Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-02-2021, 18:52   #11
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Pomijając dziwny sms w nocy Akane po medytacji miała czysty umysł - na tyle na ile się tego nauczyła. Zaproponowała aby się spotkać w wynajętym przez nią mieszkaniu. Znajdowało się przy brzegu i miało widok na morze. Gdy tylko godzina została ustalona japonka zabrała się do roboty. Szare chmury i wiatr niosący zapach morza pobudził dziewczynę dodatkowo do działania. Widok fal zaś na chwilę zabrał jej świat pozwalając się zgubić w ich hipnotyzujących ruchach.
Kiedy reszta się pojawiła, przywitał ich zapach świeżo zaparzonej herbaty i ciasta z jabłkiem. Samo mieszkanie nie było duże i na cztery osoby wydawało się już nieco ciasne. Azjatka aż zachłysnęła się powietrzem kiedy zobaczyła Patrica. Jemu zrobiła zieloną herbatę. Co zaś się tyczyło zielonych włosów… cóż przeliczała. Jedyne co wymagała od swoich gości, aby nie wchodzili mimo wszystko w butach.
Kiedy Samuel mówił, po cichu rozdawała chętnym ciasto i napar.

Healy siedział opierając się obiema dłońmi na lasce i jakby nieobecny myślami. Wydawał się cieniem mężczyzny z wczoraj i niewątpliwie nie istniał żaden alkohol czy narkotyk, który mógłby dokonać takiego spustoszenia w jedną noc. Powody więc musiały być inne… nadnaturalne. Ale Irlandczyk nie wydawał się chętny nimi dzielić.
Milczał długo, z przymkniętymi oczami… spał może?
- Więc… jest pięciu… informacja dobra na później. Dziedzina… tam ich chyba nie ma. Nadal więc…. Afryka tak? Nowe wieści… nic nie zmieniają w naszych… planach. - rzekł w końcu.
- Dają nam wgląd - Samuel stwierdził formalnie - ale masz rację, aktualnie nie wpływają na decyzje.
- Znaczy… w zasadzie to mogą nawet nie być oni. Duch wspomniał, że umowa jest dziedziczna - japonka dodała.
- To są oni - Samuel powiedział pewnie - tego typu umowy działają na zasadzie kaskadowych zależności. Nigdy podmiotem nie jest cała grupa, zaczyna się od sygnatariuszy i schodzi to coraz niżej w organizacji. Dodatkowo, umowa jest całkiem stara. Dziedziczeniem jest wejście w struktury organizacji. Załóżmy - druid uśmiechnął się krzywo - że dołączamy do elitarnego klubu dżentelmenów. Automatycznie dostajemy łatkę snoba oraz potrzebę pudrowania nosa z racji kiły… - druid zapatrzył się za okno - ...nie o tym chciałem. W każdym razie jest to normalna droga. Na tym się akurat dość dobrze znam, nie chciałem - zakręcił rękami w powietrzu pętlę - komplikować wszystkiego wyjaśnieniami.
Healy machnął dłonią niemrawo.
- I tak… nie słuchałem… uważnie… to wszystko ładna teoria i ciekawa… dla akademików. Ale dla nas… nic z tego praktycznie nie wynika.
- Może ich grupa być większa… albo może być dodatkowa osoba która będzie przeszkadzać. To nie kwestia pewności ale wzięcia niepewnej pod uwagę aby nie stracić czujności - Akane zabrzmiała mądrzej i poważniej niż chciała. Odchrząknęła i wróciła do swojego ciasta.
- A tak przy okazji - Samuel spojrzał na Patricka czujnie - wyglądacie jak śmierć.
- Może… a nawet na pewno. Z kałachami… grupa. - stwierdził sarkastycznie Irlandczyk ignorując oczywiste stwierdzenie Samuela. Bo nie tylko wyglądał, ale i czuł się martwy. - Magów… pomińmy, chyba że… zakładacie, że siłą będziemy… ich ratować. I wbrew ich woli. Dotychczas myślałem, że my… z pomocą ruszamy i po dobroci. Spodziewam się… oporu miejscowych… ale nie samych magów. Czy coś mi umknęło… zmieniło się?
- Nie wiemy do czego nas tak naprawdę wysyłają. Równie dobrze mogą nie chcieć ani naszej pomocy ani pójść po dobroci… pytanie co my będziemy wtedy chcieli z tym zrobić - japonka dodała cicho.
- No właśnie… co wy… będziecie chcieli? - Healy uniósł nieco głowę i spojrzał to na Akane to na Samuela, a na końcu na Mervi. - Co jeśli nie przyjmą pomocy… co wy… chcecie zrobić?
- Trzeba więcej informacji - Samuel powiedział pewnie - trudno wyrokować w tak niejasnej sprawie. Na pewno trzeba z nimi porozmawiać, jak powiedzą, że mamy spadać i się nie odezwą, to dopiero jest problem, nie wcześniej.
- Dużo słów… niejasna odpowiedź. - uśmiechnął się krzywo Irlandczyk. - Dla mnie sprawa… jest prosta. Mamy pomóc... nie porwać.
- Hmm - Akane mruknęła tylko ze smutną miną.
- Rzeczywistość nie jest jasna - druid pokręcił głową - mam szczerą nadzieję, że jedną opcją będzie pomoc. Gorzej gdy trafimy na zakapiorów co sprzedali swoich. Mam szczerą nadzieję, że tak nie jest, cała sprawa śmierdzi jeszcze bardziej i tak - stwierdził poważnie.
Mervi była zirytowana i niewyspana. Mogła tyle odkryć jeszcze, ale nie-e... Musiała się tu stawić! Nie przeszkodziło jej to oczywiście zarwać noc na poszukiwaniu informacji o napotkanych pająkach. Było jej jednak ryzykować...
Co stało się Patrickowi? Magiczny kac? I co kombinuje Samuel?
Gdy Werbena skończył mówić Mervi posłała mu spojrzenie "kręcisz", ale na razie nie podejmowała tematu.
- Informacji zawsze trzeba więcej. - mruknęła - A jeżeli będzie znaczny opór... Cóż... Albo ich uratujemy opcją szokową, albo wyrolujemy Radę, choć ja bym bardziej skłaniała się ku drugiej opcji. Pierwsza, jak nie będą chcieli nam dać informacji. - zastanowiła się - A staruchów z Rady zawsze ciekawie wyruchać. - przeniosła uwagę - A z tobą co? - odezwała się do Patricka znad otwartego laptopa, którego miała przed sobą od początku i coś w nim gmerała, teraz podłączając słuchawki - Za dużo piłeś wczoraj marnując czas, który wydarłeś? - zapytała dość znużonym tonem.
- Ze mną… nic… ale w kwestii obrony schodzę na drugą linię… jako snajper i Q. - odparł enigmatycznie Healy. - A czym ma być ta opcja szokowa ?
- A jak sądzisz? - Mervi mruknęła - Najwyżej ich... - powoli słowa dobierała -... shackuję... Jeżeli nie będzie innej opcji.
- Jak szlachetnie... z naszej strony, że planujemy… zachować się wobec kolegów… magów… jak Unia… wobec Śpiących. - stwierdził sarkastycznie Healy. - Dowodzi… to… że Tradycje stoją moralnie… wyżej… od adwersarzy… prawda?
Spojrzał na druida. - Przypomnij… mi… czy w papierach są dowody… jakiejś zbrodni Białego… Domu? Czy… duch… z którym… rozmawia… liście… taki dowód dał?
Druid podczas rozmowy dwójki technomantów uważnie śledził ich gesty i mimikę, niemal nachalnie. Wyglądało na to, iż maniera bacznej obserwacji rozmówców jest silniejsza u niego niż dobre maniery.
- Wyjaśnijmy sobie coś - Samuel powiedział cierpko - to, że dany mag w danej chwili deklarował się lub był uznawany za członka Tradycji, nie oznacza, że nie może popełnić błędu. Mało to mamy zdrajców i skurwysynów w Tradycjach? Ale uważam - druid wahał się dobierając słowa - że przynależność do Tradycji to też obowiązki, w tym poinformowanie co stało się z ich kolegami i resztą naszym członków. Jeśli Biały Dom faktycznie został zgładzony, to nie tylko uciekinierzy, ale i Tradycje są winne ich pamięci dojść co się stało. Zatem nie chcę nikogo ścigać, ale naszym obowiązkiem jest dojść do prawdy, a jeśli uciekinierzy nam nie pomogą, to świadczy o tym, że oni nie wywiązują się ze swoich powinności. Pytaniem jest dlaczego - powiedział twardo - zatem Prawda.
Pozwolił aby dość żywiołowo powiedziane słowa przebrzmiały. I nagle zaczął bez patosu, jak przygaszona świeca zaczął.
- W papierach nie… ale… - spojrzał przelotnie na Japonkę, pytając - ...duch dał nam jedną rzecz do zrozumienia. To wymaga trochę kompleksowych wyjaśnień… - przerwał.
- Płacili swoimi ludźmi za usługi duchów - Akane nawet się nie zająknęła. - W sumie było wspomniane, też, że współpracowali z Yamą. Te duchy… nie należą do najlepszych.
- I tych ludzi... mamy ratować? - sarknął gniewnie Healy i potarł czoło w zamyśleniu. - Zakładam, że ty… będziesz… robiła za kata? Zabójca… Akashic?
- Może… - Samuel zaczął delikatnie - ...właśnie to mogło doprowadzić ich do zagłady. Zemsta młodych magów. Gdy starzy zapłacili o raz za dużo nowicjuszem to wpuścili do dziedziny jakieś zewnętrzne coś… To są moje domysły, ale daleki jestem od wydawania sądów. Są brudniejsze rzeczy w historii czynione przez… nieważne..
Mervi obdarzyła Patricka ziryrowanym wzrokiem, jednak nic nie powiedziała.
- Zaczynam się zastanawiać czy powinnam sugerować więcej, żeby znowu mi nie przywalono wspomnieniem o technokracji. - zamilkła na chwilę - Ale chyba wiem jak wyciągnąć informacje o domku zaglądając w sektor weba.
Akane tylko spojrzała wyczekująco na kobietę póki co zostawiając pytanie Patrica bez odpowiedzi.
- To nie… był przy...tyk tylko do ciebie.- odparł dobrodusznie Irlandczyk zwracając się do Mervi, a potem spojrzał na pozostałych członków. - Chyba… rozumiem… czemu… nie chcieli… pomocy. Jeśli spodziewałbym… się… takiego wsparcia od… strony Tradycji. Też bym… go nie chciał… Pytanie tylko… czy mamy dość… sił, na te zamiary… Czterech… magów… z czego… dwójka może… przeszkolona bojowo? Na nieznanym… terenie… to może być… za mało, by szpanować. W Lillehammer… było więcej… i ledwo...
- Jak chcesz możesz zostać. - odparła krótko technomantka.
- Nie kuś. - odparł żartem Irlandczyk.
Akane westchnęła.
- Nie jestem zabójcą panie Healy. Jestem obrońcą i taką miałam rolę w swojej tradycji. Cała ta rozmowa też nie ma na zadaniu postawić naszych poszukiwanych w jakimkolwiek świetle. Jedyne co staramy się pokazać, to że ciężko nam cokolwiek teraz stwierdzić. Być może faktycznie potrzebują pomocy, być może nie. To do nas należy być czujnym. Zapewniam pana również, że dokonam wszelkich starań aby im pomóc. Nie mam jednak ochoty zostać podstępnie magyą gdyby sytuacja malowała się inaczej. A teraz zostawmy ten temat, to prowadzi tylko do niepotrzebnie krzywdzących słów. Panno Laajarinne wspomniałaś o informacjach do wyciągnięcia?
- Myślicie, że skąd wzięłam to zdjęcie, które przesłałam? Z sektora Białego Domu.
- To było od ciebie? Och - Akane mruknęła zapominając się.
- Co oni, zaprosili na kolację Dogmę? - Samuel z uśmiechem zażartował odwołując się do jednej z trzech manifestacji Tkacza, któremu służyły wszystkie pająki wzorca.
- To tylko jeden z większych pajączków wzorca, które są w gnieździe, jakie uplotły. Znaczy, na pewno jest tam jeden gigant, ale to był też jakiś duży. Mniejszych jest masa. Chciałam dalej eksplorować, ale przez to spotkanie musiałam przerwać... - zamarudziła - W sumie ktoś słyszał o takich pająkach polujących jak ptaszniki?
- Ja coś tam wiem - druid powiedział od niechcenia i zagłębił się przyjemność pałaszowania drugiego kawałka ciasta.
- To powiedz. - mruknęła Mervi próbując opanować ekscytację - Takich w Webie nie widziałam jeszcze.
- Też się dziwię jak zawędrował aż do Pajęczyny - powiedział między gryzami - i dlaczego jest… taki mały. To trochę prehistoryczny pająk można powiedzieć. Hipotezy powstania znam dwie. Pierwsza mówi o tym, że pająki wzorca pierwotnie nie tkały sieci gdyż nic by to nie dało, szał kreacji Dzikuna był zbyt wielki. Kryły się po norach w ziemi i polowały na duchy dynamiki aby osłabiać jej wpływ na świat. Większość z tych pokoleń padło, współcześnie mamy te pająki wzorca które znamy, ale jeśli któryś przetrwałby, byłby stary, a co za tym idzie, ogromny. Druga historia sięga rozłamu w Metafizycznej Trójcy. Jak wiemy, pająki wzorca nie są szczególnie bojowymi istotami, raczej od niechcenia atakują. Gdy Tkacz chciał opleść... i tu zależnie od wersji historii - druid uśmiechnął się i na chwilę zamyślił się - … dynamikę lub entropię, te nie pozostały mu dłużne. Te pająki wzorca powołał wtedy do życia, aby z ziemi zastawiały pułapki na duchy jego przeciwników oraz, w razie niepowodzenia, ukryły się tam. I znowu, te co przetrwały, byłyby stare, a zatem duże. Ten jest kilka razy mniejszy niż bym się spodziewał… I co do diaska on robi w Pajęczynie?
- Były tam też takie paproszki, a gdzieś w gnieździe jest ogromny... czy więcej ich. - zamyśliła się - Chcę wykonać Kompleksowe Algorytmy Rekonstrukcji Sytuacji, ale ze względu na ich strukturę, potrzeba mi osób, które zabezpieczą teren badania, gdy będę to przeprowadzała. - odparła.
- Wyrobimy się do czasu wylotu...? Em w sumie czy mamy już bilety? Umawialiśmy się aby jutro polecieć? Czy ja źle zrozumiałam? - Akane nagle zasypała finkę masą pytań.
- Mamy bilety, jutro lecimy. Wyrobimy się... bo dziś do Pajęczyny. Nie byłaś nigdy?
Irlandczyk nie wtrącał się do tej rozmowy zostawiając kuszenie Fince. Sam był tylko raz w Pajęczynie i jakoś wizja ponownego jej odwiedzenia nie kusiła go specjalnie.
- Nie byłam - japonka przyznała się szczerze. - Ale jeśli potrzebujesz pomocy to jak najbardziej pójdę.
- Słaby to pierwszy raz będzie, bo sektor ocieka statyką. No i... żadne z was nie zna tak korespondencji by wejść normalnie do Weba, co? - spojrzała na Samuela.
- Mógłbym wejść przez bramy Ducha, tak też się da - Samuel podniósł brwi dumnie - ale nie, nie na tyle sądzę aby było wygodnie, chociaż trochę Korespondencji znam. Niestety mam znowu pracowitą noc przed wylotem - stwierdził z autentycznym żalem.
- Czyli nie masz zamiaru pomóc? - Mervi zmarszczyła brwi.
- Możemy to zrobić już na miejscu w jakiś spokojniejszy dzień - druid powiedział bez poczucia winy - muszę załatwić jedną rzecz, niestety ale niektórzy nie lubią jak nie stawia się na spotkania.
- Na Necie satelitarnym?! - oburzyła się wirtualna.
- No tak, złej baletnicy to i rąbek - druid zaśmiał się i mrugnął do wirtualnej - rozumiem. Chciałbym - skrzywił się - ale dupę mi urwą.
Technomantka prychnęła.
- Chyba we dwie sobie poradzimy, ale czy ty z kolei nie potrzebujesz pomocy? - japonka zapytała jeszcze na Samuela.
- Z chęcią przyjąłbym, ale nie za bardzo mogę - druid powiedział szczerze.
Akane kiwnęła tylko głową przytakując. Spojrzała na Patrica.
- Panie Healy, a wy czegoś nie potrzebujecie jeszcze przed wylotem zrobić?
- Nie. Nic…. mi już nie… zostało… Co mi… przypomi… na…- Healy sięgnął do kieszeni i wyciągnął komórki. Dość zaawansowane techniczne smartfony, acz pozbawione nazwy producenta. - Przed Unią zabezpieczyć… magyicznym softwarem… i można rozdać. Ja tego nie… mogę… to jest szczyt tego… co da się… bez Korespondencji.
- Załatwione. - Mervi schowała telefony do torby - Jeżeli wolisz to możesz zostać tutaj, popilnujesz nas czy znowu popijesz, co tam wolisz…
- Mogę… popilnować… ewentualnie… zmajstruję sobie zestaw do wejścia. - zadumał się Irlandczyk.
- To dobrze, sama mam tylko dla jednej dodatkowej osoby.
- Em, teraz się tym zajmujemy? - japonka zaskoczona spojrzała na obu technomatów.
- Chyba - stwierdził krótko Irlandczyk wzruszając ramionami.
- Wieczorem wejdziemy to do tej pory Patrick niech sobie hełm VR zrobi. Dla ciebie mam. - odezwała się do Akane.
- Hełm?… myślałem o bardziej… interfejsie wygodniejszym… niż hełm.- zadumał się Healy.
- Gogle nawet lepsze. Myślałam, że będziesz wolał iść full retro.
- Cóż… kwestia techniczna… to elektrody do odczytu… bezpośrednio… z mózgu.- stwierdził Irlandczyk.
- Pamiętaj, że to się podłącza do mojego kompa.
Spojrzała nagle na Samuela... a zaraz na Akane krytycznym wzrokiem.
- Mam nadzieję, że wiecie jak niepoważny jest wasz wygląd, prawda? Nie możecie tak przyciągać uwagi na lotnisku, a tym bardziej wyglądać w Afryce... - zmarszczyła brwi - Trochę dorosłości proszę.
Japonka spojrzała na finkę mniej przyjaźnie.
- Jeśli nie będę odgrywać swojej roli, to nasza przykrywka będzie mniej wiarygodna. A pomysł z teledyskiem ma większą szansę się przyjąć jeśli ludzie będą widzieć dokładnie to co zakładają. Inaczej zamiast tego można w ogóle porzucić taką zabawę i zwyczajnie wmówię wszystkim, że cokolwiek będzie wiózł pan Healy jest niewarte uwagi. Ale to może zrobić więcej problemów niż zabawa w teatr. Magya może mieć swoje konsekwencje, a ja nie dotrę do wszystkich, którzy mogą mieć kontakt z walizką.
- Po co oszukać ludzi, jak wystarczy zawirować sprawę walizki? - zapytała zaskoczona - I ta szopka to tak naprawdę? Serio chcecie być oświetleni reflektorami? - potarła skronie - Jak tak, to mnie nie wliczajcie, sama o siebie zadbam. Może pod latarnią najciemniej, ale gdy jesteście jedyną latarnią w okolicy...
- Co z moim stylem jest nie tak - druid uśmiechnął się - nie lubisz garniturów?
Zapytał Mervi dziwnie poważnie.
- Garnitury są dobre, ale nie z kiczowatymi czaszkami i kimś kto ma zielone włosy z irokezem. Co ty, robisz za Opustoszałego? - skrzyżowała ręce na piersi.
- Opustoszałych nie stać na canaliego - druid powiedział wesoło - ten wątek chyba możemy zamknąć?
Japonka memlała coś w ustach przygryzając wargi. W końcu skonfundowana dołączyła do tej niefortunnej rozmowy.
- Przepraszam, ale nie mogę - zaczęła kłaniając się lekko - ale w sumie czemu zielony? Jak rozumiem potrzebę odreagowania… to ten kolor nijak ci nie pasuje.
Druid wyszczerzył się diabelsko.
- Właśnie, czy nawet dokładnie, z tego powodu - odpowiedział poważnie.
Akane przez moment milczała trawiąc odpowiedź.
- No dobrze - w końcu powiedziała nie mając nic na taką odpowiedź.
- To nie jest zakończony wątek. - fuknęła - Możesz mieć zjebany gust czy sądzić, że to śmiesznie, ale ja nie mam zamiaru przystawać na coś, co wystawi mnie by proxy na uwagę Tosterów czy innych przyjemniaczków w Afryce.
Druid z uwagą wsłuchiwał się w słowa Mervi.
- Nie-czarni i tak zwracają na siebie uwagę - stwierdził chłodno - a polecam obejrzeć profile turystów którzy odwiedzają tego typu rejony. Połowa ludzi którzy nie pchają się w typowe miejsca wycieczek, tylko do różnych dziur, wygląda nieco… - zamyślił się poprawiając binokle - ...tunele w uszach, tatuaże i inne atrakcje. Trochę zakręceni ludzie.
- Właśnie… warto mieć więc... jakieś alibi. Nie możemy... rzucać uroków... na prawo i lewo. - dodał cicho Irlandczyk popijając napar.
- Więc wygląda na to, że zostaje mi praca zdalna. - mruknęła.
- Albo przyznać się, że możesz kiedyś się mylić - druid stwierdził z lekkim, krzywym uśmiechem.
- Nie powiedziałam, że ten styl jest choć w połowie godny rozważenia. - prychnęła.
- Prosze przastańcie - Akane podniosła ręce w geście uspokojenia. - Rozumiem, że dla ciebie to nie jest coś co lubisz, ale zapewniam cię, że tylko dlatego że inaczej się ubieramy niż tego sobie życzysz nie sprawi od razu, że mamy na głowie celownik.
- To twoje zdanie. Oni tam też mają swoje oddziały szturmowe. - burknęła zakładając słuchawki - Chodzić z cyrkiem... do czego to doszło…
- Wszędzie jest tak samo - Akane mruknęła i poszła pozbierać rzeczy do wyjścia.
- Idę do sklepu. Możecie tutaj posiedzieć. Jak coś zadzwońcie gdyby wam się zachciało zebrać. Nie chcę mieć problemów z kluczami.
- Chyba nie skończyliśmy - Samuel spojrzał na Akane zdziwiony.
- Nie, ale możecie mi przekazać co ustalicie, o ile cokolwiek ustalicie. - dziewczyna rzuciła czując rosnący gniew. - Długo mi nie zajmie.
Po tych słowach wyszła.
- Przedstawiłem… wizję lotu… prywatnym samolotem… odrzuciliście. Przygotowałem… pomysł na… przykrywkę… znowu słyszę... narzekania. Teraz… czekam na… kontrpropozycję… coś więcej niż tylko… będziemy… improwizować na lotnisku.- rzekł w końcu Healy spoglądając na Mervi.
- Po co więcej? - Mervi spojrzała niepewnie - Czy nie możesz zmienić wyglądu rzeczy na czas podróży, a ja ustawię odpowiednią wartość prawdopodobieństwa, aby przeszły przeprawę bez problemów?
- Dla mnie przykrywka jest ok - Samuel stwierdził szczerze - kiedyś nawet pomagałem przy filmie przyrodniczym. Większość ujęć kręciliśmy w zoo, z masą lamp. Dopiero montaż wkładał to między przebitki z pleneru - zaśmiał się kwaśno - to dopiero jest magia.
- Obstajesz za tym, aby na złość zrobić. - technomantka przewróciła oczami.
- Tak, bo wszystko co robię to aby uprzykrzyć innym życie - druid westchnął - nie zauważyłaś, że… - francuz rozejrzał się po pomieszczeniu jakby szukając czegoś - ...przez ten twój wysryw Akane aż musiała się przewietrzyć? Dokładnie - lekko odchylił się, od nich jakby czegoś słuchał. Wyglądał na zainteresowanego czymś… nie wiadomo czym.
- Przepraszam - dodał po chwili pewnie, patrząc Mervi w oczy i kiwając głową - ale pohamuj jad. Nikt nie chce tu nikomu na złość robić, a każdy z nas ma swoją historię i doświadczenia. Byle dzieciaki nie biorą takiej fuchy.
- Przepraszam, że nie mam dobrego zdania o tym, jak się ubieracie, ale deal with it. - Mervi skrzywiła się, zdjęła słuchawki i podeszła do Samuela - Musimy pogadać. - zerknęła na Patricka - Bądź miły i poczekaj chwilę, może Akane ma tutaj jakieś piwo.
Druid westchnął idąc za Mervi. Nie wyglądał tym razem na zadowolonego.
 
Asderuki jest offline  
Stary 26-02-2021, 18:38   #12
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację


Mervi zatrzymała się przed Samuelem, gdy zniknęli z zasięgu słuchu na balkonie.
- Co ty kombinujesz? - od razu przeszła do rzeczy.
Druid patrzył na nią zza binokli badawczo, z lekkim, krzywym uśmiechem jakby pobłażania. Jednak nie odezwał się, jakby czekając na dalsze wytłumaczenie.
- Ukrywasz coś. - stwierdziła wprost - Chcesz zakryć to niedopowiedzeniem.
- Tak, mam całe morze sekretów - mężczyzna powiedział powoli i cicho - jak każdy dobry mag - stwierdził poważnie. - Uspokój pajęcze zmysły bo od tego zwariujesz - powiedział dziwnym tonem patrząc powyżej Mervi - tym bardziej gdy naskakujesz na innych o pierdoły. Widziałem twoją minę gdy poczułaś co nie tak - uśmiechnął się szatańsko - nie chciałem opowiadać o wczorajszym rytuale. Dość powiedzieć, że jeden duch… można powiedzieć, że gwałcił drugiego. Nie słyszałem jeszcze aby ktoś, nawet jeśli duch potrafił tak błagać o litość. Zadowolona? Lubisz dostawać więcej gówna z roboty czy może jednak przy jedzeniu nie rzucajmy sobie takich szczegółów od których wszytkim się odechce?
Mervi poczuła pewną klarowność w słowach Verbeny.
- Twoja troska o nasze brzuchy jest ujmująca. Wybacz, że zatajanie informacji przywodzi mi na myśl knowania hermetyckich prawników, a one powodują u mnie reakcję nerwową.
- Ogarnij się - Samuel powiedział cicho i po prostu wrócił do mieszkania jakby… zdegustowany.


