Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-02-2021, 16:22   #1
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
[Mag: Wstąpienie] W pogoni za domem

W pogoni za domem




Rzęsie krople deszczu ściekały po zaparowanej od wewnątrz szybkie w której odbijało się niewinne, zamyślone oblicze Kelly O’Brain. Dziewczyna jak to zwykle mała w zwyczaju, nie dojadła swojego zamówienia, natomiast kawę opróżniła ekspresowo podczas opowieści Patricka, którą wysłuchiwała z zaangażowaniem, emocjami i ciekawością. Syn eteru znał na tyle Kelly, iż niektóre bardziej drastyczne fragmenty musiał stonować, bo inaczej mówczyni marzeń nie zaśnie dziś z nerwów, a mimo to kobieta i tak była wystarczająco podekscytowana.
Kelly podniosła wzrok spod szyby, wciąż analizując to co powiedział jej Patrick.
- Cieszę się, że udało nam się spotkać – uśmiechnęła się delikatnie – naprawdę cieszę się, że wyszedł z tego wszystkiego cały. Ale wiesz, ta cała rzecz z Białym Domem…
Przebudzenia lekko przygryzła wargę, nie seksownie, raczej wyrażając zdenerwowanie.
- Mnie też oferowano uczestnictwo, zrezygnowałam. Mentorka mi odradzała – zaśmiała się – no dobra, zabroniła. Powiedziała, że skończy się na mokrej robocie i wystrychnięciu na dudka grupy poszukującej. Rada ma swoje wizje, ale… Co ja będę ci mówiła, sam wiesz jak to z tym politykowaniem niżej. Edynburg ostrzy sobie zęby na pozostałości po tamtej fundacji, a nie może działać bezpośrednio. Wiem, że po tej sprawie w Skandynawii dobrze wam jest odbudować zaufanie Tradycji… Po prostu uważaj. Jakoś zróbcie aby nie być narzędziami.

***

Edynburska Loży Pawia, czyli fundacja Tradycji która ugościła Mervi i Patricka, starała się być być gościnna, niestety nieszczególnie im to wychodziło. Mieszcząca się na terenie zabytkowej wilii fundacja oficjalnie była dość snobistycznym klubem dżentelmeńskim, a nieco mniej oficjalnie, acz dalej w zasięgu ręki, lożą masońską. Idee tego miejsca czuć było w staroświeckich, drogich meblach i do bólu XIX-wiecznym wystroju.
Mervi i Patrick oczekiwali na przyjęcie w tak zwanej Sali Zielonego Rycerza. Najpewniej wystrój inspirowano legendarnym rycerze Galvinem. Jedną ze ścian w całości zasłaniały wysokie, rzeźbione regały wyłożone starymi książkami – chociaż czujne oko Mervi dostrzegło, że znajdowały się tam nowe publikacje z zakresu matematyki i informatyki, które najpewniej oprawiono w postaranie oprawki aby ich grzbiety nie budziły nieprzyjemnego kontrastu zresztą zbiorów. Przeciwległą ścianę zajmowały z kolei powywieszane na ścianach egzemplarze uzbrojenia. Mervi była pewna, że niektóre były autentykami – trudno w sprawach wieku było oszukać adepta czasu – natomiast Patrick dostrzegł zadziwiająco dużo broni która wyglądała mu na w jakiś sposób zmodyfikowaną, nie chodził o broń palną, lecz podwieszone u szczytu ściany hakownice i samopały musiały być dotknięte ręką zdolnych rusznikarzy, kto wie, czy nie przebudzonych – może jakiś technokratów lub bardziej zainteresowanych trybikami, śrubkami i wielkim boom hermetyków.
Środek sali wypełniał, wręcz zabierał całą wolną przestrzeń wielki, podłużny stół przy którym posadzono Mervi i Patricka, podsuwając im filiżanki kawy i zwietrzałe ciasteczka mające im umilić wątpliwą przyjemność czekania na jakiekolwiek zainteresowanie.
Naprzeciw dwuskrzydłowych drzwi wejściowych, dokładnie po drugiej stronie stołu dumnie pierś prężył drewniany manekin przyodziany w gotycką, zieloną zbroję. W jednej dłoni trzymał tarczę z wymalowanym pentagramem, a w drugiej miecz który jakoś nie pasował do tarczy, za długa rękojeść i ostrze, była to broń ewidentnie przeznaczona aby człowiek władał nią dwoma rękami.
Właśnie, człowiek. Patrick dostrzegł pierwszy, a po nim wkrótce i wirtualna adepta, iż manekin jest raczej jakiegoś rodzaju zakamuflowanym robotem, i to raczej z gatunku tych napędzanych trybami i silnikami elektrycznymi, zgodnie z najlepszymi tradycjami eteryków, niż jakimś mistycznymi źródłami.
Tak oto spędzali czas, Patrick mogąc oglądać zbiór sprzętu, a Mervi narzekając na słaby transfer siei bezprzewodowej dla gości – do której hasło dostała na bardzo gustownej, inkrustowanej (chyba miedzią) kartce przypominającej wizytówkę.

