Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-11-2019, 14:41   #1
Adr
RPG - Ogólnie
 
Adr's Avatar
 
Reputacja: 1 Adr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputację
Cool [Cthulhu Ed.7] Lucid dreams about the Elizabethan age



Lucid dreams about the Elizabethan age



Amerykański strach

Strach nie miał koloru z przestworzy. Strach jakie ogarnął Amerykę w 1919 roku miał kolor czerwony. przyczyniły się do tego strajki robotników w Seattle gdzie protestowało sześćdziesiąt tysięcy pracowników, strajk policji w Bostonie, organizowanie się ruchów robotniczych, coraz silniejsza pozycja organizacji związkowych i partii Socialist Party of America oraz Wobblies czyli członków związku Industrial Workers of the World protestujących przeciwko nagminnemu łamaniu praw pracowniczych i niewolniczemu systemowi pracy.

[MEDIA]http://d24gssfg51q0py.cloudfront.net/wp-content/uploads/2017/09/13155813/wobblies-for-blog.jpg[/MEDIA]


Strach został pomalowany na czerwono przez część mediów, które miały coraz większy wpływ na opinię publiczną. Komunistyczne marzenie o równości wszystkich ludzi i równych udziałach wszystkich obywateli w bogactwie kraju zderzyło się z rzeczywistością amerykańską, w której elity rządzące związane były z kapitalistami posiadającym olbrzymie przedsiębiorstwa oparte na pracy tysięcy robotników. Gazety straszyły, że rosyjscy rewolucjoniści, komuniści stanową zagrożenie dla amerykańskiego stylu życia i sprawowania rządów.

[MEDIA]http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/c/c2/OvermanCommittee.png[/MEDIA]

Anarchistyczne zamachy roku 1919 na prominentnych polityków i instytucje państwa doprowadziły do reakcji prokuratora generalnego Alexandra Mitchella Palmera, który mimo, że był kwakrem o pacyfiatycznych poglądach zaangażował się w zwalczanie komunistów. Wybuch bomby pod domem Palmera, przekonał go, że trzeba podjąć zdecydowane działania wobec wrogów Ameryki, Stany Zjednoczone są zagrożone przez imigrantów, szczególnie bolszewików.




Palmer przyczynił się do zorganizowania serii nalotów na zgromadzenia robotnicze i agenci przeszukiwali domy imigrantów. Podczas nalotów brutalność policji były normą. Jednak zarzuty nie potwierdziły się, zwykle nie znajdowano twardych dowodów na spisek bolszewików. Luis Freeland Post ówczesny zastępca sekretarza w Departamencie Pracy na którego biurko trafiały nakazy aresztowań wystawiane przez agentów Palmera uznał, że większość z nich jest bezprawna.

Na początek maja 1920 roku zwolennicy Palmera i sprzyjające mu media przewidywały wybuch rewolucji w Ameryce. Rewolucja nie wybuchła, a Palmer i jego zwolennicy straszący spiskującymi komunistami, ośmieszyli się w oczach opinii publicznej. W gazecie Boston American można było przeczytać:

The Boston American assessed the Attorney General on May 4:
Everybody is laughing at A. Mitchell Palmer's May Day "revolution." The joke is certainly on A. Mitchell Palmer, but the matter is not wholly a joke. The spectacle of a Cabinet officer going around surrounded with armed guards because he is afraid of his own hand-made bogey is a sorry one, even though it appeals to the humor of Americans. Of course, the terrible "revolution" did not come off. Nobody with a grain of sense supposed that it would. Yet, in spite of universal laughter, the people are seriously disgusted with these official Red scares. They cost the taxpayers thousands of dollars spent in assembling soldiers and policemen and in paying wages and expenses to Mr. Palmer's agents. They help to frighten capital and demoralize business, and to make timid men and women jumpy and nervous.



Menachem Jicchak Eiger Jakub Epstein

Arkham, Massachusetts


Do Arkham docierały pogłoski o sytuacji w większych miastach. Uniwersytet Miscatonic i jego pracownicy ze School of Language, Literature, and the Arts nie zajmował się ruchami robotniczymi, bolszewikami i związaną z tym narastającą histerią. Naukowcy z uniwersytetu poświęcali uwagę badaniom odległych epok i egzotycznych kultur, niektórzy zanurzali się w swoją pracę z takim zaangażowaniem, że rzeczywistość wydawała się bardziej odległa. Kampania do zbliżających się wyborów prezydenckich roku 1920 leżała na dalekich obrzeżach ich zainteresowań. Bo czyż nie lepiej jest śnić o odległych epokach i niezwykłych odkryciach niż uczestniczyć w szarej rzeczywistości niewielkiego miasta, jakim było ówczesne Arkham.


W czasie uspokojenia nastrojów po czerwonej histerii przybyli do Ameryki dwaj żydowscy przybysze z Europy, cadyk Menachem Jicchak Eiger i jego młody towarzysz Jakub Epstein. Cadyk był żywo zainteresowany świadomym śnieniem, a jego europejscy przyjaciele polecili mu środowisko skupione wokół Lucid Dream Society i kilku profesorów Uniwersytetu Miscatonic.




Senny eksperyment w Lucid Dream Society

Arkham Advertiser, Filia Lucid Dream Society w Arkham, May 24, 1919

Nowojorskie towarzystwo Lucid Dream Society otwiera filię w Arkham. W zeszłym tygodniu podpisano umowę o współpracy towarzystwa z Uniwersytetem Miskatonic. Lucid Dream Society założone zostało w 1915 r. w Nowym Jorku przez grupę psychologów skupioną wokół Johna Mindella i Arnolda Hillera, który nadal kieruje towarzystwem. Tematyka świadomego śnienia nie należy głównego nurtu badań psychologicznych, ale któż może przewidzieć przyszłość nauki. Badanie snów odgrywa już dużą rolę w kierunku psychoanalitycznym rozwijanym w Europie przez Zygmunta Freuda. Zaangażowanie naszego uniwersytetu Miskatonic ma pomóc w tych pionierskich badaniach dotyczących snów.

Ernest Westbrook i James Hardes z LDS szczególnie liczą na współpracę z School of Medicine kierowaną przez dyrektora Dr. Aarona Thurbera oraz z wydziałem Human Coduct w School of Language, Literature, and the Arts, w którym pracuje Dr. Matthew Marich kierujący sekcją psychologii i socjometrii. Dr. Marich został wyznaczony przez władze uniwersyteckie na koordynatora wspólnych badań z towarzystwem LDS. Studentów zainteresowanych tematyką badań świadomych snów zapraszamy do kontaktu z Dr. M. Marich’em, Memorial Hall , pokój 312.

Ernest Westbrook zachęca mieszkańców naszego miasta do zapisywania się na otwarte wykłady dotyczące snów. Zapisy przyjmowane są w siedzibie towarzystwa 111 W. College Street lub pod telefonem LDS-0104 w godz. 9-16.


Podstawowe informacje zdobyte na kursie:

Wszyscy współpracownicy biorący udział w eksperymantalnym projekcie Lucid Dream Society przeszli podstawowy kurs teoretyczny dotyczący świadomego śnienia i technik zapamiętywania i uzyskiwania kontroli nad snem.

Podstawą jasnego snu jest to śniąca osoba jest świadoma, że śni oraz śniący ma wyraźną pamięć o świecie w trakcie przebudzania we śnie. Kolejnym stopniem jest próba kontroli nad treścią marzenia sennego, ukierunkowanie snu na określony temat, jak np. miejsce, osoba, a nawet na określony cel. Bywa to bardzo trudne dla początkujących, ale możliwe dzięki treningowi.

Techniki psychologiczne jakie poznaliście w czasie wykładów to między innymi autosugestia, polegająca na zasypaniu z intencją uzyskania świadomego snu. Kolejna technika zwana w skrócie MILD od Mnemonic Induction of Lucid Dreams czyli pewnego rodzaju pamięciowe wywoływanie świadomych snów. Polega na dostrzeganiu onirycznych elementów podczas jawy i pamiętaniu, by je rozpoznać we śnie, co ma ułatwić rozpoznanie świadomego snu.

Ważna metoda przy pracy z świadomym śnieniem jaką poznaliście podczas wykładów jest zapamiętywanie i zapisywanie snów. Każdy z współpracowników i uczestników eksperymentów ze świadomym śnieniem zobowiązany jest prowadzić dziennik własnych snów. Inną techniką ułatwiającą pracę ze snem jest wykorzystanie naturalną senności w godzinach popołudniowych tzw. metoda krótkiego snu, drzemki ułatwia zapamiętanie snu, podczas gdy sny nocne bardzo często uciekają z pamięci.

Preceptorzy prowadzący wykłady zwracali uwagę na dziennik snów jak i postępy czynione w kontroli nad snami mają duże znaczenie w przejściu do nowego etapu eksperymentu świadomego śnienia, gdzie sprawdzane zostanie zastosowanie środków farmakologicznych w procesie świadomego śnienia.

Lucid Dream Society poza wykładami, organizuje spotkania grup, mityngi na których można porozmawiać z innymi uczestnikami eksperymentu świadomego śnienia, podzielić się własnymi osiągnięciami, praktycznym wykorzystaniem technik kontroli i zapamiętywania snu oraz wrażeniami dotyczącymi snów.



Katherine Rook

W takim spotkaniu uczestniczyli współpracownicy Lucid Dream Society. Wśród tego towarzystwa było sporo młodych studentów uniwersytetu Miskatonic i to właśnie oni zamiast siedzieć w dusznej sali budynku LDS postanowili udać się do pobliskiej kawiarni Garden Cafe i porozmawiać w luźniejszej atmosferze.

[MEDIA]https://i.pinimg.com/564x/8b/63/40/8b63404bd18c0843d6b1a52313d7c95c.jpg[/MEDIA]

Czterech młodych mężczyzn i trzy studentki. Siostry Mary i Ellen Shrewsbury sympatyczne młode kobiety, dosyć mocno zaangażowane w projekt snów. Mary studiuje archeologię, a jej młodsza siostra Ellen od niedawna zapisana na kierunek historyczny. Studentka archeologii Katherine Rook, córka dobrze sytuowanych państwa Rook, właścicieli sklepu z antykami. Robert Millwood, pochodzący z bogatej rodziny, ma opinię snobistycznego i wyniosłego paniczyka, odzywa się rzadko, a jeśli już to jednym zdaniem, rzucając jakieś kąśliwe uwagi. W zasadzie nie wiadomo, dlaczego zabrał się z wami. Andrew Burns, jeden z najbardziej znanych studentów Miskatonic, dorobił się przezwiska “Przystojniaczek” sławny na cały kampus z urody, powodzenia u kobiet i zamiłowania do płci pięknej. Dobrym przyjacielem Burnsa jest Eric Erickon, syn profesora historii Thomasa Erickona, statyczny i rozsądny młodzieniec, wydaje się najbardziej sympatycznym mężczyzną w tym gronie.


Był jeszcze Anthony Hill student historii, którego Katherine Rook zna już dłużej niż trwają spotkania dotyczące snów. Anthony kilkakrotnie odwiedzał sklep z antykami, zna się z ojcem Katherine, Andre, konsultował się z nim przy okazji jakichś zabytkowych przedmiotów. Jednak wasza znajomość jest powierzchowna i ograniczył się do powitania i do widzenia.

Mary Shrewsbury


Rozmowie w kawiarni ton nadają rezolutna Mary Shrewsbury i Andrew Burns. Od kiedy poznali się na wykładach przekomarzają się i ostentacyjnie flirtują ze sobą. Ale dla wprawnego oka Katherine Rook dosyć wyraźnie staje się oboje pragną atencji i poklasku, a ich podobne charaktery ścierają się z każdą nowym tematem dyskutowanym w gronie znajomych.

- Tarot i astrologia to pasjonujące dziedziny wiedzy - powiedziała Mary z przekonaniem - ale szatan? Nie istnieje. Wierzę tylko w diabelsko przystojnych mężczyzn. - studenci spojrzeli po sobie.

Paniczyk Robet Millwood przysłuchuje się rozmowie i milczy, a w milczeniu sekunduje mu siedząc na przeciwko Ellen Shrewsbury. Oboje zerkają na siebie nieufnie i ta gra spojrzeń jest innym typem rozmowy jak się toczy.


 

Ostatnio edytowane przez Adr : 06-11-2019 o 15:36.
Adr jest offline  
Stary 06-11-2019, 21:35   #2
 
PeeWee's Avatar
 
Reputacja: 1 PeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputację

Paryż, Hotel Majestic, wrzesień 1918
Strugi deszczu spływały po oknie obfitymi strumieniami, niczym wdowie łzy na pogrzebie. Stary Żyd, Menachem Jiccha Eiger, z rękami splecionymi za plecami obserwował przechodniów, którzy spiesznym krokiem przemykali ulicami.
Minę miał zamyśloną, wręcz surową. Wszyscy, którzy jednak znali czcigodnego Ramje wiedzieli, że to oznacza głębokie zamyślenie nad sprawami świata i boga.
Tak też było i tym razem. Cadyk rozmyślał o tym, co czeka go w najbliższych dniach. Przeprawa przez Wielką Wodę nawet dla młodego człowieka była czymś niezwykłym i trudnym, a on miał już przecież swoje lata. Co jednak było robić? Bóg wyznaczył mu misje i wszystkie znaki wskazywały na to, że kolejnym etapem jego podróży będzie wielka i dzika Ameryka. Rebe z nostalgią patrzył na paryską ulicę rozciągająca się za oknem jego hotelowego pokoju.
Wszystko tutaj miało swoje miejsce, swój czas i porządek. A tam, za wielką woda tylko bóg raczy wiedzieć, co go tam czeka.
Ponoć czasy Indian i kowbojów dawno już minęły, ale rebe nieraz, nie dwa czytał o strzelaninach na ulicach, napadach i zamachach bombowych. Ameryka to dziki kraj i zapewne przeminą wieki nim tamtejsi ludzie dogonią poziomem życia i kultury, mieszkańców Starego Kontynentu. Europa jest wszak kolebką cywilizacji, nauki i kultury.
Bóg musi mieć jednak jakieś powody, żeby wysyłać tam swojego starego i wiernego sługę. Tak myślał i w to wierzył cadyk.

