Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-09-2019, 10:15   #1
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
[Werewolf: the Apocalipse] Koniec


18 listopada 2020 roku przekroczyli granicę rosyjsko-ukraińską. Przynajmniej tę, którą można było znaleźć na mapach jeszcze w 2015 roku. Aktualnie był to “niepodległy” kraj określający się mianem Republiki Donieckiej. Przy drodze widzieli patrole żołnierzy z krzyżami Bożogrobców. Tak typowe dla opuszczanego Caratu. Szklany Smok nie pozwolił nikogo zabić, nie pozwalał też przechodzić do Umbry, czy korzystać z Darów. Nie chciał zostawiać żadnych śladów w świecie technologii, ani w świecie duchów.

Nahaja zdawała się wyciszyć. Sonii było z tym dziwnie. Czuła się, jakby czarna macka zapadła się głęboko w jej ciało i owijała to co teraz najcenniejsze. I wiele wskazywało, że ją to uspokoiło i wyciszyło. Trafiła jej się własna Zmora z instynktem macierzyńskim.

Unikali kamer. Żadnych stacji benzynowych, żadnych sklepów spożywczych. Żadnych miast.
Szklany Smok skutecznie dbał o przyszłego potomka i jego matkę. Dotarcie na miejsce zajęło im blisko tydzień. 24 listopada Michaił nawiedził Sonię w snach. Przekazał jej, że mają się kierować na zachód, a nie jak planowali na północ. Za nic nie chciał dopuścić jej, czy też ich do matecznika.

25 listopada znaleźli chatę w lesie. Sporą. Zaopatrzoną w jedzenie i ubrania. Nie przypadkowe były skojarzenia z domem Michała pod Inowrocławiem. To miejsce było punktem odwrotu. Ucieczki. Wewnątrz nie było żadnej informacji na temat właścicieli lokalu. Ale obydwoje przyjęli z ulgą możliwość przespania się w wygodnych łóżkach. Rozpalenie ognia w piecu zaowocowało również ciepłą kąpielą. Potem zaczęła się eksploracja. Pod budynkiem był bunkier. Niewielki. Wewnątrz były ułożone konserwy i beczki z wodą pitną. Kolejne kilka miesięcy życia. Choć brak wygód.

Świat się zmienił. Zapłonął. Rosja obwiniała cały świat za śmierć Putina. Kraj był we władzy fanatyków religijnych. Uzbrojonych w arsenał atomowy z Zimnej Wojny.

W tym wszystkim gdzieś był Czarny, odbudowujący potęgę wilkołaków. Pentex, przenoszący inwestycje. Farma fakenewsów w Poznaniu, która siała dezorientację. Rekinołaki gdzieś u wybrzeży Japonii. Czarne Spirale ze swoimi własnymi głowicami gdzieś w głębi Caratu….

Wszystko to za jej sprawą.

A teraz on, Szklany Smok, chciał, żeby odpuściła. Miała się wycofać. Ukryć. Urodzić dziecko.
Warował przy niej jak pies, nie pozwalając na żadne głupie ruchy.

Pierwszego grudnia jak na zawołanie zaczął padać śnieg. Padał przez kolejne dwa dni odcinając ich już i tak ukrytą chatkę w lesie. Krajobraz jak z pocztówki powodował, że trudno było uwierzyć w to co działo się na świecie.



Noce były długie i chłodne. Gdy przyszedł mróz kąpiele też stały się problemem. Woda była składowana w podziemnych zbiornikach. Z bunkru można było się do nich dostać. Maksim zbierał drewno i rozpalał ogień pod zbiornikami, żeby woda nadawała się do użycia. Pozwolił sobie na żartowanie, że Ghural sprowadził ich tam po to, żeby doglądali mu instalacji wodnej przez zimę.

Szóstego grudnia wreszcie się pojawił. Przyszedł pieszo. Michaił Zima. Do niego należała chatka. Przyszedł zapytać cóż tam u nich. Pogratulował Sonii. Choć nie istniał żaden widoczny znak na jej ciele mówiący o nowym stanie w jakim się znalazła. Powiedział też, że nie mogą iść na północ. Ponoć był tam caern, ale jego strażnik nie dopuści niczego od czego czuć Żmija. Ale w chacie byli bezpieczni. Rishi powiedział, że mogą pozostać jego gośćmi aż dziecko zacznie chodzić. I tyle. Uciszył ich gestem gdy mieli kolejne pytania, po czym odwrócił się i wyszedł.

Następnego dnia Dragan przyniósł do domu ścięty świerk. Czekały ich pierwsze święta jako rodzina. Podczas gdy świat stawał w ogniu.

Sonia wierciła dziurę w brzuchu swojemu partnerowi o ściągnięcie Kosiby. Problemem było to, że nie mieli już telefonów komórkowych.

Ósmego dnia grudnia Maksim Dragan Bondar odpuścił. Gdy się obudziła to czekało na nią śniadanie, ale jego nigdzie nie było.

W nocy na dziewiątego znów padało. Rano brak Maksima pierwszy raz dał się we znaki. To on dbał o utrzymanie ciepła w budynku. Rozpalał ogień, pompował wodę. Poranek okazał się zimny. Już zmierzchało, gdy wracał.

- Spróbuję tu ściągnąć Burego Kła. Byłem u Michaiła. On spróbuje skontaktować się z Czarnym i przekazać informacje dalej. Nie wiem kiedy i czy przyjedzie. Poza tym, chyba nie był zadowolony, że zbliżyłem się do matecznika. Masz ochotę na odgrzanie jakichś głęboko mrożonych warzyw? Czy dziś inne rarytasy na obiad?

- Gdyby był tu Wojtek jedlibyśmy jakiegoś jelenia w potrawce albo coś. Mogłeś uprzedzić, że idziesz do Miśka a nie znikać bez uprzedzenia. - zamarudziła Wrona - obojętne co. A ty co byś zjadł?

Brunetka wzruszyła lekko ramionami grzebiąc w zamrożonych zapasach.

- Zakładając, że tu zostaniemy na dłużej… serio myślisz, że nikt tu nas nie znajdzie? I co z Markiem? Został sam…

Zagrzebanie się jak struś w piasku i zatrzaśnięcie za sobą drzwi brzmiało kusząco ale mało praktyczne. Sonia starała się postąpić choć raz ‘jak należy’.

- Nie chcę, żebyś robiła sobie zbytnią nadzieję. Sytuacja na świecie nie jest łatwa. My jesteśmy bez środków komunikacji. Michaił skorzysta z duchów. I tak. Myślę, że nikt nas tu nie znajdzie. Nie ma sposobu, żeby nas namierzyć. - powiedział niemal tak pewnie, że można by zapomnieć o ostrzach od Smoka.

Sonia przygryzła dolną wargę i założyła ręce na piersiach. Po to tylko by zaraz oprzeć dłonie na biodrach.
Westchnęła krótko i zaczesała pasmo włosów za ucho:
- Nooo to nie do końca prawda… - zajrzała w oczy Maksima i zrobiła minę z cyklu oops.
Milczał i patrzył na nią z uwagą. Jego twarz przez kilka sekund nie wyrażała nic, by w końcu uniósł jedną brew.
- Zechcesz mi to wyjaśnić teraz, czy poczekamy, aż sztab komandosów wedrze się tutaj z karabinami wypchanymi srebrem?

Wrona doszła do wniosku, że jej Smok się zmienił. Zastanowiło ją czy to fakt przyszłego ojcostwa już tak działał na jaszczura czy to fakt ubicia Putina wyzwolił w Maksimie nowe ja.

- Nie komandosów… Pamiętasz te noże, które podarował nam Smok? Te fetysze?
Kiwnął głową. I nie skomentował więcej. Ruszył do kuchni, gdzie na starym piecu postawił czajnik. Codzienna herbata była już obrzędem. Pili kilka razy dziennie. Przytuleni do siebie z kubkami w dłoniach. Choć rozmawiali jeszcze mniej niż wcześniej, to bliskość niesamowicie wręcz narastała. Byli w tym wszystkim razem i wiele wskazywało, że mają tylko siebie. Choć fakt, że Dragan przyjmował do wiadomości pewne rzeczy, bez dalszej reakcji bywał irytujący.
- Rzuć mrożonki, to od razu odgrzeje obiad.
- Wiesz, że te fetysze pozwalały namierzyć wzajemnie naszą watahę? Umówiłam się z Rychem, że ruszy za mną gdy zacznie się burdel. Będzie wiedział kiedy. Jest szansa, że reszta zacznie nas szukać. -
dziewczyna wygrzebała dwie paczki i podała Maksimowi. - Zrobię herbaty… Myślałeś o imieniu?
Po reakcji jaszczurów w japonii doszła do wniosku, że imię powinien nadać ojciec. Zmieniała temat.
- Po obiedzie postawię zasłonę. Jeżeli już ruszyli, to nic już nie zmienię przed obiadem. A jeżeli nie, to spróbujemy zniknąć z radarów. A imię...
Maksim wrzucił do garnka podane jedzenie i wstawił na rozgrzane blachy pieca.
- Wiesz, że w dawnych czasach wierzono, że nadanie dziecku imienia przed szóstym rokiem życia przynosi pecha? Nie myślałem o tym. A Ty?
- Nie wiedziałam ale głupio mówić do dziecka per dziecko. Obiecałam nazwać pierworodnego czy tam pierworodną na cześć Smoka. Może mnie pouczysz? Coś musimy robić…
Westchnął ciężko i oparł się o stół. Mebel zatrzeszczał pod ciężarem Maksima. Pokręcił głową.
- Nie wiem… to wszystko dla mnie nowe. Wiem, że twój brat został sam, ale nie pozwolę, żebyś w ciąży ruszyła do Czarnobyla. - tym razem to on zmienił temat. Widać ojcostwo nie było czymś, z czym już się oswoił.
Sonia przytuliła się do silnego ramienia mężczyzny:
- Serio myślisz, że chcę ruszyć do Czarnobyla z twoim nienarodzonym dzieckiem pod sercem? - spytała cicho z lekkim smutkiem.
- Serio, myślę, że chcesz pomóc bratu w realizacji naszego wspólnego planu. I boję, się, że będziemy się ukrywać, a ty nie znajdziesz sposobu, żeby pomóc mu zdalnie.
Odwrócił się do niej. Prawą ręką ją objął, a lewą dłoń położył jej na ramieniu.
- Ale cieszę się, że dojrzewasz - powiedział to jakby zapominając, że była od niego kilkanaście lat starsza.

-Myślę, że powinieneś znaleźć sposoby na zastąpienie protekcjonalności w najbliższych miesiącach - Sonia pokazała mu dojrzale język zadzierając głowę do góry - Bo chciałabym. Żeby fasola miała szanse poznać swojego papę.

Uśmiechnął się szeroko, po czym odwrócił do gotujących warzyw. Przecedził je szybko, po czym ułożył wszystko na dwa półmiski.

Jadł bardzo szybko. Nawet nie przeszkadzało mu, że wnętrze mrożonego kalafiora było ledwie letnie. W zasadzie nie było to wielkim problemem, bo nie dodał soli do wody, więc warzywa i tak nie miały smaku. Spieszył się z jedzeniem.

Sonia dziobała swoja porcje. Nie komentowała sposobu jedzenia Dragana. Doszła do wniosku jakiś czas temu, ze zeżarcie Mike odebrało jej jakiekolwiek prawa komentowania odżywiania się innych.

Nie czuła napadów głodu , a jedzenie smakowało jak tektura od jakiegoś czasu.

-Zrobię herbaty - powtórzyła i w końcu zalała ciemne liście . Mocny zapach unoszony gorąca parą uderzył ja w nozdrza.


Po posiłku Szklany Smok założył kurtkę i wyszedł przed dom. Chwilę dreptał w kółko, po czym zaczął kreślić jakieś symbole na śniegu. Bliźniaczo podobne do tych, jakie Dalemir zapisał flamastrem na jej ręce. Trwało to wszystko około kwadransa. W końcu wrócił, otrzepał śnieg z butów i wypił herbatę. Trwał kolejny nudny dzień.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 26-09-2019 o 10:20.
Mi Raaz jest offline  
Stary 29-09-2019, 22:37   #2
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Minęły dwie długie noce zanim coś się zadziało. Do ich domu przyszedł Misza. Tym razem pierwszy raz obydwoje zobaczyli go w formie ogromnego brunatnego niedźwiedzia. Stał na linii kręgu wydeptanego przez Maksima. Czyżby krąg nie wpuszczał właściciela chaty do jej wnętrza?

- Pójdziesz z nim porozmawiać? - zapytał Maksim, który stał bez koszulki w salonie.

- Tak, choć głupio mi traktować Rishi jak chłopca na posyłki… - Żenia wcisnęła się w buty i otuliła kocem nim wyszła z chaty z uśmiechem.


- Witaj, Michaił - Zenia ukłoniła się przed misiem. - Wszystko dobrze?
Niedźwiedź zmienił się w człowieka. Powoli. Z dziwnym patosem. Rishi miał w sobie coś dziwnego. Przy przemianie dziewczyna mogła się dokładnie przyjrzeć mocno zarysowanym mięśnia mężczyzny. Choć mógłby być jej dziadkiem, to zapewne w młodości cechowała go muskulatura równie imponująca jaką teraz mógł pochwalić się Maksim.

Stała owinięta w koc, w ciężkich butach na śniegu, w który się zapadała. Naprzeciw niej w pół klęku znajdował się nagi starzec. W końcu wstał.

- Twój przyjaciel będzie tu w ciągu tygodnia - powiedział spokojnie po ukraińsku. Wzrokiem potoczył po linii kręgu. Przez dwie noce śnieg praktycznie go zasypał, ale Rishi zdawał się wyraźnie go widzieć.
- Mam nadzieję, że nie spodziewacie się, że ktoś inny mógłby tutaj przybyć.

- Dziękuję - Zeńka podała koc Rishiemu - wejdziesz na herbatę?

Obejrzala się tam gdzie spoczywał wzrok Michaiła:
- To zabezpieczenia paranoików. Maksim sypia przez to lepiej…

Kiwnął głową ze zrozumieniem. Przekroczył nad niewidocznym kręgiem i podziękował za koc.
- Jestem stąd. Taka zima, to nie zima.
Weszli do domu, gdzie mężczyźni wymienili ze sobą chłodne powitania.
- Czarny przesyła pozdrowienia. Nie mówiłem mu, że chronicie się u mnie, ale powiedziałem, że w ciągu jednego dnia mogę przekazać informację, gdyby potrzebował. Nie uwierzył, ale zaakceptował moje kłamstwo. Co zaś do Burego Kła… Czarny niechętnie przekaże mu wiadomość. Są między nimi animozje, które dla mnie pozostają niezrozumiałe.
Wciągnął powietrze nosem.
- Może mógłbym napić się herbaty z miodem?
- Jak najbardziej. - brunetka otworzyła drzwi i wpuściła Michaiła pierwszego - Czarny ma się dobrze?
- Jak wszyscy próbuje odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Mamy spory krach ekonomiczny. Rosja odcięła się od wszystkich. Import wyłączony. Polska, Niemcy, Norwegia, Finlandia, cała masa państw, popada w kryzys, bo kilkadziesiąt procent towarów eksportowała do Rosji. Gorzej jest w drugą stronę. Rosja eksportowała gaz do całej europy. USA nie jest w stanie pokryć zapotrzebowania na to. Terminale LNG pękają w szwach, ale to nie wystarcza. Problem energetyczny na światową skalę.

- Jest. Jeszcze bliski wschód i alternatywne źródła energii… - Żenia słuchała o konsekwencjach działań Rosji a w pustawej pamięci grzebała za czymś innym - Michaił… Co Jest w Kazachstanie co mogłoby interesować konkurencję Zakonu?
- To Zakon ma konkurencję? - spojrzał z zaciekawieniem na dziewczynę. - Chyba Watykan, a w Kazachstanie… w Kazachstanie to nie ma chyba nic.

- Dziwne zatem… nie ma tam wampirów, garou lub innych zmiennokształtnych? Jakieś placówki naukowe?

- Wiem, że w 2014 były tam tysiące wilczych krewniaków. Ale czy nadal tam są, czy ich nie wytępiono… musiałbym zasięgnąć języka wśród duchów. Dlaczego tak cię to zainteresowało dziecko?

- Mam wrażenie, ze jest tam coś, co do tej pory umykało każdemu. - Żenia na słowa Rishi otworzyła szerzej oczy. Tysiące krewniaków. Armia. Armia Smoka… - jeżeli krewniacy tam są nadal to będą teraz w niebezpieczeństwie.
- Dowiem się. Pojutrze przyniosę wam gazety, żebyście dowiedzieli się co i jak. Myślisz, że Zakon ruszy na Kazachstan? I co z herbatą?
Tym razem to Dragan podsunął kubek z herbatą Michaiłowi. Riszi pociągnął nosem i Sonia szybko zauważyła, że po jego twarzy przebiegł cień niezadowolenia. Czyżby czekała go herbata a la karton?
- Ta juz wystygla - Żenia gorączkowo capnęła Maksimowy poczęstunek. Zakrzątnęła się i podała Rishi ostatecznie nowy, dymiący kubek naparu. Nie zapomniała o kopiatej łyżeczce miodu. W międzyczasie kontynuowała:
- Myślę, ze Zakon ma tam jakieś zasoby. Do tych zasobów chce dotrzeć konkurencja. Może Watykan. Moze Stany. Nie wiem. To ledwo intuicja. Ale ja zwykle dobrze wychodzę słuchając intuicji…

Pokiwał głową z satysfakcją. Próżno było zastanawiać się, czy ze względu na słuchanie intuicji przez dziewczynę, czy ze względu na aromat miodu jaki roznosił się wokół herbaty.
- Dowiem się. Nie mogę niczego powiedzieć od razu. Wiesz, to nie jest miasto. Nie piszemy maili, nie dzwonimy z telefonów satelitarnych. Wszystko trwa.
Zanurzył usta w kubku.

- Nam się nie spieszy jakoś specjalnie. Możemy poczekać aż się dowiesz. Widzisz Michail? Uczę się cierpliwości - Sonia wyszczerzyła się niesfornie.

- To dobrze. Brakuje ci tego. A przy dziecku może się przydać. Bardzo - znów łyknął herbatę. Siedział nago i popijał herbatę, podczas gdy Maksim kręcił się po domu bez wyraźnego celu. Właśnie wyszedł sprawdzić czy ma dość duże zapasy drewna w drewutni.

- Przykro mi, że tyle nienaturalnych istot jest w was. Czuję, że jesteś wypaczona Żmijem. On jest synem Tkaczki. Nie wiem jak to się rozwinie w czasie, ale tak wielkie kontrasty mogą owocować wielkim tarciem między wami.
- Moze to zatem dobrze, ze tworzymy coś pośredniego co da nam powód to złagodzenia tarć - odparła dziewczyna gdy Rishi dopił herbatę. Odstawił kubek i wstał nie komentując więcej:
- Niedługo zacznę sen zimowy. Wtedy będziecie zdani głównie na siebie.
- Gdyby coś się wydarzyło podczas twojego snu zostawimy wiadomości dla ciebie. Ale postaram się siedzieć na czterech literach. Wiec powinno byc spokojnie.

Położył jej rękę na ramieniu. Pokiwał głową i uśmiechnął się niczym dziadek. Po czym ruszył na śnieg przechodząc obok Dragana wymachującego siekierą przy drewutni. Po kilku krokach opadł na cztery łapy, zawarczał i ruszył w głąb lasu.


***


Kolejne dni mijały równie leniwie. Dziewczyna nie miała już nudności z rana. Teraz przytłaczały ją tylko, gdy Dragan zbliżał się do kuchenki. Kolejne dni owocowały rozluźnieniem. Świadomość przybycia Burego Kła uspokajała burzę hormonów.

Piętnastego grudnia nagle zerwał się Maksim. W trzech susach doskoczył po siekierę i z urokiem drwala stał przy drzwiach i nasłuchiwał. I wtedy ona też usłyszała. Jakiś silnik. Ktoś jechał po lesie i wyraźnie się zbliżał.

