Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-05-2020, 11:21   #1
 
Corpse's Avatar
 
Reputacja: 1 Corpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputację
[Autorski/Horror] Resident Evil - 1B - Home of Umbrella (18+)

Home of Umbrella
Scenario 1B


27 wrzesień 1998, J's Bar

James Cooper

James otworzył oczy i momentalnie zaniósł się kaszlem, rzucając przy tym głową do przodu i uderzając o coś twardego czego nie zdążył zidentyfikować. Fala odkrztuszania trwała dobre kilkanaście sekund i zakończyła się potężnym splunięciem kulą brązowawej flegmy. Do oczu nabiegły mu łzy, co akurat w tej chwili zupełnie mu nie przeszkadzało, bo były równie suche co jego gardło, tylko tyle że wręcz czuł jak naczynka pękają w jego gałkach ocznych powodując mikrowylewy. Cóż, nie pierwszy i nie ostatni raz.

Przekręcił się do pozycji siedzącej i rozejrzał wokół siebie. Siedział na zimnej, wykafelkowanej, niekoniecznie czystej podłodze, w kabinie toalety, wciśnięty między sedes a ściankę działową. Wszystko co przed chwilą wypluł miał teraz na spodniach, bo w trakcie tej jakże szlachetnej czynności pochylił się do przodu. Sedes, jak i podłoga z drugiej strony były pokryte wymiocinami.

James parsknął cicho pod nosem, a kąciki jego ust poderwały się na krótki moment do góry. Udany wieczór. Musiał mieć wczoraj udany wieczór. Albo dzisiaj? Która była godzina? Łazienka nie miała okna, więc ciężko było mu określić porę dnia.

Podniósł się z podłogi opierając o deskę klozetową i ślizgając na flegmie i rzygowinach. Otworzył drzwi kabiny i wyszedł do małej łazienki, oświetlonej jedynie sztucznym światłem i z nadtłuczonym lustrem nad brudną umywalką. Podszedł do niej, odkręcił kurek, nalał zimnej wody na otwarte dłonie i zanurzył w nich twarz. Orzeźwienie było momentalne, aż nim wzdrygnęło. Zanurzył głowę pod kran i napił się kilka haustów wody prosto z kurka. W końcu podniósł głowę i spojrzał na siebie w lustrze.

Wyglądał... marnie. Włosy miał brudne, oczy nabiegłe krwią i z formującym się wylewem w lewym z nich, a skórę napuchniętą. Przetarł twarz dłonią przyglądając się sobie i zastanawiając nad tym co teraz zrobić i dlaczego u diabła ktoś mu pozwolił tyle czasu spać w tym kiblu. No jak co zrobić? Napić się...

Jego rozmyślania przerwał hałas dobiegający zza drzwi do łazienki. Jakaś szamotanina i odgłos tłuczonego szkła...

27 wrzesień 1998, Narrow St. Building Apartment

Leah Marlow

Leah obudziła się stosunkowo późno, ale dzień wcześniej miała "nocną zmianę", która ją wykończyła. Jej mieszkanie na szczęście miało okna od strony podwórza, więc hałas dobiegający z Narrow St. i baru znajdującego się na dole nie był dla niej tak dotkliwy. Jak to w mieście, nadal słyszała szum, rozmowy, trąbienie aut i inne dźwięki miejskiego życia, ale zdecydowanie lepiej słyszeć ich pogłos niż dudnienie tuż pod oknem.

Wstała z łóżka i przeciągnęła się, ziewając. Jakkolwiek ciekawa była wczorajsza robota, dziś czekała ją kolejna i trzeba było się przygotować. Zerknęła na zegarek, było chwilę po 19tej, więc słońce zaczęło już zachodzić, a jeśli nie ma słońca, to Leah pracuje, czy to na taksówce czy w tej "drugiej robocie". Apropo taksówki, przypomniała sobie naglę wczorajszą dziwaczną sytuację której była świadkiem. Auto wjeżdżające w jakiegoś faceta na chodniku, który mimo to wstał i wlazł do restauracji obok miejsca wypadku, cały pokryty krwią. Dziwna sprawa. Podobnie jak zaginięcia i potencjalna epidemia wirusa wścieklizny o której informowali w wiadomościach. Nie to żeby Leah miała czas oglądać wiadomości, ale jako kierowczyni taksówki, wiedziała o wszystkim co działo się w mieście. Czy to od klientów, czy z radia.