Pukanie do drzwi wyrwało rabina z zamyślenia.
- Kum bite - rzekł Menachem w jidysz.
W progu stanął jego młody pomocnik i towarzyszy podróży, Jakub Epstein. Mężczyzna miał niezwykle bladą twarz, podkrążone oczy i zapadnięte powieki. Wyglądał, jakby nie spał, co najmniej od trzech nocy.
- Rebe, spakowałem już walizki. Pan Aleksiej ma za godzinę przysłać po nas samochód. Może w tym czasie poszlibyśmy coś zjeść. Wszak nie dobrze jest wyruszać w wielką podróż z pustym żołądkiem.
- Rację masz mój synu. W pamięci miej, że ten co dał ząb, da i chleb.
- Oczywiście, Ramje.
Jakub skłonił nisko głowę i zaczął tyłem wychodzić z pokoju.
Cadyk uniósł dłoń, aby zatrzymać swego przybranego syna.
- Prostoduszny z ciebie człowiek, Jakubie. I dobrze, bo bóg takim błogosławi. Idź zjedz jakieś pożywne śniadanie. Tylko wróć na czas, coby nasz dobrodziej nie czekał.
- Tak jest, rebe.
- I nie przesadzaj z kawą, bo potem znowu nie będziesz mógł zasnąć.
- Ależ oczywiście.

Jakub wyszedł z pokoju, a cadyk na nowo zatopił się w myślach o porządku świata i rzeczy.


***
RMS Aquitania, luty 1919
Szum fal potrafi kołysać zmysły, koić nerwy i usypiać znużone ciało. Rebe Menachem nie doświadczył żadnego z tych dobrotliwych stanów. Jego ciało, które nigdy nie poznało niczego poza twardą ziemią, nie potrafiło poradzić sobie z doznaniami, jakie niosło ze sobą nieustanne kołysanie oceanu. Torsje, konwulsje i trwająca w nieskończoność migrena. Rebe nie miał siły samodzielnie wstać z łóżka. Nie jadł, nie spał i w żaden sposób nie potrafił się skupić na studiowaniu Pisma, które tylekroć przynosiło mu ulgę we wszelakim cierpieniu. Jedynie modlitwa pozwalała mu nie stracić kompletnie zmysłów. Trwanie przy bogu dodawało mu otuchy i nie pozwalało stracić nadziei.

Na domiar złego jego przybrany syn i towarzysz podróży, Jakub, nieustannie gdzieś znikała. Rebe nawet go za to nie winił. Chłopak był młody, a transatlantyk oferował tyle wspaniałych rzeczy. Nic zatem dziwnego, że Jakub wolał towarzystwo Aleksieja Myszkina niż schorowanego, starego, żyda.


***
Aromatyczny dym cygar unosił nad palazzo na trzecim pokładzie, niczym słup bożej obecności nad Ohel Moed. To nie dlatego jednak, Jakub tak lubił tutaj przebywać. Powód był zgoła odmienny. Tutaj wśród wytwornych dżentelmenów, pięknych dam i usłużnych stewardów, młody żyd czuł się jak ryba w wodzie. tutaj mógł być sobą, poznawać ludzi, obcować z prawdziwym, nowoczesnym światem, a nie tylko z zaściankowym mędrcem z Podola.
Ku swemu zdziwieniu Jakub brylował w towarzystwie. Jego semickie rysy, oryginalność stroju, okultystyczna wiedza i umiejętność odnalezienia się w nowoczesnych konwenansach sprawiły, że ludzie sami wprost do niego lgnęli. Zwłaszcza kobiety, którym z nie do końca znanych przyczyn wydawał się niezwykle atrakcyjny i pociągający.

- Pan Jakubie zdaje się być całkowitym zaprzeczeniem stereotypowego żyda. - skonstatowała lady Bready, popijając Hanky Panky, najmodniejszy koktajl ostatnich miesięcy, z wysokiego kieliszka - Przystojny, inteligentny, oczytany i otwarty na nowe prądy umysłowe. Doprawdy niezwykłe.
- Ależ lady - odparł Jakub - to niezwykle krzywdzący osąd. Wielu żydów posiada przymioty o których wspominasz. No, może większość z nas urodą nie grzeszy, ale bystrości intelektu, nikt nie może nam odmówić.
Lady Bready zaśmiała się perliście.
- I do tego wszystkiego jeszcze dowcipny. Prawdziwy ideał. Ehh, jaka wielka szkoda, że jestem już mężatką
Kobieta mrugnęła zalotnie w kierunku Jakuba.
- Wspominał pan, że wraz ze swoim mistrzem, udajcie się do Ameryki, żeby odnaleźć oświecenie. Może pan opowiedzieć coś więcej o tym. To doprawdy zastanawiające. Wydawało mi się, że to w Europie kryją się wszelkie mistyczne tajemnice. - wtrącił sir Loyd, przerywając towarzyski flirt Jakuba
- Rebe, nie mistrz - poprawił Epstein - To zasadnicza różnica.
Młody żyd wyprostował się w swoim fotelu i przybrał pozę, jaką zwykł przybierać cadyk Eiger, gdy pouczał swych wyznawców. Także ton jego stał się wyniosły i mentorski.
- Zaiste, tak się może wydawać, ale tylko z pozoru. Należy wziąć pod uwagę, że w dzisiejszych czasach mistycyzm, to nie tylko zakurzone księgi i pradawne przepowiednie. Mistycyzm i okultyzm dzisiaj, to przede wszystkim nowoczesna nauka. Ten kto nie chce tego dostrzec bardzo wiele traci.
- Z tego co zauważyłem, rebe Eiger zdaje się przeczyć temu, co pan w tej chwili mówi.
Wydaje się on człowiekiem, że tak powiem starej daty.
- Owszem czcigodny Ramje wierzy, że największa mądrość kryje się przekazanych nam wieki temu świętych słowach Ribbono szel Olam. - widząc zdziwione miny swoich słuchaczy, Jakub wyjaśnił - Władcy Wszechświata, Stwórcy Wszystkiego, Boga Najwyższego. Uważa jednak, że choć znamy je od wieków, to jeszcze bardzo wiele jest w nich do okrycia. Kabała mówi, że trzeba znać odpowiedni klucz. Ramje wierzy, że Bóg powołał go, aby odnaleźć taki klucz i dać go ludzkości. Ja towarzyszę mu w tej mistycznej podróży i wspieram, jak tylko mogę.
- Toż to naprawdę fascynujące - zapiszczała z podniecenia lady Bready - A proszę mi powiedzieć, czy to prawda, że ktoś kto chce osiągnąć wyższe duchowe zrozumienie musi zrezygnować ze wszystkich seksualnych przyjemności do końca życia?
Jakub uśmiechnął się na to pytanie. Kierując wzroku ku lady Bready odparł:
- Nic podobnego droga pani. Aby osiągnąć wyższą świadomość, nie trzeba rezygnować z żadnych przyjemności seksualnych. Wręcz przeciwnie. Według Kabały seks jest duchowym narzędziem do połączenia ze Światłem. Zła jest tylko samolubna rozkosz, która dąży li tylko do zaspokojenia naszych własnych potrzeb. W akcie miłosnego uniesienia nigdy nie możemy zapominać o potrzebach i pragnieniach naszego partnera. Tylko taki ofiarny akt seksualny jest prawdziwy i miły bogu. I tylko taki akt pomaga nam zbliżyć się do lepszego zrozumienia. istoty rzeczy. Tylko w taki sposób…
Jakub przerwał widząc, że tuż przy ich stoliku pojawił się steward, który wyraźnie przyniósł jakąś wiadomość.
- Tak? - zapytał Jakub na mężczyznę w białej liberii.
- Przepraszam pana, że przeszkadzam, ale czcigodny rebe wzywa pana.
Jakub wstał. Zgasił papierosa i kłaniając się wszystkim na pożegnanie opuścił pachnące aromatycznym dymem palazzo.


***
Arkham, Massachusetts, Armitage St. 25, maj 1920
Po prawie dwóch tygodniach spędzonych na oceanie, rebe Eiger i jego przybrany syn Jakub, dotarli do Nowego Jorku.
Cadyk z jednej strony odetchnął z ulgą, że koszmarna podróż dobiegła końca, z drugiej był równie mocno przerażony, tym co ujrzał po wyjściu na brzeg.
Ameryka, którą zobaczył prezentowała się o wiele gorzej niż w jego najbardziej budzących grozę wizjach. Zamiast rozległych pustkowi, prerii i Indian na koniach, rebe ujrzał potężne, futurystyczne wręcz miasto z budynkami, które sięgały nieba, niczym biblijna wieża Babel.
Uczucie strachu było dominujące, ale gdzieś w głębi serca cadyk ucieszył się, gdyż poczuł, że jego koszmarna podróż istotnie miała cel. Bóg wyznaczył mu misje i to właśnie w tym odległym kraju dopełni się to, co zostało przepowiedziane.

Także dla Jakub widok Nowego Jorku stanowił potwierdzenie, że tutaj jest jego miejsce, że to tutaj wypełni się jego przeznaczenie. Przechadzając się ulicami wielkiego miasta, Epstein czuł, jak otwiera się przed nim morze możliwości. Czuł w powietrzu oszałamiający zapach sławy i tajemnej wiedzy. Teraz już był pewien, że to on został wybrany i że przerośnie swego rebe.

Po kilku dniach podróży dwaj żydowscy mistycy dotarli w końcu do miejsca przeznaczenia. Prowincjonalne Arkham o wiele bardziej przypominało miasteczka w jakich obaj się wychowali. Obaj żydzi zastanawiali się jakim cudem w tak małym miasteczku działa, tak prężnie uniwersytet, który jak się wydawało cieszy się znaczną renomą.

Pokoje jakie mistycy wynajęli prezentowały się dość skromnie. Najważniejsze jednak, że było to miejsce czyste, schludne i przyjemne. Okna pensjonatu wychodziły na Independce Square i był to widok trzeba powiedzieć całkiem okazały. Spory plac na środku, którego ustawiono monument na cześć założycieli miasta.
Rebe Eiger z ulgą przyjął atmosferę, jaka panowała w miasteczku. O wiele bardziej przypadła mu ona do gustu niż pełne zgiełku i hałasu Nowy Jork. Ludzie, których spotkali na ulicy wydawali się przyjaźni i Menachem nie wyczuł od nich żadnej niechęci. Trzeba było jednak pamiętać, że to w większość byli protestantcy goje, więc tak naprawdę nie można się było spodziewać po nich niczego dobrego.
Stary mistyk z pomocą Jakuba rozłożył swoje rzeczy w szafie i z wielką radością przystąpił do zaniedbanego w czasie podróży studiowania Pisma oraz uzupełniania Khalóm Rofe, czyli swojego dziennika snów. W czasie podróży nie miał sił nawet siły utrzymać pióra w dłoni, ani skupić myśli. Teraz trzeba było to wszystko nadrobić.

W tym czasie Jakub spacerował uliczkami Arkham poznając topografię miejsca w którym jak się zdawało spędzą nieco czasu. Opuszczenie Nowego Jorku mocno rozczarowało Epsteina. Miasto, które nigdy nie śpi wydawało się być o wiele ciekawszym miejsce niż zaściankowe Arkham.
Jakub nie po to opuścił Podole, żeby teraz kisić się w takim samym miejscu tylko po drugiej stronie oceanu.

Obaj mistycy czekali na wiadomość od Aleksieja Michajłowicz Myszkina, który miał umówić ich na spotkanie z przedstawicielami Lucid Dream Society.
 
__________________
>>> Wstań i walcz z Koronasocjalizmem <<<
Nie wierzę w ani jedno hasło na ich barykadach
Illuminati! You're never take control! You can take my heartbeat, but you can't break my soul!

Ostatnio edytowane przez PeeWee : 06-11-2019 o 22:24.
PeeWee jest offline  
Stary 10-11-2019, 17:20   #3
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
21 listopada 1915



- Kitty. Nie wypada tak zostawiać ojca czekając na ciebie! - odezwał się z dołu schodów Andre Rook. Był ubrany w ciepły płaszcz i cylinder, w lewej ręce trzymał laskę z gałką wyrzeźbioną w głowę tygrysa. Nie potrzebował laski do chodzenia, było to zwykłe akcesorium do pokazania stanu i pozycji, prezent od matki Kate.


- Podobno w dobrym guście jest się elegancko spóźnić. - Odezwała się Kate schodząc po schodach. Miała na sobie modną niebieską garsonkę i czarne botki. Ucałowała ojca w policzek i sięgnęła po swój czerwony płaszczyk. - Nie mówiąc już że zmarli nie marudzą na spóźnialskich.


- Ale robotnicy narzekają, Kate. No i twoja matka nie lubi jak cię ciągam po mieście w nocy. - Odparł Andre uśmiechając się lekko do córki otwierając przed nią drzwi.


Oboje wsiedli do taksówki i ruszyli do małej przystani na końcu RIver st. Droga miała trwać piętnaście minut toteż oboje mogli jeszcze trochę porozmawiać.


- Więc przerzucamy się na Chile? Kto by pomyślał że kiedyś sięgniesz po coś innego niż Egipt czy Turcja. - Dziewczyna powiedziała do ojca oglądając od niechcenia mijane budynki mieszkalne i małe sklepiki lokalnych biznesów.


