14-02-2019, 19:57 | #11 |
Reputacja: 1 | Evelyn w kostnicy nie odezwała się ani słowem, jedynie przysłuchując się rozmowie Noemie i dwójki mężczyzn i analizując sposób jej pracy w terenie - w końcu mogła się czegoś nauczyć od bardziej doświadczonej agentki, która zresztą dowodziła ich zespołem. |
14-02-2019, 22:29 | #12 |
Konto usunięte Reputacja: 1 |
|
14-02-2019, 22:50 | #13 |
Kapitan Sci-Fi Reputacja: 1 | Spacer do hotelu był całkiem przyjemnym doświadczeniem. Woods, jako rodowity Anglik, był przyzwyczajony do złych warunków atmosferycznych, a więc chłód i wilgoć w powietrzu mu nie przeszkadzały. Właściwie nawet wolał taką pogodę od upalnych letnich dni, gdy umysł odmawiał współpracy i żądał przerwy. Rześkie powietrze pomagało zaś w myśleniu, a agent miał wiele spraw do przemyślenia. Nim dotarł na miejsce zdążył spalić dwa kolejne papierosy. Jego wizyta na komisariacie przebiegła z grubsza tak jak przewidział. Nie udało mu się zdobyć żadnych informacji, bo i policja żadnych nie posiadała, było jeszcze za wcześnie. Nawiązał jednak kontakt, pokazał gospodarzom, że Anglicy nie mają zamiaru pałętać się po ich terenie jak po swoim i położył podwaliny pod przyszłą współpracę. Czy jednak Francuzi faktycznie wykażą się taką ilością dobrej woli, na jaką można było liczyć po rozmowie z Blaichetem, nie wiedział. W zasadzie szczerze w to wątpił, rzadko można było spotkać kogoś, kto darzy szacunkiem wywiad. Co dopiero obcy wywiad, który włazi temu komuś z buciorami w kompetencje. W hotelu w pierwszej kolejności skierował się do recepcji, gdzie przedstawił się by otrzymać klucz do swojego pokoju. Po braku dwóch kolejnych na ściance za plecami recepcjonisty poznał, że obie panie dotarły tu przed nim. Zamiast więc do swojego pokoju, udał się do tego należącego do Faucher. Zastukał cicho do drzwi, poczekał na dobiegające ze środka „Proszę”, dopiero wówczas nacisnął klamkę i wszedł. Ledwie pozbył się kapelusza i płaszcza, które powiesił na stojącym przy drzwiach wieszaku, i usiadł w fotelu, szefowa zespołu zapytała o jego wizytę na komisariacie. Odpowiedział zupełnie szczerze: - Niczego się nie dowiedziałem – przysunął do siebie stojącą na stole popielniczkę. - Tylko tego, że nic nie wiedzą, jest jeszcze za wcześnie. Sam musiałem im sprzedać kilka informacji w ramach gestu dobrej woli. Nic istotnego, nazwiska i rysopisy zaginionych – przerwał na chwilę, ale ponieważ nikt się nie odezwał, kontynuował. - Oficer zastępujący komendanta, niejaki Blaichet, był bardzo miły, obiecywał daleko idącą współpracę i takie tam zwyczajowe banialuki. Oczywiście obiecałem mu to samo. Zostawiłem im też kontakt na ten hotel. Gdy temat się wyczerpał, a Hawthorne wciąż się nie zjawiał, Woods obrócił się w kierunku młodej. Spojrzał na nią badawczo i spytał obojętnym tonem: - No i jak wrażenia z kostnicy? - Kostnica jak kostnica, nic nadzwyczajnego, panie Woods - odpowiedziała z miłym uśmiechem na twarzy, który jednak po chwili zniknął. - Niestety, ci którzy odeszli nie zawsze są skorzy do rozmowy. Szczególnie, gdy tematem rozmowy ma być ich własna śmierć - dodała nieco ponurym tonem. „Kostnica jak kostnica”, no proszę. A on myślał, że dziewczyna ma słabe nerwy. Chyba jej nie doceniał. Znów przeszło mu przez myśl, że pod tą delikatną powłoką kryje się coś więcej niż można się było spodziewać. - No trudno – powiedział oschle. – Ale nazywam się Cromwell i radzę ci o tym nie zapominać. Hawthorne'a wciąż nie było widać, pewnie miał sporo roboty na miejscu zbrodni. Zdaniem Woodsa to właśnie tam powinni wysłać dwójkę agentów. No, ale stało się inaczej. W każdym razie można to było wykorzystać. Gdyby tylko pozbyć się na chwilę młodej... Zwrócił się do Evelyn raz jeszcze, tym razem bardziej uprzejmym tonem: - Czy byłabyś na tyle miła i kupiła mi papierosy? – ręką bawił się popielniczką, przesuwając ją po stole w tą i z powrotem. Dziewczyna zgodziła się od razu. Gdy wyszła, odczekał jakąś minutę, upewniając się czy nagle nie wróci. Potem wyciągnął z wewnętrznej kieszeni otwartą paczkę Lucky Strike'ów i wyciągnął w kierunku Noemie. - Zapali pani? – spytał. - Dziękuję, nie palę – padła grzeczna