***

Do takiego traktowania Akane nigdy się nie przyzwyczai – miała nadzieję, że jednak w dłuższej perspektywie nie będzie musiała się przyzwyczajać. Najpierw recepcjonista nie dając jej dojść do słowa poprosił aby poczekała, gdyż szef służby lokalu jeszcze nie przyszedł do pracy. Potem, gdy już wyjaśniła nieporozumienie iż wcale nie jest nową pokojówką (miała szczerą nadzieję, że rzecz nie rozbijała się o bardziej intymną obsługę klubowiczów) i przekazała tajne hasło, spotkała ją drugą nieprzyjemność.
Wysoki, szpakowaty jegomość w garniturze, z całą pewnością mag, nie dał wiary jej zapewnieniom kim jest i w jakim celu tutaj przebywa, twierdząc, iż nie szukają uczniów. Przepychanka trwała zdecydowanie zbyt długo, nim pojawił drugi osobnik.
Niski, tęgi, siwy mężczyzna z widocznymi, wielkimi zakolami przywitał się z Akane serdecznie. Sprawiał lepsze wrażenie od swego kompana, ubrany w staromodną kamizelkę, nosząc fajkę w kieszeni przypominał trochę bogatego, dobrego wuja. Dziewczyna sama nie wiedziała, czemu takie skojarzenie jej się nasunęło. Nazywał się Gordon i wyjaśnił całe nieporozumienie.
W tym samym czasie, pierwszy spotkany mężczyzna bez słowa ulotnił się za drzwiami, najpewniej dziękując czemukolwiek, w co wierzył, że nie przedstawił się młodej adeptce.
Nie musiał. Lisica dobrze zapamiętała jego aurę.