Poczłapała do łazienki, zaprzątnięta tymi niepokojącymi myślami. Zajmowała się własnie swoją "poranną" toaletą, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Właściwie to nie zapukał, tylko zaczął walić. Zmarszczyła brwi patrząc na swoje własne odbicie i zastanawiając się kto u diabła mógł do niej pukać. Odkąd tu mieszkała, właściwie nie miała gości i generalnie niewiele osób wiedziało gdzie mieszka. To mógł być tylko ktoś obcy, jakiś sąsiad czy ktoś taki. Postanowiła więc zignorować walenie do drzwi, ale usłyszała je znowu... i znowu... i znowu...

Wściekła że ktoś jej przeszkadza, rzuciła szczoteczką do zębów o umywalkę, wypluła pastę i - wciągając po drodze ciemne legginsy i t-shirt - podeszła do drzwi.

- Kto tam? - zapytała przez zamknięte drzwi. Lipko było zepsute odkąd się wprowadziła. Ktoś zamalował je z drugiej strony markerem.

- Wpuść mnie, proszę! - krzyknął ktoś z drugiej strony i znów uderzył w drzwi - Błagam, oni tu idą!

- Co... Kto idzie? Kim jesteś? - zapytała skonfundowana. Odsunęła się o krok od drzwi i patrzyła z narastającym zdziwieniem zmieszanym z przerażeniem jak drżą od kolejnych uderzeń.

- Leah, proszę, wpuść mnie! Leah! - krzyknął ten ktoś. Kimkolwiek był, znał jej imię. Zawahała się jeszcze przez chwilę, bo w gruncie rzeczy mógł to być każdy, ale skoro znał jej imię, to równie dobrze mógł być to ktoś bliski. Bliski i najwyraźniej spanikowany do granic możliwości.

Nadal się wahając, wyciągnęła dłoń do przodu, odsunęła zasuwę, otworzyła zamek i złapała za klamkę...

27 wrzesień 1998, Ennerdale St.
Yazmin Venegas

Yazmin uskoczyła dosłownie w ostatniej sekundzie, unikając tym samym rozpędzonego samochodu który wjechał na chodnik. Jej instynkt przetrwania nie zawiódł jej i tym razem. Tylko dlaczego u diabła jakiś wariat rozbija się po ulicach Raccoon o tej godzinie? Był dopiero wieczór, wszelkie pościgi i wyścigi zaczynały się dopiero w nocy. Po chwili usłyszała radiowóz na sygnale, który śmignął koło niej, podążając za piratem drogowym. Rzuciła pod nosem niewybrednym epitetem na temat całej sytuacji.

Dopiero co skończyła dwudziestoczterogodzinną zmianę w pracy na Warren Stadium. Była zmęczona, ale ten stan nigdy nie robił na niej wrażenia. Lubiła też pracę w tym miejscu, bo było cicho i spokojnie, a towarzyszył jej tylko jeszcze jeden ochroniarz, który zajmował się monitoringiem. Nie była fanem Marka, zresztą z wzajemnością, więc głownie się mijali. Ona zresztą wolała patrolować stadion w poszukiwaniu potencjalnych wandali, niż spędzać czas z gburowatym murzynem. Stadion nie był używany od kilku tygodni. Właściwie to nie wiedziała po co w ogóle znajduje się on w mieście, bo rozgrywki w footballu zdarzały się tutaj może kilka razy do roku, ale w gruncie rzeczy ją to nie interesowało. Ważne że miała spokój, legalną broń i wypłatę.

Ruszyła dalej wzdłuż Ennerdale St., obeszła stadion i skręciła w wąską uliczkę po prawej stronie. Gdzieś za sobą usłyszała kolejne syreny radiowozu i jakieś krzyki. Nawet się nie odwróciła. Dźwięki dochodziły ze zbyt daleka by jej zagrozić. Po kilku metrach skręciła znów w lewo, w jeszcze węższy przesmyk między dwoma budynkami mieszkalnymi. W wąskiej przestrzeni przed sobą nie mogła wiele zauważyć oprócz ludzi którzy raz po raz przemykali w obie strony głównej ulicy. Nagle poczuła się dziwnie. Coś było nie tak z tym co się działo. Ci ludzie nie chodzili, tak jak zwykle wracający do domu o tej porze. Oni biegali, wte i wewte. I coś jeszcze było nie tak, ale w pierwszej chwili nie potrafiła umiejscowić do końca co takiego. Dopiero po chwili, na wylocie alejki, dotarło do niej że to swąd przypalonego mięsa i włosów, który stety lub niestety, kojarzyła nad wyraz dobrze...


