lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/)
-   -   [Horror 18+] Zdarzenie (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/18205-horror-18-zdarzenie.html)

waydack 03-01-2019 21:48

Oddziałowa Martha Higgins była wyjątkowo pamiętliwa a upokorzenie jakie jej zafundował młody Barker wyzwoliło w niej dodatkowe pokłady jadu i złości. Niedzielnym rankiem wróciła do swojego domu, trzaskając drzwiami. Czarny sierściuch drzemiący na kanapie, poderwał się z poduszek i uciekł za fotel. Swoimi zwierzęcymi zmysłami wyczuwał, że lepiej się nie zbliżać do swojej pani, gdy jest w takim humorze. Pielęgniarka rzuciła torebkę w kąt, wyciągnęła z paczki lucky strike’a i paląc w kuchni zastanawiała się jak uprzykrzyć życie tym cholernym smarkaczom. Gdy jednak wieczorem wróciła do szpitala i zaczęła swój dyżur okazało się, że łóżka w których leżeli jej zaprzysięgli wrogowie są puste. Chwilę później siostra Higgins zapomniała o piątce niewdzięcznych bachorów. Jedna z jej małych pacjentek walczyła o życie.

To był dziwny dzień. Pod pewnymi względami o wiele dziwniejszy, niż ostatni dzień wakacji, podczas którego omal nie zginęli topiąc się w rzece. Czuli się jak nowonarodzeni a jednak działo się z nimi coś niepokojącego. Najpierw Hisako zaczęła mieć problemy ze wzrokiem i dostrzegać wokół ludzi, dziwne poświaty, raz ciemniejsze, raz jaśniejsze. Potem Jesse dotykając oddziałowej Higgins doświadczył snu na jawie, który uznał za narkotyczne wizje. Podobne wizje nawiedziły też i Heather a potem jej azjatycką koleżankę. Marty, który cieszył się, że wzrok mu się wyostrzył i nie potrzebuje okularów zaczął zauważać wkoło innych dziwne poświaty, Jimmy witając się na korytarzu z kolegą ze szkoły, nagle przeniósł się do walącego się budynku. Ubrany w garnitur, trzymając pod pachą neseser uciekał schodami razem z innymi ludźmi. A potem sufit spadł mu na głowę i zapadła ciemność. Każdy z nich miał tego dnia wizje, każdy z nich widział półprzezroczyste mgły otaczające ludzi. Gdyby powiedzieli o tym lekarzowi, zapewne ten zlecił by dodatkowe badania i musieli by zostać w szpitalu dłużej. A że wyniki mieli wzorowe, dr.Kushir, niski hindus z przystrzyżoną od linijki brodą uznał, że nie ma sensu dłużej dzieciaki stresować i lepiej jak po prostu wrócą już do domu.

HISAKO


Przyjechał po nią ojciec. Jak zwykle mało wylewny, nawet się z dziewczynką nie przywitał. Kazał jej się przebrać w ubranie, które dla niej przywiózł. Zanim Hisako wyszła, podeszła do niej mała Abby, która kaszląc postanowiła się pożegnać z koleżanką z sali. Abby była obrażona na Heather, wiec ją ostentacyjnie pominęła.
- Miło było cię poznać. Może się jeszcze kiedyś spotkamy? – powiedziała i podała jej rękę.
Hisako chcąc nie chcąc odwzajemniła uścisk. Znajdowała się wciąż na sali, ale leżała na łóżku małej Abby. Wokół niej zrobiło się zamieszanie. Doktor Kushir stał nad dziewczynką uciskając jej klatkę piersiową. Był przerażony. Do pokoju próbowała wejść jakaś kobieta.
- Moja córka! – krzyczała – Moja córeczka!
- Proszę wyjść! – rozkazał lekarz a oddziałowa Higgins złapała kobietę pod rękę i wyprowadziła siłą na korytarz. Kushir w dalszym ciągu naciskał na klatkę piersiową, a po chwili nastała ciemność i Hisako znów stała na nogach ściskając dłoń dziewczynki.
W końcu opuścili z ojcem szpital.
- Taki wstyd…taka hańba – powtarzał całą drogę Buntu Ishihara –. Ludzie w miasteczku gadają, że byliście pijani. Że Wrexler częstował was narkotykami. Nigdy ci więcej nie pozwolę spotkać z tymi chłopakami. Nigdy.

Kiedy weszła do domu a domownicy zaczęli się z nią po kolei witać, przytulać, całować a dziewczynka doświadczała kolejnych wizji. Przytulając braciszka znalazła się w wannie. Była naga, stara, pomarszczona. Gdy wynurzyła się z wody, zauważyła, że wcale nie jest kobietą lecz mężczyzną. Brzydkim starcem. Wysunęła nogę z wanny, postawiła stopę na płytkach. Nagle stopa podjechała jej do tyłu i Hisako poczuła jak traci równowagę a potem głową uderza o brzeg wanny. Osunęła się na ziemię i zapadła ciemność. Gdy mama wzięła ją w ramiona Hisako znalazła się w bujanym fotelu. Trzymała…swoje zdjęcie i wpatrywała się w nie intensywnie. Czuła jak po policzkach spływają jej łzy. A po chwili jej głowa osunęła się na pierś i wizja się skończyła. Gdy przyszła pora na babcię, dziewczynka była przerażona. Każdy dotyk powodował, że w jej głowie pojawiały się te okropne obrazy! A jednak nie protestowała gdy sędziwa Nanami Ishihara złożyła na jej czole opiekuńczy pocałunek. Hisako znalazła się pokoju sędziwej staruszki. Nic się w nim nie zmieniło, przy ścianie stał malutki czarnobiały telewizor, który rok temu Bunta sprezentował matce, by miała się czym zająć. Telewizor był włączony a na ekranie leciał film „Siedmiu samurajów”. Był środek nocy, film jeszcze się nie skończył jednak Hisako powoli odpływała w sen. Gdy zamknęła oczy, dziewczynka ocknęła się. Znów była w swoim ciele.

Wieczorem Fumiko Ishihara odebrała telefon. Wieść rozniosła się po Breadhouse lotem błyskawicy. Mała Abby McGill zmarła w szpitalu.


JESSE


Jessiego tak jak Hisako, ze szpitala odebrał tata. Jeszcze w sali gdy pan Bullligton witał się z synem, Jesse doświadczył kolejnej dziwnej wizji. Znalazł się w jadącym na sygnale ambulansie a dwóch mężczyzn wyglądających na ratowników medycznych klęczało nad nim. Jeden wentylował go jakimś dziwnym workiem, drugi ładował defibrylator. Po chwili wizja się skończyła i Jesse ocknął się znów znajdując się w szpitalnej sali. Gdy wrócił do mieszkania, czekało na niego…przyjęcie. Zupełnie jakby miał urodziny. Poniekąd tak było, Jesse czuł jakby urodził się na nowo. Nawet bóle stawów, które tak często z racji tuszy mu dokuczały po prostu minęły. Z Dalligton przyjechali dziadkowie, dołączyła do nich ciotka Julia i paru sąsiadów z mieszkań obok, z którymi Bulligtonowie się przyjaźnili. Małe czynszowe mieszkanko zapełniło się ludźmi, którzy chcieli celebrować powrót trzynastolatka. Wszyscy zapomnieli już o strachu jaki im towarzyszył wczoraj, gdy dostali wiadomość o wypadku. Jesse jednak był coraz bardziej przerażony. Za każdym razem gdy ktoś go dotknął, miał wizję własnej śmierci – raz był starcem chodzącym o kulach, raz staruszką, która podczas robienia zakupów w supermarkecie zasłabła. Kiedy ośmioletnia Klara z wyraźnym obrzydzeniem na polecenie matki pocałowała brata w policzek, Jesse znalazł się w ciemnym, ponurym pomieszczeniu przypominającym jakiś pustostan. Ściany pomalowane były w grafitti, w koło niego, na brudnych, podartych kanapach siedzieli ludzie, którzy słuchali jakiejś dziwnej muzyki. Jesse spojrzał na swoją rękę, w którą wbita była strzykawka. Odpływał w ciemność. Obrazy się skończyły a chłopca oblał zimny pot. Od tamtego momentu zaczął unikać ludzi, nie chciał znów przeżywać tych koszmarów od nowa.

Nic nie przeraziło go jednak bardziej niż jego sąsiad, Barney Le Rey, mieszkający na parterze.

