25-06-2021, 17:31 | #11 |
Reputacja: 1 | Basia zdecydowała się zaufać Kapitanowi. Dokładnie tak – nie zaufała, ale podjęła decyzję, że przyjmie jego słowa za dobrą monetę. Zdecydowała, że zaufa załodze statku, która reprezentował . Przekalkulowała wszystko na zimno i przyjęła, że tak będzie dla niej korzystniej. Zaufa. Oczywiście, lęk miał sobie za nic jej postanowienia. Tkwił ciągle przyczajony w zakamarkach jej ciała i umysłu, niewidoczny, zrośnięty z jej jestestwem. Czasem zastanawiała się, czy - jeśli – będzie miała dzieci, to czy one odziedziczą ten lęk, tak jak dziedziczy się kolor oczu , czy zdolności matematyczne. Ale długa koegzystencja, nawet z niechcianym lokatorem, ma też swoje zalety. Byli do siebie przyzwyczajeni. Znali się. Basia miała swoje sposoby, aby go ignorować. Wiedziała, jak go uśpić. Racjonalizacja. Zdecydowanie, ze ktoś inny zapewni jej bezpieczeństwo, zadba o nią, było jednym ze sposobów. Liczna załoga Batorego wydawała się koncentrować wyłącznie na niej, co pomagało. Odizolowanie. Ogromna kajuta, ze cztery razy większa niż jej pokój na Powiślu. Pusta i cicha. Tylko jej. Cisza otaczała ją bezpiecznym kokonem, miękkim jak dywan pod jej bosymi stopami. Towarzystwo. Głośne, rozgadane , roztańczone. Nie dopuszczało do niej strachu. Nie potrafił się przebić przez gwar rozmów i kolejne dłonie i torsy, do których, zupełnie mechanicznie, się tuliła, lub była przyciskana w tańcu. Alkohol. Największy przyjaciel i wróg zarazem. Nie znosiła smaku wódki , po bimbrze – natychmiast ją ścinało. Ale alkohole na Batorym były inne – słabsze i dużo smaczniejsze. Bardziej zwodnicze. Była, jak śmiał się Maciek, „ekonomiczna”. Pól kieliszka wina wystarczyła, żeby się wstawiła. Przyjemny szmer odcinał ją od lęku. Jednocześnie jednak rozhamował, zapominała o swoich limitach i potem chorowała. A lęk tylko czekał, żeby w nocy ją zaatakować. Bezbronną. Wymęczoną wymiotami. Mieszała swoją ROTĘ, tak jak miesza się leki usypiające (żeby zasnąć) i pobudzające (żeby się rano dobudzić). Dawkowała, ograniczała, czasem brała trochę za dużo. Ale miała poczucie, że wszystko jest pod kontrolą. Na parkiecie bawiła się świetnie. Była wręcz rozchwytywana przez kolejnych tancerzy. Nie odmawiała nikomu, cieszyła się uczuciem swobody i nieskrępowanej radości. Zatracała się w tańcu, wtulona w ramiona kolejnego partnera nie zważając na melodię i graną właśnie piosenkę. Nie zauważyła nawet że orkiestra okrętowa przycichła, jakby jej dźwięk zniknął, wessany przez ciemność za oknem, a jego miejsce zastąpiła inne melodia. Nie potrafiła by jej nazwać. Sala też zmieniła się, a może to ona się zmieniła? Jej zmysły zaszalały? Wypiy alkohol szumiał w głowie, dźwięki, które ją otaczały zlewały się w nic nie znaczący szum… Odpływała. Wolna. Niczym nie skrępowana. Muzyka ucichła, jak ucięta nożem. Orkiestra przestał grać. Mężczyzna z którym tańczyła ukłonił się lekko, dziękując za taniec i odszedł. Została sama na parkiecie, rozglądając się dookoła. Nie rozumiała, co zaszło, czego właśnie doświadczyła. Czulą spokój i coś jeszcze, czego teraz nie potrafiła nazwać ani doprecyzować.. dziwne uczucie, znajome, zapomniane. Przygryza wargę i wyciąga dłoń. Ma ochotę na więcej. Rozgląda się dookoła, oczy ma niewidzące, odległe, błyszczące. Głodne. - Hej – słyszy męski – znajomy/nieznajomy glos , gdzieś z boku – Maria ma racje, nieźle się wstawiłaś. No chodź, kotku. – ktoś ujmuje ją za ramię, dziewczyna nerwowo go odtrąca. – Nie jestem z tobą na ty! - Jesteś, jesteś.. Maria, może ciebie posłucha. - Chodź – glos jest miękki, kobiecy. – Daj klucze. Oddaje posłusznie. Idzie. Już rozumie, pojmuje to uczucie rozlewające się w jej ciele. Myślała, ze nie wróci. Że umarło w czasie wojny. A potem nachyla się do ucha kobiety i szepce: - Mam na niego ochotę, wiesz? Zresztą na twojego Stefana też.. Marysia śmieje się. Statek wiruje. Lóżko w jej kajucie też wiruje.
