Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-05-2021, 11:13   #1
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
[+18]Strangers, case 4023

Strangers
Case number: 4023
June 18th, 5:43 PM.


GM - Fiath/Boomy - Czerń
Soichiro "Soyboy" Shimone - Med - Purpura
Connor Walsh - Rezakiri - Pomarańczowy

Soichiro Shimone prowadził samochód trasą 90. Był on studentem Japońskiego pochodzenia, przeniesionym do nauki na amerykańskim uniwersytecie przez zamożną rodzinę, dla której brał też udział w sprawunkach biznesowych. W fotelu pasażera towarzyszył mu Connor Walsh, obecnie uprawiający staż u Ronalda Dworkina student prawa wyróżniający się imponującymi wynikami w toku nauczania. Ich dwójka planowała spędzić najbliższe dwa tygodnie na plaży w Bostonie na zaproszenie Miho Park — ich koleżanki z uczelni — której rodzina miała na własność domek letniskowy w okolicy. Na ten moment wszystko zapowiadało się świetnie. Słońce im dogorywało, ale przyjemny letni wiatr chronił ich przed uporczywą temperaturą.
Ich auto zaczęło powoli zwalniać. Soichiro spojrzał na miernik paliwa. Zapomnieli zatankować.
“Lepiej teraz niż później” - mogło przejść im przez myśli. Zbliżali się do Auburn, więc stacja musiała być gdzieś niedaleko. Japończyk zastukał w miernik, a jego towarzysz zerknął na mapę. Zaraz powinni zobaczyć zjazd do Charlton Service Plaza. Soichiro zwolnił, aby oszczędzać paliwo i skierował się na zjazd do placu serwisowego, gdy tylko go zobaczył. Nie starczyło jednak oparów w baku. Pojazd zatrzymał się trzysta metrów od stacji benzynowej, która spoglądała na nich prowokująco. Było to jedyne warte uwagi wydarzenie, które napotkali od opuszczenia domu, do chwili incydentu.
- Chikusho!! - zaklął Japończyk, z mocny zirytowanym uderzając zaciśniętą ręką w kierownicę auta, którego klakson głośnym piskiem oznajmił ich problemy najbliższej okolicy. - Kono kusoyaro… no chuj, musimy go dopchać. Walijczyk, wsiadaj za kierownicę - rzucił do swego kompana i nie czekając na jego odpowiedź, wyszedł z pojazdu, trzasnął za sobą drzwiami i ustawił się za samochodem z rękami na bagażniku, gotowy zacząć go pchać, gdy tylko Connor siądzie za kółkiem.
Connor przewrócił oczami i wygrzebał się z samochodu, spokojnie zamykając drzwi i kierując się w stronę miejsca kierowcy. Cała ta podróż była nudna i nużąca, a teraz jeszcze kolejny problem. Dobrze przynajmniej, że sam nie musi pchać samochodu. Siadł za kierownicą i odkrzyknął do Soichiro - Jestem już, możesz pchać!

Cytat:
Soichiro test ciała (sukces < 5) DC1 = 1d6 = 4, pass.
Japończyk zaparł się ile sił w nogach i zaczął toczyć samochód do stacji benzynowej. Jezdnia była obecnie pusta, więc para nie musiała użerać się z protestami innych kierowców, choć jednocześnie nie miał im kto pomóc. Po dwudziestu minutach samochód był już na stacji. Mężczyźni odetchnęli i poklepali się po kieszeniach. Benzyna była po $2.30 za galon. Stać ich.
Connor wyszedł z auta, żeby rozprostować nogi. Ruszył luźnym krokiem w stronę stacji, zakładając z góry, że Soichiro zajmie się nalaniem benzyny.

Japończyk otarł pot z czoła i sięgnął do kieszeni po portfel.
- Ja zaleję gazu, więc poszedłbyś kupić nam jakieś przekąski? I przy okazji paczkę Lucky Strików dla mnie - powiedział, podając Connorowi pięciodolarowy banknot. - Jakiś energy drink i paczka chipsów też nie zaszkodzi. Sprawdź, czy są o smaku wasabi.


Wchodząc do stacji Connora przywitał miły zapach świeżo wymytej podłogi oraz przyjemny chłód klimatyzowanego pomieszczenia. Za ladą siedział znudzony, młody człowiek, bliski do niego wiekiem. Widząc Connora podniósł się z krzesła.
- Witam, tankuje pan? Może jakąś kawę? - zaproponował. Jego niewygolona twarz i podkrążone oczy odbierały powagi jego profesjonalnej wypowiedzi.
Sklep miał pełne półki, było jednak niewielki. Niewiele osób przejeżdżało 90-siątką, a jak ktoś planował zakupy, mógł zjechać Auburn albo Worcester. Dało się tu znaleźć nieco przekąsek oraz podstawowe narzędzia jak taśmy czy klucze.
Connor zerknął od niechcenia na kasjera - Mój kolega właśnie tankuje. - odparł i poszedł wziąć jakieś przekąski. Stacja benzynowa nie miała wielkiego wyboru, jednak po przejrzeniu wszystkich półek udało mu się znaleźć to, czego szukał. Podszedł do kasy z garścią zakupów - dwa energetyki, paczka czipsów, papierosy i batonik dla siebie. - Położył produkty na ladzie i spojrzał oczekująco na sprzedającego.
Kasjer bez pośpiechu przeskanował produkty, po czym doliczył dopłatę z paliwo.
- To będzie $22 - poprosił.
Soichiro po zatankowaniu paliwa również wszedł do sklepiku by przyjrzeć się zakupom Connora.
- Czyli nie mają tu wasabi. Szkoda - westchnął, lekko rozczarowany. Po czym zwrócił się do kasjera. - Hej, czy w tych stronach często wysiada wam prąd? Spędzimy dwa tygodnie nad morzem i nie wiem, czy nie przydałyby się nam zapasowe baterie.

- Morzem? - zdziwił się kasjer. - W sensie w Bostonie? Nie wiem, to kawałek stąd, też tylko na wakacje jeżdżę. Duże miasto, więc raczej nie powinno się nic dziać. - stwierdził młodzian.
Connor jeszcze raz przegrzebał kieszenie, lecz nie znalazł żadnych dodatkowych drobnych - Niech pan odliczy tą paczkę chipsów - zwrócił się do kasjera, wzdychając z irytacją.
Kasjer również wzdychnął mozolnie wyciskając zmianę na kasie. - $19 w takim razie.
- To jeszcze trochę nam zostało - zauważył Japończyk, będący studentem ekonomii. - W takim razie dokupię jeszcze kilka rzeczy.
Powiedziawszy to, na szybkości chwycił paczkę baterii, piwo i dwie paczki czipsów, a następnie wrócił do lady, rzucając kasjerowi resztę drobnych.
- Pospieszmy się, bo chciałbym dojechać przed zmrokiem, a nie wiadomo czy w mieście nie będzie korków - rzucił do Connora.

Mężczyzna za ladą wzruszył ramionami. Jemu się nie śpieszyło. Powolutku skasował przedmioty Soichiro, aż wreszcie wydukał. - $8.30. Siatkę? - zaproponował.
- Nie zaszkodzi - przytaknął Japończyk.
Mężczyzna szybko spakował zakupy i podał reklamówkę Japończykowi. - W czymś państwu jeszcze pomóc?
- Ja wracam do auta - rzucił Connor w stronę Soychiro i skierował się do wyjścia.
- Tak, dziękujemy bardzo - kiwnął głową Soichiro, po czym chwycił siatkę i również udał się do samochodu. Zaraz gdy zasiadł za kółkiem uchylił okno i wziął do ust papierosa, oferując również paczkę Connorowi.
W tym czasie Connor poczuł również wibracje w kieszeni. Dostał wiadomość SMS od koleżanki zgromadzenia, Miho.

Cytat:
Zmęczyłam się ●︿● w drodze 90 jest zjazd do lasu gdzie widać posiadłość. Wygląda na pustą. Złapcie mnie tam.
Dziewczyna wyjechała w stronę Bostonu na dwie godziny przed Connorem i Soichiro, wybierając się na samotną przejażdżkę motorem. Była to jednak ogromna odległość, z biegiem czasu jej zapał zmalał i postanowiła rozbić swój dojazd na dwa dni. Nie chcąc jednak wydawać pieniędzy na hotel w Auburn, pojechała przed siebie, aż znalazła pierwsze ciekawe miejsce na krótką przerwę.

-Miho napisała - zwrócił się Connor do Soychiro - ponoć zmęczyła się jazdą na motorze i chce przenocować w jakiejś opuszczonej posiadłości. Jak dla mnie idiotyczny pomysł, lepiej po nią podjedźmy, lepiej już spać w aucie, niż w jakiejś rozpadającej się ruderze. -
Młodzi mężczyźni spakowali się i ruszyli w drogę. Słońce powoli zachodziło, gdy opuszczali stację paliw, ostrzegając ich, że nie wyrobią się do Bostonu przed zapadnięciem nocy. Tym bardziej, jeżeli mają zjeżdżać na bok po ich mniej rozważną koleżankę.
Młodzi mężczyźni spakowali się i ruszyli w drogę. Słońce powoli zachodziło, gdy opuszczali stację paliw, ostrzegając ich, że nie wyrobią się do Bostonu przed zapadnięciem nocy. Tym bardziej, jeżeli mają zjeżdżać na bok po ich mniej rozważną koleżankę.

7:20 PM

Zjazd, o którym wspomniała Miho, był łatwy do przeoczenia. Niedaleko za Auburn, między gęstwiną drzew, znajdowała się mała, zaniedbana ulica prowadząca w stronę Worcester. Patrząc przez nią w dal, widać było dach wieży starej posiadłości, prześwitujący między gałęziami drzew. Soichiro westchnął i skierował samochód wgłąb.
Auto podskakiwało na popękanej ulicy, aż dotoczyli się do otwartej na oścież bramy wjazdowej. Na początku para zwątpiła, czy faktycznie trafili na miejsce. Zaraz jednak po wjechaniu pod drzwi opuszczonego domostwa, dojrzeli motocykl Miho schowany za ścianą dobudowanego na zewnątrz garażu. Przez stojące obok drzewo Soichiro nie mógł zmieścić tam swojego auta, więc chwilowo zaparkował je za krzakami na lewo od bramy, nie chcąc, aby ktoś zgłosił jego podejrzane auto przy opustoszałym domu.
Gdy wysiedli z auta, cień posiadłości padał na ich twarze. Budynek był bardzo obszerny, miał dwa piętra oraz wieżę obserwacyjną dobudowaną z lewej strony. Długością obejmował całą szerokość posesji, stykając się trzymetrowym kamiennym murem i uniemożliwiając obejście budynku, jeśli ktoś chciał się dostać na jego tyły. Zarówno Connor, jak i Soichiro nie przypominali sobie niczego na temat tej budowli, byli jednak w tej okolicy pierwszy raz. Wiedzieli, że Miho mogła znać tę okolicę lepiej od nich, choć biorąc pod uwagę jej charakter i tendencje, do wnętrza mogła ją sprowadzić czysta ciekawość.
- Odpisz jej może ze jesteśmy? Wolalbym nie wchodzic do takiego miejsca - stwierdzil Japonczyk, wzdrygając sie lekko. - Oczywiście nie żebym sie bał - dorzucił szybko, zerkając na Connora ze zmarszczonymi brwiami. - Ale w takim miejscu pewnie siedzą pijaki, ćpuny i inni squatterzy. Napisz jej zeby jak najszybciej wyszła przez bramę.
Connor wyjął telefon i wysłał do Miho krótkiego sms'a 'Dojechaliśmy. Gdzie jesteś?'. Schował telefon do kieszeni i zaczął się przyglądać dziwnej posiadłości.
Ściana posiadłości była zachowana we względnie dobrym stanie, dając Connorowi wrażenie, że miejsce to było opuszczone od niedawna. Nie miał co prawda doświadczenia aby wytypować konkterną datę, nie spodziewałby się jednak aby było to więcej niż dziesięć, może dwadzieścia lat. Wszystkie okna w mieszkaniu były zakratowane od zewnątrz, prawdpodobnie aby chronić przed włamaniami. Patrząc uważniej od dołu, Connor dostrzegł, że z drugiego piętra wystaje nie poddasze wejścia, a balkon, na który sięgała jedna z gałęzi dębu rosnącego pomiędzy posiadłością a garażem.
Po chwili Connor dowiedział się, że Miho otrzymała jego wiadomość, dzięki informacji zwrotnej na telefonie. Pozostało tylko czekać.
-Miho otrzymała wiadomość. Poczekajmy tu na nią, bo nie wiem jak ty, ale ja nie zamierzam tam wchodzić - oznajmił Connor.
- Tak, lepiej do niej nie dzwoń. Jeśli jest w środku to nie chcemy żeby dzwonek obudził jakichś squattersów, czy inne dzikie zwierzaki które mogły się tam zadomowić - dumił Soichiro z rąką na podbródku. - Czy ona naprawde tam weszła? Jaką debilką trzeba być? Mattaku… - westchnął kręcąc głową i podszedł do motocyklu dziewczyny by go obbadać.
Należąca do Miho Honda Shadow VT1100 stała bezpiecznie odstawiona na nodze. Miho zabrała ze sobą swój klucz i upewniła się, że jej motocyklowi nic się nie stanie. Nie mogła jednak przewidzieć wszystkiego, gdy przyglądający się pojazdowi Soichiro położył dłoń na pojeździe i przypadkiem przewrócił go na ziemię. Mężczyźnie udało się postawić motocykl do pionu nim Connor zauważył jego wpadkę, istniała jednak szansa, że Miho zauważy jakieś ślady naruszenia.

7:30 PM

Mężczyźni postanowi poczekać na koleżankę przez przynajmniej dziesięć minut. Jednakże, gdy czas upłynął, w dalszym ciągu nie otrzymali od niej znaku życia. Nie odpisała im na smsa i tym bardziej nie opuściła jeszcze posiadłości.
- Nie da się jakoś sprawdzić jej położenia tym ustrojstwem? - zapytał Japończyk, wskazując na telefon komórkowy, w który wpatrywał się Connor. - Ty chyba uczysz się o komputerach i tym podobnych?
Connor pokręcił głową. - Wyślę jeszcze jednego sms'a. - Odpowiedział, po czym zaczął wyklikiwać kolejną wiadomość. 'Czekamy już 10 minut. Zamierzasz stamtąd wyjść?' Następnie ziewnął i poszedł w stronę samochodu w celu oparcia się o niego.
- Haa… - zawtórował mu Soichiro, wzdychając ciężko. Następnie by czymś się zająć przyjrzał się zaniedbanym krzaczorom przed wejściem do rezydencji. Był czerwiec, więc udało mu się zoczyć trochę jagód. Większość była jeszcze niedojrzała, ale było wśród nich kilka które nabrały już kolorów. Wybieranie ich mogło zająć trochę czasu, jednak i tak nie miał nic lepszego do roboty.

 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline  
Stary 03-05-2021, 11:14   #2
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
8:00 PM

Chłopacy w ciszy oczekiwali powrotu swojej koleżanki. Ich telefon pozostawał głuchy, a czas mijał. Nim się obejrzeli, była już dwudziesta, a na niebie zaczęły pojawiać się gwiazdy. Connor pozostał opanowany. Coś się stało, ale wiedział, że należało po prostu podjąć jakąś decyzję i zadziałać. Soichiro nabrał złego przeczucia. Cokolwiek tu się działo, nie był w stanie wyobrazić sobie nieszkodliwego scenariusza.

Cytat:
Connor Walsh, test motywacji = sukces.
Soichiro, test motywacji = porażka.
Soichiro stres +
- Dobra, dość już tego czekania - warknął zniecierpliwiony Japończyk i nie czekając na reakcję Connora ruszył stąpając ciężko w stronę wrót rezydencji. - Jeśli siedzą tam jakieś ćpuny, to po prostu wypłoszę ich i skopię im wszystkim dupy. Jeśli będzie trzeba to spalę całą tą chałupę. Może właśnie gwałcą naszą koleżankę.
Connor przewrócił oczami, jednak nie zamierzał powstrzymywać Soichiro. Znudziło mu się czekanie, może faktycznie warto przejść do działania. - Leć rozwalać, ja jestem krok za tobą! - odkrzyknął w stronę swojego kumpla.
Soichiro podbiegł szybko do auta i zabrał z niego ekwipunek do samoobrony przed potencjalnymi bezdomnymi. Przede wszystkim zabrał swój sprzęt sportowy: drewniany miecz oraz łuk i strzały. Zaraz po tym stanął naprzeciw posiadłości i otworzył drzwi rezydencji na oścież agresywnym szarpnięciem. Przed mężczyznami ukazał się obszerny hol rezydencji. Kwadratowe pomieszczenie posiadało wyjścia prowadzące na wschód, zachód i północ. Znajdujące się przed Japończykiem drzwi północne były otoczone przez parę drewnianych schodów. Te znajdujące się po prawej miały w sobie dziurę. Kilka środkowych stopni zapadło się, prowadząc w otchłań pod posiadłość. Przyglądając się schodom, mężczyźni zauważyli prowadzące do nich ślady butów. Odciski w kurzącym się dywanie niosły ze sobą błoto, przez co wyglądały na stosunkowo świeże.

- HALO!! - Soichiro ryknął nagle na całe gardło. - Jesteś tu, Miho!!? Wyłaź, bo czekamy już na ciebie całe wieki!! Jak ktoś inny tu jest, to ostrzegam, że jesteśmy uzbrojeni i gotowi wpierdolić każdemu, kto dotknie naszej koleżanki!!
Connor trzymał się dwa metry za swoim kompanem, czekając na dalszy rozwój wydarzeń. Przy okazji starał się w miarę możliwości zerknąć do środka rezydencji przez otwarte drzwi wejściowe.
Dźwięk rozszedł się po pomieszczeniu, nic się jednak nie stało.
Serce Japończyka zaczynało bić coraz szybciej. W rezydencji i otaczającym ją lesie było tak cicho, że Miho i ktokolwiek inny wewnątrz budynku z pewnością by go usłyszał. A to musiało oznaczać, że albo dziewczyna próbowała sprawić im jakiś bardzo wredny żart, albo…
- Może coś spadło jej na głowę i straciła przytomność, albo noga utknęła jej w spróchniałej desce - próbował racjonalizować, ze wzrokiem wciąż wbitym w ślady na schodach. - Ale skoro przeczytała wiadomość, to znaczy, że jest przytomna. A jeśli jest przytomna, to powinna być w stanie nam odkrzyknąć…
Soichiro przeniósł w końcu wzrok na Connora. Chłopak widział u niego tak poważne spojrzenie tylko, gdy banda chuliganów wyśmiała jego fryzurę i Japończyk obiecał, że wyśle ich wszystkich do szpitala.
- Connor, słuchaj uważnie. Zostań tutaj i pilnuj, żeby nikt nie zamknął drzwi. Ja pobiegnę na górę, złapię Miho, i natychmiast ją przyprowadzę. Jeśli nie wrócę w ciągu dziesięciu minut albo zobaczysz czy usłyszysz coś podejrzanego, to natychmiast uciekaj do samochodu i dzwoń na policję. Zrozumiałeś? - to powiedziawszy, stanowczym ruchem wyciągnął w stronę kolegi otwartą dłoń. - Jeśli tak, to pożycz mi swoją latarkę.

Connor kiwnął głową i podał japończykowi latarkę. Następnie dodał - Masz, ale uspokój się trochę, pewnie nic jej nie jest. Ta posiadłość ma pewnie kilkadziesiąt pokoi, Miho może nie słyszeć, jeśli jest w którymś z nich. Ale mniejsza, leć jej poszukać, ja tu będę na was czekał. - mówiąc to, oparł się o drzwi i spoglądając raz do środka rezydencji, raz na zewnątrz, przygotował się na kolejne dziesięć minut czekania.
- Włamywacze mają zasadę pięciu minut. Jeśli oni mogą przejrzeć dom i ukraść najbardziej wartościowe rzeczy w takim czasie, to w dziesięć minut spokojnie ją znajdę, jeśli się gdzieś nie ukrywa. - wyjaśnił Soichiro. - Nie martw się. Po prostu wolę to załatwić szybko, żeby nie ryzykować bawienia się godzinami w takim miejscu.
To powiedziawszy, wkroczył do posiadłości, z zamiarem wbiegnięcia po schodach. Wypatrywał też dalszych śladów dziewczyny, co jakiś czas nawołując jej imię.

Schody skrzeczały pod nogami Japończyka, grożąc zawaleniem podobnie do swoich braci. Wytrzymały jednak i Soichiro szybko znalazł się na drugim piętrze, naprzeciw serii drzwi. Po jego prawej i lewej znajdowały się kolejne drzwi, te prawdopodobnie wiodące na korytarze.
Soichiro przeszedł na drugę stronę balustrady, wypatrując dalej śladów w kurzu. Po drodze przeleciał również światłem latarki po klamkach czterech drzwi znajdujących się naprzeciw schodów, by być może zauważyć, które były niedawno otwierane.
Mężczyzna nie znalazł żadnych śladów ludzkiej obecności na górze. Ślady w dywanie dążyły do zapadniętych schodów, jeżeli Miho faktycznie z nich skorzystała, mogła nie mieć okazji wspiąć się na sam szczyt. Z tą obawą w myślach Japończyk pochylił się nad wyrwą w schodach, kierując światło latarki w dół. Dziura prowadziła aż do piwnicy, gdzie znajdowało się kilka złamanych desek. Gdy Soichiro zakrzyczał ponownie - MIHO! - dziewczyna niezgrabnie weszła w pole światła latarki, nie będąc mu do końca ufna.
- Soichiro?! - spytała z dołu. Jej krótkie czarne włosy i stara skórzana kamizelka były pokryte kurzem. - Całe szczęście. Wpadłam tu na dno i nie miałam zasięgu w komórce. Możecie mnie stąd wyciągnąć? Albo zadzwońcie po straż pożarną. - poprosiła.
- Goddammit, woman! - ryknął dryblas z góry, wyraźnie zirytowanym, acz również ucieszonym głosem. - Po co tu w ogóle właziłaś!? Nigdzie nie jesteś ranna!? - to krzyknąwszy, zwrócił na moment światło latarki w kierunku Connora. - Chodź tutaj i przynieś apteczkę! Miho jest na dole i trzeba ją wyciągnąć!
Po tych słowach Japończyk zszedł z powrotem na dół, by zbliżyć się do dziury od strony wejścia do posiadłości i wyciągnął z torby na ramieniu linę, którą zaczął przywiązywać do balustrady schodów. Zdecydowanie nie mógł ufać staremu drewnu, więc postarał się przywiązać ją w taki sposób, by opleść ją dookoła kilku słupków jednocześnie.
- Poczekaj chwilę! - krzyknął jeszcze raz do dziewczyny. - Mamy linę, więc zaraz cię stamtąd wyciągniemy! Może jej nie starczyć, więc poszukaj czegoś, na co mogłabyś się wspiąć, żeby dosięgnąć! Może zająć dobrą godzinę, zanim straż pożarna dojedzie do takiego miejsca!

Słysząc swojego kolegę, Connor zaczął się rozglądać za czymś, czym mógłby zablokować drzwi wejściowe, aby te nie zamknęły się od wiatru. Jednocześnie sprawdził kieszenie, aby upewnić się, że na pewno ma przy sobie apteczkę.
Miho zaśmiała się, po czym odpowiedziała Soichiro - ... Opierdoliłeś mnie za włażenie do fajnej chaty, a chcesz, żebym się wspinała jakieś dziesięć metrów po linie ze skręconą kostką? - Odpowiedziała bez przekonania w głosie. - Mi się nigdzie nie śpieszy, mogę godzinę poczekać. Albo pomóż mi znaleźć jakieś zejście do tej piwnicy. Raczej nie rąbali schodów, za każdym razem, jak chcieli zejść po ogórki. - zaśmiała się. - Tylko nie skończ tak jak ja.

Tymczasem Connor dwa razy sprawdził, czy faktycznie ma w tylnej kieszeni spodni swoją małą apteczkę. Były w niej bandaże, plastry, nici i tabletki przeciwbólowe. Tego typu zabezpieczenie przyda się na wypadek awarii. Nie chcąc tracić resztek światła, które wpadało do posiadłości z dworu przez otwarte drzwi, młodzieniec zaklinował je w miejscu starą deską. Nie trzymała się one najlepiej, powinna jednak zatrzymać drzwi w miejscu na wypadek powiewu wiatru.
Po zabezpieczeniu drzwi, Connor ruszył biegiem w stronę Soichiro.
- Nie chcę łazić po tej… fajnej(?) chałupie więcej niż to koniecznie - wyjaśnił Japończyk, po czym z ciężkim westchnieniem ściągnął swoją nową kurtkę i przywiązał na koniec liny. - wystarczy, że się obwiążesz i ja już cię stamtąd wyciągnę. Może wyślę ci tam Connora do pomocy, żeby przysunął jakieś meble pod dziurę i potem wyciągnę was po kolei? - zaproponował.
- Fuck it, nie widziałam schodów na górę, więc jestem na twojej łasce. Rób, coś tam wymyślił. - Zgodziła się żartobliwie Miho.
- Hmm - zastanowił się Japończyk, po czym odwiązał linę i przyjrzał się schodom u podstawy. - Wymyśliłem coś jeszcze. Odsuń się, Miho, bo może coś jeszcze polecieć! - to powiedziawszy uniósł nogę z ciężkim butem i stąpnął z całą siłą na spróchniałe schody, by zrobić następną dziurę bliżej ich “wejścia” do piwnicy.
Walenie Soichiro w deski zaczęło rozchodzić się echem po całej posiadłości. Po kilku uderzeniach złamała się pierwsza deska, a kilka stąpnięć później następna.
- No. To trochę przedłuży nam linę - zawtórował odgłosom pękających desek. Następnie zaczął przywiązywać linę w podobny sposób jak poprzednio, ale tym razem u dołu schodów.


Cytat:
Soichiro test siły(5) z przewagą = 5, 6, sukces
Connor przyglądał się z bezpiecznej odległości jak Soichiro rozwalał schody, "nadzorując" jego pracę. Kiedy nowa dziura już powstała, zwrócił się do niego - Dobra robota, to na pewno nam pomoże. Aczkolwiek wciąż nie jestem przekonany do zeskakiwania pięciu metrów w dół i wciągania obitej koleżanki na górę jakąś liną. - to powiedziawszy, wziął na chwilę swoją latarkę od japończyka i rozświetlił pomieszczenie w którym znajdowała się Miho, aby lepiej się jemu przyjrzeć.
Miho znajdowała się w korytarzu z kamiennymi ścianami. - Hmm? Jest tu pokój, chyba pracowników i nawet mała kuchnia. Tak to tylko zamknięte drzwi. - wyjawiła z tego, co zdążyła zobaczyć.
-Od której strony są te drzwi? - odkrzyknął do koleżanki.
Miho wskazała ręką na wschód. - Tam jest kilka wejść, których nie mogę otworzyć. - po czym skierowała się na zachód - Tam mam miejsca dla służby i jakąś zamkniętą kratę. Chyba do dalszej części piwnicy. - wyjaśniła.
- Ok, w takim razie idę sprawdzić, czy nie da się do ciebie dostać od zewnątrz którymiś z tych drzwi - odpowiedział Miho, po czym skierował się do wschodnich drzwi na parterze.
- Serio chcesz łazić po tej nawiedzonej chacie? - zdziwił się Soichiro. - Właśnie powiedziała, że jest tam zamknięta krata! Jacy normalni ludzie mają kratę w piwnicy??
Pokręcił głową i zrzucił szybko przywiązaną linę na dół, by upewnić się, czy dosięga już do dziewczyny.
- Zostawmy to więc jako plan awaryjny. Jeśli zobaczysz tam kogoś niebezpiecznego, to spróbuj się wspiąć, Miho! - krzyknął ostatnie słowa do koleżanki, po czym ruszył za Connorem.