- Ach no tak. Córeczko niestety rynek staje się powoli przesycony Egiptem. Trzeba poszukać nowych miejsc do poznania, z których można będzie czerpać. Nie mówię że już teraz przestaną się odbywać odmumifikowania niemniej trzeba mieć na uwadze że to się kiedyś stanie. -


- I Chinchorro to właśnie nam zapewnią? W sumie ich opis był niezwykle ciekawy. Ta inna forma prezerwacji ciała i zapewnienia życia po śmierci poprzez stworzenie im pośmiertnej maski. - Kate przypomniała sobie parę faktów o owych artefaktach archeologicznych.


- Jest teoria że maska miała służyć rozpoznaniu swojego przodka w końcu wszystkie one były składowane w wielkich komorach. Ba jaskiniach. - Odpowiedział jej Andre. - Cóż ważne żeby była nienaruszona a pewnie za niedługi czas przedstawimy ją na uniwersytecie jako nowy obiekt badawczy.


- Będziesz chciał zrobić wykład jako gość specjalny?


- Nieee, wiesz że żaden ze mnie profesor. Wolę być skromnym dostarczycielem dóbr.


- Skromnym? - Zaśmiała się Kate, wiedząc że jej ojciec nie był znany ze skromności. Niemniej też nie ciągnęło go do mównic sal wykładowych.





Na najdalszej przystani czekał na nich mały kuter z przesyłką. Samochód zaparkował dosyć blisko, od razu po wyjściu oboje poczuli niemiły smród.


- Nienawidzę portów, ten smród zepsutych ryb, których nie zdążyli sprzedać. - Pożalił się Andre na specyfikę portowych zapachów. - Oby nie przeszły na naszą przesyłkę.


- Boje się, że na to już za późno. - Dodała Kate ruszając za ojcem w stronę kutra. Widząc zbliżającą się dwójkę, troje mężczyzn palących papierosy koło trapu na łódź zgasiło je. Jeden z nich wyszedł im naprzeciw.


- Ach Pan Rook i Panienka Rook. Witam, witam. - Mężczyzna uśmiechnął się pokazując szereg krzywych zębów. Dodatkowo im bliżej kutra tym smród był coraz bardziej intensywny, ale wydawał się całkowicie nie przeszkadzać bywalcom.


- Panie Croth. - Powitanie ojca było oficjalne i suche. - Jak mniemam przesyłka jest cała?


- Od razu do rzeczy. To lubimy. - Croth nie zgubił rytmu pewnego siebie szczurka biznesu. Zagwizdał na pozostałą dwójkę a ci weszli na łódź trochę odgłosów szamotania i wkroczyli na trap kołysząc się niebezpiecznie.



Kate zauważyła że ze skrzyni ewidentnie coś cieknie. Smród był już nie do zniesienia i dochodził ze skrzyni. - Tato coś tu nie gra ta skrzynia jest zbutwiała. - Powiedziała Kate. Croth już chciał zaprzeczyć ale jeden z jego pomagierów właśnie się zachwiał i spał trapu do wody. ten co szedł na przedzie postąpił dwa kroki ale z braku równowagi i pod naporem skrzyni runął do przodu. Skrzynia padła z trzaskiem na ziemię. Jej bok pękł a ze środka pod nogi Kate rozlały się mokre zwłoki ewidentnie w stanie rozkładu. A raz robaki! Coś co wydawało się prawdziwym możesz robactwa czerni żerujących na zwłokach.


Kate najpierw nie mogła oderwać wzroku od tego makabrycznego widoku, po tym pamięta tylko że zaczeła krzyczeć. Bardzo głośno. Potem już nic nie pamięta.



10 Kwiecień 1919r.


Kate Rook zeszła do jadalni domu swoich rodziców. Ubrana była w szara sukienkę i czarne botki. Rozejżała się po pomieszczeniu i po ilości nakryć na stole.


- Dzień dobry mamo. - Powiedziała całując matkę w policzek. - Ojciec z nami nie zje?


- Nie, złotko. Wyjechał z samego rana. Mówił coś że musi zabezpieczyć transporty. Wiesz ta cała sytuacja polityczna. - Elsa powiedziała machając ręką jakby chciała odgonić informacje z gazety niczym natrętną muchę. - Nigdy nie wiesz kiedy jakiś idiota postanowił w ramach protestu zatopić parę skrzyń ze statku.


- No tak, sytuacja nie jest ciekawa. - Kate zachowała polityczną poprawność. Obie kobiety życzyły sobie smacznego i zjadły wspólne ciepłe śniadanie podane przez ich nową pomoc domową, Agathę Treszew.



Agatha była emigrantką z polski. Elsa chwaliła sobie polskie pracownice a ta była dodatkowo biegła w angielskim i niemieckim języku. No i była bardzo ładna. A Państwo Rook lubili otaczać się ładnymi rzeczami.
Kate uważała trochę starszą kobietę za miłą i cichą osobę. Dobrze zajmowała się domem, jej kuchnia była niezaprzeczalnie wyśmienita, choć można by posądzić ją o zbyt ‘swojską’. Czasem przyłapała ją na dziwnych zachowaniach, jak pozostawianie resztek ze stołu przy wejściu do kuchni. Wysypywanie pokruszonej cegły na progu drzwi czy zasłanianiu luster jakimś materiałem. Kiedy Kate kiedyś ją o to spytała ta zmieszana powiedziała wymijająco że to takie małe tradycje wyniesione z domu.


- Och właśnie! Agatho, możesz dziś upiec jakiś słodkie ciasto? - Była to forma pytania ale nie zapytanie. Ot zakomunikowanie dziewczynie ze dodatkowo ma przygotować dodatkowy poczęstunek.


- Mamy dziś gości? - Zapytała zaciekawiona Elsa. - Zapraszasz jakiegoś studenta by pomógł ci w nauce?


- Mamooo...- Pokręciła z zażenowaniem głową Kate. - Alicja przychodzi, chcemy skończyć nasze referaty dodatkowo dostałyśmy zaproszenia na spotkanie Lucid Dream Society. Zastanawiamy się nad dołączeniem do projektu.


- Zaprosiłabyś kiedyś jakiegoś męskiego przedstawiciela ciala naukowego - Elsa podreczyła jeszcze trochę swoją córkę.


- Z nimi spotykam się poza domem - Kate w końcu podchwyciła humor śniadaniowy swojej mamy. - Dziękuje z aśniadanie było jak zwykle bardzo dobre. To ciasto przyotuj naaaaa piętnastą.


- Dziękuję Panienko Kate. Tak panienko Kate. - Odpowiedziała Agatha grzecznie zbierając naczynia ze stołu.
Kate zwróciła się jeszcze do Elsy. - A ty jesteś dzisiaj w domu cały dzień?


- Nie kochanie. Mam spotkanie charytatywne z paniami z Towarzystwa. - Powiedziała to jakby musiała się udać na przykry obowiązek prac społecznych. - Lubię je ale ich pomysły…. no nic trzeba to robić by mieć dobre kontakty. Nigdy nie wiesz kiedy będą ci potrzebne.


- Och biedactwo! - Kate przytuliła matkę w teatralnym geście. - Co byśmy z ojcem bez ciebie zrobili?


- Skończyliście jako dwójka dziwaków na wygnaniu. - Powiedziała równie teatralnie Elsa. - A teraz sio! Idź się popisywać wiedza w szkole i przynosić dobre imię rodzinie Rook!


- Tak jest!- Kate zasalutowała matce i ruszyła żołnierskim krokiem w stronę drzwi zgarniając swoją torebkę i zielony płaszczyk po drodze.
 

Ostatnio edytowane przez Obca : 10-11-2019 o 17:22.
Obca jest offline  
Stary 12-11-2019, 12:35   #4
Adr
RPG - Ogólnie
 
Adr's Avatar
 
Reputacja: 1 Adr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputację
Jakub Epstein


Spacerując po ulicach Arkham Jakub Epstein będzie miał okazję się, choć trochę przekonać o amerykańskich osobliwościach. Wiele z tego co widział było mu nadto znajome i budziło raczej zniechęcenie niż ciekawość. Stare, zaniedbane budynki drzemiące w zapyziałych zaułkach, jednak gdzieniegdzie piętrzyły się okazałe gmachy i kamienice jakich nie powstydziłoby się większe miasto. Terkotanie wozów na brukowanych uliczkach nie różniły się od podobnych miasteczek jakie znał z Europy. Podobnie odgłosy zwierząt hodowlanych były identyczne, a zapach ich odchodów śmierdział z podobną intensywnością.

Torowisko i zajezdnia kolejowa, dalej rzeka Miskatonic i niewielka wysepka widoczna podczas przechodzenia do południowej części miasta przez most na Garrison Street. Przeszło Jakubowi przez myśl: Czyż moje zainteresowania wiedzą tajemną nie są taką pozornie mizerną wysepką rzuconą w rzekę ludzkich spraw. A wyspa jest potęgą, już starożytni grecy znali potęgę wyspy i wiedzy.

[MEDIA]http://i.pinimg.com/564x/1d/a3/98/1da398de174bb0da00b4851dd08bee80.jpg[/MEDIA]


Miasteczko było żywe dzięki ludziom. Sklepikarze dyskutujący z farmerami przyjeżdżający do miasteczka po zaopatrzenie, ludzie załatwiający sprawunki u adwokatów, lekarzy, fryzjerów. Jakub spotkał gadatliwego farmera o imieniu Ed, który przypominał z wyglądu podchmielonego włóczęgę.


- Świat na głowie staje. - biadał Ed kiedy Jakub przy nim przystanął. - Kobiety pazury farbują. Nie dość że u rąk to i u nóg. - przewrócił oczami i splunął. - A wczoraj radziłem się pastora. - farmer uniósł palec do góry, wskazując niebo. Słowa pastora widać podziały mocno na niego. - Toć i podobno w Biblii stoi, że Jezus innym ludziom nogi obmywał. Ale, żeby takie malowidła na pazurkach czynić to jawny przeciwko skromności występek. - ostatnie słowo powtórzył jeszcze raz znajdując w nim jakby potwierdzenie.

Rzeczywiście farmer Ed miał rację taki przybytek powstał w Arkham, Molly Barrow z Bostonu stała się pierwszą pedikiurzystką w Arkham. Z jej usług korzystały głównie
studentki oraz modne dziewczęta znudzone prowincjonalnym życiem.

Gaduła Ed równie niskie mniemanie jako o kobietach miał o uniwersyteckich:
- Pełno tu u nas dziwaków z uniwersytetu. Świat przekręcają na lewą stronę, jako ja ten płaszcz, albo i dziury szukają w całym. Zwożą tu jakieś potłuczone gliniane naczynia, sam widziałem i A przecie z pękniętego kubka mleka się nie napijesz, bo wyciecze, prawda? Śmieci za ważniejsze uważają, szkoda na to pieniądze. Nic ino ślęczą nad księgami zamiast uczciwie pracować.

Młody żyd przystanął przy mężczyźnie i przez chwile słuchał jego wynurzeń. Z jednej strony miał w głębokim poważaniu błahe myśli nic nieznaczącego goja, ale z drugiej strony człowiek ten wydawał mu się w jakiś dziwny sposób bliski.
- Świat degeneruje się - rzekł enigmatycznie - Ludzie oddają cześć fałszywym bogom i nie potrafią odnaleźć drogi do prawdziwego oświecenia. Biedni ludzie.

- Biedni. Tak, biedni. Jak nadal będą trwonić czas i pieniądze na śmieci staną się biedakami... - farmer chciał jeszcze coś dodać, ale jego uwagę zwrócił kot przebiegający nieopodal. Ed podrapał się w brodę, chyba coś sobie przypomniał i mrugnąwszy jakieś słowa pożegnania odszedł.

Jakub poznał kilka najbardziej charakterystycznych miejsc w Arkham, które dla przybysza mogły stanowić punkty orientacyjne. Dowiedział się jak trafić do konkretnych dzielnic miasta i w jakim kierunku jechać aby trafić do Bostonu. Raczej nie zgubiłby się w miasteczku, ale daleko mu było by w jeden dzień poznać każdy zaułek.

Kampus Uniwersytetu Miskatonic zajmował kilka sąsiadujących ze sobą ulic. Kilka instytucji powiązanych z uniwerkiem znajdowało się w pobliskich kwartałach. Antykwariaty czy bibliopole jak staroświecko zwano sklepy z książkami dobrze funkcjonowały w miasteczku uniwersyteckim. Wiedza z ksiąg była podstawą zdobywania wykształcenia obok wykładów i ustnych konsultacji ze specjalistami z konkretnych dziedzin. Jakub mógł zajrzeć do uniwersyteckiej księgarni University Shop Books, w pobliżu znalazł ulotki antykwariatów Rara Avis i Lockhart's Books.

Jakuba Epsteina interesował jeden aspektów ciemnej strony miasteczka. Nocne życie i lokalizacje, gdzie skupiała się klientela pragnąca zakosztować w zakazanych rozrywkach. Podczas swojej przechadzki po mieście Jakub mijał kawiarnie, herbaciarnie i restauracje, ale jako obcemu nie udało mu się na pierwszy rzut oka określić, gdzie nocą kwitnie życie. Właściciele nocnych lokali nie afiszowali się ze swoją działalnością. W gardle wszystkich "mokrych" stała wyschnięta na wiór kość czy osiemnasta poprawka do konstytucji. Pozostawało zasięgnąć języka lub poczekać do nocy i spróbować szczęścia.





Menachem Jicchak Eiger

Dłonie starca ujęły księgę. Rebe Eiger studiował pismo i pochylał nad stronami. Był to fragment Księgi Wyjścia (18,21) Pismo mówi:

A wyszukaj sobie z całego ludu dzielnych, bogobojnych i nieprzekupnych mężów, którzy się brzydzą niesprawiedliwym zyskiem, i ustanów ich przełożonymi już to nad tysiącem, już to nad setką, już to nad pięćdziesiątką i nad dziesiątką, 22 aby mogli sądzić lud w każdym czasie. Ważniejsze sprawy winni tobie przedkładać, sprawy jednak mniejszej wagi sami winni załatwiać. Będziesz w ten sposób odciążony, gdyż z tobą poniosą ciężar.