odpowiedź. Woods cofnął rękę, zawahał się przez moment, po czym schował papierosy żadnego nie wyciągając. - Mam pewną propozycję – zaczął ze wzrokiem wbitym w przeciwległą ścianę, ale szybko przeniósł go na szefową zespołu. - Jednakże wziąwszy pod uwagę charakter naszej misji, może się ona okazać dość ryzykowanym zagraniem. Posiadam w mieście parę kontaktów, które mógłbym uruchomić w celu zwiększenia liczby naszych oczu i uszu. Ostrzegam jednak, że nie wiem ile by nam z tego przyszło i czy w ogóle cokolwiek, na dodatek wzrosłoby ryzyko, że zwrócimy na siebie niepożądaną uwagę – westchnął głośno. - Jednakże uważam, że jeśli mielibyśmy skorzystać z dodatkowej pomocy to należy uczynić to już teraz. Potem będzie za późno. A zatem chciałem zadać pani pytanie. Czy zadowalają nas informacje z policji i od Batarda, czy też warto poszukać dodatkowych, niezależnych źródeł? - Nie mamy tak naprawdę, żadnych informacji - Noemie również ciężko westchnęła. - Pomoc... może się przydać. Jednak miałabym jedno zastrzeżenie. Żadnych informacji o sprawie Agencji. Ani słowa o ciężkiej wodzie. Jeśli ktoś może pomóc, niech pomogą nam ująć tych, którzy odpowiadają za zniknięcie naszych ludzi. Dobrze? Woods mimowolnie się uśmiechnął. - Tak to sobie wyobrażałem – powiedział. * * * * * - Bonjuor, mon amour – George silił się na wesoły ton, stojąc w budce na rogu, dwie przecznice od hotelu. - C'est moi, Victor... Tak, jestem znów w Paryżu... Niestety na krótko, potem znów wyjeżdżam... Ja również bardzo żałuję. Ale posłuchaj, mam coś dla ciebie, może cię to zainteresuje... Pierwsza strona jak nic... Dziś w nocy w 1-szej Dzielnicy dokonano napadu na pancerną furgonetkę. Wywiązała się niezła strzelanina, zginął policjant, a kilka osób zniknęło... Wybacz, tego już musisz dowiedzieć się sama, nie jestem detektywem. Będziemy w kontakcie... Au revoir, Caroline. Odłożył słuchawkę, a zaraz potem znów ją podniósł. Wrzucił do automatu kilka monet i wykręcił numer. Długo czekał, ale wreszcie sygnał połączenia przerwał zaspany, męski głos. - Carlier, je suis content de t'entendre... Nie poznajesz? Mówi Woods... Tak, tak, domyślam się. Słuchaj, przepraszam za wczesną porę, ale mam dla ciebie robotę. Zainteresowany?... No to weź coś do notowania... * * * * * - Niezła siekanina – George mruknął pod nosem, gdy zobaczył wnętrze furgonetki. Pozwolono im wejść do magazynu, ale oczywiście nie chciano ich wpuścić do środka furgonetki, co było zrozumiałe z co najmniej trzech powodów, a przynajmniej tyle przychodziło Anglikowi na szybko do głowy. Pan starszy inspektor obszedł wóz z każdej strony, przyjrzał się krwawym śladom wewnątrz oraz twarzom ofiar, gdy je wynoszono. Przede wszystkim jednak starał się nie wchodzić w drogę Hawthorne'owi, który jako ten z największym doświadczeniem, mógł najwięcej wynieść z tych obserwacji. Udawał tylko, że wydaje mu jakieś rozkazy, gdy w rzeczywistości uznał jego wyższość w takim miejscu i chciał, by miał jak największą swobodę w działaniu. Sam zajął się przede wszystkim kontaktami z prowadzącymi śledztwo policjantami, próbując załatwić "Anglikom" jak najlepszy dostęp do wszystkiego. Jednocześnie zastanawiał się nad całą sytuacją. Baumont i Wainwright nie żyli. Ktoś tu się nie patyczkował. Chociaż wygląd furgonu i wiedza, którą Hawthorne pozyskał na miejscu zbrodni, wskazywały na amatorów, to strzały w głowę sugerowały jednak zawodowców. I gdzie ten cholerny Allier? A kierowca? Jeszcze jedno zastanawiało Woodsa. Do niedawna za najbardziej prawdopodobne uważał, że martwy policjant przypadkowo natknął się na całe zajście i oberwał. Jednak ciała obu agentów były podziurawione jak sito, ale policjant miał tylko jedną ranę postrzałową głowy. Znajdował się więc blisko napastnika, gdy zginął. Typowa egzekucja. Wszystko wskazywało na to, że strzelanina rozpętała się w momencie, gdy był na miejscu. Być może właśnie strzał w jego głowę wszystko zainicjował. Tylko co on tam robił, wśród grupy uzbrojonych napastników i trójki agentów przewożących tak cenny ładunek? George stanął obok Noemie i uważając, by nie usłyszał go żaden z Francuzów, odezwał się cicho po angielsku: - Myślę, że warto przyjrzeć się osobie naszego martwego policjanta. Być może znalazł się tam przez przypadek, ale... – pokręcił głową. - Można by też wywiedzieć się czegoś o kierowcy tego furgonu – dodał. - I chyba trzeba zameldować o tym wszystkim centrali. Ostatnio edytowane przez Col Frost : 14-02-2019 o 22:57. Powód: literówka |
