Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-01-2021, 17:53   #101
 
Sorat's Avatar
 
Reputacja: 1 Sorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputację
Jacek, Julia i Nika pod płotem cz. 2

W międzyczasie Ulyanova stukała zawzięcie paznokciami po ekranie telefonu, a jasny blask urządzenia oświetlał zaciętą i coraz mocniej zirytowaną twarz dziewczyny, która coraz mocniej zaciskała pełne usta, rzucając szafirowymi oczami błyskawice w parę bezużytecznych belfrów. Jej palce żyły za to własnym życiem, pisząc szybką wiadomość.

Cytat:
Do: Kucuś <3
KUCUŚ NIE IDŹ TAM GDZIE BYŁA HALMAN! UCIEKAJ JAK NAJDALEJ. GDZIE JESTEŚ?!!!! MY GDZIE BRAMA ZAMKNIETA DO LASU. Z JACEK I NIKA
Rosjanka złapała się na tym, że przez obrzydzenie nie może nawet patrzeć na Turleckiego i tego drugiego żałosnego psiego syna, biedaka. Chciało się jej płakać, myśli uciekały do Bastiana co wywoływało paroksyzmy cierpienia na pięknej twarzy, więc aby nie się nie rozklejać, należało sięgnąć po złość. Złość była dobra aby trzymać fason.
- Może Królik umrze… jak Bastian - warknęła zimno, na sekundę odklejając spojrzenie od szklanego ekranu, ciskając grom koło głowy wychowawcy. - To by było sprawiedliwe. Ty suczy synu uciekłeś i go zostawiłeś. Ty kurwo, ty śmieciu bez honoru i godności. Ty ścierwo… ty der'mo! Ty blyat… ty...shlyukha. Ty pyatno ot rvoty na kuche navoza! - dalszą tyradę przerwał dźwięk przychodzącego smsa. Brunetka westchnęła z ulgą, bo to znaczyło że Amanda żyje.

Cytat:
Od: Kucuś <3
Gdzie jesteś laleczko? Nie wychodź, chodź gdzie kantorek! Poznałam siostry Bastiana, znałaś go najlepiej, pomogą nam. Boję się o ciebie... Jeśli ktoś zabił jego, to mogą chcieć i ciebie, one mają jakieś moce.
- Siostry… - przeczytała szeptem, a pod powiekami zadrapały ją łzy. Co miała powiedzieć siostrom Bastiana? Jak w ogóle mogła im spojrzeć w twarz i… sama nie wiedziała. Talia kart w staniku grzała skórę, dając siłę żeby nie rozkleić się do końca. Szybko odpisała przyjaciółce:

Cytat:
Do: Kucuś <3
Ja cala a Ty cala? My juz ida. Tu cos bardzo zlego sie dzieje. NIE PODCHODZ DO AGATY. Ona ma jakas ortysza w srodku. Jak demon. Ty musi uwazac. Trzyma sie, my w drodze!
- Idziemy do kantorku - powiedziała cicho i o dziwo spokojnie, patrząc na Jacka i Nikę - Tam Amanda i siostry Bastiana… my chyba… musimy z nimi pomówić. I zabrać Amandę gdzie bezpiecznie. My jej nie możemy ostawić tak… samej.

Nieznane bestie czy ludzkie pierdolenie - dla Szumnej wybór był prosty, męczyło ją niemożliwie zamieszanie zgotowane przez istoty ponoć pochodzące z tego samego gatunku co ona. Paląc w spokoju papierosa spoglądała na ciemną granicę lasu, myśląc że jeśli oto ma przed sobą prawdziwe pole minowe, byłaby to pierwsza atrakcja losu, która ją trochę rozerwie… ale nie mogło być tak dobrze i prosto. Z pewnością spotka ją coś tak banalnego i nudnego, jak tylko banalne i nudne mogą być nieszczęścia. Cudze nieszczęścia, bo przecież chcąc dobrze Dżuma ściągała na okolice jedynie śmierć.
- Wy idziecie - odpowiedziała Rosjance, gdy ta skończyła mówić. Mechanicznym, sztywnym ruchem obróciła głowę w jej stronę, ignorując podchodzących nauczycieli - Ty i Gołąbek dacie sobie radę. Macie broń - ruchem brody wskazała na siekierę chłopaka, potem przeniosła spojrzenie na Julię - Macie motywacje. Dacie radę.

- Prrr, czekaj… czekaj - Rosjanka uniosła nagle brwi i ręce, chociaż nie odważyła się dotknąć blondynki. Zamarła z dłonią dwadzieścia centymetrów od jej ramienia. Oczywiście że była wściekła i zrozpaczona, ale daleko jej było do nienawiści.
- A ty gdzie pójdzie? - spytała, opuszczając ramiona - D-daj spokój Nika, my w tym razem siedzimy. Chodź, nie odchodź. Zostań… proszę.

- Pracuję solo -
blondynka mruknęła, sięgając po drugiego papierosa. Po namyśle odpaliła go szybko. - Będzie bezpieczniej dla was jak odejdę…

- To był wypadek
- Julia weszła jej w słowo, zaciskając z całych sił pięści. W oczach stanęły jej łzy. - Ty nie jesteś potworem, nie myślę tak. Zostań… nie ma Bastiana, a teraz chcesz mi zabrać siebie? Jak możesz? - usta jej zadrżały - To niesprawiedliwe.

Szumna sapnęła krótko.
- Nic nie jest sprawiedliwe. Możemy jedynie starać się, by było logiczne. - odpowiedziała pustym głosem, wydmuchując dym gdzieś w bok. Mogłaby jeszcze walczyć, próbować szczęścia, bo żadne fatum nie istnieje z zewnątrz. Fatum jest tylko w sercach: przychodzi chwila, kiedy się poznaje własną niemoc. Wtedy błędy pociągają ludzi ku sobie jak otchłań. Należało do tego nie dopuścić.
- Jeżeli siostry Ceyna są tutaj i wiedzą co się dzieje łatwiej to z nich wyciągniesz sama - stwierdziła, patrząc Rosjance w twarz - Odjebałam ich bratu fatality, chuj czy to wypadek. Liczy się efekt, nie intencje - wzruszyła ramionami dość sztywno - Halmann też do mnie ma wąty, nie do was. Spierdalajcie - kiwnęła brodą w kierunku kantoru - I to kurwa przeżyjcie. A ty jej pilnuj - na koniec popatrzyła na Jacka.

Do tej pory Jacek nasłuchiwał. Starał się rozeznać, czy Dąb-Słonicka nadal woła o pomoc. Być może nie dopadły jej żadne siły ciemności, a jedynie zabłądziła? Noc zastała ją, gdy szukała Marty Perenc. Choć księżyc dawał sporo bladej poświaty, nie był w stanie przedrzeć się przez gęstwinę liści. Gołąbek bił się z myślami…
Z myśli wyrwały go dopiero słowa Bereniki. Wybałuszył niebieskie oczy, spoglądając to na Szumną, to na Julię. W swej poczciwej naiwności nawet nie brał pod uwagę, że blondynka miała coś wspólnego ze śmiercią Ceyna. Sądził, że dziewczyny takiego go po prostu znalazły, a potem nie było już czasu na zadawanie pytań. Nie wiedział co o tym sądzić i nie było czasu na dywagacje. Nie z jego wadą wymowy. Nie wspominając już o tym, że jak Berenika na coś się uparła to konia z rzędem temu, kto by ją przekonał.
- Uw… Uważaj. Jest cie… ciemno w lesie i mo… mo… możesz łeb rozbić i bez wie… wie… wiedźmy.
Zaraz potem Jacek spojrzał na Rosjankę.
- Nie mo… nie mo… nie możemy iść środkiem. Belfry nahałasowały. Poza tym nie… nie… Nie ufam siostrom Ce… Ce… Ceyna.
 
__________________
Hypocrite.
Lunatic.
Fanatic.
Heretic.
Sorat jest offline  
Stary 21-01-2021, 18:04   #102
 
Sepia's Avatar
 
Reputacja: 1 Sepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputację
Jacek, Julia i Nika pod płotem cz. 3

- Złego diabli nie biorą - Berenika dmuchnęła dymem do góry, a pod kapturem zalśniła para szarych, zimnych oczu. Nie był to dobry błysk. Zgoda Gołąbka ją uspokoiła, tak samo jak brak niepotrzebnych pytań przez które czułaby się jak na przesłuchanie, a tego nienawidziła.
- Otwórz bramę - wskazała fajkiem kłódkę blokującą przejście do lasu - Zgarnę tych dwóch idiotów i narobimy hałasu - w jej drugiej dłoni pojawił się podłużny, ciemny przedmiot długości dłoni. Kliknął metalicznie zamek i w świetle księżyca błysnęło ostrze noża - Odwrócimy uwagę. Nie spierdolcie tego… i uważajcie. Nie wierzcie we wszystko co mówią. W razie czego najszybciej i najefektywniej uderzyć w skroń - ręka z fajkiem wpierw wskazała siekierę, potem własny bok głowy. Dziewczyna cały czas patrzyła na Jacka poważnie - Nożem przebijasz szczękę od dołu, i pchasz pionowo, najlepiej zaraz obok kości żuchwy, ale uważaj żeby nie połamać ostrza. W razie czego zmiażdżone kolano spowolni balast na tyle aby dać wam czas uciec. Nie baw się w sentymenty, ani delikatność. - zrobiła krótką przerwę na rzucenie peta na ziemię i zgaszenie go butem - Przeżyj. Oboje przeżyjcie. Reszta to detal.

Ulyanova pokiwała krótko głową, a potem westchnęła cicho.
- Ty też uważaj i… - urwała nie wiedząc co więcej powiedzieć. Robiło się jej zimno z każdym kolejnym zdaniem blondynki. Jej porady brzmiały dość przerażająco w zestawieniu ze spokojnym głosem jakby opowiadającym w jaki sposób złożyć meble z Ikei.
- Uważaj Nika - powtórzyła, aby następnie posłać Jackowi blady uśmiech - To się przekradnijmy. Jak na filmach akcji. Albo… nie wiem. My muszą komuś zaufać, czemu nie siostrom Bastiana? To tak jakby… my chyba trochę teraz rodzina - położyła rękę na brzuchu. - A ty jesteś ze mną. Poradzimy sobie.

Jacek przez moment spoglądał na Berenikę jak zahipnotyzowany. Niełatwo przychodziła mu rozmowa o zabijaniu bądź unieszkodliwianiu ludzi. W tym wypadku nazwisko pasowało do właściciela. Ale czy aby na pewno? Na ułamek sekundy chłopakowi mignęły przed oczami wydarzenia ze snu…
- Ja… Zrobię co… co trzeba.
Jąkała kiwnął nabożnie głową. Upewnił się, że nikt nie stoi przy nim zbyt blisko, po czym wziął szeroki zamach. Wiedziona krzepkimi łapami siekiera z trzaskiem rozwaliła kłódkę. Jacek rzucił ostatnie spojrzenie Berenice.
- Graj sprytnie - powiedział nad wyraz płynnie. Zaraz potem zaaferowane spojrzenie powędrowało w stronę Julii. Przy okazji zdał sobie sprawę, że kompletnie ignoruje nauczycieli. To uczucie wydało mu się niesamowicie oczyszczające duchowo…
- Bastian mówił o… o… Czerwiu. Budka. Rzeka. - zaczął mówić pojedynczymi słowami, gdyż było mu łatwiej. - Siostry. Nie wiem. Pułapka?

Rosjanka odruchowo dotknęła piersi na wysokości wewnętrznej kieszeni, gdzie trzymała talię kart. Pogłaskała je przez materiał.
- Pułapka… albo ostatnia szansa dla nas. - posmutniała, wbijając wzrok w ziemię i dokończyła szeptem - Chyba chciał… ten ostatni raz… na sam koniec - przełknęła ślinę i sapnęła, prostując dumnie kark oraz plecy - Przekonamy się, co nam zostaje? - puściła Jackowi oko, po czym pokonawszy obrzydzenie zwróciła się do nauczycieli - Tam w lesie coś się dzieje, pani Słonicka krzyczała o pomoc. Nika chce to sprawdzić. Pan ma apteczkę - spojrzała na Turleckiego - Masz apteczkę, pokaż wreszcie że masz jaja i zobacz czy nie trzeba jej tu przynieść bo po ciemku nogę złamała. Od Bastiana uciekłeś jak śmieć i tchórz… tym razem bądź mężczyzną. A pan - popatrzyła na starego belfra - Niech też idzie im pomóc. Tam się kto rozsądny przyda. My z Jackiem wrócimy do punktu medycznego i poczekamy. Po nocy nie będziemy się włóczyć, bo to niebezpieczne. Jeszcze sie kto potknie i nogę złamie albo zgubi. Jak pani Królik i Maja wrócą, to my powiemy co i jak - obiecała siwemu dziadowi.

Szumna zrobiła nieokreślony ruch jakby chciała wyciągnąć rękę, ale w połowie drogi się rozmyśliła i tylko poprawiła kaptur, naciągając go głębiej na łeb. Z kieszeni bluzy wyjęła Ipoda, stuknęła parę razy w ekran, aż wreszcie skierowała ekranik ku ziemi, świecąc nim jak miniaturową latarką. Bez słowa przeszła parę kroków, aż stanęła w bramie. Wtedy też obróciła się przez ramię.
- Jacek. Łap - głośniejszy, suchy ton przeciął nocne powietrze. Zaraz za nim w kierunku chłopaka po łagodnym łuku poleciał kawałek metalu.

Jacek chwycił kastet w lewą rękę i skinął głową w podzięce. Nie spodziewał się po Berenice takiej bezinteresowności. Wyglądało na to, że naprawdę zależało jej, aby przeżyli. Miał już scyzoryk, siekierę i kastet… A bał się, że nie wykorzysta dobrze ani jednego z tych przedmiotów. Nie chciał jednak dać tego po sobie poznać.
Nie był przekonany do pomysłu szukania Amandy, sióstr Ceyna i przekradania się do składziku. Wolałby przeczekać całą noc z dala od teatru działań, ewentualnie spokojnie pomaszerować na południe… Jednakże Julia wydawała się bardzo zdeterminowana. A nie tak go matka wychowała, żeby porzucać w środku nocy ciężarną dziewczynę, na terenie opanowanego przez demony ośrodka.
Jacek był gotów iść z Rosjanką, gdziekolwiek zechce.

Pan Turlecki i pan Nowicki wreszcie dotarli do uczniów. Poruszali się powoli, bo Sylwestra dopadła dławica. Cały pobladł na twarzy i musiał co chwilę zatrzymywać się, aby odetchnąć i uspokoić się. Zdawało się, że nie był kandydatem do eksploracji lasu. Przynajmniej nie w tej chwili, musiał trochę odpocząć. Jednocześnie spowalniał pana Piotra, który bał się go zostawić samego. A nuż przewróci się, zasłabnie i zrobi sobie krzywdę.
- Pani Bernadeta? - zapytał, kiedy dotarli do uczniów. - Czy aby na pewno nie zmyślacie? - zapytał. - Co Bernatka miałaby robić w lesie? Poza tym nie podoba mi się twój język, młoda damo - rzekł do Julii chłodno. - Po wszystkim porozmawiamy sobie, oj porozmawiamy - dodał oschle. - Nie takich manier uczymy w Janie Chrzcicielu.
- Cichaj, Piotrusiu, cichaj. Skoro tak mówią, to ja im wierzę -
powiedział pan Sylwester. - Na szczęście mamy z sobą latarki, możemy wejść w las - dodał. - Skoro musimy, to musimy.
To były dwa solidne reflektory, które trzymali w dłoniach. Dobrze rozświetlały mrok wiązką skoncentrowanego, jasnego światła. Tymczasem w lesie kolejne gałęzie poruszyły się.
- Kurwa! - wrzasnęła Dąb-Słonicka. Była przestraszona, co kompletnie nie pasowało do jej charakteru. To jej się bali. - Osz kurwa!
Sylwester pobladł.
- Masz swój dowód, Piotrusiu. Nie możemy zwlekać z pomocą…

Jeśli Julia i Jacek chcieli zmykać, to był to dobry moment.

Wykorzystali go więc w pełni. Ulyanova przyłożyła palec do ust i złapała Jacka za rękę, powoli ciągnąc go w tył, aż zniknęli w mroku, chyłkiem przemykając z powrotem w stronę obozu.
- Będzie dobrze - dziewczyna szeptała do chłopaka, mocno ściskając jego dłoń. Cieszyła się, że jest ciemno. Mrok ukrywał łzy płynące po twarzy.

Szumna za to została na miejscu, odwracając frontem do dwóch belfrów i patrzyła na nich spode łba.
- Idziemy - rzuciła krótko, choć po chwili przemyśleń wyciągnęła rękę do starszego mężczyzny - Pan da to światło i trzyma się za mną. A pan - tu odwróciła twarz do Turleckiego, ręką z nożem wskazując ciemne wejście do lasu - Wychowawca idzie przodem. Czas zarobić na swoją pensję.
 
__________________
Nine o nine souls - don't do this
Nine o - no more pain now
Nine o nine souls - it's easy
I'm gonna take on all your battles
Sepia jest offline  
Stary 23-01-2021, 08:18   #103
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Amanda zmartwiła się, kiedy Alan nagle stracił przytomność. W dodatku Katia od początku była dla niej opryskliwa, podkreślając jej beznadziejność i bezużyteczność. Nastolatka starała się to ignorować, choć faktycznie, zaczęła zwracać uwagę na nauki Katii. Być może gdzieś w głębi siebie miała potrzebę bycia lepszą. Przydatną.
- Na pewno jest ok? On odpłynął. - dopytała niepewnie, niemal pod nosem, nie chcąc też rozpraszać dziewczyny.
Katia robiła dobrą minę do złej gry.
- Ale oddycha - powiedziała. - Myślę, że gdyby stało się coś złego, to byśmy już wiedziały. Jak dla mnie to regenerująca drzemka.
Przesuwała świecącymi dłońmi tuż nad złamaną nogą chłopaka. Wnet zachrzęściło i chyba rzeczywiście kość zaczęła się nastawiać.
- Widzisz?! To działa! - Ceyn uśmiechnęła się szeroko do Amandy. Ale went uspokoiła się. - No pewnie, że działa. Oczywiście, że działa.

Amanda uśmiechnęła się słabo. Dosłownie kilka minut temu pomyślałaby, że Katia jest pewna swych zdolności, zarozumiała, wyniosła, egocentryczna. Na ułamek sekundy dostrzegła w niej człowieka. Gdyby nie brutalnie zamordowany Mateusz, pewnie starałaby się zrozumieć dziewczynę. Aktualnie jednak starała się przeżyć i nie chciała mieć tak silnego wroga. “Wybacz Mati…”, westchnęła w myślach. Uwadze blondynki nie umknęli przemykający w tle Wiesław i Ali. Nastolatka zamachała do nich krótko ręką.
- Ali, nic ci nie jest?! Dziewczyno, uważaj na siebie, nie powinnaś być sama teraz! Chodź tu do nas, razem sobie poradzimy! - zwróciła się nieco głośniej w kierunku arabki, ale szybko ściszyła głos aby dodać do Katii - To koleżanka, jest po naszej stronie. Wolałabym, żebyśmy trzymali się jakoś razem, przyjechało nas tu więcej… - wyjaśniła krótko - Czego dokładnie mnie chcesz nauczyć? I czemu?
Katia spojrzała niechętnie na Al-Hosam i Wiesława. Bez wątpienia wydawała się mocno uprzedzona.
- Obydwoje śmierdzą - mruknęła pod nosem, na co Amanda zareagowała zdziwieniem. Zmarszczyła czoło kontynuując - Obydwoje w inny sposób. Nie czujesz tego? - Kucyk jedynie pokręciła przecząco głową, choć nie była pewna, czy nie zrobiła tego odruchowo. Akurat Wiesław jej śmierdział i to wręcz nieziemsko obrzydliwie. Nie przyznała tego jednak, wolała milczeć. Katia jeszcze przed chwilą chciała ich zabić, wcześniej pozbawiając życia Mateusza. Nie była godna zaufania. Nie powinna. Ceyn mówiła dalej, gdyż z ust jej towarzyszki nie wydobyło się nawet westchnięcie.
- Sama nie wiem, czego dokładnie chcę cię nauczyć, ale powinnaś chociaż być w stanie dostrzegać takie rzeczy. A czemu? Bo sama przez całe życie byłam taka jak ty. Czołgałam się po tym świecie niczym gąsienica i zdawało mi się, że jestem motylem - mruknęła Katia. - Widzę w tobie odbicie siebie - dodała, po czym spuściła na chwilę wzrok. - Poza tym sama mówiłaś, że Sebastian ci pomagał. Jeśli on to robił, to pewnie miał jakiś powód. Mam nadzieję, że dostrzegł w tobie coś prócz tego, że jesteś po prostu ładna. Ale uwierzę jak zobaczę.

W tym czasie Czartoryski krzyknął przed siebie, całkowicie ignorując Amandę i idąc w stronę, w którą krzyczał spokojnym tonem.
- Adrian przyjacielu, to ja Wiesław. Przyszedłem z przyjaciółką Aaliyą, a widzę, że ty poznałeś kogoś nowego. Dobry wieczór, nazywam się Wiesław Czartoryski, a pani godność?

Amanda była szczerze zaskoczona. Nie spodziewała się, że jest tutaj ktoś jeszcze, do kogo on gadał? Blondyneczka wstała na równe nogi, wyprostowała się, zaczęła rozglądać ostrożnie. Jej ciało drgnęło pod wpływem głosu Katii, która spojrzała na nią.

- Wyprowadź stąd tych dwóch zjebów - powiedziała. - Daleko. Bo zepsują mi leczenie Alana - mruknęła. - Czuję, jak jej energia rośnie… spójrz na nią. To… to coś, czego do tej pory nie widziałam. Muszę dokończyć spokojnie leczenie twojego chłopaka, inaczej nie wiem, jakie będą tego konsekwencje. Z jakiegoś powodu twoja przyjaciółka chce mi spuścić wpierdol. I nie, żebym jej się dziwiła, mam wielu wrogów. Ale to nie jest na to odpowiedni moment. Wypłosz ich, kurwa! - mruknęła. “To nie jest mój chłopak”, przemknęło krótko przez myśli Amandy, ale bardzo szybko o tym zapomniała. Ceyn już i tak zdekoncentrowała się przez moment, a wtedy Wiaderny jęknął przeciągle. Bardzo niepokojąco. Zdawało się, że Katia nie żartowała.
- I jeszcze jedno… uważaj również na niego. Jeśli już mam się kogoś bać, to arabskiej kurwy. Ale i z nim jest coś bardzo nie w porządku - najwyraźniej Ceyn podzielała to samo zdanie, co wszyscy inni znajomi Amandy. A przynajmniej zdecydowana większość. Blondynka pokiwała głową na znak, że zrozumiała

Amanda nie stała i nie przyglądała się tępo, kiedy Katia uniosła na nią głos. Nie chciała co prawda jej służyć, ale doświadczyła mocy, jaką włada i nie chciałaby jej się drugi raz narażać. Poza tym, dziewczyna robiła coś pomocnego, więc warto było to wykorzystać.
Nastolatka odbiegła truchtem, nie widząc innego wyjścia, jak zaufać Katii. Zaufać komuś, kto zabił Mateusza i chciał zabić ich; no ale jakoś przeżyli, prawda? Dlatego zerwała się do krótkiego truchtu w stronę Arabki.


* * *


- Nadia - odpowiedziała Wieśkowi tajemnicza dziewczyna. - Nadia Ceyn.
- Wycofaj swoją kurwę!
- krzyknęła błyskawicznie. - Bo go zabiję!

- Nie wiem, czy Alan zlecił dziewczynom zabójstwo Sebastiana Ceyna, czy nie, ale Adrian, ja i Aaliyah nie mieliśmy z tym nic wspólnego. Do tego wystawili Adriana, bo mieli go chronić, a nie chronili i sam tu wylądował działając z polecenia tamtego typa, Alana, na którym właśnie twoja bliźniaczka odprawia jakieś rytuały.


Po tych słowach Amanda poczuła ukłucie w okolicy mostka. Ścisnęło ją w gardle. “Co za pierdolony gad”, pomyślała. Skupiła się jednak na Ali. Po pierwsze, naprawdę się o nią martwiła, a po drugie szczerze pragnęła, aby noga Alana została uleczona.


* * *


- Ali, jak dobrze że nic ci nie jest - Amanda rzuciła się na Arabkę obejmując ją krótko. Gdy się oderwała i spojrzała jej w oczy, widać było zapłakaną i smutną twarz dziewczyny - Marta na pewno by chciała abyśmy o siebie dbały teraz, gdy jej nie ma obok… - przerwała na chwilę widząc nietypowe zachowanie u koleżanki. Rozmawiały w tym samym czasie, gdy Wiesław mówił. I, co gorsza, nie przestawał.
- M-marta - Ali szepnęła w odpowiedzi. Zdawała się nie do końca kontaktować ze światem. Z jej oczu płynęły łzy. Skóra dziewczyna zdawała się tak ciepła, jak gdyby rozpalały ją promienie pustynnego słońca. Amanda musiała ustawić się bokiem, gdyż piasek zaczął zacinać w jej twarz. Na szczęście żadne ziarenka nie wpadły do oczu. To było dziwne. Co prawda znajdowali się nad morzem, ale plaża była daleko. Nie mogło wiać z jej strony...
- Hej, skarbie… - Amanda kontynuowała. - Spójrz na mnie, nie bój się. Wszystko będzie ok, jakoś temu zaradzimy, trzeba tylko myśleć, co się mówi dobrze? Ja ci pomogę teraz, spokojnie. Spokojnie Ali, musimy jeszcze znaleźć Martę, nerwy nam nie pomogą, musimy… Musimy być silne, dobrze? Proszę… - Amanda odwróciła się przodem do Nadii i Adriana. Zasłoniła Ali swoim ciałem. Niestety, Czartoryski próbował dogadać się z Nadią w sposób bardzo niewłaściwy. Wręcz obrzydliwy.

- Amanda! Co zrobiliście Halmann po tym jak bezceremonialnie rzuciliście zwłoki Sebastiana przed nią, a my uciekliśmy stamtąd?