Teść Mojżesza, Jetro radzi mu w sprawach rządzenia ludem podczas wędrówki przez pustynię. Sprawa dotyczyła wyboru "sędziów", którzy mają rozsądzać spory między ludźmi. Komentarz mówił Wybierz, wyszukaj biorąc pod uwagę ich fizjonomię i wszystko co na podstawie pobieżnego oglądu mogą dać świadectwo o cechach ich charakteru, to da gwarancję bezstronności ich osądu.


[MEDIA]http://www.kalw.org/sites/kalw/files/styles/medium/public/201609/Zohar12-2016.37-DanielMatt-FingersOnPage-800px.jpg[/MEDIA]

Ramje przyglądał się własnym dłoniom. Dokąd prowadzą linie. Czy czeka go los człowieka który osiągnie wiele dzięki temu że wybrał się w niebezpieczną podróż.

Zohar (ll, 76a i 70b)
Podobnie jak rozsiał Bóg na niebie gwiazdy i planety, z których astrologowie odczytują boskie tajemnice, tak samo na ludzkim ciele nałożył jedno na drugim rozliczne świadectwa; podobnie jak położenia gwiazd i planet zmieniają się wedle zachodzących w świecie wydarzeń, tak też linie i znaki u człowieka podlegają zmianom od czasu do czasu, zgodnie z jego przeznaczeniem (...) jak niebo w swej rozciągłości przedstawia kartę z figurami zdradzającymi najwyższe prawdy wtajemniczonemu, takoż i zewnętrzność człowieka, rysy jego twarzy,bruzdy na czole i linie dłoni tworzą zwierciadło, w którym można wyczytać najdrobniejsze ukryte cechy charakteru.



Aleksiej Michajłowicz Myszkin człowiek światowy, znany z szerokich kontaktów, wielu zainteresowań i bystrości umysłu był bardzo zajęty. Postronnym zdawało się jakoby Myszkin angażował się w tak wiele przedsięwzięć, że jeden człowiek nie mógłby tylu spraw udźwignąć. Było w tym wiele prawdy Myszkin korespondował z tak wieloma osobami na całym świecie, że był zmuszony utrzymywać trzech sekretarzy, stenografistki notujące jego listy oraz grono innych pomocników.

Myszkin sprowadził dwu żydów do Arkham, ale sam zatrzymał się w Bostonie, gdzie zatrzymywały go liczne interesy, Cadykowi wysłał list:

Panowie z Lucid Dream Society za dwa dni was przyjmą. Odpocznij. Przygotuj się, Wybierz sny.

Jest dwu studentów w Arkham, których mogę Ci polecić: Nathaniel Gold i Abraham Gold; Nathaniel jest bystrzejszy.

Druga rzecz. Gmina w Bostonie wie, że jakiś znaczny rabin przejechał do Arkham. Sam wiesz twoi rodacu, bystrzy ludzie lubią wiedzieć. Kto i z jakim interesem? Lada dzień będą wiedzieć, że to rebe Eiger w Ameryce. Przyjdą do mnie języka zasięgać. Zapytają czy odwiedzisz gminę w Bostonie. Przyjedziesz może czas stracisz, nie przyjedziesz nabiorą podejrzeń. Pomyśl.

Posyłam ci fragment:
Baal Or Tow, Mistrz Świateł napisał

Na morze, na pełne morze. Niech Bóg uwolni moją duszę… Niech nigdy będzie zamknięta w więzieniu duchowym, ani materialnym. Dusza moja jak statek w przestworzach niebios. Mury mojego serca nie mogą jej zatrzymać. Ani te które zbudowano, mury moralności,mury uprzejmości. Dusza przerasta to wszystko i ulatuje… Jest ponad wszystkim co można nazwać, ponad wszelką przyjemnością tego, co miłe i piękne. Przekracza to, co wzniosłe. O Boże mój, pomóż mi i ukój mój ból. Daj mi zdolność mówienia, daj mi język i wyraz, a wtedy wypowiem razem moją prawdę i Twoją.

manu propria Aleksiej Michajłowicz Myszkin




 
Adr jest offline  
Stary 20-11-2019, 09:58   #5
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Kawiarnia Garden Cafe

- Mary, na biblie można patrzyć jako stare wierzenia ludowe, oparte czasem właśnie na jakiś wróżbach czy starożytnej obserwacji gwiazd. - Odezwała się Katherine popijając swoją przyprawioną ginem lemoniadę. Lubiła rodzeństwo Shrewsbury choć wydawało jej się że Mary potrafi bardziej skupiać się na tym by błyszczeć i szokować swoimi wypowiedziami niż skupiać się by powiedzieć coś mądrego. Pod tym względem Ellen wydawała się bardziej kompetentna, choć może to też być kwestia że młodsza Shrewsbury nie zdążyła się jeszcze rozkręcić w towarzystwie.

Kate nie liczyła na wypowiedź Roberta. Znała go z różnych przyjęć na których bywała z rodzicami, zawsze wydawał się wszystkim znudzony. Wydawał się zadawać się z nimi dla jakiejś formy rozrywki jaką przynosiła mu obserwacja ludzi których uważał za niższych poziomem od siebie. Panna Rook czasem wdawała się z nim w wymiany ciętych komentarzy ale tylko wtedy kiedy miała pewność że Millwood nie miał racji.

Andrew Burns, ach która z nich by choć raz nie rozmarzyła się wieczorem nad tym Casanovą z Arkham. Rook nie była obojętna na słodkie słówka tego lisa, żadna z nich nie była. No ale brakowało jej tego podejścia flirtu, jaki promieniował od Mary. No, i fakt ich związku, Mary i Andrew, sprawiał że w ewentualnej dyskusji solidarnie pójdzie za swoją lubą.

Jedyna nadzieja w Ericu i Anthonym, dwójce historyków którzy mogą mieć bardziej sceptycznie i historyczne podejście do sprawy zapisków religijnych. I jako dżentelmeni bo w końcu w tym gronie dawali wrażenie najbardziej wyważonych i kulturalnych osób.

- Nie mówiąc już że może to być luźna interpretacja lub nadinterpretacja jakiś wydarzeń historycznych. Prawda Anthony? - Kate poszukała sobie sojusznika w ewentualnej dyskusji, albo odskoczni od tematu. Oba wyniki tej zaczepki będą ją zadowalać.

- Dajcie spokój z tym szatanem - powiedziała Ellen.

- Sama wiara nie musi mieć wiele do rzeczy. - wtrącił Robert.

Eric Erikson przełknął ostatni kęs placka i zabrał od razu głos:
- Satanas z Nowego Testamentu znaczy tyle co oszczerca, przeciwnik i nabiera osobowych cech. - Eric pociągnął łyk herbaty. - Przyjmuje oblicze wyraźnie osobowe. Utożsamiony z wężem lub smokiem spadającym z nieba jak błyskawica. Dalej krystalizuje się późniejsza identyfikacja z Lucyferem, jeszcze niezbyt pewna w Starym Testamencie.
Eric kontynuował. Dalej padło kilka kolejnych zdań o kuszeniu Jezusa, złu fizycznym, prześladowaniu wyznawców ewangelii i o irańskim Arymanie.

- Ja nie wierzę, że Mary chce na poważnie dyskutować o szatanie. - szepnął Anthony do panny Rook podczas, gdy inni słuchali wywodu Eriksona. - Pogadajmy lepiej o snach. - zwrócił się do wszystkich, ale patrzył na Katherine jakby licząc że uda mu ją wciągnąć się jako pierwszą w rozmowę o snach.

- Jeśli pytasz czy korzystamy z umiejętności zdobytych na kursie w domowym zaciszu, to owszem robię to teraz częściej. Głównie dla wprawy. - Odpowiedziała mu Kate, zastanawiając się czy temat ‘religia’ mu nie odpowiadał.

- Wszyscy śnimy, to jasne - zaczął Andrew Burns, ale pochwalcie się efektami. Jak często zyskujecie świadomość śnienia i kontrolę?

- Każdej nocy wiem że śnię - powiedziała Mary z powagą. Ellen skinęła głową jakby chciała powiedzieć to samo, ale siostra ją ubiegła.

- Wiem że śnię, ale nie zawsze mam wpływ na sen. - przyznała uczciwie Kate. - Nie wiem czy to dlatego że te sny są zbyt chaotyczne by nad nimi zapanować czy jem za późną kolację. - Potraktowała końcówkę luźnie, przypominając sobie pouczania jej opiekunek że nie należy się objadać przed snem bo będziesz miał koszmary nocne.

- Kontrola snu jest trudna, sam mam z tym spore kłopoty. - wtrącił Anthony. - Podążanie we śnie...

- Jak panujecie nad snami? - przerwała mu Ellen.

- Sen komunikuje za pomocą języka symboli nie logiki. Chaotyczność snu może być pozorna. - Eric skomentował uwagę Katie.

- Masz racje chociaż trudno szukać symboli kiedy sen jest dynamiczny. - Przyznała rację Ericowi. - Jeśli mam czas rozejrzeć się po moim otoczeniu jest mi łatwo znaleźć punkty wejścia czy zmiany. Jeśli jestem w śnie który jest dynamiczny, albo zmienny...wiesz jak te karnawałowe kalejdoskopy dla dzieci trudno w czymś takim znaleźć konkretna rzecz by zacząć kontrolować ten stan. -

- W czasie snu trudno analizować cokolwiek. Psychoanalitycy proponują zapisywanie snów oraz analizę symboli i treści sennych po przebudzeniu. Korzystają przy tym ze słowników symboli często nasyconych ezoterycznymi lub mitologicznymi znaczeniami.
- Ale jak wiecie symbole są wieloznaczne. Takie interpretowanie to śliska sprawa. - dodał Anthony.

W kawiarni gwar był coraz większy; śmiechy mieszały się z podniesionymi głosami towarzystw przy innych stolikach. Muzyka z gramofonu sączyła się delikatnie.

- Poczytajmy może z dzienniczków snów lub opowiedzcie co wam się śniło - zaproponowała Mary. Niektórzy z dyskutantów przycichło, zawahali się.

- Ja wam przeczytam sen. - zaproponował Robert Millwood mało włączający się do poprzednich dyskusji. Wyciągnął zapisaną kartę, wszyscy czekali:

Jestem w łaźni, potem wychodzę na plażę i tam słyszę, jak moja mama mówi że pięknie biegnę. I widzę siebie biegnącego w kąpielówkach po wodzie. Mama komentuje że wspaniale biegnę. Widzę, jak sprintuję po wodzie, potem rzucam się do wody i płynę. Jest mi wstyd, że tak popisuje się swoim ciałem.

- Ciekawe... ale sen jakby urwany. - mruknęła Ellen.

- Część moich też jest pourywana. To ciekawe że część snu pamiętamy tak wyraźnie a niektóre mimo że były najświeższe to zapominamy prawie po przebudzeniu. - Odezwała się Kate. - Ktoś jeszcze?

- Ja wam przeczytam, co mi się przyśniło ostatnio. - powiedziała Mary i wyciągnęła notatniczek z błękitną okładką.

Śnił mu się wąż z którym jestem w dobrych układach. Toczył się przede mną jak koło, gdy jestem w drodze do rodziców. Gdy tam docieramy, biorę węża w przyjaznym geście na ręce, a on nagle staje się wrogi. Wywija się i kąsa mnie w piętę. Krew cieknie z okrągłego otworu po ukąszeniu węża. Odczuwam strach i proszę rodziców o pomoc.

-Co o nim myślicie? - zapytał niepewnym drżącym głosem tak zupełnie różnym od wcześniejszych wypowiedzi, że koledzy mogli być zaskoczeni.


- Trochę straszne - Powiedziała Kate, dopijając na raz swojego drinka. Sama nie była gotowa dzielić się jeszcze swoim dzienniczkiem, choć już trochę snów się uzbierało.


Kilkanaście minut później


Mary uśmiechnęła się do Katherine i zaczęła się spoufalać, bo w końcu obie chodziły na archeologię:

- Pamiętasz o zaproszeniu, mieliśmy zjeść wspólny lunch w zeszłym tygodniu. Może jutro się spotkamy. Mam pomysł odpuśćmy sobie jutro wykład z archeologii u profesora i jedźmy gdzieś za miasto. - panna Rook spojrzała na Mary.

- Kate przecież ty o archeologii wiesz wszystko od swojego ojca. Jedźmy do Salem. Wrócimy do tematu, demonów i snów. Tam może mnie przekonacie do tego szatana. - prychnęła śmiechem i zakryła dłonią usta.

- Ojciec ma dużą wiedzę ale nauka nie stoi w miejscu. Chociaż mój Honor Rodziny Rook przeżyje małą plamkę nieobecności na wykładzie. - Kate sama nie uznawała że jedna nieobecność mogłaby zniszczyć jej karierę naukową. Sam wybór Salem też był ciekawy. Miejsce zbiorowej histerii uzyskanej dzięki zazdrości i pomówieniom. Nawet jeśli jakaś prawdziwa czarownica została spalona przy okazji.

Mary była zadowolona, bo lubiła kiedy jej propozycje nadają bieg wydarzeń.
-To świetnie. Widzimy się jutro. - czuć było podekscytowanie w jej głosie.

- Kto oprócz nas się wybiera? - Zapytała Kate.
Wszyscy obecni zadeklarowali się, że chętnie się wybiorą do Salem. Poza Robertem, który wyraźnie dystansował się, być może wahał się, a może nie miał ochoty.

- No dobrze to tylko miejsce zbiórki i godzina. Robercie może się jeszcze zdecydujesz do jutra?- Zachęciła kolegę mając nadzieje, że nie brzmiało to zbyt natarczywie.

- Jeśli panna Ellen, nie ma nic przeciwko mojej obecności to przemyślę propozycję. - powiedział cicho.

