tęczówki, ukryte przejście (zapewne jedno z wielu) z windą, do podziemnej, metalicznej części kompleksu, czy wysoki, milczący agent pow prowadzący ją do pokoju – te wszystkie rzeczy traciły na kolorze ze względu na zmęczenie jakie odczuwała dziewczyna. Szli w miarę prostym korytarzem, z ledwo kilkoma rozwidleniami, nie spotykając nikogo po drodze.
Na koniec przywitało ją cylindryczne, metalowe pomieszczeniu z nieumiejscowieniom pośrodku, zamocowanym do podłogi krzesłem oraz czerwonym okiem sensora naprzeciwko krzesła. Eskortujący ją agent wyszedł z pokoju, a za nim zasunęła się śluza.
Metaliczny odgłos zdawał się dochodzić zewsząd, nie powodując jednak echa.
- Usiąść.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.

Ostatnio edytowane przez Johan Watherman : 29-08-2021 o 18:49.
Johan Watherman jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 27-09-2021, 18:43   #8
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację



Zmęczenie zepsuło jakikolwiek dobry humor, jaki miałaby Mervi. Wolałaby w tej chwili zakopać się w pościeli, nie musieć wychodzić z tego tymczasowego mieszkania... szczególnie na ważniejszą rozmowę, na którą nie ma się sił i ochoty. Mogli dać jej dzień na ogarnięcie się...
Choć może osoba odpowiedzialna za głos także nie czuła się najlepiej, skoro wolała ukryć swój stan za... em... czerwonym światełkiem...?
Mervi odruchowo spojrzała do góry w poszukiwaniu głośników, z których mógłby dochodzić ten głos, ale przymocowane do podłogi krzesło bardziej nawet przyciągało jej uwagę. Mogła przysiąc, że taki obraz prezentowano już w jakimś horrorze czy hardcore thrillerze.
Mimo cichego pogłosu napięcia w tej dziwnej sytuacji, powoli usiadła na krześle, jak jej kazano. Nie wiedziała czy i co ma powiedzieć... ani czy powinna mówić cokolwiek... więc zachowała milczenie, patrząc głównie w podłogę.


[media]https://i.ytimg.com/vi/qDrDUmuUBTo/maxresdefault.jpg[/media]


- Podaj identyfikator - beznamiętny głos rozkazał.
W tej sekundzie Mervi nie miała najmniejszej ochoty zboczyć z tematu czy wypaść źle - jakby znajdowała się na ważnym egzaminie ustnym.
- LR82571265-12E - wyuczony zlepek cyfr i liter wyrecytowała jak mantrę.
- Potwierdzono. Powtórz: ciemność wypełzła ciemność światło życie.
Mervi w pierwszej chwili zawahała się, wyraźnie nie rozumiejąc sytuacji i dopiero po tym odzyskała rezon. Może to wszystko miało jakieś znaczenie...?
- Ciemność wypełzła ciemność światło życie. - powtórzyła.
- Potwierdzono. Powtórz: gdy nikogo nie ma w domu zrywam ptaki z drzew.
To się robiło coraz bardziej dziwne. Po co to wszystko?
- Gdy nikogo nie ma w domu zrywam ptaki z drzew. - spojrzała w czerwone światło.
- Potwierdzono. Powtórz: czarne niebo chmurzy się czarnym srebrem.
- Czarne niebo chmurzy się czarnym srebrem. - lekko zmarszczyła brwi w reakcji na ten bezsens.
- Potwierdzono. Powtórz: śnieg.
- Śnieg. - jedno słowo, może to koniec.
- Linia bazowa potwierdzona. Procedury terminacji zanegowane. Przyznany dostęp początkowy. Następne planowane potwierdzenie: nie ustalono harmonogramu. Zgłoś się do swego przełożonego.

Po chwili drzwi otworzyły się z drugiej strony, gdzie czekał na Mervi drugi, łysy agent w garniturze.
- Procedury terminacji? - Mervi szepnęła do siebie, ponownie zbita ze zrozumienia. Przynajmniej teraz będzie rozmawiać z kimś, kto nie jest jakimś zaawansowanym ekspresem do kawy z opcją przesłuchania, czy coś...
Skierowała się ku łysemu agentowi, jeszcze raz po drodze rozglądając się za ukrytymi w ścianach kamerami czy mikrofonami.
- Procedury terminacji? - zapytała już głośniej, gdy była bliżej mężczyzny.
Agent zaszczycił Mervi tylko przelotnym spojrzeniem, zza czarnych lustrzanek przebijała się wyłącznie zimna obojętność profesjonalizmu. Zignorował pytanie dziewczyny.
- Proszę za mną.
Polecił prowadząc Mervi przez kolejne korytarze, znowu nikogo nie spotkali, lecz tym razem słyszała ludzkie odgłosy z innych miejsc kompleksu. Po krótkim spacerze, zjechaniu jeszcze dwoma windami i spacerze po schodach, zaprowadzono ją do gabinetu. Agent otworzył jej drzwi i zaprosił do środka.

Pomieszczenia schludnego, urządzonego dość nowocześnie. Tworzywa korytarzy takie jak metal, ceramika i tworzywa sztuna zastąpiło tutaj drewno na ścianach oraz syntetyczne, drewnopodobne panele podłogowe. Meble w postaci kilku szafek, szafy oraz barku wykończone szkłem, podobnie jak biurko z komputerem. Trudno było posądzić wystrój o tradycjonalizm, projekt umeblowania prezentował się na wskroś modernistycznie, zamieniając jedynie materiały.
Na skórzanym fotelu siedział niezbyt wysoki, łysy mężczyzna o owalnej, lekko nalanej twarzy któremu więcej rysów nadawała jedynie czarna, kozia bródka oraz zwyczajne okulary. Wyglądał na kogoś, kto boryka się z lekką nadwagą, mimo to szara koszula leżała na nim dość dobrze. Po chwili Mervi zauważyła, że na wieszaku obok biurka spoczywa marynarka oraz rozwiązany krawat. Najwidoczniej “szef” nie lubił pracować w pełni formalnym stroju. Dziewczyna zauważyła również, iż po jego prawej znajdowały się drzwi z czarnego, nieprzezroczystego tworzywa, obramowane lakierowanym drewnem, najpewniej do zaplecza gabinetu.
- Usiądź - polecił nie odrywając wzroku od ekranu komputera.