***


Mervi wróciła po chwili do środka, aby zabrać swojej rzeczy i przenieść się na fotel. Samuel wrócił do stołu i ciasta, siadając powoli. Zwrócił się do Patricka.
- Jutro będzie ci lepiej? Całkiem znośnie leczę, ale wolałbym zostawić to gdy będzie faktyczne potrzeba.
- Nie sądzę by jutro było lepiej i nie sądzę by magyia pomogła.- przyznał Irlandczyk i wzruszył ramionami dodając enigmatycznie. - To wyzwanie z którym muszę poradzić sobie sam.
- Tylko nie złap malarii - francuz stwierdził pogodnie.
Mervi ponownie założyła słuchawki, wolała więcej bodźców mieć niż tylko wizualne,a słuchowe także wprowadzały w odpowiedni stan dla zaprogramowania. Nie chciała całkowicie się wyłączyć, gdy będzie rozkodowywać dane...
Healy popijał zaś przygotowany napar w milczeniu i przyglądał się obojgu. Mruknął tylko.
- Co ustaliliście?
- Też chciałbym wiedzieć - druid powiedział szczerze - Mervi raczyła mnie oskarżyć o ukrywanie informacji, bo nie dość dokładnie opisałem wczorajszą rozmowę z duchami. Tyle - odpowiedział Patrickowi.
- Wolałbym… jakiś plan… pozór… jakąś legendę dla… naszego pobytu. Dla Śpiących… - przyznał Irlandczyk. - Mam… wrażenie… że tam… oni będą problemem. Nie Unia.
- Zgadzam się - Samuel przytaknął Irlandczykowi - śpiący mogą być problemem.
Przed drzwiami do mieszkania zabrzmiały kroki. Zaraz potem otworzyły się drzwi i do mieszkanka weszła Akane. Nim do kogokolwiek się odezwała zdjęła buty i ubrała swoje fikuśne kapcie.
- Kupiłam dużo kremu przeciwsłonecznego. No i mapę… jako-taką tamtejszej okolicy - powiedziała spokojnie wyciągając kolejne przedmioty z siatki. - Krem to głównie po to aby się nim usmarować w za dużych ilościach jak to na dobrych turystów przystało. Szczególnie na nosie.
- Mhmm… umiesz strzelać?- zapytał Irlandczyk znienacka.
Akane podniosła wzrok.
- Em, chyba już wspominałam, że nie. Wczoraj? Ale siłami można osiągnąć wiele, nawet na odległość i przypadkowo - dziewczyna wydawała się niesamowicie spokojna, jak nie nawet z lekka zobojętniała.
- Acha.. możliwe… wybacz… jestem rozkojarzony… dziś.- wydusił z siebie Syn Eteru.
Akane w końcu usiadła i poważnie zmierzyła spojrzeniem irlandczyka. Potem spojrzała na Samuela i Mervi.
- Rozumiem. Co ostatecznie ustaliliśmy? - zapytała. Healy uśmiechnął się równie ironicznie co smętnie, gdy mówił. - Nic.
- Pozwoliłam sobie się zastanowić nad wszystkim po drodze i jeśli pannie Laajarinne naprawdę tak przeszkadza przykrywka to nie widze problemu to zostawić. Tylko, że ja z kolei nie bardzo wiem jak się upewnić, że wasz sprzęt na pewno wróci w wasze ręce.
Samuel milczał, odkładając oparty o talerz widelec do ciasta.
- Entropia. - Mervi odparła wpatrzona w komputer - Ale jeżeli tylko o mnie chodzi, to róbcie ten przekręt. - zmarszczyła brwi skupiając się na tym, co zobaczyła na ekranie.
- Tylko aby go robić jesteście potrzebni do tego. Chciałabym wiedzieć, że jesteśmy w stanie ci zaufać, że nie zmienisz zdania jak tylko coś ci się nie spodoba - Akane odwróciła się do VA aby na nią spojrzeć.
Mervi miała pomysł na złośliwą odzywkę, ale uznała, że i tak ich nie zmieni.
- Załatwiłam podróż. Jeżeli jestem konieczna i w tym, to będzie tak samo. - odparła skupiona na komputerze, jednocześnie nie ignorując Akane.
- Czyli zostajemy… przy sesji zdjęciowej… teledysku… czymś… w tym rodzaju?- doprecyzował Irlandczyk zerkając na całą grupkę.
Akane mu przytaknęła.
- Dobrze.- stwierdził krótko Healy.


Patrick i Akane


- Panie Healy, myślę się wam przyda nieco ruchu. Zechcesz się przejść? - Akane zapytała grzecznie niedługo po czymś co można było nazwać ustalaniem planu.
Irlandczyk skinął głową i ostrożnie wstał, po czym ruszył za gospodynią. Zaprowadziła go na deptak, który był zaraz pod jej oknem. Szum morza pozwalał zagłuszać niepotrzebne myśli.
- Przepraszam jeśli to zbyt osobiste pytanie, ale wydajecie się cierpieć… bardziej niż tylko fizycznie - zapytała idąc z nim pod rękę.
- To… nadmiernie wysunięte… wnioski.- odparł Healy z cierpkim uśmiechem. - Nie mam żadnej... bolesnej traumy do... wyleczenia.
Akane kiwnęła głową.
- A już miałam nadzieję, że znalazłam bratnią duszę. Nie jesteście też pierwszą osobą jaka wysyłała do mnie pijackie smsy. Nie mam wam tego za złe, ale martwię się czy jesteście w kondycji podjąć się tej misji.
- Mam… za sobą… ciężkie zdarzenia. - przyznał Irlandczyk i dodał z uśmiechem. - Moja kondycja rzeczywiście… nagle podupadła, ale… to nie wynik choroby.-
Wzruszył ramionami dodając.- A co...do SMSów… przepraszam. Sama wiesz… jednak, że… Mervi by… się na takich adresatkę… nie nadawała… Możesz się… mi zrewanżować podobnymi… jeśli zdarzy się ci.. taka… okazja.
- Zobaczymy. Jednak jeśli to nie problem, czemu niebo nie ma dla was tutaj wyrazu? - japonka zapytała uśmiechając się z błyskiem w oku.
- Niebo? - spojrzał w górę. Zamyślił się i dodał. - … Nie wiem… jakoś gwiazdy… wczoraj… świeciły słabo. To… nie Irlandia.
- Zawsze byłam przekonania, że to zawsze jest kwestia nastawienia. Jeśli się chce aby gwiazdy były twoje, to będą.
- Hmm… - zamyślił się Patrick i dodał. - Ó hÉalaighthe… nazwisko moje, co oznacza… że zawsze tylko niebo Irlandii… będzie piękne dla mnie.
Dziewczyna podniosła spojrzenie na chorowicie wyglądającego mężczyznę.
- To… smutne i w jaki sposób piękne. Melancholijne, tego słowa szukałam. O ile podobne uczucie jest częste pośród moich rodaków, to ja nie mam aż takiego dużego przywiązania do tego gdzie obecnie jestem.
- Aaaa… skąd… pochodzisz? Z jakiego… miasta… regionu? - zapytał Healy zaciekawiony.
- Tokio, największe miasto na świecie… czy raczej prefektura metropolijna jak mnie uczyli w szkole. Nieodzowne poczucie, że ktoś lub coś obserwuje cię w każdym momencie. Zdecydowanie wolałam jak nas zabierano na wycieczki poza miasto, lub jak zdarzało mi się z rodziną do dziadków jeździć. Spokojniej.
- Ja z Larne… ale większość życia… w Bristolu. Odwrotnie… niż u ciebie. - odparł przyjaźnie Irlandczyk.
- Czy byłoby już za dużo gdybym się zapytała, jak dawno byłeś w swojej ojczyźnie?
- Kilka… miesięcy… ale czuć jakby lata… nie mogę tam wrócić… jestem… persona non grata. - wyjaśnił Healy.
Azjatka na moment się zastanowiła po czym kiwnęła głową do siebie.
- Przykro mi.
- Nie masz... powodu… to minie… z czasem. Wiatr… zawieje… z innego kierunku… w końcu. - mruknął cicho Irlandczyk. - A ty… lubisz tak… podróżować?
- Znaczy… raczej się do tego przyzwyczaiłam. Ktoś kiedyś powiedział, że ładna jestem i powinnam być modelką. Zostałam modelką. Głównie po kraju jeździłam co prawda. Wycieczki za granicę są… bardzo rzadkie. W sumie to zależy dokąd miałaby być wycieczka. Nie każdy cel stanowi taką samą wartość - dziewczyna spojrzała na irlandczyka i wskazała na morze. - Zatrzymajmy się. Ten widok jest mi najbliższy, razem ze strumykami i deszczem.
- Zgoda… w moim stanie… muszę wpierw przywyknąć.- odparł z uśmiechem Healy.- Jutro będzie lepiej… dziś… było dla mnie… zaskoczeniem.
- Jeśli będziecie czegoś potrzebować proście. Postaram się pomóc jak będę mogła - japonka kiwnęła głową uśmiechając się przyjaźnie. Spojrzała na morze na moment gubiąc się w jego ruchach.
- Chyba was lubię panie Healy.
- Ja ciebie… też… lubię… - odparł przyjaźnie Irlandczyk i spojrzał w morze. - I nawzajem. Też pomogę… jeśli zdołam.
Akane wyraźnie ulżyło. Oparła się o kamienną barierkę i całe powietrze z niej zeszło. Zaraz potem się wyprostowała.
- Dziękuję.
- Nie ma... za co… - odparł z uśmiechem Irlandczyk. - Musimy… się razem.. trzymać.
- Tak, ale ja… - Akane urwała ze zmieszaną miną tylko po to aby się skulić nieco i kontynuować dalej. - Pewnie nie powinnam tego mówić, ale pierwszy raz jestem z innymi spoza kraju i… to jak ty do Samuela się zwracasz, jak on podkreśla potrzebę sekretów, oraz zachowanie Mervi mnie zmartwiło. Em.. Aj baka - dziewczyna klepnęła się w czoło. - Przepraszam rozpędziłam się Panie Healy.
- Nie masz.. za co…- Irlandczyk ostrożnie pogłaskał czule włosy dziewczyny. - Jesteś wyjątkowa… i nie musisz… za to… przepraszać.
Japonka spłonęła rumieńcem.
- Khm, ja… Dziękuję, ale to nie prawda. Jestem co najwyżej przeciętna. W-wracajmy lepiej - zająknęła się speszona i gestem i słowami.
- Wierz mi… moja droga… nikt nie nazwałby cię… przeciętną. Zjawiskową… niecodzienną… niezwykłą… - odparł z uśmiechem Healy. - ... jeśli już.
- Panie Healy proszę - Akane jęknęła - wracajmy.
Dziewczyna speszona sytuacją zaczęła odsuwać się. Jakby nie wiedziała czy uciec czy czekać na wyglądającego jak trup mężczyznę.
- Dobrze.- odparł Irlandczyk i ruszył prowadzony przez dziewczynę.

 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline  
Stary 06-03-2021, 16:33   #13
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
WYWIAD ZE STATYKĄ

Wynajęte przez Mervi niewielkie mieszkanko od prywatnego właściciela prezentowało się... nijako. W czynsz było wliczone wykorzystanie podstawowych mebli, nie wyglądających zbyt okazale, których Mervi w większości nie potrzebowała i nie wykorzystywała. Na rozłożonej wersalce walały się kartki zarysowane namazanymi kształtami geometrycznymi, pewnie żeby zająć umysł. Do wersalki dostawiono niski, długi stolik, który robił za miejsce dla jej trinarnego laptopa. Na podłodze widać było stos ubrudzonych papierowych talerzy oraz pod ścianą walały się puste pudełka po zamówionym jedzeniu - pizzy, chińszczyźnie, fastfoodach...
Całe ubranie było wciąż w otwartej walizce.

Jedyne co rzuciło się w oczy to położone na podłodze poduszki oraz leżące obok laptopa dwie sztuki gogli VR.
Mervi przywitała gości niemym gestem zapraszającym do środka, po którym wróciła na wersalkę.
Mina japonki mówiła wszystko. Połączenie obrzydzenia ze zmartwieniem malowało się na jej twarzy. Wytarła bardzo porządnie buty, ale ich nie zdjęła. Bardzo ostrożnie weszła głębiej omijając kartki i pozostałości po fastfoodzie. Nie powiedziała jednak nic.
Mervi uniosła spojrzenie na dziewczynę.
- Coś się stało? - wskazała na poduszki - Położyłam je, by było wygodnie siedzieć. Mam kanapki z Subwaya, chcecie?
- Z chęcią, dziękuję - Akane kiwnęła głową.
- Może później…- rzekł Healy wchodząc do środka z walizeczką w drugiej dłoni. Wyglądało na to, że czuł nieco lepiej. Niewiele lepiej, bo nadal mocno opierał się na lasce i wydawał się osłabiony. Ale przynajmniej mówił już bez problemu. Nie tyle mu się polepszyło, co nauczył się żyć ze swoją “chorobą”.
Mervi bez słowa poszła do kuchni, aby po chwili wrócić z butelką, na którą nałożony był jednorazowy kubeczek.
- Masz to, na pocieszenie. - postawiła butelkę zimnego Guinessa na stoliku - Zaraz będą... - w tym momencie rozległ się dzwonek do drzwi - ...kanapki. - wyszczerzyła się z jakimś zadowoleniem i ruszyła do drzwi, aby odebrać zamówienie.
Irlandczyk wyszukał sobie miejsce by usiąść, położył laskę obok i otworzył walizkę sprawdzając czy jego “skarby” są tam w środku. W końcu narobił się przy ich montowaniu.
Wirtualna rzeczywistość to nie było środowisko w którym czuł się komfortowo i nadal miał wątpliwości co do tego, czy powinien dołączyć do podróży. Czy może lepiej byłyby gdyby monitorował sytuację z zewnątrz.
Akane w końcu się też usadowiła nie bardzo wiedząc gdzie. Obserwowała co robi obu technomatów w zasadzie po raz pierwszy mając okazję się przyjrzeć.
Mervi wróciła z torbą z Subwaya.
- Ej, Aki, mogę tak mówić? Widzę, że... nie czujesz się tu komfortowo. What's wrong, girl?
- Nie, proszę zwracaj się do mnie po nazwisku - japonka spojrzała wymownie po stertach pudełek. - Masz… tu nieco nieporządku. Nie jestem przyzwyczajona.
- Tektura. - wzruszyła ramionami - Rany, jesteśmy tu na chwilę. To nie leży tu od tygodnia... po prostu mam dużo rzeczy na raz do zrobienia. No i... to pewna forma pogodzenia się z Glitchem, aby nie było tak... statycznie... uporządkowanie...
- Nadmiar statyki to dla niektórych złe chi. - dodał Irlandczyk którego dynamiczna natura też wolała artystyczny chaos od porządku.
Azjatka usłyszała wewnątrz swojej głowy znany ryk, przypominający pomieszanie warkotu niedźwiedzia, pękających skał oraz gromu burzy. W skrócie, Kuzuryū przeciągał się podczas czegoś, co nazywała jego smoczą drzemką. Oczywiście po cichu, smok burzył się na takie trywializowanie medytacji lub odwiedzin snów.
- Czasem trudno odróżnić twórczy nieporządek od rozbitej wazy - rzucił przeciągnie, na koniec jego słowa były już słabsze jak odchodzący pływ. Znowu zapadł w drzemkę.
Japonka otworzyła usta zarówno na uwagę irlandczyka jak i jej avatara.
- Taak. To co mam robić? Jak się przygotować? - spytała sięgając po jedną z kanapek, nie mogąc wybrać żadnej, która by jej do końca pasowała.
Mervi zatrzymała się w pół kroku chcąc wrócić do kuchni.
- Na razie palaszuj kanapkę, pobaw się z Patrickiem jego zabawkami, on to uwielbia, a ja za moment wrócę. Woda niegazowana czy sok pomarańczowy?
Japonka się zakrztusiła pierwszym gryzem.
- Wody - powiedziała łapiąc oddech. - Proszę nie zabij mnie przed odwiedzinami pajęczyny.
- Po prostu traktuj mnie jak swojego Q, miss Bond.- odparł żartobliwie Irlandczyk zabierając się za kanapki.- Z uwagi na mój stan… jestem relegowany na drugą linię. Pomyślę nad snajperką, gdy już będziemy w Afryce, a do tego czasu może zdołam dostarczyć ci gadżetów potrzebnych na misję, lub naszemu druidowi jeśli potrafi także działać.
- Mimo wszystko wygląda na takiego co będzie umiał z nich korzystać… możliwe, że lepiej ode mnie. Mój mistrz jest tradycjonalistą - japonka podrapała się po policzku robiąc skwaszoną minę. Zerknęła na walizkę którą miał irlandczyk nachylając się w jego stronę.
- Co tam masz?
- Katanę też potrafię wykuć, a co do Samuela. Dyplomaci niekoniecznie bywają dobrymi agentami operacyjnymi. - Healy wyjął dziwaczne gogle zapinane na głowie za pomocą paska i z doczepionymi do nich elementami mechanicznymi, oraz dwuczęściową skórzaną rękawicę z zamontowanymi czujnikami i tłokami.
- Nie jest to tak idealny sprzęt jak ten Mervi, nie daje pełnej immersji… ale powinien starczyć na nasze potrzeby.- ocenił Healy. - Miałem trochę mało czasu na pełny kostium.
- Nie gadaj za dużo, bo ci piwo się grzeje. - Mervi wróciła z dwoma szklankami i butelką wody, po czym usiadła na kanapie.
Irlandczyk powoli sięgnął po puszkę i upił nieco alkoholu uśmiechając się pod nosem.
- Panie Healy prosze nie zakładaj, że tylko dlatego, że jestem z Japonii to umiem się posługiwać kataną - Akane ponownie się skrzywiła wzdychając ciężko.
- To był tylko przykład… jeśli chodzi o tradycyjny oręż. Proszę nie brać tego aż tak dosłownie. - odparł z uśmiechem Syn Eteru. - Nie jestem ograniczony w możliwościach tylko do podkręconej broni palnej.
- Mhm. Szkoda, że nie wspomnieliście o mieczu, albo szpadzie tylko od razu katana - azjatka posłała irlandczykowe powątpiewające spojrzenie. - No ale czy dobrze rozumiem, że zakładamy te vry i podłączasz nas do pajęczyny? - pytanie było skierowane do Mervi.
- Powiedz mi najpierw - odezwała się biorąc łyk wody - ...co ci braciszkowie powiedzieli o Pajęczynie?
- Że można ją zmieniać swoim umysłem… i generalnie to nie zrozumiałam jak mi próbowali to wytłumaczyć. Wiem, że jest niebezpiecznie jak się nie uważa… jak wszędzie - Akane wzruszyła ramionami z irytacją w głosie.
- Nawet można skończyć ze spalonym mózgiem. - przechyliła głowę patrząc na dziewczynę - Teraz w sumie się zastanawiam czy ma sens brać cię tam, jeżeli masz butthurt jak z tą kataną. Wiedziałam, że kung-fu bros mają bo-sticki...
- Baaah! Nie o to chodzi! - Akane jęknęła głośno wyciągając ręce do góry - Nigdy nie byłam dobra z nauk ścisłych, a już na pewno rozumienia skomplikowanych rzeczy. To nie ma nic wspólnego z moją tradycją. Przypomniały mi się po prostu odpytywania ze szkoły.
- Mam nadzieję, że... dasz radę. - uśmiechnęła się złośliwie - Z półobrotu nie wejdziesz do Weba.
Japonka spojrzała na finkę odciągając dolna powiekę środkowym palcem i wystawiając język.
- Dobrze, dzieciarnio, pójdziemy na wy-cie-czkę. - Mervi założyła ręce na piersi - Ale chyba Patryczek nie doniósł zgody rodziców, więc nie wiem czy go brać, a animu-girl nie wiem czy nie lepiej będzie dać jej easy mode.
- Sama zadecyduj, to twoja przygoda…- wzruszył ramionami Healy. -... wiesz dobrze, że nie będzie ze mnie tyle pomocy, co w realu.
- Teraz? Będzie więcej. - uśmiechnęła się pod nosem.
- Ok… więc mnie wlicz.- odparł z uśmiechem Irlandczyk, choć wyprawa w VR nie bardzo mu się uśmiechała.
- Więc mamy dwa wyjścia - technomantka oparła brodę na wierzchu dłoni - Jeżeli udacie się tam na modłę nooba, samym urządzeniem, to będziecie bezpieczniejsi. Łatwiej się wylogować, zerowe szanse na obrażenia w trakcie podróży, jednak korzystanie z magyi jest utrudnione, bo tylko swoją ikonę kontrolujecie i tak w sumie... jakby liżecie tort przez szybę. Drugim sposobem ja wchodzę, a i muszę wam pomóc, jak korespondencji nie znacie. Magya wtedy normalna, ale ciężej się wylogować oraz większa jest szansa, że obrażenia przejdą z wami. A, nie musisz się martwić Patriczku. Przecież w Webie i tak się fizycznie nie męczysz.
- To zależy od ciebie. Jeśli tylko zwiedzamy to nie ma co się pchać na całego. Jeśli jednak planujesz coś większego, to cóż… jesteśmy tu by pomóc. - odparł Irlandczyk bez chwili namysłu.
Mervi spojrzała wyczekująco na Akane.
- Pan Healy słusznie powiedział - japonka pokiwała głową - jesteśmy tu aby pomóc. Ja będę potrzebować pomocy z tym… pełnym wejściem. Nie znam korespondencji.
- Dobrze. Tylko pamiętajcie - uniosła palec - Po wejściu nie przyjmuję zażaleń, nie zniosę narzekań, oczekuję samodzielnego radzenia sobie z niebezpieczeństwem i wyzbędziecie się prawa do wytaczania procesów i składania skarg przeciw mnie. Jasne?
- Oczywiście - Akane powiedziała niepewnie. Zestaw wymagań był dla niej dziwny jak i niepokojący.
Technomantka skinęła głową zadowolona.
- Ach, jeszcze coś. W tym wypadku będziecie mnie potrzebowali, aby was wylogować, inne metody dla was będą... awaryjnym zanegowaniem działania magyi.
 
Asderuki jest offline  
Stary 11-03-2021, 15:34   #14
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację


Wirtualna oglądała to, czym Patrick miał się podłączyć z dawką rozbawienia pomysłem i wiarą eteryty w działanie tego wynalazku ze śmietnika. Cóż... Było trzeba "trochę" wspomóc marzenia biedaka...
Mervi z cierpliwością przedszkolanki wytłumaczyła w najprostszych słowach podstawy tego, co czeka noobów. Niech mają nadzieję, że nie wpadną na innych z jej Tradycji, którzy mogliby uczynić ich życia w Sieci... interesujące... ku uciesze Merv, oczywiście.
Technomantka uparła się, że sama doda do kreacji Patricka trochę dodatkowych elementów (tej biedy znosić nie chciała), co na szczęście ograniczyło się do usprawnienia przesyłu danych z komputera. Wolała żyć nadzieją, że reszta urządzenia działa po ludzku...
Healy zabrał się za montowanie wpierw usprawnionej rękawicy na dłoni, a potem samych gogli. Sprawdził czy styki działają tłoki i… był gotów na nura w Pajęczynę.
Gdy dwójka magów założyła już swoje (lub pożyczone) zestawy VR, Mervi upewniła się jeszcze, że wszystko wydaje się reagować jak należy po podłączeniu do trinarki, a po tym odpaliła program aktywujący procesy połączeń i monitorujący ruchy sieciowe. Nie mogła sobie pozwolić na zwykłe wejście, w momencie gdy dzieci były z nią. Nie zaufa, nie jak ma czas.
Uśmiechnęła się do siebie (i po części do Glitcha), gdy założyła na oczy swoje gogle, a internetowe łącze wykonało pierwszy ruch dając "kopa" czuwającym w gotowości procesom, które mają otworzyć dla ich świadomości drogę do Pajęczynowej Rzeczywistości.
Mervi dobrze znała to uczucie, Patrick trochę mniej - jak do tej pory łączył się z Pajęczyną w bardzo ograniczonej formie, zatem dla niego było to prawie zupełnie nowe uczucia, jak dla Japonki.

Najpierw towarzyszyło im uczucie… po prostu czuli się głupio. Stali w sprzęcie VR podobnym do tego, jakim dysponują śpiący (i jaki był inspirowany przez wirtualnych adeptów) czekając, aż jednostka tridialna wymieni wszystkie klucze publiczne z rozsianymi po świecie serwerowniami i wynegocjuje odpowiednie węzły dostępu.
Krępującą ciszę przerwało nagłe uczucie szarpnięcia. Zarówno Patrick jak i Akane poczuli nagły zryw do tyłu, potem krótkie uczucie nieważkości, spadania, a na koniec oblepiła ich czerń.
No tak, musieli jeszcze stworzyć ikony.
Akane po raz pierwszy się poruszając w nieznanym jej systemie po prostu stworzyła siebie taką jak w rzeczywistości. Zrobiła to bardziej odruchowo niż z zamysłem.
Healy ubrany był po wojskowemu. W mundur polowy armii brytyjskiej. Tyle że jednolicie czarny i matowy. Poza tym wyglądał jak w rzeczywistości plus plecaczek z niespodziankami.
Znaleźli się w tym samym miejscu, od którego eksplorację sektora zaczynała wirtualna adeptka, nic dziwnego, był to punkt dostępowy za którym roztaczał się niesformatowany, entropiczny obszar szyfrowanych transferów danych. Wejście weń nie było miłym uczuciem, nikt nie lubi gdy wylicza się funkcje skrótów z jego mózgu.
W porównaniu do ostatniej wizyty Mervi, dostrzegli jedną zmianę. Tunel który spowodowała ostatnio magyą, był już niemal cały załatany. Małe pająki wzorca, o metalicznych, srebrnych korpusach, kanciaste jakby były kryształami metalu (Patrickowi przypominały metodą hodowli monokryształu krzemu) pokrywały cały front sieci. Największy osobnik miał nie więcej niż długość łokcia, przeważały pająki wielkości dłoni i mniejsze, a wszystkie plotły metalowe, srebrne, żyłki. Świeża sieć była jaśniejsza od starej, chociaż bardzo cienkie metalowe przewody wyglądały na podwójnie niebezpieczne i podstępne.
Pająków było sporo, głównie skupiały się wokół uszkodzeń, chociaż pojedyncze osobniki przechadzały się też na brzegach. Ignorowały magów.
Japonka poczuła, patrząc na sieć, jakby miała przed sobą tłum rozmawiających ludzi. Nie, porównanie z ludźmi nie było uprawnione. Bardziej głosy, dane, jakby była to jakaś centrala danych.