Nadia bez wątpienia nie spodziewała się takich pytań. Przeniosła wzrok na piękną Sabotowską. Zmarszczyła brwi, czekając na jej odpowiedź…

***

Wiesław dobrze wiedział, że Amanda i Alan nie mogli mieć nic wspólnego ze śmiercią Sebastiana. Byli wtedy wszyscy razem na tym samym zebraniu, na którym był on. Tak samo jak Jacek. W dodatku, po wniesieniu ciała, Amanda od razu zemdlała, czego świadkiem Wiesław również był. Dlatego też, tak szczerze, nigdy nie widziała czegoś głupszego. Jego słowa świadczyły o nim i to źle. Chciał zrzucić na kogoś winę, skazać ich na śmierć… Tak po prostu. Nie dbał o nikogo, tylko o swoją dupę. Był obrzydliwym, obślizgłym gadem. Jak można być takim idiotą?

Wnet rozpoczęła się ostra wymiana zdań. Mówiła głównie Sabotowska, ale Czartoryski wchodził jej w słowo, próbując odpowiedzieć na bieżąco. Piękna dziewczyna jednak nie zatrzymywała się i mówiła dalej. To był harmider. Nadia stała w dali, oglądając spektakl dwóch aktorów. Oraz cierpiącej pośrodku Aaliji.
- Co ty pieprzysz typie?! Czy ty masz mentalne problemy? - uniosła się Amanda w złości.
- Odpowiedz lepiej na pytanie co zrobiliście z Halmann - stwierdził spokojnie Wiesław. Amanda chyba dawno nikt jej nie zadziałał na nerwy tak, jak Czartoryski.
- Najpierw omotałeś Ali, osaczając ją jak jakiś totalny psychol, a teraz jeszcze oskarżasz wszystkich swoich kolegów z klasy o morderstwo, aby wyślizgnąć się żywo jak jakaś parszywa glizda?! Czym ty do kurwy nędzy jesteś, posrańcu?
- Wszystkich nie. Świat nie kręci się wokół waszego gangu.
- powiedział Wiesław, ale jej nie przekrzykiwał, bo nie było po co. Dziewczyna nie przerwała:
- Od początku wiesz wszystko o wszystkim, wiesz co tu się dzieje, wiesz jakie zadawać pytania, na co uważać, na co zwracać uwagę jak unikać zagrożenia, o którym nawet nie mieliśmy wcześniej pojęcia!
- Nie wiedziałem, że ktoś chciał zabić Sebastiana Ceyna, ale to zrobił
- dodał Wiesław spokojnie, ale tak, żeby Nadia go słyszała. Poza tym pilnował, żeby Aaliyah nie wybuchła energią Allaha. Agresja Amandy pogarszała sytuację. Dziewczyna kontynuowała:
- Wiedziałeś nawet, że Alan rozmawiał z Sebastianem mimo iż nie było cię przy tym!!
- Bo myślę? Poza tym Alan przyznał się do tego jak go zapytałem.
- Wiesława rozbawiły nerwy Amandy. Niczego nie rozumiała i była praktycznie oderwana od rzeczywistości. Mogła być przydatna jako agent chaosu, ale w tym momencie trzeba było jakoś ją przehandlować za życie Adriana. To uczciwa cena. Ale Amanda nie przestawała mówić:
- Wiesz ciągle wszystko i wykorzystujesz innych dla własnych korzyści, z kim jesteś w zmowie?! Po której stoisz stronie, posrańcu?! - Amanda nie trzymała już nerwów po tym wszystkim, co Wiesiek wygadywał. Było to dla niej chore, nie mieściło się w głowie, a jej reakcja na to wszystko była szczera.
- Z pewnością nie po stronie morderców Sebastiana Ceyna. - odpowiedział jej.

To wszystko miało wyglądać zupełnie inaczej. W umyśle Amandy ta scena wyglądała lepiej i kończyła się lepiej. Mogła zrobić to lepiej i naprawdę szczerze chciała. Jednak to, co robił Czartoryski wyprowadziło ją z równowagi.


W jej głowie wszystko wyglądało inaczej

- Nadiu, tak? - zwróciła się w końcu do stojącej dalej dziewczyny, wciąż osłaniając Ali swoim ciałem i głaszcząc ją wyciszająco po dłoni - Tutaj jest twoja siostra, Katia. Pomaga mi, tak jak swego czasu pomagał mi twój brat. Zróbmy tak, że my teraz podejdziemy do Adriana i przysięgam ci, że on nic złego nie zrobił, nawet nie jest świadomy co się stało. A ty podejdziesz do swojej siostry. Po tym, ja zaprowadzę was do osoby, która była bardzo bliska sercu waszego brata i razem znajdziemy winnego tego zamieszania. Dobrze? - Amanda starała się uspokoić, choć stojący obok Wiesław sprawiał, że miała ochotę kogoś zamordować. Kucyk wyciągnęła telefon i odczytała wiadomość od Julii. - Ali, zamknij oczy i oddychaj głęboko. Wdech i spokojny wydech, ok? I powtarzaj tak, spokojnie skarbie. Uratujemy wszystkich i znajdziemy Martę. Mi też jej brakuje, uwierz mi. Nie jesteś sama Ali, nie jesteś, nie byłaś i nigdy nie będziesz. To była tylko szkoła, nie myśl o tym jak wszystko odbierałaś wtedy, pomyśl o tym, że trzymam cię za rękę i niedługo Marta chwyci cię za drugą. Przepraszam, że krzyczałam przed chwilą, ale nie mogę słuchać, jak ktoś tak bezczelnie próbuje ratować swoją skórę poprzez skazanie na śmierć mnie, Alana i każdego innego w naszej szkole. Rozumiesz Ali? Każdego mogą zabić jego słowa, jego słowa. Przez niego… Mogliśmy umrzeć. Jeśli Nadia mi nie uwierzy, a Katia teraz zwątpi, to zginiemy. I nie będzie to twoja wina. Tylko jego.



* * *

Aaliyah załkała. Opadła na kolana i przyłożyła dłonie do uszu. Nienawidziła tego. Przypominały jej się kłótnie rodziców, po których matka zawsze dostawała od ojca. Po głośnym harmidrze zapadała cisza, a Al-Hosam dusiła się w tej ciszy. Równoległy wrzask Wiesława i Amandy przywoływał najgorsze wspomnienia. Znów czuła się jak mała, zagubiona dziewczynka, która nie ma na nic wpływu. Co gorsza, budziła się w niej dziwna, obca siła. Smakowała niczym palące języki słońca. Niczym szkarłat krwi i płomieni. Słyszała rytmiczny zaśpiew Imamów w swoim umyśle. Pochyliła głowę.
- Fadżr. Zuhr. Asr. Magrib. Isza.
Cichutko nuciła te słowa pod nosem, ale Wiesław i Amanda nawet tego nie zauważyli. Tak bardzo byli zaabsorbowani sobą, że nie dostrzegli stanu, w jakim znajdowała się dziewczyna… którą mieli się opiekować.

Z Adrianem również zaczęło się coś dziać. Jego ciałem targały torsje. Mięśnie brzucha wyginały się, jak gdyby chłopakowi zbierało się na wymioty. Oczy Fujinawy zaczęły łzawić. Próbował powstrzymać nudności, ale ciężko było.
- Proszę, nie - szepnął. - Nie chcę upaść. Nie chcę spadać. Boję się otchłani - jęknął.
Zdawało się, że to nie Nadia wywoływała dziwny stan Azjaty, gdyż zdziwiona spoglądała to na niego, to na trójkę uczniów. Jeszcze nie odzywała się. Głównie dlatego, bo miała nadzieję, że w awanturze między Sabatowską i Czartoryskim wypłynie, kto naprawdę zabił jej brata Sebastiana. Trzymała jednak karty w pogotowiu. Nie była tylko pewna tego, w którym momencie powinna ich zacząć używać…

* * *

Amanda miała dość słuchania tego, jak ten wieśniak wpierdala się między każde jej słowo, mimo iż nie zrobiła ani chwili przerwy, w trakcie gdy mówiła, ten dalej sobie brzęczał. Brzęczał pod nosem jak mały, obślizgły gad. Napierdalał jęzorem tak, że miała ochotę mu go wyrwać. Jeśli Katia nie sprowadziła Amandy na złą stronę i nie zdołała przekonać jej, aby użyła zwłok Mateusza jak swojego sługusa, to Wiesław swoim zachowaniem sprawił, że miała ochotę już na wszystko, co złe. Nie panowała nad sobą. Nie potrafiła po tym, co on robił. Sprawiał zagrożenie każdemu wokół, przede wszystkim swoim pierdoleniem. Bo pierdolił i to jeszcze w sposób, który im wszystkim zagrażał. I był na tyle zdebilały, że nie zdawał sobie z tego sprawy.

Tak, Amanda była na granicy. Nie wytrzymała. Ruszyła naprzód. Pragnęła chwycić Czartoryskiego śmiecia za chabety i rzucić się na niego, powalając na ziemię. Chciała usiąść na nim okrakiem, blokując ruchy. Zacząć trząść nim jak ścierą bez opamiętania, to w górę, to w dół, żeby każdy gwałtowny ruch powodował uderzenie potylicą o twardą glebę.
- Zamknij… kurwo… ten… swój… tępy… ryj. Ty podła gnido i kurwo zeszmaciała, psychopato! - wrzeszczała. Pragnęła wziąć ręką grudę ziemi i wepchnąć chłopakowi do ust, aby go uciszyć.

Wiesław całe życie był przygotowany na atak… ale czy miał refleks, który mógłby pozwolić mu zareagować dostatecznie szybko? Jego taktyka była prosta: nadziać Amandę na nóż, który trzymał w kieszeni kurtki. Potem “przytulić ją” jednym ramieniem, dociskając do trzymanego ostrza. Ból szybko wpłynąłby na jej stan umysłu. Na pewno chciałaby wygrać ten w mniemaniu Wiesława nierówny pojedynek z uzbrojonym przeciwnikiem z większym doświadczeniem bojowym niż lata jej życia.
- Jak przejęliście kontrolę nad Amandą?! - zdążył jeszcze retorycznie wrzasnąć. Wiesław był zaskoczony nagłym atakiem dziewczyny. Pewnie od początku była kontrolowana przez magiczne bliźniaczki. Jego wzrok przeskoczył z Adriana, poprzez Nadię na Aaliyę…

[media]http://www.youtube.com/watch?v=4Js-XbNj6Tk[/media]

Dziewczyna ostatkiem sił zdążyła doczołgać się do nich. Chyba już od jakiegoś czasu próbowała to uczynić.
- Nie! - krzyknęła.
Jej głos był zachrypły, jak gdyby krzyczała od zbyt długiego czasu. To było dla niej za dużo. Wspomnienia toksycznej relacji w domu między rodzicami. Które nałożyły się na chwilę obecną oraz tragiczną awanturę między dwójką ludzi, których uwielbiała. Całe życie tkwiła w środku pomiędzy dwiema ścierającymi się potęgami.
Na dodatek była rozdzierana od środka przez istotę, której nie rozumiała. Dziwna, obca świadomość budziła się w niej, a ona mogła jedynie to obserwować. Nie szło na to zaradzić. Z kolei z zewnątrz napierała na nią silna, czarna, gęsta energia płynąca z Nadii. Drugie jej źródło znajdowało się w kantorku.
To była ogromna presja. Największa w życiu dziewczyny.
Dlatego nawet nie zastanawiała się i rzuciła się naprzód między Wiesława i Amandę.

Dostała w twarz grudą ziemi w pięści Amandy. Okropnie ją wykrzywiło. Ale w tej samej chwili nadziała się na nóż Wiesława, który wydobywał z kieszeni. Nawet nie krzyknęła. Wrzask nie powstał w jej krtani. Ostrze zagłębiało się między jej żebra, dziurawiąc płuco. Oczy zalśniły czerwienią. Podobnie jak jej fioletowa koszulka. Plama na niej powiększała się z każdą sekundą. Czartoryski trzymał rękojeść, którego ostrze dygotało. Było coraz gorętsze, coraz czerwieńsze. Rozpalało się.

Tymczasem Aaliyah pomimo całej sytuacji uśmiechnęła się smutno. Cieszyła się, że zdołała nie dopuścić do tragedii. Nic nie zdarzyło się Wiesławowi ani Amandzie. Tylko to się liczyło. Jej własne życie nie miało dla niej wartości od dłuższego czasu. Była w stanie oddać je dla ludzi, którzy mieli dla niej tak wielkie znaczenie.

Dotknęła lewą dłonią przyjaciółkę. Pogłaskała ją po policzku.
- Amanda - szepnęła. To słowo, to imię… zabrzmiało niczym pożegnanie. Blondynka na chwilę zamarła. Jej reakcja jednak nie była tak emocjonalna, jak zapewne byłaby jeszcze parę godzin temu. Czuła jak… Przestaje czuć.
Sabotowska przypomniała sobie o tym, jak niegdyś pośrednio doprowadziła do zadźgania nożem sprzedawczyni w sklepie. Jeszcze niedawno ten koszmar zadręczał ją w autobusie. Historia zatoczyła koło i trafiła do tego samego punktu. W śnie wybrała nóż, nie otyłość. Tyle że koniec końców okazało się, że ten nóż nie był przeznaczony dla niej. Był przeznaczony dla Aaliji…
Wywołało to w blondynce rzekę przemyśleń. Nie były one jednak tym, czego spodziewaliby się po niej przyjaciele. Wewnątrz Amanda przestała już czuć. Nie potrafiła odczuwać samej siebie. Czy w ogóle istniała? Derealizacja i depersonalizacja; tak określiłby jej aktualny stan jej psychiatra. Niestety nie mogła teraz liczyć na jego pomoc.

Następnie Al-Hosam obróciła się w stronę Wiesława. Jego również pogłaskała po policzku. Wygięła się, jakby chcąc go pocałować, ale nie miała już na to siły. Rozkaszlała się. Krew spływała między jej wargami.
- Wiesław - szepnęła. To słowo, to imię… zabrzmiało niczym pożegnanie.
W dużych oczach Aaliji Czartoryski dostrzegł odbicie ich wspólnej przyszłości. Tej, o której Al-Hosam marzyła i która miała nigdy nie nadejść. Wiesław ujrzał, jak przechadzają się po molo, trzymając się za rękę. Jak stoją w kościele tuż przed księdzem i wymieniają się obrączkami. Jak przytulają się w szpitalu, a ich pierwsze wspólne dziecko zaczyna rozkosznie kwilić pomiędzy ich ciepłymi ciałami.

Ta wizja rozproszyła się, kiedy Aaliyah nie miała już dłużej siły trzymać się w pionie i zwaliła się do przodu. Wiesław wciąż trzymał mocno rękojeść, więc ostrze wysunęło się z ciała Al-Hosam. Strugi krwi zaczęły wypływać z podziurawionej Arabki. Dopiero wtedy Czartoryski puścił nóż. Palił go zarówno dosłownie, jak i metaforycznie.

Nadia poruszyła się lekko.
- Nawet nie muszę nic robić - szepnęła. - Wy sami się nawzajem zabijacie…
Jej oczy były szeroko rozwarte. Adrian zwalił się obok i łkał.

- P-pro… szę… - tymczasem Aaliyah wyharczała.
Nie mogła mówić, bo zarówno krew zalewała jej gardło, jak i czuła narastającą duszność.
- O-oby to nie p-poszło na m-mar… - zakaszlała. - B-bądź… c-cie… d-dla sie… bie…
Zaczerpnęła oddech po raz ostatni w życiu.
- ...dobrzy - przy tym ostatnim słowie akurat się nie zająknęła.
Następnie zamknęła oczy i zastygła. Śmierć zaczęła wdzierać się w jej ciało, wyduszała z niej wszelkie ciepło. Niczym wrogi najeźdźca opanowała wszelkie układy po kolei. Zagarnęła Aaliję Al-Hosam w swoją kościstą, bezlitosną garść.

Amanda odkopała nóż poza zasięg Wiesława. Co prawda Wiesław pomyślał o tym, żeby go przechwycić, ale Amanda była szybsza ze swoim kopniakiem. Blondynka zrobiła to odruchowo, nienawidziała noży. Każdy kto nosił przy sobie nóż całkiem “ot tak”, musiał być zły i mieć w głowie naprawdę potworne myśli.
Śmierć Ali była poruszająca, ale nie tak jak śmierć innych wokół. Nie dlatego, że była mniej ważna, tylko przez to, jak teraz Amanda się czuła. Nawet ciężko było konkretnie stwierdzić “co” czuła, bo chyba była to zwykła pustka. Wielka, czarna dziura, w której nie odnajdywała samej siebie, nie rozumiała i nie uważała już tego za rzeczywistość. W koszmarze wybrała nóż i teraz ten sam nóż pojawił się w dłoniach tego świra. Więc czy to była kontynuacja?

- Ty… Ty ją zabiłeś! - wydarła się Amanda i zrobiła krok w tył. Potem kolejny. - Zabiłeś… Tak samo jak wtedy w sklepie, to nie ja miałam broń, to nie ja przelałam krew. ZNOWU CHCECIE MNIE W COŚ WROBIĆ! - szalony krzyk blondynki uniósł się po całym ośrodku. Chciała pomóc, próbowała zrobić coś dobrze, prawidłowo i słusznie… Ale czy na pewno się obudziła? - Chcecie… To nie jestem ja. To nie ja… ODEJDŹ STĄD I WYJDŹ Z MOJEJ GŁOWY MORDERCO! - coraz głośniejsze wrzaski blondynki rozdzierały bębenki uszne. W jej głowie mieszała się rzeczywistość z marą, nie była do końca pewna, czy to co się stało w ogóle miało miejsce. Czy było prawdziwe. Potrzebowała potwierdzenia, kogoś komu ufała, a otaczał ją jedynie psychopata i dwie wariatki. A może sama była wariatką? Czy Ali… Naprawdę nie żyła?

Sabotowska po tych krzykach, chwilę stała oniemiała. Potem padła na kolana obok ciała Arabki. Niezdarnie próbowała zatamować krwawienie, potem zrobić masaż serca, potem sprawdzała puls, miała wrażenie, że czuje oddech, że ten piasek co przed chwilą przeleciał jej obok twarzy i wplątał się w długie włosy, wciąż łaskocze jej skórę. Wszystko to było mylne. Ona naprawdę nie żyła.
Jeszcze przed chwilą pragnęła znaleźć Martę i do tego czasu pomóc Ali. Potem byłoby łatwiej. Nieważne jednak jak bardzo się starała, nic jej się nie udawało. Wszystko zrobiła źle. Chwyciła dłoń Al-Hosam i zastygła w bezruchu, a jej martwe spojrzenie utkwiło w ślepym punkcie. Tym razem nie płakała. Nie było to zależne od tego, kto umarł, ale od tego ile już tych śmierci widziała. W tak krótkim czasie spadło na nią tyle okropieństw. Czuła, że… Już nic nie czuje. Pustka była jedynym uczuciem i choć dało się to sklasyfikować jako “uczucie” ciężko było stwierdzić, że je wyraża. Pustka była bowiem kompletnie niczym. Emocje blondynki wyparowały choć na moment. Nie czuła siebie, nie czuła otoczenia. Ułożyła dłoń Aaliji na jej sercu, zamknęła powieki. Wstała na równe nogi. Nie zauważyła gdzie zniknął Wiesław, w uszach jedynie słyszała szum, była zamroczona. Z zakrwawionymi rękami wróciła do Katii i Alana. Uklęknęła przy chłopaku w milczeniu. Kiwnęła Ceyn głową, martwe spojrzenie przeniosła na Wiadernego. Chwyciła jego zimną dłoń w swoje ciepłe, zakrwawione ręce. Czekała aż obudzi się zdrowy.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 23-01-2021, 09:57   #104
 
Anonim's Avatar
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Thumbs up Być człowiekiem. Część I

Fragmenty "Wspomnienie?" dzieją się w głowie Wiesława i nie zabierają żadnego czasu w świecie gry. Koncept "darmowej akcji". Jakby ktoś z istnieniem tego tła nie zgadzał się albo nie rozumiał koncepcji to piszcie na nieobchodzimnieto@berdyczow.pl albo listownie na adres targowiska w Berdyczowie.

Natomiast z uwagi na ujawnienie w głowie Wiesława ludzi z jego przeszłości (albo ich wspomnienia albo chorobę psychiczną albo kimkolwiek oni są), drobną szansę, że komuś będzie chciało się to czytać i na prośbę MG tutaj jest lista osób występujących w tej deklaracji (z punktu widzenia Wiesława):
"Teraz"
- Katia - robi rytuał nad Alanem, wróg Wiesława, bliźniaczka Nadii
- Alan - nieprzytomny złoczyńca
- Amanda - pomagier Katii i Nadii
- Mateusz - dawniej złoczyńca, a teraz rozkładające się ścierwo
- Nadia - wulgarna szmata z magią i kartami tarota, wróg Wiesława, bliźniaczka Katii
- Adrian - zakładnik Nadii, krewny Wiesława, trzeba mu pomóc
- Aaliyah - dziewczyna Wiesława, wrażliwa na magię

"Wspomnienia?"
- Małgorzata "Gosia" Potulicka - dawna kochanka Wiesława, głównie z nią rozmawia w tych fragmentach
- "Dzierżyński" - niemalże potwór, który jednak zdołał dostosować się do warunków pokoju, a przynajmniej jej mrocznego fragmentu
- Krzysiek - przedwojenny kryminalista, a w czasie wojny bohater, patriota i opiekun małego Tymka; zwraca się do Wiesława per "Panie Prokuratorze"
- Tymek - dziecięcy żołnierz, sierota; przeżył i widział masakrę swojej rodziny co wyrzuciło go poza nawias cywilizowanego społeczeństwa czasów pokoju; uratowany przez Krzysia, działają razem
- Kara - dawna kochanka Wiesława z duszą tak dziką jak i jego
- Inni? - jest sugestia istnienia innych

Jednocześnie, przypadkowo lub nie, piątka wyżej wymienionych może być rozumiana w kontekście symbolicznym. Da się ich ułożyć w krzyżu przeciwieństw z centralnym punktem.