James

Potrząsnął głową po raz ostatni, próbując się ocucić. Przekonany że wygląda na względnie żywego i gotowego na następną kolejkę, podszedł do drzwi łazienki i otworzył je.

- Nie ruszaj się! - krzyknął ktoś, zanim James zdążył choćby zauważyć cokolwiek we wnętrzu baru. Celował do niego jakiś policjant.


- Hej, hej! Spokojnie, nic nie zrobiłem! - odkrzyknął James, podnosząc jednak ręce do góry w geście obronnym.

OST

Policjant westchnął, opuścił broń i odwrócił się w stronę szyby z widokiem na ulicę. James też spojrzał w tamtym kierunku, a to co zobaczył przerosło jego najśmielsze oczekiwania.

Cała ulica pogrążona była w chaosie. Nie widział nikogo, w każdym razie nikogo żywego, ale całe otoczenie sprawiało wrażenie jakby przed chwilą wybuchła tam jakaś bomba. Poprzewracane latarnie, wraki samochodów porzucone na chodnikach, płonące śmietniki, rozbite radiowozy, jakieś wielkie barykady i... ciała. Martwe ludzkie ciała, gdziekolwiek sięgał wzrokiem. Na ulicy, na chodnikach, w porzuconych autach i... no... wszędzie.


- Co tu się... kurwa... dzieje? - zapytał James, ledwo łapiąc oddech. Z trudem wydobywał z siebie dźwięki. Ulicą przebiegła właśnie jakaś kobieta, krzycząc wniebogłosy. Policjant drgnął, jakby chciał jej pomóc, ale tylko się skrzywił i patrzył dalej na makabryczny obraz rozgrywający się przed nim.

- Gdzieś Ty był przez ostatnie dwanaście godzin? - zapytał cicho. Jego głos wyrażał zrezygnowanie i pozbawiony był wszelkich emocji.

James nie odpowiedział. Był w łazience. Nieprzytomny i zalany w trupa. Jakimś cudem ominęło go dwanaście godzin w ciągu których całe to pieprzone miasto zmieniło się w jakieś cholerne pole bitwy czy coś podobnego...


Leah

Gdy tylko drzwi uchyliły się, ktoś popchnął je od zewnątrz i wpadł do środka, popychając ją do tyłu. Zachwiała się, straciła równowagę i wylądowała na tyłku dobry metr dalej. Przed nią natomiast rozgrywała się scena wprost z horroru.

Facet który walił do drzwi i znał jej imię okazał się być konserwatorem budynku. Miał chyba na imię David czy jakoś tak. W gruncie rzeczy nie miało to już najmniejszego znaczenia jak miał na imię, bo właśnie jej sąsiadka, Pani Giovanni, pożerała jego twarz przy akompaniamencie wrzasków, mlasków i mini-fontann krwi tryskających z przerwanych tętnic.


Leah siedziała nadal na podłodze opierając się dłońmi by utrzymać pozycję siedzącą i patrzyła przed siebie jak zahipnotyzowana. Jej ciało odmówiło posłuszeństwa. Obserwowała jak starsza, przemiła, zawsze elegancka Pani Giovanni, teraz ustrojona dla odmiany kawałkami mięsa, skóry i litrami krwi, wgryza się w twarz konserwatora odrywając raz po raz po kawałku skóry.

Prawdopodobnie, gdyby nie to że starsza kobieta w końcu znudziła się swoim posiłkiem, Leah patrzyłaby na tę scenę do końca życia. Swojego, jej czy jego, ale na pewno do któregoś końca. Z amoku wyrwały ją jej oczy i warknięcie, kiedy podniosła głowę i spojrzała na nią. Zaczęła się czołgać, przesuwając swoim ciałem po zniekształconej twarzy Davida i zbliżać do Leah.