- Co teraz? - spytał wprost Healy, bo też nie bardzo wiedział co planuje Mervi. Wejście z buta strzelając na prawo i lewo, raczej nie wchodziło w rachubę. Tylko Finka poruszała się płynnie w tym środowisku, a Irlandczyk… nie miał przysłowiowego buta którym mógłby kopnąć w drzwi. Zresztą drzwi też nie widział.
Akane zmientoliła krawędź sukienki.
- Am, nie wiem czy dobrze wybrałam. Jestem w stanie zmienić swój ubiór, prawda? - zapytała zastanawiając się czy to będzie cokolwiek podobne do gier dressup jakie jako nieliczne gry zdarzyło jej się zagrać.
- W tym sektorze tylko tyle, co jest... hmm... statycznie normalne? - Mervi odparła po chwili milczenia.
Magowie widzieli Mervi... która wyglądała teraz jak typowa dziewczyna z pisma dla nastolatek potraktowana photoshopem. Jedynie ubranie jak na wycieczkę w dzikie, niezbadane tereny odbiegało od obrazu... choć było jednym z tych... uwydatniających, dość ściśle przylegających.
- Skorzystaj z wyobraźni i stwórz obraz z danych. Simple as that.
- Potrzebuję ochrony, żeby przeprowadzić moje złożone procesy temporalne. - dodała do Patricka z tłumioną irytacją bezsensownym, wedle siebie, pytaniem, mniejszą jednak niż ta, z którą obserwowała magów trudzących się z tworzeniem ikon. Wtedy irytacja była wyraźna acz pomieszana z nieprzyjemnym rozbawieniem.
Nagle wzrok Mervi przykuło małe zgromadzenie Pajączków Wzorca pieczołowicie naprawiających błyszczącą pajęczynę.
- Są śliczne... - odparła szeptem z uśmiechem ciesząc się widokiem.
Akane jeszcze próbowała podążyć za słowami finki ale… było już za późno.
- Em, chyba już się nie da - powiedziała będąc dalej w tej samej sukience. Westchnęła ciężko ponownie patrząc na metalowe pajęcze linki, które wyglądały na ostre jak brzytwa. Chwilę myślała i po prostu podwinęła rękawy zawijając je tak aby nie opadły. Pozbyła się usztywniającej halki, wyrzucając ją w bok i podwiązała sukienkę między nogami aby jak najmniej jej przeszkadzała.
- Wyglądasz… inaczej - dodała jeszcze oglądając Mervi w jej nowej formie.
- Wiem. - technomantka odparła przesuwając dłońmi po talii - Fajne, co? Normalnie jest rozpikselowane, szczególnie na odległość, ale w tym sektorze lepiej było naturalniej. - spojrzała na ubiór Akane - Przygotuj się na bycie podrapaną przez te Pajęczyny. Tak, w końcu na pewno w nie wejdziemy. - dodała z zadowoleniem.
- Mogłaś wspomnieć jak tu wygląda. Wymyśliłabym coś bardziej stosownego - japonka powiedziała krzywiąc się.
- Po pierwsze, mówiłam, że sektor ocieka statyką, czyli możliwe Tostery lub Pająki Wzorca, żadne nie lubi sukienek i taka garderoba może przeszkadzać w eksploracji. Po drugie... - zrobiła niewinną minę- ...nie pytałaś. A, oczywiście niby magyi można używać, ale może ona przyciągnąć Pająki. Więc lepiej nie nadużywać. I nie ciągać za pajęczynki. Pająki mogą po nich wyładowania puścić i się tym poruszeniem zainteresować.
- Dobra… rób co masz robić.- Healy z plecaczka zaczął wyjmować różne części mechaniczne, które wydawały się pozbawioną sensu górą złomu. Healy jednak niczym chłopiec bawiący się lego składał z tych części jakąś… broń. Zupełnie jakby taki był jego plan… choć wydawało się to dość spontaniczne.
Mervi przewróciła oczami. To co tu robił, robił tak samo w realu...
- Pilnujcie mnie. To może zająć.

Technomantka usiadła na płaskiej części powalonej dawno ściany (murku?). Nie wyjęła nic, bo i nie musiała. Wszystko przecież i zobaczy...
- Fuji... - Mervi odezwała się do japonki - Zakładam, że tyle możesz, aby służyć za kondensator, który pomoże łatwiej przesłać każdemu z was obrazy, jakich poszukam w przeszłości, prawda?
- Tak jestem w stanie telepatycznie przesyłać obrazy… czy coś poza tym zamierzasz robić? Bo gdybyśmy chcieli to wydaje mi się, że dałoby radę przesyłać po sieci impulsy tak aby pająki myślały, że gdzie indziej jesteśmy i nie powinny nas zaczepiać. Musiałabym tylko nauczyć się ich sposobu komunikacji, czy też na bieżąco sprawdzać czy to działa - azjatka rzuciła pomysłem.
- Z Pająkiem nie pogadasz, a z dużymi... lepiej nie próbować. Póki się nie zwraca na siebie za bardzo uwagi - nie przypominajmy o sobie. - spojrzała uważnie na nią - To co? Oddychanie, Yoga? Inny BS? Czy już możemy?
- Komunikacja to nie tylko słowa Panno Laajarinne - Akane odpowiedziała spokojnie. - Myślałam o impulsach elektrycznych. Sama o nich wspominałaś. Ale tak, możemy zaczynać.
Mervi tym razem miała zamiar działać wedle pierwszego, rozszerzonego pomysłu. Odnaleźć ważne wydarzenia dla Białego Domu przeglądając przeszłość sektora od czasu początków Domu tutaj do końca.
Irlandczyk kucnął opierając dłonie o zmontowane monstrualne coś, co przypominało krzyżówkękarabinu… z silnikiem samochodowym. Głównie z powodu dziwnych rur przeszywających strzelbę. Tym dziwnym orężem wodził na prawo i lewo rozglądając się za ciekawskimi celami i licząc na to, że jeden strzał wystarczy by zniechęcić stwory Statyki.
Japonka zamknęła oczy i skoncentrowała się. Wzięła głęboki wdech, a potem wydech. Zaczęła mruczeć do siebie a z każdym uderzeniem serca słowa cichły aż poruszała tylko ustami. W końcu i nimi przestała ruszać. Jej umysł się oczyścił pozwalając myślom zmienić się w taflę nie zmąconej wody. Otworzyła oczy otwierając swój umysł na swoich towarzyszy.
Mervi uśmiechnęła się tylko, sama obserwując na wizjerze przed oczyma procesy nawiązujące połączenia z zewnętrznymi botnetami, aby móc obliczyć ilość pakietów danych, które później będzie trzeba przefiltrować w poszukiwaniu istotnych informacji z podanego okresu. Pozwoli to na aktywację programów przemieniających odczyt danych na graficzny obraz wydarzenia. Stabilność i szybkość podłączenia do Internetu z tego miejsca oferowało pewność przesyłu przez wszystkie obliczenia, których wykonanie może zająć dłuższy czas.
Glitch się zanudzi...

Akane poradziła sobie zadowalająco i szybciej niż Mervi, nic zresztą dziwnego - jej zadanie było dużo prostsze od tego, co chciała osiągnąć wirtualna adeptka. Japonka czuła, gdzieś w głębi serca, iż to, co właśnie czyni bliskie jest u podstaw Kronice Akashic. Gdyby tylko poświęciła więcej zainteresowania własnej Tradycji (i miała ku temu lepszą sposobność niż mistrz-pustelnik) może i by to coś jej przydało.
Nawiązanie komunikacji, po której jeszcze nie płynęły obrazy, nie dekoncentrowało Patricka. Technomanta czujnym wzrokiem ogarniał pracujące nad naprawą zniszczeń pająki. Wydawały się ich ignorować, dopóki nie ruszali ich sieci. Chociaż liczebność przerażała.
Mervi natomiast pracowała w skupieniu, na tyle, na ile pozwalały jej lekko przebłyskujące, zawsze na skraju pola widzenia, neonowe artefakty i kolorowe piksele. Glitch niecierpliwił się do bitki.
Ale ona musiała działać nieco bardziej dyskretnie. Najpierw osiągnęła cały horyzont czasowy, potem mogła obserwować ogólny stan sektora. Faktycznie, BIały Dom urządzał tutaj bazę wypadową. Pobyt technokracji był krótki, rozpoczęty szturmem - tutaj zaburzenia temporalne były zbyt wielkie aby mogła dokładnie obejrzeć walki, lecz z całą pewnością ktoś równie dobry jak ona, albo nawet lepszy używał bardzo dużo magy czasu do walki.
Technokrację przepędziły z tego miejsca… pająki. Ucieszyła się (chociaż nie wiedziała, czy to bardziej avatar jakby w złośliwej satysfakcji “nadmiar statyki szkodzi”) gdy zobaczyła jak unia nie zdążyła się nawet rozgościć, a całe tabuny pająków włączały się do sektora. Najpierw małe, psuły urządzenia, czyniły sektor stałym, utrudniały formatowanie, potem średnie już polowały na ikony technokratów i ich programy obronne. Wreszcie kilka dużych pająków - największy, który padł w trakcie walk rozmiarami przypominał raczej mały blok mieszkalny niż żywe stworzenie - dokończyły dzieła, lecz nie siłą swoich wielkich odnóży czy sieci, lecz zdolnościami. Wyładowania elektryczne, blokada wylogowywania, zamrażanie umysłu w stazie czy zaawansowana kontrola prawdopodobieństwa która powodowała, że to co było najprawdopodobniejsze zdarzało się zawsze - nie było nadziei na cud, tylko przeklęta, nudna przewidywalność.
Tylko dlaczego pająki szturmowały sektor? Wyglądało to, jakby ktoś je napuścił.
Przewinęła do tyłu. Większość zniszczeń powstało w walkach z pająkami wzorca, była to regularna bitwa. W walce z Białym Domem przewaga unii była na tyle duża, że magowie szybko się wyofali.
Zidentyfikowała od pięciu do dwunastu ikon magów podczas zajmowania sektora przez BIały Dom. Trudno było stwierdzić kim byli i czy byli to magowie, czy może jednak śpiący lub programy defensywne. Większość czasu nie działo się tu dużo, najwięcej gdy BIały Dom formatował sektor.
A był on bardzo trudno do formatowania, nie wiedzieć czemu. Sztywny i oporny.
Podczas transmisji Japonkę przeszła eureka. Budowle, architektura którą Mervi pokazywała z lotu ptaka. To układało się we wzory, które znała. Często tak projektowano kompleksy świątyń w jej ojczyźnie. Nie było nic dziwnego w tym, wszak to mistycy tutaj pracowali, lecz z jakiegoś powodu wydawało się jej to ważne.
Po chwili Mervi dołożyła do tego swoją cegiełkę, która wnet stała się oczywistą prawdą dla wszystkich - dzięki dzielonej wizji.
Ten sektor był węzłem. Prawdziwym, unikalnym węzłem w Pajęczynie. Wirtualna adeptka słyszała tylko o takich, chociaż nie musiało to wiele znaczyć - ostatecznie nie była netsurferem - jednak wydawało się jej, że to coś nietypowego. Wszak to jeden z węzłów w pajęczynie zasilał Horyzont i często słyszała, jak inne Tradycje wypowiadały się z pewnym podziwem nad odnalezieniem i okiełznaniem takiego źródła informacji.
Na Patricku zrobiło to mniejsze wrażenie. Japonka natomiast nie wiedziała, że smocze źródła mogą znajdować się też w cyberświeie, kładło to więcej światła na jej postrzeganie rzeczywistości.

 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline  
Stary 19-03-2021, 20:32   #15
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

To było niezwykle ważne odkrycie, acz Healy niespecjalnie się nim ekscytował. Węzeł był skarbem i jak wszystkie skarby był strzeżony przez smoka. W tym przypadku przez dziesiątki większych i mniejszych “ośmionogich smoków” nasłanych tu przez kogoś…
Odbijanie Węzła z odnóży potworów, które przepędziły stąd całą ekspedycję militarną unii brzmiało jak wyjątkowo ciekawe samobójstwo. Ale mogli spróbować, jeśli Mervi się uprze.
Mervi otworzyła oczy, wyraźnie podekscytowana tym co widzieli. Za bardzo podekscytowana.
- Wiem gdzie pójdziemy. - odezwała się nagle.
- Ok, gdzie?- zapytał Irlandczyk.
- Do miejsca blisko centrum sektora, oczywiście. - uśmiechnęła się trochę zbyt szeroko.
Healy tylko skinął głową, bo w końcu po to przybyli… by Mervi mogła zrobić co planowała.
- Jak mi dacie chwilę, to postaram się nam zapewnić bezpieczne przejście - Akane skończyła wspólne dzielenie myśli i zaraz zabrała się za próbę zrozumienia zachowań pająków. CIężko im było niestety zajrzeć w oczy więc po prostu postanowiłą skoncentrować się na wyczuciu ich myśli (jeśli takowe miały) i napięcia jakie potrafiło po sieci przepływać.
Badanie sposobu komunikacji tutejszych pająków wzorca zajęło prawie tyle samo czasu, co analiza Mervi. Tym razem jednak Patrick i Mervi mieli wrażenie, że powoli obecne pająki zaczynają się nimi interesować. Nie na tyle aby wykonać jakieś ruchy w ich kierunku, lecz mieli wrażenie, iż są obserwowani.
Azjatka powoli rozumiała korelacje między ruchami pająków i ich sposobem komunikacji łączyły fale elektromagnetyczne, ultradźwięki, i jeszcze jedno, bardziej ulotne medium którego nie potrafiła zidentyfikować. Powoli rozumiała, iż pająki w zasadzie - w obrębie tych kanałów komunikacji które rozumiała oraz obserwując się wzajemnie - nie wykonują poleceń ani nie działają hierarchicznie. Wyglądało to tak, iż każdy pająk dbał tylko o swoje podstawowe cele, modyfikując je na podstawie działań sąsiada. Oznaczało to też, iż, nie można było mówić o jakieś klasycznej inteligencji, a raczej meta-wzorcu zachowań. Każdy pająk był jednym neuronem. Czy analizowane oddzielnie neurony mówią o tym, czym jest mózg? Czy ziarno piasku jest plażą? Tym była właśnie świadomośc pajaków.
Dziewczyna jednak nauczyła się - tak sądziła - zasymulować podstawowe sygnały aby odwracać uwagę roju i wprowadzać zamęt w ich systemie ważenia decyzji. Wciąż jednak nie do końca rozumiała ich rozumu. Wydawał się bardzo sztywny, dogmatyczny, regularny, a jednocześnie obcy. Miała też podstawy sądzić, że tak jak decyzje pająków zależały od sąsiadów, tak cały rój stanowił jedną cząstkę w większej całości.
Może to nie Tkacz nimi rządził, lecz to one tworzyły Tkacza.
Młoda japonka wyrwała się z transu kiedy uznała, że więcej nie osiągnie.
- Powinnam dać radę odwracać ich uwagę… o - dodała zaskoczona widząc wzmożony ruch pająków.
Mervi rozglądała się po zgromadzeniu.
- Magya mogła ich zainteresować. Ale słodkie są, nie?
Akane spróbowała odnaleźć słodycz. Starała się. Nie potrafiła.
- Eee… nie są w moim guście - powiedziała ostrożnie. - To którędy chcemy iść?
- Są tak geometrycznie idealne... - potrząsnęła głową - Musimy znaleźć drogę, która im nie poniszczy tak roboty, bo się zirytują... a widzieliście tego wielkiego. Chcę pobadać sektor, a najbardziej węzeł. Ach... - przypomniała sobie - NIKOMU nie mówicie o tym Węźle. To góra skarbu, magowie i zabiją za to. Samuelowi może powiemy, ale gęby na kłódkę poza tym. Będziemy musieli jakąś magyczną przysięgę zrobić na to.
- W zasadzie to ciągle należy to do domu skoro są jacyś jego spadkobiercy… ale dobrze - Akane zauważyła nieśmiało i podeszła bliżej pajęczyn spróbować odwrócić zainteresowanie pająków prostą magyą sił. Czy to przez rozkojarzenie, czy zwyczajnie nowa sytuacja nie wyszło jej. Zamknęła oczy ganiąc się za brak koncentracji.
- Ym, w sumie to któreś z was jeszcze zna się na strefie sił? - zapytała przygotowując się na kąśliwe uwagi ze strony Mervi.
- Troszeczę umiem, ale chyba Patrick bardziej. - Mervi była zajęta obserwowaniem Pajączków.
- Unia o tym węźle wie. Nawet jeśli ponieśli tu jedną klęskę, to nie oznacza że nie zaatakują ponownie. Pewnie obecnie przegrupowują siły. - stwierdził Irlandczyk oceniając sytuację i obserwując pajączki. - To miejsce nie jest aż takim znowu sekretem. Biały Dom o nim wie… ci z tych którzy przeżyli. Ale też nie widzę powodu by rozpowiadać o tym miejscu innym magom.
Po czym zwrócił się do Akane. - A po co ci efekt sił?
- Pająki używają fal elektromagnetycznych i ultradźwięków do komunikacji. Chciałam się tym sama zająć, ale teraz myślę, że może lepiej będzie jeśli wspólnie będziemy przekazywać im, że jestesmy tylko częścia ich statycznej kolonii - wytłumaczyła Akane.
- Kodem morse’a?- zapytał Irlandczyk niepewnie.
- Eee… nie znam kodu morse'a, ale wiem jak wyglądają te przekazy. Mogę ci pokazać - Akane puknęła się palcem w skroń.
- Stukać mam w sieć czy w powietrze? Zakładam że porozumiewają się impulsami… zerojedynkowymi? - zapytał Irlandczyk składając z drobnych części jakąś metalową nakładkę na palec.
- Eee… nie wiem? Poczekaj daj mi podzielić się tym co poznałam - dziewczyna spojrzała mu prosto w oczy i Patrica zalała wiedza jaką zdobyła Akane podczas swojego seansu.
- Może wiesz… co? - Healy usiadł i obrócił się plecami do Akane.- Dotykaj mi skroni gdy będziesz przemawiała. - A ja przekażę twój komunikat.
Złożony mechanizm opierał się o kilka jego palców i składał z kilku uzwojonych kamertonów tworzących miniklawiaturę podczepioną do jego nadgarstka drucianą siecią. Healy uderzył opuszkami o kilka z nich tworząc kompozycję z wibracji poszczególnych widełek. Irlandczykowi udało się osiągnąć odrobinę lepszy rezultat i uchronić ich grupową dumę przed mianem gangu Olsena. Spora grupa pająków zaczęła się przesuwać na lewo, w stronę sygnałów wysyłanych po sieci przez Irlandczyka. Jednakże nie wszystkie, masa pająków przy wyłomie zmniejszyła się o siedem dziesiątych. Te pająki, które zostały, to były głównie małe, oraz kilka większych, ale kompletnie nie zainteresowane nimi miast temu pracujące znowu nad naprawami.
- Chyba dobrze nam idzie.- stwierdził Irlandczyk, bardziej jednak wierząc w swoją spluwę niż w możliwość nawiązania więzi z pajączkami.
Dziewczyna pokiwała tylko głową i zabrała się do szukania najlepszej drogi w głąb sektora. Przy czym dość szybko zorientowała się, że bez czołgania się lub wspinaczki się nie obędzie.
- Przynajmniej wiadomo co mogło być ważnym elementem dla Rady, czemu chcą znaleźć pozostałych przy życiu. Może oni wcale nie wiedzą gdzie znajduje się ten Węzeł. - odparła cicho Mervi skupiając się na odnalezieniu odpowiedniego kierunku, który musieli obrać, żeby trafić do centrum sektora wedle wskazówek zawartych w mapach sektora zapisanych w chmurze.
- W zasadzie… - Akane japonka zaczęła przyglądając się zachowaniom pająków. - W zasadzie, to panno Laajarinne nie wiem czy nie byłoby lepsze gdybyś też nie rozpraszała pająków. Przydałoby się dalej od nas wysyłać ten sygnał. Ja niestety nie potrafię.
- Jasne, jasne. - Mervi machnęła ręką, niezainteresowana najwyraźniej całą preparacją, tylko efektem - Wyślę co trzeba, pokażę wam gdzie idziemy i chodźmy już. - dodała niecierpliwie - Fuji nam pomoże drogę oczyszczać... choć pewnie prędzej czy później zobaczymy budynko-giganta. Oh well. - spojrzała pośpieszającym wzrokiem. - Zaczynamy już?
- Fu-ji-wa-ra - Akane podkreśliła każdą sylabę. - To nie takie trudne - fuknęła z niezadowoleniem.
Tymczasem Irlandczyk gwiżdżąc jakąś melodię pod nosem montował jajowate konstrukty ze metalu i części elektronicznych. Mechaniczny chaos, który był sensowny chyba tylko dla Syna Eteru.
Finka nie powiedziała nic więcej, uśmiechając się tylko do siebie i próbując uchwycić impulsy rozchodzące się po pajęczynie oraz ustanowić stabilne połączenie.
Azjatka również zamilkła. Odpięła czaszkę od paska przykładając ją najpierw do czoła, potem całując w pysk. Zbierając z niej energię yin i wtłaczając ją do oczu aby rozszerzyć swoje spojrzenie na rzeczywistość i przypadkowość. Potem odwiesiła ją na pasek. Podobnie jak Mervi szukała najbliższej drogi dającej im największą szansę na pozostanie w ukryciu.
Mervi generalnie mogła być zadowolona. Stały, losowy zmieniający się na dużym obszarze wabik na pająki został aktywowany prędzej, niż sądziła. Wirtualna adeptka poradziła sobie na tyle sprawnie, iż Patrick zdążył wykonać ledwo dwa planowane granaty.

Pierwszą nieprzyjemnością jaką ich spotkała, była wspinaczka na samą górę systemu sieci. Poszło im sprawnie, chociaż okazało się, że wspinanie się chwytając się grubych, plecionych lin pajęczyny o gramaturze papieru ściernego nie było doznaniem ich życia. Była to jedyna opcja, jeśli nie chcieli pokaleczyć dłoni o małe, żyłkowate pajęczyny.
Gdy weszli na górę, ich oczom ukazał się surrealistyczny widok. Wielka płaszczyzna srebrnej, matowej, acz miejscami wciąż dobrze odbijającej światło, metalowej pajęczyny ciągnęła się aż po kraniec sektora. Jedyne, co wyróżniało się na tym krajobrazie były dachy budynków – płaskie, ścięte, oraz głownie kopuły wystawały lekko ponad płaszczyznę. Zwykle zniszczone, niekiedy z dziurami. Je również oplatała sieć, lecz wyraźnie widoczne. Panował tutaj zapach rozgrzanego słońcem metalu.
Będąc na wysokości dachów budynków, przez gęstą sieć nie dostrzegali tego, co dzieje się pod nimi. Mało który pająk, nawet z najmniejszych, zapuszczał się w górne warstwy sieci. Tam, gdzie wysłane były wabiki Mervi, zgrupowania pająków musiały odbywać się wewnątrz tego ogromnego gniazda.
Minęli z daleka budynek-jamę – zgodnie z zaleceniami wyczulonego zmysłu Akane który dostrzegał poważne niebezpieczeństwo. Piesza wędrówka przebiegała im sprawnie, chociaż każdy zaliczył pomniejsze potknięcia i spowolnienia, ostatecznie wędrowali po zwartej, pełnej ukrytych dziur sieci. W ostatecznym rozrachunku Patrick radził sobie z przemieszczaniem najlepiej.
Byli niemal w połowie drogi – gdyby wędrowali na wprost zajęłoby im to mniej czasu, lecz podróżowali wymijając wskazane przez Japonkę niebezpieczne punkty.
W połowie drogi Akane i Mervi poczuły niepokój.
Mervi przez większość drogi wydawała się delektować pajęczym krajobrazem, a w duchu podejrzewała, że Glitcha bawi wodzienie w przypadkowe miejsca, jakby owce zaganiane przez psa pasterskiego.
Technomantka zatrzymała się nagle rażona tym uczuciem niepokoju, tym większym zważając na miejsce, w jakim się znajdowali. Nie, nie teraz…!
"Jesteśmy w połowie drogi." przekazała innym magom mentalnie
- Nie mam dobrych przeczuć, ale… Nie możemy zrezygnować. - dodała.
- Co to znaczy, nie masz dobrych przeczuć? - zapytał Irlandczyk zaniepokojony i rozglądał się bacznie. - Możesz sprecyzować?
Akane zaś pod wpływem przeczucia obniżyła swoją postawę, kucając i niemal kładąc się na pajęczynie. Zamknęła oczy pozwalając aby jej umysł sięgnął poza jej ciało, poza to co widzi.
Azjatka otworzyła się na świat. Najpierw powoli, miarowo, uchylającą wrota swego jestestwa. Jej mistrz mówił, że naprawdę jest to zatracenie się w świecie, zgaśnięcie płomienia świeci i doskonałe ukazanie, iż tak naprawdę ja jest tylko iluzją.
I chyba miał rację, skoro momentalnie zalały ją doświadczenia. Trudno było jej wyodrębnić z tej mieszaniny jakieś obrazy, myśli, odczucia czy nawet istoty. Japonka zgięła się w pół jak do wymiotów, kilka głębokich, szybkich oddechów pozwoliło się jej doprowadzić do porządku.
Mogła tego się spodziewać, teraz uświadomiła sobie, że podobne, zignorowane uczucie miała przy krawędzi gniazda. Cała ta sieć, cała pajęczyna wzorca była w istocie wzorcem i punktem kulminacyjnym pomysłów, idei, informacji i danych z głębi cyfrowej Pajęczyny. Ubierała je w bardziej konkretne formy, usystematyzowała, porządkowała i… przepuszczała dalej? Chyba tak, ale nie była pewna.
Mervi uciszyła Patricka ruchem dłoni będąc teraz wyraźnie zaniepokojona, a jednak… zdeterminowana.
Czy może sprecyzować co ją niepokoi? Nie bez lepszego wejrzenia… odnalezienia centrum niepokoju. Może i wiedziała, że wejście dalej to nie był dobry pomysł, to jednak chciała wiedzieć jak bardzo zły był.
Bardzo bardziej.
Mervi wykrzywiła usta. Małe spojrzenie… tylko małe…
Musi zobaczyć jakie byłby najprawdopodobniejsze wydarzenia, na jakie nacięliby po drodze.
Mervi nie do końca zdążyła przygotować się do predykcji ciągu wydarzeń. W czasie kilku sekund obserwowała jak potencjalna katastrofa zbliża się do niej, im dłużej próbowała ją przewidywać, tym łatwiejsze to by było, gdyż wydarzenie zbliżało się, aż, gdy wreszcie była gotowa do magyi, magya nie była potrzebna.