Ellen spiorunowała go wzrokiem. Ale po chwili twarz jej złagodniał. Wciągnęła powietrze w płuca:
-Nie mam… - odpowiedziała, odwróciła wzrok i spojrzała w stronę stolika z gramofonem. Zaczęła nucić słowa piosenki.

Kate uśmiechnęła się pod nosem obserwując tą wymianę. Najwyraźniej ich stoicki Robert znalazł sobie obiekt westchnień w siostrze Mary. I dobrze! Może w końcu się się trochę rozluźni w ich towarzystwie.
Na szybko dogadali szczegóły wycieczki i parę osób zadeklarowało się przynieść parę rzeczy. Głównie jakiegoś prowiantu zrobionego przez ich służbę.
 
Obca jest offline  
Stary 24-11-2019, 22:57   #6
 
PeeWee's Avatar
 
Reputacja: 1 PeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputację
Część dialogów do spółki z Adrem


Jakub Epstein

Powolna przechadzka po mieście pozwoliła poznać je bliżej. Arkham było w gruncie rzeczy prowincjonalnym miastem, mniejszym od Berdyczowa. Jakub nie mógł wyjść ze zdziwienia, jakim cudem funkcjonuje tutaj duży ośrodek naukowy. Spora ilość księgarni i antykwariatów świadczyła o tym, że zamieszkujący miasto ludzie rzeczywiście cenią sobie wiedzę.
Jakub mimo starań nie znalazł żadnego przybytku w którym mógłby spędzać miło wieczory i noce. Absurdalne prawo zakazujące ludziom spożywania alkoholu dziwiła młodego żyda jeszcze bardziej niż uniwersytet w małym mieście. Nie wątpił, że gdzieś musi być ukryty lokal, którego poszukiwał. Na razie musiał się jednak ograniczyć do swoich prywatnych zapasów i kilku butelek anyżówki rebego.

Mając nadal dużo czasu Jakub postanowił wejść do jednego z antykwariatów. Wiedział, że jego pojawienie się wzbudzi zainteresowanie właściciela, więc tylko spokojnie przeglądał zakurzone woluminy. Czekał, aż gospodarz sam do niego zagada.

Książki piętrzyły się w równo ułożonych stosach. Za kantorkiem stał młody blondyn i zawzięcie coś notował.
W dużym fotelu umieszczonym na podwyższeniu siedział szpakowaty mężczyzna, prawdopodobnie jego pryncypał.

Młody Żyd zwrócił uwagę obu mężczyzn. Młody subiekt odezwał się.

-Jakich książek potrzebujesz? Będziesz coś studiował na uniwersytecie? Tam są podręczniki. - wskazał trzy regały stojące blisko drzwi wejściowych. Od podłogi po sufit książki, jeden z regałów wyróżniał się nowymi podręcznikami, pozostałe dwa były wypchane używanymi odpowiednikami podręczników, z zagiętymi rogami i postrzępionymi kartami. Najbardziej wysłużone podręczniki leżały w wiklinowym koszu zasłaniającym dwie najniższe półki.

- Pan wybaczy, ale czy my się znamy? - zapytał zirytowany tonem wypowiedzi subiekta Jakub - Nie wydaje mi się, bo mam doskonałą pamięć do twarzy i pańskiej jakoś nie pamiętam. Pański ton uważam za zdecydowanie zbyt spoufały, drogi panie. Żądam natychmiastowych przeprosin, a najlepiej spotkania z pańskim pryncypałem. Czy to nie, aby ten mężczyzn siedzący w fotelu?

-Przepraszam pana. - powiedział subiekt zaskoczony tonem. Czuć było w głosie, że czegoś się boi. Albo Żyda albo swego pracodawcy. Miał coś dodać, ale spojrzał na starszego mężczyznę i nie powiedział nic. Bo stary podniósł się z fotela i zszedł po trzech schodkach z podwyższenia.

- Słucham pana. Nazywam się Edward Gees. W czym możemy pomóc. - szpakowaty jegomość zwrócił się do Żyda i uśmiechnął się dobrodusznie.

- Dzień dobry. Jakub Epsteina. Pański pracownik nie był mi w stanie pomóc. Poszukuję dość wyjątkowego działa. Do tej pory miałem okazję zapoznać się z nim w postać odręcznych odpisów. Niestety niekompletnych i pełnych błędów. Zapewne pan słyszał o tym dziele. Łaciński tytuł to De Vermis Mysteris.

- Tak słyszałem to okultystyczne dzieło. Moja księgarnia skupia się na sprzedaży podręczników uniwersyteckich. Ale prowadzę też sprzedaż rzadszych książek, a poszukiwana księga to zapewne starodruk - pogładził się po brodzie. - Chciałby pan ją kupić czy tylko przestudiować, jeśli oczywiście mogę wiedzieć?

- Ależ oczywiście panie Gees - odparł łagodnym tonem Jakub - Prowadzę badania na temat starych wierzeń i wiedza z tej księgi mogła być rzucić na nie pewne światło. Tak się przynajmniej wydaje po lekturze odpisu. Aby mieć jednak pewność musiałbym przejrzeć oryginał. Co do zakupy, to wszystko zależy od ceny, szanowny panie Gees. Jestem tylko skromnym badaczem, a nie bogaczem. - młody żyd zaśmiał się z tej gry słów - Mam pewne oszczędności, ale zdaje sobie sprawę, że tego typu dzieła potrafią kosztować krocie. Czy ma pan jakieś informację o tym starodruku?

- Tak ceny starodruków i inkunabułów potrafią oszołomić. - zaczął stary właściciel. - Cenię sobie badaczy ksiąg, niektórzy dochodzą do dużych pieniędzy.

-Willy przynieś mi z góry bibliografię brązowy zestaw, tomy czwarty i osiemnasty oraz katalog starodruków ten w czerwonawym półskórku i połóż na katedrze. - subiekt szybko poszedł spełnić polecenie.

-Musiałbym sprawdzić co mówią bibliografie, zaczeka pan kilka minut? Proszę spocząć - Gees wskazał Jakubowi fotel stojący w kącie przy małym stoliku. - Lekarz zalecił mi więcej ruchu niż te trzy moje schodki na katedrę i z powrotem, ale śmieje że to zawsze coś więcej niż tylko siedzenie w jednej pozycji nad książką.

- Zaczekam z przyjemnością-odparł Jakub - O zdrowie trzeba dbać. Ciągle to powtarzam mojemu rebe. Podróżuje z wielce czcigodnym Ramje, cadykiem Menachemem Eigerem. Może pan słyszał? To wielki człowiek. Prawdziwy boży wybraniec. Jego mądrość oświetla ścieżki wielu. Wiele cudów uczynił dla tych którzy słuchają jego słów. Uzdrowionych przez czcigodnego cadyka znajdzie pan od Winnicy, a po sam Lwów, od Żytomierza, aż po Odessę. Nawet goje przychodzą do niego po poradę i pomoc. A musi pan wiedzieć, że już samo to świadczy, jak wielką sławą cieszy się rebe. Nie tylko wykłada on Torę i tłumaczy Talmud, ale także sam wypowiedział wiele, wiele słów, które stały się natchnieniem dla niejednego człowieka poszukującego boga.
Jakub spojrzał, jakie wrażenie jego słowa wywarły na rozmówcy. Po czym kontynuował:
- Rebe kilka dni temu przybył do Ameryki. Towarzyszę mu w tej wielkie wyprawie. Jestem jego osobistym sekretarzem i pomocnikiem.

-Wasz naród wydał wielu mędrców. A sekretarz jest nieoceniony dla mistyków i nauczycieli. Gdyby nie Chaim Vital słowa Izaaka Lurii mogłyby się nie zachować dla przyszłych pokoleń. - pan Gees dodał od razu. - Miałem przyjaciela który mi wiele opowiadał o żydowskich pismach, szczególnie zgłębiał tajniki kabały. Ten pański mistrz nie jest ortodoksyjnym wyznawcą nauki mojżeszowej, skoro własne słowa dodaje. - skonstatował księgarz.

-Jesteście z Europy wschodniej, a tam ferment i wojna. Niektórzy Amerykanie też się boją bolszewików. Mam tu nieco plakatów.


Księgarz pogrzebał w stosach papierów. Wyciągnął i pokazał gościowi. Przez chwilę Jakubowi wydawało się, że chce coś powiedzieć, ale wzrok odwrócił jakby sprawdzając czy subiekt nie nadchodzi.

- Mocno się pan myli, drogi panie. Ramje nie tylko jest ortodoksyjny do granic możliwości, ale i więcej. On przekazuje swym uczniom słowa samego Stwórcy. Bóg przemawia do niego we śnie. Stąd też Ramje dodaje, jak to pan ujął własne słowa. Te słowa jednak nie należą do niego, a do samego Stwórcy. Wszak, czy nie podobnie było z Mojżeszem, któremu Bóg objawił się na górze Synaj. Oni także współcześni szeptali, że szalony. Dopiero, gdy doświadczyli bożego gniewu przekonali się, jak świętym człowiekiem był Mojżesz.
Podobnie jest z czcigodnym Ramje. Niech mi pan wierzy. Cadyk Eiger, to Mojżesz naszych czasów.

Jakub zrobił pauzę i dał chwilę czasu księgarzowi na przetrawienie przemowy. Po chwili dodał zupełnie zmieniając temat.
- Wy tu w Ameryce przywykliście do wyzyskiwania ludzi i dobrze się wam z tym żyje. Nic więc zatem dziwnego, że strachem napawają was rewolucyjne idee, które zakłócają wasz spokój i chcą przywrócić sprawiedliwość. Polecam zapoznać się z pismami Dow Ber Brochowa. “Kwestia narodowa i walka klas” To właśnie tam pisze on “ tylko lud prawdziwie wolny nikogo nie uciska i sam nie jest uciskany. Tylko w takim stanie rzeczy może wzrastać człowiek wolny, szczęśliwy i twórczy. Nowy człowiek. Człowiek komunistyczny. Prawdziwy nadczłowiek.” A czy pan jest człowiekiem prawdziwie wolnym, panie Gees? - zakończył Jakub spoglądając wyzywająco na swego rozmówcę.

- Nie jestem wolny. Nie jestem też młody. Z biegiem życia traci się wiele, a zysk tylko w przeszłych chwilach i wspomnieniach. - powiedział Gees. - Zapoznałem się z pismami Marksa, ale on widział w religii narkotyk, który tumani masy. A jakże być wolnym i posłusznym prawu wszak żydowska religia na prawie stoi…

W międzyczasie wrócił pomocnik z księgami.
- Ale to temat pod rozległe dyskusje…
- Coś mi się widzi panie Gees, że wśród pańskich przodków musiał być ktoś wyznania mojżeszowego. Zaiste rozpoznaję w panu, niezwykle bystry i otwarty umysł. Przymioty te nieodmiennie wskazują na żydowską krew. Radzę dobrze przyjrzeć się swemu drzewu genealogicznemu, a jeszcze lepiej od razu przyjść na spotkanie z czcigodnym Ramje i pozwolić nieść się słowu bożemu. Planuję zorganizować jakieś spotkanie rebego z mieszkańcami Arkham. Pan wybaczy śmiałość, ale może zechciałby pan użyczyć na jeden wieczór swej przewspaniałej księgarni pod takowe spotkanie i filozoficzną dysputę?

- No cóż..- księgarz poskrobał się po siwej brodzie - ciekawy pomysł i mogę zaaranżować takie spotkanie w księgarni. Wielce cenię sobie tego typu dyskusje. Niech pan przyprowadzi cadyka chciałbym się z nim rozmówić.
- Oczywiście, oczywiście. Wiadomo trzeba omówić wszystkie szczegóły. Jest pan niezwykle życzliwym człowiekiem, panie Gees - Czcigodny rebe na pewno będzie wielce rad z możliwości rozmowy z panem.

Staruszek wspiął się na katedrę kilka minut zajęło mu wertowanie przyniesionych bibliografii.
Jakub w oczekiwaniu na powrót księgarza przeglądał od niechcenie znajdujące się w pobliżu książki. A nuż znajdzie coś ciekawego.

- “De Vermis Mysteriis” Ludviga Prinna znane jako “Tajemnice robaka” [Mysteries of the Worm]. Bibliografia podają trzy zachowane egzemplarze. Pierwszy w Bibliotece Huntingdon w Kalifornii to angielskie tłumaczenie Charlesa Leggetta z dziewiętnastego stulecia. Druga w bibliotece Uniwersytetu Miscatonic, to inne angielskie tłumaczenie autorstwa Edwarda Kelley z 1573 roku. Trzecia najcenniejsza to pierwsze wydanie łacińskie z oficyny w Kolonii książka wyszła rop po śmierci Prinna alchemika, nekromanty i maga, który został spalony za swoją działalność w Brukseli. - stary księgarz oparł się o jeden z regałów. Kartka zsunęła się z regału. W powietrzu unosiły się drobinki kurzu. - Alchemik kiepsko skończył, to nie były dobre czasy do studiów okultystycznych. - Gees chwycił się za nos i siarczyście kichnął.