15-02-2019, 10:35 | #14 |
Reputacja: 1 | Noemie nie była zadowolona ani z wizyty w kostnicy, ani tego co usłyszała po powrocie do hotelu. Nie wiedzieli nic. Ba! Byli w czarnej dupie. Nawet jeśli trafią na tamten pojazd, szansa na to, że będzie w niej ciężka woda, była tak jak na to, że Woods zacznie nosić różowy garniak. Zbyt wiele osób się tym interesowało, zbyt wiele zachodu włożono by ją zdobyć i tu przewieźć. Przyglądała się krzątającej się Evelyn. Głową nadal była w kostnicy, przy ciele brutalnie zabitego policjanta. Ktokolwiek wykonał tamten strzał… był dobry. A na pewno miał na pęczki zimnej krwi, której w tym momencie mu nie zabrakło. Od tak wykonać egzekucję na patrzącym na niego facecie. Ile jej zajęło nauczenie się czegoś takiego… |
15-02-2019, 15:43 | #15 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 4 - 1940.III.14; Paryż Czas: 1940.III.14; cz; godz. 07:30 Miejsce: północna Francja; Paryż; 12-sza Dzielnia, kostnica miejska Warunki: poranek, chłodne, suche, powietrze kostnicy Noémie Faucher (D.Adley) i Evelyn Leigh (A.Croft) Soren odwiózł obydwie przedstawicielki brytyjskiego wymiaru sprawiedliwości z powrotem do miejskiej kostnicy którą we trójkę opuszczali ledwo ze dwie czy trzy godziny wcześniej. Teraz znów tutaj byli. Różnica była taka, że jechało się dłużej bo zrobiło się już widno. Dzięki temu ciemności nocy ustąpiły pola pochmurnemu porankowi. Ten marcowy poranek nowego dnia okazał się dość chłodny i nieprzyjemny, zupełnie jakby za czwórką z Londyny przypełzła tu brytyjska pogoda. Oficer badający miejsce zbrodni za jaki uznano magazyn, zgodził się aby przedstawiciele zaprzyjaźnionej służby mogli obejrzeć znalezione ciała. Dlatego Soren mógł pojechać zaraz za ambulansami jakie zabrały zwłoki i przewiozły je do znanej już agentkom miejskiej kostnicy. Sam budynek, wystrój czy klimat niezbyt się zmieniły przez ten czas gdy były tu ostatnio. Te same drzwi wejściowe, ten sam starszy pracownik, ta sama recepcja i korytarze. Tylko przez okna wpadał pochmurny ale jednak już dzień więc placówka wydawała się nieco mniej mroczna. Obsada z ambulansów wniosła ciała do środka, przez chwilę trwała rutynowa procedura przyjęcia ciał aby papierologii stało się zadość i w końcu obydwa ambulanse odjechały a agenci zyskali możliwość zapoznania się z ciałami zabitych kolegów. Starszy wiekiem gospodarz zaprowadził całą trójkę tym samym korytarzem co wcześniej. Wnętrze chłodni kostnicy było pogodoodporne bo nie było okien i panowała stała, grobowa temperatura. Tym razem starszy pan zaprowadził ich do sąsiedniego pomieszczenia gdzie złożono ciała dwójki zastrzelonych ludzi. Na korytarzu spotkali dwóch mężczyzn ubranych jak do przeprowadzenia poważnej operacji lub sekcji zwłok. Pracownik nocnej zmiany kostnicy pozdrowił ich krótko a ci odwzajemnili mu pozdrowienie obrzucając towarzyszącym mu ludzi raczej przelotnym spojrzeniem. Wydawali się być bardzo niezadowoleni, że musieli przyjść do pracy przed swoimi standardowymi godzinami. Zniknęli za drzwiami w jakim poprzednio odwiedzali ciało zastrzelonego policjanta. We czwórkę zaś znaleźli się w bardzo podobnym pomieszczeniu przeznaczonym do przetrzymywania zwłok i przeprowadzania sekcji. Pomieszczenie było oschłe, ponure dzięki szarej, beznamiętnej farbie, blaskowi chłodnej, wypolerowanej stali nierdzewnej jaką błyszczały stoły sekcyjne i bieli kitla pracownika oraz narzutom jakie przykrywały ciała. Pracownik kostnicy, tym razem w średnim wieku zerknął na nowo przybyłych. Właśnie zaczynał procedurę przyjęcia i zewidencjonowania zwłok. Zaczynał od przeszukania ubrań i wkładania znalezionych przedmiotów do pudełek. Zarówno recepcjonista jak i Soren rozpoczęli rozmowę kim są dwie, młode kobiety i dlaczego. Technik pokiwał głową na znak, że przyjął to do wiadomości i nie ma nic przeciwko po