Kilka sekund wystarczyło aby przyszłość stała się teraźniejszością.
Z trzech przeciwległych stron podniosły się klapy na budynkach. Początkowo myśleli, że są to fragmenty konstrukcji, a tak naprawdę pająki wzorca oplotły siecią gruz i kawałki ścian, tworząc wejścia do środka na kształt klap do jam ptaszników. Otwory te nie były duże, nie większe niż samochód osobowy, oddalone o kilkadziesiąt metrów, odpowiednio z prawej, lewej i ich tyłu względem kierunku marszu. Z wnętrza wychyliło się kilka większych, srebrzystych pająków. Nie wybiegały na powierzchnię, a tylko do około połowy ciała wychyliły się i dotknęły srebrzystymi odnóżami sieci.
Popłynął prąd. Wszyscy magowie szybko zdali sobie sprawę, że pająki koordynują te działanie, aby generować różne, zmienne napięcia biegnące różnymi nićmi, tak aby ich porazić.
W następnej chwili zobaczyli serię łuków elektrycznych przeskakujących po wielu miejscach sieci, trzask pękających żyłek, skwierzynie grzejącego się do białości metalu w miejscach zwarcia.
I metaliczny posmak w ustach. Leżeli na pajęczynie i przypiekali się. Wszyscy za wyjątkiem Akane, która na ułamek sekund zdążyła wskoczyć w górę. Jej pozostała przyszłość bolesnego lądowania na wyładowaniach.
To były chwile, ale Akane złożyła dłonie do formy obronnej. Potrzebowała zapanować nad energiami jakie się wokół nich rozprzestrzeniły. Ich oraz ich ubrania jeśli się uda. Azjatka nie dała rady wykonać w tak krótkim czasie odpowiedniego manewru Do, nie w sposób, w jaki mogłaby użyć tego do magy. Musiała zdać się na swoją żelazną wolę. Powietrze wokół Akane nabrało woni ozonu, podobnego zapachu doświadczył Patrick - gdyż to siebie i jego postanowiła uodpornić na elektryczność.
Azjatka wylądowała na pajęczynie lekko, Irlandczyk poczuł zauważalną ulgę, na ten moment, po którym musiał się przetoczyć w bok, gdyż kontakt twarzą z rozgrzanymi prądem zwarciowym przewodami też nie należał do najprzyjemniejszych. Ostatecznie byli odporni na elektryczność, lecz nie na jej skutki pośrednie.
Mervi czuła jak jej ciało nie zgadza się z elektrycznością od Pająków i opiekaniem na grillu. Kątem oka zobaczyła, że Akane i Patrick dobrze to znoszą... muszą lubić takie "pieszczoty" prądem, chrzanieni zdrajcy.
Technomantka spojrzała na nici, po których rozchodził się prąd, jakby po kablach. W pierwszym odruchu po nieudanych próbach odsunięcia się od powodu bólu, spróbowała zmniejszyć siłę prądu generowanego przez Pająki.
Healy zaklął pod nosem narzekając na brak rękawicy. Bez niej wszystko było bardziej… skomplikowane. Wplecenie w ubranie kilku metalowych części, zaczęło przeobrażać górną część stroju w tkaninę połączoną uprzężą. Ostatnim elementem, była zapalniczka opleciona drutem. Zmontowana pospiesznie, posłuża za płomień, który napełnił paralotnię ciepłym powietrzem i poderwał Irlandczyka z ziemi. Pewnie mógłby zrobić coś bardziej eleganckiego, ale pośpiech wymagał zostawienie elegancji na później. Pozostało tylko chwycić Mervi za ramię i porwać z sieci. Obu magom udało się, chociaż jednemu częściowo. Mervi faktycznie poradziła sobie - chwilowo - z wyładowaniami, mogąc stanąć na pewnych nogach. Natomiast balon Patricka wymagał jeszcze poprawek. Wyglądał bardziej jak flak Patricka (świecącego teraz gołą klatką piersiową) to syn eteru nie miał wątpliwości, że uniósłby w górę dwie osoby… tylko, że niezbyt szybko i maksymalnie na pięć, może sześć metrów w rozsądnym czasie.
Pająki natomiast postanowiły w dalszym ciągu umilać życie przebudzonym. Widząc brak skuteczności porażenia, grupy z prawej i lewej dalej kontynuowały pobudzenia elektryczne sieci, lecz nie w całości. Niektóre pająki z tych grup, oraz wszystkie od tyłu zmieniły sposób działania.
Część zaczęła rytmicznie uderzać odnóżami w sieć, bardzo szybko - tak iż ruch rozmazywał się. Niektóre odwróciły się do nich tyłem i równie szybko tarły tylnymi odnóżami o odwłoki.
Po chwili magowie zrozumieli gdy Patrickowi i Mervi puściła krew z nosa, Akane prawie się nie zatoczyła. Myśleli, że coś im rozsadzi mózg, a przynajmniej uszy, nos, zatoki i błędnik. Świat kołysał się wraz z ciągłym, trudnym do nazwania piskiem. Ultradźwięki.
Mervi poczuła też, że ma jeszcze gorsze przeczucia co do następnych chwil.
Akane zgrzytnęła zębami. Zrobiła jak na siebie bardzo brzydką minę - wykrzywiając swoje delikatne rysy w grymasie złości. Wciągnęła powietrze nosem, zacisnęła dłonie w pięści i w kilku szybkich ruchach zebrała potencjalną energię kinetyczną aby pchnąć siebie i pozostałą dwójkę z dala od pułapki.
- Hya! - krzyknęła zbierając się do skoku.
Cyfrowa rzeczywistość zaczęła się powoli… zachowywać dziwnie. Jak układ zbliżający się do granicy stabilności, wchodząc w oscylacje. Problemy z ostrością obrazu, drganie obiektów fizycznych. Wszyscy poczuli charakterystyczne uczucie “odrealnienia” poprzedzające problemy z Pajęczyną - słyszała o nim i Mervi, i Patrick.
A potem wszystko minęło gdy wystrzelili w powietrze jak z armaty, dokładnie sterowania lotem przez Azjatkę. Co prawda ona miała najwięcej gracji, ale wszyscy po chwi przybrali odpowiednie postawy.
Mervi nie odezwała się, ale było widać, że jest zła i w pewnym bólu. Starała się uspokoić oddech... choć nie wyglądała na zestresowaną wydarzeniami z Pająkami sprzed chwili.
Healy nie protestował, bo też miał podobny plan…. tyle żeby unieść się w górę szybciej. Poza tym jednak planował wszak to samo. Oddalić się poza zasięg pajączków.
Japonka zaś była skoncentrowana przede wszystkim na kontroli lotu. Kiedy uznała, że są wystarczająco daleko ich “skok” zaczął opadać.

Wszyscy znaleźli się względnie bezpiecznie na podłożu. Akane skierowała spojrzenie na Mervi i pochyliła się głęboko.
- Przepraszam - powiedziała prosto, zaraz to samo zrobiła w kierunku Patricka.
Technomantka tylko spojrzała na Akane, po czym oboje usłyszeli przekaz w głowie.
- "Już bliżej niż dalej. I mówiłam" - spojrzała na Akane - "Ten sektor jest bardziej statyczny niż Unia, więc opamiętajcie się z mistycznymi cudami. Chcecie Przepalenia tu? Bo prawie teraz do niego doprowadzono."
“- Chcemy stąd wyjść w miarę cali. Smażenie się od elektryczności i obrywanie atakami dźwiękowymi oddala nas od tego celu. Zresztą…”- Irlandczyk oddychał ciężko obecnie leżąc na plecach.- “... co niby chciałaś osiągnąć? Te pająki przepędziły cały posterunek Unii, grupkę o wiele silniejszą od nas. Najwyraźniej nie dadzą się nam też podkraść. Więc… co dalej?”
Japonka wyprostowała się czekając na odpowiedź. Tym razem jednak skoncentrowała się na obserwacji otoczenia.
"- Zebrać informacje o tym miejscu, o Węźle, o Pająkach." - Mervi wyraźnie była pewna swego - "I nie skończyliśmy."
-” A mamy szansę w ogóle sprostać temu zadaniu we trójkę?” - myśli Akane zabrzmiały tak, że trudno było określić czy pyta poważnie, czy jest to przytyk do zdolności przewidywania finki.
- "Więc nigdy nie podejmujecie wyzwania dla wyższego celu?" - skrzywiła usta - "Zebranie informacji o tym miejscu jest istotne i daje szanse na odnalezienie przy okazji nieoczekiwanych danych o przeszłości."
- ”Naszym celem jest przede wszystkim znalezienie zaginionych magów. Nie będziemy w stanie tego zrobić jeśli skończymy martwi tutaj. Zebranie informacji, to ważny cel, ale nie wiem czy bez planu mamy jak go osiągnąć.” - Akane nie odpuszczała.
“- Poza tym dotychczasowy sposób podróży jak i metody unikania zagrożenia okazały się nieco… zawodne. I jeśli chcesz odkryć coś więcej poza bólem wynikającym z ataków tych pająków to musimy znaleźć inną drogę lub opracować inny plan.- “ ocenił Irlandczyk zwracając się do Mervi telepatycznie. - “ I fukanie na resztę drużyny w tym nie pomoże.”
Mervi skrzyżowała ręce na piersi.
"- Wskazówka do znalezienia zaginionych magów może być tutaj. Zginąć? Tamte ataki nic by nam nie zrobiły, tylko ikony by ucierpiały, ale nie my po drugiej stronie. Nie tak łatwo przy tym podłączeniu zostać zranionym. Na dane waszego ciała nie przerobiłam. Załatwię to sama, może z Samuelem, jak macie mi tak smęcić nad głową nie rozumiejąc potrzeby. "
“- Fajnie. Tylko że ból był całkiem wyczuwalny. Jeśli nie planujesz odciąć się od sygnałów bólu to jak chcesz tu szukać czegokolwiek atakowana ze wszystkich stron przez pająki. No i nawet jeśli ciała są bezpieczne, to te ikony pewnie też da się zniszczyć. “- stwierdził Healy i dodał polubownie. - ”Nie mówię, żebyśmy zrezygnowali z całego tego badania, ale powinniśmy opracować nowe podejście do tej sytuacji. Może jedno z nas będzie wabikiem?”
- "Skoro mowa o Samuelu, jego znajomość ducha i umbralnych spraw zwyczajnie może być pomocna. Możemy tu wrócić razem z nim. A teraz lepiej się ruszajmy. Te pająki mogą nas dogonić" - z tymi słowami Akane wybrała kierunek z dala od pułapki.
"- Zniszczenie ikony... Straszne. Nową zrobicie czy po prostu was wyrzuci z Weba... ale jak tak wolicie to was wyloguję. " - dodała czekając na decyzję.
-" A ty razem z nami. Może ikona jest odnawialna, ale jeśli twój umysł dozna uszczerbku to pewnie i w rzeczywistości również" - azjatka ściągnęła brwi patrząc twardo na Mervi.
"- Nie tak łatwo z tym uszczerbkiem, ale tak. Z wami się wyloguję. Nie czuję się teraz dobrze z myślą, że mogłabym być w Webie jak ktoś jest przy moim ciele."
“ Nie dramatyzuj Mervi…”- burknął rozeźlony Irlandczyk.- “ I jeszcze nie wychodzimy. Zamiast tego, Mervi możesz zrobić trójwymiarową mapkę obszaru z którego uciekliśmy? Możliwe że w podświadomości naszej tkwią jego widoki z góry. Gdy już będziemy mieli mapkę, obmyślimy nowe podejście i taktykę. Nie musimy się od razu poddawać, wystarczy się przegrupować i uderzyć ponownie z innej strony.”
Japonka kiwnęła przytakująco na słowa Patrica.
“- Więc jak chcesz badać ten teren i ile ci to zajmie?”- Healy znów zwrócił się do Mervi.
"- Zważając na nieoczekiwane dodatkowe czynniki modyfikujące obliczenia prawdopodobieństwa i rozrost diagramów zależności... - westchnęła - Dzień na szybko, żeby mieć wszystko ułożone. Wraz z potrzebą przygotowania procesów do zaimplementowania... - z każdym słowem mina jej sugerowała, że coraz bardziej konkluzja do niej dociera. I nie podoba się jej to - Osiągnęłam to, po co oryginalnie przyszliśmy. Zbadałam temporalnie sektor, ale... Kurwa! - przetarła oczy - Trzeba czasu na dalsze kroki!"
“- Jak dużo czasu… bo te pająki nie dadzą ci spokojnie badać sektor przez cały dzień. A ja nie wyciągnę nam latającego pancernika Unii z rękawa.-” stwierdził Irlandczyk wzruszając ramionami.
" - Mogę to na następny raz przygotować... I zabieramy Samuela." - dodała pokonując sama siebie.
“- W takim razie wracamy, albo przenosimy się do przyjemniejszej części Cyfrowej Pajęczyny. Tam gdzie dają masaże i dobre piwo.-” zadecydował Irlandczyk kończąc wszystko żartem.
Mervi westchnęła.
- Nie jestem bardzo... towarzyską osobą w Pajęczynie... ale znam coś. Piwo jest, co do masaży to nie wiem. - wzruszyła ramionami."
“- Jak dla nie może być. Coś nam się należy za te wstrząsy.” - odparł Healy i zwrócił się do Akane.- “ A tobie?”
-” Emm poważnie?” - japonka zdziwiła się na propozycje.
-” Cóż… chcesz by twoim ostatnim wspomnieniem z wizyty w Cyfrowej Pajęczynie były poparzenia i ból po atakach pająków?”- zapytał ciepło Healy.
-” Nie bardzo się czuję abyśmy mieli co świętować. Jeśli chcecie to śmiało, ale ja chyba wolę wrócić do rzeczy… khm do swojego ciała “- odparłą grzecznie Akane.
-” Oj tam… parę minut cię nie zabije, a to… nie jest dobra reprezentacja Cyfrowej Pajęczyny. A świętować jest co… przeżyliśmy misję, wszyscy. Nie zawsze tak dobrze się to kończy.” - odparł wesoło Irlandczyk.
"- Nie puszczę żadnego z was, jeżeli ja tu zostanę i uwierzcie - sami też unikajcie bycia tu, jak ktoś inny jest przy was. Może być nic, może być, że was przypadkowo lub dla żartu wyloguje nagle lub... Może być o wiele gorzej, czego bym nie umiała życzyć."
Japonka wypuściła powietrze nosem.
-” Chodźmy zatem.”
Technomantka skinęła głową.
"- Postaram się dobrze wybrać, a w razie co... - spojrzała na Patricka, później na Akane - Nie zdziw się, jeżeli Patrick zapyta ciebie czy możesz mu zrobić masaż. - uśmiechnęła się z wrednością, po czym, nie dając Akane czasu na reakcję, wybrała koordynaty sektora i przypisała ich numery id do tego miejsca.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 19-03-2021, 20:42   #16
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Wybrana przez Mervi “knajpa” w zasadzie nie była pełnoprawną knajpą, jeśli za knajpę uznać miejsca w którym pija się alkohole, nawet jeśli są tylko wirtualne i generalnie nie dają znajomego uczucia odprężenia wynikającego z chemicznej stymulacji organizmu.
Sektor był małym, dusznym barem urządzonym na modłę starych, amerykańskich barów przydrożnych. Najwidoczniej wszyscy tutaj musieli dostosować swoje ikony do bardziej realnej stylizacji - ale to dla przybyszów nie był problem.
Mervi wiedziała, że miejsce to jest naprawdę solidnie zabezpieczone oraz specjalizuje się w innego rodzaju używkach. Obsługujący sektor barman (nikt nie wiedział czy to człowiek, duch czy może coś pomiędzy) mógł za dobrą opłatą przetransferować reakcje fizjologiczne z sieci na światy realny. Co prawda zalecał do tego odpowiedni sprzęt VR, nie popularne pośród wirtualnych adeptów gogle z rękawicami lecz bardziej znane z Iteracji X kompleksowe systemy. Barman deklarował, że nawet na starym sprzęcie może dokonać swojej sztuczki, zmuszając za pośrednictwem mózgu klienta, aby jej własny organizm zsyntezował pośrednie chemikalia związane z daną używką.
Tajemnicą poliszynela było to, iż w podobny sposób zdarzało się przemycać do świata rzeczywistego bojowe narkotyki.
Niezależnie od świadczonych usług, miejsce to było skrajnie bezpiecznym terenem neutralnym, gdzie potrafiły zawitać i przedstawiciele tradycji, i unii, a nawet, podczas nieco lepszych czasów, wspólnie zasępić się nad kielichem.
Japonka tym razem postanowiła dostosować się do nowego miejsca. Zamiast koronek i sukienki miała teraz czarną bluzkę z rozciętymi ramionami spiętymi na agrafki, do tego paski, pieszczochy oraz paski. Wyjątkowo była w długich spodniach. Nawet makijaż miała nieco inny, bardziej naturalny.
Healy zaś zmatowiał tracąc barwy. Jego strój się nieco zmienił. Jego wygląd zrobił się bardziej “szorstki”. Healy wszedł w tryb noir. I rozejrzał się ciekawie dookoła.
- Może być - stwierdził. Nie zamierzał naprawdę poczuć wpływ alkoholu w tym miejscu. Samo udawanie mu wystarczyło. Piwo zawsze smakuje w dobrym towarzystwie, nieważne czy prawdziwe czy wirtualne.
Technomantka spojrzała dłużej na Akane nie mówiąc słowa. Przeczesała dłonią swoje krótkie włosy ufarbowane bladą różową farbą, spod której wychodziły już jasne odrosty. I ta ikona posiadała makijaż, agresywny kolorystycznie, a na lewym przedramieniu widniał tatuaż tribalowego tygrysa, którego ogon oplatał rękę.
- Ruszcie się. - Mervi skierowała się do oplamionego zakrzepłym piwem stolika, którego zabrudzenie zakryła wyblakłą ścierką… znaczy serwetką - Chcecie pić wersję standard czy exclusive za kasę? - zapytała, gdy usiedli - A, i nie róbcie wiochy, jak zobaczycie Technolka. Oni też piją.
- Dla mnie standard.- odparł po namyśle Irlandczyk.
- Standard - japonka dosiadła się. Widać było jak na jej twarzy pojawiła się niechęć kiedy Mervi wspomniała o unii. - Mam wrażenie, że nieco inaczej się zachowujesz.
- Inaczej? - spojrzała zdziwiona.
- Bardziej jak punk - wytłumaczyłą spokojnie. - Może to kwestia ikony.
- Trzeba trzymać odpowiedni fason, czasami zupełnie inny. - oparła łokcie na stole i przysunęła się trochę ku Akane - A ty w sumie… tak samo. - spojrzała na Patricka - Bądź tak miły i załatw pićku dla Aki. Ja spasuję. - wróciła uwagą do japonki, ale jedynie badawczo ją obserwowała.
- Co się będę fantazyjnie stroił? Pasuję do miejsca.- odparł Healy wstając żartobliwie. - I po co pytałaś co piję, skoro i tak chciałaś mnie posłać do wódopoju?
Po czym ruszył do baru załatwić tą kwestię.
- A więc… - Mervi odezwała się do Akane po chwili - Który Ci się podoba?
Akane zamrugałą kilkukrotnie speszona pytaniem. Odzyskała rezon kiedy wzięła głębszy oddech.
- Mogę ci odpowiedzieć, ale sama mam pytanie. Chcesz wiedzieć aby nie przeszkadzać czy dokładnie na odwrót?
- Żeby wiedzieć na kogo będę zwracała uwagę, kiedy się nim zajmiesz. - uśmiechnęła się.
- W jaki sposób?
- W jaki sposób będę zwracała uwagę? Po prostu obserwując. Jak się zajmiesz? - uśmiechnęła się niedwuznacznie - A jak sądzisz?
Akane odwróciła spojrzenie. Mervi skojarzyła z tymi wszystkimi wrednymi modelkami, które w najodpowiedniejszym momencie wbijały mentalny sztylet w plecy.
- Nie znam was. Nie znam ich. Być może i istnieje jakieś zainteresowanie, ale wydaje mi się, że póki co jest to ciekawość… Wolę chociaż trochę poznać nim się w cokolwiek wpakuje. Taka odpowiedź ci pasuje?
- Nie znasz mnie, a jednak poszłaś ze mną. - przypomniała beznamiętnie - A co do reszty… Czy w Internecie ze Śpiącymi też tak podchodzisz? To Randka w Ciemno bez reklamacji.
Tym razem japonka westchnęła z irytacji.
- Jesteśmy w jednej kabale. Miałaś pomysł i potrzebowałaś pomocy to poszłam. Tak samo pomogłam Samuelowi. Nie ma w tym za bardzo nic więcej. Jestesmy grupą, mamy zadanie i każde wykonuje swoje kroki aby je ułatwić lub w nim pomóc. Przynajmniej tyle mogłam pomóc.
Dziewczyna skrzywiła się.
- A co do twojego pytania. Ja… niekoniecznie miałam na to czas. Nie... hm… czy powinniśmy się nastawiać na cokolwiek przy okazji tej pogoni.
- Zmieniasz temat kochana. - Mervi na szybko rozejrzała się po barze - Na razie nie zawracajmy sobie głowy tym. Powiedz lepiej… który zaciekawił?
Japonka czuła się dziwnie prowadząc tę rozmowę. Nigdy nie lubiła takich rozmów. Obcokrajowcy jednak zawsze uwielbiali gadać na ten temat.
- Samuel - powiedziała w końcu.
Mervi wyglądała na zaskoczoną.
- Serio? Pytałam w sumie o to miejsce, ale taka odpowiedź też dobra. - przesunęła dłonią po swoich włosach - Wiesz… Ładne dziewczyny mają powodzenie, więc wydawało mi się, że to nie jest Ci takie obce. - dodała trochę zbita z tropu zachowaniem japonki.
Akane zsunęła się na krześle czerwieniejąc na twarzy. Miała ochotę się zapaść pod ziemię.
- Chyba… nie rozumiem o co pytasz - powiedziała zasłaniając dłońmi twarz aby ukryć swoje zażenowanie.
- Pytam, który z obecnych tu ci się podoba, ale teraz to już nieważne w sumie. - spojrzała z lekkim uśmiechem na zaczerwienioną Akane - Ale serio? Na pewno byś miała facetów na pęczki do wyboru, a ty tym się nawet nie interesowałaś?
- To nie tak… - dziewczyna szukała słów, które jeszcze nie wiedziały jak się odnaleźć. W końcu jękneła, fuknęła i sapnęła odzyskując panowanie nad sobą.
- Przepraszam - mruknęła po tym niewielkim przedstawieniu. - Wyobraź sobie, że nie miałam na to czasu… ale też wcale nie byłam popularna.
- Może - zamyśliła się - Ale jednak pan Werben cię ciekawi. - dodała ciszej.
- Nie mówię, że mi się nigdy nikt nie podobał. Mówię, że nie miałam na to czasu - Akane powtórzyła jak zacięta płyta. - Proszę nie ciągnijmy dalej tego tematu.
- Jasne. - Mervi wzruszyła ramionami - Co do tego sektora… Nie próbuj tu bić Tostera, to teren neutralny. Mówię, bo widziałam jak zareagowałaś na ich wspomnienie… a i w emocjach może zawsze ponosić. Bar fight radzę unikać.
- Nie zaatakuję jeśli oni nie zrobią tego pierwsi - powiedziała spokojnie Akane. - Na to możesz liczyć.
Irlandczyk przyniósł zamówione trunki usiadł wygodnie nieświadom pogaduszek obu magiczek.
- Za takie misje… z których wraca się całym i zdrowym po ich wykonaniu.- wzniósł toast wesołym tonem.
Japonka odwzajemniła gest chociaż dużo skromniej. Ciągle nie uważała tego za bardzo za udaną misję. Co najwyżej za umoczenia palca w zimnej wodzie.
- W zasadzie. To jak wyjdziemy stąd to przygotuję nas do podróży. Potrzeba się zaszczepić.
- Ooo... to też.- przyznał Irlandczyk niechętny igłom.
- Znaczy... - Mervi odezwała się niepewnie - ...jak to chcesz zrobić?
- Życiem wywołać w waszym ciele reakcję jak po szczepieniu. Reszta już pójdzie samoistnie. Pchamy się mimo wszystko w miejsce gdzie łatwo się zarazić albo struć. Bez tego nas nie puszczę, a na umówienie się z lekarzem to już późno raczej - Akane odpowiedziała spokojnie i rzeczowo.
- Sensowne podejście.- skwitował to Irlandczyk.- Poczytałaś już na temat szczepień jakie powinniśmy przejść?
- Ale potrzebujesz do tego strzykawki czy coś? - technomantka dopytała.
- Nie potrzebuje strzykawki. Dla pewniejszego efektu jednak dobrze będzie jak użyje akupresury. Znaczy tak, zmacam was, ale to nie będzie masaż - azjatka uprzedziła pytania pozwalając sobie użyć słów jakie wydawało jej się, że pasują do Mervi.
- Czyli będziesz używać igieł...? Czy tylko taki pedobear?
- Macać będzie palcami… to uciskanie punktów ciała.- stwierdził Irlandczyk wspominając doświadczenia z przybytku należącego do Kari.
- Tobie to się musi już podobać... - Finka mruknęła do Irlandczyka.
- Nie każdy dotyk musi być nacechowany perwesją albo erotyzmem. Jak powiedział Patrick po prostu “nacisnę” w kilku miejscach i tyle. Mogę się bez tego obyć, ale tak zwyczajnie będzie mi łatwiej. Jeśli sobie nie życzysz to ciebie nie dotknę - japonka nie zamierzała naciskać.
- Już raz mnie tak macano... - Mervi posmutniała nagle na wspomnienie - Nieważne, możesz dotykać, dyszeć nade mną... Bez znaczenia. - wstała z miejsca - Pójdę po coś lepszego, wy sobie rozmawiajcie.
Nie patrząc już na nich ruszyła do baru.
Japonka odprowadziła kobietę ze zmartwionym spojrzeniem.
- Każdy ma swoje traumy. Taka praca. Albo przeznaczenie.- stwierdził współczująco Irlandczyk.
- Już wcześniej odniosłam takie wrażenie, ale wy się znaliście wcześniej, prawda? - zapytała go.
- Mamy za sobą trochę przygód razem… i siedzimy razem… już od kilku miesięcy. Razem… w znaczeniu, w tych samych miastach - zaśmiał się Healy. - I tych samych kabałach.
- Rozumiem - dziewczyna kiwnęła głową. Potem zamilkła robiąc niezręczną ciszę.
- Nie przejmuj się tym za bardzo. - odparł pocieszająco Irlandczyk.- Da się ją polubić, gdy się ją lepiej pozna. Nie jest taka straszna.
- A ty? Jesteś straszny?
- Dla wrogów, chyba tak. - przyznał Irlandczyk i wzruszył ramionami. - Choć na razie cieniem jestem siebie.
- Wrócicie do formy Panie Healy. Jestem pewna.
- Tak… tylko że czas nie jest po naszej stronie.- mruknął nieco ponuro Irlandczyk, po czym uśmiechnął się mówiąc. - Poza tym, nie… nie jestem straszny. Jedyna przemoc jaką lubię to przyjacielskie walenie się po pysku w barach lub na ringu. Takie po którym się wstaje i idzie do baru łyknąć pojednawczego drinka, a nie do szpitala.
Akane podrapała się po policzku odwracając spojrzenie jakby przypomniała sobie coś wstydliwego.
- Pojedynki u bractwa nie są raczej takie miłe. Raczej ciągłe powtarzanie tego samego aż się zapomni jak się tego nie robiło. Jak szło na prawdziwe zatarczki to już kości połamane. Z resztą, aż tyle tego nie oglądałam.
- Ja… nie mogę się odwdzięczyć takim wglądem w tradycje mojej Tradycji. Bo tak jak u sithów, byliśmy tylko dwaj. Uczeń i mistrz. - odparł ze śmiechem Irlandczyk.
- No przez większość czasu to u mnie było podobnie. Ja się uparłam - dziewczyna ściągnęłą usta na moment. - Chciałam być częścią czegoś większego, nie tylko ćwiczyć samotnie w odciętym od świata klasztorze.
- I dobrze…- odparł Healy z entuzjazmem. - W moim przypadku jednak nie było to tak “ascetyczne”. Po prostu więcej Synów Eteru tam nie było. Tylko mistrz i ja… pogoniony z kilku innych Tradycji.
Akane uniosła brwi zaskoczona.
- Nie byłeś od początku synem eteru?
- Nie. Zaczynałem jako uczeń chóru, po drodze były verbeny, kultyści ekstazy… nie zagrzałem długo miejsca w żadnej z tych Tradycji. Wylatywałem po dwóch tygodniach maks. Mój awatar jest dość… trudny we współpracy i dopiero magyia Synów Eteru pozwoliła mi rozwinąć skrzydła. Jakoś metody pozostałych Tradycji nie przemawiały do mnie… najwyraźniej. - wzruszył ramionami Healy.
- Musiały być dość trudne takie poszukiwania. Przebudzić się i nie móc odnaleźć jednocześnie. U mnie to było znacznie prostsze.
- Od dzieciństwa rozmawiałem ze skrzatami… choć samo przebudzenie rzeczywiście było u mnie wybuchowe. - dodał cicho Patrick z uśmiechem na twarzy. Najwyraźniej u niego przebudzenie nie było to problemem, skoro tak lekko do tego podchodził.