Po chwili kontynuował
- Okultyzm kiedyś w młodości mnie nieco interesował - zdradził Edwad Gees - jako młodziana fascynowały mnie tajemnice świata. Ale nie trwało to długo z wiekiem zainteresowała mnie bibliologia, historia księgozbiorów i ich właścicieli, zapiski proweniencyjne, czyli wszystkie podpisy własnościowe, exlibrysy i wszystko to, co świadczy o tym do kogo książki należały i jaki był los księgozbiorów sławnych ludzi.*

Oczy Jakub zalśniły, jak dwa diamenty. Głód i pragnienie wiedzy dosłownie emanowały z jego twarzy. Usłyszane informacje niezwykle go zainteresowały i w momencie rozpaliły wyobraźnię.
- Pan Gees, proszę mi wybaczyć zuchwałość i mam nadzieję, że nie odczyta pan moich słów za zbyt spoufałe, czy natarczywe. Wydaje mi się… co ja mówię, wydaje. Jestem pewien, że bardzo pokrewne z nasz dusze. Słusznie jest bowiem napisane “Któż bowiem z ludzi rozezna zamysł Boży albo któż pojmie wolę Pana?” Wychodząc dzisiaj z domu, nawet nie przypuszczałem, że spotkam kogoś tak mi pokrewnego. A tu proszę.. Boże natchnienie skierowało me kroki wprost do pana wielce szanownej i renomowanej księgarni, abym mógł pana poznać i… - Jakub zawiesił głos. Nie chciał powiedzieć za dużo, żeby faktycznie nie przerazić i nie zniechęcić życzliwego mu rozmówcy. Wziął zatem głęboki wdech i rzekł:
- Naprawdę jestem wielce rad, że nasze ścieżki się skrzyżowały. Wierzę, że wiele dobrego z tego wyjdzie. Dziękuję panu za wszystko. Nie będę więcej nadużywał pana życzliwości i gościnności i w tym momencie się pożegnam. Wierzę jednak, że jeszcze nie raz przyjdzie się nam spotkać i pomówić.


Księgarz spoglądał na młodego Żyda i widocznie podobała mu się jego żarliwość.
- Tak, tak liczę, że jeszcze mnie pan odwiedzi. - powiedział Gees, lecz dobrze wiedział, że drogi studiów okultystycznych bywają zawiłe jak wąż połykający swój ogon. Wiele dróg trzeba wydeptać i nie raz zatoczyć pełne koło by z nowej perspektywy czasu zobaczyć coś znajomego.

- Do zobaczenia. - pożegnał Jakuba księgarz. Po zamknięciu za gościem drzwi usiadł znów w fotelu i zanim ponownie zanurzył się w studia bibliologiczne. Ciekawe czy stary lis Armitege dopuści go do rzadkich ksiąg. Cmoknął przeciągle i pochylił się nad książką.

Jakub pożegnał się z księgarzem i jego pomocnikiem. Obiecał, że niebawem powróci wraz ze swoim rebe, żeby na spokojnie omówić szczegóły spotkania i wrócić jeszcze do dyskusji o religii, filozofii i okultyzmie.
Przemierzając pogrążone już w mroku uliczki Arkham, Jakub rozmyślał. Krew dosłownie w nim wrzała. Jeszcze na transatlantyku czuł, że w wielkiej Ameryce czeka go coś niesamowitego, że tutaj odnajdzie swoje miejsce i przeznaczenie. Teraz był już tego pewien. Przypadkowe, zdawać by się mogło spotkanie, utwierdziło go w tym przekonaniu. Jakub dobrze jednak wiedział, że w życiu nie ma żadnych przypadków.

Gdy w końcu znalazł się w swoim pokoju wyciągnął z walizki odpis księgi o której rozmawiał z księgarzem. Po raz kolejny pogrążył się w jej lekturze, choć już od dawna znał każde zapisane w niej słowo.

Mijała godzina, za godziną, a gwiazdy wolno przesuwały się po niebie. Księżyc swym bladym światłem oświetlał ulicę Arkham. Pogrążony w lekturze Jakub nie dostrzegał i nie czuł upływającego czasu. Nie czuł ni pragnienia, ni głodu, choć nie zjadł nic przez cały boży dzień. W tej chwili młody żydy nie miał żadnych pragnień. Nie dostrzegł nawet kiedy jego umysł pogrążył się w apatii, która przerodziła się w letarg, a ten w półsen.

Przed oczami Jakuba wirowały hipnotyczne ognie na tle których pląsały w podskokach, tajemnicze skrzydlate istoty. Umysł mężczyzny wypełniał zniewalający rytm wybijany przez dziesiątki bębnów ukrytych w mroku, poza granicą płomiennego blasku.
- Tibi, magnum Innominandum, signa stellarum nigrarum et bufoniformis Sadoquae sigillum - usta Jakuba poruszały się bezwolnie, powtarzając po raz tysięczny tajemniczą mantrę.


Menachem Jicchak Eiger
- Jakubie wstań, że wreszcie - niemal krzyczał cadyk, stojąc na korytarzu przed pokojem swego sekretarza Od ponad pięciu minut stary żyd pukał i nawoływał, próbując obudzić pogrążonego w ekstatycznej malignie chłopaka.

Mechanizm zamka trzasnął i drzwi do pokoju uchyliły się lekko. Blady jak ściana Jakub, patrzył na swego rebe nieobecnym wzrokiem.
- Która godzina? - zapytał zachrypniętym głosem.
- Najwyższa pora wstać. Coś mi się wydaje, że musimy się poważnie rozmówić, młodzieńcze. Ja rozumiem, że mieliśmy długą i ciężką podróż, że nowy świat, nowi ludzie i to wszystko cię może przytłaczać. To jednak nie może tak wyglądać. Człowiekowi sen jest niezbędny do życia. Musisz nad sobą zapanować Jakubie. Spójrz na siebie, jak ty wyglądasz.
- Wybacz rebe. - Jakub skłonił pokornie głowę i otworzył drzwi na oścież - Niech rebe wejdzie.
- Nie ma takiej potrzeby - cadyk machnął ręką - Chodź ze mną ma dla ciebie listę zadań.

- Siadaj synu - rzekł cadyk, gdy obaj mężczyźni znaleźli się już w ogólnodostępnym salonie w domu pani Morison, gdzie wynajmowali swe pokoje.
Rebe położył na stoliku notes oprawiony w brązową skórę i zaczął niedbale przerzucać kartki.
- Czy napiją się panowie herbaty? - zapytała gospodyni.
- Z wielką przyjemnością - odparł rebe Eiger, nie podnosząc nawet wzroku na panią Morison - Dla mnie herbata z miodem i cytryną, a dla mego sekretarza duża filiżanka, mocnej kawy. Chłopak zarwał noc i muszę go jakoś postawić na nogi.
Cadyk spojrzał na swego sekretarza i grożąc mu palcem, rzekł:
- Tylko jedna filiżanka, Jakubie. Tutejsi mają w zwyczaju pić niewyobrażalnie mocną kawę, więc ta jedna filiżanka musi ci wystarczyć.
Młody żyd pokiwał pokornie głową i czekał na listę zadań od swego nauczyciela.

Cadyk znalazł w końcu właściwą stronę na której zapisał całą listę wymagających zadań.
- Jutro wyruszysz, drogi Jakubie do Bostonu. Odwiedzisz tam naszych braci w wierze i rozeznasz się w tamtejszych stosunkach. Napomkniesz komu trzeba, że do Ameryki przyjechał rabin Menachem Jicchak Eiger. Przedstawisz mnie należycie i zadbasz o to, żeby moja sława dotarła do tego wielkiego miasta przede mną. Niech wielka tęsknota za moim słowem rozplała serca, tamtejszych mieszkańców.
- Oczywista to rzecz, rebe. - rzekł Jakub upijając łykgorącej i czarnej, jak noc kawy - Nieraz już to robiłem. Wiem, co mam czynić.
- Doskonale - odparł Eiger z dobrotliwym uśmiechem - Słuchaj zatem dalej. Przed wyjazdem postarasz się odszukać Nathaniela i Abraham Goldów. To dwaj żydowscy studenci na przesławnym uniwersytecie Miskatonic. Oczywiście skierujesz ich do mnie. Z chęcią się z nimi rozmówię.
- Niech rebe wybaczy - wtrącił nieśmiało Epstein - Wątpię jednak, czy amerykańscy studenci będą mieli ochotę na tego typu spotkanie. Tym bardziej, że przecież jestem dla nich kimś zupełnie obcym.
- Bądź spokojny, synu. Jeżeli tylko mają szacunek dla starszych i nowomodne idee, nie zawróciły im w głowach, to na pewną przyjmą moje zaproszenie na herbatę.
- Zobaczę, co da się zrobić, czcigodny Ramje.
Ukontentowany tą odpowiedzią cadyk, poślinił palec i przerzucił kartkę w notatniku.
- Kolejna rzecz, nie mniej ważna niż te poprzednie. Gdy już znajdziesz się w Bostonie, to postaraj się zakupić butelkę lub dwie araku. Nasz gospodyni potwierdziła mi, że tutejsze prawo zakazuje handlu alkoholem. Ponoć są jednak miejsca i sposoby, żeby takowy zakupić. Znając twoje możliwości, nie będzie to dla ciebie zbyt trudne zadanie.
- Zrobię, co w mojej mocy, rebe.
- Tylko żebyś przy tym nie wpadł w jakieś grzeszne i wywrotowe towarzystwo. Ponoć ludzie zajmujący się handlem alkoholem, to sami bandyci i szubrawcy.
- Tak powiadają rebe.
- Doprawdy dziwny, to naród. Hasła wolności i równości wyhaftował sobie na sztandarach, a wprowadza tak obłędny zakaz. Toż to nawet car, nie wpadł na tak diabelski pomysł. Do rzeczy, jednak do rzeczy, bo czas ucieka. Tutaj masz pieniądze na podróż i hotel, gdyby żaden z naszych braci, nie był skory cię ugościć. Wątpię, żeby to miało miejsce, ale lepiej być przygotowanym na każdą ewentualność. Rozsądne, to a przy tym nie wyjdziesz na biedaka i żebraka, co to liczy na darmowy wikt li tylko z racji pochodzenia. Tutaj masz pieniądze na zakupy. Przypomnij mi to przed wyjazdem wręczę cię pełną listę sprawunków. I tutaj drobne kieszonkowe na twoje własne potrzeby. Dysponuj nimi rozsądnie i nie zawiedź mnie, bo ten kraj pełen jest pokus, które łatwo mogą cię doprowadzić do zguby. Pilnuj się zatem mój synu i uważaj na siebie.
- Dziękuję Ramje. Zrobię wszystko, byś był ze mnie zadowolony. Dam znać, jak tylko dotrę na miejsce.
- Dasz znać? - zdziwił się cadyk - Przecież musisz najdalej za dwa dni wrócić. Przyjaciele pana Myszkina mają właśnie w tym czasie nas zaprosić na spotkanie.
- Ramje - Jakub uśmiechnął się szeroko, co spowodowało, że jego blada i wychudzona twarz wyglądała naprawdę koszmarnie - Dam znać telefonicznie. Nasza gospodyni posiada aparat telefoniczny, a w takim wielkim mieście, jak Boston to stoją one na pewno na każdym rogu.
- Toż to nie do pomyślenia, mój synu. Doprawdy niewiarygodne, ale dobrze niech będzie telefonicznie. Weź najpotrzebniejsze rzeczy i ruszaj w drogę. Niech cię bóg prowadzi, mój synu i strzeże.

***
Kilka godzin wcześniej cadyk Eiger siedział przy niewielkim biurku i spoglądając na przechadzające się po Independce Square gołębie, spisywał kilka słów, które chciał przekazać Myszkinowi oraz członkom diaspory w Bostonie.




Szanowny panie Aleksieju

rad jestem wielce z otrzymanego od Pana listu, jak i wieści w nim zawartych. Jeszcze raz po stokroć dziękuję za życzliwość i ofiarność względem mej skromnej osoby. Czynisz Pan ten świat lepszym, a przecież tego właśnie wymaga od nas Najwyższy.
Twoje kontakty i obycie w świecie po raz kolejny ułatwiają nam naszą świętą misję. Wszak, co byśmy zrobili i gdzie byśmy byli, gdyby nie Twoja pomoc i wsparcie, a nade wszystko, gdyby nie właśnie szerokie koligacje.

Dlatego też serdecznie ci dziękuję, za dobre słowo do naszych braci, względem naszej skromnej osoby. Etykiecie nie uchybię i rychło wybiorę się do Bostonu, aby spotkać się z tamtejszymi braćmi. Tymczasem wysyłam do nich mego sekretarza, coby języka zasięgnął i należycie mnie tamtejszym braciom przedstawił i list mój własnoręczny przekazał.

Wierzę zatem, że gdy dojdzie do spotkania mego z braćmi wszyscy oni będą już wiedzieć, kto zacz Ramje.

Studentów o których wspominasz z radością poznam, choć wątpliwości mam, czy aby to nie są ludzie do cna zepsuci przez nowomodne idee. O zgrozo, młode pokolenie ludu naszego, łacno ulega złym podszeptom, kiedy brak im należytego przewodnika duchowego. Zatracają się młodzi w pokusach i pędzie nowoczesnego zaświata, zapominając o tym, co ważne i człowiekowi do życia i zbawienia niezbędne.

Dość jednak o tem. Wszak nie po to piszę, coby cię zamartwiać moimi wątpliwościami. A wiedzieć musisz, że wiele jest ich w mym sercu. Wiara jednak we mnie mocna i przekonanie, że podołam dziełu do jakiego mnie bóg wyznaczył. A z pomocą tak życzliwych i dobrodusznych ludzi, jak ty, drogi Aleksieju, na pewno będzie to o wiele łatwiejsze.
Pozdrawiam cię zatem serdecznie i błogosławieństwo Najwyższego takowoż ci przesyłam.
Obyśmy się rychło spotkali, drogi przyjacielu.

Menachem Jicchak Eiger

[/justuj]


Szalom alejchem, drodzy bracia

Piszę do was, sługa uniżony Pana Naszego, Boga Najwyższego i Jedynego, Boga ojców naszych,Boga Abrahama, Boga Izaaka i Boga Jakuba i Boga całego Izraela.
Boga wielkiego, potężnego i straszliwego. Niech światło jego słów rozświetla wasze drogi i błogosławi każdego dnia żywota waszego.

Coby obyczajom i etykiecie zadość uczynić, i nim osobiście waszą wspólnotę odwiedzę, zaanonsować się pragnę, coby gdy się już osobiście spotkamy, byśmy sobie jak bracia zagubieni w objęcia wpadli, a nie jak ludzie obcy wilkiem na siebie spoglądali.