Po jakichś dziesięciu minutach przed budynkiem pojawił się skuter śnieżny. Poza oświetleniem pojazdu dwie osoby, które na nim przyjechały miały za paskami poupychane pałeczki chemiluminescencyjne. Obie osoby były grubo ubrane, a ich twarze zasłaniały kominiarki i okulary. Zeszli ze skuteru poza kręgiem ochronnym. Jeden ruszył pewnym krokiem całkowicie ignorując krąg. Druga postać zawahała się i przechodząc nad barierą zrobiła wyraźnie większy krok.
Rozległo się pukanie do drzwi. Maksim ścisnął mocniej stylisko siekiery i otworzył drzwi.
Do środka wpadł wielki podróżny plecak oprószony śniegiem. W dłoni postaci była kominiarka i okulary. W kapturze, okolona syntetycznym futrem uśmiechała się twarz z ciemnym zębem.
- Na swoich? Z siekierą? No wiesz?
Siekiera opadła na podłogę, a Maksim się rozluźnił.
- Bury Kieł, dobrze cię widzieć! - w głosie Dragana dało się słyszeć entuzjazm. Kolejna zmiana wywołana rodzicielstwem?

Żenia doszła do wniosku, że Maksim musi być znudzony bardziej niż ona. Fakt, że prasę od Michaiła znał już niemal na pamięć był kolejną wskazówką. Dziwne. Nigdy nie mieli okazji po prostu nic nie robić i być tylko sami. Ewidentnie nie wychodziło im to?

Stała z nieśmiałym uśmiechem na twarzy gdy mężczyźni się ściskali. Przyjechał. Jej Kieł przyjechał. Ulga obmywała ją od czubka głowy po końce palców. A wadera kładła uszy po sobie, podwijała ogon i oblizywała nos. Cała była oczekiwaniem aż niemal drżała z niecierpliwości.
Przywiózł ze sobą szamana? Czarny odpada. Dal raczej nie zostawiłby Harada i nie raczył usiąść z Wojtkiem na jednym skuterze. Więc kto? Magda? Renia?

- Przywiozłeś prezenty? - wychynęła nieco zza Smoka jakby chcąc się dopchać do przybyłego.

Wojtek roześmiał się.
- Tak, mam coś w plecaku. Najpierw powiedz, czy to co słyszałem jest prawdą - spojrzał na brzuch dziewczyny, który po częstych wymiotach był płaski i w żadnym wypadku nie wskazywał na odmienny stan.

- Nie wiem co słyszałeś, ale zapewniam Cię, że wszystko to najprawdziwsza i szczera prawda. - Żenia uśmiechnęła się szerzej i w końcu władowała się Wojtkowi pod ramię, przytulając się ciasno. Bodnęła go przez grubą kurtkę zwracając na siebie uwagę starszego wilkołaka, gdy ten ruszył do przodu oglądając kolejne pomieszczenia. W tym czasie druga osoba odstawiła skuter.
- Ładne gniazdko sobie tu urządziliście.

- Tak. Mamy pokoik dla Ciebie też. A co… - Żeńka obserwowała ronina. W porównaniu z ostatnim ich spotkaniem wyglądał dużo lepiej i był rozluźniony - Rychu przysłał obstawę?

- Maksim, nastaw wodę na herbatę - poprosiła.
- Nie. Rycha zaatakowałaś i próbowałaś zabić. Jest ze mną zabójca, który ma przynieść twoją głowę.
Maksim w drodze do kuchni odruchowo sięgnął po siekierę.
- Eh, chyba za dużo fakenewsów. Jest ze mną Kamila.
Wojtek zdjął z siebie kurtkę i chwycił dziewczynę w ramiona.
- No to gratuluję ci, młoda.
Ściskał ją mocno. Jakby nie widzieli się od roku, lub jakby mieli się zaraz rozstać.

- Zostaniesz, prawda? - szepnęła tak że tylko on mógł ją słyszeć, zakopana w ramionach wilkołaka. Czemu akurat z nim czuła się jak w domu, blisko swojej wadery? - Nie wiem czy to ogarnę. Musisz zostać.
- Jasne, że zostanę. Prawdę powiedziawszy znudził mi się Poznań. Za gorąco tam. Choć tutaj też macie całkiem cieplutko - zerknął w stronę kominka.
- Jest ciepło. Mamy choinkę, zapasy i dużo spokoju. Michaił załadował cały bunkier. Żyć nie umierać. Tylko jesteśmy totalnie odcięci. Znaczy dla 99% wszystkich. - Żenia w końcu rozluźniła się jakby klocki powpadały na swoje miejsce. - Zrobię nam herbaty a wy opowiecie co z Kamilą i co w wielkim świecie… - brunetka wspięła się na palce i cmokneła Kła w policzek ocierając się swoim policzkiem o szorstki zarost.
Wojtek siadł na kanapie i poprawił sobie poduszki pod plecami. Albo strategicznie przeniósł je tak, żeby zyskać kontrolę nad zgromadzonymi środkami rażenia.
- Słyszeliście o Japonii?

- No ogólnie coś słyszeliśmy. To taki kraj z kwitnącymi wiśniami, nie? - Żenia wyszczerzyła się, szykując kubki - Coś konkretniej z Japonią?
- Czyli nic nie wiecie. Japonia od dawna była jedynym państwem, na którego terytorium w ramach ataku zdetonowano ładunek jądrowy. A od tego tygodnia może się pochwalić trzema atakami. Hiroshima, Nagasaki i Osaka - Wojtek patrzył z uwagą na dziewczynę i Maksima. Tymczasem Kamila skończyła szarpanie się ze skuterem i zbliżała się już do drzwi.

- Kiedy? - pytanie Żenii mieszało się z parą z ciężkiego czajnika - Wiadomo kto za tym stoi?
- Atak terrorystyczny. Nikt nic nie wie. Mówi się, że to zemsta Rosji. Ciężko powiedzieć. Rosja nie odpowiada na żadne komunikaty dyplomatyczne. Stała się czarną dziurą. Sygnał wchodzi i nigdy nie wraca. Więc z ich strony nie ma żadnych wyjaśnień.
Kamila pojawiła się w wejściu, a Dragan natychmiast pomógł jej z plecakiem i pakunkami. Nie dało się ukryć, że miała ze sobą karabin maszynowy, który natychmiast odstawiła w korytarzu. Cóż, najlepszy znak tego jak niebezpieczne czasy nastały.
- Z drugiej strony to może być ściema, żeby wywołać coś grubego. Widzisz, za atakiem na Putina podobno stała korporacja Shinzou. Japońska. W trzy doby po zamachu wydali oświadczenie, że nie mają nic wspólnego z ludźmi stojącymi za zamachem. Rosja oficjalnie przyklasnęła temu. Ale jakby nie było, wszystko wskazuje na to, że bomba wywaliła w jednej z siedzib Shinzou właśnie.

Kamila z wyraźnym trudem wyrwała się z grubej kurtki, zdjęła czapkę, rozrzuciła długie włosy i uściskała Maksima. Dość szybko. Zależało jej na powitaniu z Żenią, ale nie chciała przerywać relacji Burego Kła.
Żenia kiwała głową w miarę opowieści starszego przyjaciela i usilnie starała się nie dać po sobie niczego poznać. Oleg jednak dopiął swego. Cokolwiek by nie było wiadome Shinzou i Zakonowi, ludzka część populacji będzie widziała jedynie wierzchnią historię. Czy Shinzou ma wpływy w rządzie Japonii? Jeśli tak to jakie? Czy rząd Japonii oleje jawny przejaw agresji na swoje terytorium szczególnie w kontekście historycznych zatargów z Rosją?

- Witaj, Dzikie Serce - Żeńka podała kubek herbaty i miód Wojtkowi i ruszyła przywitać serdecznie wilkołaczkę - Dobrze Cię widzieć choć niespodziewanie. Jesteście głodni?

Gdzieś w biegu krzątania się, spotkała się spojrzeniem ze Smokiem.
- Jestem głodny jak wilk - powiedział bez wahania Wojtek. Na co Kamila zareagowała czymś co mogło uchodzić za ciche warknięcie.
- Cóż, nasz szef uznał mnie za najbardziej niepotrzebną na miejscu - mówiła z uśmiechem, ale coś podpowiadało dziewczynie, że w jej słowach jest nieco prawdy, a szamani faktycznie mieli się bardzo przydać w najbliższym czasie.

- Będziesz miała coś przeciwko temu, że zmienię formę? Od czterech dni udaje człowieka i mam już dość - rozpięła luźną termiczna bluzę odsłaniając przyległą termiczną bieliznę i wygięła kark, jak człowiek po całym dniu spędzonym w samochodzie.
- Nie, nie mam nic przeciwko. Dragan znajdziesz coś na legowisko dla Dzikiego Serca? Niech się w końcu wygodnie wyciągnie przy ogniu.

Żenia sama w końcu klapnęła grzejąc dłonie na kubku. Ostatnia herbata czekała na Dragana.
- A jak reaguje rząd Japonii? - Żenia wróciła do tematu - Bo to pachnie jak prowokacja.
- Dla całego świata pachnie to jak prowokacja. Dlatego Japończycy zapowiedzieli szczegółowe dochodzenie. I tyle… od dwóch dni jesteśmy bez zasięgu internetu. Nie wiem co im się udało ustalić. Nie wiem czy nie planują dla wszystkich atomowej zimy. Choć oficjalnie nie posiadają arsenału atomowego. Ale prawda jest taka, że jesteśmy na skraju Apokalipsy.
W tym czasie Kamila już zmieniła się w wilczycę i zaczęła chodzić w kółko udeptując sobie legowisko.
Maksim dołączył do nich siadając w fotelu naprzeciw Dzikiego Serca, na lewo od Burego Kła.

- Apokalipsy? W sensie biblijnym?
- Tak… archanioły będą nosić głowice między rydwanami władców różnych państw. No daj spokój, młoda. Nie spodziewam się siedmiu trąb, które zatrąbią i powiedzą “pora spierdzielać” jeżeli o to pytasz.

- Ah. Dlatego przyjechałeś, hm? Zakopać się w bezpiecznym gniazdku - dziewczyna uśmiechnęła się z rozbawieniem - Wojtuś, wiesz coś na temat Kazachstanu?
- Ciekawy kraj. Taki pierwotny. Zupełnie nie dla mnie. A co? Spodobało się mieszkanie na odludziach? - odpowiedział, po czym zaczął sączyć herbatkę. Zerknął na Maksima, a ten rozłożył się wygodnie w fotelu i rozluźnił. Żenia skorzystała z okazji i wspięła się na jego kolana, by zapaść w objęciach.
- Tak, zakopałem się. - kontynuował Wojtek po odstawieniu kubka - Sprzedałem całą firmę medyczną. Ze stratą, choć niewielką. Posłałem twojego szefa na bezrobocie, ale teraz angażuje się w zamieszki na Słowacji. Więc to musiało paść. Zwłaszcza, że obracał aktywami firmy, żeby zdestabilizować ich gospodarkę. Gdy nowy właściciel się zorientuje, to pewnie będą chcieli zamknąc Rycha.
- Nowy właściciel to Harad? - Zenia schowała twarz w kubku - a co do Kazachstanu to chodzi mi raczej o tysiące krewniaków zamieszkujących tamże. Nic nie wiesz o.tym pewnie, co?
- Skąd Harad miałby mieć pieniądze? Rychu zmiażdżył oszczędności jego rodziny. Wcale nie zdziwiłbym się, gdyby stary Harad musiał sprzedać swoje koszule, żeby stać było go na jedzenie. Nie muszę tłumaczyć, że chłopaki w związku z tym nie są swoimi serdecznymi przyjaciółmi. Co powoduje dodatkowe tarcia z Czarnym. Cóż, skubany jeszcze sobie radzi, ale ten okręt, którym steruje może iść na dno w każdej chwili.
Dzikie Serce zaskomlała i dalej mierzyła ich wzrokiem.
- Wierzę w Czarnego. A jak reszta watahy? - Żenia spojrzała na wilczycę - Czy to oznacza, że wkrótce mamy spodziewać się pozostałych?

Wilczyca zerwała się i zmieniła się w wielkiego Crino przewracając jeden z regałów. W czasie gdy rozgrzebywała rzeczy w plecaku zmieniała się w formę praczłowieka wyciągając zawiniątko z plecaka. Naga Kamila podeszła z zawiniętym pakunkiem wielkości bagietki.
- Masz - patrzyła na zebranych, jakby nic takiego się nie stało.
- Co się mówi? - pouczył ją Wojtek.
- Przepraszam - wycharczała ściśniętym gardłem Kamila, po czym ruszyła w stronę regału.
Dragan podniósł Żenię i usadził w fotelu by pomóc wilkołaczce poukładać rzeczy na regale.

- No, to w sprawie watahy, to zapewne paczka od Rycha. Twój miecz-kompas. - wyjaśnił Wojtek.

- Aha - Żenia zamościła się w fotelu czując jak humor jej nieco siada - Dzięki. To z pewnością się przyda.

Powinna być bliżej wydarzeń. Tymczasem… była tutaj. Nie wiedziała co dzieje się z jej bratem, który został sam. Na jego miejscu wróciłaby do roli Mike’a i czekała na rozwój wypadków. Nie wiedziała co z watahą, co z Czarnym i watahą Kojota…

- Nie wiem… co dalej. Na razie jesteśmy tu. I zrobimy kolację.
Wojtek skinął głową.
- Kamila będzie wracać za kilka dni. Ja zostaję.

W połowie przygotowywania kolacji Wojtek dołączył w kuchni do Maksima. Popróbował kilku rzeczy. Zachowywał niemal pokerową twarz, po czym poprosił Maksima, żeby wrócił usiąść do dużego pokoju z wielkim, ociekającym krwią kawałkiem mięsa dla Kamili. Smok tak też zrobił.

Minęło dziesięć minut i z kuchni zaczęły dochodzić zapachy po których chciało się nie tylko jeść, ale znowu żyć. Na talerzach wylądowały kopiaste porcje makaronu z jakimś beżowym sosem. Aromat grzybów sugerował, że właśnie one były podstawą sosu. To z kolei przyciągnęło Żenię, która zaczęła się w milczeniu krzątać przy nakładaniu porcji. Uśmiechała się błogo do Burego Kła, ciesząc szczerze z jego towarzystwa.

- Słyszałem, że ciężarne nie powinny jeść grzybów. Myślę, że to jakiś spisek. Nie wierz w to - powiedział Wojtek gdy zasiedli do posiłku, a Maksim zmierzył go takim spojrzeniem jakby chciał wbić mu widelec w oko, a potem wyrwać krtań. Żenia parsknęła sosem w talerz:
- Ostrożnie. Maksim nie ma poczucia humoru jeśli chodzi o fasolę. Lepiej nie drażnić - zagarnęła jednak talerz zaborczo i pochyliła nad nim.
- Ale ja o grzybach, nie o fasoli… - powiedział Wojtek patrząc na czerwieniejącego Maksima.
- Ah, że wy tego ten - wskazał widelcem płaski brzuch brunetki - mówicie na nie fasola, tak? Że dziewczynka?
-Nie, że wielkość - Żenia mówiła z pełnymi ustami - Smakuje Ci, Dragan?
Dopiero po tych słowach Dragan zanurzył widelec w porcji i zaczął jeść. Po chwili z jego ust wydobyło się coś co można było uznać za “dobre”.
Wojtek uznał to za dobrą wróżbę i rozluźnił się wyraźnie.
- Macie już apkę, która mówi wam jakiej wielkości jest młode, w którym tygodniu? - powiedział w końcu.

Teraz to Żenia zmarszczyła brwi i zjeżyła się.
- Nie mamy - wyobraźnia podpowiadała jej smoczego cerbera klikającego w apkę co 5 min i wyskakującego z coraz to nowszymi obostrzeniami. Rzuciła groźne spojrzenie na Maksima:
- Tu nie ma neta a my nie mamy komórek.
- No tak. To wiele wyjaśnia. Na kiedy termin porodu? - Wojtek bombardował pytaniami.
- Osiem miesięcy czy coś koło tego - Zenia droczyła się z Maksimem. - Nie mamy jeszcze imion. Ale mamy wujka. Nawet dwóch.
- Ok. A co się z tobą działo po spektakularnym zniknięciu i zostawieniu srebrnego ostrza w nerce Rycha?
- Skoczyłam z Maksimem spotkać się z bratem, potem wpadliśmy do Japonii spotkać się ze znajomymi Maksima, potem pływaliśmy trochę z dronami, potem miałam kilka spotkań z CIA, potem się okazało, że jestem w ciąży i ruszyliśmy do Michaiła. Do domu…
- CIA? Rozwiń ten motyw. - rzucił wyraźnie zaciekawiony.
- Chciałam się dogadać w kwestii dokumentów dla nas i obywatelstwa. Ale nie wyszło. Ale za to wiem, że CIA ma jakieś coś w Kazachstanie i że na rękę im było wyeliminowanie Putina. Dlatego potrzebuję nieco info na temat tego kraju.. - Zenia przeskoczyła na kolejny temat.
Wojtek spokojnie wyjął telefon z kieszeni spodni. Otworzył przeglądarkę. Wiedziała, że chciał jej otworzyć stronę w internecie na temat Kazachstanu. Taki miał styl w końcu… ona z nim pogrywała, to i on miał zamiar żartować…
Plan spalił na panewce, gdy po około minucie zmarszczył brwi i położył telefon na ławie.
- Nie ma zasięgu, nie mogę wczytać wiki o Kazachstanie. Będziesz ze mną normalnie mówić, czy jak ten Jan do Hrabiego po dwóch latach. “Co nowego?” “Burek zdechł” - kończył udając dwa głosy.
Zenia uśmiechnęła się zlizując sos z ust.
- Burek? - spojrzała pytająco. Zapowiadało się na świetną historię.
- “No. Nażarł się padliny, to i zdechł” “Jakiej padliny?” - kończył Wojtek, najwyraźniej rozbawiony ideą dowcipu. - “No konie padły w pożarze stajni, to i padlina była” “W jakim pożarze? Stajnia się paliła?” “Ano spaliła się doszczętnie” “Jak to?” dopytywał oburzony hrabia.
Wojtek wyraźnie wczuł się w grę aktorską.
- “No zajęła się od pałacu, no to się spaliła”. “To pałac też się spalił?” “Tak, spłonął doszczętnie” “Ale jak do tego doszło? Piorun?” “Nie, panie. Hrabina. Sąsiad przyszedł, a gdy jej dogadzał, to przewrócili kandelabr, no i się pałac zajął”. Rozumiesz? Nie chce pieprzenia o Burku. Przejdźmy do hrabiny i kandelabru.

“Mam nadzieję, ze nie pyta o detale dogadzania Maksimowi”.

- Przecież się domyślasz sporej części, Wojtek - Żeńka westchnęła.. Odsunęła talerz, siorbnęła herbaty i zaczęła krótkie streszczenie wydarzeń ostatnich miesięcy. Nie wdawała się w szczegóły układu z Bratwą czy planu obudzenia Żmija. Stawiała więcej na Shinzou i informacji zdobytych o dronach na łodzi Olega. Przejęcia Ukrainy i wykorzystania brata do naszczucia czarnych spiral na Pentex… Sama zdziwiła się, że tego było tyle…

Dzikie Serce strzygła uszami z uwagą. Dragan posprzątał i pozmywał. Potem dosiadł się do Żenii i obejmował ją, gdy snuła historię. Wojtek kiwał głową i słuchał. Czasem dopytywał, ale nie nachalnie. Odniosła wrażenie, że Oleg był mu znaną osobą, ale nie ciągnął tego tematu. Shinzou było wiele ciekawsze dla starego Ronina. Poświęcił prawie godzinę na dopytywanie o szczegóły ich wyposażenia. O ich zdolności i szczegóły walki z rekinami.

Około pierwszej Maksim wstał i zapowiedział, że musi iść do drewutni donieść drewna, bo płomień za chwile zgaśnie. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że powinni jednak już iść spać i nie powinien się fatygować. Wojtek skwitował to nawet stwierdzeniem, że na zewnątrz mogłyby go wilki zaatakować.

Po chwili Dzikie Serce i Wojtek zajmowali swoje pokoje. W domu nadal były jeszcze dwie wolne sypialnie. I kolejne cztery łóżka w podziemnej części budynku.

Nim zasnęli, Żenia wtulona w Dragana cmoknęła go w policzek:
- Dziękuję, że go ściągnąłeś.
Wcisnęła się ciaśniej w Smoka, by odpłynąć w jego ramionach niespecjalnie czekając na odpowiedź.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 30-09-2019 o 10:51.
corax jest offline  
Stary 30-09-2019, 23:01   #3
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Ranek 15 grudnia znów dopisał pogodą. Choć brunetkę obudziły promienie słońca wpadające do jej sypialni, to Maksima nie było już w łóżku. Zza okna dochodził dźwięk rąbania drewna. Cóż, zdawać się mogło, że cybernetyczny smok znalazł swoje miejsce na ziemi. Odnajdywał radość w codzienności. Gdy tylko wyszła na korytarz usłyszała pochrapywanie. Bliskość Wojtka zmaterializowała się w tej jakże przyziemnej postaci.

Żeńka zachichotała pod nosem.
Nastawiła czajnik i wciągnęła gruby, gryzący sweter. Pachniał jak chata. Zamarzyła jej się kanapka chleba z masłem. I sola. Grubo posypana solą pajda.

Przez chwile obserwowala Smoka przez okno. Miala wrazenie, ze znaleźli się w umbralnej bańce. “jeszcze chwilę” poprosiła w myślach nie wiadomo kogo.

Pogrzebała w zapasach i wyciągnęła konserwę mięsną. Z puszką i miska ruszyła do Dzikiego Serca. Wiedziała, ze Rychu miał jej coś do przekazania. Bańka musiała poczekać.

Dzikiego Serca nie było w domu. Obok jej drwala przebiegały ślady wilczycy, która najwyraźniej z rana puściła się w stronę lasu. Cóż, też manifestowała swoją niezależność. Oby tylko nie natrafiła na nikogo, kto mógłby źle odnosić się do jej “smrodu Żmija”.

- Dzikie Serce mówiła kiedy wróci? - Żenia dopytała Dragana - Poszła zapolować?
Kiwnął głową, układając kolejny kawał drewna na pniu.
- Tak, stwierdziła, że nie będzie nas objadać przed zimą. Ale myślę, że będzie niedługo. Mówiła, że czuje zające w okolicy.

- Potrzebujesz pomocy? - Żenia skinęła głową, przyjmując informacje o królikach. - Przynieść ci pniaki do łupania?
Zarzucił siekierę na barki i uśmiechnął się szeroko.
- Nie dam mojej ciężarnej żonie biegać z pieńkami drewna - szczerzył się przy tym, jakby przedstawiała mu jakiś szalony pomysł pokroju uwolnienia Żmija.
- Ale może przygotujesz coś dobrego na śniadanie?
- Chcesz powiedzieć - Żenia przysunęła się i objęła Smoka w pasie odchylając się by móc patrzeć mu w twarz - Że próbujesz nas wpisać w model podstawowej jednostki 2 plus 1? I że miejsce ciężarnej żony jest w kuchni? - pytaniu towarzyszyło zawadiackie uniesienie brwi.
Szybkim ruchem Maksim uniósł siekierę, tak, że stylisko znalazło się za dziewczyną. Przyciągnął ją bliżej siebie, tak, że poczuła jego nabrzmiałe od wysiłku mięśnie.
- Myślałem o czymś bardziej wilczym. Model dwa plus sześć, albo dwa plus dziewięć - po czym pocałował ją mocno bez żadnego ostrzeżenia.
Udało się mu odwrócić uwagę dziewczyny, która otwierała usta by mocno zaprotestować.
Sześć lub dziewięć… Oszalał!
- Na razie ogarnijmy to jedno co się kluje - dłonie Żenii z automatu zacisnęły się na twardych pośladkach Dragana - Świat nie jest gotowy na sześć czy dziewięć małych szklanych Smoków.
Tym razem to ona pocałowała męża.
- Masz na cos ochotę? - specjalnie rzuciła dwuznaczne pytanie.
- Mhm - wymruczał, a ona poczuła jak stylisko siekiery prowadzone jedną ręką Szklanego Smoka wbija się w pień. Drugą ręką owinął ją w pasie i uniósł jakby nic nie ważyła.
- A może faktycznie zrobię jeszcze coś, żeby zgłodnieć. W końcu w ciąży bardziej już nie będziesz, prawda?
Poczuła, że się przesuwają. Na szczęście do chaty, a nie gdzieś na śnieg.
- Prawda - zgodziła się, ochoczo współpracując. - Wojtek. Jeszcze śpi. Dasz radę być cicho?
- podroczyła się czując szybciej krążącą krew w żyłach. Cofała się na palcach by móc przy okazji całować usta i twarzy Dragana.
- Już chciałem zaproponować coś innego - przyparł ją na moment do ściany zdejmując swój sweter - widzisz nie obudziło go rąbanie drewna… pytanie jak głośni musielibyśmy być…
Zaczęli sprawdzać stopniowo.

***

Dzikie Serce wróciła do domku zanim Ronin się obudził, a Dragan i Żenia już spokojnie leżeli w ciszy ciesząc się bliskością.
Wilczyca zmieniła postać i wyłączyła wodę w kuchni. Przygotowała też śniadanie i rozsiadła się w jednym z foteli. Zaciągnęła na siebie długi kardigan zakrywający jej nagość. I czekała aż ktoś wstanie.

Tymczasem z pokoju Ronina chrapanie dobiegało nieprzerwanie.

- Muszę z nią pogadać - rozczochrana Wrona wygrzebała się z objęć Dragana i na wpół przepełzła, na wpół przetoczyła przez ogromne ciało - Sam na sam. Zjedz śniadanie w międzyczasie. Musisz odzyskać siły. Ojciec mojego dziecka nie moze byc slaby.
Przez moment protestował z miną: “Ja słaby? Jak to?”. Po chwili zaczął na siebie wciągać sweter.
Żenia roześmiała się cicho i podreptała do dziewczyny. Kilka razy obejrzała się za siebie na Dragana.


***


Kamila czekała pijąc herbatę. Na twarzy miała zaschnięty kawałek krwi, który albo jej nie przeszkadzał, albo go nie zauważyła, albo był manifestacją: “jestem wilkiem, nie zapominajcie o tym nawet gdy piję herbatkę w wygodnym fotelu”.
- Cześć - uśmiechnęła się szczerze do brunetki.

- Część. Jak kroliki? - Żeńka uwaliła się w fotelu obok Kamili - Co z tobą? Jak dziewczyny? Jak Rychu daje rade?
- Przyniosłam kilka, zjadłam jednego. Cóż, mamy nowych szamanów. Powiem ci, że robią niesamowite postępy. Chyba większe niż ja robiłam w tak krótkim czasie po rytuale. A Rychu? Cóż, jak my wszyscy… jest na rozstajach. - Twarz Kamilli spochmurniała, a Żenia zyskała dowód na to, że jej wizyta nie była przypadkowa. W wataże działo się źle.
- Co to znaczy dokładnie? - Wrona spojrzała na Kamilę z uwagą.
- Po co to wszystko robiliśmy? Pomyśl. - Kamila odłożyła kubek i podciągnęła nogi na fotel. Teraz praktycznie całe jej ciało poza twarzą skrywał luźny kardigan.
- Wilkołaki nas krzywdziły. Paskudziły nam życie na wielu poziomach. A teraz? Przyjęli nas w swoje szeregi i jesteśmy jedną wielką szczęśliwą rodziną. To tak nie działa… - pokręciła przecząco głową.
- No nie. Dlatego mieliście zajac sie czyms innym niz tylko sept. Nie?
- Tak. Rychu odchodzi. My obchodzimy. Kończymy z tą gromadką. Musimy skupić się na sobie - powiedziała obserwując drugą brunetkę z uwagą.
- Hmm ale taki był plan. - Zenia uśmiechnęła się krzywo - Rychu nie rozmawiał z wami?
Dzikie Serce na moment się zdziwiła. I to wystarczyło, żeby Żenia zrozumiała. Była tu we własnym imieniu, a nie Rycha. Nie ufała alfie i chciała rady ze strony Żenii. A teraz wszelkie jej wątpliwości się rozwiewały.
- I co dalej? - zapytała Kamila.
- To zależy. Czy chcecie odejść same, z Rychem czy dołączyć do mnie wedle oryginalnego planu.
- Tyle tylko, że oryginalny plan nie zakładał wojny, której widmo jest nad nami. Władza Czarnego posypie się jak domek z kart. - Coś podpowiadało Żenii, że pierwsze wrażenie było mylne. Że Rychu jednak wdrożył Dzikie Serce w szczegóły. Tyle, że wszyscy mieli jakieś dziwne wątpliwości.
- Czy znów zaczną nas ścigać? Haradowi byłoby to na rękę. - Zakończyła Kamila.

- Zależy jak to rozegrać. Nie rozumiem. Odchodzicie. Brzmi jakby to było postanowione. Ale z tego co mówisz jednak nie jest. O co chodzi tak naprawde?
- Chodzi o to, że jesteś istotna w całym tym planie. A Rychu nie spodziewał się, że będziesz w ciąży. Wiesz, to nie jest grypa.
- No jestem. I jak grypa takie rzeczy się zdarzają. Co to zmienia? Zmienia tyle, ze pewne rzeczy muszą przyspieszyć a inne będę musiała ogarniać zdalnie. Boicie się, ze was oleje przez ciążę? - Żeńka doznała olśnienia.
- Tak, boimy się. I boimy się, że bez ciebie i układu z Czarnym inni nas rozszarpią.
- Ilu ludzi ma teraz Czarny? Z Wyjcami?
- Ich wataha to siedem osób. A cały Caern to około czterdzieści osób. Z nami.
- Ty i reszta to jakies 10% septu. Gdyby zebrać innych, Czarny uzyskałby większe wsparcie. Udało się wam zebrać informacje na temat krewniaków i innych łatołakow?
- Z krewniakami tak sobie. Większość informacji jest w łapach Zaara. Ale wiemy trochę o innych łatołakach. Mamy kilka kontaktów w Czechach i jeden na Białorusi. Ale na razie tylko przez sieci. Dopiero szykujemy się do spotkań oko w oko. Ja mam to ogarnąć wracając stąd.
- Ok. Kazachstan… Wiem jak to brzmi. Ale podobno było tam około tysiąca krewniaków. Czy nadal żyją? Nie wiadomo. Michail ma sprawdzić przy pomocy duchów. Chciałabym ruszyć tam i sprawdzić. Rychu gadał z Czarnym?
- Od kryzysu Czarny gada ze wszystkimi po kilka razy na dzień. W jakiej kwestii? Obronności?
- Odejścia, Dzikie Serce.
- Nie. Czeka na to co ty powiesz.

Żenia zamyslila się przez chwile.
- Ile osób wie o mojej ciąży?
- Ja, Rychu, Czarny. Jeśli Czarny to pewnie Zaar. Pewnie też Harad, choć nie wiem na ile Czarny mu powiedział. Rychu dowiedział się jako twój dawny alfa. Powiedział mi. Czarny nadal utrzymuje w caernie wersję z waszą utarczka i twoim zniknięciem.
- Jesli tak to Harad nie wie. Ok. Myślę, ze warto zrekrutować kontakty o jakich mówiłaś. Wtedy nasza wataha będzie większa. To samo w sobie będzie przeciągało punkt ciążenia i będzie dobrym motywem do złożenia lojalności wobec Czarnego ale odsunięcia się od Septu. Ciężko będzie przełykać duża watahę latolakow. Poślę… Nie. Pojedziemy tam razem. Ty i ja. - Żenia obserwowała reakcje Kamili - Kiedy masz te spotkania?
- W przyszłym tygodniu. W zasadzie za sześć dni.
Dziewczyna podrapała się po obojczyku.
- Myślisz, że chłopaki pozwolą ci iść? - spojrzała na płaski jak dotąd brzuch wilkołaczki.
- Na razie nie umieram. To będzie szybka akcja, chciałabym wrócić na święta. Zobaczymy. Może dadzą się przekonać - Wrona zakończyła wypowiedź uśmiechem .
- W takim razie ruszamy jutro. Niestety dla ciebie najłatwiej przemieszczać się wilkom. Granice są dość mocno obstawione. Tutaj jest kilka patroli. Nie wiem czy zdążymy wrócić na święta. Nie dam rady tego obiecać.

- Zobaczymy. Teraz trzeba to sprzedać Draganowi… idź zbudź Kła na śniadanie.

***

- Kochanie… - Żeńka doszła do wniosku, ze Smok po porannym seksie i śniadaniu powinien być w optymalnym stanie na obgadanie krótkiego wypadu rekrutacyjnego - możesz poświęcić mi chwilę uwagi?
Wbrew pozorom zagaiła kokieteryjnie.
- Z najwyższą przyjemnością oddam ci całą swoją atencję - odpowiedział płynnym rosyjskim.
- O. Uczyłeś się - Zenka wcisnęła się Draganowi na kolana i pogładziła brodaty policzek. - To świetnie. Jestem z ciebie dumna. Nasza fasola ma wspaniałego ojca.

- Myślisz, że fasola będzie dumna ze mnie?
- Z pewnością. Dokonałaś wielkich rzeczy. - Powiedział bez wahania, choć ciężko powiedzieć, żeby były to rzeczy jakimi należy chwalić się dziecku.
- Naprawdę? - Żenia uśmiechnęła się lekko -
A co uwazasz, za najlepsza moja cechę?
- Zimną krew. Z każdej sytuacji się wywiniesz, bo nie panikujesz.
- Hmmm - mruknięciem pokryła niejakie zaskoczenie - No tak. Ja w tobie najbardziej cenię lojalność. - Zenia pogłaskała biceps męża - i to, ze bezgranicznie wierzysz w tych, którym zaufałeś.
To sprawia, że nie chcę nadszarpnąć twojej wiary we mnie. I staram się byś był ze mnie dumny.

Wtuliła się, układając głowę w zagłębieniu ramienia Dragana
- Jestem dumny. I nie wiem co mogłoby nadszarpnąć wiarę w ciebie.
- Bardzo to dla mnie ważne, Maksim. Myślę, że to duży obowiązek i odpowiedzialność. Nie tylko wobec Ciebie i fasoli. Ale i wobec innych, którzy we mnie wierzą. Na przykład wataha Smoka. Potrzebuje mojego wsparcia i przywództwa. To nie jest dobry moment by rzucac recznik, prawda?
- To dla nich trudny czas. Rozumiem to. Chcesz im napisać list ku pokrzepieniu serc? Tak? - zapytał głaszcząc ją delikatnie.
- Wiedzialam, ze zrozumiesz - Zenia niemal wykrzyknęła radośnie - Nie. Wiadomość poniesie Dzikie Serce. Ku pokrzepieniu serc. Ale myślisz, ze słowa, pochodzące ledwo od ragabasha nie galiarda, rzeczywiście pomogą?

Nie dała Smokowi wpaść w słowo:
-bo ja jestem fanem przywództwa na przykładzie, lead by example… wierze, ze na pewno umocniło by watahę i potwierdziło, że matka Twego pierworodnego jest godna ciebie i fasoli.
- Nie rozumiem. Możesz jaśniej? Chcesz znaleźć jakiegoś Galiarda, tak? - przerwał głaskanie dziewczyny.
-Tak. Jest szansa na Białorusi i w Czechach. Pojechałabym szybciutko sprawdzić i wrócę w kilka dni. - Żenia cmoknęła Smoka w policzek jakby wszystko bylo zalatwione.
- W sumie, może to nie głupi pomysł - powiedział zaskakując dziewczynę. - W tej chacie można umrzeć z nudów. A tak, krótka przejażdżka przed świętami. Możemy jechać.

- Zostawisz Wojtka samego? Obrócę z Dzikim Sercem a wy moglibyście zapolować i zrobić zapasy… Albo… skoczyć powęszyć za Kazachstanem?
- Wojtek jest już duży. Nie potrzebuje mnie, żeby polować.
- Ja Ciebie potrzebuje zawsze. A tez jestem duza - choć w porównaniu ze Smokiem była ledwo kruszynką - Dzikie Serce sugerowała wilcze formy.
- Poradzę sobie - burknął, choć wyraźnie wstawka o wilczych formach wywołała nutkę niepokoju na jego obliczu.
- Czym się martwisz? - Żenia jeszcze chwilę łudziła się o wyprawie solo ale niepokój Smoka ją martwił.
- Martwię się, że władujesz się w coś. Że wdasz się w walkę. Że oberwiesz w brzuch… - ścisnął ją nieco mocniej przy tych słowach.
- Obiecuję ci, że walka jest i będzie ostatnim krokiem. Nahajka chroni fasolę - Żenia przesunęła dłoń Smoka na swój brzuch - I mój Smok też. To dziecko jest cholernym Fortem Knoxx. Jeśli pojawi się podejrzenie jakiegoś syfu, wycofam się. Dobrze?
- Spójrz na mnie - ujął jej twarz w obie dłonie i przysunął się. - Chcę być przy tobie i wziąć na siebie każdy atak, nawet taki jakiego się nie spodziewasz. Nie chcę, żebyś podejmowała ryzyko, ale cię nie powstrzymam. Dlatego jedno co mogę zrobić, to iść z tobą.
Żenia pokiwała głową wpatrując się w złotawe oczy Maksima:
- Kocham Cię. I fasolę. Ty decydujesz, czy jest bezpiecznie. Stwierdzisz, ze nie, wycofamy się.
Zenia lekko zacisnęła dłonie na nadgarstkach Maksima. - Nie bede ryzykować niepotrzebnie.
- Dobrze. Kiedy wyruszamy?
- Jutro. Chciałabym wrócić na święta. Dzikie Serce ma dane miejsca spotkań, możemy omówić trasę.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 30-09-2019 o 23:04.
corax jest offline  
Stary 30-09-2019, 23:02   #4
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Przekonanie Wojtka do pozostania w chacie w czasie gdy cała grupa ruszy w siną dal nie było łatwe. Ale jednak Córka Ognistej Wrony stanęła na wysokości zadania przekonując starego ronina do pozostania na tyłku.

16 grudnia wyruszyli. Dziewczyny w formie wilków i Dragan z wielkim plecakiem. Trzy noce wędrowali do granicy z Białorusią. Na granicy problemem okazały się drony zwiadowcze. Oczywiście nikt nie chciał legitymować wilczyc wędrujących przez pas ziemi niczyjej, ale Dragan z wielkim plecakiem zgodnie z przewidywaniami Sonii był problemem. I wtedy okazało się, że byli śledzeni. Bury kieł przejął kontrolę nad dronami i rozesłał je na patrole w innych miejscach klepiąc Maksima po ramieniu.
W geście było coś w stylu “może i komandos z ciebie, ale jeszcze się wiele musisz w życiu nauczyć”.

21 grudnia byli w małym miasteczku Horki, którego nazwy nikt z nich nie kojarzył. Podobno kontakt z jakim mieli się spotkać codziennie chodził na kawę i jajecznice do jednej i tej samej restauracji. Spędzał w niej czas od godziny 10 do godziny 13.

Nikola Sidorski był podobno uczniem Samuela Highta jeszcze w Nowym Meksyku, więc z czasów gdy Highta fascynowała magia. Wtedy Sidorski był nastolatkiem. Zaszył się po śmierci Highta i nie odpowiedział na próby kontaktu ze strony Samsona. W zasadzie nie mieli potwierdzenia, że żyje do czasu aż nowe Szamanki Rycha nie zaczęły budowania siatki informacyjnej opartej na duchach.

Stwierdzenie Dzikiego Serca o “umówionym spotkaniu” okazało się nadużyciem. Nie nawiązali do tej pory żadnego kontaktu z Sidorskim.

- To jak to rozegramy? - zapytał Ronin drapiąc się po kilkudniowym zaroście.

- Dzikie Serce, jaki miałaś plan? - Żenia spojrzała na wilkołaczkę - pojść na kawę i jajecznicę? Chłopaki obstawią teren?

- Tak, chciałam po prostu pogadać. Wiesz, koleś od lat żyje sam. Czyli albo z jakiegoś powodu nikt go nie chce. Albo jest takim cwaniakiem, że woli życie samemu - Żenii nie umknęło, że przy tych słowach wzrok Kamili uciekł w stronę Ronina i Szklanego Smoka. Otoczyła się stadem samotników.

- Nie wiem też - kontynuowała - czy “obstawiania terenu” nie weźmie za jakąś formę zasadzki czy ataku.
- To ja się schowam - powiedział blisko dwumetrowy Maksim, na którym opinała się zimowa kurtka.

Kąciki ust brunetki drgnęły.
Kilka razy zanim zagryzła dolną wargę.
Nie to że nie wierzyła w umiejętności chowania się Szklanego Smoka.
Po prostu dostrzegała ironię.

- Dobra. Ja idę na jajecznicę i kawę...herbatę znaczy - stwierdziła radośnie. - Panowie się chowają. Kamila działaj.
Żenia przełknęła napływającą do ust ślinkę na myśl o świeżo przygotowanej jajecznicy.

Dzikie serce ruszyła za brunetką. Ronin i Maksim spojrzeli na siebie. Widać porozumienie między kobietami przekraczało ich zdolności poznawcze. Maksim wzruszył ramionami, Wojtek kiwnął głową i również oni ruszyli do lokalu.

Sama kawiarenka nie była wielka. Osiem stolików. Cztery niewielkie okrągłe, na dwie czy trzy osoby. Cztery kolejne były lożami dla czterech czy nawet sześciu osób. Jedną z takich loży zajmował ogolony na łyso mężczyzna. Stał przed nim pusty kubek po kawie i talerz po jakimś posiłku. On sam siedział i czytał książkę. Nie było problemem rozpoznanie tytułu. Składał się niemal z samych cyfr. 1984.

Nic nie wskazywało na to, żeby zanotował obecność wchodzących. Ronin klepnął Maksima i zajęli miejsce w loży położonej po przeciwległej stronie sali. Dzikie Serce zaczęła od zdjęcia kurtki.

Wrona wcisnęła się za stolik by móc obserwować cel ....rozmowy no i jej przebieg. Chciała przy okazji sprawdzić Kamilę. W końcu niedługo nie będzie mogła robić wszystkiego sama a to był bezpieczny sprawdzian.

Rozejrzała się po knajpce sprawdzając czy to samoobsługa czy też może trzeba było ruszyć zadek.

Kelnerka szybko ich zobaczyła i ruszyła z czterema kartami. Nie wyglądały imponująco.
- To co? Idę z nim pogadać, a wy czekacie, tak? - zapytała Kamila.

- Tak - przytaknęła Żenia. Koleś musiałby być głuchy i ślepy, żeby się nie kapnąć. Skoro nie nawiewał, znaczyło, że jest szansa na rozmowę. Nie czytając karty Żenia zwróciła się do kelnerki z zamówieniem jajecznicy, sera i chleba. I masła. I herbaty. Dla wszystkich. Czyli dużo.
Maksim domówił do tego jedynie kawy, chyba po to, żeby ją zdenerwować. Wojtek natomiast, któremu zdarzało się brać udział w wielu posiłkach z Żenią postanowił zamówić sobie oddzielnie tosty. Nie wierzył, że Żenia zostawi coś dla nich.

Dzikie serce ruszyłą w stronę Nikoli. Jej ruchy i figura sprawiały wrażenie, jakby była co najmniej trenerką fitness. Prawdopodobnie surowe króliki dobrze wpływały na figurę i kondycję fizyczną.

Dziewczyna bez ogródek dosiadła się naprzeciw mężczyzny i przywitała się delikatnie unosząc dłoń. Niczym nieśmiała nastolatka. On uniósł wzrok znad książki, po czym sięgnął po zakładkę, którą do niej wsunął i odłożył na lewo od siebie. Słuchał i wpatrywał się w rozmówczynię. Ona zaś spinała się. Niczym wilk, który miał udawać owcę. Albo człowieka…

“Ciekawe jakby to załatwiała bez nas” - zastanowiło Żenię.
Czekała na rozwój sytuacji dodając Kamili otuchy lekkim skinieniem głowy.

Chwilę jeszcze mówiła Kamila. W końcu on zaczął odpowiadać. W między czasie podeszła kelnerka z zapytaniem o coś dla dziewczyny. Znów kilka zdań z jego strony, aż w końcu zabrał książkę i wykonał gest jakby odprawiał Dzikie Serce. Wilczyca jednak nie dała się odprawić. Zaczęła mówić nieco głośniej. Nie akceptowała odmowy. On zaś zaczął ją ignorować. Kelnerka postawiła obok Kamili szklankę wody. A potem zaczęła przynosić jedzenie dla reszty ekipy.

Zapach jajecznicy zawiercił w nosie Wrony, która aż zatarła dłonie. Przy okazji przywołała Kamilę. Głodny wilk w ludzkiej formie, któremu ktoś podaje na śniadanie ignora był dobrym gwarantem na burdę.
Żenia capnęła swój talerz i dwie pajdy chleba i ruszyła na wymiankę.

- Cześć - siadła nie na przeciwko ale z boku łysola i wgryzła się wygłodniale w chleb - ta jajecznica pachnie nieziemsko. Nic dziwnego, że się nie chcesz stąd ruszać. Jestem Żenia i wiesz, że Height nie żyje? - zapedałowała w parujących jajkach.

- Cześć. Wiem. I nie zmienia to niczego w moim życiu. Wiesz, że Putin nie żyje? - postanowił odbić piłeczkę w dość niefortunny sposób. Przez cały czas nie odrywał spojrzenia od książki.*
- No wiem, ale to akurat zmienia dość sporo w życiu wielu osób. Myślę, że w Twoim też. - Żenia perorowała dość radośnie jedząc z apetytem.
‘Wiesz, że go zabiłam?” cisnęło się jej na usta jako kolejne pytanie.

- Wiesz, że Minotaur jest wypaczony? - dziobnęła widelcem w jajko z przejęciem godnym szermierki.
- Wiem. Co nie znaczy, że dam się zrekrutować Tancerzom Czarnej Spirali. Były tutaj już dwie watahy przed wami. Oferowali bogactwo i inne cuda wianki - polizał koniuszek palca i przewrócił stronę w książce. - Jak widzisz oni poszli, ja zostałem.

- Doskonale. Potrzebujemy silnych i doświadczonych w wataże - Żenia uśmiechnęła się wycierając chlebem talerz - Wiesz co jest w Kazachstanie?
- Z pomocą USA wygrali wojnę z Rosją. W 1984. Było to spektakularne, bo Rosja posiadała przytłaczającą przewagę. Poza tym nie szykuję się do startu w Milionerach, więc ciężko mi coś powiedzieć.

- I słusznie. Szkoda upubliczniać twoje pysio. Z ciekawości skoro cuda wianki i kasa cię nie interesuje to może zainteresuje Cię wiedza?
- Wiem dość o Żmiju. Nie potrzeba mi waszej nauki.
- Oj tam nie burmusz się. Waszej to znaczy czyjej?
Westchnął ciężko i zamknął książkę.
- Twojej. Dziewczyny, która targa ze sobą zmorę. Twoich dwóch kolegów. Dziadka z piętnem Ronina i wypaczonego Tkaczką osiłka. I dziewczyny, która nosi nie swoje skóry. Waszej. Nie chcę się angażować w wielkie zbiorowisko Tancerzy Skór. Nie chciałem już, gdy rzekomo Haight znalazł drogę z powrotem z piekła. Teraz tym bardziej nie mam zamiaru.

- Ale ja nie chcę, żebyś się angażował w wielki zbiorowisko Tancerzy Skór - Żenia uniosła w zdziwieniu brwi - Wolałabym, żeby pomógł z wielkim zbiorowiskiem krewniaków. Nie tylko gajan ale i czarnych spiral. I ci i ci mają dość często ostro przesrane. A teraz po wypaczeniu Minotaura i zamieszkach światowych będą mieć przesrane przesrane ostro bardziej. Ale możesz poczekać aż spirale pójdą po rozum do głowy i wrócą nie po prośbie. I tak wiem. Jesteś ponadto, samotna wyspa i tak dalej. Tylko możesz jeść jajecznice i czytać książki odliczając dni aż w końcu cię ktoś dopadnie, albo możesz pomóc nie nam tylko innym i dołączyć do nas. Nie obiecuję cudów ani wianków, ani bogactw. Raczej pogardę i patrzenie z góry. Reklama typu meh ale chyba lepsze od odkreślania dni w kalendarzu. No to teraz wróć do Orwella i delektowania się wiedzą. - Żenia uśmiechnęła się ciepło i zgarnęła ze stołu talerz. Podniosła się by wrócić do stolika ekipy.
Sięgnął ręką w jej stronę. Złapał ją za odsłonięte przedramię.
- Czekaj.

Ale zadziało się coś jeszcze. Poczuła go w swoim umyśle. Usłyszała “Co jeszcze ukrywasz?”. Był to głos łysego mężczyzny, choć z pewnością nie ruszył ustami. Sięgał jak wcześniej Zmora do zakamarków jej umysłu. Aż w końcu usłyszała i ją. Zmora, która milczała od wielu dni teraz nagle przemówiła swoim dziewczęcym głosikiem.
“Wypierdalaj gnoju, bo urwę ci łapy przy samej dupie”

Puścił Żenię. Cała scena trwała może sekundę. Maksim stał mniej więcej półtorej metra od swojego stolika. Wyraźnie zatrzymał się patrząc na to co się dzieje. Łysy Nikola uśmiechał się w stronę Córki Ognistej Wrony.

- Dlaczego ktoś miałby mnie dopaść? Nikomu nie wadzę.
- Zawadziłeś jemu - Żenia wskazała głową na męża - Jej. Spróbujesz raz jeszcze, to zawadzisz i mnie. - Żenia poklepała Nikolę po ramieniu jakby zupełnie nie rzuciła właśnie groźby. - Myślę, że z twoim urokiem osobistym zawadziłeś wielu osobom, a Spirale nie mają wpisane w postulat nadstawiania drugiego policzka. Jak się uprą, do współpracy zmuszą cię tak czy siak. Albo po prostu zabiją i zjedzą by przejąć twoje zdolności. W końcu jesteś tylko człowiekiem…
- Rozumiem, że przez swój błogosławiony stan nie możesz ruszyć do Kazachstanu. I chcesz, żeby ktoś odwalił czarną robotę. Bo mam się martwić innymi krewniakami. Tak jak kiedyś ktoś martwił się o mnie. Wziął w opiekę. Przygarnął. Poprzytulał. A nie… nic takiego nie miało miejsca. Dlatego zaczynasz mi grozić. Metoda kija i marchewki. Sprytne. Służby specjalne? Młoda jesteś, ale podobno rekrutują już nastolatków. KGB? CIA? Oba? - choć nie wydawał się zastraszony, to wyraźnie zmienił ton. Żenia czuła, że trafiła w punkt, dlatego on przechodził do kontrataku.

- O rany. Trzeba było mówić, że za przytulanie i uściski rozważysz ofertę - Wrona rozłożyła ramiona - No to chodź… - uśmiechnęła się wilczo choć oczy błyszczały rozbawioną ironią. - Nie do Kazachstanu nie wysłałabym ciebie. Za bardzo rzucasz się w oczy ze swoim emofakju imagem. *

Nikola wychylił się lekko, żeby zerknąć na Dragana. Siwego osiłka w lustrzankach.
- Czyli cierpisz na permanentny deficyt osobników nie rzucających się w oczy.
Żenia zachichotała.
- Coś w tym stylu. I takich, którzy potrafią coś więcej niż użalać się jedynie nad swoim losem. Przemyśl kwestię i wybierz rozwiązanie, które zapewni ci większe szanse przeżycia, skoro o altruizmie i martyzmie mowy nie ma. Mam mało czasu, więc masz jakieś kilka minut nim uregulujemy rachunek. Jajka zajebiste. - Żenia uniosła kciuk.
- Właścicielka ma własną hodowlę kur pod miastem. Stąd kolor. Cały dzień tylko wpieprzają trawę i robactwo. Żadnej paszy - odpowiedział patrząc na swój dawno opróżniony talerz.
- Widzisz, ja nadal nie sądzę, żeby mi coś groziło - dodał spokojnie po chwili przerwy. - I nadal nie mam pojęcia czego byś ode mnie chciała. Ta cała Kamila sugerowała wyjazd do Polski. A ty?

- Polska w tej chwili to miejsce startowe. Mamy tam zapewnione wsparcie ze strony szamana Septu Słońca. Zależy ilu udałoby się zrekrutować na chwilę obecną. Docelowo lokacją byłaby Ukraina. Co do chcenia, chcę odnaleźć jak najwięcej krewniaków i Tancerzy Skór. Zebrać ich do kupy bo kupy jak wiadomo mało kto chce tykać. Zorganizować dużo rzeczy: nie każdy krewniak opływa w luksusy albo ma super warunki życia, kasa, nauka, pomoc krewniakom w odnalezieniu swojej tożsamości i głosu we wspieraniu Gai. Utopia, co nie? Ale myślę, że jeśli udało mi się rozpocząć ruch zjednoczenia garou jako kami, to krewniaków też się da. W końcu byłam jedną z nich. Z twoją pomocą byłoby fajnie. Ale cóż. Ja do łba ci wleźć nie potrafię by zasiać swoje życzenia. - Żenia wykonała dłonią sygnał ‘ zbieramy się’.

Wojtek zaczął napychać się końcówką tostów. Dzikie Serce dopiła wodę w trzech dużych haustach. Dragan wstał i wsunął dłonie w kieszeń kurtki.

- Czyli też przeszłaś rytuał świętego odrodzenia, tak? Dziwne. Duchy mi tego nie powiedziały.
Wstał, wyjął kilka banknotów i rzucił je na stół.
- Cóż, mogę się pofatygować do Polski. Mogę zobaczyć co tam szykujecie. Ale nie wkręcisz mnie do żadnej watahy.
Wsunął ręce w kieszenie. Wyglądał podobnie w swojej postawie do Maksima.
- Mam na imię Nikolai. Ale znajomi mówią mi Kola - tym razem nie wyciągnął dłoni. Być może w głowie miał wspomnienie głosu Nahajki.

- Mi znajomi mówią ‘kurwa, Żenia, znowu?!” Ile czasu potrzebujesz na załatwienie spraw tutaj? Mamy parę miejsc do ogarnięcia a chciałabym wrócić do domu na święta.

Sięgnął po “1984”.
- Książkę muszę oddać do biblioteki i mogę jechać.

Wrona skinęła głową:
- Chodźmy do biblioteki - a wspomnienie Zapalniczki na motorze przed poznańską biblioteką stanęło przed oczami dziewczynie jak żywe. Wyciągnęła dłoń do Maksima, szukając w nim otuchy.

Kola sięgnął po płaszcz zawieszony przy wejściu i ruszył na ulicę ignorując całą ekipę dziewczyny.
Tymczasem Maskim stanął na wysokości zadania obejmując brunetkę w pasie i przyciągając do siebie.
- Wkurza mnie on. Wiesz? - powiedział cicho. Wojtek zdaje się to usłyszał, bo kiwał energicznie głową w czasie zapijania tostów herbatą.

- Nahajkę też wkurzył. Zobaczymy jak pójdzie dalej. Teraz biblioteka i ruszamy. Kama dokąd teraz? Masz kasę? - Żeńka ruszyła w stronę drzwi.*
Wojtek poszedł zapłacić.
- Cóż, teraz ja ruszam do Czech. Ale nie ma szans, żebyśmy zdążyli przed gwiazdką. Dziś jest 21 grudnia. Mogę tam iść sama. To jakieś dzieciaki. Pójdzie łatwo. - Odpowiedziała wywołana do odpowiedzi Kamila.
Wrona spojrzała na Maksima z pytaniem w oczach.
- Wróćmy na święta do chaty w lesie. A po nowym roku pojedziemy do Poznania zobaczyć co i jak - powiedział siwowłosy.
Żenia zmarszczyła chwilowo nos. Wizja świąt w chatce z Maksimem i Wojtkiem kusiła jak dzieciaka cukierki.
- Dobra. Kama jedź z Kolą na Czechy i wracaj do Polski. - Żenia kontynuowała już wyprowadzając gromadkę na ulicę do czekającego Koli. - Przedstaw nowych Rychowi i przekaż, że chcę się spotkać. I z nim i z Czarnym. Jakoś po Nowym Roku się zjawimy. Ok?

- Kola będziesz grzeczny? - Żenia uśmiechnęła się i z nienacka przytuliła mężczyznę. Matczyny instynkt do cholery?

Wzruszył ramionami.
- A czy byłem kiedyś niegrzeczny? - odpowiedział.
- Mam wrażenie, że za uszami masz tyle, że i koparką się nie przekopie - Żeńka wyszczerzyła się bezczelnie.
- A no może i mam. I co z tego? - powiedział spokojnie. Nadal nic nie wskazywało na to, żeby miał ochotę poznać tożsamości reszty ekipy.

Kamila chwilę coś analizowała. W końcu odezwała się po nerwowym przebraniu nogami:
- W zasadzie stąd nam lepiej iść na południowy zachód. A wam na południowy wschód, tam skąd przyszliśmy.

- Ok. - Żenia pokiwała - Kola, pomożesz z namierzeniem kolejnych ochotników? Jak już tak gadasz z duchami.

- Może.
- No pogadaj. Za dwa tulaski, co? - uśmiech Wrony był pełen jakiegoś spokoju. Po skoku adrenaliny i warkocie Nahajki nerwy jej opadły i teraz była w lekkim błogostanie.
- Tak. Za dwa tulaski, to oczywiście - powiedział nie zmienionym tonem emofakju.
- W takim razie na nas już pora - Kamila uściskała Żenię.

- Uważajcie na siebie - Żenia oddała uścisk wilkołaczki i dwukrotnie uściskała Kolę mrucząc pod nosem, że ona wywiązała się z umowy. - Do zobaczenia w styczniu.
 
corax jest offline  
Stary 02-10-2019, 22:03   #5
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Nie chcieli marnować czasu. Wojtek kupił starą Ładę, którą ruszyli w podróż. Na noc zatrzymali się w hotelu robotniczym, gdzie kilku budowlańców obrzuciło brunetkę pożądliwymi spojrzeniami. Dragan zareagował, dając do zrozumienia, że powinni patrzeć raczej w inną stronę. Ponieważ było ich pięciu postanowili spróbować swoich sił. Jeden skończył z rozbitym nosem. Dwaj błagali o litość gdy wykręcał ich ręce, a oni sami leżeli na podłodze u stóp Żenii, błagając o litość.

W hotelu spróbowali wspólnie nauczyć siebie darów od duchów. Wojtek wspomniał jedynie, że od kilku tygodni jest coraz trudniej porozumieć się z Pająkami Wzorca. Patrzył przy tym wymownie na Maksima. Żenia wiedziała, że zaklął pająki wzorca w swoich wszczepach i tylko dzięki temu jego ciało ich nie odrzucało. Co jeśli nagle Pająki Wzorca zostaną wypędzone? Cóż, na razie zdawało się, że Dragan niczego nie czuł.

22 grudnia byli już praktycznie w domu. Ładę trzeba było porzucić na skraju lasu. Wrócili do chaty. Kolejny wieczór poświęcali na wzajemną naukę darów. Wojtek wyczarował cudowną kolację. Było długo po północy, gdy kładli się spać. Nadchodzące święta miały minąć w atmosferze sielanki.

Zasypiała w objęciach Dragana. Z dłonią na brzuchu. Poczuła ruch pod palcami. Przez moment myślała, że to ruch dziecka. Jednak zaraz przyszło otrzeźwienie. Za wcześnie. To Btk'uthoklnto. Cicha. A jednak obecna. Na twarzy Żenii wykwitł uśmiech, po czym opadła do krainy snów.

Śniła o chatce zasypanej śniegiem. O choince. Śniła jej się czekolada. Czuła jej smak w ustach gdy poczuła skok w bok. Szarpnięcie jakiego dawno nie czuła. Przeskok do umbry. Musiało jej tego brakować tak bardzo, że aż o tym śni.

Po skoku znalazła się na jednej z unoszących się wysepek. Miejscu inicjacji. Miejscu, gdzie Czarny prowadził ją w formie wilka tak dawno temu.



Stała na jednej z wysepek. Za sobą usłyszała upadek kogoś ciężkiego. Odwróciła się odruchowo. Stał za nią Antoni Ogórek. Wspierał się na wielkim mieczu. Jego lewe ramię było zwęglone. Wystawało spod strzępków skórzanej kurtki. Pod prawym okiem rozkwitał siniak. Z lewej strony krótka broda była nadpalona, a na podbródku miał ślad oparzenia.