Laajarinne wróciła w końcu do rozmawiających. Wyglądała na smutną, choć teraz też zirytowaną, jednak drugie uczucie powstrzymała przed ujawnieniem się w tonie. Usiadła stawiając przed sobą kieliszek do wódki z czarną cieczą.
- Ponury Żniwiarz. - wyjaśniła na wstępie - Dobry, próbowałam już jednego. - spojrzała na magów - Wódka taka.
- W porządku. Nie musisz się tłumaczyć. - japonka uniosła jeden kącik ust do góry.
- Myślałam żeby doprawić... - machnęła ręką i wypiła kieliszek wódki na raz - Jak sądzicie, gdzie nasz Eko Pan poszedł, że ważniejsze było od nas?
- Na pewno coś związane z… nie wiem… z raportowaniem o postępach u swojej… Tradycji? Diabli to wiedzą.- odparł Healy wzruszając ramionami i popijając drinka.
- Chyba lubi mieć tajemnice. Jak odprawiliśmy rytuał wspominał o tym, że każdy mag je ma. Nie chciał pomocy, a nawet brzmiało, że lepiej będzie jak będzie sam - Akane przypomniała sobie. - W zasadzie to nie bardzo się dziwię.
- Czyli... Wolał swoje tajemnice... Mistyczne mizianki o drzewa... - mruknęła virtualna adeptka.
- Jeszcze za mało się znamy, by stosować “tajemnice” jako wymówki. Tak wczesne użycie tej karty może budzić podejrzenia i nieufność.- ocenił Irlandczyk.
- A chciałby żebym mu te Pająki pokazała... - fuknęła - Gdybyśmy go podejrzeli to byłby wielki foch... Pff.
Akane na moment zrobiła jakąś dziwną minę po czym potrząsnęła głowa na boki.
- Zostawmy lepiej ten temat.
- Mhmm… to o czym pogadamy? O planie podróży? Prawdopodobnie najpierw wylądujemy w stolicy. Potem… albo miejscowy autobus, albo… wynajęcie jakiegoś przewoźnika.- zadumał się Healy.
- Kijowe tam mają łącza, muszę satelitarnym ciągnąć... - technomantka skrzywiła się - I nienawidzę gorąca.
- Będzie parnie. Będzie bez prądu. Będą ak-47 pod ręką niemal każdego. Rebelianci będą. I inne nadnaturalne cholerstwa. Trzeba będzie łazić w kamizelkach kuloodpornych cały czas.- Irlandczyk zaczął wyliczać problemy.
- Wiem, że to strefa wojny, ale mam wrażenie, że nieco przesadzasz. Tam ciągle ludzie żyją, prawda? W sensie chyba da się ominąć te najniebezpieczniejsze miejsca. Jak będziemy sami ubrani jak wojsko to jest większa szansa, że na nas zwrócą uwagę. Tak mi się przynajmniej wydaje - Akane próbowała załagodzić nieco zapędy Irlandczyka.
- No… niby żyją. Ktoś musi żywić partyzantów. - odparł Healy posługując się tym co wyczytał w internecie i tym sam znał z doświadczenia.- Potrzebni są niewolnicy do uprawiania ukrytych pól marihuany, a poza tym… my nie jedziemy do bezpiecznych miejsc. Zaginiona duszyczka jest wśród partyzantów. Ergo… my ruszamy w strefę wojny.
- To może ja zostane w hotelu. - Mervi stwierdziła niefrasobliwie.
- Sama? Z laptopem na baterie i zdana na łaskę miejscowej sieci energetycznej?- pokręcił głową Irlandczyk i dodał. - Dlatego właśnie chciałem mój samolot. Pełne opancerzenie i zasilanie. I klimatyzacja. A tak… będziemy zdani na łaskę i niełaskę miejscowych gratów i miejscowej ludności… biednej, sfrustrowanej i uzbrojonej. Czarny Ląd to nie przelewki.
- Nie poleciałabym złomolotem nawet gdybyś umiał pilotować. - fuknęła z irytacją.
- Pff… więc pocierpisz z nami. Sama nie zostaniesz w stolicy. Afrykańskie państewko z rebelią w posagu, to nie miejsce na rozdzielanie się.- ocenił Healy wzruszając ramionami.
- Bo co? - prychnęła rozeźlona technomantka.
Akane w milczeniu przyglądała się wymianie zdań.
- Bo tak. Nie ma gwarancji bezpieczeństwa w takim hotelu, ale za to my nie będziemy mogli ci przyjść z pomocą w razie kłopotów. - odparł stoicko Patrick.
- Nie myśl, że możesz mi rozkazywać, nieuku. - skrzyżowała ręce na piersi - Aż tak ci dobrze jest rozkazywać jak w wojsku? To powinieneś walczyć po drugiej stronie w Belfaście.
- To że moje wojsko nie uznawane było przez okupantów nie oznacza, że wojskowych struktur nie miało. I tak… rozkazuję. - odgryzł się Irlandczyk.- Bo jako jedyny zdaję sobie sprawę, w jak wielkie gówno się pakujemy. I że możemy zginąć nawet nie docierając do celu podróży. Jedna zabłąkana kula potrafi zabić maga.
- Nie tylko przez okupantów nie było uznawane. - warknęła.
- Um… ja się zajmę kulami - Akane nieśmiało wtrąciła się do przepychanki. - Przepraszam, ale muszę powiedzieć, że musicie być bardzo dobrymi przyjaciółmi jak tak was słucham.
- Problemem nie są te kule, które wiadomo skąd są wystrzeliwane. Tylko te zabłąkane… te wystrzeliwane z chaszczy… te o których dowiemy się, gdy już będzie za późno. O te się martwię.- przyznał Healy i zaczął wymieniać. - Partyzanci, rozbójnicy… oficerowie wojskowi o nadmiarze ego i nadmiernej liczbie podkomendnych, samozwańczy watażkowie, przywódcy plemienni którzy uznają że jedna z was idealnie nada się na czwartą żonę, łowcy niewolników.
Mervi mruknęła cicho pod nosem, wcześniej tylko obdarzając Akane zimnym spojrzeniem nim przeniosła wzrok na irlandczyka.
- No tak... Terrorysta ma doświadczenie.
- I przeprowadziłem mały research…- Healy nie przejął się tą uwagą o “terroryście”.- No i… jest coś o czym nie piszą w necie. O szamanach… część z nich może uprawiać ludową magię, część z nich być Opustoszałymi bez żadnej przynależności i lojalności wobec kogokolwiek… część infernalistami którzy bezmyślnie i nie znając prawdziwej ceny zawarli pakt z duchami Umbry. To wszystko są niewiadome i mam nadzieję, że nasz druid dyplomata ugada nam bezpieczne przejście przez ich terytoria. Czterech magów przyciągnie uwagę lokalnych magyicznych potęg i… nadnaturali podczas przejazdu przez ich terytoria.
Mervi miała na końcu języka uwagę, która mogłaby być bolesna, ale... zostawiła to w spokoju. Niemniej nie odzywała się.
- Terrorysta...? - z całej wypowiedzi japonka zwróciła uwagę akurat najbardziej na tę informację. Pytająco spojrzałą po obojgu próbując zrozumieć ile z tego jest uszczypliwością a ile prawdą.
- Irlandia i terroryzm. Powinnaś zrozumieć. - Mervi odparła wystarczająco cicho, by inni nie podłapali.
- IRA… aczkolwiek gdy osiągnąłem wiek pełnoletni, to już była faza schyłkowa. I nie brałem udziału w akcjach. Moje przeszkolenie przydało się gdzieś indziej.- wyjaśnił krótko Irlandczyk.
Akane powoli kiwnęła głową.
- No dobrze. Rozumiem wasze obawy panie Healy, ale my tak jakby nie patrzeć też jesteśmy magami. Możemy się upewnić, że póki to będą śpiący ich uwaga i zainteresowanie będzie gdzie indziej. Myślę, że spokojnie wyciszenie jakie wczoraj zrobił Samuel w restauracji mogę zrobić na większa skalę. Do tego możemy, albo ja mogę wzmocnić naszą aurę tajemniczości. Obserwację zmiany sił fizycznych można również zastosować. Nawet więcej powiem jeśli trzeba będzie mogę próbować ukryć pojazd jakim jedziemy poprzez iluzje światła. Miraż. Mogę również ulżyć poczuciu ciepła jeśli stanie się zbyt natarczywe. Czy to za pomocą sił, czy też przyzwyczaić nasze ciała używając życia… - japonka urwała zastanawiając się czy coś pominęła. - Zapomniałam o czymś?
- O zimnych drinkach. - Merv odezwała się.
- Tak. Tak. Potrafimy wiele… i nie zamierzam temu zaprzeczać. Ja tylko zakomunikowałem problemy i zagrożenia jakie na nas czekają. - wyjaśnił Healy. - I szczerze powiedziawszy nie wiem w jakiej mogą się pojawić formie na miejscu. Wiem tylko że łatwo nie będzie.
- A ja dałam odpowiedź na wasze zmartwienia. Nie zaprzeczam, że sytuacja jakkolwiek przez to zrobi się łatwa. Tylko abyście nie wpadali w panikę. Na każdy problem można znaleźć rozwiązanie - japonka zrobiła uspokajający gest dłonią.
- Na pewno zabrane żarcie nigdy ze mną się nie przeterminuje... - dodała finka.
- To prawda. Oby. A co do panikowania… to nigdy nie panikuję. Niemniej…- Healy dodał po chwili. - … cieszy mnie to, że trochę bardziej poważnie podchodzicie do tej misji, bo mam wrażenie że kaszka z mleczkiem toto nie będzie.
- Patrick... - technomantka spojrzała na Irlandczyka - Zatkaj się piwem, a nie tym pesymizmem, proszę.

Akane wstała.
- Zamówię sobie coś jeszcze. Chcecie coś? - zapytała.
Mervi wyglądała, jakby walczyła sama ze sobą. Mogła poczuć się lepiej, rozluźnić…
-To samo dla mnie, tylko… - nie… On by nie chciał, aby wszystko poszło na nic - ...nieważne. To samo. - mruknęła.
- Jeszcze jedno piwo. - odparł Healy niby idąc za radą Mervi. - Będę optymistą po misji, ok? Bo szczerze powiedziawszy… ta w Lillehammer w teorii była spacerkiem po parku w porównaniu z założeniami tej. Inna sprawa, że samo miasto okazało się nawiedzonym lasem, a nie nudnym parkiem jak nam obiecywano.
Zaśmiał się głośno. - Cóż poradzić, gdy samo zlecenie brzmi jak… jakby to wyjaśnić… jakbyśmy byli magiczną parszywą dwunastką w okrojonym składzie.
- Przecież to logiczne, że nie jesteśmy wysyłani z założeniem, że im serca pękną, jeżeli coś się nam stanie. Nie bądź naiwny. - Mervi przesunęła palcem po krawędzi pustego kieliszka.
- Planuję ponowne takie przyjęcie, tylko w realu. Opicie sukcesu misji i planuję… by odbyło się w pełnym składzie.- odparł filozoficznie Irlandczyk.- Utrzymanie was wszystkich przy życiu to mój priorytet na tą misję… reszta… to detale. Dlatego się martwię tyle.
- Nie musisz być moją niańką i być tym wielkim obrońcą uciśnionych. - spojrzała z ukosa na Irlandczyka.
- Nie jestem… - wzruszył ramionami Healy wykazując wręcz ośli upór w tej materii.- … Nie czuję się żadnym obrońcą, czy niańką, ale… jak już wspomniałem. Nie dam wam umrzeć.
- Wzruszające. Szkoda, że teraz straciło to dość na znaczeniu. - sarknęła.
Irlandczyk tylko wzruszył ramionami. Nie spodziewał się innej reakcji po Mervi i… nie obchodziło go jej zdanie na ten temat. Ani nikogo innego. Healy dość mocno się trzymał swoich przekonań i nie robił niczego pod publiczkę.
Mervi milczała początkowo, jednak w końcu skrzyżowała wzrok z Patrickiem i powiedziała zimno.
- Nie wchodź mi w drogę.
I nie otrzymała odpowiedzi od Syna Eteru.
Akane wróciła z zamówionymi przez pozostałych napojami. Sama miała… sok. Taki zwykły bez alkoholu.
 
Asderuki jest offline  
Stary 22-03-2021, 19:04   #17
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Magyczne sprawienie odporności Patrickowi i Mervi, na typowe, lokalne zarazy. Udało się jej nawet wzmocnić układ odpornościowy obojga magów przed mniej zidentyfikowanymi i bardziej prozaicznymi problemami natury jelitowej i pasożytniczej.
Zajęło jej to niestety trochę więcej czasu niż przypuszczała, prawie półtorej godziny. Siłą rzeczy, przy okazji miała wgląd we wzorzec życia nowych towarzyszy. Chyba zrozumiała czemu Mervi ma awersję do strzykawek, widać nawet bez magy zrosty po igłach na ramionach wirtualnej adeptki. Kolano Patricka budziło też niepokój, wyglądało jak wynik paradoksu który… Nie potrafiła tego nazwać i opisać, ale gdy na nie spojrzała, przepływ energii życiowej wydawał się zaburzony w czasie.
Rankiem, przed wylotem mieli okazję spotkać ewidentnie zmęczonego Samuela. Zapytany o powody problemów, z krzywym uśmiechem na ustach zasłonił się kwestiami teurgii. Druid pomyślał o swoim bezpieczeństwie, będąc też uodpornionym na miejscowe zarazy.
Zabrał też Mervi swoją kartę w sposób, po którym wirtualna adeptka poczuła się ograna jak dziecko. Po prostu, kupując jedzenie na lotnisku, poprosił o kartę, zasłaniając się barakiem gotówki. Nim Mervi się zorientowała, schował własną kartę i zmienił temat na spotkane przez nich pająki wzorca. Jeśli przymknąć oko na niezręczne pauzy i dziwne analogie Samuela, mężczyzna przypominał jej trochę Firesona pod względem wiedzy. I pewnej dozy arogancji względem „swoich”. Jak i Fireson niepochlebnie wypowiadał się o elitarności wirtualnych adeptów, tak Samuel jawnie żartował z mistycznych zwyczajów.
Akane i Patrick zwrócili uwagę na stwierdzenie druida o pająkach w pajęczynie atakujących zwykle wedle schematu, sugerują, iż kolejna zasiadka wyglądałaby identycznie, jeśli chodzi o dwa pierwsze ataki. Mervi była zbyt zajęta przeglądaniem zeskanowanego manuskryptu który podesłał jej druid na temat pająków wzorca. Za dużo nie rozumiała z mistycznego bełkotu, a to co wyciągnęła było jednocześnie tym, o czym o dawna wiedziała, jednak i tak lektura była dla niej dziwnie faszynująca.

***

Podróż minęła przebudzonym zadziwiająco dobrze, chociaż mieli świadomość, że to może być ostatni, tak wygodny lot. Linie lotnicze rytmicznie zawieszały i odwieszały połączenia do Windhuk, stolicy Namibii.
Wokół lotniska kręciło się dużo wojska, lecz ten widok raczej uspokajał niż niepokoił. Stolica wygląda na dobrze zabezpieczoną i utrzymaną. Patrick i Mervi zdawali sobie dlaczego, jeśli już dochodziło do walk wstoliy, w Afryce nie przypominało to oblężeń, a krótki, krwawe szturmy na budynki administracyjne. Sielanka była pozorna.
Nieco ciekawiej prezentowała się podróż do Otjiwarongo. Tutejsze głównr drogi pośród niczego pachniały jednocześnie suchym piaskiem i wilgotną, deszczową glebą. Najwidoczniej musiało niedawno padać, ale żar zdążył na powrót wysuszyć okolice. Niskie, krępe drzewa, piasek, karłowate wzgórze. Blisko miast nie zapuszczały się zwierzęta, lecz w połowie drogi, blisko granicy widnokręgu dostrzegli duże koty, chyba lwy, chociaż nie mieli pewności, czy to one.
Minęli tylko jeden, prowizoryczny posterunek kontroli, który przepuścił ich bez komplikacji, widząc białe twarze. Sądząc po uzbrojeniu i postawie, zadaniem żołnierzy było ostrzeganie przed zbrojnymi grupami, a nie prowadzenie kontroli drogowych.
Do Otjiwarongo dotarli, gdy było już blisko zachodowi słońca. Miasto prezentowało się naprawdę dziwnie. O ile nikt z nich nie miał „telewizyjnego” obrazu przed ozami myśląc o stolicy kraju, to jednak ta mała mieścina spowodowała swoim wyglądem pewne zaskoczenie. Otjiwarongo prezentowało się sucho, pusto, dość bogato, a jednocześnie stosunkowo klaustrofobicznie.
Niska zabudowa, zadbanych, acz przykurzonych budynków rozstrzelona była pomiędzy szerokimi, ciemnymi drogami i wielkimi skrzyżowaniami po których raz na jakiś czas przejeżdżał pojedynczy samochód. Całości krajobrazu dopełniaczy wszechobecne, murowane ogrodzenia oraz zielone, niskie drzewa niekiedy zgrupowane w ogródki przy posesjach – domach połączonych z zajadami lub sklepami.
Klaustrofobię powodowało nagłe kończenie się miasta. Wobec szerokich ulic, oraz płaskiego krajobrazu i niskiej zabudowy, człowiek spoglądając na wprost drogi czuł się dziwnie ściśnięty, gdy nic nie zasłaniało mu widoku. Miasto gwałtownie kończyło się, otwierając się na wielkie przestrzenie płaskowyżu.
Przez to wydawało się dziwnie ciasne.
Wkrótce, gdy zjechali do motelu, ogarnęli dlaczego miasto wydawało się im takie małe. Mniejsze, ciasne uliczki prowadziły do dalszych, rozstrzelonych zabudowań, tworząc wokół pustawego centrum coś na kształt przedmieścia.
W motelu znajdowały się ledwo cztery pokoje. Właściciel był Mulatem, z którym dało się porozumieć łamanym angielskim. Oczy świeciły się mu na dolary, miał dość wysoką stawkę, oferował nawet zrobienie im zakupów (i zapewne obranie wysokiego koszykowego). Było jednak czysto, a póki nie było więcej gości, mogli wybrać dowolne pokoje w tej samej cenie, nawet biorąc osobny dla każdego.
Samuel nalegał, aby jeszcze przed zmierzchem udać się pod adres kontaktowy. Druid zwracał na siebie uwagę, chociaż widać, że dostosował się odrobinę do klimatu, zamieniając marynarkę na dobrze spasowaną, czarną kamizelkę, oraz powijając rękawy koszuli. Wyglądało to o najmniej ekstrawagancko, lecz jeszcze w normie.
Wiatr zawiewający wszędzie piach działał im na nerwy.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 27-03-2021, 20:51   #18
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Mervi zatrzymała Samuela nim ten zdążył postawić swoje bagaże.
- Zapomniałeś oddać karty na lotnisku. - odezwała się dość niewinnie.
- Nie zapomniałem - Samuel odpowiedział z szerokim, łobuzerskim uśmiechem - przepraszam cię - podniósł jeden palec do góry i zaczął rozglądać się po okolicy.
Technomantka zachowała ten sam wyraz twarzy. Słodki aż do zemdlenia.
- Czyli przyznajesz, że umyślnie, skrycie, zabrałeś kartę nie oglądając się na członków Kabały? - westchnęła teatralnie - A mówiono mi, że grupka jest taka ważna...
Druid jeszcze chwilę wpatrywał się gdzieś w dal. Wyglądał jakby czemuś się przesłuchiwał.
- Co za podejrzliwce - fuknął pod nosem odwracając się do Mervi - tak… Wziąłem, na kawę potrzebowałem - stwierdził będąc myślami jeszcze chwilę gdzieś indziej.
- Nie mogłeś poprosić o zwrot, tylko po cichu to zrobić? - technomantka spojrzała w stronę, w którą patrzył Werbena - I zapraszasz swoich kumpli zza zasłony czy co?
- Zasadnicza jak hermetyk lub NWO - druid mrugną zza binokli - wybacz Mervi, niektóre rzeczy robię odruchowo. Zwykle jest lepiej, ludzie często niepotrzebnie się peszą jeśli ich wprost prosi o zwrot. A może to ja na nich tak działam. A tam - wskazał w dal - rękawica jest dość cienka. Kilka wścibskich duchów wygląda, głównie strzępniaki. Taka lokalna fauna, chociaż to może też efekt zmierzchu. Na pewno przyciągamy uwagę, mniej lub bardziej.
- Czyli nie należy się przebierać tu... - spojrzała na mistyka - Nie rób tego więcej, nie znasz nas, nie zakładaj od razu, że wolimy za sceną coś rozwiązać. - usiadła na brzegu jego łóżka - Nie wiem co było tak ważne, że nie poszedłeś z nami do Webu, ale straciłeś całą zabawę. I archiwalny zapis historii sektora oraz... - uśmiechnęła się - ...minęła cię okazja na spojrzenie bogactwu w oczy.
- A co, znaleźliście kopalnie bitconiów? - Samuel zapytał rozpakowując bagaże.
- Sektor z Węzłem. - odparła wprost.
- Trafiłem - druid stwierdził sprawdzając zagięcia na koszulach - w webie, to jest intrygujące. Silny? Kto zajmuje?
- Pająki - Akane stanęła w drzwiach. Nie wyglądała na zachęconą. Podobnie jak w przypadku odwiedzin w barze na wyjazd zrezygnowała ze swojej czarnej sukienki. Niezbyt słusznie, ale miała luźną czarną, pociętą bluzkę z nadrukiem która zasłaniała króciutkie spodenki. Miała do tego kabaretki z bardzo dużymi dziurami i nieco wyższe trampki. Opierała się o swoją parasolkę, której używała kiedy byli w bezpośrednim słońcu. Przeniosła spojrzenie z Mervi na Samuela i z powrotem zatrzymując się na VA. Wydawała się zniechęcona.
- Pajęczyna zajęła tamten sektor w zupełności. Wypłoszyła technokrację i dom.
- Ładniutko - druid zamyślił się odchylając głowę na bok gdy odwrócił się w ich kierunku - węzeł w Pajęczynie opleciony pajęczyną, co za ironia nazw. Jeszcze te stare pająki - druid myślał, nagle jakby zapaliła się mu żarówka nad głoœa, uśmiechnął się diabelnie, naszykował do wypowiedzi i… Nagle zmienił zdanie, jakby entuzjazm zszedł z niego jak z pękniętego balonika.
- A tobie co? - Mervi równie nieciekawie jak zwykle, tylko lżej, poleciała ubrana do Afryki. Miała lżejsze, ale nie krótsze spodnie, a na bluzkę z krótkimi rękawkami narzuciła białą narzutkę zasłaniającą ramiona - Mogę ci nagrania z wyprawy i archiwów pokazać, ale jedna sprawa - obiecaj jak wszyscy, że zachowasz w tajemnicy informacje o sektorze.
Irlandczyk mijając całą trójkę był ubrany na turystycznie-wojskowo. Strój miał w kolorze khaki, luźny i przewiewny, ale okrywający go od stóp do głowy.
- Zdecydujcie kto w jakim pokoju. - rzekł taszcząc swój dobytek w torbie na kółkach i podpierając się laską. Wydawał się nieobecny myślami… a z pewnością niezainteresowany rozmową o Pajęczym Sektorze.
- Ja już wybrałem - Samuel wskazał otwartą torbę - generalnie zapraszam, raczej powinniśmy dwójkami sypiać. Dzielimy się po grecku?
- Czyli? - zapytała się azjatka.
- Panowie oglądają gołych panów, panie oglądają gołe panie - druid rzucił z krzywym uśmiechem.
- Wydaje mi się, że tak by było najlepiej - dziewczyna mruknęła bez przekonania.
Mervi spojrzała na Akane.
- A więc... - odezwała się do Samuela - ...mam dzielić pokój z nią? - mruknęła bez radości.
- Nie musisz. Wezmę osobny pokój. Jeśli naprawdę tak ci przeszkadzam - japonka nie zamierzała walczyć.
Druid przyglądał się wymianie zdań z zaciekawieniem.
- Zakładam, że będziesz robiła ćwiczenia karateków rano, a ja nie siedzę krótko w nocy. - Mervi spojrzała na nią oceniająco.
- Wszystko jedno… niech każdy śpi osobno… lub my możemy z Samuelem razem… i tak ktoś będzie musiał pilnować bezpieczeństwa reszty. Możemy się zmieniać. - stwierdził Healy zatrzymując się.
- Mogę medytować, a na ćwiczenia wyjdę z pokoju. Nie obudzę cię - Akane powiedziała bez urazy.
- Jak coś to mam tabletki na sen, trochę ziółek i - druid schylił się do torby wyciągając małą fiolkę - coś mocniejszego. Ale Patrick generalnie dobrze mówi, myślałem poprosić lokalne duchy, i tak trzeba się z nimi zaprzyjaźnić. Może Mervi, ty potrafisz ustawić dobry alarm?
- Zrobię co trzeba. - mruknęła patrząc niepewnie na fiolkę - Masz dużo takich psychoaktywnych rzeczy?
- Trzeba by się ugadać z duchami. Choćby po to by nie traktowały nas jak intruzów na swoim terenie. Jesteśmy przejazdem, nie ma co drażnić miejscowych nadnaturali naszą obecnością. - dodał Healy cicho.
- Mogę w tym pomóc jeśli potrzeba - japonka tylko niegłośno rzuciła aby nie zaburzać za bardzo rozmowy.
- Jutro rano złożonym im małą ofiarę - Samuel powiedział pewnie - tymczasem chciałbym pojechać do naszego punktu kontaktowego i wiedzieć na czym stoimy.
- Nie. - technomantka odparła wprost - Nie będziemy po chwili podróży bez przygotowania jechać gdziekolwiek.
- Ale to nie jest daleko. W mieście jeśli dobrze pamiętam - japonka zdziwiła się nieco, ale kontynuowała. - Możesz zostać tutaj jeśli nie masz ochoty jechać.
- Teraz to mogę zostać, a w Webie był płacz? - uśmiechnęła się krzywo - Po prostu nie dajecie tak szans na przygotowanie najlepszego planu działania.
- Z jakiegoś powodu śmiem uważać, że tutaj jest nieco bezpieczniej niż na pajęczynie pełnej pająków. Może mam skrzywioną perspektywę - Akane rozłożyła ręce - plan jest prosty. Dowiedzieć się na czym stoimy aby móc cokolwiek planować dalej.
Mervi zmarszczyła brwi krzywiąc się.
- Zawsze akashic tacy niezdecydowani? Idziesz za instynktem - źle. Chcesz analizować - też masakra.
- Nie każdy problem należy mierzyć tą samą miarą. Ty się czułaś lepiej w pajęczynie, ale nas zostawiałąś bez pełnej wiedzy. Tutaj z kolei zwyczajnie nie widzę potrzeby aby zastanawiać się nad tym jak pojechać do punktu informacyjnego. O ile na każdym kroku nie natrafimy na miny przeciwpiechotne to wydaje mi się, że nie będzie potrzeby aż tak się przygotowywać.
- Jeśli Mervi nie chce - Samuel wzruszył ramionami - to się obejdziemy smakiem. Byłem ciekaw, ale to czy teraz, czy najpierw odpoczniemy, w gruncie rzeczy robi małą różnicę.
- Dwóch lub jeden pojedzie… reszta może go osłaniać z hotelu. - westchnął ciężko Irlandczyk wydając salomonowy wyrok. - Zrobię drona z kamery.
- Nie rozdzielamy się, Patrick. - Mervi westchnęła.
- Nie rozdzielamy… ok… a drona i tak możemy posłać. I obejrzycie sobie miejsce przez kamerkę. - zadumał się Irlandczyk.
Akane milczała dłuższą chwilę.
- To ja wezmę osobny pokój - mruknęła odepchnęła się od drzwi prostując postawę. Zaciągnęła swoją torbę w kształcie trumienki do jednej z dwójek.
Mervi westchnęła.
- Jeżeli będziesz robić jedzenie - zawołała za Akane - możemy być razem w pokoju!
- To chodź - dostała odpowiedź po dłuższej chwili.
Mervi spojrzała na Samuela.
- Przyjdź zaraz do nas to ci filmiki pokażę. I złożysz obietnicę. - rzuciła nim udała się za Akane.
Samuel pokiwał głową, i wciąż rozpakowując część bagaży, zwrócił się do Irlandczyka.
- Nie wyglądasz zdrowo. Zaparzyć ci ziółek?
- Obejdzie się.- odparł Healy wyciągając z pakunków małą pozytywkę. Postawił ją na łóżku. Zdjął buty i usiadł przed nią. Zaczął nakręcać mówiąc.
- Teraz twoja kolej na pilnowanie. Ja… będę gdzie indziej.-
Gdy rozpoczęła się melodia, zaczął liczyć. 3… 2...1…
Zapadł w trans.
Druid westchnął ciężko i zostawił Patricka.