czym wrócił do swojej pracy. Z bliska obie agentki mogły z całą pewnością potwierdzić tożsamość zastrzelonych agentów jako swoich kolegów i poprzedników. Wciąż byli w swoich ubraniach w jakich ich znaleziono. Chociaż sądząc po przedmiotach jakie technik ładował do pudełka zbyt wiele przy sobie nie mieli. Nie widać było żadnego portfela czy paszportu jaki powinni mieć przy sobie choćby po to aby przekroczyć jakąkolwiek granicę. Co prawda była szansa, że znajdą je gdzieś na miejscu zbrodni, czy w tej alejce czy magazynie ale równie dobrze mogli je zabrać napastnicy. Nawet po krótkich oględzinach dało się zauważyć, że para agentów poległa w walce. Dokładniej podczas strzelaniny. Każde z nich miało po kilka ran postrzałowych z które krwawiły już zaschniętą krwią plamiąc skórę i ubranie. Większość z tych ran nie wydawała się śmiertelna ale całościowo mogły już doprowadzić do śmierci. Na pewno bezpośredni postrzał w czoło, zapewne z broni małokalibrowej. Ten strzał mógł doprowadzić do śmierci albo ktoś chciał mieć pewność, że będzie miał ich już z głowy. Co prawda po samej ranie nie dało się oszacować czy powstała w trakcie walki czy była formą egzekucji czy też może powstała jako strzał dobijający. Ale to, że dwa ciała miały bardzo podobną ranę głowy było dość mało prawdopodobne aby powstała w trakcie zwykłej strzelaniny. Niemniej i Francuzka i Brytyjczyk musieli gdzieś oberwać już wcześniej bo pod ubraniami widać było jakieś opatrunki. Gdzie i kiedy otrzymali te rany nie szło zgadnąć, wydawało się, że sekcja zwłok mogła dać tutaj jakieś szacunkowe dane. Czas: 1940.III.14; cz; godz. 07:30 Miejsce: północna Francja; Paryż; St. Ouen, magazyn z furgonetką Warunki: pochmurny poranek, chłodne powietrze, jasno Kenneth Hawthorne (M.Tweed) i George Woods (R.Cromwell) Gdy Soren zabrał obie panie dwaj brytyjscy agenci zostali sami na miejscu zbrodni z otaczającymi ich francuskimi policjantami którzy mieli różnorakie zadania. Ci na zewnątrz, pilnowali kordonu który jak zwykle przyciągał coraz liczniejszych gapiów. Było już widno, zbudził się kolejny marcowy dzień i kręcący się po okolicy mundurowi policjanci jak zwykle budzili ciekawość. Okolica magazynu była właśnie magazynowa. Nie widać było żadnych kamienic ani domów w jakich mogliby mieszkać ludzie co oznaczało, że wieczorową i nocną porą jest tutaj ciemno i bezludnie a więc trudno o świadków. Zwłaszcza przez tą wojnę i jej zaciemnienie które sprawiało, że ta okolica, bez świecących okien czy latarnii ulicznych była wyjątkowo mroczna i opustoszała od zmierzchu do świtu. Zaś technicy kryminalni cierpliwie zbierali swoją kolekcję śladów. Kenneth wielokrotnie widział podobny obrazek więc wiedział, że zajmie im to z kilka godzin. Podobnie zbadanie śladów i sporządzenie raportu. Jeśli pójdzie jak zwykle to może wyrobią się przed wieczorem. Wcześniej raczej nie było co liczyć na jakieś nowe tropy z tego kierunku. Podobnie George który uruchomił część swoich kontaktów. Ale czy prywatny detektyw czy dociekliwa dziennikarka też dopiero zaczynali interesować się sprawą więc musiało upłynąć trochę czasu zanim znajdą coś ciekawego o ile coś takiego znajdą. Na ewentualne tropy od tej dwójki źródeł osobowych trzeba było poczekać jak przy łowieniu ryb. Człowiek zaczepiał przynętę, zarzucał wędkę i czekał na drgania spławika. Coś jednak się wyjaśniło. Francuscy policjanci byli pewni, że był tu jeszcze jeden pojazd i to taki który stąd wyjechał. Zapewne ten jaki sprawcy odjechali. I zapewne nie taki mały aby pomieścić w sobie nie mały pakunek z taksówkarskiej furgonetki. Ustalili też personalia kierowcy jaki powinien kierować tą furgonetką i zdobyli jego adres.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
21-02-2019, 20:17 | #16 |