- Cholera, to działa - zaśmiał się.
- Było warto tak oberwać - oddychał powoli, a jego klatka piersiowa ruszała się intensywnie z każdym oddechem.

- Spętałem Chimerzaka i przypałętał się Wir. Nie do końca chciał zrozumieć moje pobudki. Ale argument siły go przekonał. A Chimerzak nauczył mnie kroczyć wśród snów. I tu byłby koniec dobrych wieści.

Wbił ostrze w skałę bez najmniejszego trudu, a wokół rozproszyły się drobne błyskawice. Położył dłonie na ramionach brunetki.

- Musiałem się z tobą skontaktować. Zaar nie żyje.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 11-10-2019, 17:50   #6
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


“Musiałem się z tobą skontaktować. Zaar nie żyje.”

[media]https://media.giphy.com/media/VsY9QuZKB79lK/giphy.gif[/media]

Słowa zawisły w powietrzu. Złość przepłynęła przez żyły dziewczyny. Czarny szybko zareagował. Złapał dziewczynę i przytulił mocno. Czuła jego zapach mieszający się z zapachem spalonego ciała. Wtuliła się w szamana, obejmując go ciasno. Schowała twarz na jego piersi. Cała trzęsła się w jakimś zamroczeniu.
Zaar nie żyje.
Zaar nie żyje.
Wrzask, skowyt i gniew, tak wielki gniew, że aż skamieniały przepełnił dziewczynę.
W tej chwili chciała spalić świat.
Zniszczyć przyczynę ciągłego bólu i smutku. Zmieść z powierzchni pamięci kogokolwiek, kto zabił jej Galiarda. Jej Galiarda…
Implozja uczuć załamała się raptownie i nastrój Wrony spadł na łeb na szyję...niczym Alicja spadająca w tunel.
Nic nie miało sensu… nic.
Zazdrościła Grzesiowi i Jarkowi.
Oni odeszli.
Zostawili ją.
A ona odejść od siebie nie mogła.
I cokolwiek by nie zrobiła i tak niczego nie zmieni. Wszyscy wokół zginą w bezsensownej walce.
Czuła, że się zmienia. Kamienieje w środku i kostnieje kawałek pogruchotanego serca po kawałku.
Czarny…
Czarny był obok.
- Co… - wychrypiała - ... się stało?
Coś poruszyło się w jej brzuchu. Poczuła jak wije się wzdłuż kręgosłupa.
Czy ocierała się o szaleństwo?

“Uspokój się. Oczyść umysł”

Zmora zrobiła coś podobnego do tego co zrobiła już wcześniej. Odcinała uczucia. Czarna rozpacz, która zalewała Wronę zmieniła się w poczucie smutku. Za to dotyk Czarnego niósł ukojenie.

- Podejrzewam, że Shinzou. Do jego mieszkania nie można wejść z umbry. To jakaś dziwna blokada. A w naszym świecie mieszkanie jest pod obserwacją. Zrobili też najazd na mieszkanie Zapalniczki. I kilka innych. Ale nie w Polsce. We Frankfurcie zginęło sześcioro wilkołaków. W Londynie trzy tuziny. We Włoszech… - na moment zawahał się. Przełknął ślinę.

- We Włoszech Tubylcy Betonu byli powiązani z mafią. Walka przeniosła się na ulice. Wiem o około setce trupów.
Silił się na spokojny głos, ale Żenia czuła, że kosztowało go to wiele.
- W Japonii zniszczyli Szmaragdowy Dwór. Nie ma ich. W ciągu tygodnia wybili wszystkie szczurołaki, tygrysołaki i jaszczurołaki. Nie ma już zmiennokształtnych w Japonii. Boli Zouhisze przestali istnieć. Zaczęła się eksterminacja na masową skalę.
Odsunął się nieco. Jego oczy nabiegły łzami.

Żenia przytuliła się do szamana.
A może to ona przytuliła jego.
W głowie tłukły się jej urywki rozmów z Zaarem. Jego uśmiech, ciepły dotyk, łzy na policzkach podczas rozmowy w parku. I opowieść, że piekło przeżył dzięki wspomnieniom o niej.
Rozszlochała się niekontrolowanie, za nic nie puszczając Ogórka.
Teraz nie był szamanem caernu Słońca, przerażającym wilkołakiem, mocarnym Szponem Cieni. Teraz był Antkiem. Jej mentorem i zastępczym ojcem.
- I po co to wszystko? - wychrypiała ledwo mogąc oddychać przez płacz - Po co?

“Nie dam rady dłużej” Żenia załamana przyznała się nastolatce w niej, ale ta pozostała milcząca.

Antek długo obejmował ją w milczeniu. Głaskał jej włosy jakby chcąc ją uspokoić. A może myślał nad odpowiedzią?
Ale na jej pytanie nie było odpowiedzi. Przynajmniej nie takiej, którą wszyscy by zaakceptowali od razu.
- Musimy szybciej zebrać wilkołaki. I inne dzieci Gai. W żadnym wypadku nie korzystajcie z telefonów czy elektronicznej komunikacji. Zabezpieczyli sprzęt Zaara. Wszystko jest trafione. Będą namierzać kolejnych po telefonach. A my musimy przygotować kontrę.
Westchnął. Choć chciał grać twardego, to czuła, że nie jest dla niego łatwe pogodzenie się ze śmiercią Zaara.
- Zbierzemy się i uderzymy w nich. Pomścimy go.
Przycisnął ją mocniej.

- Mają Zośkę. Teraz to pewne. - Żenia nawet nie próbowała się odsuwać. Mówiła z twarzą wciśniętą w ramię opiekuna. - Co z Niuchaczem? Też go mają? - oblała ją kolejna fala zobojętniałego odrętwienia.
- Nie. Niuchacza ukryliśmy w nowym domu Michała. Nic nie wskazuje na to, żeby mieli namiary na Władców Cieni, więc chwilowo mamy spokój. Boję się tylko, że w mieszkaniu Zaara mogą być namiary na caern. Albo inne caerny. Działamy pod presją czasu i niestety na oślep.
Delikatnie odsunął się od dziewczyny.
- Mamy bardzo utrudnioną komunikację między sobą. I między innymi caernami. Przyjedź tak szybko jak możesz. Zorganizujemy Shinzou jesień średniowiecza.
- Muszę skontaktować się z bratem. On musi wiedzieć co się dzieje. Stawiam, że wrócił do firmy nie mogąc skontaktować się ze mną. Jako Mike. - Żeńka pokiwała głową z rezygnacją. - Kamila prowadzi krewniaków do Polski. Trzeba zebrać ich wszystkich. Zajmę się tym.
- Pomogę ci znaleźć Marka. Mam nadzieje, że jest w Europie - powiedział alfa watahy. - Masz może kogoś, z łatwym dostępem do broni? Wiesz, większość broni szła przez Włochy… - zawiesił głos.
- A co z bronią, za którą sept wystawił mi rachunek? - burknęła zasmarkana i zaryczana Wrona. - Na pięć dyszków?

- Nie chcę jej ruszać. Znaczy tych drukarek. Pająki wzorca zachowują się dziwnie. Atakują niesprowokowane. Mam wrażenie, że cała elektronika na ziemi działa przeciw wilkołakom. W tym drukarki 3D. I… - westchnął głęboko - przepraszam za tamtą fakturę.

- Bratva. Albo Marek. Tyle, ze gajan szlag trafi jak się dowiedzą o broni z Pentexu. - Żenia podsumowała przeprosiny skinięciem głową. - Pod mieszkaniem Zaara to drony? Znajdź też jeśli możesz Adama Wiliamsa. Skoro oni mają Zośkę dobrze by było zabrać im Jokera.

- Ok. Myślę, że uda się skierować na nich zmory. Wokół mieszkania Zaara jest ich zatrzęsienie. Zobaczę czy to drony, czy tylko gliniarze, którym drony namieszały w głowach. Co do broni, to myślę, że w obliczu tego co stało się we Włoszech to nikt nie pozwoli sobie na krytykę. Choćby logo Pentexu było na każdej spluwie. Spróbuj to jakoś uzgodnić. Ja organizuję kanał przerzutowy do Europy przez Francję z Afryki. Ale im więcej tym lepiej. Przyjedź. Znajdziemy Marka. Jak sądzisz ile potrzebuje czasu, żeby zjednoczyć Tancerzy Czarnych Spiral przeciw dronom Tkaczki?
- Nie wiem co się z nim dzieje. Miał jechać na Ukrainę ale czy dotarł?
Czarny pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Uruchomię swoje źródła. Mam kilku ludzi przerzuconych z Rosji po tym przypale z zamknięciem granic. Wpuszczę ich do Pentexu. Sprawdzę Niuchacza. Zobaczymy. W każdym razie w ciągu miesiąca chcę przeprowadzić kontrofensywę. Z Markiem czy bez.

Żenia spojrzała smutno na Czarnego.
- Czarny… Skóry? - zacisnęła dłoń na ramieniu szamana - Może warto..?

Sama nie była przekonana. Spirala bez końca…

Czarny mierzył ją wzrokiem. To o co prosiła z pewnością spotkałoby się z falą krytyki. Z drugiej strony… to trochę jak broń od Pentexu. Martwi tych skór nie potrzebowali.
- Może… - powiedział jakby popadając w zamyślenie.
- Tubylcy i ich krewniacy są z pewnością chętni do zemsty… Co do Tkaczki… Co na to totemy? I nie idź do mieszkania Zaara. Poczekaj na nas. Kogo…- Żenia przełknęła -... Wybrałeś na Betę? Musisz kogoś wybrać. I wysłać duchy do pozostałych. USA, Australia, Ameryka Południowa.
Głos Wrony się załamał.
- Jeszcze nie czas na wybieranie Bety. Zrobimy to po pochowaniu Zaara. Duchy już poszły. Choć nie wiem czy dotrą. Jutro będę mieć odpowiedź. Zdaje się, że czeka nas największa wojna od czasów Wojen Gniewu.

“Pierdolę wojnę. Nie chcę żadnej wojny. Niech to się skończy. “


Żenia nic nie odpowiedziała.
Zimno zakradało się w jej ciało i niosło ze sobą strach. Wspomnienia strachu. Ucieczek.
Pompowanej adrenaliny.
Zimno w dłoniach i stopach aż bolało.
- Nie pozwolę, żeby jego śmierć poszła na marne. Nie pozwolę, żeby śmierć jakiegokolwiek wilkołaka szła na marne. Choćbym miał spalić Shinzou do gołej ziemi - wyrwał ją z rozmyślań Czarny.
Żeńka czuła jakby jej szczęka była zadrutowana. Tak mocno ją zaciskała.
Pogładziła Czarnego po zarośniętym policzku lodowatą dłonią i ze łzami w oczach.

- Marek ma dane. O Shinzou. Wjechaliśmy tam jakiś czas temu. Wydobyliśmy dane. Marek, Adam, może namierzymy też Zośke jak się da. Nie wchodź do mieszkania Zaara. - poprosiła ponownie choć słabiej.

- Dobrze. Przyjedźcie jak najszybciej.
Zaciskał pięści. Ciekawe ile jeszcze snów musiał odwiedzić tej nocy. Ile plemion musiał poinformować i ile kontaktów uruchomić. Czekał go największy sprawdzian jako władcy. Jeżeli wyszedłby z niego zwycięsko, to dałoby mu to więcej niż jakiekolwiek układy polityczne.

- Przyjedziemy. - Żenia nie miała sił się sprzeciwiać. Przed oczyma miała wizje pogorzelisk i morza krwi. Gdyby mogła… cokolwiek … żeby zamknąć oczy i sprawić by to, co opowiadał Czarny było jedynie złym snem.
Zawroty głowy się nasilały, a zimno przejmowało ją coraz mocniej.
- Prześpij się jeszcze trochę. Na mnie już czas. - Po tych słowach objął ją mocno.

- Bądź ostrożny, Czarny. - Żenia wtuliła się niczym szczeniak.
Nagle Czarny się rozpłynął, a ona została sama na wiszącej w powietrzu skale.
Bez podtrzymujących ją ramion Czarnego, Wrona osunęła się na kolana i zwinęła do pozycji płodowej.

Poczuła ciepło na twarzy. Czuła też męskie ramiona jakie ją oplatały. Do okien chatki wpadały promienie słońca. Zaczynał się kolejny dzień. Leżała obok Maksima, który ją tulił. Słońce padało na ich poduszki. Sen wydał się tak bardzo nierealny i tak bardzo odległy.

Żeńka odwróciła się w ramionach Dragana płacząc bezgłośnie. Obserwowała twarz męża opromienioną słońcem i tak bardzo chciała nie wpuszczać rzeczywistości do ich chatynki w ukraińskiej głuszy. Tak bardzo…

Coś w niej się przebudziło, jakaś iskra, i Żenia zaczęła wolno pieścić uśpionego Maksima. Jeśli to wszystko, sept, oni, ronin, poczęta fasola mają zginąć Żenia chciała zapamiętać ten jeden moment.
Oświetloną słońcem twarz Szklanego Smoka, po której zaczynają przemykać pierwsze odczucia zadowolenia. Ciepło jego rozgrzanego snem ciała i błądzący na wargach lekki uśmiech. Dłonie odruchowo wędrujące po jej ciele.

Uśmiechu Zaara już nie zobaczy, nie usłyszy go ani nie poczuje…
Usta Wrony drżały niekontrolowanie, gdy Żenia wspięła się na Maksima by kochać go powoli. I mimo, że żałobne łzy nie przestawały płynąć, zapamiętywała każdy moment ich zjednoczenia w słońcu.
 
corax jest offline  
Stary 03-11-2019, 09:01   #7
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Siedzieli w milczeniu nad śniadaniem. Wojtek przygotował zapiekankę, której nikt nie mógł ruszyć. Maksim chodził niespokojnie z kąta w kąt. Męczył go wyrzut sumienia za przyjemność tego ranka. Przyjemność, z której korzystał bez otwierania oczu. Teraz zaciskał pięści i szczękę. Kręcił głową w niedowierzaniu. Ale nic już nie mówił.
Wojtek wysłuchał opowieści z ciekawością. Opowieść o przekazie ze snu podsumował krótkim, acz dobitnym przekleństwem. Teraz milczeli.

Żeńka obserwowała ukradkiem Smoka. Martwiła się już wszystkim. Nawet jego nietypową reakcją. Odgarnęła włosy za ucho drżącą dłonią. W myślach przerabiała tysiące planów: wyprawa do Smoka, rozmowa z Minotaurem, wezwanie totemów, ujawnienie się i wyprawa do Włoch. Wyjazd do Japonii i kolejna prowokacja na mapie świata. Wszystko to krążyło wokół jednego, niezmiennego argumentu: Zaar nie żył.

Westchnęła głośno przerywając ciszę.
- Nie wiem co dalej - przyznała się na głos.
- Jedziemy do Polski - odpowiedział Wojtek bez zawahania. - To oczywiste. Zaatakowali Tubylców Betonu. Masowo. To oznacza, że mają dostęp do ich danych. Danych kontaktowych. Zlokalizują inne caerny. Zaczną je atakować. Jeżeli są na tyle mocni, żeby we Włoszech strzelać się na ulicy z mafią, to nie zatrzymają się. Nie spoczną na laurach. Szmaragdowy Dwór upadł, a to znaczy, że w Azji robili czystkę na potęgę. Czarny musi ich wpuścić w maliny. Nasłać na Rosję i Zakon. Na Pentex. I obmyśleć kontrę. Jeżeli to nie pomoże, to będziemy musieli przenieść linię obrony do Ameryk.
Wstał i wyjął telefon komórkowy. Z impetem rzucił nim o podłogę i rozdeptał.
- Jeżeli to wszystko prawda, to Tkaczka oszalała. Zniknęła równowaga między triadą. Apokalipsa się zaczęła z zupełnie innej strony niż myśleliśmy.

- Próbowałam nasłać Rosję na nich. Nic się nie stało. Zakon zapewne dogadał się z Shinzou. To logiczne biorąc pod uwagę, że jego szefowie hobbystycznie wyrugowali garou z Europy. Sam widziałeś w Stanach, że byli gotowi wywalić połowę rady Pentexu. Oni już Pentex zinfiltrowali. Wszystkie dane mieli od krewniaczki, Zośki. Jeśli wybijali garou na ulicach, nie doszli do caernów. Jak mieli by to zrobić? Informacji na temat caernow nie zapisuje się na kompach czy ulubionych lokacjach google maps.

Wojtek westchnął ciężko, niczym nauczyciel, który próbuje wytłumaczyć coś niesfornej uczennicy, a ta zdaje się impregnowana na wiedzę.
- Kontakty. Kontakty kontaktów. Słyszałaś o czymś takim jak Prism? Globalny system infiltracji telefonów. Potęzny komputer może szybko przeanalizować kto był na liście kontaktów choćby Zaara. Zestawi je. Co jeżeli ta sama osoba była na liście kontaktów kogoś we Włoszech? Albo w Londynie? Trzy teoretycznie niepowiązane osoby kontaktują się z czwartą. Dla mnie brzmi jak przesłanka. I dalej namierzanie. Satelity, kamery…
Zamilkł orientując się jak podłą wizję świata zakreślił.
- No. - pokiwała głową Żenia całkowicie zrezygnowana i pozbawiona jakiejkolwiek woli walki. - To by było na tyle. Coś jeszcze?
- Wracamy do Czarnego. Nic nie jest stracone, póki żyje choć jeden garou. - Kontynuował Ronin. Tak pełen woli walki o tych, którzy wygnali go ze swego kręgu.
- A co z nie-garou? - wtrącił Dragan - Jak z nimi? I… czy skoro nagle Tkaczka staje się wrogiem, to czy Wampiry i Tancerze Czarnych Spiral nie są teraz po tej samej stronie co my?
- Dla Shinzou nie ma znaczenia czy garou czy inni. - Żenia wzruszyła ramionami bez przekonania - Trzeba by zabrać Michaiła i resztę jego ludzi. Może przez niego skontaktować z pozostałymi. Nie wiem czy są czy nie. Zakon skorumpowany z Shinzou raczej średnio brzmi jak bratnia dusza. - Żenia bawiła się niemrawo końcówkami włosów.
Zaar nadal nie żył… nic się nie zmieniło.

- No dobrze. Pojadę po Michaiła. Przekonam go, żeby ruszył z nami do caernu Słońca. Chociaż… on chyba jest związany z tą okolicą. Tak przynajmniej myślę o niedźwiedziach. - Powiedział Ronin.
- Bez sensu byłoby gdyby zostawał tutaj sam. To będzie jednak jego decyzja. - Żenia pokiwała głową - My zaczniemy się pakować…


***


Spakowali się szybko. Ronin wrócił późnym popołudniem. Słońce chyliło się już ku zachodowi. Nie wracał sam. Wraz z nim szedł Michaił i dwie inne osoby. Wszyscy w grubych i zimowych ubraniach. Okazało się, że była to córka Michaiła. Miała około pięćdziesiątki. Na imię było jej Lena. Trzecim podróżnym był młody mężczyzna, który wzrostem dorównywał Draganowi. Miał na imię Tibor. Był nieco za młody na partnera Leny, ale nikt nie miał ochoty dociekać skąd się wziął. Musieli wyruszać możliwie szybko.

Żenia jakoś odłączyła swoje ciągoty przywódcze i całkowicie zdała się na Dragana i Ronina. Miała kompletną pustkę w głowie. I nawet Nahajka nie odpowiadała na dudniące w uszach słowa Czarnego.
Zaar nie żyje.


***


Po dwóch nocach byli w Polsce. Czarny objawił się we śnie podajac namiar na miejsce spotkania. Okazało się, że ich nową bazą wypadową był siedemnastowieczny pałac właścicieli ziemskich. Teraz odnowiony i przerobiony na hotel. Ponieważ zawsze był uznawany za luksusowy, to nikt z lokalnych mieszkańców go nie odwiedzał. Było tam też dość pokojów, żeby pomieścić gości z różnych stron świata.

Czarny wyglądał dużo lepiej. Nie miał śladów poparzeń. Siniak na twarzy był ledwie widoczny. Czarny dyskutował z Haradem w przedsionku, lecz gdy zobaczył Żenię natychmiast przestał i ruszył w stronę przybyłych. Nic nie powiedział, złapał ją i objął.

Żenia trzymała się jako tako do tej chwili. Gest Czarnego zaskoczył ją i z głośnym westchnieniem dziewczyna rozpłakała się. Schowała mokrą od łez twarz na piersi Alfy. Gdzieś z tyłu głowy pojawiła się pewność, że Czarny wie o niej i Zaarze. I że mu to nie robi różnicy. Nieoficjalnie i szczególnie nie teraz.
Chwilę trwało nim zdołała się opanować. Potem ustąpiła miejsca dla ghurali i pozwoliła Michaiłowi dokonać prezentacji. Jej spojrzenie prześlizgneło się jedynie po Haradzie.

Harad był wspomnieniem tamtego wojownika, którego pamiętała. Zdawał się postarzeć o kilka lat od ich ostatniego spotkania. Skinął głową na powitanie “zdrajczyni”. Chyba Czarny go jakoś przygotował. Albo przyparci do muru chwytali się wszelkich środków.

Prezentacja ograniczyła się do minimum. Zima towarzyszył im w spacerze po hotelu. Weszli do pomieszczenia, które zostało zaadoptowane pod kątem szkoleń. Długi stół i kilkanaście krzeseł. Nadszedł czas na naradę wojenną. Na miejscu czekali Gustaw i Michał. Poza tym był też ten hindus, który dostał jakąś rolę w caernie, ale pamięć Żenii nie potrafiła się tam przebić w tej chwili.

Chłopcy spojrzeli na siebie ze zdziwieniem. Michał wstał i ruszył w stronę Żenii. Gustaw przywalił mu w ramię z pięści i krzyknął:
- Wiedziałem, że to pic na wodę!
- Tucholaki! - Żenia ruszyła w stronę swoich misiaków wyciągając do nich ramiona. Nie zdawała sobie sprawy jak za nimi tęskniła. Wskoczyła w ramiona Michała nim ten zdążył zareagować. Oplotła go nogami i przytuliła ciasno, łkając cicho w jego mocarny kark.
Nie mogła jednak się spokojnie wypłakać. Poczuła jak swoją klatką z tyłu naparł na nią Gustaw obejmując ich oboje z Michałem. Objęła go ramieniem wygiętym pod dziwnym kątem. Ściśnięta niczym kanapka próbowała spokojnie płakać, ale Michał powiedział tylko:
- Nie rycz. Nic nie zmienisz łzami. Trza działać.
Odsunął się nieco po tych słowach, a dziewczyna z radością poczuła powietrze w płucach. Dragan prawie wbiegł między nich jakby bojąc się, że wycisną z dziewczyny ich dziecko.

- Chłopaki - mruknęła Żenia, uspokajając Dragana wzrokiem. Zsunęła się z Michała i przyciągnęła obydwu ponownie blisko do siebie - Muszę wam coś powiedzieć.
Zaczynając od Gucia tym razem szepnęła każdemu do ucha o fasoli. Nie chciała tego przed nimi ukrywać.

Oczy blondyna rozchyliły się jak spodki. Wyraźnie nie mógł uwierzyć. Skwitował całą sytuację niemalże poetyckim stwierdzeniem:
- Pierdolisz...
Michał zaś nie odpowiedział nic. Daleko było mu do wylewności kolegi. Uśmiechnął się krzywo i z wielką dozą szczerości powiedział:
- Gratuluję - po tym znów ją uściskał, choć nieporównywalnie bardziej delikatnie.
- No, właśnie, tego ten… też gratuluję - powiedział Gustaw.
- Dzięki - Żenia wtuliła się raz jeszcze w Gutka i Michała po czym zatonęła w opiekuńczych ramionach Szklanego Smoka. Popatrzyła wyczekująco to na niego, to na chłopaków jakby oczekiwała, że dopełnią gratulacji i z nim.
Kolejny raz Michał okazał się bardziej rozgarnięty. Podszedł, położył lewą dłoń na ramieniu Dragana i wyciągnął prawą dłoń:
- Gratuluje, udało ci się usidlić najbardziej nieobliczalną dziewczynę jaką poznałem.
Maksim nie puszczając Żenii uścisnął wyciągniętą dłoń. Odpowiedział uśmiechem.
Gustaw zaś długim zaczepnym prostym szturchnął ramie białowłosego.
- Opiekuj się nią, jasne? I małym.
Maksim zmierzył go groźnie wzrokiem, jakby chcąc nieco mniej przyjaźnie wyprowadzić cios w Gustawa. Żenia pogładziła lekko jego plecy w uspokojającym geście. Dragan uśmiechnął się jednak tylko i powiedział:
- Jasne - po czym odwrócił się do Michała i powiedział: - dziękuję.

W tym czasie na honorowym miejscu stanął Czarny.
- Cieszę się, że jesteście. Niestety oberwaliśmy dość mocno. Myślę o Garou w Europie. Ale z każdym kolejnym atakiem jesteśmy lepiej przygotowani.

Wrona spojrzała po sali.
Były kolejne ataki?
Zapadła się w sobie. Czekała na dalsze słowa Alfy niepewna czy chce usłyszeć co dalej.
- Kolejnym celem były Srebrne Szpony. Wiemy, że większość ich kręgów przestała istnieć. Niestety - Czarny się skrzywił. Chyba miał żal do Harada za postępowanie jego plemienia.
- Dużo lepiej poradzili sobie w kotle bałkańskim. Tam od stu lat nie było pokoju, więc Panowie Cieni i Czarne Furrie nie dali się zaskoczyć. W skandynawii Pomioty też nie sprzedały swojej krwi. Mamy dwa duże caerny, które się wybroniły. Z Wielkiej Brytanii będziemy ściągać Fianna. Większość przeżyła, ale stracili miejsce mocy. Póki co ataki występują tylko w europie. W azji ustały. Wiemy, że Boli Zouhisze zginęli, lub dołączyli do wroga. Czekamy też na wsparcie ze Stanów.
- Kiedy się go spodziewacie? - zapytał Dragan.
- W każdej chwili - odpowiedział Czarny. Potem nastała chwila ciszy.
- Co z pozostałymi zmiennokształtnymi w Europie?
- Próbuję nawiązać kontakt. Najbliżej nam do Torunia i szczurołaków. Wysłałem duchy do Kruków. Smoki prawdopodobnie rzuciły się do samodzielnego szturmu na Shinzou, który został spacyfikowany. Nie mam informacji od Kotołaków. A co najgorsze… Pajęczarki. One są zwiazane z Tkaczką. Możemy spodziewać się ataku z ich strony. Tak przypuszczam.
- Toruń możemy ogarnąć chociaż tam ciągle jest Inkwizycja. Nie wiadomo czy nie zawarli paktu z Shinzou.
- Pakty z Shinzou są wyjątkowo jednostronne - powiedział Czarny - dowiedziałem się na przykład, że nasi agresorzy atakują w Rosji placówki Zakonu. Sojusz może i zawarli, bo potrzebowali czasu. Prawdopodobnie na infiltrację. A co do Inkwizycji, cóż Timea była tak dobra, że zostawiła na jednym z komputerów namiary na - wykonał gest cudzysłowiu dwoma palcami obu rąk w powietrzu - “naszą” bezpieczną placówkę w Toruniu. Spodziewamy się starcia lada chwila. Da nam to pogląd na sytuację. Jeżeli to naprawdę pomioty Tkaczki, to zaatakują Inkwizycję jako sługi celestiali. Da nam to też informacje o ich sile.

- Wiadomo skąd pochodzą ataki? Skąd napływają ich zasoby? - dopytała Wrona szukając wzrokiem Wojtka.
- Teoretycznie. Oddziały zrzucają z pojazdów podobnych do helikopterów. Myślę, że posiadają jakąś bazę w Europie, której jeszcze nie zlokalizowaliśmy. Ale zlokalizowaliśmy jego.
Czarny rzucił na biurko teczkę z napisem Adam Williams.
- Wczoraj był w Berlinie. Wylatywał do Helsinek. Dziś poleci znów do Niemiec. Do Monachium.
Czarny potarł zarost.

- Co do grupy uderzeniowej, to wszystkie ataki biegną tak samo. Najpierw następuje utwardzanie rękawicy, tak, że nawet szamanom trudno się przebić do penumbry. Mają srebrną amunicję. Działają jakby mieli jeden umysł. Taka świadomość roju. Składy są zawsze wielokrotnością sześciu. Atakom przewodzi istota mianująca się Raidenem. Jak ten z Mortal Kombat.
- Jeden z siedmiu czarnych kami. Siedmiu demonów okrutnej śmierci. Wedle wierzeń japońskich - wtrącił Hatim, który do tej pory się nie odezwał. - Nie dziwi, że Raiden odpowiadał za śmierci od pioruna i przez porażenie prądem.
- Pentex ma takich. Elektryków. Pamiętacie, chłopaki? - mruknęła Żenia krzywiąc się bo wspomnienie przyniosło obraz Zaara. Spojrzała na Czarnego.
- Taak… to kolejna rzecz jakiej się obawiam. Wiemy, że w Japonii przejęli człowieka Pentexu odpowiedzialnego za badania nad Fomorami. I… w samej instytucji zrobili miotłę wśród wilkołaków.
Żenia pokiwała głową, choć nadal miała w niej w zasadzie białą kartkę zamiast mapy opcji.
Gdzie się nie obracali, Shinzou już tam było pierdyliard kroków przed nimi.
Znowu zalała ją fala zniechęcenia.
Mogli zostać w chatce…
- Szukam ochotników na ściągnięcie Williamsa. I na wyprawę do Torunia - Alfa wyrwał ją z zamyślenia.

Role szybko się podzieliły. Wróg Żmija wraz z watahą miał ruszyć do Niemiec. Niedawno pomagał wyciągnąć Marka z tamtego kraju. Michał z kolei miał za sobą kilka tygodni obserwacji Torunia. Był więc naturalnym wyborem. Grupa Żenii pozostała bez przydziału.

Gdy narada się skończyła Czarny powiedział tylko:
- Żeniu, proszę zostań. Mamy jeszcze coś do omówienia.

Wszyscy wyszli, tylko Maksim stał w drzwiach jakby czekając, aż Czarny doda: „oczywiście ty też zostań”. Nic takiego nie padło z jego ust. Zamiast tego mierzył przez chwilę Maksima kamiennym spojrzeniem. Żenia skinęła głową na znak, że jest ok i w końcu siwowłosy smok wyszedł zamykając drzwi.

Alfa przesunął się bliżej siedzącej dziewczyny. Przysiadł na stole kawałek od Żenii. Podał jej wodę w małej szklanej butelce.

- Pentex nadal nie wie o śmierci Mike’a. Ale zwolnili go. Nie mam tam wiarygodnego źródła, ale istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że Marek zebrał wokół siebie Tancerzy Czarnej Spirali z firmy. Wyczuł pismo nosem i ruszył do innych Spiral. Spróbuję go ściągnąć na wiec. Liderzy różnych plemion są w drodze do caernu Słońca.
Antek mówił spokojnie. Nie tak jak wtedy we śnie. Teraz odzyskiwał kontrolę, choć nadal nie było wielkich nadzieji.

- Do Berlina poślij też Wojtka. Może pomóc w pacyfikacji Williamsa. - zasugerowała Czarnemu. Zwolnili Mike’a. Czyli w firmie też pozbywają się wilkołaków bo teraz stały się słabym ogniwem. Tylko to zwolnienie brzmi dziwnie. Firma rzadko tak po prostu zwalniała szychy pokroju Smoczego Gniewu. - No to nie mam dojść do broni. - rzuciła jakby na głos kontynuując ciąg rozmyślań. W zasadzie nie miała nic. Żadnych zasobów ani kontaktów. To co miała zostało albo obrócone w proch albo nie żyło albo czekało na odstrzelenie. Dziwiła się Czarnemu, który pytał ją o broń. Wszystko co miała zbudowała wokół Czarnego. Teraz to obróciło się w perzynę.
Czarnym Spiralom nie miała do zaoferowania nic co mogłoby ich zainteresować.
Tak samo jak i krewniakom. Dla tych ostatnich jakakolwiek współpraca z garou w obecnej sytuacji oznaczała praktycznie wyrok śmierci. Garou nie byli w stanie obronić się sami nie mówiąc o krewniakach. - Chyba, że bratva, ale im nie mam nic do zaoferowania prócz mrzonek. Coś jest też na Kazachstanie. CIA się tym interesuje. Michaił miał dopytać duchów. Ja chyba bym ruszyła do Włoch. Zebrać to co zostało z krewniaków. A co mówią totemy?

- W Pentexie zwolnienia były masowe. Myślę, że wypieprzyli wszystkie Spirale. Niejaki Francisco zginął. Też był w radzie nadzorczej. I prawdopodobnie był wilkołakiem. Myślę, że Shinzou gdy weszło do Pentexu to zaczęło oczyszczać jego struktury. Choć sam Pentex nadal działa. Wydaje się, że sprawnie.
Powiedział sięgając po butelkę z wodą gazowaną.
- Skóry z Włoch już jadą. Jeżeli chcesz tam jechać, to dobrze. Dobrym pomysłem może być poskładanie tego co zostało z Sycylijczyków. Za dwa dni będzie tu wsparcie z USA. Za trzy dni chciałbym uderzyć z kontrofensywą. A duchy… cóż…

Wziął łyka z butelki.
- Pewien drobny duch zyskał znacząco na sile. Maszyna. W ciągu kilku lat awansował w hierarchii. Od miesiąca jest celestialem. Takie rzeczy nie mają normalnie miejsca. Myślę, że Maszyna może być ucieleśnieniem Tkaczki. Totemy zdają się bać Maszyny. Do tego tysiące pająków wzorca atakuje bez powodu wszystkich w umbrze. Plan z uwolnieniem Żmija nagle wydaje się całkiem potrzebny.

- Co to znaczy, że totemy się boją? Nic nie zrobią? Nie pomogą? Nie wspomogą swoich plemion? - Żenia uściślała czując, że z każdym słowem ucieka z niej energia. I co niby miała zrobić? Wszystkie drogi były odcięte. Byli w pułapce. Scenariusze jakie miała w głowie zostały pozbawione nóg. I nawet duchy położyły lachę dając Tkaczce wolne pole skoro jej awatar został dopuszczony do wyniesienia. - I na czym polega kontrofensywa? Zrzucisz bombę na siedzibę Shinzou? Dwie? To zmienią siedzibę skoro wygląda na to, że są wszędzie.
- Żaden totem nie odwróci się od swojego plemienia. A ja chcę… chcę zbudzić Żmija, by ten stanął do walki z Tkaczką. I chcę przekonać Dzikuna. Triada musi odzyskać równowagę, zanim Tkaczka wymorduje wszystkie wilkołaki. I wiesz co? Gdyby nie ty… gdyby nie piekło… nie wierzyłbym, że to możliwe. Chcę też zebrać wszystkich przywódców i to omówić. Chciałbym, żeby był tam ktoś reprezentujący Tancerzy Skór.

Przez chwilę Żenia trawiła wypowiedź Czarnego.
- Nie wiem jak w obecnej sytuacji przejąć Spirale. Plan jaki miałam nie ma już podstaw. Pentex był sporą jego częścią a teraz Shinzou zarządza i Firmą. Jeśli Marek skoro został zwolniony na pewno jest na celowniku Shinzou, które liczy na to, że przy jego pomocy dojdą do innych Spiral. Firma nie zwolniłaby i nie puściłaby szefa ds. bezpieczeństwa tak o poprostu. Zabili Francesco, ale resztę puścili? Zapraszanie go na wiec jest ryzykowne choćby z tego względu. Nie możesz skontaktować się z nim we śnie i umówić spotkania ze mną? No i jak chcesz przekonać Dzikuna do czegokolwiek? Co do tancerzy skór - gdzie jest Rysiek? Rozmawiałeś z nim? Mówiłam Ci, że Kama prowadzi krewniaków. Powinna już być w Polsce.

- Rychu zmył się z ekranu, po przetasowaniach na Słowacji. Podejrzewałem, że jechał tam właśnie. - Odpowiedział Antek, po czym przeciągnął otwartą dłonią po swojej twarzy. Był wyraźnie zmęczony. Zaginiony członek caernu w czasie nadchodzącej wojny był już zbyt dużym obciążeniem.

- Kurwa mać - mruknęła Żeńka - dobra zbiorę ich do kupy, możliwe, że pojechali po krewniaków Srebrnych Kłów. Co z krewniakami w Polsce? Ktoś to w ogóle ogarnia? Pojadę też do mieszkania Zaara. Dasz mi klucze?

- Dziękuję. Klucze mam w aucie. Muszę jeszcze skontaktować się z Australią.
Uśmiechnął się krzywo.

- Brazylia świetnie sobie radzi. Pentex wycofał się z Amazonii. Alaska, Kanada, Stany… nic jeszcze nie ruszyli. Poza pojedynczymi Tubylcami Betonu. Wierzę, że jeżeli się zbierzemy, to uda nam się spełnić nasze powołanie. Obronimy Gaję.

Żenia aż zmarszczyła nos w myślach.

- Czarny, prześpij się z godzinę, dwie. Wrócimy do rozmowy potem, bo ewidentnie lecisz na resztkach oparów. Omówimy potem krewniaków, kontrofensywę i całą resztę. Ja skoczę do mieszkania Zaara w między czasie. Chodź, odpocznij. - Żenia wyciągnęła dłoń do Alfy.
- Nie… - złapał jej rękę - wystarczy kawa i będę jak nowy.
Trafiła. Czarny nie spał od dawna. Gdy inni spali on sam wprowadzał się w trans, żeby przekazywać informacje. W zasadzie mógł być na nogach od śmierci Zaara.

- Dobrze. Prześpisz się a ja potem Ci zrobię kawy. Musisz zadbać o siebie. Nikomu nie pomożesz jak padniesz nieprzytomny ze zmęczenia. Chodź. - Żenia zagderała jak rasowa mama.

Pociągnęła szamana w stronę pomieszczeń wyglądających na sypialnie, nie słuchając marudzenia Alfy. Dopytała o auto Czarnego by móc zabrać klucze do mieszkania Zaara. Następnie zajęła się dogadaniem Ronina i ekipy mającej jechać po Wiliamsa. Dragana zaś przypisała do Michała i Gutka do Torunia po drodze zahaczając o mieszkanie Galiarda. Bała się tej wizyty. Z jakiegoś powodu przed oczami miała kubek do kawy z syropem czereśniowym i uśmiechnięty pysk wilczej formy Jarka.
 
corax jest offline  
Stary 03-11-2019, 09:14   #8
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Nikt nie protestował. Ronin jakby nie był już Roninem. Był jak swój. Smok nie był pomiotem Pentexu, tylko jednym z nich. Wilkołaki… i nie tylko one, jednoczyły siły. Nikt nie patrzył na siebie krzywo. Stawali razem przeciw złu w osobie Shinzou. Szkoda, że tyle osób musiało zginąć, zanim zdobyto się na taką tolerancję.

Dzielnica w której mieszkał Zaar wyglądała na wyjątkowo ponurą. Zwłaszcza, że zimą dni były bardzo krótkie, a betonowa dżungla zdawała się niszczyć śnieg.

Patrol policji został usunięty… przez ekipę łysych kiboli. Czarny na chwilę przed zaśnięciem przyznał, że w okolicy była zmora nazwana „łowcą czarownic”. Zmora ta podżega nienawiść do wszystkiego co inne. Homoseksualiści, Żydzi, obce drużyny sportowe, czy patrolujące okolicę Psy. Osiedle należało do białych, heteroseksualnych mężczyzn. Wszyscy inni narażali się na ataki. Na przeciwko klatki Zaara był sklep spożywczy, przed którym zbierała się grupa. Oczywiście Żenii nie udało się przejść bez otrzymania kilku nie dwuznacznych propozycji.

Zamek od drzwi był wyłamany. W mieszkaniu okno balkonowe było wybite. Samo mieszkanie było zdemolowane. Włos Żenii zjeżył się gdy przeszła obok jednej ze ścian z otworami po kulach. Srebro musiało zostać w ścianie.
Wrona odwróciła się na pięcie i ruszyła do kuchni by nastawić ekspres do kawy. Drżącymi dłońmi wyciągnęła kubek Zaara i ustawiła go pod dyszą. Wcisnęła przycisk ‘jego’ kawy.

“Kocham Cię, mała, od tak dawna cię kochałem” - zabrzmiało w uszach dziewczyny. Niemal zachłysnęła się dźwiękiem. Słowa zabrzmiały jakby Zaar stał tuż obok.

Tyle, że go nie było.

Nim łyknęła kawy wciągnęła jej zapach. Z pierwszym łykiem kawy w ustach, wygrzebała duży nóż.
Przeszła do sypialni i wygrzebała starą koszulkę Jarka. Taką, która miała na sobie jego zapach. Wciągnęła go głęboko jak narkoman i wcisnęłą ją za pasek spodni. Wyciągnęła też bluzę z kapturem i założyła na siebie.

Wróciła do salonu i z kolejnym łykiem kawy, wbiła nóż przy jednym z otworów po kulach. Wbijała ostrze tak długo aż udało się jej wydłubać odłamek. Przypatrywała się mu długo obracając srebrny pocisk w palcach i popijając kawę. Poczuła delikatny ból w opuszkach palców. Był bardzo wyraźny.
„Wybacz, nie lubię srebra”
Dziewczęcy głos odezwał się w umyśle dziewczyny.
“Wiem. Przepraszam” - Żeńka wydobyty pocisk schowała do kieszeni spodni i ruszyła sprawdzić mieszkanie zmarłego Bety.

Przeszukiwała je metodycznie, jak zawodowiec, którym była w innym życiu.
Sprawdziła szafy, miejsca, z których Zaar wcześniej wyciągał swoje skarby. Zakamarki w łazience i kuchni. Sypialnię… Nie spieszyła się przesadnie w poszukiwaniach.

W kuchni szafka pod oknem zasłaniała kaloryfer. A za kaloryferem znajdowało się niewielkie pudełko. Wewnątrz był pendrive.
W sypialni natomiast jeden z paneli podłogowych wydawał się obluzowany. Po podważeniu go nożem znalazła trzy paszporty z trzema różnymi obywatelstwami i trzema różnymi nazwiskami. W każdym było zdjęcie Jarka. Były tam też pieniądze. Dolary, Euro i franki szwajcarskie.

Zabierała też ze sobą wszystko to co miało związek z Jarkiem. Z nimi. Z przedpokoju zabrała skórzaną kurtkę Jarka i ubrała się w nią. Kurtka była za duża ale to nie miało znaczenia. Poszukała kluczyków do garażu. Motory.

Nic więcej nie znalazła. Wróciła do salonu by załatać wybite okno workami foliowymi. Wylała resztkę kawy i zabrała kubek Jarka. Drzwi zamykała za sobą płacząc.

Zeszła do garażu, lecz wyraźnie nikt się tam nie pofatygował. Motocykle stały nienaruszone. Na małej szafce był komputer. Obok niego telefon i tablet. Dwa ostatnie zapakowane w firmowe opakowania. Jakby nie przygotowywał bezpiecznego sprzętu w domu.
Wrona sprawdziła laptopa pod kątem pluskiew ale lapek zdawał się nieruszony. Rozejrzała się za torbą i załadowała sprzęt. Sprawdziła też i garaż tak by nie pominąć niczego. Założyła jeden kask, a drugi schowała do torby. Wyprowadziła po kolei obydwa motory i korzystając z darów od Ronina ruszyła w drogę powrotną, prowadząc motor Jarka za sobą.

***

Na miejscu upewniła się, że Czarny wciąż spał choć od jej wyjazdu upłynęły cztery godziny. Ruszyła do pokoju, jaki znalazł się w hotelu mimo natłoku wilkołaków. Dzieliła go z Draganem i Wojtkiem, ale obydwaj już wyjechali. Dlatego była sama. Zrzuciła tam znalezione w mieszkaniu Zaara rzeczy.

Nie podłączając laptopa do sieci, podłączyła pendrive’a by sprawdzić zawarte na nim dane.
Nie było ich wiele. Na całym nośniku znajdował się jeden film w wysokiej rozdzielczości. Nagranie miało jakieś pół godziny. Żenia kliknęła na przycisk Play.

Film był nagrany w konwencji filmów jakie Zaar wrzucał na swój kanał na YT. Choć tym razem zaczął od przedstawienia się swoim pełnym wilczym imieniem. I zaczął snuć swoją historię - wyznanie. Opowiadał o tym, że wilkołaki nie należą do bajek i że ich świętą rola jest powstrzymanie Żmija przed zniszczeniem Gai. Był na filmie nieco młodszy niż Żenia go kojarzyła. Film mógł być nakręcony jeszcze zanim się pojawiła w jego życiu. Jakieś trzy do pięciu lat wcześniej. Był kierowany do młodych wilkołaków. Jako forma wprowadzenia do świata. Mówił powoli i spokojnie. Przekonywująco. Choć nie zmienił formy, ani nie pokazał niczego co mogłoby potwierdzać jego słowa. Dlaczego ukrył ten dokument? Czy miał trafić na jego kanał? Miał zostać odnaleziony później? Gdyby… jak mówił w filmie: poniósł śmierć w walce ze Żmijem? Cóż, tej tajemnicy nikt nie miał już poznać.

To nie było dobre przesłanie w chwili obecnej. Nie teraz, gdy Czarny chciał odbudowywać równowagę triady. Ale Żenia i tak wpatrywała się w Jarka na ekranie prawie nie zwracając uwagi na to co mówi. Nie czuła łez płynących po twarzy. Dopiero gdy zamknęła laptopa zdała sobie sprawę, że policzki są mokre.

Z kompem pod pachą ruszyła przygotować kawę i jedzenie dla szamana. Z kanapkami, kubkiem i lapkiem zastukała cicho do sypialni Czarnego.

Nikt nie odpowiedział, a zza drzwi dobiegało pochrapywanie. Szaman musiał mieć głęboki sen po tym jak przez kilka dób nie spał. Zostawiła więc wszystko przy łóżku Antka.

Córka Ognistej Wrony Mogła zająć się szukaniem Rycha, używając kleiva. Wkrótce ich poczuła.

Kamila ich znalazła. Byli razem. Byli w ruchu. Rychu był ranny. Czuła, że nie może chodzić. Reszta miała różne otarcia, choć czuła, że ich stan jest stabilny.. Przemieszczali się chyba jakimś samochodem od strony Wrocławia. Byli po jakiejś walce. Kierowali się do Poznania.

Żenia przekazała Dalemirowi, że wyjeżdża i wróci niedługo. Nie była pewna co wymyślił Rychu ani co zaszło między nim a Czarnym. Nie była też pewna, czy jej ludzie wiedzą, gdzie obecnie ukrywają się garou. Postanowiła wyjechać im naprzeciw.



***

Jechała drogą ekspresową, potem autostradą, a później znów drogą ekspresową. Na motocyklu dotarcie do nich zajęło jej niespełna trzy kwadranse. Kolejne dziesięć minut trwało dotarcie dziewczynie do zjazdu i zawrócenie. Wszyscy z jej watahy jechali w niebieskim autobusie. Rejestracja wskazywała na to, że autobus pochodził z Czech.

Dodała gazu by zrównać się z autokarem. Zdawała sobie sprawę, że zamaskowany motocyklista machający na kierowcę by zjechał do najbliższego postoju będzie wyglądał podejrzanie.
Uniosła lekko szybkę kasku wskazując na pobocze, krótkim, żołnierskim gestem. Dała chwilę pasażerom by mogli dostrzec jej twarz.
Następnie wysforowała się przed autobus i poprowadziła go do następnego zjazdu.

Nie ściągając kasku zaparkowała i doskoczyła do busa.

Autobus był pełen. 52 miejsca siedzące i podobno dziesięć stojących. W środku była Renia, która pilnowała Rycha. Okazało się, że natrafili na Shinzou. Mieli ze sobą grupę krewniaków i wilkołaków. Ale wszyscy z Watahy byli cali. Noga Rycha była zmiażdżona. Szamanka nie miałą już w sobie nic Gnozy, pomagała wszystkim, a Alfa sam podjął decyzję o tym, że najpierw trzeba pomóc innym. Apteczka okazała się niepotrzebna, gdyż dziewczyny świetnie sobie radziły. Jak się okazało w drodze byli już od przedwczoraj. Był tam też Nikola. I trójka wilkołaków, którzy wydawali się Żenii młodsi od niej samej.

Po przywitaniu się z watahą i Nikolą, Żenia upewniła się czy nikt w autokarze nie ma ze sobą komórek czy padów. Zebrała jakikolwiek sprzęt elektroniczny i wywaliła biorąc mocny zamach gdzieś w okolice postoju. Pochwaliła watahę za dobry wynik wypadu.
Poprowadziła autokar w okolice kryjówki garou ale ostatnie kilka kilometrów kazała wszystkim przejść. Rycha przerzuciła sobie po wojskowemu przez ramię, zmieniwszy postać. Motor ukryła by móc po niego wrócić później.

Gdy dotarli do pałacu, chciała przekazać Rycha pod opiekę Dalemira i zająć się zbiegami. Na ich drodze stanął Harad. Zmierzył wzrokiem Rycha. Od miesięcy byli zaciekłymi wrogami. Patrzyli na siebie niczym dwa młode Ahrouny przed pełnią. Żenia poczuła jak Rychu napina się i szykuje do skoku na jednej sprawnej nodze.

Harad podszedł bliżej i wziął Rycha pod rękę.
- Uratowałeś moją siostrę. Dziękuję - powiedział blondyn pomagając iść Alfie watahy Smoka. Dramatyczna sytuacja powodowała, że zapominali o dawnych potyczkach. Teraz wszyscy stali po jednej stronie.

Żenia wymieniła kilka słów z Dalemirem. On zaś poprosił o pomoc Magdy i Renii. Szamani byli na wagę złota.

Wspólnie z Haradem ruszyła organizować dla przybyłych prowiant, kwatery, łazienki. W między czasie sprawdziła czy Czarny wciąż spał i dopytała Harada o mających przybyć na wiec gości.

Czarny nie spał, ale był mocno zajęty. Miał sesję medytacji, czyli najprawdopodobniej nawiedzał sny innych wilkołaków. Harad tylko pokrótce przedstawił informacje, że plany się sypnęły i spotkanie będzie w umbrze. Planują wszystkich przerzucić z pałacu do ich Caernu i stamtąd księżycowym mostem do jakiegoś innego miejsca. Słowak wspomniał jedynie, że ma to związek z kolejnym atakiem Shinzou na grupę z wysp brytyjskich. W końcu sam też musiał wrócić do swoich zajęć. On miał zapewniać logistykę, i to właśnie w tym segmencie mieli coraz więcej problemów. Kończyli długi dzień. Nikt nie myślał o tym, że jutro będzie Sylwester, a za dwa dni kompletnie Nowy Rok 2021.
.
 
corax jest offline  
Stary 03-11-2019, 09:19   #9
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Wrona wysłała wszystkich na odpoczynek by móc pomówić z Kamilą i Nikolą.
Chciała odnaleźć Fuza i krewniaków z Polski.

Kamila zwinęła się w sali kominkowej. Było tam kilka innych lupusów. Z niechęcią opuściła ciepło kominka i poczłapała za Żenią do hotelowego baru. Tam swoje miejsce znalazł Nikola. Zajmował miejsce za barem. Wtedy do Żenii dotarło, że wszyscy w hotelu są wilkołakami lub krewniakami. Nie było nikogo z obsługi.
Nikola stał za barem i nalewał właśnie szklankę whisky. Sobie.

- Się porobiło - powiedział po rosyjsku na widok Żenii.
Kamila zmieniła się z wilczyc w swoją ludzką postać. Na jednym z krzeseł ktoś zostawił marynarkę, którą szybko przejęła naga dziewczyna. Zarzuciła ją na siebie i usiadła przy barze na wysokim hookerze.
- No porobiło. - przytaknęła ponuro dziewczyna - Jak sytuacja w Rosji?
Żenia rozpatrywała opcję skoczenia z wizytą do Smoka.
- Zdaje się, że Shinzou wydymało wampiry - powiedział Nikola i dodał
- Nie wiem, takie plotki krążą. Ludzi z Rosji przejęliśmy po tym jak uciekli.
Żeńka zamyśliła się.
Jeśli faktycznie wampirów nie ma już u władzy…
To może uderzyć w Japonię, odwrócić uwagę i przejąć Rosję przy pomocy bratvy. Mieć jakiś przyczółek zamiast być spychanym do defensywy.

A co gdyby Smok pomógł z atakiem na Japonię? Wysłał swoich sojuszników?

- Mamy jakichś kandydatów wśród krewniaków? Z Włoch jadą skóry… - spytała Kamilę. *
Dziewczyna w męskiej marynarce sięgnęła po drinka ze słomką.
- Wiesz… prawie pół autobusu. - odpowiedziała z uśmiechem.
- Każdy z nich chętny na rytuał? - upewniła się Żeńka coraz bardziej upewniając się w konieczności kontaktu z totemem. - Chyba czas pogadać ze Smokiem…
- Każdy nie. Ale część z nich na pewno będzie chciała stanąć do walki.
- To dobrze. - Żenia poczuła się strasznie staro - Dobrze by było ściągnąć Fuza. Chyba, że gdzieś już w okolicach jest. Możecie się zająć tym jak odpoczniecie nieco? - spojrzała na Kamę i Nikolę. - Pójdę do Rycha a potem skoczę do Smoka.
Kamila uśmiechnęła się krzywo.
- Spróbuję ściągnąć Fuza, ale pewnie zejdzie mi ze dwa dni.

- Zrób co się da. Dobrze się spisaliście - Uśmiechnęła się do Nikoli i klepnęła wilkołaczkę po ramieniu i ruszyła poszukać Rycha.
Jakaś dziewczyna, co do której Żenia była pewna, że widzi ją pierwszy raz w życiu powiedziała, że zakwaterowali go w pokojach służby.

Po drodze zahaczyła ponownie o pokój Czarnego by sprawdzić jak idzie mu medytowanie.
Czarnego nie było w pokoju. Ale nie było też nigdzie Harada. Być może wymieniali się ustaleniami co do organizacji spotkania i wyniku medytacji.

***

„Pokoje służby” były nazwą na wyrost. W czasach gdy był to dworek, to faktycznie owa część była zamieszkiwana przez służbę. Był to oddzielny parterowy budynek oddalony o kilkanaście metrów od zachodniego skrzydła pałacu. Jednak po zaadoptowaniu terenu na luksusowy hotel część ta została odnowiona i składała się z mniejszych pokojów o wysokim standardzie. Budynki łączył też podziemny tunel.

Gdy dotarła do kwatery Rycha wyprosiła obecnych. Chciała zostać z Alfą sam na sam.
- Możesz mi powiedzieć co ty odpierdalasz? - podeszła do wilkołaka i spojrzała mu w twarz pytająco.
Alfa był kompletnie skołowany, albo skutecznie takiego udawał.
- Pomagam innym wilkołakom? - zapytał w końcu ze zdziwioną miną.
- Narażając siebie? Mącąc wataże w głowach, że niby was zostawię? - Żeńka uniosła jedną brew.
- Teraz to bez znaczenia. To wszystko było… ale nikogo nie obchodzi. Teraz wróciliśmy. Staniemy z Czarnym do walki. Wypełnimy przeznaczenie Wilkołaków. - Powiedział zupełnie nie pasującym do siebie patetycznym tonem.

- Walnął cię dron czy coś w tej Rosji? - spytała z troską Wrona - Jakie przeznaczenie dokładnie?
- Eee no walka. Jesteśmy wojownikami Gai. Nie byliśmy w Rosji. Pomagaliśmy w przerzucie zza ich granicy, ale sami tam nie wleźliśmy. Swoją drogą wiesz jakie ziółka ma Czarny na swojej smyczy? Zabójcy innych wilkołaków, laska uzależniona od krwi wampirów… bania mała - Alfa wyraźnie próbował skierować rozmowę na inny tor.

- Ehhh… - Wrona bez pardonu przesunęła Rycha nogi i usiadła na łóżku. Skrzywił się z bólu, ale nie jęknął. Potarła czoła i westchnęła znowu - Rychu. Mam plan.
- No przecież stąd nie wybiegnę zanim mi go przedstawisz. Mów - odpowiedział.
- Pójdę do Smoka i spróbuję pogadać z nim, z Minotaurem i Hakkenem. W piekle są...aaaa… ok wróć. Wiesz, że jest nowa incarna tak? Maszyna. Więc chcę dogadać się z totemami i spróbować naprowadzić je na współpracę incarn z maelfasu przeciwko Maszynie. Jeśli udałoby się skoordynować atak po tej stronie Zasłony, może jest szansa na to, żeby to wszystko jeszcze zatrzymać. - Żenia spojrzała na łatołaka.
- Nie wiem nic o incarnach. Nie znam się. Nie rozumiem tego. Wiem, że poza caernami praktycznie nie idzie wejść do Umbry. Ale…. - westchnął ciężko - Widziałem twoje relacje ze smokiem. Wierzę, że możesz to poukładać. Jak możemy pomóc?

- Nie wiem kiedy wróci Dragan. Nie wiem czy jak wróci będzie bezpieczny. Zadbaj o niego.
- Martwisz się o jego pająki, prawda? Poproszę dziewczyny, żeby go przypilnowały. Myślisz, że warto byłoby go oczyścić? - Rychu zadał to pytanie z grobową miną. Zdawał sobie sprawę, że organizm zmiennokształtnego odrzuca protezy… oczyszczenie mogło być dla Maksima niebezpieczniejsze niż pająki w jego ciele.
Z drugiej strony Żenia miała w głowie widok wielkiego stalowo złotego smoka.
- Nie wiem. - mina brunetki mówiła sama za siebie w kwestii zmartwienia - Na chwilę obecną nie zdawał się mieć problemów. Ale to się może zmienić. Wolałabym, żeby nie zmieniło się na przykład w trakcie jakiejś walki.
Rychu kiwnął głową.
- Poproszę dziewczyny, żeby miały na niego oko. Szkoda, że nie widziałaś jak załatwiły czerwonoskórą wampirzycę. Są świetne. No… - dodał pocieszającym tonem - Renia jest lekarzem. Wszystko będzie dobrze.
- Prosiłam Kamę, żeby odnalazła Fuza. Może się przydać. Jadą skóry z Włoch więc można by go przeprowadzić przez rytuał.
- Taak. Zwłaszcza, że on zna rytuał. Najdłużej trwa nauka. Tyle że… zdaje się, że jego banicja miała miejsce właśnie z powodu rytuału. Muszę z Czarnym o tym pogadać. Ostatnio przechodzi wiele rzeczy, które normalnie nie miałyby szansy powodzenia. A to znaczy, że sprawa jest poważna - zakończył.

- Ano jest. Nikola może pomóc też. Użyj go. Zresztą wiesz co robić. Dobrze się spisałeś. Ale jak zaczniesz znowu nawijać ludziom, że was zostawię to ci zrobię przykrość. - Żenia próbowała zażartować.
- Może gdy już będzie po wszystkich dronach. Na razie się nie martw. Załatw wszystko ze smokiem i - spojrzał na jej brzuch - zabezpiecz dziedzica.

- Albo dziedziczkę. Na razie to fasola. - Żenia zbgatelizowała kwestię ciąży. Straciła nadzieję, na jej sukces.
- Oby nie dziedziczkę. Świat nie jest gotowy na kolejną jak ty - zażartował wywołując lekki uśmiech Wrony.
- Kiedy chcesz ruszyć do Smoka? - dopytał po chwili poprawiając się na łóżku.
- Dam znać Czarnemu i spróbuję skoczyć.
- Powodzenia zatem. Uda ci się.
- Kuruj się i do roboty - Żeńka uścisnęła Rycha na pożegnanie.
- Spoko. Harad nie da mi leżeć za długo.
Ściskał ją długo. Bardzo długo. Jakby mieli już się nie zobaczyć.