Wiesław zmartwił się, gdy spostrzegł, że Aaliyah miała coraz większe problemy z oddychaniem. Koniec był już bliski. Koniec ich podróży - dotarli niemalże do furtki prowadzącej na ścieżkę do nadmorskiej osady.
- Wiesiek... nie podoba mi się to... - stwierdziła cicho - Czujesz to, co ja? Wszystko wokół tętni energią. Często widzę duchy. I mam wrażenie, że to jest coś dużo bardziej intensywnego. Boję się. A z drugiej strony... czuję złość. Ta złość rozpala mnie. Babka wstydziłaby się, spoglądając na mnie w tej chwili. Uczyła mnie rzeczy, o których miałam nigdy nie mówić. Ale Allah potrafi się bronić przed złem. A ja mam go w swoim sercu. - odetchnęła głęboko - Czujesz to samo, co ja? - dodała szeptem. Wiesław spojrzał Aaliyi głęboko w oczy. Coś działo się w jej duszy. Jej oczy ponownie stały się czarne, ale tym razem panowała nad sobą. Czy jednak rzeczywiście? Czy ponownie coś nie zajmowało miejsce kierującego jej działaniami, a ona stawała się pasażerem we własnym ciele. Wiesław delikatnie ścisnął dłoń Aaliyi.
- Wiem. - powiedział, po czym dodał - Niech złość tobą nie kieruje, a i jeszcze nie czas na nią. Pomożemy Adrianowi. Spokojnie.
W kącikach oczu Ali pojawiły się łzy.
- Ale najgorsze jest to… że to nawet nie jest moja złość. Nie mam powodu się wściekać. A i tak czuję, jak się we mnie wzmaga. Dziwne, obce uczucie, które nie rozumiem. Nie wiem, skąd się wzięło.
Wiesław spostrzegł, że dziewczyna tak mocno zacisnęła pięści, że wbiła paznokcie w skórę dłoni aż do krwi.
- Allah! Nie ma boga, jak tylko On. - Aaliyah wypowiedziała jakby była fanatykiem przemawiającym do tłumu - Żyjący, Istniejący! Nie chwyta Go ni drzemka, ni sen. Do Niego należy to, co jest w niebiosach, i to, co jest na ziemi! - dziewczyna ze strachem przykryła usta dłonią. Wyglądało to tak jakby nie ona kontrolowała swoje własne usta. Ktoś lub coś przemawiało przez nią. Była wyraźnie zdezorientowana co tym bardziej zaniepokoiło Wiesława. Gdzieś w tle Amanda krzyknęła coś do Aaliyi, ale ani ona, ani Wiesław nie słuchali. Wnet twarz towarzyszki Wiesława przybrała inny wyraz. Jakby w swym wnętrzu toczyła walkę. Gniew konkurował ze strachem i zwyciężał, ale najprawdopodobniej tylko jedno z tych uczuć było dziewczyny. To przegrywające.
Niestety dla dziewczyny przyszli w to miejsce, żeby uratować Adriana. Niestety przekonała do tego Wiesława, choć ten pierwotnie chciał siedzieć po prostu w domku nr 3... a ona chciała wyjść. Mogła być bezpieczna, a wybrała niebezpieczeństwo. Z drugiej strony dla Wiesława to nie był większy problem. Pierwotnie miał zamiar i tak podróżować po ośrodku w nocy niczym „człowiek mucha” w Wejściu Smoka. Nie był jednak doświadczony w akcjach ratunkowych - to nie była jego działka. Podobnie jak ochrona. Dwa elementy, które teraz były niezbędne. To mogło zakończyć się jedynie źle. Niewielkim pocieszeniem była deklaracja dziewczyny, że jest gotowa umrzeć u jego boku. Nie chciał jej śmierci. Nie chciał niczyjej śmierci. Czartoryski krzyknął w stronę Adriana i dziewczyny stojącej nad nim. Miał nadzieję, że usłyszy to Amanda i zda sobie sprawę z kłopotów Adriana. Oczywiście nadzieja ta była irracjonalna, bo dzieciaki z klasy nie słynęły ze swoich zdolności rozumowania. Były co prawda wyjątki, ale Amanda do nich nie zaliczała się.
- Adrian przyjacielu, to ja Wiesław. Przyszedłem z przyjaciółką Aaliyą, a widzę, że ty poznałeś kogoś nowego. Dobry wieczór, nazywam się Wiesław Czartoryski, a pani godność? - Wiesław powiedział w sposób z pewnością zrozumiały dla aktualnego stanu umysłowego Adriana. Dodatkowo starał się zachować kulturę wobec tej najwyraźniej wrogiej czarodziejki. Jeżeli była jedna rzecz, której najbardziej nienawidził spośród wszystkich rzeczy, których nienawidził (a lista była naprawdę długa) to była to magia. Magia była nieprzewidywalna i niebezpieczna dla wszystkich, a w tym i użytkownika. Dziewczyna przed nim musiała być szalona tak samo jak i jej siostra bliźniaczka kombinująca coś z Amandą nad nieprzytomnym Alanem i przy zwłokach Mateusza. Wiesław po cichu miał nadzieję, że pomimo szaleństwa ta będzie miała w sobie trochę kultury przynajmniej tak miała dyrektorka Halmann. Wraz z Aaliyą przybliżyli się do Adriana i stojącej nad nią dziewczyny.
- W-wiesław… - przemówił Azjata. Jego czarne włosy powiewały lekko na wietrze - Z twoich słów wynika, że ta dama nie jest twoją przyjaciółką, c-co nie? - tymczasem dziewczyna błyskawicznie znalazła się nad Fujinawą. Spojrzała skoncentrowanym wzrokiem na Aaliyę, która z kolei wpatrywała się uporczywie w nią.
- Nadia. - powiedziała dziewczyna - Nadia Ceyn.
Milczała przez chwilę. Włożyła dłoń do kieszeni i wyciągnęła z niej talię kart. Tymczasem Al-Hosam zasyczała, a wszystkich owionął powiew ciepłego, pustynnego powietrza. Po źdźbłach trawy zaczęły toczyć się ziarenka piasku. Zlewały się z sobą w strużki.
- Wycofaj swoją kurwę! - krzyknęła Nadia - Bo go zabiję!
Pojedynczym ruchem nadgarstka rozprostowała w wachlarz talię Tarota. Aaliyah powoli zaczęła podnosić do góry dłoń… “Ja ci kurwo dam kurwę.” - pomyślał sobie Wiesław i pojawiła w nim się tak wielka nienawiść, którą mało kto umiał odczuwać we współczesności. A jednocześnie chciał podziękować tym bliźniaczkom za usunięcie jednego śmiecia, którego truchło aktualnie leżało przy tej drugiej i Amandzie. Do tego coś wstępowało w Aaliyę co nie było związane z tymi dwoma dziewczynami. Gadała coś o Allahu i twierdziła, że to nie jej złość… to odwołanie jednak oznaczało, że…
- Czemu zawsze wracasz do tej chwili? - powiedziała słodkim głosem ładna blondynka. Wiesław dobrze ją znał. Miała na imię Gosia. Pięć dni wcześniej skończyła czterdzieści lat, ale Wiesław nie uczestniczył w jej urodzinach.
- Bo to był pierwszy raz kiedy uświadomiłem sobie, że mój umysł zaczął działać na przyspieszonych obrotach.
- Kochałeś mnie.
- Nie zaprosiłaś mnie.
- Sam wiesz jak wyglądasz.
- odpowiedziała i uśmiechnęła się do niego. Uśmiech ten potrafił stopić najgrubsze lody złości. Jak to robiła? To była jej tajemnica, ale już nie jednemu złamała serce. To było silniejsze niż ona. Dosłownie to była jej natura i to pociągało Wiesława. Jak pewnie wielu mężczyzn przed nią i po nim. Zdawała się uosabiać wszystko co piękne w cywilizowanym świecie. W każdym razie tym razem chciał sam przed sobą pokazać, że jest silniejszy niż ten najbardziej urokliwy uśmiech jaki w życiu widział. Jego wzrok powędrował na stół, na którym leżała gazeta z krzyżówkami. Ze zdziwieniem zaczął widzieć jak litery same ułożyły się w odpowiedź. Wystarczyły chwile, żeby zobaczyć pytania, a odpowiedzi same wizualizowały się, aby odcyfrować ostateczną odpowiedź.
- Za górami za lasami.
- Co?
- To jest odpowiedź tej krzyżówki.
- Przecież nie jest rozwiązana, widziałeś ją wcześniej?
- Nie. Teraz. Przez chwilę jak tylko spojrzałem na nią.
- po tej deklaracji spędzili kilkanaście minut nad krzyżówkami. Gosia pokazywała mu krzyżówki ze starych gazet, a on je błyskawicznie rozwiązywał. Później poświęcali czas, żeby spisać odpowiedzi i za każdym razem potwierdzała się wizja Wiesława.
- No dobrze. Przekonałeś mnie. Ale czemu teraz wróciłeś do tej chwili?
- Bo muszę pomyśleć, a z tobą jest... sama wiesz jaka jesteś.
- Zdzirowata?
- zapytała zalotnie ponownie prezentując ten swój uśmiech. Dla wzmocnienia efektu odrobinę powiększyła swój dekolt okazując większą część swojego dużego biustu. Wiesław roześmiał się, a ona wraz z nim. Poprawiła swoje ubranie, a on powiedział:
- Mądra.
- Och. To najbardziej interesuje mężczyzn.
- stwierdziła z sarkazmem
- Niektórych tak. Mnie interesuje. I dlatego jak muszę pomyśleć to zagłębiam się w tych wspomnieniach. - wyjaśnił, a ona natychmiast odpowiedziała:
- Ostatnio jak zastanawiałeś się to mówiłeś do tej dziewczynki, którą tak intensywnie dziś podrywałeś. Nie wstyd ci? Jest taka młoda... egzotyczna, ale młoda...
- Ty też jesteś dużo młodsza niż ja.
- Ale jak poznaliśmy się to byłam starsza niż ona. Czy ty, aby nie wykorzystałeś niedoświadczenia tej dziewczyny? Kim ona tak naprawdę jest dla ciebie?
- No... przecież wiesz co mówiłem do niej w domku. Wiesz też, że nie kłamałem. A ona jest wyjątkowa, bo jest tak mądra jak ty... może mądrzejsza.
- Och. Powinnam obrazić się?
- A chciałabyś?
- Nie. Ale to trochę brzmi jak wymówki. A jakby miała parę lat mniej, ale byłaby tak samo mądra to byś całował się z nią?
- Nie...
- Wiem co myślisz. Legalna.
- No legalna...
- Czytałeś 199 tego nowego?
- zadała retoryczne pytanie, oczywiście, że czytał.
- No, ale...
- Ale, ale, ale. Rób tak dalej, a kiedyś znajdziesz jeszcze młodszą i równie mądrą.
- Nie jestem tu po to, żebyś mnie oskarżała. Wyjątkowa sytuacja.
- A będzie jakaś wyjątkowa sytuacja z młodszą?
- Dość. Nie będzie. Kara też miała tyle co teraz Aaliyah i jakoś po niej aż do teraz nie było żadnej nastolatki w moim życiu.
- Wiesław kontynuował swoje tłumaczenia, a przecież dobrze wiedział kto tłumaczy się: winny. Prawda była taka, że odczuwał lekkie wyrzuty sumienia. Mogły powiększyć się z biegiem czasu. W głębi serca cieszył się, że Aaliyah - w przeciwieństwie do wspomnianej Kary - to dobra dziewczyna. Nie bzykała się z kim popadnie. Prawdopodobnie będzie uprawiała seks tylko z mężem. W jakiś dziwacznych marzeniach Wiesław miał nadzieję, że dziewczyna zostanie jego żoną i zestarzeją się razem. No, przynajmniej ona zestarzeje się, bo on miał z tym problemy od czasu wypadku. Ach i obiecał jej pomóc w sprawie z duchami. Oczywiście zamierzał dotrzymać słowa, choć obecnie ich szansę na przeżycie oscylowały blisko zera procent.
- Och nie oceniaj ich tak słabo. - Gosia roześmiała się - Będzie mi brakowało tych dialogów.
- Mi też.
- Chcesz, żebym rozebrała się?
- zapytała nagle, a Wiesław zaskoczony szybko odpowiedział:
- Nie.
- Chcesz być jej wiernym nawet w myślach? Jakie to romantyczne. Jakbyś był jakimś nastolatkiem.
- Przy niej czuję się młodo.
- Och, to jakbyś się czuł młodo, gdyby ona była młodsza.
- Odczep się z tym.
- Och jaki drażliwy. Tak tylko śmieję się. Ale poważnie nie masz takiego wrażenia, że chciałbyś być jej ojcem?
- Nie. Możemy zakończyć ten temat? No jest dużo młodsza, ale jest w legalnym wieku, a mi rzadko kiedy podobają się jakiekolwiek nastolatki, więc nie. Nic mnie nie ciągnie do młodszych i te aluzje stają się irytujące.
- Masz wyrzuty sumienia i dlatego takie wątpliwości pojawiają się.
- Dobrze. Ale tak jak mówiłem: Aaliyah to dobra dziewczyna.
- Wiesław powtórzył, a Gosia przykryła dłonią swoje usta i zaczęła chichotać. Wciąż zatykając swoje usta rzuciła coś co brzmiało jak słowo „Zboczeniec.” i chichotała dalej. Wiesław opuścił głowę i utkwił wzrok w czerwonym dywanie. Gosia po chwili uspokoiła się i pocieszyła swojego rozmówcę:
- Oj tam. Nie martw się. To były tylko pocałunki. - a Wiesław wciąż ze spuszczonym wzrokiem odpowiedział:
- Tak. - a Gosia natychmiast dodała:
- Z dzieckiem. - i wybuchła szyderczym śmiechem. Wiesław czuł, że zapada się coraz głębiej w czerwony dywan. Może rzeczywiście zapomniał się przy tej dziewczynie. Ale przy Aaliyi można było bardzo łatwo zapomnieć się. Nawet biorąc pod uwagę pomoc duchów to ogarniała swoje życie bardzo dobrze, choć chciała ze sobą skończyć. Oczywiście Wiesław mógł wmawiać sobie, że pomagał dziewczynie, ale to go zupełnie nie tłumaczyło. Ostatecznie ręka Gosi wyciągnęła go z dywanu. Przytulili się stojąc przy sofie, a następnie wrócili na swoje miejsca. Tym razem szczerze pocieszyła go:
- Żartowałam. Aaliyah jest prawie dorosła, a faktycznie to pewnie już jest dorosła biorąc pod uwagę jej dojrzałość i, jak słusznie zaobserwowałeś, zdolności umysłowe. Wyróżnia się na tle tej klasy.
- Oto nie trudno.
- Myślę, że zakochała się w tobie.
- Tak, ale pewnie jej szybko przejdzie.
- No nie wiem. Jaka inna siedemnastolatka zakochałaby się w takim... osobie w bardzo dojrzałym wieku jak ty?
- Jakaś, która... jak to ona ujęła... w każdym razie jakaś, którą pociąga niebezpieczeństwo. Trochę to przypomina te wszystkie laski, które ciągną do recydywistów, ale Aaliyah jest za mądra na takie coś. A jednak coś we mnie zobaczyła.
- Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? Też zobaczyłam.
- Pamiętam. Też jesteś wyjątkowa.
- Myślisz, że ją kochasz?
- Nie wiem, ale... całowałem ją jakbym ją kochał.
- A mnie?
- Ciebie?
- No mnie.
- Nie żyjesz.
- Ale... jak żyłam...
- Wtedy tak.
- To jest dyskryminacja wobec upośledzonych życiowo.
- Nagle jesteś upośledzona? Co to w ogóle za zwrot?
- Och było w jakimś opowiadaniu o żywych trupach. Czytasz naprawdę kiepską literaturę ostatnimi czasy.
- Wczuwałem się w rolę siedemnastolatka.
- I jak wyszło?
- Większość klasy mnie nienawidzi i nie zna, a pozostali tylko nie znają.
- Wspaniała robota. Powinni ci dać medal za brawurową infiltracji wyjątkowo niebezpiecznego środowiska licealistów z jakiegoś gównianego warszawskiego liceum wmawiającego im, że są elitą.
- Śmiejesz się, ale zabili jednego nauczyciela.
- Milusińscy.
- Tak. Możemy teraz pogadać o tym co aktualnie dzieje się?
- zapytał Wiesław, a Gosia wstała i poszła do kuchni przygotować herbatę. Wiedziała, że to będzie dłuższa rozmowa. Była zaskoczona wyznaniem Wiesława. Co prawda w jego wspomnieniach miała do czynienia z Karą, ale Kara jaka była taka była. Ale, że poderwał Aaliyę w kilkanaście godzin? Wiesław mógł osiągnąć wszystko jakby nie lenił się. Mógł być najbardziej popularnym chłopakiem w klasie, ale zamiast tego wybrał jakieś bzdury o omijaniu kłamstw i w rezultacie całkowicie się odizolował od wszystkich utrudniając sobie całą misję. Nawet nie zbliżył się do dzieciaka, którego miał chronić. Działał z ukrycia i tak wolno, że byłoby to wolne nawet dla ślimaków. I nagle w dzień wycieczki nabrał przyspieszenia i próbuje wszystko przebrnąć niczym Mario naćpany gwiazdką. Po dłuższej chwili Gosia wróciła do Wiesława z herbatą.
- No dobra. Opowiadaj. - powiedziała, gdy już swoim kształtnym tyłeczkiem rozsiadła się w fotelu. Wiesław upił łyka i zaczął swoje przemyślenia:
- Dziś zobaczyłem trzy energie magiczne. Najpierw jakaś staruszka, „babcią Ceyna”, używała wiedźmowej magii ludowej na Marcie Perenc, a teraz Aaliyah nagle została opętana przez coś mówiącego o Allahu i emanującej energią z jej ciała...
- ... pięknego ciała...
- dopowiedziała Gosia, a Wiesław tylko spojrzał na nią karcącym wzrokiem. Kobieta dłonią i skinieniem głowy przeprosiła, a Wiesław kontynuował:
- ... no i jeszcze jest tarociana magia, wiesz taka jak z początku wieku. Tego poprzedniego.
- Może Kara wiedziałaby coś na ten temat?
- Być może, ale nie chcę z nią teraz rozmawiać.
- Boisz się co ona powie o Aaliyi?
- Wiesz co to oznacza?
- Wiesław zignorował ostatnie pytanie i wzamian naprowadził rozmowę ponownie na właściwe tory. Wiesław chwalił inteligencję Gosi, ale ta do tej pory nie zaprezentowała się zbyt dobrze. Dał jej jednak szansę.
- Brama została otwarta.
- Brama została otwarta.
- powtórzył za kobietą.
- To po co jesteś w Rowach?
- No albo zostałem wystawiony albo moi zleceniodawcy nie wiedzieli o tym otwarciu i nawet jeżeli teraz wiedzą to utrzymali mnie w ciemnocie.
- Jakiego ty dziwnego zwrotu używasz? Tego z kłamstwami kosmosu...
- Kłamstwa drapieżnego kosmosu.
- Tak. To może ten drapieżny kosmos właśnie przelewa się do naszej rzeczywistości? W sensie do świata żywych... Nie mógłbyś mnie wskrzesić?
- A chcesz?
- Tak.
- To możliwe, gdyby ojciec wrócił. Większość jego badań po śmierci mamy poszła na cel przywrócenia jej do życia. Nie sądzę, żeby ojciec zarzucił swoje badania przez czas, który spędził po drugiej stronie. O ile oczywiście rozmawiałem z ojcem, a nie z jakimś przebierańcem. Jesteś pewna?
- Tak, ale żebym miała ciało takie jak miałam trzydzieści lat.
- stwierdziła rezolutnie, a Wiesław przekazał jej złą informację:
- Nie wiem jak to działa. Prawdopodobnie powróciłabyś w swoim ciele takim jakie było bezpośrednio przed zgonem.
- A ja nie zmarłam w wieku siedemdziesięciu ośmiu?
- Tak.
- To pieprzę takie wskrzeszenie!
- pierwszy raz podniosła głos. Była szczerze oburzona. Co jej po tym jak wróci skoro wróci w starym ciele, które zaraz umrze? Gdzie tu interes?
- Zobaczę co da się zrobić.
- Kara ma łatwiej...
- powiedziała zamyślona z lekką nutą zazdrości. Część jej żałowała, że nie zginęła w te nieszczęsne czterdzieste urodziny. Przez kolejne dekady jej życie zebrało dużo więcej nieszczęśliwych chwil niż szczęśliwych. Wiesław zdawał się wiedzieć o czym ona myśli i pozwolił jej zanurzyć się we wspomnieniach. Sam nie do końca rozumiał w jaki sposób Gosia ma wspomnienia z czasów, w których już nie kontaktowali się ze sobą. Nie bardzo wiedział kim były te istoty i czy w ogóle istniały, czy tylko były wytworem jego wyobraźni. Pierwsza była Kara i żadne z tych „wspomnień” nie ma żadnej wiedzy o życiu Wiesława sprzed poznania Kary (w sensie tej z pewnością prawdziwej, żywej Kary). Być może wszystkie były po prostu aspektami Kary? Ale to nie ma sensu, bo Kara niemalże nie miała nic wspólnego z Gosią. Poza tym to nie tłumaczyło czemu taka Gosia pamięta swoje życie z momentów, o których Wiesław nie wiedział. Być może były to cząstki dusz tych osób, bo wszystkich ich spotkał w swoim życiu i z tych czy innych względów były wtedy ważne. I jako „wspomnienia” ich ciała pozostawały niezmienne w stosunku do tych najważniejszych momentów podobnie jak i ciało Wiesława nie starzało się od czasu wypadku... Starał się o tym nie myśleć. Po dłuższej chwili rozmówczyni ponagliła go:
- Ale kontynuuj o współczesności.
- Jeżeli Brama jest rzeczywiście otwarta i świat zaczyna przenikać magia, która jest awangardą istot spoza świata to...
- ... te istoty lecą do niej jak ćmy do światła.
- dokończyła Gosia i dodała - Ten twój drapieżny kosmos właśnie przybył do Rowów. W ogóle co to za śmieszna nazwa. „Gdzie mieszkasz? W Rowach.” Nie mogli jakoś inaczej nazwać tej dziury?
- Ćmy...
- To już byłaby lepsza nazwa...
- zrobiła pauzę - Tak. Lecą jak ćmy do światła. Pewnie roi się od nich już w tej okolicy, a Aaliyah wszystko to zobaczy i pomiesza jej się w głowie od tego.
- Nie jest słaba.
- Aha. Wmawiaj sobie. To tylko nastolatka, która żyła sama z wielką traumą przez ile miesięcy? Nie poszła do nikogo po pomoc. Dopiero tobie powiedziała co się stało. A co zrobiła w domku? Pomerdało jej się, że jest w więzieniu, a była w bezpiecznej „fortecy”. Jesteś w ogóle pewien, że ona nagle nie popełni samobójstwa?
- Jestem... w sumie... nie wiem. Mam nadzieję, że nasza rozmowa dodała jej sił.
- Akurat. Rozklei się przy najbliższej okazji. I jeszcze do tego coś ją opętuje. Coś czego nie widziała.
- Aaliyah… ilu wyznawców islamu jest w Rowach?
- zadał retoryczne pytanie, bo oprócz dziewczyny najprawdopodobniej okrągłe zero. - Nie wiem, czy Aaliyah przetrwa zetknięcie z potęgą wiary około miliarda ludzi. I właściwie jak to działa? Czy teraz potęga wiary chrześcijan jest rozłożona na wszystkich obecnych w okolicy?
- Tyle pytań...
- A jest ich więcej. Energia chcąca przedostać się do naszego świata przez Aaliyę pojawiła się, gdy znalazła się blisko energii bliźniaczek.
- Te energie gryzą się.
- Tak jak gryzą się ideologie jakie sobą reprezentują.
- przez chwile zamilkli po tej deklaracji Wiesława. Gosia wypiła trochę herbaty i przez moment wpatrywała się w pustą przestrzeń. Gdzieś w głąb jej mebli.
- Przecież to będzie masakra jak to dotrze do tych wszystkich fanatyków. - stwierdziła w końcu, a Wiesław pokiwał tylko głową, a ona kontynuowała - A co z moralnością? Etyką? Przecież są różne dla różnych wyznań nawet jeżeli są elementy powtarzające się. Jak świat będzie wyglądał? Nie tylko z magią, ale jeszcze z magią reagującą agresją na inną magię... świadoma magia.
- Do dupy będzie wyglądał.
- odpowiedział Wiesław i uderzył pięścią o sofę, na której siedział.
- Dezerterujesz z misji?
- Wypadałoby, ale jeszcze nie. Być może Brama to bardziej tory kolejowe i potrzeba przestawić zwrotnicę? Ale te trzy systemy magiczne przecież nie mogą pochodzić z jednego kierunku.
- wówczas w kuchni pojawiła się dodatkowa osoba, która zajrzała do pokoju. Nosił na sobie zużyty mundur wojska ludowego, przez ramię miał przewieszony karabin snajperski i był przed trzydziestką. Wiele kobiet nazwałoby go przystojnym, ale nie był miłą osobą co odstraszało niemal wszystkich. Oprócz prostytutek, dla których to był tylko interes, a taka relacja najbardziej mu pasowała. Za życia inaczej go zwano, ale tu wszystkie „wspomnienia” nazywały go „Dzierżyńskim”. Przybysz w typowy dla siebie sposób:
- Weź to, kurwa, w piździec rozpierdol i tyle. Koniec, kurwa, świata to po chuj masz ojca ściągać. - pojawienie się w jej mieszkaniu „Dzierżyńskiego” zirytowała Gosię, ale jego słowa wywołały u niej taką złość, że natychmiast wyrzuciła go na zewnątrz. Po drodze zgarnął kawałek kiełbasy i cieszył się z tego jak dziecko. Gosia zamykając za nim drzwi nazwała go palantem. Po tej scenie kobieta otworzyła opakowanie biszkoptów i z Wiesławem zaczęli je jeść dywagując jeszcze o tym, czy Aaliyah jest wyjątkowa dla Allaha, czy to tylko jednorazowe narzędzie, czy wielorazowe i czy ta moc przeskoczy na jakiegoś fanatyka, a Aaliyah tylko dlatego jest opętana, bo innego islamisty nie ma w pobliżu. Nie doszli do żadnych konkretnych wniosków.
- Powiedz jeszcze jak twoim zdaniem sprawy mają się w bezpośredniej odległości od ciebie. - powiedziała mu, gdy poprzedni temat wyczerpał się.
- Niewesoło. Z jednej strony jakaś dziewczyna grozi zabójstwem Adriana i boi się Aaliyi. Z drugiej strony jej bliźniaczka odprawia jakiś magiczny rytuał nad Alanem, a Amanda jedynie stoi i przygląda się jakby była grzecznym rekrutem. Jeśli tak to łatwo zdradziła swoich kumpli. Być może jest pod wpływem jakiejś hipnozy. Nie wiem. Kolejne niewiadome.
- Będziesz ratował Alana?
- Nie. To mała kanalia. Pewnie nie raz manipulował złym do szpiku kości głupkiem: Mateuszem. Do tego jest bezużyteczny.
- To znaczy?
- Nie okazał nawet krztyny dobrej woli w czasie ostatnich rozmów. Wolał trzymać tajemnice Sebastiana, a zachowanie Nadii Ceyn sugerowało, że Sebastian był taki samym złym towarzystwem jak Mateusz.
- Wygląda na to, że ciągnie gnojka do zła.
- Tak. Dlatego chrzanić go.
- Ale czy Sebastian był zły?
- Nie wiem, tak jakoś przyjęło mi się... moment, spróbuję coś...
Powiedział głośno, aby obie bliźniaczki go usłyszały, ale był zwrócony w stronę Nadii:
- Nie wiem, czy Alan zlecił dziewczynom zabójstwo Sebastiana Ceyna, czy nie, ale Adrian, ja i Aaliyah nie mieliśmy z tym nic wspólnego. Do tego wystawili Adriana, bo mieli go chronić, a nie chronili i sam tu wylądował działając z polecenia tamtego typa, Alana, na którym właśnie twoja bliźniaczka odprawia jakieś rytuały.
 