Tymczasem wejście w trans Patricka nie przebiegało tak gładko, jak to zwykle bywało. Irlandczyk mógł winić za to nierówne tętno uszkodzonego organizmu.
Ostatecznie znalazł się w centrum mechanicznego miasta. Po uszkodzeniach nie było śladu, chociaż czuł, iż jego jeszcze większa zmienność niż zwykle, była skutkiem ciągłej reperacji uszkodzeń.
Mężczyzna rozejrzał się po okolicy, spojrzał na oblicza mijających go mieszkańców. Zerknął do kamizelki i wyjął z niego zegarek pełniący też rolę kompasu, ciśnieniomierza… generalnie pokazywał to co chciał zmierzyć w mieście… jak i kierunki. No cóż… był tu detektywem, więc czas było zacząć detektywistyczną robotę. Skradziono serce, więc czas udać się na miejsce zbrodni. Do serca miasta.
Droga którą przebył Patrick prezentowała się potwornie nudno. Nie znalazł niczego ciekawego, ale też wszystko wydawało się po prostu zwykłe. Zakurzone, mimo ruchu - zbyt regularne. Nawet centrum miasta prezentowało się pusto i statycznie.
I nie było tu z nim gnoma.
- Stary pierdziel bawi się w chowanego. - burknął Healy rozglądając się i wyjmując z kieszeni lupę także. To że miejsce wydawało się zwykłe nie oznaczało, że nie mógł tu znaleźć jakichś wskazówek.
Badania dobitnie pokazały Patrickowi, iż gnom nie bawił się w chowanego. Po prostu go tutaj nie było, tak jakby się definitywnie wyprowadził.
A syna eteru zaczęło trapi przeczucie, iż akurat w tej sprawie, marnuje czas. Tak jakby to, czego szuka, znajdowało się nie wewnątrz, a na zewnątrz.
- Na zewnątrz…- zadumał się Healy i zamyślił. Co właściwie było poza miastem? No cóż… pozostało kompasem określić, kierunek… zamówić dorożkę i jechać tak daleko jak się da.
Miasto z okna dorożki było… niewłaściwe. Choć z pozoru wszystko wyglądało tak samo.


Ulicki były mroczne i kręte, postacie przemierzające je odpowiednio wyglądające. Zapachy dźwięki… wszystko jak być powinno. Ale zarazem brakowało tu… życia. Wszytko było zbyt statyczne… zbyt nudne, martwe.
Uliczka za uliczką Healy czuł jak wszystko staje się coraz bardziej jednostajne. Miasto robiło się nudne, aż w końcu dotarł do bramy i przekroczył ją opuszczając je. I obudził się… z głośnym jękiem irytacji i frustracji. Rozejrzał się dookoła. Jego strażnika nie było, sądząc z dochodzących głosów… rozmawiał z dziewczynami.
- I to tyle w kwestii pożytku z niego. - westchnął ciężko Irlandczyk przekonując się, że na Samuelu nie można polegać. Cóż… dobra lekcja na przyszłość.
Healy zabrał się za rozmontowywanie sprzętu, który krył jego broń. Obejrzał Ćwikłę uśmiechając się do niej czule.
- Tylko ty mi zostałaś.- szepnął, po czym włożył do kabury i wyszedł z pokoju. Powoli ruszył korytarzem, pogwizdując cicho i pocierając kciukiem szkiełko sygnetu. Z pomocą prostej magyi umysłu ułatwiał zapamiętywanie mijanych obszarów tworząc mentalną i trójwymiarową mapę budynku w swojej głowie. Sprawdzał poszczególne obszary pod kątem dróg ucieczki z budynku, miejsca narażone na ogień snajperów z pobliskich budynków, obszary łatwe do umocnienia, et cetera…
Nie było to szczególnie ważne w tej chwili. Grupka magów nie była wszak zagrożona przez nikogo. Ot, takie ćwiczenie dla zabicia czasu i zduszenia w sobie frustracji narastającej niczym rakowa narośl. Po tym rekonesansie i uspokojeniu własnych myśli Irlandczyk wrócił do pokoju i położył się spać.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 07-04-2021, 20:52   #19
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Kiedy Mervi tylko weszła do pomieszczenia japonka kontynuowała - ale nie ma kuchni więc raczej proste rzeczy.
- Jasne... - rzuciła bagaże na łóżko - Mamy chleb i resztę potrzebnych rzeczy.
- Jest coś czego kategorycznie nie lubisz jeść? - dziewczyna zapytała uzmysławiając sobie, że w sumie coś takiego jest możliwe.
- Kategorycznie? - zamyśliła się - Dużo?
- Zawęź chociaż trochę…
Do drzwi zapukał Samuel.
-... Proszę! - Akane zawołał zostawiając sprawę jedzenia na później.
Druid wszedł do pokoju w sposób podobny, w jaki pierwszy raz go spotkali. Najpierw wychylił głowę zaglądając do środka ostrożnie… Aby po chwili gwałtownym rozmachem otworzył drzwi, nie trzaskając nimi, lecz sprawiając, iż do pokoju wdarł się łagodny powiew powietrza.
- Patrick okazał się nie być miłośnikiem homoseksualnych orgii, zatem zostałem zmuszony do - spojrzał gdzieś w bok, po chwili na nie - zostałem zmuszony do zmiany towarzystwa na mniej homogenizowane.
- Nie mów, że po inną orgię tu przyszedłeś. - odezwała się Mervi patrząc na ekran laptopa.
- Prawdę mówiąc… tak - druid stwierdził z krzywym uśmiechem - będę spijał wiedzę z twojego laptopa. Miałaś mi wszak coś pokazać.
- Nie wiedziałam, że lubujesz się w orgiach hermetyckich. - zerknęła tylko na chwilę na magów.
Akane przekrzywiła głowę patrząc na Samuela. Tym razem ona robiła za obserwatora.
- Hermetycy są w tym najlepsi - druid stwierdził biorąc drewniane, lekko przyniszczone krzesło aby siąść przy Mervi - chociaż są dość podstępni. Kiedyś jeden - podniósł palec do góry - zapraszał mnie do pewnego klubiku z uciechami, w Amsterdamie. Co on nie opowiadał, że co się tam dzieje. Gdy pociągnąć go za język, wyszło, że byłbym tam tylko ja i jego uczeń - verbana wzdrygnął się - to był zdecydowanie najdziwniejszy podryw jakiego w życiu uświadczyłem.
- Chyba nie masz najlepszych doświadczeń z tymi sprawami, co? - Akane wypaliła.
Druid zaśmiał się krótko, nie był to raczej sztuczny śmiech, acz nie był też tak serdeczny, jak wskazywały gesty.
- Mam talent do pakowania się w naprawdę dziwne sytuacje - stwierdził szczerze - kiedyś wam więcej opowiem. Mervi, no, nie trzymaj mnie w niepewności - zapuścił żurawia w laptop wirtualnej.
- Ciekawe czy uczeń miał być zapłatą… czy ty. - przekręciła laptopa z dala od wzroku Samuela - Chcę Ci najpierw dać do zrozumienia, że olanie naszej wyprawy było naprawdę kiepskim ruchem.
- Olanie oznaczałoby oddanie się innym uciechom - druid stwierdził chłodno poprawiając binokle - gdybym mógł wybierać, wolałbym spędzi czas z wami. Musiałem jednak ogarnąć kilka prywatnych spraw - wyjaśnił.
Mervi prychnęła, ale ustawiła przodem laptop, dając im możliwość spojrzenia na ekran.
-Zgrałam przeszłość sektora i pamięć z naszej wycieczki. Miłego seansu. - odpaliła przygotowany film.
Druid bez pytania, acz delikatnie przesunął laptop bliżej siebie i zaczął oglądać. Wyglądał na skupionego.
Mervi natomiast również była skupiona… na kontrolowaniu czy mistyk nie zacznie psuć jej komputera.
Nawet gdy widział dość gorącą akcję, nie było widać w jego mimice niczego poza skupieniem, może… Znużeniem? Chociaż nie, intensywnie myślał. Na koniec filmu odsunął się lekko od ekranu.
- Ładnie was urządziły - stwierdził z pewnym uznaniem - stosowaliście maskowanie, prawda? Wygląda jakby coś z tym nie wyszło, albo skubane planowały zasadzkę… Tak jakby nie wszystkie się nabrały i skoordynowany resztę. Naprawdę nie zdziwiłbym się gdyby w którejś kolejnej fazie ataku wyskoczył na was duży.
- Ale trzeba przyznać, że ładne są. Idealna geometria formy. - Technomantka odparła z uznaniem.
- Czasem - druid zamyślił się - bazowe wielościany pełnią rolę dystynkcji. Co jest o tyle ciekawe, że one zwykle wzrokowo mało się komunikują. Ale musiałbym chyba godzinami analizować filmy aby ustali z tego jasną hierarchię.
- Puszczaliśmy im sygnały po sieciach, aby w różnych miejscach się gromadziły. - dodała finka.
- Widać niektóre to rozgryzły - Samuel stwierdził myśląc o sytuacji.
- A co sądzisz o tym jak statyka pożarła statykę? Aż mi czasem szkoda było technokratów, jak zwiać nie mogli… - dodała beztrosko.
- Są siły ponad nami - westchnął.
- Mów jaśniej? - Mervi spojrzała uważnie.
- Metafizyczna trójca - stwierdził szczerze - Unia goni w imię siły która jest znacznie większa niż oni.
- Niemniej wygląda, że tą "siłę" zrzucono na Unię z rozmysłem, a teraz zagradza ona drogę do Węzła. - dodała odsuwając swój laptop na bezpieczną odległość od mistyka.
- W zasadzie… to jak tam byliśmy to wyczułam coś. Cała sieć to była żywy byt. - azjatka sobie przypomniała.
Druid spojrzał na nią jakby czekając, aż rozwinie.
- Byt to może nie do końca słuszne stwierdzenie, ona jest wzorcem. Skupia pomysły, idee i dane z głębi pajęczyny. Chyba… przepraszam to było w krótkiej chwili przed atakiem kiedy to do mnie dotarło. Nie miałam okazji dłużej się temu przyjrzeć - dziewczyna przepraszając ukłoniła się lekko.
- Trzeba będzie to zbadać - druid stwierdził bez przekonania - ale to niestety w dalszej kolejności. W każdym razie, dobra robota.
- Niemniej trzeba wykurzyć Pająki i zająć Węzeł. - Mervi wyraźnie była pewna swego.
- O ile nie jest już zajęty - Samuel uśmiechnął się chytrze.
- Nie jest. Zostawiono go - więc jest do wzięcia. - dodała twardo.
- NIe byłbym tak pewny - spojrzał na Mervi pytająco, jakby próbując dociec czy wie, co chodzi mu po głowie. Wirtualna adeptka i Akane teraz skojarzyły. Być może to BIały Dom napuścił pająki, a one pilnowały tego miejsca do czasu, aż właściciele nie uporządkują swoich spraw (lub wykonali klasyczny manewr spalonej ziemi).
Mervi prychnęła.
- Co za różnica czy to pająki strażnicze czy zostawili Węzeł? Jak uprzątniemy sektor to możemy go zabrać i zabezpieczyć.
- Zanotuję sobie, że masz luźny stosunek do własności - stwierdził bez uszczypliwości.
- Więc co? Chcesz po prostu to zostawić grzecznie? - zapytała chłodno.
- Przynajmniej dopóki nie będziemy pewni, że nie ma właściciela? - Akane wtrąciła się nieśmiało. - Wydawało mi się, że już o tym myśleliśmy nawet.
Laajarinne prychnęła.
- Jak sobie chcecie, ale ja tam wracam. W tym sektorze może być wskazówka, jak odnaleźć zagubionych. - fuknęła.
- Nikt nie mówi, że nie wrócimy. Tylko, żeby zostawić przynależność węzła poprzednim właścicielom. Wyciągnąć informacje bez zmiany… statusu? - Akane spróbowała użyć odpowiedniego słowa.
- Uważam - Samuel zaczął delikatnie, jakby bardzo uważnie dobierając słowa - iż musimy pokazać klasę. Działamy na rzecz Tradycji z ramienia Rady, powinniśmy być ponad zwykłą chciwość. Chórzyści ukradli nam powiedzenie - uśmiechnął się lekko - aby bez strachu spojrzeć w stronę Słońca. Albo chociaż aby nie wstydzić się przed własnym primusem - dodał lżej.
- I co ma nam dać ta "klasa"? Najpewniej w końcu po prostu zrobimy brudną robotę, może nam podziękują i po prostu wywalą. - technomantka spojrzała w sufit.
- Inne fundacje - Samuel stwierdził wzruszając ramionami - jak najbardziej. Chociażby Edynburg może chcieć nas załatwić. Ale wiesz co Mervi - druid zrobił uśmiech numer pięć - my nie musimy ich słuchać. Odpowiadamy przed Radą. Gdybyśmy nawet zabili kogoś poza tą robotą, z magów, to o ile by nas nie dorwano, pozwiedzalibyśmy sam Horyzont. A i pewnie doczekali się aż sesja rady będzie w gronie zawierającym wszystkie nasze tradycje, a sama wiesz jak to z kompletem bywa - mrugnął.
- Mówisz jakby Rada na pewno nie mogła nas wyruchać. - Mervi pokręciła głową - Na pewno nie możemy o Węźle mówić.
- To Rada was przygarnęła - druid powiedział z pewnym smutkiem w głosie - ale masz rację, że nie możemy mówić innym o węźle. Nawet gdy wszystko będzie fiaskiem, będzie trzeba się skontaktować z jakimś przedstawicielem, primusem lub jakimś cudem udać się na Horyzont, nie polegać na pośrednikach. Ten węzeł przez swoją unikalność jest wiele wart.
- Jasne. - mruknęła bez przekonania co do porzucenia Węzła - A przygarnęła nas - dodała - całkowicie z dobroci serca, bez kalkulacji czy z wiarą, że nasze ideały przyniosą tyle dobrego skostniałej gromadce. - sarknęła.
Aknae ewidentnie nie czułą się dobrze obgadując tak przełożonych. Mimo to dodała coś od siebie.
- Może liczą, że nasze różne charaktery i ideologie zetrą się ze sobą na tyle, że jednak wykonamy to co oni chcą..? - Mówiąc to podciągnęła kolana pod brodę siedząc na łóżku.
- Obyśmy nie skończyli jak pierwsza kabała - Samuel podsumował - jutro rano jedziemy w miejsce kontaktu czy wolicie dłużej pospać?
Azjatka tylko spojrzała na finkę.
- Zależy co rozumiesz przez "rano". - Mervi westchnęła.
- Szósta, może siódma - druid odpowiedział - jest jeszcze kwestia języka - skrzywił się.
- Dziewiąta najwcześniej... Tylko to słońce... - finka skrzywiła się - Język? Co z nim?
- Znasz tutejszy język? - azjatka zapytała retorycznie - Myślę, że odrobina magyi umysłu pomoże nam się zrozumieć… a o której duchy w takim razie?
- Duchami mogę się sam zająć, a jak chcecie, to kwadrans przed wyjazdem - Samuel zamyślił się - na angielskim zbyt długo nie pociągniemy. Najlepiej aby każdy student umysłu pomagał innym. Ja niestety nie jestem w nim aż tak dobry. Mogę spróbować inny sztuczek, ale nie jest to dobry pomysł. A jak wy i Patrick?
- Patrick chyba coś potrafi, ale nie wiem jak wiele. Dla mnie bez problemu. - podsumowała.
- Również nie będzie to dla mnie problem - japonka kiwnęła zdawkowo głową.
- No to któraś mnie przygarnie telepatyczną więzią - mrugnął - i może Patricka jak już się obudzi i powie.
- Mogę cię przygarnąć... - zerknęła na Akane - ...chyba że Aki chce cię, to nie będę oponować. - dodała.
- Nooo w sumie już mieliśmy okazję rozmawiać myślowo, to łatwiej będzie - dziewczyna nieco mocniej przytuliła się do swoich własnych nóg. - Plus… nie wiem czy mam ochotę aby mi Healy gadał dziwne rzeczy.
- Z Patrickiem też gadałaś, więc możesz go brać, ja ci zdejmę z głowy Samuela. - odparła powoli - Musisz się zaznajomić z nim bardziej, jest niegroźny, szczególnie jak dasz mu mówić o kółkach zębatych.
- To brzmiało groźnie - druid zwrócił się do Azjatki pytająco - z tymi dziwnymi rzeczami. Jak molestowanie?
- Nic aż tak poważnego - japonka zbyła podejrzenia. - Mogę mu tłumaczyć.
- A jak poważnego? - Samuel nie odpuszczał dociekliwie.
Mervi jedynie oparła łokcie na kolanach i wsparła na dłoniach głowę obserwując przedstawienie.
Japonka przeklęła swój długi język.
- W ogóle! - zaczęła machać dłońmi na boki zaprzeczając. - To był po prostu komplement. Tylko… no w niespodziewanym momencie.
- Gwałt to też seks niespodzianka - druid ocenił wzruszając ramionami - w każdym razie - zwrócił się do Akane poważnie, gdyby nie binokle, efekt spojrzenia w oczy byłby lepszy, a tak patrzył jej w oczy ponad okularami - gdyby jednak coś było - gestykulował palcem - po prostu daj znać, pogadam z nim. Teraz uważam temat za zamknięty, tak?
- Powiedział ci, że jesteś ładna, co? - zapytała powoli - Czy może coś... poza tym, a to był wstęp?
Akane zamknęła oczy.
- Nie, nie było żadnego wstępu i nic potem - westchnęła. - Proszę, nie ma tu czego roztaczać. Źle dobrałam słowa.
Samuel pokiwał głową i natychmiast zmienił temat.
- Mervi, poradzisz sobie z tutejszym internetem?
- Nie mam wyboru. -westchnęła - Jakoś powinnam to przeżyć... - spojrzała uważnie na Samuela - W sumie mam do ciebie pytanie, chyba nie jest zbyt intymne. - przechyliła głowę - Jakie masz wykształcenie?
Samuel wyszczerzył się.
- Naprawdę jest to dla ciebie ważne?
Mervi spojrzała uważnie.
- No tak. - odparła ostrożnie - Chcę wiedzieć jakiego poziomu wiedzy mam się spodziewać. Zaglądasz mi w komputer, ale czy cokolwiek rozumiesz?
- Czy dobrze rozumiem - druid siedząc, przybrał postawę jak do debaty, pozornie luźną, lecz w gotowości do wysiłku intelektualnego - uważasz, że sztywna, technokratyczna edukacja w sposób bezbłędny pozwala estymować potencjał człowieka? Albo chociaż zadowalający? Tam, gdzie wpycha się do głów teorie unii, gdzie synowie eteru nie mogą przebić się ze swoimi badaniami, a w sektorze nauk społecznych mamy silny nacisk na osławione przez technokratów bezpieczeństwo. Dobrze zrozumiałem? Jeśli tak, mogę powiedzieć.
- Usystematyzowanie składowych wedle których zostanie przydzielony odpowiedni stopień... jest konieczne, aby móc porównywać. Eteryckie marzenia są... - zamyśliła się - bywają niepoważną zabawą w naukowca.
- Dobra - westchnął - czyli lepiej wykształcony uznawany jest za mądrzejszego i bogatszego w wiedzę i generalnie teraz wirtualni adepci ulegają autorytetom? - Samuel wyszczerzył się wilczo.
- Na pewno taka osoba ma większe predyspozycje od niewykształconej, bo są one sprawdzone, a nie wymyślone. - skrzyżowała ręce na piersi - Ma wyższy stopień Elitarności, jeżeli wolałbyś taką nomenklaturę.
- Sprawdzone, a nie wymyślone - uśmiechnął się pod nosem - gdyby słyszał to mój mentor - druid zaśmiał się na wspomnienie - ale zaraz zrobiłby wykład.
- Nie odpowiedziałeś na pytanie. - finka przypomniała.
- A na to tak - uśmiechnął się krzywo dając do zrozumienia, iż chyba było to celowo. Na chwilę zapatrzył się w ścianę.
- Doktorat z biochemii, krótko nawet pracowałem jako assistant professor. Skończyłem też historię, jestem w trakcie badań do doktoratu aby spokojniej publikować, acz tutaj podchodzić będę z wolnej stopy - zmienił wzrok w inny punkt ściany - a z katedry chemii to mnie w piękny sposób wykopali - uśmiechnął się do nich.
- Hoo… dogadałbyś się pewnie z moim bratem - japonce zaświeciły się oczy.
- A czym się zajmuje? - Samuel zapytał zaciekawiony, acz teraz przyglądał się dalej reakcji Mervi, jakby oczekując odpowiedzi.
- Doktor, lekarz - dziewczyna rzuciła szybko widząc, że się niepotrzebnie wbiła w rozmowę.
Mervi spojrzała oceniająco na Samuela, ale zaraz jej mina złagodniała.
- Gratuluję wyboru, naprawdę dobry kierunek. - pokiwała głową - I jaka jest historia wykopania?
- Wyboru rodziców - stwierdził szczerze - a historia jest względnie ciekawa - zbył Mervi zwracając się do Akane - lekarz to dobry fach - powiedział poważnie - tylko Progenitorzy na masową skalę za dużo psują. Dobrymi chęciami wybrukowane piekło w tym przypadku.
- Czyli poszedłeś za wyborem rodziców... To ciekawe. - finka wyglądała na rozbawiona ironią - Moi właśni by czegoś takiego chcieli ode mnie, czy może jakiejś robotyki? Nie pamiętam co to dokładnie było... ale w końcu im na złość chyba zrobiłam. - zamyśliła się.
- Nie pamiętasz - druid zważył słowa lecz nie komentował dalej - nic specjalnie ciekawego. Starożytne teksty są ciekawsze - mruknął.
- To jest ciekawym zagadnieniem studiów, powinieneś być dumny z tego osięgnięcia. - technomantka dodała z pewnym zaskoczeniem - Choć nie rozumiem czemu wybrałeś... taki styl... - wskazała na czaszki, irokezika…
- Właśnie dlatego, że nie rozumiesz - uśmiechnął się serdecznie.
- Więc... - finka odezała się zmieniając temat - ...czemu cię z katedry wywalono?
- Nie zależało mi jakoś specjalnie - przyznał - poszło o kierunki badań. Mogłem zostać pracownikiem tylko dydaktycznym, to rzuciłem to - wzruszył ramionami.
Japonka uśmiechała się lekko ale z pewnym smutkiem. Nie wtrącała się jednak do rozmowy. Na razie.
- Jaki ty chciałeś obrać kierunek badań? - zapytała dociekliwie, wyraźnie zaciekawiona kwestią naukowych niesnasek.
- Zajmowałem się pozyskiwaniem złożonych związków z roślin. Tradycja zobowiązuje - rzucił niedbale - głównym nurtem była jednak pełna synteza. Tak w skrócie, w szczegółach to wygląda nieco nudniej. Ot kiedyś zablokowano mi badania procesowe nad wyciągami z kiszonki i tak dalej.
- Chętnie bym więcej się dowiedziała o twojej naukowej pracy w biochemii. - dodała z prawdziwym zainteresowaniem.
- No i jeszcze - dodał - nie wszystkim podobała się moja działalność pozanaukowa.
- Jaka działalność? - zapytała, czując problemy.
- Społeczną - powiedział znowu uciekając wzrokiem na ściany - dooobra - wstał rozciągają się - chyba czas na mnie.
- Uciekasz od odpowiedzi. - fuknęła finka stając przed Samuelem - Czego ty tak się boisz?
- Nie uciekam, a taktycznie wychodzę - powiedział gestykulują palcem - nie jestem otwartą książką - odpowiedział wymijając Mervi.
Technomantka się skrzywiła.
- Przepraszam, że próbuję poznać was. - fuknęła.
- Poznasz. Nie wszystko jednak od razu. Cierpliwości - Akane odezwała się nagle przerywając swoje dotychczasowe milczenie.
Mervi nie wyglądała na zadowoloną. Kogoś dokonanie życiowe ją zainteresowało i okazała szczere uznanie? Najwyraźniej nie było to warte zachodu z jej strony.
Bez słowa skupiła swoją uwagę na procesach rozszyfrowania zakodowanych danych swojej pamięci.

***

Już pierwszej nocy spotkała ich niemiła niespodzianka w postaci braku bieżącej wody. Prysznice musiały poczekać do rana, gdyż zbiornik przy hotelu również był na wyczerpaniu. Właściciel zapewnił żarliwie, że nie zdarza się to często - czyli nie częściej niż raz w tygodniu.
Na szczęście rano była woda w rurach, pozwalając im orzeźwić się o tej podłej godzinie, gdy w okolicach szóstej obudziły ich odgłosy, zdawało się odległej, budowy. Patrick miał okazję widzieć jak Samuel ofiarował duchom… Chleb. Bochenek chleba, który ewidentnie był haustem, z którego duchy ochoczo korzystały, gdyż po chwili mieli w pokoju kawałek spleśniałego, czerstwego chleba.

Akane wybudziła się wczesnym rankiem. Choć woda już była ona zostawiła to na później. Przebrała się w ubrania do ćwiczeń i po cichu wyszła na zewnątrz nie budząc Mervi. Tam zaczęła od rozgrzewki, a potem odpowiednich ćwiczeń. Nie chcąc za bardzo chwalić się ograniczyła się do rozciągania i prostych ćwiczeń siłowych. Na koniec skrzyżowała nogi i zaczęła medytować. Z każdym oddechem koncentrowała się bardziej na nadchodzącym zadaniu. Potrzebowała mieć jasność myśli i klarowność celu. Z niezadowoleniem odkryła, że wcale nie miała porządku w głowie. Korzystając z chwili zdecydowała, że musi to naprawić. To nie była magya, to były zwykłe ćwiczenia umysłowe, które zabrały jej niemal całą resztę poranka. Kiedy otworzyła oczy wyszczerzyła się do nieba i w pośpiechu poszła się odświeżyć i ubrać.

***

Ich miejsce kontaktowe nie prezentowało się okazale. Jednopiętrowy budynek na wysokim fundamencie mieścił w sobie opuszczone biuro informacji turystycznej, doradca kredytowy, również w stanie likwidacji, oraz coś, co początkowo wzięli za biuro urzędnicze, a okazało się placówką lokalnego banku.
Przed wejściem do środka, Samuel zatrzymał magów.
- Ktoś chętny mówić czy mnie kopnie ten zaszczyt? Trzeba zrobić z siebie idiotę i podać hasło kontaktowe - westchnął.
- Mogę to zrobić - Akane zgłosiła się.
Mervi nie wyglądała na zainteresowaną tym zadaniem. Są już chętni do niego.
- To może dwójka - Samuel zaproponował - a reszta poczeka sobie w samochodzie.
- Daj technomatom poburczeć, chodźmy nie ma co czekać - japonka powiedziała dziwnie żwawo ciągnąc Samuela za rękaw w stronę budynku.
Healy tylko uderzył się dłonią w czoło słysząc sugestię Samuela.