Kapitan Sci-Fi Reputacja: 1 | Po odjeździe obu pań Woods wyszedł na zewnątrz, uprzedzając o tym wcześniej Hawthorne'a. Stojąc w świetle porannego słońca i racząc się świeżo odpalonym papierosem, rozejrzał się wokół. Za kordonem policyjnym rozpościerał się "piękny" widok na typową dzielnicą przemysłową. Choć może z tym przemysłem to lekka przesada, większość budynków to magazyny, do niektórych z nich dołączono branżowy sklepik. Budynków mieszkalnych, w każdym razie, próżno było szukać. A zatem i na świadków nie można było mieć większych nadziei. Chociaż... Zatrzymał jakiegoś, jeśli dobrze odczytywał dystynkcje na jego mundurze, sierżanta i powiedział do niego po francusku: - Gdyby ktoś o mnie pytał, na przykład inspektor Tweed, powiedzcie mu, że poszedłem się przejść. Niedługo wracam. Nie czekając na odpowiedź ruszył przed siebie. Przeszedł przez kordon, a następnie udał się wzdłuż drogi, którą tu przyjechali. Rozglądał się uważnie na bok, wypatrując ciemnych uliczek, dziur w płotach, budynków wyglądających na opuszczone. Niczego takiego nie zauważył. Minął róg kompleksu, którego częścią był magazyn pełen policjantów i kontynuował swoje poszukiwania. Zajęło mu to trochę czasu, ale w końcu dotarł w miejsce, z którego wyruszył. Nic. Łudził się, że w okolicy, w której nocą ciężko spotkać żywego człowieka, znajdzie się jakaś melina kloszardów, czy coś w tym guście. Zdawał sobie oczywiście sprawę, że szanse na jej znalezienie były niewielkie, a na to, że jej lokatorzy byli na tyle trzeźwi, by coś zobaczyć, nawet mniejsze, ale warto było spróbować. Musieli jednak pracować z tym co mieli. Wrócił do magazynu i w pierwszej kolejności podszedł do Hawthorne'a, z którym uciął sobie na boku krótką dyskusję, upewniając się na bieżąco, czy nikt ich nie podsłuchuje. Istniała przecież możliwość, że w końcu trafią na Francuza, który zna angielski. Mało prawdopodobna, ale jednak. - Nie wiem czy się ze mną zgodzisz, ale widzę tu trzy duże niewiadome - oznajmił bez ogródek. - Oczywiście poza dziesiątką innych, które odkryliśmy już wcześniej. Pierwsza: gdzie jest francuski przyjaciel naszych świętej pamięci kolegów? Czemu go nie zlikwidowano? Druga: gdzie jest kierowca furgonetki? Trzecia: co na miejscu zdarzenia robił nieboszczyk policjant? Nie wykluczam, że znalazł się tam przypadkowo, ale w naszym fachu przypadki to prawdziwa rzadkość. Przerwał, by zaciągnąć się papierosem. - Nie pasuje mi to wszystko - wypuścił dym nosem. - Jednych likwidują bez zawahania, a innych puszczają wolno? Bo chyba nie biorą jeńców? Oczywiście Allier lub kierowca mogli dla nich pracować, ale żeby obaj jednocześnie? - zaciągnął się po raz drugi. - Pierwszej zagadki na razie nie rozwiążemy, pozostają druga i trzecia. Podczas debaty ustalili, że dysponujący doświadczeniem detektywa Hawthorne uda się z francuskimi policjantami do mieszkania zaginionego kierowcy i o ile miał on jakąś rodzinę, wypyta ją o niego. Potem ewentualnie odwiedzi też firmę przewozową, gdzie prócz wypytania o kierowcę, mógłby poznać szczegóły dotyczące zlecenia. Woods tymczasem znalazł inny transport, którym udał się z powrotem na komisariat nr 1. Na miejscu zajrzał do akt osobowych, ale funkcjonariusz Grimard zdawał się być wzorem policjanta. Nienaganna służba, kilka poważniejszych sukcesów, po prostu człowiek-wizytówka francuskiej policji. No cóż, nie spodziewał się co prawda listy z przyjmowanymi przez niego łapówkami, ale jakaś wzmianka, dziwna nieścisłość, cokolwiek co mogłoby być punktem zaczepienia. Niestety nic takiego nie znalazł. Facet przypominał mu kogoś. Rozwodnik, oddany służbie, zwykle pracował na nocnej, czyli najcięższej, zmianie. Anglik odruchowo sięgnął do swojej obrączki, którą obracał na palcu, przeglądając dokumenty. Miał dzieci... Współpracownicy Grimarda potwierdzili wersję z akt. Dobry kolega, dzielny funkcjonariusz, brzydził się wszelkiego rodzaju brudnymi gierkami. Gdy jednemu napomknął coś o łapówkach, myślał że tamten zasztyletuje go wzrokiem. Jedyna nowość, jakiej dowiedział się od policjantów, była taka, że facet nie utrzymywał kontaktu z własnymi dziećmi. Była żona na to nie pozwoliła. Po formalnym spotkaniu z komendantem, który zdążył przybyć już do pracy, a które trwało jeszcze krócej niż nocna rozmowa z Blaichetem, opuścił gmach. No dobrze, kolejny malutki element układanki wpadł mu w ręce. Pytanie tylko czy to element tej układanki, którą wraz z pozostałymi agentami starał się odtworzyć? Zapalając papierosa ruszył wolnym krokiem w stronę hotelu. |
21-02-2019, 21:29 | #17 |