Kiedy wychodził z mieszkania, Jesse spostrzegł, że Le Rey otoczony jest poświatą. Czarną i gęstą jak smoła mgłą, która wyglądała niczym otchłań lub czeluść piekielna. Wydawało mu się, że w smole tej widzi ludzkie twarze. Płaczące i wydzierające się w niebogłosy. Po chwili poświata zniknęła jakby była tylko zwyczajną fatamorganą.
Barney spostrzegł, że Jesse mu się przygląda. Nie mógł nie zauważyć jego przestraszonej miny.
- Wszystko w porządku Jess? – spytał uśmiechając się przyjaźnie – Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha.
Le Rey wyciągnął rękę na pożegnanie.
- Cieszę się, że jesteś cały i zdrowy zuchu
Gdy Jesse uścisnął mu dłoń znalazł się momentalnie na dziwnym krześle, do którego przypięto go pasami. Ubrany był w pomarańczowy uniform, dookoła głowy przymocowano mu jakieś ustrojstwo. Po chwili przez jego ciało przeszedł prąd, trzynastolatek poczuł swąd spalonej skóry i znów znalazł w swoim mieszkaniu.
- Do zobaczenia Jess. Cześć Klara. Wpadnijcie do mnie kiedyś, to pokażę wam moją kolekcję porcelanowych lalek – Le Rey poczochrał dziewczynkę po włosach
- Wow! Na pewno przyjdę proszę pana! – ucieszyła się podekscytowana ośmiolatka.
Le Rey jeszcze raz posłał im przymilny uśmiech, po czym wyszedł zamykając za sobą drzwi.

MARTY


Marty nie wiedział o jakiś halucynacjach wspominał Jesse dopóki sam ich nie doświadczył. Przyjechali po niego państwo Barker. Wciąż wydawali się podłamani całą sytuacją, mieli świadomość, że przez ich córkę, mogło dojść do niewyobrażalnej tragedii. Chłopcu niemal zrobiło się ich szkoda, gdy patrzył na ich ponure miny. Jeszcze wczoraj byli tacy szczęśliwi, a dziś…Na pewno żałowali, że zaufali Donie i powierzyli jej w opiekę cudze dzieci. Kiedy Klara Barker objęła syna na powitanie, chłopiec doświadczył pierwszej wizji. Siedział na fotelu i oglądał stare, poniszczone zdjęcia. Równie stare jak zdjęcia były jego dłonie. Co dziwne były to dłonie kobiety a nie mężczyzny. Po chwili Marty zamknął album i położył się do łózka. Obok chrapał jakiś mężczyzna, siwowłosy, wyłysiały staruszek. Kobieta zgasiła lampkę, ułożyła głowę na poduszce a potem zamknęła oczy i wizja się skończyła. Ledwo Marty doszedł do siebie zaczęła się kolejna halucynacja. Tym razem sunął korytarzem trzymając za wózeczek na kółkach. W pokoju było pełno bardzo starych ludzi, wyglądało jakby tu mieszkali. Po chwili Marty, zmęczony przycupnął na krześle i zaczął ciężko oddychać. Z pokoju wyszła młoda pielęgniarka.
- Wszystko w porządku panie Barker? Dobrze się pan czuje? – zapytała.
Marty osunął się z krzesła.
- Pomocy! – krzyknęła pielęgniarka. Chłopiec poczuł na policzku zimny dotyk kafelek, którymi pokryta była podłoga a potem znów pojawił w szpitalnej sali.
- Synu, co się dzieje? – spytał Harry Barker, trzymając go za ramię. Marty sam nie wiedział co się dzieje. Nie wiadomo skąd te wizje się wzięły, co oznaczały.

Wrócili do domu. Rodzice wyjaśnili synowi, że Dona i jej przyjaciel Derek są przesłuchiwani na komisariacie przez szeryfa Tappinga. Ojciec Heather wziął za punkt honoru dowiedzieć się, kto odpowiedzialny jest za wypadek jego córki. Dla Dony nie oznaczało to chyba nic dobrego.
Niebawem nastolatka wróciła, odwieziona do domu przez jednego z policjantów. Kiedy tylko zobaczyła Martina, rozpłakała się i padła mu w ramiona.

I wtedy zaczął się koszmar.

Martin doskonale znał miejsce, w którym się znalazł. To była szkolna biblioteka. Martin kulił się pod stołem, przytulony do…starszego brata Jimmiego. Przeraźliwie płakał a brat Jimmiego próbował go uspokajać. Usłyszeli kroki. Ktoś wszedł do pomieszczenia wesoło pogwizdując.
- Słyszę was – usłyszał Marty i zaczął szlochać jeszcze mocniej. Thompson zatknął mu usta, próbował uciszyć. Kroki stawały się coraz głośniejsze, mężczyzna gwizdał.
Unieśli głowy do góry. Marty zobaczył wymierzoną w siebie strzelbę.
- Hello – przywitał się wesoło morderca i nacisnął spust.
Marty ocknął się a Dona wciąż tuliła się do niego szlochając i przepraszając za to co zrobiła.

JIMMY


Po Jimmiego przyjechał jego tata. O dziwo nie samochodem, ale swoim motocyklem. Ale mu zrobił niespodziankę! Widocznie chciał mu wynagrodzić, ten koszmar, który przeszedł wczoraj syn. Jimmy pewnie by się ucieszył, na pewno by się ucieszył, gdyby nie ta dziwna wizja, której doświadczył gdy Trevis Thompson przywitał się z synem. Jimmy pędził autostradą na motorze. Ubrany w skórę, kask motocyklowy. Czuł jednak, że coś jest nie tak, że nie panuje nad maszyną tak jak powinien.. Jimmy wyminął forda, zjechał na drugi pas i nagle jak z pod ziemi wyrósł przed nim olbrzymi samochód ciężarowy. Zdążył tylko zatrąbić gdy motocykl z impetem wbił się w jego maskę. Jimmy ocknął się, znów był w szpitalu, żył, choć po zderzeniu z ciężarówko, nie było by co z niego zbierać.
- Wszystko gra synu? Jakoś blado wyglądasz – spytał Travis syna, gdy wsiadali na motor. Jimmy nie wiedział co powiedzieć. Co myśleć o tym co zobaczył w swoich halucynacjach.
W domu przywitała go mama i siostra. I znów to samo. Gdy tylko przytulił się do rodzicielki, znalazł się w innym miejscu. Leżał na łóżku w szpitalu, wszystko go bolało, podpięty był do kroplówki. Jego kobiece ręce wyglądały jak wysuszone patyki, nie miał nawet siły ich podnieść.
- To już chyba ten czas, pożegnajcie się – powiedział lekarz towarzyszący jakimś ludziom czuwającym przy łóżku. Szpakowaty mężczyzna po pięćdziesiątce podniósł się z krzesła i pocałował Jimmiego w łyse czoło. Mężczyźnie towarzyszyła młoda, dwudziestoparoletnia kobieta. Dopiero po chwili James zdał sobie sprawę, że to przecież jego siostra Emma. Emma złapała go za rękę, a z jej policzków polały się łzy. Jimmy zamknął oczy i znów był w swoim domu, ściskany i obcałowywany przez matkę. Bał się tego co zobaczy, gdy dotknie Emmy. Niepotrzebnie. Wizja była niewyraźna. Leżał w łóżku i zasypiał, w pokoju grało cicho radio, w ciemnościach trudno było coś zauważyć. Po chwili zamknął oczy i wizja się skończyła.
- A gdzie Michael?– spytał Jimmy nieco zaskoczony nieobecnością starszego brata.
- A co, stęskniłeś się za mną młody? – uśmiechnął się Mike stając w progu domu. Podszedł do brata przybijając z nim mocną braterską piątkę.

Gdyby tylko James Thompson mógł cofnąć czas, w porę wycofałby rękę.

Znalazł się w szkolnej bibliotece, kryjąc się pod jednym ze stołów. Z zaskoczeniem odkrył, że Dona Barker, ta, ta Dona Barker przytula się do niego szlochając.
- Uspokój się kochanie, proszę, uspokój się bo nas usłyszy – błagał Jimmy głosem swojego starszego brata. Czule otarł z jej twarzy łzy.
Usłyszeli kroki. Ktoś wszedł do pomieszczenia wesoło pogwizdując.
- Słyszę was – usłyszał Jimmy a Dona zaczęła szlochać jeszcze mocniej. James zatknął jej usta, próbował uciszyć. Kroki stawały się coraz głośniejsze, mężczyzna gwizdał.
Unieśli głowy do góry. Jimmy zobaczył strzelbę wymierzoną w głowę Dony.
- Hello – przywitał się wesoło morderca i nacisnął spust.
Głowa Dony eksplodowała. Jimmy poczuł na twarzy gorącą wilgotną krew dziewczyny.
- Nie!!! – zapłakał– Co ty zrobiłeś skurwysynu!?
Rzucił się na mordercę z pięściami. Ten spokojnie cofnął się krok do tyłu i znów nacisnął spust. Nastała ciemność.

