Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-03-2019, 19:37   #11
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Właściwie to nie miała ochoty iść na obiad ściskało ją w żołądku i najchętniej nalała sobie szklankę whisky i zakopała się w łóżku. No, ale obiecała i mimo, że nie chciała tego przed sobą przyznać trochę się Henrym zauroczyła. Choć pewnie na szczęście postawił sprawę jasno, czysty interes. W końcu Susan już myślała, że skomplikowała sobie relacje z Jane czy potrzebowała komplikacji z drugą osobą.
“To wszystko takie popieprzone…” pomyślała kiedy zamykała za sobą drzwi właściwie ubrana była podobnie do poprzedniego dnia. Różniła się tylko narzutka, wprawdzie nie odstawiła się tak jak Henry ale wyglądała schludnie i to chyba się liczyło bardziej. Wyszła zamykając drzwi i skierowała się do sklepu z narzędziami. Weszła cicho...gdyby nie dzwonek przy drzwiach pewnie by się jej udało podkraść.

Jane pierwsza zauważyła wstępującą w jej progi Susan. Uśmiechając się wesoło przywitała się z Wood i zaprowadziła ją do swojej kuchni. Znacznie mniejszej od kuchni Susan, ale za to przytulniejszej. Henry już tam był i jadł. On również przywitał się ze swoją przyszłą pracodawczynią i wrócił do jedzenia.
- Chrupiące kalmary mam dziś niestety.- odparła smutno.- To chyba nie problem?
- Ani trochę. - Susan uśmiechnęła się siadając do stołu. - Masz może jakiś próbnik farb które mogłabym pożyczyć?
- Tyle ile chcesz.- odparła z uśmiechem Hong.- Nawet z dziesięć, różnych producentów.
- No tak utrudniaj mi wybór dalej - Zaśmiała się drocząc Susan. - Ale chętnie wezmę od razu folie malarską, to wieczorem zabezpieczę szafę i łóżko żeby się za bardzo nie usyfiło.
- Nie ma sprawy. Doliczę ci do rachunku.- odparła z uśmiechem Jane, podczas gdy Henry skupił się na posiłku. Musiało mu smakować gotowanie miss Hong.
Susan parę razy zerknęła w jego stronę, tłumaczyła sobie to jako efekt ‘garnituru’. - Przy okazji nie wiesz, czy ktoś w najbliższych dniach będzie jechał do większego miasta? - Zwróciła się do Jane pomiędzy kęsami posiłku.
- Clarence miał jechać za trzy cztery dni, ale myślę że jakbyś poszła do niego i pogadała to zgodziłby się pojechać wcześniej, w twoim miłym towarzystwie. - zastanowiła się przyjaciółka Wood.
Susan posłała jej dłuuugie spojrzenie które mówiło: “Serio ten komentarz?! Serio?!” kiedy była pewna, że Jane zobaczyła wróciła do jedzenia. - Pójdę po obiedzie i zapytam. - Jednak wzięła proponowaną ofertę, w końcu potrzebowała kupić lodówkę i jeśli byłoby to za dwa dni a nie cztery to pewnie by już wiedziała że powinna kupić też pralkę...choć biorąc pod uwagę jak wszyscy straszą ją zalaną piwnicą to pewnie i pralkę … i może pompę? Zanurzyła się chwilowo w myślach.
- To dżentelmen. Będziesz bardziej bezpieczna przy nim, niż w bibliotece.- odparła wyraźnie zadowolona z aluzji. Czy ta dotarła do Henry’ego, tego Susan nie wiedziała, bo mężczyzna nie wtrącał się w przekomarzanie kobiet.
“Wow, słowo cichy nie oddaje całkowicie tego człowieka” Pomyślała kiedy po raz kolejnie przewróciła oczyma na kolejną aluzję. Po sytuacji w jej kuchni akurat nie była w nastroju na ten temat w końcu okazało się, że we własnym domu też nie jest bezpieczna.
“Moja forteca ma mnóstwo dziur.”
- Obejrzałem robotę, poza piwniczką. Dam ci znać ile to będzie kosztowało jutro. - rzekł tymczasem Henry.- Skoro to twoja kumpela, to pewnie dasz jej upust, tak?
- Troszeczkę. Wiem że nie mogę być zbyt miękka.- odparła z uśmiechem Jane.
- Nie musisz. - Wtrąciła się Woods. - Jestem przygotowana na takie koszty.
- Nie przeszkadza mi to. Nie mam wielkich potrzeb materialnych.- odparł spokojnie Henry wstając i podchodząc do lodówki Hong. Wyjął z niej kilka piw, by wrócić z nimi do stołu.- I tak robię to głównie dla darmowej wyżerki.
“Najwyraźniej powiedzenie ‘Przez żołądek do serca’ się tutaj sprawdza...ech no to już mogę już nawet nie marzyć. “ pomyślało do siebie totalne beztalencie kulinarne.
Jane przyjrzała się badawczo Susan i spytała troskliwie.- Możemy pogadać na osobności. Chciałabym coś ci pokazać?
- Eeee?..- Reakcją było zdziwienie, ale Susan poszła za Jane do dalszej części domu. - Coś się stało?
- To ja powinnam zadać to pytanie. Wyglądasz jak przyszły wisielec gapiący się na szubienicę. Coś się wydarzyło?- zapytała z niepokojem Hong.
Susan podrapała się po głowie z zakłopotaniem. “Jednak powinnam trzasnąć sobie kielicha przed przyjściem.”
- Eleonore przyszła z dokumentami i używa tego...ich czegoś na mnie w kuchni… po prostu mam trochę zaburzone poczucie bezpieczeństwa w domu… nic wielkiego prześpię się i jutro znowu będę tryskała optymizmem. - Powiedziała stając w śmiałej odważnej pozie. Niczym dziecko które chce pokazać jakie jest odważne. A potem sprytnie zmieniła temat i powiedziała szeptem. - Garniak? Serio?! - Zapytała jak nastolatka obgadująca nauczyciela w klasie i nie chciała być przyłapana.
Jane przytuliła ją jednak do siebie mocno i czule.
- Jakbyś chciała to mam wolny pokój na tę noc. Zamykany od środka, więc nie będziesz się musiała martwić o nieproszonych gości… w tym i mnie.- po tych słowach puściła ją i dodała. - No.. to w końcu szanujący siebie fachowiec. Jutro przyjdzie czas na jeansy i flanele.
- Nieee, nie zamierzam uciekać. I nie wygonią mnie z własnego domu. - Susan zapewniła resztkami determinacji. - Pomoc ci pozmywać?
- Wątpię by to akurat zamierz… A co do zmywania, to jeśli nie masz nic lepszego do roboty.- odparła z uśmiechem Jane.
- Mam...ale i tak mogę pozmywać. - tym razem to Woods była dowcipnie złośliwa.
- To nie odmówię. Eleonore daleko zaszła, czy wolisz o tym nie mówić?- zapytała troskliwie Jane.
- Nie psujmy sobie obiadu rozmową o niej jeszcze dostaniemy wrzodów, - Powiedziała dostanie Woods i przesunęła się jakby dając znać, że już może wracać.
- Rozumiem. Żadnych więcej pytań na temat.- odparła z uśmiechem Jane i obie wróciły do kuchni, gdzie melancholijnie spoglądając na obraz z kwiatami Henry powoli popijał drugie piwo.
Susan zebrała naczynia ze stołu i zaniosła je do zlewu i zabrała się za zmywanie. - Przygotujesz mi tą folie i próbniki? - Zapytała Jane, zajmując się już zmywaniem, naczyń z posiłku..i tych zalegających w zlewie. Hong przez chwilę była zaskoczona tym pytaniem, po czym ją… olśniło. Podeszła do Jane i szepnęła do jej ucha.- Mocniej wypnij pupę, masz zgrabne nogi… Henry może i mruk, ale to facet… więc ulega takim samym pokusom jak każdy inny. I do boju dziewczyno. Odreaguj. Będę długo szukała tych próbników.-
Uznała zapewne, że Susan potrzebuje tego, co ona sama potrzebowała po takich doświadczeniach, jak te z Eleonore.
I opuściła kuchnię dodając.- Jasne… poszukam tych próbników, choć nie pamiętam gdzie je schowałam.-
“Małe miasteczko ...wszyscy ze wszystkimi...” zironizowała w myślach, chciała trysnąć na Jane wodą by ostudzić jej zapał załatwienia Woods szybkiej ulgi. Nie skorzystała z propozycji, jej myśli nie szły tą drogą...znaczy szły, ale mózg sukcesywnie przypominał, że to zły pomysł. Henry ma jej remontować dom, sam powiedział, że woli podejście profesjonalne no i wydaje się, że lubi jak ktoś mu gotuje… Plus chwilowo Susan wystarczyło, że tym razem mogła powiedzieć sobie ‘nie’ i jej ciało słuchało. Trochę. Przynajmniej na tyle żeby miała satysfakcję, że się słucha.
Dalsze mycie naczyń przebiegało w ciszy. Henry nie był mrukiem. Był niemal niemową. Powoli popijał piwo i choć zerkał od czasu do czasu na Susan, to nie odezwał się ni razu… wyraźnie zamyślony. A Hong zgodnie z obietnicą długo szukała tych próbników.
Na tyle długo, że Susan zdążyła pozmywać i wytrzeć wszystkie naczynia. Właściwie nie chciało jej się już czekać, bo zrobiło się dziwnie. Ruszyła w stronę sklepu obracając się do Henry'ego i żegnając go z uśmiechem. - Pójdę zobaczyć czy sama się nie zgubiła w tych je alejkach. Do jutra Henry. - I wyszła, starała się wyjść normalnie ale wydawało się, że te parę kroków jej biodra się zakołysały same z siebie.
- Do jutra. Powiedz Jane, że zwrócę jej za piwa.- usłyszała od Henry’ego. Wedle słów Jane, był typowym facetem, więc musiał zwrócić uwagę na jej pupę. Natomiast sama właścicielka sklepu już dawno przygotowała wszystko co było potrzebne Susan. I czekała na nią.
- Dziękuję za obiad i za to. Henry powiedział, że zwróci ci za piwo. - Powiedziała zgarniając rzeczy z blatu. - Idę do żebrać o podwózkę do Clarence’a. Do później. - Też pomachała Jane wychodząc ze sklepu. I kierując się do sklepu z elektroniką.
- Powodzenia.- usłyszała za sobą.
 