Druid nie dał się prosić, chociaż ubawiła do reakcja japonki. W środku pachniało kurzem oraz gorącym, nieruchomym powietrzem. O ile na zewnątrz, o tej godzinie, było nawet przyjemnie, to wewnątrz panowała straszna duchota.
Placówka banku przypominała bardziej wystrojem prowizoryczną salę rekrutacyjną do szkoły czy na studia, przy projektowaniu której dostano pieniądze na nowe meble. Wszystko było dziwnie błyszczące, jakby nie używane, nie sterylne jak e bankach w Europie, lecz właśnie nowe. Po klanie i kształcie zabudowy widać ewidentnie, że z pieniędzmi nie szła w parze wiedza na temat organizacji takich miejsc.
Przy biurku siedział znudzony, siwiejący murzyn z nadwagą. Marynarka bankowca rzucona była niedbale na drugim krześle przy jego biurku. Siedział w koszuli, pod krawatem, przeglądając ekran komputera. Przywitał się z nimi łamaną angielszczyzną.
- A…
- Ohaio! - japonka weszła mu w słowo jakoś mniej się przejmując. Klasnęła w dłonie kręcąc do siebie głową.
- Znaczy dzień dobry. Najmocniej przepraszam jest pan tutaj jedynym pracownikiem?
Murzyn dwa razy, powoli, pokiwał głową, przyglądając się im uważnie.
- Oh. Wiem, że to może zabrzmieć dziwnie, ale mieliśmy się spotkać tutaj z niejakim Albertem Russo - dziewczyna złowiła spojrzenie siedzącego i delikatnie sprawdziła czy on cokolwiek wie i czy w ogóle jest osobą której warto cokolwiek mówić. Japonce wydawało się, iż wyczuła wyraźne pobudzenie u rozmówcy, ukryte za fasadą marazmu. Mężczyzna kiwną głową w milczeniu ciągle im się przyglądając.
- Bóg stworzył człowieka czy też jak to niektózy lubią mówić Ad imaginem quippe Dei factus est homo - japonka totalnie skiepściła łacińską wymowę - przepraszam, to nie jest język którym się posługuje na co dzień.
Bankowiec zrobił szerokie oczy obrazujące, iż patrzy na nich w ten szczególny sposób zarezerwowany dla debili, dzieci i gorszych polityków.
Akane zacisnęła usta w kreskę i teraz wsunęłą swoją jaźć głębiej w jego aby poznać jego myśli. Nawiązanie pełnej, mentalnej więzi z bankierem było proste. Niczym nie osłonięty, znużony śpiący umysł był dla Japonki niczym otwarta księga, a przynajmniej to, co działo się w nim aktualnie.
Pominęła sferę nieco żywszych myśli, na tle tego marazmu wyglądały zachęcająco, lecz po chwili zrozumiała, że dotyczą tego co mężczyźni chcą od kobiet i mogą dotyczyć jej samej. Dalsze poszukiwania odkryły bieżące problemy, zmartwienia wojną, bankier chyba płacił haracz za ochronę. Nie układało się mu z żoną. Chodził do znachora. Myślał czy ciemniejąca skóra palców to klątwa czy jednak cukrzyca.
Znalazła. Krótka, znużona myśl. Russo znajdował się daleko, a bankier zazwyczaj kierował do niego… Kobiety? Tylko jedna, głęboka i przelotna myśl. Musiałaby pociągnąć rozmowę aby sprowokować myśli.
- Em… mógłbyś może poczekać na zewnątrz? - azjatka spojrzała na francuza. Ciągle miała w oczach iskrę. Co innego jej jednak siedziało w głowie. Nie musiał jednak tego wiedzieć.
Druid przytaknął.
- Będę za rogiem - powiedział wychodząc z pomieszczenia, chyba faktycznie aby stać przy drzwiach, na korytarzu.
Dziewczyna odprowadziła go wzrokiem. Nie uśmiechało jej się co zaraz zrobi. Ale żeby to był pierwszy raz. Usiadła bokiem na biurku tak, że bankowiec mógł “podziwiać” jej odsłonięte udo.
- To co tam wspomniałeś o Russo?
Umysł bankiera zalały fale (chociaż raczej małe zmarszczki na tafli mozołu) zaciekawienia. Lecz Akane, śledząc jego myśli, po chwili zrozumiała coś jeszcze, po tym jak myślał. To był inteligentny człowiek, nawet jeśli nudny i zabobonny. Sposób w jaki formułował sądy, emoje… Nie było śladu po żądzy, a o Russo przebiegła mu jedna myśl, iż trzeba chronić, jakieś zgromadzenie. Klasztor? Nie, świecki twór. Myśl ta puchła i ogarniała całą świadomość.
- Proszę wyjść - powiedział stanowczo słabym angielskim wstają z szuraniem krzesła.
Dziewczyna powiodłą wzrokiem za jego twarzą mrugając jakby była zaskoczona. Podniosła się z biurka… a potem pokazała mu wizję jak wychodzi. Mężczyzna wyglądał na skołowanego, jego myśli wyrażały zaskoczenie. Zaczął się zastanawiać czego chcą biali od przyjaciela. Myślał o wywiadzie, ale wywiad wiedziałby czym się zajmuje. Może… Nie, mężczyzna był zaskoczony i kompletnie nie miał pomysłu. Będzie musiał potem zadzwonić. Bał się tylko, że to miejsce będzie spalone, że nikt nie przyjdzie.
Akane poczuła w nim żal i współczucie. Układała myśli w całość, powoli. Czarne kobiety, skrzywdzone. Russo zajmował się pomaganiem skrzywdzonym, często trafiały do niego kobiety, nawet z bardzo daleka. Rozwódki, okaleczone, wygnane z domów. Czasem albinosi, kalecy, ludzie śmiertelnie chorzy. Ci którzy musieli ukryć się lub potrzebowali pomocnej dłoni, aby iść dalej, lub zostać u niego, gdyż w bardziej cywilizowanych rejonach nie było dla nich przyszłości. Temu też rozumiała czemu nie chciał im podać danych, było to hasło kontaktowe zarezerwowane dla kobiet, jedno z trzech, akurat najbardziej oczywiste. Zwykle w takiej sytuacji bankier bardzo intensywnie pomagał, ale jakiej pomocy potrzebowaliby biali turyści? Wyglądali jak kłopoty.
Akane stała patrząc na bankiera ze ściągniętymi brwiami. Nie była zbyt chętna ingerować mocno w jego myśli, ale też on był ich jedynym kontaktem. Powoli cofnęła się, krok po kroku, do drzwi. Po czym pokazała mu jak wraca do środka. Kiedy Jej iluzja zeszła się z jej ciałem pochyliła się głęboko.
- Prosze mi wybaczyć moje wcześniejsze zachowanie! - Wyprostowała się. - Zostaliśmy niewłaściwie poinformowani i najpewniej was przestraszyliśmy. Szukamy Russo, bo ponoć byłby w stanie nam pomóc. Nie chcemy sprawiać kłopotów.
Chociaż słowa mogły być wyświechtane dziewczyna poniosła z nimi myśli o zaufaniu. Najchętniej wymazałaby wspomnienie o tym co zrobiła, ale… tak sie nie powinno robić jeśli nie ma ku temu naprawde ważnego powodu.
- A po o wam - mężczyzna powiedział powoli i chłodno - Russo? Takim jak wy pomoże wasz konsulat lub któregoś z sąsiednich… państw?
- Nie potrzebujemy pomocy tego typu. O ile nie zostaliśmy wprowadzeni w błąd ponoć Russo zna kogoś kogo szukamy. Chcemy z nim tylko porozmawiać aby nas nakierował na tę osobę.
- Nie chcę mieszać Alberta w ciemne sprawunki - powiedział twardo patrząc na nią uważnie, Japonka wyczuwała silne przekonanie - ale to jest naprawdę daleko. Może ja mogę wam pomóc? Nie wszyscy trafiają do Alberta, czasem udaje się załatwić rzeczy na miejscu, tutaj - wyjaśnił poważnie.
- Cóż… szukamy innego białego człowieka. Rosjanina. Mógł również chcieć skorzystać z pomocy waszego znajomego - dziewczyna powiedziała koncentrując się na myślach związanych z Yurim.
- Dlaczego go szukacie?
Akane przez moment myślała co powiedzieć, ile zdradzić. Powód jednak sam się wyłonił kiedy tylko prawdziwie wejrzała w siebie.
- Chcemy mu pomóc.
- Jurij ma się dobrze - murzyn powiedział ważąc słowa - rozmawiałem z nim jakiś czas temu.
- Ach, więc go znacie - Akane się ucieszyła zapominając się nieco i uśmiechając pogodnie. - Widzę jednak, że ciągle nie jesteś pewien naszych intencji. Naprawdę chcielibyśmy z nim chociaż porozmawiać. Nie wiedzieliśmy co się z nim stało i to nasz jedyny trop.
- Dam wam telefon do Russo - powiedział stanowczo - i na tym zakończymy.
Dziewczyna uniosłą brew w niezrozumieniu.
- No dobrze. Możemy się i tak umówić… choć przyznam, że zwykłe umówienie się z Jurim w miejscu które on by uznał dla niego za wygodne...
Bankier w trakcie wypowiedzi Azjatki zaczął po prostu zapisywać numer na kartce i przysunął go jej. Ta go wzięła patrząc na numer.
- Dziękuję - powiedziała kłaniając się lekko. Wyszła z pomieszczenia, ale została jeszcze na moment w myślach bankiera chcąc sprawdzić czy czegoś jeszcze nie uda jej się wyciągnąć.
Myśli bankiera szybko pogrążyły się w marazmie przepełnionego rachunkami i listą zakupów. Akane musiała stwierdzić, iż ten śpiący byłby idealnym odźwiernym ziemskiego aspektu fundacji. Nie miał silnej woli, jego umysł był otwarty, ale sposób w jaki myślał i o czym, sprawiał, że czytanie tego było potwornie nudne i męczące, czyli po prostu - zniechęcające.
Samuel powitał Azjatkę przekrzywiając głowę na bok i patrząc się pytająco.
Ta mu najpierw kiwnęła aby poszedł za nią po czym wyciszyła ich rozmowę. Na wszelki wypadek.
- ON rozmawiał z Jurim… ale niestety mam tylko numer do Russo. Jak na złość więcej się dowiedziałam o naszym pierwotnym kontakcie niż o tym co się dzieje z Jurim. Może Laajarinne będzie umiała coś z tego wyciągnąć więcej - azjatka była widocznie zawiedziona jak jej wyszła rozmowa.
- Ale właśnie… O to chodziło - Samuel zaczął zadowolony - więcej wyciągniemy od akolity, można mówić wprost.
- Tylko Russo jest gdzieś daleko, a Juri.. nie, w sumie nie wiem czy jest dalej w mieście… a i tak to hasło to faktycznie był cyrk. Przeznaczone dla skrzywdzonych kobiet aby mogły zostać wysłane do bezpiecznej ostoi jaką stworzył Russo.
- Skoro tak - Samuel podsumował - to specjalnie podał nam najbardziej debilne hasło, pewnie mają kilka. I po tym by nas poznał - druid wydedukował.
- Russo może, ale jego kontakt już nie. Wiem to z jego umysłu - japonka narzekała jeszcze. Widać wdarła się u niej typowa potrzeba wykonywania zadania do najwyższej perfekcji… przez co nigdy się nie jest zadowolonym..

***

-... to w skrócie tyle - Akane skończyła podsumowywać co udało się im wyciągnąć. Podała Mervi kartkę z numerem. - To jest twoja specjalność, prawda?
Finka spojrzała na kartkę i uśmiechnęła się krzywo.
- A co ja, CallCenter?
- Ja korespondencji nie umiem. Zadzwonić mogę, ale wydaje mi się, że warto i tak zlokalizować? - dziewczyna cofnęła rękę.
Mervi westchnęła ciężko.
- To będzie 10 euro za minutę jeżeli stawka ziemska. Inne mają dopłatę adekwatną do miejsca. Z Ktulu liczę potrójnie. - wyjaśniła monotonnym głosem telemarketera, po czym wyjęła swoją komórkę, wpisała numer i… po prostu nawiązała połączenie.
Mervi musiała czekać dłuższą chwilę na połączenie, a potem jeszcze dodatkowy czas, aż ktoś łaskawie je odbierze.
- Albert Russo, słucham - z telefonu dobiegł ją silny, acz starszy głos.
- Czy połączenie nawiązywane jest z Ziemią, czy idziemy w wyższą stawke? - zapytała lekko.
- Przepraszam - usłyszała chrząknięcie - kto mówi?
- Mieliśmy się skontaktować jak przybędziemy. Twój kolega chyba trochę wystraszył nam koleżankę, ale w końcu dał nam numer. - Mervi nie była na tyle miła, aby choć włączyć głośnomówiący.
Akane rozdziawiła tylko usta słuchając jak Mervi rozmawia.
- Pierdolcie się zbiry - usłyszała dziwnie zimno powiedziane słowa, po których rozmówca się wyłączył.
Samuel z wrażenia aż zdjął okulary aby spojrzeć na Mervi własnymi oczami.
- Ty tak zawsze? - Stwierdził bez wyrzutu, był chyba bardziej zaskoczony - Bo coś takiego trzeba trenować.
Mervi odsunęła telefon od twarzy patrząc na urządzenie z wyrzutem.
- Znaczy, co trenować? Rozmowę? Pomaga jak mam gadać z kimś wyżej w drabince, albo… kimkolwiek. - zmarszczyła brwi - Ten palant kazał się pierdolić.
Druid westchnął ciężko, i korzystając z okazji przetarł okulary.
- To brzmiało tak, jakbyś za chwilę miała u wspomnieć, że dostanie w liście palce przyjaciela - uśmiechnął się krzywo.
Healy milczał zdziwiony całą tą sytuacją odkąd przyjechali tutaj. Faktem, że dyplomata w ich małej drużynie potrzebował przyzwoitki żeby załatwić kontakt, faktem że to Akane ostatecznie zajęła się rozmową numer jeden, a numer dwa Mervi… i teraz faktem, że nagle zaczął on krytykować Mervi.
- Przypomnij mi może, czy przypadkiem nie ty chwaliłeś dużym doświadczeniem w dyplomacji? - zwrócił wprost do druida.
- Słuchaj uważniej - Samuel nie wyglądał na poirytowany Patrickiem - zajmuję się generalnie przygotowaniem zza kulis. Jak będziemy rozmawiać następnym razem z Umbralnym Panem czy nawet Perceptorem, to wylistuje ci krok po kroku co masz mówić, jak układać nogi i w których momentach się kłaniać - stwierdził szczerze.
- Jest nas za mało byś mógł bawić się w gloryfikowanego szambelana. Czas wyjść zza kulis i samemu zacząć rozwierać jadaczkę. - odparł Irlandczyk. - Może dlatego cię do nas przydzielili… byś skończył z tym całym kryciem cię w cieniu innych.
- Patrick. Przecież poszło dobrze, ale twoja chęć udowodnienia swojej męskości jest urocza. - uśmiechnęła się z rozbawieniem.
- Mamy inne definicje słowa dobrze najwyraźniej. - odparł Healy i wzruszył ramionami.- Bo zgadzam się z naszym druidem. Nie poszło… zbyt dobrze.
- Pff, oczywiście że dobrze. Wiemy już jak łatwo wkurzyć kolesia i… że pomylił nas ze zbirami.
- Jak naprawdę będziemy musieli komuś grozić przez telefon, wysyłamy Mervi, to też wiemy - Samuel zaśmiał się do wirtualnej adeptki, widać, że generalnie nie miał jej tego za złe, a raczej był ubawiony. Być może widywał gorsze wpadki.
- Dobra - dodał po chwili - dzwonimy raz jeszcze czy Mervi sprawdza gdzie się kryje i jedziemy od razu z wizytą?
- Stawiam na wizytę i ja nie groziłam! - oburzyła się.
- Bylebyśmy nie zebrali kulki - Samuel powiedział ubierając na nowo binokle - dobra, to dajesz Mervi - uśmiechnął się do wirtualnej i tradycyjnie wystawił żurawia aby patrzeć jak pracuje przy komputerze.
Mervi spojrzała w tym momencie na Samuela.
-Czyli wracamy do twojego podglądactwa, o ty co nic nie dajesz?
- Aszzzz - rozłożył ręce - masz mnie. Zwykle uchodzi mi to na sucho - powiedział wesoło.
- Możesz teraz patrzeć, nic takiego nie zrobię… Na pewno nie ucieknę, jak ty z pokoju.
- Dziękuję za łaskę - pokiwał głową - to co, sprawdzasz gdzie jest czy jednak nie?
- Chór mógłby łaskawie dostarczyć od razu jego lokalizację zamiast zmuszać nas do odstawiania tej całej szopki jak w kinie szpiegowskim klasy B. - mruknął Healy zaciskając dłonie na lasce.
- Przyzwyczajaj się - druid stwierdził szczerze - moja tradycja i hermetycy też lubią takie szopki. Eutanatosi też, ale zwykle temu, że nie dają kontaktu. A wirtualni… Królowie paranoi.
- To nie jest paranoja, gdy naprawdę każdy chce cię zabić. - mruknęła Mervi znad laptopa - Chrzaniony net tutaj, dodatkowe środki trzeba wykorzystać by choć bajta wypluł…
Sprawdziła czy wszystkie możliwe połączenia dają swoją przepustowość, czy droga satelitarna ich nie zawiedzie… Korzystając z informacji zebranych w trakcie połączenia, pozwoliła poszukiwanym danym pojawić się na GPSowej mapie.
Trochę dłużej zajęło Mervi to zadanie. Musiała kontrolować ruch sieciowy odpowiedzialny za przepływ danych, które mogły się zagubić w połączeniach nieprzystosowanych do zwykłego obciążenia. Czasem trzeba było wymusić lepsze miejsce w kolejce, czasem pochwycić zwrotne paczki, które mogły nie być pewne adresu. Połączenie później w całość zawartości przesyłek wydawało się kaszką z mleczkiem przy bólu utrzymania stabilnego przepływu…

Mervi uzyskała położenie Russo z bardzo dobrą dokładnością, nawet pomimo fatalnego obłożenia siecią telekomunikacyjną. Co satelity, to jednak satelity. Akolita znajdował się ponad trzy godziny drogi od miasta, i to pędząc większość czasu mało ruchliwą, utwardzoną drogą. Potem niestety czekała ich jazda po lokalnych, ziemnych drogach. Adept znajdował się na pograniczu kilku mniejszych wiosek, oddalonych od siebie znacznie, w kompleksie budynków.
-Poszukiwanie zakończone. - pokazała magom mapę z zaznaczonym miejscem.
Samuel wpatrywał się w milczeniu w ekran komputera, uważnie obserwując jej pracę. Dopiero gdy na głos obwieściła koniec, zabrał głos.
- Już nie lubię tego miejsca, czuję się jak w Stanach, wszędzie daleko - pokręcił głową - kupujemy żarcie i zaraz jedziemy?
- A musimy kupować żarcie? Gościnność też nie należy do Tradycji Chóru? - zapytał ironicznie Irlandczyk.
- Ja zgłodnieje w trakcie podróży - druid przyznał szczerze.
- Pierwsza lekcja dyplomacji. Jeśli chcesz zakupić żarcie… to prostu to powiedz. Albo zawsze będziesz zależny od innych w swoich decyzjach. I będziesz chodził głodny.- wzruszył ramionami Healy.
Mervi chciała coś powiedzieć, ale słowa Patricka spowodowały, że prawie udławiła się śmiechem.
-Ty serio… - odezwała się po odzyskaniu oddechu - ...walczysz z Samuelem jak samiec z obcym samcem o dominację w stadzie.
Druid taktycznie odwrócił głowę w drugą stronę, przyglądając się czemuś, aby nie było widać- a i tak wychwycił to Patrick i Akane - iż ledwo powstrzymuje śmiech.
- To była dobra rada… poza tym… mówiłem serio. Mały pożytek tu z szambelanów. - wzruszył ramionami Patrick. - Jak i nie ma powodu, byśmy nie kupili żarcia, jeśli on tego potrzebuje. Ja nie mam apetytu, więc jak dla mnie moglibyśmy po prostu ruszyć. A ty… jak zwykle wyciągasz przedwczesne wnioski.
- Ja kupię. Przy okazji przygotuje nam może jakieś bento jak mi się uda - japonka postanowiła rozładować sytuację zgłaszając się na ochotnika.
- No bez przesady… to nie jakaś tajna misja. Podjedziemy na bazar, przejdziemy się i kupimy co tam trzeba wspólnie.- zaśmiał się rubasznie Irlandczyk. - To że chórzyści bawią się w konspirację, nie oznacza że my musimy iść ich śladem.
- To sześć godzin w dwie strony - Samuel wskazał wzrokiem, pokazując dłonią wyświetlaną estymatę na ekranie laptopa - trzeba jakiś zapasów. Dobra, załatwmy to szybko, chcę poznać tego całego Russo.
- Nie zapomnijcie o dobrym chłodzeniu. Tu jest zbyt… - finka prychnęła cicho - ...nie znoszę gorąca.
Samuel spojrzał na Mervi badawczo.
- Ktoś jeszcze ma problemy z temperaturą z którymi sobie nie poradzi?
Japonka pokręciła głową.
- Mogę pomóc się uodparniać jeśli potrzeba.
- Moje możliwości w tym zakresie są… ograniczone. - stwierdziła - A co możecie zrobić?
- Mogę albo osłabić działanie ciepła wokół ciebie, albo znów zadziałać na twoje ciało aby lepiej znosiło ciepłotę - japonka odpowiedziała.
- Ja się mogę zająć, skoro zacząłem temat - Samuel stwierdził - Akane już dziś dość zrobiła.
Dziewczyna ukłoniłą się delikatnie zostawiając to zadanie Samuelowi.
- Masz coś zielonego Mervi? - Druid zapytał się technomantki szukając wzrokiem czegoś w wierzchnim stroju.
- Ubranie czy… nie wiem… brelok lub… bieliznę? - nie wytrzymała i parsknęła rozbawiona.
- A to nie - Samuel uśmiechnął się pod nosem i wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki gustowny plik materiałowych chusteczek, zamkniętych w półotwartym, metalowym, płaskim pudełku. Wyglądało szykowanie, szczególnie dwa grawery w kształcie kości oraz mały pentagram. Chusteczki miały różne barwy. Podał Mervi zieloną, uprzednio dmuchając w nią powietrzem.
Poczuli odrobinę magy, w tym Mervi najmocniej, chociaż było to zbyt subtelne, aby powiedzieć, co konkretnego - oczywiście Akane wiedziała jakiego typu efektów życia się używa i w ciemno mogła stwierdzić, że było to właśnie to.
- Proszę, schowaj ją sobie przy sobie, najlepiej w kieszeni, nie w jakiejś torbie. Do wieczora, a może nawet kawałek nocy powinno pomóc. I aby nie było, że nic nie mówię o sobie - uśmiechnął się krzywo - jestem częściowo chromatomantą. Dobrze jest gdy widzę dane barwy w celu.
Laajarinne wzięła do ręki chusteczkę przyglądając się jej z zaciekawieniem.
-Dzięki. - uśmiechnęła się do Samuela - W Lilliehammer był z nami też inny Eterboy… od światła, kolorów…
- Krugger? - Samuel zapytał zainteresowany.
- Tak. - Mervi trochę posmutniała.
- Czytałem jego prace - Samuel powiedział szczerze - nie wiedziałem wtedy, że jest przebudzonym. Wiem, że coś do Paradigmy pisał, ale nie trafiłem. Spotkałem go nawet raz na konferencji, w Niemczech. Może kilka zdań wymieniliśmy, nie pamiętam już nawet czy wtedy wiedziałem czy jest przebudzony - druid zamyślił się - nie zrobił na mnie prywatnie zbyt dobrego wrażenia. Trochę… Autystyczny? Może to objaw geniuszu - dodał.
Akane nieco posmutniała.
- Udam się na targ - mruknęła.
Finka spojrzała na Akane.
- Coś nie tak?
- Nie, nie - dziewczyna pomachała dłońmi zaprzeczając. - Nie lubię stać za długo w jednym miejscu - powiedziała szczerząc się.
- Jeszcze można by pomyśleć, że jesteś zazdrosna. - spojrzała na Samuela - Klaus… jest osobliwy. Nie wiem jednak czy jeszcze kiedyś coś o kolorach napisze…
- Dlaczego? - Druid chyba celowo zignorował trudny dla Azjatki temat.
- ...przestał widzieć kolory. - odparła ciszej.
- Moja współczucie - Samuel powiedział równie cicho, ze smutkiem.
- Cóż… - technomantka przesunęła dłonią po włosach - Nie wiedziałam, że Verbeny chodzą na konferencje naukowe.
Akane tymczasem się ulotniła w poszukiwaniu targu. Jak się oddaliła to przeszła do truchtu i do biegu. Potrzebowała wytracić nieco energii.
Healy podążył za nią, głównie po to by… by nie być w samochodzie.
 
Asderuki jest offline  
Stary 10-04-2021, 22:50   #20
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację


Samuel zaśmiał się.
- Mam w sobie to o najlepsze z kilku tradycji.
- Powiedz mi… - zwróciła wzrok na laptop - Jak ci się podobała magya nowoczesności? - zapytała ze słyszalną dumą.
- Sztywna - druid powiedział szczerze - sterylna. Bardziej niż hermetycka, ale w gruncie rzeczy bardzo podobna do hermetyków. Pewnie też to zauważasz - zapytał.
- Pod pewnymi względami… tak. Chociaż ja lepiej rysuję kółka. - uniosła kącik ust - Czyli nie uważasz, że jest piękna w swojej formie?
- Koło? - Druid zapytał się z krzywym uśmiechem.
- Nasza Magya. - patrzyła uważnie zaciekawiona.
- Bardziej przypomina narzędzie - Samuel stwierdził rozważnie - ale to może być pozór. Pewne rzeczy są jasne dla każdego, zakorzeniły się w kulturze. Koło ma znaczenie, ale kod? Kodu nikt nie zna - wyjaśnił - to jest mało kto.
- Czy uważasz, że to źle? Gdy używasz narzędzi, aby rozłożyć rzeczywistość na części? Myślisz, że prawdziwe podejście musi być… - zastanowiła się - Mistyczne?
- Osobiste - Samuel wyjaśnił - nie jestem wrogiem rozumu, korzystam z niego. To wspaniałe narzędzie. Tylko, że bez serca prowadzi do zła. Nasza Sztuka jest potężna, odarcie jej z osobistej warstwy sprowadza ją do noża w rękach socjopaty.
- To musisz być niepopularny wśród wiedźm przy kociołkach. - przechyliła głowę - Wiesz o jakim typie Verben mówię.
- Różnie z tym bywa - stwierdził - nie mam większych problemów ze swoimi.

- Ach, przypomniałam sobie o co też chciałam zapytać. Kroisz się często? Czy to was w ogóle boli?
- Musi boleć albo osłabiać organizm. Inaczej ofiara nie ma sensu - Samuel wyjaśnił - to przecież prosty wniosek - stwierdził z ledwo wyczuwalną irytacją.
- Ciekawe. - Mervi wyglądała na prawdziwie zainteresowaną, ale powstrzymała się na tyle, aby nie drążyć tego tematu - Mówiłeś, że wydaje ci się, iż mój Avek jest dynamiczny. Widziałeś jak wygląda?
- Rezonans - Samuel wyjaśnił - zobaczenie cudzego avatara gdy nie próbuje się tego bardzo to raczej kwestia szczęścia lub jego aktywności - wyjaśnił - chociaż znam jednego maga który twierdzi, że zawsze je widzi.
- Może to i lepiej, że go nie widziałeś. Jeszcze byś dostał consta migreny, w lepszym wypadku. - zerknęła w stronę gdzie poszła Akane - Co masz zamiar kupić do jedzenia?
- Zaufam Akane - Samuel stwierdził beztrosko.
- W końcu kanapki to dobre zrobiła. - pokiwała głową.