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. Ostatnio edytowane przez kanna : 26-06-2021 o 19:48. |
28-06-2021, 21:42 | #12 |
Bradiaga Mamidlany Reputacja: 1 |
__________________ I never sleep, cause sleep is the cousin of death Ostatnio edytowane przez Ribaldo : 29-06-2021 o 01:37. Powód: literówki i stylistyka |
02-07-2021, 22:27 | #13 |
Reputacja: 1 | W dół i w górę.. i znowu w dół… I znowu w górę. Ciało Barbary przemieszcza się, niezależnie od jej woli. Rzucane, podnoszone, obracane. Wędruje. Podobnie jak jej umysł, który też nie chce już obijać się o wnętrze czaszki. Jaźń opuszcza ciało. Basi widzi siebie rozciągnięta na koi, bladą, wymęczoną. Kupka wymiętych ubrań rzuconych na biel pościeli. Nie dostrzega wśród nich swojej twarzy. Czy jeszcze tam jest? W dół i w górę.. i znowu w dół… I znowu w górę. Na bok, dookoła. Ściana, łóżko, podłoga. Kolejne dłonie, kolejne torsy. Ręce na jej talii. Ręce pod jej pośladkami. Ktoś objął ją wpół, obrócił kilka razy wokół, po czym wypuścił z objęć bez żadnego ostrzeżenia. Wydarzenia i wspomnienia nakładają się na siebie, mieszają. Jak rzeczy wrzucone luzem do worka. Rytm fal nie pozwala złapać oddechu, a może to alkohol? „Już nigdy nie wezmę żadnego alkoholu do ust” Wódka, zimna, a jednocześnie paląca przełyk jak ogień. – Stefan! Lepkie usta przyciskające się do jej policzka. Gąsior opleciony wikliną przy jej ustach. Miodowo alkoholowa słodycz wypełnia podniebienie i rozpala przełyk. - Vivat regina! - Salve regina! Wznosi się ku chmurom na lektyce złożonej z męskich dłoni. Bąbelki łaskoczą jej podniebienie, usta cierpną, kiedy dotykają brzegu cieniusieńkiego szkła. - Tańcz siostro. Tańczy. Lekko, prawie nie dotykając ziemi. A może na prawdę jej nie dotyka? Lewituje, gdzieś wysoko, pod sufitem kabiny, podtrzymywane przez mocne, męskie dłonie. Nie, to nie sufit, to niebo. Ktoś łapie jej kibić, okręca ją w tańcu. Walc? Wiruje, coraz szybciej i szybciej. Sukienka trzepoce. A potem nagle jest naga. Wszyscy są nadzy. Tańczą wspólny taniec, sala balowa Batorego znika zasnuta dymem z ogniska, skryta w mroku lasu. Ciemność i jasność przenikają się, jasność wyznacza trawiastą granice parkietu pod jej stopami. Kolejne dłonie, kolejny taniec. Basie śmieje się. Wiruje. – Mam ochotę na twojego Andrzeja. Ręce na piersiach, na udach. Między udami. Przytrzymują ją. Wynoszą , uwznioślają. Czuje radość i jedność, jest naga, ale nagością czystą, pierwotną. W dół i w górę.. i znowu w dół… I znowu w górę. Uderza o ścianę kajuty. Ból rozlewa się w skroniach. Uderzenie, czy kac? Jęczy. Gorący żar nicości wypełnia jej łono. Co się stało? Czuje pragnienie, gorąco, całe jej ciało plonie. Sięga po wodę, szklanka wymyka się jej z palców , spada na ziemię. Woda wsiąka w dywan. Basia znów jęczy, cichutko, spragniona, przesiąknięta bólem. Spragniona. Już wie, że woda nie ugasi żaru w jej ciele. Przymyka oczy. W dół i w górę.. i znowu w dół… I znowu w górę. Jakiś mężczyzna stoi nad jej łóżkiem, wpuściła go tutaj? Czy to fantazja jej rozpalonego ciała? - Pij siostro - rozkoszny szept wsączył się jej do ucha. Nie chce, potrząsa głową , wystarczy. Pragnie czegoś, kogoś innego… czy jest