Obca jest offline  
Stary 02-03-2019, 23:20   #12
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Dojście do sklepu zajęło jej ledwie parę minut, przekroczenie drzwi kolejne. Niestety Clarence’a nie było za ladą.
- Clarence? - Susan odezwała się głośniej podchodząc do lady. Rozglądając się po sklepie, ale wszystko wydawało się wyglądać w porządku. Cisza jak makiem zasiał, ale przecież nie mógł opuścić budynku pozostawiając go otwartym. Miał tu przecież sprzęt elektroniczny warty około miliona dolarów. Zauważyła przez otwarte drzwi na zapleczu błyski ekranu komputera. Pewnie siedział ze słuchawkami na uszach i grał w jakieś gry. To było chyba jedyne sensowne wytłumaczenie.
“No cóż byłam głośna, chyba mogę zerknąć...prawda?” skradając się na zaplecze wypatrując sprzedawcy.
Otworzyła drzwi i poczuła zapach krwi. Mocny, intensywny… żołądek szybko podszedł Susan do gardła próbując wydostać swoją zawartość przez jej usta. Pani Woods widziała trupy, widziała ofiary egzekucji mające przestraszyć innych. Ale były one finezyjne w wykonaniu. To… nie.
Tors.. głowa.. kończyny.. oddzielone od siebie. Nie za pomocą topora, tylko nieludzkiej siły. Clarence został rozerwany na strzępy i sądząc po grymasie bólu… głowę oderwano jako ostatnią.
Tego nie mógł zrobić człowiek. To się nie mieściło w głowie… takie barbarzyński i zwierzęcy sposób wykonania egzekucji. Bo to była egzekucja. Krew zdołała już w wielu miejscach zaschnąć, więc Clarence nie żył od co najmniej kilku godzin. Co przypomniało Susan, że Alice spotkała gdzieś w okolicy zaplecza tego sklepu. Oczywiście to mógł być tylko przypadek. A choć Alice potrafiłaby zmusić mężczyznę do lizania swoich butów, to.. wyglądała na delikatną i kruchą kobietę. A to było dzieło potwora.
- …- Niemy krzyk, kobiety mafii a przynajmniej Susan w poprzednim życiu widywały krew czasem i codziennie, czy to jako egzekucje czy w czasie ‘przesłuchań’. Teraz Susan ledwo trzymała obiad w żołądku choć było to łatwiejsze niż opieranie się ‘wiedźmom’.
Kobieta zdjęła narzutkę i owinęła swoją dłoń i sięgnęła do włącznika światła. Chciała zobaczyć więcej szczegółów, nie dla krwi czy wyrwanych trzewi, ale dla innych szczegółów.
Co nie znaczyło że chce zostawiać czy zacierać ślady policji...wyjęła telefon ale zamiast wybrać telefon włączyła kamerę.
Dostrzegła wyświetlane strony na komputerze. Nie mogła do niego dotrzeć poprzez plamy krwi, ale widziała że dotyczyły okultyzmu. Całe to pomieszczenie składzika, było zamienione na miejsce badań… pasujące bardziej do dziewiętnastowiecznego mistyka niż miłośnika nowoczesnych technologii.
Usłyszała za sobą dzwonek. Ktoś wszedł. Odwróciła się odruchowo i zobaczyła, kobietę… szeryfa. Z żelaznym łańcuszkiem na kostce, wyłaniającej się spod nogawki spodni.



Rudowłosa policjantka podeszła powoli do nagrywającej wszystko Susan.
- Pani Woods? Mogę wiedzieć co pani tu robi?- zapytała rudowłosa ‘wiedźma’.
- Dzwonię po was…- Zająknęła się sztucznie ale jeśli chodzi o policje to wiedziała jak robić nic nie wiedzącą ofiarę. - Clarence…on… - Susan już nic nie powiedziała tylko wskazała ręką środek sali zminimalizowała kamerę jednym ruchem. Mogło to wyglądać jakby się właśnie rozłączyła.
- Masz ciekawy sposób… dzwonienia. Bardzo nietypowy.- odparła kobieta opierając dłoń na rewolwerze w kaburze. Nonszalancko. Susan poczuła zapach lilaka. Coraz bardziej gęstniejący…
“ Nie mogę jej skłamać. Muszę mówić.. prawdę.” Ta absurdalna myśl pojawiła się znikąd, a choć nie miała sensu, stawała się coraz silniejszym impulsem.
- Co tu robisz?- zapytała kobieta podchodząc do miejsca zbrodni i rozglądając się po nim beznamiętnie.
- Przyszłam prosić Clarence’a o podwiezienie do miasta. - Kłamstwa to jedno, mówienie nieistotnej prawdy to co innego. Zwłaszcza jak ktoś jest na tyle niekompetentnym by zadawać pytania otwarte. Jednocześnie zauważając, na spokój w jakim jest kobieta, żaden prowincjonalny glina nie jest tak spokojny w takiej scenie.
- Powinnam cię zatrzymać na kilka godzin.- oceniła kobieta kucając i przyglądając się plamie krwi.- Dobrze się znaliście? Skoro chciałaś poprosić o podwózkę?
- To mój drugi dzień w mieście. - Powiedziała prawdę Susan nie ukrywając nawet, że pytanie kobiety było absurdalnie idiotyczne. - Słyszałam, że miał plany niedługo jechać, chciałam się z nim zabrać.
- Od kogo?- zapytała kobieta, gdy Susan czuła intensywniejszy zapach lilaka i coraz silniejszy impuls do wyznania win i błagania o karę za nie… na kolanach.
- Jane Hong mi wspomniała przy obiedzie. - Rzuciła odpowiedź, ale też musiała pomyśleć “Czy to nie pierwszy raz jak mają takie morderstwo?”
- No… ją też powinnam się zainteresować. A ciebie zamknąć na razie, ale…- rozważała na głos kobieta, podczas gdy Susan drżała wiedząc, że nie oprze się jej poleceniom. Dobrze też wiedziała, że w areszcie będzie tylko zabawką pani szeryf. Ruda kobieta przyglądała się bowiem miejscu mordu beznamiętnie i nie poświęcała zbyt wiele uwagi Susan. -... z tym będzie dużo roboty. Jesteś wolna, ale nie wolno ci opuszczać terenów miasta, zrozumiano?
- Taak...- zająknęła się odpowiadając. Nie chciała być dłużej pytana przez lilaka. Była niebezpieczniejsza od Eleonore i Alice, tamte bawiły się intymnie. Ta..ta mogła z niej wyciągnąć wszystko.
- Dobra… zmiataj stąd.- rzekła kobieta sięgając po krótkofalówkę. I było to polecenie, która Susan wykonała z olbrzymim entuzjazmem.
“Cholera Clarence w coś ty się wpakował.” Pomyślała kiedy ruszyła w stronę domu. “Powinnam powiedzieć Jane...a może nie ...kretynka co udaje policjantkę jeszcze się doczepi, że mące...właściwie nie udaje … ona może w tym siedzieć.” Susan ruszyła do sklepu Jane. Może nie była najlepszą osobą do powiedzenia tego Jane, ale przynajmniej nie była w to zamieszana...jeszcze, bo Woods zdecydowanie zamierzała się wmieszać.
Jane zabierała się właśnie za porządkowanie sklepu przed zamknięciem i widząc nadchodzącą Susan spytała przyjaźnie.
- No i jak? Długo się Clarence opierał twojemu promiennemu uśmiechowi?
Susan zrobiła głęboki wdech i spojrzała smutno na Jane. “Przepraszam, ale tego nie ma co osładzać. ”
- Clarence nie żyje. - Powiedziała prosto z mostu jak ktoś kto sam słyszał to wiele razy i miał dosyć wszystkich ‘jak mi przykro’ i ‘wszystko będzie dobrze’. Przy okazji miała poważną minę miała nadzieje że Jane nie pomyśli, że to potworny żart.
- Co? Jak?- Jane zbladła wyraźnie i zakryła usta dłonią. Nie była… specjalnie zaskoczona jej słowami. Przerażona na pewno. Zdziwiona trochę, ale… nie był to grom z jasnego nieba. Jakby śmierć Clarence’a była… prawdopodobna, wliczona w ryzyko w tym miejscu. Susan poczuła, że spadła z deszczu pod rynnę.
- Przepraszam, że będę bezpośrednia, ale czy one wszystkie potrafią wymusić mówienie prawdy czy tylko ta ruda policjantka? - Potrzebowała wiedzieć jak bardzo w zagrożeniu się znalazła.
- Co ? O nie… Jessica potrafi to co pozostałe, a one potrafią co Jessica. Tylko jak wpływają na ciebie zależy od ich nastrojów i potrzeb.- wyjaśniła Jane.- Rose mogła by cię zmusić do wielbienia na kolanach, ale woli tradycyjny seks. I będzie wiesz… sprawiała że ty też.
- Czyli jeśli by chciały to każda mogła by mnie zmusić do wyznań? - Susan zaczynała troszeczkę panikować.
- Gdyby chciały… wiesz, ale nie zechcą. Nikogo w tym mieście... żadnej z nich nie obchodzą twoje wyznania.- wzruszyła ramionami Jane przyglądając się obliczu Susan.- Raczej wolą przypilnować, byś ty nie wygadała nic z tego co się dzieje w tym mieście.
Woods nie do końca wierzyła w tą teorie, ale chyba Jane siedziała w mieście dłużej.
- Przepraszam muszę coś ogarnąć...- Susan nadal w lekko spanikowanym stanie - jeśli będziesz chciała później ...nie będziesz chciała być sama, możesz przyjść.
- Przyda mi się towarzystwo.- zgodziła się z nią Hong.- Przynieść alkohol?
- Zostało jeszcze sporo Whisky. - Powiedziała Susan i wyszła w pośpiechu. potrzebowała schować lepiej rzeczy i przegrać film. Może na drugim laptopie uda jej się wypatrzeć większe szczegóły.
- Dobrze. Może być… tylko nie bój się jak znów zajmę ci łóżko. - odparła z uśmiechem Jane… bardzo bladym uśmiechem.
 
Obca jest offline  
Stary 02-03-2019, 23:23   #13
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Susan wpadła do swojego mieszkania i pobiegła na piętro. W dzikich akrobacjach na krześle zdjęła ze stryczku ‘Torbę’ i zaniosła ją do ukrytego pokoju.
Na mały stolik wystawiła mały laptop, po odpaleniu i wpisaniu przesadnie długiego i skomplikowanego hasła gdzieś włączyło się okno z przesuwającymi się liniami kodu. Chwilowo Susan nie potrzebowała przesuwać pieniędzy z ukrytych kont więc zignorowała to okno. Szybko nakręcony filmik został zrzucony na dysk i usunięty z komórki. Samozwańcza pani detektyw postanowiła chwilowo nie przeglądać go gdyż Jane mogła przyjść lada moment. Urządzenia zostały wyłączone i pozostawione w ukrytym pomieszczeniu wraz z torbą pieniędzmi, druga bronią, drugim telefonem. Był w niej też zakrwawiony strój w jakim ostatnio widziano Yoone. Biała chińska suknia z diamentową bransoletką i kolczykami z jakiegoś powodu Susan nie umiała się jej pozbyć. Cześć krwi kiedy była jeszcze świeża pobrudziło część banknotów. Był to po części powód dla którego Susan potrzebowała działającej pralki.
Mimo zapewnień Jane, że wiedźm nie obchodzą jej tajemnice, nie do końca w to wierzyła. W końcu to że teraz jest kimś innym niż wcześniej może owszem nie jest zbyt dużym halo, każdy ma przeszłość. To, że wcześniej była córka Yakuzy, zabiła i rozpuściła w kwasie ciało swojego męża oraz ukradła pieniądze mafii,...i to nie jakiekolwiek pieniądze...ukradła Wszystkie pieniądze tej konkretnej komórki. No to już może zwrócić na nią niepotrzebną uwagę. Nie mówiąc już o problemach jakie to może narobić.
Po zamknięciu drzwi biblioteczki poszła do kuchni z notesem zaczęła robić większe notatki .
*Skradzione książki z biblioteki*

*Badanie okultyzmu*

*Alice była rano na tyłach sklepy Clarenca*

*Jessica - NNPE*

*Nienaturalne rozczłonkowanie*

*Potwór z Lasu?*
*Zdolności stowarzyszenia.?*

Cytat:
“ Co znalazł Clarence?”