Reputacja: 1 | Noemie przystanęła z boku obserwując jak wnoszone są ciała. Miała ochotę na kolejną kawę. Ta rozmowa z Woodsem… potem ta furgonetka… Nie bardziej potrzebowała chwili snu. Tego krótkiego momentu by poukładać wszystko w głowie. Miała ochotę pogadać przez dłuższą chwilę z Oliverem. Usłyszeć jego opinię o tej sprawie. Nerwowo zastukała palcem w kaburę i weszła do kostnicy. |
21-02-2019, 23:31 | #18 |
Konto usunięte Reputacja: 1 |
|
22-02-2019, 18:44 | #19 |
Reputacja: 1 |
|
23-02-2019, 20:54 | #20 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 5 - 1940.III.14; Paryż Czas: 1940.III.14; cz; godz. 09:00 Miejsce: północna Francja; Paryż; 15-ta Dzielnica, Hotel “Topaz” Warunki: granat nieba, ciepłe, ogrzane wnętrze pokoju, jasno Noémie Faucher (D.Adley), George Woods (R.Cromwell) i Evelyn Leigh (A.Croft) George wrócił do hotelu jako pierwszy. Wchodził już po schodach gdy odwrócił się słysząc odgłos odjeżdżającego samochodu połączony z otwieranymi drzwiami. Przez te drzwi weszły “ich” dziewczyny czyli szefowa całego zespołu i najmłodsza z całego zespołu. No to jednak wrócili prawie na jeden moment. Obie młode kobiety miały bliźniaczą perspektywę bo dopiero co pożegnały się z Sorenem który je odwiózł z miejskiej kostnicy i pożegnał się przed hotelem. Sądząc z rozmowy jaką przeprowadzili w trakcie jazdy też był skłonny spróbować wrócić wreszcie do domu i złapać trochę snu. Więc brakowało tylko “Mr. Tweed’a”. Ale będąc jeszcze na schodach nie wiedzieli czy już wrócił i jest u siebie czy jeszcze nie wrócił. Ale jego pokój okazał się nadal pusty więc widocznie jeszcze załatwiał sprawy na mieście. --- Po powrocie do hotelu można było wreszcie usiąść, porozmawiać, zastanwowić się no i przede wszystkim usiąść. George wciąż miał w pamięci akta zabitego, francuskiego policjanta i to co o nim mówili koledzy. Mimo wszystko, tak chłodnym okiem to była to dość standardowa kariera miejskiego policjanta. Zmarł w wieku 42 lat z czego większość przepracował w policji. Zaczął zaraz po “grande guerre”*. Weteran frontu zachodniego, poparzony atakiem gazowym, na szczęście dla niego skończyło się tylko czasową ślepotą. Potem służba “liniowa” na kolejnych, paryskich komisariatów. Nie awansował zbyt często, zwykle wówczas gdy wypadało go awansować za wysługę lat. Więc albo do zbyt bystrych nie należał albo “miał trudny charakter” jak to wspomniał jeden z jego kolegów. W każdym razie z samych akt i opinii o Girmardzie George nie mógł znaleźć ewidentnie czegoś czego można było się przyczepić. To znaczy oczywiście mógłby pewnie pogrzebać i wziąć tą policyjną karierę, kolejnego, paryskiego policjanta pod lupę ale oznaczałoby to już osobne śledztwo w ich śledztwie. Nie było wiadomo czy coś znajdzie co mogłoby wyjaśnić zagadkową śmierć Grimarda. Według kolegów zapowiadało się, że będzie miał kolejny, nocny dyżur na rewirze. Przyszedł do pracy na nocną zmianę jak zwykle i jak zwykle wyszedł na patrol. Policjanci na komisariacie zastanawiali się czy to nie robota przemytników bo teraz, z tym zaćmieniem, byli istną zmorą. W mrocznych zaułkach wedle ich opowieści zdawały się czaić całe hordy przemytników, włamywaczy i oprychów a praca przedstawicieli prawa zrobiła się naprawdę trudna. Ale zgadzali się, że w sprawie postrzelanej furgonetki było coś niestandardowego. Ktoś tam się strzelał jak w jakimś Chicago. No to nawet teraz, odkąd wybuchła ta cholerna wojna z Hitlerem to dotąd się raczej nie zdarzało. I musiało trafić na pechowca z ich komisariatu. Na razie miał przyjemność złapania oddechu i chwili spokoju po tym całym lataniu po nocy i poranku. Co jego już nie tak młodemu ciału bardzo się przydało. --- Noémie też miała co nieco do przemyślenia. Po drodze do hotelu Soren nieco skorygował jej wnioski z kostnicy. Z tego co się dowiedział od swoich kolegów magazyn został wynajęty kilka dni temu przez kogoś. I według przypuszczeń policjantów to ów klient mógł zostawić tą furgonetkę i resztę bo na drzwiach i kłódce nie było śladów włamania. Dozorca zapamiętał, że szef mówił mu, że klient wynajął ten magazyn na jakieś 2 tygodnie z możliwością przedłużenia więc aż ręce zacierał z takiego