Z Podola, z pięknego Międzyboża dokładnie, do was przybywam. Stai i mil wiele przebyłem, aby stopy swe postawić na waszej wspaniałej i przeogromnej ziemi amerykańskiej postawić.
Ocean wielki przepłynąłem, choć lęk ogromny przed wodą czuję.
A wszystko, to w jednym li tylko celu.

Coby słowo boże głosić i chwałę Boga Najwyższego po krańce ziemi nieść. Wielkie bowiem Bóg ojców naszych, zadanie przede mną postawił. I to On sam drogę i cel mi wskazał.
W Jego to też imieniu przybywam i dla niego trud ten wielki ponoszę.

Brzemię to jednak lekkie i słodkie jest dla mnie, sługą bowiem uniżonym jestem Pana Naszego i co każe, trudnym być dla mnie nie może.

List ten w którym te słowa kreślę, mój sekretarz, Jakub Epstein, wam dostarczy. Syn to mój jest przybrany i jako moje własne ramię mi służy i pomaga. On też więcej o mej osobie opowie, wszak to nie godzi się człowiekowi skromnemu, samemu chwalić się i zasługi swe gloryfikować. On prawdziwie zaświadczy o mnie i o mym dziele.

Raczcie, więc bracia najmilsi, posłuch jego słowom dać i przyjąć godnie wedle obyczaju i kultury naszej.

Wierzę, że rychło ścieżki nasze się przetną i zawitam osobiście do waszej wspólnoty o której tyle dobrego usłyszeć już było mi dane.

Bądźcie więc w zdrowiu i błogosławieństwo Najwyższego z rąk moich przyjąć raczcie.
Niech światło jego mądrości prowadzi was i strzeże.


Obyśmy się rychło spotkali, bracia najdrożsi.

Menachem Jicchak Eiger


[/justuj]
 
__________________
>>> Wstań i walcz z Koronasocjalizmem <<<
Nie wierzę w ani jedno hasło na ich barykadach
Illuminati! You're never take control! You can take my heartbeat, but you can't break my soul!

Ostatnio edytowane przez PeeWee : 25-11-2019 o 16:18.
PeeWee jest offline  
Stary 06-12-2019, 11:43   #7
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Wieczór dom państwa Rook

Wieczorem po skończonej kolacji służąca u państwa Agatha zagadnęła Kathe.

- Słyszałam, że jutro się gdzieś wybierasz towarzystwem od snów. Opowiedz mi choć trochę o nich. Tak jak kiedyś opowiadałaś o nowych kolegach. Trochę się zamartwiam o ciebie, kochana Katie. Ludzie są teraz bardzo nerwowi. Sprzedawca ryb skrzyczał mnie dziś bo zwróciłam mu uwagę na brudne ręce. Mam jakieś złe przeczucia ostatnio. Opowiedz mi o nich. Pani Rook mówił, że to mili ludzie. Rozwiej trochę moje zmartwienia. - prosiła Agatha.
- Tak. Właśnie chciałam cię prosić czy możesz przygotować nam coś na jutro? Nic zmyślnego, jakieś kanapki może kawałek ciasta czy gorąca czekoladę w termosie. - Powiedziała Kate uśmiechając się do niewiele starszej kobiety. - A moja grupa z stowarzyszenia, niektórzy ze studiów a niektórzy z towarzystwa.

- Oczywiście ciasto upiekę z samego rana. Myślałam o sałatce, a dla spragnionych podniebień coś włożę do twojego koszyka. - odpowiedziała Agata. Po czym dodała:
- Tyle, że to ludzie ze stowarzyszenia to ja wiem. Ale… - zmarszczyła czoło - wiesz, że nie jestem plotkarką. Powiedz coś więcej, co o nich sądzisz? Cóż to za mężczyźni. - Agahta liczyła, że Kate opowie jej więcej szczegółów o tych nowych znajomych.

- Tylko mężczyźni? - Powiedziała zdziwiona Kate ale westchnęła ciężko i kontynuowała. - Jadę z Mary i Ellen Shrewsbury. Jak jedzie Mary to i Andrew Burns a dzięki Ellen to i Robert Millwood się z nami zabiera. Jedzie też Eric Erickon i Anthony Hill. Nie wiem co ci o nich opowiadać są studentami jak ja, są dobrzy w tym co robią z tego co słyszałam a siostry Shrewsbury i Milwooda to pewnie widziałaś na nie jednym podwieczorku organizowanym przez rodziców.

Kiedy padło nazwisko Hill, Agatha zmrużyła oczy jakby coś ją tknęło. Kate mogła to zauważyć, ale może to tylko nic nie znaczący odruch.
- Tak, tak kojarzę siostry Shrewsbury. A panicz Milwood, w sumie niewiele się odzywa, ale słyszałam od jego siostry, że jest zdolny.
- A skąd ty niby znasz jego siostrę? - Zapytała zaciekawiona Kate. Owszem to już nie były czasy kiedy służba musiała trzymać się tylko swojej słusznej klasy społecznej. Ale niektóre lepiej sytuowane rodziny nie lubiły się spoufalać.
Agatha była nieco speszona zapytaniem.
- Pani Emma Millwood to niezwykła kobieta. wiesz że czasem bywam w mieście za sprawunkami i zaglądam do szpitala, kiedyś chciałam się uczyć jak leczyć i pomagać ludziom. Tam przychodzą kobiety, działaczki walczące o prawa kobiet i panienka Emma jest jedną z nich. Mówi że wszyscy ludzie są równi, a kobiety nie jeszcze w tym roku uzyskają pełne prawa wyborcze. Zna się na wielu tematach, wie wszystko o czym dyskutują ważni panowie w Kongresie.


- W sumie ma rację, ruchy sufrażystek słychać głośno w kolejnych stanach. No i dobrze byłoby by głosować mogli by wszyscy a nie tylko te które miały szczęście mieć w posiadaniu jakąś posiadłość ziemską. - Skomentowała Kate.
- Panienka Emma rozmawia ze wszystkim pacjentami jakby ich znała od lat. - Dodała Agatha. - Nie ma w niej tej arogancji i pogardy, której nie raz doświadczyłam od ludzi z towarzystwa.
- Wiem potrafimy być okropni. - Przyznała trochę zawstydzona Kate. - Będziesz chciała zmienić pracę? Z opieki nad nami na szpital?
- Dobrze mi u was. Ale kiedyś pewnie wyjdziesz za mąż. Wtedy pomyślę czy nie zmienić pracy.
- Heh, chwilowo mi nie spieszno a rodzice zawsze będę potrzebować pomocy w organizacji. - Kate uśmiechnęła się przyjacielsko do Agathy. - No dobrze idę poczytać materiały do felietonu na zajęcia. Dziękuje za pomoc przy jedzeniu i dobrej nocy.

Wycieczka do Salem. Dom państwa Rook

Następnego dnia pogoda sprzyjała planowanej podróży. Nowa Anglia promieniała jak spokojna twarz drzemiącego staruszka wygrzewającego się na werandzie w bujanym fotelu. W Arkham było słonecznie i ciepło. Mary Shrewsbury zjawiła się przed umówioną godziną w domu państwa Rook. Agatha Treszew zaprosiła ją do środka. Mary prosiła usilnie o jak najszybsze spotkanie z Katherine. Agatha posadziła gościa w miękkim fotelu i bez pytania nalała jej filiżankę mocnej, czarnej herbaty.

Gdy Kate pojawiła się:
- Przyjechałyśmy wcześniej. Ellen czeka w automobilu. Ona jest trochę przeziębiona i uparta... - powiedziała szybko. - uparła się jechać do Salem.

Koleżanka wzbudzała podejrzenia panny Rook, zaniepokojona mina, nerwowość dająca się słyszeć w głosie, rumieniec wywołany najprawdopodobniej zbyt szybkim przemieszczaniem się, a może nawet biegiem.

- No ale chyba miała jechać z nami? - Kate powiedziała zbliżając się do Rose wymieniając przyjacielski powitalny całus w policzek.
- Choć dziwne, że nie chciała wejść na herbatkę. Choć może śpieszno jej do towarzystwa Roberta. - Kate zażartowała z oczywistej próby flirtu z poprzedniego wieczoru.


- Tak. Ten Robert ją za bardzo ją interesuje. Dlatego jedzie z nami do Salem, mimo przeziębienia. Powinnam ją tu przyprowadzić. A wracając do Millwooda. Im dłużej go znam tym dziwniejszy mi się wydaje. Czułam, że oni mają się ku sobie. A intuicji trzeba ufać. A poza tym Tarot nie myli się w takich sprawach. Ale to nie będzie dobry związek. - upiła łyk z filiżanki, herbata wyraźnie podziałała na nią pobudzająco. Stała się gadatliwa jak zwykle.


- Jesteś już gotowa? - zwróciła się do Kate.
- Jestem...moment stawiałaś siostrze tarota czy jej hipotetyczny związek będzie udany? - Potwierdziła i przeszła do ciekawszego pytania Kate.
- Tak skorzystałam z tarota marsylskiego. - odrzekła Mary. Po chwili dało się słyszeć stłumione kołatanie do drzwi. Po chwili Ellen zjawiła się w pokoju i wyglądała na rozdrażnioną:
- Dzień dobry. - przywitała się Ellen. Ale nie było nikogo poza Mary i Kate.

- Przepraszam siostrzyczko. - powiedziała Ellen łamiącym się głosem. - Było mi słabo i paskudnie złamałam sobie paznokieć. - dopiero po chwili obie młode kobiety zwróciły uwagę na rękę Ellen owinięta chusteczką przez, którą przesączała się krew.


- Pomożecie mi z tym palcem? - pociągnęła nosem i spuściła wzrok.
- Ellen witaj. - Powiedziała do młodej Shrewsbury a kiedy zobaczyła krew na chusteczce pociągnęła ją w stronę kuchni. - Choć w kuchni jest apteczka i Agata. I napijesz się herbaty, mamy czas.


Dziewczyny weszły do kuchni domu Rook, służąca właśnie przygotowywała jedzenie na obiad.
- Agato podasz nam apteczkę?
Agata oderwała się od przygotowań do obiadu. Podeszła do schowka i za chwilę wróciła z pudełkiem medykamentów. Podała je Katie i powiedział:


- Zajmiesz się tym sama? - zapytała Agata. - Mam dużo pracy na dzisiaj, a głowa boli mnie od rana. Panienka też nie wygląda na zdrową? - zwróciła się do Ellen.
- Tak. Chociaż jakbyś mogła zalać Ellen herbatę i podała miód to będe wielcę zobowiązana . - Powiedziała Kate odbierając pudełko z rąk służącej i siadając na krześle dostawionym koło stołu pośrodku kuchni.



- Lekkie przeziębienie. - odpowiedziała służącej Ellen pocierając nos zdrową ręką. - Bardziej martwi mnie ten palec.
Odwinęła chusteczkę i pokazała kobiecie ranę. Palec Ellen był zakrwawiony, płytka paznokcia była częściowo zerwana. Krew powoli zaczynał krzepnąć. Oczy Ellen zaszkliły się.



- Ale ze mnie niezdara. - jęknęła i spojrzała rozdygotanym wzrokiem na Kate. Tymczasem Agata spełniła prośbę i podała herbatę z miodem. Postawiła filiżankę na stole i wróciła do swoich zajęć.
- Aj! Źle to wygląda. - Powiedziała Kate oglądając paznokieć - Obetnę ci go na krótko żeby nie zaczepiał o nic a potem przemyje i zakleić plastrem. Ale tak naprawdę będzie musiał sam odrosnąć. - Powiedziała Kate biorąc do ręki małe nożyczki. I obcinając paznokieć na krótko, starając się nie wykrzywiać go by na zerwać go bardziej. Potem wylała na kawałek waty wodę utleniona i obtarła nieszczęsną kończynę. Na koniec nakleiła kawałek plastra na czubek paluszka Ellen.



- Wezmę plaster na podróż jakbyś potrzebowała nakleić nowy. - Powiedziała młoda Panienka Rook pakując do torebki plastry i sprzątając apteczkę. - Jak tam lepiej? Możemy ruszać?
- Dziękuje - powiedziała Ellen unosząc zranioną dłoń. Szybko wypiła herbatę. - Tak możemy… - wstała i zbliżyła się do Kate. Złapała ją za ramię. - Wiesz… - zaczęła. - Miałam ciężką noc. Sny męczyły mnie niemiłosiernie. Pokłóciłam się z siostrą o Roberta. Ona za nim nie przepada. Te przeklęte karty.. - dziewczyna przewróciła oczami.


- Tarot miesza jej w głowie. A Millwood zaproponował mi seans hipnotyczny. Dostałam wczoraj od niego zaproszenie. Podobno jest utalentowanym hipnotyzerem. - uśmiechnęła się błogo. - Podoba mi się nic na to nie poradzę. A Mary chyba jest zazdrosna, bo w końcu jakiś mężczyzna nie interesuje się tym co ona mówi. - westchnęła. - Przepraszam musiałam to komuś zdradzić. Moja matka jest teraz tak zajęta. Chodźmy.


- Może porostu wyłączył jej się syndrom starszej siostry i się o ciebie martwi...może poupewniaj ją, że jesteś ostrożna i jeszcze nie tracisz głowy i się uspokoi. - Powiedziała cicho Kate wychodząc z kuchni.
- Dobrze pogadam z nią jeszcze.

Gdy panienki wróciły z kuchni Mary była już na zewnątrz i witała się z mężczyznami. Panowie przybyli swoimi autami i stawili się w komplecie. Panny Shewsbury odesłały swojego szofera. Gdy wszyscy przywitali się ze sobą i kilka minut pogadali przed domem państwa Rook należało się zbierać. Agata spakowała przekąski do dwu plecionych koszyków piknikowych i trzymając się za obolałą głowę życzyła Kate miłego dnia.