- Hej, Jimmy, co ci jest? – Michael pstryknął mu palcami przed oczami – Mamo, na pewno z nim wszystko w porządku? Patrzcie na jego minę. Wygląda jakby zobaczył diabła.

HEATHER


Heather z jednej strony cieszyła się, gdy przyjechał po nią dziadek i mama, z drugiej była rozczarowana, że znów nie zobaczyła taty.
- Tatuś jest na razie zajęty, ale niedługo wróci do domu – wytłumaczyła dziewczynce Claire Tapping. Gdy pocałowała dziewczynkę, Heather znalazła się w jakimś pomieszczeniu przypominającym biuro. Siedziała pochylona nad jakimiś dokumentami, liczyła coś na kalkulatorze. Nagle przez jej głowę przeszła fala gorąca. Dziewczynka popatrzyła na swoją lewą rękę, próbowała nią poruszyć, ale ta stała całkowicie bezwładna.
- Pani Tapping, pani Tapping!? – ktoś zaczął szturchać ją w ramię – O Boże…panie burmistrzu! Coś się stało Claire!
Głowa Heather opadła na biurko a Heather znów była w sali, przytulając się do mamy. Dziewczynka nie zdążyła nawet zebrać myśli, bo podszedł do niej dziadek, który poczochrał ją po włosach a ona znów była w innym miejscu, w innym ciele. Siedziała teraz w samochodzie dziadka i słuchała jakichś starych piosenek. Po chwili oczy zaczęły jej się kleić, zasypiała. Kiedy zamknęła oczy, zobaczyła, że dalej jest w szpitalu razem z mamą i dziadkiem.

W domu czekało na nią rodzeństwo. Iris widząc Heather rozpłakała się, John próbował być twardy i niewzruszony, ale po chwili też uronił malutką łezkę wzruszenia. Dziewczynka już wiedziała co się stanie, kiedy jej dotkną. Że w głowie znów pojawią się te okropne obrazy, ale nie miała na to wpływu, przecież nie mogła przed nimi uciec. Przytulając się z Iris, znalazła się na w jakimś gorącym, parnym miejscu. Leżała w klimatyzowanej sali, pełnej kwiatów. Była bardzo słaba a gdy popatrzyła na swoje ręce zobaczyła, że wyglądają gorzej niż dłonie dziadka. Pełne zmarszczek i plam wątrobowych. Po chwili zamknęła oczy i wizja się skończyła. John o dziwo powstrzymał się od przytulania i całowania Heather. Posłał jej tylko uśmiech, tak promienny, że dziewczynka nie pamiętała by zrobił to kiedykolwiek wcześniej.
- Fajnie, że jesteś młoda –

Wieczorem przyszedł w końcu tata. Widać, że był zmęczony, ale od razu kiedy tylko wszedł do domu, udało się do pokoju najmłodszej córki.
- Heather…malutka - westchnął z czułością stając w drzwiach. Heather zapomniała już o tych okropnych wizjach i rzuciła w ramiona ojca.

Szybko tego pożałowała.

Szła szkolnym korytarzem, w ręku trzymała pistolet. Miała na sobie mundur policyjny, taki o jakim zawsze marzyła, odkąd postanowiła zostać policjantką tak jak tatuś. Mijała kolejne ciała, brodząc w kałużach krwi. Gdzieś w oddali słyszała rozpaczliwy płacz, gdzieś za plecami rozległ się jęk bólu, ale w całej szkole panowała przerażająca cisza.
Heather podeszła do wejściowych drzwi, przy których leżało cztery ciała. Drzwi były owinięte grubym żelaznym łańcuchem zamkniętym na kłódkę.
Usłyszała kroki, odwróciła się, wycelowała…
Usłyszała huk wystrzału, rzuciło ją na drzwi, odbiła się od nich z impetem i upadła na kolana. Na brzuchu poczuła gorącą wilgoć.
Morderca podszedł powolnym krokiem, stukot jego wojskowych buciorów odbijał się echem po korytarzu. Odkopał pistolet.
- Nie rób tego – szepnęła głosem swojego taty.
Morderca przeładował strzelbę.
- Dlaczego? – spytała dziewczynka spoglądając na jego maskę.
[MEDIA]http://zapodaj.net/images/856ad26b6ad3d.jpg[/MEDIA]
- I tak nie zrozumiesz - odpowiedział mężczyzna i pociągnął za spust.
Heather się ocknęła. Ojciec wciąż tulił ja w ramionach.
- Co się dzieje maleńka? Cała drżysz. – zmartwił się.

Obca 06-01-2019 21:07

Hisako, była przerażona tym co widziała tym co czuła. I jeszcze ojciec. Wiedziała, że jeśli zacznie się wybielać czy tłumaczyć będzie jeszcze gorzej. Dlatego nic nie mówiła, zapewniała, że wszystko wporządku uśmiechała się i zajmowała się swoimi obowiązkami.
Za maską spokojnej opanowanej dziewczynki panowała burza emocji. jedyne co zdradzało jej roztrzęsienie t kiedy wzięła do ręki flet jej muzyka zawsze poprawną i czysta w brzmieniu rozbrzmiała zafałowaną nutą urywaną melodią.
Jej próby opanowania się przerwała informacja o dziewczynce ze szpitala. Hisako podsłuchała rozmowę ze swojego pokoju. Rodzice nie chcieli jej nic mówić, jej mama zaproponowała by nie szła następnego dnia do szkoły. Jej ojciec się nie zgodził stwierdził że im szybciej wróci do normalnego rytmu to szybciej dojdzie do siebie.
I poraz kolejny raz powtórzył że nie powinna spotykać się więcej ze złym towarzystwem.
Jej matka nie zaprotestowała.

Kerm 09-01-2019 21:01

Chwilę, gdy można się było wyrwać ze szpitala (co oznaczało również koniec kontaktów z siostrą przełożoną i szykan, jakie na nich co krok spadały z najbłahszych nawet powodów), Jimmy uznał za jedną ze szczęśliwszych w swoim życiu. I trwał w tym mniemaniu dopóki nie przywitał się z ojcem.
Wizja śmierci w wypadku drogowym na tyle mu się 'spodobała', że o mały włos wybrałby się do domu pieszo. Dopiero po chwili doszedł do wniosku, że skoro to on prowadził motocykl, to wizja nie może dotyczyć dzisiejszego dnia.
Ale i tak nie było to nic przyjemnego i Jimmy zdecydowanie nie chciał przeżyć tej wizji raz jeszcze. No i, nie powtórzyło się, chociaż podczas jazdy musiał objąć ojca w pasie, by nie spaść.
Jednak życzenia nie zawsze się spełniają, a to spełniło się, ale zdecydowanie nie tak, jak by sobie tego Jimmy wymarzył. Bo TO wróciło, gdy Jimmy przywitał się z matką, a potem z siostrą. Śmierć... i kolejna...
Zrozumiał wreszcie, że widzi ostatnie chwile życia swoich bliskich. Dlaczego nie ujrzał raz jeszcze śmierci ojca? Może dlatego, że nie chciał?
Nie miał jednak ochoty na eksperymenty. Przynajmniej w tej chwili.
No i okazało się, że żadne chęci nie pomogły, gdy przywitał się z bratem.
Mike z Doną? To było pewne zaskoczenie, niewielkie jednak. A i wieści o tym, że w bibliotece spotykają się parki w celach wiadomych były publiczną tajemnicą. Mike jednak nie po to skrył się w zakamarkach biblioteki, by się z Doną migdalić...

Jimmy odruchowo przesunął dłonią po twarzy by sprawdzić, czy ma na niej ślady krwi.

- Nie nie... Nic mi nie jest - zapewnił. Widać jednak zapewnienia nie na wiele się zdały, bo zaraz wpakowano go w fotel i poczęstowano gorącą herbatą. Z cytryną. Chociaż Jimmy był przekonany, że solidny drink zrobiłby mu lepiej. - Wszystko ze mną dobrze - próbował przekonać wszystkich.
A co miał niby powiedzieć? Że widział, jak ktoś z zimną krwią zabija mu brata? A może miał powiedzieć Mike'owi, żeby się nie chował w bibliotece, kiedy morderca będzie ścigać jego i Donę? Od razu trafiłby z powrotem do szpitala, pod 'opiekuńcze' skrzydełka siostry oddziałowej.
Wstrząsnął się na samą myśl, co spowodowało kolejne, skierowane na niego zaniepokojone spojrzenia. - Nic mi nie jest.

W końcu dano mu spokój i pozwolono na posiedzenie w ciszy i spokoju. I zastanowienie się, co robić dalej. I z kim porozmawiać.