interesu. No ale dozorca był tylko dozorcą więc nie miał pojęcia kim jest klient a cała dokumentacja była u szefa. Policja już podążyła tym śladem i mieli dać znać Sorenowi jeśli znajdą coś sensownego. Na pożegnanie Francuz obiecał, że spróbuje gościom zza Kanału załatwić jakieś auto bo pewnie ciągłe wożenie po mieście czwórki agentów którzy i tak się rozjeżdżali po tym mieście robiło się na dłuższą metę trochę męczącę dla jednego auta i jednego kierowcy. No ale w końcu to Paryż więc zawsze były taksówki, dorożki, autobusy no i jak się trafiło to życzliwi policjanci w radiowozach. Wcześniej zaś była świadkiem działań drugiego medium jaką była Evelyn. Ona też pewnie skorzystała ze swojego daru gdy oglądała i dotykała ciała zabitych agentów. Wydawała się mocno reagować, zwłaszcza przy ciele zabitego agenta. Oddech jej przyspieszył i twarz zbladła jakby miała zaraz zemdleć albo dostać jakiejś zapaści. Przynajmniej tak mógłby pewnie sądzić ktoś kto nie miał pojęcia o immaterium i medium. Na razie jednak nie miały okazji do wymiany informacji, dopiero teraz. --- Drobna Evelyn też czuła już zmęczenie. Podobnie jak reszta z jej zespołu zaczynała kolejną dobę jaką była na nogach. Więc dobrze, że mogła wreszcie spocząć, odpocząć i uporządkować myśli. Dopiero co wróciła z kostnicy. Ponownie. Jej żarcik o karcie stałego klienta docenił chyba tylko stary pracownik tej placówki bo lekko się skrzywił w zadumie i pokiwał głową. Ale musiała przemyśleć na spokojnie to co się stało w kostnicy. Gdy dotknęła pierwszy raz ciała zabitej agentki to jeszcze nic strasznego się nie stało. Pojawiły się obrazy. Urwane i chaotyczne. Zapewne ostatnie jakie zapamiętał umierający umysł. Światło. Ostre światło samochodowych reflektorów jakie oślepiało Gabrielle. Dwie sylwetki. Na zewnątrz. Bo leżała na podłodze furgonetki. I umierała. Wiedziała, że umiera. Czuła ten pierwotny strach jaki odczuwało wszystko co żywe i świadome, że to już koniec. Dwie sylwetki. W marynarkach i kapeluszach. Z pistoletami w dłoniach. Wycelowanymi w stronę dogorywającej kobiety. Ale nie strzelali. Już nie. Podeszli obydwaj. Popatrzyli dość obojętnie w stronę Gabrielle i obok. Odwrócili się na chwilę jakby pojawiło się coś czy ktoś za nimi. Potem jeden z nich odwrócił się prostu ku Gabrielle i bez wahania strzelił jej w głowę. Obraz się urwał a Evelyn szarpnął dreszcz jak to często było gdy medium przeżywało czyjąś śmierć. Z ciałem zabitego agenta poszło jeszcze gorzej. No albo lepiej. Zależy od punktu widzenia. Już pierwszy kontakt nią wstrząsnął. Coś tam było! Z immaterium! Nie miała pojęcia co ale wyczuwała ten specyficzny dotykozapach obcego wymiaru nieznanego większości ludzi. Ten zabity agent miał z tym kontakt! Oddech jej przyspieszył a czoło zrosił jej pot. Nie miała pojęcia jaki to jest związek tego zabitego agenta ale wyczuwała, że jakiś był. Stały i długotrwały a może krótkotrwały ale wyraźny. Mocniejszy ale osłabiony z biegiem lat, jak dawna skaza jaka zerodowała z czasem albo świeży, tuż przed śmiercią ale słabszy. Obrazy też były wyraźniejsze. Widziała to samo co u zabitej Francuzki. Tylko z trochę innej perspektywy gdy umierający agent leżał pewnie tuż obok umierającej agentki. Też oślepiające światła samochodu jaki musiał stać przed otwartymi drzwiami furgonetki. Chyba osobówka sądząc po rozstawie i wysokości. Też dwóch facetów w marynarkach, bronią i kapeluszach. Też ta chwila wahania jakby coś sprawdzali albo słuchali kogoś. I bezwzględna likwidacja przeciwnika gdy padł taki rozkaz. Ale w duchu umierającego mężczyzny wyczuła coś jeszcze. Satysfakcję? Jakieś drobne zwycięstwo? Tak, chyba coś takiego. Załatwili kogoś zanim ci dwaj ich rozwalili. A przynajmniej pokonali. Ale tu już wspomnienia ducha były zamazane i nie była pewna czy to sama już nie nadinterpretowała tych chwiejnych obrazów. --- *grande guerre - (fra) wielka wojna. Do czasów II WŚ tak na zachodzie okręslano I WŚ która swoją hekatombą przytłoczyła ówczesnych dlategoś popularny był pogląd, że tak wielka wojna musiała być ostatnią z wszystkich wojen i kolejnych na tą skalę już nie będzie. Czas: 1940.III.14; cz; godz. 09:00 