Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-08-2018, 20:54   #1
 
Reputacja: 1 Luwinn ma wspaniałą reputacjęLuwinn ma wspaniałą reputacjęLuwinn ma wspaniałą reputacjęLuwinn ma wspaniałą reputacjęLuwinn ma wspaniałą reputacjęLuwinn ma wspaniałą reputacjęLuwinn ma wspaniałą reputacjęLuwinn ma wspaniałą reputacjęLuwinn ma wspaniałą reputacjęLuwinn ma wspaniałą reputacjęLuwinn ma wspaniałą reputację
[Horror] Tylko jedno życzenie

22 października 2017 roku



Dzień był wyjątkowo ciepły jak na pełnię jesieni i tutejsze warunki, po których tego dnia spodziewać by się można raczej dżdżystej pogody. Zamiast tego, mieszkańców Rutherford zaskoczyło blade słońce, które rzucało subtelne światło na różnokolorowe korony drzew rosnących przy ulicach czy w miejskim parku. Lekko powyginane, charakterystyczne drzewa przypominały staruszków, dźwigających na swych barkach złote, pomarańczowe i czerwone pakunki.
Szczególnie pięknie wyglądała miejscowa dzielnica willowa, wypełniona po brzegi pomalowanymi w pastelowe kolory posiadłościami. W jednym z takich eleganckich domów mieszkał 7-letni Tommy Harlow, syn państwa Harlow, znanych, tutejszych prawników.
- Tommy! - zawołał z dołu pani Harlow. - Skończyłeś już się myć?
- Tak mamo! - odparł głośno chłopiec, dokańczając myć zęby. Od razu gdy po sobie posprzątał, zbiegł po schodach na dół.
- Ile razy mam ci powtarzać Tommy, żebyś nie biegał po schodach? Możesz spaść i nieźle się poobijać. - powiedział spokojnym głosem pan Harlow, siedząc wygodnie na czerwonym, pluszowym fotelu i czytając gazetę.
- Wiem tato, przepraszam. - odpowiedział grzecznie Tommy.
- Tutaj zostawiłam Ci pieniądze. Kup kilka bułek i mleko na kakao. Tylko pamiętaj synku, bądź ostrożny i nie rozmawiaj z obcymi. - powiedziała mama chłopca i uklękła przy nim na jedno kolano, patrząc mu przenikliwie w oczy, jak gdyby chciała sprawdzić czy zrozumiał o co jej chodzi. W odpowiedzi otrzymała uśmiech i całusa w policzek.
- Wiem mamo. Nigdy nie rozmawiam z obcymi, przecież wiesz. - powiedział, odbierając od niej torbę oraz portfel. - Niedługo wrócę! - zawołał stojąc w progu drzwi, które chwilę później zamknęły się z głośnym trzaskiem, na co czytający gazetę pan Harlow lekko się skrzywił i pokręcił głową.
Ubrany w brązowy sweter i ciepłe spodnie chłopiec szedł żwawo ulicą, napawając się promieniami słońca. Rozglądał się w okół podziwiając barwę liści oraz niektóre z domów, które wydawały się dla niego istnymi perełkami architektonicznymi. Nucił przy tym pod nosem jedną z piosenek ,które ostatnio usłyszał w radiu i która wyjątkowo mu się spodobała.
- Cześć! - usłyszał niespodziewanie po swojej lewej stronie delikatny, dziewczęcy głos i odwrócił głowę, zatrzymując się.
- Cześć... - odparł nieśmiało, lustrując od góry do dołu stojącą na pobliskim trawniku dziewczynkę. Była ubrana w staromodną, różową sukienkę z koronkami, białe rajstopy i śnieżnobiałe buty zapinane na rzepy. Miała bardzo jasne włosy, połyskujące pod słońcem złotymi refleksami oraz zaróżowione policzki.
Dziewczynka podeszła bliżej, uśmiechając sie do niego szeroko.
- Pamiętam cię ze szkoły! - zawołała wesoło.
- Ch... chyba tak. - odparł chłopiec, nie mogąc sobie przypomnieć żeby kiedykolwiek ją widział.
- Czasami widziałam cię jak ćwiczysz na sali gimnastycznej. Musisz mnie kojarzyć! - powiedziała poważnie, łapiąc się za boki.
Nieśmiały Tommy spojrzał prosto w jej oczy. Źrenice stojącej przy nim dziewczynki zdawały się być wciąż w ruchu, tak jakby coś się w nich przelewało. Były bardzo jasne i piękne, na pewno przyciągały wzrok. Do głowy przyszła mu w tym momencie ciszy szybka myśl, że przypominały wyjątkowo ładny bursztyn lub płomienie, powoli trawiące drewno w ognisku nocną porą. Jeszcze szybsze było jednak spostrzeżenie, że rzeczywiście ją gdzieś widział. Musiało tak być. W tym momencie wydawała mu się wyjątkowo znajoma. Zupełnie tak jakby codziennie widywał się z nią na szkolnym korytarzu.
- Racja...chyba skądś cię jednak kojarzę.
- Naprawdę? To super! - zapiszczała dziewczynka. - Dokąd się wybierasz? Po śniadanie?
- Tak.
- Ja też! - zawołała z entuzjazmem blodyneczka. - Chodźmy tam razem skoro już sobie mnie przypomniałeś.
W jej oczach było coś co nie pozwalało mu odmówić. Tommy pokiwał tylko głową.
Poszli razem, ramie w ramie w stronę najbliższej piekarni.
- Chcesz iść do piekarni pana Beana? - zapytała nagle.
- Tak.
- Znam lepszą. Stary Bean to zrzęda a na dodatek nie lubi dzieci. Jest tuż za rogiem. Czuć nawet świeże bułeczki! - wykrzyknęła entuzjastycznie, co Tommy skwitował dziwaczną miną. Pan Bean zawsze wydawał mu się miły, a na dodatek jego pieczywo było najlepsze w mieście. Niemniej jednak zgodził się pójść z nią tam gdzie chciała.
I rzeczywiście, okazało się że pośród rzędów pastelowych domów, skrywała się mała piekarnia o której nawet nie wiedział, mimo że mieszkał tutaj od urodzenia. Stojący przy witrynie sprzedawca zauważył ich i pomachał, wesoło się przy tym uśmiechając.
- Chodźmy do środka! Jestem głodna i z chęcią bym coś przekąsiła.
Tak też zrobili. W środku było naprawdę przytulnie. Za ladą stał ubrany na biało sprzedawca, gładko ogolony mężczyzna na którego twarzy wciąż znajdował się miły uśmiech. Na głowie miał przypominającą łódkę z papieru czapeczkę. Pułki aż uginały się od ciepłego, pachnącego pieczywa.
- Dzień dobry dzieciaki! - zawołał wesoło. - Co podać?
- Ja poproszę jedną bagietkę, a mój kolega... - dziewczynka zawahała się.
- Cztery bułki wystarczą. - odpowiedział Tommy.
- Tylko cztery? Są pyszne, na pewno będziesz chciał więcej.
- No dobrze, poproszę sześć. - odparł, mając nadzieję że mama nie będzie na niego zła za ten drobny wydatek.
- To wszystko?
- Raczej tak.
- Na pewno? - zapytał sprzedawca, patrząc na niego przenikliwie.
- W sumie muszę jeszcze kupić mleko...
- O! - zawołał piekarz, przerywając mu. - Mam tutaj jedną butelkę... - powiedział, wyciągając nagle spod lady butelkę mleka. "Skąd w piekarni mleko?" - zapytał sam siebie chłopiec, jednak zgarnął ją do torby, wraz z położonymi przed chwilą na ladę, świeżutkimi bułkami.
- Ile płacę? - zapytał Tommy.
- Oh, drobnostka. Wystarczy mi twoja dłoń.
Chłopiec zamarł i natychmiast poczuł na plecach zimny dreszcz.
- D... dłoń?
- A jakże! - zawołał wesoło sprzedawca, pochylając się nad ladą. - Dłoń za dobre śniadanie to żadna cena.
Tommy spojrzał na stojącą obok niego koleżankę. Ta cały czas się uśmiechała, jak gdyby wogóle nie słyszała niestosownego żartu sprzedawcy. Jednak chwilę później, gdy ubrany na biało mężczyzna wyciągnął na ladę tasak, chłopiec uświadomił sobie, że to nie był wcale żart. Jedyne o czym teraz myślał, to to by jak najszybciej stąd zwiać. Biegiem ruszył więc ku wyjściu, jednak drzwi zatrzasnęły się z głośnym hukiem tuż przed jego nosem.
- Nie tak szybko! Po co ten pośpiech? - zapytał sprzedawca wychodząc zza lady z tasakiem w dłoni. Mężczyzna stanął tuż przy ubranej na różowo dziewczynce i położył wolną dłoń na jej ramieniu.
- Właśnie Tommy, gdzie się tak spieszysz? - powiedziała głosem dorosłego mężczyzny blondyneczka. - Po co nam jego dłoń tato? - zwróciła się do piekarza. - Przecież możemy wziąć go całego. Jesteśmy bardzo, bardzo głodni...o taaaak...nie jedliśmy przez pół wieku. Jesteśmy baaaardzoooo głodni.
Chwilę później tasak znalazł się już w dłoni dziewczynki, połyskując złowieszczo. Piekarz zaś rozpłynał się nagle w powietrzu.
- Tak Tommy, zostań na śniadanie, będziesz miłym posiłkiem! - powiedziała, powoli się do niego zbliżając.
Spanikowany chłopiec krzyczał ile tylko miał sił w płucach i zamiast uciekać, osunął się na podłogę, napierając plecami o drzwi. Dziewczynka na jego oczach z uroczej blondyneczki zmieniła się w potwora. Jej skóra poszarzała i popękała. Białe zęby zostały zastąpione przez zżółknięte, psujące się kły, a gałki oczne wypadły na podłogę, uderzając o nią z charakterystycznym plaśnięciem i zostawiając po sobie ziejące czernią dziury.
- Oooo tak...nie jedliśmy już za długo! - powiedziała gardłowym, męskim głosem.
Ostatnią rzeczą jaką ujrzał przerażony chłopiec było połyskujące ostrze tasaka, które powoli opadało w stronę jego twarzy.

********

Samuel Stone

W tym samym czasie, na jednej z bardziej ustronnych ławek w parku odpoczywał ojciec Samuel, miejscowy ksiądz, szeroko znany ze swoich żarliwych kazań wśród miejscowych katolików. Był to jeden z tych dni, w których jego myśli wciąż krążyły wokół Hannah. "Dlaczego Bóg na to pozwolił? Dlaczego? Załóżmy oczywiście...że on w ogóle istnieje..." - myślał mężczyzna, wsłuchując się w delikatny szum wiatru. "Dlaczego niewinne dziecko musiał spotkać taki los?"
Mimo upływu czasu, do oczu Samuela napłynęły łzy. Myśli o jego zmarłej siostrzenicy wciąć zadawały mu ból. Gdy usłyszał kroki na pobliskiej ścieżce rozsiadł się wygodniej i westchnął, powstrzymując się od płaczu.
Chwilę później zobaczył zbliżającego się czarnoskórego, ubranego elegancko mężczyznę, który w końcu stanął przy jego ławce.
- Piękny dziś dzień, prawda? Będzie miał ojciec coś przeciwko, jeśli się przysiądę? Wydaje mi się że coś księdza trapi. - powiedział spokojnym głosem i nie czekając na odpowiedź, usiadł obok Samuela.

Susan Woods


Była niedziela rano, lecz Susan zamiast odsypiać ciężki tydzień w pracy, obudziła się już o godzinie 6:04. Początkowo próbowała przewracać się z boku na bok i zamykać na siłę oczy, lecz po jakiejś godzinie uświadomiła sobie,że jest to całkowicie bezcelowe. Wstała więc z łóżka, czując się całkowicie wyspana i wolnym krokiem skierowała się do kuchni, by swoim zwyczajem wypić poranną kawę z ekspresu.
Siedząc w wiklinowym fotelu i popijając powoli kawę z filiżanki, kobieta wyglądała przez okno, patrząc jak ciemność nocy ustępuje powoli szarości wczesnego poranka. W chwili gdy wypiła już 2/3 zawartości filiżanki, przyszła jej do głowy nagła myśl, by odwiedzić swoją kwiaciarnię. I tak nie miała póki co żadnych planów, a musiała przyznać, że bardzo lubiła przebywać w pracy. Znajdowała ukojenie w samym podziwianiu barwnych kwiatów, kiedy to leniwymi popołudniami słońce wpadało do pomieszczenia przez sklepową witrynę, oświetlając je w sposób wydobywający z nich naturalne piękno. Całe pomieszczenie zdawało się wtedy być skąpane w najróżniejszych barwach, a panująca tam cisza i brak zgiełku sprawiały, że Susan gdzieś głęboko w duszy uśmiechała się sama do siebie. Mimo że była jesień, kwiaty o świcie musiały wyglądać równie pięknie, to też po szybkiej toalecie ubrała się i wyszła z domu.
W końcu kobieta znalazła się przed budynkiem. Otworzyła drzwi i od razu po tym uderzył w nią odór zgnilizny i zatęchłej wody. Zaskoczona zapaliła światło, a jej oczom ukazało się istne cmentarzysko kwiatów. Wszystkie rośliny które jeszcze poprzedniego wieczora wydawały się być zdrowe i piękne, dziś były czarne i zwiędnięte. Podeszła do jednego z dużych wazonów na kwiaty by przyjrzeć im się bliżej i zasłoniła nos, nachylając się nad jednym z nich. Woda była brunatna i wydawała się być gęsta jak ściekowy szlam, zaś na jej powierzchni unosiły się kry pleśni. Co dziwne, poprzedniego wieczora zmieniała wodę.

Heather Tapping
Tego dnia Heather miała okazję nieco odpocząć od komisariatu i trochę wyluzować. Miała już plany na dzisiejszy wieczór. Była umówiona na kolację z Robertem, który chciał jej w ten sposób wynagrodzić ostatnią kłótnię. Obiecał dobre wino i równie dobre jedzenie, więc w sumie dlaczego miałaby nie skorzystać?
Cały dzień zszedł jej więc na drobnych czynnościach i na przygotowaniach do randki. Starannie ułożyła fryzurę, ubrała obcisłą czerwoną sukienkę, szpilki i umalowała się. Przed wyjściem spryskała się odrobinę ulubionymi perfumami Roberta. Miała jeszcze trochę czasu, gdyż mężczyzna obiecał że przyjedzie po nią o 18:30 swoim autem, więc usiadła wygodnie w fotelu i włączyła na chwilę telewizor. Surfując po kanałach, usłyszała nagle metaliczne pobrzękiwanie dobiegające zza zamkniętych drzwi łazienki.

Blaire Flannagan

Dzisiejsza niedziela była jednym z nudniejszych w życiu Blaire. Kobieta cały dzień spędziła na piciu kawy, zabawie ze swoim kotem oraz czytaniu książek. Jej chłopak - Forest Thorpe nie mógł tego dnia jej odwiedzić, gdyż jak stwierdził w rozmowie telefonicznej, miał dużo papierkowej roboty. Dopiero późnym wieczorem postanowiła wybrać się na spacer.
Była godzina 20:22, gdy ubrana ciepło Blaire zamknęła za sobą drzwi wejściowe do domu. Szła niespiesznie, przyglądając się oświetlanym przez uliczne lampy drzewom i pustoszejącym ulicom. Od czasu do czasu jakiś samochód przejeżdżał obok, rozświetlając dodatkowo okolicę białym światłem samochodowych lamp.
Gdy szła tak powoli jedną z uliczek, poczuła, jak nagle coś wlatuje jej we włosy. Gdy je przeczesała, wyczuła papier. Wyjęła go z nich i zobaczyła, że w dłoni trzyma samolocik. Taki sam jak te, którymi bawili się chłopcy, gdy jeszcze chodziła do podstawówki. Kiedy jednak rozejrzała się wokół w poszukiwaniu dziecka które mogło nim rzucić, zobaczyła wychylającego się zza ulicznej lampy mężczyznę.
Ubrany był w biało - czarny kostium klauna. Na twarzy nosił maskę w tych samych kolorach, z dużym, spiczastym nosem. Czubek jego głowy, wieńczył niewielki, czarny melonik. Mężczyzna nic nie mówił. Patrzył się tylko na Blaire i uśmiechał, odsłaniając rząd brudnych od czarnej szminki zębów.

 
Luwinn jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:54.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172