Próba dodzwonienia się do Hisako zakończyła się totalną porażką. Buntu Ishihara, nie przebierając zbytnio w słowach, poinformował Jimmy'ego, co myśli o nim, o Martym, Heather, Donie, tudzież paru innych osobach, z którymi Jimmy miał mniejszą czy większą przyjemność przebywać ostatniego wieczora.
I odłożył słuchawkę, nie pozwalając Jimmy'emu dojść do słowa.

Jimmy westchnął.
Hisako, pierwsza osoba, z którą mógłby szczerze porozmawiać, odpadła. Kto więc? Smarkata Heather, czy przemądrzały Marti? Żadna z tych opcji mu nie odpowiadała aż tak. Miał rzucić monetą?
- Co się stało? - usłyszał nagle głos Emmy. - Ojciec Hisako? Przypadkiem usłyszałam...
Jimmy głowę by dał, że kochana siostrzyczka podniosła drugą słuchawkę, i to wcale nie przez przypadek, ale nic nie powiedział. Doszedł do wniosku, niespodziewanie, że nawet młodsze rodzeństwo czasami może się przydać.
- Poświęć się dla cudownie ocalonego brata i zadzwoń do Hisako - poprosił.
- Odziedziczyłabym twój pokój - odparła Emma z udawanym zawodem. - A co będę z tego miała?
"Wredna wiedźma", pomyślał Jimmy.
- Mama się nie dowie, w jaki sposób zniknął ostatni słoik jej ulubionych konfitur - odparł.
- Wredny szantażysta - mruknęła. - Co mam jej powiedzieć?
- Oddasz mi słuchawkę i znikniesz.


Tym razem Jimmy'emu dopisało szczęście. Nie dość, że odebrał nie ojciec Hisako, a jej brat, to jeszcze oddał Hisako słuchawkę.
- Hisako? Możemy porozmawiać? To ważne. Cholernie ważne. Ale to nie rozmowa na telefon.
- Wiesz, że mam szlaban i ojciec zabronił mi z wami rozmawiać? Jak mnie przyłapie będę miała kłopoty.
- Hisako powiedziała szeptem, ale się nie rozłączyła.
- Ale nie musi cię przyłapać. - Jimmy odruchowo ściszył głos. - Nie możesz wyjść na mały spacer? Do parku czy gdzieś? By w ciszy i skupieniu oderwać się od złych wspomnień i myśli? I przemyśleć kilka rzeczy w samotności?
- Emmm, słuchałeś jak mówiłam że mam szlaban? Co się dzieje?
- przypomniała i ponagliła.
- Może mi odbiło. Nieważne. No to zobaczymy się szkole - odparł.
- Co się stało?
- Coś widziałem. Ale to nie na telefon, jak mówiłem.

- … - z drugiej strony odpowiedziała mu cisza a po chwili słaby głos Hisako - dotknąłeś kogoś i coś zobaczyłeś?
- Zobaczyłem. Dużo za dużo. I to nie raz.
- Nie odbiło ci, a jeśli tak to jest nas dwoje…. muszę kończyć zobaczymy się w szkole.
- Cześć.
- Nie czekając na odpowiedź odłożył słuchawkę.

Mag 10-01-2019 10:49

Cały dzień po powrocie ze szpitala rozmyślała co się z nią działo. Miała jakieś zwidy, jakby obraz jej się rozmywał, gdy czasem na kogoś spojrzała, ale to mijało. I jeszcze te... Wizje?
Dziewczynka zupełnie nie rozumiała co się wydarzyło, gdy przytuliła mamę. Powtórzyło się to później przy powitaniu z siostrą i dziadkiem. Brat jej nie wyściskał więc nie wiedziała czy za każdym razem to się jej przytrafiało. Szczerze to sama nie chciałaby "wizja" się powtórzyła, dlatego odetchnęła z ulgą.

Pół dnia Heather przesiedziała w salonie, oglądając telewizję, choć przez większość czasu nie zwracała uwagi na to co leciało na ekranie. Myślała o tym tak intensywnie, że przez cały czas była mało kontaktowa i wydawała się być zamknięta w sobie. Mama i dziadek nie przeszkadzali jej myśląc, że po prostu jest zmęczona po tych wszystkich strasznych przeżyciach jakich doznała w wyniku wypadku. Claire tego dnia przygotowała ulubiony obiad i podwieczorek najmłodszej córki. Wszyscy domownicy traktowali ją tego dnia jak delikatne jajko. Nie przeszkadzało to dziewczynce, nawet było przyjemne, że znajdowała się w centrum ich uwagi, choć wyraźnie każde z nich nie wiedziało jak do końca się z nią obchodzić.


Heather zajadając się po obiedzie lukrowanymi ciastkami w kształcie gwiazdek, popijając do nich gorzką herbatę dla zrównoważenie słodyczy, zastanawiała się czym było to co widziała, wliczając to moment kiedy przytuliła ją pielęgniarka.
Wtedy, będąc w szpitalu miała taką niepokojącą myśl, że w tym przewidzeniu była ona. Tak jakby to, że jest cała i zdrowa było tylko jej snem, a naprawdę umierała przy tej całej aparaturze w szpitalu.
Aż zimny dreszcz ją przeszedł na samo wspomnienie.
Wiedziona dociekliwością, tak potrzebną przecież przyszłemu policjantowi, analizowała "wizje". Wkrótce doszła do wniosku, że widziała momenty śmierci, ale nie swoje tylko osób, które dotykała. To było nieprzyjemne, bo dotyczyło jej bliskich. Automatycznie zaczęła zamartwiać się o mamę, która przecież tyle pracowała i... Heather przetarła łzy, które napłynęły jej do oczu. Wstała z kanapy, zabrała miskę z ciastkami i poszła do swojego pokoju.

Tam siedziała do wieczora, a członkowie rodziny raz po raz zaglądali do niej pytając czy czegoś potrzebuje. Heather wymuszała na sobie uśmiech i mówiła, że wszystko OK i że tylko zmęczona jest. Z okna miała widok na podjazd i kiedy zaczęło się ściemniać, dziewczynka usiadła na parapecie, wyczekując powrotu taty.
Dla zabicia czasu zaczęła czytać książkę z baśniami braci Grimm, bo akurat leżała na wierzchu. Zagapiła się zupełnie, bo ze zdumioną miną spojrzała na swojego tatę, gdy ten pojawił się w drzwiach jej pokoju.
- Tato! - Zerwała się z miejsca i rzuciła ojcu w ramiona. Zupełnie zapominając o tym co się działo w takich sytuacjach...

Heather wpierw zamarła w bezruchu. Kiedy się otrząsnęła z pierwszego szoku, zaczęła się trząść jakby wyszła w samym podkoszulku na mróz. Wiedziała, że praca jej taty jest niebezpieczna, wiele razy w telewizji pokazywali jak policjanci zostają ranni, ale to w żadnym razie nie przygotowało jej do tego co zobaczyła. Pragnęła wszystko opowiedzieć tacie, ale nie była w stanie wykrztusić z siebie nawet słowa. Wtuliła się więc w ojca z całych sił. Zamknęła oczy, a łzy znów popłynęły jej po policzkach.
- Nie chcę, żebyś umarł... - wyłkała.
- Co ci przyszło do głowy maleńka? Nie umrę… przynajmniej dopóki nie zatańczę na twoim weselu. A to kupa czasu. Mam nadzieję. – Zaśmiał się ze swojego żartu ocierając jej łzy z twarzy.
- A jak ktoś ciebie zastrzeli? - wypaliła Heather, wpatrując się zapłakanymi oczami w jego twarz.
- Kto by mnie miał zastrzelić? Tutaj w Breadhouse? To nie Nowy Jork ptaszyno - odpowiedział, po czym uważniej przyjrzał córce. – Co się stało Heather? Dlaczego zadajesz mi takie dziwne pytania?
- Tatusiu, proszę ciebie, noś kamizelkę i uważaj na siebie - powiedziedziała łamiącym się głosem. - Nie idź nigdy sam jak będzie strzelanina. Nie chcę, żebyś umarł...
- Dobrze kwiatuszku. Obiecuję, że będę uważał - odpowiedział - Nie myśl już o tym
Heather pokręciła głową. Przewidzenie było tak realne i dotknęło ją tak bardzo, że wciąż dygotała.
- Obiecaj, że jak w szkole będzie strzelanina to... To... Nie dasz się zastrzelić - ciągnęła dalej, jakby dotychczasowe zapewnienia ojca wciąż jej nie usatysfakcjonowały. Dopiero po tym, gdy nieco się wygadała zaczęła powoli opanowywać swój atak paniki.
Thomas wziął córkę na ręce i zaniósł ją do jej łóżka. Położył ją i usiadł obok, głaszcząc ją po głowie, cały czas zapewniając Heather, że będzie na siebie uważał. W końcu dziewczynka zasnęła, zmęczona emocjami.