Cytat:
“ Czy książki się odnalazły?”

Cytat:
“ Prawdziwe potwory w lesie?”



Jakiś czas później przyszła Jane. Tym razem ubrana w dres z kapturem i jeansy i z kilkoma torbami. Jedną pustą na ubrania Susa, drugą z zakupami Woods, trzecią z własnymi ubraniami oraz Monopoly i Talisman: Magia i Miecz, dla zabicia czasu.
- Jak się czujesz, już lepiej?- zapytała troskliwie.
- To chyba ja powinnam się o to spytać, zginął twój przyjaciel. - Susan spojrzała na torby mimo stoickiego wyrazu twarzy jej myśli wybuchły. “Ja chrzanie Ona się wprowadza! Ja tylko chciałam być miła! Nie mieć współlokatorki która chyba chce się ze mną przespać!” Sięgnęła po jedną z toreb. - Daj pomogę ci. - “Rany jak to teraz odkręcić!”
- Dzięki. Ja… trzymam się dobrze.- odparła z uśmiechem. Nieco blady i smutnym. - Przygotowałam się, gdybym znów wiesz… nie była w stanie wyjść z twojego domu czy łóżka. Ten twój trunek był bardzo mocny.
- Ach, spoko, tylko wiesz jutro o 9.00 chce mieć owinięte meble więc whisky czy nie, będę cię musiała wyrzucić z łóżka. - Powiedziała przypominając sobie co powiedział Henry.
- Postaram się zwlec z niego na czas.- odparła z uśmiechem Hong i podrapała się po czuprynie. - To co teraz?
- Chodź. - Pociągnęła kobietę na górę i postawiła jej torby koło łóżka. - Przyniosę nam szklanki. A potem możemy pograć, obejrzeć coś na komputerze, porozmawiać albo pić w milczeniu. .. choć pewnie też zobaczę na te próbniki i zdecyduje się na kolory. Najwidoczniej jestem uwięziona w mieście na jakiś czas. - dodała Susan wychodząc do kuchni po szklanki.
- Oddaję się w twoje ręce. Obawiam się że cóż.. nie jestem za dobra w byciu rozrywkową. Chłopczyca za młodych lat, córka właściciela warsztatu samochodowego i siostra czterech braci.- zaśmiała się wesoło Hong, próbując nieśmiało poprawić sobie i Woods humor.
- Jane,..- Susan zatrzymała się w swojej wędrówce i cofnęła się by przytulić Jane - To w porządku, jeśli nie czujesz się w porządku. To normalne i nie musimy się na siłę rozweselać.-
- Dzięki.- odparła ciepło Hong i westchnęła.- Dzięki… nie przejmuj się. Poradzę sobie.
- Jeśli będziesz potrzebowała pomocy… albo czegokolwiek to jestem - W końcu puściła Jane i poszła po te szklanki. Wróciła szybko przy okazji sprawdzając czy wszystkie drzwi na parterze są zamknięte.
Jane rozłożyła Monopoly uznając, że bezmyślne bogacenie i hazard pozbawiony głębi pozwoli zapomnieć o nieprzyjemnych wydarzeniach dzisiaj.
Whisky została hojnie rozlana i zaczęły rozgrywać partie za partią aż nie ściemniło się za oknami. Susan nie upijała Jane jak poprzedniego dnia, więc skończyło się na tylko tej jednej hojnej szklance. Jane wygrała grę, Susan wydawało się, że ktoś tu oszukiwał ale nie komentowała.
- Jesteś głodna? Mam makaron z serem z puszki, można zrobić jeśli chcesz jakąś kolacje. - zapytała. Dama nie była głodna, jak myślała o jedzeniu przypominał jej się Clarence i od razu jej przechodziło.
- Wiesz co? Robienie jedzenia zostaw mi.- uśmiechnęła Jane popijając whisky.- Nie tego się spodziewałaś, prawda? Senna mieścina gdzieś pośrodku niczego. Można się odprężyć i zanudzić na śmierć. A tu… trup.
- Mhm… w porównaniu do innych rzeczy które są nie tak z tą mieściną trup wypada bardzo normalnie, ale owszem spodziewałabym się prędzej jakiejś martwej staruszki która zeszła z przyczyn naturalnych. - Przyznała Susan, nie chcąc zabrzmieć że mimo, iż ciało wyglądało jakby dorwali się do niego przedstawiciele Triady, był to dla niej raczej znajomy widok.
- Nie znajdziesz tu staruszek w tym mieście… ani dzieci.- wyszeptała cicho Jane.
- Eee? - wydała z siebie zdziwiona Woods. - No ja rozumiem że nie każdy ma ochotę skończyć w takim mieście, ale ja mam zamiar się tu szczęśliwie zestarzeć.
- Cóż… możesz mieć też więcej szczęścia. Clarence opowiadał żartem, że w tym mieście człowiek się nie starzeje. W ogóle.- zażartowała Hong i wzruszyła ramionami.- I muszę przyznać, że coś w tym jest… Eleonore trzyma się całkiem dobrze jak na swój wiek, a ja… nie zauważyłam u siebie ani jednej nowej zmarszczki.
- … no chyba nie chcesz mi powiedzieć, że masz z 60 lat...Henry też wygląda na dojrzałego z tą siwizną we włosach… - próbowała zrozumieć o co chodzi koleżance.
- Nie. Jeszcze nie.- zaśmiała się głośno Hong i potarła po karku dodając.- Chodź Clarence stwierdził tak całkiem poważnie że Eleonore ma koło setki, ale… chyba coś pokręcił, bo z dokumentów wynika, że ledwo przekroczyła pięćdziesiąt.
- To nie jest tak stara i ...no dobra wygląda świetnie jak na pięćdziesiątkę. - Stwierdziła Susan. - … ok powiedz szczerze On tak na serio z tym garniakiem? Bo specjalista czy nie raczej wątpię, że to dla potencjalnych klientów. - zmieniła temat na coś miała nadzieje neutralnego. “Heh ciekawe czy jak zabraknie Clarenca, to czy jednak nie przesiądzie się….Suuusan opanuj się to nie twoja sprawa.”
- Ma mało okazji by się w nim pokazać, więc korzysta.- wyjaśniła Hong z ironicznym uśmiechem. A potem dodała bezradnie. - Henry jest...Henrym. Gdy tu przybyłam i przeszłam czyściec, po prostu pojawił się i zaoferował współpracę. I tak jakoś działamy.
- Hahahaha…- zaśmiała się Susan jak się uspokoiła dodała ocierając zwilżone śmiechem oczy - mam nadzieje, że jutro będzie bez garniaka, bo bym się czuła w obowiązku chodzić i sprzątać w mojej wieczorowej.
- Nie.. jutro flanela i jeansowe ogrodniczki, lub coś w tym stylu.- “uspokoiła” ją Jane z lekkim uśmiechem na twarzy i westchnęła ciężko.- Myślisz, że.. zachowuję się dziwnie, co? Ale w głębi serca wiedziałam, że Clarence w końcu zginie.
- Dlaczego miałby zginąć? - Zapytała się Susan, skoro Jane sama chciała mówić Woods zamierzała słuchać i zadawać pytania.
- Bo szukał… bo miał teorie spiskowe na temat miasta. Ale nie mówił szczegółów.- wyjaśniła Jane wspominając rozmowy z nim.- A tu akurat jest na czym zaczepić wszystkie spiski. Sama wiesz… przecież spotkałaś JE. -
Susan poczuła jak jej krew odpływa jej z twarzy. Jej zapiski, jej pytania..nagranie. Nie wiedziała co jest gorsze wiedza, że Clarence zginął za ‘węszenie’ czy, że Susan nie poczuła żadnego głosu który kazałby jej przestać. - Taaak, gdybyś mi nie powiedziała co jest z nimi to bym pewnie pomyślała że oszalałam. - Zastanawiała się czy podzielić się z Jane informacją że widziała rano Alice i że podejrzewa że to Clarence miał książki. - Clarence miał teorie ale ci o nich nie mówił. A może mówił ci o jakiejś skrytce jaką miał ludzie z teoriami spiskowymi zazwyczaj takie mają, Poprzedni właściciel ją miał.
- Nie. Nie dzielił się szczegółami.- podrapała się po głowie Jane.- Zresztą ostatnio zaczynał mówić coraz mniej. A jeśli coś… to potędze do zyskania... sile którą wkrótce odkryje. I to tylko tak mruknął mimochodem.
- Brzmi jakby chciał wejść do stowarzyszenia... bo on nie był w stowarzyszeniu...prawda? - Dopytała Susan.
- Nie był. - potwierdziła jej podejrzenia Hong.
- Mhmmm...w ogóle to chwilowo spotykam tylko kobiety które należą do stowarzyszenia. -
- Są i mężczyźni. Choćby Mason. Ale oni nie noszą bransolet i poza hrabią, nie zajmują wysokich rang w nim.- wyjaśniła Jane.- No i nie mają tych przytłaczających osobowości… na szczęście.
- Mhmm…- Zamyśliła się Susan zbierając elementy monopoly do pudełka. - Trochę jak jakiś rój.
- No… tylko trutnie są tu w ogóle bezużyteczne.- zaśmiała się cicho Hong i przyglądając działaniom Woods, stuknęła palcem o swój ciężki łańcuszek.- I ja też. Mimo że jestem w tej organizacji to… w zasadzie nie wiem co robią i co się tam dzieje. Czasem dostaję polecenia, ale nic poza tym. Z drugiej strony wolę się w ogóle nie angażować.
“No tak nic nie widzę, nic nie słyszę, nic nie widzę...” Pomyślała z goryczą Woods, najwyraźniej Jane jeszcze nie była na to gotowa.
- No dobra późno się robi chcesz się wykąpać pierwsza? - Zapytała Woods dając do zrozumienia że czas spać.
- Mogę pierwsza… wolisz bym potem do łóżka, czy na sofę w drugim pokoju? Nie schlałam się tak mocno jak wczoraj, więc dojdę.- zaoferowała Hong z uśmiechem.
- Twój specjalista wspomniał, że sofa nie wygląda na zbyt wygodną, no i grzecznie trzymałaś rączki przy sobie, więc możesz zostać w tym wygodnym łóżku. - Powiedziała wspaniałomyślnie Susan i zebrała szklanki i Whisky by zanieść je do kuchni. Szkło zostało od razu umyte i odstawione na suszarkę. Alkohol na razie został na blacie, Woods nie wiedziała gdzie będzie trzymać “takie przysmaki”. Zgasiła światło i weszła na górę.
Jane już się umyła i przebrała w szare dresy na czas snu.
- To do jutra? Śpij dobrze i… możesz się do mnie mocno przytulić? Mam wrażenie, że odkąd noszę mój łańcuch rzadziej mam koszmary. Może jak będziesz blisko mnie, to i… ty nie obudzisz się z krzykiem?- zaproponowała nieśmiało.
- Dobranoc i tak też lubię się przytulać do czegoś...kogoś w nocy - Wyznała Susan wchodząc do łazienki i biorąc szybki prysznic. Pewnie gdyby Jane nie nocowała zdecydowała się na relaksująca kąpiel, ale chyba wytrzyma do kolejnego dnia. Kiedy wyszła przebrała się w piżamę i pełzła do łóżka od strony pistoletu. Mimo poprzedniej nocy była trochę speszona wtulając się w Jane, ale szybko zasnęła więc nie był to aż taki problem.