***

Tym razem Żenii udało się dorwać Czarnego najwyraźniej między jedną medytacją a kolejnym raportem o stratach.
- Czarny… - zaczęła - … mam plan. Skoczę do Smoka, pogadam… może uda się załatwić cokolwiek. Wtedy ofensywa byłaby z dwóch stron.
Szaman był wyraźnie rozpogodzony.
- Nie będę ci mówił o tym, że masz uważać na spaczenie. Teraz jest to bez znaczenia.
Położył rękę na jej ramieniu:
- Skąd chcesz skakać? I jak?
- Nie. Nie musisz. - uśmiechnęła się Wrona.- Mam wciąż kompas. Użyję go ponownie. Dobre wiadomości?
- Tak. Tubylcy Betonu w USA mają kilka pomysłów jak uderzyć w Shinzou. Kilka fetyszy. Mamy też plan jak odzyskać sieć. Wygląda to dobrze. Więc chyba będzie w Australii. Ale jeszcze nie wiemy. W każdym razie będziemy wchodzić do Umbry i otwierać księżycowe mosty.

- Świetnie. - Żenia ucieszyła się też. - Gadałam z Rychem. W sprawie Dragana też. Na pewno będzie wściekły i zmartwiony. Daj mu coś do roboty co?
- Chciałbym go rzucić na pierwszą linię - popatrzył na dziewczynę z uwagą.
- Nie wiem co będzie z jego pająkami wzorca. W teorii powinny chyba rozpoznać go jako swojego. Ma w sobie w końcu trochę z maszyny. Nie wiem jak może na niego wpłynie fakt wywyższenia Maszyny. Do tej pory nie miał problemów. Ja bym go użyła jako asa w rękawie. Ale Dragan sam może też coś zalecić. Do tej pory robiliśmy w zwiadzie. Teraz wściekły Szklany Smok może być taranem.

- To może się udać. Zobaczymy. Naprawdę dużo sobie obiecuję po Tubylcach Betonu. Oni są żądni krwi. I mają zasoby, ktorych nam brakuje.
- Udało ci się dotrzeć do Marka?
- Dotrzeć nie. Ale wiem, że jest w okolicy Prypeci. Duchy nie wspominały, żeby był jakoś zagrożony. Tam Żmij zdaje się na tyle silny, że Maszyna nie może im nic zrobić.

Wrona odetchnęła z ulgą.
- Dobrze. Powiedz Maksimowi i Wojtkowi, że nic mi nie grozi u Smoka. I że nie dam zrobić fasoli krzywdy. I żeby Dragan czekał, bo wrócę. Żeby obaj czekali. - Żenia uśmiechnęła się krzywo i wyciągnęła srebrny kawałek wydłubany ze ściany - Gdybyś miał chwilę, zaklniesz mi w tym ducha?
- Co chcesz z tym osiągnąć? - patrzył z uwagą na kawałek srebra, który do niedawna był pociskiem.
- Nie chcę by się niszczył. - usta Żenii zadrżały - Nic więcej. To za mało by zniszczyć cokolwiek.
Nie dodała, że dość by zniszczyć kogoś. Kogoś ważnego.
- Możemy go przetopić? Czy chcesz niezmienioną roztrzaskaną kulę?
- Możecie. - skinęła głową w odpowiedzi. Starała się nie rozkleić na nowo - To lecę.
- Możesz powiedzieć Smokowi, że wkrótce uwolnimy Żmija. - objął ją i pocałował w policzek. Dużo dynamiczniej niż Rychu. On się nie żegnał. On wysyłał ją, żeby coś załatwiła i miał się z nią zobaczyć za kilka godzin.. najdalej jutro.


 
corax jest offline  
Stary 03-11-2019, 09:34   #10
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację





Ukłucie w palec. Kropla krwi spływała po igle. Widziała to przez zamknięte powieki. Krew płynęła pojedynczą kroplą na powierzchnię kompasu. Gdy tylko jej dotknęła Córka Ognistej Wrony poczuła szarpnięcie w żołądku. Jakby winda z pięćdziesiątego piętra właśnie urwała się i pędziła na parter.

Lądowanie zbiło ją z nóg. Poczuła uderzenie. Stłukła sobie kolano. Wylądowała na granitowych skałach wewnątrz jaskini Smoka. Czas ciągnął się nieubłaganie zanim oczy przywykły do ciemności.

W jaskini nastąpiła zmiana. Zielonkawe płomienie, które pojawiały się wcześniej przy ścianach były teraz dziwnie czerwone. Nienaturalnie wręcz. Gad leżał na swojej górze złota z rozłożonymi skrzydłami. Chyba spał*

Żenia sprawdziła, czy Nahajka znów została gdzieś poza jej zasięgiem. Nie sądziła by Smok spał. Dlaczego miałby jeśli ostatnio ich zaskoczył.

Rozmasowane kolano przestało ćmić i Wrona w końcu ruszyła na spotkanie z totemem.

- Smoku… - zamruczała drepcząc korytarzem - Smoku… - jakby ponagliła gada do otwarcia oczu.

„Jestem. Dziwne”

Powiedział znajomy głos. Zmora przyjęła formę stroju ściśle przylegającego do ciała dziewczyny. Tylko buty miały wysoki obcas, a na ramionach znajdowały się dwie niesymetryczne struktury z kolcami. Córka Ognistej Wrony czuła jak kombinezon wije się na jej brzuchu próbując przyjąć dogodną formę. Odruch sięgnięcia do brzucha dłonią przypomniał jej, że ma pięć macek zamiast prawej dłoni.

Wtedy, gdy już całkiem poświęciła sie odbudowie relacji z jej prywatną zmorą Smok otworzył oczy. Czerwone oczy. Zupełnie nie podobne do tych, jakie Żenia poznała do tej pory.

- Jak przebiłaś barierę? - zapytał, a jej wydał się dziwnie podobny do… Czarnego.

- Użyłam fetyszu. Co się stało tutaj? Myślałam że po tej stronie zasłony idzie wszystko jak z płatka?

- Pamiętasz czym jest Malfeas? Tutaj zyskujemy siłę wraz z cierpieniem w świecie, w którym żyjesz na co dzień. A ta Suka odcina nas! - Smok podniósł się, przypominając o tym jaki jest wielki. Teraz jego pysk wisiał ponad pięć metrów nad nią.

- Nas też odcina. A cierpienia obecnie na ziemi niemało. Większość Europy wyczyszczona, to samo w Azji. Próbujemy organizować kontrofensywa, ale sami nie damy rady. Chcemy uwolnić żmija i napuścić dzikuna. Ale wierzę że jeżeli poprowadziłbyś ofensywę razem z minotaurem i Hakakkenem z tej strony, tak by odciąć pająki wzorca i zniszczyć jej blokady zasłony byłaby większa szansa na to żeby ją osłabić.

Smok uderzył łapą w stos złota, a w powietrze wzbiły się monety. Łeb zbliżył się do Żenii. Kły były wielkości jej przedramienia. Żenia starała się nie cofnąć.


- Taak. Poprowadzimy zniszczenie!
Oddech z jego pyska kojarzył się z zapachem padliny.
'On jest na skraju szaleństwa'
„Tak!”
- Myślisz że mógłbyś pomówić z pozostałymi wkrótce? Jak oceniasz szanse na ich dołączenie?Czy inne incarny też ruszą? - Żenia czuła niepokój.
- Malfeas uderzy - powiedział głośno, a ściany jaskini zawibrowały.
- Smoku - Żenia zmieniła ton na cieplejszy - chcesz żebym tu została trochę? Potrzebujesz czegoś?

Wrona próbowała wybadać teren zaniepokojona stanem swojego totemu.
- Będziemy siać zagładę! - powiedziała bestia, po czym zerwała się ze stosu, a podmuch przewrócił wilkołaczkę. Smok przebiegł nieco, rozpostarł skrzydła, zatrzepotał nimi niczym ptak w klatce, po czym zionął ogniem. Płomień był rubinowy. Po wszystkim bestia wylądowała na stosie złota i opadła jakby chcąc zasnąć.
„Zwariował?”

Wszystko wskazywało na to, że tak. Był prawdziwym aspektem zniszczenia. Jeśli prawdą było, że był awatarem Żmija, to teraz cierpiał z powodu rosnącej siły Tkaczki. W tym stanie nie mógł być pomocą, chyba, że w zdemolowaniu swojej własnej jaskini. Dziewczynę ukłuła beznadziejność sytuacji, gdy nagle usłyszała:
- Ognista Wrono… podejdź…

Gad mówił już spokojnie, a gdy zerknęła na stos skarbów to połyskiwał zielenią odbitą z płonących szmaragdowo oczu. Miał przebłysk świadomości.
Żeńka podsunęła się bliżej i wyciągnęła dłoń ku pyskowi Smoka.
Miała rację.
Zanim rozlazło się Shinzou.
Smok czy też Żmij potrzebował pomocy.
- Jestem smoku. Jestem.
- Jesteś brzemienna - stwierdził.
- Tak. Bhkto pilnuje fasoli.
- Mogę mu pomóc - mówił spokojnie, choć jego ciało leżało bezwładnie. Jakby ceną za czystość umysłu był paraliż.
- Komu? Żmijowi? - Żenia się pogubiła.
- Twojemu synowi. Urodziłby się wilkołakiem. A ona Was wszystkich zabije. Mogę go… - zawahał się. Zamrugał. - Zabrać.
- Smoku - Żeńka się zjeżyła - umowa była na nadanie dziecku Twojego imienia a nie robienie z niego ofiary. Zbieram… Czarny zbiera siły do uwolnienia Żmija. Co mogę zrobić by inne incarny się ruszyły?
- Incarny to podłe gnoje. Jeżeli nie mają w tym interesu, to ich do niczego nie przekonasz - powieki smoka opadły bezwładnie, a on zamilkł na moment. Dziewczyna już miała coś powiedzieć, gdy on nagle zaczął kontynuować.
- Totemy plemion wesprą cię bezapelacyjnie. Bez Wilkołaków stracą status. Wszystkie. Hakkaken i inne też. A ci, którzy nie wyściubiają nosa poza Malfeas raczej się nie odezwą. - Zakończył wreszcie, a gdy zamrugał, to znów można było dojrzeć w jego oczach przebłyski rubinowego światła.
-Żmij, Tkaczka i Dzikun też nie będą istnieć bez wilkołaków. Jak można przebudzić Dzikuna by pomógł w niszczeniu?
- Będziesz musiała pomówić z Minotaurem. Ja… ona… - Oczy zaszły mu na moment czerwienią, warknął i poderwał pysk, po czym znów opadł. Gdy otworzył oczy były szmaragdowe.
- Ona więzi Żmija. Przez to cierpię. Ale mogę pomóc. Nie z Dzikunem. O to musisz pytać Byka. Ale… mały… możesz go urodzić tutaj. Stanie się duchem. A gdy to się skończy, to zajmie dowolne ciało…

'Upadł na głowę?'
Żenia zdębiała. Wyobraziła sobie minę Dragana.
'Hej Maksim. Wpadłam do piekła i wiesz co? Urodziłam tam fasolę. Został w piekle jako duch. Ale nic się nie martw. Za jakiś czas opęta czyjeś ciało. Jak ktoś przeżyje. Super nie? Jesteś w końcu szamanem, możesz z nim pogadać.'
„Może ten z czerwonymi oczami jest mniej psychiczny?” Odpowiedziała Zmora, mając najwyraźniej zdanie podobne do dziewczyny.

- Dzięki Smoku. Doceniam chęci - Żenia rozłożyła lekko dłonie mówiąc spokojnie jak do dziecka albo do psychicznie chorego - ale myślę, że to rozwiązanie zbyt ekstremalne. Pomówię z Minotaurem. Jak można pomóc zanim uwolnimy Żmija całkowicie? Wiesz gdzie jest metys?

- Wiem - odrzekł, a rubinowe zabarwienie zniknęło całkowicie. Zieleń zaczęła rozlewać się z oczu na resztę pyska, zmieniając delikatnie odcień czerni jego łusek.
- Jest z twoim bratem. Niedługo się spotkacie
Smok zaczął drapać w stosie kosztowności rozgrzebując potężną łapą stertę monet i biżuterii. Uniósł garść skarbów i na łapie wielkości blatu od stołu podsunął ją Żenii.
- Pierścień z perłą, weź - rzeczywiście na boku kupki leżał spory pierścień, z małą, białą perłą.
- Gdy wyrwiesz perłę, to wylądujesz u waszych przodków. A gdy ją skruszysz, to wrócisz do swojego świata. Inaczej nie wyrwiesz się z umbry.
Żenia podniosła pierścień i nałożyła na palec.
- Dziękuję Smoku. Wiesz jaką słabość ma Maszyna? Każdy ma. Cokolwiek co mogłoby osłabić ją przed naszym uderzeniem?
- Z pewnością. Ale jeszcze jej nie poznałem. Wiem, że ma problem z chaosem… ale to nie słabość, to raczej niechęć - powiedział smok rozrzucając resztę biżuterii z łapy.

A gdzie ona ma swoją domenę? Może to właśnie tam należy uderzyć, bo nie bawi się tego spodziewać?
- W sieci. Przynajmniej przez Sieć się do niej dostaniesz. Ale Pająki Wzorca was nie dopuszczą.
- A co jeśli by napisać wirusa-fetysz? I zapuścić go jednocześnie z atakiem z Malfeasu i ze strony Dzikuna? Zbyt wiele zmiennych. Nie ogarnie wszystkiego. Dasz radę wtedy razem ze Żmijem zerwać okowy? Gdzie musiałaby powstać wyrwa? W Labiryncie?
- Gdyby zerwanie więzi było w mocy Żmija, już dawno by to poczynił. Na długo zanim pojawiła się Maszyna. Gaja ma moc i dzieci Gai mogą uwolnić Żmija. Dzikun ma moc i może zmusić Tkaczkę do uwolnienia Żmija… ale Dzikun to Dzikun. I na koniec sama Tkaczka ma moc odpuszczenia więzi. Ale tak, wirus-fetysz będzie z pewnością czymś, co nie ułatwi działań Maszynie.

- Gdzie znajdę Minotaura? Dalej tkwi w Labiryncie?
- Tak - odpowiedział Smok z cichym pomrukiem - ale teraz Labirynt jest w sąsiedztwie Czarnej Spirali.
- A Gaja? - Zenia stwierdziła, ze w zasadzie może iść do samej góry zamiast użerać z mniejszymi bossami.
- Pewności nie mam. Ale to może być pangea, albo któryś z wilczych rajów. Wiesz… nie jest w jej interesie, żeby słudzy Żmija wiedzieli gdzie ją znaleźć. Jeżeli wiesz co mam na myśli? - Smok wykrzywił pysk w czymś pokroju uśmiechu. Podobnie jak przed odgryzieniem głowy Pani Bólu.

- Mógłbyś mnie przenieść? Masz jeszcze siłę się uśmiechać więc na pewno masz w zanadrzu niespodzianki.
- Nie mam więcej pereł, jeżeli o to ci chodzi. Z malfeasu też ciężko się wydostać. Pająki wzorca rozpinają pajęczyny między światami. Pociąg do Blizny już nie kursuje. Nie jest łatwo.
- Nie. Chodzi mi o. Pangeę… Pójdę do Gai. - żeńka stwierdziła jakby miała iść na herbatkę do kumpeli.
- W tej chwili mogę co najwyżej wyrzucić cię przed jaskinię. Nie jestem w stanie przenieść cię nawet do krainy przodków, a co dopiero do Pangei. Uwolnij Żmija, zwróć mi moc.
- Przecież nad tym pracuję - fuknęła Wrona - Z krainy przodków jest jakieś przejście do Pangei?
- Być może. Nie wiem jak pająki wzorca sobie z Pangeą poradziły. Możliwe, że już jest stracona.
- Możesz mi wytłumaczyć jak do tego doszło w ciągu kilku dni?
- W ciągu miesiąca, albo roku nawet. Robiły to małymi krokami. Nie zauważyliśmy ich. Inna sprawa, że największą siłę czerpią z ludzi. Ludzie zatracili więź z duchami. Zamiast tego związali się z technologią. Każdy człowiek na świecie daje siłę Tkacze.
- To chyba nie od roku - Wrona skomentowała kwaśno - ani od miesiąca.
W oku smoka pojawił się błysk.
- Masz rację… tak… dlaczego o tym nie pomyślałem.
Smok wyraźnie się ożywił. Wstał, a ruchem ogona rozrzucił kosztowności.
- Taak… to teoretycznie możliwe...tylko… czy Ty… tak. Dasz radę.
Żenia przyglądała się totemowi podejrzliwie:
-Co dam radę?
Wyglądał jak nigdy dotąd. Szeptał do siebie pod nosem jakieś pomysły. Jakby usiłował dyskutować sam ze sobą.
- Otchłań… zejść na dno Otchłani. Znaleźć pewną istotę, która tam się ukrywa…. wymusić na niej…. pomoc.
-Co? Jaką istotę? - Wrona spięła się jakby szykując na cios. - Sama do otchłani?
Z jakiegoś powodu ścierpła jej skóra.

- Słyszałaś kiedyś mity o młodym bogu, który do piekła strącił swego ojca? Prawie każda religia starożytna miała takiego. I on tam jest. Strącony w czasach, gdy ludzi jeszcze nie było w planach. Przedwieczny. W jego mocy byłoby zmienić historię. Przynajmniej powinno być. Tak dawno o nim nie było słychać, że kompletnie zapomniałem o jego istnieniu - smok znów się pochylał hamując ekscytację.
- Eeeeeee… A ten bóg ma imię? I zna Żmija i resztę triady?
- Ma setkę imion i tysiąc twarzy. Altijra, Mura-Mura, Tjukurpa, Mawu, Khonus. A Triada jest poza nim. To trochę tak, jakby się z Triadą nie mogli dotknąć.
- No to jak ma zmienić historię? Skoro płaszczyzny się nie nakładają?
- Wrono… on jest Czasem. On jest w stanie zmienić bieg historii. Musisz go tylko poprosić o to, żeby wysłał cię tam, gdzie to się zaczęło. - Smok patrzył na nią z wyrazem: „czyż to nie oczywiste?”
Żenia zamarła.
"Cooooooo?"
Umysł podpowiadał obrazy… Grześ… Zaar… Zapalniczka…
- I co? Pójdę, pomówię i do kiedy to wszystko cofnąć. Bo to nie wygląda na ot tak cofnięcie zegarka o godzinę. Do czasu gdy triada była zrównoważona?
Żenia myślała o świecie pełnym bólu i zniszczenia.
- Do czasu gdy ludzie byli słabi. Nie wiem. Przeddzień odkrycia ognia? - w oczach Smoka dostrzegła powoli nachodzący szkarłat
- A do Otchłani jak się dostanę? Smoku! Skup się!

Brunetka przestąpiła z nogi na nogę by odskoczyć w bok.
- Może ten szaman? Ten cały Czarny? Ma broń, która setki lat leżała w Otchłani. Pamiętasz? Może to wystarczy, żeby tam skoczyć? - Czerwień w jego oczach nie zwiększała się, ale nie zniknęła.

- Pamiętam, ale ten kleiv… HmHm… Nie wiem. Nie jestem szamanem. Może. Ten bog, Czas, czegoś będzie chciał w zamian. Jakaś wskazówka? Nie będzie go obchodziło raczej nic ummm trwałego… A to Ty jestes wcieleniem Żmija więc ciut wyżej w hierarchii niż ja. Co interesuje bogów?

- Formalnie on jest zdaje się Tytanem. Ojcem bogów. To klasa Swarożyca. Czy jak tam jest temu wcieleniu Heliosa, które pilnuje wam caernu. - Żenia zrobiła minę 'oops' - Ale nie wiem czego może chcieć.
Wrona westchnęła.
- Czyli doszło do tego, ze wysyłasz mnie na zapomnienie. Aż tak zalazłam Ci za skórę?
Krzywym uśmiechem nadrabiała malejącą nadzieję.
„Zdaje się, ze denerwuje się i robi czerwony. To źle” - przemówiła zmora.
"Powinien iść na terapię"

Smok warknął. Jego oczy faktycznie stawały się czerwone.
- Uwolnij mnie albo wywal Tkaczkę ze świata ludzi… - Smok warknął jeszcze głośniej. - Masz inny plan, to o nim zapomnij. Nie uda się.

"Nie no jak tak stawia sprawę, to lecę, biegnę."
- Jasne, Smoku. Wytrzymaj jeszcze trochę. Potem zmiażdżysz Maszynę. Lecę. Będę w kontakcie. Jak przeżyję .
Żenia nakuła palec igłą kompasu by w końcu pogadać z Bykiem.
 
corax jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172