Dziewczyna czuła się dość zagubiona w sytuacji, gdy po prostu przekładali ją z miejsca na miejsce, jednak nie wyrażała niezadowolenia, jedynie wzmogła się jej czujność. Jak mężczyzna kazał, tak zrobiła w milczeniu, przysuwając się na krzesło.
Mężczyzna nie zwracając kompletnie uwagi na Mervi, dokończył swoją pracę. Dopiero po ponad minucie czekania odsunął ręce od położonej bokiem klawiatury, przekladając je na blat i zaplatając. Uśmiechnął się lekko.
- Pierwszy konstrukt?
Mervi cały ten czas czekała cierpliwie i dopiero odezwała się zapytana.
- Tak... Dopiero też na ten kontynent przyleciałam.
- Mam nadzieję, że chociaż wyrównałaś swój rytm dobowy.
- Za mało czasu od wyjścia z samolotu, ale nie będzie to problemem, naprawię niedogodność.
- Złóż zażalenie na harmonogram - usłyszała szczerą poradę - ja jestem, jak wiesz, administratorem tego miejsca. Ty podlegasz bezpośrednio doktorowi Alanowi Blueback, dalsza hierarchia dostępna jest w dokumentacji. Ze względu na reorganizację, doktor jest jednocześnie administratorem korpusu wsparcia psychologicznego.
- Korpus wsparcia psychologicznego? Co to ma do mnie? - zapytała niepewnie.
- Standardowy, wewnętrzny zespół mający zapewnić podwyższony komfort pracy. Dodatkowo, ze względu na brak wykształcenia doktora Blueblacka w sprawach operacyjnych, przydzielony zostaje do twego korpusu oficer wsparcia Adam Gloomer. Sądzę, że obydwoje powitają cię na spotkaniu organizacyjnym. Na kiedy masz je umówione?
Może wcale nie tylko ona tu nie wiedziała co się naprawdę dzieje...
- Uhm... Miałam przyjść do centrali i... tyle wiem. - odparła cicho - Nic więcej,żadnych spotkań.
- Proponuję zgłosić zażalenie na realizację pierwszego etapu procedury wdrożeniowej - mężczyzna odpowiedział tak, jakby to była najbardziej oczywista rzecz pod słońcem - agent czekający pod drzwiami na prośbę przedstawi ci dalszy plan. Masz jakieś pytania, chcesz o czymś porozmawiać?
- Są jakieś wytyczne do składania zażaleń? - nie wiedziała czemu musiało się to jej wymsknąć.
- GCA 5 - widząc zmieszanie Mervi, rozwinął - Generyczny Cyfrowy Arkusz 5.
Mervi ulżyło, że jej wypowiedź, której nie zaniechała nim opuściła jej usta, nie spowodowała kłopotów. Głupia!
- Zapamiętam. - uśmiechnęła się niezręcznie - Chciałam zapytać... o co chodziło z tym powtarzaniem zdań? Co to linia bazowa? Terminacja?
- Bazowy, pożądany profil psychologiczny posiada linię bazową będącą optimum cech. Ewaluacje psychologiczne różnego typu są standardową procedurą, nie musisz się nimi przejmować. W przypadku większych odchyleń przeprowadza się terminację aktualnego kontraktu z opcją wznowienia nowych warunków współpracy bardziej pasujących do nowej linii bazowej. Terminacją określa się również usunięcie elementów niepożądanych z terenu placówki, jako terminację przestrzenną.
Gdzieś wewnętrznie słowo "terminacja" miało inny smak... ale co się przejmować? Ona wie mniej niż inni w tym siedzący.
- Tylko jak mają profil psychologiczny określić takie zdania wyrwane z sensu?
- Analiza behawioralno-fizjologiczna - mężczyzna odpowiedział rzeczowo, a Mervi zrobiło się odrobinę… głupio. Powinna na to wpaść. Memetyka, modele fizjologiczne. Badanie mikrogestów, zwężenia źrenic, widma głosu, tętna, zdalne odczytywanie aktywności elektromagnetycznej mózgu. Tamten pokój był jednym, wielkim, czujnikiem.
Mervi wyraźnie poczuła się zawstydzona swoją niewiedzą. Tak być nie mogło... Nie może tego cierpieć...
- Muszę poprawić swój stan wiedzy... - nerwowo przesunęła dłonią po włosach i wzięła głębszy oddech - Nie będę zabrać dłużej czasu. Dziękuję za okazanie mi cierpliwości.
- Zawsze możesz się do mnie zwracać, jak każdy w kontrakcie - mężczyzna powiedział poważnie kiwając Mervi głową na pożegnanie i… wrócił do pracy przy komputerze.



Mervi wyszła z gabinetu administratora z gorzkim smakiem poniżenia w ustach. Jak mogła! Czemu nie zrozumiała wcześniej! Przecież o tym czytała, zrobiła te memetyczne urządzenia, a jednak sama tego nie rozpoznała w akcji...
Gdy stanęła na zewnątrz wciąż ganiła się w myślach... Zwykle to się nie działo. Czemu teraz? Czy ta wiedza była zbyt zaawansowana dla niej?
Spojrzała na agenta stojącego za drzwiami zastanawiając się i czy wobec niego się poniży...
- Jaki jest dalszy plan? - spróbowała nadać swojemu głosowi trochę tej pewnej nuty…
- Brak odstępu od założonego harmonogramu - odpowiedział naturalnie agent nie ruszając się z miejsca.
- A jaki jest założony harmonogram? - zapytała - Nie wdrożono mnie w niego wcześniej…
- W takim przypadku polecam wystosować odpowiednią skargę - agent stwierdził zimno, lecz bez negatywnych emocji - kolejne spotkanie zaplanowane jest na za trzynaście minut. Poprowadzić w miejsce docelowe?
- Wezmę skargę pod uwagę, oczywiście. - skinęła głową - Na razie spotkanie ma większy... - zastanowiła się chwilę nad odpowiednim słowem - priorytet. Tak, poprowadź proszę.


Sala w której przyszło Mervi czekać na kolejne spotkanie była małą salą konferencyjną, z komputerem, telewizorem, dużym stołem, krzesłami i dwoma mikrofonami wbudowanymi w blacie obok złącz do komputerów i telewizora. Ściany wyłożono beżowymi, plastikowymi panelami, drzwi oraz fragment ściany przy nich wykonano z matowego szkła. Jedna, krótsza ściana porośnięta była ozdobnym mchem, trudno było stwierdzić, czy żywym.
Pierwszy do pokoju wszedł doktor Blueblack. Przedstawił się Mervi, podając również wizytówkę i ściskając pewnie dłoń.
Był to wysoki, szpakowaty, rudy mężczyzna, ostrzyżony na krótko, z kilkudniowym zarostem na którym widać było ślady zdecydowanie zbyt wcześnie pojawiającej się siwizny. Nosił czarny sweter-bezrękawnik na szarej koszuli. Mervi zauważyła, iż miał niedopięty guzik prawego mankietu. Brzmiał ciepło i serdecznie, lecz w zupełnie inny sposób niż Bob. Tam gdzie bob była nachalna i żywa, Alan zachowywał spokój, roztaczając aurę kontroli nad sytuacją oraz bezpieczeństwa. Był też… po prostu miły.

- Na koordynatora operacyjnego jeszcze chwilę poczekamy - powiedział siadając po skosie do Mervi - jak minęła podróż?
Czy powinna coś mu powiedzieć o niedopiętym guziku? Czy to mogłoby wprowadzić go w kłopoty przy kimś innym? Nie wiedziała...
- Sama podróż bez problemu, tylko ta zmiana stref boli... - stwierdziła.
Nie, to mogłoby być niegrzeczne, jeżeli by o guziku mówiła.
- Racja, z tego powodu sam nie lubię za dużo podróżować. Rozumiem, że jesteś już po spotkaniu z Jamesem?
Mervi wyraźnie się speszyła.
- Jeżeli James to administrator Konstruktu... to tak. Nie dano mi zawczasu instrukcji co dokładnie mam robić... Tylko, że mam się zjawić. - dziewczyna spuściła na sekundę wzrok zagubiona.
- Tak, tak, administrator - Alan zapewnił Mervi - wybacz, czasem wdziera się tu trochę chaosu… Ale na razie nie potrzebujesz instrukcji, wszystkim się zajmę. Bob mówiła ci czym będziesz się tu zajmować?
- Czytałam wszystkie książki i pdfy, które mi dawała, w którymś było o metodologii. Chyba trzecim, więc na zupełnego głupa mnie nie wepchnięto. - delikatnie się uśmiechnęła.
- Dobrze - mężczyzna powiedział z wyraźną ulgą - jak będziesz miała już grafik zająć, dopasujemy to do pierwszego etapu pracy i szkolenia tutaj. Proponuję przynajmniej na tym etapie mieszkać jeszcze poza ośrodkiem - Alan zadumał się.
- Obawiałeś się, że porwała kogoś przypadkowego z ulicy i wam wepchnęła? - Mervi musiała to powiedzieć.
- Nie zawsze jest czas na dobre szkolenie wstępne. Niestety nie wszyscy nowi przykładają się do studiowania materiałów, a Bob ma metody które tego od nich nie wymuszają, przez co bywa z nimi więcej pracy.
- I wy to musicie wszystko wyłożyć? Premię chociaż dostaniecie? - Mervi lekko potrząsnęła głową, aby uspokoić głupie myśli - Jak szkolenie teraz ma wyglądać? I jak to się z Yale pogodzi?
- Zajrzymy do twojego harmonogramu zajęć i dopasujemy wszystko, o to nie masz co się martwić. I tak trafiasz do specjalnej jednostki… wyjaśniono ci to?
- Nie... Co jest w niej takiego specjalnego? - zapytała z zainteresowaniem.
- Ech - Alan westchnął ciężko - wygląda na to, że koordynator się spóźnia, to od razu zaczniemy. Na podstawie obserwacji i testów psychologicznych klasyfikujemy część rekrutów do specjalnej opieki. Te kolory które widzisz, czasem natarczywie i tak dalej, jestem po to aby ci pomagać w tym. Z tego powodu wszyscy w jednostce odpowiadają nie przed koordynatorem, tylko mną. Jest to eksperyment mający poprawić warunki pracy.
- Czyli to te piksele, co czasem widzę? - zapytała zdziwiona - Pomożecie mi z tym? Nie radzę sobie, jak cholerstwo mi atakuje oczy, nie mówiąc o jednoczesnym ataku słuchu... - Mervi poczuła zadowolenie, z możliwej pomocy - Czy wpędziło mnie to w kłopoty?
- Nie, nie w kłopoty, po prostu jestem tu, aby pomagać. W wolnej chwili pójdziemy do mnie lub przejść się i dokładnie o tym porozmawiamy. Ważne abyś zdawała sobie sprawę z atypowości jednostki. Nie wszyscy mają tego typu problemy co ty, niektórzy mieli bardziej osobiste sytuacji. Wielu agentów z którymi będziesz pracować miało kiedyś podobne problemy, zwalczyło je samodzielnie, przed powstaniem obecnego podejścia do tego typu przypadków, i zgłosiło się do nas na ochotnika, jako bardziej doświadczeni koledzy. Ostatecznie nie da się zrobić sprawnej drużny na samych żółtodziobach - mrugnął.

- Czyli jest to uleczalne? - Mervi zaczęła odczuwać ulgę - To nie jest przegrana sprawa?
- Nie myśl o tym w kategorii choroby - Alan zapewnił Mervi szczerze - a raczej potencjału. Twój jest kilkaset razy bardziej kreatywny niż przeciętny w Unii - coś pojawiło się na jego twarzy, jakby kwaśny uśmiech - musisz się nauczyć tylko go opanować.
- Uhm... - dziewczyna zastanowiła się - Wcześniej nie mówiono, że cechuje mnie kreatywność... A to co widzę... To jest tak "kreatywne", jak dwulatek z kolorowymi markerami, którego rodzice wyszli do kuchni.
- Zanim nauczysz się biegać, trzeba zacząć chodzić - mężczyzna uśmiechnął się i spojrzał na zegarek - widać sobie poczekam. Jakie masz oczekiwania co do pracy z nami? Cele, wizji?
Mervi zastanowiła się.
- Być kafelkiem, który przysłuży się ludziom? Nie, to brzmi bardzo pompatycznie. Jeszcze raz, zaczynając od najbliższych. Cały czas chciałam być tym, kto zapewni wszystko mojemu ojcu, który mnie nigdy nie zostawił, ale w razie postępu lat zrozumiałam, iż moje marzenie nie rozpościera się tylko na rodzinę. Nie chciałam zostać architektem dla pieniędzy czy prestiżu, ale dla zapewnienia, że nie zdarzą się kolejne wypadki i nikt przez nie nie ucierpi, bo komuś nie widziało się ponownie spojrzeć na projekt. Nie mogę nikogo ochronić fizycznie, czy polityką nie zakręcę; nie z moim brakiem umiejętności socjalnych. Nie jestem w tym orłem. - spojrzała trochę zażenowana niedostatkiem.
- Zadziałasz - Alan powiedział ciepło - po to jesteśmy organizacją, aby każdy się uzupełniał. Naprawdę miło mi słyszeć takie słowa, Mervi.
- A ty? Takie same miałeś cele od początku, czy ukształtowały się dopiero po wstąpieniu do Unii?
- Nie zadawaj takich pytań agentom polowym - mężczyzna mruknął znowu - to zbyt twardzi i powierzchowni ludzie. Ja natomiast chcę zapewnić globalne bezpieczeństwo.
Mervi wyraźnie się ożywiła na te słowa, trafiły w jej gust.
- Czyli ci "agenci polowi" są kimś, z kim nie nawiązuje się innego kontaktu niż na odległość? To tak... jak był taki agent, co mnie obił na dzień dobry?
- Nie… Są to po prostu ludzie pracujący bezpośrednio nad operacjami. Są różne typy ludzi, sporo tych, którzy zwalczają anomalie i realizują nasze cele drogą bardziej militarną ma nastawienie żołnierzy lub komandosów. Wiesz - zaśmiał się lekko do Mervi - prawdziwy twardziel nie może jednocześnie rozprawiać o ideałach.
- W sumie... Nie spodziewałam się, że Bob będzie tak popularna, w końcu jest chyba trochę takich jak ona. - spojrzała z zaciekawieniem - A ty ją znasz. Skąd?
- Bob nie jest popularna - mężczyzna powiedział łagodnie - znajoma ze starych czasów.
- Ja mam tylko jedno "ale" do niej. - skrzywiła się boleśnie - Wyciągała mnie pobiegać. Rano. Jak było gorąco. Bezduszna…
Alan zaśmiał się serdecznie. Po chwili spoważniał, w trochę dziwnym stylu, wyrażając nienaturalnie dziwnym głosem.
- My też zaczynamy pracę rano.
- Ale bez biegania? - zapytała półgębkiem.
- Jak podpadniesz, będziesz biegać i robić pompki - dziewczyna usłyszała za sobą głos.

Głos należał do Adama Gloomera, najwidoczniej znajdującego upodobanie w zakradaniu się do ludzi. Co było dość interesujące, biorąc pod uwagę, iż wyglądał, określając sprawę delikatnie, jak goryl w garniturze, łączenie z odrobinę nieproporcjonalnie długimi rękami oraz twarzą która budziła skojarzenia z tym rodzajem małp człekoształtnych. Czarne, lekko kręcone włosy opadały w nieco za długich, zapewne nieregulaminowych kępach.
- Adam Glooner - podał na powitanie nienaturalnie zimną dłoń Mervi.
Mervi usilnie nie zaczęła patrzeć na dłoń Adama. I nie zapytała o nią. Temperatura wskazywała na coś, o co pytać nie powinna, jak twierdziła Bob, a szefowi podpadać już pierwszego dnia nie chciała...
- Mervi Laajarinne - odwzajemniła uścisk dłoni w sposób, w jaki jej opisał sympatyk od Syndykatu - ale to już najpewniej i tak wiesz.
- Masz dobry uścisk - Adam zauważył nie puszczając dłoni Mervi, patrząc jej w twarz ze spokojem - i tak, dłoń i całe ramię jest metalowe. Staram się o wersję kompozytową - powiedział nie puszczając jej dłoni, badając reakcję.
Testował ją.
Mervi nie była zdenerwowana sytuacją, bardziej... zaintrygowana nią? Pamiętając co mówiła Bob - nie była natarczywa z pytaniem wszystkich o wszystko, a na pewno nie na wstępie. Prawdę mówiąc, nie wiedziała też co powinna w takiej sytuacji zrobić, a nie czując się zagrożona - nie przerwała jej gwałtownie. Może i by mogła powiedzieć coś dwuznacznego teraz, ale... Nie. Bądźmy dorośli. Poważni.
- Długo już się o nią starasz?
- Ponad rok - Gloomer powiedział poważnie zwalniając uścisk. Zajął miejsce naprzeciwko Mervi i Alana, nie przeprosił też za spóźnienie.
Mervi odsunęła uwagę od metalowej ręki Adama (ale jakie to było fascynujące!) i z niesamowitymi pokładami cierpliwości i spokoju (który zdążył się już uformować po tym całym szaleństwie podróży), oczekiwała co dalej nastanie.
- Rozumiem, że zapoznanie macie za sobą - Adam powiedział to bez widocznych na pierwszy rzut oka emocji, chociaż Mervi wydawało się, iż jest w tym jakaś niechęć do bardziej “miękkich” procedur.
- Tak - Alan odpowiedział, i chyba chciał coś jeszcze dodać, ale mu się wtrącono.
- Doskonale - Gloomer stwierdził - w takim razie nie przedłużając, standardowa zmiana o 9 do 16, 14.15 przerwa obiadowa, pracujesz w pięcioosobowym zespole na poziomie drugim, otrzymasz upoważnienia O1 z opcją na promocję O2 po pół roku, zespół zajmuje się bezpośrednim przygotowaniem wywiadowczym misji, dostajecie dane od głębiej zbierających informacje komórek, analizujecie je, filtrujecie dane, sporządzacie skrócone wersje dla agentów gdy o to poproszą, a w razie konieczności, tuż przed operacją sami wykonujecie dodatkową, zdalną pracę wywiadowczą uzupełniającą dane o najbliższy horyzont czasowy. Nadzorujecie pracę agentów w misjach, przekazując cele, informacje, zapewniacie kontakt z centralą, informujecie szczeble wyżej w przypadku żądań niestandardowego wsparcia, jesteście również pierwszym stopniem niestandardowego wsparcia teleinformatycznego. Po misji wspominacie przygotowanie raportu oraz, w razie konieczności, wykonujecie dodatkową pracę jak wysłanie jednostek czyszczących czy zlecenia do departamentu kontroli mediów. Comiesięczna głęboka ewaluacja psychiczna.
Finka od razu poczuła się, jakby wrzucono ją w środek konfliktu militarnego i zaraz zacznie strzelać do wroga. Otrząsnęła się z tego wrażenia i skupiła na porządkowaniu informacji w szufladkach umysłu. Na razie były one trochę chaotycznie rozrzucone, ale nad nimi pochyli się później. Na razie więcej...
- Jakimi celami głównie zajmują się agenci, których będziemy wspierać?
- Nie tak szybko - Alan wtrącił się Adamowi - Mervi jest jeszcze na etapie przeszkolenia. Harmonogram godzin opracowujemy indywidualnie, dodatkowo na początku musi dzielić go z kursami.
- Jak chcesz - goryl powiedział chłodno nie dając się zbić z tropu, czy może zostawiając takie “detale” o których sam nie pamiętał innym - jednostka nie posiada głównej specjalizacji, aczkolwiek szeroko zakrojoną terminacją źródeł anomalii oraz dewiantów zajmuje się drugi, regularny pion.
- W sumie to dużo jest takich anomalii i dewiantów? - myślała, że to raczej rzadkie…
- Mało widoczne na pierwszy rzut oka - Alan odpowiedział widząc, iż koordynator nie za bardzo ma chęć na bardziej wyczerpującą odpowiedź - po to mamy wywiad.
- Czemu jest tak często potrzebna ta ewaluacja psychiczna? - spojrzała na Adama.
- Standardowa procedura - Adam powiedział lekko znudzonym głosem - nie jest często.
- Raz na miesiąc to w sumie często. - powiedziała ciszej obserwując Adama - Po prostu mnie to ciekawi... Czy tylko ta specjalna grupa tak ma?
- Tego typu informacje wymagają stopnia upoważnia, wy nie macie jeszcze jeszcze żadnego przydzielonego - Adam podsumował - potrzebujecie mnie jeszcze?
Zapytał od niechcenia, Alan pokiwał głową przecząco, a potem spojrzał na Mervi.
Mervi też zaprzeczyła. Czuła się dość speszona, że najwyraźniej nie wypadła za dobrze... I nie rozumiała czemu.

***

Po wyjściu Adama, Mervi zwróciła się od razu do Alana.
- Podpadłam, nie wiem czemu, ale podpadłam. Co źle robiłam? - spojrzała na mężczyznę poszukując wyjaśnienia.
- Adam jest po prostu dość szorstki - dziewczynie wydawało się, iż psycholog chciał użyć innego słowa, zresztą za bardzo się z tym nie krył - stara szkoła Unii, uważa naszą jednostkę za zbędną i nie zadał sobie odrobiny trudu zrozumieć istoty naszego działania. Jak widziałaś po przebiegu rozmowy, twoich akt również nie przeczytał.
Mervi zmarszczyła brwi.
- Ale ta szkoła nie zapewni dużej ilości stałych chętnych, co?
- Szkoła? - Alan zapytał zaskoczony.
- Stara szkoła Unii. To podejście, mam na myśli.
- Zależy, niektórzy lubią pewien dryg - doktor westchnął - widziałem w aktach, że stawiałaś pierwsze kroki z memetyką i fizyką, prawda?
Mervi pokiwała głową na zapewnienie.
- Bob mówiła, że czasoprzestrzeń to za dużo na początek, to do tego mnie zachęciła.
- I słusznie - Alan przyznał - pójdziemy dalej w memetykę, potem trochę w big data, może też teoria chaosu… Predyktory zostawiamy na potem.
- I na nauce tego będzie polegać to wstępne szkolenie?
- Nie do końca, to częściowo, a wraz z dalszą karierą, otrzymasz dostęp do kolejnych kursów. Wiedza to przywilej. Na początek trochę oświeconej nauki i całkiem ziemskie rzeczy jak obsługa naszego oprogramowania, wdrożenie się w procedury, kurs pierwszej pomocy i tak dalej.
- To jest takie fascynujące, dowiadywać się, uczyć. - Mervi wyraźnie była szczera w tych słowach - Pracować w tym. Naprawiać świat.
- Jestem dokładnie tego samego zdania - Alan odpowiedział Mervi - chcesz tu jeszcze posiedzieć i się czegoś napić czy idziemy załatwić podstawy z finansami?
- Im szybciej załatwimy te formalności wstępne, tym lepiej. - stwierdziła finka.

***

Kwestia administracyjne i finansowe trwały zdecydowanie zbyt długo. Najpierw trzeba było zapisać Mervi w odpowiednich, wewnętrznych bazach danych, potem udać się do delegata Syndykatu pracującego nad finansowaniem placówki wraz z grupą sympatyków, podpisać kolejne porcje dokumentów z których znowu Mervi za dużo nie rozumiała, poza tym, że dostała mieszkanie z symbolicznym czynszem i kolejne stypendium - co było poniekąd zrozumiałe, Yale jak większośc dobrych uniwerystetów w USA, zabraniało studentom pracy podczas trwania semestru, a Unia nie chciała z tym kłopotów. Potem Alan poprowadził dziewczynę na kilka, szybkich szkolenie z planu budynku, dróg ewakuacji, z jakich wejść może korzystać, a jakich nie. Na koniec znudzony informatyk wprowadził Mervi do kilku podstawowych programów używanych w placówce i złożył zamówienie na jej stanowisko do pracy. Nie poznała jeszcze zespołu.
- To tyle na dziś - Alan westchnął gdy wychodzili z kolejnego pokoju - musisz jeszcze ze mną uzgodnić harmonogram.



Całe to załatwianie finansów było nudne jak flaki z olejem, a marnowanie na to czasu, jaki Mervi mogła spożytkować na odespanie podróży i kontakt z ojcem okazało się wpisane w cenę. Zastanawiała się też czy jej zespół był charakterem tego samego pokroju co Adam, na interakcje z którym wciąż nie miała sensownego pomysłu... Może prócz przytakiwania i robienia co do joty każdego polecenia.
- To już nie dziś, tak? - zapytała z cichą nutką nadziei - Oczywiście, chyba że jest to jakoś ustalone i musimy teraz dokończyć…
- Nie mamy danych - mężczyzna podsumował - trzeba czekać na twój grafik zajęć. Możemy co najwyżej umówić cię jutro na jakieś szkolenie… ale wolałbym dać ci chwilę odpocząć.
- Dziękuję. -skłoniła głowę z wdzięcznością - To na pewno pomoże. Prawdę mówiąc jestem dość skołowana tym wszystkim, wciąż. Jakby mnie wrzucić w inną rzeczywistość. - poprawiła grzywkę - Muszę to... uchwycić. - dodała trochę zażenowana.
- Każdy to przechodził - Alan powiedział uspokajająco.


Mervi padła plecami na łóżko w swoim tymczasowym mieszkaniu. Miała serdecznie dość tego dnia... Po co kazali jej to wszystko załatwiać od razu po przylocie? Przynajmniej daliby się jej wyspać wcześniej...
Przetarła dłońmi oczy.
Z drugiej strony, przynajmniej miała za sobą formalności. Teraz już będzie mogła się skupić na interesującej otoczce Unii, której troszeczkę zdążyła posmakować. Przez szybę.

Nie wiedziała jak czuła się po spotkaniu swoich technokratycznych współpracowników. Nie miała negatywnych odczuć, o nie (choć zbłaźniła się przy administratorze), choć przewodnicy byli... dziwni. Nawet nie mogła powiedzieć, że byli znudzeni, raczej... bez uczuć.
Adam to inna sprawa. On był dupkiem, który nie wiedział chyba, że nim jest. Miał zasady i nie dajcie bogowie ich nagiąć. Mervi żałowała, iż nie wypadła w rozmowie z nim jak powinna (a może wypadła? Nie umiała go rozgryźć), ale i tak dalej będzie starać się dorównać oczekiwaniom.
Alan za to był naprawdę przyjemny w kontakcie. Mervi zakładała, że dobrze się z nim dogada, jako że już widziała podobieństwo spojrzeń.

Mervi nawiązała kontakt przez Skype'a z ojciem, ale ograniczyła się tylko do krótkiej rozmowy z nim. Chciała tylko spać, więc jedynie zameldowała, że żyje, kilka uczuciowych zdań przekazała i zakończyła rozmowę. Ledwo zdołała się przebrać i poprawnie złożyć poprawnie w wyznaczonym miejscu w szafie, aby zanurkować pod kołdrę i usnąć.

Ostatnia z myśli zabrzmiała pytaniem:
"Jak oni mają zamiar połączyć moje studia z pracą?"



 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 27-09-2021 o 19:07.
Zell jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 02-10-2021, 22:34   #9
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Tryb przeprowadzania szkoleń, jakie musiała zaliczyć młoda technokratka, nie zapowiadały niczego złego. Było wręcz odwrotnie. Większość czasu związanego ze sprawami Unii, spędzała pod opieką Alana, chociaż głównie zdalną. Alan okazał się być dość zajętym człowiekiem, lecz zawsze był przy telefonie i pojawiał się przed szkoleniami Mervi, wprowadzając ją na miejsce, kilka razy nawet podwożąc.
Szkolenie nie wyglądały tak okazale, jak Mervi by się spodziewała. Kilka cykli treningów były prowadzone przez maszyne, które obejmowały podstawy obsługi części oprogramowania, pierwszej pomocy, dostępu do baz danych, kursów do samodzielnego przyswojenia, obejmujących przydziały kursów oświeconej nauki, klasyfikacji dewiantów rzeczywistości czy udostępnione w celach dydaktycznych archiwa przeprowadzonych operacji. To były jedyne szkolenia, które Mervi odbyła na terenie konstruktu.
Pozostałe mogła skompletować z domu, łącząc się do archiwum. Kilka odbyła w zaprzyjaźnionych think tankach, gdzie Mervi głównie posłuchała wykładów futurologicznych z zakresu modernistycznego humanizmu, teorii Klausa Schwaba, szkoły szkoła frankfurckiej czy krytyki liberalnej demokracji w kontekście rosnącego znaczenia wielkiego kapitału.
Mervi naprawdę odpoczęła w tym czasie, i to w najlepszy sposób – przez aktywny wypoczynek. Zaczęły się pierwsze zajęcia uniwersyteckie, które Mervi zmuszona była łączyć z pierwszymi szkoleniami. Na samym początku szło jej to całkiem sprawnie, tym bardziej, iż mogła liczyć na wpływy pewnego sympatyka NWO i dużo bardziej indywidualny rozkląd zajęć. Co prawda, poza jednym przypadkiem, nie korzystała z tego, to skala wpływów Unii była nie tylko pomocna, ale po głębszym przemyśleniu, przerażająca.
Ci ludzie byli wszędzie. Wszystko wiedzieli, wszystko widzieli i mogli zrobić… wszystko.
Nie wiedzieli tylko, że nadciąga katastrofa.

***

Katastrofa była bombą o sekwencyjnej inicjalizacji Pierwszy ładunek odpalił się natychmiast, natomiast drugi wyposażono w opóźniacz czasowy.
Bomba nie posiadała fizycznego kształtu, za to jawiła się jako zmienna tabela godzin, lokalizacji i miejsc, podawana z wyprzedzeniem i reagująca na zmianę położenia, wyświetlana na ekranie telefonu Mervi.
Katastrofa nazywała się harmonogramem. Na podstawie dotychczasowego rytmu dobowego życia Mervi, ustalono jej dokładny spis obowiązków, ich godziny, przerwy obiadowe czy czas na zakupy. Wcześniej dziewczyna mogła zadawać sobie pytanie jak Unia pogodzi jej studia z pracą na rzecz mas.
Teraz już wiedziała. Zimna kalkulacja wraz z optymalizacją czasową.
Gdy pierwszy raz zobaczyła harmonogram, na szczęście w tymczasowym mieszkaniu, nastąpił wybuch pierwszego ładunku.
Z jednej strony czuła się zaskoczona, lecz wierzyła, iż jeśli pozwoli jej to działać skuteczniej, jest to prawidłowa droga dążąca do bycia najlepszą wersją siebie.
Lecz jej wewnętrzna świadomość miała zupełnie inne odczucie. Czuła wprost, jakby ktoś rzucił na nią klatkę, z góry, zamknął w klaustrofobicznym pomieszczeniu bez wyjścia, w którym człowiek dusi się z uścisku.
Przed oczami błyszczały jej piksele. A na ścianie błyszczał neonowy, przekreślony napis:

Mane
Tekel
Fares

Cały dzień spędziła z nudnościami i biegunką, nie wypełniając harmonogramu. Był to wyraz znanych każdemu problemów żołądkowych wynikłych ze strasu. Młoda technokratka nie potrafiła jednak zidentyfikować źródlą stresu. Wiedziała, że ona czuje się z harmonogramem dobrze.
Nie to co jej eidolon.

***

Pierwszy tydzień działania wedle harmonogramu był… dziwny. Z jednej strony kompletnie zwalniał Mervi z decyzji na temat tego, co dziś robić. Mogła się w pełni skupić na dalszych działaniach, zajęciach, szkoleniach, zakupach, prawie jazdy, lekturach ze studiów. Z drugiej, prędko zauważyła, iż wiele dynamicznie generowanych ram czasowych jest wyraźnie zbyt dużo, pozostawiając jej od pięciu minut, do nawet czasem pół godziny czasu wolnego czasu.
Świadomy umysł mówił, że to niedoskonałość oprogramowania. Wewnętrzna świadomość śmiała się jadowicie, że to tylko sztuczka, aby jej nie zamęczyć.
Każdy kolejny dzień stawał się walką samej z sobą. Z jednej strony podobało się to jej. Grafik generował się na bieżąco, na wszystko miała czas, po prostu wykonywała kolejne punkty dnia najlepiej jak powinna.
Z drugiej pęknięte piksele na skraju pola widzenia zasłaniały coraz większe pole widzenia przebudzonej, a niepokój wzbierał w jej umyśle niczym wielokolorowy cień zaburzający myśli.
Śniła o klatkach. O nieskończonych rzędach ludzi pracujących w nich, o ludziach zespolonych z maszynami, na nieskończonej linii produkcyjnej.
Głupi sny – mówił rozum.
Głupi rozum – mówiła świadomość przerażona wizjami.
Pod koniec drugiego tygodnia Mervi była ledwo trzymającym się strzępkiem nerwów. Piksele pojawiała się coraz częściej, ją ogarniał irracjonalny strach, ale też i gniew. Co gorsza, traciła nad sobą panowanie. Prawie popłakała się z nerwów gdy obaczyła wyraz twarzy agenta po tym, jak odcięła się mu ostro gdy prowadził ją do kolejnego pokoju.
I co gorsza, była z tego dumna.
Za dwa dni miała mieć spotkanie ze swoim zespołem i wdrożenie do pracy operacyjnej. Nie mogła pojawić się tam w takim stanie, trzeba było działać.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 22-10-2021, 18:00   #10
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację

Miała nadzieję, że sytuacja po wejściu do Unii zostanie unormowana. Dlaczego Eidolon miał działać przeciw niej? Przeciw samemu sobie? Zupełnie jakby niesforny dzieciak walczył z rodzicem o możliwość nie pójścia do szkoły.
Nigdy nie widziała się kimś takim, jakie zachowanie wypływało od strony tej podświadomości... i zaczynało ją to przerażać. Czy tak się czują chorzy na schizofrenię, którzy zaczynają ją odczuwać po latach normalności? Zachowanie umęczonej technokratki zaczynało dochodzić do granicy wytrzymałości. Nie chciała taka być!
Ale była zmęczona...
Kilka razy będąc w domu, krzyczała w przestrzeń ze złością, kiedy nie mogła skupić się na własnych myślach wczytując się w dokumenty. Raz z tej złości popłakała się w nocy. Czemu chciała się tak krzywdzić?
Harmonogram był dobry. Harmonogram dawał ulgę, łatwość życia...
Ale dlaczegoś Eidolon miał focha na siebie, na zasady!
Był przecież częścią świadomości Mervi,a działał przeciw niej...

W końcu nie dała rady dłużej walczyć, gdy kolejna noc miała być nieprzespana. Wygramoliła się spod kołdry i nie zważając, że było przed północą, wybrała numer do jedynej pomocy o jakiej teraz myślała. Alan musiał coś zaradzić!
Nie pozwoli zniszczyć sobie życia!





Przed spotkaniem z Alanem, Mervi udała się do toalety. Poprawiają przed lustrem fryzurę, kołnierz koszuli, środkujące wąski, damski, czarny krawat, odetchnęła z ulgą. Piksele się uspokoiły, a ją ogarnął spokój patrząc na swoje odbicie, na swoją nową twarz. Minęła zaledwie chwila, a tyle się w jej życiu zmieniło.
Piksele pojawiły się na lustre, tym razem układając się w zdania.


Czy to ty wybrałaś tą twarz?
Czy sama kiedykolwiek byś się tak ubrała?
Czy to jest najlepsza wersja ciebie?
Najlepsza dla kogo?



Skrzywiła się na ten widok.
- Najlepsza dla mnie. Nas. - syknęła przez zęby, próbując dłonią zatrzeć piksele na lustrze. Jak tylko dotknęła lustra, to pękło. Wielkie tafle szkła opadły na podłogę.

***

Mervi w ostatniej chwili odsunęła dłoń od pękającej tafli. Kawałki lustra uderzyły przed nogami technokratki, rozbijając się o posadzkę na kilkadziesiąt ostrych kawałków. Finka odsunęła się bardziej od pobojowiska, zupełnie jakby bała się, iż nastąpi dalszy atak ze strony matwego lustra.
Dziewczyna wlepiła wzrok w długie szpile szkła, których widziała zaburzony obraz sufitu, rzeczywistego i stałego. Nawet rozbite lustro było czymś normalnym, czego można było się spodziewać. Niestety sposób jego pęknięcia przy dotyku nie był tym, co Mervi chciała widzieć. I myśleć o tym.
Czy jej Geniusz chciał... ją skrzywdzić fizycznie?

Zacisnęła dłoń w pięść w wyrazie złości na taką możliwość.

Czy to możliwe, że aż tak sobą pogardzała? Czasami bardzo ciężko uznać Geniusza za samego siebie, przynajmniej takiego... Taki Eidolon... Był niebezpieczny, nie tylko dla niej, ale także dla innych!
Nie pozwoli mu zniszczyć sobie życia, planów, szczęścia. Zagrozić Masom.

- Cholerne mocowania. - zirytowany głos serwisanta przywrócił Mervi do rzeczywistości - Kolejne puściło.
Młody serwisant w jasnoniebieskim kombinezonie roboczym wszedł do łazienki, omiatając wzrokiem zniszczenia.
- Mają tyle zabawek tutaj, a silnego mocowania poskąpią. Typowe korposzczury. - chciał podejść do miejsca na lustro, ale wpierw zwrócił się do Mervi - Widziałaś jak spadło? Ach... I cała jesteś?
- Spadło... - dziewczyna powtórzyła wymazując niepewność w głosie - Wyszło z mocowań. Nic ze mną nie jest.
Ostatnie zdanie nie było jednak konieczne, jako że serwisant po wcześniejszym stracił zainteresowanie finką, podchodząc do oskarżonych wcześniej mocowań.