***

Droga na spotkanie z Russo była naprawdę wyczerpująca. Wraz z wznoszeniem się słońca coraz wyżej i wyżej, w samochodzie robiło się coraz duszniej i duszniej. O ile Akane, Samuel i Mervi dobrze znosili mikroklimat auta, to Patrickowi dał się we znaki. Najwyżej będzie musiał powitać Russo spocony jak po maratonie.
Z pewnym bólem Irlandczyk musiał przyznać, iż zgłodniał dużo wcześniej niż Samuel. Nie wiedział, czy druid miał po prostu szczęście, czy też wywnioskował to z jego stanu - co prawda był pewny, że Samuel nie sprawdzał dogłębnie jego wzorca, to powierzchowna percepcja magyczna, przypominająca raczej rzut okiem, była niewątpliwą zaletą mistyków - że zgłodnieje. W gruncie rzeczy niszczejący, osłabiony organizm Patricka łaknął kalorii, ale był jeszcze w na tyle dobrym stanie, iż nie stracił apetytu.
Zastanawiał się, czy aby Samuel nie wypalił o tekście z prowiantem dla niego.
Dym i lustra. Druid chyba z przyzwyczajenia udawał wiele rzeczy.

***

Miejsce, do którego zajechali, prezentowało się mizernie. Kompleks budynków stał dosłownie pośród niczego. Wokół był tylko piach, drzewa i, bardzo w oddali, dzika zwierzyna. W zasięgu wzroku nie dostrzegali innych zabudowań, osiedli ludzkich i śladu cywilizacji. Oczywiście, wiedzieli, że były, nawet nie tak daleko, ale skutecznie przysłaniają je drzewa, pagórki i zarośla. Oraz monotonia.
Do kompleksu prowadzi gruntowa, nieutwardzona droga. Mervi i Patrick obserwując końcową część trasy, oraz kilka skrzyżowań z równie zaniedbanymi drogami spostrzegli, iż wiele sąsiadowało z mniejszymi wzniesieniami, skałami oraz biegły pod nachyleniem. Była pora deszczowa, więc w przypadku opadów zrozumieli, iż droga do tego miejsca - a także wiosek i mieścin w pobliżu - zamieni się w wielu miejscach w potoki błotne pułapki.
Dźwięk ich pojazdu słychać z daleka. Dlatego też nie zdziwiło ich, iż wszyscy lokatorzy schowali się w budynkach. Poza głównym, dwupiętrowym, ceglanym budynkiem - odrobinę zniszczonym, ale zadbanym - dostrzegli spory, biały namiot doczepiony do skrzydła budynku, studnię, drewnianą szopę, foliową szklarnię i drugą, większą szopę z krzyżem, może kapliczkę. Pod budynkiem stały dwa samochody, stary, zakurzony dostawczak oraz mały pick-up.
Oraz komitet powitalny. Dwóch białych, z czego tyle jeden technicznie rzecz biorąc należał do rasy białej. Prawdziwie biały był chudym, żylastym człowiekiem, po pięćdziesiątce jeśli nie lepiej. Siwe, bujne włosy opadały niedbale na wysokie, pomarszczone czoło, pociągła twarz wykrzywiona była w spokojnym, acz groźnym grymasie. Kremowa koszulka polo, zapięta pod szyję wyglądała trochę workowato na jego ciele. W obu dłoniach trzymał starą, dwulufową strzelbę. To chyba był Russo.
Drugim białym był… Albinos. Wysoki, barczysty murzyn. Miał chyba z dwa metry wzrostu, jeśli nie więcej, a przy dość niskim Russo, wygląda jak olbrzym. Spojrzenie miał srogie, rzucane zacienia czapki z daszkiem. Jego uzbrojenie stanowił dobrze znany wszystkim automat kałasznikowa. Miał nawet założoną starą kamizelkę kuloodporną oraz pas z dwoma ładownicami.
Jednak gdy Russo ich dojrzał, powiedział coś w nieznanym języku do murzyna i ruszył ku nim na powitanie z opuszczoną bronią. Zaczął cicho, po angielsku, przy ich samochodzie, aby nikt nie słyszał.
- Magowie - ni to stwierdził, ni zapytał - nikt inny by się tak debilnie tu nie ubierał - spojrzał przelotnie na Samuela i Akane - od razu to widać. Czego chcecie?
- To on kazał się nam pierdolić. - Mervi powiedziała swoim beztrosko i uśmiechnęła się słodko do Russo - Przyjechaliśmy tu na wakacje, a jak sądzisz?
- Wzywałeś - Samuel rzucił krótko.
Russo spojrzał na nich badawczo.
- Nie mamy szans z wami. Jeśli mogę prosić, pójdziemy do mojego gabinetu. Nie noście broni długiej na widoku, i tak dość zamieszania zrobiliście.
- Nie przyszliśmy tu robić kłopotów. Sam zawiadomiłeś kogo trzeba… my jesteśmy tylko konsekwencją tego zawiadomienia. Nie ma powodu do wrogości czy niechęci. - dodał Irlandczyk.
Japonka zaś ukłoniła się przed mężczyzną na powitanie.
- Wybaczcie, że tak to wszystko wygląda. Sami dostaliśmy odrobinę enigmatyczne wytyczne. Jak wspomniał kolega nie chcemy robić kłopotów - zaczęła uprzejmie i od razu dodała powód przybycie - Szukamy Juriego.
- Wolałbym nie ściągać tutaj nikogo z Tradycji - Albert powiedział gorzko i zaprowadził ich do gabinetu.
- Nie ściągasz… powiesz co masz powiedzieć i ruszamy dalej robić swoje.- wzruszył ramionami Healy. - Zresztą… wolałbyś kogoś z Unii?
Mężczyzna nie odpowiedział Irlandczykowi, prowadząc ich w milczeniu.


***


Gabinet Russo, jeśli można było tak nazwać mały pokój z gołymi ścianami, jedną szafą na dokumenty, szkolnym biurkiem - był mały. Na tyle, iż czyli się wewnątrz dziwnie niekomfortowo. Ledwo starczyło dla nich krzeseł. Podczas drogi, szeroką klatką schodową która nie spełniała norm pożarowych, minęli tylko jedną czarnoskórą kobietę niosącą pranie. Znamiona na twarzy sugerowały, iż musiała pochodzić z jakiegoś plemienia. Nie wyglądała na wystraszoną.
Albert usiadł za biurkiem, z grymasem bólu - Akane od razu wyczuła, iż chodzi o kolana. Po chwili spostrzegli, że na jednej ścianie wisi mały krzyż. Russo odsunął na bok starego laptopa, strzelbę odłożył za siebie, opierając ją o parapet okna.
- Nie jestem z pozycji do stawiania wymagań - powiedział szczerze - ale proszę, aby moje personalia oraz miejsce pobytu pozostały tajne. Również dla Tradycji.

Healy machnął ręką dodając.
- Szukamy maga i na jego znalezieniu oraz jego sytuacji możemy skupić się w raportach. Natomiast to JAK go znajdziemy jest nieistotne dla sprawy i może zostać całkowicie pominięte. A ponieważ ja jestem kronikarzem tej całej wyprawy, to mogę o to zadbać.- rzekł Healy dobrodusznym tonem.
- Jurij jest w okolicy - akolita powiedział przeciągle - ale boję się wojny którą sprowadzicie.
- To wyprawa ratunkowa… nie wojenna. Nie zamierzamy wywoływać konfliktów, zresztą nie jestem pewien czy mamy dość sił, by rozpocząć działania wojenne. Chcemy z nim tylko pomówić, wyjaśnić sytuację i w ramach okoliczności zaoferować pomoc. Po to nas tu wysłano. - odparł Irlandczyk znudzony tym całym owijaniem w bawełnę jakie serwował im akolita, który wyraźnie wiedział coś więcej. - Co Jurij… mag który przeżył inwazję, bunt, to co zdemolowało jego dom… czymkolwiek było. Czemu on bawi się w partyzantkę?
- Nie znam dobrze historii Jurija - akolita powiedział spokojnie, a magowie wyczuli, tylko po gestach, iż ten śmiertelnik miał żelazną wolę i bardzo dobrze panował nad swoim emocjonalnym halo - powiem co wiem. Wojna domowa podnieca plemienne waśnie. Tutaj mamy starcie dwóch, nie jest ważne po czyich stronach stoją w wielkiej grze, tutaj chodzi aby wyrzynać się lokalnie. Ja stoję po środku, jak zawsze. Jurij… Przybył tutaj się ukryć. Jednak nie ukrywał się na darmo, pomagał jednej ze stron. Był to bardzo dobry układ. Druga strona… Ma maga. Widząc go pierwszy raz, można pomyśleć, że to mówca marzeń. Wątpię aby jakikolwiek z mówców przyznał się do niego. W moim mniemaniu nie jest członkiem Tradycji, ale może od moich czasów macie już jakieś legitymacje - rzucił bardzo “branżowym” żartem związanym z identyfikowaniem jako członków Tradycji wielu magów, w tym właśnie mówców - lecz obecność Jurija pozwalała zachować równowagę. Po prostu impas. Pech chciał, że Jurij wpadł w ich łapska, to jest rządowych. W łapska tego szamana - dokończył, dając im chwilę na przetrwanie tych słów.
- Jeśli chcecie dalej się mieszać w tą sprawę, wezmę mapę, podam nazwy stronnictw, wioski, przywódcy i objaśnię trochę historii.
- Chyba nie mamy wyboru.- odparł Irlandczyk spoglądając na resztę i westchnął. Brakowało mu jego samochodu. Tu by się teraz bardzo przydał.
Mervi słuchała w milczeniu. Czy od teraz każdy będzie sądził, że ich grupka to psy gończe Rady z licencją na zabijanie pod błogosławieństwem Tradycji? Technomantka nie czuła się z tym dobrze, jeszcze gdy ich obecność miała takie skojarzenia wywoływać w opiekunach biednych... Samuel błądził wzrokiem po ścianach.
- I z chęcią dowiemy się wszelkich szczegółów o jakich słyszeliście jeszcze na temat tego szamana. Cokolwiek może nam bardzo pomóc - azjatka dołączyła do rozmowy. Przez moment się nad czymś zastanawiała, ale zostawiła tę myśl bez głośnego wymawiania. Za to szturchnęłą Samuela łokciem aby się nie rozglądał tak ostentacyjnie.

- Tu będzie - Russo szukał słów - trudno to przetłumaczyć na angielski. Ten szaman… Tytułuje się coś pomiędzy Królem-Pośród-Pokoleniami. Chociaż to nie do końca chodzi o króla, bardziej książę, watażka? Coś w tym stylu. Ma na imię Gustav, nie pochodził z plemienia. Niemieckojęzyczna rodzina, z tego co wiem. Stoi po stronie Armii Bożego Miłosierdzia, generalnie popierają rząd. Mała, lokalna prorządowa partyzantka, przewodzi jej Alun. Skurwiel generalnie. Był wodzem jednego plemienia, aktualnie je zjednoczył. Poszukiwany przez was.. Wspierał Ruch Socjaldemokratyczny, czy raczej mały go wycinek, generalnie rebelia. Kwestia jest taka, że tutaj… Nie ma o co walczyć. Rząd ma gdzieś tutejsze okolice, rebelia tym bardziej, wszyscy. Tylko, że te zgrabne płaszczyki pozwalają dodać trochę ideologii do waśni między plemionami. Jest ich kilka, generalnie odnogi. Alun wywodzi się z Wysokich… - Russo myślał - ...Wysokie Stopy, ale nazywa się ich Wysokimi, po postu. Waśnie są stare, a ten komuś siostrę porwał i nie dał za to krowy, a to zagarnięto teren polowania… Jak to tutaj zwykle. Jeśli miałbym oceniać, Armia Bożego Miłosierdzia jest o wiele bardziej ekspansywna, oni są naprawdę dobrze zorganizowani, wiedzą co chcą osiągać i to robią. A ruch? Po prostu kilku chłopaków chciało poszturchać nielubianych sąsiadów, a gdy zobaczyli, że sami dostają łomot, to jeszcze kilku innych mając zamiar bronić swoich domów przystało to najbliższego ruchu rebelii, aby dostać parę karabinów więcej.
- Nie widzę szansy na dogadanie się z Gustavem w kwestii oddania nam naszego maga. Nie przy tak pompatycznym tytule. Może być… nieświadomym tego faktu infernalistą. - zamyślił się Healy. - Oni uwielbiają pompę i dopisywanie sobie znaczenia.

Technomantka wciąż nie zabierała głosu. Niech Healy mówi o afrykańskich terrorystach... znaczy, bojownikach o wolność.
- Nie jest infernalistą - akolita stwierdził dodając swoją opinię - ale jest, z tego co wiem, dość potężnym przebudzonym. Jurij miał z nim spore problemy.
Akane się zamyśliła.
- Czy może… znasz jakieś jego osobiste dokonanie? Coś czym lubi się może najbardziej chwalić? Obiegło famą po okolicy?
- Gustava?
- Tak. Jestem zwyczajnie ciekawa czy coś by się dało dowiedzieć o tym jaki ma styl… lub chociaż do czego jest zdolny.
- Przywraca stare zwyczaje - Russo stwierdził rzeczowo - to jest, aktywniej. Oczywiście dalej mają na sztandarach krzyż, ale sam maluje forpoczcie na ciałach znaki. Mówi się, że jest dobrym wróżbitą. Osobiście jestem przekonany, że bardzo dobrze włada pogodą. Raz rozbił się tutaj śmigłowiec ONZ… W burzy. Nagłej. Potem jeszcze wszystko uprzątnął - akolita po raz pierwszy westchnął ciężko, jakby uwalniając ciężar.
Dziewczyna pokiwała głową zapadając w zamyślenie.
- Skoro mamy ci zejść z zadka, to może znasz jakieś miejsce lub osadę, gdzie byśmy się mogli bezpiecznie przyczaić?- zapytał Irlandczyk samego Russo, po czym rzekł do Mervi.- Jeśli zbuduję ci odpowiednio mocny przekaźnik to chyba zdołasz się włamać do satelitów szpiegowskich krążących nad tym obszarem? Dobrze by było przeprowadzić zwiad bez zwracania na siebie uwagi.
- Swoimi działaniami podpalicie okolice - Russo stwierdził fakt.

- Wiesz, że nie potrzebuję mocnego przekaźnika, nawet z tym połączeniem, do włamania się? Myślisz, że net ciągnę przez ziemne kable z widocznymi koordynatami na swoją głowę i wysyłam bio do nasłuchującego serwera Unii? - spojrzała na Russo - Skoro o techno mowa... Czy oni też się nie zakręcają wokół tego bajzlu?
- Nie w tej okolicy - Russo wyjaśnił.
- Mam chyba pomysł na zwiad… ale khm panie Russo czy chcesz abyśmy może ustawili barierę która by odwracała uwagę od tego miejsca? - zapytała się nagle japonka.
- Zwiad z kosmosu to jeszcze nie podpalanie okolicy. I nie zamierzamy się włączać w tą lokalną wojenkę. Byłoby to głupotą. Jeśli uderzymy to z planem i chirurgiczną precyzją.- odparł Healy podpierając podbródek dłonią.- Na razie potrzebujemy się gdzieś przyczaić, by właśnie nie zacząć od jej podpalenia.
- Chciałbym - akolita powiedział z dziwną mocą głosu, powagą i wolą - abyście odchodząc nie zostawili tej sytuacji w gorszym stanie niż jest obecnie. Aby nie doszło do kolejnej serii walk, aby nikt nikogo nie poświęcał, nie mścił, nie węszył okazji. Abyście nie kopnęli w gniazdo szerszeni i nie zostawili tych ludzi, obojętnie z której strony są, w gorszym bałaganie niż są teraz.
- Przepraszam, ale czy ty przypadkiem nie mówiłeś że ta wojenka plemienna toczy się od lat? - odparł sceptycznie Healy.
- Nie - Russo powiedział patrząc na Irlandczyka uważnie, zaczął powtarzać mu wolniej - znacie Bałkany? Kocioł Bałkański? Raz na jakiś czas ktoś się zasztyletował pod pubem. Nienawidzili się, lecz nie walczyli otwarcie. Splunięcia, nie rozmawianie, pobicia, czasem nóż. Gdy państwo się wali, takie rzeczy się zaogniają. Jak teraz.
Akolita teraz zaczął mówić już normalną prędkością, jakby zwracając się do ogółu, a nie tylko Patricka.
- Każde piekło można uczynić dowolnie gorszym, miejcie to na uwadze. Powiedzenie, że i tak ze sobą walczą nie zwalnia was z odpowiedzialności gdy zaczną to robić ze zdwojoną determinacją.
Jak na bardzo zorientowanego akolitę Albert miał bardzo duży tupet w rozmowa z przebudzonymi.
- No i ? Trochę już za późno na to. Masz dwie siły w tym jedną z ambicjami i magiem z kompleksem wyższości. Rzeczy się zaognią z nami czy bez nas. - stwierdził sceptycznie Healy splatajac ramiona .- Alun będzie dążył do ekspansji, więc rozlew krwi jest nieunikniony… czy tu będziemy, czy też nie. Teraz gdy jedna strona ma szamana, a druga żadnego maga jak sądzisz co się stanie? Powiem ci co… teraz ekspansja ruszy z kopyta i wojna się rozkręci. Bo tak to działa, gdy jedna ze stron ma przewagę nad resztą.
Wykład Patricka zirytowanał Mervi i była bliska zrugania go, ale uznała, że nie powinna pokazywać przy akolicie waśni między nimi. Choć jej wzrok i mina skierowana na irlandczyka mówiła wiele.

- Panie Healy, więcej empatii proszę. Rozmawiacie z człowiekiem, który poświęcił swoje życie na pomaganiu innym. Oczywiście, że będzie się martwił - Akane jak niepodobna do siebie ostro potraktowała Patricka. - Panie Russo… wiem, że chcecie dobrze i my też wolelibyśmy nie rozpętywać tu piekła większego niż jest. Niestety, choć kolega ujął to jak ujął ale, może to być zwyczajnie trudne. Możemy dołożyć wszelkich starań, ale to co się podzieje to nie będzie tylko nasza decyzja. Gustav brzmi na niebezpiecznego osobnika i jego decyzje w tym wszystkim też będą miały znaczenie - dziewczyna powiedziała dużo łagodniejszym tonem choć nie mniej pewnym. Jakby wiedziała o czym mówi.
- Gdy ścierają się olbrzymy, mali zostaną starci w proch - Albert powiedział gorzko.
Samuel do tej pory milczał, jakby ważąc fakty. Powoli przeniósł wzrok ze ściany na Russo.
- Byłeś ważny - druid stwierdził do akolity z dziwną pewnością w głosie, nie twardą, widoczną, raczej miękką, utajoną, lecz silną. Coś podobnego, czego doświadczyła Mervi, gdy mimo speszenia i delikatności, mówił o niej.
- Byłeś ważny - Samuel powtórzył - ty się tutaj ukrywasz. Spowiednik - podsumował manierą typowego inteligentna który generalnie mówi rzeczy słuszne i prawdziwe, ale z który za wiele nie wynika.
Russo tylko kiwnął głową w milczeniu. Był spięty. Mervi i Patrick po chwili zrozumieli o co chodzi. Russo musiał być spowiednikiem kogoś z chóru, wielu chórzystów traktowało tą insytucję bardzo ceremonialnie. Był może towarzyszem, kimś jak ojciec Adam dla Iwana (chociaż wiedzieli, że akurat Iwan spowiedników nie uznawał). Znał wiele brudów i sekretów.
Oznaczało to, że wezwanie do siebie kogokolwiek z Tradycji już teraz było dla Russo ryzykiem. Które jednak podjął.
Nim japonka odezwała się spojrzała po pozostałych z pewną niepwenością.
- Nikt od nas… myślę, że nie zamierza robić nic z tym faktem. Pan Healy już i tak zaoferował pominięcie was w raporcie.
- Liczę na dobrą wolę - Albert powiedział trochę się uspokajając - wciąż jestem wierny sprawie Tradycji, ale nie chcę aby wielkie rzeczy przysłoniły… Te mniejsze. To, co tutaj.
- Nie jesteśmy bezmyślnymi psami Rady pozbawionymi serc. - Mervi dodała silnie - Tylko czasem... niektórzy się zapominają. - zerknęła krótko na Patricka.

Healy potarł podstawę nosa dodając z pewną irytacją. - Cóż… ja może i okażę się osobą bez serca, wciąż wypominając jeden drobniutki fakt. To jest strefa wojny, tu są dwie ścierające się frakcje, tu poleje się krew… z naszym czy bez naszego zaangażowania. I tu jest już Piekło. I być może mnie osobiście dotyka fakt, zrzucania na nas winy… że niby pogorszymy sytuację. Jakby już nie była zła.
Odetchnął ciężko i spojrzał na spowiednika prosto w jego oczy.- My jednak nie zamierzamy angażować się w tutejsze walki. Jeśli znajdzie się sposób wydostania Jurija szybko i w miarę bezkrwawo to skorzystamy z niego. Zresztą nie mamy szans wchodzić w otwarty konflikt z magiem wspieranym przez armię, mającym być może węzeł i kilka duchów na uwięzi. Nie jesteśmy oddziałem taktycznym i nie mamy sprzętu. No… i ja uważam, że o Gustavie winien dowiedzieć się Horyzont. No chyba, że nie chcesz… i wolisz żeby ten mag urządzał sobie w Afryce magyiczne królestwo.
- Myślisz, że nie interweniowałem - cierpki uśmiech pojawił się na twarzy Russo - ilu magów urządza sobie prywatne królestwa? Wampirów? Innych istot? Bankierzy, nieformalni władcy miast, korporacji, regionu - akolita wymienił spokojnie - Tradycje nie mają siły opanować samych siebie, co dopiero cały świat. Ale w jednym masz rację - spojrzenie akolity było twarde - tutaj jest już piekło. Zapominasz tylko o jednym, zawsze znajdzie się jakiś sukinsyn gotów zrobić je dowolnie gorszym.
To była obelga, twarda, spokojna, obelga. Czuli to. Akolita nie tracił panowania. Po prostu… Nie bał się? Znał swoje ograniczenia, powiedział to na początku, lecz się nie bał.
- Może to świat jest piekłem, a my staramy się je uczynić trochę znośniejszym? - Dodał patrząc na nich uważnie.

Samuel założył ręce za głowę, wyprostował się na krześle. Ważył słowa. Widać było, że nad czymś myśli, a może wciąż odtwarza w pamięci, odsłuchuje przebieg rozmowy.
- Russo - zwrócił się do akolity.
- Wystarczy ojcze duchowny - akolita uśmiechnął się lekko.
- Może być i ojcze - druid pokiwał dwa razy głową - nie mamy zamiaru pogarszać sprawy. Naszą misją jest też… Wyrównanie zmarszczek rzeczywistości. Inaczej to nie miałoby sensu. Cieszę się, że przydzieleni mięśniacy nie są tymi, którzy dowodzą - powiedział polubownie do duchownego.
Albert ważył słowa.
- Potrzebujecie czegoś? Jeśli chcecie się tu zatrzymać, dopóki nie nadepnięcie nikomu na odcisk, mogę wam dać jedną izbę. Opłata standardowa, wedle zwyczaju.
Zwyczaj oznaczał drobne błogosławieństwo na domowników, stara tradycja z dawnych czasów.
- Jeśli można, ja u was się chwilę zatrzymam - druid powiedział szczerze - nie wiem jak reszta. Ale chyba wolą nie?
- Jeśli mamy nie przyciągać kłopotów na to miejsce, powinniśmy je opuścić jak najszybciej i nigdy tu nie wracać. Z pewnością nasza próba uwolnienia Jurija nie obejdzie się bez echa. - stwierdził Irlandczyk i dodał. - Jak już wspomniałem. Polecenie dobrego miejsca na stały obóz, które będzie w miarę bezpieczne i nieodwiedzane byłoby najlepszą pomocą w naszej sytuacji.
- Tylko tutaj jest teren neutralny - akolita wyjaśnił - wszystkie pobliskie wioski są już “czyjeś”. O ile pamiętam, nie ma tam hoteli.
- Jeśli można to bym skorzystała również - Akane dodała zmęczona zachowaniem Patrica.
- Myślałem raczej o miejscu innym niż wioska. - stwierdził Healy i spojrzał po trójce pozostałych magów. Westchnął ciężko i wstał. - Dobra, ustalcie sobie co chcecie. Ja się przejdę. A potem dostosuję się do tego co postanowicie.
- Nie umywaj rąk - Samuel obrócił się powoli w stronę Irlandczyka - zdaję sobię sprawę, że postawa godzenia się na wszystko jest bardzo wygodna. Można potem zalewać smutki poczuciu wyższości, że by się na pewno o tym pomyślało. Siadaj i chociaż słuchaj - druid stwierdził cierpko.
- Nie dziękuję.- odparł Healy, odetchnął głośno. - Ja już wyczerpałem swoje sugestie i pomysły na czas tej rozmowy. Zostały odrzucone. Nie mam nic więcej do powiedzenia w tej kwestii.-
Spojrzał na całą grupkę magów. - Nie mam też nic do dodania i potrzebuję się przejść.
Po tych słowach wyszedł z pokoju. Druid odprowadził syna eteru uważnym wzrokiem. Nie westchnął, po prostu długo wpatrywał się w znikającego za framugą mężczyznę.
Akane kiedy cała ta wymiana zdań trwała stukała butami o siebie i patrzyła się przed siebie.
- To… - zaczęła cicho - ja w sumie mam pewien pomysł…
- Śmiało - Samuel odezwał się do dziewczyny.
Mervi patrzyła za Patrickiemk z pełnią złości i... zawodu?
- Ja także... - odezwała się wracając wzrokiem do zgromadzonych - ...zostanę tu... - wzięła głęboki oddech.
- Khm, to ten… tak pomyślałam sobie, że mogłabym zmienić się w fenka i pobiec na przeszpiegi. Przy okazji dzieląc z kimś umysł abyście mogli zobaczyć to co ja, albo i więcej. W ten sposób możnaby ominąć ewentualne zabezpieczenia przed podglądaniem za pomocą magy korespondencji - Akane kręciłą nogą mówiąc.
- Nie powinniście takich rzeczy od tak omawiać przy mnie - Russo uśmiechnął się pod nosem, trochę jak do dzieci - i nie powinniście pokazywać braku spójności. Młoda kabała?
Akolita powiedział naprawdę serdecznie.
Akane podniosła spojrzenie. Uśmiechnęła się na jedną stronę zadziornie.
- Pewnie tego też nie powinniśmy mówić?
- To było stwierdzenie - wzruszył ramionami - za długo służę sprawie Tradycji.
Mervi wahała się chwilę, walcząc z myślami, ale... nie mogła teraz zacząć kombinować nad sposobami przeszpiegów. Zbyt niespokojny umysł...
- Wybaczcie, zaraz wrócę. - powiedziała wstając i szybkim krokiem ruszyła za Patrickiem.


 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172