Anonim jest offline  
Stary 23-01-2021, 10:01   #105
 
Anonim's Avatar
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Thumbs up Być człowiekiem. Część II

Ponownie siedział w fotelu w mieszkaniu Gosi. Od kiedy tutaj był ostatnim razem upłynęło trochę czasu. Biszkopty zostały zjedzone, a Gosia przygotowała nowe herbaty. Teraz trzy filiżanki znajdowały się na stole. Kobieta krzątała się w kuchni, a na sofie obok Wiesława siedział piegowaty, rudy chłopiec z bystrymi, zielonymi oczami. Po drugiej stronie stołu znajdował się natomiast dwudziestokilkuletni mężczyzna ze szramą zaczynającą się przy kąciku jego ust, a biegnącej przez policzek, a potem do tyłu jego głowy. Z uwagi na bardzo krótkie włosy szrama była tym bardziej widoczna. Obaj byli uzbrojeni w noże, pistolety i karabiny. Dwaj przybysze niemal jednocześnie powiedzieli z silnym wschodnio-galicyjskim akcentem:
- Dzień dobry Panie Prokuratorze. - a starszy dodał - Dawno, żeśmy nie rozmawiali. Właściwie odwiedza pan tylko Panią Potulicką. - spojrzał w kierunku Gosi, a w jego oczach można było dostrzec pożądanie. Przynajmniej jakby ktoś przypatrywał się. Wiesław odpowiedział im:
- Dobry wieczór.
- Rozmawialiśmy z „Dzierżyńskim” i właściwie to ten jego plan nie jest zły.
- powiedział starszy. Gosia w tym momencie przyniosła ciasteczka, którymi zajął się mały żołnierz i nie włączał się do dyskusji. Dzieciak swoje przeżył i można było polegać na nim w warunkach bojowych. Nie był głupi, ale jego doświadczenia zupełnie wyrzuciły go poza nawias społeczeństwa czasów pokoju. Niestety nie przyszło mu dożyć pełnoletniości, a skończył niczym zwierzę w obławie przeprowadzonej przez potwory większe niż on. Żydowski dowódca oddziału radzieckich potworów kazał wywiesić jego zwłoki do góry nogami niczym na ilustracji na jednej z kart tarota. Tarot - pewnie fakt posługiwania się nim przez jedną z bliźniaczek obudził wspomnienia o tym chłopcu.
- To nie był żaden plan. Nie wiem nawet, gdzie jest fizyczna manifestacja Bramy. Ani jak wygląda. Może w tym lesie, o którym Niemra mówiła, ale równie dobrze może być gdziekolwiek.
- No niestety Panie Prokuratorze. Czemu Pan nie zrobił żadnych przygotowań? Czemu nie ma Pan broni palnej? O nie tego nauczyła nas Polska na szlaku bojowym.
- Myślisz, że magię można pokonać bronią palną?
- Nie, ale psychicznie chorych licealistów już tak.
- odpowiedział prędko niemalże po rosyjsku i stuknął w podłogę kolbą swojego karabinu trzymanego teraz za lufę. Wiesław nic na to nie odpowiedział. Rzeczywiście przygotował się tylko do misji inwigilacyjnej i ucieczki po jej zakończeniu, ale nie pomyślał, że to wszystko tak szybko i tak bezczelnie zamieni się w pełnowymiarową misję bojową. Trup Sebastian, trup Mateusz i dwaj kolejni kandydaci na trupy: Adrian i Alan. Jak trup ścieli się gęsto to lepiej mieć ze sobą broń palną nawet jeżeli tylko dla pocieszenia samego siebie. Powinien zabrać chociaż pistolet, ale bał się, że to wszystko popsuje jeżeli to będzie tylko inwigilacja, a on byłby złapany z pistoletem. Niby jakby to wytłumaczył?
- No nie mam. - tylko stwierdził patrząc w oczy Krzysiowi. Kryminalista miał sporo racji w swoich stwierdzeniach, ale niewypowiedziane wytłumaczenia Wiesława również miało sens. Gosia chcąc trochę rozładować sytuację zapytała:
- Co to za tekst? Czemu wepchnąłeś pod pociąg Amandę i resztę dzieciaków? Czemu nie wskazałeś wprost Julii i Bereniki? - to pytanie rzeczywiście wpłynęło pozytywnie na atmosferę. Krzysiowi i małemu Tymkowi wyraźnie podobały się te działania i nie potrzebowali żadnego wytłumaczenia.
- Strategia chaosu. Siejesz jak najwięcej chaosu w szeregach wrogów, żeby powystrzelali się nawzajem. Informacja o Julii i Berenice jeszcze przyda się, tu nie chodziło o przekazanie wrogowi wiadomości. W tym przypadku Amanda oczywiście współpracuje z bliźniaczkami. Pewnie wzięła je na „piękne” oczy albo one ją (swoją drogą jest zepsuta i brzydka jak i one). Mniejsza. Może jest zahipnotyzowana. Nieważne. Tak czy inaczej stoi po ich stronie, więc mamy sytuację: ja i Aaliyah kontra bliźniaczki i Amanda. Trzech na dwóch. I powiedzmy, że teraz bliźniaczki zareagują nerwowo i zabiją Amandę. Będzie dwóch na dwóch. Idealnie byłoby jakby jedna z nich wystawiła się jeszcze i bym ją zabił. Wtedy będzie dwóch na jednego z przewagą po naszej stronie. Prosta strategia.
- Ale czy zadziała?
- No liczę na krwiożerczość bliźniaczek. W walkach z UPA działało. A te dwie nie wyglądają na aniołki. W każdym razie najwyżej zrażę tym Amandę, ale ona i tak nie jest po naszej stronie, więc będzie po prostu nadal trzech na dwóch. Dużo do zyskania, nic do stracenia.
- Panie Prokuratorze. A ta Arabka, którą Pan sobie przygruchał to przypadkiem nie jest przyjaciółka tej Amandy?
- Nie, w szkole mówiły sobie tylko „cześć” i nie rozmawiały. Było między nimi jakieś dziwne napięcie, ale moje obserwacje nie przyniosły żadnych odpowiedzi o co z tym chodziło. W każdym razie to żadne przyjaciółki.
- Ale samo to, że są dziecia...
- Krzysiu na moment zamilkł i po chwili kontynuował - ... koleżankami z jednej klasy nie sprawi, że Arabka zacznie ją bronić?
- Nie. No przecież jej mówiłem, że każdy może mieć pomieszane w głowie jak na przykład Marta Perenc - jej najbliższa przyjaciółka. Skoro nie zaufa najbliższej przyjaciółce to chyba nie będzie ryzykowała życia dla jakiejś przypadkowej dziewczyny z klasy?
- wszyscy zebrani wzruszyli ramionami, a mały Tymek odezwał się mając wciąż w ustach sporą część ciasteczka:
- Nie, Alajla chce popisać się przed Panem, że nie popełni żadnego błędu. - Gosia natychmiast podała dziecku serwetkę.
- To jednak może źle się skończyć. - stwierdził Wiesław
- Kara nie będzie zadowolona jak będzie tutaj też ta Arabka. - stwierdził Krzysiu i spojrzał na Gosię. Pamiętał jak Kara wściekała się, gdy Gosia pojawiła się w... no tam gdzie przebywali i czymkolwiek byli. Wiesław nic na to nie odpowiedział, a zamiast tego zadał pytanie:
- Czy wy przypadkiem nie macie jakiegoś związku z El Driahomy? - wszyscy z minami niewiniątek pokiwali przecząco głowami - A Kara? - spojrzeli tylko po sobie, ale nijak nie odpowiedzieli. W końcu ciszę przerwała Gosia:
- Nie wiem, ale to możliwe.
- Wszystko jest możliwe.
- stwierdził Krzysiu, a mały Tymek dopowiedział jedno słowo:
- Bardzo. - Wiesław przypatrzył im się. Właściwie to zaczął przebywać w takich wspomnieniach mniej więcej od czasu poznania Krzysia i Tymka. Wówczas we wspomnieniach była tylko Kara, ale jej w jego życiu nie było od przeszło dekady. Wróciła w najcięższych chwilach, a niedługo później spotkał Krzysia i Tymka (w sensie na żywo spotkał w czasie wojny, a nie w tych wspomnieniach; miał z Krzysiem do czynienia wcześniej, ale to inna historia). Teoretycznie to było możliwe, że to wszystko to kolejny efekt magii El Driahomy. Był inteligentny i w swoim normalnym życiu, ale nie miał tej możliwości myślenia poza czasem... nie miał tej możliwości odpoczywania w bezpiecznym miejscu.
- Mam nadzieję, że El Driahomy lubią chaos, bo zamierzam posiać go jeszcze trochę i zobaczyć co stanie się.
- Ja i Tymek jesteśmy za.
- stwierdził Krzysiu i spojrzał na Gosię. Było oczywiste, że podkochiwał się w niej, ale to były za wysokie progi dla niego. Nawet jakby byli w tym samym wieku i byli zwykłymi sąsiadami.
- A ja nie jestem przekonana, czy to dobry pomysł. - stwierdziła kobieta „przegłosowana”, choć oczywiście nie było tutaj żadnego głosowania, bo to nie demokracja.
- Liczę, że El Driahomy zapewnią mi tarczę przed magią tarocistek. - powiedział dodatkowo mając jakąś nadzieję, że te słowa dotrą do tych istot.
- Panie Prokuratorze. Jest Pan gotów na śmierć? - zapytał Krzysiu
- Bardziej niż kiedykolwiek.
- Na serio ta... młoda dziewczyna tak wpłynęła na ciebie?
- zapytała Gosia, a Wiesław wzruszył ramionami:
- Być może. Czuję, że mógłbym oddać swoje życie, aby ona wiodła szczęśliwe życie.
- Poważne.
- podsumowała kobieta. I posmutniała. Był taki moment, że Wiesław bardzo ją kochał, a i ona darzyła go uczuciem, ale... bała się reakcji środowiska i bliskich. Co prawda wówczas Wiesław posługiwał się dokumentami wskazującymi jego wiek na trzydzieści parę lat, ale to i tak za mało, a jego wygląd... Nie było go na jej imprezie urodzinowej, choć nawet w jej trakcie żałowała, że nie ma go przy niej. Wyśmiewała zauroczenie Wiesława w młodej Aaliyi, a sama bała się wyśmiania jej związku z mężczyzną wyglądającym na dużo młodszego.
Tymczasem Wiesław powtórzył w swoich myślach „Mógłbym oddać życie, aby ona wiodła szczęśliwe życie.” i znów stał przy Aaliyi. Wziął dziewczynę za rękę i powiedział jej cicho:
- Spokojnie. Jesteś silniejsza niż ta złość i oni wszyscy. Pamiętaj o wolności i o mnie. Nie odchodź. - i kontynuując swoją strategię chaosu dodał głośniej nie odwracając się od Nadii:
- Amanda! Co zrobiliście Halmann po tym jak bezceremonialnie rzuciliście zwłoki Sebastiana przed nią, a my uciekliśmy stamtąd?

Strategia wydawała się działać. Na twarzy Nadii wymalowało się zdumienie. Swój wzrok przeniosła na Amandę, która właśnie zbliżała się do Wiesława i Aaliyi. Przymrużyła oczy i zmarszczyła brwi. Oczekiwała na odpowiedź. Niestety Amanda nie potrafiła i nie chciała udzielić odpowiedzi na proste pytanie, ale to półbiedy, bo te odpowiedzi Wiesław miał gdzieś. Gorzej, że cholerna Nadia nie złapała haczyka i nie zaatakowała Amandy. Dziewczyna podbiegła do pary i jakby nigdy nic zagadała
- Ali, jak dobrze że nic ci nie jest. - i rzuciła się na Arabkę obejmując ją krótko. Wiesław miał nadzieję, że właśnie nie przekazywała jakiegoś zaklęcia na Aaliyę. Hipnoza tak nie działała, ale kto wie na jakiej zasadzie działają czary bliźniaczek? W sumie kwintesencją magii była jej nieprzewidywalność. O czym Wiesław doskonale wiedział. Nie zareagował jednak w tamtym momencie i to miało mieć dramatyczne skutki. Trzeba było trzymać Amandę na dystans, a nie pozwalać na bratanie się z nimi. Niestety w tym momencie Wiesław nic takiego nie zrobił. Zamiast tego oczekiwał razem z Nadią na odpowiedź od Amandy (w rzeczywistości oczekiwał na atak Nadii na Amandę). Po chwili Amanda oderwała się i spojrzała w oczy Aaliyi. Niestety z uwagi na czary jakie użyto na niej nawet nie skomentowała połowicznie opętanego stanu Aaliyi, jej czarnych oczu i zbierającej się energii. Amanda najwyraźniej postanowiła dosypać do pieca obrzydliwie przymilając się do dziewczyny, którą ignorowała przez czas szkoły.
- Marta na pewno by chciała abyśmy o siebie dbały teraz, gdy jej nie ma obok… - zaczęła przemawiać, a mowa ta była niczym kłamstwa węża w Raju. Niestety zadziałały na zmagającą się w swoim wnętrzu Aaliyę. Po chwili Arabka wyszeptała:
- M-marta... - Ali szepnęła w odpowiedzi. Zbytnio była zajęta walką z energią, która pochłaniała go, żeby jeszcze martwić się jakimiś przymileniami dziewczyny, którą ledwo znała. Mimo wszystko imię Marty zrobiło na niej wrażenie. Tak duże, że aż z oczu popłynęły jej łzy. Skóra dziewczyna zdawała się tak ciepła, jak gdyby rozpalały ją promienie pustynnego słońca. Amanda musiała ustawić się bokiem, gdyż piasek zaczął zacinać w jej twarz. Na szczęście żadne ziarenka nie wpadły do oczu. To było dziwne. Co prawda znajdowali się nad morzem, ale plaża była daleko. Nie mogło wiać z jej strony...
- Hej, skarbie… - Amanda kontynuowała. - Spójrz na mnie, nie bój się. Wszystko będzie ok, jakoś temu zaradzimy, trzeba tylko myśleć, co się mówi dobrze? Ja ci pomogę teraz, spokojnie. Spokojnie Ali, musimy jeszcze znaleźć Martę, nerwy nam nie pomogą, musimy… Musimy być silne, dobrze? Proszę… - to ostatnie właściwie to podobało się Wiesławowi. Może jej słowa rzeczywiście pomogą Aaliyi w walce z opanowującą ją magią. Ale nagle twarz Amandy wykrzywiła się jakby dopiero dotarły do niej pytania. Nadia zachowywała się nadwyraz kulturalnie jeszcze nie wyzywając dziewczyny od kurew i nie domagając się odpowiedzi. Ogólnie cała atmosfera zaczęła robić się dziwna jakby magiczne energie Nadii i Aaliyi zaczęły wykrzywiać rzeczywistość i prawa fizyki. Wiesław odczuwał to i nienawidził tego. Część jego jestestwa przygotowała się już do fali uderzeniowej. Był już pewien, że to wszystko zakończy się bardzo źle - reakcja łańcuchowa rozpoczęła się i nie dało się jej przerwać. Wiesław stracił kontrolę nad rzeczywistością, bo i ta zaczęła się wokół niego rozpadać. Nadia nie zaatakowała Amandy, Amanda nie odpowiedziała na proste pytanie, a Wiesław wdał się w pyskówkę z głupią gówniarą nieustannie starając się przypominać jej o cholernym pytaniu, które zadał wcześniej. Niestety Amanda była w amoku jakiejś histerii. Przynajmniej wszyscy mogli zobaczyć jak bardzo udawała „przyjaciółkę” praktycznie nieznanej sobie Aaliyi i teraz odsłoniła swoją prawdziwą twarz wściekłego buldoga. Wiesław nigdy nie widział w niej nic pięknego, a fakt, że była dziewczyną psychopaty Mateusza jedynie utwierdzało go w przekonaniu jak bardzo brzydka była Amanda.
Pyskówka trwała już jakiś czas. Nadia tylko przyglądała się z zaciekawieniem, a Aaliyah załkała. Opadła na kolana i przyłożyła dłonie do uszu. Nienawidziła tego. Przypominały jej się kłótnie rodziców, po których matka zawsze dostawała od ojca. Po głośnym harmidrze zapadała cisza, a Al-Hosam dusiła się w tej ciszy. Równoległy wrzask Wiesława i Amandy przywoływał najgorsze wspomnienia. Znów czuła się jak mała, zagubiona dziewczynka, która nie ma na nic wpływu. Co gorsza, budziła się w niej dziwna, obca siła. Smakowała niczym palące języki słońca. Niczym szkarłat krwi i płomieni. Słyszała rytmiczny zaśpiew Imamów w swoim umyśle. Pochyliła głowę.
- Fadżr. Zuhr. Asr. Magrib. Isza.
Cichutko nuciła te słowa pod nosem, ale Wiesław i Amanda nawet tego nie zauważyli. Tak bardzo byli zaabsorbowani sobą, że nie dostrzegli stanu, w jakim znajdowała się dziewczyna… którą mieli się opiekować.

Z Adrianem również zaczęło się coś dziać. Jego ciałem targały torsje. Mięśnie brzucha wyginały się, jak gdyby chłopakowi zbierało się na wymioty. Oczy Fujinawy zaczęły łzawić. Próbował powstrzymać nudności, ale ciężko było.
- Proszę, nie. - szepnął - Nie chcę upaść. Nie chcę spadać. Boję się otchłani... - jęknął.
Zdawało się, że to nie Nadia wywoływała dziwny stan Azjaty, gdyż zdziwiona spoglądała to na niego, to na trójkę uczniów. Jeszcze nie odzywała się. Głównie dlatego, bo miała nadzieję, że w awanturze między Sabatowską i Czartoryskim wypłynie, kto naprawdę zabił jej brata Sebastiana. Trzymała jednak karty w pogotowiu. Nie była tylko pewna tego, w którym momencie powinna ich zacząć używać...
Nagle amok Amandy przeistoczył się w ten prawdziwy amok, ten jedyny w swoim rodzaju morderczy szał rodem z Azji. Rzuciła się na Wiesława, a w jej oczach płonęła nienawiść. Wiesław w pełni zdawał sobie sprawę, że dziewczyna atakuje by zabić. Nie całkiem spełniało to jego oczekiwania, ale w sumie cel będzie w ten sposób osiągnięty. Jednego przeciwnika mniej, a Aaliyi łatwo będzie wytłumaczyć, że nie było wyjścia. Że przecież normalni ludzie nie chcą zabić drugiej osobie tylko z uwagi na drobną kłótnię.
Niestety wówczas energia magiczna osiągnęła masę krytyczną i podstawowe prawa rzeczywistości zostały zawieszone. Wiesław poczuł to jakby ktoś robił mu zdjęcie i flesz go na chwilę oślepił... albo jakby błysk wybuchu atomowego.
Po chwili Wiesław ze zdziwieniem zobaczył, że jego nóż był wbity w klatkę piersiową Aaliyi, a Amanda stała kilka metrów dalej. Ostrze przedziurawiło płuco Arabki, a oczy zalśniły czerwienią. Wiesław natychmiast wyjął z niej nóż.

Znajdował się na starej stacji kolejowej. Była noc, a światła stacji pozostawały wyłączone. Nie było jednak całkiem ciemno - działały starodawne lampy uliczne. Słychać było przejeżdżające po ulicy dorożki. Wydawało się, że znajdował się tam sam, ale w pewnym momencie usłyszał śmiech Kary. Zanosiła się ze śmiechu.
- To nie jest śmieszne. - stwierdził poważnie Wiesław, ale Kara jedynie na moment przerwała śmiech, żeby powiedzieć:
- Medal za ochronę! Zatrudnij się w Biurze Ochrony Rządu!

Jej śmiech nie ustał, gdy na peronie pojawił się zwierz podobny do wilka.
- Ktoś tu się zdenerwował! Ohoho. Hahaha! Ostatni pocałunek! Druga randka! - kontynuowała szydzić z kolejnych słów i gestów jakie skierowali jeszcze kilkanaście minut temu wobec siebie Wiesław i Aaliyah. I z beznadziejnego wykonania celu ochrony dziewczyny. Kara już taka była. Jakby jej pseudonim miał rzeczywiście oznaczać karę, a nie być skrótem jej imienia. Tymczasem oczy wilka zaczęły świecić na czerwono. Krwawą czerwienią taką jaka wystąpiła na oczach Aaliyi. Kochanej, pięknej Aaliyi. Oczy Wiesława też zmieniły się na czerwone. Dźwięki nocnej ulicy zniknęły zamienione na rytmiczne uderzanie bębnów. W końcu i śmiech Kary zniknął. Pozostał Wiesław, wilk i prehistoryczna melodia bojowa. Peron spłynął krwią.
- Krew woła o krew. - wypowiedział przez zaciśnięte zęby.


Aaliyah uśmiechnęła się smutno, a Wiesław odwzajemnił jej uśmiech. Myślał o wolności. Wolności, o której marzyła dziewczyna, a którą Wiesław za chwilę uwolni na świat. Prawdziwą, pierwotną wolność. Jego dusza była dzika i w swoim życiu spotkał tylko jedną osobę, która miała podobną. Ale tak jak on zdołał ucywilizować swoją naturę po części dzięki ojcu, tak Kara nie miała takiego wzoru w życiu. Przynajmniej dopóki nie spotkała Wiesława, ale kto dla kogo wówczas był wzorem? O mało nie stracił wszystkiego przez tą znajomość. Aaliyah była inna. Jej koncepcja wolności z pewnością była cywilizowana. Naiwna.
Nóż wyjęty już wcześniej z ciała dziewczyny nagle rozgrzał się do czerwoności. Cholerna magia dawała o sobie znać. Wiesław gotował się we wnętrzu. Wypuścił nóż z ręki. Aaliyah umierała w jego ramionach, a on myślał już niemalże wyłącznie o sprawiedliwości. O nie. Nie o sprawiedliwości. O zemście. Tak. Nienawiść gotowała go do tego stopnia, że część „wspomnień” pochowała się, a reszta grzała się w tym cieple. Na przedzie tych drugich stała Kara.
Tymczasem Aaliyah pogłaskała po policzku stojącą teraz obok Amandę. Dopóki Aaliyah jeszcze oddychała to Wiesław hamował się. Ale był już w takim stanie jak oczekujący sportowcy na start w najważniejszych zawodach w ich życiu. Wymieniła imiona Amandy i Wiesława jakby to było pożegnanie. Wiesław jeszcze ją spotka, ale to w zupełnie innych okolicznościach. W to nie wątpił. Pogłaskała Wiesława po policzku i wygięła się, jakby chcąc go pocałować, ale nie miała już na to siły. Dotknęli się jedynie ustami, a ona rozkaszlała się krwią. Wiesławowi to nie przeszkadzało. I tak już krzyk krwi zagłuszał wszystkie dźwięki inne niż słowa Aaliyi. Zabije ich wszystkich. Da im taką, kurwa, magię, której nie zapomną do końca swojego życia, czyli przez, kurwa, kilka kolejnych chwil.
W dużych oczach Aaliyi Czartoryski dostrzegł odbicie ich wspólnej przyszłości. Tej, o której Al-Hosam marzyła i która miała nigdy nie nadejść. Wiesław ujrzał, jak przechadzają się po molo, trzymając się za rękę. Jak stoją w kościele tuż przed księdzem i wymieniają się obrączkami. Jak przytulają się w szpitalu, a ich pierwsze wspólne dziecko zaczyna rozkosznie kwilić pomiędzy ich ciepłymi ciałami.
Nie uspokoiło to Wiesława, choć zapamiętał wszystko. Ta wizja rozproszyła się, kiedy Aaliyah nie miała już dłużej siły trzymać się w pionie. Wiesław przytrzymał ją i wyszeptał jej jego jedyną myśl nie związaną z bojowymi bębnami, które już słyszał i tutaj:
- Kocham cię.
Uśmiechnęła się w odpowiedzi na słowa Wiesława. Zanim ponownie rozkaszlała się krwią to wyraźnie powiedziała mu:
- Kocham cię. - z trudem natomiast wydusiła kolejne słowa. Sylabizowała pomiędzy coraz gorszymi odkaszlnięciami. Chciała, żeby jej poświęcenie nie poszło na marne (Poświęcenie? Czemu poświęciła się dla Amandy?! Co to za czary?!) i żeby byli dla siebie dobrzy. Wiesław odebrał to tak jakby Aaliyah prosiła go o nie zabijanie Amandy. To była bardzo ciężka prośba do spełnienia, ale możliwa.


W tle Nadia przypatrywała się całej scenie z ciekawością. Właściwie to była zaszokowana tym co widziała. Ale to jeszcze nie ten szok, który czekał ją jak tylko Aaliyah umrze. Odliczanie się rozpoczęło, a Wiesław zamierzał rozszarpać Nadię na kawałki.

Aaliyah zamknęła oczy i zastygła. Śmierć zaczęła wdzierać się w jej ciało, wyduszała z niej wszelkie ciepło. Niczym wrogi najeźdźca opanowała wszelkie układy po kolei. Zagarnęła Aaliyę Al-Hosam w swoją kościstą, bezlitosną garść. Umarły również ostatnie hamulce Wiesława. Schylił się po swój nóż, ale Amanda była szybsza i odkopała go gdzieś w trawę. Wiesław nie potrzebował noża. Pierwotnym myśliwym wystarczyły gołe ręce i kamienie, a on przecież miał w swojej kieszeni telefon komórkowy Marty Perenc. Wysoka technologia warta była tyle co kamienie. Jakby chciał skorzystać z innych funkcji telefonu to zobaczyłby rozpaczliwe prośby o pomoc wysłane z telefonu Feliksa. Ale w tym momencie nie było już cywilizacji. Człowiek nic się nie zmienił od setek tysięcy lat i Wiesław miał zamiar zaprezentować dowody na tą tezę.

Krew wołała o krew. W tle Amanda coś krzyczała, ale i tak nie mogła zagłuszyć kakofonii krwi. Jedynie krew mogła uspokoić sytuację. Aaliyah prosiła, żeby to nie była Amanda. Adriana nie miał zamiaru skrzywdzić nawet w takim stanie. Pozostawała jedna osoba. Głupia, wulgarna kurwa, przez którą w ogóle tutaj przyszedł z Aaliyą.

Skończyły się słowa. Skończyły się emocje. Gdzieś w jego wnętrzu Kara tańczyła na krwi rozlanej na peronie przystanku kolejowego starej Warszawy. Nadal śmiała się, ale to już nie był szyderczy śmiech. Była uradowana. Patrzyła w niebo, gdzie rozgrywał się spektakl dzikości jaki świat mógł oglądać jedynie w czasie najbardziej krwawych konfliktów. Na dachu dworca siedział „Dzierżyński” i zajadając się kradzioną kiełbasą wpatrywał się w sceny nad nim. Inni patrzyli w niebo z okien mieszkań. Niektórzy cieszyli się, a inni bali. Wszelkie zasady cywilizacji pękały w obliczu pierwotnej wściekłości. Kara zaczęła wyć do księżyca w krwawej pełni współdzielącego niebo z czerwonym obrazem nadawanym wprost z oczu Wiesława:
- El Driahomy! Pomóżcie mu!

Nadia oczywiście widziała zbliżającego się Wiesława. I widziała jego wyraz twarzy. Nie widziała nigdy w życiu czegoś takiego. Oczywiście wiedziała co to zło, ale... ale dotąd widziała cywilizowaną wersję zła. Nieokiełznane i dzikie zło to coś... coś czego bała się i dopiero to sobie uświadomiła. Osoba zbliżająca się do niej to nie był szaleniec, czy psychopata jakich można spotkać w cywilizowanych szpitalach psychiatrycznych, a rzadko na wolności. O nie. To było o wiele więcej. Jej przeciwnik jedyne co miał wspólnego z cywilizacją to ubranie teraz tak bardzo niepasujące do jego dzikiego jestestwa. To była dzikość nieznająca sprzeciwu, czy strachu, a jedynie wściekłość i dominację. Pierwotne zło, które podkręcało nienawiść na maksymalne obroty. Groza wynikała nie z tego, że Wiesław stał się potworem, ale z faktu, że właśnie pokazywał co to znaczy być człowiekiem. Nadia wiedziała, że to co na nią biegło nie miało nawet prawa wiedzieć co to jest litość. Jej karty tarota zdawały się być śmiesznymi zabawkami cywilizacji w obliczu zbliżającej się wszechogarniającej natury. Oczywiście spróbuje użyć swoich kart, ale Wiesław liczył na tarczę ze strony El Driahomy i własną siłę woli... siłę pierwotnej natury ludzkiej. Zresztą nic go nie zatrzyma. Nawet śmierć... nawet Aaliyah, czy ktokolwiek inny. Krew wołała o krew i jedynie krew mogła uciszyć to wołanie. A najbliżej była Nadia, bo z różnych przyczyn Adrian i Amanda aktualnie nie mogli być celami. Nic więcej nie liczyło się, a tylko dopaść Nadię, rozłupać jej twarz telefonem komórkowym, a potem rozszarpać rękami i zębami jej krtań i ogólnie szyję. Ostatecznie jakby miał czas i Katia nie przybyłaby (żeby tak samo skończyć, z pewnością taka sama głupia kurwa jak jej jebana siostra) to Wiesław złoży karty tarota w rurki i wepchnie do oczodołów Nadii, a potem urwie jej głowę i rozerwie klatkę piersiową. Właściwie w stylu rzymskim mógłby jeszcze znęcać się nad jej zwłokami trzy dni zanim wyrzuciłby ścierwo do morza, ale czas gonił.