Alan przyjął Mervi w zarezerwowanej, małej salce pozbawionej rzutnika oraz komputera. Najwidoczniej NWO potrafiło być z gruntu tradycjonalistyczne i niektórzy woleli ze sobą rozmawiać, bez dodatkowej technologii.
Przechodząc przez futrynę i zamykając za sobą drzwi z matowego szkła, Mervi dojrzała małe pomieszczenie o ścianach wyłożonych plastikowymi, kolorowymi panelami. Podłoże było wyłożoname lekko żółtym dywanem. Na środku stał okrągły stolik o jednej nodze, barwy żółtej, w sam raz wielkością aby zapewnić miejsce do wspólnej, komfortowej pracy czterem osobom, tak, że każda mogłaby wyjąć laptopa. Krzesła do stolika przypominały futurystyczne, wygodne jaja znane z lat 60 i były bardziej czymś na modłę foteli. Alan zajął miejsce po skosie do Mervi.
- Jak i mijały szkolenia? - zapytał niezobowiązująco zdejmując z Mervi trudny obowiązek zaczęcia rozmowy i zmuszenia się aby przejść do konkretów. Chyba była mu za to wdzięczna.
- Bezproblemowe. - dała wymijającą odpowiedź, unikając dłuższego kontaktu wzrokowego - One... Były... Idealnie pomyślane.
- Nie przesadzamy - Alan powiedział z uśmiechem - dobrze wiemy, że czasem organizacja daje u nas ciała, jak chociażby z twoim przyjazdem i od razu gonieniem cię na spotkanie z nami…
Mervi milczała przez dłuższą chwilę.
- To.... Nic. Żaden problem... - głos jej się podłamał - ...potrzebuję pomocy... - uniosła wzrok - Pomóż mi, Alan.
- Co się dzieje - technokrata zapytał przejęty.
- Nie radzę sobie z działaniami Eidolona... - wsparła czoło na dłoni - Jego spojrzenie jest sprzeczne z moim... Ta podświadomość jest mi wroga. - zamknęła oczy - Nigdy nie chce wspierać wyboru, zawsze coś nie tak, a kiedy harmonogram się pojawił... to zwariowała! Jak dzieciak chce wymusić inne działanie. - zacisnęła dłoń w pięść - Nie daje mi spokojnie spać czasem. Lubi niszczyć najwyraźniej…
- Możesz mi opowiedzieć dokładniej? Potrzebuję chociaż częściowo zrozumieć twój punkt widzenia. Niekomfortowo czujesz się z harmonogramem?
- Czuję komfort, daje stabilność, mogę skupić się na zadaniu, nie na planowaniu go. - zaprzeczyła - Ale Eidolon... - złość wstąpiła na twarz Mervi - On bardzo go nie lubi, czuje się z nim źle? Chce bym ja też tak czuła, przemocą chcę zmienić moje zapatrywanie! - uniosła głos - Emocje... Czasem tracę nad nimi kontrolę. - wzięła głębszy oddech - On chyba boi się go. Boi się jakichkolwiek.... klatek? Śnię o nich ostatnio i kojarzy mi się to, z jego strachem.
- A czy dostrzegasz w jego rozumowaniu jakąś logikę - Alan drążył - taką, z którą na bazie rozumu mogłabyś się w pełni nie zgodzić, zbić argumentem?
- Jedyne co widzę to dziecięca upartość... Z jego "logiką" nie ma dyskusji, bo czegokolwiek nie powiesz, on będzie zawsze kontrować chciał, nawet gdy nie ma racji. Nie poddaje się. - znowu opuściła wzrok - On chyba... Chce niszczyć, dla zabawy…
Alan wyglądał na zamyślonego. Powoli przesuwał palcami po blacie stołu, nachylony i zafrasowany.
- Nie chcę abyś mnie źle zrozumiała Mervi, ale mówienie oddzielnie o tobie i twoim Geniuszu, czy nawet personifikowanie go może tylko pogorszyć twój stan. Wtedy sama w swej psychice nadajesz mu bardziej złowrogi i indywidualny stan, a przez to jest mniej podatny do kontroli. Rozumiesz o czym mówię? Akceptacja jako części siebie pomaga go kontrolować, bo wtedy podświadomie wiesz, że gdy ty się uspokajasz, to i on powinien.
- Staram się widzieć to jako część siebie, ale... To coraz... Trudniejsze. - mówiła cicho na koniec - Ciężko sądzić, że coś to ty, jeżeli nie zgadzasz się z rzeczami, które prezentuje to drugie rozumowanie, a są one wręcz czasem groteskowo wywrócone, pozbawione logiki.
- To druga część, chciałbym, abyś próbowała wydobyć logikę z tego. Może nie wszystko, może tylko kawałek, ale kto wie jakie odważne idee kryją się w tym? Może pomogą nam ulepszyć procesy Unii. Przemyśl to, proszę.
Alan westchnął lekko.
- Na razie przepiszę ci tabletki, powinny przytłumić świadome działanie, lecz przeniosą obrazy do snów. Zaczniesz ze mną terapię, spotkamy się raz w tygodniu i będziemy rozmawiać o tym, o czym śnisz.
Mervi kiwnęła głową, w sumie zadowolona, że jakiś postęp mógł zostać zapoczątkowany.
- Sądzisz... że podświadomie sama próbuję siebie podminować?
- Tak to zazwyczaj działa, nie tylko ty sama, lecz również czerpiąc z ogółu doświadczeń cywilizacji, czy nawet przed nią, z doświadczeń ludzkości. Wielu nazywało to przebłyskami geniuszu, iskrą inspiracji i tak dalej. Dobrze wiesz, że sławni wynalazcy miewają sny…
Alan zasępił się.
- Jeszcze jedno, Mervi. Nie mów nikomu o swoim stanie. Nie bierzesz innych pigułek niż takie na dietę, tak to zrobię w bazie. Jesteś w moim przydziele młodą, wzorową agentą z upoważnieniem O1, dobrze?
Mrugnął okiem.
- Jest aż tak źle? - czuła się załamana brakiem tej "wzorowości" - Sprawiam ci problemy?
Alan wystawił rękę do Mervi, aby ująć jej dłoń.
- Ja tutaj jestem aby ci pomóc. Robiłem różne rzeczy, ale głównie pomagałem ludziom z problemami. Twoje problemy to nic przy traumach kosmicznych marines wracających z głębokiego kosmosu - mruknął - po prostu każda korporacja ma swoją politykę. Niektóre rzeczy nie są warte nagłośnienia. Chwal się tym co robisz dobrze i milcz o wpadkach dopóki nie wiesz, do kogo można się odezwać.
- Dobrze... - pozwoliła Alanowi dotknąć jej dłoni - Będę się starać.... przekonać siebie... żebym zmieniła podświadome postrzeganie. I milczała o tym problemie, póki nie będzie dobrze o nim mówić.
- Musisz bardziej zrozumieć naszą wewnętrzną politykę - Alan odpowiedział ciepło.
- Masz rację... Czyli pokazanie problemu wyszłoby dla mnie na złe, nawet jak z tym walczę?
- Mervi, nie chciałbym być tym, który konfrontuje twoje wyobrażenie o Unii z rzeczywistością… ani tym który robi jej negatywny wizerunek. Ale widzisz, są ludzie i są ludzie. Niektórzy tak bardzo zaślepili się swoimi perfekcjonizmem, wykresami, słupkami, tabelami wydajności, że stracili coś, co ja określam jako litość do drugiego człowieka, do jego słabostek. W tym do słabostek mas. Znajomy mag mówił, że wyegzorcyzmowaliśmy ducha z maszyny…
Alan na chwilę przybrał dziwny wyraz twarzy, po którym zmienił temat.
- Ale na razie nie musisz się przejmować wewnętrzną polityką, po prostu pilnuj swoich spraw, a ja ci pomogę i poinstruuję.
Mervi spojrzała uważnie na Alana.
- Znajomy... mag? To my mamy niektórych magów jako znajomych?
- Zapomnij o tym, wolałbym nie stosować przymusowej terapii amnezyjnej - Alan mrugnął prawym okiem.
- Och... - Mervi trochę posmutniała, że nie może tego się dowiedzieć - Jasne. Będę pilnować swoich spraw. - zgodziła się.




Tabletki, dawkowanie dwa razy na dzień, Mervi otrzymała w konstrukcie w formie przeźroczystego pojemnika wydanego przez zautomatyzowany system dostaw zwyczajnego ekwipunku, po podaniu swojego kodu i skanie siatkówki. Nie zadziałały natychmiast, dopiero na drugi dzień, po przespanej nocy, przyniosły ulgę. Wyraźne uczucie spokoju, jasności myśli i…
...jakby odłączenia. I dziwnego, niefizycznego drapania pod skórą. Będzie musiała się do tego przyzwyczaić, albo liczyć, iż jest to tylko szokowa reakcja organizmu która prędzej czy później minie.
Pojedyncze dawkowanie kapsułki wiązało się z przyjemnym uczuciem odprężenia, zaniku negatywnych myśli, wyciszeniem wszystkich emocji i zwiększeniem pewności siebie. Zgodnie z zaleceniem, w razie potrzeby Mervi mogła wziąć bezpiecznie nawet do siedmiu tabletek na dzień, ale Alan ostrzegał, iż dzienna dawka powinna wystarczyć, a maksimum na co powinna liczyć to jedna dodatkowa tabletka, i to nie wtedy, gdy jest źle z jej geniuszem, tylko gdy w wyniku pracy będzie zbyt zestresowana.
Jakby jej praca miała być stresująca.
Może była, wszak następnego dnia czekało ją poznanie zespołu.

Życie zaczęło się rysować w monochromatycznych barwach.
I była naprawdę szczęśliwa.



 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:55.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172