Wszedł do sali bankietowej na audiencję i nagle znalazł się kompletnie gdzieś indziej. - What a fuck is going on! - pomyslał, próbując logicznie okiełznać myśli. Przez krótką chwilę myślał, że jest to jakiś przebłysk minionych wspomnień, ale logika całkowicie odrzuciła tę opcję. Przecież Anne Bowsley została przemieniona, gdy Castellego nie było jeszcze na swiecie, ba! Zapewne nie było na świecie nie tylko Tonego, ale zapewne nawet jego prababki i pradziada. Nie zostawało się królową Londynu kilkadziesiąt lat po przeistoczeniu. Cóż zatem mogło spowodować taki obrót rzeczy. Wampir nie był może ekspertem, ale obstawaił, ze to jakiś ponury żart Malkavian, szydercza iluzja Ravnosów, lub efekt tajemniczego rytuału Tremerów. Ale w spisek Tremerów nie wierzył. To oznaczałoby, że Mithras stracił władzę w Anglii. Tak czy owak, ciało Valeriusa w którym się znalazł było odwzorowane idealnie, tylko utrudniając zdezorientowanemu Brujahowi odkrycie tego czego właśnie był częścią. Nagłe ukłucie woli samego Mithrasa pchnęło go do działania. Jeśli bóg-słońce chciał dostać Anne Bowsley to ją dostanie. Brujah spojrzał na konkurencję i kalkulował w myślach: - To się dzieje jakieś czterysta lat wstecz... Cardoza, ten pirat, musi być zatem Lasombrą, tylko oni wtedy władali morzami. Nafesa to Krzykacz jak nic, a Morhampton obstawiałbym, że jest Treadorką. Można by zgrać śmiertelniczce nie tym co najlepsze w każdym klanie, ale zoochydzić się inne... Gdyby tylko móc wystawić na próbę kobiecą próżność, to brak odbicia w lustrze mógłby być nie do zniesienia dla pięknej kobiety i pirata mielibyśmy z głowy. Toreadorzy kochają piekno, po co miałąby zostać kimś z tego klanu, jeśli i tak będą ją szanować za jej urodę? O Brujahah wiesz najlepiej, w koncu to twoja własna krew Tony, nie? Zostaje tylko Valerius i krew Ventrue... A trochę reverse psychology też jej nie zaszkodzi... - Poczynajcie sobie śmiało - kiwnął ręką do konkurencji, gdy kainici skierowali się do zbrojowni, gotować się do krwawego turnieju. Podszedł spokojnie bliżej Bowsley i przemówił: - Jeśli w ogóle stanę w te szranki, wiedz pani, że klan Ventrue nie popiera rozwiązywania problemów barbarzyńskimi szablami. Szanujemy sobie logikę i rozum, czyli jedyne rzeczy które przywyższają twą urodę. Apropos urody, chciałabyś spędzić wieczność nie móc nawet ujrzeć w lustrze swego odbicia? A to cię czeka jeśli zechcesz Jonasa Cardozę. Po co miałabyś dołączać do degenratów, skoro oni tak szanują piękno. Znienawidzą cię jako kogoś najpiekniejszego pośród swoich, ale będą szanować jako kogoś najpiękniejszego spośród obcych. A klan Brujah... Idealiści walczący z wiatrakami, lub prości buntownicy, jedni i drudzy folgujący szałowi gdy tylko mogą z opłakanymi zresztą skutkami. To klan Ventrue jest dla ciebie najlepszym wyborem, ze swoimi zasadami, zrozumiałą etykietą, a przede wszystkim działaniami. Jesteś pani urodzoną liderką, dla ciebie decydować i rządzić. Dlatego, że tobie podobni od nas dołączają, nasz klan jest najbardziej wpływowym. Camarilla należy do nas. Anglia nagina karków przed naszą potęgą i dobrze o tym wiesz. A przecież jesteś typem zwycięzcy i chcesz być pośród zwycięzców Zresztą pomijając wszystko, - nieco teatralnie Valerius kiwnął dłonią: - Najczęściej to klanowi Ventrue trzeba udowodnić, że jest się godnym wstąpienia w jej elitarne szeregi. To sytuacja nadzwyczajna, tylko ze względu na to kim jesteś. Cóż nie wybierzesz jej, to będziesz miała wieczność na to aby żałować. Valerius usiadł obok Lady Anne i podparł podbródek: - No to teraz pooglądajmy te harce innych. |
|
Spoon jako pierwszy z heroldów namacalnie odczuł, że tak naprawdę to nie ma go pośród tych wampirów, że jest czymś w rodzaju ducha, który może dzielić ciało Valeriusa. I... musiał przyznać, że Mitra dobrze to sobie wszystko wykombinował. 6 wampirów wyznaczone jako jeden. Nie przypuszczał, żeby mógł za tym stać ktokolwiek inny. Kiedy ogłoszono, że mają być walki zamilkł. Analizował przeciwników. Stare, silne wampiry. Nie podobało mu się to wcale. Kiedy zaczęły się walki to co zobaczył, również nie napawało go optymizmem. Byli dobrzy. Jeśli… Jeśli miał ich pokonać musiał zaatakować szybko i bezlitośnie. On albo sędzia. Zamienił z Yusufem spojrzenia i gdy sędzia krótko skinął głową wskoczył w ciało Valeriusa. Elizabeth… Poczuł jej ciało blisko siebie. Spojrzał na trzymany przez nią od niechcenia sztylet. Ona… Ona cholera mogła mieć racje. Nie… Nie był tak stary jak ona. Nie miał tyle doświadczenia. No bo ile miał lat? Jakieś sto coś? Cholera nawet nie pamiętał tego swojego spokrewnienia. W sumie gówno pamiętał. Ale nie mógł zawieść Mitry. Nie mógł! -Walcz! – warknął mając nadzieję, że jego strach inni uznają, za złość. I walka się rozpoczęła. Spoon rzucił się na kobietę chcąc to szybko zakończyć, ale ona zrobiła wymach sztyletem przez co musiał się odsunąć. Przy tym działaniu potknął się lekko o jej suknie ale zdołał utrzymać pion. To go otrzeźwiło… Dał sobie czas na "oddech". Jego cały świat zawęził się do walczącej z nim kobiety. Skupił się na płynnych ruchach jej broni przewidując gdzie uderzy sztylet zanim tam się pojawi. Jej ciosy były szybkie bardzo szybkie niczym wystrzały z karabinu. Ale Spoon był cały czas o krok przed nią. A dramaturgi tego starcia nadawał jeszcze fakt, że on sam był "bezbronny". Walczył z wampirzycą pozbawiony jakiegokolwiek oręża. W końcu całe starcie zaczęło przypominać upiorny taniec który pomimo zapalczywych ataków wampirzycy nieprzerwanie prowadził Spoon. Wreszcie nadarzyła się idealna okazja i herold chwycił Elizabeth. Zakręcił nią zupełnie tak jak kot który bawi się upolowaną myszką i… chwilę potem... rozszarpał jej gardło wyrywając kawał mięsa z szyi. Spoon wypluł pozostałość Elizapeth i rzucił ciało pokonanej wampirzycy na podłogę. -Wycofajcie się póki możecie dobrze wam radzę! – warknął prostując się na całą swoją długość i obnażając ociekające krwią kły. Był niekwestionowanym królem tej sceny i postanowił to wykorzystać, by zapewnić im przewagę. |
|
|
Spoon starał się nie patrzeć na ugryzioną przez niego wampirzycę by umysłu nie zmąciły mu wątpliwości. Zrobił to bo musiał wygrać, a ona przeżyła więc nie było o czym dyskutować. I lepiej przygotować scenę pod zastraszenie już po prostu nie mógł. Naprawdę dał z siebie wszystko... Nie powinien mieć do siebie pretensji nawet jeśli reszta tego nie zrozumie. Usunął się pozwalając Tonemu porozmawiać z Anną. Samemu skupił się na obserwowaniu Cardozy i... Ani się obejrzał a już było następne starcie. Tak jak poprzednio nie wybrał żadnej broni i walka się rozpoczęła... Tylko... jakoś nie dla niego. Spoon stał jak zaklęty zdając sobie sprawę że o to sprawdziły się wszystkie jego najgorsze obawy. Wycofał się na chwilę z ciała Valeriusa mając nadzieje że może on sam da radę przełamać czar i gdy to nastąpiło natychmiast wrócił do walki ale... Teraz walczyło mu się źle, nogi miał jak z ołowiu, a ruchy niezgrabne jakby ciało samo z siebie chciało się zatrzymać. W krótce potem dostał w głowę a potem stalo się nieuniknione i Spoon zobaczył lecące w jego stronę ostrze którego nie miał jak uniknąć. Przygotował się na śmierć i poczół rozdzielający ból... Jednak jakimś cudem jego głowa pozostała na miejscu choć mocno sfatygowana. Cardozy wygrał. Ale Spoon i tak był szczęśliwy że to po prostu przeżył. Zaczął lizać rany by móc poprosić o przerwę. Bo potrzebował przerwy. Wszyscy jej potrzebowali. |
Yusuf skinął głową Anne i poprosił o chwilę przerwy. Po trzech minutach wrócił, niosąc ciężki miecz dwuręczny oparty o jego bark. Ze łatwością zrzucił broń ze swojego ramienia i uniósł ją nad prawym barkiem. Był gotów. Gdy tylko Anne dała sygnał startowy natychmiast splunął toksyczną Vitae. Jego morderczy pocisk ominął twarz Nafeesy, gdy ta rozmyła się w chmurę ruchu, ale krew przylgnęła do posadzki, natychmiast wypalając w niej głęboką dziurę. Yusuf nie zraził się niepowodzeniem, natychmiast przechodząc do agresywnego ataku, ale znowu, coś uniemożliwiło mu precyzjne trafienie. Frustracja zaczęła w nim narastać, gdy Nefeesa przeszła do natychmiastowej kontry. Yusuf z trudem wyłapywał ciosy, aż w końcu jeden z nich przedarł się przez jego osłonę, wypalając na przedramieniu Valeriusa płytką, choć bolesną ranę. Sędzia odskoczył od przeciwniczki i obrócił miecz sztychem w dół. - Zwycięstwo jest twoje. - powiedział, ale jeszcze nie skończył z Nefeesą. O nie, miał jeszcze w swoim rękawie kilka sztuczek, musiał tylko znaleźć dobry moment. |
Anna podała oficjalną punktację. Liderem była Nafeesa, Cardoza był drugi. Valerius trzeci. Moorhampton ze skwaszoną miną dziękowała w duchu za to, że ta konkurencja się skończyła i instynktownie unikała osoby Valeriusa. |
Catherine skłoniła się, a potem wyszła na środek sali. Zastygła na chwilę upewniając się, że wzrok pozostałych skupił się na jej osobie. Urosła dłonie i ramiona do góry, wspięła się na pace, odginając naprężone ciało w łuk. Wykonała kilka baletowych póz – wspięcie na palce, uniesienie stopy, piruet - ale to była tylko rozgrzewka. Zaczęła tańczyć. Nie było to żaden klasyczny taniec, żaden z tańców dworskich, których kroki mogli znać. Nie był to tez taniec zmysłowy, erotyczny, nie było w nim uwodzenia. Choć jednocześnie był nim. Była to opowieść. Opowieść o tańcu i życiu. O wszystkich ludziach którzy kiedyś uprawiali tą sztubę. Ciało Catherine wydawało się zmieniać w rytm jej ruchów. Najpierw było ciałem radosnego dziecka, które tańczy dla samej radości poruszania się, bez świadomości, ze ktoś je obserwuje, ba! Bez wiedzy, ze może być obserwowane. Potem było ciałem młodziutkiej dziewczyny, tańczącej dla kochanka. Niewinnej i świeżej. Potem ciałem dojrzałej, pewnej siebie i kobiety, ociekającej świadomą zmysłowością. Potem - ciałem starej kobiety, szamanki lub szeptunki, zaklinającej innych i rzeczywistość. Oderwanej od rzeczywistości dostrzegalnej dla innych, skupionej i wiedzącej więcej. Na koniec Catherine przyspieszyła – jej ruchy następowały po sobie tak szybko, że mniej skupionym trudno było ją śledzić wzrokiem. Rozmywała się, jak smuga światła. Po czym zatrzymała się, w ułamku sekundy – dłonie i ramiona uniesione sylwetka wyciągnięta na placach, ciało naprężone i wygięte w łuk. |
|
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:37. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0