realny? Przecież nie wpuściłaby obcego mężczyzny do swojej kajuty! Słowa docierają do niej jak zza grubej waty. - …upatrzyłem sobie panią... jest pani ładna i może się podobać… Patrzy na niego i chce się jej śmiać. Rusza ustami ale nic nie słychać. Łomot morza zakłóca jego słowa, a może po prostu nie mogą się przebić przez ból rozsadzający jej czaszkę? -… taka urocza i niewinna… Mężczyzna wstaje i uśmiecha się. - …moja obecność tutaj nie jest przypadkowa… Pewnie! Skończ gadać i choć do mnie – Basia unosi się z trudem i wyciąga rękę, ale mężczyzna znika. Wyciągnięta dłoń dziewczyny opada, muskając palcami zdjęcie. Jest zimne , jakby właśnie wyciągnięto je z zamrażalnika. Leży teraz na podłodze, w kałuży rozlanej wcześniej wody. Basia widzi tylko tył zdjęcia który z wolna pokrywa się szronem. Zamyka oczy. Chyba umrze.
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. Ostatnio edytowane przez kanna : 02-07-2021 o 22:34. |
06-07-2021, 18:00 | #14 |
Reputacja: 1 | Pokład pulsował. Cały statek trzeszczał, uginał się i lawirował pośród sił Oceanu. Dla większości podróżnych była to jak walka. Ciągły bój, gdzie stalowy szkielet Batorego był niczym tarcza i miecz w jednym. Oręż w walce z żywiołem. Nieposkromionym, a jednak bezradnym wobec techniki i kunsztu. Dla Jakuba pokład pulsował. Odbierał go w sposób nie jasny dla samego siebie. Ale czuł siłę, która go otacza. I z niemym przerażeniem obserwował jak kompletnie bezradny jest Batory. Gdyby tylko chciał mógłby pochłonąć transatlantyk. Wciągnąć, złamać, zniszczyć. A jednak nie robił tego. Milczał i obserwował. Czekał. Z drugiej strony czym było czekanie dla absolutu jakim bez wątpliwości był ocean? Czy może tyci, malutki, ledwo dostrzegalny kształt Batorego umykał gdzieś? Pozostawał niezauważony? Korzystał z faworyzującego go prawa proporcji? Otworzył oczy. Stał na bocznym pokładzie widokowym. Podczas cumowania pełnił on funkcję pomocniczą stanowiąc idealny punkt widokowy. Wysoko, lekko wysunięty poza obrys burty. Teraz? Kompletnie nieprzydatny nawigacyjnie. Nadal jednak stanowił idealny punkt obserwacyjny. Dla szalejącego sztormu. Fale wbijały się w dziobową część Batorego sprawdzając jego dzielność. Naraz kipiel kłębiła się zalewając dziób, a Batory z wysiłkiem dźwigał się zrzucając z siebie wodę. Widok sztormu był niepokojący i straszny. Jakub stał samotnie. Ile to trwało? Choć fale nie docierały tak wysoko, był cały mokry. Teraz kiedy otworzył oczy czuł przejmujący chłód i jednocześnie rozkosz. Chłonął całym sobą otaczający go bezmiar. Na to zaczął się śmiać. Śmiać i krzyczeć najgłośniej jak umiał. Uniósł ręce wysoko i wzniósł głos do nieba. Przepełniała go pierwotna rozkosz i uniesienie. Czuł natłok myśli galopujących w jego głowie. Kochał je i pożądał. Odwrócił się by dostrzec, że ktoś go obserwuje. Kobieta. Burza ciemnych włosów. Znał ją. Znał jej spojrzenie. Ale teraz to on patrzył na nią. Przeszywał ją wzrokiem. Obnażał. Kobieta przygryzła wargę by po chwili spłonić się i odejść zmieszana. Szale odwróciły się. Jakub czuł, że zbliża się bitwa. I że już teraz wygrał. *** Obserwował filiżankę. Wyrwany z transu spoglądał na filiżankę. Stanowiącą coś na kształt buforu. Magicznej latarni, pławy kołysanej na falach. Dość toporna porcelana z błękitnym B i logiem transatlantyku. I niedopita, zimna kawa. Niczym pozbawiona balastu poruszała się po stole w bardzo przewidywalny sposób. Pół metra w prawo, pół metra w lewo. I tak wciąż ilustrując ruch kadłuba statku. Jakub spoglądał na filiżankę próbując zachować wspomnienie uczuć, myśli i wrażeń, które przepełniały go przez ostatnie godziny. Daremnie. Uniósł wzrok by dostrzec starszą kobietę. Pamiętał jej słowa. To one wybiły go z transu. Przez ułamek sekundy był zły. Okrutnie zły na nią i gotów wywrzeć swój gniew, ale… właściwie dlaczego? Stało się co powinno się stać. Niesiony na fali spadam w kipiel by znów wybić się w górę. Naturalna kolej rzeczy. Jakub wziął do ręki filiżankę, która na kursie swej żeglugi po stole zatrzymała się tuż koło niego. Uniósł porcelanę lekko od niechcenia, niczym w toaście w stronę oddalającej się Pani. Uśmiechnął się przy tym lekko od niechcenia nie dając po sobie poznać, czy przepowiednia zrobił a na nim wrażenie. Jedyne co poczuł to, że zgłodniał! Mógłbym zjeść pół spiżarni Batorego! Właściwie od jak dawna niemiał nic w ustach? Wyraźnie kontenty ruszył w stronę restauracji.
__________________ To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce. |
08-07-2021, 03:00 | #15 |
Bradiaga Mamidlany Reputacja: 1 |
__________________ I never sleep, cause sleep is the cousin of death Ostatnio edytowane przez Ribaldo : 08-07-2021 o 21:49. Powód: literówki i stylistyka |
13-07-2021, 19:52 | #16 |
Reputacja: 1 | Mężczyzna w rogu sali krążył w innym świecie. Wersetów i liter. Słów i zwrotek. Harmonii i taktu. Oraz wariacji ukrytego znaczenia w znaczeniu. Odtwarzał kolejne zapisywane linie, składał z nich całość. Zmieniał, szafował, ponownie układał w całość. Bawił się tym oraz papierosem trzymanym w ręku. Z pozoru tylko uczestniczył w wydarzeniach na głównym pokładzie Transatlantyku. Gdzie zebrani gości pozwalali cieszyć się i zabawiać rozrywką zacną, choć może nie bardzo wysokich lotów – jakby to Jakub skomentował. Ale teraz miał to za nic. Dla osób, które go już poznały… choć to może za duże słowo, wszak raczej był cieniem i wiecznym nieobecnym życia towarzyskiego statku. Dla tych jednak osób on wciąż pozostawał gdzieś z boku. Lawirował między nieciekawością, a tajemnicą. Między lękliwym nie bywalcem salonów, a obcym z wyboru. Trzeba przyznać. Dla większości osób był nikim. Aż do momentu, gdy został wywołany wprost ze sceny. Nawet kiedy reflektor oświetlił jego sylwetkę Jakub nie drgnął nawet. Uniósł papieros, zaciągnął się. Jakby w myślach warzył czy to co go spotyka jest na tyle istotne, aby zareagować. W końcu oderwał się od ściany i ruszył pośród stolików wprost w stronę Sztukmistrza i mikrofonu. Płynął uśmiechając się swobodnie i rozbawiony patrząc na Maestro wieczoru. Przechodził właśnie koło jednego ze stolików. Przystojny mężczyzna z wąsem spoglądał na niego z lekką niechęcią. Znać było, że już wcześniej na niego patrzył. Nie tylko on. Jakub nie poświęcając mu wiele uwagi odgasił papieros w jego talerzu. Mężczyzna parsknął gniewnie, ale sytuacja towarzyska nijak nie pozwalała na reakcję! Nie taką jakiej chciał. To też tylko uniósł rękę, spochmurniał i ją opuścił. Wszystko śledziła uważnie kobieta siedząca obok. Burza ciemnych włosów, jedwab i piękno. Uśmiechała się jednoznacznie w stronę Jakuba. Gdy ten przechodził obok lekkim gestem dotknęła jego dłoni. Jakby chciała go poczuć. Nie zwolnił. Nie spojrzał. Nie liczyła na to. Wszedł na scenę. Ucałował w dłoń Niewiastę, której miał towarzyszyć w przedstawieniu. Uścisnął rękę Cialdiniego. Pokłonił się przed publicznością. Widać było swobodę na scenie, która wielu mogła zaskakiwać. Był gotów… *** Bezkres oceanu czarował. Jakub z lubością się jemu oddawał. Karmił zmysły. Głęboko wciągał powietrze. Czuł. Chciał poczuć jak najwięcej. Każdy zapach, drobinka piasku, chłód morskich fal wypełniał jego ciało i duszę. Jakub pozwalał, aby ta energia się przez niego przelewała. Co się stało? Jak to możliwe? Gdzie oni są? To nie ważne. Zdawał się całkowicie to lekceważyć skupiając się na chwili bieżącej. Trwało to chwil parę. Kobieta obok niego. Przez dłuższy, może nawet zbyt długi czas ignorował ją. W końcu ujął delikatnie jej dłoń i spojrzał na nią. W jego obliczu emanował spokój i całkowite skupienie na osobie Barbary. Wyciągnął powoli rękę jakby chcąc dotkną jej policzka. - Czuje… jakbym tęsknił za Tobą. Jakbym Ciebie znał, a później zniknęłaś.
__________________ To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce. |
16-07-2021, 22:55 | #17 |
Reputacja: 1 | Basia snuła się blada i zniechęcona po pokładzie. Potrzebowała powietrza i przestrzeni. Już – zdecydowanie – nie chciała mieszkać na Batorym. Tęskniła do swojego pokoju na Powiślu, małego, ale stabilnego. Teraz wydawał się tak odległy.. wspomnienie o Warszawie wydawało się blednąc z każdą milą morską. Na logikę nie miało to sensu, przecież wspomnienia zacierają się w miarę upływu czasu, nie odległości. Ale tak czuła. Snuła się wiec po pokładzie, starannie unikając towarzystwa oraz wizyt w restauracjach. Sama zapach jedzenia przyprawiał ją o mdłości, z płynów żołądek tolerował wyłącznie wodę, którą z upływem czasu zastąpiła bulionem, donoszonym przez jednego z miłych stewardów. Załoga Batorego wydawała się wiedzieć, czego pasażerowie potrzebują, bo nie ją jedną ratowano bulionem. Mimo że wybierała mniej uczęszczane podkłady i unikała najbardziej popularnych miejsc, cały czas miała wrażenie, że ktoś ja obserwuje. Chociaż nikogo nie zauważyła. Zaczaiła się nawet ze dwa razy za załomem wąskiego przejścia i czekała, ale nikt nie nadszedł. Potem wróciła po swoich śladach – znów nikogo nie spotkała. Mimo to nie mogła się pozbyć drażniącego wrażania, że ktoś za nią idzie. Czy to jej tajemniczy, nocny gość? Zarumieniła się, przypominając sobie fantazje na jego temat, które przyszły do niej, kiedy on zniknął. A może to raczej ten włamywacz z pierwszej kajuty? Przestraszona, postanowiła poszukać towarzystwa swoich nowych znajomych na wieczór. I tak trafiła na pokaz iluzjonisty. Od razu zorientowała się, że nie jest to miejsce dla niej. Było zbyt tłoczno , za duszno i za głośno. Dopiła swoja niegazowaną wodę (gazowana , jej zdaniem, zbyt przypominała alkohol) i zaczęła podnosić się, aby zniknąć po angielsku. I w tym