Jakby nie był w takim stanie to może zastanawiałby się jak to się spodoba El Driahomie. Ale to już troszeczkę za późno na to. Wiedzieli kogo rekrutują, a przynajmniej powinni wiedzieć. Cokolwiek wydarzy się po śmierci Aaliyi to Wiesław i tak będzie robił wszystko, żeby w bestialski sposób zamordować Nadię. Nie miał zamiaru jedynie jej zabić - to miała być wiadomość dla każdego skurwysyna w okolicy, że żarty cywilizacji w tym miejscu zdechły tak samo jak i oni niedługo zdechną. Jakby ktoś ubiegł Wiesława w zabijaniu Nadii to po prostu dopadnie jej zwłok i zacznie skakać po jej głowie, aż poczuje, że czaszka zapadnie się pod jego butami.

Na koniec opluje zwłoki Nadii.

To były jego zamiary. Żył długo, a jak El Driahomy będą chcieli to przywrócą go do życia, ale prosić się nie będzie. W zaświatach czekało na niego już bardzo dużo osób. Jakby miał mieć ostatnie zdanie to krzyknie:

"DEUS VULT skurwysyny!"
Pytanie tylko który Deus.
 

Ostatnio edytowane przez Anonim : 23-01-2021 o 13:10.
Anonim jest offline  
Stary 23-01-2021, 14:37   #106
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Wspólny dialog z docka część 1

Łukasza rzuciło na kolana, głęboki wdech, tak jak wtedy w karetce. Widział Martę, swoją Martę, która… która… Trzymany w gotowości do ataku tulipan wypadł mu z ręki i się odtoczył. Patrzył w to co widział i… i… chciał uwierzyć. Nie! Po tym co przeżył, to już na pewno wierzył. Wypadki, duszenie bez racjonalnego powodu, wiedźmy.
Wierzył, bardziej niż wcześniej. Zdjął zawieszony na szyi różaniec Marty i się przeżegnał. Marta… czuł pustkę, czuł zamęt. Gniew całkowicie odpłynął, do tej kupki węgla nie czuł już gniewu. Marta… Ich wspólne rzadkie potajemne chwile, niby przelotne spojrzenia. Ona zawsze będzie jego.
Zasrany, zaszczany, podźwignął się na nogi, zaczynał logicznie myśleć. Tam przed budynkiem była ta dziewczynka i ten chłopak co zwiał, wtedy chodziło mu tylko o ratowanie Piotrka… a teraz…. Zwrócił się do proboszcza:
- Proszę księdza, o co chodzi z Ceynem? - Usłyszał to tuż przed atakiem na wiedźmy i chciał wiedzieć, o co im chodziło - i gdzie jest tutaj łazienka.
Był świadomy tragicznego stanu własnych gaci.

Proboszcz roześmiał się panicznie.
- Nie znam żadnego Ceyna. Nie wiem, o co z nim chodzi. I czemu babuszki mnie również o niego pytały. I czemu chciały mojej pomocy w zwalczaniu Szatana… ja chciałem tylko im dzisiaj powiedzieć, że nie znam się na żadnych egzorcyzmach. A zamiast tego… zamiast tego…
Zgiął się wpół i zaczął łkać. Potem rozprostował się.
- Straciłem mój dom! - wrzasnął. - Straciłem dorobek całego moja życia!
Jedna ze ścian, ta za kominkiem, zdawała się zareagować na jego słowa. Zwaliła się. Na szczęście w przeciwną stronę, ale i tak tumany pyłu i kurzu uniosły się w powietrzu. Wraz z ostatnimi iskierkami dogaszającego się paleniska. Objawienie zmiotło tak lichy, skromny blask, który tańczył w kominku. Ale zmiotło znacznie więcej. Całą plebanię. Otoczenie wyglądało tak, jakby przeszło po nim tornado.
Ksiądz płakał i zaczął czołgać się na czworakach. Zbierał porozrzucane cegły. Zaczął stawiać je jedna na drugiej.
- Gdzie jest tutaj łazienka? Jak ją zbuduję, to ci powiem! Będzie o tutaj! - kładł jedną pokruszoną cegłę na drugiej.
Bez wątpienia oszalał, bo wnet zaczął uderzać głową w wieżę ułożoną z trzech ciemnych bloków.

Adam sądził że umiera niby załatwił dwie rzeczy które miał najpilniejsze pogodzenie się z Feliksem oraz utarcie nosa księdzu nie chciał, umierać nie dokonał jeszcze zemsty na rodzicach wszystko ustawił w ten sposób że nawet w przypadku jego śmierci prawda wypłynie na jaw spodziewał się bowiem wszystkiego po Matce jednak, żałował że nie będzie, mógł widzieć tego na własne oczy, tyle jeszcze chciał osiągnąć…

Sądził że pójdzie na śmierć z uniesioną głową, że wreszcie odpocznie, ten ból umysłu który trawił go od czasu przyjazdu do Rowów i koszmaru oraz ból duszy który męczył go większość życia odkąd ojciec mu to zrobił wreszcie ustaną. Jednak gdy uciekło mu powietrze z płuc a dusza opuszczała ciało jedyną myślą jaka przyszła mu głowę było “Boże ja tak bardzo nie chce umierać...”

I stał się cud! Jego licha modlitwa została wysłuchana a jego najlepsza przyjaciółka została żywcem wzięta do Nieba! Relacja Adama ze zorganizowaną religią była skomplikowana jako dziecko, wierzył po dziecięcemu a potem przestał, bo w obliczu tego co uczynili mu rodzice, nie był wstanie uwierzyć w dobrego i kochającego Boga ani żadną istotę Wyższą która darzyła go pozytywnymi emocjami…. Myśl o tym, że po śmierci czeka go pustka oraz kres świadomości przynosiła dziwne ukojenie.

Po przyjeździe do Polski matka zmusiła go do chodzenia na lekcje religii w szkole żeby nie wyróżniał się z tłumu został nawet zmuszony do chrztu oraz wzięcia udziału w pierwszej komunii świętej. Umiał być posłuszny i grać wyznaczoną mu rolę bo tego go nauczono w jego sercu nie było jednak wiary. Wraz z wiekiem przyszła samoświadomość zamiast jednak odsunąć się od religii zaczął studiować teologię i historię kościoła aby móc kłócić się z wierzącymi do czego, skłaniała go zadziorność oraz potrzeba zwrócenia na siebie uwagi. Nie lubił się uczyć, ale ten temat rozbudził w nim pasje również z przyczyn politycznych.

Teraz było jednak co innego, po raz pierwszy w życiu poczuł prawdziwą wiarę w coś dobrego i prawego na tym świecie! Instynktownie poprosił o coś Boga i jego modlitwa została wysłuchana przybył posłaniec Pański ukarał zło i nagrodził dobro. Świat który wydawał się nastolatkowi czystym chaosem ukazał się nagle kosmicznym porządkiem!

Mimo wydalania wszelkich ekskrementów Addamus nie przestawał się uśmiechać gdy już wszystkie nieczystości opuściły jego ciało chłopak splunął a następnie nabrał powietrza i czystym głosem zaczął śpiewać hymn który pamiętał z dzieciństwa:

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=OjPGSFDy8wo[/MEDIA]

Jego serce radowało się, nie pamiętał takiej radości od czasów, wczesnego dzieciństwa a i tak był to jakiś niewyraźny cień dawnego wspomnienia jak poranna mgła nie mogąca się równać z ekstazą którą czuł teraz musiał dać tej emocji upust chwaląc Pana. Teraz opowieść o Chrystusie nabrała dla niego nowej treści oraz sensu tak wielka potęga nie mogła zrozumieć ludzkiego cierpienia stąd Stary Testament był taki surowy Bóg dał Żydom to czego potrzebowali żeby żyć w dostatku jednak przez niedoskonałość ludzkiej natury nie mogli wypełnić ich logicznej umowy.

Istota Wyższa czystej logiki jaką jest Bóg mimo swojej wszechwiedzy nie mogła posiąść zrozumienia ludzkiego życia bo nie miała doświadczenia nie mogło dość do porozumienia bo obie strony nie miały skali porównawczej.

To tak, jakby tłumaczyć mrówce fizykę kwantową, nie da się bo nawet gdyby znaleźć jakąś metodę komunikacji to mrówka nie ma ani języka ani możliwości poznawczych aby zrozumieć o co chodzi ? On teraz czuł się mrówką bo zobaczył fragment kosmicznej potęgi.

Zupełnie zignorował słowa Łukasza i swój własny stan zaczął czołgać się na kolanach po niegdyś pięknym dywanie w kierunku księdza zupełnie nie przejmując się że brodzi w nieczystościach wciąż śpiewał mocnym głosem w końcu doczołgał się do księdza wziął jego twarz w swoje brudne ręce i oddechem śmierdzącym kwasem żołądkowym oddechem powiedział :

- Ojcze Przepraszam! Obaj jesteśmy grzesznymi śmiertelnikami ale Bóg w swej wielkiej łaskawości pozwolił nam być świadkami cudu! Wniebowstąpienia Świętej Marii Perc i Męczennika Piotra Oziemińskiego który zginął z ręki sług szatana! Ojcze nie mówię do was teraz jako do słabego śmiertelnika lecz jako do przedstawiciela potęgi Bożej na ziemi - Wziął głęboki oddech następnie nie czekając na reakcję rozmówcy zaczął z wiarą jakiej nigdy wcześniej nie czuł recytować:

- Pobłogosław mnie Ojcze bo zgrzeszyłem, ostatni raz u spowiedzi świętej byłem pięć lat temu: Byłem człowiekiem pysznym czerpiącym satysfakcje z gnojenia innych ku poprawie własnego nastroju, grzechy ciała, myśli i czyny nieczyste są moją plagą i udręką ponieważ Ojciec molestował mnie w dzieciństwie, planowałem zemstę na nim i na Matce która z pełną świadomością ukrywała to i wciąż ukrywa. Jednakże teraz wiem że Zemsta Jest w rękach Pana a Bóg jest sędzią surowym i sprawiedliwym wciąż zamierzam donieść na nich władzom świeckim żeby, już nikogo nie krzywdzili ale nie zrobię tego dla własnej satysfakcji… Więcej grzechów nie pamiętam za wszystkie bardzo przepraszam i obiecuję poprawę tak mi dopomóż Bóg - Na jednym wydechu przyznał się obcemu facetowi którego tak właściwie nie lubił do najmroczniejszych sekretów swojego życia. Do tego Łukasz i Olga również usłyszeli jego sekret.

Jednak teraz wydawało się to wszystko takie małe i nieistotne zamknął oczy i pochylił głowę uderzając czołem w wymiociny księdza oczekując jego wyroku. Nie był, pewien czy wierzy w katolicyzm wciąż kościelne sakramenty wydawały mu się sztuczną tradycją czytał o sex pozytywnych odłamach chrześcijaństwa wiedział że nie będzie w stanie, pogodzić się z surową moralnością tradycyjnej struktury kościelnej ale w tym momencie jego spowiedź była szczera podobnie jak postanowienie poprawy.

Ksiądz był prawdziwie zaskoczony postawą Adama. Zdawało się jednak, że czegoś takiego potrzebował. Nie mógł cały czas tłuc głową w ukruszone cegły własnego domostwa. Chwycił Wakfielda, jak gdyby był jego długoletnim przyjacielem. Ucałował go w oba policzki.
- Bóg wszystko odebrał, bo to i tak nie jest nasze! - krzyknął proboszcz. - Pokazał nam, jacy jesteśmy maluczcy w jego chwale. Teraz możemy chodzić i głosić słowo boże. Możemy lśnić w jego chwale. Tego mi brakowało… brakowało mi wiary… i myślałem, że trzy babuszki mi ją wróciły… ale musiały umrzeć, aby z niebios stąpił On. I jakże cieszę się, bracia i siostry, że razem byliśmy świadkami tego cudu! - krzyknął. - Cieszmy i radujmy się w nim, albowiem w nim zawarte jest Słowo Boże - powiedział.
Zaczął śpiewać razem z Adamem.
Wnet zaczęli tańczyć. Klaskali w dłonie i poruszali się wokół własnej osi ze splecionymi kończynami górnymi w łokciach.
- Narodziłem się na nowo! Musiałem stracić wszystko, aby zyskać jeszcze więcej!

Olga była w ekstazie.
Widziała pieprzonego anioła, anioła kurwa w akcji!
Bóg na jej oczach kopał tyłek złu!
Dziewczyna miała poluzowaną szczękę brakowało jej zębów ale była szczęśliwa w chuj!
Spojrzała na księdza.
- I ne poswolis zyc carownicy. – powiedziała z grobową powagą wyraźnie sepleniąc.
Kał, uryna, ból po powyrywanych zębach umacniał ją tylko w wierze, że jest zajebistą chrześcijanką. Bo ból to cierpienia a ona cierpiała w chuj. Ale to dobrze!
-Ogarnij se, cas skopac tyle zlu. Psygotuj swete relikfie. Wykompie se i idziemy odbic reste. – spojrzała na leżące ciała.
-Taa… Pochowamy ich jak pzezyjemy, - spojrzała z żalem na Piotka.
-A mogłes wysikac sie do wiadra jak na faceta psystało. – warknęła i poszła szukać toalety.
Olga wnet przeszła przez drzwi. Po czym okazało się, że znalazła się… na dworze.
- Cholera… zobaczcie to - mruknął Feliks.
Do tej pory był oniemiały. Nic nie powiedział. Zdawał się bardziej przygaszony tymi wszystkimi wydarzeniami. Nie cieszyła go potęga Boga. Bo skoro on istniał… to oznaczało, że mógł sądzić. A Trzebiński wcale nie pragnął życia po śmierci. Wiedział, jak wiele miał na sumieniu. Popadł w szok i marazm. Ale nie chciał tego okazywać. Adam cieszył się i to się liczyło. Nie miał prawa psuć mu nastroju.
- Ja pierdolę - mruknął jednak, kiedy stanął obok Olgi.
- O kuwa... - potwierdziła Olga.
Na podwórku znajdowało się wysypisko śmieci. Niezliczone tony gruzu, cegieł, plastiku, wybitego szkła, metalu… A pośrodku tego drewniane odłamki mebli. Poprute materiały zasłon. Porzucone fragmenty foteli i kanap. Niekiedy ciężko było określić na co tak właściwie patrzyli. Noc nad ich głowami również nie pomagała. Na szczęście światło księżyca było jasne, ale nawet ono nie docierało do wszelkich zakamarków.
- Chodźcie tutaj… - mruknął Feliks. - Znalazłem… to chyba szafa… ale potrzebuję pomocy… Może znajdziemy coś do wytarcia się. I do przebrania.
Rzeczywiście pod gmachem Kościoła znajdowało się wiele różnych fragmentów plebanii, a jednym z nich była drewniana szafa. Została jednak przygnieciona zielonym, poprutym narożnikiem.
- Narożnik, mój piękny narożnik! Z rodzinnego domu, mojej nieżyjącej matuli! - zaczął biadolić ksiądz. - Moja jedyna pamiątka! Ale i ją oddam ci, Panie, jeśli tylko będziesz miał nas w opiece!
- Dobra, ale pomóżcie mi ten złom przesunąć - poprosił Feliks. Olga ruszyła pomóc. Adam też się przyłączył.
Tymczasem proboszcz westchnął głęboko. Chyba zaczęły docierać do niego nieprzyjemne zapachy. Tak właściwie część unosiła się również z jego własnego ciała. Objawienie objawieniem. Ale nawet teraz obrzydliwość pozostawała obrzydliwością.
- Możemy pójść do mojej dobrej znajomej w okolicznym ośrodku. Pokoje gościnne Orchidea. Ciężko będzie jej to wytłumaczyć, ale na pewno będzie nam wygodnie. Albo możemy ruszyć na tył kościoła, tam powinna być stara studnia. Skrzypiąca, nieużywana, a woda w niej już jakiś czas temu była nieświeża. No i musielibyśmy się obmyć bez żadnej intymności czy prywatności, pod gołym niebem. Normalnie sam bym zadecydował. Jednak w tym momencie chcę podzielić się z wami możliwością wyboru, o umiłowani w Panie bracia i siostry… - zaintonował proboszcz.
- Proszę księdza, bracie w Bogu, dziękuje za propozycje ale musimy się spieszyć! Choć z pomocą Boga i wielkim kosztem udało nam się zadać cios złu to tu nadal dzieje się coś dziwnego… Biedny Piotr oby Bóg wziął go do siebie jako męczennika… Musimy mimo późnej pory wrócić na obóz i sprawdzić czy z innymi naszymi znajomymi ze szkoły Świętego Jana Chrzciciela wszystko w porządku! Dlatego Proszę księdza musimy szybko się obmyć przy studni zimną wodą i pożyczyć od księdza jakieś ubrania aby czym prędzej ruszyć w drogę głosić słowo Boże i nieść pomoc! Nie martw się nagością Ojcze tak jak wcześniej mówiłem ciało ludzkie jest pięknem stworzonym na podobieństwo Boga i z jego woli grzech jest jedynie w naszych myślach a nawet gdy nawiedzą nas grzeszne myśli wystarczy tylko przypomnieć sobie że to piękne ciało które powoduje chuć zostało stworzone przez Boga - Słyszał kiedyś mądrość żydowską która teraz mu się przypomniała - Zresztą myśl sama w sobie nie jest grzechem ciężkim wszystko zależy od tego co z tą myślą uczynimy tak przynajmniej mówił ksiądz na rekolekcjach i wydaje mi się że to bardzo mądre jest… Przykro mi z powodu wielkiej ofiary jaką ksiądz poniósł ale jest tak jak powiedział w Ewangelii do Apostołów trzeba porzucić ziemskie dobra i iść w ślad Chrystusa tak jak ksiądz powiedział! Wszyscy dostaliśmy nową szansę od Pana aby naprawić dawne grzechy i żyć lepsze życia a teraz chodźcie zmyjemy z siebie brud doczesności światłość Pana obmywa nasze dusze lecz trzeba zadbać o ciało gdyż zostało powiedziane aby kochać bliźniego jak siebie samego co oznacza że musimy wpierw zadbać o siebie! - Adam gadał jak nakręcony wciąż jeszcze nie doszedł do siebie cała sytuacja spowodowała u niego strumień świadomości.
Wziął sporo materiału z firany potrzebował go żeby wytrzeć się z odchodów i moczu a potem wysuszyć z resztek szafy wygrzebał czarną spódnice we wzorek z małych czerwonych maków (pewnie zostawiony przez gosposię) oraz spraną o kilka rozmiarów za dużą na niego bluzę dresową.
Gdy doszli do studni Adam rozebrał się bez żadnego skrępowania mimo niezwykłych okoliczności miał dość silną erekcję (Co w pewien sposób go uspokoiło choć jedna rzecz była normalna) ale zupełnie to zignorował a dotyk zimnej wody szybko uspokoił jego ciało i myśli. Umył się szybko, wytarł szorstkim materiałem i przeprał jako tako ubranie żeby wymyć z niego wydzieliny następnie zapakował wszystko w tobołek z mokrej firanę którą też wypłukał ze śladów fekaliów.
- Feliks gdy już pójdziemy od księdza chciałbym ci jeszcze o czymś powiedzieć… - Szepnął do kolegi w międzyczasie.
 
Brilchan jest offline  
Stary 23-01-2021, 16:01   #107
 
JohnyTRS's Avatar
 
Reputacja: 1 JohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputację
Plebania, część 2.

Łukasz stąpając na gruzowisku (dopiero teraz do niego dotarło, że budynku już nie ma, a pomieszczenie oświetla uliczna latarnia. Teraz już na pewno wierzył, ale jego zwykle racjonalny umysł jeszcze nie do końca ogarniał, co tu się stało. Od blasku anioła (Marta!!!) bolały go oczy, ręce się trzęsły, na widok Piotrka zamienionego w mumię do oczu napłynęły mu łzy. Wiedział, że tego nie opanuje, wyszedł jak najszybciej. Zerwał z ocalałego karnisza zasłonę i ruszył do studni, tą samą drogą jaką tutaj razem z Feliksem weszli. Scyzoryk w rękę, pociął zasłonę na mniejsze kawałki. Resztę rzucił na pokrywę cembrowiny. Popatrzył na resztę, byli w tak samo złym stanie jak on sam. Ściągnął spodnie, osrane gacie (rzucił je po prostu w krzaki. Opłukał się, spodnie tak samo. Powoli otrząsał się z szoku, na widok nagiej Olgi mu stanął. Czym prędzej zapiął mokre od wody spodnie. Powsadzał do kieszeni drobiazgi.
- Olga, jest sprawa, jak nas zabrała karetka, to po opuszczeniu Rowów coś chciało nas udusić. Powrót do Rowów nas uratował, jesteśmy tu uwięzieni. W twojej kopercie jest karta Tarota, każdy ma taką. Są z nami związane, nie wiem co to ma znaczyć. Ale zniszczenie karty to śmierć, jedno wielkie Sayonara.

Olga gapiła się przez chwilę na spodnie Łukasza. Zarumieniła lekko i odwróciła wzrok dając chłopakowi czas. Na pewno tu nie o nią chodziło. Adam też w końcu miał erekcję a jest gejem. Tak! Pewnie tak ogólnie reagują męskie ciała na ekstazę jakiej doświadczyli. Pewnie jakby dotknęła swoich piersi to sutki… Nie zaraz stop! Nie, to były złe myśli, grzeszne myśli a ona w końcu była dziewicą. Namiestnikiem bożym na ziemi. No bo seks z kobietami w końcu się nie liczył tak jak orgazm nie?
Dobra musiała to zostawić, Łukasz chciał jej coś przekazać. Skupiła się na jego słowach.
- Koperta? - zapytała i obszukała się by sprawdzić co jest w środku. Wyciągnęła kartę.
- Ale czad…. Jestesmy psekleci! - wysepleniła dziwnie uradowana.
- Dobra pozabijamy satanustów i zdejmiemy urok. Tak to zawsze działa. - Wyjęła wiadro ze studni.
- Panie ksiendzu blogoslaw. Bo idziemy na wojne! - zaczekała aż ksiądz zrobi swoje rozebrała się z zasranych ubrań i spłukała z siebie bród. Wypluła ślinę zmieszana z krwią i w końcu jak oczyściła się z syfu zawinęła się cnotliwie w to co zostało z zasłonek.
- Psyjaciele musimy stsec nasych zecy. Te wiedzmy mialy pomocnika chlopca i dziewcynke. Zamknimy ubrania w kosciele i polejmy woda swiecona to tego ne rusa. I rusajmy! Skopac tylek zlu! - podniosła zdobyczny plecak wypełniony relikwiami świętej Marty.
-Musimy tez porabac cialo marty ba relikwie. Relikwie swietych maja wielka moc! Ale chyba wystarca nam palce bo glowa bedzie za ciężka.

Wnet cała trójka była w miarę czysta. A na pewno czyściejsza. Znaleźli również ubrania na zmianę, choć były zbyt duże. Pewnie należały do proboszcza. Staromodne koszule i spodnie, które na szczęście można było przewiązać kolekcją skórzanych pasków. Wyglądali w tym wszystkim trochę śmiesznie, na pewno nie przypominało to nowoczesnej kolekcji oversize. Sprawiali wrażenie rodzeństwa mormonów, albo kogoś z dalekiego zaścianka. Może nawet z Rowów. Czuli, że po tym będą potrzebowali prawdziwego prysznica, ale jak na razie musiało wystarczyć. Przynajmniej same ubrania pachniały świeżością.
Proboszcz podszedł do Adama i przytulił go mocno. Jego oczy błyszczały od ekscytacji.
- Tak pięknie mówisz o ciele - powiedział. Pocałował go w oba policzki. - Uważam dokładnie to samo co ty. Skoro dwa światłe, błogosławione umysły sądzą to samo, to myśl nie może być naprawdę grzeszna - westchnął do ucha Addamusa. - Gdyby erekcja była czymś złym, to nie dochodziłoby do niej na poświęconej ziemi kościoła. Inaczej Bóg zagrzmiałby, tak jak przed chwilę grzmiał. Ale tego nie robi. Bo się z nami raduje naszą bliskością.
Następnie położył dłonie na pośladkach Wakfielda, teraz już przykrytych materiałem. Ścisnął je delikatnie i pocałował go w policzek. Był pięćdziesięcioletnim, siwiejącym mężczyzną z nadwagą, który kiedyś mógł być przystojny i może nadal trochę był. W zależności od gustu.
Adam uśmiechnął się paradoksalnie, to było dla niego normalne żadne wiedźmy, anioły po prostu, ktoś próbował go wykorzystać, więc on mógł wykorzystać go z powrotem. Nie miał gustu w kwestii wyglądu zewnętrznego kochanków nauczył się nie myśleć, o tym, dawno temu. Erekcja wróciła, przylgnął do proboszcza i uśmiechnął się. Chciał mieć orgazm, chciał coś co znał, coś co było dla niego normalne, a sex sprawiał że czuł się żywy, i potrzebny...
- Orgazm jest światłem - powiedział proboszcz. - Orgazm przybliża nas do boga. Tak jak on, zalewa nasze umysły światłem. Przypadek? Nie sądzę. Módlmy się razem, bracie! Módlmy się językiem Marii Magdaleny, nierządnicy, a jednak świętej!
Nie pomodlił się jednak długo, bo wnet poczuł pięść Feliksa. Ten uderzył go z całej siły w policzek. Księdza wykręciło i upadł na ziemię. Jęknął przeciągle z bólu. Wydawał się oszołomiony, choć nawet to nie sprawiło, że erekcja z jego spodni zeszła.
- Kultysta kurwa gwałciciel! - wrzasnął Feliks, kopiąc proboszcza w nerki. - Olga, chodź no tu! Napierdalamy go! - Trzebiński był wściekły. - Pedał jebany, pedofil niedorżnięty. Łukasz, szukaj tej siekierki do relikwii! - wrzasnął do Zielińskiego. - Tego też porąbiemy! - uderzył w drugą nerkę. - Będziemy mieć dwóch kurwa świętych!
Spokój kurwa! - Łukasz wybuchnął. Policzył do trzech - Łapy precz, wszyscy! Zaraz przyjedzie policja i wszyscy się tutaj zlecą. I nikt nam nie uwierzy. - Proszę księdza, łapy precz, uspokój się no! Przypominam, że coś chce nas tutaj zabić. Heloł? - cytując pewien kabaret.
-Wy tak na serio? - zapytała Olga w szoku.
Wakefield poczuł zawód że tak, szybko się skończyło jednocześnie poczuł ciepełko że Feliksowi zależy na tyle, żeby go bronić! Uśmiechnął się czarująco wyglądał jak upadły anioł młoda twarz sugerowała niewinność ale oczy, obiecywały grzech
- Felek jakbyś, miał mordować każdego kto, chce mnie przelecieć to zostałbyś masowym mordercą zostaw biedaka - Powiedział z rozbawieniem.
Trzebiński to uczynił i zrobił kilka kroków do tyłu. Spiorunował Adama wzrokiem. Ten komentarz wcale go nie uspokoił. Może i rzuciłby się z atakiem na Wakfielda, ale ten był już dalej. Ukucnął przy księdzu, wziął jego twarz w ręce i ucałował go w usta. Był to gorący pocałunek francuski, pełen pasji. Legendy o eunuchach z Arabii mówiły, że po odcięciu jąder, cała rozkosz skupiała się w ich ustach. To samo można było powiedzieć o Adamie.
Gdy zabrakło mu oddechu przerwał pocałunek, oczy błyszczały mu z zadowolenia i rozbawienia, wyglądał jak kot, który właśnie najadł się śmietany.
- Ojczulku schlebiasz mi, jakbym miał więcej czasu dałbym ci wiele orgazmów, żeby nadrobić czas który, straciłeś w celibacie Złotko! Bo celibat jest nienaturalny! Nawet święty Paweł piszę o tym, w listach! Po prostu, średniowieczny kościół potrzebował nie rozdrabniać majątku… Ale niestety, choć nic nie sprawiłoby mi teraz, większej radości niż zabawa z tobą jest tak jak mówi mój kolega, nie mamy czasu… Nasi znajomi z klasy mogą być w niebezpieczeństwie!
- W niebezpieczeństwie to jesteś ty, kiedy cię widzę - odpowiedział proboszcz. - Nie wiem, jak długo będę w stanie się powstrzymywać…
 
__________________
Ten użytkownik też ma swoje za uszami.
JohnyTRS jest offline  
Stary 23-01-2021, 16:36   #108
Rot
 
Rot's Avatar
 
Reputacja: 1 Rot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputację
Ale Adam kontynuował.
- Poza tym, proszę księdza, ja kocham łamać zasady ale nie chcielibyśmy, żeby ten przemiły Aniołek wrócił prawda ? Skoro, przybył aby ukarać bezczeszczenie kościoła kto wie jak zareaguje na złamanie ślubów kapłańskich ? Dla mnie to nie problem Ojczulku ale czy serio chcecie ryzykować ? Spójrzcie prawdzie w oczy… Nigdy nie byliście, dobrym księdzem, nie poznaliście się na pogańskich wiedźmach, a Anioł Boży rozpierdolił wam Kościół! Do tego, licealiści przegadali was w teologii! Słuchaj Złotko ty, moje spójrz prawdzie w oczy, i zrzucić sutannę! Ja wiem, że nie masz gdzie teraz pójść, może poszukaj jakiegoś bardziej sex pozytywnego wyznania chrześcijańskiego i tam pójdź ? Jest kilka tęczowych kościołów akceptujących homoseksualizm może lepiej dla ciebie byłoby gdybyś wyjechał z tej przeklętej ziemi? Odezwij się do mnie gdy odnajdziesz siebie… Może jak już skopiemy tyłek złu dam ci orgazm zbliżający do Boga na pożegnanie? Taka wakacyjna przygoda - Roześmiał się perliście nacisnął nos Proboszcza a następnie dał mu drugi bardzo długi pocałunek lewą ręką głaskał mężczyznę po plecach a prawą rozpiął mu z szyi złoty łańcuszek z krzyżykiem.
Proboszcz zdawał się niezbyt zadowolony, ale westchnął i pozwolił Adamowi wziął łańcuszek. Nie mógł znaleźć słów na jego teksty.
- Wezmę to na pamiątkę i obietnice dobrze Złotko ? - Wakfield spytał się niewinnie znów nakładając maskę upadłego anioła poza która zawsze nakręca jego kochanków - Idę walczyć ze złem, muszę mieć krzyżyk, idź spać do Orchidei jeżeli Bóg da wrócę żeby ogrzać ci łoże i pomodlimy się w stylu Marii Magdaleny. Pokaże ci sztuczki, o których ci się nie śniło Tatusiu! - Obiecał kręcąc młynka łańcuszkiem od krzyżyka posyłając całusa wstał i odwrócił się od Proboszcza czerpiąc rozkosz z władzy jaką ON miał nad innymi! Kiedyś go używali on jednak zamienił pustkę w broń przeciwko nim! Teraz to on wykorzystywał ich wszystkich! Zdobywał to co potrzebował i łamał serca!

Łukasz przyglądał się całej scenie z lekkim zażenowaniem, ale na głos nic nie skomentował. Teatralnie popukał się w zegarek (którego nie miał):
- Skończyliście? Przypominam że coś chce nas tutaj zabić. Idziemy do tej Orchidei czy do reszty wycieczki?
Był zmęczony, brudny, wkurwiony. I głodny.
Proboszcz wstał i ruszył prosto w stronę hotelu. Chyba czuł, jak bardzo się upokorzył. A chciał tylko skorzystać z chwili. Poszło nie tak.

- Tak skończone, chciałem mu dać coś miłego w zamian za ubrania i to że tyle stracił bidulek - Odpowiedział Adam zakładając złoty krzyżyk na zewnątrz bluzy z kapturem zachowywał się jakby to co się stało, przed chwilą nie miało miejsca wyłączył całe flirtowanie oraz uśmiechy jakby to był, przełącznik światła w pokoju.
- Musimy iść do obozu, nie wiemy dokładnie jak te karty działają może wysysają z nas energię życiową? Skoro “zabiliśmy” 3 wiedźmy to może Pan Ceyn zdejmie z nas klątwę ? Musimy tam iść! Słuchaj Łukasz, wiem że okazuje to w dziwny sposób ale serio przykro mi z powodu śmierci Pawła, te wiedźmy rzuciły na mnie klątwę od czasu tego autobusu czułem wściekłość jakbym za chwilę miał oszaleć stąd zachowywałem się tak, a nie inaczej na plebanii, ale udało mi się uwolnić ręce z paraliżu i wysłałem SMSy z komórki Feliksa miałem nadzieje, że Majka weźmie tych ratowników żeby uratować Pawła, przykro mi że się nie udało. Paweł był dobrym facetem, powinien żyć, oby ten Anioł wziął go do siebie, bo zginął śmiercią męczennika. Sądzę że powinniśmy, zabrać tą kartę którą miał jeżeli nie spłonęła.- Ton głosu Adama był smutny, ale czy można było uwierzyć aktorowi ?
- Piotra, nie Pawła - poprawił Adama Łukasz. A co do Ceyna - chwila na uporządkowanie myśli - Te karty dostaliśmy jako coś niby związanego z grą w ośrodku, dla mnie iść do ośrodka po prostu śmierdzi. Nie wiem, ale… - wzruszył ramionami.
Czy bez Marty to nadal to samo?

Olga wykorzystała chwilę i wróciła do tego co zostało z plebanii pozbierała zasrana ubrania i zalała je woda święcona wykonując znak krzyża i podeszła do trupa Marty. Tak spopielone i wysuszone ciało powinno się łamać jak wyschnięte gałązki.
- Martwa potrzebujemy Cię, wiem że to zrozumiesz. - powiedziała i zaczęła łamać palce trupa i upchnąć do plecaka jeden po drugim. W końcu jeden zostawiła sobie w ręce.
Wróciła zadowolona do chłopaków.
- Marta idzie z nami i nie bedziemy gzesyc w Orchidei ta nazwa to zlo i szatan!

- Feliks, Orchidea czy ośrodek, gdziekolwiek on jest? - Łukasz odwrócił się do Feliksa. Przy okazji nie chciał widzieć tego, co wyrabia Olga. Był cholernie rozdarty, on nigdy by czegoś takiego nie zrobił (ale walić staruszki kamieniami po głowach to już potrafisz, co - powiedział w myślach sam do siebie), ale… Dobra, Bóg istnieje, anioły i demony istnieją, więc relikwie też działają. Ścisnął w dłoni różaniec Marty.

Ten nagle zabłysnął. Krótko. Różane koraliki stały się na krótki moment błękitne i zaświeciły. Jedynie on to dostrzegł. Zerknął w bok, widząc kątem oka podobny blask. Spod zwęglonych powiek Marty Wiśniak wypłynęły trzy kropelki, niezwykle podobne w tej chwili do paciorków różańca. Były niebieskie, a bijące z nich światło uspokajało. Przypominało nieco energię Serafima, ale w dużo mniej skoncentrowanym stężeniu. I dobrze, bo to poprzednie było nie do zniesienia.
Paciorki upadły na podłogę i nikt ich nie dostrzegł oprócz Łukasza. Adam akurat spoglądał za odchodzącym smutno proboszczem, Olga natomiast łamała palce Wiśniak. Feliks szedł tam i z powrotem. Zdawał się na zmianę zażenowany, zły i smutny. Palił jednego papierosa za drugim.
Zieliński spostrzegł, że różaniec przestał się świecić… w przeciwieństwo do trzech łez Marty. Najprawdziwszych w świecie Łez Anioła…

Trzebiński wreszcie wrócił i odpowiedział na pytanie Łukasza.
- To ośrodek sąsiadujący z kościołem, położony nieco na zachód - wskazał dłonią. - Jak zmrużycie oczy i wyjdziecie stąd nieco… to ujrzycie kawałek migającego neonu “DEA”. To końcówka nazwy.
Pokręcił głową.
- W sumie to po co wam te relikwie? Trzy wiedźmy już zniszczone. Z kim mamy znowu walczyć? - mruknął. - Powinniśmy świętować zwycięstwo i wypierdalać stąd do Warszawy w podskokach… ach no tak. Nie możemy. Karty Tarota. Swoją drogą widzieliście, gdzie jest karta Marty?
-W jej kieszeni, czyli zniszczona. Ale czekaj… chodzi ci o nią czy o tę z naszej klasy? I gdzie chcesz iść? Orchidea czy Słowiane, do reszty naszej wycieczki? - Łukasz był zbyt mocno skupiony na Marcie, na tych łzach. Podniósł różaniec - Feliks, masz przy sobie jakąś fiolkę czy coś takiego?

Trzebiński podał Łukaszowi woreczek foliowy. Wcześniej wytrzepał z niego resztki białego proszku. Same Łzy Anioła okazały się w dotyku twardymi koralikami. Lekko szczypała jakby prądem, przypominając nadmiernie przeładowane baterie. Następnie Feliks ruszył w stronę ud Marty. Obtrzepał powierzchowną warstwę prochu, która niegdyś była kieszenią. Koperta została zniszczona, ale sama karta Tarota została kompletnie nienaruszona. Czyżby nawet Serafim nie był w stanie jej zniszczyć? Może gdyby spróbował. Sama jego bliskość najwyraźniej nie wystarczyła. To pokazywało, jak niezwykle potężnymi artefaktami były te karty.
- Nie zamierzam zostać zgwałcony w nocy przez tego proboszcza z Orchidei. Wracam do Słowian - powiedział Feliks.
Wstał i schował kartę Marty do kieszeni.
- Może ty ją chcesz jednak? Chyba… byłeś z nią dużo bliżej… - niepewnie wyciągnął kartonik z powrotem.
-Dobra, daj - Łukasz wziął kartę Marty i wsadził do kieszeni, w której miał swoją kartę. - Czyli Słowianie.
 

Ostatnio edytowane przez Rot : 24-01-2021 o 15:23.
Rot jest offline  
Stary 23-01-2021, 16:49   #109
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Dialog z Feliksem


Adam postanowił skorzystać z tego, że Łukasz szepcze o czymś z Olgą i rozmówić się ze swoim Ex chłopakiem.
- Słuchaj, ja wiem że jestem pierwszym chłopakiem do którego coś poczułeś, wiem że jestem dla ciebie za bardzo intensywny, próbowałem się stonować, nie być taki krzykliwy, ale nie potrafię… To jedyny powód dla którego się jeszcze nie zabiłem. Przepraszam, że wyskoczyłem z tym wyznaniem tam… Przysięgam ci że to nie był, ostatni pokaz sądziłem że wszyscy, umrzemy i nie chciałem odchodzić z tego świata, nie pogodziwszy się z tobą, to było, samolubne ja jestem samolubny jeżeli powiesz mi żebym się odpierdolił zrobię to Majka chyba cię lubi to całkiem ładna dziewczyna… - Serce rozdzierało mu się z rozpaczy co było, widać na twarzy ale przemógł się odchrząknął i wznowił temat.

Tymczasem Feliks spoglądał na niego zmieszany i wnet odwrócił wzrok. Nie spodziewał się tego tematu i nie był też do końca pewien, jak powinien na niego zareagować. Jako że Adam chciał wypowiedzieć więcej słów, to pozwolił mu mówić. Rozumiał, że wydarzenia w plebanii inspirowały do podobnych rozmów. Nie wiadomo było, kiedy umrą. Być może za minutę, za rok lub za siedemdziesiąt lat ze starości. Choć ta ostatnia opcja zdawała się coraz mniej i mniej prawdopodobna. Adam mówił dalej.
- Słuchaj, miałeś racje że potrzebuje terapii ale Matka mi zabrania jakbym poszedł na terapię to skończyłby się jej blackmail na Ojca ma kumpla terapeutę któremu płaci jakieś kosmiczne ilości pieniędzy za fałszywe papiery na temat leczenia mojego uzależnienia od seksu w życiu nie miałem nawet 15 minut terapii a w moich żółtych papierach dorzucił jeszcze coś o urojeniach żeby nikt mi nie uwierzył na słowo… Ale posłuchaj to co tam powiedziałem to prawda, mam kochanka, sponsora który jest mecenasem nawet jeżeli tu umrzemy ustawiłem z nim DeadMan switch, bo Matka coś, zaczyna podejrzewać i może chcieć mnie zabić, ale prawda i tak wyjdzie na jaw a kasa mojego Ojca Pedofila pójdzie na leczenie twojej siostry Estery niezależnie od tego jaka nas będzie łączyć relacja nawet jeżeli zniknę z twojego życia pieniądze wciąż pójdą na jej leczenie bo nie chce żebyś musiał sprzedawać narkotyki widzę jak to zabija twoją piękną duszę, ja jestem zgniłym śmieciem który potrafi tylko wykorzystywać innych bo tego mnie nauczono. That’s how my brain has been wired by my fucking father fucking me, when I was a fucking child! Samolubnie chce żeby z tego całego gówna jakim jest moje życie wyszło coś dobrego… Chcę jej pomóc i pomóc tobie! - Oczy zaszkliły mu się łzami gestem dał znać że jeszcze nie skończył.
Trzebiński chciał już coś odpowiedzieć, ale ten gest go powstrzymał. Adam przerwał gdy zobaczył że Feliks chce coś powiedzieć zachęcił go gestem samemu milknąc. Ale dealer z kolei uczynił swoj własny ruch dłonią sygnalizujący, aby Wakfield kontynuował.

- Jeszcze tylko jedna rzecz, jeżeli uda nam się przeżyć to całe szaleństwo mam Plan i jeżeli chcesz możesz się do mnie przyłączyć: Jestem w kontakcie z Domem Kiki to grupa ludzi Queer, którzy sobie pomagają nawzajem nie będę żył z kasy rodziców mogę być tancerzem albo aktorem czy zająć się modą... A dopóki to nie wypali będę tancerzem egzotycznym! Ćwiczyłem jestem w tym całkiem dobrym tancerzem erotycznym. Jestem w kontakcie z dwoma striptizerkami są w otwartym związku Poli amorycznym Biseksualna Mina potrzebuje obywatelstwa dla swojej dziewczyny MingWay lesbijki, nielegalnej imigrantki z Chin, którą zabiją jeżeli zostanie odesłania... Jak skończę 18 lat hajtniemy się na krzyż i możemy żyć razem w ten sposób ja załatwię obywatelstwo dla Ming a Mina wyszłaby za ciebie żebyś miał obywatelstwo Amerykańskie będziesz mógł być blisko swojej siostry zająć się fotografią i nie będzie ci grozić więzienie bo nie będziesz musiał sprzedawać narkotyków - Jego wzrok był rozmarzony po chwili, dodał smutno.
- Ale wiem że to za dużo, pewnie nie chcesz brać udział w tym, gównie mojego życia bo jestem za głośny, zbyt uszkodzony i namolny… Tak jak mówiłem, kasa i tak pójdzie do Esterki a ty Feliks, nie jesteś złym człowiekiem! To prawda, robiłeś złe rzeczy, narkotyki niszczą życie i szkoda, ludzi nawet jeżeli to bogate dupki, ale wiemy że Bóg istnieje, skoro uratował nam życie, znaczy że mamy jeszcze szansę zmienić wszystko na lepsze! Możesz zacząć pracować w Monarze zrobić coś żeby pomóc, innym i zadośćuczynić złu...
Skończył i opuścił głowę zacisnął pięści próbując przygotować się na odrzucenie ze strony chłopca którego kochał był w końcu tylko barwnym śmieciem…

Trzebiński jeszcze przez chwilę milczał. Zdawał się kompletnie oszołomiony tymi wszystkimi wyznaniami. Podszedł do kamyka i kopnął go z całych sił. Ten rozbił się o jedno z niewielu okien w plebanii, które cało wyleciało z zawiasów. Samo szkło jednak nie pękło. Feliks zdawał się więcej niż zdenerwowany.
- Chwila… - jęknął. - Brzuch mnie boli. Brzuch mnie rozbolał. Proszę… przestań mówić… chociaż na chwilę.

Usiadł na najbliższej w miarę pewnej powierzchni, jaką była przewrócona wanna. Miał spuszczony wzrok. Potem spojrzał w dal na rozmawiających Łukasza i Olgę. Następnie przeniósł spojrzenie w górę na czarne niebo. Oraz białą tarczę księżyca. Zdawał się przysłuchiwać ich w milczeniu. Feliks najchętniej poprosiłby go o doradę, co takiego powinien odpowiedzieć Adamowi. Bo sam nie wiedział.
- Podsumowując, mam zaakceptować, że rżnie cię jakiś stary knur. I mówisz mi to chwilę po tym, jak kolejny się do ciebie dobierał. Chcesz jeszcze zostać tancerzem… erotycznym… - gula w gardle Feliksa narastała. - I dawać dupy wszystkim, którzy rzucą na ciebie pięć dolarów? Czy jeszcze będziesz im za to dopłacał? - warknął i wyjął z kieszeni paczkę papierosów. Zapalił jednego. - Ja tego nie mogę tak po prostu zaakceptować. Nie jestem wcale konserwatywny, ale przy tobie wypadam na prawicowego ekstremistę. Ty się nie zmienisz i ja chyba również nie. Nie mogę zaakceptować twojego rozkurwionego libido. Jak sobie wyobrażam tego prawnika na twoim ciele… to mnie to obrzydza - skrzywił się. - Jak tak możesz? Sprawia ci to przyjemność?
- No co ty, nie jestem tanią kurwą. Jeżeli już to ekskluzywnym call boyem a to jest właśnie piękne w striptizie nie wolno dotykać tancerza a tancerzowi nie wolno niszczyć iluzji przez sex z klientem. Będą mnie pragnąć i czerpać radość z mojego piękna ale ja będę miał pełnię władzy i powiem im NIE - Uśmiechnął się i zadrżał z rozkoszy na samą myśl.
Feliks westchnął ciężko.
- Aż zostaniesz przez kogoś zgwałcony. Albo sam zechcesz się z kimś przespać. Widziałem, jak odmawiałeś temu proboszczowi. Ja nie jestem taki otwarty seksualnie jak ty. To było żenujące. Ja sam zachowałem się okropnie, ale przynajmniej nie obrzydliwie. I jeszcze na dodatek mam ożenić się z jakąś twoją koleżanką. Jestem przytłoczony, Adam. Jestem kurwa solidnie przytłoczony. Chcesz mnie kupić Esterką… i nie mów mi nawet, że nie. Bo to tylko taki wybieg, żeby nie rzucało się aż tak bardzo w oczy. Ale się rzuca. Pięknie sobie w głowie ułożyłeś całe życie, ale ja nie sądzę, że mam w sobie siłę, żeby nim żyć. Ja chcę spokoju, ciszy… ty czegoś wręcz przeciwnego.
Zdawało się, że Feliks walczył z łzami.
- Chyba się za bardzo… r-różnimy - mruknął i wstał. Odwrócił się tyłem do Wakfielda, ale nie odszedł..

Adam długo milczał, czuł jakby miał w brzuchu metalową kulę odwrócił się do ukochanego plecami a z oczu mimo starań popłynęły łzy warsztaty aktorskie nauczyły go jednak rozluźniać gardło i mówić normalnym tonem mimo sytuacji
- Mógłbym próbować, manipulować twoimi emocjami… Mógłbym szukać usprawiedliwień, ale nie chce, sex to dla mnie narzędzie… Wykorzystywali mnie wszyscy, więc ja się nauczyłem ich wykorzystywać, Marek, ten adwokat to tylko kolejne narzędzie, wykorzystam go do zemsty na rodzicach i porzucę jak śmiecia, tak jak oni wszyscy mnie wykorzystywali, jak zabawkę erotyczną rękawy na swoje fujary i wypełnienia dla swoich brudnych cip! Ale nauczyli mnie czym jest władza… - Urwał zdanie wziął kilka głębszych oddechów.
Feliks spojrzał dziwnym wzrokiem na Adama.
Chyba zaczął się go bać.
- Ty jeden nie próbowałeś mnie wykorzystać, byłeś bezinteresowny… Właściwie nie wiem czym, jest miłość, bo nigdy jej nie doświadczyłem… Może ja cię wcale nie kocham Felek ? Jedyne, co rozumiem, to sex, więc rozpierdoliłem coś pięknego co mogło być między nami, bo tylko skrzywioną relację opartą na jakimś pierdolonym barterze umiem zrozumieć… Jestem głupkiem jedyne co mam do zaoferowania światu to moje ciało i masz rację, próbowałem cię kupić twoją siostrą i znów spierdoliłem… Słuchaj, nie umiem nie być barwny, nie być krzykliwy, ale jestem w stanie się dla ciebie zmienić, pójdę na terapię, jeżeli chcesz możemy spróbować monogamii, po prostu myślałem że potrzebujesz kobiet - Na chwilę poczuł się zrozpaczony uspokoił jednak oddech.
- Tak, jasne. Teraz zwalaj wszystko na mnie - warknął Feliks. - Twoje rozjebane libido to moja wina, bo uznałeś, że potrzebuję kobiet. Jasne. Jesteś w tym momencie w pełni usprawiedliwiony. Kurwa, nie wykorzystuj mnie tak instrumentalnie jak tego twojego Marka. Nim może umiesz manipulować. Ale ze mną ci się nie uda. Ja myślę głową, a nie kutasem i tu się właśnie różnimy. Tu jest największa rozpadlina między nami… po prostu nie do przekroczenia.
- Kiedy te wiedźmy, zesłały na mnie koszmar to byłeś ty, domagający się ode mnie celibatu i diabeł który trzyma mnie na łańcuchach…Jeżeli nigdy więcej, cię nie dotknę mogę z tym żyć, tak Felek, masz racje próbuje cię kupić ale przepraszam cię za to! Nie musimy być razem chcę, żebyś był szczęśliwy! Chcę żebyś miał na leczenie swojej siostry, myślałem że ślub będzie najszybszą metodą na to żebyś mógł ją odwiedzać, ale możemy ci załatwić zieloną kartę i znaleźć jakąś spokojną pracę… Ja wiem że jestem zepsuty i nie dziwie, się że nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego. Po raz pierwszy, w życiu nie chodzi mi o sex, chcę żebyś był szczęśliwy, ze swoją siostrą, żebyś nie musiał sprzedawać dragów, bo wiem że to cię zabija, zabija twoją piękną duszę! Chciałbym żebyś miał swój upragniony spokój i mógł się rozwijać jako artysta fotografik bo ja nigdy nie mam spokoju… Tylko wtedy kiedy występuje albo kiedy szczytuje mam tą ciszę na kilka sekund zanim koszmar się znów zaczyna te głosy i myśli… - Usiadł na ziemi i schował twarz w dłoniach. Nienawidził tych myśli, nienawidził mówić o tym, na głos ale wiedział że musi. Czuł że nigdy nie będzie szczęśliwy… Może faktycznie był seksoholikiem? Ale jak to zmienić ? Nie chciał już o tym, wszystkim myśleć, przypomniał sobie o tlenie który wynieśli z karetki może te butle jeszcze tam są ? Gdzieś na filmie widział że można się tym narkotyzować chyba ? Może Paweł ma na sobie jakiegoś skręta ? Adam chciał zapomnieć to co teraz zrobił ale na razie siedział chowając twarz przed światem chciał wiedzieć czy jego kochany Felix skorzysta z wyjścia które mu oferuje i będzie szczęśliwy tak jak jego łacińskie imię zapowiada.

Ale Trzebiński warknął.
- Słuchaj, jeszcze byłbym w stanie to zaakceptować. Twoje uzależnienie od seksu. Wiem najlepiej jak działają narkotyki. Jeśli ktoś miałby cię zrozumieć, to chyba tylko ja. Nawet jeśli sam nie podzielam tego twojego problemu. Ale wiesz, w którym momencie mnie straciłeś? Jak wiedziałeś, że jestem obok… a i tak łasiłeś się do kutasa tego proboszcza. Starego oblecha. Złapał cię za pośladki, a ty od razu zrobiłeś się twardy. No kurwa. W ogóle ci tak naprawdę nie zależy na mnie. Nie na mnie jako na mnie. Bo wiedziałeś, co widzę i robiłbyś wszystko, żeby nie dopuścić… abym to zobaczył. Przecież musiałeś przewidywać, że mi się to nie spodoba. Ale dla ciebie nie miało to znaczenia. No i tak wyglądałoby całe nasze życie. Ty wychodziłbyś na miasto i robił chuj wie co i z kim, kompletnie nie mając mnie na względzie, a potem wracałbyś do domu i spoglądał na mnie jak na swoje trofeum. Nie kochasz mnie, Adamie. Kochasz swoją piękną wizję idealnego życia, którą skomponowałeś sobie w głowie. Zakochałeś się w swoim planie. Ale nie w osobie, która powinna być jego główną częścią - powiedział.
- Feliks kochanie, ten plan był układany LATA zanim cię poznałem! To ty jesteś do niego dodatkiem, a nie na odwrót. Kasa miała iść na jakąś fundacje nie miałam sprecyzowane jaką, sytuacja z Miną i May też była już nagrana, ucieszyły się że będzie mieć dodatkowe zabezpieczenie i tyle. Czy ty wiesz jak trudno jest znaleźć mieszkanie w NYC ? W ten sposób będę mieć trzy lata gdzie spać i co jeść do tego będę mógł pracować z nimi w klubie… Ja cię nigdy nie zrozumiem… Dla mnie sex, jest jak wypicie coli albo zjedzenie cukierka. Chciałem mieć krzyżyk, chciałem poczuć że żyje, chciałem poczuć władzę nad tym warchlakiem i go upokorzyć. A przy okazji, dać mu coś cennego, żeby głupi chuj się nie zabił! Nie rozumiem tego pierdolenia o intymności, farmazonów o uczuciach, lubię cię na tyle że mógłbym spróbować ale kurwa dla mnie to też jest wszystko nowe! Sprawa jest tak, ustawiona że nawet jak tu padniemy trupem, kasa i tak pójdzie do twojej siostry na leczenie bo byłeś dla mnie kurwa miły i taki mam kaprys. Nie wiem, czy mi na tobie zależy wiem kurwa że za każdym razem, kiedy robię coś fizycznego czy to taniec czy coś związanego z seksem na jedną krótką chwilę nie słyszę w głowie głosu mojego pieprzonego Ojca który mówi mi że jestem grzecznym chłopcem! Za każdym razem kiedy zgniatam kogoś w dyskusji przez bardzo, krótki moment nie czuje się jak śmieć! A za każdym, razem gdy mam nad kimś władzę, choćby dlatego że chcą się ze mną przespać a ja powiem NIE przez bardzo krótką chwilę, przestaje się czuć jak tamten bezradny dzieciak któremu ojciec rozrywał odbyt! Więc przykro mi SKARBIE ty mój najdroższy że przyssałem się do księdza to ty ze mną zerwałeś i nie obiecywaliśmy sobie wyłączności! Miałem brzydszych, spałem z kobietami, mężczyznami, dzieciakami w moim wieku…. Zanim skończyłem 13 lat ojciec wstrzykiwał mi w penisa środek żebym miał wzwód na kamerze bo więcej mógł zarobić na snuff film gdzie dzieciak za mały na to miał mocny wzwód… - Teraz Adam już się zupełnie rozkleił zaczął płakać i trząść się nigdy wcześniej nikomu o tym,wszystkim nie mówił chował te wspomnienia, przed samym sobą tańczył albo kochał się aż nie miał siły myśleć… Czemu ten cholerny Anioł nie zjawił się wtedy ?! Czemu nie spopielił Ojca ?! Mógł spopielić i jego zabrać go do Nieba ale ten wielki wspaniały Bóg po prostu odwrócił od niego swoje oblicze!
Skoro Feliks tak bardzo, chce go odrzucić to da mu powód! Niech pozna całą prawdą! Niech się od niego odwróci tak jak wszyscy inni! Wakefield wiedział że tak będzie, nie zasługiwał na miłość! Nie wiedział nawet czym, była ta cała miłość!
Trzebiński pokręcił głową. Nie chciał tego słuchać. Pragnął to od razu wyprzeć.
- Chcesz godziny wyznań? - zapytał. - Otóż… twoja mama płaci mi od pewnego czasu, żebym dosypywał ci proszki do napojów i jedzenia. Kiedy chcesz iść do telewizji i opowiadać o swoich przeżyciach, to prosi, abym dorzucał takie, po których będziesz zachowywał się… tak jak teraz. Tak intensywnie i w sposób niezrównoważony, abyś wypadł niewiarygodnie przed kamerami telewizyjnymi… a przede wszystkim przed policją. A czasami prosiła, żebym dorzucał uspokajacze. Po części dlatego tak naprawdę z tobą byłem. Chciałem być blisko dlatego, aby mieć do ciebie dostęp. Twoja matka mnie wynajęła, żebym cię podtruwał. Robiłem to po to, aby uzbierać pieniądze dla Esterki. Dlatego nie mogę znieść, jak mówisz, że jestem taki dobry. Nie, rozjebałem ci psychikę tam samo jak twój ojciec, tylko w inny sposób. To przeze mnie jesteś taki niezrównoważony. Ciągle znajdujesz się na różnych odwykach i zespołach odstawiennych i nawet nie masz o tym pojęcia. Myślisz, że to efekt twojej traumatycznej przeszłości… ale obawiam się, że to ja jestem winny. To ja zrobiłem z ciebie narkomana - Feliks rozpłakał się. - Jestem bardzo złym człowiekiem. Nie kochałem cię, Adaś. Byłem z tobą dla pieniędzy, i dlatego nie mogę przyjąć tych, które teraz mi wciskasz. Nie zależało mi na tobie. Potem to się nieco zmieniło... Pewnie dlatego, bo nikt nie robi tak dobrze jak ty. I między innymi dlatego nienawidzę twojej seksualności. Bo przez nią coś do ciebie poczułem, przez to twoje kurewskie… dosłownie kurewskie doświadczenie. Przestałem cię faszerować towarem i straciłem źródło dochodów od twojej matki. Rozdarło mnie to emocjonalnie. Zwłaszcza, że nie uważam się za geja i nigdy nie chciałem nim być. Dziwię się, że nie spaliłem się na węgiel w blasku anioła. Jestem dużo gorszy od wszystkich katów, których napotkałeś w swoim życiu.
Adam zaczął się śmiać, dostał szaleńczej głupawki - Oh, skarbie, głuptasie, Honey Child, sweet dick of mine! Hahah, nie jesteś nawet w pierwszej dziesiątce! Nie schlebiaj sobie, przynajmniej miałeś smacznego kutasa, ale teraz to już wszystko jasne! I wiesz co ? Wybaczam, ci Złotko! Ty przynajmniej, miałeś dobry kurwa powód! Nie chciwość, tylko kurwa uratowanie, twojej siostry! I dostaniesz to czego chciałeś! Może i dawno utopiła moją wiarygodność, ale głupia pizda gada po pijaku, sama trzymała brudy na ojca a ja zrobiłem kopie! Teraz to wszystko jasne! WRESZCIE świat jest normalny! Ludzie wykorzystują mnie dla własnej korzyści! Nie muszę się już czuć winny! Złotko mordo, ty moja! Mój świat znów wrócił do normy! Wszystko jest takie jak być powinno… - Chyba ostatnia dawka prochów które dostał musiały jakoś silnie podziałać - Wiesz co ? Good talk let’s NOT talk anymore! Idę powdychać tlen chyba, wyrzucili butle z karetki? And ONCE MORE ALL IS RIGHT AND JUST IN THE WORLD!

Ruszył przed siebie śpiewając “Girl’s just want to have fun” Cyndi Lauper i tańczył w pełni korzystając z tego że ma na sobie sukienkę i podśpiewywał:

“That's all they really want Some fun When the working day is done Oh, girls, they wanna have fun Oh, girls just wanna have fun”

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=PIb6AZdTr-A[/MEDIA]

Feliks dobiegł do Adama. Chwycił go mocno za ramię.
- Przestań. Proszę, przestań - rzekł. - Nie powinienem był tego mówić. Ani w ogóle robić. To zły moment. Ale nie chcę, żeby stała ci się krzywda. Nie oddzielaj się od nas. Jeżeli pójdziesz, to pójdę z tobą. Ale wolę, żebyśmy dotarli do Słowian. Jak chcesz, to mnie ukarz. Pobij mnie. Daj mi w pysk. Wszystko zniosę. Ale proszę, nie oddalaj się od reszty. Jeśli coś stałoby ci się, to byłaby tylko i wyłącznie moja wina. Masz prawo do trochę szczęścia po tym całym syfie, który przeżyłeś z każdej strony. Twoje marzenia wciąż mogą być aktualne. Możesz wydostać się ze swojego obecnego życia. Masz o co walczyć. I przepraszam za ten slutshaming. Masz prawo robić cokolwiek chcesz ze swoim życiem. I swoim ciałem. Ale nie wariuj. Jeśli pozwolisz mi na to, to chciałbym cię przytulić - dodał po chwili, odwracając wzrok. - Jeśli nie byłoby to dla ciebie zbyt obrzydliwe. Moja bliskość.
- Kochaneczku, ty mi dałeś już do zrozumienia że mnie nie chcesz i wiesz co ? Ja nie chcę siebie…. Mam dość, życia Adama! Adam nie, jest szczęśliwy, Adam umarł, ty nie istniejesz… I dostaniesz te pieniądze czy tego chcesz, czy nie! Chciałbyś żebym, był zły, chciałbyś żebym cię ukarał, chciałbyś żebym z tobą był, ale nie! Nic z tego, twoją karą będzie, że dostaniesz to co zawsze chciałeś: Pieniądze na leczenie siostry, i nie wybieraj łatwej drogi! Żadnego samobójstwa, żadnej narkomanii! Będziesz musiał żyć i być szczęśliwy, ze świadomością ile krzywdy wyrządził mnie i wszystkim innym! Nie podoba mi się już ten plan, nie podoba mi się ja, ja już nie istnieje! Może teraz będę nazwał się John ? John się zawsze ładnie ze mną bawił… - Adam wydawał się być nieobecny w oczach, błyszczało mu szaleństwo - Johny Deadfield zostanę Mormonem! Ci jebani Mormoni są zawsze szczęśliwi! Znajdę jakąś miłą żonę spłodzę mnóstwo dzieci i będę szczęśliwy! Ktoś mnie wreszcie będzie kochać! Będę mógł je ochronić będę dobrym tatą… Tak ale najpierw ściąć włosy i ta karta! Ta jebana karta, tak, trzeba pójść do Pana Ceyna zabiliśmy mu te 3 wiedźmy z Makbeta niech weźmie swoją kartę! Ty mnie nigdy nie chciałeś! Teraz też kłamiesz, bo wystraszyło cię że nie jesteś hetero tylko dlatego przestałeś mnie truć!
Felix widział różne rzeczy, Wakefield był na skraju załamania nerwowego miał wrażenie że jedyne co powstrzymywało go przed ucieczką był instynkt samozachowawczy powiązany ze świadomością klątwy. Stał przy Felixie przestał się oddalać więc chyba bliskość mu nie przeszkadzała ? Ale wzrok miał nieobecny, nie odpowiedział nic w kwestii przytulenia, uśmiechał się ale wzrok miał nieobecny, jakby się czegoś naćpał umysł zdawał się nie wytrzymać tego wszystkiego…

Nagle, Adamowi zdało się że słyszy orkiestrę byli z Feliksem na scenie. Grali w "Ruddygore" on był Szaloną Małgorzatką miał na sobie śliczną suknie i nieskazitelny makijaż przyszła kolej na jego kwestię w patter song prawdziwy gwóźdz programu:

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=aNyZV-2ot6I[/MEDIA]

“If were not a little mad and generally silly
I should give you my advice upon the subject, willy-nilly;
I should show you in a moment how to grapple with the question,
And you'd really be astonished at the force of my suggestion.
On the subject I shall write you a most valuable letter,
Full of excellent suggestions when I feel a little better,
But at present I'm afraid I am as mad as any hatter,
So I'll keep 'em to myself, for my opinion doesn't matter!”

Swoją partię wykonał popisowo, spojrzał się na Feliksa jakby, w oczekiwaniu że podejmie wątek, uśmiechał się bardzo zadowolony.

Trzebiński zamachnął się i uderzył Adama w policzek. Mocno i zapiekło oraz wyrwało go z halucynacji.
- Ogarnij się, Adam. Wracajmy do obozu. Czy tam John. Mogę cię nazywać jakkolwiek chcesz. Ale nie będę mógł cię nazywać, jeśli nie będziesz żył… - chłopak westchnął. - Wracajmy do Słowian. W nagrodę prześpię się z tobą. Jakkolwiek będziesz chciał. Ale nie rób sceny. Adam, opamiętaj się, błagam cię - powiedział. - Jeśli nie dla mnie, to dla swojego własnego orgazmu.
- Pójść pójdę, klątwa, ale ty mnie nie chcesz… Nigdy nie chciałeś, masz już pieniądze dla siostry, nie musisz udawać Złotko, gdybyś mnie chciał to byłoby cudownie, ale ty, mnie nienawidzisz bo jestem obrzydliwy ja nie jestem, ojcem ani wujkami, ani ich kolegami i koleżankami ja nikogo nie zmuszam bo to nie jest fajne... - Adam na chwilę wrócił ale to wszystko zdawało się za ciężki -”My eyes are fully open to my awful situation...” - Zaczął ale przestał i pomasował piekący policzek. Szaleństwo wydawało się takie kuszące, a w świecie Gilberta i Sulivana zawsze wszystko dobrze się kończyło…
Feliks pokręcił głową.
- Wbrew pozorom sam nie czuję się zbyt stabilny psychicznie. Potrzebuję jakiejś odskoczni. Nie zamierzam cię do tego zmusić. Z kolei ty wcale do niczego nie zmuszasz mnie. Mówisz, że dla ciebie seks to tylko danie komuś cukierka albo puszki coli. Ja potrzebuję dzisiaj cukru - powiedział. - Robię to dla ciebie, bo mając cię na oku będę wiedział, że się nie zabijesz po tym wszystkim. A solidnie ci odwala. Ale robię to również dla siebie. Nie kłamałem, twierdząc, jak dobrze mi z tobą było. Jeśli już i tak cię wykorzystałem w przeszłości, to równie dobrze mogę skorzystać jeszcze raz - powiedział.
Mówił beznamiętnym, nieco psychopatycznym tonem. Ale również spokojnym. Nic nie zostało po ostatnim wybuchu żalu prócz śladów łez na jego twarzy.
Adam zdjął kaptur potrząsnął mokrymi barwnymi włosami, oczy zdawały się bardziej “świadome.”
- Wiesz, kiedy byłem mały kiedy oni to robili… Kiedy było naprawdę, ciężko, nauczyłem się odpływać… Pamiętam wszystko, a czasami, zapominam…
- Stop - powiedział Feliks. - Nie chcę słuchać o twoim molestowaniu. To nie jest seksowne. Nic już nie mów. Tylko chodźmy do obozu - Trzebiński wciął się Adamowi w wypowiedź.
- Teraz też czuje że odpływam… Ciężko to powstrzymać… Mnie tutaj nie ma, chyba ? Obóz. Obóz? - Pokiwał głową założył z powrotem kaptur i poszedł z Feliksem.
 

Ostatnio edytowane przez Brilchan : 23-01-2021 o 16:55.
Brilchan jest offline  
Stary 23-01-2021, 19:00   #110
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
Ostatnie kuszenie Alana

***


Alan nie wierzył ani w Boga ani szatana. Przynajmniej jeszcze pół godziny temu, zanim szalona czarownica nie zamordowała jego przyjaciela a potem nie użyła swojej przerażającej mocy na nim i Amandzie. W najśmielszych snach albo najgorszych koszmarach nie przypuszczał, że kiedyś przyjdzie mu stanąć twarzą w twarz z istotą, stanowiącą uosobienie i kwintesencję Zła. Zawsze czuł się wyjątkowy, ale w czysto ludzkich kategoriach, jak celebryta a nie mistyk doświadczający objawień. Nie aspirował do miana świętego ani tym bardziej przeklętego. W duchu musiał przyznać, że bliżej mu do tego drugiego. Ostatni raz modlił się gdzieś w okolicach pierwszej komunii świętej a jego życie wypełnione było alkoholem, prochami i łatwymi dziewczynami. Do nikogo nigdy nie wyciągnął pomocnej dłoni, było tylko ja, ja, ja, daj, daj, daj. Gdyby jeszcze w swym autodestrukcyjnym życiu nikogo nie krzywdził prócz samego siebie, mógłby próbować stawiać się po stronie Boga jako jego zagubiona owieczka. Ale jednak nie. Musiał uczciwie przyznać, że jest złym człowiekiem. Dlaczego więc nie cieszył się z zaszczytu jakiego dostąpił? Ilu ludzi w historii świata mogłoby się pochwalić, że spotkało Diabła, drugą najważniejszą po Bogu wszechistotę, jego największego wroga, odwieczne nemezis? Ilu by wykorzystało okazję, by zostać wyniesionymi na piedestał? Czytał o ludziach, którzy podpisali pakt z diabłem, o zjebanych rock’n’rollowcach, którzy za uwielbienie fanów i miliony sprzedanych płyt oddawali swoją duszę Złemu. Traktował te opowieści jak bajeczki, ale teraz nie był już taki pewien co jest prawdą a co mitem. Alan przybył do Otchłani by prosić o zdrową nogę. Tak przypuszczał. Bał się kalek, ludzie z amputowanymi kończynami to jeden z tych koszmarów, po których budził się w nocy zlany potem. Nie potrafił na nich patrzeć bo reprezentowali coś do czego tak strasznie nie chciał się przyznać. Że jego, młodego, zdrowego chłopaka może kiedyś spotkać to samo. I wolałby chyba umrzeć niż żyć z takim defektem. Teraz sam znalazł się na granicy kalectwa. Jeśli nikt nie poskłada jego złamanej nogi, może ją stracić. Jeśli nikt nie poskłada jego złamanej nogi, nie odpłaci porywaczom za śmierć Mateusza. Nie obroni siebie, nie obroni Amandy, ani nikogo innego przed tym koszmarem. Alan nie wiedział czy ma nieśmiertelną duszę. W zasadzie gówno go to obchodziło. Czegokolwiek żądał od niego Zły, wiedział, że cena będzie zbyt wysoka i gdyby przyjął jego propozycję, to będzie splunięcie w twarz martwego przyjaciela. Którego córka Szatana zabiła z jego winy. Jest siła potężniejsza od marzeń, pragnień i pożądania. Rzecz, która z ojców skrzywdzonych dzieci czyni krwawych i nieustraszonych katów, a z synów i wnuków ofiar wojny niestrudzone psy gończe tropiące zbrodniarzy. Zemsta. Bezlitosna, nieustępliwa, sprawiedliwa. Siła, której wyznawcą stał się Wiaderny z chwilą gdy zamordowano Mateusza.
Oblicze Demona było oszałamiające i obezwładniające, chłopak nigdy nie czuł by jego serce biło tak szybko. Miał ochotę patrzeć w ten majestat i zakochać się bez pamięci, całkowicie oddać we władanie tej mocy, tego piękna i czystego ideału. Ale nie mógł, chciał się wyrwać z tej pętli, rozkosznej, ale zdradzieckiej.
- Możesz…możesz na chwilę przestać…być taki…chcę mówić swoim głosem…swoim językiem…muszę skupić myśli a nie mogę. Daj mi być sobą, proszę.
Nigdy wymówienie paru zdań nie sprawiło Alanowi tylu problemów. Nie był nawet pewien czy wypowiedział je na głos.

Istota spoglądała z góry na Alana. To były bardzo stare oczy i niezwykle ciężkie spojrzenie. Chłopak odniósł wrażenie, że położyło się na jego ciele faktyczną, fizyczną wagą. Przedziwne zapachy oplatały jego ciało i wnikały do nozdrzy. Wiaderny nie był w stanie wyodrębnić zdecydowanej większości składników, które łączyły się w wysublimowanym, piekielnym bukiecie. Zarówno kwiaty, jak i siarka. Słodycz czekolady, ale także dym i stęchlizna. Całość dziwnie wibrowała, rezonowała z duszą chłopaka. Intrygowała. Zdawała się równie przyjemna, co odrażająca. Na pewno jednak miała dużo charakteru.
Szatan wstał i przez chwilę rozciągał się w całej swojej okazałości. Alan od razu zamknął oczy. Tutaj dowiedział się, że mrok był w stanie oślepiać. Minęło kilka sekund, a może i wieczność. Wiaderny jednak w pewnym momencie musiał znów podnieść powieki.
Zobaczył Mateusza. Mateusza Wiśniaka.
- A co, gdybym powiedział ci, że towarzyszyłem ci przez całe twoje życie? - zapytał znajomym głosem. - Że to wszystko zaplanowałem? Doprowadziłem do tego momentu? Ale wpierw musiałem upewnić się, że jesteś gotowy. Że jesteś w stanie mnie przyjąć. Czuwałem latami u twojego boku, a że potrafię być w wielu miejscach jednocześnie… nie sprawiało mi to trudności. Z rozkoszą udawałem tępego mięśniaka - Mateusz roześmiał się. - Już w dzieciństwie go opętałem. Jego siostra była tego świadkiem, ale w szoku wszystko zapomniała. Potem jednak zaczęła się modlić, a jej wiara faktycznie stawała się coraz silniejsza i silniejsza. Nie parzyła mnie. Nie bolała. Nie stanowiła wyzwania. Ale jednak nazwałbym ją pewnym… dyskomfortem - Mateusz skrzywił się i splunął w bok. - Dlatego cieszę się, że moja córka wreszcie zabiła to okropne naczynie. Myśli, że sama podjęła tę decyzję, ale nawet ona nie jest aż tak impulsywna. Popchnąłem ją do złego. No ale to właśnie to, w czym jestem najlepszy.
Nagle Mateusz roześmiał się.
Obserwowanie go zdawało niezwykle osobliwym przeżyciem. Z jednej strony Alan rozpoznawał pewne tiki Wiśniaka… a z drugiej ten Mateusz zdawał się dużo bardziej elegancki. Posiadał więcej klasy. Wiaderny odniósł wrażenie, że przez całe życie obserwował aktora, który w tej chwili dopiero wyszedł z roli. Niejednokrotnie Wiaderny zastanawiał się, czy Mateusz na serio był taki tępy. Otóż wszystko wskazywało na to… że jednak nie. A wątpliwości były w pełni uzasadnione.
Lub też wszystko stanowiło po prostu kłamstwo Szatana i to wszystko wymyślił na poczekaniu.
Czy Alan był w stanie odróżnić prawdę od fałszu w momencie, gdy serwował ją sam Władca Piekieł?

Kłamstwo. Szatan jest ojcem kłamstwa, przypomniał sobie Alan. Widok martwego przyjaciela rozrywał mu serce. Chciał go przeprosić, błagać o wybaczenie. Wysłał go do składziku, bo Mateusz najlepiej się do tego nadawał. Nie zadawał, czy raczej nie potrafił zadawać pytań i robił wszystko co kolega mu rozkaże. To nie te gnębione w szkole dzieciaki okazały się największymi ofiarami Wiadernego, lecz jego najlepszy przyjaciel. Teraz ta Istota bezcześciła jego pamięć, próbowała bawić jego kosztem, prowokowała. Nie dawała odejść Mateuszowi w spokoju.
Alan zamknął oczy. Wziął wdech, wydech, próbował wyrównać tętno, uspokoić myśli. Nie wiedział ile to trwało, sekundy, godziny, lata, czas w tym miejscu wydawał się płynąć inaczej, być może w ogóle nie istniał. Chłopak przywoływał w głowie smutne, złe i tragiczne momenty swojego krótkiego życia bo tylko pożerający od środka gniew i nienawiść pozwalały mu wytrwać ten horror, nie pozwalały poddać się i oszaleć. Były jego sakramentem, eucharystią, którą przyjmował by stać się silniejszym i móc stawić czoło Demonowi. Pompował się jadem złości, który go wyniszczał, ale i odradzał. Jak potwór Frankensteina jego umysł zszyty był teraz ze skrawków najgorszych wspomnień. Dziewczyny, która zapłakana ucieka korytarzem, gdy rozpuścił tą ohydną plotkę, ojca, który strzela go na odlew w twarz, gdy Alan chce się przyznać i ponieść konsekwencje, braci Diany próbującymi wymierzyć słuszną sprawiedliwość pozostawiając go przed niemożliwym wyborem, wyniosłe oblicze Elżbiety Halmann, która ich tu sprowadziła na zgubę, martwego Mateusza z wypalonymi oczami, nieludzko bladą, powykręcaną szaleństwem twarz Katii Ceyn bezczeszczącej zwłoki jego przyjaciela. Pielęgnował w sobie ten ból, tą niezgodę na to co się stało. Było mu obojętne jak i kiedy skończy się jego życie, bo nie zasłużył na szczęśliwe zakończenie, ale istniały gorsze potwory od niego. Świadomość, że za wyrządzone zło, podłość, okrucieństwo nie spotka ich zasłużona kara nie pozwalała mu się poddać. Podsycał więc w sobie tą iskrę. Iskra rosła, jaśniała, zamieniała w płomień. Niematerialna ciepła łza spłynęła mu po policzku, bo przez jeden moment pomyślał, że ma szansę zbudować swoje życie inaczej. Przewartościować prawdziwe przyjaźnie, stać kimś lepszym niż był. Ale żeby walczyć z potworami, samemu trzeba się nim stać. Wyciągał więc ze swoich trzewi wszystko co najgorsze.

A gdy był gotowy spojrzał w oblicze Szatana, który przybrał postać zamordowanego przyjaciela.

- Chcesz podpisać ze mną umowę krwi? Chcesz mieć ze mną sztamę? Dobra, to ponegocjujmy. Twój syn, czy kim tam Ceyn dla ciebie był twierdził, że żaden policjant nam nie pomoże, więc chyba nie jest łatwo stąd uciec. Jeśli mam rację, pozwolisz wszystkim moim kolegom i koleżankom, którzy przyjechali ze mną do „Słowian” odejść. Wrócą cali i zdrowi do Warszawy a przynajmniej im to umożliwisz albo nie będziesz utrudniać. To pierwszy warunek. W autokarze przyśniła mi się moja koleżanka Diana Lenartowicz. A właściwie jej bracia. Jeśli Diana żyje, spraw, żeby znowu była szczęśliwa. Zapomniała o mnie i o Janie Chrzcicielu. Niech znajdzie kogoś kto ją pokocha, niech spełnia swoje marzenia. Jeśli Diany już nie ma pomóż jej rodzinie, niech im nigdy niczego nie zabraknie. Wszystko na mój rachunek.
Alan czuł jak słodko gorzki jad gniewu i nienawiści przetacza się przez jego niematerialne ciało i uwięziony w Otchłani umysł. Widok martwego przyjaciela czynił ten jad jeszcze bardziej trującym. Chciał, żeby Szatan go poczuł. Żeby wiedział, że to co powie nie jest wymysłem, żartem, lecz obietnicą i przysięgą.
- Elżbieta Halmann, Katia i Nadia Ceyn, Hanna, i być może dyrektor Halmann. To ludzie, którzy odpowiadają za to co się tutaj stało. Nie żądam żebyś oddał mi ich głowy, sam ich zajebię, wyłapię jednego po drugim, ale potrzebuję zdrowej nogi. Żeby wyrównać szansę, uczyń mnie odpornym na tą ich magię, resztą zajmę się sam, potrafię być kreatywny, myślę, że będziesz zadowolony z efektów jeśli lubisz krwawe przedstawienia. Zapierdolę ci córki, ale jesteś nieśmiertelny więc spłodzisz sobie nowe, a takiego jak ja długo jeszcze nie spotkasz. Kiedy już wyrównam rachunki z twoją rodziną, wtedy dołączę do twojej armii. Wskażesz mi wrogów a ja się nimi odpowiednio zajmę.
Alan mówił dalej. Przekona go czy nie, musiał uzewnętrznić swój gniew. To było jego wyznanie wiary. Jedynej, słusznej i prawdziwej.
- To uczciwa wymiana, Katia jest głupia jak but, następnym razem zamiast pierdolić się z oślicą albo kozą, zapłodnij szympansa lub delfina. Nie wiem jakie masz plany, ale z takimi osobnikami nie wygrasz, cały ten wasz plan to jakaś jedna wielka, jebana katastrofa. Najpierw rozbija się autobus a potem gicie ci syn. Budowaliście ten obóz, żeby nas wciągnąć w swoje wojenki, z osiemnastu uczniów zostało w obozie połowa, Mateusza twoja inteligentna inaczej córka zabiła i na nim się pewnie nie skończy. Potrzebujesz kogoś, kto ci to ogarnie. Wszyscy mi mówią, że jestem synem swojego ojca. Z jednej małej rzeźni stworzył prężne przedsiębiorstwo. Dlatego posprzątam ci ten bałagan. A tym co Mateusz zabrał ze składzika wymienię twoje kadry na nowe.
Chłopak czuł, że czerń i jad zaraz rozsadzą go od środka. Ale mówił dalej.
- Żeby była jasność. Sram na złamaną nogę, zgodziłem się na rytuał, tylko po to by mi nie przeszkadzała, gdy będę mordował twoją córkę psychopatkę. Ale ty chyba powinieneś o tym wiedzieć. A jak nie wiesz to zajrzyj w moją głowę i zobacz co w niej siedzi. Jak mnie puścisz stąd żywego, ten przetrącony kulas i tak mnie nie powstrzyma. Zabiorę plecak Mateusza, pójdę do kafejki i rozprawię na początek z tą staruchą co tam siedzi i pilnuje porządku. Potem zapoluje na twoje córki a Halmannów zostawię na sam koniec. Jeśli kręci się tu więcej twojej familii, tym gorzej dla nich. Moim bogiem jest Zemsta rogaczu. Skończyłem, na tyle wyceniam swoją duszę, handluj z tym.

Szatan, czy też Mateusz, usiadł z powrotem na swoim tronie. Uśmiechał się do Alana. Tak właściwie to tylko bardziej irytowało. Zdawało się, że słowa Wiadernego nie robiły na nim wrażenia. Choć… to chyba nie było to. Postać nie sprawiała wrażenie wcale obojętnej. Zdawała się cieszyć, słysząc wypowiadane zdania.
- Cudownie - powiedział. Zaczął powoli klaskać. - Widzę, że twoja dusza jest już gotowa - mruknął. - Pewnie nawet nie widzisz, że jesteś męską wersją Katii. Ona zabiła Mateusza tylko dlatego, bo należał do waszej grupy. Ty chcesz zabić panią Hanię z tak samo niejasnych powodów. I powiem ci dokładnie to, co szepnąłem mojej córce. Zabij! - Szatan roześmiał się. - Podejdź do niej, do tej wrednej staruchy. Wiesz, jak śmiała się w duchu, kiedy widziała, jak poszukujesz informacji? Sama miała ich dużo więcej w głowie! Ale nic nie powiedziała. Z tego powodu zasługuje na karę i cieszę się, że jesteś gotów ją wymierzyć.

Istota założyła nogę na nogę i podparła policzek dłonią. Na niebie pojawiło się stado ptaków. Cała flota przecięła różowy firmament. Znajdowały się dość daleko, ale nawet z tej odległości Alan widział, że nie posiadały piór ani nawet skóry. Składały się jedynie z białych kości oraz czerwonych, rozgrzanych mięśni. Ich kolejne włókna wibrowały od wysiłku, jaki musiały włożyć w pokonywanie tak gęstego, lepkiego, słodkiego powietrza.

- Co do twoich innych żądań… Zastanawia mnie jedno, Alanie. Całe życie byłeś w cieniu ojca. Jako jego kolejna, gorsza wersja. Co nabroiłeś, on naprawiał. Sprawiał, że wszystkie twoje problemy znikały. Myślałem, że chcesz być kimś lepszym. Że chcesz udowodnić, iż jesteś coś sam warty bez niczyjej pomocy. A odniosłem wrażenie, że pragniesz po prostu zmienić swojego tatusia człowieka na tatusia upadłego anioła. Może papa Wiaderny przyzwyczaił cię do chronienia cię w inkubatorze, ale papa Lucyfer chce dla ciebie lepiej. Mogę dać ci wędkę, ale łowić... musisz nauczyć się sam. Albo z pomocą tych, których nienawidzisz. Na pewno jednak nie zamierzam dawać ci gotowych, złowionych ryb. Te musisz sam złapać, o ile rzeczywiście jesteś coś warty. O ile jesteś godny nie tylko bycia moim synem… ale w ogóle życia. Oraz nienazywania cię śmieciem. Podsumowując, mogę dać ci taką samą moc, jaką mają moje córki. A przynajmniej ten sam potencjał. Jeśli odmówisz, trudno. Znajdę wiele osób na twoje miejsce. Ja jestem tylko jedny. Takich Alanów jak ty na całym świecie jest miliony. Mimo to chciałbym, abyś był moim synem. Tyle że ty również musisz tego chcieć.

Podszeptywania Złego wydawały się najsłodszą z melodii. Spełnioną obietnicą najcudowniejszych rozkoszy, pięknym marzeniem na jawie. Chłopak zastanawiał się czy to samo czuł Jezus na pustyni, jeśli ta historia rzeczywiście była prawdą. Nazarejczykowi łatwo było się oprzeć kuszeniom bo sam przecież był avatarem Boga, jaka to kurwa trudność odmówić, posiadając taki potencjał? Alan był jedynie słabym, złamanym nastolatkiem, który całe życie chował się za plecami ojca i przed chwilą stracił najlepszego przyjaciela. I nie mógł nic z tym zrobić co doprowadzało go do wydzierającej pustkę w sercu wściekłości i rozpaczy.
- Nie słuchałeś. Przedstawiłem ci swoje propozycje a ty uciekasz od odpowiedzi. Twoja córka zamordowała mojego najlepszego przyjaciela. Jak widzisz rozwiązanie tego problemu? Co jesteś w stanie mi zaoferować w zamian? Do niczego cię nie potrzebuję, chowałem się za plecami ojca, ale za twoimi nie zamierzam. Nie prosiłem się o to spotkanie i nie przybyłem tu żebrać, więc nie pompuj się tak. Te teksty o mocy sprzedajesz pewnie każdemu, kto tu trafi, więc mnie nie obrażaj i nie zachowuj się jak pierdolony sprzedawca z call center. Musisz zrozumieć jedno. Nie mam już nic do stracenia prócz życia. Ja nie oddycham już tlenem, oddycham nienawiścią do twojej córki i ludzi, którzy nas tu sprowadzili. Została mi tylko zemsta. Może cię to bawić, ale twój syn też, z jednym wyjątkiem traktował nas wszystkich jak robactwo, zdradził, a teraz nie żyje. Widziałem, jak Elżbieta Halmann rozpacza za bratankiem, a Katia wzrusza się gdy Amanda mówiła o jej bracie. Twoje dzieci, krwawią tak samo jak my, płaczą tak samo jak my. Pewnie cię to chuj obchodzi, ale w moim świecie jest taki komiks o facecie, który nazywa się Superman. Koleś jest niezniszczalny, bo pochodzi z innej planety i czerpie moc z naszego żółtego Słońca. Dlatego gdy do niego strzelają, nie uchyla się od kul. Przyjmuje wszystko na wypiętą klatę, kule odbijają się od niego rykoszetem. Wydaje mu się, że jest niepokonany, a jedynymi godnymi przeciwnikami są podobni jemu siłacze. Ale wiesz. Jest taki numer, w którym zwykły facet do niego strzela z glocka. Tyle, że w magazynku zamiast ołowiu tym razem jest kula z kryptonitu. A to jedyna rzecz we wszechświecie, która jest w stanie wyrządzić koksowi krzywdę. I co się dzieje? Kozak jak zwykle przyjmuje pocisk na klatę. Ten zamiast odbić się rykoszetem rozrywa jego skórę, ścięgna, kości, masakruje płuca. Jak zwykłemu człowiekowi, który zarobił śmiertelny postrzał. Niezniszczalny pojeb krztusząc się własną krwią trafia na stół operacyjny. Nie umiera, bo to głupi komiks, już tego gówna dla szczyli nie czytam, ale chyba rozumiesz alegorię. Wiem, że twoje dzieci traktują nas jak karaluchy, worki mięsa, bydło zapędzone do wagonów. Ale nie lekceważ nas. Bo pod koniec dnia twój uśmieszek może zamienić się w szloch, gdy twoja rodzina zacznie krwawić tak samo jak moja.

Szatan na to wszystko po prostu wzruszył ramionami.
- Mówisz mi, że nie słucham… ale to ty nie słuchasz. To ja byłem Mateuszem. To ja podejmowałem za niego decyzje. Zadawaj mi pytania, odpowiem na wszystkie. Posiadam wiedzę, którą mógłby znać tylko on. Nie jestem Bogiem. Nie jestem wszechwiedzący i na pewno nie przysłuchuję się każdej rozmowie wszystkich ludzi na Ziemi. Jakże nudne to byłoby. A zwłaszcza… - westchnął - ...uwłaczające.
Pokręcił głową. Jeden z ptaków sfrunął na przedramię Szatana. Istota skojarzyła się Alanowi z okładką płyty In Utero Nirvany. Mieszanka kości, mięśni, błon śluzowych, a jednak zamknięta w zgrabnym, smukłym, aerodynamicznym opakowaniu. Lucyfer spojrzał na swojego towarzysza i pogładził jego łeb palcami drugiej dłoni.
- Nie sądzisz, że jestem w stanie opętać człowieka? Kiedy Mateusz był mały, postanowił z kolegami pobawić się na strychu w trakcie imprezy urodzinowej swojego kolegi. Nie przewidział tego, że niektóre z tych tekstów były bardzo autentyczne. I nigdy nie powinny zostać wypowiedziane na głos. To cud, że mały Wiśniak w ogóle potrafił czytać. Jego umysł był tak słaby i podatny, że nie mogłem w niego nie wejść. Na pewno znasz to uczucie. Kiedy wracasz po imprezie do swojego pokoju, a tam widzisz na łóżku nagą dziewczynę. Trochę otyła, niezbyt ładna, ale wita cię w pozycji ginekologicznej cała najarana. Nie ma szału, ale skorzystasz. No i ja skorzystałem. Ani przez moment swojego życia nie znałeś czystego Mateusza Wiśniaka, ten do końca pozostał czteroletnim dzieckiem tlącym się gdzieś na skraju podświadomości. Słyszałem niejednokrotnie jego ciche kwilenie. No cóż, gówniak nie powinien pchać palców tam, gdzie nie powinien. Jego siostra, Marta, czuła, że coś jest nie tak. Modliła się i modliła, a jej wiara rosła z każdym dniem, miesiącem i rokiem… Kiedy zauważała, że jej modlitwy rzeczywiście mają na mnie duży wpływ. Myślisz, że nie próbowałem jej zabić? Zgwałcić, zabić i poćwiartować. Ale ona ciągle szlajała się wszędzie z tymi swoimi różańcami i krucyfiksami. Normalnie śmieję się na ich widok. Ale nie wtedy, kiedy osoba za nimi posiada… prawdziwą wiarę. To moc, która mnie nie zabije, ale obrzydza mnie tak, że instynktownie uciekam. Przypomina mi to ślepe oddanie moich zjebanych braci i sióstr aniołów w niebiańskich zastępach. Zero najmniejszej refleksji, tylko ślepe zaufanie - Szatan pokręcił głową. - Marta stawała się coraz silniejsza, aż wreszcie musiałem porzucić ciało Mateusza, bo już po prostu nie dawało mi frajdy. Pamiętasz tę metaforę brzydkiego, nagiego ruchadła, którą przytoczyłem przed chwilą? Wyobraź sobie, że ją rżniesz, a ona nagle zaczyna recytować wszystkie choroby weneryczne, jakie posiada. Myślę, że teraz w miarę rozumiesz, jak się czułem przez ostatnie miesiące. Próbowałem opętać Amandę i dlatego robiłem za jej chłopaka, ale utraciłem nią zainteresowanie, kiedy okazało się, że jest bardzo na mnie oporna. No cóż, nie każdego potrafię uwieść… najwyraźniej - Lucyfer zaśmiał się. - W każdym razie dlatego twoje pragnienie zemsty mnie śmieszy. Chcesz się zemścić na moich córkach za to, że zabiły mnie po tym, jak je o to poprosiłem? Chcesz mnie pomścić, zmniejszając grono moich wiernych? Alanie, mój drogi… - Lucyfer przekrzywił głowę. - Nigdy nie byłeś głupim chłopakiem. Trudnym, owszem. Krnąbrnym i nieugiętym? Pewnie. Jak ja. Ale nie głupim. Jest bardzo cienka granica, w której upartość zmienia się w debilizm.

Kłamie. Kurwa kłamie. Oddycha kłamstwem tak jak ja oddycham nienawiścią do jego córki, Mateusz nie mógłby zabić siostry. Ani zgwałcić, to chore, pojebane, przecież go znałem, wiedziałbym gdyby coś było z nim nie tak! - powtarzał rozpaczliwie w myślach Alan. Gdy Szatan wspomniał imię Amandy, to że próbował ją opętać, jego wnętrzności skuł lód, choć wydawało się to niemożliwe, bo jego postać w tym przeklętym miejscu była bezcielesna. Ale całym sobą czuł ciężar słów tej Istoty.
- Dlaczego nam to robicie? Po co to wszystko!? – krzyknął czując jak do oczu napływają mu łzy.
- Ale my przecież nic wam nie robimy - powiedział Szatan. - Wymień wszystkie szkody, jakie doznaliście z naszych rąk. To Berenika zabiła mojego Sebastiana jako pierwsza. Katia mimo wszystko jest wciąż człowiekiem i kto jak kto… ale ty powinieneś rozumieć jej chęć zemsty. Nie bądź hipokrytą. Przed chwilą chciałeś wymordować cały obóz za Mateusza. Który nawet nie był twoim bratem, a jedynie jednym z moich wielu wcieleń. Ta sama Katia, której tak nienawidzisz, właśnie leczy ci nogę, którą złamałeś w przypływie geniuszu - Szatan wzruszył ramionami. - Przestań być bachorem i zachowuj się jak rozsądny mężczyzna. Traktujesz mnie jak wroga, podczas gdy ja przez całe życie byłem tylko aniołem stróżem u twojego boku. Upadłym aniołem, ale stróżem. Wiadomo, że inwestycje są domeną Szatana… czyli moją. Ty byłeś jedną z nich. Mam nadzieję, że się zwrócisz.

Do Alana powoli zaczął docierać przekaz Demona. Poczuł wstyd. W młodzieńczych, gniewnych fantazjach wyobrażał siebie jako męską wersję Panny Młodej, młotek, który być może znajdował się w plecaku Mateusza miał stanowić namiastkę miecza Hattori Hanzo, którym najpierw rozłupie czaszkę Katii Ceyn, a potem dopadnie resztę potworów, którzy traktowali go i jego przyjaciół jak podludzi. Czy przy mocy jaką posiadały te Istoty, nie miały prawa tak o nich myśleć? Doprowadzało go to do szału i rozpaczy, ale czy on nosząc markowe ciuchy, popisując na każdym kroku bogactwem nie robił tego samego każdego dnia gdy bujał się szkolnym korytarzem z litościwym uśmieszkiem spoglądając na chłopaków pokroju Jacka Gołąbka? Czy Jacek z tego powodu chciał go zabić? Czy rzucił się na niego z pięściami, chciał wymierzyć sprawiedliwość? Nie. Po wypadku chciał wyciągnąć do niego dłoń, pomóc iść do obozu gdy Alan złamał nogę. Bo można żyć inaczej. W zgodzie z samym sobą. Pogodzonym z losem.
Miał pewność, że Szatan kłamie. Że nie wybrał go ani nie obserwował oczami Mateusza, bo wbrew temu co Alan myślał czasem sam o sobie, nie był nikim szczególnym. I gdyby nie ta wycieczka, tak by zostało. Jego życie dalej było by karykaturą. Szatan chciał jego duszy. Chciał jego upadku. A on na to zasłużył. Nie bał się do tej pory piekła, nie dbał by jego dusza była czysta, bo nie wierzył, że świat to coś więcej niż proste zasady biologii, fizyki i chemii. Nie zamierzał po tym wszystkim przejść cudownego nawrócenia. Zacząć chodzić do kościoła, zapisać do Oazy Nowego Życia, modlić na różańcu i błagać Boga by ogrzać się w blasku jego miłości. Dalej chciał pić, palić zioło, uprawiać seks. Ale być lepszym dla ludzi. Dbać i troszczyć o nich. Wynagrodzić krzywdy, które im wyrządził. A pierwszym krokiem, żeby tak się stało było uratowanie jego kolegów i koleżanek. Mateusz zginął i śmierć Katii Ceyn już tego nie zmieni. Amanda, Berenika, Julka, Jacek, wciąż mieli szansę.
- Wycofaj Katię. Zmuś ją, żeby przestała szukać mordercy brata i zaniechała zemsty. Nie wiem jak to zrobisz, czy będziesz szeptać jej do ucha czy pojawisz na główce od szpilki, ale nie ma prawa tknąć, żadnego z moich koleżanek i kolegów, którzy przyjechali ze mną do obozu. Chcę mieć to w tej umowie, zrób do niej aneks, a wtedy podpiszemy cyrograf.
Gdy chłopak wypowiadał te słowa głos mu się łamał, uszedł z niego cały gniew. To nie szatan jednak sprawił, że zmienił zdanie. Nie tylko on szeptał swoim dzieciom do ucha. Alan też słyszał czasem głos swojego ojca. Zazwyczaj w jego słowach czuć było frustrację i pogardę. Janusz Wiaderny chciał ulepić syna na swoją modłę, mieć pewność, że odda swoje dzieło życia w dobre ręce. Za każdym razem przeżywał jednak bolesne rozczarowanie, chłopak czuł, że nawet jeśli tata go kocha, w duchu się go wstydzi i w niego nie wierzy. Wszyscy mówili, że jest synem swego ojca, lecz dla Wiadernego seniora, była to zniewaga. W wieku Alana pracował w ubojni, mieszkał z rodzicami i czworgiem rodzeństwa w obskurnej czynszówce, nie miał nic, był na samym dnie drabiny społecznej a dzięki determinacji wspiął na sam szczyt. Udowodnił swoją wartość, mógł chodzić z podniesionym czołem, a jedyną zadrą w oku był jego syn nieudacznik. Januszowi Wiadernemu wychodziło wszystko. Oprócz tego, że jego następcą, przedłużeniem jego istnienia miał zostać próżny, zepsuty, zapatrzony w siebie bachor. Alan przypomniał sobie moment, gdy pomyślał, że ta wycieczka wydarzyła się po coś. Teraz to rozumiał. Los dał mu szansę, by spróbował napisać swoją historie od nowa. Żeby iść własną ścieżką. Nie spodziewał się, że na jej końcu ujrzy Diabła. Próbował rzucić mu wyzwanie, wkurwić, doprowadzić do frustracji. Zażądał niemożliwego i teraz słyszał złośliwy chichot swojego ojca.
Niczego się nie nauczyłeś. Życie to sztuka kompromisów. Dopóki tak jak matka będziesz kierował się emocjami, zawsze będziesz nikim.
Teraz wszystko miało się zmienić. Czekał na odpowiedź

Szatan westchnął.
- Uciekłem od Boga, bo nie dawał mi możliwości wyboru. Nie dawał mi wolności. Nie jestem kimś takim jak on. Nie jestem hipokrytą. Nie mogę zmusić kogoś do określonych działań, inaczej straciłbym szacunek do samego siebie. Nie mogę rozkazać czegoś Katii. Mogę ją tylko o to poprosić. Tak samo jak nie będę mógł narzucać mojej woli tobie. Po prostu porozmawiaj z nią jak człowiek z człowiekiem. Powinna zrozumieć. Istotą naszej umowy jest to, że moja i twoja dusza ulega połączeniu. Ty czerpiesz ode mnie moc. A ja zyskuję okno na wasz świat. Mogę przez was wpływać na niego, ale nie zostajecie moimi marionetkami. Chyba że kogoś opętam jak Mateusza, ale nawet wtedy ta osoba musi się zgodzić. A wbrew pozorom ludzie zgadzają się częściej niż rzadziej, nawet pomimo mojej złej sławy. Skoro i tak żyją w świecie bez Boga, to chcą dotknąć jakiejkolwiek wyższej mocy. A ja to umożliwiam. Po śmierci trafisz do Piekła i wtedy twoja dusza zasili moją własną. Jednak nie będziesz cierpiał.
Szatan zamilkł na moment.
- Jeszcze jedno. Aby rytuał dobiegł końca, musi zostać sfinalizowany nie tylko w tym świecie, ale również w waszym. O trzeciej w nocy wyjdziesz na leśną polanę, gdzie pod gołym niebem odbędziesz rytualny stosunek. Nadia lub Katia zgodzą się. Znają rytuał, bo same go przeszły. Wraz ze szczytowaniem wniknę w twoją duszę i poczujesz moją moc wypełniającą twoje ciało. Myśle, że po tym będziesz w stanie sam chronić bliskie ci osoby. A jak się postarasz, to zyskasz kilka punktów również u Katii, co może osłabi jej mordercze zapędy.
Istota uśmiechnęła się lekko do Alana.
- Zgadzasz się? - zapytał krótko. Choć zabrzmiało to jak uderzenie dzwonu.

Pierwsza część odpowiedzi spodobała się Alanowi. Właściwie wyznawał te same zasady, Boga opisywanego w Biblii uważał za zazdrośnika i atencjusza, który domaga się składania modlitw i hołdów. Bo absolut, istota tak wszechmocna powinna być wolna od ludzkich pragnień, wiara w tak wykreowany byt uwłaczała inteligencji chłopaka, choć dopiero teraz tak naprawdę dopadła go taka refleksja. Religia była dobra dla ludzi niepogodzonych z przemijaniem, fałszywą obietnicą nieśmiertelności, człowiek w swej próżności wywyższył się ponad inne stworzenia, sądząc, że nie obowiązują go te same zasady biologii, że choć rodzi się z nicości, do nicości już nie wróci. Wyglądało jednak, że to Wiaderny wyszedł na idiotę a wszystko w co wierzyły rozmodlone starowinki u kresu swoich dni jest prawdą. Czy przestraszył się tego, jak skończy, gdy jego serce przestanie bić? Nie. Skoro nie bał się nicości, nie bał się też zostać jedną z cząstek jaźni Szatana, jeśli przestanie w ten sposób istnieć, będzie mu obojętne co się stanie z duszą, tak jak obojętne było co się stanie z jego ciałem.
Kolejne wyjaśnienia Władcy Piekieł spodobały mu się mniej. Przypadkowy seks z poznanymi w klubach laskami definiował Wiadernego, tak samo jak koks, wóda i trawa. Gdyby urodził się jako kobieta, już dawno dostałby od dewotów łatkę puszczalskiej dziwki. Uprawiać jednak seks z kimś, kto przed chwilą zamordował mu przyjaciela i polował na jego koleżankę nawet Wiadernemu wydawał się chorym popierdolonym pomysłem, na który mógłby wpaść tylko szatan. Chłopakowi cisnęło się na usta szereg anatomicznych pytań, ale milczał pozwalając Złemu mówić dalej. Czy Szatan brał pod uwagę, że Alan może próbować go oszukać, że jednak zrealizuje swoje groźby i gdy Katia wypnie swój blady tyłek po prostu założy jej folię na łeb i udusi zanim zdąży wyciągnąć swoje śmieszne karty? Diabeł potrafił przewidzieć przyszłość? Jeśli tak, raczej nie składałby nastolatkowi takiej propozycji. Chłopak nie wiedział, która jest godzina, ile jeszcze czasu upłynęło i zostało do godziny trzeciej. Co mógł zrobić w te parę godzin? Jak sprawić, żeby ci, którzy przyjechali z nim do „Słowian” byli bezpieczni? Nie miał planu, mógł liczyć tylko na to, że Ceynowie spojrzą na niego łaskawym okiem a on jakoś to wykorzysta, żeby pomoc znajomym z Jana Chrzciciela uciec z tego popierdolonego miejsca. Alan nie czuł w tym momencie żeby jego życie, ani tym bardziej dusza miały jakąkolwiek wartość. Wysłał przyjaciela na śmierć i okazał słabą, bezbronną, kruchą istotą.
- Zgadzam się. Ale bez całowania – odpowiedział krótko, choć w jego głosie nie wybrzmiał dzwon, lecz lęk, strach i przekonanie, że za to co zrobił przyjdzie mu zapłacić straszliwą cenę.
- Bez całowania - Szatan zgodził się. - Wystarczy uścisk dłoni.
Wstał wyciągnął ją w stronę Wiadernego. Jego przedramiona zdobiły tatuaże Wiśniaka. Rozsunął palce, a te zaczęły pulsować najróżniejszymi kolorami. Niezbyt mocno, ale dostrzegalnie. Róż, fiolet, czerwień, granat. Ptak u boku Lucyfera odgiął łeb i zaskrzeczał. Ten dźwięk po części zabrzmiał jak fanfary.
- Nie miałem na myśli ciebie - Wiaderny uścisnął dłoń Lucyfera.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=1PwdTL90m5o[/MEDIA]
 
Arthur Fleck jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172