***

Lokaj zaprowadził japonkę do Sali Zielonego Rycerza, gdzie czekała już Mervi i Patrick. Wirtualna adeptka i Irlandczyk od razu stwierdzili, że jej twarz wydaje się znajoma, lecz nie potrafili określić gdzie i w jakim kontekście. Patrick był dodatkowo niemal święcie przekonany, że widział dziewczynę więcej niż raz.
Akane nie zdążyła się nawet dobrze przywitać i zająć miejsca, gdy jedno skrzydło drzwi uchyliło się, a ze szpary między częściami wrót zaczęła wystawać głowa. Blada, o ostrych rysach, całkiem przystojna. Dobrze przystrzyżona, kwadratowa broda wyglądała dostojnie, zupełnie nie pasując do kolczyka w skroni oraz krótkiego, postawionego na lakier irokeza, równie kruczoczarnego jak zarost, wy starającego pośrodku gładko wygolonej czaszki. Piwne, zaciekawione oczy wpatrywały się im chwilę zza małych, okrągłych, przyciemnionych szkieł binokli. Mężczyzna uśmiechnął się sympatycznie, ukazując zbiór równych, trochę wilczych zębów.
Otworzył drzwi pokazując resztę swego ciała. Nosił smoliście czarny garnitur, pasujący do grabarza. Z barwą marynarki i spodni kontraktowała wściekle niebieska koszula. Nie nosił krawatu, a klasę dopełniały spinki do mankietów w kształtach czaszek, których oczy wysadzono kolorowymi kamykami.
Modniś wyglądał mimo wszystko gustownie, trochę jakby szatan miał nieco zbyt ekscentrycznego kuzyna który zamiast zbierać cyrografy, woli biegać po galeriach sztuki. Taki sympatyczny diabeł.
- Jeśli dobrze rozumuję – zaczął wślizgując się do pokoju przez wąski otwór i zamykając po cichu, konspiracyjnie drzwi – państwo również w sprawie formowania grupy poszukiwawczej – bardziej stwierdził niż zapytał – nie abym był tak błyskotliwy, po prostu zerknąłem przez ramię pewnemu mistrzowi do akt i było tam wasze zdjęcie.
Wyszczerzył się wchodząc bardziej do środka, lecz zamiast usiąść przy nich, zaczął wodzić wzrokiem po biblioteczce. Dotknął grzbietu jednej z książek w postarzanej, fałszywej oprawie.
- Tandeta…
Westchnął pod nosem. Minęła dobra chwila zanim nabrał ponownego zainteresowania magami. Odwrócił się do nich i zaczął podawać dłoń.
- Samuel de Balzac z Verben. Druid, działacz społeczny, dyplomata… Tak w skrócie. Mam nadzieję na miłą współpracę…
Po dłuższym przyjrzeniu się mu można było stwierdzić, iż był w podobnym wieku, lub nieco starszy od Patricka, raczej typ inteligenta. Akane ponadto z całą pewnością stwierdziła, iż lokalna rękawica dość mocno ugina się w obecności tego przebudzonego, było to subtelne, wyczuwalne dopiero przy bliskim kontakcie, lecz wyraźne. Dodatkowo jej uwagę przykuło jak Sameul oddychał. Jego tempo oddechu było zbyt regularne jak na typowego człowieka. Nie wyglądał na szczególnie silnego ani wytrzymałego, lecz wyglądało to tak, jakby dość dobrze kontrolował swoje prana. Co się dziwić? Verbena jest z tego znana.
- Straszny bałagan tutaj mają – Samuel stwierdził zniesmaczony odkładając małą, czarną walizkę na ziemię, obok krzesła – posadzili mnie w innej sali. Czekam, czekam… Dopiero na korytarzu złapałem mistrza Gordona. Mam nadzieję, że chociaż przy tajemnych orgiach zachowuję odrobinę lepszą organizację tego kto z kim, o której - zamyślił się – jeśli nas nie wykopią stąd w stylu „macie natychmiast ratować świat” to stawiam lunch po tych całych obradach, lepiej się poznamy.

***

Po przybyciu ostatniego z magów, nie trzeba było już tak długo czekać na mistrza Gordona, dokładnie tego samego maga, który powitał japonkę na recepcji. Mężczyzna przedstawił się tym razem pełnym tytułem, jako mistrz Gordon Anstruther, Syn Eteru i Wysoki Komisarz Edynburga. Tylko Mervi świtało, iż jest funkcja nadawana przez Rade Dziewięciu magom mającym koordynować wdrażanie jej rozporządzeń na danym terenie, chociaż nie była tego pewna.
Zgodnie z odwiecznymi prawami przyrody, nie może istnieć polityczna sprawa bez zamieszanego w nią hermetyka, stąd wraz z Gordonem, przywitał ich adept Troy Luc Beyondfire bani Quaesitor. Hermetyk ten posiadał prezencję typowego gryzipiórka. Okulary w drucianych oprawkach, blada, anemiczna twarz, blond włosy zaczesane na bok, przyduży, nie do końca dobrze skrojony garnitur pasowały do anemicznego, znudzonego głosu oraz stery dokumentów które zaczął rozkładać na stole.
Był też ona, Kari Brundtland, kultystka ekstazy, pociągająca femme fatale. Lekko opalona, nawet pomimo wtłoczenia się w żakiet (Patrick dobrze wiedział, iż chyba tylko po to aby bardziej pasować do estetyki tutejszych magów) prezentowała się bardziej jak tuż przed imprezą niż na oficjalnym spotkaniu. Widać było, iż jest tutaj tu raczej przejazdem.