Miejsce: północna Francja; Paryż; Noisy-le-Grand, mieszkanie taksówkarza Warunki: pochmurny poranek, chłodne powietrze, jasno Kenneth Hawthorne (M.Tweed) Trafiła mu się dwójka gliniarzy dobranych jakby dla kontrastu. Jeden był zauważalnie starszy drugi młodszy od niego. Jeden tęższy a drugi szczuplejszy. Ten młodszy był wyraźnie ciekawy swojego brytyjskiego kolegi ten starszy wyraźnie obojętny. Młodszy przez całą drogę nie do końca mógł się zdecydować czy bardziej chce zaimponować na wyspiarskim detektywie czy czegoś tym brytyjskim służbom może jednak zazdrości. Starszy zaś z wyraźną, niemą wyższością traktował ich obydwu chociaż dobre maniery sprawiały, że nie robił tego otwarcie. Młody wydawał się dociekliwy i zaciekawiony tym, że Brytyjczycy w tak ekspresowym tempie przysłali kogoś aż tutaj i podekscytowany tym, że bierze udział w tak wielkiej i międzynarodowej sprawie. Z tych samych powodów starszy wolał zachować powściągliwość i trzymać się najdalej jak się da. I mieli okazję trochę porozmawiać bo okazało się, że znaleziony adres jest dość daleko od centrum a, że ruch na ulicach zdążył się zrobić jak na kosmologiczną metropolię przystało to i samochód poruszał się ostrożniej niż w nocy. - Dzień dobry. Aubert Arprin i Jesper Simard. Policja. Gdzie mieszja monsieur Laux? - starszy policjant zaczął tą część dochodzenia gdy zatrzymali się przed jakąś kamienicą i weszli do niej. Tam bez wahania podszedł do jakichś drzwi na parterze gdzie często mieszkali dozorcy domu i zapukał. Po chwili otworzył mu jakiś starszy i zdziwiony tą wizytą mężczyzna w emerytalnym wieku. Mężczyzna mimo okularów mrużył oczy jakby niedowidział. Wydawał się tak zaskoczony legitymacjami i granatowymi mundurami jak i wykazywać respekt wobec okazanej władzy. Na trzeciego z mężczyzn jacy stali przed drzwiami ledwo spojrzał a i Arpin nie dał mu za bardzo czasu do namysłu gdy od razu przeszedł do sedna. - O tam, na pierwszym piętrze. Numer 4. Czy coś się stało? - człowieczek zapytał trochę bojaźliwie niepewny jak interpetować to widocznie niespodziewane dla siebie najście. - Nic takiego. Chcielibyśmy z nim tylko porozmawiać. Jest w domu? - Arpin mówił spokojnie ale zdecydowanie, jak na prawdziwego gliniarza przystało. Schował legitymację tak samo jak jego młodszy kolega. - Tak, chyba tak, chyba nie wychodził. No ale nie stoję pod drzwiami cały czas to pan chyba rozumie. - dozorca zapewnił gorliwie policjanta wodząc spojrzeniami od jednego do drugiego mundurowego. - Naturalnie. Dziękujemy za współpracę. - starszy z gliniarzy elegancko i formalnie zasalutował cywilowi po czym odwrócił się i ruszył w górę schodów. Dozorca pokiwał głową i zerkał teraz na dwóch pozostałych mężczyzn. - A ma pan zapasowy klucz? Tak na wszelki wypadek. - młodszy Simard miał jednak dodatkowe pytanie i dozorca pokiwał głową po czym na chwilę zniknął w swoim mieszkaniu. Słysząc to Arpin zatrzymał się po pokonaniu kilku schodków. Zaraz jednak dozorca wrócił i wręczył młodszemu mężczyźnie klucz z numerkiem “4” na prostym breloczku. Później sprawy poszły już dość szybko i prosto. Trójka mężczyzn weszła po schodach na pierwsze piętro i bez trudu odnalazła drzwi z numerem “4”. Arpin bez wahania zapukał w drzwi zdecydowanym, oficjalnym ruchem. - Proszę otworzyć! Policja! - zawołał przez drzwi. Na odpowiedź doczekali się z jakieś dwie sekundy później. Z wnętrza “4-ki” usłyszeli pośpieszne kroki jakby ktoś biegł. Tylko chyba nie w stronę drzwi wejściowych. I brzęk tłuczonego szkła jakby właśnie coś rozbiło szybę. Dwaj policjanci popatrzyli na siebie otwierając oczy ze zdumienia. Takiej reakcji widocznie kompletnie się nie spodziewali. - Ucieka?! - Simard wybełkotał z niedowierzaniem wpatrując się w zamknięte drzwi za którymi właśnie rozbito szybę. - Dawaj ten klucz! I łapcie go! - starszy policjant zareagował szybciej. Ponaglił ruchem młodszego kolegę i ten szybko wyjął z kieszeni klucz i wcisnął go koledze a potem ruszył z powrotem w dół schodów. Z nich dwóch akurat do biegania on z powodu różnicy tuszy i wieku wydawał się znacznie bardziej predysponowany do biegania.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |