Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-03-2020, 20:27   #31
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację


Muzyka.
Jego duszy.

Odys zmrużył oczy, gdy niesforny promień słońca przedarł się przez odsłonięty skrawek zasłony rażąc nieprzygotowanego nań egzarchę.
A muzyka wciąż nieprzerwanie rozbrzmiewała w jego duszy.

Czy tam powinna być muzyka? A może cisza, z którą tak był zaznajomiony?
Czemu umykała mu odpowiedź?

Muzyka czy cisza...
Wie, przecież wie. Odpowiedź czai się na niego, już jej prawie dotknął.

- Ulyssesie. - rozległ się ptasi skrzek pochodzący z gardzieli samotnego gołębia, który siedział na oparciu drugiego krzesła naprzeciw tego, jakie zajmował Pasterz Umarłych.


***

Ptasi śpiew zbudził Odysa, a jazgot mu towarzyszący nie pozwolił ponownie zmrużyć oka. Zupełnie jakby ptaszyska uparły się właśnie na niego i upatrzyły jego okna za najlepszych słuchaczy treningu swych gardeł....
Odys przetarł oczy i powolnym ruchem usiadł na łóżku. W tej atmosferze nie dało się dalej oddać upragnionemu odpoczynkowi, tak bezpiecznemu, jak tylko mógł on być. Czemu tak głośno?
Jeden rzut oka rozwiał wszystkie pytania.

Odys westchnął przenosząc ciężar, by przenieść nogi na podłogę wciąż siedząc na niedawnym przyjacielu wspierającym jego sen. Teraz w mógł karcić jedynie siebie za pozostawienie okna otwartym, aby walczyło ono z niesamowitym wręcz ciepłem października. Czyżby ta noc imitowała żar nadchodzącej atmosfery tego miejsca? W końcu nic się nie stało, a jednak zagrożenie wciąż trzymało łapy na mieście...

Trzepot skrzydeł rozbudził do końca Egzarchę, który zobaczył jak jeden z gołębi przysiada na wewnętrznym parapecie niepomny na obudzonego lokatora. Bezczelnie wręcz zaczął czyścić pióra swoich skrzydeł, jednocześnie wyraźnie odpoczywając.
Po chwili przeniósł uwagę na zbudzonego.

Ptasie oczy czarne niby węgielek zdawały się trwać nieruchomo, zwrócone na Ulyssesa.

Gołąb przechylił na bok łepek nie porzucając punktu obranego do obserwacji, którego także nie zmienił, gdy ptasim zwyczajem w drugą stronę ponownie przechyli głowę.
Ptasie oczy czarne niby węgielki leżące pośród innych w kominku na ledwo moment rozbłysły czerwienią niczym krwistą poświatą zachodzącego słońca.


Pośrednik, który spotkał się z Vincentem okazał się być z wyglądu jak typowy osobnik całe dnie zasiadający za biurkiem... może przypisany do pracy terenowej tylko przez przypadek?
Nie, przypadki nie są rzeczą, na którą można wszystko zrzucić. Los nie był pozbawiony nawet najbardziej chaotycznych prawideł. Coś musiało popchnąć właśnie tego osobnika w stronę fortunatusa.

...albo ktoś dopomógł temu zdarzeniu uporządkować nici doń prowadzące.

Od samego początku, gdy tylko dotarł na miejsce, w którym mieli się spotkać, znalazł się w świecie banalnym do bólu, jako i prezentował się jego przewodnik, mający zabrać na ocenę oferowanych powierzchni biurowych Był to mężczyzna w średnim wieku, gładko ogolony z idealną fryzurą korposzczura, którego "kwiat wieku" cechował się lekką nadwagą i powoli formującą łysiną.

- Niesamowite, prawda? - zapytał retorycznie pośrednik niezbyt przystająco do "normalności", którą do tej pory okazywał. Prowadził Vincenta przez plac, wokół którego górowały wieżowce, rzucając dłuższe spojrzenie na nie - Magiczny widok.
Faktycznie, widok miał miał w sobie coś z mistycyzmu. Geometryczne kształty budowli zdawały się łączyć w blasku lustrzanego odbicia w wysokich szybach, które wyciągały się ku blademu niebu również się w nich odbijającego. Widok faktycznie mógł wpłynąć na takie korposzczury, jako i był Tomas Brawn.

[media]http://as2.ftcdn.net/jpg/02/39/68/71/1000_F_239687125_NQ4RLAYDY70sfFRG5a0pulsOBaIL49CI. jpg[/media]

***

Panu Brawnowi wyraźnie zależało na ubiciu targu z klientem. Pokazywał Vincentowi zdjęcia oraz modele pomieszczeń w 3D na ekranie komputera. Z entuzjazmem opisywał zalety każdego miejsca, jedynie wspominając niechętnie o wadach, jak zapytał o nie hermetyk. "Tak, idealna lokacja.", "Wyposażenie wpisane w cenę wynajmu powyżej oczekiwań", "Tak niskie opłaty", "Ciche i spokojne otoczenie", "Wiele firm korzysta z usług firmy ochroniarskiej tamtego budynku" i wiele innych frazesów opuściło usta pracownika firmy pośredniczącej w wynajmach. Jego zaangażowanie w transakcję mogłoby wydać się podejrzane, gdyby reakcja Tomasa Brawna wyraźnie nie była podyktowana chęcią zdobycia premii za urobienie klienta i zdobycie kilku podpisów.

- Najlepszymi lokacjami są dwie - jedna znajduje się w tym szklanym kompleksie, druga zaś... - tu wyciągnął zdjęcia - ...znajduje się w drugim końcu miasta, z dala od centrum, w spokojnej dzielnicy. - uśmiechnął się przesuwając zdjęcie bliżej Vincenta, na którym widniał sześciopiętrowy wystylizowany budynek w klasycznej estetyce.


Odnalezienie ulic życia miastowego elementu nie nastręczyło obu magom wiele kłopotów, a niewielkie wsparcie magyi jedynie przyspieszyło sprawę. Alex zaskakująco dobrze orientował się w ludziach, których widział i odnajdywał przybytki, jakie oferowały różne mniej legalne rzeczy. Co najbardziej szokowało, to fakt z jaką łatwością był w stanie wypatrzeć prostytutki i burdele...

W pewnym momencie zaczęli kluczyć od baru do baru i jedynie dzięki eutanatosowi Alex nie zawitał w nich na zbyt długo. Nie po to przyszli w końcu.

Również dzięki samej powierzchowności eutanatosa - jego aparycji i sposobie bycia - Alex nie zzostał przetarmoszony zębami po asfalcie przez kilku alfonsów, którym nie podobało się zaczepianie dziewczyn na rozmówki... a może nie podobał się Gabriel jako potencjalny klient?

***

W końcu natrafili na coś obiecującego, a przynajmniej tak sądził kultysta. Był to wyraźnie jakiś bar... nie. Klub, do którego zachodziły prostytutki z klientelą, a jednocześnie podejrzane typki, tak bardzo przypominającego Gabrielowi osobników z domowego kartelu, że nie był w stanie ich pomylić z nikim innym.

Na wschodzie bez zmian...

Obaj skierowali się do wejścia, przy którym stało dwóch rosłych, łysych bramkarzy z odwrotnie proporcjonalną siłą fizyczną do intelektu. Obejrzeli obu przybyszy nim jeden z nich odezwał się powoli, aby zapewne nadążyły jego myśli.

- A wy?


Powrót wysłanej duszycy ciągnął się prawie w nieskończoność. Już Jules zaczynała podejrzewać, iż zgubiła ona drogę... Jednak nie. Duchy wręcz ciągnie do mówczyni marzeń - każde duchy, czy to na dobre, czy złe. Posłana dusza nie wróciła jednak szybko, a dopiero na wieczór... i nie miała bardzo satysfakcjonujących wieści.

Niepełnosprawny chłopak istotnie poszedł do instytutu, o którym wspominał. Norma obserwowała go przez chwilę, aż Całun stał się zbyt gęsty, aby mogła cokolwiek przezeń dojrzeć. Dobra duszyca postanowiła jednak mieć oko na miejsce, co zajęło sporo czasu, i wyczekała powrotu (następnego dnia!) Adama. Wciąż na wózku.

Jednak...

W pewnym momencie chłopak zatrzymał się przy ogrodzeniu i ze wsparciem na kratach... uniósł się z wózka na własnych nogach.
Wyraźnie to go ucieszyło, ale nie zaskoczyło, więc musiał już to zrobić w środku. Opadł ponownie na wózek (nowszy model, jak zgadywała duszyca) i z radością pojechał dalej w stronę przystanku autobusowego pod Instytut Biomechaniki.
Po dowiedzeniu się tego Norma zaczęła poszukiwać Jules.

***

W motelu była linia telefoniczna, a pokoje były do niej podłączone, jednak po samym aparacie telefonicznym można było zgadywać, że i linia nie zaoferuje dobrej jakości połączenia. Jules nie mogła zacząć żałować, że sama weszła w posiadanie komórki, jaką mogłaby się wspomóc w takich sytuacjach... przynajmniej teraz ją miała, bo kto w zamknięciu u szurniętych eterytów mógłby mieć taki luksus?
Przynajmniej po odzyskaniu wolności mogła o tym pomyśleć.
Musiała skontaktować się z Robertą. Tak długie trzymanie siostry, która jest wilkołakiem w niepewności co do swoich losów (co na pewno lekko szarpało jej nerwy, w końcu Jules miała tendencję do sprowadzania problemów) nie należało to najlepszych pomysłów.

Nie udało jej się dodzwonić dnia poprzedniego, a dopiero rano zdołała się skontaktować z Robertą.

- Znowu wpadłaś w jakieś kłopoty? - przejęty głos siostry rozbrzmiał w słuchawce, a pewna nagana pojawiła się w jej głosie.



Monotonny dźwięk pracującej maszyny wypełniał pokój i uszy Maurice'a. Agent musiał jednak zauważyć, iż ta monotonią miała swoją... melodię? Może to wrażenie było jedynie wytworem umysłu umęczonego nudą oraz niewygodą.
Nie mógł się ruszyć. Ciągle nie działały mu nogi i prawa ręka... Szlag by to. Szlag tego Komptrollera!
Teraz musiał znowu leżeć na posłaniu w tej samej celi, w której się dziś obudził.

Czy słowa Maurice'a wywarły na Iteratorze spodziewane wrażenie? Nie mógł określić. Twarz Desmonda nie wyrażała wszak... niczego. Nawet zirytowania. Cyborg po prostu przyjął do wiadomości i... cokolwiek z tym zrobił w ciszy swojego cogitatora. Mógłby mu ten komputerek się przegrzać..

***

Leżał tak już cały dzień, jak wskazał wyświetliło się na jego czujniku siatkówkowym, gdy wysłał zapytanie do komputera. Nie czuł mięśni... nie, czasem je czuł. I żałował tego. Skóra go mrowiła, plecy bolały od zbyt długiego leżenia na nich. Zdołał w końcu zmienić pozycję, co utrudniał mu ciężar bezużytecznych protez. Ile jeszcze mają zamiar go tak trzymać?

- Może wieczność? - rozległ się głos Luny, która musiała stać poza granicą wzroku Maurice'a. Po chwili jednak poczuł delikatny pocałunek na czole - Biedaku...
Kątem oka zobaczył nagą Lunę, która przyklękła przy pryczy.
- I gdzieś ty się znalazł? - Luna pogładziła go po policzku - Mój słodki Maurice... - spojrzała głęboko w oczy technokracie - Które to już twoje nowe imię?

Drzwi otworzyły się z cichym szumem, a w nich agent zobaczył swojego znajomego inżyniera próżni, który przekroczywszy próg zatrzymał się obserwując Maurice'a, przy którym była naga Luna.

- Czemu dajesz sobie dyktować tak życie? - przysunęła usta do szyi mężczyzny i musnęła ją ustami powodując przyjemne uczucie - Zasługujesz na coś lepszego.


 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline  
Stary 16-03-2020, 15:50   #32
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Szóste? Siódme? Chyba siódme.
Myślał nad pytaniem Luny. Wiedział, że część systemów działała. Wyświetlacz mu to podpowiadał. Próbował zainicjować pełną diagnostykę.

Wyświetlacz siatkówkowy wrócił do życia. Obraz z wyświetlający jedynie czas teraz zaczął się rozszerzać o schemat diagnostyczny implantów. Technokrata podziękował w duchu za to, że SELENA pozostawała aktywna. Luna i SELENA, dwie boginie księżyca. Tak różne, a jednak rządziły jego życiem. Kolejne komunikaty spadały z góry w dół. Alarmująco mrugał poziom baterii. SELENA potrzebowała zasilania. Wprawdzie mogła korzystać z energii elektrycznej produkowanej przez jego ciało, ale wystarczyłoby jej to jedynie na utrzymanie świadomości. A nie po to instaluje się w swojej głowie Sztuczną Inteligencję, żeby jedynie podtrzymywać jej świadomość. A zapasowe baterie umieszczone wewnątrz protezy ręki zdawały się nie reagować. Były odłączone.

Cała ręka i obie nogi na schemacie były wygaszonym czarnym obszarem. Dlaczego się na to zgadzał? Dlaczego pozwalał się tak traktować? Luna miała rację?

Pokręcił głową. Luna nie istnieje. Jest inkarnacją jego lęków. Jego fantazji. Dlaczego chodzi nago, albo pół nago? Wyraża jego braki? Kompleksy? Próbował sięgnąć do swojej psychiki i zastanowić się nad sobą. Najgorsze było to, że nie mógł zgłosić się po pomoc. Nie w swoim aktualnym położeniu. Znał procedury i nie działały one na jego korzyść.

- Ciekawe, że nie wyłączyli implantu głosowego - powiedział sam w pustym pomieszczeniu na moment przed rozsunięciem się drzwi i przywitaniem nowego gościa. Gościa, który okazał się starym znajomym.

Tymczasem Luna nie próżnowała. Poziom jaki osiągały omamy był niepokojący. Maurice czuł jej dotyk. Zdarzało mu się to już wcześniej. Zazwyczaj gdy znajdował się na granicy snu i jawy. Świeżo po wybudzeniu, albo w środku nocy. W czasie pełni jego własna fantazja zdawała się podpowiadać mu różne na wpół erotyczne wizje. Ale ona była tylko jego wyobrażeniem. Tylko wyobrażeniem!

Powtarzał to sobie do bólu czując ciepło jej oddechu na swojej szyi. Czując wilgotność jej ust. Umysł próbował opanować reakcje. Tymczasem jego serce zaczynało bić szybciej. Poczuł przyjemny dreszcz. Dreszcz, którego nie powinien czuć leżąc niepełnosprawny na łóżku pod czujnym spojrzeniem Inżyniera Próżni.

- I jak? - powiedział wzdychając ciężko - co dalej?
Mężczyzna spojrzał badawczo na Maurice'a.
- Dobrze się czujesz?
- Nie - odpowiedział zgodnie z prawdą próbując podnieść się na lewej ręce i podeprzeć na łokciu.
- Zacząłeś z Komptrollerem. Nie wiem czego oczekiwałeś. - stwierdził wprost.
- Mają czas. Sprawa musi nie być poważna - Maurice opadł z powrotem na łóżko.
- Ty naprawdę nie rozumiesz. - inżynier przysunął sobie krzesło - Jesteś niewłączonym do obliczeń elementem, Desmond o ciebie nie zabiegał. A na pewno nie zabiegał o osobę z taką... renomą.
Acker westchnął ciężko. Rozejrzał się wokół, jakby dopiero pierwszy raz miał przyglądać się swojemu zakwaterowaniu. Tak naprawdę szukał Luny.
- Cóż, może trudno w to uwierzyć, ale ja też potrafiłbym sobie wyobrazić kilka innych miejsc i sytuacji w których wolałbym być w tej chwili. Z chęcią znalazłbym też dla siebie zajęcie. Ale nikt nie dostarczył mi danych o operacji. Nie znam celów. Zamiast tego sobie tu leżę. Bo ktoś wam mnie podrzucił niczym to zgniłe jajo.
Lewa dłoń Maurice zacisnęła się w pięść mimowolnie.
- Jaka jest szansa, że podłączy mnie tu ktoś do ładowarki? - zapytał w końcu rozluźniając się.
- Na tyle duża, na ile twoi przekonają Desmonda, bo wierz lub nie - znajduje się tu przynajmniej jeden z was. Reszta jest w Liverpoolu głównie, jako i są nasi bankierzy.
Zobaczył Lunę. Za inżynierem. Zmieniającą formę z nagiej kobiety...
...w Crinosa.
Przełknął ślinę.
- Eh, widzisz… nie wiem dlaczego komuś z moich miałoby zależeć na przekonaniu Desmonda. Nie wiem też jak miałbym dowieść wartości. Logika podpowiada, że najlepiej będzie mnie zamknąć w szafie i zostawić do późniejszych testów. Albo przydzielić mnie komuś innemu, dla kogo nie ma wyznaczonych funkcji. Albo… kto również z jakiegoś powodu jest kłopotliwy.
Maurice uniósł nieco brew. Zastanawiał się, czy ogromny czarny wilkołak spróbuje rozszarpać inżyniera pustki. To byłaby ciekawa wizja.
- Jesteś tu dłużej. Może znasz kogoś. Najlepiej Iteratora. O ile są jacyś kłopotliwi, których nie rozebrali na części.
Na koniec zaśmiał się patrząc na towarzysza. I na wilkołaczkę.
- Kłopotliwy nie zostaje Iteratorem. - stwierdził mężczyzna - Ale masz szczęście. Może to działanie na wyrost... - wyjął urządzenie przypominające płaski pilot od telewizora, tylko bardziej w kwadrat - Twoi chcą z tobą porozmawiać, a ja mam na tyle dobre serce, że pomogę trochę... przyśpieszyć proces.
- Dziękuję. A jak myślisz istnieje jakaś szansa, żebym pozyskał informacje na temat zaangażowanych w działania zasobach? Jeżeli nie znajdziemy nikogo z Iteratorów do pomocy, to mógłbym sam przygotować plan zagospodarowania mojej osoby. Nie jestem kompletnym głupkiem. Mam własną analityczną SI. Mam na koncie dowodzenie kilkoma akcjami.
Maurice leżał czekając na działanie tajemniczego urządzenia w dłoni Inżyniera.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:27.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172