 

Ostatnio edytowane przez Obca : 02-03-2019 o 23:26.
Obca jest offline  
Stary 02-03-2019, 23:28   #14
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Znów… łańcuch… zimny. Znów kajdany na szyi. Tym razem tylko obręcz. Susan była naga, pomijając przepaskę biodrową ala “princess Leia”. Nie była jednak przykuta do ściany. Łańcuch zwisał luźno wychodząc poza drzwi jej pustej zimnej celi. Jak nić Ariadny w labiryncie. I jak w micie idąc za przykładem Tezeusza ruszyła szukając końca łańcucha, choć gdzieś pamiętała, że w micie nic dobrego na greckiego herosa nie czekało.
Szła więc bosymi stopami po zimnej podłodze, mijała ściany gładkie i… kamienne, metalowe?… nie, to chyba był marmur w kolorze krwi. Przechodziła rozwidleniami, aż w końcu na kolejnym zakręcie dotarła do siedliska bestii.
Przeczucie ją nie myliło. Była w labiryncie minotaura i właśnie na niego patrzyła. Masywne kopyta końskie, ciało atlety i rogi… jelenie co prawda, ale rogi.




Twarz... ludzka. Twarz Henry’ego spoglądała na nią z drapieżnym pożądaniem i spokojem. Jego męskość dość imponujących rozmiarów budziła się do życia na jej widok. Ale on sam siedział na tronie przyglądając się jej i trzymając w dłoni końcówkę łańcucha, który ją tu zaprowadził.
Kobieta ruszyła w jego stronę łańcuch szurał o podłogę a metaliczny odgłos odbijał się od ścian. Uniosła dumnie głowę, jak Yoona, zepsuta księżniczka, stając dumnie przed bestią. Trudno było powiedzieć dlaczego, ale nie czuła strachu ale głód, podniecenie i niecierpliwość. Patrzyła w te spokojne oczy dłuższą chwile w niemym pojedynku kto pierwszy się złamie.
Potwór przyglądał się jej piersiom, szyi i twarzy… a Yoona, umięśnionemu torsowi i dumie bestii, sterczącej przed nią niczym wyzwanie. Potwór wciągnął powietrze nosem i sapnął gniewnie wpatrując się w biodra kobiety. Obecność przepaski biodrowej mu przeszkadzała.
Zepsuta księżniczka pochyliła się sięgając do rogów Boga Jelenia, poczuła chropowatość pod opuszkami palców. Te zjechały niżej i opierając się Yoona odważnie usiadła na jego kolanach, jego męskość ocierała się o jej brzuch.
Teraz wydawało się, że potwór się przebudził. dłoń wokół której owinięty był łańcuch pochwyciła śmiało pierś Yoony i ściskając ją lekko masowała. Zimny ogniwo ocierało się o sztywniejący jej szczyt. Druga dłoń bestii zerwała reszty przyodziewku z kobiety odsłaniając jej kobiecość z wyraźnymi śladami pożądania.
Bez lęku, bez wstydu, bez odwrotu. Zawisła nad jego męską chucią nęcąc go czekaniem. Księżniczka zbliżyła usta do jego ucha i wyszeptała. - Jestem twoja. - I zsunęła się na jego męskość, płynnym ale powolnym ruchem. Ciało Yoony zadrżało, gdy poczuła twardą obecność sięgającą coraz głębiej i głębiej w jej intymnym zakątku. To nie był rozmiar z którym często miała do czynienia. Usta jeleniego bóstwa przylgnęły do drugiej piersi dziewczyny, gdy jej ciało wyginało się w łuk.
Rozkosz. Czysta, nieograniczona rozkosz. To czuła gdy chwyciła się jelenich rogów i zaczęła erotyczny taniec na palu bestii. Jej jęki były tak samo zwierzęce jak zwierzęcia pod nią a może to księżniczka była tutaj zwierzęciem? Wygłodzonym, dzikim zwierzęciem któremu potrzeba zaspokojenia. Potwór pozwalał jej na to, na opadanie i podnoszenie się jej bioder… pieścił jej biust mocno. Językiem wodząc po rozpalonej skórze. Yoona czuła między udami niemal pulsujący organ, ale to jej ciało zdawało zbliżać się do eksplozji rozkoszy.
I jaka eksplozja to była. Yoona wygięła się w tył kiedy uczucie spełnienia rozeszło się po jej ciele, silnie niczym elektryczność po porażeniu błyskawicą. Jej jaskinia przyjemności zapadła się na przebywającym w niej gościu/członku, z głośny krzykiem rozchodzącym się po sali tronowej. Zanim księżniczka uspokoiła się by wznowić ujeżdżanie swojego Jeleniego Bożka, on sam złapał swoją wielką szorstką dłońmi jej biodra zsunął ją z siebie.
Wylądowała na ziemi, na pupie z początku zaskoczona, ale potem.. została pochwycona za nogę i obrócona na brzuch. Jej rogaty kochanek miał zamiar ją posiąść w bardziej “zwierzęcej” pozycji.. odpowiedniej w sumie do sytuacji w jakiej Yoona się znalazła.
Uniosła swoją pupę zapraszająco, kiedy oparła się na wyprostowanych rękach. Spojrzała przez ramię na tę pożądające ją oczy i nadal stoicką twarz. Uśmiechała się wyzywająco jakby nie wiedząc że tej wersji Henryka nie potrzeba zaproszenia.
Poczuła silne dłonie zaciskające się na jej pośladkach. Mocny uścisk, mocny ruch bioder… szturm wyrwał z ust Yoony jęk ból i rozkoszy. Rogaty bóg był niezbyt czułym kochankiem. I jego twarda obecność, była mieczem mającym podbić i ujarzmić Yoonę. Ta taktyka działała. Poddawana kolejnym silnym pchnięciom Yoona drżała, jej piersi kołysały się energicznie, a ciało pokrywało się potem. Bestia korzystała w pełni z uległej niewolnicy.
Teraz już upadła księżniczka mogła być już tylko laleczką w jego rękach. Z początku próbowała wychodzić mu naprzeciw, ale szybko okazało się, że nie jest wstanie za nim nadążyć. Tak więc przyjmowała to co dawał jej podążając za własną przyjemnością.
Kolejne pchnięcia wywołujące raz po raz kolejne eksplozje rozkoszy, z czasem Yoona wpół leżała na posadzce przyciskając piersi do zimnego kamienia. Jej wpół zwierzęcy kochanek nadal brał ją od tyłu coraz mocniej i szybciej w akompaniamencie jej słodkich jęków.
Poczuła w końcu, że jej kochanek zaspokoił się wypełniając jej kwiat rozkoszy stosowną lepką nagrodą. Lecz po chwili zorientowała się, że to nie koniec jego zabawy z nią.
Yoona poczuła jak potwór ociera się swoim nadal sztywnym orężem między jej pośladkami. Czyżby… zamierzał… przeszyć jej ciało… w bardziej perwersyjny sposób? Nie był wszak taki mały.
- niee…- Jęknęła półdechem próbując się odczołgać, oszczędzić sobie samego bólu jaki wywoła jego zdobycie tej małej jaskini. Dłonie potwora trzymały ją mocno… podbój wywołał ból, ale i szaleńczą rozkosz. Yoona czuła jak jej pupa poddaje się twardemu intruzowi... a żar wypełniał jej płuca. Kolejny ruch bioder wstrząsał jej ciałem i ...wyrwał jęk frustracji, gdy obudziła się nagle przytulona do Jane. Dobrze, że jej nie obudziła.
 
Obca jest offline  
Stary 07-03-2019, 18:53   #15
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Dzień 3


Była spocona, serce waliło jakby to co wyśniła działo się naprawdę. Tyle, że nie była zaspokojona. Była mokra, podniecona, trochę oszołomiona.
“Co się ze mną dzieje...tracę zmysły i to jeszcze z karykaturą człowieka co dopiero poznałam” Odwróciła się na plecy uspokajając oddech. “Przynajmniej tyłek mnie po tym nie boli” spróbowała znaleźć pozytyw, ale zamiast tego schowała twarz w dłoniach czując jak rumieniec wylewa się na nią. Sprawdziła zegarek 5:34. “Przynajmniej nigdy nie zaśpię przy takim stanie rzeczy.” Kolejny pozytyw. Poleżała przytomna do szóstej i dopiero wtedy zwlekła się z łóżka.
Poszła pod prysznic zmyć z siebie ten cały erotyczny sen. Zimne krople padały na ciało na skórze szybko pojawiła się gęsia skórka a jej sutki się uwypukliły.
“ To będzie dłuuugi dzień” pojawiło się kiedy przypomniała że za 3. 5 h będzie przebywała z żywym egzemplarzem swoich nocnych fantazji.
Z uwagi na czas jaki miała postanowiła darować sobie dzisiaj bieganie, po przebraniu się stroj roboczy zeszła na dół i wstawiła świeżą kawę. Zaczęła też robić dla siebie i Jane po porcji jajecznicy.
Miała na to pół godziny, nim zaspana Jane zeszła na dół przyciągana zapachem kawy i jajecznicy.
- Hej… jak ci się spało?- zapytała przyjaźnie.
Lekki pąs wypłyną na policzki Susan kiedy nakładała jajecznicę. - Sny są znośne. - powiedziała krótko i sama usiadła na przeciwko koleżanki.
- To dobrze.- odparła z uśmiechem Jane zabierając się za posiłek i zerkając tylko badawczo na Woods. Musiała zauważyć ten rumieniec.
- Hej, nie to że pogardzam, ale spróbuję dzisiaj zrobić sobie sama obiad. - powiedziała Susan, tak naprawdę mając w planach zajrzeć do tego Pokoju i rozstawić jej karteczkowe teorie na ścianie.
- Hmmm? - zajęta jedzeniem jajecznicy Hong dopiero po chwili zareagowała na jej słowa. Po czym skinęła głową dodając.- Henry niech da mi znać, czy zje u ciebie czy u mnie, ok?
- Ee? … wiesz myślę że lepiej by było, gdyby jadł u ciebie. Jeszcze po mojej kuchni padnie trupe.... -Susan nie dokończyła, wizja Clarence’a pojawiła się jęk z tyłu głowy. - Znaczy … shit…no po prostu pewnie wolałby pewnie jeść u kogoś, kto wie co robi. - wytłumaczyła się Woods.
- Z pewnością. - zgodziła się z nią Hong, popijając kawę. - Nie obrazisz się, jeśli ucieknę nim zaczniesz robić porządki?
- Leć. Mam mnóstwo czasu wyrobię się nawet jak mi wychodząc zrobisz pobojowisko.
- O to się nie martw.- odparła z uśmiechem Hong i zamyśliła dodając.- Aaaa… i daj znać jak najszybciej co do przyszłego koloru ścian.
- Dzisiaj wpadnę albo napisze sms-a jeśli przygniecie mnie kurzowy zajączek. - mrugnęła do niej Woods dopijając kawę.
- OK. Powinnam mieć wszystkie kolory, ale nie wiem czy w wystarczających ilościach.- odparła z uśmiechem Hong i westchnęła ciężko.- Będę musiała się udać do biura szeryfa, by dowiedzieć się co z ciałem… Clarence’a będzie robione.
“Pewnie niewiele się da...” pomyślała gorzko Susan przypominając sobie makabrę na zapleczu sklepu. Cieszyła się że już skończyła posiłek bo by się pewnie udławiła.
- Mnie to pewnie też czeka. - powiedziała kwaśno - tylko składanie wyjaśnień czy zeznań. Dobra nie zatrzymuje cię.
- Trzymaj się.- odparła czule Hong i wyszła po posiłku.

Woods nie traciła czasu na zmywanie naczyń, mogła to zrobić później. Pierwsze co zrobiła to wybrała sobie parę ubrań i bielizny na kolejne parę dni i zaniosła do uprzątniętej łazienki. Potem zabrała kołdre i poduszkę i też na chwile za niosła do łazienki. I zaczęła odklejać folia łóżko, szafę i konsoletę. Robiła to pierwszy raz i meble zostały zabezpieczone iście pancernie. Następne było ogarnięcie biura by można tam było spać. Ścieranie kurzy, wymiatanie pajęczyn, przeszukanie biurka. Przeniesienie ładowarek i komputera tam. Wymiecenie kurzy, i na końcu pościelenie leżanki, choć to wszystko zajmowało czas.

Susan było miała już za sobą trzy czwarte przygotowań, gdy posłyszała dzwonek świadczący o tym, że ktoś się pojawił. Prawdopodobnie był to Henry, ale równie dobrze mogła być to taka nieprzyjemna niespodzianka jak… Eleonore wczoraj.
- No dobra liczymy, że dzisiaj obejdzie się bez niespodzianek. - Powiedziała do siebie Susan kierując się do głównych drzwi. A za nimi zobaczyła… Henry’ego w flanelowej koszuli, jeansach… z drabiną na jednym, a z torbą na drugim ramieniu.
- Jestem na czas.- rzekł lakonicznie.
- Fantastycznie. - Woods ucieszyła, w końcu alternatywa kto może być za drzwiami była bardzo niekomfortowa. - Sypialnia jest gotowa możesz zaczynać. W kuchni jest świeża kawa jak chcesz. - Otworzyła drzwi szeroko wpuszczając Henry’ego do środka. - Pomóc ci coś wnieść czy masz wszystko?
- Drabinę zostawię tutaj, a z resztą sobie sam poradzę.- co powiedział to uczynił. Drabina stanęła w kącie, a mężczyzna ruszył w kierunku schodów. Dopiero teraz widząc jak idzie w górę Susan wróciła myślami do jej snu. Poczuła jak jej twarz płonie rumieńcem i poszła najpierw do kuchni napić się zimnej wody z kranu. Dopiero potem wróciła skończyć ogarnianie biura. Kiedy skończyła przypomniała sobie, że miała wybrać kolor ścian ale...Clarence i nocowanie Jane. Postanowiła najpierw zdecydować się na kolor biura, odwlekając ile się dało wejście do sypialni.
W końcu skończyły się jej wymówki i z walącym sercem skierowała się do swojego pokoju. Najpierw patrząc czy będzie bardzo przeszkadzać i może jednak znajdzie sobie inne zajęcie….
Henry zajęty metodycznym zdzieraniem tapety, w ogóle nie zwracał na nic uwagi. Był skupiony na swojej pracy i wydawał się nie widzieć świata poza nim. Podwinięte rękawy odsłaniały muskularne przedramiona i duże, zapewne chropowate dłonie, które tak przyjemnie mogłyby chwycić… zdecydowanie za łatwo myśli Jane odpływały do owego snu.
“I co teraz? Może sprawdzę piwnicę? Jak mogłam go tak dokładnie zapamiętać po jednym spotkaniu...Susan weź się w garść zachowujesz się jak nastolatka!” Kobieta przełknęła ślinę i wzięła głęboki wdech. “Odwagi to tylko człowiek do remontu mieszkania! Czysto zawodowa relacja...we flaneli też dobrze wygląda...” Wkroczyła do pokoju kierując się do okna. by sprawdzić kolory pod światło słoneczne miała wybrany kolor, ale chciała dopasować odcień.
Trochę jej to zajęło bo jak na złość w przeciwieństwie do biura tutaj nie mogła podjąć ostatecznej decyzji. Obecność mężczyzny ją rozpraszało, niby patrzyła na paletę odcieni ale myślami wracała do “Boga Jelenia”.
“Szlag by to trafił…” pomyślała z irytacją. W końcu podjęła decyzje mimo trudnych warunków.
Zrobiła zdjęcie numeru i koloru. - Mówiłeś wczoraj o czterech dużych puszkach, prawda? - Zapytała chcąc napisać w wiadomości ilość.
- Mhmm…- stwierdził “elokwentnie” mężczyzna zajęty swoją robotą. Co nie przeszkadzało mu okazjonalnie zerkać na zgrabne nogi i krągłości Susan, które strój jej nie maskował.
- Ok. - Odpowiedziała czując, że chyba mu przeszkadza i wyszła z pokoju kolejny raz oblewając się rumieńcem niczym nastolatka w obecności pierwszego zauroczenia.
Zaczęła pisać : *”Tajemnicze indygo” - matowe - 4 duże puszki” .
I przypomniała sobie że Henry nie powiedział ile puszek potrzebuje na biuro. “No nieeee….i że mam wrócić i się pytać?” Pomyślała i naprawdę chciała jęknąć z irytacji. “Dajesz poradzisz sobie…! Twarda bądź!”
- Henry przepraszam ale nie przypominam sobie żebyś mi mówił ile puszek zejdzie na biuro… - Powiedziała wychylając zza framugi drzwi wstydząc się że mu zawraca głowę.
- Nie wiem… zobaczymy jak już zajmę się nim.- odparł mężczyzna nie przerywając swojej roboty.
- Ah...ok... - powiedziała cicho kolejny raz czując jak robi się jej gorąco i zeszła na dół wysyłając mms-a do Jane.

“Ok może jak sprawdzę piwnicę to mi się poprawi.” Pomyślała idąc po drabinę która zostawił Henry i zaniosła ją do kuchni. Uzbroiła się w latarkę i otworzyła drzwi do piwnicy.
To było jak zejście w mrok. Nic nie było widać, więc latarka pomagała zobaczyć zawilgocone kamienne ściany oraz porozwalane meble… i czarną jak smoła wodę. Nawet w świetle latarki. Schodki kończyły się na trzecim… reszta musiała się zawalić. Piwnicę wypełniał też wilgotny odorek organicznego rozkładu.
-Mhmm…- zamruczała na klęczkach pochylając się w ciemność - … będę to sprzątać z dwa tygodnie … pewnie będzie łatwiej wypompować wodę … i chyba poczekać na nowe schody …-
Zmarszczki pojawiły się na wodzie… coś tam się poruszyło. Coś żywego.
- Hę? - Susan przyświeca sobie latarką tam gdzie widziała zmarszczkę i trzymając się za framugę wychyliła się bardziej. - Może to tylko szczur w końcu to piwnica ...a one umieją pływać…
Cokolwiek to było, uciekało przed światłem. A potem pojawiały się kolejne kręgi, a potem… mocne dłonie capnęły za pupę Susan i usłyszała głos.- Co ty wyrabiasz?
- IIIIIK! - Pisnęła w zaskoczeniu i przestrachu Susan. W przypływie paniki, kobieta upuściła latarkę w głąb ciemnej piwnicy a jej druga dłoń ześlizgnęła się z framugi. Mocne dłonie pociągnęły Susan do tyłu, nie pozwalając jej wpaść za latarką, z dołu słychać było odgłos plusku.
- Co ty wyrabiasz? - zapytał poważnym tonem Henry odciągając dziewczynę od drzwi. - To niebezpieczne, tak zerkać bez jakiejś uprzęży czy barierki. Mogłaś skręcić kark podczas upadku.
Susan wzięła parę oddechów uspokajając się. - Co ja wyprawiam? Co ty wyprawiasz skradając się tak cicho? Przestraszyłeś mnie! - Woods zamiast wziąć winę na siebie i przyznać mu rację, którą oczywiście że miał, wybrała emocjonalne odkręcenie winy i skupienie się na jego skradaniu.
- Gdybym cię zawołał bez łapania, to musiałbym wezwać pomoc i doktor Camille.- rzekł beznamiętnie Henry. A imię to zabrzmiało znajomo w jej uszach. Po chwili Susan zorientowała się że to była jedna z kobiet ze zdjęć w gabinecie. Kolejna z żelaznym łańcuchem na kostce.- Nie obyłoby się bez jakiś złamań, gdybyś miała szczęście…- złamań i opieki doktor Camille.
Woods przełknęła ślinę, jakoś złamanie nawet nie brzmiało strasznie...ale opieka dr. Camille już tak, biorąc pod uwagę co wiedziała. - Masz racje przepraszam…- powiedziała już spokojnie - ...chciałam przyświecić sobie latarką jak bardzo jest zalana piwnica...moment…- spojrzała wprost w oczy mężczyzny - … myślałam, że jesteś zajęty na górze?
-Jestem… zszedłem tylko po kawę.- wyjaśnił krótko Henry puszczając dziewczynę. - I zobaczyłem jak próbujesz zostać ofiarą wypadku w domu.
- Hej! Nie próbowałam zostać żadną ofiarą! Po prostu chciałam dojrzeć co pływa w wodzie! - Odpowiedziała butnie. A że rozmawianie z nim w tej pozycji było nie wygodne wyciągnęła do ręke by pomógł jej wstać z klęczek.
Co uczynił podając jej dłoń i nie przejmując się jej wybuchem. - I mogłaś przy okazji do niej wpaść.
- Uggh! - Wydała z siebie zirytowany pomruk podciągając się w górę. - Dziękuję. - Powiedziała choć nie wiadomo czy bo pomógł jej wstać, czy nie spaść w ciemność czy oba powyższe. Podeszła do szafki i wyjęła mu kubek, a następnie nalała kawy. - Słodzisz?
- Słodzę.- potwierdził krótko mężczyzna. Po takiej “super dokładnej informacji” Susan wyciągnęła cukiernice i łyżeczkę postawiła koło kubka robiąc gest żeby się obsłużył, bo ona nie ma pojęcia ile łyżeczek mu wsypać. Potem podeszła by zamknąć drzwi do piwnicy, światła latarki nie było nigdzie widać. - Ech chyba zamokła…- Powiedziała do siebie zamykając drzwi.
- Pewnie… - mruknął mężczyzna pospiesznie odwracając wzrok od przed chwilą wypiętego ku niemu tyłeczka.
- No dobra mieliście z Jane racje, piwnica będzie musiała poczekać na nowe schody. - Powiedziała trochę zrezygnowana widząc wizję tego całego syfu jaki będzie musiała sprzątać. Podeszła do blatu i sama też nalała sobie kawy, ona nie słodziła. Odwróciła się przodem do kuchni patrząc na “skażoną” lodówkę. “Muszę się tym w końcu zająć i zacząć normalnie funkcjonować...” Pomyślała chyba pierwszy raz ignorując bliskość Henry’ego, a przynajmniej jej ciało nie reagowało jak u buzującej hormonami nastolatki.
- Acha…- odparł w odpowiedzi Henry popijając kawę. Gadatliwy to on nie był.
- To mogły być szczury? - Zapytała go o pływające ‘coś’ w wodzie których no on nie widział ale w końcu robił przy domach i widział różne rzeczy..chyba.
- Mogły być.- potwierdził enigmatycznie Henry.
- Jeśli poproszę cię o nowe schody, będę musiała skombinować pompę, prawda? - były to pytania podtrzymujące, ta raczej jednostronną, rozmowę.
- Jedna wystarczy na początek.- ocenił krótko Henry odzywając się jak zwykle krótko i treściwie.
- … teoretyzując, kombinować ją jak będziesz kończył biuro? - Ciągnęła go za język. Nie tylko dlatego że mimo wszystko miał przyjemny głos ale głównie bo Susan lubiła mieć plan. A przynajmniej jego szkic.
- Tak. Chyba że chcesz piwnicą zająć się wcześniej.- mężczyzna potwierdził jej przypuszczenia.
Susan wzruszyła ramionami. - Nieee, poczekam i tak chyba już wygospodaruje miejsce na pralkę tutaj pewnie koło zlewu. A przez sprawę z Clarencem nie mogę wyjechać z miasta więc już więc pewnie zamówię ją razem z lodówką, po prostu będą na razie stały w improwizowanych miejscach. - Susan nakreśliła swój nowy plan zmodyfikowany o pewne niedogodności jakie wynikły od czasu kiedy znalazła zwłoki.
- Sprawę z Clarencem?- zapytał Henry wykazując zainteresowanie tą sytuacją.
- Nie słyszałeś? Myślałam, że Jane ci powiedziała. - Woods zdziwiła się, przygryzła wargę wybierając przez chwile najlepszy dobór słów. - Clarence nie żyje.
- Hmm… szkoda. Równy był z niego gość.- Henry niespecjalnie przejął się jego zgonem.
- Wszyscy podchodzą do tego z takim … stoicyzmem. - powiedziała w lekkim zdziwieniu - tak jakby było to dla was codziennością…
- Śmierć jest nieuchronna.- stwierdził wymijająco mężczyzna.
- Masz rację. Chyba po prostu nie spodziewałam się drugiego dnia w nowym miejscu znajdę rozszarpane zwłoki…- przypomniała sobie inne razy kiedy miała do czynienia z trupem, tak krwawą scenę widziała po raz pierwszym.
- Tak. To raczej nieprzyjemna niespodzianka. Wracam do pracy.- odstawił pusty kubek.- Dzięki za kawę, umyję go przed wyjściem.
- Nie przejmuj się i tak będę zmywać po śniadaniu - machnęła niedbale ręką - I odprowadziła go wzrokiem sącząc resztkę swojej kawy.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 07-03-2019, 18:58   #16
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Kiedy Henry wrócił do zdzierania tapety Susan pozmywała w końcu naczynia i poszła czyścić półki w spiżarni z zaległych wart kurzu. Też jej to trochę zajęło gdyż kurz nie był najlepsza rzeczą do sprzątania co jakiś czas z małego pomieszczenia dało się słyszeć pojedyncze lub seryjne kichnięcia. Tak zeszło do pory obiadowej w czasie której Henry poszedł do Jane. Susan skierowała swoje kroki do piekarni. Po przekroczeniu progu ogłoszonym dzwoneczkiem Woods powitał zapach świeżego pieczywa i jej żołądek przypomniał o sobie. A potem do zapachu pieczywa dołączył zapach różany. Delikatny i subtelny. Zmysłowy.
- Witam w mojej piekarni. Zakładam, że ty musisz być Susan? Ja jestem twoja sąsiadka. Rose.- Blondynkaza ladą uśmiechała się przyjaźnie. Pochylona sylwetka podkreślała jej spore krągłe piersi. Uśmiechnęła przyglądając Susan.
- Na co masz… ochotę…? - zapytała, a Woods przez chwilę nie znała odpowiedzi na to pytanie.
- Hej.. owszem jestem Susan Woods. Miło mi poznać. - Azjatka chwilowo zatrzymała się w swoich działaniach dopiero po chwili przypominając sobie że jest głodna - Wiesz mam ochotę na jakąś słodką bułeczkę do kawy, możesz dać różne to sobie zrobię mała degustację i ciemne pieczywo. - Powiedziała z uśmiechem, zapach róży i pieczywa kojarzył jej się z pączkami. Dodatkowo aromat był mało intensywny, więc Woods opuściła nieco gardę.
- Mam mnóstwo bułeczek, do konsumpcji.- “Na pewno masz”. Taka myśl pojawiła się w głowie Susan, gdy obserwowała pośladki pochylonej kobiety, gdy sięgała po kolejne przykłady wypieków, by potem położyć je na ladzie. Pojawiła się z narastającym różanym zapachem ciekawość. Jak miękkie są piersi tej kobiety, jak to uczucie przyprzeć ją do ściany i sprawić by zamruczała jak kotka… oddech Woods delikatnie przyspieszył.
Woods poznała znajome reakcje i próbowała się opanować zaciskając pięść aż zbielały jej kłykcie. - Te..wyglądają smacznie... - Woods nie patrzyła na wypieki mówiąc to, ale jakaś cząstka umysłu nadal procesowała po co tu przyszła. - ...zapakujesz mi?
- Nie spróbujesz wpierw? Są… pyszne…- oblizała lubieżnie sprzedawczyni nachylając się ku Woods. A ona wodziła wzrokiem po różnych pieczywach, piersiach Rose i jej ustach i najbardziej pragnęła… spróbować smaku jej ust. Zapach róży się nasilał i pożądanie Woods, też. Czuła jak odruchowo zaciska uda spragniona dotyku tam. Dotyku palców Rose.
Przełknęła głośno ślinę. - Wtedy nie będę miała motywacji by wrócić po inne. - Powiedziała niepewnie, usilnie odmawiając sobie słabości. Powinna posłuchać Jane i przyjść z kimś.
- Znajdziemy więc inny powód, prawda?- zapach róży otumaniał, podobnie jak uśmiech Jane.- Przybliż się.
Woods zrobiła to i Rose pochwyciła ją dłonią za głowę przyciągając ku sobie. Pocałowała ją namiętnie i zmysłowo. Jej język muskał wargi Rose, przechodząc przyjemnymi dreszczami i wzmacniając impulsy podniecenia w całym ciele. Wszystko zdawało się pachnieć różą, a ubranie robiło się takie jakieś… niewygodne.
Racjonalne myśli odpłynęły, jakikolwiek opór czy sprzeciw został przełamany. Odraza jaką by normalnie czuła w tej chwili została całkowicie stłumiona przez nie zrozumiany przypływ żądzy jaki ją ogarnął. Gdzieś z tyłu głowy Yoona wrzeszczała : “Uciekaj! Broń się! Drap i gryź!” ale bez skutku.
- Chodźmy na zaplecze…- szeptała pożądliwie Rose, a ciało Jane nie chciało się opierać tej pokusie. Chciało samo pochwycić za krągłości blondynki, ścisnąć je i pieścić.
- Tak…- wychrypiał jakby jej gardło zrobiło się całkowicie suche.
Przeszły ledwie kilka kroków na zaplecze. Rose pochwyciła Susan za twarz, całując jej usta. A dłonie Woods same zaczęły podwijać sukienkę sprzedawczyni i wodzić palcami po jej pośladkach. Azjatka tego nigdy nie robiła z drugą kobietą, Rose zrobiła coś co sprawiło, że Susan instynktownie wiedziała co robić. Yoona za to nadal wyła w głowie z szału i rozpaczy już całkowicie stłumiona przez zapach.
Rose jednak była doświadczona… jej zapach pokierował czynami Susan. Zsunęła ona bieliznę z jej ciała, klęknęła… ustami zaczęła wielbić intymny zakątek, rozpalona coraz bardziej i odurzona zapachem.
Ktoś zaczął dzwonić przy ladzie i wołać.
- Rose! Rose… chodź tu. Ważna sprawa.- głos należał do Alice. Blondynka warknęła gniewnie i szepnęła wskazując drzwi na zaplecze.- Do licha. Wiesz… co? Przyjdź może później, to wtedy porozmawiamy. -
Susan, otumaniona i pobudzona, wstała i ruszyła do drzwi… niemal jak w transie. Dopiero za drzwiami świeże powietrze pozwoliło się jej otrząsnąć nieco z tego… uroku i myśleć racjonalnie.
Jej ciało zatrzęsło się w szoku i odrazie. Odrazie do tego co się stało i co zrobiła. Potykając się wbiegła do domu przez drzwi od kuchni, nawet ich nie zamknęła rzuciła się na górę przewracając się na schodach i pokonując ostatnie stopnie szloch Yoony w końcu przebił się na zewnątrz. Nogi nadal pracowały niezdarnie zaciągnęły zbrukane ciało do gabinetu. Trzęsące się ręce siłowali się z zamkiem nie mogąc go dokładnie nacisnąć. Kolejny szloch paniki, ale się udało biblioteczka ustąpiła. Woods wbiegła do środka zamykając za sobą sekretne drzwiczki. Chwyciła pistolet, trzymając go jak niczym linę bezpieczeństwa stała w ciemności pokoiku przeżywając co się stało. Długo nie była wstanie określić ile czasu minęło. Usłyszała dzwonek drzwi. Adrenalina napięła ją jak strunę. W głowie Yoona znowu zaczęła wrzeszczeć. Usłyszała jak ktoś wchodzi po schodach. Odbezpieczyła broń. Osoba poszła do sypialni i Susan usłyszała charakterystyczne odgłosy zdzierania tapety.
“Henry...”. Susan zorientowała się i osunęła się po ścianie siedząc skulona w pokoiku. Nie zabezpieczyła broni, nie wyszła, siedziała i wsłuchiwała się odgłosy z sypialni. Łzy ciekły po jej policzkach ale nie wydawała odgłosów, jeśli ją znajdzie znaczy, że Rose czy Alice też by mogły. Wydawało się jednak, że jej nie znalazł… a może nie szukał. Odgłosy zdzieranej tapety, były hipnotycznie monotonne… usypiające wręcz skołatany umysł.
Zasnęła na podłodze w jej małym azylu otoczona konspiracją i echem dawnego życia.
Cokolwiek się jej śniło… było mroczne, ciemne i przerażające… a może się nie skończyło?
 