Avitto 10-01-2019 20:36

Jesse również zamknął drzwi, gwałtownie przekręcając zamek od wewnątrz. Na twarzy od dłuższego czasu był zupełnie czerwony jednak dopiero projekcja o Le Rey'u sprawiła, że jego uszy przybrały kolor ćwikły po same koniuszki. Miał wrażenie, jakby brakowało mu powietrza. Impreza powitalna nie służyła mu tak, jak powinna. Aż do jej zakończenia był przestraszony, stronił od ludzi i krył przed nimi w swoim kąciku modelarskim. Każdemu, kto się żegnał machał tylko ręką trzymając mały element masztu w pęsecie lub babrząc się w kleju. Na koniec rozebrał całą wykonaną pracę była bowiem nieudana i niechlujna.

- Mamo – zagaił w końcu jak zawsze, gdy postanowił do czegoś się przyznać. Pani MacCarthy zastrzygła uszami.
- Tak? - Ponagliła i złapała syna za dłoń przyciągając go do siebie.


Jesse siedział przy prostokątnym stole i spoglądał ukradkowo na troje swych towarzyszy. Obrączka błyszczała na jego szczupłej, prawej dłoni. Zza drzwi za plecami dobiegał stłumiony szum wielu głosów.
- Zwłoki Axela Kramera zniknęły. Jego zbroja wyglądała jak stratowana przez tabun dzikich koni. Po ziemi zaś biegły setki białawych, odbijających blask ognia strużek wody. Wszystkie miały jeden cel – gromadziły się wokół zwłok martwego ogara Khorne'a w formie mydlanej bańki. Wielkiej, mydlanej bańki. Bańka z każdą sekundą rosła na wszystkie strony aż osiągnęła wymiar przeciętnej dwukółki. Jakby tego było mało truchło wilczycy wewnątrz bańki zaczęło... Latać. Unosiło się bezwładnie i falowało delikatnie z każdym drżeniem bańki - opowiadał niskim głosem szatyn w szarej koszulce.
Odpowiedział mu inny, w tiszercie z logiem Superman'a.
- Zbliżam się do dziwnego tworu. Nie odzywam się przy tym.
- Można było jedynie zgadywać czy kierowała tobą ciekawość czy też wskazówki otrzymane od boga śmierci. Znalazłeś się we wnętrzu bańki. Nagle twoim ciałem wstrząsnął skurcz bólu.

Azjatyckiej urody mężczyzna w czerwonej koszuli nagle zgasił światło. Za drzwiami zagrała głośna muzyka. Jesse krwawił w ciszy z podciętego gardła.

- No?
- Nie czuję się dobrze, mamo. Ta stara pani w szpitalu dała mi tabletki, po których śnią mi się filmy.
- Jakie znowu filmy, co ty mówisz?
- Podglądałem przez szparę w drzwiach jak z tatą oglądaliście „Czerwonego smoka” i...
- Jesteś jeszcze za mały na takie...
- Ale jak mnie ktoś dotknie to ja właśnie takie filmy mam w głowie!
- Jesse, o czym ty mówisz -
wtrącił się wracający z łazienki pan Bullington, a Sarah złapała syna ponownie, by go przytulić.
Jesse nie wiedział jak uciec. Zamknąć oczy, nie zamykać, odepchnąć matkę czy paść na podłogę. Szybko jednak okazało się, że kluczową informację o swym nowym stanie umysłu uzyskał dopiero, gdy ponownie dotknął tę samą osobę.

waydack 11-01-2019 15:44

HEATHER


-Tylko Bóg wie jaka czeka nas przyszłość. Nie znamy wyroków boskich, ale musimy się zdać na mądrość naszego Pana. W tym wszystkim jest jakiś cel. Plan wielkiego Stwórcy. Czasem wydaje się nam niesprawiedliwy, czasem wręcz okrutny a jednak musimy wierzyć, że to wszystko ma jakiś sens. Że kiedyś wszyscy, niezależnie od tego kiedy Jezus wezwie nas do siebie, zasiądziemy do wiecznej uczty u jego boku! -
Ojciec Joshua Nelson przemawiał żarliwie z ambony choć jego słowa chyba nie przyniosły rodzinie Abby ukojenia. Matka i ojciec siedzieli przed trumną dziewczynki szlochając w chusteczki. Heather wciśnięta w ławce między swoją koleżankę Christine i Richarda słuchała kazania z pewnym niepokojem. Czy na pewno tylko Bóg zna przyszłość?

Trzy dni wcześniej.

Kiedy dzieci poszły już spać, usiedli w kuchni by szczerze porozmawiać. Nie wiedzieli, że Heather siedzi na stopniach i podsłuchuje. Dziewczynka wciąż nie mogła zasnąć, a kiedy wyszła do łazienki za potrzebą usłyszała głosy rodziców. Nieładnie było podsłuchiwać, ale nie mogła się powstrzymać, w końcu przecież rozmawiali o niej.
- Aresztowaliście kogoś?
- Kogo? To nie była niczyja wina Claire. A nawet jakbym się uparł…nie chce, żeby Barkerowie mieli jakieś kłopoty. Przecież ich dzieciak też prawie zginął w tej rzece.
Heather usłyszała głośnie westchnięcie swojej mamy.
- A ten kierowca?
- Felix Finch? Był trzeźwy, zeznał prawdę, widzieliśmy ślady hamowania przy moście. Tylko że…
- Co kochanie? No powiedz, o czym myślisz?
- Widziałem jak wyciągali tą furgonetkę z rzeki. Leżała pięć metrów na dnie. Spadła ze skarpy, już sam upadek mógł ich zabić. A oni wszyscy…żadnemu nic się nie stało. Żadnego draśnięcia. Heather przecież nawet za dobrze nie umie pływać, jak poradziła sobie z prądem?
- Może ten Finch jej pomógł?
- Mógł uratować jedną, dwie osoby. Ale całą piątkę? Nie zdążyłby ich wyciągnąć.
- Za dużo o tym myślisz kochanie.
Na chwilę zapadła cisza i Heaher myślała, że rodzice skończyli już rozmawiać usłyszała.
- Zastanawia mnie ten Felix Finch. Sprawdziłem go w bazie i wiesz co się okazało?
W tym momencie jeden ze stopni po stopą dziewczynko brzydko zaskrzypiał. Heather wiedziała, że nic więcej nie podsłucha i uciekła z powrotem do pokoju, nie chcąc by rodzice ją przyłapali.

JIMMY


Jimmy skończył właśnie rozmawiać przez telefon z Hisako, kiedy usłyszał dzwonek do drzwi. Kiedy je otworzył w progu stała Dona.
- Cześć Jimmy, są twoi rodzice?
Dona przyniosła kosz pełen kwiatów i czekoladek. Jak później dowie się Jimmy od Martiego, jego siostra postanowiła wydać wszystkie swoje kieszonkowe żeby zadośćuczynić krzywdę jaką wyrządziła. To jednak nie spotkanie z rodzicami najbardziej zainteresowało trzynastolatka. Z pokoju swojego okna widział jak dziewczyna wychodzi z ich domu a po chwili wybucha płaczem. Najwyraźniej rozmowa z Thompsonami nie poszła po jej myśli. Z garażu wyszedł Michael.
- Cześć Dona
Dona widząc chłopaka szybko rękawem otarła łzy z policzków.
- Cześć… Matthew
- Michael – poprawił dziewczynę brat Jimmiego - Chodzimy razem na biologię i angielski.
- Przecież wiem – Dona, której makijaż się rozmazał próbowała zrobić wszystko, żeby nastolatek nie zobaczył jej w takim stanie, więc odwróciła głowę, próbując na niego nie patrzeć.
- Nie przejmuj się tak tym wypadkiem. To nie twoja wina.
- Wiem, że próbujesz mnie pocieszyć, ale oboje znamy prawdę. Spieprzyłam sprawę.
- Ale żałujesz. To się chyba liczy, nie? Nie jesteś taka zła jak ci się wydaje.
Dona popatrzyła na Michaela wyraźnie zaskoczona jego słowami.
- Dziękuję, że tak uważasz.
Dziewczyna po raz pierwszy się uśmiechnęła.
- Miło się gadało. To na razie – pożegnała się, będąc wyraźnie w lepszym humorze.
- Zaczekaj! Przyszłaś tu na piechotę? Podwiozę cię – zaproponował Mike.
- Nie trzeba.
- Nalegam.
Po chwili Jimmy obserwował jak samochód Thompsonów wyjeżdża z podjazdu. Chcąc nie chcąc chłopiec przypomniał sobie jak czule ocierał dłońmi swojego brata łzy z policzków przerażonej dziewczyny. „Uspokój się kochanie, bo nas usłyszy”.

MARTY


Marty nie mógł usiedzieć w domu. Był naprawdę zaniepokojony swoim stanem. Najpierw się cieszył, że wyostrzył mu się wzrok a potem zaczął widzieć te dziwne poświaty wokół ludzi. Doszły do tego wizje. Tą najstraszniejszą zobaczył, kiedy dotknął swojej siostry. Teraz siedział na werandzie, odbijając piłeczkę tenisową od podłogi i bijąc się z myślami. Dona wyszła z domu a rodzice oglądali w salonie telewizję, próbując wrócić do normalności.
- Cześć Marty.
Zielona piłeczka potoczyła się po deskach i wypadła przez szczelinę w szczeblach. Albert Hauser stał przy ogrodzeniu i uśmiechał do trzynastolatka.
- Wczoraj pukałem, ale nikt nie otwierał.
Nie wiedzieć co bardziej przeraziło Martiego. Słowa starca czy aura, która go otaczała. Brzydka, ciemnoszara, prawie wchodząca w czerń.
- Ale nic straconego Marty. Jeszcze sobie pogadamy. Mam nadzieję, że nie wspomniałeś nikomu…wiesz o czym?
Nim Martin zdążył odpowiedzieć na podjazd wjechał samochód Thompsonów. Hauser odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie, znikając na swojej posesji.
Tymczasem roześmiana Dona wyszła z samochodu Thompsona. Za kierownicą siedział Michael, starszy brat Jimmiego. Nastolatka nachyliła się do szyby. Wyglądała jakby nie miała wcale ochoty kończyć przejażdżki.
- Dzięki za podwózkę Michael.
- Nie ma sprawy.
- To co…widzimy się jutro w szkole?
- Na angielskim i biologii.
Dona pomachała chłopakowi i ruszała w stronę wyjściowych drzwi. Martin zwrócił uwagę na jej uśmiech, ale na coś jeszcze. Wydawało mu się, że aura otaczająca Donę stała się trochę jaśniejsza.

HISAKO


Hisako chcąc nie chcąc poznała dokładnie szczegóły okoliczności śmierci małej Abby McGill. Pani Ishihara siedziała na telefonie rozmawiając z pielęgniarką, która pracowała w szpitalu Breadhouse i miała informacje z pierwszej ręki. Późnym popołudniem dziewczynka dostała zapaści, zaczęła dusić, przestała oddychać. Reanimował ją dr. Kushir. Co najbardziej przerażało Fumiko to to, że Abby praktycznie zmarła na oczach swojej matki.
- Pielęgniarki musiały ją siłą wyciągnąć z sali – opowiadała z przejęciem swojemu mężowi a trzynastolatka siedząca przy stole chłonęła każde jej słowo. Wyglądało jakby pani Ishihara streszczała ten okropny koszmar, który nawiedził Hisako, gdy żegnała się z małą pacjentką.
Bunty nie wydawał się zbytnio zainteresowany. Oczywiście współczuł kobiecie, nie był okrutnikiem bez serca, lecz emocje trzymał tak głęboko w sobie, że czasem wydało się, że urodził się bez układu nerwowego.
- Dzwonił tu dzisiaj ten Thompson. Powiedziałem mu, co o nim myślę. Dobrze ci radzę Hisako, nie zbliżaj się do tych chłopaków. Ja nie żartuję.
- Bunta, proszę, ona to wie. Daj już jej spokój – poprosiła Fumiko a stara Nanami jej zawtórowała.
- Miej dla niej serce synu. Pamiętaj, że kiedyś możesz powiedzieć o dwa słowa za dużo a potem tego żałować.
Buntu ukłonił się matce z szacunkiem ale i tak swoje wiedział. Jednak wieczorem, gdy Hisako kładła się spać, mężczyzna przyszedł do pokoju i usiadł przy jej łóżku.
- Próbuję cię tylko chronić Hisako. Ten kraj…ci ludzie…nie chcę, żebyś się stała taka jak oni. Głupia, próżna i niehonorowa. Wiedziałaś, że twój prapradziad był samurajem? Jesteś lepsza od tego Thompsona. Szanuj swoje dziedzictwo.
Pogłaskał ją po głowie a ona nagle przeniosła się znów w inne miejsce i koszmar zaczął się od nowa. Siedziała na stołku barowym, w głowie jej się kręciło a w ustach czuła wymioty i obrzydliwy zapach, który musiał być barmanem krzyczał
- Hej kolego? Może już ci na dziś wystarczy!?
- To moja wina – wybełkotała Hisako łamiącym się głosem swojego ojca – Próbowała mi powiedzieć…ostrzec…A ja…ja…Ten skurwysyn zabił moją córeczkę przez mnie.
- Opowiadałeś to już ze sto razy. Wracaj do domu.
- Nie mam już domu.
W tym momencie Hisako poczuła uderzenia gorąca, runęła ze stołka na ziemię. Czuła jak wymiociny zalewają jej usta.
- Hej, człowieku, co ci jest!? Kurwa, niech ktoś wezwie karetkę! – słyszała krzyk barmana, który stawał się coraz cichszy, aż wszystko zgasło.
Buntu puścił córkę a Hisako przerażona otworzyła oczy. Znów znajdowała się w swoim łóżku.
- Śpij dobrze – Mężczyzna wyszedł zamykając za sobą drzwi.

JESSE


Rodzice byli naprawdę zaniepokojeni zachowaniem Jessiego. Na tyle, że rozważali czy nie zawieźć go z powrotem do szpitala. Ojciec znalazł w książce telefonicznej numer do Tappingów.
- Czy wasza córka ma podobne objawy? Nie zauważyliście? No nic…może mu przejdzie. Dobranoc.
Matka nie dawała za wygraną i upierała się by Jessiego jednak zbadał lekarz.
- Ale ja nie mogę prowadzić! Piłem! – przyznał się w końcu pan Bullington, który jak się okazało skorzystał z okazji do spotkania z dziadkiem i trochę sobie pofolgował, oczywiście w tajemnicy przed żoną. Po chwili jednak Sarah McCarthy-Bullington znalazła rozwiązanie. Wyszła z mieszkania i wróciła za chwilę z…Barneyem Le Rey.
- Ubieraj się Jesse. Pan Barney zawiezie nas na izbę przyjęć.
Czy Jesse żałował, że powiedział swoim rodzicom, że dzieje się z nim coś złego? Na pewno był przestraszony widząc gładko ogoloną, uśmiechniętą twarz swojego sąsiada. Dopiero teraz, przyglądając mu się z innej perspektywy widział, że uśmiechają się tylko usta a oczy są zimne i czujne. Le Rey nosił na twarzy maskę, ale wydawało się, że tylko Jesse to zauważa. A może to jednak były halucynacje? Może faktycznie ktoś go naćpał prochami w szpitalu?
Jadąc na izbę przyjęć Sarah streściła sąsiadowi przebieg ich rozmowy z synem.
- Naprawdę Jesse, jak kogoś dotykasz, widzisz filmy w głowie? A jaki film widziałeś jak się żegnaliśmy?
Resztę drogi umiliła im muzyką, którą Barney puścił w radio.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=CX45pYvxDiA[/MEDIA]
Na izbie przyjęć, chłopca zbadała młoda rezydentka, pełniąca nocny dyżur. Gdy tylko dotknęła Jessiego, ten od razu przeniósł się do szpitalnej sali. Czuł, że zmęczony zasypia w łóżku a po chwili wizja się skończyła i młody Bullington wrócił ciałem i duchem do lekarskiego gabinetu.
- Chłopcu nic nie dolega. W szpitalu podaliśmy mu tylko leki uspokajające – zapewniała lekarka - Może powinniście państwo skorzystać z pomocy psychologa? – zaproponowała.
- Tak zrobimy, ubieraj się Jesse – powiedziała matka.
Gdy wracali do domu, Barney Le Rey przez dłuższy czas milczał. W końcu jednak przerwał ciszę.
- Teraz jak sobie przypominam, to faktycznie byłeś przestraszony gdy się żegnaliśmy. Jakiś film zobaczył Jesse? Mam nadzieję, że nie żaden horror? Jesteś jeszcze za młody, żeby oglądać takie filmy.
Jessie zauważył jak Barney przygląda mu się w przednim lusterku. Tym razem się nie uśmiechał.


***



Jeśli wydawało im się, że staną się szkolną sensacją mocno się rozczarowali. Niewiele osób zdawało sobie sprawę z wypadku, za to wszyscy żyli sobotnim festynem. Bliźniacy Todd i Tadd dzielili się swoimi wrażeniami z „El Diablo”. Byli jednymi z tych, którym mimo ograniczeń wiekowych udało się oszukać system.
- Mamy takiego wujka w Pentagonie, co nam wydrukował fałszywe legitymacje – tłumaczyli i o dziwo, niektórzy naprawdę im wierzyli. Nawet w to, że wujek ten nazywa się Mark Hammil.

Patrick, Rick i Dennis przemykali szkolnymi korytarzami jakby nosili wory pokutne. Gdy zauważyli Jessiego minęli go jakby w ogóle go nie znali. Martiego też nie ruszali, wydawało się, że to jedyna zaleta, tego, że przyjaciele wpadli do rzeki. Szkolni oprawcy zostawili ich w spokoju, przynajmniej na razie.

Szkołę szybko też obiegła plotka, że Dona Barker zerwała z Derekiem Flanninganem. Dzieciaki widziały jak Derek łaził za nią i próbował coś tłumaczyć, ale siostra Martiego kompletnie go zlewała. Podobno na lekcji biologii, Jennifer Lumis przekazała Michaelowi Thompsonowi liścik, który napisała do niego Dona. Jennifer przysięgała, że to prawda, ale nikt w to nie wierzył. Po co najfajniejsza dupa w szkole średniej miała by pisać do kogoś takiego jak Mike Thompson?

Heather w ogóle stała się niewidzialna. W jej szkole wszyscy mówili tylko o zmarłej Abby. Przy jej szafce leżały kwiaty i laurki a Abby uśmiechała się do uczniów z czarnobiałego zdjęcia. Jedenastolatka zdała sobie sprawę, jak niewiele brakowało, by i jej zdjęcie wisiało na szkolnym korytarzu. W południe odbył się na sali gimnastycznej apel. Cała szkoła podstawowa miała uczestniczyć w pogrzebie ośmiolatki, który odbędzie się w środę.

Hisako i Jimmy umówili się po zajęciach, dali reszcie przyjaciół znać, gdzie będą na nich czekać. Siedzieli na jednej z trybun szkolnego stadionu.
[MEDIA]http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/6/62/Medlar_Field_INSIDE.jpg/800px-Medlar_Field_INSIDE.jpg[/MEDIA]
Na murawie odbywał się trening, Derek Flanningan stał na bazie, z pałką a miotacz co chwila ciskał piłkami w jego kierunku. Derekowi nie szło, nie odbił ani razu, najwyraźniej skupiony na innych rzeczach niż trening.

Kerm 13-01-2019 13:09

Zamknięcie się w pokoju i unikanie rodziny tudzież wszystkich ludzi zdało się Jimmy'emu pomysłem kiepskim. Być może sprawdziłoby się to na krótką metę, ale przecież nie mógł do końca życia izolować się od świata.
Nie mówiąc już o tym, że - jeśli wizje były prawdziwe - to warto się było przekonać, czy nie uda się czegoś zdziałać, by je zmienić.
Ale problem skupiał się na dwóch kwestiach - CZY się da, oraz JAK to zrobić (gdyby odpowiedź na pierwsze pytanie była poprawna).

Wymknął się po cichu z domu, by pobawić się z Kingiem.
No i okazało się, że i na zwierzęta działają wizje. Gdy dotknął psa dłonią w bejsbolowej rękawicy, nic się nie stało. Ale gdy go potem pogłaskał... znalazł się nagle na zimnym stole, a nad nim pochylała się doktor McCarty z czymś błyszczącym w dłoni. A potem było ukłucie... i ciemność.

Odczucie, chociaż nie pierwsze takie, do przyjemnych nie należało i Jimmy nie tęsknił do kolejnych takich przeżyć. Ale gdy zobaczył Donę, był w stanie pomyśleć tylko o jednym - o scenie z biblioteki szkolnej.
Ale Dona i Mike? Nie o wiary...

- Hej, Dona - przywitał się z dziewczyną. A że przy okazji podał jej rękę na znak, że nie żywi do niej pretensji, ponownie znalazł się w bibliotece. Zalany łzami i wtulony w swego brata czekał na zbliżającą się śmierć... A potem był ktoś w masce. Huk.
I koniec.
- Wejdź. - Zrobił krok w bok. - Są w salonie. - Wskazał ręką.
A potem patrzył, jak korytarzem idzie najfajniejsza laska w szkole, nieświadoma losu, jaki ma ją spotkać.

I on, wiedząc o tym, co ma się stać, miał siedzieć z założonymi rękami? Prędzej trupem padnie.
Mniejsza zresztą o Donę. Przede wszystkim chodziło o Mile'a.
No i może tatę też by się dało ocalić?

Musiał porozmawiać z innymi. Nie tylko z Hisako.

Obca 14-01-2019 19:12

Hisako przyszła w umówione miejsce, przywitała się słownie. Mimo że jej przyjaciele byli chyba jedynymi osobami wobec których witała się jak na nią wielce wylewnie to tym razem trzymała się na dystans od wszystkich.
Z wizji jej ojca zrozumiała, że ona też umrze i wydawało jej się że niedługo, ale strach przed tym co się działo tłumił ciekawość.
- Nie mam zbyt dużo czasu - powiedziała. - Mam na was szlaban znaczy na ciebie, ciebie i ciebie - powiedziała zwracając się do Heather, Jimmiego i Martiego.
- Nie wiem jak wy - Jimmy spojrzał na Heather i Martiego - ale po tym wypadku widzę rzeczy, których widzieć nie chcę. Jeśli macie tak samo, to zostańcie, jeśli nie, to lepiej będzie, jeśli zostaniemy z Hisako sami.
- Dlaczego na mnie!? - obruszyła się Heather słowami Japonki. - Przecież ja mówiłam że trzeba iść do mnie - burknęła mrużąc oczy, ale jej uwagę odwróciła wypowiedź Jima. - Jakie rzeczy... ? - zapytała z wahaniem, obawą ale również nadzieją.
- Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego... - odparł Jimmy. - Nie chcieliśmy tam jechać, ale tego niektórzy nie biorą pod uwagę. Daj rękę...
Heather aż się cofnęła po propozycji kolegi, w końcu cały dzień umyślnie unikała wszelkiego kontaktu fizycznego z osobami w otoczeniu.
- No nie wiem... - powiedziała niepewnie.
- Boisz się czegoś...? - spytał ją Jimmy. - No chyba nie mnie...? Nie rozsiewam zarazy...
- Co masz tak samo jak Hisako? - odparła Heather, nie chcąc się zbliżyć do Jimmy'ego.
- Ciekawość... i tak dalej. Hisako? Powiemy jej mimo wszystko?
- Lepiej się nie dotykać nawzajem – odezwał się Marty. – To co zobaczymy, może nam się nie spodobać.
- Zobaczyłem coś, co mi się bardzo nie spodobało, i dotyczyło to między innymi twojej siostry - wypalił Jimmy.
- A ja... a ja... widziałem twojego brata - przyznał Marty.
- Tylko nie mów, że w bibliotece... - Jimmy'emu jakby zabrakło tchu.

Kerm 17-01-2019 21:51

Marty przytaknął a jego oczy niemal zaszły łzami.
Heather przyglądała się im skonsternowana ich rozmową. Z początku myślała, że Jim sobie żartuje, w końcu biblioteka to nie jest miejsce gdzie jego siostra by się pokazała, ale mina Martiego od razu dała do zrozumienia, że mówią serio.
- Widzieliście to... Jak ich dotknęliście? - zapytała cicho.
Marty znów skinął głową.
- Sukinsyn w masce - powiedział cicho Jimmy, zapominając o tym, że tak matka, jak i ojciec, surowo zabronili mu używania takich słów. A w szczególności w pobliżu młodszych.
Heather w jednej sekundzie pobladła na twarzy.
- W masce... Taki ktoś zastrzeli mojego tatę... - szepnęła, w obawie że załamie jej się głos.
- Tak. Miał maskę. I strzelbę - przypomniał sobie młody Barker.
- Przypomnij sobie jakieś szczegóły... - poprosił Jimmy. - Mój brat nie raz zalazł mi za skórę, ale nie chcę by zginął z rąk jakiegoś szaleńca.
Tapping wzdrygnęła się i skuliła, chowając ręce do kieszeni bluzy. Zamknęła oczy, mocno zaciskając powieki.
- Tak... To będzie w szkole... Dużo ludzi zabije... Widziałam całe korytarze w trupach... - otworzyła oczy. - Strzeli mu w plecy i... Później w głowę…
- Nie pamiętam aż tak dużo szczegółów. Widziałem twojego brata, głaskał mnie…tfu… Donę i uspokajał. Ale przecież oni nawet nie są razem. Moja siostra gustuje w…
- Marty spojrzał w kierunku boiska. Flannagan rzucił wściekle kijem bejsbolowym o ziemię po kolejnej nieudanej próbie odbicia piłki.
- Może coś się... - Jimmy wykonał dłonią falujący ruch - ...odmieniło. Od wczoraj. Jak sądzisz, dlaczego nasz as bejsbolowy jest taki wściekły? Dona... Była u nas, a Mike ją odwiózł...
- Powiedzieliście o tym rodzicom?
- wtrąciła się Heather.
Marty pokręcił głową.
- Przecież i tak by nie uwierzyli. A już na pewno nie mi.
- Wylądowałbym w szpitalu pod czujnym okiem siostry oddziałowej
- odparł Jimmy. - A jeszcze życie mi miłe. Albo by pomyśleli, że się do trawki dorwałem i miałem odlot.
- Ja powiedziałam
- przyznała się Heather i wzruszyła ramionami. - Ale tylko tacie.
- I co?
- Nie wiem
- dziewczynka znów wzruszyła ramionami. - Jak mu to powiedziałam to tak się popłakałam, że zasnęłam... A później już o tym nie rozmawialiśmy. Ale chyba zaczął nosić kamizelkę... - dodała bardziej na pocieszenie samej siebie.
- Szkoda, że na podstawie wizji nie umiemy ustalić daty - powiedział Jimmy. - Wiemy, że się jeszcze uczą. W naszej szkole.