samym momencie reflektor wydobył z mroku jej sylwetkę. Zastygła, jak ćma przyszpilona do tablicy. Niezdolna do żadnego ruchu. Nie pamiętała, jak znalazła się na scenie. Jednego była pewna – to nie była jej decyzja. Scena zniknęła, zamiast niej pojawiała się plaża. Było zimno. Lodowato, jakby ktoś wyssał ciepło. Zadrżała. A potem jej spojrzenie skrzyżowało się za spojrzeniem mężczyzny. Pierwsze skojarzenie było ciepłe, pozytywne – dziewczyna poczuła ze swoim towarzyszem coś na kształt więzi. Jakby się znali… Ujął jej dłoń. I wtedy pojawiała się druga fala skojarzeń – mężczyzna jawił się jako człowiek zły, przesiąknięty do szpiku kości mroczną obsesją, której natury nie jest ona do końca świadoma. Skojarzanie było odległe, jakby nie dotyczyło jej towarzysza, tylko kogoś z bardzo odległej przeszłości. Nie jego przodka, ale właśnie jego z odległej przeszłości. Wyciągnął dłoń w stronę jej twarzy, Barbara krzyknęła, przerażona, wyrwała dłoń i pobiegła przed siebie. Prosto w spienione grzywy fal, których lodowaty łomot mieszał się z dźwiękiem bębnów z jej wizji - snu. Tam tam, tam tam, tam tam tam.
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |
19-07-2021, 23:24 | #18 |
Bradiaga Mamidlany Reputacja: 1 |
__________________ I never sleep, cause sleep is the cousin of death Ostatnio edytowane przez Ribaldo : 20-07-2021 o 02:37. Powód: literówki i stylistyka |
29-07-2021, 22:24 | #19 |
Reputacja: 1 | Cisza była upajająca. Przyjęła ją, przygarnęła, ukoiła. Studziła rozpalone ciało i głowę lepiej niż lodowata woda wokół. Basia czuła ogarniający ją spokój. Wkrótce jej stopy dotknęły podłoża a całe ciało ustabilizowało się na stałym gruncie. Stała pewnie, spokojna. Nie rozumiała tego, co się właśnie zdarzyło. Źle. Rozumiała, oczywiście – magik poddał ich hipnozie, z jakiegoś powodu okazała się bardzo podatna (co było dziwne, bo przecież była trzeźwo spoglądającą na życie osobą, doktorantką, twardo stąpała po ziemi) . A to, czego doświadczała, okazało się bardzo realne. Realne i nierealne na raz, bo przecież pod woda nie da się oddychać, prawda? A ona oddychała. No i ten mężczyzna. Jej towarzysz ze sceny. Czy możliwe było, że doświadczali tej samej iluzji? Czy po prostu on był fragmentem jej? Nie wiedziała. Ale bała się go. Drgnęła i to drgnięcie przerwało kokon ciszy wokół niej. Usłyszała coś. Bębny, znajomy dźwięk, odległy, przytłumiony. Dźwięk przywołał wspomnienia: polana, ognisko, ciała. Nagie, spocone, rozpalone. Gąsior, miód, zbyt słodki, zbyt mocny. - Pij siostro. - Tańcz, siostro. Orgia. To pamiętała. Ale teraz.. było coś więcej. Tamte wspomnienia było nieco rozmyte, może trochę żenujące, ale przyjemne. Pasowały do jej pragnień (lub budziły te pragnienia, sama nie wiedziała). Ale tutaj… ona rozciągnięta, wypatroszona, nieżywa. Nieżywa. Założyli ją w ofierze. Próbowała zracjonalizować to, co widziała, ale nie była w stanie. Lęk, pierwotny, gadzi, wzbierał w niej nieprzerwaną falą. Próbowała go opanować, ale nie była w stanie. Wszystkie techniki które znała, zawodziły. Lodowate przerażenie rozlało się w jej ciele, wypełniło żyły i tętnice, zmrażając krew. Krzyczała, choć nie była w stanie otworzyć ust. Krzyczała.