W końcu poderwała się, wydając przy tym z siebie niekontrolowany pisk przerażenia. Pobiegła wprost w stronę okna, po drodze łapiąc kaburę z nożem, którą zawsze trzymała przy łóżku. Otworzyła okno na oścież i jednym ruchem znalazła się na zewnętrznych schodach przeciwpożarowych. Odwróciła się jeszcze by spojrzeć na kobietę, która nadal czołgała się w jej kierunku i była już w miejscu w którym Leah przed chwilą siedziała na podłodze.

OST

Zbiegła po schodach, czując jak adrenalina pompuje jej krew do mózgu, zwiastując nieuchronną migrenę. Na kwadratowym, wewnętrznym podwórku było cicho i spokojnie, ale zbiegając zauważyła że w co najmniej kilku mieszkaniach płonie ogień, a kolejne kilka ma wybite szyby. Będąc już na dole dostrzegła kilka ciał leżących w nieładzie na betonowym podłożu i zaparkowanych samochodach. Jej sąsiedzi. Skojarzyła widok z wybitymi oknami. Najwyraźniej musieli skakać.

Chcąc jak najszybciej ulotnić się z tego przerażającego miejsca, przemknęła obok swojej taksówki w stronę bramy wjazdowej. Wybiegając z mieszkania, zapomniała pilota i kluczy. Niestety, aluminiowa brama była zamknięta, a z tego co Leah była w stanie określić stoją po tej stronie, również dość mocno wgnieciona od zewnątrz.

Była w potrzasku... ale czy na pewno? Wróciła się do podwórko rozglądając się. Usłyszała jakiś hałas powyżej i spojrzała tam. Pani Giovanni właśnie wypełzała z okna jej mieszkania na schody przeciwpożarowe. Z drugiego końca podwórka, na jej poziomie usłyszała kolejny hałas i ujrzała mężczyznę, również białego jak ściana i okrwawionego od góry do dołu. Próbowała właśnie przeczołgać się przez maskę zaparkowanego samochodu, wyciągając ręce w jej stronę i jęcząc przeraźliwie.

Leah rozejrzała się, kalkulując szybko swoje możliwości. Zaczynało do niej docierać że nie ma wielkiego wyboru, tylko wrócić po schodach na górę i spróbować szczęścia na innym piętrze, ale Pani Giovanni była coraz niżej... Rozglądając się wokół jej wzrok padł w końcu na kratkę wentylacyjną zamontowaną przy klimatyzatorze. Była drobna, więc miała szansę się zmieścić, a żaden z tych "ludzi" nie mógł tam za nią wejść. Podbiegła do kratki, ściągnęła ją, podważając nożem i zerknęła do środka. Tunel prowadził prosto, a potem rozwidlał się. Wpełzła do środka, licząc na to że jakimś cudem to będzie jej droga ucieczki z koszmaru...


Yazmin

OST


Chaos. To było najlepsze słowo jakim mogła określić to co się działo na głównej ulicy. Po lewej stronie, w poprzek ustawiono barykadę z metalowych siatek, przytrzymywaną przez pachołki i zaparkowane tam samochody. Po drugiej jej stronie stało kilko... ludzi? Byli bladzi, ranni, pokryci krwią i brudem. Wszędzie wokół walały się śmieci, budynki płonęły, a oprócz niej po ulicy biegało kilkoro innych osób, krzycząc, próbując odpalić samochody, uciekając przed tymi bladymi potworami i robiąc przeróżne inne, nielogiczne rzeczy.

Yazmin widziała w życiu wiele, ale to było nowość. Nie dała się jednak ponieść emocjom i panice. Wiedziała że cokolwiek tu się dzieje, musi działać. Rozejrzała się, szukając drogi ucieczki z tego horroru. Gdziekolwiek indziej, byle z dala od tego miejsca. Od jej mieszkania na Narrow St. dzieliły ją jeszcze dwie przecznice, a tam miała nie tylko sprzęt potrzebny na taką ewentualność, ale i bliską jej osobę.

Ktoś na nią wpadł, jakiś facet z wielką torba podróżną przewieszoną przez ramię. Upadł na ziemię odbijając się od niej.

- Co tak kurwa stoisz? Spierdalaj stąd! - krzyknął i pobiegł w kierunku przeciwnym do barykady. Jakkolwiek bardzo nie podobał jej się ton tego gościa, była przekonana że ma rację. Trzeba się było ewakuować.