Obca jest offline  
Stary 07-03-2019, 18:58   #17
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Obudziła się bez broni. Za to nie sama. Hong była w pobliżu. Siedziała z bronią w dłoni, jej bronią. Zatroskanym spojrzeniem spoglądała na Susan.
- Henry mówił, że cię nie napotkał w domu. Więc się zmartwiłam i poszukałam cię.- wyjaśniła i pokazała palcem na koc, którym Woods była otulona.- Krzyczałaś głośno przez sen i nie mogłam cię dobudzić. Uspokoiłaś się jakieś pół godziny temu.-
Nie słuchałą zerwała się i odsuneła on Jane jak najdalej, jakby mogła to przewinęła się przez litą ścianę. Co gorsza Jane miała jej broń. Woods była bezbronna, została zaskoczona. “Dałam się podejść…” Yoona odezwała się sarkastycznie “Tyle mi przyszło z chęci układania sobie życia…”
- Acha…- Hong skinęła głową widząc zachowanie Susan.- Która to była?
- Wyjdź. - Odezwała się odnajdując w końcu głos, choć chwilowo cichy i niepewny.
- Przygotuję kawę na dole w kuchni… i jakiś alkohol. Papierosów nie mam. Chyba że Henry zostawił paczkę.- rzekła w odpowiedzi Hong ruszając do wyjścia wraz z bronią.- To zabiorę, żebyś nie wpadła na jakiś… szalony pomysł. Wierz mi… nie tak łatwo je zabić.
- Wyjdź z mojego domu albo broń, czy nie sama cię wyrzucę…- Woods odezwałą się trochę bardziej pewnie, złość zrobiła swoje. Jane też należała do ich Stowarzyszenia mogła tylko udawać przyjazną a bawić się nią tak jak Alice czy reszta.
- Dobrze. Zrobię kawę i pójdę.- odparła Hong ciepłym tonem. I zostawiła Susan samą.
Ta nasłuchiwała ze swojego miejsca, aż nie usłyszała aż drzwi na dole nie zamykają się. Dopiero wtedy cicho zeszła na dół. Zastanawiała się czy nie wziąć drugiego pistoletu który został między materacem a łóżkiem, ale pamiętała jak Jane udało jej się szybko ją rozbroić stwierdziła, że to zły pomysł. Na dole zamknęła drzwi na wszystkie zamki. I wylała kawę do zlewu. Woods wrzasnęła w złości i niemocy i roztrzaskała ekspres o ścianę na drobne elementy. Nie wiedziała ile spędziła płacząc na podłodze w kuchni.
“Wszystko jest nie tak!”. “Może uciec? Zabrać wszystko wyjść i się nie zatrzymywać? “. “Trzeba było wybrać Oregon.” Chaotyczne myśli krążyły wokół jej głowy.
 
Obca jest offline  
Stary 07-03-2019, 19:01   #18
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Dzień 4 - Koszmary i konspiracje

Wyjeżdżała samochodem. W końcu… droga prowadziła przez ciemny las.
Wiedziała, że się opłacało to wszystko. Miała samochód, miała za sobą tą przeklętą mieścinę. Teraz wystarczyło dojechać… gdziekolwiek. Tylko ten ciemny las się nie kończył. Wcisnęła pedał gazu do samej podłogi. Musi wyjechać jak najdalej. Kolejny znak drogowy. Chyba już taki widziała. Przesadza znaki w końcu się powtarzają. Zerknęła na torbę na siedzeniu obok. Nadal jest.
Powoli zaczęła zauważać coś między mijającymi drzewami. Czworonożne czarne cienie, sylwetki, coraz liczniejsze. Przypominały z grubsza wychudzone czarne wilki o lśniących na czerwono oczach.






“Jedź, nie zatrzymuj się. Jedź. Nawet jak to jakaś wataha to jedziesz samochodem. Jedź” Woods jechała, starała się nie patrzeć na boki. Niestety musiała nie chciała się rozbić.
Ta jednak się zbliżała, wyłaniały się cieniste sylwetki czworonożnych istot z płonącymi czerwienią oczami i paszczami trójkątnych czarnych zębów. Były jak ożywione bazgroły dziecka… ale przerażająco realne. Osaczały powoli samochód ze wszystkich stron i bez względu jak mocno Susan dusiła pedał gazu, przybliżały się nieubłaganie.
- Nie, nie, nie, nie, nie, nie….- Woods wcisnęła klakson, próbują przestraszyć te istoty.
Niewiele to dawało, a co gorsza zaczęły otwierać paszcze… wysuwały się z nich długie czarne i atramentowe macki, dwie trzy… cztery… Wilki stawały się coraz bardziej nienormalne. A samochód był otoczony nimi ze wszystkich stron. Najbliższe oderwały z wozu tylne drzwi. Ash krzyknęła i sięgnął po pistolet z torby. Odgłos wystrzałów rozległ się w kabinie samochodu, ale nic się nie działo. Macki sięgnęły Susan, oplatając ją i pogrążając w atramentowej ciemności.
Obudziła się spocona i późno. Henry siedział przy stole i popijał alkohol przyglądając się jej.
- Rozkręciłem zamek. Jane się o ciebie martwiła. - rzekł spokojnie mężczyzna przyglądając się leżącej na podłodze Susan. - I słusznie się martwiła.
Woods rozejrzała się nieprzytomnie, leżała na podłodze w kuchni. Czuła się wykończona. Oczy ją piekły po nocy płaczu czuła, że ma je opuchnięte. - Już? Dziewiąta? - Zapytała zdezorientowana wstając. łapiąc się za głowę. Bolała ją, pewnie z niewyspania, podobnie jak żołądek, ale ten po prostu z głodu.
- Dziewiąta dwadzieścia.- poprawił ją Henry. - Ale kogo obchodzą takie detale.
- Jesteś wcześnie…- powiedziała sięgając po szklankę z szafki i nalewając sobie wodę z kranu. Pierwszą szklankę wypiła na raz i nalała sobie drugą.
- Mhmm… tak. - potwierdził lakonicznie Henry.- A ty kiepsko wyglądasz.
- Ta,...-powiedziała zniżając się do jego poziomu elokwencji. -...skręciłeś na nowo zamek? - wróciła do tematu z początku rozmowy wymijająco traktując jego spostrzeżenie.
- Tak.- odparł Henry.
Woods wyjęła cały komplet kluczy i odczepiła ten od frontowych i rzuciła na stół. - Trzymaj, jakby się zdarzyło znowu, że przyjdziesz za wcześnie. - Dotarło do niej, że właściwie to każdy mógł po prostu wyważyć drzwi jakby chciał albo zmusić ją by je sama otworzyła. Woods zrobiło się niedobrze na tą myśl. Odwróciła się do wyjścia z kuchni i ruszyła na górę potrzebowała skorzystać z toalety i zamknąć się w biurze. Wydawało jej się że rusza się jak zanurzona w melasie schody to w ogóle był wyczyn. W sypialni mimowolnie spojrzała na zdarte warstwy tapet. Spod nich wyłaniała się zniszczone czasem ściany. Lawendowy kolor miała pierwotnie sypialnia. Henry pozbył się już jednej trzeciej tego ohydztwa.
“Rozpatrywałam ten kolor na ściany…” pomyślała wchodząc do łazienki. Zanim z niej wyszła przemyła twarz, cieszyła się, że lustro jest rozbite i brudne i nie może zobaczyć swojego odbicia. Na pewno było okropne.
Ruszyła do biura zamykając za sobą drzwi. Tu… mogła czuć się bezpiecznie. Jej panicroom był na wyciągnięcie ręki. Tu mogła jeszcze bardziej poczuć ssanie w żołądku. Ale i odetchnąć. Przynajmniej dopóki nie pojawiły się kroki.. głośne i ciężkie. Na moment serce zaczęło bić jej mocniej i szybciej.
- Jane kazała przekazać, że… w razie czego może wpaść z obiadem, albo by pogadać.- odezwał się głos Henry’ego za drzwiami. A potem kroki się oddaliły i wkrótce znów słyszała jednostajne skrobanie.
“Obejdzie się bez…”Pomyślała zimno Woods. Na wzmiance o jedzeniu poczuła skurcz w żołądku, ale jeszcze nie uspokoiła się wystarczająco by zejść na dół.
Zamknęła się od wewnątrz i dodatkowo schowała się w pokoiku. Włączyła drugi komputer i zaczęła przeglądać nagranie z miejsca Clarence’a. Najbardziej interesowała ją nazwa strony jaka miał na komputerze, ale i inne szczegóły jakie mogła by dojrzeć. Sukcesywnie też zaczęła rozlepiać na ścianie to co udało jej się dowiedzieć.



 
Obca jest offline  
Stary 07-03-2019, 19:02   #19
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Susan… miała swojego króliczka, swoje nagranie… zrobione komórką. Niewiele, ale jakiś początek był. Na szczęście udało się uchwycić adres strony. Po jego wpisaniu znalazła niedużą stronę dotyczącą ezoterycznej wiedzy oraz kultury północnych Indii i Tybetu. Szczególnie dużo poświęcono rakszasom, głównie od strony tradycyjnej, acz… były tam informacje i sugestie, że Rakszase nie są bytami materialnymi. Po czym wkrótce pojawił się problem.
LOGIN
PASSWORD

Część zawartości strony wymagała zalogowania. Susan nie widziała w tym problemu. Pewnie należało się zarejestrować, by dostać się do tych informacji. Na co Susan była gotowa, jak i na opłacenie informacji przy PayPal. Zaczęła więc szukać możliwości zarejestrowania się na stronce i… nie znalazła takiej. Ta stronka nie dawała możliwości rejestracji, nie zawierała też adresów do twórców strony. Sami twórcy też nie pojawiali się na niej z imienia i nazwiska. Były tylko internetowe przydomki.
- Szlag… - wymamrotała go siebie i zaczęła przeglądać przydomki. Najgorsze było to, że była tu nowa i nawet jeśli jeden należał do Clarence’a to pewnie j tak go nie odnajdzie. Podobnie jakby ktoś jeszcze z miasta miał tu dostęp. “Może mogłabym wrócić do sklepu,...w takim miejscu zamki nie powinny być trudne do otworzenia….nie, to kiepski pomysł. Jeszcze spotkam z kogoś z Nich” Mimo jakiegoś pomysłu strach przed żelaznymi bransoletkami był zbyt wielki by przełamać się i wyściubić nos z domu.
“Moment ...Jane mówiła, że stowarzyszenie ma powiązania z magią czarnego lądu...skąd tutaj tybet?” Coś się nie zgadzało...albo Clarence nie był wcale blisko niczego albo Jane jej kłamała...albo odpowiedzi były w zamkniętej części strony.
Susan spojrzała na wycinki z gazet jakie zostawił jej poprzedni właściciel. Zaczęła wpisywać je w wyszukiwarkę. Szukała podobieństw, czegoś co tworzyło klucz.
Kolejne wpisywanie imion, nazwisk… odkrywała kolejne artykuły dotyczące zaginięć. Aż w końcu znalazła jeden interesujący... Yue Wong. Azjatka która uciekła od ojczyma w wieku siedemnastu lat. Twarz jej wydawała się Susan bardzo znajoma… gdzie ją już widziała?
Twarz, oczy, usta… usta… musnęła palcami swoje wargi. Znała te usta. Całowała je. To były usta Jane… Yue Wong była Jane Hong.
Podeszła do “tablicy” i koło karteczki z napisem Jane Hong doczepiła artykuł o Yue Wong. Dopisała nowe karteczki “Czy inne zaginione są/były w mieście?”. Zdjęcia kobiet z stowarzyszenia podpięła w jednej grupie. Jane też się tam znalazła. Od Alice i Jessiki poprowadziła linki do imienia Clarence. “Alice była rano u Clarenca”, “Detektyw nie jest zainteresowana rozwiązaniem sprawy/Jest do dupy gliną.”
Koło Clarenca znalazły się karteczki z “Skradzione książki z biblioteki. - Rejestry ludzi z towarzyszenia?”, “Gdzie są?”. Na lince między Rose a Alice znalazła się kartka. “Konflikt?”
Koło Jane dopisała “Kłamie” po czym dopisała na niej jeszcze znak zapytania. “Pistolet - osłabia mnie celowo?” karteczka również znalazła się przy Jane.

- Mało informacji…- Mruknęła do siebie. Następnie usiadła jeszcze raz do komputera. Zaczęła szukać informacji o stowarzyszeniu oraz o ich założycielach. Miała nazwiska może tak coś znajdzie. Potem szukała o mieście. Teraz wiedziała na co zwracać uwagę.
Stowarzyszenie nie miało strony, nie figurowało w żadnym spisie… w ogóle nie istniało. Po prawdzie Susan mogła się mylić, wszak nie znała oficjalnej nazwy organizacji… tylko zwyczajową. O samym mieście znalazła parę wygładzonych notek, ono również nie posiadało własnej strony w sieci. Archaizm w obecnych czasach. To co było atutem dla Woods, gdy tu się sprowadzała… teraz było wadą. Historia miasta była dość ogólnikowa.
Miasto założone przez francuskich hrabiów, perypetie rodowe opisana bez szczegółów. Opowieść Hong podsumowana przez kilka zdań, o napaści byłych niewolników na dwór.
Sami Daulmehre opisani byli tylko do XIX wieku. O członkach rodu w wieku XX-tym, a tym bardziej o obecnych nie było ani słowa.
 
Obca jest offline  
Stary 07-03-2019, 19:04   #20
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Na tym etapie Susan zrobiła się strasznie głodna żołądek dosłownie skręcał się jej dookoła kręgosłupa. Zamiast od razu iść do kuchni spojrzała na zegarek potem nasłuchiwała czy Henry nadal pracuje. Słyszała jak nadal zajmuje się jej pokojem.
Monotonnie i spokojnie… człowiek zajęty swoją pracą.
Woods wzięła parę głębokich oddechów i przekręciła kluczyk otwierając drzwi, cicho i ostrożnie zeszła do kuchni. Z szafki wyciągnęła zbawienie jej braku umiejętności zupa pomidorowa w puszce. Przelała zawartość do małego garnka i wstawiła na ogień do podgrzania. Szukanie informacji odwróciło jej uwagę od tego jak się bała ‘wiedźm’, jak wątpiła w szczerość Jane i że nie za bardzo wiedziała co dalej, patrząc na czerwień zupy w garnku stwierdziła, że musi się w końcu zorganizować.
- Muszę zamówić ten cholerny sprzęt …- powiedziała cicho, przelewając zupę do miski i siadając przy stole. Po paru łyżkach poczuła jak bardzo była głodna.
Gdy posilała się, posłyszała skrzypienie schodów. Ktoś po nich schodził. Zapewne Henry właśnie. Mimo że to nie on był przyczyną jej lęków i tak w pierwszej chwili strach ścisnął jej gardło, że z trudem przełknęła to co miała w ustach. Spojrzała na zegarek i na drzwi do kuchni. Czy to już moment kiedy wychodził. Czas zostać tutaj samej?
Zegarek potwierdzał jej podejrzenia, zresztą Henry uczynił to samo.
- Skończyłem na dziś. Jutro skończę z tapetą i zajmę się przygotowaniem pod malowanie.- rzekł kierując się do wyjścia.- Dobranoc.
- Dobranoc… - Odpowiedziała, ale szybko dodała głośniej.- Henry!... Dziękuje. - Właściwie nie wiedziała do końca po co go woła, w końcu jakby miał alternatywę też by pewnie spędzała tutaj jak najmniej czasu.
- Nie ma za co…- rzekł w odpowiedzi mężczyzna.- To moja robota.
“No tak, profesjonalne podejście...nic więcej” pomyślała próbując zignorować ścisk rozczarowania. “Co ty wyprawiasz Susan?” spytała samą siebie kończąc posiłek, tyle że jedna puszka to było za mało więc po zaspokojeniu pierwszego głodu zrobiła sobie drugą. Bez dźwięku zdzieranej tapety Woods poczuła się nieswojo. Po ogarnięciu kuchni wróciła na górę zabierając ze sobą nóż kuchenny. Bo nigdy nie wiesz kiedy przyda ci się nóż kuchenny. Poszła zobaczyć jak wygląda teraz jej sypialnia.
Obdarte ściany nadawały miejscu upiorny wygląd. Prawie jak z Silent Hill, Susan wręcz oczekiwała upiornych dźwięków dochodzących z łazienki i cóż… usłyszała je… szamotanie i jęki.
Najpierw skamieniała. Potem ścisnęła mocniej nóż w dłoni i ruszyła w stronę łazienki. “To tylko moja wyobraźnia. Tam nic nie ma.” Nie przekroczyła progu. Nie otworzyła drzwi. Stała przed nimi mając te swoje omamy słuchowe. W końcu zebrała w sobie całą odwagę jaką miała...pewnie nawet nie jej a Yoony. Złapała za klamkę. Przekręciła ją.
Otworzyła ostrożnie i zobaczyła Jane Hong… związaną linami i szamoczącą się. Liny wrzynały się w jej intymny zakątek… bo była naga.
Susan zamknęła oczy i otworzyła na nowo. To nie mogła być prawda, Jane nie miała się jak tu dostać. Otworzyła oczy na nowo. Ale nic się nie zmieniło. Jane wiła się w więzach na jej oczach, drżąc jak osika. Susan ostrożnie weszła do środka rozglądając się po pomieszczeniu. Czuła, że właśnie wchodzi w pułapkę, a Yoona mówiła, że powinna się odwrócić na pięcie i odejść.
Odwrócić się zdecydowanie powinna, bo usłyszała za sobą głos Alice.
- Miło że chcesz się do nas przyłączyć.
Ze strachu zaczęło walić jej mocno serce, a potem zrobiło się ciemno przed oczami. Ocknęła się dopiero kilkanaście minut później na podłodze łazienki. Jane ani Alice nie było. Ani śladu po tym co widziała. Bo czy widziała cokolwiek realnego?
- Tracę zmysły...Woods musisz się ogarnąć. - Powiedziała sama do siebie przecierając dłonią twarz. - To tylko stress...musi być.
Wstała i odkręciła kran powoli wanna napełniała się wodą. - Muszę zacząć normalnie funkcjonować inaczej skończę jak poprzedni właściciel. - Powiedziała rozbierając się, wlany płyn już stworzył ładną ilość piany. Nóż nadal był w zasięgu ręki. Zanurzając się w ciepłej wodzie poczuła na duży komfort, na tyle duży by pozwolić sobie chwile zapomnienia. Wanna była wspaniała, cała łazienka została przez nią doprowadzona do świetnego stanu. Jedynie lustro upiornie przypominało o dawnych czasach. - Tobą też się zajmiemy...w swoim czasie. - Powiedziała leniwie delektując się ciepłem otaczającej jej wody. Jej dłonie zaczęły wodzić po ciele zmywając z siebie brud, pot i napięcie. Ciało powoli zaczęło dawać znać o głodzie jaki czuje. Żelazna dyscyplina umysłu działa tylko wtedy kiedy dawało się od niej odpocząć. Susan nie myślała czym spowodowany był głód jaki czuła. To by wszystko zepsuło, kiedy nie była pod ‘wpływem’ Ich ‘osobowości’ czuła do tych kobiet czystą odrazę, w przypadku Rose była to też nienawiść. Sama świadomość że jej uczucia, jej pragnienia mogą być sztucznie wywołane przez te kobiety napawała ją wewnętrzną odrazą też do siebie, że nie jest dość silna by się temu oprzeć.
Dlatego oddaliła te myśli, odsunęła od siebie świadomość co się dzieje z tym miastem choć na chwilę.



Jej dłonie zaczęły wodzić po skórze bardziej pieszczotliwie. Muskając uda, brzuch, bliznę po postrzale, piersi i szyję. Przyjemność z własnej nieprzymuszonej woli. To było to czego potrzebowała. Jej dłoń zsunęła się pod wodę do emanującej potrzebą miejsca. Jej palce wodziły po jej kobiecości powoli budując to milsze napięcie.
Jej myśli nadały kształt … no i oczywiście znowu Henry. Przynajmniej nie ten ze snu ale prawdziwy. No, nieprawdziwy, ale idealizacja prawdziwego. Dotyk robił swoje, myśli swoje i pomagały, cichy przyspieszony oddech wypełnił łazienkę. Coraz szybciej, mocniej intensywniej. Szybki krzyk, chlust wody opadającej na podłogę. Uczucie rozkosznej ulgi.
Susan przeciągnęła się i dokończyła kąpiel. Przebrała się w piżamę i przeszła do biura całkowicie zapominając o nożu.
 
Obca jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:46.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172