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |
31-07-2021, 13:25 | #20 |
Reputacja: 1 | Głosy mieszały się w kakofonię dźwięków. Obrazy zlewały w jedno. Ale podczas gdy wizja była hipnotyczna i nasuwała narkotyczne skojarzenia, tak fonia zwyczajnie drażniła. Jakub szedł, sam nie wiedząc dokąd i lekko się uśmiechał. Tak jakby poprawna mina miała zażegnać pytań czy złych spojrzeń. W rzeczywistości nie wiedział, czy ktokolwiek patrzy. Zebrani byli jak rozmyta i falująca zbieranina kolorów i kształtów. Ale te dźwięki! Muzyka, rozmowy, gra sztućców i kieliszków mieszała się z szumem wiatru i łoskotem fal rozbijających się o brzeg. Nagle dotyk sprawił, że Jakub spłynął w dół i stanął na ziemi. Znów wzrok się wyostrzył i dostrzegł przed sobą kobietę. Burza ciemnych włosów, uśmiech, pytanie zawieszone w powietrzu. O coś spytała. Jakub usiadł na krześle, które wyrosło jak z pod ziemi. Chwilę później w jego ręku pojawił się kieliszek wódki. Nie przepadał za czystą. A jednak teraz przyciągała go. Obiecywała spokój i oderwanie. Zdawała się najlepszym co mogło go spotkać. Jakub uniósł wzrok i dostrzegł kobietę, która wpatrywała się w niego. Cień uśmiechu, gdy ich spojrzenia się spotkały. Naturalny seksapil mieszał się z wyraźną troską. - Napij się. Lepiej się poczujesz. Od kiedy byli na ty? Czy ja w ogóle ją znam? Jakub pamiętał każde ich spotkanie, spojrzenie, myśl jaka mu wówczas towarzyszyła. Nawet teraz kręciło mu się w głowie. Mieszające się obrazy sprawiały, że nie potrafił zaufać swoim zmysłom. Ale gorzej radził sobie z kakofonią dźwięków. O dziwo oddech i zapach Burzy Ciemnych Włosów uspokajał. Fale uspokajały się, obrazy wyrównywały. Palący smak rozlał się w gardle. Jakub wciągnął głęboko powietrze i po chwili wypuścił. Smakowało… niczym. Czuł jedynie palący smak, zapach Burzy, falujące myśli. - Nie – nagle zerwał się z krzesła. To wszystko było nie tak. Rozejrzał się w koło i zorientował się że nie czuje już zapachu morza! Przeszył go nagły lęk. Jakby coś stracił. Burza spoglądała na niego lekko przestraszona. Ruszył spiesznym krokiem wymijając stoliki. Kogoś potrącił, o jakiś rękaw się otarł. Kelner widząc jego pęd zatrzymał się i przepuścił przodem. Jakub niemal wybiegł z sali. Znany mu doskonale korytarz, w prawo, znów w prawo i drzwi prowadzące na pokład zewnętrzny. Biegł już wstrzymując powietrze. Brakowało mu tchu, ale dopadł do klamki i szarpnął za drzwi. Morskie powietrze uderzyło w niego wszystkimi zmysłami. Pragnął go. Pragnął jej.
__________________ To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce. |