Wyciągnęła broń z kabury i ruszyła za nim wzdłuż ulicy, omijając wraki aut, śmieci i martwe ciała. Widziała jak po drugiej stronie ulicy jeden z bladych ludzi rzucił się na kogoś i wgryzł w jego szyję. Czymkolwiek byli, stanowili zagrożenie.

Skręciła w następny, stosunkowo pusty przesmyk między budynkami i wyszła na Richmond St. Tutaj sytuacja wyglądała podobnie. Rozbite samochody, ludzie biegający w panice i wszechobecne pożary i śmieci.

Minęła właśnie jakąś grupkę dwudziestokilkulatków pakującą telewizory ze sklepu RTV do białego vana zaparkowanego przy ulicy. Gdyby nie ogrom całej sytuacji, pewnie wywinęłaby młynka oczami. Nie ma to jak zajmować się kradzieżą, kiedy najwyraźniej ludzie mordują się na ulicach miasta...

Dotarła do kolejnego zakrętu. Od domu dzieliła ją już tylko przecznica, ale też przeszkoda. W poprzek ulicy zaparkowany stał wóz strażacki, blokując jej przejście. Wdrapała się na niego po bocznej drabince, upewniła się że nic jej nie grozi i zeskoczyła z drugiej strony. W oddali widziała już front baru znajdującego się pod jej mieszkaniem. Przyspieszyła, chcąc jak najszybciej wydostać się z tego chaosu i najlepiej w ogóle z tego miasta.

Na szczęście cała ulica okazała się pusta, ale tuż za barem spotkała ją niemiła niespodzianka. Ulica była zabarykadowana płonącymi autami. Zastanowiła się chwilę nad swoimi opcjami i cofnęła do baru. O ile pamięć ją nie myliła, znajdowały się tam tylne drzwi prowadzące na podwórze jej budynku mieszkalnego, skąd w prosty sposób mogła się dostać na górę schodami przeciwpożarowymi...


James & Leah & Yazmin

Leah skręciła w prawo, odgarniając sprzed twarzy pajęczyny i kłęby kurzu które utkwiły w wentylacji. Przed sobą widziała światło dobywające się przez kratkę i odetchnęła z ulgą. Doczołgała się do niej, obróciła w duchu dziękując za to że jest tak drobna i potraktowała ją kilkoma kopniakami. Pordzewiałe śruby w końcu puściły.

Wyszła z tunelu i zeskoczyła na dół by znaleźć się w kuchni. Już wiedziała gdzie jest, w barze na dole jej budynku.

Drzwi do kuchni otworzyły się i stanął w nich jakiś facet o wyglądzie względnie przystojnego pijaczka.

- O, cześć - burknął, zmieszany - Tak mi się wydawało że coś słyszę. Tamten kazał mi sprawdzić - wytłumaczył i machnął głową za siebie, jednocześnie wzruszając ramionami.

Leah nie wiedziała kim jest "tamten", ale kimkolwiek byli Ci dwaj, przynajmniej nie próbowali odgryźć jej twarzy. Poszła za facetem do głównej sali i na spotkanie z "tamtym" który okazał się być policjantem. Właśnie otwierała usta żeby zapytać co tu się dzieje i dlaczego on po prostu stoi jak jeleń zamiast coś zrobić, kiedy ktoś szarpnął za przeszklone drzwi wejściowe. Jakaś latynoska w średnim wieku o zaciętym wyrazie twarzy próbowała dostać się do środka. Kiedy drzwi nie puściły, załomotała w szybę.

Policjant spojrzał na nią beznamiętnie, podszedł do drzwi, wyjął z kieszeni klucz i przekręcił w zamku. Wpuścił ją do środka i zamyknął drzwi zaraz za nią.

Odwrócił się do swoich towarzyszy niedoli i potarł dłonią czoło. Jego policyjne radio zatrzeszczało i wszyscy usłyszeli komunikat nadany zniekształconym głosem.

- Do wszystkich jednostek. Odwrót. Powtarzam: Odwrót. Rozkazy szefa Ironsa. Powtarzam: wszyscy ODWRÓT. - radio ucichło...
 

Ostatnio edytowane przez Corpse : 27-05-2020 o 11:25.
Corpse jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:55.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172