Za wschodnimi drzwiami, dwójka znalazła podłużny korytarz. Będąc wewnątrz budynku, okna wydawały się wyżej zamontowane, niż to było potrzebne. Connor zauważył, że na dworze zaczęło padać i to całkiem mocno. Brakowało tylko piorunów, aby nazwać to pełnoprawną burzą.
Podłużny korytarz był pozbawiony ozdób, pełnił czysto praktyczną funkcję, łącząc przedsionek z jadalnią. Drzwi do niej były otwarte na oścież. Stanowiła bardzo szeroki pokój, ze ścianami, na których znajdowały się zakurzone obrazy i ozdoby jak trofea upolowanych zwierząt. Zniszczony, drewniany pokój z masywnym stołem kontrastował z ułożoną na nim kolekcją dań.
Wszystkie posiłki były w pięknych ceramicznych misach, a wiele z nich wciąż dymiło od ciepła. Wyglądało to absurdalnie nie tylko dlatego, że ktoś poukładał na stole wykwintne dania, ale też z faktu, że była ich zatrważająca ilość. Półmiski z daniami leżały jeden na drugim, po całej długości stołu, zawierając dość jedzenia na kilka biesiad.
Jadalnia miała dwa wyjścia. Jedno prowadziło do korytarza w głąb posiadłości, drugie z kolei dalej na wschód. Tylko wschodnie drzwi były zamknięte. Dochodziły zza nich niepokojące dźwięki trzasków i uderzeń, których para mężczyzn nie mogła zidentyfikować.
Connor otworzył szeroko oczy, ogarniając wzrokiem stół pełen wykwintnych dań. Nie będąc w stanie znaleźć żadnego sensownego wytłumaczenia na to, dlaczego ktoś urządzał królewską ucztę w opuszczonej posiadłości, postanowił jak najszybciej wydostać się z tego dziwnego miejsca. - Myślę, że widziałem już wystarczająco. Wracajmy wyciągnąć Miho i zabierajmy się stąd jak najprędzej. - powiedziawszy to, obrócił się i pobiegł w stronę uwięzionej koleżanki.
- A nie mówiłem? - wzruszył ramionami Japończyk. - Miałem przeczucie, że ktoś tu jest i spuści nam wpierdol za tresspassing. - to powiedziawszy, chwycił pod pachę dwa krzesła z jadalni, by zablokować nimi dwie pary drzwi w drodze powrotnej do holu, a następnie kontynuować przerwany przed chwilą plan.
Gdy Connor wpadł do holu, zauważył, że szalejąca na dworze burza przyprowadziła ze sobą silny wiatr, który trzaskał otwartymi drzwiami budynku o wbitą przed nimi deskę. Widząc, że drzwi zaraz zamkną się same, mężczyzna dopadł do nich co sił w nogach, prowadzony przez złe przeczucia. Chwilę po nim do przedsionka dobiegł Soichiro, który zastawił krzesłami drzwi na korytarz, przez które niedawno przechodzili.

Cytat:
Connor test siły(3) z przewagą = 2, sukces
- O, dobry refleks - pochwalił chłopaka Japończyk. - Jednak przydał się na coś ten twój klub joggingowy. Hmm, ale przytrzymaj jeszcze chwilę te drzwi, bo mam jeszcze jeden pomysł. Poświeć mi latarką w stronę motoru. Przytargam go tutaj.
Po tym krótkim wyjaśnieniu Soichiro ściągnął koszulkę (odsłaniając przy okazji dobrze umięśnioną klatę) i rzucił ją na stołek przy wejściu do rezydencji. Skoro już miał przemoknąć, to dobrze było mieć chociaż suchą koszulę do wytarcia się po powrocie. Następnie zaś ruszył truchtem w kierunku motoru Miho. Przeciągnął go przez plac prosto na taras, tak aby oparł się o drzwi i trzymał je rozwarte.

Kiedy drzwi były już umocowane, Connor podbiegł do dziury w której uwięziona była Miho - Zaraz postaramy się ciebie stąd wyciągnąć. Dałabyś radę stanąć na jakichś deskach, żeby mieć chociaż pół metra bliżej do liny? - spytał się dziewczyny, starając się nie dać po sobie poznać przerażenia aktualną sytuacją. - Moglibyśmy w sumie użyć krzesła które przed chwilą przyniosłeś - dodał w stronę Soichiro.
- Tu są krzesła. Przytargam sobie jedno. - Zgodziła się Miho i odeszła do pomieszczeń w głębi korytarza. Zaledwie moment później, Connor zobaczył ją ponownie. Ustawiła do dziurą drewniane krzesło i stanęła na nim. Była teraz w stanie z łatwością złapać się liny, nawet jeśli nie była w stanie się nią obwiązać.
- Musiałaby stanąć na jakiejś dużej szafie, żeby móc się obwiązać - zauważył Soichiro, wycierający się suchą koszulką, którą chwilę później ubrał z powrotem. - Ale tego sama nie przysunie. Ewentualnie mogę cię tam spuścić i możesz ją podsadzić stojąc na krześle żeby mogła się obwiązać. Potem ciebie wyciągnę, jeśli tylko złapiesz się mocno liny. Chyba że chcesz ryzykować, karząc jej się trzymać. Tak czy siak, chyba musisz tam zejść, jeśli nie chcesz się rozebrać i przedłużyć liny swoją koszulą i spodniami.
To powiedziawszy, przyłożył dłoń do ust i skierował twarz w stronę dziury, by zwrócić się do Miho.
- Przy okazji, to nie jest opuszczony dom! Na prawo od holu jest jadalnia ze świeżo zastawioną kolacją! - przekazał koleżance. - Więc czekanie na straż pożarną wychodzi z rachuby, jeśli nie chcesz potem czekać na policję która na pewno zaaresztuje nas za tresspassing i niszczenie mienia. A czekając tu przez godzinę, nie mamy pojęcia co właściciele z nami zrobią, a z tego co mówisz, ich piwnica też wygląda podejrzanie.

- Eh, pewnie już blisko godzinę tu ze mną siedzicie - zauważyła Miho. Rąbanie schodów, zbieranie pomieszczeń i wielokrotne narady jednak trochę trwały. - To w ogóle legalne mieszkać w domu w tym stanie?
- Nie wiem, ale jeśli nie, to tym gorzej dla nas - odparł Japończyk. - Jeśli właściciele to jakaś tutejsza wersja rednecków, to pewnie właśnie przygotowują na nas spluwy, zamiast dzwonić na policję - kontynuował, drapiąc się po bródce. - Ale i tak dziwne, że kolacja wyglądała na jeszcze ciepłą. To znaczy, że przygotowywali ją, kiedy my tutaj rozrabialiśmy. Może są głusi i jeszcze nas nie zauważyli - zakończył, wzruszając ramionami.
-O nie, ja tam nie wchodzę. - wzdrygnął się Connor. - Jedna osoba w zapadniętych schodach w zupełności wystarczy. Nie wspominając już o tym, że właściciel może tu wejść w każdej chwili. - powiedziawszy to, niechętnie ściągnął swoją kurtkę i zaczął przywiązywać ją do liny.
Z podwójnie przedłużoną liną, Miho zdołała obwiązać się pod pachami. - No, przekręty. Pokażcie, jaki to wasz plan. - dziewczyna uśmiechnęła się do kolegów na górze.
- No dobra - wruszył ramionami Japończyk. - W takim razie, skoro tu jesteś, to pomóż mi ciągnąć.

Cytat:
Test siły Soichiro (DC5) = 2, zaliczony.
Soichiro zebrał się w sobie i zaczął wyciągać przywiązaną za linę Miho, gdy Connor trzymał go za pas, aby nie stracił równowagi. Dziewczyna była niepewna, starała się jednak pomóc, podciągając się po ścianie i chwytając podłogę parteru, gdy tylko znalazła się w zasięgu jej rąk. Parę minut później wszyscy dyszeli na podłodze przed schodami, cali i zdrowi. Dziewczyna była podekscytowana całym zajściem. Z charakteru zawsze szukała problemów i spodziewała się tego typu wydarzeń, gdy wpierw postanowiła spędzić tu noc. Biorąc jednak pod uwagę konkrety wydarzenia, po byciu wciągniętą liną miała już dość wrażeń.
- Mam skręconą kostkę więc zmiana planów. Soi, bierzesz mój motocykl, ja klapnę z tyłu waszego samochodu. - zadecydowała, podciągając się na nogi wsparta o Connora. Wiedząc o obecności potencjalnie niebezpiecznych osób wewnątrz posiadłości, cała trójka chciała zakończyć swój postój jak najprędzej. Nie dając sobie czasu na złapanie powietrza po wysiłku fizycznym, zadyszani mężczyźni chwytali swoje rzeczy, aby co prędzej ewakuować się ze sceny wydarzeń.
- Uh… - wydało się z ust Miho, a gdy Soichiro i Connor odwrócili się w jej stronę, zobaczyli przez drzwi posiadłości, jak samochód wjeżdża na jej plac. Kierowca miał ich prosto przed sobą, więc nie było mowy o pozostaniu niezauważonym. Z wnętrza wyszedł siwiejący mężczyzna w garniturze oraz mops w kamizelce psa policyjnego.

- O cholera. - wycedził Connor przez zaciśnięte zęby - Mamy kolejny problem. Chociaż gość nie wygląda jak zwykły policjant, może to jakiś specjalny agent wysłany, aby zbadać to opuszczone miejsce? W takim wypadku może dałoby się z nim dogadać. -
- No, to już wasza broszka - odetchnął Japończyk, zakładając ręce za szyję. - Ja nie mam dobrego doświadczenia z psiarzami. Parę razy mnie już spisali i prawie wylądowałem w areszcie. Dajcie znać, jeśli chcecie uciekać, to cię poniosę, Miho - zakończył, puszczając oczko dziewczynie.
Nieznajomy zatrzymał się w wejściu do posiadłości, obserwują trójkę młodych ludzi. Położył dłoń na kierownicy motoru Miho Park, na co dziewczyna zareagowała krzycząc - Hej!
Mężczyzna odparł ze spokojem. - Proszę zostać tam, gdzie jesteście. Wyjmijcie swoje dowody i rzućcie je w moją stronę po podłodze. - polecił, odsłaniając kaburę pistoletu skrytą pod garniturem.
Connor podniósł lekko ręce do góry, po czym powoli opuścił jedną, aby za jej pomocą wyjąć swój dowód z portfela. - Panie władzo, myślę że zaszło tu spore nieporozumienie. Trafiliśmy do tej posiadłości przez przypadek, kiedy musieliśmy przerwać naszą podróż z powodu burzy. - wyjaśnił Connor, starając się brzmieć na zakłopotanego. Powiedziawszy to, rzucił swój dowód po podłodze w stronę mężczyzny w garniturze.
Nie będąc pewnym jak się zachować w takiej sytuacji, aby nie przysporzyć sobie dodatkowych problemów, Soichiro wziął przykład z Connora i również wyjął swój dowód, rzucając go na ziemię i kopiąc w stronę nieznajomego. Widząc, że jej koledzy zgodnie postanowili słuchać się siwego mężczyzny, postąpiła tak samo.
Nieznajomy zebrał dokumenty z ziemi, przejrzał się im z obu strony, po czym położył je przed swoim psem. Mops niemal wyglądał, jakby czytał przedstawione dokumenty, przy okazji je obwąchując.
- Wszystko wygląda w porządku. Niestety, macie pecha. Obecnie trwa tu dochodzenie, więc nie mogę was puścić wolno. - wyjaśnił, ponosząc motocykl Miho, aby odsunąć go z progu. - Będziecie czekali tutaj, pod okiem mojego psa. Za jakąś godzinę do was wrócę, odpowiecie mi na parę pytań i puszczę was wolno. - obiecał im nieznajomy.
Connor wysłuchał dokładnie detektywa, po czym przytaknął głową, sygnalizując, że wszystko jest dla niego jasne i zrozumiałe. - W pełni rozumiem sytuację, jednak obawiam się, że czekanie tutaj może być dla nas niebezpieczne z powodu zaistniałych komplikacji - zaczął wyjaśniać student prawa, rzucając mężczyźnie zmartwione spojrzenie - rezydencja jest na tyle stara i zaniedbana, że dosłownie rozpada się pod stopami. Nasza koleżanka przypłaciła już wejście tutaj skręconą kostką. - tu wskazał na kulejącą Miho. - Do tego podejrzewamy, że ktoś przebywa w tej chwili w domu. W kuchni stoi świeżo przygotowana kolacja i słychać jakieś dziwne odgłosy. Czy jest szansa, że ma to związek z pańskim dochodzeniem? Bo w takim wypadku czekanie tu przez godzinę będzie wiązało się z dużym ryzykiem - Connor skończył swój wywód, spoglądając w stronę drzwi do kuchni. Sprawiał wrażenie coraz bardziej niespokojnego i spanikowanego.
- Dlatego chcę, żebyście siedzieli tutaj pod drzwiami i nigdzie się nie ruszali. - odparł im nieznajomy, zamykając za sobą drzwi do posiadłości. - Zamknąłbym was w swoim samochodzie, ale skoro pana koleżanka ma zwichniętą kostkę, wolę jej nie ściskać między fotelami. Pies da mi znać, jeśli coś się stanie. Którędy do kuchni?
- Te drzwi. - wskazał palcem Connor - Tylko niech pan uważa, to muszą być jacyś dziwni ludzie, nikt normalny nie urządza uczty w rozpadającym się budynku - dodał, spoglądając niewinnie na mężczyznę.
- Trochę się wystraszyliśmy, więc zablokowałem drzwi do kuchni krzesłami - wyjaśnił Japończyk, z lekko niepewną miną. - Skoro pan tam wejdzie, to możemy wziąć to krzesło spod drzwi i dać koleżance usiąść? - zaproponował, zaniepokojonym głosem.
- Nie ma problemu. - przytaknął mężczyzna, odstawiając na bok krzesło, po czym zniknął w korytarzu. Trójka została sama z psem siedzącym pod drzwiami. Miho usiadła na krześle z westchnięciem. - W sumie przy jednym psie to moglibyśmy po prostu wyjść, ale widział nasze dowody, to pewnie nas potem znajdzie. - dziewczyna spojrzała na chłopaków - poda mi ktoś mój? - poprosiła.
- Pewnie. - Connor schylił się, żeby zgarnąć dowody całej trójki i rzucić je właścicielom. Następnie podszedł do drzwi do jadalni, przyłożył do nich ucho i zaczął nasłuchiwać, co robi detektyw.
- No właśnie to miałem zamiar zrobić - przyznał Soichiro, drapiąc się za głową. - Skoro zostawił nam krzesło, to możemy zablokować jeszcze raz drzwi do kuchni i spokojnie dojść do samochodu, zanim znajdzie drogę naokoło, nawet jakby pies zaczął szczekać. - kontynuował, przyglądając się zachowaniu zwierzaka. - Ja nie studiuję prawa, ale nie zaaresztował nas, ani nie powiedział, że jesteśmy podejrzani, tak? Sam się nie wylegitymował, nie przedstawił, ani nie powiedział nawet, że jest z policji. Każdy może założyć kamizelkę policyjną mopsowi. Przebranie psa chyba nawet nie podpada pod podszywanie się pod policjanta. - spojrzał wymownie na Connora i Miho. - Nie mamy żadnego powodu wierzyć w to, co mówi. A zachowuje się bardzo podejrzanie. Czemu nie zadzwonił po wsparcie ani na pogotowie skoro są tu potencjalni przestępcy i ranna kobieta? Takich akcji nie urządza się w pojedynkę. Powinni wysłać przynajmniej dwójkę, żeby się nawzajem osłaniali. - wzruszył ramionami. - Tak czy siak, skoro nas nie zaaresztował, to znaczy, że jesteśmy wolni robić, co chcemy. A to nielogiczne, że kazał nam zostać w potencjalnie niebezpiecznym miejscu. Nikt nas nie oskarży za to, że uciekliśmy ze strachu. I nie mamy obowiązku słuchać się gościa który nawet nie potwierdził, że jest z policji.
- No, chciałam zadzwonić na Policję spytać, czy wysłali tutaj kogoś, ale znowu nie ma zasięgu. - skomentowała Miho bawiąc się telefonem. - Popieram pomysł, żebyśmy się zwijali.
Jej wypowiedź zaakcentował dźwięk strzału z pistoletu gdzieś w głębi kuchni, który najlepiej usłyszał Connor.
Soichiro wyraźnie wzdrygnął się na ten odgłos, a jego twarz spoważniała jeszcze bardziej.
- Dobra, jebać blokowanie drzwi. Nie chcemy mu odciąć drogi ucieczki skoro właściciele to jacyś uzbrojeni i agresywni redneckowie. A to jest zdecydowanie dostateczna wymówka, jeśli ktoś nas zapyta czemu uciekliśmy - to powiedziawszy, bez czekania na jej decyzję podniósł dziewczynę z krzesła i przerzucił przez ramię jej rękę od strony skręconej kostki. - Connor, ja lepiej prowadzę niż ty, więc weź motor, jeśli umiesz nim jeździć. Ciężej jechać samochodem po ciemku, w deszczu, i przez wąskie leśne drogi. A nie chcemy się wpierdolić w jakieś w drzewo albo rów. A jak nie umiesz, to jebać motor i jedziemy razem.

Connor bez wahania podbiegł do drzwi wyjściowych, żeby otworzyć je Japończykowi.
Ku jego zdziwieniu drzwi nie drgnęły. Było to niepokojące uczucie. Connor miał wrażenie, że drzwi są otwarte, jednak jakaś siła odpycha je, nie pozwalając im się otworzyć.
- Kurwa, drzwi się zatrzasnęły - zaklął Connor - biegnę sprawdzić co u detektywa, on jedyny może nas stąd wyciągnąć - powiedziawszy to, popędził w stronę kuchni, wyciągając z kieszeni dezodorant i zapalniczkę.

- Czekaj! - wrzasnął Soichiro. - Przecież to on musiał zamknąć te drzwi, skoro się nie otwierają. Lepiej ty popilnuj Miho, a ja go skonfrontuję i nastraszę, żeby oddał nam klucze.
Gdy Connor zignorował Soichiro i wkroczył na korytarz w stronę jadalni, Mops podniósł się na nogi i również krzyknął. - Czekaj młody! Macie tu ze mną zostać! Diabli go wiedzą, co tam jest! - ostrzegł studenta prawa.
Connor stanął jak wryty, wpatrując się w psa, szeroko otwierając oczy.
- Okej, czy tylko ja to słyszałem, czy wy też? - Japończyk przemówił pierwszy, spoglądając niepewnie na Miho i Connora. - Przysięgam, że dzisiaj nie jarałem trawki, jeśli nie słyszeliście właśnie gadającego psa.
Miho podrapała się po głowie. - Może w budynku jest jakiś wyciek gazu? Tylko nie wiem, czy mielibyśmy tę samą halucynację.
- Po prostu świat jest trochę inny, niż wam się wydaje. - zaczął wyjaśniać Mops - Większy. Ludzie zwykle nie mogą wejść do miejsc takich jak to. Macie nietypowy talent albo niepełnosprawność, zależnie jak na to spojrzeć. Nie mamy jednak pewności, że wszyscy jesteście ludźmi, więc poczekajcie. Mój partner zamknie tę domenę, to ci, co do niej należą, znikną razem z nią. - obiecał. - zaufajcie mu.
- Dalej to słyszycie? - rzucił pytanie w stronę przyjaciół, po czym odwrócił się z powrotem w stronę mopsa, nie czekając na ich odpowiedź - Nie słyszałeś strzału? Twój partner może być w niebezpieczeństwie! - spytał się nerwowo, chwilowo nie zastanawiając się nad logicznym wyjaśnieniem aktualnej sytuacji.
- Wszyscy jesteśmy. Tylko on jest profesjonalistą. A ty jesteś młodym siurem. Nawet nie wiem, czy człowiekiem. Siedź.
Miho spojrzała to na Soichiro, to na Connora. - Co masz na myśli, że nie człowiekiem?
- Ktoś z was może wyglądać ludzko, ale być...inną kreaturą, która szuka dostępu do naszej części świata. - ostrzegł.
- A ty czym jesteś? - zwrócił się do psa Connor - Jakimś niesamowicie realistycznym robotem? Genetycznie zmodyfikowanym zwierzęciem? - dopytywał się.
- Dalej ciężko mi to wszystko ogarnąć… - pokręcił głową Japończyk, sadzając z powrotem Miho na krześle, gdy poczuł, jak nogi mu słabną. - Więc to nie żart, heh? Nie wiem, czy demony to samo co Oni, ale młodsze rodzeństwo rzucało we mnie fasolkami na Mamemaki, gdy ojciec był zajęty w pracy, i nic specjalnego nie czułem.
- Jestem psem. Takim co wlazł, gdzie nie powinien. Trochę jak wy. - odpowiedział Mops.
- Czyli co, mamy tu siedzieć i czekać z założeniem, że wszystko się dobrze ułoży? - dopytał z niedowierzaniem Connor, niecierpliwie przestępując z nogi na nogę.
- To powiedz nam, chociaż do czego on tam teraz strzela - wtrącił się Soichiro, wskazując palcem na drzwi prowadzące do kuchni. - Mówisz, że to są demony? Jak niebezpieczne one są? Jak możemy się przed nimi ochronić? Niestety nie wziąłem ze sobą fasolek na Mamemaki...
- Nie mam pojęcia, co tam jest. - przyznał pies. - Najbezpieczniej będzie wam trzymać się z dala od czegokolwiek. - dodał później. - Jeżeli was to uspokoi, dam wam dłuższe wytłumaczenie. Wiecie, jak świat ma trzy wymiary? Możecie iść w górę, w dół, na boki. No, to wam się udało ruszyć na skos w przód-tył. - Mops omal wyglądał, jak gdyby się zaśmiał. - nie myślcie o tym, jak inna rzeczywistość, czy alternatywna linia czasowa. Dalej jesteśmy na ziemi. Po prostu w miejscu, które ludzie w normalnych warunkach podświadomie ignorują. Ziemia jest znacznie większa, niż się wydaje, więc ciężko przewidzieć co w sobie skrywa. Mieliśmy ten budynek pod obserwacją przez długi czas, to jednak nasza pierwsza wyprawa w głąb.
Miho zamrugała, patrząc się na psa. - Nam w ogóle wolno o tym wiedzieć?
- Najwyżej dostaniecie tabletki na amnezję. - obiecał Mops.
- No dobrze, w takim razie czekamy. - westchnął Connor, wyraźnie niezadowolony z takiego obrotu spraw. Odsunął się o krok od drzwi do jadalni, jednak ani na chwilę nie spuszczał ich z oczu.
- Aha, aha - pokiwał głową Soichiro, udając, że rozumie, o co chodzi. - Tak, to rozumiem, że jeśli twój… partner dostanie wpierdol to my będziemy następni - wróżył ponuro, jednak zaraz wziął się do akcji. - Connor, skoro masz apteczkę, to spróbuj opatrzyć nogę Miho. Ja przygotuję jakąś broń, żebyście mieli coś z lepszym stopping power niż scyzoryki. W stresującej sytuacji dobrze znaleźć sobie jakieś zajęcie. -
Japończyk chwycił za stołek stojący przy drzwiach wejściowych i podszedł do schodów które wcześniej rozwalił. Wybrał dwa około 40-centymetrowe kawałki desek i rzucił je w kierunku Connora.
- Są spróchniałe, ale to może nawet lepiej, bo będą mniej uwierać w nogę. - zauważył, po czym wziął się do pracy. Najpierw chciał odłamać nogi od stołka, a następnie użyć jednej z nich jako młotka, żeby wyciągnąć gwoździe z połamanych schodów i wbić je w pozostałe trzy nogi, tworząc tym samym prowizoryczne maczugi z kolcami.

Bez większego zastanowienia, Connor podszedł do Miho i zaczął opatrywać jej nogę. Co jakiś czas jednak zerkał nerwowo w stronę drzwi do jadalni.
Soichiro zabrał stolik, pozwalając jego zawartości spaść na podłogę. Japończyk pracował w dużym skupieniu, starając się rozmontować do reszty dziurawe schody, przy okazji nie wywołując za dużo hałasu i nie spadając na dół.
Connor w tym czasie opatrzył Miho, która uśmiechnęła się do niego. - Dzięki. - Connor kiwnął głową, po czym wrócił do miejsca, gdzie był stołek i zaczął czytać rozrzucone na podłodze papiery, gdy Miho odpoczywała.

Notatki wydawały się należeć do służby posiadłości. Były mocno zniszczone i częściowo zgniłe, Connor zauważył jednak zapiski numerów telefonów i tabelki, które wyglądały jak plany pracy albo godziny wizyt. Nowsze, czytelne notatki wspominały o tym, że pan Freud jednak nie odwiedzi ponownie posiadłości, że pan Hall musi załatwić sprawy na uniwersytecie i przez chwilę go nie będzie, oraz żeby nie sprzątać pokoju pana Nyquist. Najnowsza kartka instruowała, aby nie wypuszczać córy z posiadłości, oraz że instrukcje jej karmienia są w kuchni.

***
9:35 PM

- A więc bóg nie istnieje? - pytała Miho.
- Nie no, istnieje. Tylko chrześcijaństwo to konspiracja od czasów Rzymu. Bogowie są tak groźni i nieobliczalni, że nie chcesz zwracać na siebie ich uwagi. Połowa katastrof Grecji to boskie kaprysy. - tłumaczył jej Mops. - Więc spopularyzowaliśmy wiarę w nieistniejące bóstwo, żeby ludzie przestali wykrzykiwać imiona faktycznych bogów, gdy kopną małym palcem w nogę od stołu.
- Hmm, czyli bogowie greccy naprawdę istnieją? - zainteresował się Connor.

- Tak. Nie spotkałem, podobno nie są do końca tacy, jak ludzie myślą. Kilku nawet powtarza się w różnych religiach pod innymi imionami. - Gdy Mops odpowiadał Connorowi, szum zaczął wydostawać się z jego obroży.
- Fritz? Dr. Fritz?! - zgromadzeni rozpoznali głos jako siwego mężczyznę, z który wszedł do budynku z psem. Mops szczeknął.
- Słuchaj Fritz. - kontynuował głos. - host domeny jest prawdopodobnie w szklarni na tyłach ogrodu. Ma obrońcę. Przerośnięty ogrodnik. Dostałem w kość. Ukrywam się w bibliotece na tyłach budynku. - raportował mężczyzna. - Spróbuj wyprowadzić stąd zwyczajnych. Jeżeli są pośród nich nietypowi, biorę odpowiedzialność. Są nietypowi ludzie w budynku. Zwierzęta też. Bądźcie ostrożni. - Mops spojrzał na Soichiro, który zdołał przygotować obite gwoździami pałki z nogi od stołu, oraz na Connora, który organizował poszlaki pośród dokumentów. - Poradzą sobie. - obiecał. - Bez odbioru.
- Czy on nazwał psa doktorem? Dobra to ja jestem Dr. Dolittle. Właściwie to wszyscy jesteśmy - zaśmiał się Japończyk, podając dwie z gotowych pałek Connorowi i Miho. Sobie zaś zostawił trzecią oraz zwykłą nogę od stołu, którą zatknął za pas. Mogła się jeszcze przydać do jakiejś robótki. - No to jak chcesz nas stąd wyprowadzić, skoro drzwi wejściowe są zamknięte jakąś magią? Nie myślisz, że wszystkie wyjścia są zablokowane w ten sam sposób? A może musimy rozwalić ich magiczny generator, żeby zdjąć tę magiczną barierę?
Pies przeszedł się wokoło po dywanie, wyraźnie myśląc, po czym usiadł, patrząc na wszystkich zgromadzonych.
- To działa tak: jesteśmy w przestrzeni której rzeczywistość nagina jakaś silna istota. Nazywamy takie miejsce domeną, a jej właściciela hostem. Niektóre domeny działają jak pułapki, toteż mają wejście, ale nie mają wyjścia. Ta przestrzeń jest jednak bardzo mała i operuje bardzo podobnie do realnego świata, więc pewnie nie jest zbyt silna. Prawdopodobnie gdzieś może być przejście, które przywróci nas z powrotem na ziemię. - obiecał. - Możemy zbadać to mieszkanie, szukając innych drzwi wyjściowych, okien, przez które widać normalny świat zewnętrzny. Jestem jednak tylko psem, więc tak naprawdę mogę wam pomóc wyłącznie swoją wiedzą. I światłem. Mam latarkę na plecach, niech ktoś ją pstryknie.
- Taa, tą część o naginaniu świata chyba przespałem na fizyce - pokręcił głową Soichiro, któremu natłok informacji powoli zaczynał już wychodzić uszami. - Czyli mamy szukać innego wyjścia, które wygląda jak wyjście. Ale twój partner powiedział, że prowadzi tu “dochodzenie”, więc znasz może blueprinty tego domu, czy coś? Gdzie sugerowałbyś zacząć? Z jednej strony parter wydaje się najlogiczniejszy na szukanie wyjścia. Ale gdybym był tym hostem i chciał nam utrudnić wyjście, to umieściłbym je gdzieś najdalej na strychu, albo w piwnicy. Piwnica pewnie lepsza, bo najbardziej odstrasza, i nie wiadomo jaka jest głęboka. Miho mówiła, że są tam pokoje służby i krata prowadząca wgłąb. Ta krata sugerowałaby mi albo wyjście, albo coś, co host chce ukryć najgłębiej, jak się da.
- Tak, znam plany tego miejsca z czasów, gdy był to normalny dom, choć niekoniecznie będą w pełni zgodne z tą jego wersją. To, czego szukamy, to wyjście przypadkowe, więc nie musi być nigdzie celowo ukryte. Najczęściej takie wnęki pojawiają się w przejściach, więc warto będzie otwierać wszystkie możliwe drzwi. - wyjaśnił pies. - Na początek...w piwnicy powinna być kotłownia. Możemy uruchomić prąd, aby mieć dostęp do światła.
- Mhm - przytaknął z namysłem Soi. - W takim razie najlepiej będzie się rozdzielić, żeby jak najszybciej pootwierać wszystkie drzwi, i znaleźć to wyjście - zasugerował, przyglądając się wszystkim z poważną miną. Po chwili wybuchł jednak krótkim śmiechem. - Nie no, żart. Nie jestem durnym amerykańskim studentem z horrorów - to powiedziawszy, przeniósł wzrok na psiego doktora. - No więc z tego, co pamiętasz, lepiej zejść do piwnicy tym tutaj wejściem awaryjnym które otworzyła nam Miho, czy znaleźć drzwi które do niej prowadzą? Skoro nic więcej nie wiemy o tym, co nas tu czeka, to chyba lepiej wybrać najkrótszą drogę.
- Schody do piwnicy powinny być w kuchni. Z tego, co słyszeliśmy, tam powinno już być bezpiecznie.
Connor spojrzał w stronę Japończyka, podnosząc jedną brew. - Doceniam chęć rozluźnienia atmosfery, ale wydaję mi się, że na to teraz nie pora. Aczkolwiek zgadzam się, że powinniśmy przeszukać piwnicę. - tu zwrócił się w stronę Miho. - wspominałaś, że widziałaś jakieś zakratowane przejście, myślę, że warto sprawdzić je w pierwszej kolejności. Jakby co mamy linę, więc jak nic nie znajdziemy, to nie powinno być problemów z wyjściem. -
- Za mało tej liny i nie ma nic stabilnego, żeby ją przywiązać. - zauważyła Miho. - jak wszyscy zejdziemy na dół, to dziurą nie wrócimy.
- W takim razie niech pan doktor zaprowadzi nas do schodów, skoro zna plany budynku - zaproponował Soichiro. - Jeśli drzwi będą zamknięte, to wrócimy się i pokombinujemy, co można zrobić z tą dziurą. Może w międzyczasie znajdziemy więcej liny albo inne surowce które nam pomogą.

- No przecież nie chodziło mi o to, żebyśmy wszyscy tam wchodzili, raczej, żeby jedna osoba zeszła i sprawdziła - dopowiedział Connor, robiąc klasyczny facepalm. - Aczkolwiek jeśli wie pan, gdzie są schody, to faktycznie możemy sobie to odpuścić. -
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline  
Stary 05-06-2021, 13:46   #3
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
9:45 PM

Fritz zaprowadził pochód uwięzionych przez korytarz do jadalni. Tym razem drzwi zza których dochodziły hałasy, były otwarte. Wewnątrz znajdowała się kuchnia z ciałem martwego człowieka na podłodze. Nosił strój kucharza. Jego skóra była wyschnięta, a oczy puste. Między nimi znajdowała się dziura po kuli. Miho widocznie zrobiło się niedobrze.
- Spokojnie. - odezwał się Fritz, podchodząc do martwego ciała. - Jest bardzo duża szansa, że to nie był człowiek, tylko wspomnienie kogoś, kto tu kiedyś pracował. Niektóre domeny mają swoją własną wyobraźnię albo są związane z uczuciami hosta. - wytłumaczył, obwąchując ciało. - Teraz przynajmniej wiem, jakich zapachów się spodziewać.

Kuchnia była równie szeroka co jadalnia, choć oczywiście krótsza. Pełno było tutaj stołów z pordzewiałymi garnkami, zniszczonych, pustych szaf, oraz pojemników i pudełek ze zgnilizną. Jedyny wyjątek stanowiła sterta mięsa na stole, przy którym prawdopodobnie pracował już martwy kucharz. Dowodził tego tasak zaciśnięty w ręce truchła.
Fritz podszedł do dalszych drzwi w kuchni i oparł się one. - To powinny być schody do piwnicy.
Soichiro również zasłonił usta i nos rękawem z obrzydzenia. Nawet od szkolnego gangstera ciężko było oczekiwać że miał już doświadczenie z ludzkimi ciałami.
- Chyba nie chcemy się tu rozglądać. Chodźmy do następnego pomieszczenia - zadeklarował, gotowy otworzyć następne drzwi gdy tylko doktor je obwącha.

Connor odwrócił głowę, żeby nie musieć patrzeć na truchło i zgniliznę. - Tak, chodźmy do tej piwnicy jak najszybciej, nie chcę ani chwili dłużej przebywać w tym pomieszczeniu - skrzywił się i podążył za Japończykiem w stronę schodów.
- Ja tu mimo wszystko widzę martwą osobę. - skomentowała Miho, gdy Soichiro otwierał drzwi.
Grupa zeszła wąskimi, zakręconymi schodami w dół. Drzwi były zablokowane przez grubą deskę, która spadła z sufitu, klinując się na skos drzwi. Fritz obwąchał je, niczego jednak nie odczuł, więc odsunął się. Chłopacy bez trudu usunęli blokadę i weszli do środka. Powitał ich długi korytarz szeroki na dwie osoby. Miho szybko zaczęła oprowadzać ekipę po piwnicy.
- Tamte drzwi są zamknięte. - wskazała na przejście naprzeciw schodów - tam są prysznice - wyciągnęła rękę na koniec korytarza, po czym ruszyła z psem do przodu, aż doszli do zakrętu. - tu są pokoje służby. Są w nich łóżka bunkrowe. A przed nimi jest pokój z kuchenką, lodówką i stołem. W tamten dalszy korytarz nie wchodziłam, bo idzie w głąb posiadłości. Jakoś się go bałam. - skomentowała, patrząc na przejście obok metalowej bramy, o której mówiła wcześniej. Nad bramą padało światło z dziur wcześniej wyżłobionych przez drużynę.
- Możliwe, że w tym zamkniętym pomieszczeniu jest generator - zauważył Japończyk, wskazując na zamknięte drzwi. - Wygląda na dość duży pokój i skoro jest blisko schodów, to łatwiej byłoby taszczyć do niego cięższe rzeczy. Może pan doktor mógłby obwąchać te drzwi i powiedzieć nam czy wyczuwa zapach benzyny? Jeśli tak, to spróbuję je jakoś wyważyć.
Fritz oparł się przednimi łapami o drzwi, obwąchując je.
- Nie no, benzyny raczej nie. Pachnie jedzeniem. Zgniłym. - osądził. - Z tego, co pamiętam z mapy, bardzo duże pomieszczenie powinno być na szycie korytarza, na tyłach posiadłości. Nie ręczę jednak za to, czy będzie generatorem. Mapy piwnicy były wyraźnie fałszowane. - ostrzegł.
- Subarashii - westchnął Soi, rozkładając ręce. - No to musimy sprawdzić całą piwnicę, żeby go znaleźć. Miho? - machnął rękę w stronę dziewczyny, by zwrócić jej uwagę. - Zakładam, że nie przeszukiwałaś jeszcze dokładnie tych pokoi, tylko się rozejrzałaś i czekałaś na ratunek? W takim razie może teraz je przeszukamy i zobaczymy czy nie ma tu nic użytecznego. Skoro już wiemy, że tutaj jest bezpiecznie, i będziemy w zasięgu głosu, to nie zaszkodzi się rozdzielić. Ja sprawdzę prysznice, bo to pewnie najszybciej pójdzie, i potem dołączę do was - to powiedziawszy, odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę umywalni.
Connor skrzywił się na wspomnienie o zgniłym jedzeniu. Rozejrzał się jeszcze raz po piwnicy i szybko stwierdził, że sprawdzenie pokoi służby brzmi najsensowniej, zarówno pod względem bezpieczeństwa, jak i rzeczy które można tam znaleźć - No dobra, w takim razie ja zajmę się tymi czterema pokojami - rzucił niechętnie.
- To ja się udam do socjala, sprawdzę dokładniej szafki, może zrobię nam herbaty. - postanowiła Miho.

Łazienka do której wszedł Soichiro była zachowana w porównywalnie dobrym stanie. Podłoga i ściany były wyłożone zakurzonymi kafelkami, wszystkie były jednak całe. Nawet prysznice w świetle latarki nie wydawały się pordzewiałe. Pierwszy, który Soichiro uruchomił, wydał z siebie wyłącznie zimną wodę. Pod główką prysznica nic się nie znajdowało. Na wszelki wypadek mężczyzna zabrał ze sobą wąż prysznicowy. Drugi z czterech pryszniców nie wydawał z siebie wody w ogóle. Zaciekawiony tym zjawiskiem Japończyk roztworzył go scyzorykiem. Główka odleciała z kliknięciem, ujawniając stertę obleśnych robaków, które wysypały się Japończykowi na dłoń. Soichiro strzepnął je panicznie, po czym odkręcił wodę, aby je odgonić i umyć ręce. Reszta jego poszukiwań skarbów w prysznicach nie była interesująca. Znalazł za to kostkę mydła.

W każdym z czterech pokoi służby znajdowało się łóżko dwupiętrowe, dwie szafki i jedno biurko z lustrem. W pierwszym z pokoi Connor znalazł poniszczony strój kucharza, podobny do tego, który nosiły zwłoki w kuchni. Drugi w drugim z pokoi jedna szafka była pusta, a druga zamknięta. Znajdowała się tam również kartka przyklejona do lustra:

Karmić dziecię miksem z warzyw i/lub owoców. Mikser szef chowa w spiżarni, żebyśmy go nie używali dla siebie.
Jak jest grzeczna, można jej dać słodki napój. Byle bez przesady.
Nie dawać mięsa.
Wszystko musi być zmielone w napój.
Trzy posiłki dziennie, chyba że ma szlaban na kolację.

Trzeci pokój wydawał się kompletnie pusty, nie licząc śmieci typu pustych opakowań zostawionych w szufladach biurka. To jest dopóki Connora nie naszło na sprawdzenie łóżek. Pod jedną z poduszek znajdował się rewolwer. Wyglądał na zabytkowy model, miał bardzo krótką lufę, krótszą od palca wskazującego mężczyzny. Przyjmował sześć pocisków, naładowane były jednak tylko dwa.
Przed drzwiami do ostatniego pokoju siedział Mops. Na widok Connora zaczął kiwać głową. - Czuję tam kogoś. - ostrzegł.
W tym momencie czajnik w pokoju socjalnym zaczął gwizdać. Miho wyłączyła go natychmiast, hałas zdążył się jednak rozejść.
Soi szybko wrócił do korytarza, gdy tylko usłyszał gwizd czajnika. Zauważywszy wzdrygniętego Connora oraz doktora, zerkających na ostatnią parę drzwi pokoju który mieli przeszukać, szybko zrozumiał, o co chodzi. Przyłożył palec do ust, by pokazać dwójce by byli cicho. Następnie zacisnął mocno dłoń na trzonku kolczastej pałki, podkradł się do drzwi, i przyłożył do nich ucho, nasłuchując jakichkolwiek odgłosów.
Connor wyciągnął niedawno znaleziony rewolwer i wymierzył go w stronę drzwi, czekając na dalszy rozwój wydarzeń.
Przysłuchując się drzwiom, po pewnej chwili Soichiro rozpoznał odgłosy cichego chrapania.
- Ktoś tam chrapie - poinformował dwójkę szeptem, po czym zwrócił się do doktora. - Czy demony sypiają? Zwłaszcza gdy mają intruzów w domu?
- Nawet nie ma sensu pytać. Nie wiemy, co jest za tymi drzwiami. Równie dobrze może tam być stworzenie, którego pierdy brzmią jak chrapnięcia. Jeżeli będzie to zombie jak tamto na górze, może zachowywać się jak typowy człowiek… przynajmniej do pewnego stopnia.
- Cóż, skoro mamy otwierać wszystkie drzwi, to chociaż zajrzę do środka - oznajmił Japończyk, kładąc rękę na klamce. - Nie obudziła go spadająca Miho ani hałasy na górze, ani czajnik. Skoro nie wyszedł nas zaatakować, to zakładam, że jednak śpi. Connor, ubezpieczaj mnie z tym rewolwerem, gdyby zrobiło się gorąco. - polecił koledze, powoli naciskając na klamkę.
Connor kiwnął tylko głową, zaciskając rękę na pistolecie.
W środku, na dolnym łóżku spał mężczyzna. Był bardzo wychudzony, a jego skóra wyglądała na zeschniętą. Mimo tego ciało poruszało się jak w typowym śnie. Wyraźnie oddychał.
Między łóżkiem a szafą z lustrem była zawieszona deska z haczykami. Zwisały na niej dwa klucze.
Bez namysłu, Connor pociągnął za spust, celując w głowę śpiącego mężczyzny.
Widząc zamiar Connora, Soichiro przejął się i spróbował go zatrzymać, łapiąc go za dłoń. Był jednak zbyt wolny. Rewolwer wypalił, pocisk trafił jednak w podłogę przed łóżkiem. Zgromadzeni zamarli na moment. Nic się jednak nie stało.
- Niektóre domeny… działają wedle wspomnień miejsca, w którym zostały utworzone.. - odezwał się po chwili Mops. - Być może ta posiadłość nie pamięta, aby tego człowieka kiedykolwiek obudził hałas. Wobec tego jednak ciężko osądzić, na co zareaguje.
Miho spoglądała na Connora z przerażeniem na twarzy. - To mimo wszystko jakaś osoba. - skomentowała.
- Mimo wszystko, oznajmianie całej rezydencji, że jest tu więcej uzbrojonych intruzów, to nie mądre zagranie - westchnął Japończyk, puszczając dłoń Connora. - Może jednak darujmy sobie herbatkę, zanim ktoś tu przyleci. Connor, zabierz tylko te klucze, i zmywajmy się stąd. Ja będę gotowy przywalić mu w mordę, jeśli się obudzi - to powiedziawszy, zbliżył się po cichu do łóżka na odległość susu, by móc ogłuszyć maczugą mężczyznę nim ten się dobudzi.
- Żadna osoba którą znam, tak nie wygląda. - wycedził Connor, opuszczając rękę z rewolwerem - To jakiś demon, zombie, czy jeszcze inne cholerstwo. Zabijmy to, zanim będzie miało szansę zabić nas. - dodał, robiąc krok do tyłu, żeby zrobić miejsce dla Soichiro.
- Pamiętaj że chcemy się stąd wydostać, a nie walczyć z tymi cholerstwami - wtrącił się Japończyk. - Nie wiemy, jak to miejsce działa i wygląda na to, że nawet pan doktor nie wie do końca. Chuj wie, czy takie akcje nie aktywują jakichś pułapek, czy więcej stworów które po nas nie przyjdą. Generalnie, starajmy się unikać pochopnych działań. Mogę cię o tyle poprosić?
- Pan detektyw zabił poprzedniego stwora, kiedy tylko go zobaczył, ale skoro ty wiesz lepiej niż profesjonaliści jak z takimi abominacjami się obchodzić, to dam ci wolną rękę. Obyś tylko nie przypłacił tego życiem. - to powiedziawszy Connor odwrócił się i oddalił się od pokoju ze służącym.
- Dobrze, w takim razie Miho, możesz zabrać te klucze? - poprosił Soi, przewracając oczami.
Miho przytaknęła skinieniem głowy i zaczęła skradać się po pokoju.
Firtz zaadresował Connora. - Mój partner ma przy sobie dużo amunicji oraz profesjonalną broń. Ten rewolwer nadawałby się do muzeum. Zgodzę się jednak z Soichiro, że lepiej być ostrożnym. Zresztą, mój partner już ugrzązł, więc może nie jest najlepszym przykładem poprawnego zachowania. - przyznał Mops.
Mając w głowie instrukcje od Fritza, Miho starała się nie zagłębiać w pokój na tyle, na ile mogła. Wyciągnęła daleko ręką, zgarniając klucze z wieszaków, po czym szybko wróciła na korytarz. Soichiro wrócił z nią.
- To co, zastawcie go krzesłem i napijmy się tej herbaty? - zaproponowała, przyglądając się kluczom. - “P” i “G”. - przeczytała. - Pewnie “pantry” i może… “generator”?
Mops przyjrzał się od dołu. - To zmazane “F”. Prędzej do innego piętra. Może dla sprzątaczki.
- Eh, może chwila przerwy nam nie zaszkodzi. Trochę się uspokoimy i może pan doktor opowie nam coś więcej. Chociaż jakieś przykładowe historie o tych demonach, żebyśmy mogli się mentalnie przygotować na to, co nas czeka - zasugerował Soi, po czym udał się do pokoju służby po krzesło którym miał zamiar zablokować drzwi.
Connor skinął głową, po czym zapytał - A pan doktor co o tym sądzi? Powinniśmy tego zombie tam zostawić, czy postarać się go zabić? -
Stół w pomieszczeniu socjalnym był niewielki, jak i samo pomieszczenie. Mimo tego zamknięcie się tutaj z ciepłą herbatą sprawiło, że zgromadzeni od razu poczuli się lepiej. Sama herbata miała bardzo niewyraźny smak z powodu swojego wieku.
Żeby było go widać, Fritz rozsiadł się na stole, po czym odpowiedział Connorowi:
- Jest jeszcze za wcześnie, abym mógł postawić pewne wnioski. Patrząc jednak po tym, co się działo, podejrzewam, że tą posiadłością mogą rządzić wspomnienia i emocje jej hosta. W kuchni był kucharz pracujący nad mięsem, gdy stół był pełen, a w sypialni jest mężczyzna śpiący, co by się nie działo. - zauważył. - prawdopodobnie postaci które tu napotkamy, będą miały swoją przypisaną rolę, której będą przestrzegać. Ma to pewne zalety: możemy traktować te istoty jak zagadki i szukać sposobu obejścia ich. Ma też pewną wadę: domeny tego typu często reagują drażliwie na łamanie ich logiki. Jeżeli naruszymy za bardzo porządek tej posiadłości, jej mieszkańcy mogą stać się bardziej agresywni.
- To ciekawe - zamyślił się Soichiro, drapiąc się po swojej krótkiej bródce. - Czyli udawanie gości bądź służby, mogłoby ich oszukać? Powinniśmy zachowywać się jak część tej domeny? Jeśli na przykład powołalibyśmy się na imię właściciela rezydencji, to mogliby uznać, że zostaliśmy tu przez niego zaproszeni?
Mops skinął głową. - Zgadza się. Bądźcie jednak ostrożni. Istnieje ryzyko, że faktycznie staniecie się częścią domeny. Niestety nie wiem, kto był założycielem tego miejsca.
Connor również przysiadł się do stolika, jednak zamiast pić herbatę, wyciągnął z plecaka energetyka zakupionego na stacji. Posiedział parę minut, żeby odsapnąć i ochłonąć, po czym zwrócił się do reszty - Jakie są nasze dalsze plany? Kierujemy się dalej w głąb rezydencji, szukając drzwi do których pasują te klucze? -
- Skoro tu jesteśmy, możemy odpalić generator. - zaproponował Fritz. - Istnieje jednak ryzyko, że nagłe pojawienie się hałasu i oświetlenia przysporzy nam trochę problemów, przynajmniej na początku. - ostrzegł.
- Powoli i ostrożnie. - zaproponowała Miho, wzdychając po głębokim łyku herbaty. - Jak już zacznie się dziać źle, zawsze możemy biegać na pałę, otwierając wszystkie drzwi.
- Wiemy gdzie może znajdować się ten generator? - dopytał Connor.
- Albo za korytarzem w głąb, albo gdzieś w drugiej części za kratami. - ocenił Fritz. - Nie wiem, czy mamy czym otworzyć kraty, korytarz może być warto jednak sprawdzić.
Miho westchnęła.
- Skoro mamy tylko jedno wyjście z piwnic, które jest też jedynym wejściem, nie wiem, czy chcemy hałasować generatorem.
- Nie mogę wam obiecać, że baterie będą w tej domenie żyły tak długo, jak powinny. - ostrzegł Fritz.
Connor rozciągnął się lekko na krześle - W takim razie decydujcie co dalej, bo ja daną chwilę trochę nie mogę przestać myśleć o tym, że za drzwiami naprzeciwko śpi zombie.
- Bez światła daleko nie zajdziemy. Nie chciałbym chodzić po ciemku nawet po zwykłej opuszczonej rezydencji. Poskręcane kostki, to najmniejszy z problemów jaki moglibyśmy mieć - zauważył Soichiro, siorbiąc herbatkę z kubka który podniósł obiema dłońmi w japońskim stylu. Głośne siorbanie, by pokazać, że smakuje, również było częścią jego kultury. - Skoro domyślnie mieli tu elektryczność, to nie powinno to “łamać ich zasad”. A nam bardzo ułatwi sprawę i jest to jakiś cel na którym możemy się na razie skupić.
- To dopijcie herbaty i ruszamy. - przytaknął Mops, przechodząc po stole do Connora. Widząc, że ten nie ruszył swojej herbaty, Fritz zaczął się nią częstować.

Soi, tak jak wcześniej, postanowił ruszyć na przedzie. Wziął głęboki wdech, by zebrać w sobie samurajską odwagę, i ruszył w głąb korytarza na lewo od pokoju służby. Asekurowany był przez doktora, który miał go poinformować, jeśli wyczuje jakieś interesujące zapachy, bądź inne zagrożenie.
Connor ruszył zaraz za Japończykiem, po drodze nerwowo zerkając na drzwi za którymi spał sobie zombie.
Drużyna powoli przeszła przez wąski korytarz. Nie było w nim żadnych bocznych drzwi czy przejść, aż do samego końca. Do generatora prowadziły masywne, metalowe drzwi. Wyglądały na ręcznie zrobione, mogły nawet być drewniane, z metalowymi płytami doczepionymi do ramy. Szczęśliwie bądź nie - były uchylone. Nie mając specjalnie wyboru, Soichiro roztworzył je nieco szerzej, aby spojrzeć do środka. Było tam bardzo ciemno, znajdowało się też pełno grubych, zakurzonych pajęczyn. Nadzwyczajnie grubych, przypominających cienkie, lepkie liny.
- Okej, to nie wygląda zachęcająco - oznajmił Japończyk, szybko cofając głowę, i z powrotem przymykając drzwi, zwrócił się do drużyny. - Są tam wielkie pajęczyny. Tak grube jak gdyby pająk wielkości konia je wysrał. W tym przypadku udawanie gości chyba nie podziała - westchnął ciężko, a całe jego ciało na moment wzdrygnęło się na myśl o czychającym na nich stworze. - Connor, miałeś chyba w plecaku dezodorant? Coś takiego trzeba będzie potraktować na Hansa. Ale problem w tym, że to pokój z generatorem. Więc to jak strzelanie miotaczem ognia na stacji benzynowej. Proponowałbym więc zwabić tego stwora na korytarz. Moglibyście tu poczekać z miotaczem, a ja spróbowałbym zwrócić na siebie jego uwagę i zwabić go do was. Co o tym myślicie?
- Kurwa, to jeszcze gorsze niż ten zombiak. - zaklął Connor. - A mamy w ogóle pewność czy ten pająk dalej tam siedzi? Może to jakaś stara sieć. -
- Nie mamy - odparł Soichiro, wzruszając ramionami. - Ale wolisz zakładać najlepsze, czy najgorsze? Jak niczego tam nie będzie, to po prostu was zawołam. Jeśli po prostu wejdę i już nie wyjdę, to nie wchodźcie za mną.
- A nie lepiej wrzucić do tego pokoju jakiś przedmiot, na przykład krzesło? Pająk powinien zareagować. - zastanawiał się Connor.
- To nam tylko pomoże upewnić się z czym mamy do czynienia, i dalej trzeba będzie to jakoś zwabić na zewnątrz - zauważył Soi, gładząc się po podbródku. - No ale nie zaszkodzi się upewnić. Jeśli będzie to wyglądało na coś zbyt niebezpiecznego, to po prostu zablokujemy drzwi i zostawimy generator - przytaknął w końcu, wyciągnął zza pasa nogę od stołka który niedawno rozwalił i zajrzał z powrotem za drzwi do pomieszczenia z generatorem. Wypatrzył najbliższą z pajęczyn, i zamachnął się, by cisnąć w nią kawałkiem drewna.
Drewniana noga zahaczyła w locie o pajęczynę, jednak nie na tyle, aby się do niej przykleić. Poleciała dalej, uderzając o coś z metalowym łupnięciem. Świecąc w tamtym kierunku, Soichiro zauważył klatkę z czymś, co wyglądało jak człowiek w środku.
Żadna bestia się nie pojawiła. Connor usłyszał jednak ciche szmery z głębin pomieszczenia. Tam coś na pewno było i nie brzmiało jak żadne zwierze, które znał.
- Może służba miała popularną plotkę albo historię o tym, jak ktoś się przestraszył dużego pająka w tym pomieszczeniu. Domena zrobiła swoje. - zasugerował Fritz.
- Ehh, czyli nie możemy nawet ufać własnym zmysłom. - westchnął Connor. - Równie dobrze możemy usłyszeć ryk tygrysa, a tak naprawdę będzie to zabawka dla dzieci. A wracając do naszej obecnej sytuacji, to w tym pomieszczeniu na pewno coś jest. I zakładam, że również nie będziecie chcieli tego zabijać, więc jak macie zamiar z tym gadać czy coś podobnego, to możecie iść przodem. - zasugerował.
- Jeśli się da, to wolałbym temu przypierdolić, niż strzelać z pistoletu - wyjaśnił Japończyk, klepiąc się pałką po otwartej dłoni. - Ale dobra, to ja pójdę przodem. Jeśli będzie to jakiś wielki robal, czy inne kurewstwo, które wolimy spalić, to wrócę się do korytarza i liczę na twój dezodorant. Jeśli będzie to coś, czemu wystarczy pierdolnąć, to zawołam was do pomocy.
To powiedziawszy, przekroczył drzwi i zatrzymał się krok przed nimi, rozglądając się naokoło, gotowy walnąć pierwszą istotę która się do niego zbliży.
Zaraz po wejściu do pomieszczenia Soichiro nie wydarzyło się nic nietypowego. Nikt go nie naskoczył ani nie napadał. Japończyk szybko zdał sobie sprawę, że pokój był największym jaki do tej pory widzieli w piwnicach. Jego większość zajmował generator. Resztę...klatki wypełnione ludźmi. Wyglądali na martwych. Rzeczywistość sytuacji szybko uderzyła w Soichiro. Śmierć wcale nie musi być najgorszym, co im grozi.

Cytat:
Soichiro test motywacji: porażka
Soichiro +1 stres
Prowadząc wzrokiem po ścianach Soichiro szukał zagrożeń wewnątrz pajęczyn. Gdy jego latarka spoczęła na czymś, co wyglądało jak odnóże, zamarł w miejscu. Ogromny pająk faktycznie się tu znajduje, a on mało nie zaświecił mu w oczy.

Cytat:
Soichiro test umysłu: sukces
- Dobra, raz kozie śmierć - sapnął cicho Soichiro, ciężko przełykając ślinę. Nie chciał dać reszcie zobaczyć tego miejsca, więc musiał wyciągnąć stąd pająka, tak jak planował. Uruchomienie generatora i tak by go obudziło, więc przekradanie się nie miało sensu. Spojrzał więc jeszcze raz za siebie i przez otwarte drzwi pokiwał głową reszcie i machnął ręką, by pokazać, żeby oddalili się na bezpieczną odległość i przygotowali miotacz ognia. Dał im na to chwilę, po czym miał zamiar skierować światło latarki na głowę ogromnego owada. Gdy tylko zauważy pierwszy ruch, natychmiast wyskoczy przez drzwi i dobiegnie do Connora, by jak najszybciej zejść z jego linii strzału i dać mu upiec pająka.

Japończyk zaświecił w głąb pomieszczenia. Usłyszał głośny syk i kątem oka zobaczył, jak coś skacze w jego stronę. Szczęśliwie, już był w biegu.

Cytat:
Soichiro test ciała: sukces
Soichiro wypadł przez drzwi i pędem przebiegł za Connora, odsłaniając mu linię strzału. Zadanie młodego studenta prawa nie było proste: jeżeli odpali swój prowizoryczny miotacz zbyt wcześnie, przeciwnik może się cofnąć i poczekać na lepszą okazję. Wobec tego Connor musiał dobrze odmierzyć wzrokiem dystans.

Cytat:
Connor test precyzji: porażka
Areozol wystrzelił w zapalniczkę, plując przed siebie językiem ognia. Niestety za późno. Płomienie pochłonęły przerośniętą kreaturę jednak nie na tyle nagle i odlegle, aby zatrzymać ją w biegu. Płonąca bestia postąpiła w przód, wpadając w Connora, który próbował się cofać i jednocześnie plując ogniem. Przerośnięte pajęcze odnóże wbiło się w udo Connora, powalając go na ziemię.

Cytat:
Soichiro test umysłu: porażka
Dzięki krzykom Miho i Fritza, Soichiro zorientował się, że Connor został złapany. Instynktownie rzucił się w jego stronę, aby go ratować. Dym wydobywający się z płonącej i skrzeczącej bestii pogarszał już widoczność, przez co Japończyk miał problem z odnalezieniem kolegi oraz samym stwierdzeniem, co i jak może dla niego zrobić.
W tym samym czasie Connor próbował oderwać się od bestii i uciec, gdy ta ciągnęła go ku swojemu płonącemu ciału, prowadzona instynktami nie mniej, niż polujący na nią ludzie.

Cytat:
Connor test ciała: porażka
Młody prawnik nie był jednak w tak dobrej formie, jak jego kolega. Co oderwał od siebie odnóże bestii, ta wbijała je z powrotem. Co kopnął łeb bestii z dala od siebie, to lizały jego nogi płomienie. Wywołane dymem i smrodem skonfundowanie nie ułatwiało sytuacji. W końcu jednak coś pociągnęło go do tyłu. Japończyk w końcu znalazł Connora, wyciągnął go siłą w korytarz, gdzie Miho pomogła im uciec do pokoju socjalnego, w którym zamknęli drzwi.

- Zastaw je u dołu mokrą szmatą. Piwnica jest spora, dym się rozejdzie. - Fritz instruował Miho, widząc, że pozostała dwójka jest w nienajlepszym stanie. Dopiero teraz mieli czas zauważyć, jak skończył się ich plan: Connor krwawił z przebitego uda, do tego zgubił gdzieś dezodorant. Jeżeli coś zostało w puszce, ta prawdopodobnie eksplodowała gdzieś pod cielskiem pająka. Szczęśliwie na chłopaku nie było śladów ugryzień, więc nie musieli martwić się o żaden jad. Ogień powstrzymał bestię przed atakowaniem głową.
- Wiem, że boli. Poradziliście sobie jednak całkiem dobrze. Nie macie treningu, to nie jest sytuacja, gdy powinniśmy walczyć. Fakt, że zabiliście nietypową kreaturę bez permanentnego uszczerbku na zdrowiu, to powód do dumy. Nie dało się przewidzieć, jak to cholerstwo będzie się palić.

Cytat:
Connor: średnia rana, krwawienie
Connor: stres +2
Connor: -1 deodorant
Drużyna: stres -1
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline  
Stary 16-07-2021, 11:11   #4
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
- To kurwa zajebiście, że wiesz. - wycedził Connor w stronę Fritza. - Bierzcie apteczkę, bo ja się tu zaraz wykrwawię! - krzyknął, starając się zatamować krwawienie rękoma.
Soi szybko pochwycił apteczkę Connora i wygrzebał z niej bandaż i gazę. Po chwili jego wzrok zatrzymał się na igle i nici, a następnie przeniósł na psa.
- Tak głęboką ranę chyba lepiej zszyć, co nie? Wygląda jak po dźgnieciu nożem, więc raczej sama się nie zasklepi, zwłaszcza jak będziemy dalej chodzić. Może mi pan doktor wytłumaczyć jak się to robi?

- Nie jestem takim doktorem. Zobaczę, co będę mógł. - Mops przysiadł przy Soichiro. Poinstruował Japończyka, aby najpierw wymyć ranę, a dopiero potem ją zszywać. Bez znieczulenia proces był bardzo bolesny. Gdy Miho była wolna przytuliła Connora i próbowała go uspokajać. Shimonone nie wiedział jednak, co robi. Nić poruszała się w nierównej linii, wywołując dużo bólu i nie w pełni tamując krwawienie. Najwięcej problemów Japończyk miał z tym, jak szew należy zakończyć. Soichiro był gotów zostawić igłę w ciele, Fritz zdążył mu to jednak w końcu wytłumaczyć. Po spartaczeniu sprawy w najmniej szkodliwy sposób, towarzysze obandażowali Connora, w miarę możliwości tamując krwotok.

Cytat:
Connor stres+1
Connor -krwawienie
- Szykuj się, że krwawienie może wrócić, jeżeli będziesz miał pecha w siłowych zmaganiach. - ostrzegł go Fritz.
[color="purple"]- Wybacz - westchnął przepraszająco Soichiro, ocierając zimny pot z czoła. Zdecydowanie był to pierwszy raz, gdy przeprowadzał taką operację. - Yaku… Yakuda, firma mojego ojca, ma własnych prywatnych lekarzy, którzy opatrują tego typu… wypadki przy pracy - uśmiechnął się niepewnie, po czym szybko wyciągnął z plecaka butelkę piwa, otworzył kapsel scyzorykiem, i podał Connorowi. - Łyknij sobie. Zasłużyłeś. Sorki, że nie mam czegoś mocniejszego.
Japończyk szybko odwrócił się plecami do reszty, podszedł do drzwi, nacisnął klamkę i uchylił je lekko, żeby sprawdzić, czy dym zdążył się rozejść.
- Może odpocznijcie tu chwilę, a ja sam pójdę uruchomić generator - zaproponował, nie odwracając się do towarzyszy. - Było tam kilka ciał, chyba wyssanych przez tego pająka. Lepiej, żebyście tego nie oglądali. Niebezpieczeństwo też zażegnane, a ja poradzę sobie z generatorem./COLOR]
Connor był już o włos od powiedzenia Fritz'owi paru niemiłych słów, jednak postawa Miho i Soichiro pomogły mu się trochę uspokoić. Mimo bólu i stresu młody student starał się racjonalnie zachować w aktualnej sytuacji. Przyjrzał się jeszcze raz swojej ranie. Szwy pozostawiały wiele do życzenia, mimo to wiedział, że kolega dał z siebie wszystko i za to był mu wdzięczny. - Weź ze sobą Fritz'a, on się w tym orientuję. Ja muszę jeszcze chwilę odpocząć - zwrócił się do Japończyka. Następnie ciężko odetchnął i wziął łyka piwa które od niego dostał.
- Dobrze, nie zaszkodzi mieć kogoś, kto będzie osłaniał mi plecy przy pracy - przytaknął Soichiro, odwracając się na moment. - Ustalmy tylko jakieś hasło i nie wpuszczajcie tutaj absolutnie nikogo, kto go nie poda. Może się też przydać później, gdy będziemy się podszywali pod gości, i chcieli się ze sobą komunikować. Na przykład “ziemniak”. Gdy ktoś zacznie mówić o ziemniakach, to znaczy, że ma coś do przekazania reszcie.
- Dobry pomysł. - przytaknął Connor. - To ja bym proponował "chusteczka". Można spytać, czy ktoś ma chusteczkę niezależnie od pomieszczenia w którym jesteśmy i nie będzie brzmiało to podejrzanie.
- Tak, niech będzie “chusteczka” - zgodził się Japończyk, po czym otworzył drzwi na ościeżoścież i rozejrzał się po korytarzu, nasłuchując przez chwilę, czy zapach dymu nie zwabił tu innych stworzeń z tego wymiaru.



Nie było widać żadnego zagrożenia, więc Soichiro udał się z Fritzem do generatora, po drodze mijając truchło spalonego pająka. Pokój z generatorem był największym w piwnicy, jaki do tej pory widzieli. Oprócz samej maszyny zasilającej najwidoczniej służył za magazyn. Soichiro zauważył liczne klatki wypełnione ludzkimi zwłokami, które to przechowywano.
- Niestety mamy podejrzenia, że ludzi sprowadzano tu jeszcze zanim powstała domena. - skomentował zasmuconym głosem Mops.
Generator wydawał się w dobrym stanie. Znajdowała się na nim niewielka dźwignia, wyraźnie odpowiadająca za zasilanie.
- Jak tak się przyjrzeć, to faktycznie dużo więcej ich niż się spodziewałem - Japończyk podszedł do klatek z dziwnym zaciekawieniem i szturchnął jedno z ciał drewnianym mieczem. - Swoją drogą, mam złe przeczucia. Mieszkańców tej domeny nie zaalarmowała ani spadająca Miho, ani strzał z pistoletu, ani nawet dym z piwnicy, który na pewno czuć też na górze. Mam wrażenie, że to już za dużo szczęścia po naszej stronie. Jeśli coś ich zaalarmuje, to na pewno uruchomienie generatora - prorokował, z niepewną miną. - Może, zanim go uruchomię, sprawdzę, jak ci ludzie zginęli, i czy być może nie ma tu kogoś żywego. W międzyczasie mógłby pan skoczyć do Connora i przynieść mi jego butelkę po piwie? Skoro miotacz ognia tak dobrze podziałał tym razem, to butelka mołotowa też pewnie ocali nam dupy, zanim się stąd wydostaniemy. Mam nawet wąż którym mogę przelać trochę benzyny z generatora.
To powiedziawszy, wyciągnął z plecaka drugie piwo, które odkapslował i wziął kilka solidnych łyków. Szkoda było marnować kalorie, a miał zamiar przygotować dwa wybuchowe koktajle.

- Dobry pomysł, choć diabli wiedzą, ile benzyny jest w tym generatorze. - ostrzegł Mops, szybko wybiegając z pomieszczenia.
Japończyk wziął głębokiego łyka, przyglądając się martwym ciałom. Doszło do niego, że właśnie delektuje się piwem w domu wariatów, po tym, jak o mało nie umarł, w towarzystwie bardzo okropnie wyglądających zwłok.

Cytat:
Soichiro test motywacji = sukces
Wzruszył jednak ramionami. To po prostu była ich nowa rzeczywistość. Muszą sobie jakoś z tym poradzić. Ciała wyraźnie były zagłodzone. Ci ludzie prawdopodobnie umarli, ponieważ nikt się nimi nie zajmował.
Fritz wrócił z pustą butelką. - Tylko bądź z nimi potem ostrożny. Teraz jesteśmy w piwnicy, ale posiadłość jest z drewna. - przypomniał.
- Jeśli mamy umrzeć tak jak ci tutaj, to ja już wolę spłonąć w pożarze - zauważył Soi, z grobową miną wskazując drewnianym mieczem na klatki. - Wygląda na to, że zdechli z głodu, paplając się we własnym gównie. No ale dopóki nie będziemy w kompletnej dupie, to będę uważał, żeby nas przypadkiem nie spalić.
To powiedziawszy szybko wziął się do roboty. Odkręcił zakrętkę do wlewu paliwa, wsadził do środka jeden koniec węża prysznicowego tak głęboko, żeby dotknął dna, po czym wyciągnął go z powrotem, żeby sprawdzić do jakiego poziomu napełniony był generator. Jeśli paliwa było niewiele, to zamierzał je zostawić i po prostu odpalić maszynę. Jeśli było go dostatecznie dużo, żeby starczyło przynajmniej do rana, to zassie drugą stronę węża i napełni dwie butelki po piwie.


Cytat:
Soichiro test precyzji = sukces
Soichiro spojrzał na wąż, po czym na zegarek. Była godzina 10:30 w nocy. Starając się nie być zbyt optymistycznym, nawet jeżeli weźmie pół litra na dwie butelki, powinno im starczyć zasilania do piątej. Tak długo, jak wydostaną się stąd przed kolejną nocą, nic im się nie stanie.
Biorąc to pod uwagę, Japończyk zassał benzynę przez wąż prysznicowy i napełnił dwie butelki do połowy, po czym zatkał je oderwanym kawałkiem koszuli. Tyle spokojnie wystarczy. Następnie uruchomił generator.
Maszyna wstała z donośnym dźwiękiem, zalepione pajęczyną światła zamrugały dwa razy, po czym rozpaliły się. Wraz z ich oświeceniem, pajęczyny znikły. Pokój stał się czysty, zadbany. Ludzie w klatkach ożyli, choć tylko częściowo. Dalej wyglądali na umierających, kołysali się jednak i próbowali otwierać zmęczone oczy.
- wygląda na to, że zamiast panikować nad zmianą otoczenia, domena dostosowała się do wspomnień z innych warunków. Powinniśmy być w stanie to kontrolować, włączając i wyłączając generator. - wyjaśnił Fritz, bacznie rozglądając się po pomieszczeniu.
- Say whaaaat…? - Soichiro zamrugał szybko i przetarł oczy. - To teraz jeszcze cofamy się w czasie? Dobra, trzeba to wyjaśnić reszcie. Tylko co robimy z tymi ludźmi w klatkach? Może lepiej nie mówić Connorowi i Miho, jeśli nie zamierzamy ich uwolnić. W większej grupie nie ma mowy o przekradaniu się. A w takim stanie nie pomogą nam w przebiciu się do wyjścia siłą. Jedyna opcja na uratowanie ich to wyłączenie tej domeny. Albo ewentualnie wrócić po nich jak już znajdziemy i zabezpieczymy wyjście. O ile da się je zabezpieczyć. Ale czy zabicie hosta, czy coś, sprawiłoby, że dom wróciłby do normalności?
- Sprawiłoby, ale zapomnij o tym. Prędzej czy później przyjdzie tu kolejna grupa, która się tym zajmie. Martw się o swoje przetrwanie. - Fritz zbliżył się do klatek i je obwąchał. - To nie są ludzie, to wspomnienia ludzi. Poza tą domeną będą to martwe zwłoki, jak te, które widzieliśmy wcześniej.
- To mi trochę ulżyło - przytaknął Japończyk. - No to wracajmy biegiem do reszty, bo mogą nie ogarniać, co się dzieje. Pozwoli pan, że wezmę go na ręce? Mam dużo dłuższe nogi do biegania - zaproponował, sięgając po mopsa. - W ogóle, aż zapomniałem zapytać, ale jak to się stało że jest pan w ciele psa? Taki się pan urodził, czy jest to sprawka jakichś demonów, czy jakiejś domeny?
Fritz wszedł Japończykowi na ręce, odpowiedział jednak: - Wybacz, ale aż tak się jeszcze nie kolegujemy.


***

Zaledwie dziesięć sekund później, Soichiro był w pomieszczeniu socjalnym razem z Fritzem. Czekający tam Connor nieco odpoczął w towarzystwie Miho. Dwójka była już świadoma, że coś się zmieniło. Ten pokój również wyglądał na bardziej zadbany.

Cytat:
Connor stres - 1
- Rozumiem, że się udało? - spytała Miho.
- Obudziliście chyba przy okazji jakąś duchową pokojówkę, bo coś tu się nagle czysto zrobiło. - powiedział Connor, przeciągając ręką po jeszcze do niedawna zakurzonej półce.
- Wygląda na to, że cofnęliśmy się w czasie, bo tamte zwłoki w klatkach też się obudziły - zaczął wyjaśniać Soichiro. - Pewnie wszystko wróci do poprzedniego stanu, jeśli wyłączymy generator. Możliwe też, że niektóre potwory zniknęły, ale inne się obudziły. Nie wiem, czy ostatecznie wpłynie to na naszą korzyść, no ale póki co przynajmniej mamy światło i to - zakończył, podając Connorowi butelkę z koktajlem mołotowa.
- Więc, przemyśleliście, gdzie chcecie dalej pójść? Ja chciałbym znaleźć sposób na otworzenie tej kraty. Ale w sumie od teraz nie ma znaczenia w jakiej kolejności będziemy sprawdzać dom.

- Jakie znowu zwłoki?! - zaniepokoił się Connor. - Mówisz, że jest tu jeszcze więcej cholerstwa podobnego do tego, co jest naprzeciwko? Mamy jakąś pewność, że nie wyjdą z tych klatek, żeby nas zaatakować? Może lepiej byłoby ich jakoś zneutralizować, zanim zaczniemy dalej przeszukiwać rezydencję. -
- Nie wyglądali na zdolnych do chodzenia, co dopiera otwarcia metalowej celi. - uspokoił Fritz. - Krata najwidoczniej nie otwiera się od tej strony, więc ja sugeruję wracać na górę. Póki nikt się jeszcze nie zainteresował naszymi przebojami w piwnicy.
- Dogorywali już, a jeśli cofnęliśmy się w czasie, to wiemy, że i tak zdechną tam z głodu - wzruszył ramionami Soi. - Nie ma co się nimi przejmować. Faktycznie chodźmy na górę i sprawdźmy wszystkie pokoje, zaczynając od parteru. Jeśli będziemy szli po kolei, to mniejsza szansa, że coś nas zaatakuje od tyłu. Chyba lepiej, jeśli ja i pan doktor znowu pójdziemy przodem, a wasza dwójka będzie się trzymać kilka kroków za nami. Da wam to moment na ucieczkę bądź przygotowanie się do walki, jeśli zauważymy coś niebezpiecznego. A ten moment może wam uratować życie z tymi rannymi nogami.

- Trochę mi w takim razie ulżyło. - powiedział Connor. Następnie powoli wstał z krzesła, testując swoją zranioną nogę. Był w stanie chodzić, jednak rana cały czas dawała o sobie znać, a większy wysiłek groził ponownym jej otwarciem. Będzie musiał bardzo uważać i polegać na pomocy przyjaciół, jeśli chce się stąd wydostać w jednym kawałku. - Dobrze mówisz. W moim aktualnym stanie ciężko mi będzie biegać, a tym bardziej walczyć, więc muszę się oszczędzać o ile to tylko możliwe. -

10:40

Mając już plan działania, grupa wróciła na górę schodami. Soichiro powoli otworzył drzwi do kuchni, rozglądając sie przez szparę.

Cytat:
Soichiro: test cwaniactwa = sukces
Przy stole kuchennym stał mężczyzna, którego już znali. Z dziurę między oczyma, zombie kucharz ciął duże kawałki mięsa tasakiem.
Japończyk wstrzymał oddech i powoli z powrotem przymknął drzwi, po czym zwrócił się do mopsa:
- Skoro twój partner już raz go ustrzelił, to chyba nie ma sensu z nim gadać, co nie? Spróbuję zrobić to samo - oświadczył, rozpinając po cichu przewieszony przez plecy futerał, z którego wyciągnął długi łuk sportowy, oraz mały kołczan z sześcioma strzałami. - Dystans jest niewielki, więc powinno udać mi się go trafić w gardło. Jeśli będzie zdezorientowany, to może zdążę strzelić drugi raz. A jak trafię, to nie będzie mógł krzyczeć, i wystarczy, że przytrzymamy drzwi, dopóki się nie udławi własną krwią - wyjaśnił szeptem swój plan, w trakcie naciągania cięciwy na łuk. Następnie przeniósł wzrok na pozostałą dwójkę z tyłu. - Connor? Chciałbym, żebyście mnie osłaniali, jeśli coś pójdzie nie tak. Tak czy siak, musimy go zabić, bo z piwnicy nie ma innego wyjścia. Jeśli dojdzie do walki wręcz, to spróbuję go rozbroić, i wtedy możemy rzucić się na niego we trójkę.


Connor skrzywił się na widok wskrzeszonego kucharza, jednak uważnie wysłuchał planu Soichiro i przytaknął, sygnalizując, że wszystko do niego dotarło. Ustawił się bokiem, tak żeby ranna noga znajdowała się z tyłu, przygotował swoją kolczastą pałkę i czekał na dalszy rozwój wydarzeń.

Cytat:
Soichiro test precyzji = sukces
Japończyk zaciągnął cięciwę i puścił strzałę prosto w gardło zombiaka. Uderzenie pchnęło ciałem mężczyzny w bok. Kucharz nie krwawił. Dotknął się w szyję, chwytając strzałę. Zastygł na moment, po czym upadł na ziemię. Widząc to, Fritz wkradł się do kuchni i podszedł obwąchać ciało. Potwierdził zgon kucharza, jednak wyglądał na zaniepokojonego.
- On nie jest do końca martwy. Czy raczej, jest martwy, bo mając strzałę w szyi, powinien być. - stwierdził Fritz. - Jak ją wyrwiesz, to za jakiś czas może wstać. - ostrzegł.
- Można go zabić w inny sposób - stwierdził Soichiro i pokazał Connorowi uniesiony kciuk, po czym również podszedł do ciała, i wyciągnął z jego dłoni tasak. - To chyba nam nie potrzebne, skoro mamy scyzoryki, a maczugi mają lepszy zasięg i stopping power. Strzały bardziej się nam przydadzą - wyjaśnił, po czym spróbował wbić tasak w szyję kucharza, by przeciąć ją mniej więcej do połowy. Nie chciał odciąć głowy kompletnie, ale upewnić się, że jest to śmiertelna rana, i na tyle głęboka, że tasak się w niej mocno trzymał. Następnie miał zamiar wyciągnąć swoją strzałę. Mógł po prostu wbić tasak w głowę, ale nie chciał narażać Connora i Miho na widoki otwartej czaszki z wypływającym mózgiem. Sam też nie miał ochoty tego oglądać.

- Sensowne rozwiązanie - zgodził się Fritz, widząc jak Soichiro wyciąga strzałę. Miho odwróciła się od tego widowiska.
- Odetnij głowę w całości! - polecił Connor, wychylając się z tyłów grupy. - Wbijesz do połowy, a to gówno i tak potem wstanie. Tak to chociaż będziemy mieli większe zabezpieczenie. - dodał.
- Nie wiem czy się nie zrośnie, albo nie będziemy mieli chodzącego bezgłowego kucharza, czy coś - wyjaśnił Soi, niepewnie drapiąc się za głową. - Wydaje mi się, że skoro zignorował dziurę w głowie, to śmiertelne rany działają tylko dopóki jest w nie coś wbite. Ale jak chcesz, to próbuj. Nie zaszkodzi przetestować wszystkich opcji. A kucharz to pewnie najmniejsze zagrożenie jakie tu napotkamy. Ja w tym czasie chcę przygotować jeszcze jedną rzecz - zakończył, wskazując na drzwi do toalety. Miał zamiar zajrzeć do środka, i zabrać rolkę papieru toaletowego jeśli ją znajdzie. Chciał zatrzasnąć mały skrawek papieru drzwiami do piwnicy, żeby wiedzieć czy ktoś przez nie nie przechodził jeśli tutaj wrócą. Jeśli skrawek będzie na ziemi, to znaczy, że ktoś otworzył drzwi. Przy okazji mógł też wytrzeć papierem ubrudzoną wcześniej strzałę.
- Lepiej dmuchać na zimne. Czym większa szansa że to plugastwo już nie wstanie, tym lepiej. - zdecydował Connor. Podszedł bliżej i z obrzydzeniem spojrzał na zeschnięte ciało kucharza. W normalnych okolicznościach zawsze omijał szerokim łukiem wszelkie obrzydliwe rzeczy, jednak aktualna sytuacja wymagała od niego przełamania strefy komfortu. Zacisnął więc zęby, chwycił za tasak i zabrał się za odcinanie głowy zombiaka.

Connor zamachnął się i rąbnął tasakiem o ciało nieboszczyka. Tasak prędko się zaklinował w gardle, przez co prawnik zaczął się z nim siłować i szarpać go na boki. Przez myśl mu przechodziło na ile sposobów może to być nielegalne, a przynajmniej pewnie by nie było, gdyby mieli do czynienia z istniejącą osobą, a nie jak tłumaczył im Fritz, prawdopodobnie tylko czyimś wspomnieniem. Trzymanie tego faktu na uwadze pozwalało Connorowi zachować zimną krew, a przynajmniej powstrzymać się przed postradaniem zmysłów. Dzielnie szarpał i rąbał, usilnie wyrywał i wbijał ostrze w gardło zombiaka, nie zawsze trafiając w to samo miejsce. Z transu wybił go dźwięk chlupnięcia. Miho nie wytrzymała i zwymiotowała za nim na ziemię. Dziewczyna zgrywała twardą, była typem delikwenta, widok prawnika już ją jednak przerósł. Connor nie miał siły czy wiedzi jak zdekapitować zwłoki, w efekcie umazał się krwią i zmienił niespokojny obraz umarlaka w obraz sztuki atrakcynej z krwii, mięśni, śladów cięć i jakiegoś rodzaju ropy, jakakolwiek to maź skrywała się wewnątrz ciał zombie. Łeb w końcu jednak odpadł od głowy.

Cytat:
Connor test motywacji = sukces
Connor test siły = sukces
Connor test motywacji = sukces
Miho: stres +1
W tym samym czasie Soichiro zdołał znaleźć dwie rolki papieru w toalecie.
- Ooookej - Japończyk zamarł na moment z otwartymi ustami, gdy tylko powrócił do kuchni. Obrzydliwe odgłosy ostrzegły go żeby nie wychodzić z toalety dopóki prawnik nie skończy swojej roboty. Ale mimo to wyraźnie nie był przygotowany na taki widok. - To ja nie będę już mówił, “a nie mówiłem?”. Masz, chyba ci się przyda. Uważaj, żeby ta ropa nie wpadła ci do ust, albo oczu. - ostrzegł, rzucając rolkę papieru toaletowego Connorowi. Następnie zaś, tak jak wcześniej planował, przygotował czujkę na drzwiach do piwnicy, i rzuciwszy ostatnie zdegustowane spojrzenie na porąbanego kucharza, miał zamiar ruszyć korytarzem na północ od jadalni.
Głos japończyka i rzucona w jego stronę rolka papieru, którą złapał w ostatniej chwili, wyrwały Connora z transu. Szybko rozejrzał się po kuchni, dostrzegając zdziwionych i przestraszonych towarzyszy, po czym skierował swój z powrotem na swoje dzieło. Obrzydliwy widok zmasakrowanego ciała sprawił że momentalnie wypuścił z ręki trzymany tasak, który z brzdękiem upadł na podłogę, jeszcze bardziej rozbryzgując rozlaną krew. Młody student prawa zrobił lekki krok do tyłu, jednocześnie rozwijając papier toaletowy i energicznie próbując zetrzeć z siebie jak najwięcej wydzielin z ciała martwego kucharza. Parę chwil zajęło mu wrócenie do siebie, jednak gdy już się uspokoił, ogarnęła go dziwna satysfakcja. W końcu to on sam zgotował tej istocie los na który zasłużyła. Powinien być z siebie dumny. Z takim właśnie nastawieniem zrobił krok z powrotem w stronę zwłok, po czym z całej siły kopnął głowę zombiaka swoją nie zranioną nogą.
Głowa odbiła się od ściany i przeleciała na drugi koniec kuchni, bryzgając wszędzie krwią. Fritz szczeknął na Connora, choć pierwsza odezwała się do prawnika Miho.
- Connor? Wszystko w...Chcesz gdzieś pójść odpocząć? Ja wiem, że wszyscy się boimy, ale to już przesada. Stres chyba cię przytłacza. - zaniepokoiła się dziewczyna.
- Ci ludzie mogą nie być prawdziwi bądź dawno martwi, jest jednak spora szansa, że zostali wplątani w to wszystko równie przypadkowo, co wy. Traktujcie ich z odrobiną szacunku. - poprosił doktor.
Connor zaśmiał się drwiąco pod nosem. - Szkoda że nie byłeś taki wyrozumiały kiedy mało nie zginąłem podczas starcia z wielkim pająkiem. Chyba że faktycznie zależy ci bardziej na tych potworach, niż na prawdziwych ludziach. - odpyskował profesorowi, zirytowany tym że mops ma jeszcze czelność coś komentować. Starł pot z czoła i odetchnął ciężko, odwracając się w stronę Miho. - Myślę że to dobry pomysł, na pewno nie zaszkodzi trochę odsapnąć. - odpowiedział dziewczynie, starając się spuścić trochę z tonu.
Wydawałoby się, że Fritz chce wzruszyć ramionami. Jako pies nie mógł tego jednak zrobić, więc pozostał mu tylko obojętny wyraz twarzy. Miho rozejrzała się wokół siebie. - To może chodźmy pod drzwi wejściowe? Jakby się coś działo, stamtąd mamy najwięcej dróg. - zaproponowała.
Connor przytaknął głową. Powrót do przedpokoju brzmiał dobrze. Będzie tam można zarówno odpocząć od nieprzyjemnych widoków, jak i zaczerpnąć trochę świeżego powietrza.

- No dobrze, skoro jesteś w takim stanie, to nic nie poradzimy - westchnął Soichiro, pierwszy zaglądając do jadalni, by sprawdzić czy nic niebezpiecznego się w niej nie pojawiło od kiedy uruchomili generator. Następnie miał zamiar poprowadzić drużynę z powrotem do po holu.
- Może schowajmy się chociaż pod schodami, żeby osoby schodzące z góry nie miały na nas widoku - zaproponował.

W jadalni było pusto. Sterta jedzenia na stole wyglądała na nienaruszoną. Drużyna miała za to mniej szczęścia idąc dalej. Przechodząc przez korytarz i wyglądając przez szparę w drzwiach do przedpokoju, zespół zobaczył, że na środku pomieszczenia stoi nieznany mężczyzna. Był ubrany jak lokaj. Jego ciało było nieco wyschnięte, wyraźnie było z nim coś nie tak. Wygladał jednak zdrowiej od poprzedniego zombie. Połyskującymi oczyma wpatrywał się w wejście do budynku, grzecznie na coś czekając.
Soi pokazał za siebie otwartą dłoń, na znak by reszta się nie zbliżała. Po czym cofnął się kilka kroków, i wyjaśnił im kogo zobaczył.
- Tylko ja nie jestem ranny i zestresowany, więc chciałbym spróbować sam z nim pogadać. Ten typ też nie wygląda na specjalnie niebezpiecznego, więc myślę że w razie czego pała w łeb powinna go położyć. Ale chciałbym wyciągnąć z niego trochę informacji zanim do tego dojdzie. Skoro mamy ku temu okazję, to dobrze byłoby dowiedzieć się czegoś konkretnego o tej domenie, jej hoście, jego celach, itd. - wyjaśnił reszcie swój plan. - Ktoś przeciw?

- To igranie z ogniem. - ostrzegł Fritz. - Nawet jak ci coś powie, nie ma po co im ufać.
- Przynajmniej to człowiek. - wtrąciła się Miho. - Od dwóch godzin słuchamy gadającego psa, nie wiedząc, czy postradaliśmy zmysły czy dopiero nam umykają. - skrytykowała Fritza, patrząc mu w oczy. - Najpierw nas tu zamknąłeś, teraz nagle chcesz nam niby pomóc wyjść, a po drodze tylko nam odwala. Idź Soi. Mogę wyjść z tobą. - zaoferowała się dziewczyna. Do tej pory Miho była pasywna i wyraźnie zaniepokojona sytuacją. Ostatni wybryk Connora popchnął ją w stronę akceptacji obecnej rzeczywistości i podjęcia decyzji, jak w niej operować. Bardzo wyraźnie nie podobało jej to, co się działo, więc tak jak wszystko w życiu do tej pory, postanowiła tą rzeczywistość skonfrontować wprost.
Connor skrzyżował ręce na piersi. - Miho ma rację. Dobrze wiedzieliście jak niebezpieczne są te domeny i jakie potwory mogą tu czyhać, mimo tego zamknęliście nas w środku. Do tego dałeś nam już do zrozumienia że nieszczególnie przejmujesz się naszym zdrowiem i życiem. Skąd mamy wiedzieć że nas po prostu nie wykorzystujesz?! - Connor podniósł lekko głos. Doktor z sekundy na sekundę wydawał się mu coraz bardziej podejrzany.
Japończyk również spojrzał podejrzliwie na doktora.
- Mówiłeś, że te domeny trzymają się zasad - wtrącił swoje trzy grosze. - Śpiący pracownik będzie spał. Kucharz będzie gotował. Więc lokaj też powinien po prostu przyjmować gości. Czemu nagle miałby robić coś innego, niż to do czego jest “zaprogramowany”? Wiemy już o klatkach w piwnicy, więc jeśli będzie chciał nas tam zaciągnąć, to w tym momencie mu przywalę. Ale przed tym powinien się nam przedstawić, i powiedzieć coś o właścicielu tej rezydencji. Może zrozumiemy też jaki jest ich cel, albo jak działają ci NPCe, żeby lepiej poradzić sobie z nimi w przyszłości.

- Zgadza się. Jeżeli jest typowym lokajem, będzie rozmawiał z tobą jak lokaj. Może nawet spróbuje zadzwonić na policję. Pewnie nie zdaje sobie sprawy, czym jest i gdzie się znajduje. Nie będzie z tego pożytku. - wyjaśnił swoje podejrzenia Fritz, próbując zignorować zarzuty Miho. Mając jednak na sobie jej wzrok jak i Connora, uległ. - Ja też nie wiem, czy mogę wam ufać. To miała być szybka misja, w tę i we w tę. Z protokołem powinniśmy was odstrzelić dla bezpieczeństwa, ale wyglądacie zbyt normalne. Jeżeli misja się nie udała, chcę chociaż was stąd wyciągnąć, w ramach przeprosin. - wyjaśnił się. - ...Ale jak się stąd wydostaniemy, będziecie musieli iść ze mną do jednostki. Na usuwanie wspomnień. Obudzicie się, gdzie sobie zażyczycie, przekonani, że mieliście wczoraj jakiś niemiły sen. - obiecał.
- Dobrze, więc czym była ta misja? - naciskał Soichiro, również nieświadomie podnosząc głos. Chyba jego natura jako szkolnego lidera delikwentów zaczynała dawać o sobie znać pod presją. - Skoro wszystko i tak się wam spieprzyło, to możesz tylko zaufać nam. Samemu chyba nie dasz rady walczyć z tymi stworami, a wygląda na to, że twój partner jest w niezłych tarapatach. Więc zaufaj nam, albo idź sam go ratować. Chyba już ci pokazaliśmy, że sobie poradzimy. Jak będzie trzeba, to po prostu stłukę mordy wszystkim w tej rezydencji, i znajdę to cholerne wyjście.

- Zniszczyć domenę. Tak po prostu. Metoda zależy zwykle od sytuacji, jedyne co zawsze działa, to wyeliminować hosta, który tworzy i utrzymuję tę sferę. - wyjaśnił Fritz. - To miejsce jest dość młode. Nie powinno być specjalnie groźne dla kogoś takiego jak mój partner. Najwidoczniej się przeliczyliśmy. - przyznał.
Connor zaśmiał się pod nosem i pokręcił głową. Absurdalność tej sytuacji zaczynała przerastać wszelkie granice. - Czyli z tego co rozumiem, jesteście z jakiejś organizacji znajdującej się ponad prawem i możecie nas zabić jeśli coś wam nie będzie pasować? A jeśli jakimś cudem wyjdziemy z tego cało, to i tak nie będziemy nic pamiętać? Podsumowując, możecie z nami zrobić co tylko zechcecie bo i tak nie będziemy w stanie zgłosić tego na policję albo was pozwać. - przyszły prawnik wyliczał swoje wątpliwości. - Nie wiem jak ty, Miho, ale mnie taka sytuacja nie satysfakcjonuje.
- Tak, zacytuj mu jeszcze kilka paragrafów - westchnął ciężko Soi, przykładając dłoń do czoła. Chyba podejście prawnika niezbyt przypadło mu do gustu.
Pies przytaknął kiwnięciem głowy. - Mogę wam dać po prostu pójść, jeśli chcecie żyć jako świry z PTSD. Albo zaprowadzić was do HR na szkolenie, jeżeli chcecie, aby takie przygody były dla was normą. - zauważył. - Wszystkie te procedury są z myślą o was.
Miho stała zamyślona z palcem na ustach. - Szczerze, za dużo ma szczegółów w tej historii na zmyślanie. - stwierdziła. - Co nie znaczy, że mu ufam. Może to jakiś demon z przebrzydle przekomplikowanymi pomysłami. Albo jednak był w tej ruderze wyciek gazu i jesteśmy kompletnie na haju od conajmniej godziny. - Dla osoby odurzonej, czas mógł lecieć szybciej. - Myślę, że i tak powinniśmy pogadać z lokajem. Najwyżej wyślijmy Connora, żeby Soichiro mógł stać z łukiem. - zaproponowała.
- Co będzie potem chyba lepiej przemyśleć gdy się już stąd wydostaniemy - oznajmił Japończyk, chwytając za łuk. - Na razie postarajmy się współpracować najlepiej jak potrafimy. Myślę, że próba uratowania partnera pana Fritza zwiększy nasze szanse przetrwania. Mamy do wyboru tylko to, albo otwieranie wszystkich drzwi na randoma. Więc lepiej mieć jakiś cel. Ale póki co załatwmy tego lokaja, więc może niech Connor się wykaże. Faktycznie, tego typu gadki chyba lepiej na niego podziałają, niż to co ja bym mu powiedział.
Connor żachnął się, ale odpuścił sobie dalsze komentarze. Argument Fritza z PTSD wydawał się sensowny, jednak ani trochę nie zmieniało to faktu że Connor i jego przyjaciele są zdani na łaskę jakiejś tajemniczej organizacji. Mimo wszystko, napięta sytuacja zmuszała go do podjęcia działania i poleganiu na samym sobie, jeśli nie chciał skończyć na chodniku z odciętymi kończynami i wymazaną pamięcią. - Dobra, idę z nim porozmawiać, ale macie się stąd nie ruszać, a gdy tylko dam znak, przyjdziecie mi z pomocą. Jasne? - To powiedziawszy, upewnił się czy nie jest przesadnie wybrudzony, poprawił włosy i skierował się w stronę lokaja.
Słysząc nadchodzącego Connora, lokaj odwrócił się w jego stronę ze zmieszanym wyrazem twarzy. - Przepraszam najmocniej, nie zorientowałem się, że państwo są już w posiadłości. Musiał pan błądzić po domu szukając kogoś ze służby. - mężczyzna ukłonił się lekko. - Miło mi, jestem tutejszym lokajem. Widzieliśmy jak pan nadjeżdża pod posiadłość, pewnie szukając schroniska przed burzą? - spróbował zgadnąć. - Pani domu jeszcze nie śpi, poprosiła abym pana do niej zaprowadził. Wyjaśni pan jej swoją nagłą wizytę, a jeżeli jest potrzeba, ja w tym czasie przygotuję jakiś pokój i kolację? - zaproponował.
Connor kiwnął głową na powitanie, starając się zachować zimną krew. - Tak, tak, burza mnie zaskoczyła, dlatego postanowiłem schronić się w posiadłości. Dobrze że pan przyszedł, samemu trudno było mi się tu odnaleźć. - przekonywał. - Za kolację z góry podziękuję, niedawno jadłem, ale z pokoju z chęcią skorzystam. Nie chcę panu zajmować zbyt dużo czasu, więc jak pokieruje mnie pan do pokoju lub do pani domu to myślę że dalej już sobie poradzę. - obiecał.
- Oczywiście. Proszę za mną w takim razie. - mężczyzna kiwnął energicznie głową i skierował się w stronę drzwi do lewego skrzydła posiadłości.
Connor poczekał aż lokaj lekko się od niego oddali, po czym pokazał reszcie kciuka w górę. Następnie podążył za mężczyzną, cały czas utrzymując bezpieczną odległość. Jego prawa dłoń na wszelki wypadek powędrowała w stronę rewolweru.
Za drzwiami znajdował się podłużny korytarz, którego ściany zdobiły przeróżne portrety. Connor rozpoznał niektóre z twarzy jako znanych psychologów.
- Na pana szczęście ten budynek nie jest prywatny mieszkaniem, a zbiorowym miejscem wypoczynku wielu osób. Nazywamy go domem nauki. Jesteśmy przyzwyczajeni do niespodziewanych gości, choć rzadko są oni faktycznie kimś, kogo nie znamy. - poinformował lokaj, prowadząc do krańca korytarza. - Tędy. - poinstruował, wskazując, że muszą zakręcić w głąb posiadłości. Jeżeli Connor pójdzie za lokajem dalej, Soichiro straci wizję.
Dla drużyny było to oczywiste. Drapiąc się po szyi Miho spytała Soichiro - I co teraz? Strzelamy, czy skradamy się za nim?
-Prowadzone są tu jakieś badania albo konferencje naukowe? - zainteresował się chłopak, podchodząc trochę bliżej do lokaja. Miał jednak na uwadze to, że po skręceniu we wskazanym kierunku zniknie z oczu reszcie drużyny. Tak więc czekał tylko na moment, kiedy mężczyzna się odwróci, żeby dać reszcie znak ręką, aby za nim podążali.
- Konferencje odbywają się na pobliskim uniwersytecie, goście prowadzą za to wspólnie różne badania. Tę możliwość ma im właśnie zapewniać to miejsce. Jeżeli pani domu pozwoli, może będzie mógł pan zobaczyć część z nich. Jeden z naszych profesorów pracuje nawet nad interaktywnym radiem, w którym użytkownik mógłby wyszukiwać transmisji jak bibliotece. - zdradził z ekscytacją lokaj, skręcając w kolejny podłużny korytarz, tym razem posiadający wiele drzwi po obu stronach.
Soichiro kiwnął głową Miho.
- Trzymajcie się kilka kroków za mną. Jeśli mnie zauważy, to mogę udawać, że też się zgubiłem. Ale chcę mieć ich w zasięgu wzroku i słuchu - wyjaśnił po cichu, po czym upewnił się, że wyruszył gdy lokaj był odwrócony do nich plecami.

Lokaj spokojnie prowadził Connora przez korytarz. - Po naszej prawej są toalety, prysznice i sauna, gdyby potrzebował pan się umyć. - wyjaśnił. Po lewej z kolei Connor minął pomieszczenia o nazwie “Exhibit Room” oraz “Playroom”. Na końcu korytarza znajdowały się drzwi, które lokaj otworzył, ukazując niewielki, ogrodzony plac zabaw w ogródku. - Biblioteka jest niestety nieczynna, więc prowadzę pana trochę na około. Pani domu jest obecnie w szklarni. - wyjaśnił, otwartą dłonią wskazując na ogromną szklaną kopułę znajdująca się na końcu ogrodu.
- Idą do szklarni spotkać się z “panią domu” - rzucił cicho za siebie Soichiro, do Miho oraz Fritza. - Wedle partnera doktora to tam miał być host domeny, więc wszystko się zgadza. Lokaj mówi, że biblioteka też jest “nieczynna” i poprowadził Connora naokoło, więc pan łowca duchów pewnie dalej tam jest. Dziwne tylko, że lokaj wie o nim, skoro się tam “ukrywał”. Możliwe, że jest “nieczynna” z innego powodu - wyjaśnił pokrótce sytuację reszcie. - Więc pytanie, czy chcemy tutaj odstrzelić lokaja, czy dać mu zaprowadzić Connora do szklarni? Są już przy ogrodzie, więc możliwe, że wyskoczy na nas ten “przerośnięty ogrodnik” który dał w mordę twojemu partnerowi. Możemy też się wrócić i poszukać biblioteki. Ale wtedy zostawiamy Connora na pastwę hosta i ogrodnika. Jeśli lokaj nie kłamie, i na razie zaprowadzą go do pokoju, albo wrzucą go do klatki w piwnicy, to możemy go później wyciągnąć. Ale jeśli zrobią mu coś gorszego, to będziemy mieć go na sumieniu - oznajmił z lekko bladą miną. Widocznie ciężko było mu podjąć taką decyzję samemu. Nie było tutaj żadnego bezpiecznego rozwiązania. A pomyłka mogła kosztować życia ich wszystkich, a w szczególności Connora.
Connor przystanął za lokajem - Nie wiem, czy mi tak wypada pytać, ale czym zajmuje się pani domu? Też jest jakimś naukowcem?
- Nie. Pani tylko dba o dom i jego rezydentów. Jest właścicielką. - wyjaśnił lokaj.
Tymczasem Fritz spoglądał na Soichiro z poważną miną. - Kontakt z hostem to bardzo niebezpieczny pomysł. Ten cały ogrodnik nie powinien atakować pod eskortą lokaja… ale nie wiem, z czym mamy tu do czynienia. Kto normalny siedzi w szklarni w środku nocy? - ostrzegł.
- Jeżeli jest pokojowy, to może faktycznie go potem odprowadzi. - stwierdziła Miho. - Jest to jednak ryzyko. Zdecyduj albo zostaw mu wybór. - dziewczyna nie była pewna, co ją bardziej interesuje.
- Tak, właśnie dlatego nie wiem, czy atakować. Nawet jak uda mi się zdjąć lokaja jednym strzałem, to Connor będzie najbliższym i jedynym widocznym celem ogrodnika. Więc może być w niezłych tarapatach - zastanawiał się Japończyk z poważną miną. W końcu wzruszył jednak ramionami. - Cóż, faktycznie zostawmy decyzję jemu. Jeśli da nam sygnał, to zaatakujemy. Jeśli pójdzie spotkać się z hostem, to zastanowimy się, czy czekać tutaj na niego, czy pójść w międzyczasie poszukać tej biblioteki. Skoro musieli iść “naokoło”, to znaczy, że również jest na parterze i raczej szybko ją znajdziemy.
Connor był wyraźnie niechętny do dalszej podróży w stronę hosta. - Muszę przyznać, że bardzo mnie pan zainteresował tym wszystkim. Byłaby może możliwość zajrzenia do Exhibit Roomu albo Playroomu? Z chęcią bym więcej pozwiedzał, a nie powinno nas to przecież znacznie opóźnić. - przekonywał. Chciał wyciągnąć jak najwięcej informacji z lokaja bez ryzykowania własnego bezpieczeństwa, także spotkanie z panią domu nie wchodziło nawet w grę.
- Obawiam się, że bez pozwolenia pani domu, nie mogę pokazywać panu żadnych z pomieszczeń. Jak najbardziej za to przepraszam. - ukłonił się lekko. - W ogrodzie przepływa wąska rzeka, więc proszę, aby trzymał się mnie pan blisko. Chodzenie tędy potrafi być niebezpieczne, gdy się nie zna drogi. Byłoby mi przykro, gdyby zniszczył pan sobie spodnie.
- No trudno, rozumiem. - Connor uznał, że to odpowiedni moment na wezwanie towarzyszy, lokaj na nic się już nie przyda. - Apsik! - udał kichanie. - Chyba mnie trochę przewiało podczas tej burzy, miałby pan może jakąś chusteczkę? - zapytał, cofając się o dwa kroki.
Być może lokaj miał chusteczkę dla Connora. Nie zaprowadziłby chyba obsmarkanego gościa na spotkanie z panią domu. Soichiro poczekał więc na reakcję staruszka, który powinien spuścić wzrok i zajrzeć do swoich kieszeni. Wtedy też miał zamiar wypuścić strzałę z naciągniętego łuku, z zamiarem trafienia w głowę lokaja.
Cytat:
Soichiro: test precyzji = 6, porażka
Gdy lokaj sięgnął do brustaszy po chusteczkę, wystrzelona z drugiego końca korytarza strzała przeleciała obok jego głowy. Przestraszony mężczyzna wskoczył za próg w ogrodzie, krzycząc: - Dobry boże, proszę wbiec do ogrodu, proszę pana! - Zamiast tego, Connor w tym czasie rzucił się do ucieczki w stronę Japończyka, przebywając połowę drogi do czasu, gdy lokaj kompletnie znikł im z wizji.
Soi zaś w tym czasie naciągał już następną strzałę, gotowy oddać drugi strzał, jeśli ktoś zacznie się do nich zbliżać korytarzem. Rzucił też Connorowi pytające spojrzenie.
- Sorki, spudłowałem. Chcesz tutaj bezpośrednio stawiać im opór, czy spieprzamy?

Connor przystanął, kiedy tylko dobiegł do drużyny. - Lokaj jest przerażony, wątpię, żeby chciał stawiać jakiś opór. Biegnijmy lepiej do biblioteki, zanim zawoła kogoś silniejszego. - zamierzał poczekać chwilę na reakcję reszty, miał jednak nadzieję, że zaraz będzie mógł kontynuować swoją ucieczkę.
- Dobrze - przytaknął delikwent z poważną miną. - Tym razem może wy biegnijcie pierwsi, a ja będę osłaniał tyły, i upewnię się, że nie goni nas żaden ogrodnik. Jeśli ktoś za nami pobiegnie, to będę miał dobrą linię strzału. Wydaje mi się, że drzwi za schodami na wprost od frontowego wejścia powinny prowadzić do biblioteki.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline  
Stary 20-08-2021, 23:34   #5
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Gdy Connor dobiegł do Soichiro, lokaj wychylił się zza progu, krzycząc: - Panie Connorze?! - odruchowo, Japończyk wypuścił kolejną strzałę, tym razem trafiając przerażonego lokaja w bark, gdy ten chował się po zauważeniu nieznanego mu osobnika na korytarzu. Nie spodziewając się, że cokolwiek zyskają z dalszego tu przesiadywania, zgromadzeni ruszyli biegiem z powrotem do holu.
Biorąc wypowiedzi lokaja na słowo, powinno było w nim być przejście prosto do biblioteki, które wychodziłoby na ogród. Tylko jedna trasa spełniała te warunki: wprost drzwiami naprzeciw wejścia do budynku. Będąc w holu, większość zbliżyła się do odpowiednich drzwi, gdy Japończyk pobiegł po swoje strategiczne krzesło, aby tym razem zablokować nim drzwi do lewego skrzydła.
Miho złapała za klamkę północnych drzwi parteru i kiwnęła na Connora, aby w razie czego był gotów ze swoją bronią, po czym popchnęła drzwi. Te ruszyły się zaledwie kilka centymetrów.
- Są otwarte, ale… coś je blokuje z drugiej strony. - wyjaśniła kobieta. - Ciężkiego, równie dobrze jakaś szafa. - skrzywiła się, próbując je przeforsować.
Connor mocno zapukał w drzwi, po czym zbliżył głowę do szpary w nich i podniósł lekko głos - Panie detektywie, jest pan tam? To my! - spróbował zawołać agenta.

Szum zaczął rozbrzmiewać z obroży Fritza. - P:15 - rozbrzmiała krótka komenda. Mops natychmiast odezwał się do zgromadzonych: - odsuńcie się od drzwi! - jego ton był ostry, ale głos stłumiony, mówił niemal szeptem. - W środku jest wampir. Na ten moment nieszkodliwy, ale nie chcemy go prowokować. - wyjaśnił pies.
Connor odsunął się od drzwi jak poparzony - Wampir?! Wiesz, gdzie jest twój partner? I czy jest cały? - zapytał mopsa, wyraźnie przejęty.
- Spokojnie, starajmy się nie robić tutaj hałasu. - poprosił. - Mój partner pewnie jest z nim w środku. P:15 to kod sytuacyjny oznaczający pasywnego wampira samotnie pogrążonego w jakimś zajęciu. - wyjaśnił. - Wampiry są nieśmiertelne, więc inaczej postrzegają czas. Jeżeli się czymś zajął, to mogą lata minąć, nim wpadnie na inny pomysł, tak długo, jak nikt mu nie będzie przeszkadzał. - obiecał. - z drugiej strony, jeśli go zeźlimy, to nie prędko się uspokoi.
- Czyli... nie chcemy go wyciągnąć? - wtrącił się Japończyk, również podchodząc do drzwi. - Z bara mógłbym pewnie kompletnie wyważyć te drzwi, ale zrobiłoby to sporo hałasu. Mogę, zamiast tego spróbować nacisnąć na nie całym ciałem, i zobaczyć czy uda mi się powoli odsunąć tę szafę. Z pomocą Connora powinniśmy mieć dość masy, żeby odsunąć nawet największy mebel. Czy nawet tego typu dźwięk mógłby zaalarmować tego wampira? - zakończył, zwracając się do Fritza. - Przy okazji, mógłbyś nam powiedzieć co w rzeczywistości działa na wampiry? Woda święcona? Kołek w serce? Ogień? Czy może chociaż latarka go oślepi?
- Kołek jest dobry, wbity w serce wyłącza krążenie krwi. Ogień to jedyne stałe rozwiązanie… nieważne. Nie dacie sobie rady z wampirem. Jest to fizycznie niemożliwe dla przeciętnego człowieka. - ostrzegł Fritz. - Mój partner miał ze mną kontakt. Gdyby chciał otwarcia tych drzwi, dałby nam taką wiadomość. Zamiast tego dał mi wyraźne ostrzeżenie: najlepiej wyjdziemy, zostawiając to miejsce w spokoju. Jeżeli wampir tam tymczasowo zamieszkał, nie chcesz wywarzać drzwi do jego domu. Niezależnie czy wszedł tu przypadkiem, czy z ciekawości, na ten moment nie jest częścią naszego problemu. - podsumował.
- Czekaj, czekaj. - wtrącił Connor. - Mówisz, że wampiry są nieśmiertelne, a ten się tutaj przypałętał. Czy to znaczy, że pochodzi on spoza tej domeny? - zapytał, zaniepokojony.
- Tak. - stwierdził Fritz. - Ta domena nie wygląda na miejsce stworzone przez wampiry, więc on musi tu być obcym.
- Dobra, w takim razie wracamy do planu A i idziemy otwierać wszystkie dostępne nam drzwi - podsumował Soi, od razu odwracając się na pięcie w stronę jadalni. - Powinniśmy się pospieszyć. Jeśli zaczną nas ścigać, to szybko zorientują się, że zablokowaliśmy drzwi. Wtedy albo spróbują się przez nie przebić, co zajmie im chwilę nawet z jakimś wielkim ogrodnikiem. Albo, jeśli we wschodnim skrzydle jest również wejście do ogrodu, to mogą pójść naokoło i nas okrążyć. Ale skoro będą nadrabiać drogi, to zdążymy dotrzeć tam przed nimi, jeśli się pospieszymy. Wtedy możemy zablokować również tamte drzwi i pójść na górę. Oczywiście zablokowane drzwi nie zatrzymają ich wiecznie. Ale nawet minuta, czy dwie, dadzą nam więcej czasu na eksplorację piętra i potencjalnie znalezienie wyjścia.
- Powinniśmy w takim razie zacząć od piętra. - wtrącił się Connor. - Jak tylko odkryją zwłoki kucharza i martwego pająka, to na pewno dokładnie przeszukają całą kuchnię i piwnicę. Za to w górnych pokojach można się ukryć i przeczekać zagrożenie. - wyjaśnił.
- Cóż, z tego, co wygląda, to największe zagrożenie jest na parterze. - przyznał Japończyk, kiwając głową. - Nie wiem, czy zagrożenie minie. W końcu nie mamy gdzie uciec, dopóki nie znajdziemy wyjścia, i przynajmniej host o tym wie. Ale być może na górze uda nam się znaleźć coś, co pomoże nam z nimi walczyć. W najgorszym wypadku możemy spróbować zrzucić kogoś ze schodów, i liczyć, że się połamie. Zakładałbym tylko, że pokoje tych profesorów są na piętrze, więc spodziewajcie się, że kogoś tam spotkamy.
To powiedziawszy machnął ręką na doktora, i zwrócił się w kierunku schodów na górę. Tych po lewej stronie, których nie rozwalił.


Soichiro ostrożnie otworzył drzwi do pierwszego z pokoi. Było to niewielkie pomieszczenie, w którym znajdowało się łóżko, szafa z lustrem, stół i krzesło. Wyglądało na to, że ktoś tu mieszkał: łóżko nie było pościelone. Na stole znajdowały się książki o czasie i historii, który Soichiro nie poznawał. W pomieszczeniu nikogo nie było.
Nie chcąc tracić za dużo czasu, Miho spróbowała otworzyć kolejne drzwi, te jednak były zamknięte.
- Nikogo tu nie ma. Wygląda na sypialnię. Rzucę tylko okiem, czy nie ma tu czegoś przydatnego, i zaraz wyjdę - rzucił za siebie delikwent. Po chwili zastanowienia dodał też sugestię dla Fritza. - Pan doktor może też tu zajrzeć i poniuchać, czy nie wyczuwa zapachu prochu palnego, albo innych nietypowych substancji. Może sam lokator też ma jakiś ciekawy zapach, który coś nam o nim powie.
Poszukiwania Japończyka szybko jednak zakończyły się, gdy ten dość gwałtownie podrzucił do góry materac, by zajrzeć pod niego, i strącił stojący na stoliku dzbanek. Nie chcąc robić hałasu, od razu zareagował i instynktownie spróbował go chwycić. Ten jednak rozbił się o ziemię, a otwarta dłoń studenta zacisnęła się na odłamkach, które lekko go pokaleczyły.
- Chikusho! - warknął Soi przez zaciśnięte zęby. Nim jednak krew zaczęła kapać na dywan, natychmiast sięgnął do kieszeni po scyzoryk, i odciął kawałek prześcieradła, którym owinął pociętą dłoń. Widocznie karma nie była dzisiaj po jego stronie.

Connor zajrzał z resztą drużyny przez pierwsze drzwi. Jako że w środku nie było nic specjalnego, a Soichiro z Fritzem już się zajęli inwestygacją, postanowił spróbować otworzyć trzecie drzwi.
Tymczasem Soi dał sobie spokój z przeszukiwaniem i postanowił wrócić do korytarza, by przyjrzeć się zamkniętym drzwiom.
- Wyczuwa pan doktor jakiś zapach spod drzwi? - zapytał mopsa, z zaciekawioną miną. - Możliwe, że jest tam jakiś lokator. Albo zamknęli drzwi, bo jest tam coś ważnego.

- Nic specjalnego. - stwierdził Fritz.
Connor otworzył trzecie drzwi, znajdując za nimi pokój, z którego wyniesiono meble… prawdopodobnie z powodu dziury w ścianie, która prowadziła do pokoju naprzeciw, również pustego.

Cytat:
Connor test umysłu = sukces
Był to moment, w którym grupa usłyszała ruch klamki na paterze.
- O jejku, jakoś zamknęli, mógłby pan wywarzyć? - usłyszał Connor.
- Lokaj i ogrodnik zaraz tu będą, musimy się ukryć i liczyć na to, że nie będą przeszukiwać piętra. - zdecydował Connor i od razu skierował się do pokoju z dziurą w ścianie.
- Ja pobiegnę schować się pod schodami - oświadczył Soi. - Jeśli pójdą na górę i was złapią, to mogę ich zaatakować z zaskoczenia. Wy możecie zrobić dla mnie to samo, jeśli sprawdzą parter. Chyba lepsze to, niż żeby odkryli nas wszystkich zamkniętych w jednym pokoju.
Nie był to bezpieczny plan, ale lepsze to niż nic. Ruszył więc, susem zeskakując po schodach.
- Jeśli usłyszycie hasło, to znaczy, że mam kłopoty, i biegnę do piwnicy! - rzucił jeszcze za siebie, mając nadzieję, że odgłosy wyważanych drzwi zagłuszą jego okrzyki i bieg po skrzypiących schodach.

Fritz i Miho pobiegli za Connorem, zamykając drzwi do pomieszczenia. Tymczasem Soichiro znalazł pod schodami niewielkie pomieszczenie wypełnione miotłami i płynami do sprzątania. Musiał to być składzik pokojówek. Zaledwie moment po tym, jak Soichiro zamknął za sobą drzwi, usłyszał trzask wyważanego wejścia. Łomot był przerażający, Japończyk nie dał się jednak rozproszyć. Po cichu uklęknął i wyjrzał przez dziurkę od klucza. Drzwi zostały uderzone z taką siłą, że wypadły z zawiasów i wleciały na środek holu.

Cytat:
Soichiro test motywacji = sukces
Soichiro test nasłuchiwania = sukces
Do pomieszczenia wszedł ponad dwumetrowy mężczyzna. Był otyły, ale posiadał również niesłychanie ogromne mięśnie ramion. Jego ciało pokryte było czyrakami oraz włosiem przypominający sierść, a zniekształcona twarz ledwie przypominała ludzką. Lokaj wszedł do pomieszczenia tuż za olbrzymem.
- Ah, już zwiali. - zauważył. - Sprawdzę przed domem, a pan niech się uda do jadalni i sprawdzi ten korytarz. Wcześniejszy rozrabiaka wyskoczył tamtym oknem, może pobiegli za nim. - poprosił lokaj. Ogrodnik posłuchał go bez słowa.
- Czy on zamierza wyjść na zewnątrz...? - stęknął do siebie stłumionym głosem Soichiro. Nie mógł zmarnować takiej okazji. Gdy tylko ogrodnik zniknął w jadalni, a lokaj skierował się do frontowych wrót, ten natychmiast uchylił drzwi schowka. Był gotowy wyskoczyć na zewnątrz i natychmiast popędzić za lokajem, jeśli faktycznie uda mu się otworzyć wyjście z tego wymiaru. Nie miał dużo czasu na reakcję, ale miał zamiar doskoczyć do wyjścia nim lokaj zdąży zamknąć za sobą drzwi. Kolczasta pała w jego dłoni była ściskana tak mocno, że kłykcie Japończyka zrobiły się śnieżnobiałe. To mogła być ich ostatnia okazja, by bezpiecznie się stąd wydostać. Nie okaże lokajowi litości. Miał zamiar z całej siły przywalić mu w skroń, gdy tylko dobiegnie do drzwi i zostanie zauważony. O ogrodnika mogli się martwić później. Nawet jeśli wielkolud zwróci na niego uwagę, zabezpieczenie wyjścia było ich głównym priorytetem.
Cytat:
Soichiro test ciała = sukces
Soichiro test cwaniactwa = porażka
Japończyk wystrzelił ze schowka, nie mając czasu do stracenia. Zarówno wyskakując, jak i biegnąc po starej, drewnianej podłodze wydawał dość dźwięku, aby otwierający drzwi lokaj go usłyszał, odwracając się zaskoczonym.
- POMOCY! - wrzasnął lokaj, gdy Soichiro z impetem walną go pałą w łeb, roztrzaskując czaszkę i rozgniatając mózg. Wiotkie ciało lokaja natychmiast opadło na ziemię, a za nim ukazało się otwarte przejście na zewnątrz.
Podwórze było mroczne, czarne. Im dalej od domostwa, tym ciemniejsza wydawała się przestrzeń, a wszystko spowijała gęsta, mleczna mgła. Japończyk widział motor Miho przy wyjściu, sylwetkę swojego samochodu w oddali, oraz garaż pod drzewem, który widzieli wcześniej. Nie był jednak w stanie rozpoznać ulicy, czy drzew, które powinny być za nią. Sama brama posiadłości była ledwo widoczna.
Connor gwałtownie odwrócił głowę w stronę Fritza. - Powinniśmy uciekać na podwórze? Czy w ten sposób wydostaniemy się z domeny? - zapytał zestresowany, łącząc słowa jedno z drugim.
Delikwent nie miał czasu na rozważanie, czy ucieczka przez główną bramę była możliwa. Z tego, co mówił Fritz, nawet on nie był pewien, jak ta domena funkcjonuje, ani gdzie jest wyjście. Więc tak czy siak, warto było sprawdzić. Soi na wszelki wypadek szybko chwycił klucze, które wciąż powinny znajdować się w dłoniach lokaja, bądź upuszczone obok niego. Po czym upewniwszy się, że ciało lokaja blokuje drzwi przed zamknięciem, rozrzucił przed nimi garść jagód. Wielkolud raczej nie był zbyt uważny. A w połączeniu z wypływającą krwią lokaja, szansa, że przewróci się goniąc go, była teraz dość wysoka.
- Frontowe drzwi otwarte! - krzyknął szybkie ostrzeżenie do grupy na górze, zakładając, że olbrzym i tak już został zaalarmowany wrzaskiem lokaja. - Sprawdzę, czy da się tędy uciec! Róbcie, jak uważacie, ale uważajcie na ogrodnika!
Nie chciał mieć na sumieniu Connora i Miho ani jeśli zdecydują się od razu za nim pobiec i ryzykować starcie z ogrodnikiem, ani jeśli będą czekać na górze i stracą przez to okazję do ucieczki. Zostawił więc im tę decyzję. Sam zaś ruszył biegiem w kierunku garażu, licząc, że jagody dadzą mu dostatecznie dużo czasu. Miał zamiar przebiec na drugą stronę garażu i wskoczyć na jego dach. Następnie położy się płasko i będzie czekał na rozwój wydarzeń. Dzięki kątowi widzenia powinien być poza zasięgiem wzroku olbrzyma, nawet jeśli ten obejdzie cały garaż naokoło.

- Musiałbym samemu to zobaczyć. - stwierdził Fritz. - Wejście jest zwykle najbardziej zabezpieczonym punktem domeny. Jeżeli jednak nie dało się ich otworzyć wcześniej, to mogło być wszystko. - stwierdził Mops.

Cytat:
Soichiro, test mądrości = sukces
Japończyk zniknął z wizji Connora, zabierając ze sobą pęk kluczy lokaja. Zaraz po tym ogrodnik wyłonił się z korytarza do prawego skrzydła. Widząc martwego lokaja, podszedł do niego i klęknął nad nim, podnosząc go w ramionach.

Cytat:
Soichiro, test siły = sukces
Soichiro mógł to obserwować z dachu garażu. Mgła i bezlitosny cień sprawiały jednak, że miał stąd jeszcze gorszą wizję na otoczenie, niż z ziemi.
-Cholera, ogrodnik już tu jest, a Soi pobiegł nie wiadomo gdzie. Nie mamy nawet jak do niego dołączyć, bo potwór zagradza nam drogę. Sprawdźmy przynajmniej przeciwne drzwi, żeby mieć jakąkolwiek drogę ucieczki. - zdecydował Connor. To powiedziawszy, ruszył w stronę końca pokoju, przelazł przez dziurę w ścianie i podszedł do drzwi. Przykucnął i wyjrzał przez dziurkę od klucza, cały czas nasłuchując czy zza drzwi nie dochodzą jakieś podejrzane dźwięki.
Za drzwiami znajdował się korytarz. Nie było słychać za nim żadnych dźwięków, a drzwi były otwarte.
- Wyszedł i zamknął za sobą drzwi. - poinformowała Miho, wciąż wyglądając na hol. - odstawił tylko lokaja pod ścianę.
Connor kiwnął głową afirmatywnie. - Korytarz za drzwiami wydaje się być bezpieczny. Rozejrzę się trochę bardziej. - to powiedziawszy, uchylił lekko drzwi i wystawił przez nie głowę, rozglądając się w obie strony.
Wyglądało na to, że korytarz rozchodził się w obydwie strony i zawracał z powrotem do holu. Nie było słychać, aby ktokolwiek po nim chodził.
- Warto by sprawdzić resztę pokoi, póki zombie jeszcze tu nie łażą. - zdecydował Connor i skierował się do pokoju na prawo. Jednak zanim sprawdził, czy są otwarte, przystanął na chwilę i wyjrzał przez okno, chcąc sprawdzić, czy będzie stąd widać szklarnię.
Półokrągła kopuła szklarni dominowała krajobraz za oknem. Rozpalone wewnątrz budowli światło wyróżniało ją na czarnym i zamglonym podwórzu.
Podchodząc do drzwi na prawo, Connor zobaczył na nich zawieszkę “nie przeszkadzać”. Z wnętrza dobiegały dźwięki chrapania.
Miho i Fritz wyszli na korytarz za Connorem. Oni również wpierw postanowili wyjrzeć przez okno, choć pies potrzebował w tym celu pomocy koleżanki.
Connor przyłożył palec do ust i dał znak towarzyszom, żeby zachowywali się cicho. - Kolejny śpiący. Pewnie działa tak samo, jak ten z piwnicy. - wyszeptał. Zostawił w spokoju zamknięte drzwi i skierował się do tych znajdujących się na lewo od pokoju, z którego wyszli.
Kolejne drzwi były zamknięte. Dochodził zza nich szum, przypominający dźwięk radia.
Connor od razu skojarzył, że lokaj wspominał coś o radiu-wynalazku. To mógł być właśnie pokój profesora, który nad nim pracował. A biorąc pod uwagę wszystkie anomalie mające miejsce w posiadłości, to jest duża szansa, że samo radio też będzie, lekko mówiąc, niecodzienne. Chłopak starał się sobie przypomnieć dokładne słowa oprowadzającego go mężczyzny. Na pewno wspominał coś o interaktywności, jak i możliwości wyszukiwania transmisji. Jednak gdy tak o tym myślał, wróciła mu do głowy jeszcze jedna rzecz. Podczas ucieczki, lokaj zawołał go jego własnym imieniem. Student od razu zbladł i głośno przełknął ślinę. Czy to znaczyło, że wcale nie znaleźli się tu przypadkiem? A może wręcz stali się częścią domeny i nie ma już dla nich ratunku. Connor potrząsnął głową. Nie było sensu o tym teraz rozmyślać, chociaż zdecydowanie trzeba będzie to poruszyć z resztą drużyny. Jak na razie jednak starał się skupić na aktualnej sytuacji. Podszedł do ostatnich drzwi i spróbował je otworzyć.

Te również były zamknięte, co prawdopodobnie oznaczało, że pokój był przez kogoś zajęty. Tym razem nie dochodził z wnętrza żaden dźwięk, więc lokator mógł być nieobecny.
Connor zdecydował się wrócić do poprzednich drzwi i spróbować otworzyć je za pomocą scyzoryka szwajcarskiego.


Cytat:
Connor, test cwaniactwa = sukces
Nie da się otworzyć zamka nożem, przy drzwiach tak zaniedbanych, jak te, dało się jednak wcisnąć nóż między drzwi i cofnąć nim rygiel. Connor powoli otworzył drzwi z cichym skrzypem. Zobaczył jednak nie pokój pełen wynalazków, a jasnozieloną polanę wykonaną z prostokątnych kształtów. Widząc to Fritz szybko przepchnął się między nogami studenta prawa.
- To nie radio. Ten profesor musiał wpaść na to, jak zbudować coś w formie Wi-Fi. - wywnioskował pies. - Mamy dostęp do internetu.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline  
Stary 07-09-2021, 19:09   #6
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
- Wow… - wyszeptał Connor. Rezydencja nie przestawała go zadziwiać. Zombie, ogromny pająk i wampir to jedno, ale alternatywny wymiar wyglądający jak wyciągnięty z gry komputerowej to coś będące poziom wyżej na skali anomalii. Chociaż dobrze wiedział jak bardzo to ryzykowne, chłopak nie mógł się powstrzymać i przykucnął, żeby dotknąć ręką komputerowej trawy.
Jej powierzchnia budziła podobne wrażenia co dotykanie faktycznej trawy, mimo tego, że powierzchnia była płaska. Doznania wydawały się wywodzić nie z faktycznego fizycznego kształtu roślinności, a wyłącznie faktu tego, co ona symbolizowała.
- Idąc tędy, możemy dostać się do domeny w biurze. Lada moment będziecie bezpieczni. - obiecał Fritz, wskakując do środka, przerwał mu jednak nieznajomy głos:
- Nic z tych rzeczy! - krzyk wydobył się znad drzwi, moment później wyłoniła się znad nich kwadratowa twarz, przypominająca postać z gry komputerowej. - Jesteście w bańce.
Fritz cofnął się, powoli obserwując nieznajomego, który opadł łagodnie na ziemię.
- Pan Fritz, tak? Jestem Glitchem z pana wydziału.
- Oh, znamy się? Nie pamiętam waszego imienia?
Nieznajome wzruszyło ramionami.
- Nie do końca, ale wiem, jakie oglądasz porno.
- Oh.
- Zwykle operuję waszą siecią. - osobnik wyciągnął rękę, a przed Fritzem ukazała się drobna wizytówka. Mops ją przeczytał i przytaknął.
- Przynajmniej nie jesteśmy sami. Mówisz, że to bańka?
- Zgadza się, chwilowo był tutaj internet, może jak mieliście zasięg w komórkach, to wszedłem ją zbadać. Jest tu radio, które wysyła sygnał do mikrofonu podłączonego do jakiegoś starego komputera. W efekcie tworzy bezużyteczną i zamkniętą sieć.
Fritz westchnął. - To nic nam z tego.
- Niekoniecznie, to jednak oddzielna domena. Jeśli tylko chcecie się tu schować, myślę, że to miejsce jest bezpieczne. - ocenił Glitch.
- Możemy znaleźć w tej domenie coś przydatnego? - zapytał Connor dziwnej komputerowej postaci. - Jakieś przedmioty z gier, czy użyteczne dane? A, i nie jestem pewny co do chowania. Znaczy możemy tu chwilę przeczekać, jednak generator w końcu przestanie działać, a Soichiro pewnie potrzebuje pomocy, więc nie możemy tu siedzieć za długo.
Istota pokręciła przecząco głową. - Przeczesałem całość. Nie ma tu nic ciekawego. Ktoś miał bezużyteczny pomysł, z którym nie wiedział co zrobić.
- Właściwie, to zła wiadomość. - stwierdził Fritz. - Jeżeli powstają tutaj subdomeny oparte o tak drobne detale, host musi być silniejszy, niż obstawialiśmy.
- Nie jestem tego pewien. Czytałem waszą dokumentację. Host raczej jest uziemiony w konkretnym punkcie posiadłości. Może mieć na nią wpływ w ramach rekompensaty.
- Faktycznie. - Fritz kiwnął głową, po czym odwrócił się do Connora i Miho. - Wewnątrz domen, można zwiększyć swoją moc, ograniczając ją na inne sposoby, trzeba się tylko stosować pewnych zasad. Możliwe, że host był w stanie nas uwięzić tylko dlatego, że samemu nie jest zbyt potężny. - wyjaśnił.
Miho westchnęła. - My możemy z tego jakoś skorzystać?
- Bez treningu, nie. Może poza zasadą chciwości. Mówi się, że jeżeli masz przy sobie mniej niż siedem unikalnych przedmiotów, to nie będą się psuć. - wyjaśnił Fritz. - Czy na was to zadziała, nie mam pojęcia.
Miho spojrzała na Connora. - Jak chcesz pomóc Soichiro z ogrodnikiem? Myślałam, że weszliśmy głębiej w posiadłość, bo pogodziliśmy się, że ta bestia przerasta nasze możliwości. O ile znam tego chłopaka, powinien był wziąć mój motor i odjechać. Najwyżej po nas wróci, jeśli uda mu się coś wymyślić albo znaleźć wsparcie.
Connor podrapał się po głowie. - Chyba nie doprecyzowałem. Nie chodziło mi o walczenie z ogrodnikiem, z nim na pewno nie mamy szans, a po prostu dalsze eksplorowanie rezydencji i szukanie wyjścia, zamiast siedzenia z założonymi rękami. Możemy na przykład sprawdzić ten pokój, w którym ktoś spał. W razie niebezpieczeństwa możemy zawsze wrócić do naszej bezpiecznej subdomeny.
Fritz przytaknął skinieniem głowy. - Nie ma sensu odpoczywać, gdy nie jesteśmy zmęczeni.
Miho wzruszyła ramionami. - Jakiś plan? Choć jeszcze przed nami sporo posiadłości, nie wiem, czy jest sens rzucać się do walki nawet ze śpiącymi, gdy może to nie być potrzebne.
Connor wzruszył ramionami. - Przeszukiwanie wszystkiego po kolei to chyba jedyny sensowny plan na daną chwilę. Ten śpiący to pewnie jakiś profesor, więc może mieć przy sobie coś przydatnego. - argumentował chłopak.

Miho zaprzeczyła kręcąc głową. - Zostawmy go sobie na koniec. Mamy tu jeszcze jeden pokój. Mogą też być gdzieś drzwi do wieżowca, może z wysokości uda się coś zobaczyć. - zasugerowała.
-Masz rację. - przyznał Connor. - Dobra, w takim razie sprawdźmy ten ostatni pokój po tej stronie. - zdecydował i podszedł sprawdzić, czy drzwi są otwarte.

Drzwi były otwarte. Lekko uchylając je, Connor zobaczył po lewej stronie pokoju sterty książek, plakaty o ptakach, oraz papugę skaczącą radośnie w klatce.
Connor rozejrzał się lekko po plakatach, po czym skierował się do papugi.

Mężczyzna nie znał się na ptakach. Zobrazowane zwierzęta wyglądały całkiem typowo, choć nie był w stanie zidentyfikować ich gatunków. Papuga, gdy Connor do niej podszedł, zaczęła jeszcze żywiej podskakiwać w klatce, głośno krzycząc: - GOŚĆ, NIEZNAJOMY GOŚĆ. DZIEŃ DOBRY. GOŚĆ. WYRUCHAŁBYM PTAKA. NIEZNAJOMY.
- Świetnie, jesteśmy w pokoju zoofila… - wymamrotał Connor. - KTO. TU. MIESZKA? - głośno i wyraźnie zapytał ptaka.
- DZIEŃ DOBRY. NIEZNAJOMY GOŚĆ. MIESZKA. DOBRY MIESZKA. - podskakiwała wesoła papuga.
Connor przewrócił oczami. - Ta papuga nic nam raczej nie powie. Miałem nadzieję, że została jakoś ulepszona przez domenę, ale coś na to nie wygląda. Chodźmy sprawdzić kolejny pokój.

- W pierwszym rzędzie? - spytała Miho, wychodząc z pokoju o zniszczonej ścianie. - To może być zły pomysł. Jakieś pokojówki chodzą teraz po parterze.
- Co?! Wyglądają tak jak reszta? - zestresował się chłopak. - Na szczęście możemy ukryć się w domenie, gdyby szły w naszą stronę.

 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline  
Stary 17-10-2021, 09:11   #7
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
- Eh...Nie wyglądały kompletnie jak wysuszone zombie, ale nikt normalny nie biega nago w samym fartuchu. - oceniła Miho. - Na razie zajmują się albo Soichiro, albo tym, co chłopak zmalował. - z wyrazu twarzy dziewczyny dało się wyczytać zmartwienie.
- Czyli wyjście tą samą drogą będzie bardzo ryzykowne. Może dalibyśmy radę wyjść oknem i przejść po dachu do innego pokoju? - zastanawiał się Connor.
- Pod nami jest jakiś daszek. Może taras przy ogrodze? - Miho wyjrzała przez okno. - Jest to mały spadek, z twoją nogą nie wiem, czy ma sens.
- Wciąż wydaje mi się że jest to mniej ryzykowne niż pójście na spotkanie z ogrodnikiem i pielęgniarkami. Jeśli przytrzymamy się rękami krawędzi okna i powoli spuścimy w dół, to upadek powinien być bardzo nieduży. Ewentualnie możemy użyć jakieś kołdry czy koca jako pseudo-liny. - główkował Connor.
Miho pokręciła głową. - Soichiro na pewno by się bawił w liny ale osobiście wolę nie marnować czasu. Zróbmy tak: zejdź pierwszy, a jakbyś miał spaść to cię złapię i opuszczę na dół. Potem ty mnie złapiesz od dołu jak ja będę schodzić. - zaproponowała.
- Umm…
- Podam ci Fritza, zanim sama zejdę. - dodała.
- Ok, to brzmi sensownie. - zgodził się chłopak.

Z pomocą Miho, Connor bez problemu zszedł na poddasze tarasu. Po chwili dołączył do niego psi profesor, a później Miho. W końcu cała drużyna była na zewnątrz. W odróżnieniu od niewielkiego okna stąd Walsh miał bardzo dobry widok na tyły posiadłości. Mgła dalej zasłaniała szczegóły, ale zmyślny umysł Connora pozwolił mu zidentyfikować kształty okolicy na podstawie samych sylwetek elementów otoczenia. Znajdowali się na niewielkim tarasie, po ich prawej był mały plac zabaw, przez których Connora próbował wcześniej prowadzić lokaj. Przed nimi był ogród pełen kwiatów, przez który przepływał strumień. Nad wodą prowadził miniaturowy most, za którym znajdowała się zawiła droga w górę, do szklanej kopuły, w której paliło się światło. Zbaczając z drogi do szklarni, można było przejść przez coś, co wyglądało jak niewielki cmentarz z wyraźnie zarysowanym mauzoleum u szczytu. Całość była otoczona przez ścianę lasu, między którego drzewami przemykały żwawe cienie, prawdopodobnie psy bądź wilki. W pobliżu nie było widać nikogo.
Connor przykucnął, mając nadzieję, że w ten sposób nie będzie się aż tak rzucał w oczy. Zaczął dokładnie przyglądać się terenom za posiadłością. Mimo braku widocznych potworów wydawały się one być dużo bardziej niebezpieczne niż wnętrze rezydencji. - Nie wiem, czy jest sens wracania do środka, szczególnie jeśli już nas szukają. - zwrócił się do towarzyszy, zastanawiając się, gdzie teraz powinni się udać. - Moglibyśmy spróbować zakraść się do szklarni i sprawdzić co tam się dzieje. Jak będziemy mieli szczęście, to może uda nam się wymknąć z domeny lub jakoś uszkodzić hosta. - podał swój pomysł.
- Za żadne skarby nie powinniśmy się tam zbliżać. - zaprotestował Fritz. - Host powinien być najpotężniejszą kreaturą w domenie, potężniejszą niż możesz sobie wyobrazić. Mieliśmy w przeszłości incydenty, gdzie nieświadomi ludzie żyli wewnątrz domeny i wyznawali jej hosta święcie przekonani, że to inkarnacja lokalnego boga. Nie jesteście ani odrobinę gotowi na kontakt z hostem. - ostrzegał. Miho uśmiechnęła się.
- To trochę motywujące, żeby tam pójść i spojrzeć. Jeżeli przeskoczymy płot i wyjdziemy z posiadłości, jest szansa na powrót do normalności?
Fritz zastanowił się, po czym odparł. - Pojawiają się czasem wyrwy między światami, więc jest to możliwe. Nie są one jednak częste. Mogą nas czekać dni bezcelowej tułaczki, do tego nie wiemy jakie kreatury czają się poza domeną.
- Zaraz, to poza domeną nie ma naszego świata?
- Świat ludzi to też domena. Nieświadomie stworzona przez całą ludzkość. Staramy się was do niej wrócić.
- ...Czyli co? Czym w końcu jest prawdziwy świat?
- Nieprzyjaznym miejscem poza żadną domeną.
- Czekaj, co? Ta domena nie jest “bańką”, tylko alternatywną wersją naszego świata? I co chcesz powiedzieć przez to, że nasz świat też jest domeną? Czy to wydostaniemy się z tej domeny to trafimy do prawdziwego świata? - Connor zaczynał się trochę gubić w tym natłoku informacji.
- Masz prawdziwy świat, a w nim są bańki, domeny. To jest jedna. My jesteśmy z innej, prawdopodobnie największej, tworzonej przez ludzi. Szukamy do niej drzwi. Jak po prostu wybiegniesz przez płot, prawdopodobnie nie trafisz do żadnej. - spróbował wyjaśnić Fritz.
- Huh, czyli rozumiem, że nie ma najmniejszego sensu oddalać się od rezydencji. Może spróbujemy się przekraść do kolejnych pokoi znaleźć coś przydatnego? Na lewo są takie w których mogą znajdować się jakieś wskazówki. - zauważył Connor.
- ...W sensie chcesz się wspinać z powrotem na górę przez okno? - spytała Miho, skonfundowana. - Ah, czy mówisz o tych w kierunku jadalni. - przypominała sobie po chwili, wyglądając w stronę wybitego okna na parterze.
Connor pokręcił głową. - Nie, nie. Miałem na myśli przekraść się w stronę placu zabaw i postarać się dostać do pokoi w których goście spędzali wolny czas i urządzali eksperymenty. - wyjaśnił. - Potwory szukają nas w środkowej części rezydencji, więc raczej nie powinny spodziewać się, że zajdziemy je od tyłu.
Miho przytaknęła skinieniem głowy, po czym trójka zeskoczyła na ziemię, Fritz w rękach Miho.

Cytat:
test cwaniactwa = sukces
Na dole zauważyli przez okno wnętrze biblioteki. Paliło się w niej przygaszone światło. Wyglądała na ogromną, wypełniona masą książek na uginających się regałach. Między nimi, przy niewielkim stole, siedział wysoki, chudy mężczyzna z bladą cerą i białymi włosami. Będąc zaczytanym w książkę, nie zwrócił on uwagi na Connora i Miho.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline  
Stary 21-11-2021, 20:49   #8
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację

Miho przytaknęła skinieniem głowy, po czym trójka zeskoczyła na ziemię, Fritz w rękach Miho.

Cytat:
test cwaniactwa = sukces
Na dole zauważyli przez okno wnętrze biblioteki. Paliło się w niej przygaszone światło. Wyglądała na ogromną, wypełniona masą książek na uginających się regałach. Między nimi, przy niewielkim stole, siedział wysoki, chudy mężczyzna z bladą cerą i białymi włosami. Będąc zaczytanym w książkę, nie zwrócił on uwagi na Connora i Miho.

Connor założył że musi to być wampir. Przykucnął i przyłożył palec do ust, pokazując Miho i Fritzowi aby zachowywali się jak najciszej. Następnie, rozglądając się na boki i wypatrując niebezpieczeństw, skierował się dalej w stronę zachodnich pokoi.
Para bez problemu przemknęła na placyk zabaw obok tylnego wejścia. Kierując się w stronę drzwi do posiadłości Connor zamarł w miejscu, gdy kątem oka dostrzegł, że coś poruszyło się w oczku wodnym, gdy obok niego przechodzili.
Pozostając w bezruchu, chłopak dał znać towarzyszom, aby ci również stanęli w miejscu. Zamierzał odczekać z dwadzieścia sekund, żeby coś przebywające w oczku się uspokoiło, a następnie bardzo powolnym krokiem dojść do drzwi.
Po chwili z oczka wyłoniła się twarz ogromnej żaby. Zwierzę przyglądało się przez chwile dwójce, nie wyszło jednak w całości z wody. Po pewnym czasie wróciło do swojego legowiska, pozwalając Connorowi dorwać się do drzwi na boczny korytarz.
- Co to było? - dziwiła się Miho, zamykając za nimi drzwi.
- Im szybciej nauczysz się nie kwestionować takich rzeczy, tym lepiej. - doradził Fritz. - lepiej się wsłuchaj. Dalej ktoś jest w holu. - ostrzegł pies. Faktycznie, co jakiś czas dało się dosłyszeć kroki w oddali.
Connor potrząsnął głową, dając Miho znak, aby dała sobie spokój z tą żabą. Sam schylił się i spróbował podpatrzyć przez dziurkę od klucza, kto jest w środku pomieszczenia.
Za najbliższymi drzwiami, Connor ujrzał duży pokój o kolorowych ścianach, po którym porozrzucane były przeróżne zabawki: lalki, skakanki, drewniane klocki. Towarzyszył im również sprzęt treningowy: hantle leżące przy ławce do ćwiczeń oraz stare komputery: zakurzone maszyny podpięte do monitorów CRT.
Wzrok Connora od razu skupił się na komputerach. Jeśli jeszcze działają, to na pewno byłby w stanie wyciągnąć z nich jakieś informacje. Nacisnął na klamkę i spróbował otworzyć drzwi.
Drzwi były zamknięte. Widząc, że Connor próbuje wejść do środka, Miho się odezwała. - Jest tam coś ważnego? Mogę spróbować otworzyć zamek, ale nie wiem ile mi to zajmie. - zaproponowała.
-Komputery. Z moją wiedzą informatyczną prawdopodobnie byłbym w stanie się coś z nich dowiedzieć. Spróbuj się tam dostać, ja będę patrzeć czy nikt nie idzie. - polecił koleżance.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline  
Stary 31-12-2021, 16:51   #9
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Soichiro


Ogrodnik odstawił zwłoki lokaja pod ścianę, po czym wrócił na dwór, zamykając za sobą drzwi. Bez zastanowienia wkroczył on we mgłę, szukając Soichiro.

Cytat:
Soichiro test umysłu = porażka
Japończyk szybko zgubił go w mroku.
Ten był jednak w swoim mniemaniu w najbardziej bezpiecznym miejscu. Przez kąt widzenia nie można go było zauważyć z bliska. A przed widokiem z oddali ochraniała go mgła. Mógł więc tylko czekać, aż ogrodnikowi się znudzi. Ale przynajmniej dopóki był na podwórzu, nie stwarzał zagrożenia dla reszty. To bardzo ułatwi Connorowi i Miho poszukiwania wyjścia z domeny, jeśli znajdowało się ono w posiadłości. Soi nie miał więc zbyt dużo do roboty. Dalej ukrywając się na dachu, powoli pełzał naokoło w poszukiwaniu najbardziej spróchniałych desek, które w razie czego mógłby łatwo rozwalić stąpnięciem, albo uderzeniem pałki. Nie sprawdzili jeszcze garażu, gdy byli na zewnątrz, więc może było w nim coś ciekawego. Co jakiś czas zerkał też w kierunku wejścia do rezydencji i nasłuchiwał odgłosu otwieranych drzwi.
Macając deski, ręka Soichiro nagle zapadła się w nicość: na dachu garażu już była dziura.
- O, to ułatwia sprawę — uśmiechnął się z zadowoleniem. Nie chciał jednak wchodzić jeszcze do garażu, żeby nie zostać zamkniętym jak szczur w pułapce, jeśli ogrodnik go usłyszy. Zamiast tego chwycił żołądź, który prawdopodobnie spadł z pobliskiego drzewa. Brama była niedaleko, więc chciał sprawdzić, co stanie się z przedmiotem, który spróbuje ją przekroczyć. Japończyk powoli obrócił się na plecy i cisnął żołędziem w jej kierunku, tak żeby przeleciał tuż nad nią.

Cytat:
Soichiro test precyzji = sukces
Japończyk był pewien, że dobrze wycelował nad bramę. Niestety absolutna ciemność i mleczna mgła uniemożliwiły oglądanie efektów. Pogoda była na tyle nieznośna, że Soichiro miał problemy znaleźć pod sobą ogrodnika, a co dopiero tak drobny przedmiot.
Gdy Japończyk starał się wyciągnąć jakieś wnioski ze swojego eksperymentu, usłyszał donośny trzask i syrenę alarmową. Najprawdopodobniej ogrodnik zaczął niszczyć leżący przy wejściu motocykl Miho. Szczęśliwie, schowany w krzakach samochód do tej pory nie wydał z siebie żadnego krzyku.
Los dał mu kolejną okazję nie do odrzucenia. Soichiro miał teraz przed sobą dwie opcje. Albo wykorzysta odwróconą uwagę ogrodnika, żeby uciec przez bramę. Albo… spróbuje się go raz na zawsze pozbyć. Odgłosy alarmu z pewnością zagłuszą jego ruchy. Był też na przeciwnym skraju podwórza, więc widoczność również była słaba. Zeskoczył więc bez wahania z dachu garażu i zaczął przekradać się w kierunku samochodu.
Cytat:
Soichiro, test cwaniactwa z przewagą = sukces
Japończyk zdołał zakraść się niezauważonym do krzewów pod drugiej stronie posiadłości, gdzie wcześniej zbierał jagody i zostawił swój samochód.
Soi potrzebował chwili, by przygotować swój plan. Na szczęście alarm był dobrą czujką, bo zakładał, że ogrodnik będzie walił w motor, aż ten ucichnie. Od razu otworzył więc bagażnik samochodu i wyrzucił z niego wszystko. Następnie złożył tylne siedzenia, żeby otworzyć przejście do bagażnika. Na koniec odkręcił zakrętkę baku, wsadził do niego linę, i upewnił się, że jest dobrze nasączona benzyną. Zostawił zbiornik paliwa otwarty, ze zwisającą z niego liną, która miała się ciągnąć za samochodem, gdy ten będzie prowadził. Na wszelki wypadek wypchał resztą otworu papierem toaletowym, żeby zwisająca z niego lina nie wypadła w trakcie jazdy.
Jako, że syrena dalej grała w najlepsze, pozostało mu tylko wsiąść za kółko, i ruszyć do boju. Był to zdecydowanie niebezpieczny plan, ale potrzebowali czegoś cięższego kalibru niż pałki, łuk i jeden strzał z rewolweru, żeby położyć tego giganta. Było mu jednak szkoda jego pierwszego samochodu.
- Dobrze mi służyłeś, przyjacielu - rzekł smutnym głosem, z namaszczeniem głaszcząc kierownicę. - Wybacz, że wcześniej się na ciebie wydarłem. Jeszcze ten jeden raz, ganbatte kudasai.
To powiedziawszy odpalił papierosa, i przekręcił klucz w stacyjce. Włączył też światła drogowe i przeciwmgielne, żeby jednocześnie zwrócić na siebie uwagę, a także potencjalnie oślepić giganta. Następnie przekręcił kierownicę, i ustawił samochód na wprost do wejścia posiadłości, powoli się do niej zbliżając.
- Hej, grubasie! - wrzasnął przez uchylone okno, podkręcając obroty silnika, jak gdyby szykował się do startu w ulicznych wyścigach. - Tylko ty i ja! Jeden na jednego! Pokaż, na co cię stać!

Ogrodnik uniósł się zaintrygowany światłem i rzucił zdewastowany motocykl Miho na bok. Samochód Soichiro ruszył z miejsca, rozrzucając błoto na boki. Pojazd z impetem uderzył prosto w wynaturzonego olbrzyma, wpychając go w ścianę posiadłości. Uderzenie rzuciło jego ciałem, tak, że gwałtownie wygiął się w tył, uderzając głową o cegły. Japończyk ledwo zdążył się jednak uśmiechnąć, a jego wizja zaczęła się… unosić. Ogrodnik złapał boki samochodu i zaczął powoli podnosić przód pojazdu nad ziemię, jego zmutowana twarz wpatrzona w Soichiro.
Na szczęście tego właśnie się spodziewał, i dokładnie po to przygotował plan B.
- Nie, przepraszam! Nie chciałem pana rozzłościć! - zaczął krzyczeć z udawanym przerażeniem. - Proszę zostawić mój samochód! Nie chcę tutaj umierać!
W trakcie wydzierania się przechodził już jednak na tyły auta, by uciec na zewnątrz przez bagażnik, dotrzeć do krańca liny, i podpalić lont upuszczonym papierosem. Następnie miał zamiar odskoczyć najdalej jak się da, padając płasko na ziemię, z rękami na głowie.

Z uwagi na długość liny, Japończyk przebiegł dobry kawałek i rzucił się niemal pod bramę wjazdową do posiadłości. Raz...Dwa...Trzy… GRZMOT. Wypełniony oparami benzyny bak szybko eksplodował. Samochód zajął się ogniem, z którego dochodziły wrzaski ogrodnika.
Soichiro nie był jednak osobą, która spoczywa na laurach. Dalej za mało wiedział o tej istocie, żeby być pewnym czy to wystarczyło. Był teraz na dobrym dystansie do strzału, więc naciągnął łuk i czekał, co się stanie z ogrodnikiem. Jeśli miał jeszcze dość siły, by zrzucić z siebie samochód i wstać na równe nogi, to miał zamiar wystrzelić strzałę w jego głowę.
Cytat:
Soichiro test percepcji = sukces
Samochód w końcu jednak opadł na ziemię. Trawa wokół ogrodnika złapała ogień, całość wejścia do posiadłości zaczynało się rozświetlać, ułatwiając obserwację we mgle. Ogrodnik opadł na ziemię zwinięty w kulkę. Ciężko było powiedzieć, czy leżący na kolanach gigant dalej oddycha. Dobra widoczność w okolicy pozwoliła Japończykowi zorientować się również, że samochód doktora Fritza i jego partnera był nieobecny. W jakiś sposób musieli go odstawić pewien dystans od posiadłości.
- Fuck. Miałem nadzieję, że chociaż ich samochód dalej tu będzie - westchnał Soi, opuszczając łuk. Reakcja ogrodnika była dziwna, jeśli dalej dychał. Nawet jako debil, powinien dalej krzyczeć i wierzgać się, próbując ugasić ogień. Albo szarżować na niego w dzikiej furii. Wolał jednak nie sprawdzać co się z nim dzieje, dopóki płomienie nie wygasną. A następnym priorytetem na jego liście było sprawdzenie, czy dało się uciec z posiadłości przez bramę wejściową. Ruszył więc w jej kierunku szybkim truchtem, po drodze wyciągając klucze, które zabrał martwemu lokajowi. Chciał się im dokładniej przyjrzeć i zastanowić się jakie inne drzwi mogą otwierać.
Pęk kluczy był bardzo liczny. Każdy z kluczy był metalowy, z pojedynczą literą lub cyfrą na uchwycie. Prawdopodobnie lokaj miał dostęp do każdego pomieszczenia, a jeżeli nie, nieobecne klucze będą musiały spoczywać w rękach właścicieli posiadłości.
Przekroczenie progu posiadłości na ulicę nie stanowiło żadnego wyzwania, nie licząc faktu, że im dalej od ognia tym znów było paskudnie ciemno. Soichiro był w stanie stwierdzić tylko, że samochód nieznajomych nie znajdował się tuż przy wejściu, choć coś wydawało się połyskiwać w oddali, pewien dystans od posiadłości.
Zatrzymał się na moment i rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu grubej ułamanej gałęzi. Był w lesie, więc nie powinno to stanowić problemu. Niestety, rozpalenie ognia po deszczu byłoby dość trudne, i zajęłoby mu strasznie dużo czasu. Na szczęście miał jednak idealną suchą i łatwopalną rozpałkę. Planował owinąć koniec gałęzi całą resztą papieru toaletowego, która mu została, i podpalić go zapałką. Zanim papier się wypali, gałąź powinna się wysuszyć i robić za solidną improwizowaną pochodnię, która oświetli mu drogę do połyskującego w oddali przedmiotu. Dla bezpieczeństwa starał się też cały czas iść prosto, żeby w razie czego łatwo było mu wrócić do posiadłości po własnych śladach.
Soichiro ruszył w drogę ze swoją improwizowaną pochodnią. Nawet z jej światłem, mężczyzna ledwo widział, co się przed nim znajduje. Młody Japończyk bardziej podejrzewał, że stąpa po asfalcie, niż był tego świadom. Dopiero gdy podszedł prawie pod sam samochód, zobaczył stojącego za nim mężczyznę, próbującego wbić łom w szparę od drzwi.

Cytat:
Soichiro, test mądrości = sukces
Chłopak miał jednak pewność, że ten pojazd należał do Fritza i jego partnera. Włamywacz, noszący maskę gazową na twarzy i kaptur na głowie, spojrzał na Soichiro, po chwili pytając zachrypniętym głosem:
- Twój?
- Nie, ale należy do mojego znajomego - odparł szybko delikwent. Nie miał jednak groźnej miny. - Właściwie, to możesz mi pomóc, bo i tak zamierzałem włamać się do tego samochodu. Mój znajomy miał wypadek niedaleko i podejrzewam, że w środku może być CB radio, albo telefon, żeby wezwać pomoc. Znajomy jest detektywem, więc lepiej, żebyś nic stamtąd nie kradł. Ale możemy po robocie wypić piwko i zajarać - wyjaśnił, z przyjaznym uśmiechem stawiając na masce trzy piwa, i paczkę papierosów. - Powiem tylko, że spotkałem nieznajomego, który mi pomógł, i możesz się stąd ulotnić, zanim ktokolwiek się zjawi. Co ty na to?
Cytat:
Soichiro, test percepcji = sukces
W czasie monologu, w którym Soichiro zdążył zdjąć plecak i powyjmować z niego skarbów nie podpalając niczego po drodze pochodnią, zamaskowany mężczyzna zdołał wyważyć drzwi pojazdu.
- To czemu ci klucza nie dał? - spytał wprost. - Możesz się zabrać ze mną, ale ja spieprzam. - wyjawił. Za nim, w świetle pełnego księżyca, pojawiła się czarna plama, która zdawała się zbliżać w stronę Japończyka.
- Długa historia. W skrócie, w tamtej posiadłości niedaleko są jacyś wariaci, którzy próbowali nas pobić, i tylko mi udało się uciec - westchnął, przyglądając się plamie z rosnącym napięciem. - Czy to przed tym uciekasz? - zapytał nieznajomego, wskazując na księżyc. Sięgnął też po łuk i strzałę. - Może sprawdź, czy w samochodzie nie ma jakiejś broni, bo nie wygląda to dobrze.
Zamaskowany mężczyzna zrobił kilka kroków w tył, nim obrócił się za siebie, aby zerknąć na plamę.
- Kurwa. - krzyknął tylko, wyjmując z płaszcza rewolwer. Po chwili jednak rozmyślił się i wskoczył do samochodu, otwierając drzwi po stronie Soichiro. - WŁAŹ. - Zarządał, zatrzaskując swoje. Z każdą sekundą plama na niebie wydawała się coraz bardziej ludzka w zarysie, choć wyraźnie miała skrzydła.
Japończyk przytaknął z szybko bladnącą miną, i chwyciwszy tylko plecak, również wskoczył do auta. Miał wiele pytań, ale nie chciał w tym momencie rozpraszać nieznajomego.
- Daj mi rewolwer, i skup się na prowadzeniu - również polecił poważnym głosem, wyciągając otwartą dłoń w stronę zamaskowanego, gdy drugą ręką opuszczał okno po swojej stronie. - Nie martw się, wiem jak się strzela.

Samochód ruszył. Wbrew życzeniom Soichiro, para zaczęła się oddalać od posiadłości. Mężczyzna spojrzał na Soichiro. Mimo maski było to spojrzenie wymowne. - Może od razu sobie w łeb strzelę?! - zamaskowany nie był gotów podzielić się bronią z kimś, kogo dopiero co spotkał.
Niestety, ledwo co mężczyzna skupił się na prowadzeniu, a stworzenie na niebie zaczęło przyspieszać w ich stronę, opadając z zabójczą siłą. Dwie, ostro zakończone ptasie nogi wbiły się w przednią szybę samochodu, gdy wpadła w niego harpia. Wolną ręką zamaskowany spróbował strzelić w kreaturę, jego pocisk jednak odbił się rykoszetem od kuloodpornego szkła. - Dasz radę ją utrzymać? - spytał, jedną ręką klepiąc kierownicę, a drugą otwierając swoje drzwi.
- A próbuj, wariacie - odparł Japończyk, chwytając za kierownicę.
Cytat:
Soichiro, test precyzji = sukces
Zamaskowany, test precyzji = sukces
Soichiro skupił się, ile mógł, na prowadzeniu samochodu prosto. Widząc zaledwie kilkadziesiąt centymetrów przed siebie pomimo włączonych świateł samochodu, mężczyzna mógł się tylko modlić, aby na środku drogi nie było przewróconego drzewa.
W tym czasie jego nowy znajomy wstał, unosząc się na zewnątrz auta. Sięgnął bronią naokoło pojazdu, celując prosto w harpię i wyładował w nią pięć strzałów. Nie wszystkie trafiły, celne uderzenia dało się jednak zidentyfikować po nowej plamie krwi na samochodzie i donośnym wyciu kreatury. Po czwartym strzale harpia wreszcie zdołała wyrwać się z przedniej szyby, ostatni pocisk posłał ją jednak w bok, rzucając jej ciałem w głąb lasu. Soichiro nie miał pojęcia, czy to wystarczy, aby ją zabić. Mimo tego nie spodziewał się, aby stwór był zdolny, a w dodatku jeszcze chętny, aby ich gonić.
Zamaskowany wrócił do samochodu odpychając Soichiro i zamykając swoje drzwi.
- Zastary na to jestem. Te kurwy powinny być tylko w górach. Z każdym dniem międzywymiar to coraz większe piekło. - wraz ze względnym poczuciem bezpieczeństwa, zamaskowany osobnik stał się bardziej rozmowny.
- Międzywymiar? - zdziwił się Japończyk, którego tętno również powoli się uspokajało. - Myślałem, że tylko posiadłość była w jakiejś “domenie”. Zdziwiłem się, że udało mi się po prostu wyjść przez główną bramę. Czyli dalej nie jesteśmy w normalnym świecie? Jak daleko ciągnie się ta domena? - pytał po kolei. Sam miał również dużo do wyjaśnienia, ale jeśli świat poza posiadłością nie był bezpieczny, to nie było sensu od razu wracać po Connora. Najpierw musiał się dowiedzieć gdzie, są i jak znaleźć stąd faktyczne wyjście.
- Widzę, że jesteś żółty, i tylko dlatego cokolwiek ci pomagam. - wyjaśnił swoje stanowisko nieznajomy. - Wiesz, że ludzie podświadomie bronią się przed wpływem wszystkiego, co paranormalne? - spytał. - Z tego powodu nasz świat jest jak jedna wielka domena. Jakkolwiek wszedłeś do tej posiadłości, nie wyszedłeś z niej na naszą warstwę Ziemi. To jest jej bardziej prawdziwa wersja, bez filtra. - zobrazował.
- Haaaa… - Soichiro wydał z siebie nieartykułowany dźwięk z szeroko rozdziawionymi ustami. - To kompletnie co innego, niż wyjaśniał nam tamten znajomy detektyw. W posiadłości są dalej mój kolega i koleżanka, i dwóch agentów, którzy przyjechali tym samochodem. Po prawdzie, to nasza koleżanka miała wypadek, gdy chciała zabawić się w “nawiedzonej posiadłości”, i ja z kolegą przyjechaliśmy jej pomóc. Ale zanim udało nam się wydostać, zjawili się ci dwaj agenci (jeden z nich to gadający pies), i wyjaśnili nam, że jesteśmy w jakiejś domenie, i musimy zabić hosta, albo znaleźć konkretne drzwi, żeby się stamtąd wydostać. Tylko ja miałem okazję uciec przez frontowe drzwi, więc ją wykorzystałem. Chciałem po nich wrócić, jeśli uda mi się znaleźć wyjście na zewnątrz - wyjaśnił swoją historię. - Więc… możesz nam jakoś pomóc? Nie chcę ich stamtąd wyciągać, tylko po to, żeby zeżarły nas zaraz jakieś harpie. Jest jakiś sposób, żeby wrócić stąd do normalnego świata? Czy lepiej, żebym wrócił do posiadłości, i poszukał z resztą tych drzwi, które zabiorą nas z powrotem, tak jak gadał tamten pies?
- W domenie, zwłaszcza młodej, najłatwiej o drzwi na Ziemię. Żyje w nich też najgorsze gówno. - ostrzegł. - Z tego, co mówisz, to samochód nieznajomych. Jak znajdę na drodze jakąś wyrwę do naszego świata, to stąd spadam. Możesz go sobie wtedy zabrać i się wrócić. - zaproponował. - Jak byście zniszczyli domenę, to faktycznie wrócicie na Ziemię. - zamaskowany mężczyzna przyjrzał się Japończykowi. - Dla kogoś, kto nie wie, jak działa świat, to szansa jeden na milion. - stwierdził, po czym wrócił do obserwacji drogi. - Jeżeli domenę stworzyło coś z międzyświata, macie szanse bliskie zera. Jeżeli powstała przez ludzi, może być jakiś sposób ją odkręcić z istnienia. Tymi rzeczami zajmują się jednak nieznajomi.
Zamaskowany mężczyzna wyjął z wewnętrznej kieszeni płaszcza mały notes i podrzucił go Soichiro. - pierwsza strona. - znajdował się na niej prosty wykres.
- Nieznajomi, huh? Więc tak ich nazywacie? - chłopak zastanawiał się na głos, próbując zapamiętać diagram. Zamaskowany chyba nie pozwoli mu go zabrać na później, więc trzeba było zapamiętać, ile się da. - Spodziewałem się jakiejś bardziej cool nazwy. Agenci X, Paranornal Hunters, Supernatural Defense Force, czy czegoś w tym rodzaju. No, ale przynajmniej nieświadomi ludzie nie zareagują na taką nazwę.
Gdy był pewien, że zapamiętał nazwy wszystkich domen i ich rozmieszczenie, zaczął powoli przewracać kartki notesu. Póki co interesowały go tylko rzeczy dotyczące Ziemi, międzyświata, i ewentualnych portali między domenami. Więc resztę informacji miał zamiar tylko szybko przelecieć wzrokiem. Był i tak już za daleko, żeby wracać do posiadłości na piechotę. Jeśli ten portal, o którym mówi zamaskowany, nie będzie oddalony o więcej niż godzinę jazdy, to szybciej będzie wrócić do posiadłości samochodem. A miał przy tym okazję zdobyć dużo więcej informacji, niż do tej pory oferował im Fritz.
- Czyli rozumiem, że sam nie jesteś nieznajomym? - pytał bez pośpiechu, nie przerywając czytania. - Skąd więc ty się tu wziąłeś? Wciągnęła cię przypadkiem jakaś domena tak jak nas? Ale chyba nie ogarnąłbyś tyle o tym świecie, nawet błądząc tu latami. Żyją tu tylko potwory, czy też normalni ludzie, albo jakieś pozytywne istoty? I skoro mówisz, że to “prawdziwa wersja Ziemi, bez filtra”, to jak te domeny na siebie wpływają? Czy ludzie na Ziemi widzieliby, że jedziemy teraz samochodem po leśnej drodze, tylko nie zauważyliby tej harpii, która nas zaatakowała? W posiadłości udało nam się nawet “cofnąć czas” włączając generator, i przywróciliśmy w ten sposób ludzi do życia. Strasznie to skomplikowane. A nawet zwykłej fizyki nie lubiłem.

Dalsze strony notesu zawierały imiona ludzi, których Soichiro nie znał. Znajdowały się tam też nazwy i szkice różnych przedmiotów oraz stworzeń, krótkie opisy i ogromne cyfry. Gdy zamaskowany zobaczył, że Japończyk pozwolił sobie zajrzeć dalej niż na pierwszą stronę, wyrwał mu notes z ręki.
- Jestem Stalkerem. Na czarnym rynku płacą krocie za artefakty z innych domen. Nie każda dziura jest pełna magicznych wynalazków, ale jak już coś znajdziesz, to zwraca się ryzyko. - zapewnił. - Ziemia to obecnie dla nas jak inny wymiar, możemy spotkać tylko ludzi z uśpionym potencjałem. Jeżeli zobaczysz czarną, mglistą sylwetkę, spróbuj jej nie skrzywdzić. - ostrzegł. - Nie wszystko cię tu będzie chciało zabić, ale nie ryzykuj. Każda domena ma swoje zasady.
- Stalker, kasa, ryzyko - wyliczał powoli Japończyk, z coraz większym uśmiechem pod nosem. - Tamci nieznajomi proponowali nam dołączenie do nich, jeśli uda nam się wrócić na Ziemię. Ale szczerze powiedziawszy, twoja fucha bardziej mi się podoba. Oni przypominali policjantów z jakimiś pojebanymi zasadami. Connorowi, mojemu koledze, też się nie podobali. A to, co ty robisz, jest jak robota mojego ojca w yakuzie, tylko ciekawsza - zakończył, spoglądając na zamaskowanego z błyskiem w oku. - Powiedz, jak zostać jednym z was? Gdy tylko znajdziemy portal, muszę jeszcze wrócić po moich przyjaciół w posiadłości. Ale można by was jakoś spotkać, gdy wrócimy na Ziemię?
- Po prostu zbierasz informacje o domenach i wchodzisz w taką, która brzmi, jakby miała mieć coś ciekawego w środku. Jeżeli masz kontakty z mafią, to ktoś u was na pewno wie, jak to funkcjonuje. - mężczyzna wzruszył ramionami.
- Heh, dzięki za cynk - Soi kiwnął głową, i nawet ukłonił się lekko w geście wdzięczności. - Jeśli będę miał okazję, to kiedyś ci się odwdzięczę. Tamta harpia zjadłaby mnie na śniadanie, czy raczej podkurek o tej godzinie, gdyby nie twoja pomoc.
Zastanowił się przez moment nad swoją sytuacją i po chwili kontynuował:
- Podobno tamta domena jest młoda. Spotkaliśmy tam też głównie masę ludzi. Dziwnych i zmutowanych ludzi, ale jednak ludzi. I jednego wielkiego domowego pająka. Zakładam, że host też jest człowiekiem, bo nieznajomi mówili, że domena jest stworzona z jego wspomnień, czy coś takiego. Więc chyba mamy szansę się stamtąd wydostać. Miałbyś może dla nas jeszcze jakieś rady, gdy będziemy jechać z powrotem do portalu? Co tutaj jest poza harpiami i jak najlepiej tego unikać? Z hostem pomogą nam nieznajomi, ale nie wiem, jak bardzo znają się na tym międzywymiarze.

- Następnym razem weź pistolet. - odpowiedział stalker.
- Dobra rada - przytaknął Soi, nie chcąc narzekać na ton swojego niejakiego wybawcy. Poza tym nagle przypomniał sobie, że nie przeszukał jeszcze pojazdu. Zaczął więc powoli zaglądać pod siedzenia, do schowków, na tylne siedzenia, i naokoło deski rozdzielczej. Szukał zwłaszcza broni, albo jakichś nietypowych gadżetów. Chociaż typowe przedmioty jak zapalniczka, czy nawet guma do żucia również mogły mu się przydać po powrocie do posiadłości.
- Daj znać, jeśli mogę jakoś pomóc w rozglądaniu się za tym portalem - rzucił do stalkera mimochodem. - Wiesz w ogóle gdzie szukać? Bo jeśli będziemy tylko jechać na randoma, to z taką widocznością samochód za bardzo nam nie pomaga. Równie dobrze mogliśmy przegapić już jakiś bliższy portal, który zauważylibyśmy idąc pieszo.

- Możesz się nie wiercić jak bezdomny w jadalni? Kleptomanię masz? - stalker nie był zadowolony z zachowania Japończyka. Grzebiąc po pojeździe, Soichiro nie widział nic specjalnie użytecznego. Zaglądając pod krzesło, znalazł tam jednak książeczkę przypominającą paszport. Na okładce znajdował się trójkąt z okiem. Wtedy poczuł, jak samochód zwalnia.
Gdy Japończyk uniósł głowę, zobaczył w oddali pulsujący obraz miasta o świcie. Wyglądał, jak gdyby wystawał z pękniętego kawałka szkła. Obok dziury znajdował się samochód, przy którym stały sylwetki dwóch osób.
- Więc nieznajomych. - skrzywił się Stalker, wychodząc z auta. - I tak nic nie upolowałem, więc po prostu spadam. Ty rób, co chcesz. Powodzenia młody. - nie czekał na odpowiedź, zatrzasnął za sobą drzwi i szybkim, miarowym krokiem zbliżył się do nieznajomych z ręką na rewolwerze.
- Dzięki za pomoc - Soichiro rzucił za odchodzącym stalkerem, samemu również opuszczając pojazd, by przysłuchać się jego rozmowie z nieznajomymi. Trzymał się jednak daleko z tyłu, by pokazać, że nie jest w tej samej “drużynie” co zamaskowany. W międzyczasie zaczął też przeglądać książeczkę, którą znalazł w samochodzie, zakrywając jednocześnie dłonią znak na okładce, tak by nieznajomi nie mogli go zauważyć. - Ten znak to nie byli ci illuminati, co popijają kawę, gdy planują przejęcie władzy nad światem? - zaciekawił się.
Strony w książeczce były wypełnione kreskami i kropkami. Prawdopodobnie był to jakiś szyfr, ale w każdym razie nic, co Soichiro mógłby przeczytać. Gdy Japończyk się im przyglądał, Stalker zaczął rozmawiać z nieznajomymi.
- Nic nie znalazłem. - obiecywał. - Na razie mam dojść, po prostu chcę wyjść.
- Dasz się przeszukać?
- Nie. - odpowiedział, pokazując broń.
Mężczyźni spojrzeli na siebie i zastanowili się przez chwilę. - Gdybyś miał coś groźnego, pewnie bym wyczuł, leć.
Stalker skinął głową i wrócił do rzeczywistości przez portal. Nieznajomi zaczęli zbliżać się do Soichiro.
Była to para mężczyzn o jasnej skórze, ubranych w czarne garnitury i noszących okulary. Wyglądali identycznie, prawdopodobnie będąc bliźniakami.
- Dzień dobry. - przywitali się. - Podobno jest pan ofiarą rzeczywistości? - spytali. - Możemy pomóc. - obiecali.
- Dzień dobry, byłbym bardzo wdzięczny - odpowiedział Japończyk, kłaniając się nisko. - Kilka godzin temu ja i mój kolega przyjechaliśmy do pewnej nawiedzonej rezydencji, w której zgubiła się nasza koleżanka - wyrzucił z siebie z wyraźnym pośpiechem, wskazując jednocześnie w stronę z której przyjechali ze stalkerem. - Udało nam się ją znaleźć, ale zanim zdążyliśmy wyjść na zewnątrz, okazało się, że zostaliśmy uwięzieni w jakiejś “domenie”. Tylko mi udało się na razie uciec, ale pozostali powinni dalej się tam ukrywać. Tamten pan “stalker” wyjaśnił mi po drodze, o co chodzi z tymi potworami i innymi wymiarami. Przyjechaliśmy tutaj samochodem do którego ON się włamał - podkreślił wymownie, żeby nie brać na siebie całej odpowiedzialności za włamanie. - Należy on do nieznajomego przebranego za policjanta i jego partnera Fritza, który wygląda jak gadający pies. Chyba ciężko przeoczyć, jeśli ich znacie. Spotkaliśmy ich przypadkiem, gdy przyjechali na jakąś tam misję, żeby zabić hosta tej domeny. Wyjaśniliśmy im, jak się tam znaleźliśmy, więc obiecali pomóc nam w wydostaniu się z rezydencji. Pan policjant poszedł sam spróbować zabić tego “hosta”. Ale podobno “dostał w kość” i ukrywa się gdzie indziej niż reszta. Pan Fritz pomagał mi i moim kolegom, więc dalej powinien z nimi być - wyjaśnił prawie nie robiąc wdechów, więc na koniec zrobił chwilę przerwy, by złapać oddech. Następnie kontynuował. - Więc, czy możecie nam pomóc w tej sytuacji, czy mam sam jechać z powrotem do rezydencji, żeby ich stamtąd wyciągnąć? I tak zamierzałem po nich wrócić, gdy tylko uda mi się znaleźć wyjście z tego wymiaru. Zabiłem już kilka tych człekopodobnych stworów i pewnego przerośniętego ogrodnika który “dał w kość” waszemu agentowi. Więc tylko nie mówcie mi, że to zbyt niebezpieczne, żebym wrócił do rezydencji. Albo pojedziecie ze mną, albo sam wrócę po mojego kolegę i koleżankę - zakończył dobitnie, ale nie agresywnie.
- Bohatersko, choć nie podziwiam skłonności do zabijania nawet potworów. Przynajmniej nie u cywili. - stwierdził jeden z mężczyzn, nieco zmieszany. - Poczeka pan chwilę. - poprosił, wyciągając z kieszeni komórkę. Szybko podbiegł do dziury i wyszedł do świata ludzkiego. Prozmawiał z kimś i wrócił. - W naszej organizacji nie ma żadnego psa o imieniu Fritz. - oznajmił ponurym głosem. - Wiele osób wie o nieznajomych i tym, że zajmujemy się usuwaniem paranormalnych zagrożeń. Natrafiliście na kogoś, kto podszył się pod nas, aby was wykorzystać. - wyjaśnił. - Pojedziemy naszym samochodem. Zaprowadzi nas pan do posiadłości, sugeruję jednak, aby został w środku. Jako cywil istnieje duża szansa, że przypadkiem by nam pan zaszkodził.
- Usiądzie pan ze mną z tyłu i opowie mi, jak wygląda wnętrze budynku. - poprosił drugi.
- Dobrze - zgodził się Soi. - Ale pójdę z wami. Mój kolega i koleżanka nie do końca ufali tamtemu podejrzanemu agentowi i jego partnerowi, więc pewnie nie zaufają też wam. Będę trzymał się z tyłu i nie będę się wtrącał, dopóki nie będą panowie mieli kłopotów. Potem zawołam tylko moich kolegów i wyciągnę ich stamtąd, gdyby panowie byli zajęci hostem, albo innymi stworami. Raczej jest ich tam dużo, więc zakładam, że przyda wam się dodatkowa para rąk do pomocy. Nawet tylko po to, żeby odeskortować bezbronnych cywili. Z naszej trójki tylko ja umiem się bić - zaproponował, na dowód pokazując nieznajomym zakrwawioną kolczastą pałkę, z resztkami mózgu lokaja.
- W wolnej chwili polecę panu psychologa, ale na razie ma pan rację. Przyda się pana pomoc do wyjaśnienia sytuacji pozostałym ofiarą. Chodźmy.
- Przy okazji - Japończyk zatrzymał nieznajomych, podając temu który z nim rozmawiał notes który znalazł w samochodzie. - Znalazłem to w samochodzie tego podejrzanego gościa, który podszywał się za jednego z was. Wszystko jest napisane jakimś szyfrem, więc oddam to wam, bo nie chce mi się samemu nad tym główkować. Jeśli uda się wam to na szybko rozczytać, to może czegoś się o nim dowiecie. Z policjantem za dużo nie rozmawialiśmy, ale “doktor” Fritz wydawał się dużo wiedzieć o waszej organizacji. Zacytuję wam po drodze wszystko, co pamiętam.

****

Soichiro i dwójka nieznajomych wysiedli naprzeciw posiadłości. Ziemia była czarna. Drzwi były spalone. Nie było jednak śladu truchła ogrodnika. Zamiast tego wewnątrz posiadłości widać było trójkę nieumarłych pokojówek myjącą podłogę.
- Przydałby się grappling hook, moglibyśmy wlecieć od razu na drugie piętro.
- Nie jestem scavengerem. - kręcił nosem drugi z mężczyzn. - Wyglądają dość słabo, z tymi powinniśmy sobie poradzić.
W odpowiedzi mężczyzna przytaknął skinieniem głowy. Poprawił okulary na nosie i wyjął z kieszeni notes. W niesamowitym tempie zaczął coś na nim pisać, gdy jedna z pokojówek zobaczyła zakradających się mężczyzn. Dziewczyna ryknęła, zakręciła mopem, jakby ćwiczyła sztuki walki i zaczęła szarżować na gromadzenie. Okularnik nie przeszkadzał sobie w pisaniu, gdy jego kolega wyjął pistolet i zaczął strzelać w pokojówkę, żeby utrzymać ją w miejscu.
- Jak się nazywa?
- Marie. - odpowiedział, przyglądając się plakietce doklejonej do jej uniformu.
Mężczyzna skończył dokument. Wyjął z kieszeni podręczną pieczątkę i przybił go, po czym oderwał. Następnie wyjął z wewnętrznej kieszeni kopertę i zapakował list, po czym podał go koledze i zaczął sporządzać następny. Strzelec opuścił broń i doskoczył do opętanej, wpychając jej list w ręce. Ta ze zdziwiony spojrzeniem nagle obróciła się w stertę kości, których nikt nie pogrzebał od dziesiątek lat.
- Biegną jeszcze dwie, pomożesz mi utrzymać jedną w miejscu? - spytał mężczyzna, oferując Japończykowi swój pistolet.
Chłopak chciał już przytaknąć, jednak jego twarz natychmiast wykrzywiła się w obrażonym grymasie na widok zaoferowanej mu broni.
- Pewnie. Ale nie potrzebuję pistoletu żeby zatrzymać jedną nadgniłą dziewczynę z mopem - odparł, strzelając kłykciami. - Zaoferujcie mi broń jak wyskoczy na nas jakiś prawdziwy potwór.
To powiedziawszy zrobił krok do przodu by stanąć przed agentem, dobył zza pasa drewniany miecz do kendo i przybrał pozycję ‘waki no kamae’ z bokkenem na wysokości pasa skierowanym do tyłu. Tym sposobem miał zamiar zachęcić nadbiegającą pokojówkę do szerokiego i bezmyślnego ataku, a własną kontrą wytrącić jej broń z ręki.


Cytat:
Test ciała (5 + - -) = 1d6-1 = 3 = fail
Ku zdziwieniu Japończyka pokojówka wiedziała, co robiła. Będąc w zasięgu ataku Soichiro, kobieta dopadła do ziemi i podcięła mu nogi, za nim jednak zdążyła wstać i przywalić mu mopem, dostała kulą w bark. Dało to Japończykowi czas wstać na nogi i zablokować jej atak. Druga koleżanka została zatrzymana przez ciągły ostrzał ze strony nieznajomego.
- Potrzebne mi jest jej imię! - krzyknął do Japończyka urzędas.
- Trochę jej nie doceniłem - sapnął student, pokryjomu dobywając z kieszeni noża motylkowego. Tym razem miał zamiar wykorzystać brudniejszą taktykę i w trakcie blokowania jej ciosu, chlasnąć nożem po palcach pokojówki trzymających mop, by przeciąć jej ścięgna i unieruchomić dłoń. Zaraz po tym miał zamiar przyjrzeć się jej plakietce z imieniem.
Cytat:
Test siły = sukces (5/5)
Pokojówka zamachnęła się z całej siły uderzając w gardę Soichiro mopem. Chłopak był na to gotowy i zebrał się w sobie, aby przyjąć cios niewzruszonym, choć wciąż odczuwał ból mimo zaciśniętych zębów.

Cytat:
Test precyzji sukces (5/5)
Szybki ruch noża pozwolił Soichiro na rozcięcie ścięgien kobiety, gdy ta cofała ręce do kolejnego ataku. Po jednym wymachu jej nadgarstki opadły w dół. Japończyk miał jednak przeczucie, że te obrażenia nie utrzymają się na długo. Zombie nie grzeszyły miłością do logiki czy praw fizyki, więc ścięgna prawdopodobnie nie były im niezbędne do zachowania pełnej mobilności.

Cytat:
Test umysłu z podwójną przewagą, porażka (6/3+2)
Korzystając z okazji Soichiro spróbował przeczytać imię pokojówki, ta jednak od razu odskoczyła w tył, nim student zdążył skupić wzrok na plakietce z imieniem.
- Moja nazywa się Claudette! - krzyknął strzelec, a pochwili dostał list i doskoczył do niej, obracając również ją w proch.
- Soichiro. Nie mam czasu na szczegóły. Za pomocą swojej mocy zwalniam te kobiety z pracy, przez co przestają podlegać paranormalnym efektom domeny. Z uwagi na obecne przepisy prawne potrzebuję zwracać się do niej po imieniu we wniosku o zwolnienie. - tłumaczył mężczyzna z długopisem.
- Więc czytajcie, urzędasy! - odkrzyknął Soi, doskakując do pokojówki z zamiarem założenia jej nelsona, póki ta była wciąż ranna. Uważał przy tym na jej nogi, gotowy podciąć ją jeśli będzie próbowała kopniaków. - Ja jestem lepszy w biciu się, niż czytaniu w takim półmroku!
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline  
Stary 31-12-2021, 16:54   #10
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Connor
- Dawno tego nie robiłam. Spróbuję nie być zbyt głośna. - obiecała, wkładając jeden z kluczy do zamka. Po ich uzębieniu było wiadomo, że nie są od tych drzwi. Jeden z nich wszedł jednak do samego końca. Miho wyjęła z kieszeni scyzoryk i zaczęła uderzać o tył klucza, próbując go przekręcić drugą dłonią. Po kilku stuknięciach zamek zaskoczył.
- Wchodźmy od razu. - popędził Fritz. Trójka weszła do dużego pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi z nadzieją, że obsługa będzie przekonana, że nikt nie mógł wejść do środka.
Connor od razu podszedł do komputerów i zaczął dokładnie się im przyglądać. Następnie spróbował włączyć jeden z nich.
Dzięki swojej wiedzy Connor rozpoznał jedną z maszyn jako System/360. Drugą, która przez dziurkę od klucza wyglądała jak kolekcja maszyn, stanowiło coś na podobieństwo whirlwind machine MIT. Obie nadawały się do muzeów, choć ich kształt nie był przesadnie zatrważający, biorąc pod uwagę wiek posiadłości. Cokolwiek się tu działo musiało mieć miejsce na niedługo po 1950 roku. Maszyny wydawały się zdatne do użytku, ciężko było jednak oczekiwać, że staną się użyteczne.
Connor westchnął ciężko. Miał nadzieję, że komputery w jakiś niewyjaśniony sposób będą składowały informacje lub kontrolowały rezydencję. Niestety wyglądało na to, że wszystkie paranormalne efekty nastawione były na przeszkadzanie wizytorom. Postanowił więc na szybko przeszukać pokój i skierować się do pomieszczenia w którym goście przeprowadzali swoje eksperymenty.
Cytat:
Test umysłu - automatyczny sukces
Przeszukiwanie pomieszczenie nie dało zbyt wiele. Jedyną ciekawostką jaką znalazł Connor były zapiski wydające się przedstawiać osiągi osoby, która korzystała z tego pomieszczenia. Ktokolwiek to był, wykonywał bardzo szybkie obliczenia i podnosił ciężary do 200 kg.

Przechodząc do pokoju obok, drużyna musiała zachować nieco ostrożności, wracając najpierw na korytarz. Kierując się do pokoju z ekspozytami, do uszu Connora doszły dźwięki zawieruchy na dworze.
- Brzmi, jakby ktoś się bił. - Zauważyła Miho. Widząc, że drzwi do ekspozytów są zamknięte, postanowiła wykorzystać fakt, że obsługa domu jest zajęta, aby je otworzyć tak jak poprzednie. Zajęło jej to kilka minut, które wszyscy spędzili w napięciu. Klucz jednak przekręcił się w drzwiach, otwierając przed nimi spore pomieszczenie. Było tu pełno szklanych gablot z niewielkimi rzeczami, wszystkie posiadające obok siebie kartkę z opisem. Mops wyskoczył do środka, rozglądając się uważnie.
- To mogą być paranormalne przedmioty, tak zwane artefakty. Szukajcie jakichś broni, może pistoletów. - zasugerował.


***********
Sesja jakoś nigdy do końca nie 'pykła'. Z uwagi na wolne tempo rozrywki i nadmiar innych projektów rpgowych, postanowiłem zakończyć ją wcześnie.
Temat do archiwizacji.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:08.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172