***

Prawie dwie godziny, nie licząc dziesięciu minut, zajęła im tak zwana papierkowa robota kierowana przez adepta Troya. Prawdę mówiąc, nikt z obecnych magów za bardzo nie orientował się w pełnej złożoności pełnomocnictw rady, postanowień, paktów, kabał niezależnych i całych tych problemów które bardziej pasowały do Unii niżeli Tradycji. Tylko dzięki obecność Kari, znajomej Patricka, powodowało, iż raczej mogli czuć się bezpieczni, kultystka na pewno, skoro już tutaj była, w jakiś sposób przypilnowała aby ich na tym etapie nie oszukano. Wartymi odnotowania wydarzeniami była niezręczność ze strony Sameula, nie pasująca d samozwańczego dyplomaty, który zaskoczony zapytał rozpalającego fajkę Gordona, czy nie uważa, iż w muzeum – wskazując na kolekcję broni – nie powinno się palić.
Drugie wydarzenie to ustanowienie Patricka Sprawodawcą czyli oficjalnym reprezentantem nowej kabały wobec Rady. Nie oznaczało to z automatu jakiegokolwiek przywództwa, acz stanowiło silny argument aby forsować swoje zdanie lub chociaż rozrządzać spory wewnątrz grupy. Gdy to ogłoszono, Kari mrugnęła do Irlandczyka porozumiewawczo.
Pod koniec, przy podpisach, przekazano im pełnomocnictwa rady na papierze i w formie kart cyfrowych (sztuk po dwie, nie per osoba) oraz kopie dokumentów, w tym część korespondencji Białego Domu. Odszukanie w tym jakiś wartych uwagi informacji może zająć całe dnie.