W czasie rozmowy padło kilka propozycji, co zobaczyć w Salem. Pierwszą była przechadzka po centrum miasteczka, zobaczyć charakterystyczne stare domy mieszkańców Salem jeszcze z siedemnastego i osiemnastego stulecia, aby potem udać się na nabrzeże. Drugą był stary dworek należący do znajomego panów Burnsa i Ericksona. A trzecią tzw. polana czarownic w lesie niedaleko za Salem.

- To kto chce przejść się po lesie póki mamy widno? - Zapytała Kate pomagając spakować koszyki do samochodów by wystarczyło miejsca dla wszystkich.

- A nie lepiej w nocy - zaripostował Andrew Burns wybałuszając oczy z głupkowatym uśmiechem.

- Błazen. - powiedziała Mary. - Pewnie liczysz, że będę tam biegać nago po zmroku. - zaśmiała sìę przytykając dłoń do ust.
- Trzymam Cię za słowo. - uśmiechnął się lubieżnie oblizując wargi.
- Jak znajdziesz odpowiedniego szatana to nie mówię że nie zobaczysz kapłanki.
- Każda kobieta ma w sobie piekło. A szatani najlepiej się czują wśród płomieni namiętności i jęków. - parsknął śmiechem.


- Wiecie nie musimy wszyscy chodzić jedną grupa możemy się podzielić i umówić na jakąś konkretną godzinę w Dworku. - Zaproponowała Kate mając na myśli domek znajomych Burnsa i Eriksona. - W ten sposób każdy zobaczy co będzie chciał kiedy będzie chciał.
- Oczywiście. Zgodziła się Mary. Nie cierpię smrodu nabrzeża od razu chodźmy na polanę czarownic. - Burns i Erickson stwierdzili, że zabiorą się z Mary.

Ellen popatrzył na Roberta Millwooda i juz było wiadome, że chętnie oddalą się tylko we dwoje od grupy.

Anthony Hill upierał się trochę przy centrum Salem i zahaczeniu o nabrzeże bo miał tam jakiś interes do załatwienia. Próbował wszystkich namawiać, a szczególnie prosił Kate o to by mu towarzyszyła. Na co się zgodziła pod warunkiem, że wygospodarują chwile na odwiedzenie lasu i miejsca wieszania "czarownic".


Anthony Hill

Salem, wczesne popołudnie

Pierwsze co charakteryzowało stare domy w Salem to strome dachy z wieloma szczytami. Z dachów wyrastał komin centralny sięgający głęboko do trzewi budowli czyli jednego z głównych pokoi. Druga kondygnacja zwisająca z przodu lub z boku z pochyłym dodatkiem do tylnej części budynku. W oczy rzucała się prostota materiałów użytych do budowy łatwa w obsłudze deska i listwy. Wykonane z drewna drzwi wejściowe na długim boku budynku rozmieszczone były zwykle bez troski o symetrię fasady.

Domy same w sobie interesowały raczej historyków, ale historie jakie były związane z domostwami w Salem rozbudzały wyobraźnię przyszłych pokoleń i podróżnych odwiedzających Salem. Zabobony, przesądni, małostkowi i mściwi osadnicy, szatan i jego służebnice oraz śmierć niewinnych ludzi, to wystarczająco by ułożyć ciekawe opowieści snute przez miejscowych bajarzy, którzy zarabiali kilka dolarów na spragnionych niesamowitości przyjezdnych.

- Ładnie tutaj. - Odezwała się Kate mijając kolejny sklepik z książkami który miał wystawione na wystawie przynajmniej dwie książki o okultyzmie i historii miasteczka. Najwidoczniej mieszkańcy wchodzili powoli w etap grafityzacji makabrycznej historii miasta i czerpania z niej profitów. - Antthony co to za sprawa jaką masz na nabrzeżu?



- Mam odebrać paczkę dla mojej matki. - odpowiedział Anthony. - Bardzo jej zależało, by jak najszybciej ją odebrać. Mam nadzieję że nie jest to śmierdząca ryba, którą będę musiał przez resztę dnia wlec ze sobą. Ale obiecałem. - uśmiechnął się. - Miło, że zgodziłaś się pójść ze mną.
- Och! Czyli wykorzystałeś nasza wycieczkę naukową do załatwiania swoich prywatnych spraw...Jestem w szoku Panie Hill - Kate zadworowała sobie z Anthonego udając oburzenie.

- Nie zajmie to dużo czasu. - Anthony spojrzał na towarzyszkę uważniej. - Jakiego rodzaju szok? - zapytał próbując zachować powagę, ale kącik ust zdradzały wstrzymywany na siłę uśmiech.
- Taki powodując zamęt w głowie. - Odpowiedziała Kate biorąc rękę studenta pod swoją rękę
i idąc dalej w stronę w jaką się kierowali. - No dobrze nie pozwólmy czekać tej śmierdzącej rybie.
Kiedy oddali się od grupy Anthony zagadnął Kate o studia archeologiczne. Sam opowiedział jej, że ojciec Erica, profesor historii Thomas Erickon proponuje mu by zajął się Johnem Dee i jego działalności poświęcił pracę dyplomową.

- Co zamierzasz badać? masz już jakiś cel badań.
- Jeszcze nie wiem, najbliżej mi leży Egipt, ale ojciec mi podpowiada że powinnam zainteresować się Ameryką Południową. Wiesz niezbadane tereny i nowa moda poznania. Podczas gdy to co było do zbadana w Egipcie zostało już wywiezione. - Powiedziała spokojnie Kate. - A Dee jest dobrym tematem, ma bogata biografie był w wielu miejscach więc jest o czym pisać. Chyba, że miałeś inny pomysł. Miałeś?



- Pomysłów miałem kilka, ale straciłem trochę czasu i skłaniam się obecnie ku badaniom na Johnem Dee. Chociaż jest coś nowego co interesuje mnie od niedawna, ale podejrzewam że ciężko będzie o źródła… - urwał nagle Anthony.
- Hę? - Zdziwiła się młoda Rook na nie dokończone zdanie kolegi. - Dokończysz czy mam cię dramatycznie zapytać co tam wymyśliłeś?
- Mój promotor wyśmiał mnie gdy mu wspomniałem o Mitologii Cthulhu. - Cth..ulhu? - Kate sprawdziła czy uda jej się wypowiedzieć to dziwne słowo. - Pierwsze słyszę o takiej kulturze. Co to? Brzmi jak jakaś zangielszczona nisza religii afrykańskiej.


- Temat jest chyba świeży, bo nie mogę znaleźć bibliografii na ten temat. A ciężko będzie obronić się jako poważny naukowiec bez źródeł, badań i bibliografii. Zapewne to rozumiesz?
- Owszem ale nadal nie powiedziałeś co to?
- To podobno bóstwo śpiące gdzieś na dnie oceanu. Kto wie może związane jak sugerujesz z jakąś niewielką grupą religijną. To wymagałoby sprawdzenia.
- Skąd w ogóle słyszałeś o tym?
- Podczas kwerendy archiwalne źródłowej trafiłem na odręczną fiszkę o tej nieznanej mitologii Cthulhu. Sprawdziłem podstawowe encyklopedyczne źródła i nic nie znalazłem.



- To by tłumaczyło dlaczego twój promotor cię wyśmiał. - Zaśmiała się Kate - Zrób dwie. W sensie dwie prace zrób koncept Dee by mieć plan B jakby twoje morskie bóstwo miało zostać pod wodą.
- Wiesz na podstawie jednej fiszki nie brałbym się za to - powiedział poważnie Anthony Hill - ale byłem w bibliotece i dyrektor potwierdził, że mają w zbiorach rękopiśmienne notatki doktora Labana Shrewsbury zatytułowane "Cthulhu w Necromiconie". Jak się dowiedziałem to członek rodziny naszych koleżanek. Ale nie chciały o nim rozmawiać, dlatego nie drążyłem tematu.


- Dlaczego nie? Myślę że nawet jeśli one nic o nim nie wiedza to może mogą się spytać ojca. Najgorsze co może się stać to że powiedzą ci iż nic nie znalazły w historii rodziny. - Kate zachęciła Anthonego do konkretnych działań w poszukiwaniu informacji o temacie tej tajemniczej wspominki.
- Podejrzewam że to jakaś rodzinna tajemnica. Albo ten ich wuj to jakaś czarna owca w rodzinie czy coś takiego. Ellen strasznie się nadąsała gdy zapytałem o niego. A Mary skwitowała to słowem "Wariat" i uwagą bym dał sobie spokój. Dlatego nie naciskałem ich potem w sprawie tego Labana. - Anthony przymknął oczy.


- Próbowałeś tego ich wuja znaleźć bezpośrednio? Wiesz przez spis ludności czy metryki miasta?
- Nie musiałem. Pracował na naszym uniwerku Miskatonic do 1915 roku, potem podobno zniknął, wyjechał. Pytałem o niego na uniwersytecie z mizernym skutkiem.
- No to będziesz musiał zadowolić się astronomem.
- Prawdę mówiąc przeszło mi przez myśl by porozmawiać z matką naszych koleżanek ale waham się jeszcze… - Anthony znów wstrzymał się w pół słowa.
- No sam będziesz musiał zdecydować co zrobić.



Tak. Ale najpierw chcę zapoznać się z tym rękopisem o Cthulhu.
- Jeszcze tego nie zrobiłeś ? Tsk tsk ktoś tu się obija .
- Gdybym mógł to już dawno bym to zrobił. - powiedział Anthony nieco poirytowany. Ale szybko uśmiechnął się do Kate. - Od miesiąca nie ma tych papierów w bibliotece. Dyrektor zapewnił mnie, że lada dzień powinny wrócić do zbiorów uniwersyteckich. Wtedy obiecał mi je udostępnić. Czekam, ale skłamałbym gdybym powiedział, że to cierpliwe czekanie.
- A wiesz dlaczego ich nie ma chwilowo?
- Nie wiem. Pewnie ktoś je wypożyczył. Oczywiście jestem ciekawy kto też się tym interesuje, ale dyrektor udzielił mi zgody więc czekam.
 

Ostatnio edytowane przez Obca : 09-12-2019 o 11:32.
Obca jest offline  
Stary 09-12-2019, 11:45   #8
Adr
RPG - Ogólnie
 
Adr's Avatar
 
Reputacja: 1 Adr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputację
Jakub Epstein

Bostońska rada Żydów

Jakub odwiedził swych pobratymców w Bostonie, jak mu Eiger przykazał. Gościnę i nocleg znalazł u samotnie mieszkającej pary Jukiela i Rebeki. Przyjęli go jak syna, który wraca z dalekiej podróży. Trochę wypytywali o wojenne dzieje, bo przecież słyszeli, że bolszewicy walczą z polakami o kształt granic. A wielu niewinnych ludzi cierpi podczas wojny. Jukiela mocno interesowały losy braci z Europy, jego ojciec pochodził z Litwy. Od małżeństwa Jakub dowiedział się, że sporo rodzin osiadłych w Bostonie wywodzi się z Wilna.

Młody polak Janek zapoznany w domu Jukela załatwił Jakubowi półtora litra alkoholu, o który prosił stary Żyd. Jakubowi udało się dzięki polakowi pozałatwiać wszystkie sprawunki i wyczuł w nim dobrego kompana.

Jakub wyraźnie mógł odczuć, że gmina nie bieduje i dobrze się im wiedzie. Synagogę piękną w zeszłym roku postawili. Nasłuchał się sporo, nowych znajomych zyskał. Zapobiegliwi bankierzy nawet kredyt na własną działalność mu proponowali, oczywiście na korzystnym dla siebie procencie od przyszłych zysków.

Bostońscy żydzi więcej o interesach rozprawiali niż o pobożnych nakazach Tory. Biadoli jak to goje szkodzą im w interesach, jak nieudolny kongres dodaje absurdalne poprawki i rządzi nie pomyślnie. Ale nikt z nich nie myśli wracać do Europy. Ameryka jest blisko i zdaje się nieomal ziemią obiecaną. A pobyt tutaj rodzi wiele nowych możliwości, a co za tym idzie zyski, interesy i nowe śmiałe projekty.

Gdzie pieniądze tam i zawiść często gości. Jakub dowiedział, że spory rozdzierają społeczność. Spadki rzekomo nierówno podzielone, długi domagające się nagłej spłaty, nieuczciwa konkurencja z tym wszystkim musiała się borykać rada bostońskich żydów.

W kilka dni temu odbył się pogrzeb Abraham Mera, którego potrącił pędzący automobil. Gdy Jakub dotarł do Bostonu starszyzna szykowała się do powrotu do normalnych obowiązków po niezliczonych wizytach licznej rodziny zmarłego, a goście przybyli na pogrzeb albo wyjechali albo szykowali się do wyjazdu. Rada przyjęła Jakuba życzliwie i przeczytawszy list wyraziła zainteresowanie pobożnym mędrcem przybyłym do Ameryki. Zaproponowali by w przyszłym tygodniu rebe ich odwiedził. Chętnych było wielu by wysłuchać pobożnego mędrca jakim jawił im się Cadyk z Europy.

Kiedy rozmówcy Jakuba dowiedzieli się, że rebe jest raczej mędrcem niż człowiekiem interesu, odetchnęli że nie przybędzie im kolejny konkurent do obsadzenia rynku. Ale przezornie wychwalali mędrców biegłych w piśmie i zapraszali rebe do Bostonu.


Dzień później w Arkham, kawiarnia na dworcu głównym

Pociąg z Bostonu, którym Jakub wrócił do Arkham zagwizdał i ruszył w dalszą trasę. Epstein wstąpił do dworcowej kawiarni i wdał się w rozmowę z napotkanym przy barze mężczyzną. Okazał się nim rozkojarzony i niewyspany student matematyki Max.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=WFmWhwyA0NU[/MEDIA]


 
Adr jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:31.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172