Mag 18-01-2019 10:05

- Ile jeszcze im zostało? - zapytała dziewczynka i wbiła spojrzenie w rękę Martiego. Mocno się wahała, ale w końcu wyciągnęła dłoń z kieszeni i sięgnęła ku koledze.
Heather znalazła się w ciemnościach, słyszała piski i płacz, mogła przysiąść, że w tych piskach słyszy też swój głos. Wymacała plastikową klamkę, ale coś napierało na drzwi od zewnątrz. Mrok wydawał się gęstnieć, a powietrze zamarzać. Czuła jak samochód, bo domyśliła się, że znajduje się w aucie, furgonetce, opada powoli na dno rzeki. Szum rwącej wody był nie do zniesienia, niemal zagłuszał ich piski. Usłyszała dźwięk rozbijanej szyby a potem woda, hektolitry czarnej, zimnej wody zaczęła wlewać do środka. Czuła ją pod dłońmi i kolanami, na których pełzała na czworaka w tych upiornych ciemnościach. Kaskady wody wlewały się do środka rzucając nią o tylne drzwi furgonetki. Po chwili zanurzona byli już po pas, próbowała dostać do kabiny, ale w ciemnościach, wszyscy tratowali się nawzajem, każdy chciał być tym, który pierwszy opuści pojazd. . Gdy poziom wody sięgnął szyi mogła już tylko próbować się utrzymywać na powierzchni lub nurkować. A nurkując wpadła na pływające palety, nogi wierzgających kolegów uderzały ją po głowie i w plecy. Co chwili nie miała już dokąd uciec, woda wypełniła całą furgonetkę od podłogi aż po sufit. Powietrza w płucach wystarczyło na minutę, a potem zamiast życiodajnego tlenu przez jej gardła zaczął przelewać się zimny, mulisty płyn. Dusiła się a po chwili wszystko się skończyło i znów była na stadionie razem ze swoimi przyjaciółmi.

Kiedy dłoń dziewczynki spoczęła na jego dłoni, Marty znalazł się nagle w ciemnościach. Dotykając zimnych ścian, domyślił się, że znajduje się w furgonetce. Czuł jak po głowie spływało coś lepkiego gorącego i nie może ruszać jedną ręką, z której promieniował okropny ból. Piszczał głosem małej dziewczynki, darł się w niebogłosy wzywając pomocy, ale szum wody wydawał się zagłuszać te piski. Usłyszał dźwięk rozbijanej szyby a po chwili do środka zaczęła wlewać się woda. Popchany przez potężny strumień poleciał do tyłu, uderzył głową o coś twardego i runął na ziemię. Próbował się podnieść, krzyczeć, ale woda już zalewała mu usta. Poczuł jej lodowaty dotyk w gardle, zaczął dusić, jeszcze raz próbował podnieść, ale nie miał siły i upadł na brzuch a po chwili zaczął odpływać w nicość. Gdy Heather puściła jego rękę, znów był na trybunach, próbując złapać oddech.
- O nie - syknęła Heather i odskoczyła od Martiego jak poparzona. - Naprawdę umarliśmy... - Złapała się za głowę. - Podsłuchałam moich rodziców... Tata mówił, że widział jak wyciągali ciężarówkę... Że to niemożliwe, że nic nam nie jest…

- Chwilowo odechciało mi się sprawdzać... - powiedział Jimmy, spoglądając na dwójkę przyjaciół. - Skoro ty umarłaś, to my też... Ale ja się czuję żywy. Co więc? Śmierć... jak to się zwało...? Taka, po której się znowu żyje? - Spojrzał na Marti'ego, który wszak znał mnóstwo nikomu niepotrzebnych słów.
- A co, nie chodzisz do kościoła? – odpowiedział pytaniem na pytanie Martin, wciąż wyraźnie wstrząśnięty tym co zobaczył.
- Co...? - Jimmy nie zrozumiał, o co Marti'emu chodzi.
- Zmartwychwstanie. Chodzi ci o zmartwychwstanie? -
- Jaja sobie ze mnie robisz? - Jimmy pokręcił z niedowierzaniem głową. - Wiem, co to jest zmartwychwstanie. Ale nie sądzę, by o to teraz chodziło. Mi w każdym razie nie o to chodzi. Wiesz... Pacjent umiera, a potem lekarze sprawiają, że znów żyje. To nie jest zmartwychwstanie, tylko śmierć... jakaś tam.
Martin klepnął się po głowie.
- Reanimacja! Tak Jimmy, masz rację, to musi być to!
- Jak podsłuchiwałam rodziców to twierdzili, że ten chłopak nie miał szans nas uratować - ostudziła ich zapał Heather. - Chyba moi rodzice myślą, że to tylko cud, że żyjemy…
- Ja też myślę, że to cud - odparł Jimmy, któremu słowo reanimacja nijak nie pasowało, ale wolał nie kontynuować tematu. - Ale nie mam nic przeciwko cudowi. Ważne, że żyjemy.
- Mój ojciec zapije się, bo umarłam... znowu - powiedziała Azjatka patrząc na zegarek. - Powinniście znaleźć Jessiego, na pewno dzieje się z nim to samo. Ja muszę już iść. Powodzenia.
- Chwila, Hisako... - Jimmy uniósł rękę, chcąc zatrzymać przyjaciółkę. - Ale... Może jednak spróbujemy? Może nie tylko ciebie czeka druga śmierć? Ja cały czas byłem przekonany, że to morderca będzie na nas polować...
- Nie - powiedziała stanowczo Hisako. - Nie chcę patrzeć jak umierasz, nie chce wiedzieć jak którekolwiek z was umiera.
- A czy wiesz, że za drugim razem to już nie musi zadziałać? - spytał Jimmy. - Chociaż rozumiem. Ale ja chcę ocalić mojego brata. I zrobię wszystko w tym celu.
Hisako popatrzyła na Jimmiego.
- Nie wiem jak się czujesz z tą wiedzą, ale czy uważasz że nasze chodzenie i dotykanie każdej osoby w szkole, bo być może coś zauważyła, jest rozsądne? Naprawdę chcesz, by Heater widziała takie rzeczy? - Hisako przerwała, bo nie mogła oczekiwać od przyjaciela, że nic nie zrobi. Spojrzała na zegarek i z przykrością dodała. - Naprawde musze już iść do zobaczenia jutro. - zostawiając ich poczuła się trochę jak zdrajca.
- Na razie Hisako - odparła Tapping odprowadzając koleżankę spojrzeniem. - No i jeszcze coś jest nie tak z tym chłopakiem co prowadził, ale już tego nie dosłyszałam…
- Heather... Mówiłaś o strzelaninie w szkole. Może twój ojciec zginął w tym samym czasie, co Mike i Dona? - Jimmy dopiero teraz skojarzył fakty. - Nie widziałaś jakiegoś kalendarza? Tablicy ogłoszeń? Cokolwiek?
Dziewczynka pokręciła głową. To co wtedy widziała było tak makabryczne, ale spróbowała przypomnieć sobie cokolwiek o co pytał Jim. Niestety nic z tego nie potrafiła spostrzec we wspomnieniach.
- Nie poznaję osób leżących na podłodze… - odparła mówiąc o zastrzelonych przez mordercę w masce. - To się dzieje chyba w gmachu waszej szkoły - dodała patrząc na przyjaciół, bo ona jako jedyna z nich chodziła jeszcze do innej szkoły. - Może jakbyście mnie oprowadzili to bym poznała gdzie to było...


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:29.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172