***

Nieco ciekawiej zrobiło się gdy głos zabrał mistrz Gordon, nieco szerzej omawiając sprawę i tło polityczne oraz wydarzenia które powstały, jakby czując, że z papierów nikt normalny nie zrozumie o co naprawdę chodziło (Mervi kuło w sercu, że może zdrajca Jonathan, był wszak specjalistą od prawa magów).
- Formalności – Gordon zaciągnął się fajką – już za nami – skinieniem głowy podziękował hermetykowi – zatem możemy przejść do rzeczy które które mają jakikolwiek sens – eteryk stwierdził pogodnie, dają jasny znak, iż sam nie lubił takiego formalizmu – wedle naszych danych fundację Biały Dom, czyli, jeśli dobrze wymawiam, Albayt A'abyad, zniszczono przynajmniej pięć miesięcy temu. W najbardziej pesymistycznym przypadku może być to trochę ponad rok temu, gdyż z tego okresu pochodzi ostatni znany ruch Białego Domu, prosta transakcja handlowa z jednym umbralnym dworem. Jednakże Biały Dom był znany ze swej skrytości, zatem nie brałbym najgorszego scenariusza pod uwagę. Te pięć miesięcy temu Horyzont odebrał sygnał o zniszczeniu dziedziny horyzontalnej Domu. Przez kolejne trzy miesiące próbowano nawiązać kontakt, lecz bez skutku.
Gordon zrobił przerwę na fajkę.
- Biały Dom posiadał swoją własną dziedzinę oraz węzły zasilające. Aspekt ziemski nie był stacjonarny, z tego co mi wiadomo, posiadali jeszcze aspekt w której dziedzinie cząstkowej lub jej cieniu. Byli skrycie, utrzymywali mało relacji zresztą… Po prostu zajmowali się sobą. Z tego co słyszałem, było tam na pewno kilku eutanatosów, chórzystów i hermetyków, kult ekstazy też… Może coś w papierach znajdziecie o szefostwie, ale szczerze wątpię. Jak każda dobra fundacja, trzymali swoje zasoby i wewnętrzną strukturę w tajemnicy.
Mistrz znowu zaciągnął się fajką, puszczając dymne koło.
- Tuż przed sygnałem zniszczenia dziedziny, do Horyzontu spłynął też drugi komunikat. Podpisany sygnaturą domu, awaryjną. Informacja zawierała listę ocalałych, stwierdzenie, że był to atak Unii oraz informację aby ich nie szukać. Dość osobliwe, prawda? Tym bardziej, ze wedle naszych danych Unia nie zaatakowała tej dziedziny. Trzeba przechwycić tą czwórkę, jeśli wszyscy żyją, dowiedzieć się co się stało, najlepiej zaprowadzić uch tutaj. Posiadam dostęp do Horyzontu, mogę ich odeskortować tam. Co ważne, trzeba im odebrać ewentualne przedmioty. Mimo bycia członkami fundacji, mogą sobie nie zdawać sprawy, co właściwie mogli wynieść z tej starej dziedziny. Poza tym, tak, oczywiście… Trzeba im pomóc. Tradycje to mimo wszystko również wspólne dobro. Mamy się wzajemnie chronić i wspierać, nie zostawia się przyjaciół nawet gdy sami sobie tego życzą w niejasnych okolicznościach – Gordon wyśpiewał starą, znaną kazdemu, i niestety niezbyt prawdziwą w rzeczywistych zastosowaniach, formułkę. W każdym razie, często się nie sprawdzała.
- Wiem, że żyje chociaż jeden z nich… Ale zanim o tym, może omówię to, co do tej pory o nich wiemy, kogo szukamy. Najprawdopodobniej tworzyli kabałę w ramach Białego Domu.
Eteryk podsunął im na stół wykadrowane, poprawione sztucznie zdjęcie z jakieś imprezy bogatych ludzi. Wskazał palcem na wysokiego, uśmiechniętego blondyna. Odziany był jak reszta towarzystwa w garnitur, zabawiał rozmową starsze damy. Widać było, że ma kilka kilogramów za dużo, lecz w granicach norm. Lekko pucołowata twarz i roześmiane oczy.
- To adept Joseph Februus Antonius III bani Fortunae, hermetyk. Nie wiem czemu jego hermetyczne imię ma liczebnik, ale też nieszczególnie badaliśmy sprawę. Z imienia nazywa się Joseph Johnson, rodzina zginęła wtedy, gdy się przebudził, okoliczności nie są jasne. Jest Amerykaninem, terminował też w stanach. Zajmował się finansjerą, podobno jest dość dobrym wieszczem.
Kolejne zdjęcie, pochodzące chyba z czasów szkoły średniej. Dziewczyna o smukłej, bladej, pociągłej twarzy. Błękitne, blade oczy, brak makijażu poza czarną szminką na usta. Włosy proste, luźno i bezładnie opadające na boki i na dół, daleko poza kadr. Czarne.
- Podobno dużo się nie zmieniła od czasów szkolnych, jeśli to faktycznie ona. Jest najmłodsza z grupy, nie wiem czy osiągnęła status adepta. Catrin Bianchi, Verbena. Nie skończyła szkoły, uciekła z domu, nie utrzymuje kontaktu z rodziną. Uchodzi za dość narwaną.
Trzecie zdjęcie, czy raczej dwa zdjęcia. Oba przedstawiały ładną, lokatą blondynkę. Na pierwszym spacerowała po molo w różowej skupienie. Na drugim ładną, serdeczną buźkę zdobiły zadrapania, krew i błoto, Zresztą cały jej strój, przypominający ubiór agenta specjalnego, był pobrudzony i poszarpany. Wraz z innymi ludźmi pozowała nad truchłem jakiejś rogatej bestii, definitywnie nie pochodzenia ziemskiego.
- Te drugie zdjęcie od eutanatosów, uczestniczyła w kilku akcjach swojej Tradycji. Emma, Amelia lub Ava, używała dużo imion, podobno ma amerykański akcent. Niewinna twarzyczka, ale to zabójczyni.
Ostatnie zdjęcie przedstawiało trochę stereotypowego, czerwonego na twarzy Rosjanina, w uszance, na mrozie.
- Jurij Aleksiej Wasiljewicz Bykow. Syn eteru, próbowałem sam się czegoś dowiedzieć… Jakby nie istniał poza własną bańką. Publikował trochę do Paradigmy, specjalizował się w chemii i wypływie różnych substancji na organizm. Robił też używki. Z żywej rodziny, na brata w koloni karnej, ale nie byłem w stanie dowiedzieć się kto to. Właśnie co do Jurija jestem pewien, że żyje.
Technomanta dał im chwilę na oswojenie się z informacjami, samemu delektując się fajką.
- Siedemnaście dni temu dostaliśmy informacje o nim. Widziany był w Namibii, w okolicy Otjiwarongo. Podobno zaangażował się w lokalny konflikt… I przepadł bez śladu znowu. Mamy tam akolitę, Albert Russo, misjonarz. Powiązany z chórem, list też napisał w tamtym języku alegorii. Dobre na cenzurę, trudno coś pożytecznego przekazać. Zadeklarował pomoc, sadzę, że od wizyty u niego powinniście zacząć. Niestety poza listownym, nie mamy z nim kontaktu, dokładne go zlokalizowanie też nie jest tak łatwe. Pewnie macie wiele pytań – Gordon spojrzał po nich z uśmiechem.
 

Ostatnio edytowane przez Johan Watherman : 01-02-2021 o 21:04.
Johan Watherman jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172